Gotowi na wielkie odliczanie? Za to, co teraz czytacie pewnie macie mi ochotę urwać łeb przy samej... wiecie czym, ale niestety tak już w życiu jest, że coś się zaczyna, a coś się kończy. To przedostatni rozdział z głównego opowiadania, z którym lada moment będziemy musieli się pożegnać. Mam jednak dla was kilka niespodzianek, więc zajrzyjcie w odpowiednie zakładki, jeśli chcecie choć trochę poprawić sobie nastrój ;)
Co do nowego opowiadania, to nie będzie ono publikowane zaraz po zakończeniu bieżącego. Jest kilka spraw organizacyjnych, którymi podzielę się z wami już teraz, a pewnie jeszcze powtórzę przy następnej notce. Otóż nowa historia nie jest tak rozbudowana, jak obecna. Ma zdecydowanie mniej rozdziałów, w tym prolog i epilog, których ta nie posiada, ale są one o wiele dłuższe, niż te, które jeszcze czytacie. Co za tym idzie czas oczekiwania na nowy fragment historii też się niestety wydłuży i to znacznie, ponieważ rozdziały będą się pojawiać prawdopodobnie raz w miesiącu. Jeszcze nie wszystko zostało rozstrzygnięte w tej kwestii, ale szykuje się dużo zmian. Nie wiem, kiedy się przed wami zdradzę odnośnie reszty moich planów, ale waham się między ostatnią notką z bieżącej historii a prologiem nowej; zapewniam was jednak, że nie będą to smutne wiadomości.
To by było na tyle póki co ze spraw organizacyjnych i zapraszam na rozdział 54, w którym dzieje się... oj trochę się dzieje, co mam nadzieję choć trochę podniesie was na duchu,
Realistka
* * * * *
Przy stole w jadalni państwa Malfoy
panowała ciężka, żeby nie powiedzieć grobowa atmosfera. Przygotowane śniadanie
już dawno wystygło, zresztą nic nie miało w sobie smaku, od kiedy przyszło im
opiekować się chorą ciotką. Nawet najmocniejsza, najczarniejsza kawa smakowała
nijako; wszystkie potrawy zlewały się w jedno, tworząc bezpłciową papkę
niezdatną do jedzenia. To już kolejny dzień, gdy Yves nie opuszcza pokoju, nie
je nawet przynoszonych posiłków, choć ostatnio wmusiła w siebie sporą część
drugiego dania. Jej niechęć do kontaktu z rodziną urosła do tego stopnia, że i
pozostałym domownikom żyło się z nią coraz gorzej. Lucjusz zrezygnował z
wszelkich docinków, które miał w zwyczaju kierować pod adresem ciotki. Nie
sprawiały już żadnej przyjemności, skoro może jej nawtykać ile dusza zapragnie,
ale nie usłyszy żadnej zjadliwej odpowiedzi, do których tak bardzo jest
przyzwyczajony. Narcyza również stała się niesamowicie cicha; dnie spędzała na
porządkowaniu domu lub czytaniu książek, przez co rzadko można ją było spotkać
poza biblioteką. Ten okropny zwyczaj tłamszenia w sobie problemów i
roztrząsania ich w samotności sprawiał, że czuła się strasznie zmęczona i nie
mogła skupić się praktycznie na niczym. Gotowanie nie sprawiało jej
przyjemności, litery w powieściach zlewały się ze sobą, a usychające w wazonie
kwiaty w ogóle ją nie obchodziły. Gdyby nie mąż już dawno na każdej komodzie
czy podstawce stałyby paskudne suszki bez grama koloru. Nikt nie potrafił
dotrzeć do Yves, a wszelkie kontakty ze starszą czarownicą zostały ograniczone
do minimum, gdyż po ostatniej rozmowie z Lucjuszem zaryglowała pokój i nie
wpuszczała do niego gości. Państwo Malfoy nie wiedzieli, czy kobieta robi to z
czystej złośliwości, czy też cierpi tak bardzo, że nie chce się z nimi widywać.
Starali się na nią jakoś wpłynąć, ale za każdym razem odpowiadała im głucha
cisza z komnaty, która wprowadziła domowników w stan głębokiej depresji.
Bezradność, której przyszło im doświadczyć przypominała o sobie na każdym
kroku, przez co upływające dni stały się bardzo ponure i nic nie było w stanie
ich rozjaśnić nawet na krótki moment. Aż do dzisiejszego przedpołudnia.
Kawa już dawno zdążyła wystygnąć,
ale zagłębiony w myślach Lucjusz nawet nie zwrócił na to uwagi. Przewracał
bezmyślnie strony porannej gazety, bo nie potrafił skupić się na żadnym
artykule. Poza tym nie było w niej nic, co mogłoby go zainteresować. Narcyza
również nie wyglądała, jakby przeglądany przez nią magazyn kulinarny zawierał w
sobie coś fascynującego. Strasznie zmizerniała w ciągu minionych dni, przez co bardzo
się o nią martwił, ale dobrze wiedział, że żona powie: nic mi nie jest.
Patrzenie jednak na jej bledszą niż zwykle twarz i pogłębiające się sińce pod
oczami jest niezwykle trudne, a towarzysząca temu bezsilność jest tak przytłaczająca,
że nie umie myśleć o niczym innym. Podniósł się w końcu ociężale od stołu
dopijając w pośpiechu zimną kawę i podszedł do kobiety, kładąc ręce na chudych
ramionach i składając na policzku krótki pocałunek. Narcyza wysiliła się na
słaby uśmiech, którym odprowadziła męża do drzwi, by po chwili znów pogrążyć
się w lekturze, której przesłanie wydawało się bardzo zamglone. A przecież to
tylko zwykłe przepisy na zupę szparagową.
Stał przed pokojem Yves, głęboko
zastanawiając się, czy jest w ogóle sens dobijać się do ciotki. Nie wpuściła
nikogo od ostatniej rozmowy, a nawet przestała się w ogóle odzywać, gdy ktoś do
niej przychodził. Depresyjna atmosfera panująca w domu była jednak już tak
daleko posunięta, że należało się wreszcie z nią rozprawić, a przynajmniej
odrobinę naprostować i wytłumaczyć kobiecie, że jej izolacja wpływa na
samopoczucie reszty domowników. Kilka dni, a tyle w zupełności wystarczyło,
żeby odsunęli się od siebie z Narcyzą, a tego znieść już dłużej nie potrafił.
Żywe rozmowy zamieniły się w popukiwania pod nosem, a przebywanie ze sobą
straciło dawną magię i poczucie bliskości. Jeśli Yves zamierza się tak
zachowywać przez cały czas, to nie ma pojęcia, ile uda im się jeszcze
wytrzymać, ale z pewnością nie za długo. Zapukał w końcu odważnie w drewniane
drzwi, lecz tak jak się spodziewał odpowiedziała mu głucha cisza. Spróbował
jeszcze kilka razy, aż w końcu z targającej nim frustracji złapał wściekle za
klamkę, która ustąpiła bez żadnego problemu, co mocno go zaskoczyło. Wejście
bowiem było zawsze zamknięte, a zapewne dodatkowo zabezpieczone paroma
zaklęciami, natomiast fakt, że komnata jest tak po prostu otwarta był mocno
niepokojący. Pierwszy raz czuł takie nerwy, wchodząc do sypialni ciotki, a
przecież nie raz zakłócał jej spokój i naruszał prywatność. Czuł, jakby robił
coś niedozwolonego, za co może spotkać go wyjątkowo surowa kara, a Yves nie
przebiera w środkach. Zamknął za sobą cicho drzwi i rozejrzał się po pokoju,
który w ogóle nie przypominał pomieszczenia, w którym był ostatnim razem; łóżko
starannie posłane, zasłony odsunięte, z toaletki zniknęły wszystkie flakoniki i
pudełeczka z kosmetykami i perfumami, nawet na etażerce nie dostrzegł
popielniczki, z którą ciotka się nie rozstaje. Podszedł do drewnianej szafy i
otworzył ją pomału, jakby bał się, że coś wyskoczy na niego ze środka, ale z
przestrachem stwierdził, że wszystkie półki i wieszaki są puste. Bez namysłu
wpadł do łazienki, w której również panowała sterylna czystość, a gdy wrócił do
sypialni potrafił jedynie tępo przyglądać się meblom, które wyglądały na
nieużytkowane przez dobre kilka lat. Nic nie rozumiał, a nawet zebranie myśli i
skojarzenie ze sobą wszystkich faktów zajęło mu sporą chwilę, choć wciąż nic
nie stało się jaśniejsze. Każdy zakamarek, wszystkie przybory i wyposażenie, a
przede wszystkim przytłaczająca pustka krzyczały do niego, że na próżno szuka
Yves, ponieważ dawno już jej tu nie ma. Wyjechała bez słowa pożegnania, bez
żadnej wzmianki o powrocie, nie fatygując się nawet na zostawienie wiadomości.
Nie myślał racjonalnie i nim się spostrzegł zaczął przekopywać szuflady, w
których znalazł jedynie drewniane dna, przewrócił łóżko do góry nogami i biegał
jak oszalały po pokoju, jakby łudził się, że znajdzie cokolwiek, co zostawiłaby
ciotka, ale na próżno było mieć nadzieję. W takim pobojowisku znalazła go
przechodząca obok Narcyza, którą zaniepokoił fakt, że drzwi od sypialni Yves są
otwarte. Podeszła do męża, który zawzięcie odsuwał szafki od ścian i delikatnie
położyła mu rękę na plecach, na co mężczyzna podskoczył jak oparzony, padając
po chwili z bezsilności na łóżko, a raczej na skotłowaną pościel, którą
przekopał ze trzy razy. Usiadła obok niego i pogłaskała go po zwichrowanych
włosach, obserwując unoszącą się szybko klatkę piersiową i wsłuchując się w ciężki,
urwany oddech. Bałagan, który zastała po wejściu do pokoju z początku ją
przeraził, ale wystarczyło rzucić okiem na dyszącego Lucjusza i na porozwalane
meble, żeby zrozumieć, że Yves opuściła Malfoy Manor i najprawdopodobniej
więcej się w nim nie pojawi. Powinni cieszyć się, że udało im się pozbyć
natrętnej i wyjątkowo złośliwej krewnej, ale oboje czuli jedynie smutek i
głęboki żal. Nie tak miało się to wszystko potoczyć.
- Sądzisz, że wróci? – Spojrzała na
kręcącego głową męża, który podniósł się niezdarnie do pozycji siedzącej i
przytulił ją mocno do siebie, gładząc po chudym ramieniu.
- Ja już nic nie sądzę, Narcyzo –
odparł z cichym westchnięciem, pozwalając żonie położyć się na barku. Był
wściekły, że ciotka wyjechała w tak ciężkim stanie i zaawansowanym stadium
choroby, ale nic nie może już zrobić. Nawet jeśli pojedzie do niej do Francji,
to z pewnością jej tam nie zastanie. Yves dobrze wiedziała, na co się decyduje
i zapewne zdążyła już zatrzymać się w miejscu, gdzie nikt jej nie znajdzie.
Wciąż jednak nie rozumiał, po co to zrobiła, ale powodów może być wiele. – Jak
można być tak skrajnie nieodpowiedzialnym? Jest chora, wycieńczona, a jednak i
tak postawiła na swoim i pojechała. Psia jej mać!
- Przestań, bo to nas do niczego nie
doprowadzi – oburzyła się pani Malfoy, ściskając męża mocno za rękę. Lucjusz
zawsze bardzo martwi się o rodzinę, ale czasem ta troska przysłania mu wszelki
racjonalizm, przez co działa zbyt pochopnie, pakując się często w poważne
kłopoty. Musi się uspokoić i pomyśleć logicznie, co kierowało Yves, gdy
zdecydowała się na wyjazd. Co ważniejsze, mają teraz jeszcze jeden problem, z
którym powinni szybko się uporać. – Trzeba powiedzieć Draco, bo o niego jej
przecież chodziło.
