tak jak zapowiedziałam zamieszczam dziś na blogu piątą miniaturkę mojego autorstwa, choć ze względu na długość zmieniłabym raczej nazwę na nowela, gdyż tekstu jest nieproporcjonalnie dużo w stosunku do obranej przez miniaturki formy.
Uważniejsi czytelnicy oraz ci bardziej zainteresowani tematyką Dramione szybko dostrzegą podobieństwo do opowiadania "Ukochana Polityka". Ja sama odkryłam to dopiero po napisaniu tekstu, gdyż coś mi nie pasowało w stworzonej miniaturce i postanowiłam przejrzeć moją prywatną kolekcję opowiadań, które lubię od czasu do czasu odświeżyć. Mimo wszystko liczę, iż lektura przypadnie wam do gustu i będzie miłym zwieńczeniem kończącego się nieuchronnie weekendu.
Przypominam, że rozdział 38 pojawi się na blogu już za tydzień, tj. 6 grudnia.
Zapraszam do czytania,
Realistka
* * * * *
3 czerwiec 2004
Z OSTATNIEJ
CHWILI: KINGSLEY SHACKLEBOLT REZYGNUJE ZE STANOWISKA MINISTRA MAGII!
Według informacji
otrzymanych od oficjalnego rzecznika prasowego Ministerstwa Magii, obecny
Minister – Kingsley Shacklebolt – z samego rana podjął decyzję o rezygnacji ze
sprawowania piastowanego urzędu. Potwierdził tym samym, iż nie będzie się
ubiegał o przyznanie drugiej kadencji.
W Ministerstwie Magii
zawrzało na wieść o ustąpieniu stanowiska przez Ministra, a jednocześnie
rozpoczęły się szaleńcze licytacje, kto obejmie urząd po Shackleboltcie. Wśród
kandydatów do tej pory padły takie nazwiska, jak: Potter, Malfoy oraz Granger.
Walka o stanowisko bez wątpienia będzie wyjątkowo emocjonująca, gdyż staną do
niej najlepsi pracownicy Ministerstwa, a jednocześnie kompletnie odmienne i
indywidualne charaktery. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że największe szanse na
przejęcie urzędu po Shackleboltcie ma sam Harry Potter, który obecnie pełni w
Ministerstwie funkcję Młodszego Asystenta Ministra Magii oraz sprawuje kontrolę
nad Departamentem Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Oto fragment
wypowiedzi pana Pottera w sprawie wysunięcia jego kandydatury:
„ Jest mi niezmiernie miło, iż tak liczne grono
czarodziejów zdecydowało się zaufać mojej osobie. Nie osiągnąłbym tego wszystkiego,
gdyby nie ciężka praca u boku Ministra, w którą wkładałem całego siebie. Z
pewnością nie zawiodę moich wyborców, jeśli zdecydują się oddać na mnie swój
głos, co jak sądzę jest tylko kwestią formalną.”
Pan Harry Potter najwidoczniej dość pewnie widzi
się na stanowisku głowy Brytyjskiego Ministerstwa Magii. Czy pozostali
kandydaci stanowią dla niego jakieś zagrożenie?
„To wyjątkowo wykwalifikowane osoby, jednak w
hierarchii Ministerstwa potrzeba czegoś więcej. Liczę, że będą to wyrównane i
sprawiedliwe wybory, ale stanowisko do obsadzenia jest tylko jedno.”
Zapytaliśmy również jednego z dwójki pozostałych i
nieoficjalnych kandydatów o to, co sądzi odnośnie rezygnacji z urzędu obecnego
wciąż Ministra oraz zbliżających się wyborów i przewidywania jego uczestnictwa
w nich. Pan Draco Malfoy, szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów
wypowiedział się dość krótko w tej sprawie:
„Rezygnacja Ministra była jego prywatną decyzją, a
odnośnie wyborów nic nie zostało jeszcze przesądzone.”
Czy to oznacza, iż jeden z najlepszych pracowników
Ministerstwa nie podejmie próby objęcia stanowiska po Shackleboltcie? Niestety
nie udało nam się zdobyć informacji potwierdzających te domysły.
Starszy
Podsekretarz Ministra Magii poinformował już, iż wybory odbędą się
najprawdopodobniej 30 czerwca bieżącego roku. Kandydaci mają zatem bardzo mało
czasu na przygotowanie programu wyborczego oraz zdobycie poparcia w
Wizengamocie, a na obecną chwilę, jedynie najbardziej obiecujący pretendent –
Harry Potter – ma najczystszą drogę do objęcia zwolnionego stanowiska. Pozostałym
kandydatom pozostaje zatem wiara we własne możliwości i ogromne szczęście.
Rita Skeeter
Omal
nie opluła się świeżą, poranną kawą, czytając artykuł swojej "ulubionej" dziennikarki, gdy jechała w windzie do Kwatery Głównej Amnezjatorów, aby
zobaczyć się z Ginny. Jest w Ministerstwie od dziesięciu minut i dopiero się
dowiaduje, że Kingsley rezygnuje z bycia Ministrem Magii?! A na dodatek
typowano ją do przejęcia po nim stanowiska! Skeeter od zawsze wiedziała, gdzie
znaleźć dobry temat, i jak go sobie przywłaszczyć. Tym razem jednak posunęła
się o krok za daleko, umieszczając ją w
artykule. Przecież to oczywiste, że jej szanse w porównaniu z pupilkiem
Ministra, a jednocześnie jej przyjacielem i przełożonym, są praktycznie równe
zeru. Harry pilnował Shacklebolta, niczym pies budy, a Shacklebolt Harry’ego,
jak buda psa. Od kiedy mężczyzna zaczął pracę w Ministerstwie termin parcia na
szkło stał się mu znany aż za dobrze, a tym samym straciły wyznawane przez niego
do tej pory wartości, jak przyjaźń, czy bezinteresowna pomoc. Ot, co polityka
robi z ludźmi. Nawet słynny Wybraniec dał się omotać mamonie i żądzy
sprawowania najwyższej władzy, którą była ciepła posadka Ministra Magii. Potter
dążył do tego od samego początku. Był większym lizusem, niż Malfoy, a myślała,
że nikt nie zużywa większej ilości wazeliny do wchodzenia w dupę Ministrowi,
niż dziedzic fortuny Lucjusza. Wszystko stało się nagle nadzwyczajnie klarowne.
Te wszystkie spotkania, wieczorne rauty, zasypywanie jej tonami papierzysk i
zostawianie jej po godzinach, aby on mógł pójść w tango i wrócić chwiejnym
krokiem do domu nad ranem. Potter piął się po szczeblach kariery zadziwiająco
szybko i łatwo. Był jak mała zwinna małpka cyrkowa skacząca od szczebelka do
szczebelka, tworząca wokół siebie tyle zamieszania, ile tylko wlazło. A
wszystko to osiągnął na jej morderczej krwawicy, stachanowskiej pracy i choremu
przeświadczeniu przyjaźni! To ona po to ślęczała za biurkiem całymi dniami i
nocami, uzupełniając za niego raporty i sprawozdania, aby teraz dowiedzieć się,
że to wszystko służyło mu tylko i wyłącznie do osiągnięcia wymarzonego
stanowiska w tej potężnej aparaturze rządzącej światem czarodziejów?! Harowała
jak wół zaślepiona obowiązkiem pomocy. Potrafiła nie spać trzy noce z rzędu,
aby Harry miał gotowe wszystkie dokumenty na czas. Piła stanowczo za dużo kawy
przez zgromadzony w niej stres, a który każdego dnia zwiększał swe ilości
właśnie przez „przyszłego Ministra Magii”. Miała ochotę poćwiartować jego ciało
na drobne kawałeczki, zapakować je w oddzielne kartony i wysłać w każdą możliwą
część świata, byle tylko nikt nie zdołał poskładać bożyszcza świata
czarodziejów z powrotem do kupy. Szarpnęła ostro za stronę gazety, by następnie
zacząć ją drzeć w drobny mak, wściekając się przy tym, jakby właśnie dostała
okresu. Jeszcze do tego Malfoy! Przecież ten lizus tylko czekał, aż Kingsley
wspomni chociażby, że nie będzie się ubiegał o drugą kadencję! To zadufany w
sobie bufon z rozbuchanym ego, ale niestety wpływowy i o niesamowitej
umiejętności zjednywania sobie ludzi i manipulowania nimi. Omal szlag ją jasny
nie trafił, gdy dowiedziała się, że ta tchórzofretka zdobyła posadę szefa
jednego z Departamentów zaledwie po dwóch latach pracy w Ministerstwie. Jeszcze
przeżyłaby to spokojnie, gdyby okazało się, że Lucjusz maczał w tym swe
arystokratyczne, długie paluchy skalane czarną magią. Ale Malfoy dostał ten
przeklęty stołek bez pomocy ojca, co tylko spotęgowało w niej furię. Jakim
cudem ten pedantyczny pajac piastował urząd szefa Departamentu Przestrzegania
Prawa Czarodziejów, a ona od pięciu lat tkwi na stanowisku asystentki Pottera?!
I na co jej było harować jak wół w Hogwarcie, wracać do niego, aby ukończyć
siódmy rok nauki i zdawać OWTM-y, a potem starać się o posadę w Ministerstwie?
To ona ślęczała nocami nad książkami, wylewała siódme poty nad esejami i
egzaminami, zdobywała punkty dla domu, by teraz dalej parzyć kawę świętemu
Potterowi i pilnować, aby złote dziecię nie skalało się pracą?!
-
Co za podła, wredna, egoistyczna… - Zgniatała kolejne kartki gazety z
nadzwyczajną agresją, nie przestając kierować pod adresem Harry’ego coraz
bardziej wyszukanych pojęć. Nawet nie zauważyła, że winda zatrzymała się i
wsiadł do niej nie kto inny, jak panicz Malfoy we własnej osobie. - … nędzna,
plugawa kreatura!
-
Też się cieszę, że cię widzę, Granger. – Cisnęła papierową kulką prosto w
byłego Ślizgona, który w porę zdążył zrobić unik, a drzwi winy zamknęły się za
nim zaraz potem. Stanął w jednym z rogów i nawet nie spojrzał na pannę Granger,
która dyszała z wściekłości i rozmasowywała pobolewającą ją skroń.
- Czyżbyś
jechała złożyć Potterowi gratulacje? – Wbiła w niego rozjuszone spojrzenie i
wypuściła głośno powietrze z płuc. Wygląda na to, że wszyscy wiedzieli, że
Kingsley odchodzi, tylko ją ominęła ta radosna nowinka.
-
No nie wstydź się, Granger. W końcu to twój szef, należy mu powinszować. W
szczególności, gdy się zajmuje niższy stołek. – Zaśmiał się krótko, acz z
przekąsem i wyciągnął ze skórzanej teczki plik dokumentów, które zaczął
niespiesznie przeglądać, znacząc na nich coś bardzo drogim piórem. W końcu to
Malfoy. Zwykły długopis mógłby jeszcze zostawić niepożądane odciski na jego
arystokratycznych i wypielęgnowanych dłoniach.
-
Z pewnością skorzystam z rady, Malfoy. A teraz idź sprawdzić, czy gdzieś cię
nie ma.
-
Z rozkoszą, Granger, ale tak się składa, że oboje zmierzamy w tym samym
kierunku. Olśnię cię, iż mówimy o gabinecie twojego chłoptasia, a w przyszłości
Ministra Magii. Dalej wolałbym nie wybiegać, gdyż boję się, iż ujrzałbym
zgliszcza świata magicznego, nad którym wielcy czarodzieje tak długo pracowali,
a który złoty chłoptaś zrówna z ziemią i pogrąży nas na arenie międzynarodowej.
– Nienawidziła, gdy wygłaszał te swoje pompatyczne przemowy. A mówią, że to
kobiety posiadają niekończący się zapas słów i zdolność do wypowiadania zdań z
nadzwyczajną prędkością. Prychnęła lekceważąco w odpowiedzi i upiła łyk
wystygłej już kawy z dużego papierowego kubka, krzywiąc się przy tym z
niesmaku. Ona i Potter? W życiu! Nie brała go nigdy pod uwagę, tak samo z
resztą Rona, który również, jak na zrządzenie losu, zajmował wyższe stanowisko,
niż ona. Każdy, praktycznie każdy w Ministerstwie był jeden szczebel kariery
wyżej od niej. Nawet Neville zdobył posadę szefa Departamentu Kontroli Nad
Magicznymi Stworzeniami! A ona od pięciu lat parzy Harry’emu kawę, którą
przyrządzić by mogła nad dzień obecny nawet przez sen.
-
Hary nie jest moim chłopakiem! Ile razy mam ci to powtarzać, zanim zakodujesz
to w tym tlenionym łbie? – Wkurzało ją niemiłosiernie, iż wszyscy pracownicy
Ministerstwa posądzali ją o romans z jej przełożonym. Harry był jej
przyjacielem, potem stał się dość wymagającym, a zarazem leniwym szefem, który
zarzucał ją z samego rana naręczem papierów, które miały być zrobione na
wczoraj. Sam zaś ograniczał się do wypicia przyniesionej mu kawy i okręcania
sobie wokół palca wszystkich pracownic, których spódnice były krótsze, niż do
połowy uda. Stał się nie tylko wyniosły i łasy na komplementy, ale również został
klasycznym playboyem, którymi w Hogwarcie zawsze gardził. Siła władzy i
pieniądza jest niesamowita. Nawet z bohatera świata magicznego potrafiły zrobić
nadętego polityka z przerośniętym ego i bożyszcze erotycznych snów kobiecych.
-
Cóż za ironia losu. W dzisiejszych czasach kobiety zapomniały, w czym drzemie
ich siła pięcia się po stromych schodach kariery. Seksualność to bardzo
wyrafinowana forma awansu. Mogłabyś z niej skorzystać, Granger, ale wątpię, aby
w tym outficie, ktokolwiek chciał zwrócić na ciebie uwagę. No popatrz,
dojechaliśmy! Powiedziałbym, iż kobiety mają pierwszeństwo, ale żadnej tutaj
nie widzę, dlatego pójdę przodem. Nie dziękuj, Granger. Nie ma za co. – I
wyszedł, zostawiając ją z osłupiałym wyrazem twarzy, na który składały się rozdziawione
usta i od czasu do czasu mrugające oczy. Ścisnęła odruchowo mocniej kubek z
kawą w efekcie wylewając jej sporą część na szarą ołówkową spódnicę. Zamknęła z
wściekłości oczy i wypuściła głośno powietrze z płuc. Gazeta i Malfoy. Tylko
tyle potrzebowała, aby kipieć z furii i pałać do wszystkich naokoło żądzą
mordu. Z pomiętym kubkiem, z którego kapały resztki i tak niezbyt dobrej kawy
oraz teczką pełną dokumentów wyszła z windy i od razu ruszyła w ślad za
arystokratą, który zdążył już zniknąć za drzwiami prowadzącymi do biura Harry’ego.
Weszła przez nie niczym tajfun, omal nie potykając się o własne nogi i rzuciła
wszystko prosto na drewniane biurko, na którym brakowało chyba tylko
przysłowiowych dziada z babą. Nawet nie zaszczyciła wzrokiem stojącego przy
regale z segregatorami Malfoya, a który przeglądał jeden z nich, kręcąc od
czasu do czasu nosem. Bez kurtuazyjnego pukania, którym zawsze obdarzała dębowe
drzwi gabinetu Harry’ego weszła do środka, a pierwszym, co ujrzała był jego
właściciel wylegujący się w skórzanym fotelu z rękami założonymi za głowę i
głupawym uśmiechem na ustach. Gdy tylko ją zobaczył, uśmiech poszerzył się, a
na szklanym, eleganckim i niezawalonym kompletnie niczym biurku
zmaterializowała się poranna gazeta, którą jeszcze kilka minut temu dzierżyła w
dłoni. Spojrzała na nią z obrzydzeniem, jakby zamierzała splunąć prosto na
zdjęcie szczerzącego się do obiektywów aparatów Pottera, a następnie usiadła na
krześle naprzeciwko owego mężczyzny z nietęgim wyrazem twarzy i skrzyżowanymi
na piersiach rękami.
-
Czytałaś? Całe Ministerstwo huczy, że zostanę Ministrem. – Zerknęła na niego
spod byka i uśmiechnęła się niemalże z przymusu, odwracając jednocześnie wzrok
ku wielkiemu oknu.
- Jak
na razie to tylko prognozy. Na twoim miejscu nie byłabym tego pewna w stu
procentach. – Odburknęła mu wyraźnie niezadowolona i obdarzyła poirytowanym
spojrzeniem. Mogła stroić dziś fochy do woli, gdyż Harry był tak pochłonięty
najnowszymi nowinkami o jego domniemanej przyszłości, że nawet nie zauważyłby,
gdyby wylała mu wodę z wazonu stojącego na parapecie na łeb. I w sumie zaczęła
się nawet nad tym zastanawiać.
-
Mionka to pewne. Sam Shacklebolt powiedział, że posadę Ministra mam w kieszeni!
Opłaciło się jednak wstawać codziennie rano i iść do pracy.
