Spotykamy się według danego przeze mnie słowa tego pięknego dnia, byście mogli zapoznać się z prologiem mojego nowego opowiadania o wdzięcznej nazwie Zagadki Ciemnej Miłości. Póki co nie chcę pisać o nim zbyt wiele, poza tym blog nie jest jeszcze do końca przygotowany; w najbliższym czasie pozmieniam jeszcze kilka rzeczy, między innymi zakładkę "bohaterowie" czy "kawa z...", właściwie nie wiem, czy na razie jej nie usunę, ale wszystko wyjdzie w praniu ;)
Kochani z góry przepraszam, ale to był pierwszy raz, makabryczny wręcz mój pierwszy raz pisania prologu. Męczyłam się z nim bardzo, ale to bardzo długo, ponieważ napisałam praktycznie całą historię, a prologu jak nie było, tak w listopadzie dalej nie miałam. Wybaczcie mi, błagam, wybaczcie mi, jeśli to, co dziś będziecie czytać nawet w zarysie nie przypomina tego, czym być powinno. Mam jednak nadzieję, przeogromną wręcz nadzieję, że te kilka stron zachęci Was do zostania na dłużej z nowym opowiadaniem.
Pierwszy rozdział zostanie opublikowany... jak skończę wprowadzać odpowiednie zmiany na blogu, to od razu o tym napiszę ;)
Aha! Bo potem oczywiście zapomnę, a bardzo bym tego nie chciała. Składam serdeczne życzenia urodzinowe dla Kasi, której obiecałam to w komentarzu pod ostatnim postem minionego opowiadania. Życzę Ci, żeby spełniły się Twe najskrytsze marzenia, uśmiechu na twarzy, pogody ducha oraz wszystkiego, co Ci w duszy gra. I oczywiście, żebyś nie rozstawała się z moim blogiem ;)
Cóż, to by było na tyle ode mnie póki co. Dziękuję oczywiście za wszystkie życzenia świąteczne, a teraz zapraszam na prolog(?) Zagadek. Bawcie się dobrze!
Realistka
~ Zakop pod ziemią,
Nakryj kamieniem,
A ja i tak
Kości odgrzebię.
Kim jestem?
†††
Mury
stawiamy bardzo łatwo, niemal z dziecinną naiwnością. Dokładamy cegieł, by
konstrukcja była coraz trwalsza i trudniejsza do zburzenia. Z każdym rokiem
budowla rośnie, wzmacnia wytrzymałość, aż staje się warownią nie do zdobycia.
Tak jest bezpiecznie; nikt cię nie skrzywdzi, nie wejdzie do fortecy stworzonej
z bólu i nienawiści połączonych gęstą krwią i potem wylanym z czoła. Ale u
kresu sił dostrzeżesz, że jesteś w tym zamku sam, a strach przed ponownym
zranieniem był tak duży, że w miejsce drzwi i okien również postawiłeś grube
klocki, by samemu nie móc wydostać się na zewnątrz. Wtedy zapłaczesz gorzko nad
własnym egoizmem, łzy polecą na niezdobyte mury, rozrzedzając ich zaprawę, a
cytadela zamieni się w stertę gruzu i słabości. Odgradzałeś się od wroga, który
już dawno wszedł do środka i nie odstępował cię na krok. Ale będzie już za
późno i umrzesz w świecie, który sam zbudowałeś.
Londyńskie
ulice od rana tonęły w strugach deszczu i nic nie zapowiadało końca ulewy,
która z godziny na godzinę stawała się coraz silniejsza. Studzienki
kanalizacyjne nie nadążały z przyjmowaniem wody, przez co wiele zaułków zostało
zalanych, a i po głównych drogach ciężko było się przemieszczać. W niektórych
częściach miasta ruch został całkowicie wstrzymany, a komunikacja miejska dawno
przestała właściwie funkcjonować. W ciągu jednego dnia Londyn stał się Wenecją
Zjednoczonego Królestwa. Właśnie w tych strugach nieustającego deszczu stała
kasztanowłosa dziewczyna ściskająca w kieszeni płaszcza świstek szarego
papieru, który lata świetności już dawno ma za sobą. Krople uderzały o czarny
materiał parasola, a wokół nieco zniszczonych tenisówek utworzyły się olbrzymie
kałuże bezwstydnie zalewające buty i wślizgujące się do środka. Wystarczyła
godzina, by dotychczasowe życie straciło wszelkie barwy, zamieniając się w
nudną paletę szarości, z którą przyjdzie jej teraz funkcjonować. Nic już nie
będzie takie samo; tylko ona nie potrafi zaakceptować nowej rzeczywistości, w
której będzie musiała się odnaleźć. Ilekroć spojrzała na wymiętą kartkę, za
każdym razem zadawała sobie to samo pytanie: czemu dziś?
