niedziela, 11 września 2016

Rozdział LIII

Witajcie kochani po długich dwóch tygodniach przerwy! Część z was została wyrwana z pięknego, wakacyjnego snu i została zmuszona do powrotu do szarej rzeczywistości, jaką jest nowy rok szkolny, ale uwierzcie mi, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło ;) Dziś rozdział 53, a wraz z nim kilka spraw, które zasługują w końcu na poruszenie, ale dam sobie rękę uciąć, że nie wszystkim przypadną one do gustu. Bardzo was proszę, żebyście przeczytali ten wstęp i kolejne, ponieważ mam w nich bardzo dużo do przekazania, a potem wyjdą problemy i nieporozumienia. Tylko te kilka razy, proszę.

Z dzisiejszym postem możecie zacząć odliczanie do końcowego rozdziału bieżącego opowiadania. Nie zostało tego dużo, praktycznie nic, czym moglibyście się zadowolić, ale historia jest już tak rozbudowana, że przyszedł czas, aby zakończyć ten etap i rozpocząć nowy. To przykre wiadomości, ale jak już mówiłam, piszę drugie opowiadanie, którym też chciałabym się z wami podzielić - o nim opowiem kiedy indziej. Nie martwcie się jednak, ponieważ nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa i długo nie zamierzam. Tak bardzo muszę się powstrzymywać, żeby się przed wami nie odkryć, że pomału wychodzę z siebie, ale wierzę, że dam radę i uda mi się mile was zaskoczyć :)

Rozdział 54 pojawi się na blogu pod koniec miesiąca - 25 września, tradycyjnie w godzinach mocno wieczornych. Nie zapominajcie jednak, że za tydzień będziemy gościć kolejnego z naszych bohaterów, ale uprzedzam - nieletnim wstęp wzbroniony! Severus bowiem ma dość wysublimowany gust, jeśli chodzi o dodatki do kawy.

To tyle, jeśli chodzi o ogłoszenia parafialne, a ja żegnam się z wami na dziś i zapraszam do czytania,
Realistka

* * * * *

            Łatwo jest powiedzieć: trzymaj język za zębami; o wiele trudniej, jeśli chodzi o realizację. Draco mógł przemilczeć wiele rzeczy i niespecjalnie miał potem wyrzuty sumienia. Kiedy ktoś go prosi, żeby o czymś nie mówił, po prostu tego nie robi. Ot, taka ludzka solidarność. Sprawa znacznie komplikuje się, jeśli chodzi o Ginewrę Weasley, a konkretnie o wieści, które mu przekazała, a które w pierwszej kolejności powinny trafić do Blaise’a. Czemu zatem padło na niego? Nie miał bladego pojęcia, przez co czuł się jeszcze gorzej. Już sam fakt powiedzenia mu o ciąży był wstrząsający, a co dopiero utrzymanie go w tajemnicy przed przyjacielem, który, jak się z biegiem czasu okazało, nie dowiedział się od narzeczonej o dziecku. Dla arystokraty był to jasny sygnał: niech cię ręka boska chroni przed mówieniem mu tego. Tylko jak tu zachować milczenie, skoro życie z tą tajemnicą zdało się znacznie trudniejsze? Był przekonany, że dziewczyna powiedziała Diabłu o stanie błogosławionym, w którym się znajduje. Ba! Dałby sobie rękę uciąć, że to były pierwsze słowa, które padły z jej ust, gdy usłyszała głos Zabiniego w telefonie! Tymczasem okazuje się, że panna Weasley zasznurowała buzię i nie puściła z niej pary, co według Dracona było grubym nietaktem. Ojciec dziecka dowiaduje się o nim pierwszy, prawda? Nie koleżanki, sąsiadki, rodzice czy sprzedawca w sklepie. Ojciec! A on bynajmniej nie spłodził małego rudzielca w brzuchu Ginny, więc za jakie grzechy przyszło mu nosić ten ciężar na barkach? Za każdym razem, gdy spojrzał na Blaise’a chciał mu wszystko powiedzieć, ale nie mógł i było mu z tym faktem okropnie, a nawet potwornie źle. Wspomnienie czegokolwiek Hermionie również nie wchodziło w rachubę, ponieważ dziewczyna już od jakiegoś czasu uważała, że Diabeł powinien wrócić do narzeczonej jak najszybciej, więc strach pomyśleć, jak upierdliwa by się stała, gdyby i ona dowiedziała się o ciąży przyjaciółki. Pierwsze co wyśpiewałaby wszystko Zabiniemu, który zwariowałby od cudownych wieści i ruszył do Londynu na wózku inwalidzkim, na którym się obecnie porusza. Weasleyowie mieli latający samochód, a Blaise miałby wózek. W końcu praktycznie na jedno wychodzi. Sprawa zatem była niesamowicie jasna, a przy tym cholernie ciężka; nie może powiedzieć nikomu i niczemu o dziecku. Jak Diabeł się dowie, że wiedziałem przed nim, pośle mnie na samiutkie dno piekieł. Nie zmieniało to jednak faktu, że był ciekawy, czemu Ginny zachowała ten sekret dla siebie. Znaczy podzieliła się nim, ale z kompletnie nie stworzoną i nie upoważnioną do tego osobą, ale mniejsza o to. Siedząc w szpitalu miał bardzo dużo czasu na przemyślenie zachowania dziewczyny, a przede wszystkim jej nagłego zniknięcia. Stało się oczywiste, że uciekła przez dziecko, ale tym samym rodziło się pytanie: czemu? Z pewnością nie bała się powiedzieć Blaise’owi; odrzucił tę opcję już na samym początku. Zna podejście przyjaciela do zostania ojcem, a zatem ruda również musi o nim wiedzieć. Nie mogła żyć w strachu, że będzie na nią zły, czy też będzie chciał, aby usunęła ciążę. Powód był zatem znacznie większy, a do głowy przychodził mu wyłącznie jeden, który również w ogóle mu nie odpowiadał, ale wydawał się najbardziej odpowiedni. Wierzyc mu się nie chciało, że Weasleyówna nie chce zostać matką, ale fakty mówiły same za siebie. Gdyby pójść tą ścieżką, zagadka rozwiązuje się sama, jednak dziewczyna nie przemyślała jednego, a mianowicie, ile ofiar pochłonie jej samolubna decyzja. Musiała zdawać sobie sprawę, że Zabini będzie wściekły, jeśli dowie się prawdy, a dowie się z pewnością, bo nie zamierza popuścić tego rudej. Za pewne czyny trzeba zapłacić, a Blaise’owi należą się prawdziwe wyjaśnienia za męki i katusze, które przyszło mu znieść, gdy od niego zwiała. Ponadto pozostaje jeszcze Granger; przyjaźń przyjaźnią, ale jest przekonany, że będzie chować urazę do Ginny. Hermiona niczego tak bardzo w życiu nie pragnęła, jak dziecka, które odebrano jej w okrutny sposób. Jak się poczuje, gdy pozna prawdę? Dlatego zastanawiał się, czy jest sens, aby jechać do Nory razem z Diabłem, ale dobrze wiedział, że nie ma wyjścia. Tym bardziej teraz, gdy Zabini zdany jest na jego łaskę, co najwyraźniej bardzo mu się podoba. Będzie żałował, że kazał przebukować bilety na dzisiejszy wieczór, ale im szybciej wrócą do Londynu, tym rzeczywiście będzie lepiej.