-
Jeśli pojawianie się w Ministerstwie o godzinie drugiej po południu jest dla
ciebie rankiem, to ja chyba zaczynam pracę jeszcze w nocy. – Potter wyciągnął
się w fotelu i wyłożył nogi na blat biurka, zerkając w międzyczasie krótko w
jej stronę. Zauważył, że przyjaciółka jest czymś wyraźnie poirytowana, ale do
głowy mu nie przyszło, że to on jest sprawcą jest obecnego stanu. Oczywiście
jak zawsze całą winę zwalił na Malfoya, o którym pobycie za drzwiami nie miał
bladego pojęcia.
- Spotkałaś
Malfoya, że masz taki humor?
-
Też. Ale to nie on jest winowajcą. – Spojrzała znacząco na gazetę, a następnie
na siedzącego naprzeciwko niej mężczyznę. Harry od razu obdarzył ją nieco
sardonicznym uśmiechem i zmierzwił swą czarną czuprynę.
-
Masz mi za złe, że kandyduję na stanowisko Ministra Magii? – Wykrzywiła twarz z
rozbawienia i założyła nogę na nogę, pochylając się bardziej ku mężczyźnie.
Straciła ochotę na zgrywanie sumiennej i wiecznie gotowej na każde zawołanie
pracownicy. Wystarczyło, że spojrzała na wyraźnie usatysfakcjonowaną
najnowszymi nowinkami twarz Harry’ego, a krew zalewała ją dosłownie i w
przenośni.
-
To przecież oczywiste, że wysunięto twoją kandydaturę! Taki pracowity,
zaangażowany w to, co robi, że nie w sposób byłoby mu odmówić. Zapomniałeś
dodać jedynie, że całą twoją domniemaną pracę wykonywałam ja, harując niczym
ostatnia pszczoła w ulu. Ty wolałeś zabawiać się z sekretareczkami i
uczestniczyć w zakrapianych alkoholem imprezach, a na koniec włazić Kingsleyowi
do dupy bez mydła!
-
Że co? – Harry spojrzał na Hermionę z jawnym zszokowaniem na twarzy i od razu
sięgnął do krawatu, który nagle jakby zaczął go dusić.
-
Gówno! Mam dość robienia za twój podnóżek! – Już nawet nie panowała nad swoim
głosem, by konsekwencji zacząć wydzierać się na zszokowanego Harry’ego, który z
każdym kolejnym jej słowem wbijał się coraz bardziej w fotel.
-
Ty chyba nie chcesz kandydować? Oboje dobrze wiemy, Mionka, że się do tego nie
nadajesz. Polityka to nie miejsce dla kobiet. – Odpowiedział jej z
nadzwyczajnym spokojem, co tylko jeszcze bardziej wytrąciło Hermionę z
równowagi. Wstała gwałtownie z zajmowanego do tej pory miejsca i wbiła z oddali
oskarżycielsko palec w klatkę piersiową mężczyzny.
-
Kiedyś może i bym cię poparła, teraz nie masz na co liczyć, Harry. Ja nie po to
ślęczałam przez przeszło pięć lat nad papierami, które ty powinieneś wypełniać,
aby teraz nie usłyszeć nawet skromnego „dziękuję”. W dupie ci się poprzewracało
od tej twojej polityki! Nie licz na mnie już nigdy więcej ty szowinistyczny
lizusie! – Potter wyglądał, jakby szlag jasny miał go zaraz trafić. Dokładnie
wiedział, że nie wykonuje powierzonej mu pracy i zasypuje nią Hermionę, ale
nikt, nawet ona nie miał prawa kwestionować jego decyzji. Jest szefem, czy jej
się to podoba, czy też nie i będzie jej zlecał zadania, które uważa za
adekwatne. Również podniósł się gwałtownie z fotela, zrzucając z siebie w
przypływie agresji marynarkę i uderzył otwartą ręką w blat biurka.
- Jestem
twoim szefem, więc oczekuję należytego mi szacunku Hermiono!
-
Po to, żebyś znów zebrał pochwały za cudzą pracę, a którą bez wątpienia sobie
przypiszesz? Zapomnij! Beze mnie jesteś nikim Harry i nie poradzisz sobie w
Ministerstwie nawet jednego dnia!
- Co
ty sugerujesz?! Że nie umiem wypełnić kilku druczków i wysłać ich do Ministra?!
– Panna Granger prychnęła lekceważąco, by następnie popukać się palcem
wskazującym w czoło, patrząc się cały czas złośliwie na Harry’ego. I wtedy
najwyraźniej przegięła, gdyż mężczyzna w przypływie wściekłości zerwał z siebie
krawat i zaczął walić pięścią w blat biurka. Z początku przestraszyła się jego
nagłego wybuchu, ale szybko odzyskała rezon i przyjęła chłodną, obojętną
postawę, patrząc na swojego przełożonego z wyższością i pogardą.
-
Koniec przywileju przychodzenia do pracy! Jesteś zwolniona! – Po tych dwóch
zdaniach w gabinecie Pottera zapanowała cisza, przerywana jedynie jego dyszącym
oddechem. Kasztanowłosa nie czekała długo na swoją reakcję. Obróciła się na
pięcie i ruszyła prosto w kierunku drzwi wyjściowych. Prawdę mówiąc spodziewała
się tego po wielkim Wybrańcu. Kiedy ktoś mu przeszkadzał i wytykał wady nie
mógł liczyć na dłuższą posadę w jego Departamencie. A ona po prostu pojechała
po bandzie, ale nie miała sobie nic do zarzucenia. Była wręcz dumna z siebie,
że w końcu udało jej się wykrzyczeć Potterowi wszystko w twarz. Teraz pokarze
mu, że kobiety nie są zatrudniane tylko i wyłącznie w celu parzenia swojemu
szefowi kawy i odwalania za niego całej roboty. Potter wywołał wojnę, z której
nie uda mu się wyjść zwycięsko. Uśmiechnęła się sardonicznie na tę myśl i
odwróciła się w stronę wciąż dyszącego z wściekłości mężczyzny. Zgrabnym,
niemal kocim ruchem podeszła do wazonu z kwiatami, na który patrzyła na
początku ich rozmowy i zrobiła z nim dokładnie to, o czym jeszcze kwadrans temu
myślała. Wyrzuciła kwiaty w kąt, a następnie wylała całą zawartość naczynia na
głowę swojego byłego szefa. Dopiero teraz mogła mówić o pełni satysfakcji.
Wyszła z gabinetu Harry’ego, trzaskając głośno drzwiami i od razu rzuciła
zaklęcie zmniejszająco-pakujące na swoje rzeczy przy biurku. Jak się okazało,
nie było ich wcale aż tak dużo. Przez przeszło pięć lat stojącej w miejscu
kariery w Ministerstwie zdołała zgromadzić w tym pokoju zaledwie dwa kartonowe
pudełka. Spojrzała na nie wyraźnie dumna, a następnie na nieco zdziwionego
Malfoya, który opierał się o parapet i wydmuchiwał dym papierosowy z ust.
Wygrzberała z jednego z pudełek długopis, który transmutowała w popielniczkę, a
następnie rzuciła nią w kierunku arystokraty, który złapał ją wdzięcznie w
locie.
-
Kultura nakazuje, abyś najpierw zapytał, czy możesz zapalić w moim gabinecie,
Malfoy. – Sięgnęła po żakiet wiszący na oparciu niewygodnego krzesła i wdziała
go na siebie, obrzucając tym samym paskudny mebel pogardliwym spojrzeniem. Nie
miała bladego pojęcia, jak jej się udało wytrzymać na nim tyle czasu i nie
dorobić się poważnego skrzywienia kręgosłupa.
-
Poprawka, Granger. To był twój gabinet. Z naciskiem na był. Chyba wolniej
przyswajasz terminologię związaną z pracą. Z tego co wiem, Potter właśnie przed
chwilą cię wylał. Tym samym nie jest to już twój gabinet, tylko jakiejś mało
inteligentnej osóbki z obfitym biustem i bardzo pojemnym gardłem, o ile wiesz,
co mam na myśli. – Zaciągnął się zaraz potem mocno papierosem, by w kolejnej
sekundzie zgasić go w otrzymanej popielniczce i przetransmutować ją z powrotem
w długopis, który wręcz pannie Granger z nadzwyczajną kurtuazyjnością. Hermiona
nie bawiła się w takie podchody i wyrwała przedmiot z ręki mężczyzny,
umieszczając go ponownie w kartonie i zabierając go z biurka razem z resztą
swojego dobytku.
-
Oszczędź mi szczegółów, Malfoy i nie rozwijaj tej myśli. Ten nadęty pajac jest
twój. – Mówiąc to wskazała głową drzwi prowadzące do biura Harry’ego, a
następnie opuściła pomieszczenie i od razu skierowała się w kierunku windy.
Czekając na jej przyjazd uśmiech nie schodził z jej twarzy. Czuła się wolna,
bez żadnych zobowiązań i goniących ją terminów. Wszystko to spadło w tym
momencie na Pottera, który jeszcze dziś wieczorem zadzwoni do niej i będzie
błagał, aby pomogła mu to wszystko ogarnąć. Ale skończyły się czasy, kiedy
wysoce inteligentna panna Granger rozwiązywała każdy problem. Nic ją już nie
łączy z Ministerstwem, które okazało się być kolejną machiną napędzaną przez
pieniądz i kontakty, a awansu można się dorobić zwyczajnym lizodupstwem lub
elastycznością waginy.
Winda
w końcu przyjechała i ku jej uciesze była kompletnie pusta. Dopiero na parterze
będzie musiała się zmierzyć z ciekawskimi spojrzeniami i niewygodnymi pytaniami
związanymi z trzymanymi kartonami. Oczywiście nie dana jej była podróż w pełni
samotna. Niemal w ostatnim momencie Malfoy wślizgnął się między rozsuwanymi
drzwiami do środka, a kasztanowłosa kobieta obrzuciła go nienawistnym spojrzeniem.
-
A ty nie u Pottera?
-
Chyba nie jest dziś w nastroju na rozmowy polityczne ze mną. Stracił przecież
właśnie z własnej, wrodzonej głupoty najzdolniejszą pracownicę w całym
Ministerstwie. Ja też bym się upił z tego powodu, do czego z resztą Potter
zdążył już przystąpić. A jeśli mówimy o spożywaniu trunków wysoko alkoholowych,
Granger, to może ze chciałabyś oblać swoje zwolnienie lub wolność od niewydarzonego powsinogi, którego przez pięć lat mianowałaś szefem?
-
Zaprosiłeś mnie właśnie na drinka? – Patrzyła na niego z powątpiewaniem i
lekkim zdezorientowaniem. Kpiący uśmieszek czający się przy wargach Malfoya był
najlepszym dowodem na to, iż wprawił ją w oczekiwany stan.
-
Możesz obrać sobie dogodną terminologię, jeśli ta ci nie odpowiada. No chodź,
Granger. Widzę po twoich szalejących z furii oczach, że masz ochotę zanurzyć te
całkiem seksownie wyglądające wargi w szklance z wyjątkowo mocnym alkoholem.
Jeśli ma cię to przekonać, to nawet nagnę dla ciebie kilka zasad i ja dziś
stawiam, bowiem jakimś cudem dopatrzyłem się w tobie kobiety. – Uśmiechnął się
do niej niemal po przyjacielsku, co spotkało się z delikatnym opuszczeniem
dolnej wargi przez kasztanowłosą kobietę. Czy jeszcze coś ciekawego ją dziś
spotka? Malfoy proponujący jej wypad do pubu. Grajcie święci pańscy, bo świat
przed chwilą oszalał! Na jego złośliwe komentarze, które większość płci
żeńskiej odebrałaby jako komplementy nie zwracała kompletnie uwagi. Zdarzyło mu
się od czasu do czasu powiedzieć do niej coś o wydźwięku seksualnym, ale z
reguły zaraz potem szła niewybredna aluzja odnośnie jej wyglądu, typu: masz tak
płaską dupę, Granger, że mógłbym postawić na niej szklankę, nie martwiąc się,
że coś się z niej wyleje. To po prostu cały Malfoy i do jego osoby oraz
zachowania należy się przyzwyczaić. Ona doszła w tym niemalże do perfekcji.
- Jeszcze
jedna aluzja odnośnie mojej kobiecości, a obiecuję, że pozbawię cię tego, co wy
mężczyźni cenicie w sobie najbardziej.
-
To ciekawe, że wypowiadasz się wobec aspektu, którym życie nie obdarzyło cię
zbyt szczodrze. – Zmrużyła gniewnie oczy i warknęła z wściekłości. Malfoy
tymczasem zdążył już zatopić się myślami w jakichś dokumentach i kreślić na
nich zawzięcie poprawki.
* * * * *
To
zadziwiające, jak alkohol potrafi zmienić człowiekowi cały światopogląd.
Zaburzyć go kompletnie, zniszczyć wyznawane dotychczas wartości i wydobyć
nieznaną nikomu bestię.
Siedziała
z nogami wyłożonymi na wygodnej kanapie w jednym z londyńskich pubów, a który
znajdował się w bezpiecznej odległości od Ministerstwa Magii. Jakże by było
inaczej! Malfoy nie pokazałby się z nią blisko jej niedawnego miejsca pracy, a
w którym on również piastował urząd. Arystokrata o dziwo czuł się swobodnie w
wybranym miejscu. Oficjalny uniform w postaci idealnie skrojonego i szytego na
miarę garnituru zamienił się w zwykłą białą koszulę podwiniętą do łokci,
poluźniony krawat, a marynarka spoczywała na wolnym krześle. Sączył z
nadzwyczajnym skupieniem whisky z lodem, paląc papierosa i spoglądając od czasu
do czasu w jej kierunku. A panna Granger czuła się jak w siódmym niebie! Piąty
już dzisiejszego wieczoru cosmopolitan przyjemnie zaczął szumieć w głowie,
doprowadzając ją do stanu, w którym ostatni raz znalazła się… Nawet nie
pamiętała dnia, kiedy była równie spojona alkoholem, a Malfoy bynajmniej nie
zamierzał na tym poprzestać.
-
Wiesz co, Granger? – Spojrzała na niego lekko zamglonym, ale jeszcze trzeźwym w
miarę możliwości wzrokiem i wsparła głowę na ręce, opierając ją o wezgłowie
kanapy. – Wyglądasz dziś wyjątkowo okropnie.
-
Czyli wyglądam tak, jak zawsze. Nic nowego, Malfoy. Ty za to jesteś wypindrzony
do perfekcji rzekłabym. W końcu to bardzo ważne, kiedy jest się szefem
Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów i ubiega się o urząd Ministra.
-
Skąd wiesz, że będę startował w wyborach? – Wzruszyła jakby od niechcenia
ramionami i upiła łyk alkoholu z kieliszka, idąc w ślady siedzącego obok niej
arystokraty. Jutro będzie pluła sobie w brodę, że dała się namówić na ten
wypad, ale w końcu raz się żyje, a ona i tak nie ma już niczego do stracenia.
-
Bo jesteś taki sam, jak Potter i w życiu nie przepuściłbyś takiej okazji. –
Malfoy uśmiechnął się z przekąsem i spojrzał na nią dość sugestywnie. Hermiona
w odpowiedzi wywróciła z dezaprobatą oczami i ponownie sięgnęła po drinka,
którego wykończyła za jednym zamachem. Stuknęła następnie o brzeg naczynia, a
kelnerka zabrała je ze stołu i zapisała kolejny trunek do rachunku blondyna.
-
Rozwiń tę interesującą myśl, Granger.
-
Czy w Ministerstwie jest jeszcze jakaś dupa, nie wliczając w to mojej, która
nie została przez ciebie zaliczona? Oczywiście pomijam fakt, że jesteś takim
samym pozerem i leserem i nic tylko łazisz od imprezy do imprezy i włazisz do
dupy temu, komu trzeba, czyli przede wszystkim Kingsleyowi. – Zaśmiał się
krótko i z przekąsem, odstawiając szklankę z whisky na stoliczek. Następnie
sięgnął po leżącą obok naczynia paczkę papierosów i zapalił jednego z nich,
zaciągając się mocno dymem. Panna Granger patrzyła na to z obrzydzeniem, bowiem
zapach tytoniu przyprawiał ją o mdłości. Dlatego Malfoy palił przy niej, kiedy
tylko nadarzyła się ku temu sposobność. Oczywiście nie inaczej, dzisiejszego
wieczoru siedzieli w sali dla osób palących. Aż dziw, że przez te trzy godziny
nie pokolorowała podłogi.
-
A co ciekawe wiesz o tym tylko ty i ja. Jestem bardziej powściągliwy i dość
subtelniejszy w uwodzeniu kobiet, niż wspomniany przez ciebie Potter. Nie
porównuj mnie zatem do imitacji mężczyzny z przerośniętą samooceną. –
Roześmiała się głośno w odpowiedzi i natychmiast sięgnęła po drinka, który
postawiła przed nią kelnerka. Opróżniła połowę naczynia, ale nie przestała się
mimo wszystko śmiać. Jeszcze jeden cosmopolitan, a wróci do mieszkania na
czworaka.
-
Cóż za skromność, Malfoy! Czyli mam rozumieć, że nie będziesz się ubiegał o
fotel Ministra?
-
Tego nie powiedziałem. – Nagle jej rozbawienie zniknęło i przybrała na twarz
wyraz niezrozumienia. Przez spożyte procenty miała wrażenie, że jej umysł nie
pracuje tak jak zawsze na najwyższych obrotach.
