Przybywam późno, ale zastanawiałam się, czy w ogóle uda mi się do was dziś dotrzeć. Ale nie o moich problemach mowa. Dodam tylko, że rozdział jest kompletnie bez korekty, co się odbije na nim przez niezliczoną ilość literówek i wszelkiego typu błędów, ale prawda jest taka, że popadłam w depresję twórczą. To znaczy, że naprawdę potrzebuję urlopu i muszę zastanowić się nad wszystkim na spokojnie.
Z powodu wyjazdu i braku weny następny rozdział pojawi się najszybciej za trzy tygodnie, czyli 14 sierpnia. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, ponieważ jutro - tak, już jutro! - blog obchodzi swoje drugie urodziny! Nie wiem, jak udało mi się tego dokonać, ale bądźcie pewni, że bez waszej pomocy nic by z tego nie wyszło. Z tej okazji szykuję dla was niespodziankę, ale jaką, dowiecie się dopiero jutro. Mogę was zapewnić, że z pewnością się nie zawiedziecie ;)
Kończąc tradycyjne ogłoszenia parafialne, jedna z czytelniczek (serdeczne pozdrowienia i uściski dla Weroniki) zaproponowała mi współpracę, a mianowicie publikację na wattpadzie. Jest mi niezmiernie miło, że tak mocno się w to zaangażowała i podjęła koordynacji projektu, który możecie obejrzeć pod tym oto adresem: http://my.w.tt/UiNb/
Życzcie szczęścia w Hiszpanii i powrotu weny, a wam też życzę udanego wypoczynku. Niekoniecznie przed ekranem laptopa, telefonu czy tabletu, ale może nad wodą czy w górach? Do zobaczenia!
Realistka
* * * * *
* * * * *
Pierwszy dzień nowego roku
przywitały drobne płatki śniegu osadzające się na szybach niewielkiego pokoju
mieszczącego się na poddaszu nieco podstarzałego domu. Kto nie marzy o tak
bajkowym poranku, gdy leżąc jeszcze pod ciepłą kołdrą z kubkiem gorącej herbaty
w dłoni obserwuje się baśniowe wzory na szkle wymalowane przez szron i
ozdobione dodatkowo drobnymi płatkami? Na suchej i ogołoconej z liści gałęzi
siada wróbel, który raz po raz puszy się i oczyszcza piórka z białego puchu.
Można patrzeć na niego przez resztę dnia, który wydaje się być wyjątkowo
krótki. Ledwie słońce wespnie się na nieboskłon, a już musi ustąpić miejsca
granatowej płachcie przyobleczonej w błyszczące gwiazdy i srebrną taflę
księżyca. Ile zatem należy się cieszyć finezyjnymi kształtami wykonanymi przez
szron? Jak długo można spoglądać na szarego wróbelka siedzącego na gałęzi? Czy
istnieje limit czasu, który należy wykorzystać na chwilę szczęścia?
To był chyba pierwszy rok, kiedy nie
potrafiła cieszyć się z nocy sylwestrowej i najchętniej przeklęłaby wszystkich
świętujących. Walała się po łóżku dopóki promienie słońca nie zaczęły nieśmiało
wkradać się do pokoju i rozświetlać go choć w minimalnym stopniu. Nie wyszła
jednak spod kołdry i nie miała zamiaru tego robić. Obróciła się na lewy bok,
układając głową małą poduszkę, skąd miała idealny widok na oszronione okno, z
którego mogła obserwować chociaż część świata na zewnątrz. Śnieg padał bez
ustanku i normalnie pewnie wyszłaby razem z Blaise’em na poranny spacer po
parku, ciesząc się nowym rokiem i cudowną pogodą. Trzymaliby się za ręce,
planowali przyszłość, a przynajmniej kilka następnych dni. Po powrocie
usiedliby z kubkami gorącej herbaty i obejrzeli jakiś film lub zajęli się
wspólnie przygotowywaniem obiadu. Tak jej nowy rok wyglądał ostatnim razem.
Ten? Nic nie było takie, jakie być powinno. Nie ma przy niej Blaise’a, nie ma
spaceru i herbaty. Co więcej, nie ma nikogo, kto przyszedłby chociaż zapytać,
czy zejdzie na śniadanie. Zresztą już dawno z tego zrezygnowano, gdyż nigdy nie
pojawiła się przy stole, kiedy ją o to proszono. Po prostu czuła, że nie byłaby
w stanie wmusić w siebie jedzenia, gdyby bliska jej osoba rzucała w jej
kierunku kąśliwymi uwagami. Wytrzymała prawie tydzień, jakoś musi sobie
poradzić przez resztę miesięcy, prawda? Tylko co zrobić potem?
Objęła się pod kołdrą mocno
ramionami i schowała twarz w pościeli, starając się zdusić w sobie nagłą chęć
gorzkiego płaczu. Nieznośne łzy cisnęły się jednak nachalnie do oczu i usilnie
próbowały wypłynąć spod powiek. Tak oto wyrzuty sumienia wymierzały jej srogie
policzki każdego poranka i wieczoru, gdy tylko zamknęła lub otworzyła oczy. Nie
odpuszczały, katowały ją z dnia na dzień coraz bardziej, jakby chciały jej
przypomnieć, że jest najgorszą osobą żyjącą na świecie. Samolubna kłamczucha
bez serca – dokładnie tak powinna o sobie myśleć. Na pierwszym miejscu
postawiła własne szczęście i uciekła od Blaise’a, który przecież kochałby ich
malucha i nigdy nie pozwoliłby jej odejść; zaopiekowałby się nim i kochał go
najmocniej na świecie, ponieważ od dawna pragną dziecka. Ale skoro ona nie
czuje się gotowa na zostanie matką, to nikt nie sprawi, że nagle zmieni swoje
podejście do macierzyństwa. Dodatkowo okłamała ukochanego i nie będzie w stanie
spojrzeć mu w oczy. Najbardziej jednak boi się tego, że Blaise pozna prawdę o
ich dziecku, a tego, że oddała ich maluszka tak po prostu, nie pytając go o
zdanie i nie informując o niczym, tego jej po prostu nie wybaczy. Jej nowy rok
to początek walki o resztki samej siebie – zostanie jej odebrane wszystko, co
tak bardzo kocha, nie zostanie jej nic prócz świadomości, że sama się tej
miłości pozbyła. Czy jest jeszcze sens walczyć o cokolwiek?
Ciche pukanie do drzwi wyrwało ją na
moment z zamyślenia, do którego pragnęła jak najszybciej wrócić. Znów będą ją
próbowali namówić na śniadanie, a gdyby im się udało, od razu zasypią ją
pytaniami i uszczypliwymi uwagami. Dlatego nie otwierała i nie odzywała się.
Nawet gdy słyszała, że ktoś wchodzi do pokoju nie mówiła, gdyż i tak nie miało
to najmniejszego sensu. Czekała po prostu aż wyjdą i dadzą jej święty spokój,
co następowało po kilku minutach, które poświęcali na irytujące tłumaczenia, że
nie troszczy się teraz wyłącznie o siebie, ale i o dziecko, które nosi pod
sercem. Kilka razy była bliska, żeby ich po prostu wyrzucić, ale zawsze dawała
sobie spokój w momencie, gdy słyszała dźwięk skrzypienia drzwi i ich zamykania.
Wtedy znów wracała do męczących ją koszmarów i roniła łzy, dopóki poduszka, na
której leżała nie nasiąknęła nimi całkowicie.
Pukanie ustało, a zastąpił je
charakterystyczny dźwięk otwierania drzwi. Kilka kroków i westchnięcie. Leżała
tępo jak zawsze i czekała, aż intruz opuści jej przybytek spokoju. Osoba, która
weszła miała jednak inne plany. Odsłoniła kotary z drugiego okna, które zawsze
było zamknięte, a mniejsze, w które Ginny uporczywie się wpatrywała, uchyliła,
by wpuścić nieco świeżego powietrza. Dziewczyna na widok rudych włosów spiętych
w niestarannego koka zamarła w bezruchu pod pościelą, a lecące z oczu łzy
momentalnie ustały. Spodziewała się jak zawsze ojca, ale matki w życiu nie
podejrzewałaby o zainteresowanie. Wiedziała, że przychodziła do jej pokoju, ale
nigdy nie pokazała jej się tak bezpośrednio. Tym bardziej była zaskoczona, gdy
kobieta usiadła przy niej na łóżku, a na kolanach trzymała tacę z kubkiem z
gorącą herbatą oraz miskę z owsianką – jej ulubioną z malinami i borówkami.
- Odezwiesz się do nas jeszcze
kiedyś? – spytała, ale w jej głosie nie było słuchać rozdrażnienia, które
towarzyszyło jej matce od momentu poznania Blaise’a. Zawsze zwracała się do
niej jak do nieposłusznego dziecka i strofowała na każdym kroku. Teraz była
kompletnie inna, co zaskoczyło Ginny, ale jednocześnie zasmuciło, gdyż jej
matka zapewne uważa, że udało jej się dopiąć swego i rozstała się z ukochanym.
Gdy kobieta wyciągnęła do niej rękę, by pogłaskać ją po głowie, dziewczyna
niespodziewanie nawet dla samej siebie odepchnęła agresywnie jej dłoń, a do
oczu momentalnie napłynęły potoki łez.
- Nie dotykaj mnie – wycedziła przez
zaciśnięte zęby, ale Molly nie wyglądała na urażoną. Była zdziwiona
postępowaniem córki i chyba pierwszy raz nie wiedziała, co powinna jej
powiedzieć. Ginny nigdy jej nie odrzuciła w ten sposób, a to było wyjątkowo
dotkliwe, jednak nie bardziej, niż słowa, które wypowiedziała chwilę potem. –
Nie jesteś moją matką, więc nie waż się mnie więcej ruszyć.
- Córeczko, porozmawiajmy – zaczęła
spokojnie i przysunęła się do dziewczyny, ale ta uciekła od niej na drugi
koniec łóżka, podsuwając pod sama brodę kolana i obejmując je rękami.
Zachowywała się jak nastawione wrogo zwierzę, które obserwuje każdy ruch i
kalkuluje swe siły, gdyż wie, że nie ma ich zbyt wiele. Molly nie chciała
jednak ustąpić i postanowiła przemówić córce do rozsądku, póki ma ku temu
okazję.
- Jestem tutaj od tygodnia, a
dopiero teraz chcesz rozmawiać? – zaatakowała matkę, lecz natychmiast poczuła
wyrzuty sumienia. Czy powinna tak na nią naskakiwać? Czuła się podle, że
traktuje ją w ten sposób, ale prawda była taka, że rodzicielka wcale nie była
lepsza podczas ich ostatniego spotkania w wigilię. Dlatego czuła się
usprawiedliwiona, mimo że żołądek został prawie wessany przez towarzyszącą jej
niepewność.
- Martwimy się z tatą i chcemy dla
ciebie jak najlepiej. – Omal nie wybuchła śmiechem na dźwięk słów matki, ale
ograniczyła się jedynie do ironicznego uśmiechu. Zniknął on jednak tak szybko
jak się pojawił, gdy zobaczyła przepełnione troską błękitne oczy wpatrujące się
w nią z ogromnym żalem.
- To tata się martwi. To on mnie tu
przyjął, a teraz kazał ci do mnie przyjść. Przestałabyś chociaż udawać, że to,
co się ze mną dzieje w jakiś sposób cię obchodzi.