* * * * *

            Jeśli Severus myślał, że mając Potter za sąsiadów doświadczy błogiej ciszy i relaksu, to szybko się przekonał, że były to tylko płonne nadzieje. Od zawsze wiedział, że Pansy jest żywiołową osobą i bardzo ekspresywnie potrafi wyrażać siedzące w niej emocje. Nie miał jednak bladego pojęcia, że była uczennica może mieć tak donośny głos, a na dodatek posługiwać się nim przeszło godzinę, nie wspominając o zawrotnej prędkości wyrzucania z siebie słów. Potterowie ewidentnie byli w trakcie zażartej kłótni, kiedy próbował raczyć się gorącą kawą i poranną gazetą, w trakcie gdy Rolanda sprzątała po śniadaniu. Skłamałby, gdyby powiedział, że żal mu Harry’ego, ale gdzieś tam w środku, gdzie ludzkie oko nie sięga, czuł do niego coś na kształt współczucia. A że w ogóle mu się ono nie podobało, postanowił podzielić się nim, a raczej zrzucić je na barki kogoś innego. Poczłapał do kuchni i sięgnął po suchą ściereczkę, którą zaczął wycierać umyte przez kobietę naczynia i odstawiać je do szafek.
            - W życiu bym nie pomyślał, że Potter kiedykolwiek będzie moim sąsiadem. – Rolanda zerknęła na Severusa z ukosa i opłukała talerz, który następnie wręczyła mężczyźnie. Tak po prawdzie to nie przeszkadzało jej towarzystwo byłych uczniów, ale fakt faktem, była już zmęczona ich kolejną kłótnią, a raczej przedłużeniem wczorajszej awantury, która zaczęła się około północy.
            - A miało być tak cicho i spokojnie. – Snape uśmiechnął się złośliwie, wycierając naczynie z ogromną zapalczywością. Jeszcze trochę takiego pucowania, a wytrze w talerzu dziurę.
            - Spokojnie jak na wojnie. Nawet dosłownie. – Usłyszał głośny huk za ścianą i zaśmiał się cicho pod nosem. Albo poleciał wazon, albo głowa Pottera. Osobiście skłaniał się ku drugiej opcji, z której byłby bardziej zadowolony.
            - Może trzeba do nich pójść i im pomóc? – Propozycja Rolandy zdziwiła mężczyznę, a nawet odrobinę zirytowała, ale nie zamierzał jej tego powiedzieć. Już tyle razy pomagał byłym wychowankom, że czuł się, jakby pracował w ośrodku pomocy społecznej. Najpierw Draco i Hermiona, potem młoda Weasley i jej ciąża, a teraz Potterowie. A kiedy jemu ktoś w końcu pomoże?
            - Nie ruszaj gówna, nie będzie śmierdziało – odburknął obrażony, wstawiając talerz do szafki i sięgając po kubek. – Są dorośli, więc sobie poradzą. Poza tym to problemy małżeńskie, więc lepiej niech sami to załatwią.
            - Ja cię bardzo proszę, Severusie, przestań używać małżeństwa jako wymówki. Drobna porada jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
            - Oprócz osoby jej udzielającej. – Chciał coś jeszcze dodać, ale widząc niezasolony wzrok Rolandy i szybkość, z jaką myła sztućce, szybko przeszła mu ochota na wdawanie się w bezsensowną kłótnię. Nie mógł pojąć, czemu ukochana tak bardzo chce wszystkim pomagać. Był zdania, że w pewne sprawy nie należy się wtrącać i należy pozostawić je osobom, których one dotyczą. Całego świata zbawić się nie da, a naprzykrzać się komuś też nie wypada.
            - Może to jakaś błahostka, a zrobili z tego wojnę – dywagowała zawzięcie, w czym Snape od razu dopatrzył się ukrytych prób wpłynięcia na niego, aby zmienił zdanie. Jeszcze Pansy był skłonny pomóc, ale Potterowi? Ten dzieciak nigdy nie chciał przyjąć od niego żadnej rady, więc czemu teraz miałoby być inaczej? Nie ma mowy, żeby kolejny raz wpychał nos w nieswoje sprawy i robił za zbawcę świata. – Są młodzi, w gorącej wodzie kąpani. Przyda im się ktoś, kto wysłucha ich problemów, a ja uważam, że lepiej, aby mieli taką osobę zawczasu, bo potem będzie tylko gorzej.
            - Tak nie można, Rolando. Nie należy się wtrącać, jeśli nikt nas o to nie prosi. – Spróbował kolejny raz wpłynąć na kobietę, ale ta przeszyła go morderczym spojrzeniem jastrzębich oczu, przez co odechciało mu się dalszej walki. I tak był na straconej pozycji, więc po co iść w zaparte i obstawać przy racji, której się nie ma? Westchnął przeciągle słysząc podniesiony głos Pansy za ścianą i odstawił wytarty kubek do szafki. Bez słowa opuścił kuchnię i wyszedł z mieszkania, kierując się prosto pod drzwi sąsiadów, za którymi awantura trwała w najlepsze. Zadzwonił kilka razy dzwonkiem i dopiero wtedy zorientował się, że w ręku wciąż trzyma ścierkę, którą wycierał naczynia. Nim się jej pozbył, w progu dostrzegł rozwścieczoną panią Potter, której zirytowany wyraz twarzy ustąpił zdziwieniu na widok byłego nauczyciela eliksirów.
            - Pan profesor? – Zerknęła przy tym przez ramię do wnętrza mieszkania, przymykając za sobą odrobinę drzwi. Severus jednak zdążył dopatrzyć się równie podenerwowanego Harry’ego, opierającego się o jedną ze ścian. – Coś się stało? Mogę jakoś pomóc?
            - Już ty dobrze wiesz, co się stało, Pansy. Drzecie się na cały blok od samego rana i śniadania nie dacie nawet w spokoju zjeść sąsiadom. – Dziewczyna przygryzła delikatnie wargę, spuszczając przy tym nieznacznie wzrok. Kto by pomyślał, że będąc matka i żoną wciąż może się poczuć jak nastolatka, gdy stoi przed nią były wychowawca, który strofuje ją tak, jakby nadal byli w szkole. Bądź co bądź czuła się zażenowana słowami profesora i zrobiło jej się strasznie głupio, że akurat Snape musi być świadkiem jej kłótni z Harrym.
            - Przepraszamy – wybąkała cicho, zerkając z ukosa na nauczyciela, który splótł ręce na klatce piersiowej, a w jednej z nich dopatrzyła się białej ścierki. Wolała nie pytać, po co mu owy przyrząd kuchenny, gdyż mogłaby dostać nim jeszcze po głowie, a tego zdecydowanie wolałaby uniknąć.
            - Jakoś Pottera obok ciebie nie widzę. Gdzie ten niewydarzony lekarz od siedmiu boleści? – Pansy nie odpowiedziała, gdyż dostrzegła za Snape’em profesor Hooch, która podeszła do nich z delikatnym uśmiechem na ustach, kładąc Severusowi rękę na ramieniu. Może to nie była najodpowiedniejsza chwila na tego typu przemyślenia, ale musiała przyznać, że rzeczywiście do siebie pasują i na pierwszy rzut oka tworzą bardzo zgraną parę.
            - Nie chcemy się wtrącać, Pansy, ale może macie z Harrym jakiś problem i chcielibyście o nim porozmawiać? – Mężczyzna patrzył błagalnie na byłą uczennicę, żeby oszczędziła mu kolejnej wizyty psychologicznej i nie kazała mieszać się w jej małżeńskie problemy, ale pani Potter najwidoczniej miała inne plany. Może to pod wpływem ciepłego spojrzenia, uśmiechu i głosu Rolandy, a może po prostu potrzebowała kogoś do wygadania, gdyż otworzyła drzwi od mieszkania na oścież i zaprosiła byłych nauczycieli do środka, którzy bez wahania weszli do środka. No dobrze, Severus miał pewne opory, ale widząc skrzywiony wzrok Pottera szybko zmienił zdanie i z szatańskim uśmiechem na ustach wkroczył do przedpokoju. Harry ewidentnie chciał coś powiedzieć, ale Pansy zdążyła go w porę ubiec, przez co był jeszcze bardziej naburmuszony niż dotychczas, co stanowiło nie lada wyczyn w jego przypadku. Już dawno jednak nie pokłócił się tak ostro z żoną i uważał, że ma pełne prawo do bycia niezadowolonym.
            - No? – odezwał się nieco zniecierpliwiony Snape, łypiąc groźnie na okularnika, który najchętniej wyprosiłby go za drzwi. – To o co wam poszło?
            - Harry’emu wypadł nagły dyżur w Mungu i nie mamy z kim zostawić Lilly, ponieważ ja też muszę być dziś w pracy – wyjaśniła dziewczyna, do której od razu przyłączył się mąż.
            - Wezwano mnie na blok operacyjny, a rodzice Pansy są na urlopie, więc któreś z nas musiałoby wziąć córkę ze sobą. Ja tego zrobić nie mogę – zaprotestował otwarcie Harry, unosząc obie ręce na wysokość twarzy, jakby od razu bronił się przed atakiem żony i byłych profesorów.
            - Tylko problem jest w tym, że ty codziennie jesteś wzywany do szpitala. Jak nie w dzień to w nocy i w ogóle nie zajmujesz się już Lilly. – Severus widząc, do czego zaprowadzi ich kolejne przekomarzanie się państwa Potter, postanowił zawczasu interweniować, choć praktycznie nie miał ku temu ochoty. Chętnie wysłuchałby, jakim to wspaniałym ojcem jest Harry, ale dobrze wiedział, że to nie czas i pora na tego typu życzenia. Poza tym jego stanowcza postawa zawsze budzi w Rolandzie podziw, a nic tak nie podnosi samooceny, jak zachwyt ukochanej osoby.
            - Będziemy tu stać do wieczności, jak tak dalej pójdzie. Idźcie, gdzie tam macie iść, a my zostaniemy z dzieckiem i problem rozwiązany. – Sam się sobie dziwił, że wyskoczył z tak absurdalnym pomysłem, nie wspominając już o Potterach, którzy wymieniali między sobą spojrzenia, jakby nie wierzyli, że przed nimi stoi ten sam profesor eliksirów, z którym mieli do czynienia w Hogwarcie. Niech skona, ale chwila odpoczynku i błogiego spokoju na emeryturze też mu się przecież należy. Bo niby co taki brzdąc może robić cały dzień? Za dużo roboty to przy nim nie będzie, a nim się obejrzy, któreś z rodziców z pewnością zdąży wrócić. Nie ma tragedii!
            - Ale my nie chcemy kłopotać…
            - Żaden problem, Pansy. Cieszymy się, że możemy pomóc. – Rolanda uśmiechnęła się do dziewczyny, która wyglądała, jakby kamień spadł jej z serca. Harry natomiast oniemiały wpatrywał się w Snape’a, kompletnie nie dając wiary, że ten potwór chce się zaopiekować jego córeczką. Czym mu to biedne, słodkie maleństwo zawiniło, że chce pokazywać mu tę okropną twarz żądającą krwi niewinnych dzieci? Zaczął się zastanawiać, czy nie będzie lepiej, jak oleje operację i zostanie z Lilly, bo tego, co może zrobić jej stary nietoperz nawet nie chciał sobie wyobrażać. Wyglądało jednak, że decyzja już zapadła, gdyż Severus wypchał go razem z Pansy za drzwi i machał im na odchodne trzymaną w dłoni ścierką do naczyń z diabelskim uśmieszkiem na ustach. Dodatkowo musiało go jeszcze kilka rzeczy ominąć w trakcie wewnętrznej rozterki, gdyż nie wiedzieć czemu, profesor Hooch dołączyła do nich niedługo potem, zagłębiając się w entuzjastycznej rozmowie z jego małżonką. A więc klamka zapadła; straci dziecko, a Malfoy psa, bo nie ma opcji, żeby największy postrach Hogwartu potrafił się zająć obiema istotami jednocześnie.