-
Masz trzy tygodnie na przygotowanie kampanii. Kingsley może i by się do ciebie
w tym czasie przekonał bardziej, niż do Harry’ego, ale wątpię, abyś umiał
zmanipulować cały Wizengamot. Oni nie dadzą sobie wcisnąć byle kitu.
-
Dlatego byłaś zagrożeniem dla Pottera, który wiedział, że musi cię zniechęcić
do udziału w wyborach. Wybrał moim zdaniem najgłupszą ku temu formę, ale
zarazem wyjątkowo skuteczną, gdyż nie będąc już pracownikiem Ministrstwa nie
możesz kandydować na urząd najważniejszej w nim osoby. Bez wątpienia miałabyś
doskonały program wyborczy i co najważniejsze, mogłabyś w końcu przypisać sobie
wszystkie zasługi Pottera, które notabene otrzymał dzięki twej pracy. Nawet ja
wycofałbym się wtedy świadomie z tego biegu szczurów, bo Merlin jeden wie,
jakie haki znalazłabyś na mnie, Granger. Może na to nie wygląda, ale jesteś ostrą
zawodniczką, jeśli tylko się do tego przyłożysz. Szkoda zatem, że już nie
będziesz mogła pokazać pazurków, z którymi mogłabyś wybrać się w końcu do
manicurzystki, jeśli już o nich wspominamy. Doprawdy wielka szkoda, Granger. –
Monolog Malfoya rozjuszył ją jeszcze bardziej, niż wizyta w gabinecie Harry’ego,
bowiem były Ślizgon miał stuprocentową rację. Gdyby zdecydowała się na udział w
wyborach i zaczęła wyciągać na wierzch wszystkie przewinienia swojego byłego
szefa, byłaby nad nim górą i prawdopodobnie mogłaby myśleć o objęciu urzędu
Ministra. Ale Potter dokładnie o tym wszystkim wiedział i dlatego powiedział
jej, że polityka nie jest dla kobiet. Już ona mu pokarze, że została stworzona
do bycia politykiem i udowodni mu, jak bardzo się w stosunku do niej pomylił.
Myślał, że wyrzucając ją z Ministerstwa nie będzie dla niego żadnym
zagrożeniem? Oj, jak bardzo się złoty chłoptaś w swych przypuszczeniach minął z
prawdą. Nie spocznie, dopóki Potter nie dostanie za swoje, a jego kariera
polityczna nie legnie w gruzach z kretesem przysypana odłamkami własnych
kłamstw i do tego przygnieciona upadającym ego.
-
Burak, mitoman z azymutem na kasę, lansiarz, towarzyski hebel, zakompleksiony
dupowłaz, z metra cięty… - Z każdym kolejnym wyrażeniem nakręcała się coraz bardziej,
aż w końcu uśmiechnęła się z wyraźną złośliwością i zamieszała alkoholem w
trzymanym kieliszku. – Zemszczę się.
- Koniec
z piciem na dziś, Granger, bo zaczynasz coś bełkotać o zemście, a oboje dobrze
wiemy, jak to słowo do ciebie, czyli przykładnej reprezentantki domu Godryka
Gryffindora, nie pasuje. – Chwycił delikatnie za brzegi kieliszka, chcąc wyjąć
go z dłoni siedzącej obok niego kobiety, ale wtedy Hermiona opróżniła naczynie
jednym haustem i odstawiła je na stolik z głośnym hukiem. Następnie podniosła
się dość zgrabnie z zajmowanej kanapy i zabrała ze sobą torebkę, w której
umieściła wcześniej pomniejszone dwa kartony wyniesione z Ministerstwa. Wstała
może i z gracją, ale nie można było powiedzieć tego samego o dalszych próbach
wydostania się z pubu. Gdy omal nie wleciała na ścianę, Malfoy zebrał się
szybko od stolika, zostawiając odpowiednią kwotę pieniędzy z solidnym
napiwkiem, a następnie złapał pod ramiona pannę Granger i pomógł jej wyjść na
świeże powietrze. Kobieta wybuchała od czasu do czasu śmiechem, uwieszona na
jego ramieniu i było jej zupełnie obojętne, gdzie blondyn ją prowadzi. Gdy
poczuła coś miękkiego pod ręką, położyła się na tym i nawet nie zorientowała
się, kiedy zdążyła zasnąć. A obudziła się dopiero rano w przerażająco wyglądającym
pokoju pełnym srebra, czerni i bieli.
* * * * *
Od
kiedy rozpoczęła współpracę z Malfoyem dogadywała się z nim całkiem nieźle.
Oczywiście wszystko musiało jednak pozostać w granicach przyzwoitości.
Arystokrata nie zrezygnował całkiem ze złośliwych komentarzy wysyłanych pod jej
adresem, ale w przeciągu dwóch tygodni nabrali do siebie wzajemnego szacunku. Kiedy
po pamiętnym dniu zwolnienia jej z Ministerstwa obudziła się w mieszkaniu
mężczyzny była bezgranicznie wściekła. Urządziła mu karczemną awanturę, że
odważył się zabrać ją do siebie, ale po dość logicznym i pełnym sarkazmu
wytłumaczeniu Malfoya jej agresja minęła jak ręką odjął. W sumie to nie
spodziewała się po nim takiej, nazwijmy to „opieki”. Mógł przecież zostawić ją
pijaną w trupa w tym barze i po prostu odejść. A jednak tego nie zrobił, czym
zarobił punkt u panny Granger i w pewnym sensie zyskał w jej oczach. Kompletnie
jednak nie spodziewała się, że mężczyzna tak dużą wagę przywiązał do jej słów o
zemście na Harrym. Owszem, chciała mu udowodnić, że nie jest tylko i wyłącznie
jego popychadłem, i że nie on jeden ma szansę na zostanie Ministrem. Jednak
kiedy została zwolniona nie mogła pretendować do tego stanowiska. Jedyną osobą,
która mogła zaszkodzić Potterowi i odebrać mu upragniony urząd był, jak na
zrządzenie losu, Malfoy. Po długiej, wyczerpującej oraz pełnej złośliwości
dyskusji wyraziła swoją chęć pomocy mu w kampanii wyborczej. Jeszcze kilka lat
temu w życiu nie posądziłaby się o to,
że będzie w czymkolwiek pomagać zadufanemu w sobie arystokracie. Teraz jednak,
kierowana rządzą zemsty za lata upokorzeń ze strony najlepszego przyjaciela,
zgodziła się na to bez choćby najmniejszego zająknięcia. Innymi słowy zawarła
pakt z diabłem w ludzkiej skórze. Pracowała bardzo sumiennie nad programem wyborczym
Malfoya, układała strategię, wyszukiwała najgorsze brudy na temat Harry’ego. W
końcu polityka to nie piaskownica, a nieco bardziej skomplikowane pole bitewne.
Ku jej zdumieniu blondyn nie wymigiwał się od pracy. Ściągał ją do siebie
niemal co drugi dzień, aby zebrać wszystkie informacje w jedną całość i
wykorzystać je przeciwko kontrkandydatowi. Czasem nie kryła zdziwienia,
czytając wynalezione przez mężczyznę „polityczne smaczki”, które były również
bardzo ciemnymi plamami na sumieniu Pottera, jako pracownika Ministerstwa. W
głębi duszy liczyła, że Malfoy wygra te wybory, a ona będzie się mogła chełpić
zwycięstwem nad Harrym. W końcu strategia, którą miał się posłużyć arystokrata
była w dużej mierze jej zasługą i pomysłem. Z rozkoszą oświadczy to złotemu
chłopcu, gdy dowie się, że nie miał nawet w połowie tak dużego poparcia, co
blondyn.
Wyszła
z kominka znajdującego się w salonie Malfoya i od razu skrzywiła się, widząc
gęstą mgłę, która zapewne była efektem ciągłego palenia papierosów przez właściciela
mieszkania. Zakasłała dwukrotnie, a następnie oczyściła powietrze z kłębów dymu
i od razu zobaczyła arystokratę siedzącego w fotelu i piszącego coś zawzięcie.
Jak zwykle trzymał między palcami śmierdzącą używkę, której zapach przyprawiał
ją o mdłości. Sam obserwowany zaś nie podniósł na nią nawet wzroku znad
dokumentów, jednak bez wątpienia zauważył jej przybycie, gdyż odezwał się do
niej swym nonszalanckim i niemalże znudzonym głosem.
-
Wychodzę za dwie godziny, zatem nie mamy dziś zbyt wiele czasu. Zabini
organizuje u siebie popołudniowe spotkanie biznesowe, więc domyślasz się, że
święty Potter również na nim będzie. Hańbą byłoby, gdybym i ja przegapił raut
owocujący w wiele nowinek odnośnie jego osoby. Herbata ci wystygła, Granger. To
tak przy okazji. W sumie mogłaś się dziś nie fatygować, ale musiałem
porozmawiać z kimś, kogo twarz nie tęskni za rozumem, a myślenie nie powoduje
palpitacji serca i zawału. Usiądź gdzie tam sobie chcesz i bądź tak dobra i
nalej mi whisky do szklanki. Będę niepomiernie wdzięczny. – Podwinęła rękawy
cieniutkiego sweterka do łokci i wywróciła oczami podchodząc do barku, gdzie
Malfoy trzymał alkohol. Już przywykła do takich powitań, które w gruncie rzeczy
były nawet przyjemne. Harry w Ministerstwie witał ją tylko krótkim „hej”, po
którym następowało: zrób mi kawy i przynieść do mojego biura. Żadnego
„dziękuję”, czy chociażby słów wdzięczności, którymi arystokrata jednak ją
raczył. Wyczarowała zatem kilka kostek lodu, które zmaterializowały się w
kwadratowej szklance, a następnie napełniła naczynie bursztynowym alkoholem. Z
przygotowanym trunkiem usiadła wygodnie na drugim fotelu i od razu upiła z
niego łyk, rozkoszując się jego charakterystycznym smakiem. Malfoy zerknął na
nią znad dokumentów i uśmiechnął się sardonicznie.
- Alkohol
o tak wczesnej porze? Nie znałem cię od tej strony, Granger. Przy okazji nie
zakładaj więcej pudrowego różu, bo wyglądasz jak wata cukrowa, innymi słowy
potwornie. – Machinalnie zerknęła na swój sweterek, którego założenie jeszcze
pół godziny temu wydawało jej się dobrym pomysłem. Mężczyzna odłożył na
niewielki stoliczek trzymane w ręku papiery i rozsiadł się wygodnie w fotelu,
obserwując pannę Granger zaciekawionym wzrokiem.
-
Wszystko, co słodkie dla ciebie jest okropne, Malfoy. Masz coś nowego na
Pottera?
-
Nie powiedziałbym, że wszystko. Waniliowy seks co prawda to nie moja bajka, ale
od czasu do czasu trafi się jakaś marudna, która lubi dochodzić powoli i bez
szaleństwa. Jak ty na przykład, Granger. – Zachłysnęła się alkoholem i zaczęła
się momentalnie dusić oraz kaszleć. Jej rozmówca jednak pozostał obojętny na
jej spazmatyczne próby złapania oddechu i dalej kontynuował jak gdyby nigdy nic
swą wypowiedź. – Choć jakbyś odpowiednio ruszyła tyłkiem, to może i miałabyś
trochę zabawy w sypialni. Mówiąc o Potterze, jego nieziemskiej głupoty nowa
asystentka była tak dobra, że dała mi jego oświadczenie o rozliczeniu wydatków
z funduszu Ministerstwa. Domyślasz się, jak wyglądał ten świstek po
odpowiedniej modyfikacji, aby mógł trafić do Ministra. Same banały, typu: zakup
nowych piór samopiszących dla personelu.
Była jednak na tyle uczynna, że wydała mi te dokumenty przed
wykreśleniem wielu pozycji, których Kingsley nie chciałby zobaczyć, a o które
również nie posądziłby Pottera. Wiedziałaś, że przeznaczył sobie ostatnio
premię w wysokości pięciu tysięcy galeonów? To interesujące, bo ty nie
otrzymałaś nigdy żadnego dodatku do pensji, a złoty chłoptaś jakimś dziwnym
trafem wykupił sobie jedną z wysp na Karaibach niecały miesiąc temu.
-
Mówiąc bez tych słownych ozdobników, przeleciałeś jego asystentkę, aby wydała
ci te oświadczenia. – Wciąż oszołomiona aluzją Malfoya odnośnie jej zwyczajów
seksualnych wydusiła z siebie z wielkim trudem słowa, czując w gardle palące
pieczenie po zachłyśnięciu się alkoholem. Odstawiła szklankę na stoliczek i
założyła nogę na nogę, bacznie wpatrując się w blondyna. Postanowiła nie
poruszać kwestii jej życia erotycznego, do którego zdecydowanie arystokrata nie
miał prawa się wtrącać. Jej wypowiedź skwitował krótkim i dźwięcznym śmiechem,
a następnie przesunął w jej kierunku dokumenty, o których wcześniej zapewne
mówił. Wzięła je niepewnie do ręki i omal oczy nie wyszły jej na wierzch, gdy
zobaczyła, ile ministerialnych pieniędzy przepuściły palce Pottera.
- Jak
zwykle jesteś bardzo subtelna, Granger. Ale tak, to prawda. Przy okazji powiem
ci, że nie miała w sobie żadnej kreatywności. Ty nadrabiasz chociaż koronkową
bielizną, którą masz pod tą delikatnie prześwitującą sukienką lub jej imitacją,
jak kto woli. – Spąsowiała na twarzy słysząc słowa siedzącego naprzeciwko niej
mężczyzny. Już miała wygłosić długą przemowę odnośnie uprzedmiotowiania kobiet
i sprowadzania ich do roli erotycznej zabawki, gdy zamarła, widząc oświadczenie
sprzed dwóch lat. Jej premia w wysokości prawie pięciuset galeonów została
przeznaczona na najnowszy model miotły wyścigowej, którą Potter pochwalił się
dwa tygodnie później, a która wisiała w jego gabinecie dumnie eksponując swą
majestatyczność na ścianie. Rzuciła papierami na stół i podniosła się
gwałtownie z zajmowanego miejsca, kierując się w stronę kominka. Gdy miała
sięgnąć do porcelanowej wazy z proszkiem Fiuu, poczuła zaciskające się na jej
drugiej dłoni palce Malfoya. Obróciła się w jego kierunku, patrząc ni to z przestrachem,
ni to zdziwieniem.
-
Po twojej reakcji wnioskuję, iż cię uraziłem wzmianką o bieliźnie. Obiecuję, że
nie wspomnę o niej już więcej aż do końca dnia. A teraz posadź swe nawet
całkiem zgrabne cztery litery z powrotem na fotelu i powiedz mi, co ty masz
nowego na imitację czarodzieja, którego nazywamy z czystej grzeczności
Potterem.
-
Świat nie kręci się tylko i wyłącznie wokół ciebie, Malfoy. A od mojej bielizny
i jak to określiłeś, czterech liter masz się trzymać z daleka. – Wyrwała mu
dłoń z uścisku czując przeszywającą ją elektryczność i z niesamowitą jak na nią
zgrabnością usiadła na zajmowanym wcześniej fotelu, czekając aż blondyn pójdzie
w jej ślady. On natomiast ściągnął z szyi luźno zawiązany krawat i odrzucił go
w kąt, by następnie wyjąć spinki od mankietów i położyć je na komodzie. Wolała
nie myśleć, co zdejmie w dalszej kolejności, wmawiając sobie, że nie robi tego
wcale na pokaz. Utkwiła więc wzrok w leżących na stoliczku dokumentach,
jednocześnie starając się skupić na sensie własnej wypowiedzi.
- Wracając
do Harry’ego to jest coś, czego dowiedziałam się w sumie całkiem niedawno, ale
nie są to informacje w pełni potwierdzone. Ponoć w przyszłym tygodniu ma się
odbyć nieoficjalny szczyt, na którym zostaną podjęte dość istotne kwestie w
sprawie wycofania się Niemiec z Unii Świata Czarodziejów. Szczyt ma mieć
miejsce we Francji, a konkretnie w siedzibie Francuskiego Ministerstwa, a jak
ma się w wkrótce okazać przedstawiciel naszego Ministerstwa, czyli Potter nie
otrzymał jeszcze żadnej informacji na ten temat, tym samym nasze Ministerstwo
nie będzie brało udziału w obradach, co może zaważyć na naszej pozycji w Unii.
O matko z córką, Malfoy! – Tylko jeden jedyny raz odważyła się spojrzeć na
arystokratę pod sam koniec swej wypowiedzi i niemalże natychmiast odwróciła
gwałtownie głowę w drugą stronę. Draco bowiem zdążył już ściągnąć z siebie
koszulę, powiesić ją na oparciu fotela i zacząć zabierać się za ściąganie
spodni, a trafiła akurat na moment, gdy sięgał do sprzączki od paska. Zaczerwieniła
się niczym piwonia, co spotkało się z dźwięcznym śmiechem blondyna.
- Twój
ekshibicjonizm mnie przeraża, Malfoy. Mógłbyś się chociaż pohamować ze względu
na kulturę i nie zabierać się za ściąganie spodni, kiedy ja jestem w
pomieszczeniu. To dość… przykry widok dla mych oczu. – Chyba w całym swoim
życiu nie była jeszcze równie zawstydzona, co teraz. Raczej każdy czułby cień
krępacji, gdyby rozbierał się przed nim ktoś, do kogo nie żywi się większych
uczuć. To był jednak cały Malfoy. Młody bóg, który nie przejmuje się kompletnie
niczym. Mleczna, niemalże biała skóra kontrastowała bardzo wyraźnie z czarnymi
garniturowymi spodniami, które ku jej uciesze wciąż miał na sobie. Widać było,
że ćwiczenia fizyczne nie są mu obce, ale również nie przesadzał z nimi.