Londyn,
18 listopada 2007
Odpowiadała na
przywitania kolegów i koleżanek, ale uparcie szła przed siebie, by móc jak
najszybciej znaleźć się u Ministra. Z nikim nie rozmawiała, praktycznie w ogóle
nie zwracała uwagi na ludzi, których mijała. Kingsley już dawno powinien być w
pracy, więc czym prędzej zameldowała się u sekretarki, która chwilę potem
wpuściła ją do gabinetu głowy świata czarodziei, jednak osoba, którą dostrzegła
w fotelu w ogóle nie przypominała czarnoskórego mężczyzny, z którym przyszła
się zobaczyć. Stała jak sparaliżowana w progu pomieszczenia, przyglądając się
blademu urzędasowi, w którym z wielkim trudem rozpoznała Percy’ego. Gdyby nie
charakterystyczne dla Weasleyów rude włosy oraz typowy dla siedzącego przed nią
chłopaka dumny uśmieszek, w życiu nie domyśliłaby się z kim ma do czynienia.
- Witaj, Hermiono. Co
cię tu sprowadza? – Dla pewności sprawdziła tabliczkę informacyjną, czy aby na
pewno dotarła do właściwego gabinetu, ale napis na drzwiach rozwiał wszelkie
wątpliwości. Co zatem robi tu Percy i czemu jest z siebie tak wybitnie
zadowolony? – Siadaj i nie krępuj się, czy jak Kingsley zawsze się do was
zwracał.
- Zastępujesz dziś
Kinga? – Usiadła na niewygodnym krzesełku, zakładając nogę na nogę i
przyglądając się mężczyźnie, który na zadane pytanie uśmiechnął się niczym wąż,
wyciągając się odrobinę w fotelu.
- Z pewnych powodów
Shacklebolt musiał opuścić stanowisko i niestety, ale już się na nim nie
pokaże.
- Co to znaczy? –
Percy uniósł dumnie podbródek, podnosząc się z zajmowanego miejsca i podchodząc
do zdezorientowanej panny Granger, która już dawno zapomniała, w jakiej sprawie
przyszła do Ministra. Zresztą to już nie miało znaczenia, ponieważ King jest
nieobecny, a wnioskując po słowach Weasleya, raczej nieprędko uda jej się z nim
zobaczyć. Nie wiedzieć czemu czuła w kościach, że nic dobrego nie wyjdzie ze spotkania
z bratem Rona.
- Bardzo mi przykro,
Hermiono, ale dziś w nocy nasz Minister Magii trafił do Munga. – Choć mężczyzna
przekazywał tragiczne wieści ton jego głosu daleki był od smutku czy boleści.
Co więcej, miała nieodparte wrażenie, że Percy ma ochotę skakać z radości i z
wielkim trudem powstrzymuje się przed wybuchem radości. Zawsze był dwulicowy i
dobrze wiedział, komu wejść do dupy bez mydła, żeby zdobyć to, na czym mu
zależy, ale mimo wszystko nawet po nim nie spodziewała się takiego fałszerstwa.
– W wyniku powikłań po operacji jego stan bardzo się pogorszył. Uzdrowiciele
robili co mogli, jednak nie udało im się przywrócić mu pełnej świadomości.
Przykro mi, że dowiadujesz się tego tak nagle, ale wolałem powiedzieć ci teraz,
niż kazać czekać na zebranie ze wszystkimi szefami departamentów.
Trzy zdania,
kilkanaście ciernistych słów, to nie był nóż w serce, to nie był siarczysty
policzek, a niewzruszona, acz usatysfakcjonowana twarz Percy’ego nie była nawet
mocnym kopnięciem w brzuch; dźwięki mieszały się ze sobą, tworząc potworną
kakofonię cierpienia, która zawładnęła umysłem kobiety; szepty myśli, krzyk
duszy, bełkot Weasleya – nie miała dokąd uciec przed tragiczną mową wdzierającą
się w głąb ciała. Kingsley był najtrwalszym fundamentem Ministerstwa, to on
jednoczył ludzi, którzy na co dzień pałali do siebie nienawiścią, stworzył ze
skorumpowanego systemu rodzinę, a wszystkich pracowników traktował jak wnuki,
służąc im radą czy dobrym słowem, lecz nie wahając się zrugać za poważne
przewinienia. Ojciec, głowa familii, mentor, ale również przyjaciel teraz jest
przykuty do łóżka szpitalnego, a jedyną osobą, która wie o jego stanie jest
stojący obok niej faryzeusz, który nawet nie kryje się ze szczęściem
przebijającym się przez fałszywą maskę strapienia nałożoną na twarz.
Nasilający się deszcz
sieknął z zatrważającą mocą o okno gabinetu, omal nie rozbijając je w drobny
mak, a pobladła Hermiona poruszyła się ze strachu w krześle, zaciskając palce
na drewnianych podłokietnikach. Mogłaby przysiąc, że przez zakryte wychudzonymi
dłońmi usta mężczyzny przemknął jadowity uśmieszek zadowolenia.
- Jak się czuje? – O
bezcelowości zadanego pytania uświadomiła sobie w momencie, gdy skończyła
wypowiadać ostatnie słowo. Percy nie powie jej prawdy, nie zdradzi niczego, co
dałoby jej choć odrobinę nadziei; osoby jego pokroju nie są empatyczne, ani tym
bardziej litościwe, więc po co miałby mówić jej cokolwiek?
