niedziela, 21 października 2018

Rozdział 2

Kochani,
dziś wyjątkowo bardzo, ale to bardzo krótko, gdyż nowy komputer zwyczajnie mnie nie lubi, a nawet śmiem twierdzić, że mnie w jakiś sposób nienawidzi. Próbuję się z nim zaprzyjaźnić już drugi tydzień, a ten nadal żyje swoim życiem i nie chce się mnie słuchać. Dlatego nie miałam sił pisać nic dłużej, z czego nie jestem zadowolona, a z pewnością i wy nie jesteście z tego powodu usatysfakcjonowani. Ale jakoś postarajmy się z tym wytrzymać.
Kolejna notka za trzy tygodnie (11.11.2018), bo nie radzę sobie z technologią i pisanie czegokolwiek na nowym komputerze jest dla mnie bardzo trudne. Muszę uruchomić stary, a trochę mi to pewnie zajmie, więc proszę was o cierpliwość i wyrozumiałość. Chyba że nowy sprzęt nagle za mną zatęskni, gdy zobaczy że wróciłam do wysłużonego przyjaciela i postanowi ze mną współpracować, ale raczej marne szanse.
Jeszcze raz was bardzo przepraszam, ale mimo wszystko życzę w miarę przyjemnej lektury,
Realistka



Dramione – Miłość to dwie dusze w jednym ciele
Rozdział 2
Bo miłe, to zawsze złego początki.

* * * * *
            Jeśli w wieku czterdziestu lat wciąż martwisz się o swojego męża, to albo bardzo go kochasz, albo wiesz, że zaraz zrobi coś głupiego. Dla kobiety małżeństwo jest jak niekończąca się walka i nie chodzi tylko o to, kto wcześniej zajmie łazienkę z rana lub zagarnie większą część kołdry w trakcie nocy. Każdego dnia musi toczyć bój z przeciwnościami losu, troszcząc się o wybranka swego serca, jednocześnie nie dając po sobie poznać, kto w domu tak naprawdę nosi spodnie. Bo mężczyzna lubi czuć władzę, lubi mieć świadomość, że do niego należy ostatnie słowo. I niech ma tę odrobinę szczęścia, niech się nią cieszy póki może. Gdy jego żona wróci z pracy czy zakupów znów potulnie wpełznie pod jej pantofel, nie zdając sobie nawet z tego sprawy.
            Narcyza, jako kobieta wyjątkowo inteligentna i roztropna, od zawsze wiedziała, że wychodząc za Lucjusza wzięła sobie pod skrzydła nie męża, a nieco bardziej wyrośnięte dziecko. Na początku był bardzo potulny, słuchał tego, co się do niego mówiło, nie grymasił zbyt wiele. No anioł, nie mężczyzna, można by rzec. Później oczywiście zaczął zadawać się z nieodpowiednim towarzystwem, wstąpił do sekty czcicieli beznosego wariata, zaczął brykać się z problemami typowymi dla nastolatka w wieku dojrzewania. Znosiła to wszystko z pokorą i miała do niego niesłychaną cierpliwość. Zresztą po drodze w domu pojawił się mały Draco, który - co ciekawe - sprawiał mniej kłopotów, aniżeli jego dorosły ojciec. Nawrócenie przyszło po kilku latach, Lucjusz dojrzał i zaczął wychodzić na prostą po odsiadce w ośrodku resocjalizacyjnym pieszczotliwie nazywanym Azkabanem, jednakże skłonność do popełniania głupot pozostała niezmienna, a o to Narcyza martwiła się najbardziej. Pomijając nadmierną fascynację ogrodnictwem, wciąż najpierw robił, a później myślał, nie dając sobie nic przetłumaczyć. Tak samo teraz, gdy błądzi razem z Severusem po całym świecie, szukając podupadającej na zdrowiu ciotki, która zapewne świetnie się bawi, przyglądając się ich nieudolnym próbom ratunkowym. Bo Yves bez wątpienia wie, że Lucjusz próbuje ją odnaleźć, dlatego tak dobrze się przed nim ukrywa.
            Oczekiwanie na powrót męża i jego przyjaciela z kolejnej eskapady było niczym pilnowanie gotującego się na gazie mleka. Jeden niewłaściwy ruch, jedno spuszczenie z oczu i już pływało po całej kuchni, a przypalony garnek nadawał się co najwyżej do kosza. Tak samo było z Lucjuszem i Severusem; wystarczyło wpuścić ich do mieszkania i dać wolną rękę, a z salonu robili istne pobojowisko, nie wspominając o zapleczu gastronomicznym, które po ich przejściu bardziej przypominało szkolną stołówkę po przerwie obiadowej. Mimo wszystko niecierpliwie zerkała na mały zegarek umieszczony na wąskim nadgarstku, martwiąc się, że tym razem naprawdę narobili jakichś głupot i nie wrócą do domu, a znając tych dwóch było to bardziej niż prawdopodobne; widok Snape'a w olbrzymim sombrero zbyt dobrze utkwił jej w pamięci po ich ostatnim wypadzie do Meksyku. Zaś od dwóch dni panowie urzędują w Rio do Janeiro i strach pomyśleć, na co natknęli się tym razem.
            Odchodząc na chwilę od męża i sprawy zaginionej ciotki, Narcyzę bardzo ciekawiło, a raczej frasowało, co dzieje się u jej syna, nie mniej rozgarniętego niż jego własny ojciec. Nie miała żadnych wątpliwości, że Draco zakochał się w pannie Granger, ale martwiła się, czy on w ogóle dostrzega to niezwykłe uczucie, które się między nimi zrodziło. Bała się, że skupia się na tym, co niepotrzebne, że za bardzo sobie wszystko komplikuje, zamiast wprost powiedzieć dziewczynie, że ją kocha. Bo jakimś dziwnym trafem Malfoyowie mają tendencję do przekombinowywania, a to nie wróży niczego dobrego. Draco zresztą funkcjonuje podobnie do swego ojca. Niby samodzielny i jak chce to dopnie swego, ale tak naprawdę błądzi we mgle, jak na prawdziwe dziecko przystało. Oczywiście wpierw będzie się awanturował, a na końcu stwierdzi, że nic się takiego nie stało, ale cóż, taki już urok mężczyzny. Niemniej jednak miała nadzieję, iż radzi sobie na tyle dobrze, że Hermiona od niego nie uciekła; bądź co bądź, to wyjątkowo trudny chłopak i ciężki we współżyciu, ale nie wybaczyłaby mu, gdyby przez wrodzony ośli upór zaprzepaścił taką piękną miłość. Sobie zresztą również, jednakże obiecała sobie, że nie będzie się wtrącać do jego życia prywatnego. Nie ma już dziesięciu lat, by pilnować go na każdym kroku. Ale matczyne zmysły ciągle dawały jej do zrozumienia, że nie powinna go tak całkowicie puszczać samopas i od czasu do czasu zerkać, czy nie robi niczego głupiego.