Mięśnie były wyeksponowane tylko wtedy, kiedy zostały napięte, tak były po
prostu elegancko zarysowane. Oczywiście nie mogła wpatrywać się w niego i
podziwiać tężyznę fizyczną, gdyż mógłby jeszcze pomyśleć, o losie!, że w jakimś
stopniu jest nim zainteresowana. Starała się zatem patrzeć wszędzie tylko nie
na wpół rozebranego arystokratę, który naprawdę zachowywał się niczym młody
bóg. A co robi w tym momencie młody bóg? Drapie się po jednodniowym zaroście,
obserwując ją z bardzo wysublimowanym uśmiechem na ustach. Odchrząknęła
nieznacznie, podnosząc się z fotela i poprawiła sweterek, który zsunął się
delikatnie w dół i obnażył jej lewe ramię. Chwyciła za leżącą na siedzeniu
niewielkich rozmiarów torebkę i nie zaszczycając go wzrokiem podeszła do
kominka, skąd dopiero dotarł do niej leniwy, miękki i delikatny niczym jedwab
głos arystokraty.
-
Nie nazwałbym go przykrym, Granger. Dowodzą tego subtelne rumieńce rozlewające
się na twych uroczych policzkach i rozwijające się niczym pąki róż, gdy
dostarczono im odrobiny światła. – Zamarła w pół kroku i zacisnęła mocniej
palce na pasku od torebki przewieszonej przez ramię. Do nozdrzy dotarł paskudny
zapach tytoniu, który zaczął panoszyć się po całym pomieszczeniu, gdyż Malfoy
zapewne nie był w stanie odmówić sobie w jej towarzystwie kolejnego papierosa.
Spojrzała na niego przez ramię i od razu uderzyła ją srebrna barwa jego
iskrzących się tęczówek. Leniwy półuśmiech rozciągał się na jego adonistycznej
twarzy dopełniając obrazu młodego boga.
-
Cokolwiek teraz powiesz i tak będzie kłamstwem, Granger, a dobrze oboje wiemy,
że kłamać nie umiesz. Poddaj się temu, że wprawiłem cię w stan błogiej lekkości
wypływającej z podniesionego napięcia w twym podbrzuszu. – Zaciągnął się pod
koniec wypowiedzi papierosem i wypuścił z ust kłęby dymu, które pognały w jej
kierunku, jakby chciały wsiąknąć w jej skórę. Chyba pierwszy raz w życiu nie
przeszkadzało jej to. Była zbyt oszołomiona słowami mężczyzny, który
uświadamiał ją, że widok rozebranego arystokraty obudził w niej tłumione przez
długie miesiące pożądanie. Przełknęła nerwowo ślinę, by następnie przygryźć
lekko dolną wargę. Zauważyła, że oczy siedzącego zaledwie dwa metry od niej
Malfoya pociemniały na ten widok, a iskierki przeobraziły się w buchające
płomienie żądzy. Musi stąd wyjść jak najprędzej.
-
Mam nadzieję, że dowiesz się na tym spotkaniu coś więcej o Harrym, niż to, ile
szklanek whisky jest w stanie pochłonąć, zanim nie zbełta się na podłogę. – Jej
wypowiedź została skwitowana nieco wrednym uśmieszkiem i kolejną porcją dymu
papierosowego. Machnęła parę razy ręką, jakby chciała ustrzec się przed płachtą
szarego paskudztwa i wrzuciła proszek Fiuu do kominka, by po chwili zniknąć
między jaskrawozielonymi płomieniami i lądując we własnym mieszkaniu. Od razu
popędziła do łazienki, gdzie ochlapała twarz zimną wodą i oparła się o
umywalkę, dysząc ciężko z zamkniętymi oczami. Przytknęła mokrą dłoń do czoła i
wypuściła głośno powietrze z ust. Malfoy był świetnym obserwatorem, a ona
naprawdę była rozpalona z kiełkującego w niej ognia pożądania.
* * * * *
Pomału
zbliżała się pierwsza w nocy, a on siedział w niewielkich rozmiarów pokoju,
sącząc smętnie whisky z lodem i paląc od czasu do czasu papierosa. Potter był
już pijany w trzy dupy i zasypywał Notta kolejną bzdetną historyjką o tym, co
zrobi, jak już zostanie Ministrem. Draco kiwał tylko dla niepoznaki głową, a co
jakiś czas prychał pogardliwie, słysząc wychodzące brednie z ust bliznowatego
chłoptasia. Jak do tej pory złote dziecię nie powiedziało nic, co mogłoby
skalać jego na pozór idealną reputację. Bawił się jak widać świetnie, co tylko
pogarszało humor Malfoya, gdyż Potter zupełnie nieświadomie rujnował jego
idealny plan wykopania go ze stołka w Ministerstwie. Zabini, jako jego
najlepszy kumpel zgodził się mu pomóc w tej intrydze. Sam nie startował w
wyborach, gdyż i tak nie miałby czasu na kampanię, a z resztą aż tak bardzo nie
kręciło go bycie najważniejszą osobą w świecie czarodziejów. Dorobił się
stanowiska szefa Departamentu Tajemnic, co w zupełności mu wystarczało, ale dokładnie
wiedział, że Draco nie poprzestanie tak łatwo w swych działaniach. Bladego
pojęcia nie miał, że w knowaniach pomaga mu Granger, ale jako oddany i w pełni
lojalny przyjaciel nie umiał mu odmówić jakiejkolwiek pomocy. Zgodził się zatem
uruchomić mugolski system monitorujący, którego zwykle nie używał, chyba że
wyjeżdżał w jakąś dłuższą delegację. Oczywiście o jego istnieniu wiedziały
tylko dwie osoby, czyli on, jako właściciel posiadłości, oraz Draco, który
uparł się, że musi otrzymać nagrania z dzisiejszego wieczoru. Nie wiedział,
jaki szwindel planuje wykręcić najlepszy kumpel, ale był pewien, że gdy wybije
dzień wyborów, Malfoy nie omieszka użyć wszelkich znanych i nieznanych mu
sposobów oraz poruszy niebo i ziemię, aby jak najbardziej dokopać Potterowi.
Dosiadł się do dość wąskiego grona nadmiernie spożywających nikotynę oraz
napoje wysokoprocentowe i przyglądał się w skupieniu prowadzonej konwersacji,
która z polityką miała niewiele wspólnego.
- Słyszałem,
że pojawiłeś się ostatnio na okładce „Czarownicy”, Potter. Czym tak zasłynąłeś,
że kopnął cię w dupę taki zaszczyt? – Harry zaśmiał się cynicznie na dźwięk
słów Notta i spojrzał na niego mętnym wzrokiem znad szklanki z Ognistą Whisky.
-
Powiedzmy, że wiedziałem, gdzie schować kij od miotły. – W pomieszczeniu
rozległ się dźwięk sugestywnych śmiechów i gwizdów, a sam wypowiadający się
skłonił się lekko w fotelu i sięgnął po kolejnego papierosa, mimo iż o brzeg
popielniczki stał oparty jeszcze jeden niedokończony. Głos zdecydował się
zabrać w tym momencie Zabini.
-
Ktoś wie, gdzie podział się Percy? – Panowie spojrzeli na swojego towarzysza,
ale odpowiedział mu znudzony Malfoy, o którym większość grona poświęcająca w
pełni swą uwagę Potterowi prawie kompletnie zapomniała.
-
Wyszedł jakąś godzinę temu, starając się zachować nienaganną twarz Starszego
Podsekretarza.
-
Jak przystało na pucybuta Kingsleya. – Tłum wybuchł gromkim śmiechem, zaś Draco
skwitował to złośliwym uśmieszkiem i sugestywnym uniesieniem lewej brwi.
Zamieszał od niechcenia alkoholem w szklance, gdy nagle usłyszał dość zalany
głos Pottera, który został bez wątpienia skierowany w jego stronę. Spojrzał na
niego od niechcenia, zachowując przy tym obojętną, lecz wciąż wyniosłą postawę
wobec rozmówcy.
-
A ty Malfoy co? Jak tam twoja kampania wyborcza? Nic mi nie wiadomo, abyś się
wycofał. – Uśmiechnął się sardonicznie i zgasił papierosa w wypełnionej po
brzeg petami popielniczce, a następnie wyciągnął się w fotelu, jakby chciał
uświadomić brunetowi, iż nawet w tym go przewyższa, co z resztą było prawdą.
Harry bowiem praktycznie leżał w zajmowanym siedzeniu, pognieciona koszula
wystawała mu ze spodni, a całego obrazu nędzy i rozpaczy dopełniał dyndający na
szyi poplamiony alkoholem krawat w odcieniu błękitu. Draco wyglądał przy nim,
jakby dopiero wyszedł spod żelazka. Idealnie wyprasowane w kant spodnie oraz
niepodatna na wszelkie zagniecenia śnieżnobiała koszula spoczywały na nim,
jakby były stworzone tylko dla jego arystokratycznego ciała. Spinki na
mankietach połyskiwały w bladym świetle kinkietów, a marynarka nawet nie miała
na sobie śladowych oznak popiołu. Potter wyglądał przy nim, niczym gówno w
proszku.
-
Sukcesywnie pnie się do przodu. Tuszę, że wlazłeś już komu trzeba do dupy i
przebiłeś się przez pasy cnoty wiecznych dziewic z Wizengamotu, że aż tak cię
to interesuje. – Wypowiedź Malfoya spotkała się z wyraźnymi dźwiękami uznania
zgromadzonych, a nieliczni z nich, jak chociażby Longbottome odważyli się na
komentarze, typu: ale cię wbił w ziemię! Potter odgarnął niesforne i posklejane
przez pot włosy z czoła, by w dalszej kolejności poprawić spadające mu z nosa
okulary.
-
Od kiedy zwolniłem Hermionę mam czystą pozycję, aby objąć stołek Ministra. Nie
jesteś dla mnie żadną konkurencją. – Draco uśmiechnął się z wyraźną kpiną i
upił łyk alkoholu ze szklanki. Wszyscy zgromadzeni w pomieszczeniu czekali na
dalszy rozwój konwersacji, która w najlepszym wypadku przeistoczy się w
potyczkę słowną.
- Bo
jesteś nadzwyczajnie głupi, Potter. Myślisz tak prostolinijnie, że nawet mój
członek w trakcie wzwodu nie jest w stanie ci dorównać. Jakbyś pomyślał chociaż
raz w swym marnym życiu wiedziałbyś, że z Granger u boku nawet najlepsza
kampania nie byłaby ci w stanie dorównać. – Czekał na wybuch wściekłości
mężczyzny, ale ten wypił do końca cały alkohol, jaki jeszcze miał w szklance i
uśmiechnął się do niego niemalże wrednie, ale mglisty wzrok zaburzał cały
obraz, który starał się stworzyć.
-
Jest tylko jeden, tyci problem, Malfoy. Otóż nasz szkolny omnibus zacząłby po
tym wszystkim podskakiwać, a ja nie mogłem pozwolić, aby dorobiła się wyższej
posady, niż moja asystentka. Poza tym, Granger nawet nie daje dupy, więc po co
miałbym brać ją do kampanii? – Zawrzało w nim, gdy mężczyzna zaczął dość
niepochlebnie wyrażać się o kasztanowłosej kobiecie. Nie wiedział, co go
tchnęło, ale zrzucił jednym machnięciem ręki szklankę z alkoholem, która
rozbiła się na ścianie, tworząc na niej finezyjne zacieki. Wbił w Pottera
wściekłe spojrzenie, a atmosfera w pomieszczeniu stała się bardzo napięta.
Blaise postanowił wkroczyć do akcji, widząc rodzącą się w blondynie
niepohamowaną żądzę mordu.
- Nie
awansowałeś jej przez te wszystkie lata tylko dlatego, że mogłaby ci
zaszkodzić? Nie wierzę, Potter, wychodzi z ciebie ślizgońska natura! – Harry
nie zwrócił jednak większej uwagi na słowa Zabiniego, a lekko zamglonym, acz
wciąż zaintrygowanym wzrokiem i dość paskudnym uśmiechem wpatrywał się w
Malfoya, paląc przy tym papierosa, jakby był oazą spokoju.
- To
i tak bez znaczenia, bo gdyby dowiedziała się, że wszystkie jej awanse i
dodatki do pensji przeznaczałem na własne udogodnienia wściekłaby się, niczym
rozjuszony hipogryf. Tak mam ją z głowy i nie jest w stanie mi zaszkodzić. –
Draco prychnął kpiąco w odpowiedzi i spojrzał na mężczyznę z pogardą. Nie miał
pojęcia, że Potter stał się taką kanalią.
-
Cóż, teraz się tego nie dowie, mam rację? To zaszkodziłoby twej nieskazitelnej
reputacji, której nie chciałbyś nadszarpnąć wiedzą o złym traktowaniu
współpracowników. A jak nowa asystentka się sprawdza w swych obowiązkach?
-
Dokładnie. Urwałaby mi fiuta, gdyby dowiedziała się, że zapomniałem przesłać
odpowiedzi do Francuskiego Ministerstwa potwierdzającej naszą obecność na
szczycie unijnym. – Zaśmiał się niemalże obrzydliwie i zatopił usta w
bursztynowym płynie, który zmaterializował się w pustej szklance. – A Holly?
Parzy paskudną kawę, ale świetnie obciąga, co wynagradza jej wszystkie
przewinienia.
-
Wyrobiłeś się, Potter. To trzeba ci przyznać. – Strzepnął niewidzialny paproch
ze spodni i założył nogę na nogę. U kogoś innego wyglądałoby to w iście
zniewieściały sposób, ale u Malfoya jedynie dodawało mu gracji i ogłady godnych
prawdziwego arystokraty. Pod tym względem nikt, a już tym bardziej Potter nie
mógł się z nim równać. Widząc, że atmosfera nieco zelżała reszta zgromadzonych pogrążyła
się w świńskich rozmowach o atrakcyjności wyposażenia pracownic Ministerstwa,
kompletnie tracąc zainteresowanie Harrym i Draconem. Pozostał im wierny jedynie
Zabini, który czuwał nad przebiegiem rozmowy, jakby zależało od tego całe jego
życie. Szybko zrozumiał, co Malfoy chce osiągnąć prowadzoną konwersacją i
starał się dalej utrzymać ją na właściwych torach, a jednocześnie nie dając
brunetowi możliwości zorientowania się, o co w zaistniałej sytuacji chodzi.
-
Będziemy mieli szczyt unijny? W jakiej właściwie sprawie? – Zwrócił się do
Harry’ego, starając się zachować pozory wyjątkowo zainteresowanego poruszonym
tematem. W gruncie rzeczy trochę był, gdyż przedstawiciele Unii Świata Czarodziejów
zbierali się wyjątkowo rzadko i tylko w nagłych wypadkach.
- Niemcy
coś tam się buntują, że chcą się odłączyć. Nie bardzo mnie to obchodzi. W
szczególności, że mnie tam nie będzie. Należy mi się wypoczynek przed objęciem
urzędu Ministra. – Blondyn wywrócił z dezaprobatą oczami i spojrzał
porozumiewawczo na Blaise’a, aby ciągnął Pottera dalej za język.
- Niemcy? A co na to Francja i Hiszpania?
-
Francuskie Ministerstwo nic nie zrobi bez nas lub bez Hiszpanów. Są jak
marionetki sterowane przez silniejszych od siebie, czyli podczepiają się do
tych, od których mogą wyłudzić jak najwięcej kasy. Francuzi to gówniany naród i
mają burdel u siebie w administracji. Poprą nasze stanowisko.
-
Ale nas przecież tam nie będzie.
-
To poprą Hiszpanów! Niemcy nie wycofają się, bo Hiszpanie na to nie pozwolą.
Tym samym my utrzymamy wszystkie zawarte między nimi umowy i wszystko będzie
działało wciąż tak samo. Proszę cię Zabini! Nawet jak Brytyjskie Ministerstwo
nie bierze udziału w obradach, to i tak wszyscy liczą się z naszym zdaniem. –
Draco słuchał wygadywanych przez Pottera bredni z niekrytym podziwem. Jak można
pieprzyć takie głupoty w tak pewny sposób?! Chyba większej bujdy na resorach
nie słyszał w całym swoim życiu, a jest przecież politykiem! Wydawało mu się
niemożliwością, aby Potter był głupszy, niż kreował się dotychczas. Jego
wypowiedź odnośnie szczytu unijnego zniwelowała jednak wszelkie wątpliwości
Dracona odnośnie poziomu jego inteligencji. Jeśli bliznowaty bohater z kupą
siana zamiast mózgu myśli, że nie uczestnicząc w zebraniu ktokolwiek będzie
liczył się ze zdaniem Brytyjskiego Ministerstwa, to jest w cholernym,
pieprzonym błędzie. Zyskał jednak dowód na potwierdzenie informacji, o których
powiedziała mu przed wyjściem Granger, a które, jeśli wypłyną, pogrążą Pottera
całkowicie, o co dokładnie mu chodziło. Uśmiechnął się do siebie w iście
szatański sposób, widząc oczami wyobraźni minę złotego dziecięcia, gdy dowie
się, że stołek Ministra przez własną głupotę i niekompetencję przeleciał mu
koło nosa.