- Względnie – odparł
od niechcenia, jakby chciał ją uświadomić, że rozmowa o zdrowiu Ministra nie
jest mu na rękę, a nawet jest tematem zakazanym i nie powinna więcej do niego
wracać. Kobieta od razu wyczuła intencje mężczyzny i nie wiedzieć czemu poczuła
się zdradzona, odepchnięta, a nawet zlekceważona. Percy bowiem niemal z
namaszczeniem przekładał pożółkłe pergaminy leżące na starym, drewnianym
biurku, które zapewne pamięta jeszcze swego pierwszego użytkownika sprzed setek
lat; robił to z niesłychaną atencją, a zarazem irytującą flegmatycznością i
odrazą, która malowała się na wąskich, wykrzywionych w grymasie obrzydzenia
wargach. Hermiona ze ściśniętym sercem czekała, aż Weasley ponownie się nią zainteresuje,
ale minuty mijały, deszcz lał coraz mocniej, a on jak wpatrywał się w podstarzałe
kartki, tak dalej przyglądał się im z niesłychaną uwagą. Od początku uważała,
że Percy ma dziwną manierę obcowania z ludźmi; rozmawia z nimi tylko wtedy, gdy
czegoś potrzebuje, a słowa, takie jak „proszę” czy „dziękuję” ewidentnie nie są
jego faworytami w życiu codziennym; nie mogła sobie wyobrazić, jak ten
zakłamany i pompatyczny urzędas ma zastąpić ciepłego, acz stanowczego Kinga,
który w obliczu niebezpieczeństwa poszedłby na śmierć za każdego pracownika,
byleby zapewnić mu bezpieczeństwo.
- Percy – zwróciła
się do mężczyzny, który z wyraźną niechęcią oderwał się od leżących na biurku
dokumentów, przenosząc na nią ni to zmęczony, ni wzgardliwy wzrok. – Nie bardzo
rozumiem, czemu podjęto taką decyzję, ale sam dobrze wiesz, że…
- Hermiono, czy
mogłabyś przestać mówić od rzeczy? – przerwał jej oschłym, acz zdegustowanym głosem,
składając na kilku pergaminach wąski, pochyły podpis, a dźwięk poruszania
piórem po papierze sprawił, że po kręgosłupie panny Granger przeszły ciarki. –
Zaraz mam bardzo nieprzyjemną wizytację i chciałbym się do niej odpowiednio
przygotować, jeśli pozwolisz.
- Skąd? – spytała, na
co brwi Weasleya zjechały odrobinę w dół, a usta zacisnęły się, dając wyraz
głębokiego niezadowolenia. Miała ochotę ugryźć się w język za wrodzoną
dociekliwość, niestety było już na to za późno.
- Z Azkabanu. – Nazwa
więzienia dla czarodziei odbiła się głośnym echem w głowie kobiety;
przypomniała sobie, z czym przyszła do Kinga, odnajdując w kieszeniach spodni
niewielką kartkę, którą przysłano jej z samego rana do biura. Położyła ją przed
Percym, a ten zerknął na nią od niechcenia, przenosząc następnie wzrok na kasztanowłosą
dziewczynę i uśmiechając dobrodusznie, choć dla Hermiony nie miało to większego
znaczenia. I tak według niej bliżej mu
było do jadowitego węża, choćby nie wiadomo jak szeroko się do niej szczerzył.
- Dostałam to dziś
rano i chciałam o tym porozmawiać z Kingiem, ale jak widać nie mam innego
wyjścia. – Słowa, których użyła widocznie nie spodobały się Weasleyowi, który
naburmuszył się jeszcze bardziej, przyglądając się wymiętoszonemu dokumentowi z
obrzydzeniem. Wyraźnie trzymał się od niego z daleka, jakby bał się, że od
samego dotyku może zarazić się jakąś poważną chorobą. Kobiecie było to
obojętne; musiała się dowiedzieć, kto wpadł na tak irracjonalny pomysł, a
przede wszystkim, czemu został zatwierdzony. Czekała na reakcję rudego, ale ten
nie odezwał się do niej; bez reszty pochłonęło go spoglądanie na stary zegar
stojący w kącie gabinetu, którego wskazówki przesunęły się prawie na godzinę
dwunastą. Miała dość, iż ciągle musi upraszać się o jego uwagę, więc z
premedytacją zakasłała głośno, podchodząc do Percy’ego, który odsunął się w
fotelu, unosząc jedną brew nieco ku górze. Widocznie poczynania kobiety bardzo
mu się nie podobały, jednak, o dziwo, nie zbeształ jej, choć niejedna obelga
cisnęła mu się zapewne na usta. Podobnie zresztą Hermionie. – Możesz mi
wyjaśnić, czemu zwalniacie go po tylu latach, a na dodatek każecie aurorom
pilnować go po wyjściu? Myślisz, że nie mamy lepszych rzeczy do roboty, tylko
ganiać za Malfoyem, któremu zapewne kompletnie wyprano mózg w Azkabanie?
