poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział XIV

Witam, witam,
na wstępie bardzo Wam wszystkim dziękuję za wyrozumiałość w sprawie opóźnienia publikacji i jeszcze raz bardzo za to przepraszam. Nie chciałam, aby tak wyszło, a gdy miałam dodać nową notkę i zobaczyłam, że cała nie zawiera polskich znaków załamałam się. Nie dałabym rady w przeciągu godziny naprawić tego wszystkiego, więc jedyne, co mogę zrobić to podziękować Wam za cierpliwość.

Mam nadzieję, że więcej do tego nie dojdzie i nie będą musiały dręczyć mnie wyrzuty sumienia...

A propos wyrzutów sumienia, łapka w górę, kto dzisiaj pisał próbną maturę? Piszcie w komentarzach jak Wam poszło, bo ja czuję się wyjątkowo pewna swoich odpowiedzi, co nieczęsto się zdarza ;)

Na koniec zapraszam na nową (spóźnioną) notkę i informuję, że kolejny rozdział zostanie opublikowany 28 grudnia. Mam plany, aby umieścić jakąś miniaturkę w klimacie świątecznym, ale chyba jeszcze nie załapałam świątecznego bakcyla :D

* * * * *
Dla człowieka będącego typowym typem choleryka stan kompletnego bezruchu jest jeszcze bardziej drażniący niż kamyk w bucie. Ręce chciałyby chwycić się czegokolwiek, aby zrobić cokolwiek. Nogi chciałyby pójść w tylko sobie znanym kierunku. A głowa? Przez cały czas serwuje miliardy informacji równie potrzebnych do życia, co umarłemu kadzidło. Jak więc zatem choleryk ma wysiedzieć siedem dni w miejscu bez żadnego kontaktu ze swoją pracą? Jeszcze pal licho, gdy ta robota jest uciążliwa i chodzi się do niej, aby zabić czas, a co najważniejsze, aby zarobić pieniądze i utrzymać rodzinę. Sprawa znacznie się komplikuje, gdy osobnik jest sam i musi wydawać pieniądze tylko na siebie, a na dodatek firma, w której pracuje jest jego własnością.
Blaise stał przed domem swojego przyjaciela i czekał na jakikolwiek dźwięk, który świadczyłby o zainteresowaniu jego osobą. Jednak nic takiego nie nastąpiło w przeciągu co najmniej dwudziestu minut, a właściciel domu nie pofatygował się nawet, aby krzyknąć, że drzwi są otwarte. Zabini ponownie wcisnął guzik dzwonka i przytrzymał go nieco dłużej, aby dźwięk mógł chociaż odrobinę wkurzyć Dracona i ruszyłby się on z miejsca, w którym siedział i otworzył mu te zakichane drzwi. Niestety, ani dzwonek, ani bezpardonowe walenie w nie nie dały Blaisowi oczekiwanych rezultatów. Mężczyzna wzniósł błagalnie oczy ku niebu i pokiwał z dezaprobata głową. Następnie teleportował się prosto do salonu Dracona, gdzie nie spostrzegł żadnych śladów obecności właściciela mieszkania. Blaise rozejrzał się po całym pomieszczeniu i udał się do kuchni, która wyglądała, jak wyciągnięta z katalogu mebli kuchennych. Wszystko było w nienaruszonym stanie - wszelkie naczynia stały poukładane w szafkach, podobnie jak sztućce i produkty żywnościowe. Nic, nawet najmniejszy okruszek chleba nie świadczył o tym, że Draco był dzisiaj w kuchni i jadł chociażby śniadanie czy też pił wodę. Blaise ściągnął swój czarny płaszcz, który powiesił na wieszaku w przedpokoju, a następnie pomaszerował w stronę schodów, które prowadziły na pierwsze piętro. Praktycznie wszystkie drzwi były na nim pozamykane, oprócz oczywiście tych prowadzących na ostatnie, drugie piętro domu, na którym Draco trzymał tylko sobie znane szpargały. Otwarte drzwi powinny stanowić pokusę dla każdego, kto po raz pierwszy przebywał u niego w mieszkaniu, jednak mało komu dane było dojść na to piętro, bo Malfoy z reguły nie przyjmował dużej liczby gości, a jeśli już, to były to kobiety na jedną noc, a w trakcie tej nocy raczej nie miały one sposobności, aby wyjść poza próg sypialni. W końcu Zabini zdecydował się wejść właśnie do sypialni swojego przyjaciela. Było to miejsce, w którym najbardziej spodziewał się go znaleźć i jak się okazało z momentem pchnięcia drzwi nie mylił się. Daco leżał na jej środku z zamkniętymi oczami i rękami splecionymi na swoim torsie. Oprócz czarnych spodni od dresu nie miał na sobie niczego, więc jego blada skóra dość mocno kontrastowała z ciemnymi panelami na podłogi. Jego włosy były rozwiane w każdym możliwym kierunku, a na twarzy dało się dostrzec znacznie dłuższy zarost niż ten, który blondyn miał w zwyczaju nosić. Zabini zamknął po cichu za sobą drzwi i oparł się o najbliższa ścianę, czekając na jakąkolwiek reakcję przyjaciela. Niestety Draco leżał jak spetryfikowany i nie ruszył nawet małym palcem, aby pokazać, że żyje. Jedynie unosząca się pomału klatka piersiowa świadczyła o tym, że nie umarł. Po dłuższej chwili Blaise podszedł do Dracona i trącił go lekko butem w ramię. Blondyn otworzył jedno oko, które niemalże natychmiast zamknął i nadal nie zmienił swojej pozycji. Bruneta nieco rozśmieszyło zachowanie kumpla, ale zdołał opanować śmiech i ponownie trącił Malfoya w ramię.
            - Odejdź Diable i zostaw mnie samego. Chcę tu umrzeć w samotności. - Zabini wywrócił z dezaprobata oczami i kucnął przy przyjacielu, który widząc jego twarz nad sobą odwrócił się na prawy bok i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. - Idź sobie.
            - Co ty na gacie Merlina znowu odwalasz?
            - Umieram. Nie widać? - Draco spojrzał na rozbawiona twarz Blaisa, który szczerzył się do niego w szerokim uśmiechu. Nie poprawiło to ani trochę jego humoru, więc z głośnym jękiem przewrócił się z powrotem na plecy i zamknął oczy. Zabini usiadł obok niego i rozglądał się po sypialni. Nie widział walających się bezkarnie ubrań ani butelek po winie czy Ognistej Whisky, więc śmiał twierdzić, że przyjaciel dzisiejszą noc spędził samotnie. Z jednej strony wydawało mu się to nieprawdopodobne, ale z drugiej nic nie świadczyło o obecności jakiejś kobiety dzisiejszego dnia czy też wczorajszej nocy w tymże pomieszczeniu. Pościel na łóżku była starannie ułożona, zupełnie jakby u Dracona pracowała obsługa hotelowa, zajmująca się sprzątaniem pokoi. Na podłodze nie było choćby najmniejszego śladu kurzu, a wszystkie przedmioty były ustawione w miejscach, gdzie stać powinny. Całości tego obrazu zakłócał jeden mały szkopuł, a mianowicie na wpół rozebrany Draco leżący po środku sypialni. Blaise zdecydował się jeszcze raz zachęcić przyjaciela do rozmowy, ale kolejne szturchnięcie w ramię dało taki sam efekt jak poprzednie. W końcu brunet podniósł się z podłogi i skierował swoje kroki w kierunku ulubionego fotela Malfoya. Nie zdążył jeszcze dotknąć jego poręczy, gdy blondyn podniósł się gwałtownie do pozycji siedzącej i wbił w niego swoje spojrzenie.