            Z drugiej strony, jeśli miał przy sobie pannę Granger, czy powinna mieć jeszcze jakiekolwiek wątpliwości? Po Draconie ciężko się domyślić, co mu w duszy gra i tak naprawdę musiała trochę się natrudzić, by dokładnie dostrzec, że jej syn został ustrzelony prawdziwą strzałą Amora. Natomiast Hermiona, to zupełnie inny temat. Z niej można czytać jak z otwartej księgi, dlatego uczucie zawierzenia, ciepło migoczące w jej ciemnych oczach, były nie do podrobienia. Narcyza nie mogła się zatem mylić. Młodzi naprawdę bezgranicznie się kochają. Tylko nie podoba jej się, że tak długo z tym wyznaniem zwlekają. Gdyby wiedziała, że zdecydowali się ze sobą zamieszkać, bez wątpienia byłaby jeszcze bardziej oburzona.
            Trzask teleportacji połączony z dźwiękiem tłuczonego szkła wyrwał kobietę z chwilowego zatracenia. Narcyza wystrzeliła z kanapy jak poparzona, pędząc ku schodom prowadzącym na piętro, na których dostrzegła niezadowolonego Severusa oraz kroczącego przy nim Lucjusza, a raczej kuśtykającego. Tak jak się spodziewała, a raczej wnioskowała po niemiłosiernie czerwonej skórze twarzy i ciągłych jękach bólu swego małżonka, panowie jak zwykle wykazali się pełnym profesjonalizmem w trakcie akcji poszukiwawczej.
            - Czy chcę wiedzieć, jak sobie to zrobił? - spytała bezsilnie Severusa, który stanął obok niej z rękami założonymi na klatce piersiowej, również przyglądając się jęczącemu Lucjuszowi.
            - Nie chcesz - odrzekł pochmurnie - ale i tak będziesz o to pytać, więc ci powiem. Zasnął na plaży.
            Narcyza westchnęła przeciągle, patrząc się na poparzonego męża, któremu jakimś cudem udało się do niej doczłapać. Był czerwony niczym płachta na byka, powykrzywiany na wszystkie możliwe strony, gdyż ocierające się ubranie podrażniało spalone słońcem miejsca. Nie miała nawet sił komentować obleśnej koszuli w hawajskie wzór. Sapnęła jedynie ze współczuciem, wskazując mu na kanapę w salonie.
            - Kładź się - rozkazała, na co Lucjusz pokiwał niezdarnie głową, kierując się pokracznie ku kozetce. - Dobrze, że byłam na zakupach i kupiłam śmietanę.
            Severus zerknął z przestrachem na oddalającą się do kuchni kobietę.
            - Sadystka - wymamrotał pod nosem, uświadamiając sobie, że przyjaciel za chwilę przejdzie przez gorsze katusze, niż zgromadzony w gaciach brazylijski piasek. Uśmiechnął się szatańsko na tę myśl. - Muszę to zobaczyć.
            I popędził w kierunku salonu, w którym biedny i niczego nieświadomy Lucjusz dopiero co doczłapał się do kanapy.
* * * * *
            Przez kilka miesięcy Draco przyzwyczaił się do specyficznego sposobu prowadzeni terapii przez doktora Spinnera, co więcej, na swój sposób udało mu się polubić zdziwaczałego terapeutę. Dlatego niemałym szokiem było dla niego, gdy psychiatra wprowadził go do dość ekstrawaganckiego gabinetu, który wyglądem nie różnił się od profesjonalnych biur terapeutycznych rozsławionych przez amerykańskie produkcje filmowe. Można tu było znaleźć wszystko, co przychodzi na myśl, gdy słyszy się hasło "psycholog": ciemną, prawdopodobnie drewnianą podłogę, drogą tapetę w kolorze butelkowej zieleni ze złotymi zdobieniami, mosiężny fotel w tym samym kolorze, a także wspaniałą kozetkę, na której młody Malfoy od razu pragnął się położyć, co też od razu uczynił po wcześniejszym pozwoleniu doktora.
            - Czemu nie mamy tu terapii od początku? - zapytał, usadawiając się wygodniej na leżance. Nawet splótł ręce na klatce piersiowej, by poczuć się, jak na prawdziwej sesji psychologicznej.
            - Ponieważ pacjentów bardzo łatwo rozproszyć wszechobecnym blichtrem jaki tu panuje - odparł lekarz, wyciągając z potężnego biurka czarny kajet i siadając razem z nim w fotelu niedaleko Draco. - A tak szczerze, to strasznie daleko stąd do łazienki.
            Arystokrata uśmiechnął się niezdarnie do terapeuty, który zdążył już zdjąć biały kitel, w którym zawsze go widywał. Doktor Rob z zewnątrz był podobnym dziwakiem, co wewnątrz; nosił się dość staromodnie, gdyby nie pomarańczowe skarpety w niebieskie groszki wychylające się spod bordowych spodni. Malfoy musiał jednak przyznać, że ten specyficzny wygląd wyjątkowo pasował lekarzowi.
            - Zacznijmy troszkę inaczej - odezwał się doktor Spinner, poprawiając grube oprawki zjeżdżające mu z nosa. - Proszę się cofnąć pamięcią do dzisiejszego poranka i wyodrębnić z niego jedną rzecz, która diametralnie poprawiła panu humor, a przy tym było to coś, do czego z reguły nie przywiązuje pan uwagi. Dam panu chwilkę, bo dziwnym trafem wszyscy pacjenci zawsze oblewają to zadanie.