- Panno Granger –
odezwał się podirytowany Weasley, podnosząc się z niebywałą gracją z fotela,
usilnie starając się nie dotknąć w żaden sposób wzburzonej kobiety. – Wy,
aurorzy – zaznaczył z premedytacją - jesteście po to, by sprawować
bezpieczeństwo nad społeczeństwem, gdy więzień znajduje się na wolności, czy to
w wyniku zaniedbania obowiązków przez pracowników więzienia, czy poprzez
zwolnienie warunkowe. Draco Malfoy nie jest pod tym względem żadnym wyjątkiem.
Już otwierała usta,
żeby zaprzeczyć lub odgryźć się Percy’emu jakąś zjadliwą uwagą, ale nie
zdążyła, ponieważ bez wcześniejszego uprzedzenia przez sekretarkę drzwi do
gabinetu Ministra zostały otwarte przez dwóch strażników, targających ubranego
w więzienny strój mężczyznę, który ledwo stawiał kolejne kroki. Z ust Hermiony
wyszedł cichy dźwięk przerażenia, gdy spojrzała na męczennika przywleczonego do
biura; serce i gardło zostały ściśnięte przez ogromny żal nad umęczoną duszą,
którą niegdyś nazywała wrogiem, w mgnieniu oka wymazując owo określenie z
pamięci.
- Melduję, że więzień
numer KY439 na mocy zwolnienia warunkowego wydanego przez zastępcę Ministra
Magii, dnia osiemnastego listopada dwa tysiące siódmego roku o godzinie
dwunastej opuścił Azkaban i został przetransportowany do Ministerstwa Magii
według polecenia zastępcy Ministra Magii. – Ostry niczym brzytwa głos strażnika
rozniósł się po pomieszczeniu, wywołując na twarzy Weasleya dumny uśmiech, a w
Hermionie chęć ucieczki. Wolała nie myśleć, co czuje Malfoy, który owy brutalny
ton musiał wysłuchiwać przez minione siedem lat. Z konsternacją patrzyła na
jego zgarbioną postawę, coraz częściej łapiąc się, iż z każdą sekundą zaczyna
mu bardzo współczuć. – Więzień zostanie bezpośrednio przekazany Biuru Aurorów
przez zastępcę Ministra Magii. Melduję, że rozkaz został wykonany!
- Możecie odejść – zwrócił
się do strażników, którzy salutując opuścili gabinet Shacklebolta, wcześniej
wręczając Percy’emu białą kopertę, którą mężczyzna schował w wewnętrznej
kieszeni marynarki. Podszedł następnie do Malfoya, przyglądając mu się z
zainteresowaniem, jakby podziwiał jakiś rzadki gatunek zwierzęcia w zoo. Pannie
Granger natomiast nie pozostało nic innego, jak przyglądać się owej scenie,
która, mówiąc szczerze, napawała ją jedynie coraz większą odrazą do rudzielca.
– Witamy w naszych skromnych progach, Draconie Malfoyu. Może usiądziesz?
- Zdechnij – wycedził
przez spierzchnięte i poranione wargi blondyn, na co Percy zaśmiał się pod
nosem. Hermiona nie wiedziała, jak powinna się zachować; zostać i zobaczyć, co
zamierza ruda gadzina, czy też uciec i zaszyć się w zaciszu własnego gabinetu,
modląc się, by nikt jej więcej nie szukał; druga opcja była znacznie bardziej
kusząca, jednak radosny głos Weasleya szybko uświadomił ją, że nie ma szans na
wydostanie się.
- Jakież maniery –
odparł blondynowi, odgarniając splątane i skołtunione pukle z wychudzonej
twarzy. Gdyby nie charakterystyczne, platynowe włosy, panna Granger mogłaby
przysiąc, że nie poznałaby Malfoya, gdy strażnicy wwlekli go do gabinetu i
postawili przed „majestatem” Percy’ego; workowata odzież będąca standardowym
ubiorem więziennym wisiała na zmarnowanym ciele chłopaka, które kompletnie nie
przypominało sylwetki zdrowego i będącego w pełni sił mężczyzny; jasna, prawie
biała skóra obecnie była niemal przeźroczysta, w niektórych miejscach, szczególnie
na nadgarstkach, posiniaczona i mocno poraniona. Choć bardzo nie chciała
patrzeć na umęczone ciało Malfoya, to nie mogła oderwać od niego wzroku; gardło
i serce zostały boleśnie ściśnięte przez ogromny żal nad byłym kolegą ze
szkoły, który nawet na sekundę nie
spojrzał w jej kierunku, czego z kolei
nie można było powiedzieć o Weasleyu, który co rusz zerkał na nią kątem
oka, uśmiechając się z jeszcze większą dumą, niż można to było sobie wyobrazić.
– Zero wdzięczności dla mej wspaniałej osoby, no doprawdy. Do tego tak
karygodne słownictwo przy kobiecie. Kompletnie niczego się nie nauczyłeś przez
ostatnie siedem lat.