- Z
resztą to szczyt nieoficjalny. O tym, że mnie tam nie było wszyscy dowiedzą się
już po wyborach, gdy zostanę Ministrem. Zacznij oswajać się z tym faktem,
Malfoy. Poza tym Kingsley nigdy cię nie lubił tak bardzo jak mnie. Beze mnie
jest jak bez ręki. – W salonie dało się słyszeć rechot dobiegający ze szklanki,
a który bez wątpienia należał do zalanego już w trzy dupy Pottera. Draco ruszył
sugestywnie brwiami w kierunku Zabiniego, który pstryknął palcami, a w
trzymanym przez bruneta naczyniu pojawiła się nowa porcja whisky, na widok
której zielone oczy mężczyzny błysnęły znad okularów w oznace radości.
-
Ale Ministra wybiera przecież Wizengamot, co nie, Potter? – Zabini wciskał w
Harry’ego alkohol, aby spoić go doszczętnie, a tym samym wydobyć z niego
informacje, które mogłyby pomóc Draconowi w dalszej kampanii. Nie wiedział, że
przyjaciel otrzymał ich nawet w nadmiarze, z czego w duchu cieszył się jak
szalony. Musi czym prędzej udać się z tymi nowinkami do Granger.
-
Wizengamot łajnogamot. Kingsley zrobi wszystko, co mu powiem! Jest na każde
skinienie mojego palca! To żaden problem wręczyć tym podstarzałym i
przesuszonym od braku bzykania kuternogom odpowiednią ilość pieniędzy i szepnąć
im właściwe słówko na mój temat. To banda idiotów pracujących za najniższą
średnią krajową, którzy tylko czekają, żeby nachapać się kilku knutów więcej do
pensji! – Mężczyzna czkał praktycznie co drugie słowo, a i tak większość z nich
musiał powtarzać kilka razy, gdyż zgromadzony w jego krwiobiegu alkohol nieźle
zdążył już uderzyć mu do głowy, w związku z czym Potter paplał co mu ślina na
język przyniosła, a czego nie będzie pamiętał następnego dnia. Zwieńczył swą przemowę paskudnym
rechotem, by następnie upuścić szklankę z alkoholem i najprawdopodobniej w
dalszej kolejności zasnąć. Malfoy skwitował efekty jego pracy cynicznym
uśmiechem satysfakcji, a następnie podniósł się z fotela, zapinając guzik od
marynarki i wyszedł z salonu, a w ślad za nim poszedł Zabini. Panowie spotkali
się w wyjściu z pomieszczenia, skąd baczny obiektyw kamery z pewnością nie był
w stanie ich uchwycić.
-
Masz po co przyszedłeś? – Draco uśmiechnął się jeszcze złośliwiej i poklepał
Blaise’a po ramieniu.
-
Nie inaczej. Sam się wpakował w to gówno, ja je tylko odpowiednio wykorzystam.
Teraz daj nagrania, bo trochę mi się spieszy.
-
Do kogoś konkretnie? – Blaise uniósł sugestywnie brwi i spojrzał na kumpla ze
skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej. – Czyżby talenty szkolnego omnibusa
zostały przez ciebie docenione?
-
Za dużo wypiłeś Diable. Idź po te nagrania i nie każ mi długo czekać. – Szybko
domyślił się, że kumpel nawiązał do jego nieprzemyślanego wybuchu na
niepochlebne wzmianki o Granger i wyżyciu się na kryształowej szklance z
alkoholem. Uciął temat tak szybko, jak się dało i ku jego uciesze Zabini nie
kontynuował swych dociekań. Zniknął gdzieś w odmętach domu, by wrócić po chwili
ze zminimalizowanymi płytami, które wręczył dyskretnie Draco. Blondyn
uśmiechnął się w podziękowaniu i teleportował się pod dom Granger. Zadzwonił
parę razy dzwonkiem do drzwi, ale odpowiedziało mu jedynie echo. Spojrzał na
drogi zegarek spoczywający na lewym nadgarstku i dopatrzył się na nim dość
później godziny. Kobieta najprawdopodobniej spała, ale on nie zamierzał
pozwolić jej na wypoczynek. Na zmianę pukał i dzwonił do drzwi, wołając ją
również przez uchylone okno. Po jakichś piętnastu minutach usłyszał szczęk
zamka, a po chwili wyłoniła się przed nim opatulona w granatowy szlafrok
kasztanowłosa kobieta z niewyspanym i dość poirytowanym wyrazem twarzy.
-
Malfoy do jasnej cholery, co to ma znaczyć?
-
Kultura nakazuje, abyś wpuściła mnie do środka. Nie mam zamiaru omawiać z tobą
szczegółów kampanii wyborczej na progu domu. Przy okazji zabawne kapcie,
Granger. – Wykrzywiła twarz w oznace niezrozumienia, jednak mimo wszystko
wpuściła arystokratę do domu, zamykając zaraz potem drzwi ponownie na zamek.
Gdy zmierzała za nim do salonu patrzyła w swoje różowe i puchate kapcie w
kształcie królików, które śmiały się do niej wesołymi oczkami. Nie rozumiała,
co takiego było w nich zabawnego. Weszła do niewielkich rozmiarów salonu i
dostrzegła siedzącego na kanapie Malfoya, który zdążył już ściągnąć z siebie
marynarkę, a rękawy koszuli podwinął do łokci. Nie byłaby sobą, gdyby nie
spojrzała na jego Mroczny Znak, widniejący na przedramieniu. Nie uszło to
uwadze arystokraty, który wyłapał od razu jej wzrok i przekręcił rękę,
zakrywając paskudne wspomnienia z okresu dorastania. Hermiona usiadła w drugim
końcu kanapy, podkurczając pod siebie nogi i mocniej opatulając się
szlafrokiem. Nie chciała, aby w żadnym wypadku Malfoy dostrzegł chociaż skrawek
jej koronkowej koszulki nocnej, która zdecydowanie zbyt więcej odsłaniała, niż
zakrywała.
- Nie
musisz go przede mną ukrywać. Przecież i tak go już widziałam. – Nie miała
pojęcia, co nią kierowało, że poruszyła temat Mrocznego Znaku na ciele
mężczyzny. Od razu spuściła wzrok, jakby wstydziła się swoich słów i przygryzła
nerwowo dolną wargę. – Przepraszam, nie chciałam…
-
To niezbyt chlubna część mojej przeszłości, do której nie wracam pamięcią z
uczuciem szczęścia. Lepiej, gdy nikt go nie widzi, nawet ja sam. Masz coś, aby
to ustrojstwo odtworzyć? Diabeł dał mi ten niezidentyfikowany przedmiot, ale
nie poinstruował mnie, co powinienem z nim zrobić, abyś mogła obejrzeć haniebny
wręcz występ twojego byłego szefa. – Spojrzała na trzymaną w ręku blondyna
dyskietkę i wywróciła z politowaniem oczami. Oczywiście płyta CD była nieznanym
czysto krwistemu arystokracie przedmiotem, gdyż pochodziła z mugolskiego
świata, którym mówiąc krótko Malfoy się po prostu brzydził. Wzięła ją od niego
bardzo ostrożnie, uważając aby jej palce w żaden sposób nie dotknęły blondyna.
Podeszła następnie z płytą do komody, na której stał telewizor i otworzyła ją,
aby uruchomić odtwarzacz DVD. Gdy wszystko było już gotowe usiadła z powrotem
obok Malfoya i wpatrywała się w ekran, wyczekując zachowania, które kompletnie
pogrążyłoby Harry’ego. A było tego jak się okazało bardzo dużo. Nawet Draco
spoglądał z zainteresowaniem na scenę, kiedy jeszcze go nie było w salonie, a w
której to Potter rzucał pod adresem kasztanowłosej kobiety najwymyślniejsze
obelgi, sprowadzając ją do statusu panienki do towarzystwa, gdyż jak to ujął: nie
umiała załatwić sobie awansu niewyparzoną gębą, to w burdelu idealnie by się
odnalazła. Spojrzał kątem oka na siedzącą obok niego kobietę i omal nie wierzył
własnym oczom. Hermiona Granger płakała. Z jej bursztynowych oczu wypływały
pojedyncze krople łez ściekające po bladych policzkach, zahaczając o kąciki ust
i skapując na materiał granatowego szlafroka. Na ekranie telewizora właśnie
miała miejsce scena, kiedy to oburzony zachowaniem Pottera zrzuca szklankę z
alkoholem ze stołu, a ta rozbija się na ścianie. Dostrzegł wtedy przebłysk
zdziwienia na twarzy kasztanowłosej, a jej dolna warga prawie niezauważalnie
opadła w dół. Chciał coś do niej powiedzieć, ale nie wiedział co. Z resztą
kobieta była tak pochłonięta nagraniem, że nie zwracała na niego nawet
najmniejszej uwagi. Dostrzegł, że zacisnęła ręce z wściekłości, gdy doszło do
sceny, gdzie Potter potwierdza, że nie będzie go na szczycie unijnym. Dalsza
część taśmy jedynie bardziej pogrążała jej głównego bohatera, aż film skończył
się widokiem najebanego jak patefon bruneta, który miał czelność mianować się
przyszłym Ministrem Magii. Ekran zrobił się czarny, a panna Granger po chwili pociągnęła
żałośnie nosem. Draco spojrzał na nią ponownie i zobaczył, że nie jest już w
stanie powstrzymywać łez. Płakała niczym małe dziecko, a jego coś nagle
ruszyło. Oczywiście nie zachował się jak na dżentelmena przystało i nie
przytulił jej, aby mogła w spokoju zamoczyć mu całą koszulę. Poczuł jednak
nieodpartą chęć pocieszenia jej po tym wszystkim, co musiała ujrzeć. Nie
spodziewał się, że aż tak bardzo ją to wszystko poruszy, a już tym bardziej
jego.
-
Widzisz, że nie był wart dalszej współpracy. – Przerwała mu uniesieniem ręki i
przymknęła na moment oczy. Gdy je otworzyła ujrzał zgromadzone w niej pokłady
żalu. Nie dziwił jej się w ogóle. W końcu Potter był kiedyś jej najlepszym
przyjacielem. Czuł się skonfundowany sytuacją, w której przyszło mu brać
udział. Jeszcze nigdy nie widział tak zrozpaczonej Granger, która zawsze
starała się nie dać po sobie poznać, jak bardzo jakieś słowa ją ubodły. Nawet
przy nim nigdy nie dała mu dowodu, że jego poczynania bolą ją. Tym razem było
inaczej, gdyż najlepszy niegdyś przyjaciel wbił jej nóż w plecy. Odezwała się
do niego przepełnionym rozgoryczeniem głosem, a z oczu wciąż wypływały
pojedyncze krople łez.
-
Tak mnie upokorzyć… Jak on śmiał? – Zaniosła się cicho płaczem, przytykając
dłoń do ust. Miała w nosie, że właśnie rozkleiła się przed Malfoyem. Musiała
dać wydostać się skumulowanym w niej emocjom. Jeszcze nigdy nie czuła się tak
potwornie, jak po usłyszeniu skierowanych pod jej adresem obelg. Potrafiła
znieść bardzo dużo, ale tego, co przed chwilą widziała po prostu nie była w
stanie. Czuła żal i niewysłowiony ból, że Harry miał odwagę tak ją poniżyć. To
tylko jeszcze bardziej utwierdziło ją w przekonaniu, że stał się kompletnie
innym człowiekiem. Łasym na pieniądze i żądnym władzy nieograniczonej. Poczuła
ukłucie smutku na myśl, że przyjaźniła się z kimś takim.
- Jeszcze
nikt tak bardzo mnie nie poniżył, a poniżałeś mnie wiele razy, Malfoy.
-
Ale nigdy w ten sposób, Granger. – Zaśmiała się żałośnie i przetarła ręką mokre
policzki.
-
Zabawne, że mówisz to akurat ty. Powinieneś się z nim solidaryzować. W końcu od
zawsze miałeś mnie za nic nie warty wyrzutek społeczeństwa. – Kolejne
pociągnięcie nosem i słaby uśmiech smutku. Draco otaksował zalaną łzami twarz
kasztanowłosej i nie mógł powstrzymać się przed dotknięciem jej ręki, którą
miętosiła materiał szlafroka. Hermiona spojrzała na niego zdumiona, a w oczach
pojawiły się drobne iskierki świadczące o aprobacji jego gestu. Przysunął się
do niej bliżej i przeniósł dłoń na mokry policzek, ścierając z niego pojedyncze
krople. Chyba pierwszy raz w życiu widziała na jego ustach szczery i nie mający
w sobie ani odrobinę złośliwości uśmiech. Jego miękki głos okalał ją z każdej
strony, a każde kolejne słowo poruszało znane z popołudnia palące uczucie
pożądania, rodzące się w podbrzuszu.
-
Nie solidaryzuję się z ludźmi, którzy sami pozbawili się szarych komórek, gdyż
zajmowały im za dużą ilość miejsca. A Potter to skończony idiota, skoro tak się
o tobie wyraża. Nie znam inteligentniejszej i bardziej zdeterminowanej
czarownicy, niż ty, Granger. Choć fakt, masz nieco niewyparzoną gębę, ale
uważny obserwator dostrzeże, że dodaje ci to jedynie uroku. Przestań się więc
mazać i obróć swoją słabość w zaletę. Pokaż tej marnej imitacji czarodzieja i
mężczyzny, że stać cię na więcej, niż parzenie mu kawy. Potrafisz z nim wygrać,
Granger. Ja w ciebie wierzę, a wiesz, że zazwyczaj taką aprobatę wyrażam tylko
w odniesieniu do siebie. – Obdarzyła go niewymuszonym uśmiechem i zsunęła się
prosto w jego ramiona, przylegając do niego całym ciałem. Wiedziała, że zrobiła
błąd, ale jeszcze nigdy nie usłyszała od Malfoya tylu ciepłych słów
skierowanych do niej. Zapragnęła mu za to podziękować, a jej pobudzone ciało
uznało, że wtulenie się w jego silne ramiona będzie tego najlepszą formą.
Poczuła dłonie arystokraty na plecach, które gładziły ją, niczym małe,
bezbronne dziecko. Draco zaś kątem oka patrzył na kobietę ze zdziwieniem, gdyż
nie wiedział, skąd w niej nagle taka potrzeba czułości. Ostatni raz był
zmuszony kogoś pocieszyć, gdy ojca zamknięto w Azkabanie, a tą osobą była jego
matka. Rodzina jednak to co innego, a on pierwszy raz musiał się zmierzyć z
okazaniem współczucia osobie, z którą nie łączyły go głębsze relacje. Musiał
jednak przyznać, że uczucie to nie było takie straszne, jak zawsze mu się
wydawało. Ciepłe, miękkie i drobne ciało Hermiony spoczywało w jego ramionach,
a on czuł niewyobrażalną radość z tego powodu. Było mu wygodnie, kobieta była
wyjątkowo lekka, a zapach jej skóry przyprawiał go o zawroty głowy. Pachniała
różą herbacianą, która wdzierała się do jego nozdrzy przy każdym oddechu. Nawet
nie zauważył, jak kasztanowłosa kobieta zasnęła pod wpływem jego subtelnego
dotyku wtulona w jego klatkę piersiową.
-
No pięknie. – Westchnął najciszej jak potrafił i usadowił się wygodniej na
kanapie. Nie było opcji, aby wstał i nie obudził dziewczyny, czego robić nie
chciał. Była wstrząśnięta tym, co zobaczyła i wcale jej się nie dziwił.
Potrzebowała teraz spokoju, który bez wątpienia dawał jej sen. Z ręką
obejmującą jej talię położył głowę na oparciu kanapy. Może nie była to
najwygodniejsza poza, ale z pewnością będzie miał możliwość zmrużenia choć na
chwilę oka. Spojrzał jeszcze raz na śpiącą Hermionę i delikatnie się
uśmiechnął, odgarniając jej niesforne kasztanowe loki z twarzy. Wyglądała jak
dziecko. Chyba jeszcze nigdy w jego obecności nie milczała tak długo. Malinowe
wargi były lekko rozchylone, a policzki delikatnie zaróżowione. Trzymała się go
kurczowo, jakby miał gdzieś od niej uciec, ale oddech miała bardzo spokojny, co
Draco przyjął z ulgą. Może nie obudzi się dręczona koszmarami, w których główną
rolę będzie grał ten głupi powsinoga Potter. Ostatni raz dotknął jej policzka,
by następnie poczuć, jak powieki opadają mu nieznośnie w dół.