            Draco nie lubił być jak wszyscy, toteż skupił się na wspomnieniach tak mocno, jak tylko mógł. Szybko zdał sobie sprawę, że wszystkie rzeczy, jakie mu przychodzą do głowy, są bardzo oczywiste i chcąc nie chcąc zwraca na nie uwagę. Próbował z każdej możliwej strony, ale nic sensownego nie przychodziło mu na myśl. Kątem oka zerknął na doktora, który przyglądał mu się bacznie, jak jeszcze nigdy dotąd. Zaczął nawet sobie wmawiać, że psychiatra w duchu podśmiewuje się z niego, że nie może sobie poradzić z tak banalnym poleceniem. Dlatego próbował dalej, ale podświadomie wyczuwał nieuchronnie zbliżającą się porażkę.
            - Mnie na przykład uszczęśliwiło wolne miejsce w autobusie, gdy zmierzałem rano do kliniki - powiedział lekarz, uśmiechając się pokrzepiająco do pacjenta. - Niby takie nic, a jak bardzo cieszy. Zwłaszcza, że kości już niemłode.
            - Idąc tym tokiem mogę powiedzieć, że uszczęśliwiło mnie, że mój pies spał dziś na podłodze i nie władował się do łóżka? - Bo Malfoya naprawdę ten fakt uradował i zaskoczył. Szkoda tylko, że Hermiona zdążyła już wyparować jak kamfora, nie żegnając się z nim nawet krótkim pocałunkiem.
            Doktor Spinner zaśmiał się cicho pod nosem, zdejmując grube oprawki i przecierając nieco zmęczone oczy. Draco czuł, że właśnie nie zaliczył ćwiczenia, które przecież miało być takie proste.
            - Wie pan, dlaczego wszyscy pacjenci oblewają to zadnie? - zwrócił się do chłopaka, który patrzył się na niego niezadowolony. - Błąd tkwi w sposobie odbierania przekazywanej informacji. Gdybym powiedział panu, żeby przywołał pan wydarzenie z rana, które poprawiło pański humor, byłoby znacznie łatwiej, natomiast w poleceniu pojawia się zmienna, czyli to nasze "do czego nie przywiązuje pan uwagi", którą mózg postrzega, jako przeszkodę, przez co automatycznie myśli o rzeczach nieprzyjemnych dla nas na co dzień i próbuje je ustosunkować do informacji uprzedniej.
            Draco kiwał od czasu do czasu głową, ale prawda była taka, że niewiele rozumiał z tego, o czym mówił do niego terapeuta. Nie był przyzwyczajony do takiego bełkotu psychologicznego; doktor Spinner zawsze używał dość prostego języka, nie gmatwając dodatkowo spraw, przez co pomału się z nim zaprzyjaźnił. Teraz miał duży problem z pojęciem chociaż połowy tego, o czym opowiadał lekarz.
            Psychiatra spojrzał na pacjenta odrobinę zadowolony, a poniekąd zasmucony. Odłożył czarny notes na pobliski stoliczek i wyciągnął się wygodniej w fotelu, zakładając nogę na nogę.
            - Mówiąc inaczej, mózg reaguje na bodźce, które wywołują pewne skojarzenia, często działa to na zasadzie przeciwieństw. - To Malfoy już lepiej rozumiał, ale nie przerywał doktorowi. - Kiedy powiedziałem panu, żeby przypomniał pan sobie jakieś miłe wydarzenie, pański mózg oczywiście je przywołał, ale zweryfikował informację pod kątem przeciwieństwa. Uściślając, pomyślał pan o tym, co codziennie pana denerwuje, a co dziś się nie wydarzyło, dlatego było to dla pana szczęśliwe. Był pan przygotowany na to, że obudzi się pan z pupilem w pościeli, do czego nie doszło, a to nie tyle pana uradowało, co zaskoczyło.
            Teraz Draco nie wiedział już nic, przez co zaczął się odrobinę irytować. Dla niego nie było różnicy między szczęściem a zaskoczeniem faktem, że Dulce wyjątkowo dziś drzemał sobie smacznie na dywanie. Poprawiło mu to humor, co prawda nie na długo, ale jednak wpłynęło na samopoczucie. Czy nie spełnił wymogów zadania?
            Terapia coraz mniej mu się podobała i zdał sobie sprawę, że wolałby jednak wrócić do niekonwencjonalnych metod, których wcześniej używał psychiatra.
            - A pan jak wszedł do autobusu, to nie był pan zaskoczony, że było w nim wolne siedzenie? - zapytał odrobinę pretensjonalnie, na co lekarz uśmiechnął się dobrodusznie. - Przecież poprawiło to panu humor.
            - Oczywiście - odrzekł doktor Spinner - jednakże w autobusie, którym jeżdżę zawsze są wolne miejsca. Po prostu nie zwracam na to uwagi, a zaskoczył mnie bardziej fakt, iż wolne siedzenie znajdowało się od strony okien.
            Malfoy zamarł po odpowiedzi terapeuty. W życiu nie przyszłoby mu coś takiego do głowy. Leżał zatem jak kłoda na kozetce, wpatrując się tępo w starszego mężczyznę, który raptownie podniósł się z fotela i podszedł do okna, które następnie uchylił, wpuszczając do pomieszczenia odrobinę zimnego powietrza, co pozwoliło arystokracie otrzeźwieć.
            - Wróćmy do zadania, skoro zna pan już różnicę - zwrócił się do Dracona, ponownie usadawiając się na miękkim siedzeniu. - Proszę nie skupiać się na cudach, ale na zwykłych, codziennych sprawunkach, resztę proszę wyrzucić z głowy. Nawet narzeczoną.
            - Hermiona nie jest moją narzeczoną - odparł nieco zbyt pochopnie, marszcząc z niezadowolenia brwi. Nie lubił, gdy ktoś za bardzo wpychał nos w jego prywatne życie.
            - Do tego wrócimy - odpowiedział doktor Rob, splatając palce u dłoni i układając je na kościstym kolanie.
            - Nie ma do czego wracać - odwarknął Malfoy, podnosząc się z kozetki - mieszkamy razem i jest nam dobrze tak jak jest.
            - A znalazł pan już to odpowiednie wydarzenie?
            Draco uśmiechnął się sztucznie, mrużąc przy tym odrobinę oczy. Na szczęście lub nie, na lekarzu jego humorki nie robiły większego wrażenia. Przyglądał mu się z atencją, czekając na zadowalając odpowiedź, której arystokrata postanowił mu po jakimś czasie udzielić.