- I co mu powiemy, jeśli sami nic
nie wiemy? – Wzdrygnęła się pod wpływem głosu Lucjusza, który był w stanie
zmrozić nie tylko krew w żyłach, ale każdą istotę spotkaną na drodze. Nie lubi,
gdy mąż popada w stare przyzwyczajenia i staje się na powrót zimny i
niedostępny, ponieważ jest wtedy zdolny poruszyć niebo i ziemię, byleby dostać
to, czego w danym momencie chce. Odsunęła się od niego i poprawiła materiał
koszuli, starając się unikać pustego spojrzenia mężczyzny, który bardzo szybko
zrozumiał postępowanie żony i zwiesił smutno głowę, uświadamiając sobie, że
omal na nią nie wrzasnął jak w przeszłości. – Powiedzmy mu, jak sami się czegoś
dowiemy. Będzie się niepokoił, a może wróciła tylko na kilka dni.
- Wierzysz w to?
- Musimy sami się z nią skontaktować
i wyjaśnić wszystko, a dopiero potem wciągać w to Draco. Tak będzie
bezpieczniej. – Narcyza nie wyglądała na przekonaną, przez co zacisnęła nieco
mocniej wargi i zmarszczyła delikatnie brwi, ale ostatecznie pomysł Lucjusza
był najlepszy, jakim mogli się posłużyć. Angażowanie syna przy jego własnych
zmartwieniach nie jest dobrym rozwiązaniem, a gdy sprawa choć trochę się
uspokoi i uda im się skontaktować z Yves, wtedy będą mogli myśleć, co zrobić
dalej. Bała się jedynie, że Draco prędzej odkryje prawdę, a wtedy nie spocznie,
dopóki nie znajdzie ciotki, gdyż jest tak samo porywczy, jak ojciec.
- To co teraz zrobimy? – spytała
męża, a ten podniósł się z łóżka i podszedł do okna, za którym rozciągał się
widok na przykryty grubą warstwą śniegu ogród. Nie ma pojęcia, od czego powinni
zacząć, ale nie mogą bezczynnie siedzieć. Jednak czy jest sens latać po całym
świecie, gdy ciotka na dobrą sprawę może być wszędzie? W dwójkę nie dadzą rady
jej znaleźć, ale poleganie na synu też nie wchodzi w grę. Kto im zatem jeszcze
pozostaje? Przeciągnął palcami po szkle i zamyślił się głęboko, wpatrując się w
bladą dłoń. Im więcej opcji pomocy rozważał, tym częściej dochodził do wniosku,
że jest tylko jedna osoba, na której może w pełni polegać, oczywiście nie
wspominając o Narcyzie, na której wsparcie zawsze może liczyć. Ktoś, kto wie,
jak się skutecznie ukryć, ktoś, kto zna sposoby na zacieranie śladów i ciche
zniknięcie, a teraz ktoś, kto wiedzie szczęśliwe życie u boku koleżanki z
pracy. Najwidoczniej przyszedł czas na zachwianie spokoju, który zapanował w
życiu Severusa Snape’a.
- Zbieramy grupę poszukiwawczą. –
Uśmiechnął się do żony cały w skowronkach, na co ta pokręciła przecząco głową,
patrząc na męża z niemą prośbą, aby nie chodziło im o tę samą osobę. Gdy
nabrała pewności, że jednak przeczucie ją nie zawiodło, westchnęła z
politowaniem, które nawet odrobinę nie zraziło Lucjusza. – Tak, kochanie.
Nietoperz znowu w akcji.
* * * * *
Mimo że patrzenie na zapłakaną Ginny
nie powinno wzbudzać uczucia szczęścia, to powód, z jakiego dziewczyna wylewała
łzy jest tak niesamowity, że nie sposób odgonić od siebie uśmiechu radości. Kto
by pomyślał, że ruda jest w ciąży i tak bardzo się tym stanem przejęła, że aż
od wszystkich uciekła! Hermiona stała przy Draconie i pani Weasley przepełniona
taką ilością emocji, że sama się dziwiła, gdzie je wszystkie zmieściła. Była
tak dumna z przyjaciółki, że miała ochotę wyściskać ją z całych sił, lecz
zdążył już ją ubiec Zabini, który wiadomość o zostaniu ojcem przyjął jak na
prawdziwego tatusia przystało – płakał, krzyczał, tulił do siebie narzeczoną,
nie przestając zasypywać ją pocałunkami i dotykać jeszcze płaskiego brzucha, w
którym pomału kiełkował owoc ich miłości. Patrząc na nich mogła nie tylko
powiedzieć, że szczerze im gratuluje, ale i zazdrości, choć bynajmniej nie w
negatywnym znaczeniu. Dobrze pamiętała, jak się czuła, gdy dowiedziała się, że
zostanie mamą, a i reakcji Rona nie da się wymazać z pamięci. Byli po prostu
szczęśliwi i nie mogli doczekać się, aż malec przyjdzie na świat. Jest
przekonana, że przed Ginny stoją miesiące ciągłej troski przez Blaise’a, który
nie opuści jej nawet na krok. Dziecko zbliża do siebie jeszcze bardziej, choć
wydaje się, że nic nie jest w stanie połączyć pary mocniej, niż do tej pory. Ta
malutka fasolka kiełkująca pod sercem tworzy nową, najwspanialszą historię i
otwiera kolejny etap w życiu nie tylko rodziców, ale rodziny i przyjaciół. Będzie wspierać rudą z
całych sił, będzie jej oparciem, gdy Zabini nie będzie mógł, zrobi wszystko, by
Ginny poczuła się najwspanialszą matka na świecie, choć dziewczyna zapewne
dobrze o tym wie, a i ukochany będzie jej o tym przypominał na każdym kroku.
Jest jej przyjaciółką, siostrą niezwiązaną krwią, a zatem jej obowiązkiem jest
martwić się, otaczać opieką i być przy niej tak po prostu, żeby czuła, jak
bardzo wszystkim zależy na jej szczęściu. Gdzie jednak w środku, szczególnie w
okolicy serca czuła panoszący się niepokój, który nie dał zamaskować się dumą i
radością. Starała się nie myśleć, czemu Ginny powiedziała jej, że jak dowie się
prawdy, to ją znienawidzi. To jasne, że dziewczyna się bała i wciąż się boi, bo
strach nigdy nie opuszcza matki, nawet jeśli dziecko jest samodzielne i założy
własną rodzinę. Wystarczy spojrzeć na panią Weasley; ile bezsennych nocy
przyszło jej spędzić, ile łez uronić, by poczuła spokój, że córka jest
bezpieczna i znajduje się w dobrych rękach? Matka zawsze zrobi wszystko dla
dziecka, poświęci całe swoje życie, by zapewnić mu ochronę i nie pozwoli
wyrządzić krzywdy, zasłoni własną piersią i przyjmie każdy cios, byle pociecha
nie została zraniona. Ale przecież ona nigdy by nawet nie pomyślała, żeby
zrobić coś dziecku Ginny, więc czemu przyjaciółka uważała, że ją znienawidzi,
gdy dowie się o ciąży? To pytanie nie odstępowało jej na krok, a chęć poznania
prawdy była tak silna, że bez namysłu spytała o to rudą, która na dźwięk głosu
Hermiony zlękła się potwornie i zamknęła w sobie.
- Ginny, czemu powiedziałaś, że będę
cię nienawidzić? – Blaise, Draco i stojąca z boku Molly spoglądali na
dziewczynę z niezrozumieniem. Kasztanowłosa kobieta była jednak tak
zdeterminowana, że za wszelką cenę chciała wyjaśnić wszystko z przyjaciółką,
która ewidentnie unikała jej wzroku, nie mówiąc już o jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Ninny wszystko w porządku? – Ruda
pokiwała twierdząco głową, jednak wciąż patrzyła się w podłogę, ściskając
narzeczonego mocno za rękę. Ten widok sprawił, że serce Hermiony od razu zabiło
mocniej. Przyjaciółka bowiem cierpi z jej winy, ale ona poza chęcią poznania
prawdy nie jest w stanie zrobić nic innego. Powinna czuć do siebie wstręt za to,
co robi, ale odczuwała jedynie strach przed odpowiedzią Ginny, którą miała
nadzieję wkrótce usłyszeć.
- Czemu tak pomyślałaś? Skąd ci to
przyszło do głowy? – pytała zawzięcie, ale gdy chciała podejść do dziewczyny
Draco złapał ją za łokieć i pokręcił przecząco głową, by lepiej tego nie
robiła. Podobną, acz mniej stanowczą prośbę dostrzegła w oczach pani Weasley,
która zaczerpnęła głęboko powietrza i wyminęła ją bez słowa, siadając obok
córki i Blaise’a na podłodze. Ginny trzęsła się bowiem jak osika, nie
przestając miażdżyć dłoni ukochanego w uścisku, a kolejne krople łez
wydostawały się spod spuchniętych powiek, skapując na materiał szlafroka.
Hermiona nie wiedziała co się dzieje, a tym bardziej, co powinna zrobić.
Przyjaciółka bowiem płacze przez nią, ale nie chce podać jej powodu. Czy jest w
ogóle coś, co może zrobić, czy wszystkie działania są z góry skazane na
niepowodzenie?
- Nie płacz, skarbie. Miona nigdy by
cię nie znienawidziła. – Blaise pogładził ukochaną czule po policzku, ale ta
ryknęła na niego, zrywając się z podłogi i podbiegając do wstrząśniętej
przyjaciółki.
- Zostawcie mnie wszyscy! –
krzyknęła, a Hermiona przysunęła się do Dracona, jakby bała się dziewczyna ją
uderzy. – Znienawidzisz mnie! Będziesz mnie nienawidzić zawsze i nigdy mi nie
wybaczysz!
- O czym ty mówisz, Ginny?! – Malfoy
przytrzymał kasztanowłosą dziewczynę, która szamotała się przez moment, lecz w
końcu dała sobie spokój, a z przerażonych bursztynowych oczu pociekły pierwsze
łzy. Wytarła je wierzchem dłoni i spojrzała na przyjaciółkę, za którą stała
pani Weasley, a obok na wózku siedział Blaise. Matka dziewczyny wyglądała
równie żałośnie co córka, natomiast chłopak był mocno zaniepokojony stanem
ukochanej, ponieważ sam nie rozumiał, z jakiego powodu wmówiła sobie tak wierutne
kłamstwo. Panna Granger odezwała się stłumionym i pełnym błagania głosem
licząc, że Ginny otworzy się przed nią. – Powiedz mi, proszę. Powiedz mi, czemu
tak źle o mnie myślisz.
- Nie mogę, bo chcę, żebyś była moją
przyjaciółką! – Weasleyówna trzęsła się w ramionach matki, co jeszcze bardziej
bolało Hermionę, gdyż to ona chciała być dla niej takim wsparciem.
- Jestem nią i zawsze będę! –
zaparła się dziewczyna, lecz tego, co usłyszała od rudej w ogóle się nie
spodziewała.
- Nie będziesz, bo nie chciałam być matką! Nie
chciałam mieć dziecka, o którym ty zawsze marzyłaś! - Momentalnie poczuła się
zdradzona, odepchnięta i niezrozumiana, a gdyby nie trzymający ją Draco pewnie
kompletnie straciłaby kontakt z rzeczywistością. Słowa bolały, zadawały głębokie
rany, z których już sączyła się krew. Przed oczami stanęła jej pogrążona we
śnie twarz Frederica, obrazy z pogrzebu przetoczyły się przez głowę,
rozdzierając serce i duszę, na rękach poczuła ciężar jego malutkiego ciała.