- Myślisz, że nie interesuję się
życiem moich dzieci? – Spuściła wzrok zaraz po tym jak skończyła mówić, gdyż
nie była w stanie wytrzymać spojrzenia matki. Odruchowo skrzyżowała ręce na
piersiach, jednak szybko je zdjęła i zacisnęła na materiale kołdry, a zaraz
potem ujrzała na niej rękę matki. Tym razem nie odepchnęła jej, co musiało
ucieszyć Molly, gdyż przysunęła się do niej jeszcze bliżej, stawiając na jej kolanach
tacę ze śniadaniem. – Zrobiłam ci owsiankę. Taką, jaką lubisz. Zjedz chociaż
trochę.
- Owsianka lekiem na całe zło, tak?
– spytała uszczypliwie, jednak sięgnęła po łyżkę i zanurzyła ją w płatkach z
mlekiem, grzebiąc w niej od czasu do czasu i wyszukując suszonych owoców.
- Musisz jeść, kochanie. – Zachęcała
ją Molly. – Będziesz mamą, więc musisz się dobrze odżywiać. Poprawić ci
poduszki pod głową? – Nim zdążyła zaprotestować, matka sięgnęła jej za plecy,
by wyciągnąć niewielką poszewkę i ułożyła ją wedle własnego uznania. Pogłaskała
ją po tym po głowie i uśmiechnęła ciepło, co od razu przywiodło jej na myśl
dni, kiedy chorowała. Zawsze się nią opiekowała i doglądała stanu zdrowia. Nie
wiedzieć czemu teraz jej dotyk strasznie ją denerwował i nie miała ochoty, żeby
ktoś się o nią troszczył, a już na pewno nie matka. Odrzuciła łyżkę, którą
mieszała owsiankę na tacę i rzuciła ją z hukiem na niewielki stolik stojący
przy łóżku. Niespodziewany dźwięk zaskoczył widocznie Molly, gdyż podskoczyła w
miejscu, a gdy nagle taca zleciała i szkło rozbiło się na podłodze, zerwała się
z łóżka i chwyciła się za serce, patrząc na Ginny z przerażeniem.
- Przestań do cholery zgrywać
kochającą mamusię! – krzyknęła do niej przez łzy, które obficie zalewały blade
policzki. – Przestań udawać, że nic się nie stało! Przestań być dla mnie jak…
- Ginny! – Schowała twarz w dłoniach
i wybuchła płaczem, gdy Molly jej przerwała. Chciała wykrzyczeć matce, co o
niej sądzi, ale nie potrafiła. Nie przez jej przestraszony wzrok czy krzyk, ale
przez samą siebie, ponieważ dobrze wiedziała, że cokolwiek chce jej powiedzieć,
nie jest prawdą. Od wigilii myślała, że nienawidzi matki, ale wcale tak nie
jest. Ma do niej żal, ale nic poza tym. Mogła kłamać przed sobą, Blaise’em, ale
przed mamą nie umiała. I kiedy ta znów obok niej usiadła i mocno ją przytuliła,
wtuliła się w jej ramiona, wylewając morze łez na wełniany sweter. – Uspokój
się kochanie, uspokój się. Musimy porozmawiać na spokojnie, dobrze?
- Tak – odpowiedziała cicho,
przytakując przy tym głową, ale nie opuściła matczynych ramion. Czuła i
słyszała przyspieszone bicie serca rodzica, przez co jej własne zaczęło
dopasowywać się do nerwowo wybijanego rytmu. Oddech jednak pomału uspokajał
się, a i potok gorących łez również ustał.
- Już? – Ponownie przytaknęła głową
i poczuła drżące palce na uchu, które próbowały wsadzić za nie zbłąkane rude
kosmyki. Kiedy spojrzała na matkę, dostrzegła, że jej pomarszczone policzki
błyszczą w promieniach słońca, co spowodowały uronione przez kobietę łzy.
Ścisnęło ją za serce na ten widok i jeszcze raz wtuliła się w matkę, a ta
objęła ją mocno i pocałowała w czubek głowy. – Nie myśl o mnie źle. Proszę cię
kwiatuszku. Zawsze starałam się chronić cię przed wszystkim co złe, ale teraz
widzę, że bardzo się pomyliłam. Wybacz mi, Ginny. Tak strasznie się pomyliłam.
- Mamo? – Molly spojrzała na córkę
przepełnionymi łzami oczami, ale uśmiechnęła się do niej blado. – Czy ty
naprawdę płaczesz?
- No płaczę dziecko! – odpowiedziała
głośno, uśmiechając się szerzej i wycierając mokre oczy oraz policzki. –
Płaczę, bo źle cię chroniłam! Powinnam wiedzieć, że bardzo kochasz tego
chłopaka, a mimo to zrobiłam coś tak potwornego! To wszystko moja wina, Ginny.
Wszystko to moja wina!
- Mamo proszę. – Starała się jakoś
uspokoić rodzicielkę, ale gdzieś tam w środku naprawdę chciała usłyszeć, co
matka chce jej powiedzieć. Ona rzadko kiedy przyznaje się do winy i usłyszeć z
jej ust „przepraszam” to niecodzienność. Jeśli jednak ma się tak bardzo przez
to męczyć, może powinna sobie darować. To co powiedziała do tej pory w
zupełności powinno jej wystarczyć. – To nie twoja wina, że tak się stało.
Proszę, przestań tak mówić i płakać.
- Słoneczko – odezwała się do
dziewczyny dużo spokojniej, jednak głos wciąż jej drżał i łamał się w pewnych
momentach. – Zawsze cię chroniłam. Nigdy nie pozwoliłam cię nikomu skrzywdzić.
Jesteś moją córcią i zawsze będziesz dla mnie najważniejsza, ale tym razem
zawiodłam cię jako matka. Chciałam ochronić cię przed miłością i sama cię
zraniłam. To przeze mnie odeszłaś od Blaise’a. To moja wina, że rozstałaś się z
nim w takim momencie.
- Przestań mamo – wtrąciła się, ale
matka jej nie słuchała.
- Będziecie mieli dziecko, a ty
zostawiłaś go przeze mnie. Wybacz mi, Ginny. Ja naprawdę chciałam dla ciebie
jak najlepiej, ale sprawiłam jedynie, że cierpisz. Zrozumiem, jeśli mi nie
przebaczysz, ale proszę, przemyśl to chociaż. Cały czas będę się o ciebie
martwić, cały czas będziesz dla mnie…
- To nie przez ciebie czy Blaise’a!
– krzyknęła ponownie, przez co udało jej się zatrzymać niekończący się potok
słów Molly. Niespodziewane wyznanie matki wstrząsnęło nią do tego stopnia, że
nie wiedziała, jak powinna się zachować. Przygnębiająca atmosfera była jednak
na tyle silna, że nie wytrzymała i powiedziała wszystko, co ciążyło jej na
sercu. – Ja po prostu nie chcę tego dziecka! Nie chcę go! Nie jestem gotowa!
Nie chcę być matką!
Spodziewała się krzyków, zbrukania za tak
okrutne słowa, a może nawet liczyła, że matka wyrzuci ją z domu. Nic takiego
jednak nie nastąpiło. Molly siedziała po prostu obok niej i wpatrywała się w
swoje pomarszczone dłonie, bawiąc się złotą obrączką, którą zsuwała z palca i z
powrotem na niego wkładała. Chciała płakać, ale nie mogła. Ciało odmówiło jej
zupełnie posłuszeństwa i słyszała jedynie dźwięk bijącego nerwowo serca. Po
chwili usłyszała w głowie trzask, jakby coś pękło niespodziewanie, a lewa pierś
mocno ją zabolała. Czy tak właśnie czuje się człowiek, którego serce rozdarło
się na pół?
* * * * *
Miała wrażenie, że lot trwał zdecydowanie za krótko.
Przez całą drogę nie zmrużyła oka nawet na sekundę, przez co zaczęła pobolewać
ją głowa. Martwiła się spotkaniem z Hagen i prawdę mówiąc nie miała na nie
żadnej ochoty. Do szału doprowadzał ją spokojny sen siedzącego obok Dracona,
mimo że sama kazała mu się zdrzemnąć przez te kilka godzin. Ciągle wierciła się
na fotelu, wyglądała przez okno, obserwowała czytającego jakąś książkę
Blaise’a, który był tak pochłonięty lekturą, że nie zwrócił na nią nawet uwagi.
Była podenerwowana i nic nie potrafiła z tym faktem zrobić. Zgromadzony w niej
stres sięgnął zenitu, gdy samolot wylądował na lotnisku, a przez niewielkie
okienko dostrzegła jasne włosy szczupłej kobiety odzianej w czarny płaszcz i z
okularami przeciwsłonecznymi. Już niedługo pozna Miranę Hagen osobiście.
Uściśnie jej dłoń, uśmiechnie się promiennie, przedstawi jako pracownik Malfoya
i nie będzie wzbudzała żadnych podejrzeń. Plan idealny! Szkoda tylko, że Draco
również przygotował własny scenariusz, którego nie raczył jej przedstawić, i
który w ogóle nie pokrywał się z jej zamiarami.
Mocne słońce oślepiło ją w momencie, gdy wyszła
z samolotu i gdyby nie idący przed nią arystokrata już dawno stoczyłaby się na
ziemię, lądując na niej w niezbyt atrakcyjnej pozie. Słyszała za sobą
marudzącego Zabiniego, który narzekał na pogodę, warunki lotu, idącego zbyt
wolno Malfoya oraz na wszystko inne, co przyszło mu do głowy. Kiedy w końcu
wzrok przyzwyczaił się do oślepiającego słońca, ujrzała stojącą przy czerwonym
samochodzie Hagen, która po chwili zaczęła kroczyć w ich kierunku z typowym dla
siebie sztucznym uśmieszkiem na ustach wymalowanych czerwoną szminką. Nie
wiedzieć czemu, od razu zrobiło jej się niedobrze na ten widok.
- Oho, lafirynda na dwunastej – odezwał się
Blaise, co Draco skwitował nieco rozbawionym uśmiechem. Hermiona nie miała
pojęcia, czemu obaj mężczyźni wydają się być tak zrelaksowani, ale zazdrościła
im takiego podejścia. Ona w środku trzęsła się jak osika i nie wiedziała, jak
może się uspokoić. Tym bardziej, że od Mirandy dzieliło ich zaledwie kilka
metrów, a zatem powinna jak najszybciej wdziać na twarz maskę profesjonalizmu i
wypaść przed kobietą jak najlepiej. Spokojnie,
wszystko będzie dobrze. Powtarzała do siebie w myślach, ale spokój wciąż
nie przychodził. Jeszcze tylko kilka
kroków. Uśmiechnij się, wyciągnij rękę i powiedz, że jesteś…
- Witaj, Mirando – przywitał się z blondynką
Draco, łapiąc w tym samym momencie Hermionę za rękę i splatając jej palce u
dłoni z własnymi. – Blaise’a Zabiniego domyślam się, że już znasz, a to jest
Hermiona Granger.
- Bardzo mi miło panią poznać. – Wyciągnęła rękę
ku blondynce, która obrzuciła ją lekko zdziwionym spojrzeniem i obdarzyła
nerwowym uśmiechem, jednak uścisnęła jej dłoń, czyniąc to na gust
kasztanowłosej o wiele za mocno. – Jestem…
- Jest moją partnerką. – Mogła jedynie
obserwować pogłębiające się zmarszczki w kącikach oczu kobiety, która
wykrzywiła usta w tak sztucznym uśmiechu, że aż dziw, że nie pękły jej
policzki. Stojący obok Blaise ściągnął okulary przeciwsłoneczne na czubek nosa
i skakał wzrokiem od Dracona na Mirandę, którzy wydawali się toczyć między sobą
zażartą walkę na spojrzenia. W momencie, gdy trzymane w dłoni przez Hagen
okulary pękły, Hermiona nagle otrzeźwiała i wyswobodziła rękę z uścisku
Malfoya, a uwaga zgromadzonych spoczęła wyłącznie na niej.