            - Wszedłem rano łazienki za potrzebą i niepomiernie uradował mnie fakt, że miałem się czym podetrzeć - odparł niezwykle dumny, opadając z powrotem na leżankę, na co psychiatra uśmiechnął się ciepło, sięgając ponownie po czarny kajet.
            - Widzi pan, jak pan chce, to i potrafi. Bardzo dobrze - pochwalił go, jakby mówił do dziecka, zapisując kilka zdań w notatniku. - Większość pacjentów z reguły myśli o nieco innych rzeczach, ale jak widać potrzeby fizjologiczne też się sprawdzają. Czy pamięta pan, o co pana zapytałem, gdy przerwaliśmy grę w minigolfa?
            - O jakieś zmiany w moim życiu, przez które się pogorszyło, czy jakoś tak - odpowiedział Malfoy, czując dziwne uczucie nacisku kumulujące się w okolicach skroni. Zaczął się zastanawiać, czy to przez zmierzającą ku niczemu terapię, czy ogólnie przez doktora, z którym dziś wyjątkowo ciężko mu było się dogadać. Nie żeby na co dzień porozumiewanie się z psychiatrą było łatwe i przyjemne, ale zazwyczaj stwarzało mu mniej problemów.
            Starszy mężczyzna pogładził się po ogolonym podbródku, z nostalgią spoglądając przez okno, przez które wpadały promienie pomału chylącego się ku zachodowi słońca. Dumał tak jeszcze przez chwilę, pochrząkując pod nosem, a Draco, jak ból przy skroniach nasila się przez przedłużające się milczenie. Terapeuta w końcu odkaszlnął niezbyt głośnie, zdejmując po drodze okulary z nosa i przecierając przeciążone oczy; czynił to dziś bardzo często, a co arystokrata interpretował, jako przejaw wyjątkowego zmęczenia organizmu. Nie wiedzieć czemu nagle zrobiło mu się żal staruszka, przez co zapragnął jak najszybciej zakończyć sesję.
            - Chciałem o czymś z panem porozmawiać, ale mam przeczucie, że to jeszcze nie jest najodpowiedniejszy moment - odezwał się lekarz, przygryzając końcówkę okularów. - Chociaż możemy spróbować, najwyżej zboczymy troszkę z kursu.
            Draco przytaknął w odpowiedzi głową, przeczesując wpadające do oczu kosmyki platynowych głosów. Z reguły bardzo go to drażniło, ale teraz postrzegał to, jako coś normalnego, a także jako sygnał, że powinien się wybrać w najbliższym czasie do fryzjera.
            - Zamieszkał pan z panią Hermioną - zaczął spokojnie doktor Spinner - cytując, mieszkacie państwo razem i jest wam dobrze tak, jak jest. Pytanie, czy panu, jako jednostce, jest dobrze w tym układzie, który się między wami wytworzył?
            - Tak, dobrze nam się układa - odpowiedział zgodnie z prawdą, na co psychiatra pokiwał głową, sporządzając odpowiednie notatki.
            - Nie pytam, jak wam się układa, ale pytam o pańskie indywidualne odczucia - skomentował doktor - bo rzecz w tym, by przestał pan myśleć o pani Hermionie w kontekście emocjonalnym, a skupił się na własnych spostrzeżeniach i stanach, jakie one w panu wywołują.
            - Jestem spokojniejszy, podoba mi się, że nie wracam do pustego mieszkania, że jest zawsze blisko i mogę z nią o wszystkim porozmawiać. Dużo rzeczy robimy razem, ale każde z nas posiada ten niewielki margines prywatności, co jest bardzo przyjaznym rozwiązaniem, bo gdy ja skupiam się na pracy, Hermiona może sobie w spokoju poczytać czy zająć się czymś innym. Podoba mi się takie życie.
            Malfoywi wystarczyło jedno spojrzenie terapeuty, by wiedzieć, że nie przekonały go jego słowa. Co więcej, doktor Rob wyglądał na odrobinę zawiedzionego, a może był to po prostu skutek przemęczenia. W każdym razie Draco poczuł się nieswojo i kolejny raz zapragnął jak najszybciej uciec z dzisiejszej sesji.
            - Dobrze, to nam daje już jakieś podstawy do pracy - odparł dość sucho, zamykając czarny notes. - Jak długo ze sobą mieszkacie?
            - Z jakiś miesiąc - odpowiedział arystokrata, automatycznie sięgając pamięcią do pierwszych dni życia z Hermioną.
            - Czyli jakiś obraz zwyczajów zapewne zdążył się już ukształtować. Proszę mi opowiedzieć coś o pani Hermionie, na przykład co roi w wolnym czasie, jak się relaksuje, takie proste rzeczy.
            - Dużo czyta. Ona generalnie uwielbia literaturę i potrafi pochłaniać książki w olbrzymich ilościach.
            - Jakiś konkretny gatunek? Zauważył pan coś takiego?
            Draco zamyślił się nad pytaniem. Granger od zawsze była niesamowitym molem książkowym i uwielbia pchać nos między opasłe, a najlepiej jeszcze stare woluminy. Nie ma dnia, żeby czegoś nie czytała, co zresztą zauważył już Hogwarcie, ale wtedy bardziej z tego drwił, aniżeli podziwiał. Natomiast jaką konkretnie literaturą interesuje się dziewczyna, tego nie wiedział, a do czego bardzo ciężko było mu się przyznać.
            - Chyba nie ma jakichś szczególnych preferencji - odrzekł, starając się zgrabnie ukryć swą niewiedzę.
            - Zdarzają się takie przypadki. - Doktor Rob podrapał się za uchem. Draco automatycznie zrobił to samo. – To może kuchnia. Jadacie państwo razem jakieś posiłki, prawda?
            W tej kwestii było mu się zwyczajnie głupio wypowiadać, bowiem gdy w końcu wypełznął z łóżka, Hermiona była już w pracy, mógł zatem pomarzyć o pełnym śniadaniu przy jej towarzystwie. Zdarzało im się od czasu do czasu wpaść na siebie w kuchni, ale dziewczyna najczęściej kończyła już zmywać po posiłku, do którego on się dopiero zabierał. Najczęściej zatem pili razem rano kawę, ewentualnie herbatę, za którą Granger wręcz przepadała. Jeśli chodzi o obiady – kolejna klapa. Popołudnia spędzali różnie, najczęściej z dala od siebie, w skutek czego nie było opcji, by chociaż pomyśleć nad wspólnym gotowaniem. A wieczory i kolacje? No to już im jakoś wychodziło, ale dla Dracona to było zdecydowanie za mało, by móc opowiedzieć o preferencjach kulinarnych kasztanowłosej kobiety.