* * * * *

            Mogli spodziewać się wiele po wyjeździe do Austrii, ale wizyta w szpitalu była zdecydowanie ostatnim punktem na liście wypadków, które miały im się przytrafić. Na szczęście wszystko skończyło się na ręce wsadzonej w gips i ortezie z powodu zwichnięcia stawu kolanowego. Co prawda po drodze trzeba było nastawić jeszcze Blaise’owi bark, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Mimo że Zabini darł się wniebogłosy, ostatecznie wyszedł ze szpitala bezgranicznie szczęśliwy, ponieważ udało mu się odnaleźć Ginny, a tej radości nic i nikt nie jest w stanie mu odebrać. Poza tym pierwszy raz w życiu miał okazję jechać na wózku inwalidzkim, co było niesamowitą frajdą, zważywszy na fakt, że wiózł go Draco, a rzadko się zdarzało, by blondyn usługiwał komukolwiek. Może brutalne, ale postanowił korzystać z dobroci przyjaciela ile wlezie, bo następna taka okazja przytrafi mu się dopiero na emeryturze, gdy poprosi Malfoya, by zajął mu miejsce w kolejce do apteki w celu wykupienia leków.
            Spotkanie przedstawicieli zarządu miało odbyć się po południu, lecz przez niesprzyjające okoliczności zostało przełożone na godzinę szóstą, dzięki czemu mieli jeszcze sporo czasu na przygotowania. Draco chciał oczywiście spędzić ten kilka godzin wyłącznie z Hermioną, ale dziewczyna uparła się, że muszą pomóc Zabiniemu, który z pewnością będzie czegoś od nich potrzebował. Blondyn bardzo niechętnie siedział w pokoju przyjaciela, odliczając minuty do rozpoczęcia spotkania, a gdy w końcu nadeszło, zgromadzone w nim nerwy omal nie wyszły na wierzch i nie rozsadziły budynku na części pierwsze. Sprawa zarządu była poważna, ale bardziej frapował go fakt, że musi się pilnować przed Diabłem, aby nie wygadać mu o ciąży Ginny. Robił co mógł, ale presja była tak duża, że kilka razy prawie bezmyślnie wypaplał o ojcostwie czarnoskórego, a potem tłumaczył się głupio, że niby się przejęzyczył lub się nad czymś zamyślił. Koniec końców udał się na ostateczne spotkanie z Kefflerem w paskudnym wręcz humorze, który nie umknął, jak zwykle niezawodnej w kwestii wścibstwa, Mirandzie.
            - To przykre, że pan Zabini nie może pojawić się na spotkaniu. – Szła obok Dracona z typowym sztucznym uśmiechem, przeglądając papiery zgromadzone na czarnej podkładce biurowej. Mężczyzna starał się ją ignorować, ale jej irytujący głos niemiłosiernie go drażnił, przez co nie był w stanie skupić się na niczym innym, jak na chęci zrzucenia blondynki ze schodów. A że założyła buty na niebotycznie wysokim obcasie, mógłby zwalić winę na niefortunny przypadek. – To w porządku zostawiać go samego? Czy może twoja dziewczyna się nim zajmuje, co?
            - Jeszcze ci nie przeszło? – spytał znudzony, na co Miranda zaśmiała się cicho pod nosem, otwierając szklane drzwi prowadzące do sali konferencyjnej. Z początku arystokrata nie zwrócił uwagi, że miejsca zostały przygotowane tylko dla czterech osób, ale wraz z upływem czasu wydało mu się podejrzane, że nikt nie zaszczycił ich jeszcze swoją obecnością. Nawet Keffler był nieobecny, a punktualność to jedna z niewielu jego mocnych stron.
            - Pytałam z czystej ciekawości. – Odłożyła trzymaną w ręku podkładkę, a raczej rzuciła ją na długi stół i usiadła na jego krawędzi, zakładając nogę na nogę. Draco czuł jej świdrujące spojrzenie, ale nie zbliżył się bardziej niż uważał za stosowne. Stał w bezpiecznej odległości obserwując kobietę, a przede wszystkim jej jadowity uśmieszek, który nie opuszczał wymalowanych czerwoną szminką warg. – Jesteście parą od niedawna, więc mogła się rozmyślić i wybrać twojego współpracownika. Wydaje się bardziej odpowiednią partią.
            - Masz niezłe poczucie humoru. – Uśmiech Hagen poszerzył się, a oczy zmrużyły delikatnie. Kobieta ewidentnie była bardzo z czegoś zadowolona, a jej satysfakcja niewyobrażalnie działała Malfoyowi na nerwy. Drażniły go jej sarkastyczne komentarze, dumne spojrzenia i cyniczny wyraz twarzy, ale pilnował się jak mógł, żeby jej o tym nie powiedzieć. To spotkanie to tylko formalność, ostatni etap planu, który musi się powieźć. Nie może sobie pozwolić na wybuchy złości i rzucanie obelgami na prawo i lewo. Co innego później; hulaj dusza, piekła nie ma! Teraz jednak powinien zachować spokój i nie dać się wyprowadzić z równowagi, co przy siedzącej naprzeciw niego kobiecie może być bardzo trudne do osiągnięcia, nie wspominając już, co się może wydarzyć, gdy pojawi się jej szef. A mówiąc o szefie… - Członkowie zarządu jeszcze nie przyjechali?
            - I nie przyjadą. – Odpowiedź Mirandy zapewne miała zdziwić arystokratę lub mocno zaniepokoić, ale oprócz prawie niezauważalnego uniesienia brwi twarz blondyna pozostała niewzruszona. Nawet gdy Hagen do niego podeszła i wręczyła mu trzymaną wcześniej podkładkę trzymał nerwy na wodzy. – Ja wiem, ty wiesz i Keffler wie, że sfałszowałeś dokumenty. Myślałeś, że coś takiego może ci się udać?
            - A to zapewne moja ostatnia deska ratunku? – Zerknął na papiery, które były orzeczeniem o zrzeczeniu się praw do United Architect  na rzecz biznesmena, a  zadowolony uśmieszek kobiety utwierdził go przypuszczeniach. Tak to zatem wygląda; załagodzenie sprawy bez świadków, a zarząd dostaje okrojoną wersję wydarzeń sprowadzającą się do czystych malwersacji, które skrzętnie zostają zatuszowane. – A jak nie skorzystam?
            - Spadniesz na samo dno, pogrążysz się i znikniesz ze świata biznesu. Mnie się taki scenariusz wydarzeń nie podoba, a dodatkowo w twoim przypadku wszystko może zostać zwieńczone procesem sądowym o fałszerstwo. – Przeciągnęła wypielęgnowaną dłonią po klapach marynarki mężczyzny, przenosząc ją następnie na krawat, po którym zaczęła wspinać się palcami ku zapięciu kołnierzyka, który następnie nieco odchyliła, przyciągając ku sobie twarz chłopaka. Draco zacisnął mocniej szczękę, unosząc wyżej podbródek, by po chwili odrzucić wręczoną mu podkładkę na stół, na co Hagen spojrzała mocno oburzona. W jednej sekundzie uleciała z niej wszelka dotychczasowa satysfakcja, a zastąpiła ją złość, która rozbawiła odrobinę arystokratę.
            - Dzięki, ale nie skorzystam. – Miranda odepchnęła go od siebie i pomaszerowała w kierunku szklanych drzwi, przez które weszli do środka. Obróciła się przy nich ku mężczyźnie, rzucając mu wściekłe spojrzenie, którym zapewne miała nadzieję skłonić Malfoya do zmiany zdania, ale ten w odpowiedzi uśmiechnął się dumnie, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
            - Jeszcze tego pożałujesz. – Wyszła na oświetlony korytarz, starając się trzasnąć za sobą drzwiami, jednak blokada skutecznie jej to uniemożliwiła. Draco westchnął głęboko, gdy został sam i przetarł zmęczone oczy. Miał dość wrażeń jak na jeden dzień, ale wszystko wskazuje na to, że najgorsza nawałnica dopiero przed nim. Z trudem udało mu się zapanować nad sobą, a przecież to była dopiero rozgrzewka. Starał się nie myśleć, że staranne przygotowania do spotkania z zarządem mogą pójść na marne, ale im bardziej próbował odgonić niewygodny scenariusz, tym stawał się coraz bardziej podenerwowany. Chciałby, aby Hermiona była tu teraz przy nim i powiedziała mu, że nie ma o co się martwić, ale niestety zdany jest wyłącznie na własną siłę woli, której może mu nie wystarczyć do końca. Nie wspominając już o Ginny i jej ciąży, której utrzymanie w tajemnicy przed Blaise’em również staje się coraz trudniejsze. Nie zdążył jednak zagłębić się ponownie w motywy kierujące Weasleyówną, gdyż przez oszklone drzwi, za którymi niedawno zniknęła Hagen, wszedł Keffler razem z niewysokim, starszym mężczyzną, a za nimi niczym pies stróżujący kroczyła pani inspektor, która od razu podeszła do Dracona z wymuszonym uśmiechem na ustach.
            - Panie Coolwear, to jest pan Draco Malfoy. Prezes United Architect i główny wykonawca projektu. – W nienaganny sposób przedstawiła arystokratę nieznanemu przybyszowi, który uścisnął mu rękę, uśmiechając się grzecznościowo. – Pan Coolwear jest przewodniczącym zarządu zatwierdzającego dokumenty niezbędne do rozpoczęcia prac budowlanych.
            - Ogromnie się cieszę, że mogę w końcu poznać tak uzdolnionego architekta. Panie Malfoy, to czysta przyjemność móc pana spotkać osobiście. – Draco odwzajemnił uśmiech, którym raczył go starczy jegomość. Bardziej jednak interesowały go spojrzenia, które wymieniali między sobą Keffler i Hagen, a wnioskując z nalanej twarzy Austriaka, nie był zadowolony z wieści, które starała się mu przekazać pracownica.