Wszystko bolało; ciało, umysł, padające z ust przyjaciółki słowa. – Bałam się,
rozumiesz?! Bałam się mieć dziecko, które ty straciłaś! Nie wybaczyłabyś mi cokolwiek
bym zrobiła! Nienawidziłabyś mnie za to szczęście i nie wybaczyłabyś, gdybym je
komuś oddała!
- Przestań, Ginny – wtrącił się stanowczo Draco,
widząc targające Hermioną wspomnienia, które zalały jej głowę i wybuchły ze
zdwojoną siłą. Dziewczyna oddychała ciężko i bardzo powoli, błądząc wzrokiem po
zalanej łzami twarzy przyjaciółki. Chciał jej oszczędzić tego bólu, ale wiedział,
że już za późno. Powinien zabrać ją stąd jak najszybciej, ale Granger była
sparaliżowana i nie ruszyła się nawet na krok.
- Hermiono, ja nie chciałam. – Głos Ginny był
pełen skruchy, ale kasztanowłosa dziewczyna była na nią kompletnie głucha.
Czuła jedynie niewysłowione cierpienie, które zadała jej osoba, po której nigdy
by się czegoś takiego nie spodziewała. Nie panowała nad umysłem, ani tym
bardziej ciałem. Bez skrupułów wymierzyła przyjaciółce siarczysty policzek, po
którym o dziwo nie poczuła żadnych wyrzutów sumienia, ale też nie doświadczyła
ulgi. Zignorowała dramatyczny krzyk pani Weasley, która zamknęła córkę w
objęciach, a na Blaise’a nawet nie spojrzała, gdyż wiedziała, że dostrzeże w
jego oczach czystą pogardę.
- Jak mogłaś? – spytała głucho trzymającej się
za zaczerwieniony policzek i chowającej się w ramionach matki Ginny.
- Nie chciałam – wybąkała przez łzy, które ani
trochę nie ruszyły Hermiony. Była wściekła i rozczarowana postępowaniem
przyjaciółki. Nie sądziła, że tak bliska jej osoba może myśleć o niej w ten
sposób. Była pewna, że gdyby nie Draco, który mocno złapał ją za ręce w stronę
rudej pofrunąłby kolejny policzek. – Nie chciałam cię zranić.
- Pozbywając się dziecka lub myśląc, że będę ci
źle życzyć? – warknęła do dziewczyny, która w kółko powtarzała „przepraszam”.
Cichy głos Malfoya, trzymającego ją za ręce ani trochę jej nie uspokajał, ale
pozwalał trzymać nerwy na wodzy, które najchętniej spuściłaby ze smyczy. Ginny
nigdy nie będzie świadoma, jak bardzo ją ubodła, nigdy nie zrozumie uczuć,
które się w niej zrodziły pod wpływem wyznania. Jak mogłaby nienawidzić jej z
powodu dziecka?! Czemu aż tak źle o niej myśli?! Zrobiłaby wszystko, by
przyjaciółka nie musiała przechodzić przez piekło, którego przyszło jej
doświadczyć. Wspierałaby ją i cieszyła się jej szczęściem najmocniej na
świecie. Ta jednak wolała zrobić z niej potwora, który posunąłby się do
wszystkiego, byleby nie czuła radości z bycia matką. Miała rację, że nigdy jej
tego nie wybaczy. Nie zapomni, jak została przez nią potraktowana i do końca
życia będzie chować do niej urazę. – W takim razie możesz być z siebie dumna.
- Miona! – krzyknęła za kasztanowłosą, która
wyszarpnęła się z uścisku blondyna i wyszła z domu, trzaskając mocno drzwiami.
Do tej pory Draco nie chciał się mieszać do rozmowy, ale widząc stan obu
dziewcząt nie mógł tak po prostu stać z założonymi rękami. Niestety ani do
jednej, ani do drugiej nic dziś nie dotrze i jedyne, co może zrobić, to
uspokoić je i pozwolić opaść nerwom, których doświadczyli stanowczo zbyt dużo.
- Dajcie jej ochłonąć i porozmawiajcie z nią,
jak się trochę wyciszy – odezwał się do Molly i Blaise’a, wystawiając dwie
walizki na zewnątrz. Zabini przytaknął przyjacielowi głową, natomiast pani
Weasley kompletnie go zignorowała, czemu właściwie w ogóle się nie dziwił. – Ja
pogadam z Granger, ale niczego nie obiecuję.
- Nie wybaczy jej tego. – Spojrzał na smutnego
Diabła, który gładził ukochaną po plecach. Obdarzył go pokrzepiającym uśmiechem
i poklepał po zdrowym ramieniu.
- Z pewnością nie od razu, ale pogodzą się.
Trzymaj się i wracaj szybko do zdrowia. – Skinął Molly głową i opuścił
mieszkanie Weasleyów, kierując się z walizkami do wyjścia z podwórka, szukając
po drodze Hermiony. Nie mógł uwierzyć, że Weasleyówna myślała, że Granger
znienawidzi ją z powodu dziecka. Owszem, gdyby je oddała, a co gorsza, gdyby
chciała usunąć ciążę, wtedy byłby w stanie zrozumieć jej obawy. Podejrzewał, że
nawet Blaise nie byłby wyrozumiały w takiej sytuacji. Ale na miłość boską, jak
można wmówić sobie takie kłamstwo, że najlepsza przyjaciółka będzie jej
złorzeczyć tylko dlatego, że sama straciła niemowlę? Przecież to stek bzdur i
totalne bujdy na resorach! Powie to każdy, kto choć w najmniejszym stopniu zna
Granger! Ona nie jest zawistna, nie obraca się od ważnych jej osób, a już z pewnością nie jest podła i nigdy nie dałaby
nawet odczuć Ginny, że zazdrości jej dziecka. Co zatem skłoniło rudą do tak
absurdalnych myśli? Musi porozmawiać z Hermioną, wytłumaczyć jej sytuację na
spokojnie i mieć nadzieję, że pewnego dnia zrozumie postępowanie przyjaciółki i
wybaczy jej. Będzie to trudne, bo kasztanowłosa potrafi chować w sobie urazę
bardzo długo, ale wierzył, że uda mu się ją przekonać i spojrzy na sprawę
bardziej racjonalnie, niż przed chwilą. Na szczęście znalazł ją na głównej
drodze prowadzącej z domu Weasleyów, choć właściwie nie rozumiał, czemu
dziewczyna nie teleportowała się do mieszkania. Nie miał jednak czasu na
gdybanie i szybko ją dogonił, lecz Hermiona naskoczyła na niego, gdy tylko się
do niej zbliżył.
- Nie odzywaj się do mnie ani jednym słowem,
jeśli masz zamiar ją usprawiedliwiać.
- Dobrze, ale… - Granger przyspieszyła kroku, co
wydawało się niemożliwe, gdyż śniegu było prawie za kolana, a jednak ta
niestrudzenie brnęła przed siebie, nie odwracając się nawet do taszczącego
walizki Malfoya.
- Nie wybaczę jej tego nigdy, rozumiesz? Możesz
błagać na kolanach, ale za to, co o mnie myślała nie zamierzam więcej się do
niej odezwać.
- Granger, posłuchaj. – Próbował wpłynąć i
zatrzymać jakoś kobietę, ale w obecnej sytuacji niewiele mógł zrobić poza
nieporadnym gonieniem jej w białych zaspach. A ta zabawa coraz mniej mu się
podobała.
- Wiesz jak to boli? – spytała, choć nie
oczekiwała odpowiedzi. – Najlepsza przyjaciółka wbija ci nóż w plecy i jeszcze
mówi, że nie chciała cię zranić! Jak mogła myśleć, że znienawidzę ją z powodu
dziecka?!
- Może po prostu…
- Bo nie mam własnego? Bo straciłam Frederica?
Tym bardziej powinna wiedzieć, że będę życzyć jej szczęścia, a nie ubliżać i
odwracać się od niej tylko dlatego, że sama nie mogłam być matką! Jak mogła
zrobić ze mnie taką egoistkę?!
- Dość tego! – krzyknął wystarczająco głośno, by
dziewczyna podskoczyła w miejscu omal nie wywracając się o własne nogi. Puścił
dwie walizki w śnieg i wygrzebał z kurtki paczkę papierosów, z której wyciągnął
jednego i odpalił za pomocą schowanej w kieszeni zapalniczki. Kłęby gęstego
dymu wzbiły się w powietrze, które dzisiejszej nocy było wyjątkowo wilgotne.
Hermiona przypatrywała mu się z niezrozumieniem, obserwując jarzącą się w
ciemności końcówkę papierosa i starając się dostrzec twarz blondyna, choć
wiedziała, co na niej znajdzie; jawne poirytowanie i zmęczenie były najlepiej
pasującymi do stanu arystokraty opisami.
- Mogłeś palić w trakcie… - Nie udało jej się
dokończyć, ponieważ Draco warknął do niej wściekle, zbliżając się z bagażami i
chwytając ją dość agresywnie za dłoń.
- Przymknij się na moment, Granger. – Poczuła
się dotknięta słowami blondyna, ale wedle rozkazu nie odezwała się do niego, co
mężczyzna przyjął z wyraźną ulgą, gdyż ton jego głosu od razu uległ zmianie,
nie budząc w niej więcej strachu, jak ten dotychczasowy. – Uspokój się i
przemyśl sobie to wszystko jeszcze raz, gdy już ochłoniesz. Ginny po prostu się
bała, jak zareagujesz. Tak ciężko to zrozumieć?
- Tak, bo nie potrafię pojąć, jak mogła myśleć,
że ją znienawidzę.
- Może po prostu źle to ujęła. – Zaciągnął się
papierosem, nie zważając na parsknięcie dobiegające ze strony Hermiony.
- Tak, a radość pomyliła jej się z nienawiścią.
Bardzo śmieszne, Malfoy.
- Po prostu uważam, że nie miała nic złego na
myśli, a już z pewnością nie chciała zrobić z ciebie egoistki. – Wyrzucił
używkę w śnieg i złapał za walizki, a następnie bez wcześniejszego uprzedzenia
teleportował ich przed tylne wejście do kawiarni dziewczyny. Ta na miejscu od
razu wyszarpała dłoń z uścisku i zaczęła przeszukiwać kurtkę w celu znalezienia
kluczy od mieszkania. Była teraz nie tylko wściekła na Ginny, ale i na Dracona,
który śmiał twierdzić, że przyjaciółka nie zrobiła nic złego, a nawet więcej,
powiedziała te wszystkie bolesne słowa, bo miała na uwadze jej reakcję. To było
niczym mentalny policzek i to podwójny, bo chociaż ruda jej nie uderzyła, to
czuła się, jakby dostała od niej w twarz.
- Jeśli chcesz wiedzieć, to zrobiła ze mnie
najgorszego potwora, bo chciała zasłonić swoją głupią decyzję mną. – Sprawdziła
kolejny raz kieszenie, aż w końcu znalazła klucze i włożyła je agresywnie do
zamka, lecz blondyn złapał w ostatnim momencie za klamkę i nie pozwolił jej
wejść do środka. Granger chce uciec i odciąć się od logicznych wyjaśnień, które
mogłyby postawić ją w złym świetle, a wszyscy dobrze wiedzą, jak dziewczyna nie
lubi przegrywać. Niestety u Malfoya instynkt zwycięstwa jest znacznie
silniejszy i nie pozwoli jej od tak zwiać, jakby nic się nie stało. – Co? Nie rozumiesz?
Chciała pozbyć się dziecka, a potem zwaliłaby winę na mnie, że niby to z obawy,
że depresja po śmierci Frederica może wrócić, a ona, jako wspaniała
przyjaciółka poświęciła się dla mojego dobra. Przekonują cię takie brednie? Bo
mnie jakoś nie!