            - Ani mi się waż siadać w tym fotelu. - Draco cedził słowa jak przez sitko i mówił je z taką wrogością, że Blaise wołał usiąść w jakimś innym miejscu. Na przykład na brzegu łóżka. W tym czasie Malfoy zdążył powrócić do swojej pozycji i zagłębić się w swoich myślach.
            Blaise przyszedł do niego tylko i wyłącznie po to, aby sprawdzić jak sobie radzi na przymusowym urlopie. Wiedział, że Będzie to dla Dracona wyjątkowo trudne wyzwanie, bo nie potrafił wysiedzieć pięciu minut w spokoju, ale jak się okazuje Smok wziął sobie określenie ,,odpoczywać,, za bardzo do serca. Zabini spodziewał się, że przyjaciel gdzieś wyjedzie, albo zaszyje się z jakąś kobieta w domu lub w najgorszym przypadku będzie dalej pracował nic nie robiąc sobie z nakazu psychiatry. Nie musiał chyba mówić, że to, co zobaczył po wejściu do pokoju zdziwiło go niepomiernie?
            - Smoku, leżysz tak przez cały dzień?
            - Yhym.
            - Brałeś chociaż dzisiaj prysznic?
            - Yhym.
            - Byłeś gdzieś? W sklepie na przykład?
            - Eem. - Blaise domyślił się, że to ,,eem,, miało oznaczać odpowiedz negatywna, jednak nie zrezygnował z męczenia przyjaciela kolejnymi pytaniami.
            - A robiłeś cokolwiek poza leżeniem i prysznicem?
            - Yhym.
            - Drapanie się po dupie nie liczy się, więc coś innego?
            - Eem.
            - Chcesz wiedzieć, co dzieje się w firmie?
            - Eem.
            - Pokazać ci projekty jakieś?
            - Eem.
            - To może gazetę ci kupie jakąś, żebyś miał chociaż co czytać. - Zabini próbował jakoś zachęcić przyjaciela do rozmowy, ale oprócz pojedynczych pomruków nie udało mu się wykrzesać z Dracona nic więcej. W końcu zrezygnowany podszedł do niego i mocno potrząsnął go za prawy bark. Malfoy otworzył jedno oko i spoglądał na kumpla jak na kompletnego idiotę.
            - To znowu ty. Mówiłem, że chcę umrzeć w samotności.
            - Ty coś brałeś? Pomieszałeś proszki z proszkiem do prania?
            - Zostaw mnie. Czekam tutaj na śmierć, nie widzisz? - Blaise wywrócił z konsternacją swoimi oczami, a następnie wbił w blondyna najostrzejsze spojrzenie, jakie tylko udało mu się z siebie wykrzesać. Niestety Malfoy nie zwrócił na niego nawet najmniejszej uwagi i ponownie przewrócił się na prawy bok. Zabini miał tego pomału dość i z całej siły uderzył otwartą dłonią Dracona w tyłek. Blondyn aż podskoczył i odwrócił się gwałtownie w kierunku bruneta, napotykając na swojej drodze jego karcący i stanowczy wzrok. Blondyn już miał coś powiedzieć, ale Diabeł był znacznie szybszy.
            - Japsko w kubeł Smoku. Jest godzina piąta po południu, a ty od samego rana leżysz na tej podłodze rozciągnięty niczym dywan perski i użalasz się nad swoim marnym losem, bo musiałeś wziąć sobie tydzień wolnego. Wiesz, co robią normalni ludzie w takich sytuacjach? Korzystają z wolnych dni jak tylko potrafią, a ty oprócz podrapania się po tyłku i po jajkach nie zrobiłeś niczego. Niczego księciuniu zasrany! - Draco zrobił minę zbitego psa i z udawaną pokorą patrzył we wściekłe oczy Blaisa.
            - Przecież wziąłem prysznic, więc o co chodzi?
            - I zamierzasz tak spędzić cały tydzień?
            - Niech no się zastanowię. - Malfoy zrobił minę głęboko myślącego nad czymś człowieka, co jedynie pogorszyło humor bruneta, którego brew podjechała niebezpiecznie w górę. - Tak, tak właśnie zamierzam.
            - Daj spokój. Przecież urlop to nie jest koniec świata.
            - Jestem tylko człowiekiem, nic nie znaczącym marnym prochem. Czymże jest moje życie jak niczym innym jak niekończącą się wędrówką, na której końcu czeka mnie śmierć? Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz Blaise. - Zabini wytrzeszczył swoje oczy z głębokim szoku i zamrugał nimi parę razy. Gdy jakimś cudem udało mu się dojść do siebie chwycił Dracona za ramiona i potrząsnął go za barki.
            - Ty jesteś zjarany. Na bank jesteś śćpany! Coś ty brał?! Marihuana? LSD? Może heroina? Tylko nie mów, że chlałeś denaturat, bo zabije.
            - Blaise, agresja do niczego nie prowadzi. - Brunet klepnął się głośno w czoło i usiadł na podłodze obok Dracona, który nagle chwycił go gwałtownie za krawat od koszuli i przyciągnął go w swoim kierunku, tak że praktycznie stykali się nosami.
            - Ja już tak dłużej nie mogę! Ja się tu duszę! To jest potworne Diable! Ja już mam dosyć tego wolnego! Chcę do pracy! Do pracy! - Draco telepał Zabinim w prawą i lewą stronę wyładowując na nim swoją frustrację. Blondyn nie był typem człowieka, który każdą wolną chwilę przeznacza na błogie lenistwo. On nienawidził jałowego siedzenia w fotelu i oglądania telewizji. To nie było dla niego. Potrzebował pracy, długich godzin, które mógłby przeznaczyć na projektowanie, albo chociaż na bezsensowne mazanie ołówkiem po brystolu. Potrzebował zajęcia, które pochłonęłoby go równie mocno, co dotychczasowe zajęcia w biurze. Jednakże pech chciał, że jego dom był daleki od jakichkolwiek form rozrywki, a jemu nic czym mógłby się zając przez te siedem dni nie przychodziło do głowy. Całą swoją nadzieję postanowił zatem położyć w Blaisie, który był jego ostatnią deską ratunku.
            - Zwariuję tutaj Blaise! Wystarczy mi już tego wolnego!