- Biznesową, w sensie, że… - Starała się ratować
sytuację, ale arystokrata miał najwidoczniej zupełnie inne plany, gdyż ponownie
złapał ją za dłoń i przyciągnął bliżej siebie. Chciała mu powiedzieć, żeby
natychmiast przestał, ale widząc zmieszanie i agresję na twarzy Hagen, jakoś
momentalnie przeszła jej na to ochota.
- Życiową. Hermiona jest moją dziewczyną –
uściślił swobodnie Draco, uśmiechając się z wyższością do Mirandy, która
zaśmiała się nerwowo, niczym słodka idiotka, zasłaniając przy tym sztuczny
uśmiech dłonią. Usłyszała zaraz po tym parsknięcie Zabiniego, który wystukiwał
coś na ekranie telefonu.
- Coś mi się wydaje, że nie możecie dojść do
porozumienia w kwestii waszego partnerstwa – odezwała się nieco zbyt wysokim
głosem blondynka, nie przestając sztyletować Malfoya wzrokiem.
- Cóż za spostrzegawczość! – skomentował Blaise,
jednak powiedział to na tyle głośno, że nie tylko Draco i Hermiona go
usłyszeli, ale również Hagen, która spojrzała na czarnoskórego z oburzeniem.
- Słucham? – zwróciła się do niego, a gdy Zabini
spostrzegł, że wszyscy się na niego patrzą, zorientował się, że palnął coś
kłopotliwego, z czego natychmiast powinien się wytłumaczyć. Uśmiechnął się na
wpół idiotycznie, na wpół nerwowo i wskazał blondynce na telefon, który trzymał
w dłoni, natychmiast do niej podskakując, na co Miranda odsunęła się od niego z
jawnym wzburzeniem na twarzy.
- No cóż za ostrzegawczość! Każda prognoza
pogody ostrzega przed śnieżycami, burzami i gradobiciem! Serwisy pogodowe w
Austrii to coś niesamowitego! – Pokazywał kobiecie wyświetlacz komórki, a
raczej wymachiwał nim przed oczami, co jedynie potęgowało zgorszenie blondynki.
Na szczęście niekomfortowa sytuacja została szybko załagodzona przez przyjazd
drugiego samochodu, z którego po chwili wyszedł, a raczej wytoczył się opasły
mężczyzna w jasnym płaszczu i kapeluszu. Rozpostarł spasione ramiona i z
szerokim uśmiechem nieco przysłoniętym krzaczastymi wąsiskami podszedł do
Dracona, którego poklepał po barkach, a raczej po łokciach, gdyż sięgał mu
zaledwie do podbródka. Właściwie to czubek kapelusza do niego dosięgał, co
znaczyło, że mężczyzna w rzeczywistości jest o wiele niższy.
- Herr Malfoy! Nareszcie pan do nas dotarł! –
przywitał się z arystokratą przez uścisk dłoni, ale jego wzrok już lgnął do
Hermiony, a w ślad za nim poszły odziane skórzanymi rękawiczkami ręce. – Oh, a
kim jest ta schöne Fräulein? My się chyba jeszcze nie poznaliśmy.
- To Hermiona Granger, partnerka pana Malfoya –
odezwała się Miranda, zaznaczając wyjątkowo wyraźnie słowo „partnerka”, aż po
kręgosłupie panny Granger przebiegły ciarki. Uśmiechnęła się delikatnie do
otyłego mężczyzny, który złożył na jej dłoni niezgrabny i mało kurtuazyjny
pocałunek, a na drugiej ręce poczuła zaciskające się palce Dracona. Przez moment
wydawało jej się, że przez nalaną twarz starszego jegomościa przebiegł cień
zdziwienia, a nawet złości, gdy spojrzał na swoją pracownicę.
- Granger – wymówił nazwisko Hermiony z
charakterystycznym niemieckim akcentem. – Wunderbar! Ale nic pan nie mówił, że
przyjedzie ze swoją partnerką. Ist das wahr?
- Niespodziewana zmiana planów, panie Keffler –
odpowiedział mężczyźnie spoglądając na niego z wyższością. Zerknął kątem oka na
Blaise’a, którego wzrok mówił mu, że nie powinien pakować się w większe kłopoty
niż te, które już ma.
- Cóż, cieszę się, że mogłem poznać pańską
Partnerin. Frau Hagen – zwrócił się do blondynki, która podeszła do niego
jeszcze bliżej. Przez cały czas nie spuszczała oczu z kasztanowłosej
dziewczyny, dając jej do zrozumienia, że nie jest tu mile widziana, a
bynajmniej nie przez nią. Hermiona jednak nie zamierzała jej ustępować i
trzymała się tak blisko Malfoya, na ile to było tylko możliwe. Draconowi
widocznie w ogóle to nie przeszkadzało, gdyż położył jej rękę w dole pleców,
sunąc nią ku biodru, ale w ostatnim momencie jakby się powstrzymał i zatrzymał
w połowie drogi. – Proszę odwieźć unsere Gäste do mein Eigentum. Ja mam jeszcze
kilka Dinge do załatwienia. Bitte verzeihen.
- Oczywiście. Proszę do samochodu. – Wskazała na
czerwony pojazd, otwierając wcześniej drzwi od strony pasażera i podchodząc do
bagażnika, gdzie Blaise czekał już, żeby
zapakować bagaże. Panna Granger wsiadła niespiesznie do środka, a za nią wszedł
Draco, który korzystając z chwili prywatności złożył na jej ustach krótki
pocałunek. Dziewczyna natychmiast go odepchnęła i skarciła wzrokiem, na co
blondyn pokręcił jedynie z dezaprobatą głową.
- Co ty wyczyniasz? – wycedziła do niego cicho,
obserwując kątem oka Zabiniego i Hagen.
- Całuję cię. A na co to wygląda?
- Toś sobie znalazł porę. – Nie zdążyła więcej
powiedzieć, gdy obok niej usiadł, a raczej opadł niezadowolony Blaise, który
mamrotał coś do siebie pod nosem, zapinając w międzyczasie pas bezpieczeństwa.
- Co za irytujące babsko. Wrzód na dupie w blond
peruce. – Usadowił się w końcu wygodnie w fotelu, krzyżując przy tym ręce na
klatce piersiowej, niczym naburmuszone dziecko. – A was i tak widziałem. Nie
łudźcie się, że nie.
- Za półgodziny będziemy na miejscu. Potem
przedstawię wam plany na dzisiejszy wieczór. Mam nadzieję, że chętnie
potowarzyszycie panu Kafflerowi w trakcie kolacji? – Obserwowała ich w
lusterku, przygotowując się do jazdy i wyczekując odpowiedzi, najlepiej od
Malfoya, ale ten jakoś nie bardzo garnął się do rozmowy. Bardziej frapowało go
trzymanie Hermiony za rękę i pilnowanie, żeby mu jej nie zabrała, toteż głos
zabrał podminowany Zabini, wychylając się między fotelami.
- Z największą przyjemnością! – krzyknął
uradowany Blaise. – Wprost nie możemy się doczekać!
Kto nie
może, ten nie może – pomyślała Hermiona, gdy czerwony samochód
wart tyle, co dobre mieszkanie w centrum Londynu ruszył z piskiem opon z
lotniska, wprawiając jej żołądek w turbulencje.
* * * * *
Po agresywnym rajdzie ulicami Salzburga, który w
ciągu trzydziestu minut pozbawił ją wszelkich kolorów z twarzy, podsunął lichą
zawartość żołądka do gardła i sprawił, że głowa pękała jej z bólu, miała ochotę
zaszyć się w jakiejś czarnej dziurze i nie wychodzić z niej przez cały pobyt w
Austrii. Ostatecznie łóżko też by się nadawało. Dałaby sobie rękę uciąć, że
Miranda celowo bawiła się w kierowcę formuły jeden, żeby uprzykrzyć jej pobyt
najbardziej jak tylko się da. Zaczęła dość niewinnie, ale aż strach pomyśleć,
co wykombinuje przez kolejne dni. A wszystko to stało się przez szanownego pana
arystokratę, który musiał afiszować się z ich uczuciem przed najmniej
odpowiednią do jego odbioru osobą. Hagen prędzej język by sobie odgryzła, niż
pogratulowała im związku. W końcu sama zaleca się do Malfoya, a ten nagle
oświadcza jej, że już się z kimś spotyka. Bez wątpienia czara nienawiści
znajdująca się w blondynce została dzisiejszego dnia wypełniona po sam brzeg.
Teraz pozostaje jedynie czekać, aż trujący jad wyleje się z kielicha.
Mimo kiepskiego samopoczucia nie potrafiła nie
roztrząsać słów Dracona, a już tym bardziej nie umiała przejść z nimi do
porządku dziennego. Hermiona jest moją
dziewczyną – na samo wspomnienie czuła przechodzące po ciele dreszcze,
które potęgowały się na klatce piersiowej. To nie tak, że nie wiedziała, jak
się po nich zachować, ale jest już po prostu taką osobą, która nie chłonie
niczym gąbka słów rzucanych na wiatr. Jeśli ma w coś uwierzyć, musi być pewna,
że jest to prawda i najlepiej, gdyby sama do tego doszła. Niestety zaufanie
Malfoyowi w kwestii ich związku póki co graniczy dla niej z cudem, ponieważ ile
w jego wyznaniu było prawdy, a ile chęci zemsty na Hagen, to wiedział wyłącznie
on. Pytanie go nie ma większego sensu, gdyż doszłoby do kolejnej kłótni między
nimi, a tego jakoś wolała uniknąć. Draco ostatnimi dniami zachowuje się
wyjątkowo spokojnie i nie powinna testować jego cierpliwości przez własne
urojenia. Ale czy to naprawdę tak źle, że chce po prostu wiedzieć, czy
rzeczywiście jest jego dziewczyną, czy to kolejny punkt planu, którego stała
się częścią? Bądź co bądź, kiedy usłyszała te słowa zrobiło jej się ciepło na
sercu. Tak zwyczajnie, jakby tylko tyle było trzeba, by sprawić jej radość.
Malfoy zawsze zamykał się w sobie, jeśli chodzi o mówienie o uczuciach. Starał
się tego unikać i nie afiszować z emocjami. Pod tym względem przypominał jej
odrobinę Yves; ona też wydaje się być oziębła, a nawet pozbawiona możliwości
odczuwania czegokolwiek poza czystą złośliwością, ale rzeczywistość okazała się
być zupełnie inna. Draco zaskoczył ją tym nagłym wyznaniem i bardzo uszczęśliwił,
ale jednocześnie pojawiły się w niej podejrzenia, z którymi nie potrafiła sobie
poradzić. Hermiona jest moją dziewczyną.
To prawda czy strategia? Jestem jego miłością czy pionkiem na szachownicy?