- A jakże –
odpowiedział rudemu, unosząc nieco wyżej głowę, tym samym prezentując
podkrążone i sine oczy, na widok których dziewczynie na moment zabrakło
powietrza w płucach. Zupełnie jednak nie była przygotowana na to, że blondyn
bezkarnie splunie Percy’emu w twarz. – Mam jeszcze więcej tej wdzięczności.
- Malfoy – wymsknęło
się skołowanej Hermionie, która miała ochotę uciec, gdy ostre i bystre oczy
mężczyzny przeniosły się na jej pobladłą twarz. Była przekonana, że blondyn
uraczy ją jakąś obelgą lub chociaż warknie do niej, że ma się nie wtrącać, jak
pamięta ze szkoły, jednak oprócz chwilowego kontaktu wzrokowego nie
zainteresował się nią więcej. Z jednej strony poczuła się urażona, że wolał
skupić się na Weasleyu, a z drugiej czuła niewysłowioną ulgę, ponieważ nie
wiedzieć czemu pod wpływem jego srebrnych tęczówek przesiąkła strachem, który
nie odstępował jej aż do wyjścia z gabinetu Ministra.
- Urocze. – Za pomocą
jedwabnej chusteczki Percy wytarł policzek ze śliny chłopaka, a teraz
przyglądał się jej zawartości, jakby szukał w niej odpowiedzi na wszystkie
pytania kłębiące się w głowie. – Tym razem ci wybaczę, ale drugiej szansy nie
dostaniesz.
Malfoy prychnął
lekceważąco pod nosem, ale nie odezwał się więcej, co rudy przyjął z wyraźną
satysfakcją. Okrążył go ze złośliwym uśmieszkiem wypełzającym na usta, by w
dalszej kolejności podejść do starego biurka, na którym leżały rozłożone
dokumenty i wygrzebać z nich jeden, który wyglądem mocno odbiegał od reszty.
Nie był pożółkły, nie miał obgryzionych czy nadszarpniętych rogów; jasny
pergamin o nienaruszonej fakturze jasno dawał do zrozumienia, że został
zapisany całkiem niedawno. Podszedł z nim do blondyna i podsunął mu pod twarz,
pozwalając sobie na jeszcze szerszy, cyniczny uśmiech, z którym wyglądał niczym
szaleniec.
- Coś cię rano
ominęło, nieprawdaż? – wycedził do chłopaka, na co ten wyrwał mu papier, choć
miał z tym pewne problemy przez skute łańcuchami ręce. Hermiona nie miała
pojęcia, czy chce wiedzieć, co trzyma Malfoy, ale sądząc po jego niewzruszonej
postawie zapewne nie było to nic istotnego. Ciekawość jednak była dużo
silniejsza i gdy wychudzona ręka blondyna odsłoniła dokument dostrzegła kilka
linijek zapisanych wąskim pismem oraz pieczątkę głównego strażnika Azkabanu, na
widok której serce załomotało jej w piersi dwa razy mocniej. Takie pergaminy
przychodziły jedynie w wyjątkowych sprawach, jak ucieczka więźnia czy jego
śmierć; miała przeczucie, że i tym razem chodziło o jedną z tych sytuacji,
tylko nie wiedziała jeszcze, czemu Percy pozwolił zapoznać się z owym raportem
Malfoyowi. – Łączę wyrazy współczucia. A teraz, jeśli pozwolisz, chciałbym
przedstawić ci twoją kuratorkę na czas zwolnienia. Panno Granger, proszę podejść
bliżej do nas.
- Słucham? – spytała
zszokowana Hermiona, nie ruszając się z miejsca nawet o centymetr. Percy prawdopodobnie
nie miał zbyt dużo czasu, ponieważ sam podszedł do niej, wskazując ręką na
Dracona, który zgniótł w międzyczasie trzymany papier.
- Od dziś sprawujesz
nadzór nad zwolnionym warunkowo Draconem Malfoyem. Znacie się bardzo dobrze,
zatem ze współpracą nie będzie większych problemów. – Rzucił złowrogie
spojrzenie dziewczynie, która zacisnęła mocno ręce, jednocześnie pilnując, żeby
nie pofrunęły samowolnie w kierunku twarzy rudej gadziny. – A dokument, który
pan Malfoy raczył taktownie zgnieść, to raport, z którym miałaś się zapoznać i
podjąć dochodzenie w nowej sprawie, której ci przydzielam.
- Jakiej sprawie?
Percy, o co tu chodzi? – pytała zawzięcie, jednak oprócz głupkowatego uśmieszku
nie otrzymała więcej od Weasleya. Odpowiedział jej natomiast Malfoy, który w
ogóle nie wydawał się zaskoczony słowami rudego, nawet wyglądał, jakby było mu
to kompletnie obojętne, a mówiąc szczerze nie spodziewała się po nim tak
pasywnej reakcji.
- Lucjusz Malfoy
powiesił się nad ranem w celi.