            - Spokojnie Smoku! - Zabiniemu z wielkim trudem udało się opanować nagły wybuch frustracji u przyjaciela. Draco oddychał szybko, a ręce trzęsły mu się z powodu nadmiaru adrenaliny. Blaise nie ukrywał, że stan kumpla nie jest najlepszy. Ba! On nie jest nawet choć trochę zbliżony do dobrego! Spodziewał się, że tak spora ilość wolnego czasu będzie dla Dracona utrapieniem, ale nie miał pojęcia, że aż tak bardzo.
            - Pomyśl logicznie Draco. Co robisz, gdy wracasz do domu po pracy?
            - Nie wypowiadaj przy mnie tego słowa.
            - Co robisz Smoku? - Draco klepnął głośno rękami o swoje kolana i rozglądał się po pokoju w poszukiwaniu jakiejś wskazówki, jednak pech chciał, że nie potrafił podać Blaisowi żadnej konkretnej czynności.
            - Nie wiem.
            - Wiesz. Skup się i powiedz czym się wtedy zajmujesz.
            - Nie wiem, jasne?! Robie rożne rzeczy! Czasem jestem z jakąś laską, którą ledwo znam, czasem jestem sam i siedzę w pracowni! Nie zajmuję się niczym konkretnym, bo nie umiem! - Draco czuł, jak równocześnie ogarnia go frustracja i sam pozbawia się sił. Od rana nie zrobił niczego, prócz przewracania się z prawego na lewy bok. Bezczynność była jeszcze bardziej męcząca niż cały dzień w pracy. Nie potrafił przestawić się na tryb lenistwa i korzystania z wolnego czasu. To po prostu nie leżało w jego naturze.
            - Uspokój się. Coś na to poradzimy. - Nagle w kieszeni spodni Blaisa dało się słyszeć dźwięk przychodzącej wiadomości. Mężczyzna wyciągnął telefon komórkowy, a na jego twarzy pojawiła się charakterystyczna zmarszczka na czole oznaczająca zaniepokojenie. Nie spodobało się to Draconowi, który poczuł, że uwaga jego przyjaciela bynajmniej nie będzie już skupiona na nim. Zabini wystukał odpowiedź na dotykowym ekranie komórki i schował go z powrotem do spodni. Następnie wstał z podłogi i skierował swoje kroki w kierunku wyjścia.
            - Przepraszam Smoku, ale Ninny ma jakiś kłopot. - Draco wywrócił jedynie swoimi oczami na dźwięk użytego przez przyjaciela zdrobnienia i ponownie położył się na podłodze, umieszczając ręce pod głową.
            - Leć, pędź niczym wiatr. Tylko nie zabij się na zakrętach, a ja dalej będę kontemplował nad marnością mego żywota. Idź, nie przejmuj się mną. - Blaise pokręcił z dezaprobatą głową i spojrzał ostatni raz na Dracona, który z kolei nie zaszczycił go swoją uwagą.
            - Tylko nie rob niczego głupiego, proszę cię.
            - Redbulle się skończyły więc nie skoczę z okna, aby sprawdzić czy potrafię latać. Możesz o to być spokojny. - Zabini z wielkim oporem i niepewnością opuszczał Dracona, ale nie mógł się przecież rozdwoić i być w dwóch miejscach jednocześnie. Ginny go potrzebowała, a on, jako jej przyszły mąż powinien być na każde jej zawołanie i stawać na rzęsach, gdy będzie w potrzebie. Dlatego po szybkiej kalkulacji dokonanej w głowie był w stanie pokusić się o stwierdzenie, że Draco jest przecież dorosłym mężczyzną i nie wpadnie na żaden kretyński pomysł, na przykład wieszania się na gałęzi za oknem. Wyszedł najszybciej jak umiał i wsiadł do samochodu, aby móc dojechać w miejsce, które wskazała mu Ninny. Nie kojarzył, co ukochana może robić w tej części Londynu, ale domyślał się po treści wiadomości, że znalazła się w jakiejś trudnej sytuacji.
 * * * * *
            Po dojechaniu na New Cavendish Street okazało się, że Zabiniego nie myliło przeczucie. Ginny stała na chodniku przed jednym z budynków, na rękach trzymała córkę Potterów, a obok niej niczym widmo stała Hermiona, tępo wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Blaise wyskoczył z samochodu parkując go wcześniej najbliżej jak się tylko dało dziewcząt i podszedł do Ginny, wyjmując jej z rąk małą Lilianę. Rudowłosa kobieta niemalże natychmiast objęła pannę Granger, która wybuchła głośnym płaczem, umieszczając swoją twarz na ramieniu przyjaciółki. Mężczyzną spojrzał pytającym wzrokiem na ukochaną, ale ta pokręciła jedynie głową, dając mu do zrozumienia, że nie jest to najlepszy moment na wyjaśnienia. Zabini dostrzegł w środku budynku, przed którym się znajdowali kłócących się państwa Potter. Pansy trzymała się za ramiona, a z jej oczu płynęły strugi łez przy czym mówiła coś w stronę Harrego, który wyglądał jakby właśnie dostał od niej w twarz. Z resztą nie zdziwiłoby to za bardzo Blaisa, gdyż sądząc po stanie, w jakim znalazła się czarnowłosa Potter musiał czymś ja nieźle wkurzyć bądź zranić. Z jego punktu widzenia bardziej prawdopodobna była ta druga opcja, ponieważ Pansy wyjątkowo rzadko jak na kobietę płakała, a już na pewno nie z jakiejś głupoty. Zatem Harry wyjątkowo musiał przegiąć strunę, że doprowadził swoją żonę do łez.
Lilly wierciła się nerwowo na rękach Blaisa wyciągając coraz częściej swoją małą główkę w kierunku swoich rodziców. Nie podobała jej się ta cała sytuacja i jasno dawała to wszystkim do zrozumienia. Hermiona czuła się za to jak w potrzasku. Została zmiażdżona przez kumulowane w sobie emocje, a ich nacisk był tak silny, że nie widziała żadnego sposobu, aby sobie z nim poradzić. Łzy zdawały się przynosić ukojenie, ale uczucie zawiązanego gardła nie chciało minąć. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Nie wiedziała, jak ma się z tej pułapki wydostać. Emocjonalność od zawsze była jej słabą stroną, ale nie sądziła, że aż tak bardzo. Zdała sobie sprawę, że naiwnie się łudziła, że po odejściu od Rona wszystko zacznie się w końcu dobrze układać. Jaka ona była głupia! Można uciekać przed przeszłością w nieskończoność, ale prędzej czy później ona i tak cię dopadnie. Problem w tym, że im dłużej biegniesz przed siebie tym mocniejszego kopa w dupę dostaniesz na samym końcu. Ona podniosła się i kroczyła coraz szybszym krokiem w kierunku lepszej przyszłości, ale zapomniała, że szybkie wstanie nie zawsze oznacza stabilne kroczenie do przodu. Szła na chwiejnych nogach, ale uparcie wmawiała sobie, że jest dobrze, że to tylko chwilowe. Niestety wystarczył jeden mały kamyczek na dotychczasowo prostej drodze, a ona runęła na nią jak kłoda, obijając się w każdym możliwym miejscu. Gdy panna Granger dostrzegła, jak wygląda jej obecne życie wtuliła się mocniej w drobne ciało Ginny i łkała w jej ramię, dopóki nie poczuła choćby chwilowej ulgi. Jednak ani starania w celu wyregulowania oddechu, ani spokojne i miarowe głaskanie przez przyjaciółkę po głowie nie poprawiały jej stanu. Z sekundy na sekundę czuła się coraz gorzej i dochodziła do wniosku, że jest najzwyczajniej w świecie żałosna. Teraz wszyscy będą się nad nią litować i robić wszystko, żeby poczuła się choć odrobinę dawną sobą. Ale jak ona teraz im wytłumaczy, że najzwyczajniej w świecie nie chce ich pomocy?