- Po pierwsze, zachowujesz się fatalnie w
stosunku do Ginny, bo myślisz, że byłaby zdolna usunąć ciążę. – Hermiona już
otwierała usta, by zaprzeczyć, ale Draco okazał się znacznie szybszy, przez co
mogła jedynie skrzyżować ręce na piersiach i wsłuchiwać się w jego
umoralniający głos, bo nawet na moment nie dał jej szans dojść do słowa. – Po
drugie, powinnaś być wdzięczna przyjaciółce, że miała cię na uwadze i martwiła
się o ciebie, a co więcej, powinnaś z nią porozmawiać i okazać jej wsparcie
zamiast skupiać się na sobie i nie dostrzegać, ile była w stanie dla ciebie
poświęcić. Po trzecie, jestem cholernie zmęczony i zły, że wyżywasz się na
mnie, bo nie potrafiłaś zapanować nad sobą w jej obecności. Więc uspokój się
wreszcie i przemyśl to sobie jeszcze raz, a może dojdziesz do innych wniosków,
których zdajesz się nie dostrzegać.
- Fantastycznie. Udało ci się zrobić ze mnie
winną. Jesteś z siebie zadowolony?
- Bardzo, a teraz właź do środka i przestań w
końcu marudzić. – Otworzył przed kobietą drzwi, jednak ta zaparła się z całych
sił, jakby chciała pokazać mężczyźnie, że po stokroć bardziej woli spać na
śniegu, niż przebywać z nim w jednym pomieszczeniu. Draco spojrzał na nią z
jawnym politowaniem, które jeszcze bardziej rozjuszyło dziewczynę, a gdy westchnął
przy tym z dezaprobatą omal nie rzuciła mu się do gardła z wściekłości. Blondyn
nic nie robiąc sobie ze strojącej fochy dziewczyny złapał za bagaże i wszedł
trochę nieporadnie do środka, lecz wystarczyły zaledwie dwa kroki, by upuścił
walizki, a na głowę zwalił mu się dziwny przedmiot, którym ktoś zaczął go
okładać z całych sił. Hermiona zaniepokojona dziwnymi dźwiękami dobiegającymi z
mieszkania zerknęła do środka, a gdy dostrzegła Malfoya obrywającego od kogoś
miotłą natychmiast wpadła do korytarza i zapaliła światło, jednak ataki na
blondyna w ogóle nie ustały. Jeszcze przez dłuższą chwilę patrzyła się na
Pansy, która nie wiedzieć czemu lała arystokratę kompletnie nie zważając na
miejsca, w które uderza. Panna Granger cieszyła się jedynie, że nie użyła do
tego drewnianego trzonka, bo mogłoby się to źle skończyć dla Dracona.
* * * * *
Severus nigdy nie lubił Gryfonów.
Uważał ich za osoby kompletnie pozbawione zdolności racjonalnego myślenia,
impertynenckie i w gorącej wodzie kąpane, a na dodatek z gębą równie
niewyparzoną, co horda żab w trakcie godów, zasłaniające się przy tym niczym
nie popartą odwagą będą wytworem ich szalejących w młodocianych ciałach
hormonów. Innymi słowy ma ich za najgorsze zakały na świecie, których mózgi
nadają się co najwyżej do gry w quidditcha, choć to i tak komplement, jak na tę
bandę idiotów. Szczególnie zaś pałał niechęcią do niejakiego Harry’ego Pottera,
który ma to szczęście, że jest synem Lily, bo inaczej wziąłby go za nieudaną
próbę skrzyżowania osła z małpą, choć od genów Jamesa nie można za dużo
wymagać. W każdym razie ta wyjątkowo nadpobudliwa, niedorozwinięta i uciążliwa
jak odcisk na stopie osoba siedzi przed nim bezkarnie, jakby znów był na lekcji
eliksirów, mając go dokładnie tak samo w poważaniu, jak na zajęciach szkolnych.
Różnica polega jednak na tym, że tym razem Potter nie ma problemu z uwarzeniem
jednej z mikstur, a kompletnie nie rozumie, na czym polega bycie mężem i ojcem.
W tym wszystkim Severusa interesowało wyłącznie jedno, a mianowicie, czemu
akurat jemu przypadła rola nauczyciela tej jakże diabelnie trudnej sztuki, jaką
jest życie rodzinne.
Poranna gazeta, która niegdyś była
świeżutkim wydaniem Proroka Codziennego obecnie nie nadawała się nawet do
przerobienia na papier toaletowy. Były mistrz eliksirów ściskał ją bowiem w
dłoni z całych sił, patrząc się wściekłym wzrokiem na siedzącego przy stole
Harry’ego, który nawet nie śmiał podnieść głowy na chodzący postrach Hogwartu.
Zresztą patrzenie na Snape’a nigdy nie kończyło się dobrze, więc wolał oszczędzić
sobie fatygi i przyjąć kazanie w bezpiecznej pozycji, jaką było kulenie się za
blatem. Do tej pory zawsze skutkowało, więc może i tym razem zadziała. W
mgnieniu oka przekonał się, jak płonne były jego nadzieje, gdy w kuchni
rozbrzmiał lodowaty głos profesora mieszający się z dźwiękiem zgniatania gazety.
- Potter jesteś synem wiatru i kurzu
potocznie zwanym tumanem. – Przytaknął starszemu mężczyźnie, lecz uzyskał
zupełnie inny efekt od odczekiwanego, gdyż Severus bez namysłu zdzielił go
zwiniętym papierem w głowę, a potem po prawił po nim ręką. Harry patrzył się na
niego z niedowierzaniem, ale nie odezwał się, mimo że język świerzbił go jak
cholera, nie wspominając już o rękach, które chętnie zacisnąłby wokół
wychudzonej szyi nauczyciela. – I na co się tak patrzysz ciemna maso? Masz
minę, jakby ci ojciec kakao w tyłku mieszał.
- No z tym to pan profesor
przesadził. – Roztarł pobolewające miejsce, ale nim się spostrzegł oberwał w
nie ponownie, a po chwili dostrzegł przed sobą rozjuszoną twarz Snape’a, który
wyglądał, jakby chciał rozszarpać go na strzępy. Przypomniały mu się lekcje
oklumencji, na których mężczyzna zawsze miał okropny humor i rugał go dosłownie
za najmniejsze przewinienie.
- Jesteś już tak głupi, że teraz
możesz tylko zmądrzeć. Dlatego radzę ci słuchać uważnie, co mam do powiedzenia,
bo wiesz, jak nie lubię się powtarzać. – Ostatnie zdanie wymówił w tak
przerażający i dobitny sposób, że Harry miał wrażenie, jakby je przeliterował.
Mógł się spodziewać po nim wszystkiego, ale gdy wracał do domu po długim i
męczącym dyżurze ostatnią rzeczą, o której by pomyślał było prawienie kazań
przez byłego nauczyciela. Na dodatek o czym? A no o tym, że jest
nieodpowiedzialny, niewychowany i tępy, bo nie potrafi zająć się żoną i córką.
Tylko kto mu dał przyzwolenie na wpychanie tego długiego, szpiczastego nochala
w nieswoje sprawy?
- Nie powinno profesora interesować…
- Ty synarze jambiczny! – Zamachnął
się trzymaną w dłoni gazetą, jednak zdecydował się na tym poprzestać. Jeszcze
może mu się do czegoś przydać. – Jesteś chodzącym dowodem na to, że ewolucja
może przebiegać wstecz! Twoja matka i ojciec w grobie się przewracają, widząc
jak traktujesz żonę i córkę. Myślałem, że zdążyłeś już osiągnąć najwyższy
szczyt głupoty, ale okazuje się, że potrafisz wzbić się jeszcze wyżej.
- Ale co ja niby takiego robię?! –
krzyknął do Severusa, który uniósł wysoko podbródek, obrzucając okularnika
wyniosłym i pogardliwym spojrzeniem. Miał dość tego, że każdy czepia się go o
pracę i potrafi jedynie wyzywać go od idiotów, choć jak do tej pory Snape jest
jedynym, który używa do tego wyrafinowanego słownictwa. Co nie znaczy, że
będzie to tolerował i przytakiwał mu na każdym kroku, mimo że początkowy plan
właśnie takie działanie zakładał. – Co jest złego w tym, że chcę im zapewnić
bezpieczne życie?! Robię to dla nich, bo nie chcę, żeby kiedykolwiek czegoś im
brakowało. Tak ciężko to pojąć?
- Wiesz co? Masz szczęście, że
oddychanie to odruch bezwarunkowy, bo sam byś go nie opanował. A teraz siadaj
na dupie i przyjrzyj się swemu żałosnemu życiu. – Harry nawet nie zauważył,
kiedy podniósł się z krzesła, które przewróciło się na podłogę. Mimo wszystko
podniósł je z typową dla siebie niechęcią i usiadł posłusznie, krzyżując przy
tym ręce na klatce piersiowej. Nie rozumiał, co Snape miał na myśli, każąc mu
przeanalizować swoje życie, toteż po prostu patrzył się na niego, oczekując
kolejnej lawiny krytyki, która z pewnością go nie ominie. Tak jak się
spodziewał, Severus westchnął przeciągle i odezwał się typowym zjadliwym
głosem, którym miał w zwyczaju obdarzać wszystkich uczniów w Hogwarcie. Trzeba
było mu przyznać, że mimo emerytury dalej wiedział, jak wzbudzić w człowieku
strach, a przy tym nie zachwiać niepodważalnego autorytetu. – Widzę, że ciągle
nie rozumiesz.
- Bo nie wiem, co mam zrozumieć –
odpowiedział buńczucznie Harry, za co były mistrz eliksirów bez ostrzeżenia
kolejny raz uderzył go gazetą po głowie.
- Będziesz dostawał za każde nie
wiem, nie umiem, nie rozumiem, nie potrafię i żeby było jasne, nie ma żadnej
taryfy ulgowej. – Usiadł obok chłopaka nie wypuszczając rulony z dłoni, a wręcz
ostentacyjnie kładąc go na blacie. Widocznie musiało poskutkować, gdyż
Potterowi wyraźnie zrzedła mina, a pierwszy zniknął z niej pretensjonalny
uśmiech. – Stoczyłeś się na takie dno, że nawet mnie jest ciebie żal, a wiesz,
jak lubię patrzeć na twoje upadki. Ale do rzeczy. Czy wiesz, czemu siedzisz tu
dziś sam jak palec, zamierzając upić się do nieprzytomności zamiast tulić córkę
do snu i baraszkować z żoną pod kołdrą?
- To ostatnie mógł profesor ominąć.
- Nie zachowuj się jak dorosły
prawiczek z mentalnością marzycielskiej nastolatki. Jesteś w takim wieku, że
twoje lędźwie nie powinny uznawać żadnych zasad moralnych, jeśli chodzi o
Pansy, a ty wolisz całymi dniami gwałcić dokumentację medyczną długopisem. –
Harry otwierał już usta, żeby stanowczo zaprzeczyć, a przy tym stanowczo
poprosić nauczyciela o zmianę tematu, jednak srogi wzrok Severusa skutecznie
uwięził mu głos w gardle, wobec czego był jedynie w stanie westchnąć głośno i
spuścić głowę, jakby wstydził się pokazać profesorowi twarz, co w sumie było
prawdą. Snape jednak w ogóle nie wyglądał na wzruszonego postawą chłopaka. –
Pytam się, czy wiesz, dlaczego siedzisz tu sam?
- Nie wiem – odparł bez namysłu
Harry, za co starszy mężczyzna bez wahania sieknął go gazetą. Dodatkowo
wyglądał, jakby ta zabawa bardzo mu się podobała, czego z kolei nie można było
powiedzieć o Potterze. – Czemu musi mnie profesor bić?
- Czemu, pytasz. Głupie pytanie, a
odpowiedź jest prosta. Bo tak chcę. – Posłał ku niemu pełen satysfakcji
uśmiech, postukując gazetą o stół. Chłopak zrozumiał, że nie uda mu się wygrać
z postrachem Hogwartu, toteż od tej pory postanowił pilnować się, jeśli chodzi
o dobór słownictwa. Do głowy bowiem mu nie przyszło, żeby choć na chwilę zastanowić
się nad pytaniem nauczyciela, co rozwiązałoby przynajmniej część problemu.
- Siedzę tu sam, ponieważ Pansy
wyszła z Lilly i nie wzięła mnie ze sobą. – Miał ochotę uśmiechnąć się dumnie
do Snape’a, lecz zrezygnował, gdy ten zacisnął mocniej palce na resztkach
Proroka Codziennego i wbił w niego mordercze spojrzenie. Momentalnie poczuł
rozchodzące się po ciele ciarki, a na karku pojawiły się pierwsze krople
zimnego potu, choć właściwie mógł to sobie wszystko uroić. Jedno natomiast jest
pewne, a mianowicie Severusowi wyraźnie kończyła się cierpliwość, którą nigdy
jakoś specjalnie nie grzeszył.
- Pansy wyszła dobre cztery godziny
temu i nie zamierza już tu wrócić. Masz minutę, żeby się zastanowić, co jest
tego przyczyną i znaleźć rozwiązanie – warknął wściekle w jego stronę,
ostentacyjnie patrząc na zegarek, przez co Harry zrozumiał, że mężczyzna nie
żartuje, a jeśli się spóźni lub co gorsza nie poda mu zadowalającej odpowiedzi
kolejny raz oberwie gazetą. Z tym, że nie miał bladego pojęcia, czemu nie zastał
żony i córki po powrocie do domu, a bynajmniej niezadowolonego z jego obecności
profesora, który zapewne nie czekał na niego z obiadem, mimo że z tylnej
kieszeni spodni wystawała mu ścierka kuchenna. To prawda, że pokłócił się z
Pansy i zagroziła mu, że wyprowadzi się do rodziców razem z Lilly, ale nie
sądził, że rzeczywiście to zrobi. Myślał, że to tylko taki straszak, żeby
załagodzić konflikt, ale po przedstawieniu sprawy przez Snape’a zaczęło do
niego pomału dochodzić, jak bardzo żona była poważna w groźbach. Pożarli się
jak zwykle o niespodziewany dyżur, w czym Harry nie widział nic złego, skoro
dwa dni pod rząd był w domu i zajmował się córką. To nie jego wina, że lekarz,
który miał przeprowadzić operację rozchorował się i musiał go zastąpić. Bycie
najlepszym chirurgiem do czegoś w końcu zobowiązuje i nie mógł odmówić
ordynatorowi, bo żona każe mu zmieniać dziecku pieluchy. Pansy jednak miała
kompletnie inne zdanie w tej kwestii i tradycyjnie zarzuciła mu, że praca stoi
dla niego na pierwszym miejscu, a nie rodzina. Nie potrafił dojść z nią do
porozumienia w tej kwestii, co bardzo mu ciążyło, ponieważ nie chciał stracić
najważniejszych mu osób, a jednak wszystko wskazywało na to, że tak się stało.
Czy możliwym jest, że w pogoni za tym, czego mu zawsze w życiu brakowało
zupełnie nie zorientował się, jak bardzo się tego oddala?
- Profesorze, czy Pan coś mówiła,
gdy zabierała Lilly? – Severus nie wyglądał na zdziwionego pytaniem chłopaka,
choć w środku był bardzo ciekaw, co go do niego skłoniło. Potter wyglądał
bowiem jak kupka nieszczęścia, z której widoku bardzo by się ucieszył, gdyby
nie chodziło o tak poważną sprawę, jaką jest ratowanie rodziny.
- Nic szczególnego, choć wyglądała
na przejętą i roztrzęsioną – odpowiedział zgodnie z prawdą, co ani trochę nie
poprawiło Harry’emu humoru, a wręcz znacznie go pogorszyło.
- Czemu jej pan nie zatrzymał? –
spytał z wyrzutem i smutkiem, jakby miał się zaraz rozpłakać. Snape robił co
mógł, żeby wyglądać na niewzruszonego, ale prawda była taka, że było mu najzwyczajniej
szkoda chłopaka, że przez własną upartość stracił to, czego od zawsze pożądał.
Oczywiście współczuł mu, ale za nic w świecie się do tego nie przyzna, bo to
będzie oznaczać, że kompletnie zmiękł na emeryturze, a na to pozwolić sobie nie
mógł. Odchrząknął zatem znacząco, krzyżując ręce na klatce piersiowej i
przyglądając się nieszczęśliwemu Potterowi.
- Słuchaj, jesteś jedyną osobą,
która może uratować rodzinę przed rozpadem. Jestem przekonany, że Pansy
wielokrotnie podejmowała walkę i próbowała na ciebie wpłynąć, ale najwidoczniej
straciła już siły. Wykaż się w końcu i udowodnij jej, że zależy ci na niej i na
córce, bo jak do tej pory fatalnie ci to wychodzi. – Nie chciał wygłaszać
rozczulającej i patetycznej mowy, ale musiał jakoś zmotywować Pottera do
działania. Głaskanie po głowie nic nie dawało, bicie po dupie też nie, więc
wychodzi na to, że temu uparciuchowi należy postawić poprzeczkę nieco wyżej,
jednocześnie podpuszczając, że nie jest w stanie do niej doskoczyć. Ta metoda
zazwyczaj działała w przypadku złotego dziecięcia Gryffindoru, więc możliwe, że
i tym razem poskutkuje. – Pokonałeś Czarnego Pana, uratowałeś świat, a nie
potrafisz zająć się córką dłużej niż dzień. O żonie już nie wspominając.
Zastanów się, czy to jest rodzina, której zawsze pragnąłeś, bo mnie się wydaje,
że ty się na męża i ojca w ogóle nie nadajesz.
- To co mam zrobić? Rzucić szpital i pójść na
bezrobocie, bo wtedy będę cały czas w domu? – Severus westchnął z dezaprobatą,
podnosząc się ociężale z krzesła i klepiąc lekko chłopaka gazetą po głowie.
Minie jeszcze sporo czasu, nim zrozumie, w czym tkwi błąd, ale ewidentnie
chwycił przynętę, a to Snape mógł uznać za ogromny sukces. Jeśli go zna tak
dobrze, jak mu się wydaje, to do rana uda mu się znaleźć odpowiedzi na wszystkie
dręczące go pytania i podejmie wreszcie właściwą decyzję.
- Jeśli wszystko chcesz załatwić pracą i
pieniędzmi, to nie zasługujesz na nazwisko Potter. – Odpowiedź profesora mocno
ubodła chłopaka. Zawsze wszyscy mu powtarzali, że jest taki sam jak rodzice,
podobny do ojca, choć oczy ma po mamie, nie wspominając o charakterze, gdzie na
każdym kroku słyszał, że jest jak drugi James. Teraz nie czuł już tej dumy, a
wręcz brzydził się sobą, że ktoś mu powiedział, że nie przypomina dawnego
Harry’ego. Jak bardzo się zmienił? Najwidoczniej diametralnie, skoro zaczął
bardziej szanować pieniądze niż rodzinę i żyjąc w świadomości, że to jedyne
dobra, o które powinien zabiegać. Prawda kłuła go w oczy, a dodatkowo fakt, że
dostrzegł ją dzięki osobie, po której nie spodziewał się żadnej formy pomocy,
był jeszcze bardziej bolesny. Snape jednak nie wyglądał, jakby pławił się w
rozkoszy, że udało mu się uświadomić go żałosnym życiu, które wiódł; w czarnych
niczym węgiel oczach dostrzegł coś na kształt wsparcia, choć reszta twarzy nie
wyrażała kompletnie niczego, tyle jednak w zupełności wystarczyło, by podnieść
go na duchu. – No? I co zamierzasz teraz zrobić?
- Powiem panu, jak już to zrobię. – Przekonanie
Severusa do jakiegoś pomysłu od zawsze było bardzo trudne, ale chłopak czuł, że
nauczyciel tym razem w minimalnym stopniu jest mu przychylny. Oczywiście nie
miał bladego pojęcia, jak powinien postąpić, jednak wiedział, że zawalił już
tyle spraw, że teraz może być już tylko lepiej. Uścisnął szorstką dłoń
profesora i odprowadził go do drzwi, przy których zatrzymał go na moment. –
Mogę o coś zapytać?
- Nie byłbyś sobą, gdybyś tego nie zrobił –
odrzekł kpiąco starszy mężczyzna, wyrzucając wymiętą i postrzępioną gazetę do
stojącego na korytarzu kosza. Kątem oka widział, jak Potter waha się przez
chwilę, na co mógł tylko wywrócić z politowaniem oczami. Zadane jednak pytanie
nie tyle go zdziwiło, co zawstydziło, aż musiał odkaszlnąć kilka razy, by
chłopak nie dostrzegł zmieszania malującego mu się na twarzy.
- Czemu profesor tak bardzo się o nas martwi?
- Nie wygaduj bzdur, Potter – zaprzeczył nieco
zbyt pochopnie, co wywołało u Harry’ego ledwie zauważalny uśmiech. Nie chciał
przyznawać chłopakowi prawdy, szczególnie w jego obecności, bo z reputacją i
autorytetem mógłby się pożegnać na dobre, ale zapierając się rękami i nogami
również nie wypadnie zbyt przekonująco. Najlepiej było zatem wytłumaczyć mu
pobieżnie całą sprawę, unikając w ten sposób podejrzeń o troskliwość czy w
ogóle zainteresowanie życiem byłego ucznia. – Obowiązkiem każdego nauczyciela
jest doglądać wychowanków i pomagać im w razie problemów, nawet jeśli nie żyło
się z nimi w dobrej komitywie i założyli własne rodziny. Mam to nieszczęście,
że Pansy wyszła za ciebie, więc automatycznie wszedłeś pod moje nauczycielskie
skrzydła. Nie dopisuj do tego łzawych historii.
- Jasne. – Uśmiechnął się przy tym nieco
szerzej, za co Snape chciał ponownie przyłożyć mu gazetą, ale zorientował się,
że już dawno nie trzyma jej w dłoni. Obrzucił go zatem pełnym politowania
spojrzeniem i zniknął za drzwiami do własnego mieszkania, gdzie od razu
naskoczyła na niego Rolanda z telefonem, wciskając mu go do ręki. Z początku
nie rozumiał, o co kobiecie chodzi, ale gdy usłyszał w słuchawce głos Lucjusza
odechciało mu się dosłownie wszystkiego. Usiadł zatem w fotelu w salonie
marząc, by wszystkich, którzy zwracali się do niego z problemami szlag jasny w
końcu trafił. Czy on ma na czole napisane „Caritas”?
* * * * *
Kuchnia w mieszkaniu Hermiony nie jest duża.
Właściwie to nie zmieści się w niej więcej niż pięć osób, a jeśli są ze sobą
skłócone, to dla dwóch ledwo się miejsce znajdzie. Nic dziwnego, że Draco stał
przy oknie, Pansy siedziała przy stole, a panna Granger jakby mogła, to
rozmawiałaby z nimi z drugiego pokoju. Wciąż była wściekła na blondyna i nie
zamierzała puścić mu płazem niedawnej rozmowy, nie wspominając już o Ginny,
której zachowanie było po prostu bolesne. Jeszcze nigdy nie poczuła się tak
dotknięta, a był to dla niej podwójny dramat, ponieważ cios zadała jej
najlepsza przyjaciółka. Przyjaciółka! Też coś! To ostatnie słowo, jakim może
określić rudą i długo się to nie zmieni. Jej dostatecznie zły humor pogorszył
się jeszcze bardziej, gdy po wejściu do domu spotkała Pansy, choć właściwie to
miała wielką ochotę podziękować jej za atak na Malfoya. Zdecydowanie należało
mu się te kilkanaście ciosów miotłą, które Hermiona chętnie by poprawiła.
Niestety musiała zadowolić się agresywnym rzuceniem w chłopaka paczką mrożonek,
by mógł uśmierzyć ból w barku, w który pani Potter najwidoczniej uderzyła
najwięcej razy.
- Nie gniewaj się, Draco. – Czarnowłosa chciała
jakoś udobruchać przyjaciela, ale ten patrzył na nią niemal morderczym
wzrokiem, co znaczyło, że szybko mu nie przejdzie i będzie boczył się jeszcze
przez jakiś czas. W końcu lała go na oślep, więc nic dziwnego, że bolało go
wiele miejsc; nie tylko bark, do którego przyciskał paczkę mrożonego szpinaku.
– Usłyszałam podniesione głosy, szczęk klucza w drzwiach, jak niby miałam się
zachować? Myślałam, że ktoś się włamuje.
- I z pewnością robił to zapasowym kluczem –
odpowiedział zjadliwie blondyn, krzywiąc się przez pulsujące ramię, w które
również oberwał zadziwiającą ilość razy. Swoją drogą z takim refleksem Pansy
spokojnie mogła startować w zawodach bokserskich, mimo że używała miotły. – Będę
mieć przez ciebie siniaki. I co ty tu tak właściwie robisz po nocach?
- Księżniczka się znalazła ze spalonego teatru –
wtrąciła się Hermiona, prychając przy tym lekceważąco. Spodziewała się, że
Draco odpłaci się jakąś sarkastyczną odpowiedzią, ale ten nawet na nią nie
spojrzał, co skwitowała kolejnym protekcjonalnym parsknięciem. Proszę bardzo,
jeśli chce się gniewać, to droga wolna, jej nie zależy. Nie ma sobie nic do
zarzucenia, a nawet więcej, nie jest winna zaistniałej sytuacji, bo to ona
została skrzywdzona. Malfoy jednak wydaje się mieć zgoła inne zdanie w tej
sprawie i niespecjalnie się z tym kryje. Nic dziwnego, że ich dość agresywne
stosunki bez trudu zauważyła Pansy, skutecznie odwracając uwagę od przyczyny
pobytu w mieszkaniu panny Granger tak późną porą.
- O co się znowu pokłóciliście? – Nie skierowała
pytania do nikogo konkretnie, więc ani Hermiona, ani Draco nie czuli się
zobowiązani do udzielenia odpowiedzi. Taka reakcja nie zadowoliła jednak pani
Potter, która wstała od stołu i nastawiła wodę na herbatę, którą wyciągnęła w
międzyczasie z szafki. – Macie wymalowane na twarzach, że coś się stało.
- Nic się nie stało – odburknął arystokrata, na
co kasztanowłosa dziewczyna zaśmiała się cichutko pod nosem, a brew Pansy
poszybowała ku górze. Wsypała do kubków po łyżeczce herbaty i oparła się o
blat, czekając aż woda zacznie się gotować. Po głosie przyjaciela bez trudu
poznała, że nie ma ochoty rozmawiać z nią o powodzie kłótni z Hermioną, bo
jasnym jest dla niego jak słońce, że to Grangerówna jest winna ich ochłodzonych
stosunków, ale nie powie jej tego, bo tylko jeszcze bardziej ją rozjuszy.
- Mam was zostawić, żebyście wszystko sobie
wyjaśnili? Ja mogę wyjść, nie chcę się wam narzucać. - Postawiła cukiernicę na
stole i wyciągnęła z szuflady na sztućce trzy łyżeczki. Kątem oka zerkała przy
tym na przyjaciółkę, która gdyby mogła, to wywierciłaby Draconowi dziurę w
brzuchu, a najlepiej, jakby udało się zasztyletować go wzrokiem. Tak,
ewidentnie coś się między nimi popsuło. Pytanie: czy chce wiedzieć, o co tym
razem poszło? Wnioskując z ich twarzy nie mieli najmniejszej ochoty spowiadać
się przed nią, toteż postanowiła zmienić temat na mnie drażliwszy. Nie
wiedziała tylko, że w ten sposób wywoła istne piekło na ziemi. – A właśnie.
Wiecie coś może o Ginny? Odzywała się do was czy ciągle milczy?
- No i zaraz się zacznie – wybąkał do siebie
Malfoy, odkładając roztapiającą się paczkę szpinaku na stolik. Pansy z początku
nie wiedziała, o czym chłopak mówi, ale gdy usłyszała przepełniony cynizmem
głos Hermiony, od razu domyśliła się, co jest powodem ich kiepskich, żeby nie
powiedzieć fatalnych humorów.
- Ginny przednio się bawiła, robiąc nas
wszystkich w konia i chowając się u rodziców. Czemu? Bo ciąża i chęć pozbycia
się dziecka to świetny temat do żartów, a jeszcze lepiej zwalić całą winę na
mnie, że to niby z troski i w ogóle. – Dziewczyna nawet nie siliła się na
uprzejmy ton; miała żal do rudej i chciała, by ktoś ją w końcu zrozumiał, skoro
na Dracona nie miała co liczyć. Zamknął się w świecie wytworzonym przez
Weasleyównę i z taką łatwością łykną wszystko, co im powiedziała, że nie mogła
w to uwierzyć. Po krótkim, acz dogłębnym zastanowieniu doszła jednak do
wniosku, że w Pansy również nie znajdzie wsparcia; czarnowłosa sama jest matką,
poza tym była przy niej, gdy uczyła się wracać do normalnego życia, widziała,
jak wyglądały jej początki i jak reagowała na Lilly. Nie było szans, że
przyjaciółka ją zrozumie, a co gorsza, ewidentnie stanie po stronie blondyna.
- Granger błagam, nie zaczynaj. – Nie skomentowała
prośby arystokraty. Nie miała ku temu chęci i siły, ponieważ i tak nic by nie
wskórała. W środku jednak bardzo ją bolało, że Malfoy nawet nie stara się
zrozumieć, jak dotkliwe jest dla niej jego zachowanie. Czuła rosnącą w przełyku
gulę, która napierała coraz mocniej i mocniej, jakby chciała pozbawić ją
powietrza. Wciąż czekała na odpowiedź Pansy, ale kobieta była tak pochłonięta
przygotowywaniem herbaty, że wydawało się, że kompletnie zapomniała lub
ignorowała przyjaciół. Zalała przygotowaną wodą herbatę i skrupulatnie
wsypywała do niej odmierzone łyżeczki cukru. Przy ostatnim kubku jednak jakby
się zwiesiła; sypała białe kryształki bez namysłu, jedna porcja za drugą
lądowała w szklance, aż w cukiernicy pomału zaczęło ukazywać się dno. Draco
zabrał przyjaciółce pojemnik z rąk, a gdy dziewczyna podniosła na niego wzrok,
dopiero wtedy dostrzegł jej szklące się od łez oczy. Przytulił ją delikatnie i
pogładził po plecach, ale Pansy nie rozpłakała się tak, jak tego oczekiwał. Po
kilku sekundach wyswobodziła się od niego i przetarła mokre kąciki, siląc się
na blady uśmiech, który posłała w stronę Hermiony.
- Więc Ginny jest w ciąży? – spytała, jakby
chciała uzyskać od kasztanowłosej potwierdzenie, na co dziewczyna przytaknęła
ostrożnie głową. Nie rozumiała bowiem, czemu Pansy przed chwilą płakała, a
teraz stara się to zatuszować. – Fajnie. To dobra wiadomość. Jak zareagował
Blaise?
- Pan, czy ty mnie w ogóle słuchałaś? –
dopytywała się Hermiona, lecz dostrzegając kręcącego przecząco głową Malfoya
nagle odechciało jej się dalszego maglowania przyjaciółki. Czuła i nie
potrzebowała do tego upominającego wzroku blondyna, że z panią Potter coś się
dzieje, ale nie chce im powiedzieć. Wystarczyło posłuchać jednak kobiety trochę
dłużej, by domyśleć się, kto jest sprawcą gorzkich łez wydostających się spod
powiek.
- Pewnie cieszył się jak wariat. Zawsze chciał
zostać tatą. Pamiętasz, jak tuż po urodzeniu nosił Lilly cały czas na rękach? –
Draco nie odezwał się. Patrzył na przyjaciółkę zmartwionym wzrokiem, która
bezskutecznie ocierała mokre policzki, uśmiechając się przy tym bez ustanku.
Nie było w tym jednak ani grama szczęścia, które chciała im przekazać, a
jedynie ból i frustracja. Nieczęsto mógł oglądać Pansy w tak krytycznym stanie
i właśnie przez to miał pewność, kto jest sprawcą jej takiego a nie innego
samopoczucia. Powyrywa Potterowi nogi z dupy, jak tylko się z nim spotka. – Nie
odstępował jej na krok. Był taki szczęśliwy! Teraz będzie miał własne dziecko i
z pewnością pokaże, jak wspaniałym jest ojcem. To bardzo dobrze dla Ginny, to
bardzo dobrze.
- Pansy – zwrócił się do niej Draco, gdy
Hermiona wręczała jej chusteczkę. Widział w jej bursztynowych oczach, że
rozumie stan przyjaciółki i odetchnął z ulgą, że nie będzie jej niepotrzebnie
męczyła. – Jesteś zmęczona. Prześpij się trochę, odpocznij i pogadamy rano. W
porządku?
- Położyłam Lilly w twojej sypialni, bo nie
wiedziałam, kiedy wrócicie. – Panna Granger przytaknęła głową i zaprowadziła
dziewczynę do pokoju, w którym spała jej córka. Nie pytała o nic w trakcie tej
krótkiej drogi; trzymała jedynie przyjaciółkę mocno za rękę, starając się tym
samym przekazać jej swoje wsparcie. Smutek związany z Ginny nagle uleciał w
niepamięć, gdy patrzyła na gorzkie łzy czarnowłosej. Nie wiedziała, co Harry
znów nawywijał, ale musiało to być tak dotkliwe, że Pansy nie wytrzymała z nim
ani psychicznie, ani fizycznie. Wszystko bowiem stało się teraz jasne; bez
problemu zrozumiała, czemu pani Potter nocuje u niej razem z córką i nóż
otwierał jej się w kieszeni, gdy pomyślała, przez jakie męki przyszło jej
przejść, gdy zdecydowała się opuścić męża. Zawsze podkreślała, że rodzina stoi
dla niej na pierwszym miejscu. Dobrze pamiętała, jak zareagowała, gdy przy
pierwszej takiej kłótni Blaise doradził jej rozwód; była zła i zraniona, ponieważ
nigdy nawet nie pomyślałaby, aby odejść od Harry’ego. Tym razem powód musiał
być znacznie poważniejszy, a co za tym idzie wytrzymałość osiągnęła limit,
przez co towarzyszące jej cierpienie przybrało rozmiary góry lodowej. Nie
zasłużyła na takie traktowanie.