            - Mnie również jest bardzo miło i liczę, że to nie ostatnie nasze spotkanie. – Dostrzegł, a raczej wyczuł, że atmosfera w pomieszczeniu stała się dość napięta, gdyż Miranda zawzięcie poprawiała zalakierowaną grzywkę, a jej szef przestępował z nogi na nogę, jakby nie mógł się doczekać końca spotkania, a przynajmniej momentu padnięcia na przygotowane krzesła. Na szczęście formalne powitania szybko minęły, a pan Coolwear podszedł do stołu i zaprosił do niego pozostałych, którzy bez wahania poszli w jego ślady. Hagen kolejny raz wygładziła jasne kosmyki włosów i otworzyła skórzana teczkę, z której zaczęła wyciągać pliki kartek, wręczając je Kefflerowi.
            - Takie spotkania to tylko szczegół, ale sam pan rozumie, że bez nich nie pójdziemy dalej. – Przedstawiciel zarządu wygrzebał z marynarki pokrowiec, z którego wyciągnął okulary, wkładając je na nos. Przyjął od Austriaka dwie kartki, którym zaczął przyglądać się uważnie, co bezsprzecznie nie podobało się biznesmenowi, który postanowił włączyć się do rozmowy.
            - Randolf jest na urlopie? Zawsze to on przyjeżdżał na spotkania. – Coolwear zerknął na Kefflera znad okularów i przyjął od niego kolejne dokumenty. W międzyczasie podziękował mu również skinieniem głowy za poczęstunek papierosem, którego stanowczo odmówił, co jeszcze bardziej poirytowało opasłego mężczyznę. Sam bowiem nie krępował się i ćmił używkę już od jakiegoś czasu, wydmuchując kłęby dymu prosto na Dracona.
            - Myślałem, że poinformował cię, że idzie na emeryturę. W zarządzie sporo się teraz zmieni, André – odparł beznamiętnie, a Malfoy mógł obserwować tężejące mięśnie na twarzy Mirandy, która natychmiast przerzuciła wszystkie kartki trzymane w teczce i wyciągnęła ostatni plik, na widok którego świńskie oczka Kefflera momentalnie pojaśniały. Blondyn od razu domyślił się, co znajduje się na dokumentach trzymanych przez biznesmena i zaczął przyglądać mu się uważniej, gdy ten wręczył je prezesowi zarządu. Coolwear zmarszczył z niezrozumienia brwi i ściągnął z nosa okulary, które po chwili ponownie włożył i zamyślił się głęboko nad arkuszem, który miał przed sobą na stole. Wzrok Dracona momentalnie spoczął na papierze, na którym u dołu strony figurowało nazwisko Hermiony i omal nie połamał sobie zębów, zaciskając do bólu szczęki. Jaki cudem? – Panie Malfoy, czy pani Granger to pański stały kontroler?
            - Też chcielibyśmy się tego dowiedzieć – dopowiedział Austriak patrząc z satysfakcją na blondyna. Arystokrata nie zdążył jednak odpowiedzieć, gdyż ubiegł go Coolwear, który domagał się szczegółów, bowiem niewiele rozumiał z zaistniałej sytuacji, przypatrując się kolejnym kartkom.
            - Też? – spytał zdziwiony, zerkając na Kefflera i Hagen. – André chcesz mi powiedzieć, że nie wiesz, kto jest inspektorem w United Architect? Jak możesz przyjmować dokumenty, nie wiedząc…
            - Może ja wszystko wytłumaczę – wtrącił się Draco, na którego spojrzał prezes zarządu, każąc mu kontynuować. – Pani Granger jest moim tymczasowym kontrolerem, a właściwie była i tylko na bieżący projekt. Ze względu na pewne korelacje zrezygnowała z dalszej współpracy z moją firmą, a jej obowiązki przejął inny inspektor.
            - No dobrze, to rozumiem, ale czemu w takim razie nie mamy dokumentów od pana obecnego kontrolera?
            - Wszystkie nowe pliki wraz z prośbą o ich zatwierdzenie zostały wysłane mailem do pani Hagen jeszcze przed moim przyjazdem. – Miranda zerknęła ostrzegawczo na Kefflera, przenosząc po chwili wzrok na Malfoya. Blondyn był z siebie zadowolony jak nigdy dotąd, bowiem plan póki co szedł jak najbardziej po jego myśli, a reakcje pani inspektor były dokładnie takie, jakich oczekiwał. - Projekty musiały zostać zaakceptowane dużo wcześniej, a na ten czas nie miałem stałego inspektora. Poprosiłem o zmianę w dokumentacji i akceptację opóźnionego terminu wysyłki, gdyż całym zleceniem może zajmować się tylko jeden kontroler, a ponieważ pani Granger zrezygnowała konieczne było znalezienie nowego inspektora. Mogę pana zapewnić, że wszelkie dokumenty zostały wysłane, gdyż jeszcze wczoraj rozmawialiśmy o nich razem z panem Kefflerem. Możliwe, że gdzieś się po prostu zawieruszyły.
            - Niczego takiego nie otrzymałam, panie Malfoy – zaprzeczyła bez zająknięcia Hagen, unosząc przy tym wyżej podbródek. Arystokrata uśmiechnął się jedynie z przekąsem, co musiało jeszcze bardziej rozjuszyć kobietę, gdyż wypielęgnowane palce mocno zacisnęły się na okładce teczki, tworząc w niej mało gustowne wgniecenia.
            - Proszę sprawdzić dokładnie, bo może to zwykłe nieporozumienie. – Draco nigdy wcześniej nie poznał Coolweara, ale instynkt podpowiadał mu, że nie jest to Kefflera ulubiony przedstawiciel zarządu. Mężczyzna bowiem, w odróżnieniu do swojego poprzednika, nie dawał sobą tak łatwo manipulować, a to znaczyło, że Austriak będzie miał niemały problem, aby przekonać go do własnej wersji wydarzeń. Hagen najwyraźniej też wyczuła, że urzędnik nie jest zbyt przychylnie nastawiony ku jej przełożonemu, gdyż nerwowo poprawiła grzywkę i uśmiechnęła się do niego sztucznie, co z punktu widzenia Malfoya wyglądało jak nieporadna próba ucieczki od konsekwencji.
            - Sprawdzam pocztę codziennie kilkanaście razy. Niemożliwe, bym ominęła tak ważne dla mojego pracodawcy dokumenty, panie Coolwear. – Prezes zarządu spojrzał na blondynkę surowo, zwracając się do niej stanowczym tonem, który nawet na arystokracie zrobił duże wrażenie.
            - Pani Hagen, nalegam, aby sprawdziła pani pocztę jeszcze raz, ale dokładniej.
            - Henry, czy ty zarzucasz mojej najlepszej pracownicy niedbałość? To bezczelne insynuacje! Jeśli mówi, że nic nie dostała, to znaczy, że niczego takiego nie ma, a ja nie przypominam sobie, żebyśmy razem z panem Malfoyem rozmawiali o poprawionej wersji dokumentów. To są jakieś kpiny! – Cierpliwość i dobroduszność Kefflera najwidoczniej skończyła się, gdyż wybuchnął do starszego mężczyzny, trzęsąc się przy tym z nerwów niczym galareta. Draconowi taki obrót spraw coraz bardziej się podobał, toteż postanowił podroczyć się jeszcze trochę z biznesmenem, któremu o mały nie pękła żyłka ze złości.
            - Sam mi pan pokazywał segregator z pełną dokumentacją, w którym znajdują się nowe zatwierdzenia.
            - Brednie! – Patrząc na topiącego się w agresji Austriaka, Malfoy mógł stwierdzić, że jego plan jak najbardziej zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu. Widocznie utyty jegomość również zdał sobie sprawę, że United Architect nie wpadnie w jego ręce tak szybko, gdyż bez wahania pokazywał swą nadpobudliwą i bezczelną stronę, którą znało niewiele osób. Wszyscy zawsze uważali go za nieco ciapowatego biznesmena; tymczasem okazuje się, że i ciepłe kluski potrafią czasem mocno ugryźć.
            - Czy mogę zobaczyć ten segregator? – Coolwear zdawał się nie przejmować się wybuchami Kefflera, gdyż ton jego głosu nie zmienił się nawet odrobinę w ciągu całej rozmowy, co jeszcze bardziej drażniło opasłego mężczyznę, nie wspominając już o jego pracownicy, która, gdyby tylko mogła, zasztyletowałaby zadowolonego z siebie Dracona na śmierć i wyrzuciła jego truchło przez okno. Prezes zarządu zapewne w niedługim czasie również podzieliłby jego los, ale póki co Miranda zachowała dystans w rozmowie, a nie przypadło to do gustu jej pracodawcy nawet w najmniejszym calu.
            - Ależ proszę! Pani Hagen, proszę przynieść dokumentację bieżącego projektu United – zwrócił się do blondynki, która posłusznie skinęła głową i odeszła od stołu. - Uprzedzam cię, Henry, że znajdziesz tam tylko nieaktualne zatwierdzenia, a ja tym samym mam pełne prawo do zerwania umowy.
            - To się dopiero okaże. - Urzędnik nawet nie spojrzał na wstającą z krzesła kobietę, gdyż powrócił do przeglądania reszty dokumentów, na których co jakiś czas składał nienaganny podpis i przybijał pieczątkę. Te dźwięki były dla arystokraty niczym miód na serce, gdyż każde kolejne zatwierdzenie przybliżało go do finalizacji transakcji, a tym samym Keffler będzie musiał zapłacić mu olbrzymią kwotę za wykonanie zlecenia i co za tym idzie nie uda mu się z niej tak łatwo wywinąć. Z uwielbieniem obserwował nadętą twarz Austriaka, która ze zgromadzonych nerwów zrobiła się czerwona niczym burak, a grube palce ściskające wypalonego papierosa zgniotły wątły filtr na pół. Dla tego widoku warto było zarwać całą nockę na ściąganiu zabezpieczeń.