               Blaise podszedł niepewnym krokiem w kierunku Ginny i dotknął jej ramienia, które nie było zajęte przez płaczącą Hermionę. Rudowłosa odwróciła się delikatnie w stronę mężczyzny i spojrzała na niego z niemą prośbą w oczach. Nigdy nie była dobrą pocieszycielką, ale starała się zawsze dawać z siebie wszystko i pomagać jak tylko umiała. Niestety w tej sytuacji, w której się obecnie znalazła czuła, że nawet Merlin miałby problem, a co dopiero miała zrobić ona? Pozostawało jej jedynie liczyć na Blaisa.
            - Ninny zabierz Hermionę do samochodu. - Ginewra pokiwała głową na znak, że rozumie i pomogła dostać się Hermionie na chwiejnych nogach na tylne siedzenie samochodu. Usiadła tam razem z nią, a po chwili na jej kolanach znalazła się mała Liliana. Rudowłosa spojrzała na Zabiniego karcącym wzrokiem, a  mężczyzna od razu zaczął się tłumaczyć.
            - Kochanie dokładnie wiesz, że nie mam fotelika w samochodzie. Nie patrz się więc na mnie jakbym nie wiedział, że nie można w ten sposób przewozić dzieci. - Wzrok kobiety nieco zelżał, ale mimo wszystko nie pochwalała ona pomysłu Blaisa. Jednak w tym momencie na jej głowie znajdowały się znacznie poważniejsze sprawy niż punkty karne w prawie jazdy jej narzeczonego. Jedna ręką trzymała Hermionę za rękę, a drugą podtrzymywała mała Lilly siedzącą na jej kolanach. Kasztanowłosa nieco się uspokoiła, ale z jej oczu nadal leciały pojedyncze krople łez. Nie patrzyła na Ginny, a jedynie tępo wpatrywała się w szybę samochodową, jakby uparcie na niej czegoś szukała. W końcu Blaise ruszył z miejsca i prowadząc najostrożniej jak się tylko dało i jednocześnie tak, aby nie wzbudzać zainteresowania służb mundurowych kierował się w stronę mieszkania. Droga nie była długa, ale jadąc ze standardową prędkością czas jej przebycia znacznie się wydłużył. Przez całe pół godziny w samochodzie panowała niczym nie zmącona cisza. Nawet Lilly siedziała cichutko i nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Od czasu do czasu jedynie była ona przerywana przez dźwięk zmieniania biegów i wciskania odpowiednich pedałów. Gdy w końcu Blaise zaparkował pod blokiem, w którym mieściło się jego wspólne mieszkanie i Ginny cichym głosem odezwała się Hermiona.
            - Blaise, czy możesz odwieźć mnie do domu? - Zabini spojrzał pytającym wzrokiem na kasztanowłosą, ale nie zdążył jej odpowiedzieć, gdyż ubiegła go Ginewra.
            - Nigdzie nie idziesz. Musisz odpocząć, bo dzisiaj wyjątkowo się narobiłyśmy. Chodź, zrobię ci herbaty. - Panna Granger nie miała w sobie wystarczającej siły, aby protestować, więc z pomocą Blaisa wysiadła z samochodu i razem z Ginny i Liliana udali się prosto do mieszkania. Oczka małej wciąż były szeroko otwarte. Możliwe, że z niepokoju, iż nie ma przy niej rodziców lub po prostu ją też martwiła cała sytuacja. Hermiona starała się lekko do niej uśmiechnąć, ale dziewczynka wciąż spoglądała z przerażeniem, a na buzi czaił się grymas, który w każdej chwili mógł zamienić się w głośny płacz. Gdy wszyscy znaleźli się w końcu w mieszkaniu Blaise zabrał od Ginny Lilianę i poszedł z nią do pokoju gościnnego, całując jeszcze po drodze ukochaną w policzek. Panna Granger czuła się nieswojo. Zdawała sobie sprawę, że to całe zamieszanie jest tylko i wyłącznie z jej winy. Wstydziła się tego i nic nie mogła znaleźć na swoją obronę. Uczucia ją dzisiaj przerosły i przekonała się wyjątkowo boleśnie jakie mocne ciosy potrafią zadać na sercu i duszy. Nagle poczuła na swoim ramieniu rękę przyjaciółki, która po chwili złapała ja za dłoń i poprowadziła w stronę kuchni. Kasztanowłosa usiadła na jednym z krzeseł, a Ginny zabrała się za robienie herbaty. Po chwili w całym pomieszczeniu dało się wyczuć słodki, czekoladowo-miętowy zapach. Kobieta postawiła dwa kubki na stoliku i usiadła na przeciwko przyjaciółki. Hermionie głos utkwił w gardle. Nie wiedziała, co może powiedzieć. Powinna przeprosić, ale nie potrafiła. Nie mówiąc już o patrzeniu w bystre oczy rudowłosej. Kobiety milczały. Ginny również było ciężko zacząć rozmowę. Bała się, że jakiegokolwiek tematu nie poruszy to jeszcze bardziej pogrąży Hermionę w rozpaczy. Nagle w kuchni pojawił się Blaise i usiadł przy pannie Weasley, splatając palce jej dłoni że swoimi. Dopiero po chwili zauważył, że w pomieszczeniu panuje cisza, a obie panie nawet na siebie nie patrzą.
            - Dziewczyny co się stało? Pokłóciłyście się? - Ginny pokręciła przecząco głową, a Hermiona schowała swoją twarz w dłoniach. Ponownie poczuła piekące łzy pod powiekami, których coraz bardziej zaczynała nienawidzić. Rudowłosa pochyliła się w kierunku Zabiniego i mocniej ścisnęła jego rękę. Blaise wyczuł, że jest spięta, a dodatkowo widok plączącej Granger wcale nie pozwolił mu się uspokoić.
            - Dobra, ja nie lubię się bawić w podchody. Co się stało Granger? - Hermiona przetarła swoje mokre oczy i spojrzała w ciemne tęczówki bruneta. Nie potrafiła udzielić mu żadnej odpowiedzi, więc milczała od czasu do czasu pociągając żałośnie nosem. Nagle w pomieszczeniu dało się słyszeć cichy i drżący głos Ginny. Oczy Blaisa niemalże od razu na niej spoczęły.
            - Hermiona źle się poczuła dzisiaj. Miała zawroty głowy i zemdlała, gdy razem z Pansy sprzątałyśmy w... - Niestety Ginny nie dokończyła, gdyż Hermiona przerwała jej w połowie zdania. Mogła czuć się potwornie, ale nie uprawniało to przyjaciółki do kłamstwa. Tego panna Granger nigdy nie tolerowała i wołała najgorszą prawdę niż choćby najskuteczniejsze kłamstwo.