Kiedy zwiedzanie domu się skończyło nie miała
bladego pojęcia, ale wydawało jej się, że widziała w tym czasie sporych
rozmiarów basen, kryte pole golfowe oraz mini oceanarium. Właściwie to mogła
zobaczyć w tym domu wszystko, co tylko sobie wymyśliła, gdyż właściciel posesji
najwidoczniej nie oszczędzał na wyposażeniu domu i uwielbiał otaczać się
obrzydliwie drogimi rzeczami. Rezydencja wielkością dorównywała dworowi
Malfoyów, ale w porównaniu z nim nie wzbudzała podziwu, a zwykłe znużenie i
uczucie deja vu. Tak jakby wszystkie wille nie różniły się od siebie i w każdej
z nich można było znaleźć standardowe dla najwyższej warstwy społecznej
zaopatrzenie. Prywatne siłownie, korty tenisowe, stadniny; wszystkiego tego
można doświadczyć w pierwszej lepszej rezydencji. Dlatego dom Kefflera nie
zrobił na Hermionie wrażenia, a jedynie znudził ją jeszcze bardziej i sprawił,
że miała ochotę zasnąć nawet i na podłodze. Sądząc po towarzyszących jej
mężczyznach, oni również nie widzieli nic zaskakującego w zwiedzanym budynku –
Blaise grzebał coś cały czas w telefonie, a Draco gapił się zmęczonym wzrokiem
w plecy Mirandy, pilnując jedynie, by nie wlecieć na nią, gdy zatrzyma się
nagle przed kolejnym pomieszczeniem. Hagen jednak uparcie ciągała ich po
piętrach, zaczynając od podziemia, w którym mieścił się niemałych rozmiarów
parking. Obecnie przebywali na drugim piętrze, gdzie znajdowała się – no
niemożliwe! – siłownia, sala do jogi oraz sauna. Na końcu korytarza można było
dostrzec drewniane drzwi, przed którymi blondynka zatrzymała się z typowym dla
siebie sztucznym uśmieszkiem.
- Pański pokój, panie Zabini. Proszę się czuć
jak u siebie. – Otworzyła przed nim drzwi, a Blaise wszedł do środka i obrzucił
pomieszczenie wzrokiem, wzdychając na końcu ciężko oraz rzucając kurtkę na
pobliski fotel. – Czy coś się stało? Czegoś panu brakuje?
- Niska, szczupła, ruda kobieta z drobnymi
piegami na nosie. Nazywa się Ginewra Weasley. Tylko tego mi brakuje, a teraz
żegnam państwa. – Zamknął lekko zdziwionej Mirandzie drzwi przed nosem, a po
chwili dało się słyszeć dźwięk przekręcania klucza w drzwiach. Jeśli Hagen była
w jakimś stopniu zaciekawiona, o co chodziło Zabiniemu, to bardzo dobrze to
maskowała. Wskazała im ręką kolejne schody, którymi poprowadziła ich na
następne piętro, gdzie znajdowało się wyjście na taras widokowy oraz trzy pary
drzwi.
- To tak zwane wyjście astronomiczne –
wyjaśniła, wskazując przy tym na oszkloną ścianę z rozsuwanymi drzwiami. – O
każdej porze roku można obserwować z niego gwiazdy. Po lewej stronie znajduje
się toaleta, a po prawej pokoje gościnne. Rozgośćcie się, a ja przyjdę za
godzinę i zaprowadzę was do jadalni. – Zniknęła w niewielkim korytarzu, skąd
słychać było stukot jej wysokich obcasów, a który również niedługo potem
umilkł. Wtedy Draco złapał Hermionę za rękę i niespodziewanie zaciągnął do
jednego z pokoi, który zamknął na klucz i nie wiedzieć czemu zabezpieczył
zaklęciem wyciszającym. Dziewczyna stała zdziwiona na środku sypialni czekając,
aż Malfoy coś do niej powie, jednak blondyn najwidoczniej nie spieszył się z
wyjaśnieniami. Wyciągnął z walizki skórzaną teczkę, z której wysypał kilka
plików kartek, przeglądając je w następnej kolejności z nadzwyczajnym
skupieniem połączonym z krążeniem po pomieszczeniu. Przy trzecim lub czwartym
obrocie panna Granger nie wytrzymała i usiadła na pierwszym lepszym krześle,
wydając z siebie zduszony jęk. Dopiero wtedy arystokrata zwrócił na nią uwagę,
choć uczynił to wyłącznie na kilka sekund.
- To jest jakaś paranoja! Co tutaj się w ogóle
dzieje? – Oczekiwanie na odpowiedź chłopaka wydawało jej się wiecznością. Poza
przelotnym spojrzeniem arystokrata nie zainteresował się nią dłużej, co w końcu
wytrąciło dziewczynę z równowagi. - Malfoy?
- Stare sztuczki – wymamrotał pod nosem, na co
twarz Hermiony przybrała najbardziej skonsternowany wyraz, na jaki ją było
stać. Właściwie to nie wiedziała, po co zadaje mu te wszystkie pytania.
Ciekawość czy niepewność? W każdym razie mężczyzna nie przejmował się
nietypowym rozwinięciem sytuacji, a na pewno nie tak jak ona. I chyba to tak
bardzo ją w tym momencie denerwowało.
- I co? To tyle? – dopytywała zawzięcie, licząc
na jakiekolwiek słowa wytłumaczenia od Draco. Hermiona jest moją dziewczyną. Na brodę Merlina! Czemu tak bardzo
ją to wszystko martwi? I dlaczego wydaje jej się, że jest jedyną osobą, która
się przejmuje? - Żadnych wyjaśnień?
- A czego ty się spodziewałaś? – Choć zapewne
nie chciał zabrzmieć ostro, to ton jego głosu był bardzo rozdrażniony, przez co
dziewczyna skuliła się w sobie, zagryzając nerwowo wargę. Gdyby znała odpowiedź
na zadane pytanie, pewnie już dawno udzieliłaby na nie responsu, ale tak się
akurat składało, że nie potrafiła go odpowiednio sformułować. Tym bardziej, że
mężczyzna powrócił do bezcelowego krążenia po pokoju, co zaczęło niesamowicie
ją drażnić.
Od kiedy wylądowali w Austrii, Draco zachowuje się
dziwnie, a z pewnością w sposób, który wzbudza w niej niemal paranoiczne
podejrzenia. Już sam fakt, że przedstawił ją jako swoją dziewczynę był
sprzeczny z ustaleniami, których mieli się trzymać. Poznanie Hagen miało odbyć
się na podłożu czysto biznesowym, by uśpić jej czujność i podmienić dokumenty.
Tymczasem szanowny pan arystokrata zrobił to, na co miał ochotę, a cały
misternie układany plan poszedł w odstawkę. Zrobił to nagle i bez
wcześniejszego uprzedzenia, co dla Hermiony mogło oznaczać dwie rzeczy. Być
może rzeczywiście traktuje ją jako swoją drugą połówkę, ale czy nie powinien
powiedzieć jej tego pierwszej? Niby wyjaśnili sobie sytuację z bankietu, kiedy
niespodziewanie pojawiła się na nim Miranda, jednak to oznaczało, że Malfoy
miał prawo publicznie obnosić się z ich uczuciem? Bądź co bądź jeszcze wczoraj
paradował pod rękę z Hagen, a dla blondynki usłyszenie, że są parą, zapewne nie
było szczęśliwą wiadomością. A będąc już przy pani inspektor… Z pewnością zrobi
wszystko, by ich pobyt w Austrii nie należał do udanych, szczególnie z
uwzględnieniem Hermiony. Nienawidzi jej i dała jej to jasno do zrozumienia, a
to zaledwie początek wrogich spojrzeń i gestów. Malfoy najwidoczniej mało
zdawał sobie sprawę, jak jego wyznanie wpłynie na sytuację, w której się
znaleźli. To z kolei sprawiało, że zaczynała myśleć o sobie, jak o pionku,
którym arystokrata swobodnie porusza na szachownicy. Posłużył się ich uczuciem,
by wygrać partię, w której miał nikłe szanse na zwycięstwo. Jednak, jaki to
miałoby sens? Co chciałby przez to osiągnąć? Myślała o tym wszystkim
zdecydowanie za dużo i zbyt intensywnie, przez co zaczęła popadać w paranoję.
Gdzieś tam jednak w głębi obawiała się, że w jej urojeniach istnieje nikła
prawda.
Podniosła się z zajmowanego miejsca i podeszła
do Draco, któremu bezpardonowo wyrwała trzymane w ręku dokumenty, odrzucając je
na pobliski stolik. Jeśli arystokrata był zdziwiony, to bardzo dobrze to przed
nią ukrył. Tym razem nie zamierzała mu ustąpić i dowie się wszystkiego, na czym
tak bardzo jej zależy. Była zdeterminowana i osiągnie swój cel, nawet gdyby
miała nie wypuścić Malfoya z tego pokoju do końca wyjazdu.
- Może powiesz mi, po co było to całe
przedstawienie na lotnisku? – spytała go spokojnie, acz bardzo stanowczo.
Obserwowała zmieniający się wyraz twarzy blondyna, który z opanowanego zaczął
stawać się coraz bardziej filuterny, aż na ustach pojawił się zadziorny
uśmieszek, a w oczach zapaliły ogniki.
- A, więc o to chodzi. – Zaśmiał się przy tym
pod nosem, za co dziewczyna skarciła go wzrokiem, a nawet szykowała się, by
zaserwować mu porządnego siniaka na ramieniu. Powstrzymała się jednak, gdy Draco
niespodziewanie stanął za nią i objął ją mocno w pasie, zanurzając twarz w
obojczyku i szyi. Czuła delikatne pocałunki i gorący oddech, ale choć bardzo
starała się przerwać pieszczoty, to uścisk mężczyzny był zdecydowanie za mocny,
a serwowane doznania przyćmiewały jej zmysły.
- Nie śmiej się, gdy ja niczego nie rozumiem –
wydusiła z siebie resztkami sił, a Malfoy ponownie się zaśmiał, ciągnąc ją
jednocześnie w tył. Jego niski i aksamitny głos, który owiewał jej ucho, był
niesamowitą rozkoszą dla pobudzonych zmysłów.
- Coś mi się wydaje, że mi nie uwierzyłaś, kiedy
mówiłem, że jesteś moją dziewczyną. Czemu? – Prawie odpłynęła, gdy poczuła
kolejny pocałunek na rozgrzanej szyi, ale wtedy jej ciało przypomniało jej, że
wszystko ma swoje granice. W przypadku Hermiony oznaczało to wycofanie,
oziębłość i kolejne wątpliwości. Nie wiedziała jednak, że dziś nie powtórzą
utartego scenariusza, który realizowali od dłuższego czasu.
- Bo nie wiem, czy to prawda. – Obróciła się w
ramionach chłopaka, a następnie szybko od niego odskoczyła, stając w
bezpiecznej odległości i krzyżując ręce na piersiach. Romantyzm chwili uleciał
w zapomnienie, a na bladym czole mężczyzny pojawiła się lekka zmarszczka. On
również przyjął postawę zamkniętą, a jak powszechnie wiadomo, w takiej sytuacji
ciężko dojść do jakiegokolwiek porozumienia. Szczególnie, gdy dwie osoby są tak
samo uparte.
- A czemu miałaby nie być? – zapytał w miarę
spokojnie, a przynajmniej tak mu się wydawało.
- Ponieważ to niedorzeczne? – odparła wyjątkowo
ostro, czym zaskoczyła, a raczej ubodła Dracona. Uniósł wyżej głowę i zacisnął
jedną rękę na ramieniu, starając się zapanować nad emocjami. Niestety dalsze
słowa Hermiony szybko wyprowadziły go z równowagi. - Zastanów się czasem zanim
coś powiesz, jeśli dobrze tego nie przemyślisz.