            Doktor Rob musiał dostrzec jego zakłopotanie, gdyż odchrząknął najciszej jak się dało, postukując długopisem w zamknięty notes.
            - Wie pan – zaczął jakby nieśmiało – kobiety co prawda są zmienne, ale chyba nie aż tak.
            Malfoy spojrzał na niego ukradkiem, czując, że terapeuta mniej lub bardziej świadomie naśmiewa się z niego, a może to było tylko jego złudzenie. Postanowił zatem zrobić to, co zawsze wychodziło mu najlepiej, czyli skłamać i łudzić się, że psychiatra tego nie zauważy.
            - Hermiona po prostu lubi jeść bardzo zdrowo, a przy moim funkcjonowaniu raczej ciężko nam pogodzić upodobania – odparł poniekąd zadowolony, jakby rzeczywiście wierzył, że Granger jest fanką kuchni propagującej zdrowy styl życia.
            - Yhym – wydukał lekarz, kiwając do tego głową. Arystokrata podświadomie czuł, że nici z jego planu, a siedzący naprzeciwko niego starszy mężczyzna jest w stanie czytać z niego, jak z otwartej książki. Jak się później okazało, niewiele się pomylił w swych przypuszczeniach.
            - To proszę mi może opowiedzieć coś o relacjach pani Hermiony z pańskim psem – poprosił, pochylając się ku pacjentowi. – Czy były jakieś problemy z akceptacją lub czy coś zmieniło się w zachowaniu pańskiego pupila?
            Draco w końcu poczuł, że może swobodnie odpowiedzieć na pytanie, bowiem Dulce uwielbiał Granger, wręcz szalał za nią bardziej, niż za ukochaną piłką do zabawy. Od początku bardzo dobrze się dogadywali, a gdy kobieta zamieszkała z nimi, doberman wręcz zdradził swego pana i nie odstępował nowej lokatorki nawet na krok, w skutek czego psisko często lądowało z nimi w łóżku, a to Malfoyowi już ciężej było zaakceptować. Nie protestował jednak zbyt często, tłumacząc sobie, że to jedynie stan przejściowy i Dulce w końcu zacznie sypiać w swym legowisku, jednak mijały kolejne noce, a jedyną osobą, która była niemile widziana w ogromnym łożu, co ciekawe nie był pies, a właściciel domu. Najgorsze było jednak to, że Hermiona zdawała się faworyzować włochatego przyjaciela.
            - Raczej niewiele – odparł po chwili, podnosząc się z leżanki. – Lubią spędzać ze sobą czas, nawet chętniej wychodzi na spacery z nią, niż ze mną.
            - A do tego ładuje się państwu do łóżka – dodał doktor Spinner, spoglądając na Malfoya z niekłamaną satysfakcją.
            Arystokrata wyglądał, jakby się zastanawiał, czy powinien odpowiedzieć jakąś kąśliwą uwagą, ale uświadomił sobie szybko, że w zasadzie w jakim celu miałby się wyżywać na specjaliście na swe własne niepowodzenia? W końcu to nie jego wina, że Granger preferuje spać z Dulce. Mężczyznę jednak ta uwaga ubodła na tyle, że z powrotem opadł bez sił na leżankę, wzdychając głośno ku sufitowi. Przed lekarzem rozciągał się teraz widok czystej rozpaczy, z której postanowił zrobić jak najlepszy użytek. Oczywiście dla dobra pacjenta.
            - Mogę pana o coś zapytać? – zwrócił się do arystokraty, który nawet na niego nie spojrzał, co psychiatra pozwolił sobie odczytać jako przyzwolenie. – Kiedy ostatni raz uprawialiście państwo seks?
            Po ostatnim słowie Draco raptownie otrzeźwiał. Na usta cisnęło mu się mnóstwo niewybrednych określeń, którymi chciał zbombardować terapeutę, ale to, co dostrzegł w umęczonych oczach starszego mężczyzny bardziej przypominało mu troskę, aniżeli wścibskość, toteż postanowił ugryźć się w język i nic nie odpowiedzieć.
            Prawda była taka, że Hermiona nie odczuwała tak silnej potrzeby współżycia, jak on. Momentami miał wrażenie, że specjalnie od niego ucieka, choć nie miał pojęcia, czym taki obrót spraw mógł być spowodowany. Ośmielał się twierdzić, że te kilka razy, gdy się ze sobą kochali, były niesamowite tak dla niego, jak i dla niej. Bo naprawdę jeszcze nigdy dotąd nie czuł tak silnego zespolenia z partnerką; kobieta działała na niego niesamowicie i chyba pierwszy raz nie chodziło wyłącznie o sferę fizyczną. Oczywiście Granger jest piękna, co do tego nie miał wątpliwości, jednakże zdarzały się sytuacje, gdy jej zwykłe, typowo codzienne poczynania działały na niego silniej, niż kuse i wyzywające koronki. Których swoją drogą nie miała w szafie, ale mógł jej to wybaczyć. Na przykład, gdy siadała naprzeciw niego i opowiadała o swoim dniu w czekoladziarni. Na pierwszy rzut oka nie było w tym nic fascynującego, ale Draco mógł leżeć na jej kolanach i godzinami wsłuchiwać się, że w spiżarni brakuje konfitury wiśniowej. Jej ciepły i pełen uczuć głos praktycznie zawsze doprowadzał go do skraju wytrzymałości, ale ile razy usiłował zainicjować jakąś wspólną przygodę w sypialni, tyle razy dziewczyna żegnała go krótkim pocałunkiem, zamykając się w łazience i wracając, gdy z niego uleciała cała ochota na nocne igraszki. Nie potrafił niczego z tym zrobić i zdał sobie sprawę, jak bardzo go to męczy, a jedyną osobą, której może w tym momencie się wyżalić, jest doktor Spinner.
            Podniósł się niezgrabnie z kuszetki, pochylając się w kierunku podłogi i wspierając łokcie na kolanach. Jeszcze nigdy nie czuł się tak żałośnie, jak w tym momencie, ale postanowił spróbować i zwierzyć się trochę lekarzowi. Może nie było to najlepsze posunięcie, ale w sumie co miał takiego do stracenia? Z tą myślą spojrzał niepewnie na psychiatrę, który przyglądał mu się już od jakiegoś czasu z niebywałym politowaniem.