            - Przestań Ginny, proszę cię. - Hermiona zagryzła wargę niemalże do krwi i spojrzała na Blaisa, który wyglądał na kompletnie zdezorientowanego całą tą sytuacją. Nie miała prawa mu się dziwić. W końcu mężczyźni rzadko kiedy rozumieją, o co chodzi kobietom. Zabini patrzył na przemian na obie dziewczyny i próbowała wyczytać z ich twarzy choćby namiastkę tego, co wydarzyło się przed jego przyjazdem. Jednak oprócz ogólnego przygnębienia nie był w stanie odczytać niczego innego.
            - Czy mam was zostawić? - Ginny spojrzała na Hermionę, ale ona zaprzeczyła ruchem głowy i ponownie schowała twarz w dłoniach. Czuła się potwornie. Nie umiała otworzyć się przed przyjaciółką. Tu nawet nie chodziło o obecność Blaisa, ale o nią samą. Bała się swoich uczuć i pokazania ich komukolwiek. Bała się samej siebie i swoich reakcji.
            - Hermiono połóż się. Musisz odpocząć. Jutro będzie lepiej, zobaczysz. - Jednak panna Granger ponownie zaprzeczyła, a Blaisowi i Ginny pozostało wymieniać porozumiewawcze spojrzenia i czekać na cokolwiek. Zabini nie krył zakłopotania. Jak każdy mężczyzna nigdy nie rozumiał do końca psychiki kobiecej, a obecna sytuacja była dla niego jak zagadka, której nie da się rozwiązać. Na dobrą sprawę mogło chodzić o wszystko. Nie znał Granger do końca, więc nie wiedział jakie ona może mieć problemy. Domyślał się jedynie, że nie jest to nic prostego z czym mogłaby sobie poradzić od razu. To było coś trudniejszego i na tyle bolesnego, że nie chciała się otworzyć nawet przed najlepszą przyjaciółką. Jednak po dłuższej chwili kasztanowłosa odezwała się, ale mówiła cichym i słabym głosem.
            - Nie potrafię o nim zapomnieć. Po prostu nie potrafię. Boli mnie to, że już nigdy go nie zobaczę. Harry i Pansy maja Lilly, ja też bym chciała. Ale nie mogę. Nie potrafię zakochać się i żyć jak dawniej. Nie umiem przejść z tą stratą do porządku dziennego. - Blaise zamyślił się głęboko i spojrzał na kasztanowłosą, której ciałem zaczęły targać dreszcze. Chciał, aby Ginny odezwała się pierwsza, ale ona chyba również nie była na siłach. Zrozumiał, że będzie musiał bardzo mocno wytężyć szare komórki, aby zrozumieć Hermionę.
            - Granger to nie musi tak wyglądać. - Hermiona uniosła gwałtownie głowę j spojrzała z wyrzutem na mężczyznę.
            - Ale tak będzie wyglądało Blaise. Frederick był dla mnie całym światem, nawet jeśli był na nim przez niecałe pół godziny. Kocham go nadal i boję się tego.
            - Boisz się, że już nigdy nie zakochasz się? - Kasztanowłosa milczała. Nie potrafiła udzielić odpowiedzi na to pytanie. W tym momencie z pomocą przyszła jej Ginny.
            - Nie Blaise. Hermiona boi się zakochać i przechodzić przez to wszystko ponownie. Boi się, że jak się zakocha to nie będzie to prawdziwa miłość, bo jedyną osobą, którą tym uczuciem darzyła był Frederick. - Po tym zdaniu w mieszkaniu zapanowała cisza. Hermiona milczała, bo to, co powiedziała przyjaciółka było prawdą. Ginny nie chciała już niczego więcej powiedzieć, bo bała się, że po paru słowach więcej Hermiona będzie na nowo w depresji, z której ledwo udało jej się wyjść. Blaise z kolei nie potrafił się w tym wszystkim odnaleźć. Kobieca psychika nigdy nie była łatwa do zrozumienia, ale tym razem było to ponad jego siły. Nie chciał też mówić Granger, że na jednym dziecku świat się nie kończy i nie może myśleć o sobie, że już nigdy się nie zakocha. Nie mógł jej tego powiedzieć, bo ta dziewczyna za dużo już w życiu wycierpiała, a on nie był bez serca, aby jej jeszcze bardziej dowalić. Postanowił więc milczeć, jak obie kobiety siedzące obok niego.
 * * * * *
            Tymczasem Draco nadal leżał na podłodze swojej sypialni kontemplując wygląd jej sufitu. Nie ukrywał, że zachowanie Blaisa nieco go wkurzyło. Jest jego przyjacielem, więc powinien starać się mu jakoś pomóc, a on co? Wystarczyło, że napisała do niego ta ryża wiewióra, a on leciał do niej jakby miał motorek w dupie i był na dopalaczach. Blondyn nie ukrywał swojego negatywnego nastawienia do związku Zabiniego. Dla niego trafił pod pantofel, a obrączka na palcu będzie tylko i wyłącznie gwoździem do trumny. Z drugiej strony to nie było jego życie. Nie miał prawa krytykować wyborów przyjaciela tylko dlatego, że spędza z nim mniej czasu niż dotychczas. Draco rozumiał czym jest obowiązek posiadania rodziny, ukochanej osoby, o którą trzeba się troszczyć i opiekować nią. Jedyne czego nie potrafił pojąc, to dlaczego ludzie to sobie robią z własnej woli. Małżeństwo przecież to tylko formalność. Już wcześniej żyją ze sobą, śpią, spędzają wspólnie czas. Ślub często gęsto burzy to wszystko i zaczynają się kłótnie i wypominanie sobie najmniejszych błędów, jak na przykład zostawianie przez mężczyzn skarpetek na środku pokoju czy nie opuszczanie deski w toalecie. Wcześniej tego nie było. Dopiero po założeniu kawałka metalu na palec zaczynają się melodramaty. W kobietach odzywa się instynkt macierzyński i za namową całej rodziny zachodzą w ciążę, a potem się wysłuchuje, że są grube, że już nigdy nie wrócą do dawnej sylwetki, że ich kariera przez dziecko nie ruszy już z miejsca. Tego to już w ogóle Draco nie akceptował. Jeśli człowiek chce się realizować w jakiejś branży, a dokładnie wie, że dziecko mu w tym nie pomoże, a jedynie zaszkodzi, to po jaką cholerę się o nie starać? Małżeństwo to pic na fotomontaż innymi słowy. Z tą myślą młody Malfoy wstał i skierował swoje kroki w kierunku łazienki. Oparł dłonie na umywalce i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Nie ogolił się nawet dzisiaj, więc po całym dniu wyglądał jak Rumcajs. Sięgnął po maszynkę elektryczną i niespiesznie przystąpił do pozbywania się zarostu. Szło mu to opornie, ale po jakichś dziesięciu minutach jego twarz przypominała pupcie niemowlaka. Zazwyczaj nie golił się do zera, ale dzisiaj nie miał siły na artystyczne ruchy maszynką. I