- Wiesz, mam już serdecznie dość tej zabawy w
kotka i myszkę – odrzekł niespodziewanie nawet dla samego siebie, nie mówiąc
już o pannie Granger, z której uleciała cała pewność siebie. Nie czuł jednak
żadnych wyrzutów sumienia z racji, że to co zamierzał w końcu powiedzieć było
szczerą prawdą. Zdobył się na to bądź co bądź trudne dla niego wyznanie.
Powiedział, że jest dla niego kimś ważnym, osobą, dla której zrobiłby wszystko,
jest jego dziewczyną! Może brzmi to trochę trywialnie w ustach dorosłego
mężczyzny, ale jak inaczej miał ją uświadomić? Po całym wydarzeniu, które miało
miejsce na bankiecie jego matki, doszedł do wniosku, że powinni razem z
Hermioną otwarcie określić to, co jest
między nimi. Dobrze, do tak głębokich przemyśleń zachęcił go Blaise i jego
filozoficzne wywody, ale nie ma to większego znaczenia, jeśli w końcu zrozumiał,
że ją kocha, czyż nie? Tymczasem Granger zachowuje się w typowy dla siebie
sposób, to jest jak spłoszone zwierzę czekające na karę i zamknięte w ciasnej
klatce. Jej sinusoida uczuciowa zaczęła być już nie do wytrzymania. Mógł znosić
jej przyciąganie i odpychanie przez pewien czas, ale w końcu stało się to
uciążliwe i zamierzał powiedzieć jej, że mu to nie pasuje. Zwlekał z tym
wystarczająco długo, pozwalając jej dosłownie na wszystko. Wodziła go za nos
jak tylko chciała, a on pomimo to był stale przy niej. Dlatego uważał, że miał
pełne prawo uświadomić dziewczynę, że jej humorki są najzwyczajniej uciążliwe.
- Ja za tobą łażę, ty mnie odpychasz, godzimy się i znów latam za tobą, a ty
ponownie mnie odrzucasz.
- To nieprawda – zaprzeczyła gorączkowo, obejmując
się szczelniej ramionami. Jej reakcja była tak przewidywalna, że Draco nie
potrafił zapanować nad kpiącym prychnięciem i kręceniem z politowaniem głową.
Tym samym zaparcie się Hermiony sięgnęło zenitu, a jego cierpliwość została
momentalnie zastąpiona gniewem.
- To jest prawda i jest strasznie niewygodna, a
do tego męcząca. Mam tego po prostu dość! Ile jeszcze trzeba cię przekonywać,
że mi na tobie zależy? – krzyknął, na co dziewczyna cofnęła się kilka kroków.
Starał się unikać podnoszenia na nią głosu, ale w tej sytuacji nie miał innego
wyjścia. Skoro nie dociera do niej po dobroci, to może lekkie wstrząśnięcie
sprowadzi ją na ziemię.
- Postaw się w mojej sytuacji! To się dzieje za
szybko! – Miał wrażenie, że czyta z kobiety jak z otwartej księgi. Był w stanie
przejrzeć jej wszystkie odpowiedzi, które mu serwowała. Zawsze padało „za
szybko” lub „potrzebuję trochę czasu”. Do tej pory robiła z nim wszystko co
chciała, ale wszystko ma swoje granice, a Granger zdecydowanie przekroczyła tę,
która ich dzieliła. Robiła to, na co miała ochotę, a on nie zamierzał dłużej
tkwić w martwym punkcie, w którym robią jeden krok do przodu, by następnie
cofnąć się o trzy i wrócić do nic nie znaczącej relacji. Miarka się przebrała i
teraz może zaakceptować rzeczywistość, którą jej przedstawi lub po prostu
wyrzucić go z niej na stałe.
- Cholera jasna, Granger! Ja się cały czas
stawiam w twojej sytuacji! Mogłabyś choć raz spróbować tego samego! – Jego
krzyk zaskoczył Hermionę do tego stopnia, że cofnęła się niemal pod samą ścianę.
Draco jednak nie zamierzał się zatrzymać. Powtarzał sobie, że wcale jej nie
rani, a jedynie uświadamia, choć sądząc po zachowaniu dziewczyny, ona odbierała
jego słowa zupełnie inaczej. Nie było już jednak odwrotu. – Staram się robić
wszystko, żebyś była szczęśliwa. Nie naciskałem na ciebie! Jak kazałaś mi
czekać to czekałem, ale moja cierpliwość też ma swoje granice. A teraz
zachowujesz się jak samolubna małolata, która od wszystkich oczekuje, ale sama
palcem nie ruszy!
- Ale ja… - zaczęła, ale mężczyzna był u kresu
wytrzymałości i nie pozwolił jej dojść do słowa.
- Ale co? – naskoczył na nią ponownie. – Jest ci
ciężko? Nie możesz zapomnieć? Potrzebujesz wszystko przemyśleć? – Uspokoił się
nieco, gdy dziewczyna spuściła głowę i zaczęła pocierać rękami ramiona. Czuł,
że jeszcze trochę, a za bardzo go poniesie i doprowadzi ją do płaczu, a
przecież nie chciał tego. Po tym, co jej powiedział, powinno opanować go
poczucie ulgi, ale zamiast niego odczuwał jedynie mocny ukłucie żalu. Znów dał
się wpędzić w poczucie winy, a przecież powiedział prawdę. Musi ochłonąć, bo
inaczej rozniesie go od środka. - Dobra, ta rozmowa nie ma najmniejszego sensu.
- Malf… - Chciała go jakoś zatrzymać, ale
blondyn wyminął ją i zniknął za drzwiami bez słowa. Zamknęła oczy, gdy usłyszała
charakterystyczny trzask i od razu osunęła się na podłogę, zamykając twarz w
dłoniach. Nie czuła się źle, a wprost potwornie. Obrzydliwie wręcz potwornie,
ponieważ wszystko, co Draco do niej powiedział, każde, choćby najkrótsze słowo,
było bolesną prawdą, przed którą uciekała. W całym amoku dostrzegła jednak
promyk szczęścia, gdyż poznała odpowiedź na męczące ją pytanie. Ale co ma teraz
zrobić?
* * * * *
Matka była jej oparciem w najtrudniejszych
chwilach. Wspierała ją i ochraniała, ale od kiedy zaczęła spotykać się z
Blaise’em zamieniła się w okrutnego agresora, który za wszelką cenę chce
zniszczyć ich uczucie. Teraz jednak, gdy patrzyła na jej mokre od niedawnego
płaczu oczy, drżące ręce i zmartwione spojrzenie, nie poznawała kobiety, która
jeszcze tydzień temu kazała jej wybierać między rodziną a miłością.
- Ja go po prostu nie chcę – powtórzyła, na co
Molly westchnęła i niespodziewanie położyła się obok niej w łóżku, zagarniając
córkę w ramiona. Ginny wtuliła się w matkę i mocno objęła ją w pasie, gdy ta
głaskała ją po plecach i odgarniała splatane rude kosmyki z twarzy. Chciała
płakać, ale nie miała siły. Chciała odepchnąć kobietę, ale już dawno nie czuła
matczynego ciepła, którym dawniej tak ochoczo ją obdarzała. Po prostu trwała w
jej ramionach i wsłuchiwała się w spokojny oddech, który i jej pomału zaczynał
przynosić ukojenie.
- Blaise wie? – spytała cicho, na co dziewczyna
pokręciła przecząco głową, choć ledwo mogła się ruszyć. – Dlaczego z nim nie
porozmawiałaś?
- On nie zrozumie – odpowiedziała. – Zawsze
pragnął dziecka, ale my nie jesteśmy nawet po ślubie. – Dziwiła się, że z taką
lekkością mówi matce o swoich problemach. Wręcz spowiada się przed nią, a
powinna być dla niej ostatnia osobą, która jest w stanie ją zrozumieć. Molly
jednak była kompletnie inna, niż kobieta, z którą tak zażarcie się pokłóciła.
Jej apodyktyczność jakby z niej uleciała, wrogość do Blaise’a również
wyparowała; liczyła się tylko troska i matczyna miłość do dziecka.
- Wiesz, że strasznie się o ciebie martwi? – Na
dźwięk słów rodzicielki, jej rozerwane serce mocniej zabiło. – Zniknęłaś bez
słowa, a on szukał cię całą noc.
- Był tutaj? – Spojrzała na matkę z
przestrachem, ale ta pokręciła przecząco głową i ponownie odgarnęła jej rude
włosy. Po chwili zaczęła rozczesywać je powoli palcami i pleść z nich
niespiesznie warkocz.
- Hermiona była razem z Malfoyem. – Spuściła
głowę, gdy usłyszała imię przyjaciółki. Więc wszyscy jej szukali i tak bardzo
się o nią troszczyli, a ona bezczelnie ich okłamała, zostawiając zaledwie kilka
nic nie znaczących słów nakreślonych na skrawkach pergaminu. Zdradziła nie
tylko ukochanego, ale i przyjaciół, a chyba nic tak bardzo nie boli, jak
podwójny cios w serce, z którego i tak sączy się obficie krew. – Harry też do
nas dzwonił. Wszyscy o ciebie pytali.
- Co im powiedzieliście? – Bała się, że rodzice
wyznali prawdę, ale skoro nikt do tej pory po nią nie przyszedł, a Blaise byłby
oczywiście pierwszy, to znaczyło, że bądź co bądź rozumieli jej postępowanie i
starali się zapewnić jej opiekę.
- To, co sama im powiedziałaś. Wyjechałaś do
Włoch.
- I uwierzyli? – Molly uśmiechnęła się do córki
ciepło i zawiązała na końcu warkocza kokardę, którą wyciągnęła z szuflady w
szafce nocnej.
- Wiesz, że nie trawię Blaise’a, prawda?
- Mamo – wtrąciła się Ginny, ale matka pokręciła
głową i schowała ponownie w ramionach, nakrywając kołdrą.
- Daj mi dokończyć córeczko. – Przytaknęła i
wsłuchała się w spokojny głos Molly, która przez cały czas nie przestawała
głaskać ją po plecach. – Ciężko mi go zaakceptować i prawdopodobnie nigdy nie
zdobędzie mojego pełnego zaufania, ale gdy do nas zadzwonił i pytał o ciebie,
czułam, jak bardzo mu na tobie zależy. To nie był ten sam chłopak, którego do
tej pory znałam. Błagał, żeby go powiadomić, jeśli tylko się do nas odezwiesz. Chyba
dopiero teraz widzę, jak bardzo się kochacie. Przepraszam, że tak długo tego
nie rozumiałam.
- Jeśli Blaise się dowie, znienawidzi mnie. –
Omal nie rozpłakała się mówiąc te słowa. Miłość, jaką darzy ją ukochany jest
najpiękniejszą rzeczą, jaka spotkała ją w życiu. A teraz ją tak po prostu
odrzuciła, jakby uczucie między nimi było śmieciem, którego można się pozbyć w
ciągu kilku sekund. To bolało równie mocno, co niedawna nienawiść do matki. Ale
skoro między nimi się wszystko ułożyło, to czy ma szansę odzyskać jeszcze swoją
miłość? – On mi nigdy nie wybaczy.
- Uciekłaś z jego dzieckiem, więc będzie mu
bardzo ciężko, ale nie podda się.
- Mamo, co ja mam zrobić? – spytała przez łzy,
które Molly otarła ciepłą dłonią.
- Przerwać to szaleństwo i powiedzieć mu o
wszystkim. To jedyne rozwiązanie kochanie. – Widząc szykującą się do protestu
córkę natychmiast złapała ją za ręce i lekko nimi potrząsnęła. – I nie bój się
dziecko! Nie wolno ci się bać, rozumiesz?