            - Dwa tygodnie temu – odpowiedział w końcu, czując, jak wypowiedziana informacja dopiero do niego dociera i zaczyna okropnie mu ciążyć. Było to w sumie bardzo ciekawe, gdyż nim zaczął spotykać się z Granger, a zaczął uczęszczać na terapię, w jego sypialni wiało pustką znacznie dłużej, a nie odczuwał tak silnej potrzeby uprawiania stosunku, jak teraz.
            Doktor Rob machnął od niechcenia ręką, wyciągając się w fotelu i śmiejąc się nieco głośniej, niż miał w zwyczaju. Dla Malfoya było to niczym kopanie leżącego, ale postanowił znieść upokorzenie z godnością.
            - Łe to niedużo! – Od razu zanotował coś w kajecie. – Proszę mnie tak nie straszyć, bo miał pan minę, jakby os stosunku minęło co najmniej pół roku, a tu tylko dwa tygodnie. To jeszcze nie powód do dramatu.
            - Może dla pana – odparł przygnębiony arystokrata. – Ja nie umiem sobie z tym poradzić. Ona ciągle ode mnie ucieka, a jak już mnie się wydaje, że coś sama inicjuje, to się okazuje, że źle coś zrozumiałem i nici z upojnej nocy.
            -  W moim wieku orientacja w terenie daje więcej radości, niż orientacja w pościeli – odrzekł dobrodusznie lekarz, notując kolejne zdania w zeszycie. – Ale dla pana to faktycznie może być problem.
            - No co pan nie powie – zakpił Draco, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
            - Kłopot w tym, że ta potrzeba współżycia kompletnie przysłania panu całościowy pogląd na partnerkę. – Spojrzał na psychiatrę trochę z powątpiewaniem, ale postanowił zatrzymać wszelkie uwagi dla siebie. Zresztą doktor nie wyglądał, jakby interesowała go jego opinia na ten temat. – Niewiele pan wie o pani Hermionie, nie chcę mówić, że nic, no ale sam pan zdążył się zorientować, jak mało informacji o niej posiada. Z reguły myślenie wąskotorowe jest dobre i sprawdza się w wielu przypadkach, ale nie funkcjonuje przy kobietach. Absolutnie nie twierdzę, że kobiety można zrozumieć, ale da się nauczyć odczytywać wysyłane przez nich sygnały. Panu tego brakuje, nie posiada pan żadnej bazy, do której mógłby się odwoływać, przez co pańskie sfrustrowanie emocjonalno-seksualne pogłębia się z dnia na dzień, a to widać, oj widać, proszę mi wierzyć.
            - To co mam robić? – zapytał bezsilnie Draco. – Łazić za nią i notować co lubi, a czego nie?
            - Obserwować – odparł rzeczowo starszy mężczyzna – bo to panu bardzo dobrze wychodzi, jednak potrzebuje pan wprawy.
            - Obserwuję ją codziennie – zauważył zmęczony i nieco poddenerwowany arystokrata – niby w czym ma mi to pomóc?
            - Bo pan potrzebuje prostych i jasno sformułowanych poleceń. Do tej pory skupiał się pan na tym, co nieistotne. Wystarcz zwrócić pańską uwagę, jakich informacji powinien pan szukać, a od razu będzie łatwiej je wychwycić. – Malfoy zamyślił się nas słowami lekarza, ale postanowił więcej nie protestować. Uznał, że może doktor Rob rzeczywiście ma rację i nie starał się nawet odszukać w Hermionie jej upodobań, a skoro ich nie znał, to nie miał na czym bazować, chcąc sprawić jej przyjemność, a także – nie ukrywajmy – i sobie.
            Dostrzegł niedługo potem wyciągniętą przed sobą rękę terapeuty; odwzajemnił uścisk i dał się poprowadzić ku wyjściu z gabinetu, a stamtąd powolnym krokiem zaczął się kierować do windy. Dopiero za zamkniętymi drzwiami zaczął czuć, jak wielką klęską okazała się dzisiejsza terapia i postanowił to jakoś odreagować. Pech lub szczęście chciały, że nieopodal kliniki znajdował się pub irlandzki, do którego od razu poprowadziły go ociężałe nogi, a raczej wyprana z wszelkich głębszych myśli głowa.

* * * * *
            Willę Malfoyów przeszedł niewyobrażalny krzyk, a raczej wrzask pana domu, który przypominał odgłosy wydawane przez zwierzę obdzierane ze skóry. Innymi słowy był to znak, że zimna, świeżo wyciągnięta w lodówki śmietana wylądowała na poparzonych plecach Lucjusza, który zaczął rzucać się na kanapie, niczym świnia w kąpieli.
            - Ty durna – zaczął złowróżbnie, odwracając się ku niewzruszonej jego okrzykami Narcyzie, trzymającej kolejną porcję śmietany na stołowej łyżce.
            - Leż, bo wsadzę ci to zaraz tam, gdzie nie chciałbyś tego poczuć – odparła poirytowana, na co mężczyzna grzecznie położył się na brzuchu, zagryzając z bólu zęby na wytwornej poduszce. Severus siedział nieopodal nich na wygodnym i z pewnością niebotycznie drogim fotelu, przyglądając się cierpieniu przyjaciela z udawanym współczuciem.
            Pierwsza porcja śmietany, która wylądowała na rozgrzanych plecach Malfoya seniora ścięła się w okamgnieniu. Narcyzie oczywiście było żal męża i nie chciała wyrządzić mu niepotrzebnej krzywdy, ale też była zdania, że za głupotę należy płacić podwójnie, więc nie obchodziła się zbyt lekko z poranioną skórą małżonka. Chlusnęła na niego kolejną łyżką śmietany, rozsmarowując ją na najbardziej rozognionych miejscach.
            - Mam nadzieję, że dowiedzieliście się czegoś więcej, prócz tego, ile czasu potrzeba Lucjuszowi, by wyglądać, jak flaga Maroko – odezwała się złośliwie, obserwując wykrzywiającą się z bólu twarz leżącego pod nią mężczyzny.
            - Yves tam nie było – odparł, a raczej wydukał w poduszkę Lucjusz, zaciskając z całych sił ręce na podłokietnikach kanapy.