tak następnego dnia będzie musiał ponownie się golić, więc co za różnica? Wyszedł z łazienki i zszedł po schodach do kuchni. Nie miał ochoty na jedzenie ani na picie, więc postał chwilę w miejscu a następnie skierował swoje kroki w kierunku werandy. Po drodze zdążył jeszcze zabrać ze stoliczka paczkę papierosów i zapalniczkę, a następnie wyszedł przez duże oszklone drzwi i usiadł na kamiennych schodkach, zapalając papierosa. Było cholernie zimno, a na dodatek zaczynało mżyć. Niezbyt odpowiednia pogoda na siedzenie bez koszulki, ale ciałem mężczyzny nie targały żadne dreszcze. Wydawać by się mogło, że jest obojętny na wszechobecne zimno. Draco zaciągnął się głęboko papierosem i wypuścił z ust kłęby dymu pomieszane z parą. Był dopiero poniedziałek, a on czuł, jak zaczyna odchodzić od zmysłów bez pracy. Pozostało mu jeszcze bite sześć dni, a każda jednorazowa myśl o nich napawała go odrazą. Nie potrafił nic nie robić, ale nie umiał też znaleźć sobie odpowiedniego zajęcia. Sprzątać nie musiał, bo nie miał czego. Nie garnął się do biegania, czy też jakiejkolwiek innej dyscypliny sportowej. U rodziców nie zamierzał przesiadywać całymi dniami, ani tym bardziej pomagać ojcu w ogrodzie. Co więc mu pozostało? Użalanie się nad swoimi marnym losem? Mógłby, ale to nie sprawi, że poczuje się choćby odrobinę lepiej. Więc co? Co może mu pomóc odstresować się i przestać myśleć o pracy i targającej nim nerwicy?
 * * * * *
            Miedzy Ginny, Blaisem, a Hermiona wciąż panowała nieznośna cisza. Zabini nie ukrywał, że pomału zaczyna udzielać mu się panująca przygnębiająca atmosfera. Wyprostował się więc w krześle, na którym siedział, a potem wypuścił głośno powietrze z płuc. Jedynie Hermiona zwróciła na niego uwagę.
            - Blaise nie musisz tu z nami siedzieć, jeśli nie chcesz. - Brunet zdziwił się nieco wypowiedzią kasztanowłosej, ale nie ruszył się i pozostał na swoim miejscu.
            - Daj spokój Hermiono. Przecież i tak nie rozmawiamy, więc w czym sobie nawzajem przeszkadzamy?
            - Nie chce dokładać ci kolejnych kłopotów po prostu. -Hermiona zwiesiła swoją głowę i wbiła wzrok w kubek herbaty. Czuła się niezręcznie, a zarazem potwornie, że Blaise chce jej pomoc, ale nie może. Ona sama mu na to nie pozwala. Nie miała prawa winić wszystkich za swój stan. Jakim człowiekiem by wtedy była?
            - Jakich kłopotów? - Blaise robił się nerwowy. Czuł się jakby rozmawiał z nastolatka, a nie pełnoletnią kobietą, którą Granger była. Zachowywała się trochę w jego mniemaniu jak sierota. Zagubiona sierota, która z jednej strony stwarza pozory silnej, ale tak na prawdę nie ma pojęcia, co robi że swoim życiem. W porę odezwała się Ginny, która znała mężczyznę na tyle dobrze, że wiedziała, jaki nieprzyjemny może się zaraz stać, mimo iż bardzo tego nie chciał. Czasami właśnie, gdy się o coś kłócili i głos Blaisa stawał się szorstki wolała spasować i wrócić do rozmowy, gdy nieco ochłonie.
            - Blaise zostaw nas proszę. Chcę porozmawiać z Mioną sam na sam. - Zabini przytaknął głową i wyszedł czym prędzej z kuchni. Był wdzięczny Ginny, że zareagowała odpowiednio szybko. Nie wiedział jak mogłaby potoczyć się jego dalsza rozmowa z kasztanowłosą. Udał się do pokoju gościnnego, aby sprawdzić, czy z Lilly wszystko w porządku. Gdy tylko wyszedł Hermiona podniosła się ze swojego miejsca i podeszła do zlewu, aby ochlapać swoją twarz zimna wodą. Chciała ochłonąć, wybudzić się z koszmaru, w którym się znalazła. Niestety woda tylko w filmach przynosi ukojenie, a ona dalej czuła się bezradna.
            - Jestem taka żałosna Ginny. - Ruda wstała ze swojego krzesła i podeszła do przyjaciółki, obejmując ją za ramiona. Hermiona schowała swoją twarz w dłoniach, chcąc uniknąć wzroku panny Weasley.
            - Nie jesteś. Każdy ma prawo do gorszych dni. To nie jest twoja wina.
            - Co ja sobie myślałam? Że wszystko minie jak ręką odjął i będę dawną sobą? Nie dość, że jestem żałosna to jeszcze do tego naiwna. - Kasztanowłosa chciała płakać, ale jej oczy nie były w stanie wypuścić z siebie choćby jednej łzy. Cały czas czuła delikatne ręce Ginny, które obejmowały ją, jakby chciały uchronić przed złem.
            - Jesteś naiwna, bo nie wierzysz w siebie. Czasami trzeba zrobić krok w tył, aby potem zrobić dwa do przodu. Dobrze o tym wiesz Miona. - Hermiona podniosła głowę i spojrzała w oczy rudowłosej. Były niesamowicie spokojne i ku swojemu zdziwieniu nie znalazła w nich litości czy współczucia. Były przepełnione troską i niesamowitym ciepłem, od którego na jej usta wypłynął delikatny uśmiech.
            - Co ja mam zrobić Ginny?
            - Przestań wracać do przeszłości. Obiecałyśmy z Pansy, że ci pomożemy i zrobimy to, ale nie odwalimy całej roboty za ciebie. Miałaś być silna, pamiętasz? Czy nie to obiecałaś Frediemu? - Kasztanowłosa przytaknęła głową i wtuliła się w przyjaciółkę z całych sił. Ginny zawsze ją rozumiała i potrafiła znaleźć wyjście z każdej sytuacji. Teraz żałowała, że nie dopuściła do siebie nikogo po śmierci dziecka. Zamknęła się w sobie i jednocześnie na innych, bojąc się kolejnego bólu, który i tak sama sobie zadawała. Nie chciała do tego wracać. Nie chciała na powrót przypominać widma, od którego niedawno się uwolniła. Ginny miała rację. Musi iść do przodu i wstawać po każdym upadku, przecież obiecała Fredericowi, że się nie podda i będzie silna. A ona, jako prawdziwa Gryfonka zawsze dotrzymywała obietnic.
            - Dotrzymam słowa Ginny. To jedyna rzecz, którą jestem w stanie komukolwiek obiecać. -  Na usta rudowłosej wypłynął pogodny uśmiech, a Hermiona odwzajemniła jej się równie przyjemnym. Czuła, że zrozumiała swoje błędy i chciała ich więcej nie popełniać. Potknie się jeszcze nie raz, ale od czego ma przyjaciół? Przyjaciół i ducha jej ukochanego dziecka, którzy czuwają nad nią i dodają jej siły. Przeszła pierwszą próbę. Zwątpiła, ale dzięki pomocy ponownie wracała na tory życia, które sobie obrała.