- Ale jak ja mam mu to wszystko wytłumaczyć? Jak
mam mu spojrzeć po tym w oczy?
- Kochasz go? – Otarła kilka łez, które
wypłynęły jej z oczu, patrząc na matkę ni to z przestrachem, ni ze zdziwieniem.
– Ginny, czy ty go kochasz?
- Oczywiście, że tak!
- A on kocha cię jeszcze bardziej, więc zrozumie
wszystko, co mu powiesz. A musisz mu powiedzieć, bo inaczej stracisz go. –
Poprawiła uplecionego niedawno warkocza i złożyła na czole córki ciepły
pocałunek. Czuła drżenie ciała dziecka, przez co martwiła się o nią jeszcze
bardziej. Ginny bała się i w pełni rozumiała jej postawę, ale nie pozwoli, by
pozbawiła się szansy na miłość, o którą tak długo i zażarcie z nią walczyła.
Była gotowa wyprzeć się własnej rodziny, byleby być z Zabinim. Wcześniej
uważała, że postępuje tak tylko dlatego, by zrobić jej na złość. Teraz jednak
widziała, jak bardzo jej ukochana córka cierpiała, gdy próbowała ją rozdzielić
z Blaise’em. Musiała przy tym przyznać, że nie udałoby jej się tego dostrzec,
gdyby nie wizyta Hermiony i młodego Malfoya. To przede wszystkim im, a raczej
Draconowi powinna za wszystko podziękować, bo gdyby nie on, dzieciak, którym
zawsze pogardzała i szczerze nie znosiła, straciłaby Ginny na zawsze. Nie może
pozwolić, by jej najdroższa córka obcowała z takim bólem, którego ona musiała
doświadczyć, bądź co bądź przez własną
głupotę i zaślepienie. To jej matczyny obowiązek.
* * * * *
Draco nie pokazał się w pokoju od momentu ich
kłótni, a ona nie miała pojęcia, co powinna zrobić. Chciała z nim porozmawiać,
jeszcze raz mu wszystko wyjaśnić, ale gdy na spokojnie przeanalizowała
wszystko, co Malfoy do niej powiedział, zrozumiała, że i tak nie miałoby to
najmniejszego sensu. Miał rację, że ich relacja przybrała żałosną formę
polegającą na jednostronnym zaufaniu i oczekiwaniach. To ona ciągle czegoś od
niego chciała; czasu, spokoju, cierpliwości, żądała obietnic, byleby tylko czuć
się w pełni bezpiecznie. A przecież wystarczyło, że był przy niej, a czuła, że
może stawić czoła wszystkiemu co złe, i czego tak bardzo się zawsze obawiała.
To dzięki arystokracie nauczyła się żyć z dotkliwą przeszłością. To on
wyprowadził ją na prostą i nawet w chwilach głębokiego załamania, kiedy czuła,
że zaczyna wpadać w czarną dziurę rozpaczy, on zawsze przy niej trwał i nie
zważał kompletnie na nic. A ona? Tyle razy już go odepchnęła, że normalny człowiek
powinien dawno dać sobie z nią spokój. Sądziła, że Draco ją rozumie i jak się
okazało nie myliła się. Problemem jest fakt, że ona nie potrafi zrozumieć jego,
a raczej zawsze się przed tą odpowiedzialnością wzbraniała. Przecież tyle dla
niej zrobił, tak wiele poświęcił, byleby tylko przy niej być. Zmienił się tak
bardzo, że momentami ciężko jej było dopatrzyć się w nim dawnego chłopaka,
który zawsze dostawał wszystko czego chciał i nie zważał na ludzkie uczucia.
Udało jej się przebić przez lodowatą skorupę, którą wokół siebie wytworzył, ale
nigdy nie zrobiła kroku na przód, by w pełni odgadnąć jego pragnienia. Liczyło
się dla niej wyłącznie to, że ona jest rozumiana, więcej nie miało dla niej
znaczenia. Czy naprawdę stała się tak bardzo egoistyczna? Owszem stała się,
ponieważ do dziś myślała tylko o sobie. Brała, ale nie dawała niczego w zamian
i w końcu Draco to zauważył, a nawet boleśnie ją o tym uświadomił. Nie mogła
już dłużej trwać w tym bezpiecznym punkcie, do którego dotarli. Malfoy z niego
wyszedł, przeniósł ich znajomość na inny poziom, przed którym tak długo
uciekała. Ile czasu potrzebuje jeszcze, żeby do niego dołączyć? Ile razy musi
jeszcze czuć ból w sercu, zanim zrozumie, że jest on jedyną osobą, z którą może
pokonywać niezliczoną ilość przeszkód? Czemu była tak ślepa i nie mogła
zauważyć, jak mocno się w nim zakochała?
Ile siedziała w otoczeniu przepływających przez
głowę myśli nie miała pojęcia, ale gdy usłyszała pukanie do drzwi natychmiast
poderwała się z miejsca i bez namysłu chwyciła za klamkę. W progu jednak nie
stał Draco, a najmniej wyczekiwana przez nią osoba.
- Oh, myślałam, że znajdę tu Dracona –
zaszczebiotała Miranda, lustrując strój Hermiony z góry na dół, co czyniła
wyjątkowo niedyskretnie, a nawet bezczelnie. Cóż, panna Granger nie widziała
nic nieodpowiedniego w zwykłych dżinsach i jasnym sweterku, które miała na
sobie, ale stojąca przed nią kobieta najwidoczniej miała odmienne zdanie.
- Wyszedł jakiś czas temu. – Już miała zamknąć
blondynce drzwi przed nosem, ale wtedy ta wsadziła do środka czubek buta i
zatrzymała ręką przybliżające się drewno. Kasztanowłosa dziewczyna zmarszczyła
lekko brwi, na co Miranda rzuciła jej sztuczny uśmiech i bez pytania weszła do
środka. Rozejrzała się niespiesznie po pomieszczeniu, aż opadła na jeden z
foteli, rozsiadając się w nim wygodnie i zakładając nogę na nogę. Hermiona
zerknęła na korytarz, czy nikt się nie zbliża, ale w końcu zamknęła drzwi i
podeszła do kobiety, która zdecydowanie czuła się zbyt swobodnie w domu swego
pracodawcy. – W czymś mogę pani pomóc?
- Ale po co tak oficjalnie? Może będziemy sobie
mówiły po imieniu? – Nie patrzyła na dziewczynę, gdyż zajęła się przeglądaniem
kartek, które trzymała w czarnej teczce. Prawdopodobnie rozkład dnia, choć było
to odrobinę śmieszne. Zajmują się nimi, jakby byli jakąś delegacją, a nie
zwykłymi kontrahentami. Mimo wszystko panna Granger nie chciała wyjść na
nieuprzejmą. Usiadła w drugim fotelu niedaleko Hagen i poprawiła spadające do
oczu loki, wsadzając je za uszy.
- Cóż, nie znamy się zbyt długo, więc uważam, że
powinnyśmy pozostać przy oficjalnym tonie – odpowiedziała rzeczowo, na co
Miranda zareagowała uniesieniem lewej brwi w górę. Szyderczy uśmieszek nie
zniknął jednak z jej wymalowanych krwistoczerwoną szminką ust.
- W pełni rozumiem twoje obawy. W końcu nie
pracujesz w tej branży zbyt długo. Właściwie od kiedy współpracujesz z
UnitedArchitect? – Blondynka wydawała się w ogóle nie dostrzec prośby Hermiony.
Odstawiła trzymaną teczkę na stolik i splotła dłonie na kolanach, kołysząc przy
tym prawą nogą, co po pewnym czasie zaczęło irytować kasztanowłosą dziewczynę.
Chciała się jak najszybciej pozbyć intruza, ale nie wyglądało, że Hagen
zamierza wynieść się z pokoju w najbliższym czasie.
- To było jednorazowe zlecenie. – Przenikliwy
wzrok kobiety wwiercał się w nią coraz bardziej, a swoboda, jaką miała inspektorka,
sprawiała, że czuła się wyjątkowo niekomfortowo. Nie może jednak tak łatwo się
poddać i musi mieć się na baczności. Coś jednak było w słowach Blaise’a, że
jest z niej wrzód na dupie w blond peruce.
- A skąd się znacie, jeśli wolno mi spytać?
- Chodziliśmy razem do szkoły. – Akurat w tym
wypadku nie musiała kłamać, gdyż siedmiu lat wspólnej edukacji z Malfoyem nie
da się tak po prostu wymazać z pamięci.
- I dopiero teraz zauważyłaś w nim mężczyznę, z
którym warto się spotykać? Oh! Przepraszam! Zapędziłam się odrobinę. –
Wnioskując po wyrazie twarzy Mirandy jednak się nie zagalopowała, a wszystko
powiedziała celowo. Dodatkowo Hermiona dobrze wiedziała, do czego kobieta pije
i nie zamierzała pozwolić jej mówić takie oszczerstwa. Sugerowanie, że
zainteresowała się Malfoyem tylko dlatego, że jest bogatym i diabelnie zdolnym
architektem było ciosem poniżej pasa. Obdarzyła Hagen wymuszonym uśmiechem, a
głowa blondynki na ten gest uniosła się odrobinę w górę.
- Jeśli mam być szczera, to Draco się mną
zainteresował – odparła dumnie, a ironiczny uśmieszek na umalowanej twarz
Mirandy momentalnie zniknął. I punkt dla
mnie.
- Chyba nie jest zbyt wierny, skoro zaprosił
mnie na bal noworoczny do swoich rodziców. – Dobrze zdawała sobie sprawę, że
blondynka będzie grała nieczystymi kartami. Na szczęście ona również miała
kilka asów w rękawie i postanowiła je wykorzystać. W końcu kto mieczem wojuje,
od miecza ginie.
- Ah! To ty tak bardzo zdenerwowałaś Yves, że
oblała cię winem, tak? – spytała, choć na dobrą sprawę mówiła takim tonem, że
wyglądało jakby stwierdzała jakąś oczywistość. Ale jeśli sądziła, że wcześniej
Miranda była zdenerwowana, to teraz z czystym sumieniem mogła stwierdzić, że
jest rozwścieczona. Zaciśnięte mocno wargi i pobielałe palce były tego
najlepszym dowodem. – Wspominała o tobie, gdy doszła do siebie. Wygląda na to,
że cię nie polubiła.
- Możliwe, że mnie z kimś pomyliłaś. Ale to
ciekawe, że też byłaś na bankiecie. W ogóle cię nie widziałam.
- Znamy się już trochę z Yves, więc raczej się
nie pomyliłam. – Spojrzała wyzywająco na blondynkę. – W końcu Draco na balu
miał jedną partnerkę, a Yves tak o tobie mówiła. Pomijam część, w której
nazywała cię tlenioną siksą, ponieważ ona już taka jest. Nie bierz tego do
siebie. – Merlinie wszechmogący! Od kiedy
tak bezczelne kłamstwa z tak niebywałą lekkością przechodzą mi przez gardło?
Będę się za to smażyć w ogniu piekielnym… Wyrzuty sumienia minęły jednak
tak szybko jak się pojawiły, gdy wściekłość Hagen sięgnęła zenitu. Zaśmiała się
ironicznie pod nosem i westchnęła przeciągle, podnosząc się następnie z fotela
i sięgając po czarną teczkę. Hermiona natychmiast poszła w jej ślady, a
sztuczny uśmiech nie opuścił jej twarzy nawet na sekundę.