* * * * *
Obudził
się dość wyjątkowo wypoczęty, mimo niewygodnej pozycji. Spojrzał machinalnie na
zegarek, na którym dostrzegł zbliżającą się godzinę dziewiątą i westchnął z
satysfakcją. Poruszył się nieznacznie i wtedy dostrzegł bardzo istotny
szczegół, który miał kasztanowe włosy i leżał wtulony w jego tors. Uniósł prawą
brew nieco w górę i stwierdził, że musiał zasnąć z Granger uczepioną do niego,
niczym mała małpka. Nie przeszkadzało mu to jednak w ogóle, gdyż dziewczyna
była niesamowicie lekka. Spojrzał na nią jakby od niechcenia, jednak studiował
każdy kawałek ciała z nadzwyczajną uwagą. Usta miała wykrzywione w delikatnym
uśmiechu, a brzoskwiniowa cera ładnie kontrastowała z burzą kasztanowych loków
okalających jej twarz. Dostrzegł pojedyncze piegi przy zgrabnym, lekko zadartym
ku górze nosku, który zawsze uroczo marszczyła, gdy się nad czymś głęboko
zastanawiała. Prawe ramię było kompletnie odsłonięte, gdyż szlafrok, który
miała na sobie zapewne zsunął się w trakcie nocy. Niewykluczone również, że on
sam go z niej ściągnął, obnażając tym samym dość spory fragment zdecydowanie
kuszącego ciała. Dostrzegł cieniutkie ramiączko w kremowym kolorze, które
również opadło w ślad za materiałem szlafroka. Miał idealny zatem widok na
fragment koronkowej koszulki nocnej, w którą była odziana panna Granger.
Uśmiechnął się na ten widok złośliwie i przejechał po obnażonym ramieniu
delikatnie palcami, a w ich ślad wystąpiła na skórze kobiety gęsia skórka.
Poruszyła się w jego ramionach, wtulając się w niego całym ciałem, jakby
brakowało jej ciepła. Draco jednak nie zamierzał godzić się dłużej na obraną
przez kasztanowłosą pozycję snu, a w której bez wątpienia było jej bardzo
wygodnie. Odgarnął jej włosy z twarzy, wsadzając je za ucho i pochylił się w
jej kierunku, jakby chciał jej coś wyszeptać. Mówił co prawda cicho, ale tyle
wystarczyło, aby obudzić niezadowoloną pannę Granger.
-
Granger, cna niewiasto, czy mogłabyś zabrać swój kościsty łokieć, który wrzyna
się w me arystokratyczne biodro? – Hermiona otworzyła powoli oczy, jakby
dozowała im odpowiednią dawkę światła, a na końcu spojrzała na Malfoya, który
otaksował ją srebrzystym spojrzeniem. Odsunęła się od niego jak oparzona, co
spotkało się z krótkim śmiechem arystokraty.
-
Przepadnij w odmętach, Malfoy. – Obdarzyła go nienawistnym spojrzeniem
obserwując jak podnosi się z niesamowitą gracją z kanapy i poprawia nieco
wygniecioną koszulę.
-
Słodkie. A jeszcze niedawno trzymałaś się mnie jak dziecko. Sto razy bardziej
wolałem, gdy spałaś, Granger. Mógłbym pomyśleć, że nie pałasz do mnie taką
nienawiścią, jak teraz. – Prychnęła w odpowiedzi na jego słowa niczym
rozjuszona kotka i wsparła głowę na ręce, opierając ją o kolano. Jeszcze nie
zdążyła zarejestrować, że wścibski arystokrata z przerośniętym ego ma idealny
widok na górną część jej koronkowej koszulki nocnej, gdyż szlafrok zsunął się z
jej ramion, obnażając praktycznie cały biust.
-
Nie trzeba było mnie zatem budzić. Która jest w ogóle godzina? – Machinalnie
rozejrzała się po salonie, ale zapomniała, że nie było w nim żadnego zegarka.
Jej wzrok padł na stojącego obok niej blondyna, który z wdziękiem obrócił
cholernie drogi zegarek na nadgarstku i wyartykułował wyjątkowo spokojnym
głosem odpowiedź.
-
Jakieś dziesięć po dziewiątej.
-
Że co? Malfoy ty nadęty pacanie! Zabieraj ten swój arystokratyczny tyłek z
mojego mieszkania, bo spóźnisz się zaraz do Ministerstwa! – Draco opadł z
powrotem na kanapę i wsparł głowę na ręce, przyglądając się nieco poirytowanej
dziewczynie z uśmiechem rozbawienia na ustach. Nie poprzestał jednak na samej
twarzy i już po chwili przeniósł wzrok na odsłonięte obojczyki kobiety, by
następnie zejść odrobinę niżej i poruszyć sugestywnie brwiami na widok idealnie
okrągłych piersi malujących się pod materiałem koronkowej koszulki nocnej.
Panna Granger powędrowała wzrokiem w miejsce, w które wpatrywał się arystokrata
i poczuła oblewające jej twarz rumieńce zmieszania i wściekłości. Gwałtownie
zakryła się połami szlafroka i obdarzyła go rozjuszonym spojrzeniem, co Malfoy
skwitował krótkim, acz dźwięcznym śmiechem.
-
Bezczelny cham.
-
Powinnaś wiedzieć, Granger, na co się piszesz przesiadując ze mną w jednym
pomieszczeniu w tym kusym i zdecydowanie pobudzającym wyobraźnię wdzianku. A
twa troska o mą karierę polityczną jest wprost rozczulająca. Jesteś idealnym
materiałem na przykładną żonę muszę ci powiedzieć. Choć te koronki zaburzają mi
nieco utartą wizję na twój temat. Czy nie są zbyt sprośne jak na ciebie? Z
reguły widuję cię w mało atrakcyjnych ubraniach, a szkoda, bo masz co
pokazywać, Granger. Jestem pewien, że niejeden mężczyzna obejrzałby się za
tobą, gdybyś wystawiła na światło dzienne te długie i smukłe nogi. A wracając
do Ministerstwa nie musisz tak bardzo się o mnie martwić, gdyż dziś jest sobota,
kochanie. – Ostatnie słowo niemalże przeliterował, napawając się widokiem
soczystych rumieńców na policzkach kasztanowłosej kobiety. Skwitował swoją
wypowiedź figlarnym uśmieszkiem, a oczy panny Granger pociemniały z
wściekłości. Jeszcze szczelniej opatuliła się szlafrokiem, tak aby Malfoy miał
jak najmniejszy dostęp do jej dość skąpo odzianego ciała. Niechętnie musiała
jednak przyznać, że zakochana w sobie szowinistyczna świnia dokładnie
wiedziała, jak obudzić motylki pożądania w jej podbrzuszu. Jego wzrok palił, a wspomnienie
subtelnego dotyku z nocy mocno uderzało w jej kobiecość. Podniosła się aż
nazbyt gwałtownie z zajmowanego miejsca i ruszyła w kierunku sypialni, aby móc
się przebrać i ochłonąć po słowach mężczyzny. Została zatrzymana jednak w
połowie kroku i pociągnięta z powrotem na kanapę, lądując na kolanach Malfoya z
głośnym piskiem. Od razu strzeliła go przez głowę i wbiła palec w jego dość
umięśnioną klatkę piersiową.
-
Co ty sobie do cholery wyobrażasz napalony zboczeńcu?!
-
Wierz mi lepiej na słowo, Granger, że nie chcesz wiedzieć, co właśnie sobie
wyobrażam. A jako przykładny materiał na żonę powinnaś zapytać się raczej, co
zjem na śniadanie i zaproponować mi kawy. – Sunął ręką wzdłuż jej pleców, aż
zatrzymał się na linii pośladków, na których zaciskał po kolei jeden palec po
drugim, obserwując szalejące płomienie wściekłości w bursztynowych oczach
Hermiony. Jemu samemu zaś filuterny uśmiech nie schodził z twarzy, co jedynie
potęgowało jawne rozwścieczenie w kobiecie.
-
Ty mały, szowinistyczny, podły, szatański owocu nasienia… - Wbijała palec w
pierś mężczyzny z każdym kolejnym słowem coraz mocniej, obserwując pogłębiające
się rozbawienie na ustach arystokraty. Wreszcie nie wytrzymała i zamachnęła się
ręką z zamiarem wymierzenia mu policzka. Malfoy jednak był dużo szybszy od niej
i unieruchomił jej nadgarstki zanim zdążyła pomyśleć o swej dłoni rozbijającej
się o jego twarz. W sumie nic dziwnego. W końcu lata gry w szkolnej drużynie
quidditcha i to na dodatek na pozycji szukającego nie mogły pójść tak po prostu
w niepamięć. Pochylił się w jej kierunku, aż owionął ją jego ciepły oddech
rozbijający się o płatek ucha, co rozpaliło ją niemalże do czerwoności, a
bijące od niej gorąco można było porównywać z żarem pieca hutniczego.
- Spróbuj
uderzyć mnie jeszcze raz, a powykręcam ci te kaprawe palce tak, że nie będziesz
w stanie utrzymać nawet kartki, kochanie. – Wysyczał do niej ostatnie słowo,
które gdyby nie należało do Malfoya, odebrałaby jako wyrafinowaną formę
pieszczoty. Zmrużyła gniewnie oczy, patrząc się wyzywająco w jego stalowe
tęczówki i spróbowała się wyrwać. Nie było zaskoczeniem, że mężczyzna był od
niej dużo silniejszy i w ułamku sekundy przygwoździł ją do kanapy,
unieruchamiając jej ręce nad głową, a kolanem rozsunął jej nogi, tak że miał ją
rozciągniętą przed sobą w całej okazałości. Spazmatycznie łapała każdy oddech,
jakby miał być ostatnim w jej życiu, a ostatnie, co zdążyła zarejestrować to
delikatnie napierające i masujące subtelnie jej kobiecość przez cienki materiał
koronkowych majtek kolano arystokraty. Ciało kompletnie odmówiło jej
posłuszeństwa, poddając się każdemu dotykowi blondyna i reagując na jego
pieszczoty niepożądanymi reakcjami. Przez jedwabną koszulkę nocną widać było
jej uniesione piersi oraz coraz śmielej wychylające się ku górze sutki.
Zamarła, gdy twarz Malfoya znalazła się dosłownie milimetry od niej i nie
wyglądało, aby miał zaprzestać swoich poczynań. Już mu się nie wyrywała, co
arystokrata skwitował odrobinę wrednym uśmieszkiem i poluźnił palce trzymające
jej nadgarstki nad głową. Z uwielbieniem wpatrywał się w dzieło, którego był
sprawcą, a mianowicie upadający kręgosłup moralny wiecznie sztywnej i
napuszonej dziewczyny, która reagowała na każdy jego najdrobniejszy gest. Jej
oczy, tak niedawno pałające ku niemu żądzą mordu, stały się teraz zamglone, a
rozszerzone źrenice przysłoniły niemalże całą powierzchnię tęczówek. Oddychała
bardzo niespokojnie, a rozchylone pełne wargi same prosiły się, aby zatopić w
nich usta. Przesunął wzrokiem po pobudzonym ciele byłej Gryfonki i musiał
przyznać, że naprawdę była niesamowicie piękną kobietą. Nie miała nie wiadomo
jak wielkich piersi czy pośladków, ale przy ogólnych proporcjach były wprost
idealne. Szczupła talia, która zawsze pozostawała ukryta pod za szerokimi
ubraniami nagle wydała mu się tak wąska, że bez trudu mógłby ją objąć rękami. I
oczywiście nogi. Aspekt, na który Malfoy zawsze zwracał uwagę. Hermiona nie
była jakoś pokaźnie wysoką osóbką. Przy jego prawie dwóch metrach wyglądała
przy nim niemalże jak krasnoludek. Wszystko to jednak wynagradzały jej długie,
smukłe i delikatnie opalone nogi, które oczami wyobraźni widział, jak obejmują
go za biodra. Widział miliardy kobiet w swoim życiu i równie dużą liczbę gościł
w swoim łóżku, ale żadna z nich nie miała tak zgrabnych i niesamowicie
seksownych nóg, co Granger. Zastanawiał się, czy wystarczyłoby mu nocy, gdyby
zaczął całować całą ich powierzchnię, aby na końcu dostać się do kwiatu
niewinności, z którego spijałby słodki nektar kobiecości. Puścił jej nadgarstki
i położył dłoń na jej biodrze, starając się być jak najmniej nachalny. Ku jego
uciesze, Hermiona nie wyrwała się mu, a nawet chyba nie zauważyła, że jej ręce
zostały wyswobodzone. Pochylił się jeszcze bardziej w kierunku jej ust i wtedy
poczuł, jak całe ciało kobiety spina się, a oddech stał się jeszcze szybszy,
niż do tej pory. Jak przez mgłę doszedł do niego jej cichy głos, który z trudem
wydobywał się z gardła.
-
Nie… Nie zrobisz tego. – Srebrny błysk pożądania rozbłysnął w jego oczach, a
usta ułożyły się w lubieżnym uśmiechu. Wiedziała, że Malfoy jest zdolny do
wszystkiego, a najgorzej było mu powiedzieć, że czegoś nie zrobi. Próbowała się
ratować tłumaczeniami, że powiedziała to, aby chronić siebie, ale prawda była
taka, że zrobiła to zupełnie świadomie, nie mogąc doczekać się idealnie
wykrojonych warg arystokraty opadających na jej i doprowadzających ją na kraj
załamania emocjonalnego. Wpuściła głośno powietrze do płuc i wygięła się w
delikatny łuk, gdy kolano blondyna mocniej na nią naparło. Nie było to ani
trochę bolesne, a miała wrażenie, że zaraz zacznie się rozpuszczać pod wpływem
bijącego od niego żaru.
- Mała,
głupiutka Hermiona. Sama dokładnie wiesz, że nie ma rzeczy, której nie byłbym w
stanie nie zrobić. – Zacisnął mocniej palce na jej biodrze, a drugą rękę
położył na rozpalonym policzku, stwierdzając z satysfakcją, że panna Granger
objęła go za szyję i przyciągnęła ku sobie z nadzwyczajną stanowczością.
Uśmiechnął się do niej wyjątkowo złośliwie i oblizał spierzchnięte wargi. To
podziałało na kasztanowłosą kobietę, jak płachta na byka podczas korridy.
Przywarła do niego całym ciałem i z rozkoszą poddawała się kolejnym pocałunkom,
którymi obdarzał ją arystokrata. W całym swoim życiu nie całowała tak słodkich
warg, jak Dracona. Miażdżył jej usta swoimi, nacierał z nadzwyczajną agresją,
by po chwili ssać je bez opamiętania i masować podniebienie niesamowicie
giętkim i sprawnym językiem. Tyle sprzeczności, ile odkryła za sprawą tegoż
pocałunku w Malfoyu chyba nie spodziewała się nigdy. Zawsze stwarzał pozory
oziębłego, zadufanego w sobie dupka, zepsutego do szpiku kości cynicznego
szowinistę, a nagle wydał jej się niesamowicie namiętny, delikatny, traktujący
ją niemalże z nabożnością, tak niepodobną do znanego jej dotychczas arystokraty,
że zapragnęła chłonąć tę jego przemianę całym ciałem. Ta maska obojętności i
pogardy, którą zawsze nosił została odrzucona w kąt, a ona chciała schować ją
przed nim na zawsze, aby już nigdy więcej jej na siebie nie włożył. Cichy i
dość nieśmiały głosik rozsądku zaczął nagle do niej szeptać, że to, o czym w
tym momencie marzy nigdy nie będzie miało miejsca i powinna czym prędzej
przerwać to zgubne uniesienie pożądania, którym się kierowali, bo będzie tego
wszystkiego bardzo w życiu żałować. Ale ona nie słuchała i oddała kolejny
pocałunek, którym obdarzył ją arystokrata. Wiła się pod nim jak w agonii, a on
nie robił nic, aby ulżyć jej rozpalonym zmysłom, co niesamowicie ją
denerwowało, a czego postanowiła dać wyraz niepocieszenia.
-
Ma… - Arystokrata zszedł pocałunkami niżej i sunął teraz wzdłuż jej szyi,
zostawiając na niej mokre ślady. – Draco… ja…
-
Zrób to jeszcze raz. – Spojrzała na niego zamglonymi oczami, lecz wyraźnie dało
się nich dostrzec niezrozumienie.
-
Co?
-
Powiedz moje imię. – Niebezpieczne błyski padające z jego srebrnych oczu nagle
przywróciły ją do brutalnej rzeczywistości. Odepchnęła go niezbyt kurtuazyjnie
i wyswobodziła się spod jego ciała, zawiązując mocniej poły szlafroka. Rzuciła
mu jeszcze pełne nienawiści spojrzenie, zanim zniknęła za drzwiami sypialni.
Blondyn w przeciągu tych kilku sekund doprowadził się do kompletnego porządku i
spoglądał na nią ni to znudzonym, ni rozbawionym wzrokiem. Świetnie! Prawie przespałam się z tlenioną tchórzofretką!
-
W najgorszych koszmarach, Malfoy. – Obróciła się na pięcie i ostentacyjnie
trzasnęła drzwiami od sypialni, co arystokrata skwitował krótkim śmiechem.
Zapragnęła nagle kopnąć z całej sił stojące pod ścianą łóżko, ale powstrzymała
się w ostatniej chwili, jakby przeczuwała, że z jej nieporadnością w najlepszej
możliwości złamie sobie palec, a w najgorszej całą nogę. Wściekła niczym osa
popędziła w kierunku szafy, skąd zaczęła wyciągać ubrania na oślep. Niedługo
potem praktycznie cała jej garderoba leżała na podłodze i na łóżku, a ona
siedziała pośrodku tego bałaganu, przekładając kolejne bluzki z miejsca na
miejsce. Nagle zastygła w bezruchu, gdy spojrzała na swoje odbicie w wielkim
lustrze wiszącym na szafie i omal oczy nie wyszły jej na wierzch, gdy
dostrzegła na obojczyku niemałych rozmiarów zaczerwienienie, które z pewnością nie
powstało poprzez głupią zabawę w przytykanie rury od odkurzacza do skóry.