13 komentarzy:

  1. Bo Ty jesteś zajebista,
    To sprawa jest oczywista
    Pisz tak dalej jest super,zawsze piszesz tak jak Ja chce.Czekam na dalszy ciąg z Snajpem i Draconem,a jesli chodzi o mininiaturkę będzie odlotowo jak ją dasz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie przejmuj się, takie opóźnienie, to jak nie opóźnienie, więc spokojnie. Poza tym rozdział wyszedł świetny. Może i nie powinny, ale bardzo bawiły mnie momenty z Draconem, szczególnie, gdy ubolewał nad swym potwornym losem, czekając na śmierć. Co do Hermiony to fajnie, jakoś sobie poradziła. W końcu odnajdzie w sobie siłę na to, aby odzyskać choć namiastkę dawnej siebie.
    Również piszę teraz matury. Co do polskiego to średnio mi podszedł ten test, ale w porównaniu z dzisiejszą matematyką to jest nic :)
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Boskie.Czekam na następne.:3

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jak zwykle idealny, że po prostu... Arghh... To jest irytujące, jeżeli każdy następny rozdział jest lepszy. No naprawdę, to jest przerażające.
    Rozwalił mnie moment, gdy Malfoy czekał na śmierć. Takie depresyjne i nie pasujące do niego, że nie mogę. W końcu był Ślizgonem! Niech użyje tej swojej przebiegłości i coś wymyśli!
    Hermiona, mam nadzieję, że się nagle nie załamie.
    A co do Pansy i Harry'ego, to mi ich szkoda. Proszę, niech się nie kłócą (w każdym razie nie aż tak).
    Nie będę się tam rozpisywać. Do następnego komentarza!
    Pozdrawiam,
    Cassie :)
    P.S. Trzymam kciuki, żeby wyniki były zadowalające (a co tam będziemy się ograniczać, mają być same Wybitne! Inaczej się przejdę do sprawdzających matury i przekonają się, dlaczego Tiara chciała mnie w Slytherinie).