†††
Agra,
20 listopada 2007
Gwar,
ciężkie powietrze, smog, przekrzykiwanie się ludzi, pełno piachu i ciekawskich
spojrzeń bacznie przyglądających mu się na każdym kroku; po przeszło pięciu
latach powinien przywyknąć, że traktowany jest jak niespotykana atrakcja
turystyczna lub ostatni kawałek mięsa na stole, na który wszyscy chcą się
rzucić, ale czekają na odpowiedni moment, by zaskoczyć przeciwnika. Było to
jednak o tyle trudne, że codziennie po ulicach miasta przemieszczały się setki,
jeśli nie tysiące ludności, więc prawdopodobieństwo natknięcia się na tę samą
osobę, z którą jeszcze wczoraj piło się w obskurnej knajpce feni wydłubując z
kieszeni ostatnie rupie jest bardzo wątpliwe. Mimo że poczucie dyskomfortu
towarzyszyło mu za każdym razem, gdy wychodził na miasto, to jednak czuł się wyjątkowo
dobrze, nawet mógł pokusić się o stwierdzenie, że jest mu tu zdecydowanie
lepiej niż w domu, choć powszechny brak papieru toaletowego trochę przeszkadzał
we właściwej koegzystencji.
Przechodząc
między straganami z owocami, materiałami, a przede wszystkim przyprawami i
dywanami, przy jednym ze stoisk dostrzegł niewysokiego chłopaka gorączkowo
wykłócającego się ze sprzedawcą; żadna nowość dla miejscowego, jak również dla
obytego z indyjską kulturą turysty, który wręcz czeka, by móc wypróbować swe umiejętności
negocjacji cen ostatecznie kończących się grubym przepłaceniem lub zakupieniem zbytecznego
towaru. Tak, Hindusi są mistrzami manipulacji obcokrajowcami, na widok których
potrafią momentalnie zwiększyć cenę wyjściową cztero, a nawet pięciokrotnie. Ta
z pozoru łatwa, a w rzeczywistości ocierająca się o rozumienie fizyki kwantowej
sztuka targowania się była pierwszą rzeczą, której musiał się nauczyć po
przyjeździe do Indii; łatwe to nie było, ale ostatecznie udało mu się przeżyć ponad
pięć lat i nie zwariować wśród mieszkańców, których większość to żebracy
wychylający się zza każdego rogu i wypełzający nawet z najmroczniejszych
zaułków. Jeśli o nich zaś mowa, to mógł się cieszyć przywilejem braku empatii bezsprzecznie
pomagającym przedrzeć się przez ulice zalesione wyciągniętymi rękami z
plastykowymi kubeczkami czy blaszanymi miskami; okrutne, ale prawdziwe, a
raczej pożyteczne.
Przedostał
się między kobietami oglądającymi bele przeróżnych materiałów; jedna z nich
krzyczała do sprzedawcy w rodzimym języku, że chce sześć metrów jakiejś tkaniny, inna, jak na tradycję
przystało, twardo i umiejętnie negocjowała cenę wybranego płótna w kolorze
dojrzałej oliwki; dotarł w końcu do wypatrzonego w tłumie chłopaka, który
przekrzykiwał się ze sprzedawcą przypraw tak głośno, że miał wrażenie, jakby
zaraz miały mu pęknąć bębenki, co po kilku sekundach przestało mu przeszkadzać.
-
Tikke, tikkeee! – oznaczające „okay” zrozumiał, ale reszta wypowiedzi nie była
mu już do szczęścia potrzebna. Szturchnął Hindusa w ramię, na co ten obrócił
się do niego mocno wkurzony, lecz widząc, z kim na do czynienia, natychmiast
zmienił nastawienie, uśmiechając się szeroko i poklepując Harry’ego w ramię. –
Harry! Zniknąłeś wczoraj i nawet nie powiedziałeś, gdzie idziesz! Manas pytał
się o ciebie cały wieczór!
-
Ta, trochę mnie zmogło – odparł, przyglądając się pojemnikowi wypełnionemu po
brzeg curry, jednocześnie przypominając sobie, że nie zjadł dziś śniadania.
Sajiv, bo tak miał na imię chłopak, z którym spotkał się wczoraj w barze,
roześmiał się wesoło, poklepując go ponownie po ramieniu. Przerwał im
sprzedawca, który zapalając papierosa, a raczej miejscowego skręta mającego
przypominać nikotynową używkę, krzyknął do Hindusa coś o trzymanej przez niego kozieradce.