- Ależ oczywiście! – zaświergotała przez
zaciśnięte zęby.
- Nie jest zbyt uprzejmą osobą. – W odniesieniu
do ciotki Dracona był to wielki oksymoron. – Tak już czasami bywa.
- Myślisz, że jak z nim spałaś, to jest twój? –
Agresja, z jaką wypowiadała się kobieta była z jednej strony zaskakująca, a z
drugiej zabawna. Gdyby bowiem Miranda wiedziała, jak wyglądają jej stosunki z
Draco, nie wahałaby się i szybko zaczęłaby się do niego dobierać na jej oczach.
Podjęła jednak niebezpieczną grę i zamierzała ją tym razem wygrać. Podeszła do
drzwi, które otworzyła przed blondynką, rzucając jej pełne wyższości
spojrzenie. Hagen przemaszerowała przez pokój na niebotycznie wysokich
obcasach, a wściekłość, jaka prezentowała się na jej twarzy, była wręcz
komiczna. Przynajmniej tymczasowo. – Awanse przez łóżko zawsze wychodzą na
wierzch.
- Możliwe, ale o ile mnie pamięć nie myli to
mnie przedstawił jako swoją dziewczynę. – Nie
wierzę, że stałam się tak złośliwa i bezczelna. – Przekażę mu, że go
szukałaś i zaprosiłaś nas na kolację z panem Kefflerem.
- Nie myśl, że ze mną wygrasz – zagroziła jej,
na co prawa brew dziewczyny powędrowała odrobinę w górę. – Kolacja będzie o
ósmej.
- Bardzo dziękuję za informację – pożegnała się
z nią cynicznym uśmieszkiem i zamknęła drzwi, po których natychmiast zsunęła
się na podłogę, obejmując kolana ramionami i chowając między nimi głowę. Serce
biło jak oszalałe, a oddech nagle stał się niesamowicie płytki, ledwo mogła
zaczerpnąć powietrza. Czuła, że policzki aż płoną przez to, co zrobiła.
Zachowała się skandalicznie! Jak mogą sobie pozwolić na takie odzywki w
stosunku do tej kobiety?! Jeśli teraz Draco będzie miał jeszcze większe
problemy, to będzie mogła obarczyć winą wyłącznie siebie, ponieważ Hagen nie
popuści kolejnego znieważenia. Jęknęła głośno, opierając głowę o drzwi i
zamknęła oczy. – Merlinie, w co ja się znów wpakowałam?
* * * * *
Po wszystkim, co powiedział Hermionie
potrzebował spokoju i miejsca, gdzie będzie mógł przemyśleć swoje słowa oraz
jej zachowanie. Nogi niosły go prosto przed siebie, jakby znał dom Kefflera
niczym własną kieszeń. Bez trudu znalazł pokój, który otrzymał Blaise i bez
pukania wparował do środka, gdzie przyjaciel akurat wychodził z łazienki w
czarnym ręczniku zawiązanym na biodrach. Draco stał w wejściu i nie ruszył się
z niego przez dłuższy czas, a pełen politowania wzrok Zabiniego w ogóle mu nie
pomagał.
- Czy chcę wiedzieć, co ty tutaj robisz? –
zapytał czarnoskóry, zaciskając mocniej poły frotowego materiału.
- Czy chcę wiedzieć, czemu witasz mnie w
ręczniku?
- A mam go zdjąć? – Twarz blondyna przybrała
znudzony wyraz, a spojrzenie było pełne miłosierdzia nad osobą przyjaciela.
Malfoy wszedł w końcu do środka i rozwalił się na łóżku stojącym w sypialni, do
której po chwili dołączył Blaise. – Ależ nie krępuj się! Możemy nawet razem
spać, jeśli masz takie życzenie.
- Chyba podziękuję. – Obserwował Diabła, który
wyciągał z torby ubrania, rzucając je na pobliski fotel. Tym samym przypomniał
mu, że on też powinien przygotować się do kolacji, która miała się niebawem
odbyć.
- Przecież wiesz, że boję się ciemności, Smoku!
- Akurat to nie jest mój problem. – Podniósł się
z łóżka, gdy Zabini cisnął w niego idealnie wypastowanym butem. Pech chciał, że
trafił w kolano, które natychmiast dało o sobie znać poprzez pulsujący ból.
- Ty świnio! Serca nie masz? – zawodził Blaise.
Draco nie mógł jednak dostrzec żartobliwego uśmiechu na twarzy przyjaciela,
gdyż zajęty był rozmasowywaniem pobolewającego miejsca.
- Jakbym już to gdzieś słyszał – wymruczał pod
nosem, ale było to na tyle głośne, że Zabini bez trudu wyłapał każde słowo.
Podszedł do łóżka, gdzie znajdował się but rzucony w blondyna i schylił się po
niego, a wtedy dostrzegł zmartwioną twarz przyjaciela, a z takim widokiem nie
spotykał się zbyt często. Westchnął przeciągle i skrzyżował ręce na klatce
piersiowej, gdy Malfoy spojrzał na niego strapionym wzrokiem.
- Hermiona? – Blondyn kiwnął głową i zaśmiał się
pod nosem. – Niech zgadnę, wkurzyła się, że przedstawiłeś ją jako swoją
dziewczynę. Mam rację?
- Dziesięć punktów dla Slytherinu – odparł
beznamiętnie.
- Wiesz, trochę się pospieszyłeś i zrobiłeś to
tak nagle, że jakoś się jej za bardzo nie dziwię, ale koniec końców ja
zamknąłbym cię w sypialni i z niej nie wypuścił do rana, a Hermiona wywaliła
cię za drzwi. Już wiesz, jak smakuje kosz od ukochanej osoby.
- Wielkie dzięki, Diable. – Opadł bezwiednie na
łóżko, przykrywając twarz dłońmi. Niestety Blaise się nie mylił i z przykrością
musiał mu przyznać rację. Granger odepchnęła go kolejny raz, a przecież
powiedział jej, że ma dość zabawy w kotka i myszkę. Ale zaraz, chwila! Czy to
na pewno jej wina? W końcu to on wyszedł z pokoju, a raczej wypadł z niego, nie
dopuszczając jej do słowa, gdyż z góry założył, że bardzo dobrze wie, co
dziewczyna by mu powiedziała. Czy był zatem sens winić Hermionę za to, co się
teraz między nimi dzieje? – Jestem skończonym idiotą.
- A puchar dla największego kretyna otrzymuje
Draco Malfoy. I wielkie brawa! – Zabini zaklaskał w dłonie, śmiejąc się przy
tym cicho, ale oglądanie załamanego przyjaciela jakoś nie należało do jego
ulubionych rozrywek. Współczuł mu, że został odrzucony, ale choćby nie wiadomo
ile go pocieszał, nie uda mu się wyprowadzić Dracona z dołka. Poza tym chyba
tylko on jeden pamiętał, po co tutaj przylecieli i przyszła w końcu pora, aby
przypomnieć o tym szanownemu panu prezesowi, który chce ratować swoją firmę. –
Weź się w garść, Smoku. Jak podmienimy dokumenty, to będziesz mógł wyznawać
Hermionie miłość do woli, ale teraz skup się na planie, bo inaczej będziesz jej
wysyłał walentynki z więzienia. I ja do Ginny też.
- Może dostaniemy wspólną celę. Ała! – Blaise
rzucił w przyjaciela tym samym butem, którym dostał wcześniej. Sądząc po
oburzeniu blondyna, nie był on zachwycony formą, za której korzystał Diabeł,
aby postawić go na nogi. Zwlekł się jednak ociężale z łóżka i z przykrością
zauważył, że Zabini zniknął gdzieś w odmętach pokoju. Wrócił do niego po jakimś
czasie, jednak tym razem prezentował się zdecydowanie lepiej, niż w ręczniku.
Akurat zapinał pasek od spodni, gdy wrócił do przyjaciela.
– Masz pomysł, od czego powinniśmy zacząć?
- Musimy najpierw znaleźć biuro Kefflera. Nie
będzie to raczej trudne, gdyż Hagen nie zaprowadziła nas na najwyższe piętro,
więc zapewne tam trzymają wszystkie dokumenty.
- Albo w głównej siedzibie firmy – wtrącił
czarnoskóry, gdy Draco kręcił się po pomieszczeniu. – A wtedy co?
- Wystarczy wypytać. Keffler to idiota i przy
odpowiednim podejściu powie nam wszystko sam. – Podszedł do wielkiego okna po
drugiej stronie pokoju, wsadzając ręce do kieszeni spodni. Dostrzegł przez nie
czarny samochód, ten sam, który widział na lotnisku, a po chwili wytoczył się z
niego opasły biznesmen, o którym przed chwilą mówił.
- A co z psem tropiącym? – Zerknął na Zabiniego,
który wiązał buty. – Jakiś pomysł, jak się z nią nie spotkać?
- Jeszcze nie. – Pozbycie się Hagen należało do
jednej z trudniejszych części planu. Szczególnie teraz, gdy wkurzyła się na
niego niemiłosiernie. Zresztą nie dziwił jej się za bardzo. Na przyjęciu
została oblana winem, na dodatek przez jego ciotkę, a on nie pomógł jej, tylko
zlecił to Blaise’owi. Dziś przedstawił jej Hermionę jako swoją dziewczynę, co
jedynie dolało oliwy do ognia, ale na to akurat był bardziej przygotowany. Nie
zmieniało to jednak faktu, że Miranda mu nie popuści i będzie go pilnowała przez
całą kolację, po niej zapewne również. Pozbycie się jej będzie graniczyło z
cudem. Obrócił się do przyjaciela i uśmiechnął się do niego złośliwie. –
Idziemy w teren, Diable.
- Na narty? Ale ja nie mam ocieplanych majtek!
- Znaleźć biuro Kefflera! – Wyminął przyjaciela,
lecz zatrzymał się przy drzwiach i spojrzał na niego lekko rozbawiony. – A
ocieplane majtki w ogóle istnieją? – Zabini pokręcił z dezaprobatą głową i
wyszedł za Draco na korytarz, skąd szybko przenieśli się na schody prowadzące
na piętro. Blondyn nie przypominał sobie, by Miranda wspominała cokolwiek na
temat miejsc, w których urzędował w budynku jej szef, a oprowadzała ich po
wszystkich pomieszczeniach. Z tej krótkiej wycieczki zdążył jedynie
wywnioskować, że spasiona świnia jest obrzydliwie bogata i szasta pieniędzmi na
prawo i lewo. Pytanie tylko, skąd ich tyle ma? Nie to jednak zaprzątało jego
myśli najbardziej, a kasztanowłosa kobieta, którą zostawił samą w pokoju. Jak
na złość znaleźli się akurat na piętrze, na którym były ich sypialnie, a głowę
arystokraty zalały wspomnienia z niedawnej sprzeczki. Nie powinien mieć
wyrzutów sumienia, ale jednak martwił się, że przez swoją nadgorliwość Granger
więcej się do niego nie odezwie. Nie dał jej dojść do słowa, bo z góry założył,
że zna każdy jej ruch, a nie miał już siły słuchać kolejnych tłumaczeń, które
dobre były miesiąc temu. Wydawało mu się, że udało im się ruszyć na przód,
wyjść z punktu wahania i braku zrozumienia. Tymczasem Hermiona znów chciała
cofnąć ich relację. Jeśli będzie jej na to pozwalał, to wrócą do punktu wyjścia
i nigdy nie osiągną tego, co mają na obecną chwilę. A może to jego wina? Może
za późno zorientował się, że się w niej zakochał i przegapił szansę wyznania
jej swoich uczuć, i dlatego dziewczyna cały czas go odrzuca? Jeśli to jest
powód tego, że ich związek stanął w beznadziejnym punkcie, to raczej nieprędko
uda mu się to naprawić.