Pansy usnęła bardzo szybko; cały czas dopytywała
o Ginny i Blaise’a, ale Hermiona zbywała ją półsłówkami, starając się uspokoić
nieco przyjaciółkę. Było jej ciężko mówić o rudej po wszystkich trudnych
słowach, które od niej usłyszała, i które sama jej powiedziała. Dodatkowo czuła
się znacznie gorzej po wyjściu z pokoju, gdyż czarnowłosa zupełnie nieświadomie
poruszyła jej sumienie, które jak do tej pory skutecznie zagłuszała. Nie
znaczyło to jednak, że miała do Weasleyówny mniejszy żal; posługiwanie się jej
depresją po stracie dziecka jako powodem do pozbycia się własnego było tak
dotkliwe, że nie wiedziała, czy kiedykolwiek jej tę zdradę wybaczy. Bardzo powoli
docierało do niej, że posunęła się za daleko w wyrzucaniu Ginny krzywdy;
niepotrzebnie ją uderzyła, ale czasu nie uda już się cofnąć. Emocje wzięły nad
nią po prostu górę, tak samo jak przy Draconie, który bezskutecznie starał się
wytłumaczyć postępowanie rudej. To jasne, że się bała; każda przyszła mama żyje
w strachu o noszone pod sercem maleństwo, ale kompletnie nie mogła zrozumieć,
co kierowało dziewczyną, gdy zdecydowała się oddać dziecko. Pogrążona w myślach
weszła do kuchni, gdzie Malfoy w milczeniu kończył herbatę. Usiadła bok niego
kompletnie wyczerpana, sięgając po drugi kubek i oplatając go palcami, jakby
chciała je odrobinę ogrzać. Nim się spostrzegła mężczyzna odstawił naczynie do
zlewu i ubrał wiszącą na oparciu krzesła kurtkę. Już nie wiedziała, czy czuje
złość przez niego, czy jednak przez siebie, gdyż patrząc w jego przygaszone
oczy bez trudu mogła dostrzec spojrzenie pełne dezaprobaty. Zacisnęła mocniej
ręce na szklance, gdy blondyn odezwał się do niej spokojnym, acz stanowczym
głosem.
- Też powinnaś odpocząć. Dochodzi już szósta –
zakomunikował, zerkając kątem oka na zegarek. Nagle poczuła się w jego
obecności strasznie niezręcznie; chciała zapaść się pod ziemię, nie musieć
oglądać zawiedzionej twarzy i smutnego spojrzenia, które nie odstępowało go na
krok. Odwracając wzrok przytaknęła mu prawie niezauważalnie głową. Bała się do
niego odezwać, ponieważ strach, że przepaść, która się między nimi utworzyła
powiększy się jeszcze bardziej, sparaliżował całe ciało. Pragnęła wykrzyczeć,
żeby wreszcie ją zostawił i dał trochę odetchnąć, ale słowa ugrzęzły w ściśniętym
gardle. Co gorsza Malfoy nie wyszedł z kuchni, jak się spodziewała; gdyby mogła
na niego spojrzeć dostrzegłaby, że mężczyzna głęboko się nad czymś zastanawia,
jakby coś nie dawało mu spokoju. Mówił beznamiętnym głosem, kompletnie
pozbawionym emocji, jakby wyprano go z wszelkich uczuć. – Zajmij się Pansy.
Jest roztrzęsiona i niełatwo będzie jej pozbierać się po tym wszystkim. Jak
chcesz to pogadaj sobie z Potterem, choć i tak nic do niego nie dotrze.
- Sądzisz, że to przez to, że ciągle pracuje? – Uniosła
kubek do ust i zaczęła dmuchać na ciepłą ciecz. Ręce trzęsły jej się za każdym
razem, gdy próbowała spojrzeć na Dracona. Chciała, żeby wyszedł, dał jej
odpocząć po całym dniu ciągłych nerwów, ale nie miała odwagi, by mu to
powiedzieć. W ogóle nie miała już sił na jakiekolwiek kontakty z nim związane.
- Pan jest cierpliwa i bardzo silna, ale widać i
ona nie dała już rady męczyć się z nim dłużej. – Słowa płynące z ust
arystokraty były ciężkie, ale nie sposób było im zaprzeczyć, o czym bardzo
dobrze wiedziała. Każdy rozmawiał z Harrym, każdemu obiecywał poprawę, ale jak
widać czara w końcu się przelała i nawet Pansy straciła do niego siły. Czy jest
sens tłumaczyć mu kolejny raz, że przez własną głupotę traci to, co jest w
życiu najcenniejsze? Okropnie bolało ją, że nikt nie rozumie wartości, jaką
jest rodzina; Ginny nie chciała być matką, a Harry żyje w przeświadczeniu, że tylko
praca jest najważniejsza; nie zadali sobie nawet trudu, żeby zatroszczyć się o
to, co powinno być dla nich wszystkim, szli po prostu na łatwiznę. Ile ona by
dała, by móc stworzyć z kimś ognisko domowe? Ile razy marzyła o kochającym mężu
i dziecku, które mogłaby tulić do piersi i patrzeć jak rośnie, stawia pierwsze
kroki, uczy się mówić, nawiązuje pierwsze przyjaźnie, idzie do Hogwartu i
wkracza w dorosłość? Nie ma ceny, której nie byłaby w stanie za to zapłacić;
oddałaby wszystko, by mieć prawdziwą rodzinę, dlatego tak bardzo bolało ją
serce, gdy najbliżsi przyjaciele z łatwością odrzucali to, za co ona była
zdolna poświęcić nawet życie.
- Czy z nami będzie tak samo? – Draco z początku
nie zrozumiał, o co pytała go Hermiona, gdyż mówiła tak cichym i stłumionym
głosem, że ledwie udało mu się cokolwiek usłyszeć. Gdy jednak ponowiła pytanie
nie był w stanie opisać uczuć, które w nim ono wywołało. – Też odejdziemy od
siebie, bo inaczej rozumiemy, czym jest rodzina?
- Hermiono – odezwał się do niej z niebywałym
ciepłem, które aż wstrząsnęło dziewczyną. Momentalnie przestraszyła się
zadanych pytań, a tak naprawdę odpowiedzi, które może na nie uzyskać. Podniosła
się szybko z krzesła chwytając za w połowie wypełniony kubek i podeszła z nim
do zlewu, gdzie trzymane naczynie omal nie wyleciało jej z ręki. Unikała oczu
Malfoya jak ogień wody, bojąc się dostrzec w nich najgorszą prawdę. Zacisnęła
palce na drewnianym blacie kuchennym i wypuściła głośno powietrze z płuc,
starając się zapanować nad drżeniem ciała, lecz nic to nie dało.
- Zapomnij. Nie było tematu. – Arystokrata jednak
miał zupełnie inne zdanie. Podszedł do roztrzęsionej dziewczyny, ujmując ją za
ręce, które kobieta nieświadomie mocno zacisnęła na jego dłoniach. Nie czuła
już niedawnej złości do blondyna, a jedynie strach przed odrzuceniem. Serce
łomotało jej jak szalone, nie zwalniając nawet na sekundę, od kiedy Draco do
niej podszedł.
- Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz po tym
wszystkim. – Spuściła głowę i zacisnęła wargi na dźwięk słów chłopaka. Nie
chciała zostać zraniona jeszcze bardziej, a wszystko wskazywało na to, że
bezpieczny świat, w którym żyje zaraz rozpadnie się na małe kawałeczki. – Nie wiem,
co mam robić.
- Ja chcę po prostu, żebyś przy mnie był. –
Dziewczyna miała tak stłamszony i słaby głos, że Malfoy ledwie rozumiał, co do
niego mówi. Długo jednak myślał nad tym, co się dziś wydarzyło i nie mógł sobie
darować, że nie zauważył wcześniej, czego tak bardzo brakuje Hermionie. Wciąż
nie popierał jej zachowania w stosunku do Ginny, ale po przemyśleniu sytuacji
zaczął rozumieć, dlaczego Granger poczuła się tak dotknięta. Weasleyówna
chciała pozbyć się tego, o czym ona zawsze marzyła, co spaja związek i wnosi go
na nowy etap, a przede wszystkim tworzy rodzinę. Nigdy nie będzie szczęśliwa,
jeśli nie będzie jej miała, nigdy nie przestanie się wahać i żyć w strachu, że
piękne chwile, którymi ją obdarza mogą się skończyć i znów zostanie sama.
Wcześniej tego nie rozumiał; rodzina nie miała dla niego żadnego znaczenia, a
wręcz robił wszystko, żeby jej nie mieć. Teraz jednak, widząc jak Hermionie
jest ciężko obserwować przyjaciół, którzy pozbywają się marzeń, których ona nie
może ziścić, poczuł, że i na nim się zawiodła. Obiecał jej tak wiele, a nigdy
tego, co jest dla niej najważniejsze. Długo myślał nad właściwą decyzją,
rozważał wszystkie aspekty, ale gdy zobaczył, jak Pansy przeżywa rozstanie z
rodziną, jak boli ją, że rozpada się więź, która powinna trwać wiecznie,
zrozumiał w końcu, jak wiele w życiu znaczy rodzina i dokonał właściwego
wyboru. Chce to zrobić, zbudować z Hermioną związek, w którym wreszcie poczułaby
się w pełni szczęśliwa, chce spełnić jej największe marzenie i dać coś, czego
od zawsze jej brakuje; chce po prostu stworzyć z nią rodzinę.
- Posłuchaj, Hermiono - wymówił jej imię z taką
czułością, że sam był tym mile zdziwiony. Przy niektórych słowach głos mu się
łamał, więc musiał czasem robić dłuższe przerwy, ale nie zawahał się nawet na
sekundę. – Wiem, że pewnie będziesz chciała to przemyśleć, zastanowić się nad
decyzją i zapewne trochę to potrwa. Przemyślałem to jednak bardzo dokładnie i
będę czekał tyle, ile trzeba, ale chcę zadać ci to ważne pytanie.
- Jakie? – Uniósł jej drżący podbródek i zajrzał
w skrzące się bursztynowe tęczówki, na których widok serce zabiło mu jeszcze
mocniej. W tym momencie nie liczyło się dla niego nic poza Granger; nie
pamiętał o Weasleyównie i jej kłótni z kasztanowłosą, z głowy wyleciała mu
zapłakana i zraniona Pansy śpiąca w pokoju obok, nie istniał dla niego Potter,
któremu dobitnie wytłumaczy, że ma zakaz zbliżania się do żony. Świat się
zatrzymał, istniała tylko ona i jej odpowiedź na pytanie, które dudniło mu w
głowie coraz głośniej.
- Czy chciałabyś ze mną zamieszkać i zacząć
budować naszą rodzinę? – To, co działo się w Hermionie było istną burzą uczuć,
walką serca i rozumu, które toczyły bój tak zażarty, że dziewczyna czuła, jak
pomału brakuje jej powietrza, a reszta ciała odmawia posłuszeństwa. Miała
ochotę płakać tak głośno, żeby wszyscy ją usłyszeli, ale nie byłyby to łzy
smutku. Nie była w stanie opisać, jak bardzo bała się, że Draco będzie chciał,
żeby dali sobie czas i odpoczęli od siebie; wizja stracenia blondyna była tak
przytłaczająca, że pchała ją ku czarnej rozpaczy pełnej samotności i rozgoryczenia,
bo przecież sama zgotowałaby sobie taki los. Malfoy jednak nie myślał o
rozstaniu; chciał zrobić coś, na co jej brakowało odwagi, sięgnąć po to, po co
ona nie była w stanie wyciągnąć nawet ręki. W tym momencie ofiarowywał jej to,
na co zawsze czekała; dawał jej rodzinę, najpiękniejszy prezent, jaki mogło
wręczyć jej życie. Nie pytała, skąd ta nagła decyzja, nie musiała tego
wiedzieć, by udzielić mu właściwej odpowiedzi. Chce być z nim szczęśliwa, chce
stworzyć rodzinę, o której marzyła, a której jednocześnie się bała. Ale przy
Draconie nie czuje strachu, nie ma rzeczy, której nie jest w stanie z nim nie
zrobić, bo zapewnia jej ciepło, bezpieczeństwo i miłość, których zawsze jej
brakowało. Nie potrzebuje czasu, nie chce wpędzać się w wątpliwości, które i
tak się nie ziszczą. Znała odpowiedź już wtedy, gdy skończył pytanie i jeszcze
nigdy nie była tak bezradna z pięknych i silnych emocji, które się w niej
zrodziły.
- Naszą rodzinę? – spytała przez łzy, wtulając
się w arystokratę, który mocno splótł jej palce dłoni z własnymi.