-
Co za… - Nie znała dość obraźliwych słów, aby wyrazić swą dezaprobatę w stosunku
do czynu Malfoya. Co on do cholery miał piętnaście lat, że znaczył ją
malinkami?! – Pożałuje, że się urodził. Skończone bydle.
* * * * *
Wyszła
z sypialni niemalże na palcach, starając się robić jak najmniej hałasu.
Sądziła, że w przeciągu tych dwudziestu minut Malfoy zdążył już opuścić jej
mieszkanie, ewentualnie zostawiając jej jakiś krótki liścik odnośnie
przyniesionych w nocy nagrań. Na samo wspomnienie Harry’ego, który wyrażał się
o niej jak o skończonej szmacie ponownie zawrzało jej z wściekłości. Zacisnęła
nieświadomie ręce w pięści o spojrzała w kierunku kanapy, na której jeszcze
niedawno całowała się z arystokratą. Jej wzrok machinalnie spoczął na
obojczyku, na którym rozlewała się dość pokaźnych rozmiarów malinka. Zapłaci
jej za to. Naciągnęła materiał cieniutkiego swetra z przedłużanym tyłem i
usiadła na sofie, podkurczając nogi pod samą brodę i zagryzając delikatnie
dolną wargę. Spięła się machinalnie, gdy wyczuła, że wciąż nie jest sama w
mieszkaniu, a jej wzrok powędrował w kierunku drzwi od kuchni, z której właśnie
wychodził obiekt jej rozmyślań z dwoma kubkami parującej cieczy. Postawił jeden
z nich przed nią, a z drugim usiadł wygodnie na kanapie obok niej. Odsunęła się
od niego kawałek i skrzyżowała ręce na piersiach. Oczywiście Malfoy zachowywał
się, jakby nic się nie stało i zdążył już przywdziać na twarz tak dobrze jej
znaną maskę obojętności i szyderstwa. Odezwał się do niej swym aksamitnym
głosem, od którego czuła, jak miękną jej nogi.
-
Już myślałem, że powiesiłaś się na pasku od spodni, Granger. Dobrze, że
przełożyłaś jednak swoje plany samobójcze na wieczór i zdecydowałaś się w końcu
wyjść. Nie chciałbym wywarzać tych tanich drzwi i naciągać cię na koszty ich
wymiany. Przy okazji pijesz wyjątkowo paskudną kawę, co nie powinno mnie za
bardzo dziwić. Odnośnie herbat zaś masz wyjątkowo zbliżony gust do mojego, więc
nie obrazisz się, jak ci powiem, iż pozwoliłem sobie zrobić nam po jednej. –
Upił łyk gorącego napoju z kubka, kompletnie nie zwracając przy tym na nią
uwagi. Kasztanowłosa zaś patrzyła na niego kątem oka, a prawa powieka drgała
jej prawie niezauważalnie w przypływie irytacji. Odezwała się do niego
ociekającym jadem głosem, ale nawet to nie zrobiło na bezczelnym gnojku
wrażenia.
-
Ależ jasne. Czuj się jak u siebie.
-
Kusząca propozycja, ale jestem raczej przyzwyczajony do spływającego po
ścianach obrzydliwego bogactwa, nie zaś do plebejskich bibelotów, którymi
raczysz się otaczać. Nie patrz na mnie jak wygłodniała harpia, gdyż zawsze
cenisz sobie szczerość z tego, co mi wiadomo, a ja nie robię niczego innego,
jak wyrażam swą subiektywną opinię odnośnie umeblowania twego mieszkania. A
teraz przejdziemy do konkretów mojej wizyty, jeśli pozwolisz. – Prychnęła w
odpowiedzi, niczym rozjuszona kotka i sięgnęła dość nieporadnie po kubek z
herbatą, który postawił przed nią Malfoy. Upiła łyk parującej cieczy i omal nie
zaklęła z wściekłości. Cholerny dupek dokładnie wiedział, jaki czas parzenia
jej odpowiada, aby napój miał perfekcyjny dla niej smak. I jeszcze wsypał
płaską łyżeczkę cukru, której nigdy sobie nie odmówiła. Ani ziarenka więcej!
-
Jakżeby inaczej. – Po twarzy Draco przebiegł cień szyderczego uśmiechu
satysfakcji i rozłożył przed Hermioną potrzebne im dokumenty, które odnalazł w
jej mieszkaniu. Podał jej jeden z nich i zaczął od razu mówić, jednak panna
Granger w ogóle nie była zainteresowana jego słowami.
-
Nasz niewyobrażalnie głupi szef Departamentu Międzynarodowej Współpracy
Czarodziejów potwierdził wczoraj twoje obawy odnośnie jego nieobecności na
zbliżającym się szczycie unijnym. Dokładnie wiesz, jakie to będzie miało
katastrofalne skutki dla naszego Ministerstwa, a o których Potter, z łaski
bożej samozwaniec ministerialny, raczył najwidoczniej zapomnieć. Hiszpanie
tylko czekają, aż Niemcy odłączą się od Unii Świata Czarodziejów, gdyż wtedy
zostaną umorzone ich wszystkie długi i zaciągnięte pożyczki, których nawiasem
mówiąc jest niewyobrażalnie wiele. Francuzi zatem poprą ich stanowisko, a bez
naszego Ministerstwa zostaną zaprzepaszczone wszystkie dotychczasowe zawarte
umowy i regulacje, a bez Niemców, jesteśmy na arenie politycznej jak bez jednej
ręki. Nie muszę ci z resztą tego tłumaczyć, bo zapewne wiesz to bardzo dobrze. –
Obdarzył ją na koniec cynicznym uśmieszkiem, a Hermiona odwzajemniła mu się
równie obrzydliwym, co jego. – Pozostaje zatem bardzo ważna kwestia, jak do
tego wszystkiego nie dopuścić. Słucham twych propozycji, Granger, bo ty
przecież zawsze wszystko wiesz najlepiej.
-
Te twoje szpile jakoś nie robią na mnie specjalnego wrażenia, więc daruj sobie,
Malfoy. A jeśli chodzi o ten cały szczyt to proponuję zwrócić się z tym do
Percy’ego. Sam pracował bardzo długo w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów,
zatem powinien wiedzieć, co należy zrobić.
- Tylko
mówiąc o wszystkim najbardziej rozgarniętej latorośli klanu rudych wielbicieli mugoli
będziemy musieli mu wytłumaczyć, skąd o wszystkim wiemy. – Panna Granger
wybuchła śmiechem na dźwięk słów arystokraty i spojrzała na niego z jawnym
rozbawieniem. Miała dość tej perfekcyjnie odgrywanej przez Draco scenki, gdzie
chwytał się wszystkich możliwych sposobów, aby nie poruszyć kwestii ich
pocałunku, a tym samym wyprowadzić ją z ledwie odzyskanej równowagi
psychicznej.
- My?
O nie, Malfoy. Nie ma żadnego my, nigdy nie było nas, a na dodatek beze mnie
nie powiedziałbyś nawet ja. To twoja kampania, więc to ty będziesz się
tłumaczył zarówno przed Percym, jak i przed Wizengamotem za tydzień. –
Spojrzała na niego z wyraźną satysfakcją, którą czerpała z wypowiedzianych
słów. Oczywiście jej stan upojenia minął tak szybko jak się pojawił, gdyż Malfoy
pozostał niewzruszony jej postawą, a nawet wydawało jej się, że jej zachowanie
lekko go rozbawiło. Piekielny dupek.
- Nie
boli cię przypadkiem nos, co Granger? – Zerknęła na niego z niezrozumieniem, co
zostało jej wynagrodzone szerszym, sarkastycznym uśmiechem na ustach blondyna,
aż zapragnęła strzelić go w ten pusty, platynowy łeb, aby skręcił sobie w końcu
kark. Tylko Malfoy był podły i oziębły do tego stopnia, że potrafił stwarzać
pozory, iż nie ma bladego pojęcia o tym, co się działo niedawno na kanapie, na
której obecnie siedzą. – Pamiętaj, że po dzisiejszym poranku już nigdy nie
zadrzesz go tak wysoko, jak zazwyczaj.
-
Jesteś najbardziej bezczelnym, aroganckim, impertynenckim dupkiem…
- Zanim
popuścisz dalszą wodzę fantazji względem uwielbienia mej osoby chcę wiedzieć,
czy…
-
Czy co?! – Przerwała mu niemalże krzykiem, patrząc się wściekle w jego srebrne
oczy. Wargi miała zaciśnięte niemalże do krwi, a jego beznamiętny wyraz twarzy
potęgował w niej zgromadzoną furię. – Czy aż tak bardzo nam mnie podziałałeś,
że żałuję, że nie doszło do czegoś więcej?! Czy wkurza mnie fakt, iż
zachowujesz się, jakby nie miało to dla ciebie żadnego znaczenia?! Czy podoba
mi się, że naznaczyłeś mnie jak kolejną zdobycz na szyi, a ja przez kolejny tydzień
będę musiała to ukrywać?! Czy jakbyś nie był tak bardzo zapatrzonym w siebie
egoistą, to zdjęłabym przed tobą wykrochmalone do perfekcji majtki, a potem wręczyła
ci je w ramach podziękowania?! Tak, Malfoy! Możesz być z siebie kurwa
zadowolony! W końcu łączy nas tylko i wyłącznie twoja pieprzona kampania.
-
Chciałem wiedzieć, czy smakuje ci herbata, ale dowiedziałem się znacznie
więcej, niż mógłbym przypuszczać. – Wydała z siebie zduszony jęk i rzuciła w
niego poduszką, leżącą w rogu kanapy. Jego obojętność bolała ją na wskroś i nie
potrafiła tego przed nim ukryć. Podkuliła kolana pod samą brodę i schowała
między nimi twarz. Czuła się bezsilna i nie miała ochoty z tym walczyć.
Odezwała się do niego zduszonym, acz wciąż przesiąkniętym złością i
rozgoryczeniem głosem.
-
Jest cholernie idealna. Tak samo jak ty. – Poczuła, jak Draco podnosi się z
kanapy, a po chwili usłyszała dźwięk odstawianego kubka na blat niewielkiego
stoliczka. Przez ten cały czas nie spojrzała na niego ani razu. Nawet wtedy,
gdy złożył na jej włosach czuły pocałunek i mówił tym swoim aksamitnym niczym
jedwab głosem, powodując przyspieszone bicie serca w klatce piersiowej.
-
Cieszy mnie to, Granger. Mam nadzieję, że pojawisz się w dniu wyborów, aby
zobaczyć, jak Potter wylatuje z Ministerstwa. Oczywiście nie przyznam się, że
potrzebuję twojego wsparcia i bliskości twej osoby. Przemyśl to i do zobaczenia
w przyszłym tygodniu, kochanie. – Następnie usłyszała szczęk zamka od drzwi, a
gdy uniosła głowę już go przy niej nie było. Miała ochotę wybuchnąć gorzkim
śmiechem na jego słowa. Zawsze jest perfekcyjny w każdym calu. Nie byłby sobą,
gdyby przyznał się, że ich pocałunek wywarł na nim jakikolwiek wpływ. W końcu kłamie idealnie, jak na każdego polityka przystało. A jednak
w tych kilku zdaniach poczuła jego zmianę. Bolesną zmianę, po której mimo wszystko
czuła się zdecydowanie lepiej.
* * * * *
W
całym Ministerstwie Magii huczało od rana o zbliżającym się starciu gigantów
politycznych, czyli Pottera i Malfoya przy mównicy Wizengamotu. O kampanii tego
pierwszego wiadomo było praktycznie wszystko, zaś o programie drugiego
praktycznie nic. Wśród pracowników krążyły również plotki, jakoby dziedzic
fortuny Lucjusza wycofał się z udziały w wyborach. Wszelkie domysły zostały
rozwiane, gdy wybiła godzina 10.00, a drzwi od sali, gdzie zbierali się przedstawiciele
Wizengamotu zostały zamknięte i ogłoszono ciszę wyborczą. Po jednej stronie
komnaty stał głupkowato uśmiechający się Harry z pojedynczymi egzemplarzami
dokumentów, które miały mu posłużyć jako pomoc w trakcie wygłaszania przemowy,
a po drugiej stał niedający niczego po sobie poznać Draco, który co jakiś czas
rzucał ciekawskie spojrzenie na zgromadzonych na sali czarodziejów. Do ostatniej
sekundy liczył, że Granger się pojawi, ale nigdzie nie dostrzegł jej
kasztanowych loków i promiennego uśmiechu, którym wspierałaby go w trakcie
wygłaszania proklamacji. Spiął się w sobie ledwo zauważalnie i czekał, aż
zostanie poproszony do mównicy przez podstarzałą przewodniczącą zgromadzeniu
czarownicę. Słuchał dość uważnie przemowy Pottera, nie starając się nawet ukryć
uśmieszku drwiny i pogardy, który widniał na jego twarzy. Tak jak przypuszczała
Hermiona, bliznowaty wyciągał jedynie fakty z jego przeszłości, takie jak, że
jest synem śmierciożercy, że sam nim kiedyś był, że działał na niekorzyść prawa
za czasów Voldemorta, no i oczywiście, że bardzo długo stał po jego stronie. Z
taką taktyką Potter mógł wiele zdziałać trzy lata temu. Teraz jego słowa odbijały
się głuchym echem o ściany sali nie pozostawiając za sobą żadnego większego
wydźwięku. Nie omieszkał pochwalić się swoimi bohaterskimi czynami dla świata
czarodziejów, jak oczywiście również faktem, iż pokonał Czarnego Pana, po
którego stronie stał Malfoy, co zaznaczał niemalże co drugie zdanie. Zerknął w
kierunku głównego trybunału i omal nie parsknął śmiechem widząc starszego czarodzieja
wspierającego głowę na ręce i obserwującego Pottera zza wpółprzymkniętych
powiek, jakby całe jego oratoryjne pieprzenie głupot w ogóle nie robiło na nim
żadnego wrażenia. Sprawdził jeszcze raz, czy ma ze sobą nagranie z wieczorku
towarzyskiego u Zabiniego i wtedy jego wzrok powędrował na resztę zgromadzonych
czarodziei oraz innych współpracowników Ministerstwa. Shacklebolt był
oczywiście obecny i z wielkim zafascynowaniem wsłuchiwał się w słowa złotego
dziecięcia stojącego przy mównicy. Jego uwagę jednak zwróciły długie platynowe
włosy zebrane w koński ogon jednego z czarodziejów zajmujących miejsce niemalże
na w najodleglejszym kącie sali. Zaschło mu w gardle, gdy zobaczył swojego
ojca. Nie spodziewał się, że przyjdzie na wybory. W najśmielszych snach nie
pomyślałby, że jest tutaj po to, aby go wspierać, jednakże jego obecność
dodawała mu animuszu, aby jak najlepiej wypaść w trakcie przemówienia. Gdy ich
oczy się ze sobą skrzyżowały dostrzegł przepływający po twarzy ojca cień
bladego uśmiechu. Oznaczało to, że Lucjusz już jest dumny z faktu, iż jego
jedyny syn znalazł się wśród kandydatów na stanowisko Ministra Magii.
Uśmiechnął się do niego ledwo zauważalnie i wtedy usłyszał głos dobiegający z
jego prawej strony.
-
Panie Malfoy czy jest pan gotowy? – Spojrzał na starszą czarownicę zerkającą na
niego zza okularów i obdarzył ją najbardziej uwodzicielskim uśmiechem na jaki
było go tylko stać. Dostrzegł na wysuszonych policzkach kobiety drobne zaróżowienia,
a następnie zakasłała parę razy, wskazując mu w dalszej kolejności miejsce przy
mównicy. Stanął przy niej i obrzucił wszystkich obecnych na sali beznamiętnym
wzrokiem, lecz także jakby z odrobiną wyższości. Poluzował zawiązany zbyt
ciasno jak na niego krawat i ostatni raz spojrzał w kierunku drzwi wejściowych.
Wyobraził sobie uśmiechającą się do niego promiennie Hermionę, wołającą do
niego bezgłośnie: wierzę w ciebie! Było to jednak zbyt wyimaginowane marzenie,
aby mogło być prawdziwe. Obiecał jednak, że pogrąży Pottera w czarnej dziurze i
zapłaci za wyrządzone dziewczynie krzywdy, a Malfoyowie zawsze dotrzymują
danego słowa. Z tą myślą i nieco sardonicznym uśmieszkiem rozpoczął
przygotowaną we współpracy z Hermioną przemowę i z triumfem obserwował rodzące
się na twarzy jego kontrkandydata zszokowanie, aż w końcu Potter był blady jak
ściana. Obraz nędzy i rozpaczy.