* * * * *

            Bywa tak, że będąc nauczycielem uczniów traktuje się jak własne dzieci. Szczególnie, gdy jest się ich wychowawcą; dobry kontakt z wychowankami to przecież podstawa. Severus myślał, że skoro spędził większość życia w szkole, był pedagogiem i opiekunem domu, to bez trudów poradzi sobie z niespełna dwuletnią dziewczynką, którą zgodził się zająć. Dlatego tak łatwo przystał na propozycję Rolandy, która dowiedziawszy się, gdzie Pansy idzie do pracy koniecznie chciała jej pomóc i poprosiła go, aby sam zaopiekował się małą Lilly. Bo co niby trudnego może być w przypilnowaniu dziecka, które nie chodzi, nie mówi, a na dodatek smacznie śpi sobie w łóżeczku?
            Koszmar zaczął się niecałą godzinę po wyjściu rodziców. Problemem okazało się wiele rzeczy; nagły płacz po ujrzeniu twarzy nieznanego mężczyzny, wierzganie wszystkimi kończynami przy próbie wyjęcia malucha z kojca, plucie przygotowaną kaszką po całej kuchni, a nawet rzucanie w Severusa mdławą papką, którą zaserwował dziewczynce. Do obrazu nędzy i rozpaczy należało również dodać Dulce, który wałęsał się między nogami, ujadając za każdym razem, gdy Lilly wznawiała arię płaczu. Po wielu prośbach, które i tak mógł sobie w buty w sadzić, biadoleniu nad małą i błaganiu na kolanach, żeby przestała w końcu wylewać łzy, udało mu się dojść do źródła kłopotu, który okazał się rozlazły, brązowy i wydzielał odurzający fetor, a umiejscowiony był w pielusze założonej na pupę. Mężczyzna w pierwszej kolejności zbladł ze strachu, potem zaczął nerwowo krzątać się po domu w poszukiwaniu środków, które pomogłyby mu uporać się ze śmierdzącą substancją, by na końcu paść obok płaczącej zawzięcie Lilly i wzywać wszelkie znane mu bóstwa na ratunek. Mógł karmić, kołysać do snu, nawet mógłby spróbować nauczyć dziewczynkę chodzić, ale zmiana pieluchy była sprawą znacznie większego kalibru, a zaglądając w nabrzmiałe śpiochy córki Potterów można o niej było tak powiedzieć dosłownie. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Oczywiście wiedział, że mała nie może cały dzień chodzić zafajdana, ale na brodę Merlina, nigdy nikt go nie nauczył, jak postępować w tak śmierdzącej sytuacji! Nie ma własnych dzieci, a jedyne, z jakimi miał do czynienia miały najmniej jedenaście lat, a takie z pewnością zostały nauczone prawidłowego korzystania z toalety samodzielnie. Pomijając Dracona, którego jest ojcem chrzestnym, ale oprócz trzymania go raz czy dwa na rękach jego udział w pierwszych latach życia chłopaka się kończył.
            - Macierzyństwo to jednak ciężki kawałek chleba – wymruczał sam do siebie, przymykając zmęczone oczy i wzdychając głośno w przestrzeń. Dulce na szczęście zdążył zająć się sobą, gdyż położył się niedaleko małej i chociaż on jeden przestał się na niego wydzierać na każdym kroku, za co był bardzo wdzięczny zwierzakowi. Dopiero teraz dotarło do niego, że Lilly przestała wrzeszczeć jak najęta, co mógł w pewien sposób podpiąć pod mały sukces. Obrócił się ku małej, która leżała na podłodze na brzuszku i przyglądała mu się wielkimi oczami, które wciąż były mokre od hektolitrów wylanych łez. Dla Severusa wyglądała dość zabawnie z rozdziawioną buzią, nie wspominając o pozycji rozjechanej na drodze żaby. Uśmiechnął się do siebie na to porównanie, a drobne usteczka Lilly wykrzywiły się w prawie bezzębnym uśmiechu. Dziewczynka wyciągnęła ku niemu rączkę i zaczęła nią wymachiwać, próbując podpełznąć do niego, lecz przez strukturę dywanu miała niemałe problemy z przemieszczaniem się. Snape podniósł się z pozycji leżącej do siedzącej i pomógł malcowi wstać, trzymając za rączki i próbując nie dać dziecku upaść. Nóżki małej uginały się przez chwilę na wszystkie strony, aż w końcu stanęła na nich w miarę stabilnie, a Severus ostrożnie puszczał niewielkie rączki, by dziewczynka mogła złapać równowagę samodzielnie. Nawet Dulce podniósł łeb i przyglądał się pierwszym próbom postawienia kroku przez dziecko, jednocześnie czuwając nad jej bezpieczeństwem, gdyż tak między nami psami, to nie miał za grosz zaufania do osobnika, który zajmuje się jego ulubioną koleżanką. Lilly śmiała się do niego szeroko, ale wciąż była za mała, by ustać dłużej niż trzy sekundy, toteż po tym czasie wpadła na mężczyznę nie przestając się jednak śmiać, a przepełniona pielucha niefortunnie dała o sobie znać. Odsunął odrobinę głowę, gdyż przerażający smród strasznie drażnił mu nozdrza, nie wspominając o oczach, które w każdej chwili mogły się rozpuścić od toksycznych oparów. Nie ma innej rady; trzeba rozbroić bombę i pozbyć się jej czym prędzej, bo inaczej zadusi wszystkich mieszkańców bloku. Nie ma bladego pojęcia, jak się zmienia pieluchę, ale nie powinno to być takie trudne, co nie? Z tą myślą chwycił uśmiechniętą Lilly pod pachy i na wyprostowanych rękach przeniósł do jej pokoju, gdzie zdążył zauważyć kozetkę, na której Pansy zapewne zajmowała się higieną córki. Ułożył małą na plecach i przypatrywał się jej przez chwilę, co zresztą również robiła dziewczynka, gdyż nie rozumiała, czemu zabawa z wujkiem tak szybko się skończyła. Snape rozejrzał się po blacie, na którym stały przeróżne pojemniki, a wśród nich dostrzegł to, czego tak bardzo potrzebował – czyste pieluchy! Niewiele myśląc rozpiął guziki od śpioszków dziecka i wyciągnął z nich wyginające się nóżki. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy, gdyż wraz z ułożeniem Lilly na plecach stało się to, czego tak bardzo się obawiał – żrąca substancja wydostała się na zewnątrz i popłynęła po blacie. Westchnął na ten widok, czego od razu pożałował i klepnął się głośno w czoło, co musiało rozbawić dziewczynkę, gdyż zaśmiała się wesoło, wyciągając ku mężczyźnie rączki. Severus starał się jak mógł, ale nie mógł darować sobie pogardliwego i zniesmaczonego uśmieszku, który o dziwo ani trochę nie odstraszył małej.
            - Takie problemy mogą przysparzać tylko Gryfoni. – Usłyszał głośne szczeknięcie dobiegające z podłogi i zerknął na dobermana, warującego przy prawej nodze i z wystawionym językiem na zewnątrz. Tak, ty bez wątpienia jesteś Ślizgonem i pupilem Malfoya. Z mocno bijącym sercem i wyrazem twarzy, jakby się miał zaraz rozpłakać przystąpił do ściągania pieluchy, a gdy w końcu mu się udało, omal nie padł na podłogę z ilości zebranych w niej nieczystości. Przełknął głośno ślinę i sięgnął po różdżkę z kieszeni, którą wyczarował długie rękawice, sięgające aż do łokci. – Slytherinie najsłodszy, ileś ty w tym łaziła?
Lilly oczywiście odpowiedzieć nie mogła, a nawet gdyby potrafiła mówić, to i tak była zbyt zaabsorbowana patykiem, którym posługiwał się mężczyzna, żeby zwrócić uwagę na cokolwiek innego. Severus spojrzał błagalnie ku niebu i nie wiedzieć czemu przeżegnał się ze łzami w oczach. Merlinie i Boże wszechmogący, dopomóżcie!