    OdpowiedzUsuń
  5. Nieważne że spóźniony, ważne że jest! A jest cudowny! <3 czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. To opowiadanie jest cudowne! Nigdy jeszcze nie spotkałam się z takim pomysłem na historię Hermiony. Wlałaś w tą historię tyle emocji, że długo po przeczytaniu nowego rozdziału nie mogę przestać o nim myśleć. A Draco? W tym rozdziale był przezabawny ;)
    Z niecierpliwością czekam na NN
    XYZa

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak zwykle idealny rozdział! Czekam na kolejny i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Extra, nie mogę się doczekać ponownej konfrontacji Hermiony i Draco. Życzę weny
    eva

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam!
    Dopiero odkryłam Twojego bloga i się zakochałam :) Masz fajne pomysły i już lecę dalej czytać.

    OdpowiedzUsuń
  10. Anonimowy17 maja, 2016

    To najbardziej przeciągnięte opowiadanie o Dramione jakie widziałam, przynajmniej do tego momentu. Milion wątków pobocznych oraz pisanie w kółko o tym samym, jeden dzień opisujesz przez 3 rozdziały, a główni bohaterowie zamienili ze sobą do tej pory 2 zdania. Pomijam już zmianę WSZYSTKICH charakterów o 180 stopni. Żadna z opisywanych osób nie przypomina siebie z książek Rowling, ma się wrażenie, że miałaś pomysł na historię, ale nie chciało Ci się wymyślać postaci, więc wzięłaś gotowe, ale pozmieniałaś ich tak jak Ci się podobało. Masz straszne skoki pisania, przemyślenia piszesz bardzo fajnie, a dialogi jak z przedszkola. Szczególnie rzuciło się to w oczy przy wizycie Draco u psychologa, ale nie tylko. Na razie jestem rozczarowana, bo miałam duże nadzieje widząc taką ilość rozdziałów. Przeczytam jeszcze kilka i dam znać, może się rozkręci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezuu nie przesadzaj chyba jako jedynej osobie nie podoba sie ci to opowiadanie .

      Usuń
  11. Bardzo ciekawe opowiadanie i przyjemnie się czyta, ale czekam z niecierpliwością na wątek wspólny Draco i Hermiony. Ale jedno zastrzeżenie. Wiem, że już minęło 6 lat i się trochę poglądy o depresji zmieniły od 2014, ale z tej choroby nie da się wyjść po prostu wstając z łóżka ok dwóch latach. Po pierwsze Hermiona nadal ma depresję i powinna się udać do psychologa na terapię i do psychiatry po diagnozę oraz leki. Z tego co zrozumiałam, to Harry nie jest ani jednym ani drugim i super, że pomagał Hermionie przeżyć eliksirami przez cały ten czas kiedy nie miała siły do życia, ale to w ogóle jej nie pomogło na psychikę. W ogóle dziwię się, że nikt z jej bliskich nie zaciągnął jej na terapię. I rozumiem też, że tym przełomowym momentem ma być zobaczenie Freddiego, ale to nie znaczy, że Hermiona dzięki temu wyszła z depresji. Ona nadal w niej jest. I jest to trochę krzywdzące dla osób z depresją, że pokazałaś, że da się z niej tak łatwo wyjść. Bo się nie da. Nawet czarodzieje nie potrafią.
    ~ Ariana Grindenwald

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się tak łatwo wyjść z depresji, w pełni się zgadzam. Patrząc na samą siebie mogę wręcz powiedzieć, że w ogóle się z niej nie wychodzi. Kilka lat temu pisałam na bazie własnych doświadczeń, może to zadziwiające lub nieprawdopodobne, ale mnie wtedy wystarczył jeden dzień, by wziąć się za siebie. A wierz mi, że przez 6 lat nic mi nie dał psycholog oraz psychiatra. Pewnie teraz napisałabym historię tej dwójki inaczej, choćby ze względu na kilka nawrotów depresji, które przydarzyły mi się od tego czasu. Wszystko zależy od ludzkiej psychiki i jej wytrzymałości. Jeśli jednak tym opowiadaniem obrażam ludzi borykających się z tą chorobą, przepraszam. Nie miałam na celu nikogo skrzywdzić.

      Usuń