* * * * *
Nie
chciała tu przychodzić. W ogóle nie powinno jej tu być. To dlaczego siedzi jak
na szpilkach przed wejściem na salę obrad Wizengamotu i czeka, aż te przeklęte
przemowy dwóch najbardziej upartych czarodziejów na świecie w końcu się
skończą? Właściwie to czekała tylko na jednego z nich. Arystokratę o srebrnych
niczym księżyc w pełni oczach, wykrojonych przez najlepszego stwórcę miękkich
wargach i ciele wykutym w marmurze przez znakomitego rzeźbiarza. Nie miała
odwagi wejść do środka. Bała się tego, co może ją tam spotkać, gdy Draco
zacznie atakować Harry’ego niedającymi się podważyć argumentami, w których
wiele dotyczyło jej osoby. Potter byłby bezapelacyjnie wściekły i Merlin jeden
wie, do czego mógłby się posunąć. Wolała zostać przed drzwiami i obserwować
cały przebieg proklamacji wyborczych w misach, które przekazywały dokładny
obraz z sali Wizengamotu. Serce jej załomotało w piersi dwa raz mocniej, gdy
Malfoy podszedł w końcu do mównicy. Zauważyła już wcześniej, że szukał jej
wzrokiem wśród zgromadzonych i jaką nietęgą miał minę, gdy za każdym razem jej
nie dostrzegał. Wsłuchiwała się w słowa jego przemowy i nie mogła przestać się
uśmiechać do jego odbicia w misie z wodą. Był tak pewny swoich słów, mówił ze
stoickim spokojem, zmieniając jego barwę w tych momentach, kiedy musiał coś
mocniej zaznaczyć. Jego ruchy, każdy najmniejszy gest, były wypracowane do
perfekcji. Nawet jeśli kłamał, to nikt nie byłby w stanie mu tego zarzucić, bo
robił to po prostu znakomicie. Parę razy udało jej się dostrzec bladą jak u
trupa twarz Harry’ego, który wbijał się z każdym kolejnym zdaniem coraz
bardziej w zajmowane miejsce, nerwowo spoglądając na wyraźnie zszokowanego
obecnego wciąż Ministra Magii. Spięła się, gdy przewodnicząca Wizengamotu
dopuściła nagranie Malfoya i obserwowała niedowierzanie na twarzach wszystkich
obecnych. Zachowanie Pottera było wprost skandaliczne, a jeden z członków
trybunału zażądał nawet, aby wstrzymać projekcję, gdyż słowa szefa Departamentu
Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów uwłaczają jego stanowisku i bezczeszczą
jego dobre imię. To zatrzymania nagrania jednak nie doszło i wszyscy mogli
patrzeć na zalanego pod koniec niczym messerschmitt Harry’ego, który teraz
kipiał wprost z wściekłości i słał spojrzenia pełne chęci mordu ku Malfoyowi.
Arystokrata jednak jak na niego przystało spoglądał na niego z wyższością i
wyraźną satysfakcją z otrzymanego efektu. Kiedy zaś skończył swoją przemowę,
ukłonił się z gracją na mównicy i przewodnicząca Wizengamotu zarządziła przerwę
wyborczą, po której to zostaną ogłoszone wyniki głosowania. Nie podlegało
żadnym wątpliwościom, kto obejmie urząd Ministra Magii. Uśmiechnęła się jeszcze
ciepło, gdy dostrzegła Kingsleya wymijającego bez słowa Harry’ego i
gratulującego Draconowi jego wystąpienia. Chwilę potem drzwi do sali obrad
otwarły się z głośnym hukiem i dostrzegła wściekłą postać Pottera, który gdy
tylko ją zobaczył zaczął kroczyć ku niej z uniesionym ku górze palcem
wskazującym i szaleńczą furią w zielonych oczach.
-
Ty! Jak śmiałaś mi to zrobić?! Po tych wszystkich latach przyjaźni?! Jak mogłaś
mi to zrobić Hermiono?! – Złapał ją agresywnie za ramiona i zaczął nią tarmosić
jakby był opętany. – Wiedziałaś, ile to stanowisko dla mnie znaczy! Jak mogłaś
być tak bezczelna po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem?! Ile ci ten
parszywy gnojek zapłaci, że mu to wszystko powiedziałaś?!
-
Harry puść mnie! – Chciała mu się wyrwać, ale Potter zachowywał się jakby był w
amoku. W tym momencie bała się go oraz tego, że zacznie ją dusić na posadzce
Ministerstwa.
-
No jasne! Zerżnął cię jak kolejną szmatę i wyśpiewałaś mu wszystko co do joty!
Zapłacisz mi za to, bo jesteś tylko nic niewartą, plugawą…
-
Potter! – Po korytarzu rozbrzmiał lodowaty głos Lucjusza Malfoya, a obok którego
kroczył z nienaturalnie stoickim spokojem Draco. Wewnątrz jednak gotował się z
wściekłości i chciał przetrącić mężczyźnie kark, że odważył się położyć ręce na
ciele Hermiony. Zdumiony lecz wciąż szalejący z furii Harry odwrócił się w
kierunku dwóch czarodziei i pchnął kasztanowłosą dziewczynę przed siebie, i
gdyby nie młody Malfoy z pewnością rozbiłaby sobie nos i kolana o posadzkę.
Lucjusz natomiast stanął przed brunetem patrząc na niego z pogardą, a
jednocześnie na jego ustach czaił się filuterny uśmieszek, który odziedziczył
po nim jego syn.
-
Jak śmiesz wyrażać się w ten sposób o moim synu, a już niedługo Ministrze
Magii? – Harry przełknął nerwowo ślinę i rzucił w kierunku Dracona nienawistne
spojrzenie, by po chwili przenieść je na starszego Malfoya. Jego reputacja i
tak już została zrównana z ziemią, więc nie obchodziło go, że gapi się na niego
praktycznie całe Ministerstwo, a w tym Kingsley Shacklebolt, który pokładał w
nim tak wielkie nadzieje.
- Matka
nie nauczyła cię, jak rozmawiać ze starszymi i lepszymi od ciebie? Odpowiadaj
Potter! – Draco podszedł do ojca i położył mu rękę na ramieniu, co nieco
zdziwiło Lucjusza, a jeszcze bardziej był zszokowany widokiem swojego syna,
którego palce u dłoni były splecione z palcami kasztanowłosej dziewczyny.
-
Odpuść ojcze. Nie jest tego wart. Wystarczająco sam sobie już dziś zaszkodził.
-
Draconie, co to ma znaczyć? – Lucjusz obrzucił zniesmaczonym wzrokiem złączone
ze sobą dłonie dwójki młodych czarodziejów, na co Draco uśmiechnął się do niego
z przekąsem i wyraźną satysfakcją. Hermiona zaś wzdrygnęła się, widząc pełen
pogardy wzrok Malfoya seniora i mocniej ścisnęła rękę blondyna.
- Ojcze
poznaj przewodniczącą mojej kampanii wyborczej, dzięki której wszystkie
oszczerstwa rzucane przez Pottera wyszły na wierzch, Hermionę Granger. – Panna Granger
uśmiechnęła się nieśmiało, a prawa brew Lucjusza powędrowała odrobinę w górę.
Ściągnął z dłoni czarną, skórzaną rękawicę i ujął wolną rękę kasztanowłosej
kobiety, składając na niej delikatny, prawie niewyczuwalny pocałunek. Gdyby nie
krzyki Pottera pomyślałaby, że zwariowała, gdyż najpodlejszy śmierciożerca
właśnie obdarzył ją nad wyraz kurtuazyjnym gestem i musiałby zacząć zbierać
szczękę z podłogi.
-
Co?! Zbratałaś się z klanem śmierciożerców?! Już nie pamiętasz, jak wszyscy
nazywali cię szlamą?! I mieli rację, bo jesteś zwykłą dziwką!
-
Licz się ze słowami, Potter! – Gdyby nie mocniejsze ściśnięcie jego dłoni przez
Hermionę rzuciłby się na bruneta i wbił mu głowę w marmurowe kafelki na
posadzce Ministerstwa. Lucjusz oczywiście też miał swój udział w powstrzymaniu
jego morderczych zapędów, gdyż zagrodził mu stanowczo drogę wysuniętą ręką, a
następnie zbliżył się jeszcze bardziej do Harry’ego i jednym ruchem uniósł go
na wysokość swojej twarzy, trzymając za poły koszuli i sprawiając, że chłopak
zaczął się odrobinę dusić.
-
Jesteś taką samą kanalią jak twój ojciec. A spróbuj się jeszcze raz wyrazić w
ten sposób o mojej przyszłej synowej to Merlin mi świadkiem, że pocałunek dementora
przy tym, co z tobą zrobię będzie wyrafinowaną pieszczotą. – Następnie puścił
materiał koszuli mężczyzny i odrzucił go na podłogę. Panna Granger wpatrywała się
w to, co dzieje się przed jej oczami z niemałym przerażeniem, aż musiała
przytknąć sobie rękę do ust, aby nie wydobyło śnię z nich głośne świszczące
powietrze. Drżała na całym ciele i nawet dotyk Draco nie pomagał jej się
uspokoić, gdy stanął przed nimi Malfoy senior. Jego głos był równie aksamitny i
miękki, co jego syna, ale nogi mimo wszystko i tak miała jak z waty.
- Draco
udaj się z panną Granger z powrotem na salę i przyjmij nominację od Ministra
Magii.
-
A pan nie wejdzie razem z nami? – Zapragnęła ugryźć się w język, gdy spojrzała
na zmieszaną twarz starszego arystokraty. Kto jak kto, ale Lucjusz Malfoy
raczej nie szaleje ze szczęścia, że Hermina Granger jest wybranką życia jego
jedynego syna. Spodziewała się, że rzuci pod jej adresem kilka niewybrednych
uwag, a następnie odejdzie łopocząc za sobą wielką peleryną, ale mężczyzna obdarzył
ją nawet przyjaźnie wyglądającym uśmiechem i odezwał się spokojnym głosem.
-
Z rozkoszą, panno Granger. – Niemalże przeliterował jej nazwisko, by w
następnej kolejności wdziać na twarz swoją maskę oziębłości i ruszyć prosto do sali
Wizengamotu. Draco zaśmiał się krótko i cicho, prowadząc ją w ślad za ojcem i
szeptał jej do ucha tym swoim melodyjnym i jedwabistym głosem, od którego znów
czuła motyle pożądania latające w jej podbrzuszu.
-
Właśnie zostałaś zaakceptowana przez najgorliwszego wyznawcę zachowania
czystości krwi w rodzie Malfoyów. Nie licz na więcej kurtuazyjności z jego
strony.
-
Nie śmiałabym, Draconie Malfoyu. A może powinnam powiedzieć panie Ministrze? –
Przed samym wejściem złożył na jej uśmiechniętych ustach namiętny pocałunek, a
ona objęła go za szyję, stając na palcach i oddając pieszczotę z całą
zgromadzoną w sobie siłą. Z sali dochodziły do niech dźwięki oklasków i
gromkiego wiwatowania, a jak się okazało najwięcej szumu robił oczywiście
Blaise Zabini, który notabene nie wiadomo skąd się tam pojawił. Stał obok
niemrawo klaskającego Lucjusza Malfoya, co chwilę wydzierając się na cały
regulator.
- Niech
żyje Minister Magii Draco Malfoy! Panie Malfoy, czy mnie wzrok nie myli i to
Hermiona Granger?
-
Nie inaczej. – Lucjusz zazgrzytał zębami widząc pokaz miłości odstawiany przez
jego syna i miał ochotę zdzielić Zabiniego swą arystokratycznie drogą laską
prosto w ten zakuty łeb.
-
Zatem… Niech żyją państwo Malfoyowie!
-
Wypraszam sobie Zabini! – Kompletnie nikt nie zwracał uwagi na Lucjusza, który
chciał udusić Blaise’a w rogu sali jedwabną chusteczką, gdyż wszyscy wpatrywali
się w dumnie kroczącego Dracona, obok którego szła nieco zmieszana panna
Granger. Wyniki głosowania były jednomyślne. Żaden ze zgromadzonych na sali członków
Wizengamotu nie poparł kandydatury Pottera, a jakby wymieniony miał mało
problemów przez swoje wystąpienie, do Departamentu Przestrzegania Prawa
Czarodziejów wpłynęło właśnie pismo apelujące o natychmiastowe usunięcie mężczyzny
ze stanowiska i pociągnięcie go do odpowiedzialności za wszystkie występki. Draco
przejął po Kingsleyu urząd Ministra, a gdy tylko wręczenie nominacji minęło
wpił się w wargi panny Granger i całował ją aż do utraty tchu. Poczuła, że
odnalazła dom po wielu latach błądzenia. Nareszcie była w pełni szczęśliwa. Czy
kochała? Było za wcześnie, aby mówić o miłości, ale wiedziała, że nie będą
długo z nią zwlekali, gdyż czuli, że łączy ich zdecydowanie więcej, niż jedynie
polityka, która pomogła im się w końcu odnaleźć.
Cuuuudo
OdpowiedzUsuńGenialna! :)
OdpowiedzUsuńMożliwe, że trochę podobna do Ukochanej Polityki, ale ja czytałam ją dość dawno i czytając twoją miniaturkę nie odniosłam takiego wrażenia ;) No i oczywiście najlepsze jest to, że jest taka długaśna *.*
Pozdrawiam,
~Blonde Princess~
from-notebook-of-princess.blogspot.com
dramione-nowa-historia.blogspot.com
Serio? A ja sądziłam, że jej długość właśnie będzie przerażać i odstraszy :D
UsuńMiniaturka byłą super. Czasami takie odstępstwa gdy robi się z Pottera ostatnią łachudrę są ... odświeżające. tylko dlaczego te fajne miniaturki i rozdziały w fajniejszych długo metrażowych fanfikach muszą być stanowczo za krótkie?
OdpowiedzUsuńWidać, że wzorowana na "Ukochanej Polityce" (a tak w ogóle czy ktoś jeszcze zauważył, że można przeczytać jako: "Ukochaną Polityka"?), ale mi to nie przeszkadza, bo tamtą historię uwielbiam całym sercem! ❤
OdpowiedzUsuńDla mnie trochę przydługie, ale nie wyobrażam sobie, byś miała tego kolosa skrócić chociaż o jedno zdanie. Po prostu cudo nad cudami! :D
Życzę weny!
Pozdrawiam,
Cassie :)
wieczne-pioro-cassie.blogspot.com
Przecudowne *-*
OdpowiedzUsuńI właśnie dobrze, że długa! Twoje arcydzieła mogę czytać godzinami więc im więcej tym lepiej ;)
Przepiękna miniaturka. Podobna do Ukochanej Polityki ale nie bardzo. Jak to napisałaś to myślałam, że będzie sporo podobieństw, a moim zdaniem się totalnie nie pokrywają. Pięknie piszesz i czyta się to z ogromną radością :D
Super miniaturka,oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńMoże mi ktoś podać link do Ukochanej Polityki? Prosze...
OdpowiedzUsuńhttp://www.fanfiction.net/s/6778532/1/Ukochana-polityka
Usuń:)
To jest cudowne !!!
OdpowiedzUsuńCudowna ♥ Długa, ciekawa, wspaniała po prostu. Kocham twoją twórczość i pozdrawiam cieplutko ♥
OdpowiedzUsuńZa krótkie, ale ujdzie...
OdpowiedzUsuńNie no, jest I D E A L N E!
Takie... Oh ... Ah... Eh..
Kocham, jak piszesz, a ta miniaturka jest dbjdjdjdjdjd. Brak slow, moja mila.
OdpowiedzUsuńWeny ♥
Świetne, uwielbiam długie notki! ♥
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie!
Cudeńko <3 Chociaż trudno mi było wyobrazić sobie Harry´ego... Miniaturka bardzo fajna i mimo, że dość pokaźnych rozmiarów czyta się szybko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
~Madzik
Miniaturka jest super. Zawsze podobał mi się motyw współpracy między Draconem i Hermioną. Harry tutaj to skończona świnia. Należała mu się nauczka. Strasznie podobała mi się za to końcówka. Daje sporo pole do popisu dla wyobraźnie czytelników.
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Wow,
OdpowiedzUsuńTo jest już druga miniaturka, którą czytam dzisiaj na tym blogu i powiem jedno: Jestem zachwycona!
Piszesz z pazurem i tak, że wszystko da się przeczytać. Nie zauważyłam także błędów ortograficznych.
Życzę weny ;)
A.F.
Zakochałam się w tej miniaturce! Jest przepiękna!! ♡♡♡
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, A.M.
whoreadsbooks-livestwice.blogspot.com
Jaka cudowna miniaturka :* *.*
OdpowiedzUsuńNiesamowita miniaturka. Tak ciekawa że nie można się od niej oderwać. Podziwiam Twój talent pisarski i życzę dużo weny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Mystre
Czytałam na trzy razy, bo długość jest faktycznie imponująca, ale to zdecydowanie plus tej miniaturki! Jestem zakochana,bardzo podoba mi się to, jak wykreowałaś bohaterów- w szczególności Draco i Lucjusza, który mimo że nie zagościł w miniaturce na długo,był bardzo przyjemnym epizodem. Twój styl jest cudowny, boski wręcz i mam zamiar wziąć się za przeglądanie Twoich innych prac, bo na tą natknęłam się z czystego przypadku (za co dziękuję Merlinowi).
OdpowiedzUsuńNie rozpisując się- swietna miniaturka
Pozdrawiam, Claudine
Dziękuję za słowa uznania i cieszę się niezmiernie, że miniaturka przypadła Ci do gustu. Oczywiście zapraszam nie tylko do czytania minimalistycznych prac, ale również głównego opowiadania :)
UsuńRównież pozdrawiam i mam nadzieję, że jeszcze się gdzieś zobaczymy :)
Uwielbiam! Najlepszy mój Blaise na końcu Lucek! XD
OdpowiedzUsuń