* * * * *

            Erupcja wulkanu; tylko takie porównanie przychodziło Draconowi na myśl, gdy patrzył na ogarniętego wściekłością Kefflera, kiedy Hagen przyniosła segregator z dokumentami, na których na próżno było szukać śladów podpisów Hermiony. Wszystkie zostały opatrzone nazwiskiem nowego inspektora zatrudnionego w United, za co bezsprzecznie będzie musiał dać Sam sporą podwyżkę, ponieważ gdyby nie jej doskonała organizacja pracy nie mieliby na co podmienić papierów. Austriak od razu zaczął wykrzykiwać, że pierwszy raz widzi owe arkusze na oczy, ale nagle powstrzymał się i zamilkł, co bez wątpienia było zasługą opanowanej Mirandy, która zwróciła się do przedstawiciela zarządu z delikatnym uśmiechem. Coolwear nic sobie jednak nie robił z prób ratowania wizerunku przełożonego przez blondynkę; od razu przystąpił do uważnej lektury wręczonych mu plików kartek. Z całego towarzystwa jedynie Malfoy siedział zadowolony i szczęśliwy, pławiąc się w bezgranicznej satysfakcji z powodu wypełnionego planu.
            - Musiało zajść jakieś drobne nieporozumienie, panie Coolwear, gdyż nowe dokumenty rzeczywiście znalazły się w segregatorze. – Draco uśmiechnął się do siebie, co nie uszło jednak uwadze Hagen, która po chwili kontynuowała z udawanym rozżaleniem. - Przykro mi to jednak stwierdzić, ale zapoznaję się z nimi dopiero teraz, ponieważ wcześniej nie miałam z nimi styczności.
            - Coś pani sugeruje? – Starszy mężczyzna zerknął na kobietę zza okularów i omal długopis nie wypadł mu z ręki, gdy rozwścieczony Keffler uderzył pięścią o stół, zasypując blat popiołem z papierosa.
            - Fałszerstwo! – wykrzyknął gwałtownie, dusząc się ze złości. - Henry nie możesz tego zatwierdzić!
            - Panie Keffler, proszę się uspokoić i zastanowić nad tym, co pan mówi. Jak już wspominałem, dokumenty zostały wysłane dzień przed moim przyjazdem i uzyskały pańską pełną aprobatę. – Świńskie oczka biznesmena omal nie wyszły na wierzch po zwróceniu mu uwagi przez blondyna. Malfoy kilkoma zgrabnymi ruchami dłoni zrzucił resztki popiołu, które potoczyły się w jego kierunku, spoglądając na przybrudzone palce z jawnym obrzydzeniem. To samo zresztą uczynił urzędnik, obecnie wycierający dłonie w wyciągniętą z marynarki chusteczkę.
            - Widzisz to, Henry? Łże! Chyba mu nie wierzysz?! – Arystokrata miał ochotę powiedzieć coś na temat kłamstw i krętactwa stosowanego przez Austriaka, ale w porę zdążył się opanować. Keffler przecież nie wie, że buszował po nocy w jego gabinecie i znalazł całkiem interesujące materiały, którymi bezsprzecznie posłuży się w dalszej wojnie z chciwym przedsiębiorcą. Gdyby pisnął choćby słówko, wszystko poszłoby w diabły, a na to pozwolić sobie nie mógł, tym bardziej, że zaszedł już tak daleko i przedstawiciel zarządu wydaje się popierać jego stronę. Musi zachować spokój, choćby w jego kierunku padały najgorsze słowa.
            - Panie Coolwear radziłabym dokładnie przyjrzeć się dokumentom, gdyż mamy obawy, że zostały one podmienione wbrew naszej wiedzy – wtrąciła się tonem znawcy Miranda, zerkając prowokacyjnie na Malfoya. Chłopak zaparł się z całych sił, żeby nie wybuchnąć, co było bardzo trudne w realizacji; zaczął poruszać nerwowo nogą pod stołem i zaciskać z rozdrażnienia pięść, czego na szczęście nie mógł dostrzec siedzący obok niego Coolwear, gdyż był zbyt zajęty przecieraniem szkieł od ściągniętych z nosa okularów.
            - Pani Hagen – zwrócił się do kobiety zmęczonym głosem -  czy ja wyglądam jak funkcjonariusz Scotland Yardu lub agent FBI? Mnie w pełni wystarczą daty, a one w zupełności się zgadzają. Poza tym jest tu pisemne orzeczenie o zaakceptowaniu nowych dokumentów i zgoda na ich złożenie w późniejszym terminie. – Wskazał na rzeczone papiery, na widok których z twarz Mirandy zniknęły wszelkie barwy, a zastąpiła je bladość, która udzieliła się również jej przełożonemu, gdy dostrzegł własny podpis na wręczonych mu kartkach. - Osobiście przez ciebie podpisane, André.
            - Co? Niemożliwe! To wszystko to kłamstwa! – Podniósł się z furią z zajmowanego miejsca, przewracając przy tym krzesło, na co Draco omal nie parsknął śmiechem. Bestia wyszła z jamy, a teraz wścieka się, bo zabrano jej jedzenie. W sumie to kilka miesięcy temu zachowywał się podobnie, ale teraz chyba pierwszy raz w życiu był wdzięczny, że zdecydował się na terapię u doktora Spinnera. Nie wspominając już o Hermionie, której obecność działa na niego kojąco, ale to temat na inną okazję. - Co ty robisz, Henry?!
            - Zatwierdzam pełną dokumentację projektu zleconego United Architect pod kierownictwem pana Malfoya i udzielam pozwolenia na rozpoczęcie prac budowlanych. – Coolwear złożył staranny podpis na kilku kartkach, po czym przybił na nich pieczątkę, co kompletnie osłabiło i tak wyczerpanego nerwowo Kefflera. Malfoy nie mógł sobie darować uśmiechu zwycięstwa, który rzucił pobladłej Hagen. Wszystko poszło tak, jak miało pójść, a nawet było o wiele łatwiej, niż się spodziewał.
            - Nein! Nie możesz! – protestował biznesmen, jednak prezes zarządu w ogóle go nie słuchał.
            - Panie Coolwear… - odezwała się Miranda, jednak zamilkła po chwili, nie wiedząc, co powinna powiedzieć. Urzędnik bowiem nie wyglądał, jakby miał dać się przekonać do zmiany zdania. Podniósł się z niewygodnego krzesła, zapinając guzik od marynarki i chowając okulary z skórzanym futerale.
            - Mogę i mam do tego pełne prawo, z którego właśnie korzystam. Witamy na pokładzie, panie Malfoy. – Wyciągnął do chłopaka rękę, a ten uścisnął ją z uśmiechem na ustach, co w ogóle nie podobało się Kefflerowi i Mirandzie. Oboje przypatrywali się scenie z frustracją i złością malującą się na twarzach. Draco natomiast był bezgranicznie szczęśliwy, że udało mu się dopiąć swego i uchronić firmę przed zachłannym przedsiębiorcą. Nie znaczyło to jednak, że wszystko skończone i może bezpiecznie wracać do Londynu, by zająć się dalszym rozwojem United. Nie pozwoli, by wszystkie machloje uszły tej grubej świni płazem. Prawdziwa zabawa dopiero się zaczyna.
            - Bardzo dziękuję i liczę na owocną współpracę.
            - Też mam taką nadzieję. – Coolwear zebrał pozostawione na stole przybory i zwrócił się do biznesmena, który miotał się w kółko, co chwilę przeczesując ręką kępki włosów, które jeszcze pozostały mu na głowie. - André, czy możemy porozmawiać na osobności?
            - Odprowadzę pana Malfoya do jego pokoju, by mógł przygotować się do wyjazdu. Do widzenia. – Miranda zareagowała błyskawicznie, materializując się przy Draconie w mgnieniu oka i ręką wskazując mu na szklane drzwi. Arystokrata pożegnał się z mężczyznami skinięciem głowy, wychwytując przy okazji morderczy wzrok Kefflera, który zacisnął tak mocno pięści, że drżały mu całe ręce. Opuścił razem z blondynką pomieszczenie, kierując się z nią ku wejściu na piętro, jednak tuż przy schodach, Hagen stanęła naprzeciw niego ze skrzyżowanymi na piersiach rękami, skutecznie blokując mu przejście. Wnioskując z jej zmrużonych gniewnie oczu i zaciśniętych do bólu warg, nie była zadowolona z toru, jakim potoczyło się spotkanie z szefem zarządu, a teraz zamierzała wyładować całą frustrację na blondynie.
            - To jeszcze nie jest koniec i radzę ci uważać, bo nie wywiniesz się z tego przekrętu tak łatwo – wysyczała ku niemu, ale Malfoy uśmiechnął się do niej ironicznie, co jeszcze bardziej rozjuszyło kobietę.
            - Rachunki wyrównane, więc nic nie możecie mi teraz zrobić. – Wszedł przy tym na jeden stopień, stykając się klatką piersiową z rękami Mirandy, która mocno musiała zadrzeć głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Nawet fakt, że stała wyżej od niego, a na nogach miała jak zwykle swoje ulubione szczudła pieszczotliwie nazywane szpilkami, w niczym jej nie pomogły, gdyż Draco zdecydowanie nad nią górował.
            - Nie wywiniesz się z tego. Ostrzegam cię, że użyję wszelkich możliwych środków, żebyś poszedł na dno. – Mężczyzna zaśmiał się z przekąsem pod nosem i ominął rozwścieczoną kobietę, przeciskając się przy ścianie. Mógłby się z nią jeszcze trochę podroczyć, ale miał ważniejsze sprawy na głowie, niż użeranie się z panią inspektor, której zdolności negocjacji okazały się godne pożałowania. Po kilku stopniach obrócił się jednak do niej z szyderczym uśmiechem na ustach.
            - Już się nie mogę doczekać. – Hagen musiała znajdować się na granicy wytrzymałości, gdyż prychnęła w odpowiedzi lekceważąco, pokazując mu przy tym środkowy palec prawej ręki i odeszła w tylko sobie znanym kierunku. Chłopak pokręcił z politowaniem głową i szybko pokonał resztę schodów. Nim się spostrzegł szybki marsz przeobraził się w bieg, w skutek czego wleciał do pokoju Zabiniego, jakby ktoś go gonił. Nagłe wtargnięcie zaniepokoiło zarówno Blaise’a, jak i Hermionę, którzy wpatrywali się w Dracona wyczekująco, licząc na wyjaśnienie tak gwałtownego przybycia.
            - Witamy panie nasz i władco! – odezwał się Diabeł, próbując przy pomocy jednej ręki podnieść się z łóżka, co stanowiło nie lada wyzwanie. Siedząca przy nim panna Granger nie spuszczała bowiem oczu z Malfoya i nie była w stanie dostrzec, że nieporadne próby mężczyzny skończyły się na przewaleniu na brzuch i ciężkim dyszeniu w poduszkę.
            - Udało się? – Patrzyła na wypływający na usta chłopaka uśmiech, niewiele z niego rozumiejąc. Mimo że została w pokoju z Zabinim, który zapewniał ją, że blondynowi nic się nie stanie, to i tak była pełna wątpliwości i martwiła się o arystokratę. Chciałaby, żeby wszystko dobrze się skończyło i nie pakował się więcej w takie szemrane interesy, bo nie zniesie, jeśli będzie przeżywała tak każde zlecenie Malfoya. Poza tym na spotkaniu była zapewne roznegliżowana Miranda, a jej obecności w pobliżu Dracona w ogóle nie mogła przetrawić.
            - No mówże, bo skisnę tu zaraz! – wysapał wciśnięty w poduszkę Blaise, bezskutecznie usiłując się z niej wydostać. Blondyn podszedł do zniecierpliwionej Hermiony i jednym zgrabnym ruchem podniósł ją, by następnie usiąść na jej miejscu i posadzić ją sobie na kolanach. Dziewczyna z początku była zdziwiona i niezadowolona, ale szybko jej przeszło, gdy dowiedziała się, że wszystko się udało i bezwstydnie objęła mężczyznę za szyję.
            - Mamy to! – krzyknął uradowany, a zwykły uścisk był dla niego zdecydowanie niewystarczający. Wcisnął na usta Granger odrobinę brutalny pocałunek, jednak kasztanowłosa kobieta oddala go z zapalczywością, przyciągając go jeszcze bliżej za poły marynarki. Była bezgranicznie szczęśliwa, że Draco jest bezpieczny i chciała mu to przekazać w pocałunku, który smakował wszystkimi emocjami zgromadzonymi w ciągu całego dnia; troska, złość, radość i ulga przeplatały się między sobą wraz z kolejnymi zetknięciami warg, które z agresywnej walki przeobraziły się w delikatne pieszczoty. Byli tak pochłonięci ofiarowywaniem sobie uczuć, że nie zauważyli, jak Blaise podciągnął się za ramę łóżka, w skutek czego wisiał nieporadnie nad poduszką, podejmując się kolejnej próby siadu na posłaniu. Przerwały im dopiero jego ciężkie jęki, którymi chciał zwrócić ich uwagę, co skutecznie mu się udało.
            - Jeszcze ja! Jeszcze… ja! – Zabini zapewne był nieświadomy, że uściski przyjaciół przeobraziły się w międzyczasie w namiętne pocałunki, więc krzyczał, co mu przyszło do głowy, co okazało się bardzo efektywne. Draco zerknął na wiszącego Diabła, unosząc lewą brew ku górze, a Hermiona parsknęła cicho śmiechem. – Niech mi ktoś pomoże! I przytuli!
            - Diable? – Panna Granger zeszła zgrabnie z kolan blondyna i obróciła Blaise’a na plecy. Chłopak sapnął zmęczony, łapiąc się za gips i przyglądając się przyjaciołom, jakby czegoś od nich oczekiwał.
            - Spóźniłem się na przytulasa? – zapytał zmartwiony, na co dziewczyna uśmiechnęła się promiennie, jednak nie udało jej się ukryć soczystych rumieńców wypływających na policzki. Bądź co bądź całowała Dracona już tyle razy, że powinna przestać czerwienić się jak piwonia za każdym razem, ale nic nie mogła poradzić na swoje reakcje. Diabeł od razu domyślił się, co kryje się za rumianą twarzą kobiety i wyszczerzył się do przyjaciela radośnie, ukazując rząd białych zębów. - No dobra, jednak sobie daruję. Twoje usta, Smoku wydają się namiętne jak brzeg nocnika.