            - To akurat sama mogłam zgadnąć – odpowiedziała, przesuwając się bardziej na zgięcie kolan, by dostać się do lędźwi małżonka; były poparzone tak samo mocno, jak łopatki.
            - Była, ale jakieś sześćdziesiąt lat temu, a nie o to nam chodzi – wtrącił się Severus, wyczarowując niewielką chusteczkę higieniczną, którą następnie wręczył cierpiącemu przyjacielowi. Po chwili po domu rozniósł się odgłos wyjątkowo głośnego smarkania połączonego z żałosnym pociąganiem nosem. – Nie maż się już tak, bądź mężczyzną.
            - Kiedy to piekielnie boli – wyjęczał Lucjusz ze łzami w oczach. Narcyza była jednak nieugięta i wsmarowała mu w plecy następną porcję lodowatej śmietany. Co prawda nie robiła już tego tak brutalnie, jak za pierwszym razem, jednak nie bawiła się też w siostrę miłosierdzia.
            - Opłaci ci się to na stare lata – odparł Snape, krzyżując ręce na klatce piersiowej i zakładając nogę na nogę.
            - Niby kiedy? – żachnął się oburzony Malfoy, spoglądając kpiąco na przyjaciela. W tym momencie zazdrościł mu alergii na słońce, a także żałował, że nie słuchał się go, gdy oferował mu krem z filtrem przed wyjściem na plażę.
            - Pomyśl o Draconie – dołączyła się Narcyza – przecież robisz to dla niego, prawda?
            - Przecież chcesz jeszcze potrzymać na kolanach małe, rozwydrzone Draconki. – Lucjusz zamyślił się nad słowami Severusa. Oddałby wszystko, by syn się w końcu ustatkował i pewnego pięknego dnia obwieścił mu, że będzie dziadkiem. Problem w tym, że póki Yves żyje, to nici z tak pięknego planu na cudowną emeryturę, a dopóki nie wiadomo, co się z nią dzieje, podwójna klapa z wymarzonego ożenku Draco i posiadaniu wnucząt. Następna przeszkoda tkwiła w tym, że stara ciotka zapadła się pod ziemię, nigdzie nie można było znaleźć po niej śladu. Znaczy można było, ale na co im tropy sprzed dwudziestu, sześćdziesięciu, czy nawet stu lat? Do czego miały ich niby doprowadzić?
            Z każdą kolejną wyprawą Malfoy senior zaczynał wątpić, że odnajdzie Yves. Z drugiej strony, wciąż miał jakieś tam nadzieje, w końcu kobieta jest chora, a jej organizm wycieńczony, nie ma mowy, że wałęsa się od kasyna do kasyna, zgarniając pokaźne sumki pieniędzy, czy pracuje nad jakimiś kolejnymi badaniami, choć w to drugie bardziej był już skłonny uwierzyć. Obstawiał, że ciotka zaszyła się w jakiejś nikomu nieznanej dziupli i świetnie się bawi, obserwując jego nieudolne poszukiwania. Teraz należało jedynie znaleźć tę norę i ją stamtąd wyciągnąć, a to było najtrudniejsze zadanie.
            Śmietana w końcu zaczęła przynosić pożądaną ulgę, dzięki czemu Lucjusz mógł skupić się na czymś innym, niż potwornym bólu promieniującym od kręgosłupa. Wyciągnął się więc na kanapie, jakby był jakimś rasowym kotem, pozwalając, by rozsmarowywany przez małżonkę nabiał otulał rozgrzane plecy z każdej możliwej strony.
            - Problem w tym, że Yves tego nie rozumie – zaczął nieco smutno, bawiąc się frędzlami od poduszki. – Nie ma pojęcia, jak bardzo krzywdzi Dracona, ale z drugiej strony, co ona może z tym zrobić? Wiecie, to nie tak, że ona ma jakiś wybór.
            - Lu, ja cię nie rozumiem – przerwała mu zdezorientowana Narcyza. – Ty w końcu jesteś na nią wściekły, czy ją usprawiedliwiasz?
            - Cyziu, tu nie o to chodzi – zaprzeczył mężczyzna, podnosząc się niezdarnie do pozycji siedzącej, jednocześnie wsmarowując ściętą śmietanę w tapicerkę kanapy. Severus wolał sobie nawet nie wyobrażać wściekłości wzbierającej w pani domu, bowiem Narcyza w okamgnieniu zrobiła się czerwona niczym burak, a para niemal uchodziła jej uszami. Lucjusz jednak kompletnie to zignorował, podpisując tym samym swój nieuchronny wyrok śmierci.
            - Pozwól mój drogi, że wyjaśnię ci dwie kwestie – odezwała się wzburzona kobieta, idealnie maskując swą furię. – Po pierwsze, chodzi o naszego syna i jego życie. Ze strony Yves wystarczyłoby jedynie zaakceptować Hermionę i po kłopocie, a że jest ona uparta, niczym osioł, to zawsze będzie się wykręcała i znajdzie sobie na wszystko odpowiednią wymówkę. Twoja robota polega zaś na tym, by ją znaleźć i nie pozwolić, by wpychała swój długi nochal między Draco i Hermionę. Czy to jest dla ciebie jasne?
            Lucjusz przytaknął w odpowiedzi głową, wyczuwając w głosie i gestykulacji małżonki coś więcej, niż frustrację wywołaną nieobecnością ciotki, która właśnie w tym momencie może knuć kolejny spisek, jak rozdzielić ich syna i pannę Granger.
            Narcyza uśmiechnęła się tak sztucznie, że nawet Severus poczuł w kościach rzeź szykującą się na przyjacielu. Ukradkiem zerknął więc na zegarek i podniósł się najciszej, jak potrafił z zajmowanego miejsca, kierując się powoli ku drzwiom.
            - A ta druga kwestia? – zapytał niczego nieświadomy Malfoy.
            - Masz pojęcie, na czym w tym momencie siedzisz? – odrzekła przesłodzonym głosem Narcyza.
            - Na kanapie.
            - A pamiętasz, ile nas kosztowała ta kanapa? – Lucjusz sięgnął pamięcią do czasu, gdy żona urządzała na nowo mieszkanie. Przewijały mu się przed oczami setki, a nawet tysiące galeonów, jednak przypomnienie sobie ceny leżanki graniczyło z cudem. Dopiero gdy spojrzał na poduszki pamięć zaczęła mu się jakby polepszać, aż dobrnął do niemałej sumki prawie siedmiu tysięcy, którą przyszło mu wydać na kanapę, na której obecnie siedzieli.