-
Acza! – Harry domyślając się, że Sajiv przeszedł w tryb negocjacji i większego
pożytku nie będzie obecnie z niego miał, sięgnął do kieszeni lnianych, luźnych
spodni, wygrzebując z niej pomiętą paczkę Jaisalmerów, do których tragicznego
smaku z trudem się przyzwyczaił. Wolał jednak płacić niecałe dwadzieścia rupii
za opakowanie, niż przeszło stówę za luksusowy, zagraniczny tytoń będący
prawdziwym rarytasem na indyjskich ulicach. Próbując przypalić używkę, zerknął
odruchowo na znajomego; obok straganu z przyprawami stał niewielkich rozmiarów
blaszak, który po dokładniejszym przyglądnięciu się wystawionym towarom śmiało
można było uznać za kiosk; dość słaby wzrok Harry’ego przykuła jedna gazeta
wisząca na prowizorycznym haku i powiewająca na niezbyt mocnym wietrze, a
której charakterystyczną stronę tytułową rozpoznałby nawet bez okularów. Chyba
miał wyjątkowe szczęście, że zdecydował się wybrać właśnie dziś na targowisko
dla czarodziei, gdyż Proroka Codziennego ostatni raz czytał jakoś w zeszłym
roku, ponieważ nie jest to prasa zbyt powszechna w Indiach; nie zaskoczył go jednak
sam fakt dostępności gazety, a raczej fotografia na pierwszej stronie
przedstawiająca nikogo innego, jak Lucjusza Malfoya. Bez namysłu ominął Sajiva
i chwycił ją lewą ręką, za co od razu dostał ostrą reprymendę od wybiegającego
z kiosku sprzedawcy. Zignorował jednak jego bluzgi i zagłębił się w krótkiej,
acz szokującej lekturze będącej dziełem najbardziej wścibskiej reporterki
stąpającej po świecie. Z początku sądził, że to kolejna bajeczka wyssana z
palca przez Skeeter, ale zarówno tytuł, jak i treść reportażu rozwiały wszelkie
wątpliwości; Lucjusz faktycznie powiesił się dwa dni temu w celi w Azkabanie. Pobieżnie
przejrzał resztę artykułu, a popiół z papierosa zleciał prosto na zdjęcie
Malfoya seniora trzymającego tabliczkę z numerem więziennym.
-
No, no, któż by się tego po nim spodziewał. – Wygrzebał z kieszeni kilka
banknotów i monet, które wręczył wściekłemu sklepikarzowi i bez pożegnania z
Sajivem udał się prosto do mieszkania, które udało mu się wynająć za całkiem
przyzwoitą, jak na obcokrajowca, cenę. Myślami jednak był już w Londynie, w
którym po powrocie będzie czekać na niego rozeźlona Hermiona i zapewne równie
wkurzony Ron. Nie miał jednak pojęcia, jak wiele zmian zaszło w życiu przyjaciół
pod jego nieobecność, a zarazem jaką przemianę przejdzie on sam, gdy zawita do
spowitej deszczem Anglii. Gdyby wiedział, jak będzie wyglądał jego kolejny rok,
pewnie zostałby w gorącej Agrze, popijając lurowate piwo w obskurnych barach,
paląc obrzydliwe Jaisalmery i dalej próbując poradzić sobie z powszechnym
brakiem papieru toaletowego.
†††
~Wspomnieniem.
Realistka, kochana! Widzę, że jestem pierwsza. Gratuluję nowego bloga, czytałam już jeden twojego autorstwa i był przecudowny. Lecę czytać i za chwilę rozpłynę się nad treścią notki!
OdpowiedzUsuń~Garielka <3
Dziękuję serdecznie za życzenia! :)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem nowej historii, myślę, że będzie równie świetna, a nawet lepsza niż poprzednia ;) Już teraz czuję klimat tego opowiadania, trochę kryminalny, dodatkowo Indie, które chciałabym w przyszłości odwiedzić.. Czekam z niecierpliwością na pierwszy rozdział.
Okej. No więc, co o tym prologu myślę...?
OdpowiedzUsuńZABIJĘ CIĘ JESLI NIE SKOŃCZYSZ TEGO OPOWIADANIA KIEDY NASTĘPNY ROZDZIAŁ JA CHCĘ JUŻ PROSZĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘ! I NAWET NIE CHCIAŁO MI SIĘ PISAĆ KROPEK CO TY ZE MNĄ ZROBIŁAŚ? A tak serio, super ciekawe, wciąga mnie i zabiję ciebie i siebie, jeśli tego nie dokończysz (?spotkamy się, będę w piekle za dwa zabójstwa, a ty jako dusza niewinna i nieskończenie dobra, będziesz odwiedzać mniee, opowiadać jak jest w niebie i kończyć historię) ;)
~Garielka<3
Hm, doglądałam bloga, by w końcu trafić na nowość, a oto i ona.
OdpowiedzUsuńCiężko cokolwiek skomentować, bo wiadomo, im więcej treści, tym klarowniejszy staje się obraz bloga. Niemniej jednak zaintrygowałaś, nie powiem. Czekam na rozwój akcji, a będąc fanką Twojej twórczości wiem, że się nie zawiodę.
Poza tym fajnie, że wróciłaś i oby pisanie służyło Ci równie dobrze, co przy ostatnim blogu. Pozdrawiam.
No cóż... Nie wiem co myśleć. Ale coś czuję, że to będzie dobre. Czekam, aż będę mogła coś więcej napisać, bo na razie to tylko domysły - nawet nie jestem pewna, w jakim kierunku to wszystko pójdzie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
C.