* * * * *

            Lot do Londynu nie trwał zbyt długo, co nie zmieniało faktu, że wszyscy byli mocno zmęczeni i marzyli, by znaleźć się w końcu w domach. Z wydostaniem się z rezydencji Kefflera o dziwo nie mieli żadnych problemów, gdyż Austriak postanowił nie żegnać się z nimi osobiście, a oddelegował do tego Hagen, która również nie była zbyt wylewna w podziękowaniach za wizytę. Ulżyło im, że na lotnisko odwiozła ich taksówka i nie musieli znosić kwaśnych humorków pani inspektor, która na każdym kroku rzucała Malfoyowi złowrogie spojrzenia, oczywiście nie pomijając przy tym Hermiony. Byli szczęśliwi, ale też kompletnie wyczerpani, gdyż w Anglii wylądowali dopiero o drugiej nad ranem. Draco skrycie liczył, że Blaise będzie chciał jechać do domu, ale gdy tylko wywiózł go na wózku na parking, coś jakby nagle wstąpiło w Zabiniego, gdyż chłopak miał w sobie tyle energii, że mógłby nią zasilić pół miasta. W ten oto sposób wrócili do punktu wyjścia, czyli euforii Diabła i wyrzutów sumienia Smoka, który starał się jak mógł nie powiedzieć przyjacielowi i stanie jego ukochanej. Najcichsza oczywiście była panna Granger, która po wejściu do podstawionej na lotnisko taksówki zasnęła niczym małe dziecko, wtulając się w ramię blondyna. Przez krótki moment panowie sprzeczali się o adres, który mieli podać kierowcy, ale koniec końców Blaise dopiął swego i jechali w miejsce, którego Malfoy nie miał ochoty w ogóle oglądać, tym bardziej o tak późnej godzinie. Zrezygnował jednak z wszelkich kłótni i docinek, ciesząc się błogą chwilą spokoju, który panował w samochodzie. Zawzięcie jednak myślał, jak Ginny zamierza wytłumaczyć narzeczonemu, że jest z nim w ciąży, a co gorsza, czy powie mu, dlaczego od niego uciekła. Nie chciał wyjść na chama i wtrącać się w nieswoje sprawy, ale uważał, że przyjaciel musi poznać prawdę, choć nie jest ona tak piękna, jak powinna być. Trudno, pewnie oberwie mu się za wszystko od Granger, ale choćby miał siedzieć przy Weasleyównie do rana, nie spocznie, dopóki nie wydusi z niej wszelkich informacji, które zataiła przed Zabinim.
            Nim się spostrzegł samochód stanął na podjeździe domu Weasleyów, który jak zwykle prezentował się od jak najgorszej strony. Obudził drzemiącą na ramieniu Hermionę, której zajęło dobre pięć minut, by zorientować się, gdzie się znajdują. W międzyczasie pomógł Blaise’owi wydostać się z taksówki i posadził go na wózku wyciągniętym z bagażnika, a czarnoskóry od razu wyrwał ku drzwiom wejściowym. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że jedną rękę miał w gipsie, a dla nowicjusza prowadzenie w takim stanie wózka praktycznie graniczy z niemożliwością, toteż jedyny ruch, jaki udało mu się zrobić, to gwałtowny skręt. Draco zajął się bagażami, które postawił przy drzwiach, a następnie podszedł do przyjaciela, którego podwiózł pod wejście, a sam zadzwonił kilka razy wysłużonym dzwonkiem, by przywołać któregoś z domowników. W jednym z dolnych okien momentalnie zapaliło się światło, a przez szybę udało mu się dostrzec postać przemierzającą mieszkanie w czymś różowym, co po namyśle mogło być pidżamą lub szlafrokiem, ale nie to go teraz najbardziej obchodziło. Zabini wiercił się na siedzeniu, nie mogąc dłużej wytrzymać i omal nie zerwał się na równe nogi, gdy w progu zobaczył Molly z charakterystycznymi papilotami na głowie. Kobieta była bardzo zdziwiona nocną wizytą, lecz szybko sobie uświadomiła, że przecież sama o to spotkanie prosiła. Zerknęła przy tym na resztę zgromadzonych, wyłapując rozżalone spojrzenie Hermiony i beznamiętny wzrok trzymającego ją za rękę Malfoya; wyrzuty sumienia spowodowane zachowaniem w stosunku do dziewczyny zalały ją po sam brzeg.
            - Dobry wieczór, pani Weasley – przywitał się grzecznie Blaise, a Molly dopiero wtedy uświadomiła sobie, że chłopak siedzi na wózku inwalidzkim i ma rękę w gipsie. Mało tego, na nogę założono mu śmieszny przyrząd, jakby opaskę czy coś w tym stylu, przez co nie mógł się za bardzo ruszyć. – Czy mógłbym zobaczyć się z Ginny?
            - Matko i córko, co wy wyprawialiście w tej Austrii? – Zabini machnął lekceważąco rękę, uśmiechając się przy tym delikatnie do starszej kobiety, jakby chciał ją zapewnić, że to nic groźnego i nim się obejrzy znów będzie cały i zdrowy.
            - Wypadek przy pracy, że tak powiem. Możemy wejść?
            - Tak, tak, oczywiście. – Przepuściła całą trójkę w drzwiach, odwzajemniając powitania od Hermiony i Dracona. Nieśmiało pociągnęła kasztanową dziewczynę za rękaw kurtki, a ta spojrzała na nią z lekkim przestrachem i nieufnością, na co twarz Molly znacznie posmutniała. Objęła się rękami, jakby było jej zimno i przez chwilę wpatrywała się w podłogę, próbując zebrać myśli, ale na niewiele się to zdało. Wybąkała w końcu cicho, jakby bała się, że ktoś poza panną Granger ją usłyszy, jednak nie spojrzała na nią, obawiając się jej reakcji. – Hermiono chciałabym cię przeprosić za moje wcześniejsze zachowanie. Osądziłam cię nie znając sytuacji.
            - Każdemu się zdarza, pani Weasley – odparła dziewczyna, jednak sama nie była przekonana do tych słów. Wciąż bowiem bolało ją to, jak została potraktowana przez kobietę, która była dla niej jak matka. Wzdrygnęła się, gdy Molly położyła rękę na jej ramieniu i odsunęła się od niej, choć wiedziała, że nie powinna się tak zachowywać. Nic nie mogła jednak poradzić, że uczucie odrzucenia było wciąż świeże i zbyt silne, by od tak je wybaczyć.
            - Naprawdę jest mi bardzo przykro i nie chcę, żebyś mnie nienawidziła. – Chciała coś jeszcze dodać, ale przy Hermionie pojawił się Draco, który widząc nie za dobre samopoczucie dziewczyny, natychmiast postanowił przerwać rozmowę z gospodynią domu.
            - Wystarczy emocji jak na jeden dzień. – Rzucił przy tym Molly ostre spojrzenie, jednak gdy chciał zabrać ze sobą Granger, ta zaparła się z całych sił i nie ruszyła się z miejsca, jasno dając arystokracie do zrozumienia, że niepotrzebnie się wtrącał. Atmosfera w pomieszczeniu była bardzo napięta, a chwilę potem, stała się niemożliwa do wytrzymania, gdyż  zaczęły do nich dochodzić dźwięki zbiegania ze schodów połączone z pytaniami o to, kto przyszedł do Nory w środku nocy. Wszyscy znali ten głos, a gdy jego właścicielka pojawiła się w wejściu do przedpokoju, cała czwórka zamarła i nie była w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. Ginny zresztą również nie wyglądała na skorą do mówienia. Ubrana w pidżamę i zarzuconym niedbale na ramiona niebieskim szlafroku wpatrywała się w siedzącego na wózku Blaise’a, przenosząc po chwili wzrok na Hermionę i Dracona. Ich spojrzenia bardzo się od siebie różniły; ziemne oczy czarnoskórego iskrzyły się z radości i ani na sekundę nie opuściły rudej dziewczyny, panna Granger była mocno zaskoczona i bez trudu dostrzegła w jej bursztynowych oczach, że chciałaby usłyszeć jakieś wyjaśnienia, natomiast Malfoy… Jedynie jego srebrne tęczówki były nieobecne, jakby kompletnie odciął się od sytuacji, w której wszyscy się znaleźli i nie obchodziło go za bardzo, co Ginny ma im do powiedzenia. Prawda natomiast była taka, że Draco dusił się w sobie i powstrzymywał z całych sił, by nie zacząć krzyczeć na rudą dziewczynę, by skończyła z szopką, którą im urządziła i przyznała się w końcu, że jest w ciąży. Sądząc jednak po przerażonej twarzy Weasleyówny, nie miała ku temu najmniejszego zamiaru. Nie wiedzieli, ile czasu spędzili w głuchej ciszy, ale najwyraźniej Molly miała już jej powyżej uszu, gdyż odezwała się do córki stanowczym głosem, na dźwięk którego po plecach rudej przebiegły ciarki.
            - Ginny miałaś mu powiedzieć, gdy wróci. – Weasleyówna pokręciła przecząco głową i od razu podeszła do Malfoya, który zmarszczył brwi z niezrozumienia, a w jego ślady poszła Hermiona, która nie bardzo wiedziała, o czym mówi starsza kobieta.
            - Nie powiedziałeś mu? – naskoczyła na blondyna, który uniósł nieco wyżej podbródek, patrząc na dziewczynę stanowczym wzrokiem.
            - Nie powiedziałeś o czym? – dopytywała się panna Granger, której bursztynowe tęczówki spotkały się ze srebrnymi chłopaka; od razu dostrzegła w nich niemą prośbę o wybaczenie, a twarz arystokraty nieznacznie złagodniała. Najmniej zorientowany w sytuacji był oczywiście Blaise, który podjechał nieporadnie ku ukochanej, próbując złapać ją za rękę, ale Ginny odsunęła się od niego, wpadając tym samym na matkę i patrzyła na czarnoskórego z przerażeniem, trzęsąc się na całym ciele.
            - Ninny, co się dzieje? – Ruda pokręciła przecząco głową i schowała się w ramionach rodzicielki, która zwróciła się do poirytowanego, ale i zasmuconego Malfoya.
            - Może będzie lepiej, jak przyjdziecie jutro. – Zabini skakał wzrokiem od matki narzeczonej do podminowanego przyjaciela, któremu wystarczyło jedno spojrzenie by domyślić się, że nie mogą tak tego teraz zostawić.
            - Powiedz mu, Ginny, bo inaczej ja mu o tym powiem – zwrócił się do dziewczyny, która krzyknęła do niego cała zalana łzami, na widok których serce Hermiony mocno zabolało.
            - To miałeś zrobić, Malfoy! Ja nie potrafię! – Rozpłakała się na dobre, a panna Granger przecisnęła się obok blondyna i wyciągnęła przyjaciółkę z ramion matki, pozwalając jej wtulić się w siebie. Ruda jednak zaczęła się szamotać i wyszarpała się z uścisku kasztanowłosej kobiety, która kompletnie nie rozumiała jej zachowania, przez co bolało ją nie tylko serce, ale i dusza, ponieważ poczuła, że Ginny się od niej odsuwa. Dziewczyna objęła się mocno rękami i spojrzała w bolejące oczy Hermiony, która stała tuz obok niej, a nie mogła jej nawet dotknąć. – Znienawidzisz mnie, Miona. Znienawidzisz mnie za to.
            - O czym ty mówisz, Ginny? – spytała cicho, lecz przerwała jej osoba, po której najmniej spodziewała się takich nerwów, jakie dało się słyszeć w przeszywającym i stanowczym głosie.
            - Cholera jasna, Ginewra! – Draco zna Blaise’a bardzo długo, ale jeszcze nigdy nie słyszał, żeby przyjaciel zwrócił się do ukochanej pełnym imieniem. Był zdumiony, ale też mocno zaniepokojony obrotem, jaki przybrała sprawa, bowiem Diabeł nigdy nie krzyczał na Weasleyównę, a teraz wygląda, jakby coś miało go rozsadzić od środka. Patrząc na Ginny czuł jeszcze większy lęk, gdyż dziewczyna była jak kupka nieszczęścia i ewidentnie nie zamierzała wytłumaczyć narzeczonemu, w jakiej sytuacji się znalazła. Trzęsła się jak osika, była blada, a do tego cały czas płakała; miał wrażenie, że stoi przed nim druga Granger. Może zabrzmi to dziwnie, ale nie miał serca patrzeć na cierpienie tej dwójki, toteż postanowił położyć kres koszmarowi, w którym się znaleźli. Niech się dzieje, co ma się dziać, ale za dużo łez zostało wylanych i zbyt wiele nerwów zszarganych jak na jeden dzień, a przecież powód, przez który wszyscy się tu znaleźli nie jest argumentem do kłótni, a do szczęścia, choć sam nie wierzył, że jest w stanie powiedzieć coś takiego.
            - Nie krzycz na nią, Blaise. – Czarnoskóry spojrzał z niezrozumieniem na przyjaciela, tak samo zresztą jak Hermiona i pani Weasley. Blondyn podszedł do Zabiniego, przenosząc na moment wzrok na Ginny, która przytaknęła mu głową, jakby dobrze wiedziała, co zamierza zrobić. – Miała powody, żeby ci nie mówić prawdy.
            - Ale o czym? O czym mi nie chce powiedzieć?!
            - O tym, że jest w ciąży, a ty zostaniesz ojcem. – Ruda wybuchła głośnym płaczem sekundę później i gdyby nie przyjaciółka, runęłaby na podłogę niczym kłoda. Panna Granger przyjęła z ulgą, że tym razem dziewczyna nie odepchnęła jej i uwiesiła się na niej z całych sił, ale nie wiedziała, czy jej samej wystarczy mocy, by wytrzymać ciężką atmosferę. Jeszcze słabo do niej dochodziło, że Weasleyówna zostanie matką, ale jeszcze więcej problemów ze zrozumieniem przekazanych wiadomości miał Blaise, który patrzył się na przyjaciela jak na wariata, jakby kompletnie postradał zmysły. Nawet gdy Draco poklepał go po plecach i uśmiechnął do niego lekko, wciąż nie był w stanie wydusić z siebie słowa. - Gratulacje, Diable.
            - Gratulacje? Będę ojcem? – Blondyn przytaknął w odpowiedzi na pytania czarnoskórego, ale ten już dawno nie zwracał na niego uwagi. Patrzył na roztrzęsioną i zalaną łzami ukochaną, w której oczach dostrzegł prośbę o wybaczenie. Prawdopodobnie to samo dziewczyna dukała w kurtkę przyjaciółki, która głaskała ją po głowie, starając się ją odrobinę uspokoić. Nie miała serca pytać jej, czemu sądziła, że ją znienawidzi, kiedy się dowie prawdy. Przecież ciąża to wspaniałe wieści i jak mogła się z niej nie cieszyć? Chciała móc pogratulować rudej dziecka, ale ta była w takim stanie, że stwierdziła, iż odłoży życzenia na później. Pomogła jej odkleić się od siebie i spojrzała na Dracona, który przypatrywał się Zabiniemu z niekłamaną satysfakcją, nie kryjąc się nawet z odrobinę złośliwym uśmieszkiem, czającym się w kąciku ust.
            - Blaise, ja… - odezwała się cichym i łamliwym głosem Ginny – ja cię kocham, Blaise, ja… ja naprawdę chciałam… chciałam ci powiedzieć, ale… ale… Wybacz mi!
            - Ty wariatko! – Diabeł niespodziewanie poderwał się z wózka, na którym siedział i ruszył ku ukochanej z szerokim uśmiechem na ustach, ale nie zdążył postawić nawet kroku, gdy runął na podłogę z przerażającym krzykiem bólu. Ruda od razu uklękła obok narzeczonego, łapiąc go za złamaną rękę, na co Zabini wrzasnął jeszcze głośniej, a Ginny zawyła z rozpaczy. Dopiero po jakiejś chwili doszło do niej, że chłopak śmieje się głośno i trzyma ją mocno za dłoń, choć w kącikach jego oczu również dało się dostrzec pojedyncze łzy.
            - Przepraszam! Tak strasznie cię przepraszam!