            - Powiedzmy, że pamiętam – odpowiedział z bólem serca, bowiem do dziś nie rozumiał, jak można wydać tyle pieniędzy za zwykły mebel.
            Pani Malfoy podniosła się z miejsca i poklepała go dobrodusznie po głowie, wskazując jednocześnie na aksamitne oparcie od góry do dołu upaprane śmietaną.
            - To teraz podwój sobie tę kwotę, bowiem tyle będziesz musiał wydać za czyszczenie tego materiału. – Mężczyzna poderwał się z kanapy, jakby znów poparzyło go słońce, a gdy dostrzegł wsiąkającą coraz głębiej i głębiej białą substancję czuł, jak krew odchodzi mu z twarzy. Miał ochotę runąć prze żoną na kolana i błagać o wybaczenie, ale zdawał sobie sprawę, że i tak jest z góry skazany na porażkę. Zrozumiał przy tym jeszcze jedną kwestię, a mianowicie, że dzisiejszej nocy nie ma co nawet liczyć na wejście do wspólnej sypialni. Z tą wizją podreptał niczym kaczka w stronę barku, wyciągając z niego opróżnioną do połowy butelkę po whisky.
* * * * *
           
            Od baru dzieliło go zaledwie kilkanaście metrów, a w głowie w dalszym ciągu panowała dudniąca między uszami pustka. Miał świadomość, że nie może się upić, bo po alkoholu zawsze przychodzą do niego głupie pomysły, ale czuł, że musi się dziś jakoś zresetować. Jeśli wróci do domu, będzie rozpamiętywał tragiczną terapię u doktora Spinnera, a miał dość zagłębiania się we własną i cudzą psychikę. Nie pozostawało mu zatem nic innego, jak usiąść sobie w jakimś cichym kącie i podumać nad szklanką piwa, licząc, że po jednym lub trzech kuflach najdą go jakieś sensowne rozwiązania. Nie spodziewał się jednak, że tuż za rogiem czeka na niego na swój sposób miła, a na pewien nie, niespodzianka.

4 komentarze:

  1. Nie tak krótko jak straszysz. Myślę, że nawet gdybyś napisała tylko 2 zdania to byłoby super :) Relacja Narcyza - Lucjusz jak zwykle uwielbiam. Severus chyba wyjątkowo mało uszczypliwy no i cała reszta razem zrobiła mi dzień xD obudzić się 30 min przed budzikiem i zamiast iść dalej spać to ja sprawdzam czy nowy rozdział już jest - czy to już ten etap, kiedy należy szukać profesjonalnej pomocy???

    OdpowiedzUsuń
  2. Siedze sobie tak od godziny i myślę, co napisać. Chyba po prostu za dużo rzeczy chciałabym Ci powiedzieć, bo zasługujesz na wszelkie słowa pochwały.
    W sumie to taki bardziej "zwykły" rozdział, bez dramatów i nagłych zwrotów akcji, a ja się strasznie ekscytuję i wszystko przeżywam. 3 tygodnie czekałam i rozmyślałam. Próbowałam zgadnąć, co też znajdzie się w następnych rozdziałach. Jakie historie i dramaty nas czekają. Choćbyś napisała 2 zdania, czy milion stron, ja zawsze będę czerpać z tego ogromną radość.
    Także tak... Pozostaje mi tylko cierpliwie czekać na następny rozdział. 3 tygodnie :( Powodzenia z komputerem !
    ~yoko

    Ps: Za takie końcówki można trafić do piekła :D ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Tyle wyczekiwania i w końcu jest!!! Jejku, cieszę się z powrotu Malfoy'ów - bardzo brakowało mi tego wątku humorystycznego. Doktor Spinner przez to, że jest taki niekonwencjonalny przypomina mi trochę psychiatrę z "Buntownika z wyboru". Jestem tak ciekawa, kto jest ta niespodziadnką - może Yves (?). Mam nadzieję, że wszystko się ułoży pomiędzy Draco i Hermioną. Ach, jak zawsze po rozdziale jestem rozemocjonowana i czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
    Pozdrawiam ciepło,
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam, że dopiero teraz piszę. Nigdy nie umiem napisać czegoś sensownego, po przeczytaniu twoich rozdziałów za, co już przepraszam. Działają na mnie bardzo emocjonalnie. I wcale nie jest krótko, po prostu nie tak długo jak ostanio. To duża różnica. Biorąc pod uwagę fakt, iż piszesz tak dużo w takim krótkim czasie, to nic tylko podziwiać i gratulować.
    Rozdział był taki interesujący! Zawsze ogromnie mnie ciekawią rozmowy Draco i dr. Spinnera. Bardzo zabawne, szybko poprawiąją nastrój :). Tylko martwię się o Hermionę i Draco. Mają problemy, przeplatają się gdzieś, a nawet nie zostało nam dane przeczytać ich wspólnej sceny. Nie mogę się doczekać, kiedy to nastąpi. Nienawidzę, gdy nie wiem, co się dzieje, a tej sytuacji nie mogę rozgryść. ,, W.czy.problem. Mieliście żyć długo i szczęśliwie !" Jak wiemy to nigdy się nie udaje. Także czekam z niecierpliwością na następne rozdziały.
    Severus i Lucjusz... Kocham <3.
    Biedna kanapa Narcyzy.
    Czuję w kościach, że wątek z Yves dopiero teraz się rozkręci. Mamy już wyjaśnione jej zamiary i historię. Relacja Draco i Hermiony wkroczyła na nowy, " stabilny " poziom. Oh będzie drama :D. Śmiać się, czy płakać? Pewnie będzie płacz. Już bym chciała poznać ich dalsze losy.
    Końcówka straszna :D Teraz będd dniami myślała, kogo zobaczył Draco. Stawiam na Pottera. Bądź Pansy. Bądź Granger... I tak nie zgadnę.
    Kocham, kocham tę historię, bo choć jest taka "nierealna", to z drugiej strony postacie borykają się z tak realistycznymi problemami. To też kocham <3 Chyba najbardziej :)
    Pozdrawiam cieplutko, życzę wesołego tygodnia !

    OdpowiedzUsuń