Witaj, jestem tutaj nowa, ale nie tak do końca ;) wpadłam na Twojego bloga jakiś czas temu i bardzo szybko zapoznałam się z treścią miniaturek. Nie ukrywam, że bardzo mi się spodobały, jednak poprzedniego opowiadania nie czytałam, ponieważ nie lubię zabierać się za projekt jeśli mam dużo do nadrabiania - taki ze mnie leniuszek :) Jednak, po przeczytaniu Prologu chyba zacznę żałować, że się nie zmotywowałam :O ;)
OdpowiedzUsuńCo do Prologu... Strasznie nie podoba mi się przedstawienie Percy'ego w takim świetle. Rozumiem, że taki Twój zamysł i w pełni to szanuję, ale nie potrafię przyzwyczaić się do myślenia o Percym w taki sposób. Interesująco zapowiada się wątek Harry'ego. Jestem bardzo ciekawa, jak to się wszystko potoczy i nie mogę doczekać się pierwszego rozdziału.
Życzę Ci dużo dobrego w nadchodzącym Nowym Roku a przede wszystkim abyś przedstawiła nam - Twoim czytelnikom (myślę, że mogę się już do tego grona zaliczyć) całą historię jak najszybciej :)
Do przeczytania!
Pozdrawiam ciepło :)
~Nowa
Hej :) jestem tutaj nowa, ale jak tylko przeczytałam ten prolog poczułam się jak w domu. Świetnie piszesz i nie mogę już doczekać się pierwszego rozdziału. Powodzenia ;)
OdpowiedzUsuńPowiem że czekam na rozwój akcji.. ale to chyba miało być również wyjaśnienie poprzedniej opowieści.. DOBRA nie ważne, twoje nowe opowiadanie wygląda ciekawie XD
OdpowiedzUsuńWitamy znowu kochana!
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, to wchodząc na Twój blog po takiej przerwie myślałam, że pomyliłam adresy. Ten nagłówek, wygląd, po prostu mega. Co prawda zaśmucił mnie fakt, że nie ma jeszcze bohaterów, oraz wieść, że chcesz usunąć Kawę, ale co tam! Ważne, że jesteś.
Co do prologu.... Zszokowałaś mnie. Oczywiście pozytywnie. Po raz kolejny udowodniłaś, że masz talent do pisania. Od razu go w całości pochłonęłam i mega wciągnęłam. O co chodzi z Harrym? Co z Ronem? W dodatku Percy Ministrem. Na gacie Merlina...
Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny rozdział. ;) I oczywiście na Bohaterów!
Cieplutko Pozdrawiam,
Riapoy.
Powiem Ci szczerze, droga autorko, że to kawał dobrego tekstu.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam sporo dramione, zarówno po polsku i po angielsku, więc myślałam, że już mało co mnie zaskoczy, a to opowiadanie jednak jest inne i ma sporo potencjału.
Bardzo podoba mi się pomysł: Draco - były więzień i Hermiona - kuratorka.
Z niecierpliwością będę czekać na kolejne rozdziały.
Tekst jak złykle cudny.Mam nadzieję, że taki pozostanie i niezapomnisz o starym opowiadaniu na którym ciągle czekam
OdpowiedzUsuńHymm.... przeczytalam i sama nie wiem jak to skomentować. Przez moje niedopatrzenie ( i wrodzoną głupotę ) przez ten caly czas myślalam, że pojawi sie nowa częśc wcześniejszego opowiadania, więc mam uczucia raczej mieszane :D. Rozdział tak jak każdy inny jest plynny i wciągajacy. Kiedy czytam twoje wypociny to czuje sie jakbym oglądala serial z wyższej półki. Twoj blog jest taki inny, ale jednocześnie taki idealny ♡ Ogołnie podoba mi sie Draco i Herma w tym wydaniu ( nie Percy ... nigdy go nie lubilam ... glupi ginger). Pomysl na Harrego troche mi nie pasuje, ale mam nadzieje, że wroci do ojczyzny :D Mimo wszystko mi się podoba i czekam na dalsze nowości.
OdpowiedzUsuńPS: przeczytalam juz chyba wszystkie dobre dramione i nie mam co czytac wiec jakby ktos mógl mi cos podrzucić to bardzo chetnie ;)
Genialny prolog!
OdpowiedzUsuńkiniabook.blogspot.com
Jestem pod wrażeniem jak wiele masz pomysłów w swojej głowie. Wszystkie te pomysły są bardzo zaskakujące. Podziwiam twoja kreatywność(oddaj mi jej choć część!!!) i twoja wyobraźnię. Zdecydowanie zaciekawiłaś mnie tym prologiem i nie mogę doczekać się kontynuacji a raczej pierwszego normalnego rozdziału. Jak mi przykro z powodu Draco i tego co przechodził w Azkabanie, nikomu bym tego nie życzyła, ale z pewnością swoimi uczynkami sobie zasłużył. Nie mogę się doczekać i życzę dużo weny :-)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCudne,troszeczkę kryminalne juz ruszam do 1 rozdziału 💋
OdpowiedzUsuń