            - Wariatko! Nie przepraszaj za to, że uczyniłaś mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi! A teraz daj mi się przywitać z Zabinim juniorem! – Chcąc nie chcąc panna Weasley zaśmiała się na słowa ukochanego i mocno objęła go za szyję, choć pozycja do tego nie należała do najodpowiedniejszych. Przez przypadek trąciła przy tym biodro chłopaka, który momentalnie zawył z bólu, zwracając na siebie uwagę reszty zgromadzonych, którzy przypatrywali się rozgrywającej się scenie z szerokimi uśmiechami na twarzach. Nawet Molly nie mogła opanować łez wzruszenia i cichutko wycierała oczy w kącie, chowając się za plecami Dracona. – Aua! Boli, boli, boli, Smoku! Chyba znowu coś złamałem!

12 komentarzy:

  1. Połamany przyszły tata, jezu jakie to było śmieszne!
    Draco cudownie rozegrał sprawę z Austryjakami. Brawa dla niego!
    Teraz nic nie pozostało mu, jak być szczęśliwym z Hermiona.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham ten rozdział! Warto było czekać te 2 tygodnie. Myślę, że mogłam się narazić się innym domownikom moimi wybuchami śmiechu, ale kto by się tym przejmował? Nawet Miranda niczego nie popsuła! Z jednej strony chcę wiedzieć jak się skończy ta historia, a z drugiej chcę, żeby trwała jak najdłużej. Może zrób z tego "Modę na sukces"?
    Pozdrawiam
    dramione-ja-to-ja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą "modą na sukces" to nieźly pomysł.. a wręcz jest genialny :) Fajnie by bylo, jakby ta historia trwalaby dluzej

      Usuń
  3. aaaaa kocham. kocham. kocham
    ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny rozdział. Nie mogę się doczekać, aż wszystkie szwindle Kefflera ujrzą światło dzienne. Karma zawsze wraca.
    Serpensortia

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie ma to jak czytac dramione przed polnoca, ogladajac Komnate Tajemnic.
    Genialny rozdzial. Natrafilam na twojego bloga okolo miesiac temu, jednak dopiero teraz komentuje. Nie mam talentu do pisania dlugich monologow, wiec napisze tylko tyle: po prostu kocham.
    Pozdrawiam,
    Delphi

    OdpowiedzUsuń
  6. To było cudowne! Teraz trzeba czekać kolejne 2 tygodnie, ale myślę, że będzie warto ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam! ❤ Teraz pozostała tylko sprawa Yves, ale myślę, że i tutaj też znajdziesz jakieś rozwiązanie. :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Mają za swoje ten paskudny grubas i wstrętna wywłoka. Mam nadzieję, że plan Dracona się powiedzie i puści te gnidy z torbami. Severus jak zwykle obłędny. Trochę mu nawet współczuję. I oczywiście najlepsza końcówka. Zabini jak zwykle mistrz i jeszcze ta ciąża. Coś pięknego.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam Twojego bloga !! W jeden dzień przeczytałam wszystkie rozdziały ! Serio xD
    W ogóle zapraszam na mojego bloga :3 Dopiero zaczęłam , ale się rozkręcam xD
    http://poznaaleprawdziwamiloscniedramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny. Niestety dziś nie mogę rozpisać się bardziej..
    ~Madzik

    OdpowiedzUsuń