wtorek, 5 maja 2020

Ogłoszenia parafialne


Cześć,
moi drodzy, przychodzę dziś do was z nieco smutnymi wieściami, mianowicie prawdopodobnie nie uda mi się zamieścić na blogu majowego rozdziału. Piszę „prawdopodobnie”, ponieważ jeszcze nie wszystko jest przesądzone, jednak biorąc pod uwagę fakt, że drogocennego czasu raczej mi ubywa, niż przybywa, chciałam was o tym poinformować i być z wami w kontakcie.

Jak wiecie, w moim życiu dzieją się różne rzeczy, jedne lepsze, drugie gorsze, na niektóre mam wpływ, na inne nie. Ponieważ w zeszłym roku nie mieliście ze mną kontaktu, nie wiecie, że zdecydowałam się zaryzykować i zostałam przyjęta na studia magisterskie. Tak, wiem, zarzekałam się, że tego nie zrobię, dopóki na moim instytucie nie zmieni się mentalność niektórych wykładowców, ale z drugiej strony bardzo mnie uwierało, że tak szybko sobie odpuściłam tylko dlatego, że raz dostałam mocniej po tyłku i nie mogłam na nim usiąść przez kilka miesięcy. Postanowiłam wrócić, zobaczyć, co tym razem przyniosą mi kolejne dwa lata obcowania z językiem hiszpańskim. Chyba możecie się domyślić, dlaczego tak rzadko i nieregularnie publikuję obecnie rozdziały.

Do rzeczy. Wróciłam na studia, staram się uzyskać tytuł magistra, ale – jak na każdych studiach wyższych – do tego jest wymagana praca magisterska. Pamiętacie moją recenzentkę z licencjatu, na którą tak bardzo się żaliłam, bo zrugała moją pracę z góry na dół? To teraz was zaskoczę. Ta pani profesor została promotorką mojej pracy magisterskiej. I może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że sama ją wybrałam i podjęłam tę decyzję bardzo świadomie.

Skąd taki wybór? Czemu chcę się męczyć, powracać do nieprzyjemnych wspomnień z nią związanych? Czy jestem masochistką? Cóż, każdy z nas ma w sobie coś takiego, że lubi się czymś zadręczać, a nawet daje mu to swoistego rodzaju wewnętrzną satysfakcję. Ja odnoszę czasem wrażenie, że to uwielbiam. Tak samo było w przypadku wyboru promotora.

Zdziwiłam się, nawet bardzo, gdy podczas pierwszego seminarium pani profesor nie odrzuciła propozycji zakresu tematu mojej pracy magisterskiej. Wręcz wyglądała na zadowoloną i szybko udało nam się wypracować wspólną linię działania. Postanowiłam, że tym razem nie będę kombinować, zdam się na większe doświadczenie i po prostu powiedziałam, że chciałabym pisać o Lorce, ale co to konkretnie będzie, to jest mi wszystko jedno. Doszłyśmy do wniosku, że najlepiej sprawdzę się w poezji. Tym sposobem utkwiłam na dwa lata z Romancero gitano, w sumie teraz już na rok, jednak nie macie pojęcia, jak dobrze mi się pisze pod skrzydłami tej pani profesor.

Nie jest zbyt wymagająca, nie popędza z terminami, jednakże zwraca uwagę na rzeczy, które mi często umykają. Podrzuca mi sterty książek, teraz przesyła artykuły na maila i skany, ze względu na odwołane zajęcia i brak możliwości bezpośredniego kontaktu. Praktycznie co tydzień omawiamy moje wypociny i zebrane materiały na teamsach. Jest bardzo pomocna, naprawdę dobrze mi się z nią współpracuje, tym bardziej nie żałuję decyzji, że wybrałam ją na moją promotorkę.

Czy mam do niej żal za ocenę pracy licencjackiej? Tak, mam. Czy zamierzam o tym incydencie zapomnieć? Raczej nie, ale jeszcze nic nie jest przesądzone. Zresztą podczas konsultacji czy jeszcze w trakcie zajęć ani razu nie dała mi odczuć, że będzie mnie w jakiś sposób dyskryminować ze względu na niezbyt interesującą pracę licencjacką. Raczej zachowuje się, jakby kompletnie o tym nie pamiętała. Cóż, ja pamiętam i pewnie nie zmieni się to przez jakiś czas. Może chce mnie po prostu zaskoczyć i znów mnie zrugać na samym końcu, najlepiej przed komisją? Nie wiem, ale nie chcę się nad tym zastanawiać. Chcę iść do przodu, napisać tę pracę i być z niej dumna.

Jeśli dotarliście do końca, to mam nadzieję, że zrozumiecie mój apel i dacie mi nieco taryfy ulgowej na maj, ponieważ chciałabym się teraz skupić na pisaniu magisterki. Przynajmniej do tego przyda mi się pandemia, tym bardziej, że nie wiem, czy kiedykolwiek wyjdę z domu, bo ciągle są jakieś problemy z wynikami testów. Nie zrozumcie mnie źle, głowa wręcz pęka mi od scenariuszy, jakie mogą rozegrać się między Draco i Hermioną, potrafię siedzieć w łazience i układać dziesiątki dialogów, ale jeśli teraz nie przycisnę magisterki, to później znów zniknę z blogosfery. A tego raczej byśmy nie chcieli ;)

Także nie liczcie na nowy rozdział w maju, choć nie mówię, że nie wydarzy się jakiś cud. Może uda mi się tak polecieć z magisterką, że wystarczy mi czasu na napisanie czegoś wyłącznie dla was :D

Trzymajcie się i do następnego,
Realistka

4 komentarze:

  1. Anonimowy09 maja, 2020

    Trzymam kciuki.
    Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście daj sobie tyle czasu ile potrzebujesz! Są rzeczy ważne i ważniejsze ;) Super, że przełamałaś niechęć do lektorki i podjęłaś się z nią współpracy, pogrzebalas z nią topór wojenny, a to się ceni. Mnie byłoby ciężko o coś takiego, muszę przyznać.
    Życzę Ci owocnej dalszej nauki!
    Niezmiernie ucieszyła mnie wieść, że masz mnóstwo pomysłów na dalsze losy naszych bohaterów, bo ja już nie mogę się doczekać! To jasne, że chciałabym kolejny rozdział już już, ale tak jak już pisałam na początku, nie ma pośpiechu - ważne, żebyś nie odkładala teraz priorytetów na rzecz historii.
    Trzymaj się zdrowo! Czekam z niecierpliwością, ale i pokorą. :)
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  3. Spokojnie, czekamy cierpliwie. W życiu każdego bywa różnie, dziękuję, że informujesz co i jak! Trzymam kciuki, by wszystko u Ciebie się ułożyło. Magisterka jest ważna kwestią i trzymam mocno kciuki za Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że potrzebujesz trochę wiecej czasu. Masz go tyle, ile tylko potrzeba! Czekamy cierpiliwe.
    Mam nadzieję, że prace nad magisterką, życiem i wszystkim idą dobrze.
    Trzymaj się tam!

    OdpowiedzUsuń