- Tylko naszą. – Obdarzył ją ciepłym uśmiechem,
w który włożył całe, szaleńczo bijące serce. – To jak? Zamieszkasz ze mną?
- Nie pytaj o to więcej. – Wspięła się na palce i
zachłannie przylgnęła do rozgrzanych warg mężczyzny. Czuła słony smak łez,
które wydostały się spod powiek, palący język prześlizgujący się po dziąsłach i
oplatający jej własny, a nachodzony po chwili przez miękkie i czułe usta, na
których mogła wyczuć każde, nawet najmniejsze załamanie. Ziemia osuwała jej się
spod nóg, tonęła w srebrze tęczówek blondyna, oddając się w ramiona słodkiej
rozkoszy, w którą ciągnął ją arystokrata, wchodząc coraz głębiej i głębiej, aż
cały świat przestał dla niej istnieć. Pocałunki Dracona były chciwe, głodne
miłości, którą mu w nich ofiarowywała, na zmianę odbierał jej życie i wracał
nowe, przelewając w nie wszystkie tętniące w nim uczucia z taką siłą, że czuła
się na granicy wytrzymałości. Chciała czuć go jeszcze mocniej, stać się dla
niego sercem, którym on jest dla niej; bić w tym samym rytmie, oddychać tym
samym powietrzem, być jedną, najprawdziwszą miłością, której nic nie będzie
mogło im odebrać.
Korytarze tonęły w ciemności, ale im światło nie
było do niczego potrzebne. Po omacku wdrapywali się po schodach, nie odstępując
się nawet na sekundę; ściany nie miały dla nich żadnego znaczenia, a były
jedynie przystankiem na kolejne, gorące pocałunki i pozbycie się zawadzającej
odzieży, którą gubili po całym mieszkaniu. Rozpalone ciała płonęły w pożądaniu,
które wybuchło jeszcze mocniej, gdy rozgrzana skóra Hermiony dotknęła miękkiej
pościeli w sypialni Dracona. Wszystkiemu zaś przyglądał się pierwszy promień
słońca, nieśmiało i z oporem wychylający się na horyzont, wylewając blade
światło na twarze kochanków.
Dziękuję! Rozdział cudowny!Aż nie wiem,co mam napisać.Koncówka przepiękna warta tak długiego czekania.A szczególności bolący policzek Ginny,jak i głową Harrego.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział z utęsknieniem.
Czasy się czasem mieszały, ale poza tym nie mam nic do zarzucenia. Cała gorycz rozdziału została przełamana ostatnią sceną, na którą czekało się od pierwszych rozdziałów. ❤
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie nowym pomysłem na historię - z chęcią będę śledzić (muszę tylko jeszcze dowiedzieć się o czym będzie).
Pozdrawiam,
C.
Opłaciło się czekać.Bardzo się cieszę z rozdziału tylko jest jedno ale:czemu nie ma Yves?? Co się u niej dzieje ,czemu tak nagle zniknęła z domu Lucjusza?
OdpowiedzUsuńScena Hermiony która policzkuje Ginny ma swoje 5 minut i jest świetna!
Rozmowa Draco i Herm też jest dobra,tkliwa ale nie za bardzo :) i to jest ok .
Ponawiam pytanie co u Yves,dałoby się z nią porozmawiać jeszcze przy kawie ten ostatni raz? Byłabym bardzo wdzięczna jeśli byś ją spytała
Szkoda ze to przed ostatni rozdział ale "wszystko co dobre kiedyś się kończy " :\.Czekam oczywiście na ostatni rozdział na tym blogu i czekam na kolejne twoje historie :)
Yves jest poza zasięgiem bohaterów opowiadania, ale ja mam z nią kontakt zawsze :) Sądzę, że nie będzie problemu, jeśli się spotkacie na kolejnej kawie. Ma swoje powody, żeby zdecydowała się wyjechać, a rozmowa może jej bardzo pomóc.
UsuńScena z policzkowaniem... Bałam się tego fragmentu. Bałam się włączać go do opowiadania, ale wygląda na to, że niepotrzebnie. Miło mi, że przypadła Ci do gustu, choć biorąc pod uwagę, o jakiej scenie mówimy prawdopodobnie brzmi to dość dziwnie :D Zaleciało mi tu sadyzmem :P
Jeśli by się dało to chętnie z nią po mówię.Dostosuje się do terminu i godziny ,niech Yves zdecyduje.Jeśli będzie chciała pomówię z nią o tym.Bardzo lubię te scene z policzkowaniem:)
UsuńYves jest gotowa choćby i zaraz, ale proponuję taką wieczorną kawę - dla relaksu, zebrania myśli i miłego zakończenia dnia :) Nie czuje się najlepiej, więc może być trochę marudna, ale jak się odpręży to szybko jej przejdzie.
UsuńSzczerze? Też lubię tę scenę ;) Granger choć raz nie ryczy jak głupia i nie jest traktowana jak porcelana.
Z jednej strony mam ochotę cię udusić z drugiej wyściskać! :) Ja wiem że to ci dobre się szybko kończy ale że aż tak ?! Uwielbiam to czekanie na kolejny genialny rozdział! Ale mimo wszystko mam ochotę uściskać Cię za końcówkę rozdziału którą ubóstwiam <3 pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCzekam na gorące 18+ :P
OdpowiedzUsuńHehe, nie wszystkie marzenia się spełniają ;P
UsuńTyle emocji. Mam łzy w oczach i nawet nie wiem czy to ze smutku czy radości. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńLa Catrina
niesamowity ... to chyba tyle, tak właściwie to nie wiem co napisać.. rozdział piękny i szkoda że historia juz się kończy.. to jedno z moich ulubionych dramione ♡ oby kolejne było tak samo wspaniałe a nawet lepsze .. życzę weny i do zobaczenia
OdpowiedzUsuńGłupio się przyznać, że kompletnie zapomniałam o nowym rozdziale. Ale nadrabiam teraz. Jest po prostu cudowny! A najlepsza ze wszystkiego jest końcówka. Dlaczego już koniec? Dlaczego? Eh, zastanów się jeszcze nad tą "Modą na sukces".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
dramione-ja-to-ja.blogspot.com
Ej, no co wy. To opowiadanie jest już tak długie, tak zagmatwane, ciągnie się jak flaki z olejem, a wam ciągle mało? Przykro mi, że "Mody na sukces" z tego nie będzie. Tu nie każdy z każdym ;)
UsuńCuuuudo😃
OdpowiedzUsuńPodsumowując:
OdpowiedzUsuńHarry to gumochłon, ktoremu dopiero przerosniety nietoperz doł kopa mającego przywrucic prawidlowy osąd sytuacji.
Ginny to panikara która robi z igły widly.
Diabeł to zakochany głupol do kwadratu, który w koncu został ojcem
Smok to jeszcze wiekszy debil niż diabeł, który potrzebowal wielofrontowego szoku emocjonalnego żeby przejrzec na oczy.
to lubie.
składam wniosek o odroczenie zakończenia o kilka dodatkowych rozdziałów
Będą rodzinką! ^^ Nie chce końca tej historii, przecież ona jest genialna <3 Snape jest taki świetny w tym rozdziale z tą gazetą...
OdpowiedzUsuń~Madzik
Harry, ty cholerny tumanie. Ja nie wiem, co się z tym chłopakiem porobiło. Nie ma już za wiele czasu na opamiętanie się, więc lepiej, żeby się postarał.
OdpowiedzUsuńTrochę lipa wyszła z Ginny i Hermioną. Muszę się pogodzić. Każda tu zawiniła, ale ich przyjaźń musi przetrwać. Szybko zrozumieją, że nie mogą bez siebie żyć.
Ciekawa jestem, co z Yves. Wredna jędza z niej, ale trochę szkoda, jakby się przekręciła w samotności. Biedny Severus będzie miał kolejny problem. Małolaty za ścianą, walnięta ciotka kumpla. Niby chłop na emeryturze, a tyle problemów.
I oczywiście wisienka na torcie. Nasze kochane, uparte gołąbeczki w końcu postawiły sprawę jasno. Już się bałam, że się na to nie odważą, a tu taka niespodzianka na koniec rozdziału.
http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Wprost nie wierzę, że to już koniec... Rozdział tak świetnie napisany, z resztą jak i całe opowiadanie, że myślałam, iż się po płacze. Naprawdę... Jeszcze końcówka, która nie mogła być piękniejsza... Kocham cię, za to opowiadanie, naprawdę... Pozostaje mi czekać tylko na następny rozdział ♡
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział, jesteś czarodziejką.
OdpowiedzUsuńBędę płakać, kiedy skończy się opowiadanie ❤
Przez ostatni tydzień nie miałam nawet czasu przeczytać rozdziału i żałuję, że udało mi się to dopiero teraz. Przykro, że to już prawie koniec. Pod koniec pojawiło się nawet kilka łez, bo tak cudownie piszesz, że wszystko odczuwa się jak w prawdziwym życiu!♡
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i na nowe opowiadanie. :D
Pozdrawiam!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRany kochana od niedawna zaczęłam czytać twoją historie i po prostu brawa na stojąco i ucałowanie rąk. Te wszystkie niuanse, teksty i takie realistyczne wydarzenia... WOW.
OdpowiedzUsuńBrawo za to, że w tak piękny sposób opisałaś zmianę Draco i siłę oraz wrażliwość Hermiony. Gratuluje pomysłu pokazanie jak Harry radziłby sobie z rodziną i że nie zrobiłaś potwora z Rona, bo jak czytam niektóre dramione to ja się załamuje jak mogą sobie wyobrażać, że Ronald jest aż tak egoistyczny. Cieszę się również, że nie połączyłaś Ginny i Harry'ego, bo moim zdaniem to nie jest najlepsza para. Oprócz tego jestem pod ogromnym wrażeniem, że połączyłaś osoby, które mówiąc szczerze ja bym nie połączyła, ale to nie zmienia faktu, że to jest złe. Wręcz przeciwnie. A i przede wszystkim jestem ci wdzięczna, że opisałaś ogólnie całą przemianę rodziny Malfoy i jeszcze ta ciocia... Po prostu brawo. Jeśli pozwolisz wydrukuje sobie wszystkie rozdziały i zrobię z tego małą książkę, abym mogła później czytać sobie na przykład przed snem, dlatego że jakoś wolę czytać wszystko na papierze.
Jeszcze raz wielkie brawa.
Jeśli prawa autorskie nie zostaną naruszone to drukuj nawet i miniaturki ;) ale przygotuj sobie lepiej ryzę papieru :D
UsuńOpowiadanie zaskoczyło mnie. Pomysł Lucjusza ganiającego z konewkami po ogrodzie niesamowity, chociaż ciężko mi sobie go w takiej sytuacji wyobrazić. Pozytywnie zaskoczył mnie też Ron, Jedno z nielicznych opowiadań , gdzie przedstawiony jest jak dorosły i odpowiedzialny mężczyzna, Harry no cóż Harry dorósł, Hermiona zpoczątku niemrawa z rodziału nz rozdzial się rozkręca. Draco też się zmienia na lepsze. Ciekawie przedstawiłaś Parkinson i Snapea chyba najbardziej realistyczne postacie w tym opowiadaniu Ginny trochę histeryczka jakby wystraszona stałym związkiem z Blaisem a lęki przed reakcją Hermiony na na jej ciążę wydają się tylko przykrywką, Najbardziej zaskoczyła mnie jednak Molly która okazała się nie być taką tolerancyjną kobietą jak zawsze ją przedstawiano. Ciekawa intryga budowana wokół firmy Malfoya nieuczciwe przejęcia są częścią realistycznego świata. Czekam na ostanie rozdzialy, mam ma dzieję,że od czasu do czasu będziesz też wstawiać miniaturki są genialne.
OdpowiedzUsuń