Nim się spostrzegł, dotarli na najwyższe piętro
budynku, które zdecydowanie różniło się od wszystkich pozostałych. Na korytarzu
było ponuro i nie było on tak szeroki jak inne. Tworzył raczej ciemny tunel z
kilkoma parami drzwi, z czego każda z nich była zamknięta na klucz. Żadnego
światła czy chociaż małego okna. Gdyby nie Blaise, który w porę wyciągnął
różdżkę i rozświetlił nieco miejsce, pewnie już dawno wpadliby na ścianę lub
potknęli się o własne nogi. Draco podszedł do pierwszych z brzegu drzwi i
pociągnął za klamkę. Tak jak się spodziewał, były szczelnie zamknięte, ale dla
czarodzieja nie stanowiło to większego problemu. Tradycyjna Alohomora uporała
się z przeszkodą w mgnieniu oka, a przed nim malował się niecodzienny widok po
wejściu do pokoju. Pomieszczenie bowiem było sterylnie czyste; brak mebli czy
koloru na ścianach świadczył, że nikt go nie użytkuje. Mogłoby to być normalne,
ale coś w tym jednak nie pasowało Malfoyowi.
- Po co mu pusty pokój? – zapytał Blaise, gdy
blondyn zamykał drzwi i podszedł do następnych, przy których powtórzył
zaklęcie.
- Ten też jest czysty. – Drugie lokum, tak samo
jak pierwsze, świeciło pustkami i nie wyglądało, że ktoś w nim pomieszkuje.
Kiedy sytuacja powtórzyła się przy trzecich drzwiach, Draco nabrał coraz
większych podejrzeń, że Keffler ma coś do ukrycia. – Coś tu nie gra, Diable. Na
co mu tyle pustych pomieszczeń?
- Może nie zdążył umeblować?
- Wątpię. Postawiłby tu nawet własny pomnik,
byleby tylko pokazać majątek. – Nie podobała mu się sytuacja, ale bez ociągania
otwierał kolejne wejścia, a za każdym razem widział jedynie sterylnie białe
ściany. Jeszcze trochę, a skończy mu się korytarz.
- Tak swoją drogą to dziwne, że na tym piętrze
jest tyle pokoi. Na pozostałych są po dwa, no może trzy, a tu? Raz, dwa, trzy…
osiem!
- Nie drzyj się! – uciszył przyjaciela i
odblokował kolejne drzwi, lecz nie zdążył wejść do środka, gdyż na schodach
usłyszeli charakterystyczne stukanie, które bez wątpienia wywoływały obcasy
butów uderzające o podłogę. Szybkie kroki mogły należeć tylko do jednej osoby,
której żaden z nich nie chciał w tym momencie spotkać. Blaise zgasił światło z
różdżki i schował ją w marynarce i razem z Draco przylgnęli do ściany, gdy
dźwięk zaczął się ku nim przybliżać. Obaj panowie zastanawiali się nad tym
samym; dlaczego Hagen nie włączyła lamp? Było to niepokojące, nielogiczne i
wyjątkowo podejrzane, a jak na złość, kobieta stanęła tuż przy nich, gdyż
klucze, które miała przy sobie, szeleściły nad wyraz głośno. Niestety, gdy
wydawało się, że Miranda zaraz zniknie za drzwiami, a oni będą mogli opuścić
korytarz i udawać, że nigdy ich na nim nie było, w marynarce Blaise’a odezwały
się wibracje połączone z charakterystyczną melodią przychodzącego połączenia.
Światła nagle rozjaśniły piętro, aż oślepiły ich po oczach, a zaskoczenie
Mirandy, kiedy ich ujrzała, było wprost proporcjonalne do złości, która zaczęła
się gromadzić w Malfoyu.
- A co wy tu panowie robicie?
14 Sierpnia.. ty chcesz żebym umarła? :(
OdpowiedzUsuńOgch cudownie jak zawsze zresztą :) Mam nadzieje, że Ginny wróci do domu :') I ogch nie kończ nigdy w takich momentach :P Życzę Ci weny, checi oraz udanych wakacji :D
OdpowiedzUsuńJa już nie żyje.Napis na nagrobku będzie śmierć przez złą passę 14.sierpień 2016r. 😭Spròbuj napisać coś szybciej proszę.P.s. Końcówka mnie rozwaliła niech Millanda nie powie Keflerowi o Draco i Zabinim.Mogą walnąć ją w głowe co mnie bardzo ucieszy następnie złamać jej obcas by wyglądało że sama spadła że schodów bo by ktoś ją na nich ją znalazł,albo niech wyczyszczą jej pamieć
OdpowiedzUsuńRozdział Boski ,najlepsza ta końcówka .14 sierpień to dzień w którym będę od godziny 00.00 do 23.59 wchodzić na twojego bloga i będę sprawdzać czy nie dodałaś rozdziału . Udanego wypoczynku 😀😁.
OdpowiedzUsuńBrawo dla Molly, w końcu przejrzała na oczy. Jeszcze trochę i mogłaby stracić córkę, a tak jeszcze się przyczyni do odzyskania przez nią szczęścia. Co do Dracona wcale mnie nie dziwi, że nerwy mu puściły. Stara się jak może, chciał naprawić błąd z balu, przedstawił Hermionę jako swoją dziewczynę, a i tak dla niej jest źle. Każdemu by puściły nerwy, a co dopiero naszemu furiatowi. Miejmy jednak nadzieję, że Hermiona weźmie sobie jego słowa do serca i nieco zmieni swoje postępowanie. Chodzi o odrobinę zaufania, bo bez tego ani rusz.
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Jezu nienawidzę cię za takie zakończenie. Przedwczoraj skonczylam czytac całe opowiadanie i jak dziś zobaczyłam, że jest nowy rozdział wprost skakalam ze szczęścia. Powiedz mi dlaczego mi to robisz? Takie zakończenie. Ja umrę do tego sierpnia. A tak swoją drogą, mam nadzieję, że pobyt w domu i pogodzenie się z Molly sprawią, że Ginny nie odda dzidziusia. Mam też nadzieję, że Herm w końcu zrozumie to co się dzieje i ze zakochała się w Draco i da mu szansę. Także podsumowując, nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuńKłótnia Mionki z Blond wiedźmą - mistrzostwo. Znajomość z Draaco i Yves jej służy. Niech wena będzie z tobą
OdpowiedzUsuńW końcu pojawiła się Ginny! Tak bardzo mi jej brakowało, że jak tylko zobaczyłam, iż dodałaś nowy rozdział, od razu błagałam Cię w myślach, by było w nim cokolwiek na temat Ginny. A tu proszę! Wyjaśniła sie cała sprawa! Cudownie! Mam nadzieję, ze teraz, gdy Molly przejrzała na oczy i pogodziła się z córką, Ginny posłucha rady matki i jak najszybciej skontaktuje się z Blaisem i wszystko mu wytłumaczy. Myślę, że Blaise przez jakiś czas może być trochę zły (trochę, też coś!), ale w końcu mu przejdzie. Może zrozumie> Wybaczy? Oby.
OdpowiedzUsuńNo nareszcie Malfoy postawił się Hermionie. Już myślałam, że będzie taka dupa i będzie latał za Granger jak piesek, a ona będzie się nim bawić. Może teraz otworzył jej oczy i w końcu się zdecyduje na kolejny krok, który prawdę mówiąc, powinni już zrobić dawno. Hermiona jest strasznie zapobiegawcza i jej lęki ją paraliżują do tego stopnia, że nie widzi potrzeb innych ludzi i skupia się tylko na sobie. Może teraz spadną jej klapki z oczu i będzie zachowywała się racjonalnie.
No, kurdę, co też ten Keffler ma do ukrycia? Dlaczego tam jest tyle pustych pomieszczeń? Co było za tymi ostatnimi drzwiami? I co ta Miranda tam miała do zrobienia? Cholerny Blaise i jego telefon (a tak swoją drogą, czy to Ginny dzwoni z przeprosinami??)
Jakoś wytrzymamy do 14 sierpnia, a Ty odpoczywaj zbieraj siły na dalsze pisanie, bo bez Twoich tekstów usycham ;-)
Pozdrawiam, Cathleen.
To pierwszy mój komentarz na tym Dramione... mimo tego, że czytam go od dawna, nie odważyłam się wcześniej napisać.
OdpowiedzUsuńMoja opinia: jak zawsze bardzo kreatywnie, chociaż niepokoi mnie stan zdrowia Yves... nic o niej nie wspomniałas, a polubiłam tę kobietę ;)
Ciekawi mnie też co będzie z panią Hagen i jej zamiłowaniem do blondynów o smoczych imionach :P
(Pisz częściej bo wakacje w tym roku coś nudne :<)
Powodzenia i kreatywności na nowy rozdział! :)
Jestem pewna, że Realistka bardzo cieszy się z tego, że zdecydowałaś się skomentować. To zawsze motywuje autorów! :D
UsuńAby wakacje nie były nudne!
http://precious-fondness.blogspot.com/
idealny ♡ ale tyle czasu bez rozdziału to będą tortury.. juz teraz ledwo daje rade wytrzymać 2 tygodnie ;( proszę cię wracaj szybko ;**
OdpowiedzUsuńOgromniasty rozdział! Choć powinnam się już przyzwyczaić... :D
OdpowiedzUsuńDobrze się czytało, czekam na 14.08
Odpoczywaj i bywaj zdrów
http://precious-fondness.blogspot.com/
No to wpadka! :D No ja jestem ciekawa jaką tezę zaserwują Hagen! Ta sytuacja bardzo mnie bawi, choć powinnam się martwić jaki im los zgotuje "wrzut na dupie w blond peruce" Nie mogę się doczekać :) Mam nadzieję, że Hermiona i Draco w końcu szczerze porozmawiają i ta rozmowa przyniesie same zalety.. Fajnie, że pojawił się wątek Ginny, nie zaprzeczam, że nagła zmiana w Molly spowodowała że mój humor podskoczył o dwa oczka wyżej... (Mam nadzieję, że to nie jest żadna gierka i że Molly dostrzegła swoje błedy) Mam nadzieję, że biedny Blaise pozna prawdę i wszystko się ułoży. Wątek z ocieplanymi majtkami mnie powalił :D Baardzo pozytywny rozdział. Miłych wakacji i jeszcze więcej sukcesów odnośnie bloga i życia osobistego. Sto lat! �������������� Bardzo się cieszę, że 2 lata temu stworzyłaś bloga! Dzielisz się z nami swoim talentem, a my czerpiemy z tego korzyści śledząc losy głównych bohaterów! Serdeczne gratulacje
OdpowiedzUsuń~Madzik
Jaaa super rozdział. Dopiero niedawno trafilam na Twojego bloga i przeczytalam wszystko jednym tchem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cie goraco i zapraszam do mnie, gdzie dopiero zaczynam przygode z pisaniem.
Dramione-karmelove.blogspot.com
Czadzior!
OdpowiedzUsuńMam pecha i wyjeżdżam 13 sierpnia w miejsce bez internetu więc przeczytam rozdział dopiero we wrześniu >.<
Odpoczywaj i weny życzę :*
Absolutnie zakochałam się w Twoim blogu! Życzę dużo, dużo weny i pochłaniać będę kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuńSerpensortia