EL CHIQUITEO con DRACO
Jeśli ktoś z was chciałby potowarzyszyć Draco w dzisiejszy wieczór i zadać kilka pytań, serdecznie zapraszamy. A przy okazji, nagroda dla tego, kto namówi pana arystokratę do wypicia chociaż jednego chato. Nie żeby coś, ale powodzenia ;)
Draco, jak nie wypijesz ze mną chato (cokolwiek to znaczy :P), to Ci zaraz zemdleję, a potem umrę na rękach, a Ty zaraz za mną, a za Tobą Twoje dwie kobiety :P
OdpowiedzUsuńChato to rodzaj szklanki, w której podaje się wino w hiszpańskich barach, w odróżnieniu do restauracji, w których używa się copas, czyli kieliszków. Za groźbę dziękuję, jednak nie skorzystam, wolę wodę lub herbatę.
UsuńCo sądzisz o Harrym,Ronie i Hermionie?
OdpowiedzUsuńNic, co by nie było już wiadome. Potter to chamski wybryk natury, przynajmniej obecnie, wciąż jestem pełen podziwu dla jego nieopisanej głupoty. Weasley jest zwyczajnie natrętny i uprzykrzający życie, a do tego drażniący, gdyż pamiętam go zgoła inaczej. Ciężko zrozumieć mi jego pasję do medycyny, dość nagłą i nieoczekiwaną, jednak szanuję go za tę pozytywną zmianę i wiedzę. Natomiast Granger jest zaniedbana, tak fizycznie, jak psychicznie, nie wiem, co odrzuca mnie w niej bardziej. Jest też strasznie naiwna i pokłada za dużo wiary w niektórych ludzi.
UsuńMocny i Powalający komentarz - ale niesamowicie szczery w odniesieniu do tej dwójki, a zwłaszcza Hermiony, tej wywłoki, aż Cię nie poznaję, Draco. Nie sądziłam, że stać Cię aż na taką szczerość. Aż obejrzę się w lustrze - no nie, ja nie jestem zaniedbana w żadnym sensie, lecz jestem piękna i cudownie zadbana, z silnym poczuciem własnej wartości i świadomości, iż właśnie jestem cudowna. Myślę, że to tylko kwestia czasu, gdy padniesz mi do stóp z uwielbieniem. Czekam na to z niecierpliwością, marzę o tym i o Tobie, i Twoim statusie, Draco.
UsuńCałuję gorąco,
Pansy.
Parkinson, można powiedzieć o tobie wszystko, ale z pewnością nie, że jesteś zaniedbana. Natomiast obcesowa czy wyuzdana, jak najbardziej. Statusu nie poruszam, to zbyt komiczne dla mnie i jak widać złożone dla ciebie.
UsuńZapomniałbym, Granger wywłoką? Z tego, co wiem, nie zajmujecie się tą samą profesją.
UsuńJak to się stało, że jesteś aż tak... wstrzemięźliwy, szczególnie po niekrótkiej odsiadce w Azkabanie, gdzie - nie ukrywajmy - jakoś trudno o małe tete a tete z kobietą? Rozumiem tą całą Twoją samokontrolę i kulturę osobistą, której jesteś jeśli nie jedynym, to przynajmniej głównym przedstawicielem w tym opowiadaniu, ale na Merlina (!) nie wierzę, że czasami nie zechciałeś... odreagować... że tak to ujmę. No i tu od razy nawiążę do sytuacji z Granger na siłowni, której mój drogi panie, wyprzeć się nie możesz. Pytam się więc: Co dalej z tym zrobisz?! I nie próbuj się wykręcać, ani prychać i gardzić Hermioną, bo skoro oczy nie zaświeciły Ci się na widok Pansy, która pokazała znacznie WIĘCEJ niż Granger na siłce, to znaczy, że w pannie przemądrzałej musi kryć się coś więcej, co zdołało przełamać choćby na chwilę Twoją silną fasadę. Pytam więc, co to było?! I proszę o dokładne wyłożenie tematu, a nie arystokratyczne fochy i zbywanie mnie półsłówkami. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJestem raczej malkontentem, niż osobą wstrzemięźliwą. Prędzej uschnę z braku cielesnego spełnienia, niż zadowolę się byle kim i byle gdzie. Być może to niepojęte w dzisiejszych czasach, ale jako mężczyzna kieruję się pewnymi zasadami, a co najważniejsze, nie mam na nazwisko Potter. Wracając jednak do tematu. Granger składa się z licznych cech, których nie trawię w kobietach i nie mówię tylko o nadużywaniu alkoholu czy papierosach. Nie lubię, kiedy klną, nie zwracają na siebie uwagi, nie mają zainteresowań, a do tego uważają, że mają do tego prawo. Wtedy w sali ćwiczebnej Granger nieświadomie pokazała, że jest inna, niż myślałem. Dba o siebie mocniej, niż niejedna kobieta, ćwiczy dla pracy, ale i z pasji, poza tym miło było zobaczyć ją w czymś innym, niż poplamione i znoszone spodnie oraz rozciągnięta bluzka, które środki czystości widzą tylko wtedy, gdy same odchodzą od ciała. Za moimi reakcjami nie kryją się, broń Merlinie, żadne niespełnione fantazje erotyczne, a zwykły, ludzki podziw dla trudu, jak włożyła, by rozwinąć swe zdolności, a także by pod warstwą okropnych dla oka ubrań uformować silne i zadbane ciało. Od Pansy odróżnia ją przede wszystkim fakt, że jest nieświadoma siebie, Parkinson nie wstydzi się podkreślić swych atutów, natomiast Granger nawet nie wie, że je posiada. To kolejny powód, dla którego... nachalnie kontemplowałem sylwetkę swej kuratorki. Nie lubię mieć wszystkiego na tacy, wolę sam odkrywać, jaka jest kobieta, inaczej tracą cały swój urok. Mam nadzieję, że temat został przeze mnie dostatecznie wykorzystany. Pozdrawiam.
UsuńPozwolę sobie pociągnąć dalej ten i inny temat, jako że, co zaskakujące, rozmawia mi się z Tobą dużo lepiej i (nawet pomimo wyższości, jaka przebrzmiewa w Twoich wypowiedziach) dużo swobodniej niż z innymi uczestnikami El Chiquiteo.
UsuńMuszę przyznać, że wyczerpałeś temat na tyle, na ile mogłeś, nie wzbudzając podejrzeń o jakiekolwiek chęci igraszek z nowo poznaną cielesnością Granger. To jednak pozwoliło mi pokusić się o pytanie, dlaczego nie spróbujesz swoich sił u innej przedstawicielki ministerialnych szczebli, która jest znacznie bardziej zadbana niż Granger, a do tego posiada jakąś pasję, zwraca uwagę na to, jak wygląda itp itd.? Nie wierzę, że w całym Ministerstwie nie kryje się choć jedna niewiasta godna tego, byś raczył rzucić na nią okiem. A jeśli nie interesują Cię Ministerialne gryzipiórki, to czy Twoich wymagań nie sprostała choćby żona Zabiniego? Przyznasz, że można o niej powiedzieć wszystko, ale nie to, że o siebie nie dba. Jest też kobietą na poziomie etc., etc., a mimo to podczas Waszego przesłuchania nie zwróciłeś na nią żadnej uwagi, czego o Potterze powiedzieć nie można. Nie insynuuję oczywiście, byś zaczął kooperować ze świadkiem w sprawie w sposób wykraczający Twoim obowiązkom. Po prostu posłużyłam się tą kobietą jako przykładem, a teraz czekam na wyczerpującą odpowiedź.
Wracając do Granger, wybacz, ale jej temat najbardziej mnie interesuję, skoro przyszło nam już razem siedzieć i rozmawiać.
Czy w jakikolwiek sposób żałujesz tego, że powiedziałeś jej,iż jej nienawidzisz? No i czemu to właśnie ona zasłużyła sobie na tak szczególne traktowanie, skoro - jeśli mnie pamięć nie myli - za czasów szkolnych pogardzałeś całą Złotą Trójcą, a Potterem w szczególności. Jakoś nie przypominam sobie, byś uraczył Harry'ego czy Rona podobnym stwierdzeniem i proszę, nie zbywaj mnie jedynie tym, że był to po prostu wynik toczącej się z Granger rozmowy, w czasie której poprawiłeś ją, gdy powiedziała, że jej nie lubisz.
Nie chcę również wybiegać w przyszłość, ale może zdradzisz mi, jak wyobrażasz sobie teraz swoją współpracę z Granger po tym, jak to haniebnie zawiodłeś jej zaufanie, a ona wyrzuciła Cię z domu? Nie jest Ci żal tego, że pogardziłeś szansą, którą Ci dała? Ach no i oczywiście nie mogę nie nawiązać do Twoich przeprosin, które choć wydawać by się mogło, że były szczere, jakoś nijak się mają do faktu, że kierowałeś je w stosunku do osoby, której nienawidzisz. Wiem, że gdzieś tam pomiędzy jednym przemyśleniem o Hermionie, a drugim, przyznałeś, że to, co do niej czujesz nienawiścią raczej nie jest, ale ona akurat zdaje się o tym nie wiedzieć. Czyż nie mącisz jej teraz w głowie?
Oho czyżbym widziała groźnie zmarszczone brwi? Tak, wiem, że jej temat w najlepszym wypadku jest Ci nie na rękę, ale sam rozumiesz, korzystam z okazji, bo druga szansa na poznanie Twoich myśli może się już nie powtórzyć.
Zanim przyszedłeś pozwoliłam sobie zamówić dla nas po jednym chato, które jeśli się nie mylę, powinno pojawić się dosłownie za chwilę. (...) Twoje prychnięcie jest wysoce niestosowne, jako że zrobiłam to tylko i wyłącznie by umilić nam atmosferę i przekonać się, że nie jesteś aż tak drętwy, jak to wszyscy mówią. Nie mówię, byś wypił od razu całe, ale mógłbyś chociaż skosztować. A w nagrodę pozwolę sobie zakończyć tyradę o pannie Granger, która, jeśli mam być szczera, widocznie doprowadzi Cie do białej gorączki.
O! Jest nasze zamówienie! To co? Po jednym? Pamiętaj co jest na drugiej szali!
Sante!
Jako osoba dość mało towarzyska, obcuję w Ministerstwie wyłącznie z kilkoma osobami, z kobiet innych niż Granger rozpoznaję jedynie jej jedną pracownicę. Natomiast w jakim celu miałbym próbować swych sił, jeśli nie odczuwam braku płci pięknej przy mym boku? Parafrazując, nie jestem zainteresowany związkami, nie czuję potrzeby nawiązania jakiejś głębszej relacji z kobietą. Żona Zabiniego natomiast może i odznacza się niebanalną urodą, jednak fakt, że jest obłudna wyklucza ją od samego początku, poza tym kompletnie się od siebie różnimy i, choć z pewnością piękna, w moim odczuciu jest mdła, czy to z twarzy, czy z charakteru.
UsuńWedług mnie żałowanie czynów bądź słów z przeszłości nie sprawi, że teraźniejszość czy też przyszłość będą dzięki temu łatwiejsze, zatem nie, nie żałuję, że powiedziałem Granger, że jej nienawidzę, choć teraz wiem, że użyłem niewłaściwego określenia. Nie czuję bowiem nienawiści do niej, jako do osoby, ale do cech charakteru, do których nie potrafię się przyzwyczaić i tak po prostu zaakceptować, na przykład do jej troski czy dociekliwości, dość specyficznych w jej wydaniu. Jest osobą, z którą z jednej strony rozmawia mi się najłatwiej, ale z drugiej, najciężej, gdyż nie potrafi zostawić jakiegoś tematu w spokoju, dopóki wyraźnie nie zasygnalizuje jej się, że nie ma się na to ani sił, ani chęci. Co się zaś tyczy mącenia w głowie, nie uważam, bym czymkolwiek ją dezorientował. Od początku zna moje nastawienie do niej, a jednak uparcie próbuje się przekonać, że jestem inną osobą, jednocześnie mnie również. Widzi we mnie człowieka szukającego sposobu na naprawienie dawnych krzywd, nie mężczyznę spisanego na straty przez własne uprzedzenia, niepotrafiącego zaryzykować nawet raz w życiu, dlatego sądzę, że zaufała mi najszybciej z całej Trójcy, jednak żeby żałować, musiałbym ufać jej tak samo, jak ona mi, a niestety nie pokładam w niej żadnej wiary. Reasumując, ponieważ nie wiem, na czym stoję, nie wiem, jak będą wyglądały nasze relacje w najbliższej przyszłości.
Jakże mi przykro, że nie jestem duszą towarzystwa, a zwykłym aguafiestas. Nie będę kosztował, jeśli nie lubię i mam niską tolerancję alkoholu, niestosownym jest zatem nachalne zachęcanie, na dodatek metodą kija i marchewki. Dziękuję, nie skorzystam, zostanę przy rozmowach o Granger, są równie cierpkie i tak samo boli od nich głowa. Natomiast chętnie potowarzyszę Ci przy herbacie.
À votre santé.
Jakakolwiek była moja tolerancja, co do wystawionych przez Ciebie granic, czuję, że właśnie została poważnie zachwiana. Stało się to nie tyle przez odmowę napicia się ze mną czegoś mocniejszego, co było z Twojej strony zwykłym przejawem nieuprzejmości, a jednym zdaniem odnoszącym się do Granger. Mianowicie "Nie pokładam w niej żadnej wiary". Serio? Żadnej? W takim razie nie sądzę, by dalsza rozmowa o niej miała jakikolwiek sens, gdyż tym stwierdzeniem rozwiałeś jakikolwiek zalążek nadziei, co do relacji, jaka kiedykolwiek miałaby szansę między Wami powstać.
UsuńW sytuacji, gdy ona nie spisuje Cię na straty przez Twoje własne uprzedzenia, nie powinieneś uparcie tkwić w przekonaniu, że jesteś tak postrzegany przez wszystkich.
Zgryźliwie mogłabym stwierdzić, że nie wypijesz ze mną alkoholu, bo rozmowa o Granger wcale nie jest Ci tak nie na rękę, jak zajadle twierdzisz, jednak po tym, co usłyszałam, nie zamierzam wysnuwać tak dalekich wniosków. Na koniec jedynie dodam, że choć nie doceniasz wiary, jaką pokładają w Tobie ludzie, a tym bardziej Granger; powinieneś przynajmniej postarać się spróbować włożyć trochę wysiłku i spojrzeć na nich inaczej, niż dotychczas. Odwoływanie się do cech charakteru, które warunkują Cię jako osobę stosunkowo wyalienowaną i lubiącą jedynie własne towarzystwo nie jest rozwiązaniem, które będzie skuteczne na dłuższą metę.
A teraz pozwól, że wypiję i Twojego drinka, jako że pogardziłeś nawet zamoczeniem wargi, które nie dość, że nie wywołałoby żadnych skutków dla Twojej słabej strony, to podtrzymałoby te wątpliwe szanse na uratowanie pozorów człowieka, który ludzką życzliwość.
A teraz pozwól, że wypiję i Twojego drinka, jako że pogardziłeś nawet zamoczeniem warg, które nie dość, że nie wywołałoby żadnych negatywnych skutków dla Twojej słabej głowy, to podtrzymałoby te wątpliwe szanse na uratowanie pozorów człowieka, który ludzką choć w niewielki sposób docenia ludzką życzliwość - tak miało brzmieć ostatnie zdanie. Widzisz jak wzburzona jestem i jak to wpływa na logiczność moich wypowiedzi. Pozdrawiam
UsuńPij bez krępacji, z mojej strony – żalu; logika dalej jednak podupada, za co uprzedzam, iż nie przeproszę. Natomiast nie piję i nie będę się do tego zmuszał, nawet przez wzgląd na uprzejmość dla proponującego, choć za propozycję dziękuję. Mogę jednak prosić o uszanowanie mojej decyzji?
UsuńSkoro temat alkoholu przerobiliśmy, wróćmy do tego, który jak twierdzisz, wcale nie uwiera mnie tak bardzo, jak przedstawiam.
Nie ufam Granger, tak samo, jak nie ufam nikomu całkowicie. Jej wiara jest bardziej implikacją podjętego ryzyka, niż wypadkową dotychczasowych wydarzeń między nami. Ponieważ preferuję mieć wszystko czarne na białym, nie jestem w stanie skoczyć na tak głęboką wodę i zmienić diametralnie mój światopogląd. Nie stawiam wszystkiego na jedną kartę, mówiąc "co ma być to będzie". Jestem ostrożny, może nawet bojaźliwy i nie chcę nikogo wpuścić do świata, w którym spokojnie żyję, będę się zastanawiał przez lata, zanim zdecyduję, że ktoś jest godzien mojego zaufania. Będąc przy Granger, sprawa znacznie się komplikuje, ponieważ nie ufam jej, a jednak pozwalam na swobodne panoszenie się po tym odizolowanym świecie, który wytworzyłem wokół siebie. Nie podoba mi się to, ale ilekroć ją wygonię, to znajdzie inne wejście, by uprzykrzać mi życie. Prawdopodobnie nie jestem w stanie jej zawierzyć właśnie z powodu nachalności oraz naiwności, iż zaczną wpływać także i na mnie, ponieważ ja nie umiałbym komuś od tak podarować tak dużego kredytu, jakim obdarzyła mnie Granger. Innymi słowy, boję się, że poukłada mi świat po swojemu, zrobi w nim nieporządek. Dlatego nie wierzę, jakoby miała wejść tylko na chwilę, a potem wyjść, jak gdyby nigdy nic, a wszystko zostałoby na swoim miejscu. Jest osobą bardzo zdeterminowaną, pewną swego, i jak obrała sobie za cel udowodnić wszystkim, włącznie ze mną, że stałem się kimś innym po siedmiu latach w Azkabanie, to jestem przekonany, że nie zrezygnuje z tego. Nie bierze jednak pod uwagę mojego sprzeciwu, gdyż wcale nie chcę, żeby ktoś myślał, że się zmieniłem, prawdę mówiąc, jest mi to obojętne. Jeśli na tak prostej sprawie nie mogę jej zaufać, to nie wiem, czy w jakiejkolwiek innej mógłbym.
Obecnie ciężko jest mi określić nasze stosunki na polu wzajemnego zaufania, ponieważ naruszyłem dość poważnie wiarę Granger, a choć trudno się do tego przyznać, była ona inna, niż Juany czy choćby Weasleya, drażniąca, a jednak przynosząca największe rezultaty. Z tego powodu obawiam się, że przyjdzie mi w najbliższym czasie zaryzykować, jeśli chcę podtrzymać neutralne stosunki między nami, przez co nie wiem, jaka będzie przyszłość, gdyż jestem jej niepewny i mocno się nią niepokoję, ponieważ nie przywykłem do błądzenia w nieznanym.
Jest w Twej wypowiedzi coś, co mocno mnie zaciekawiło, mianowicie, jaka relacja mogłaby między nami powstać? Czy na podstawie sytuacji z siłowni wysnułaś wnioski, jakobym był zainteresowany Granger? Nie jestem płytki, jak brodzik na basenie, i nie oceniam jej wyłącznie przez wygląd, jednakowoż nie znaczy to również, że porywa mnie jej… barwna osobowość. Jeśli mi wolno, na podstawie czego insynuujesz, iż możemy być dla siebie „kimś więcej”, niż byłym więźniem i kuratorem? To bardzo intrygujące i odrobinę groteskowe.
UsuńZnasz powiedzenie "tylko winny się tłumaczy"? Zdawać by się mogło, że Twoja ostatnia wypowiedź, którą zafundowałeś mi mimo tego, iż (przeciwnie do poprzedniego razu) nie skierowałam do Ciebie żadnego pytania; wyjaśnia o wiele więcej, niż ta z początku naszej rozmowy, kiedy to byłam dużo bardziej opanowana. I choć zapewne potraktujesz mnie zaraz szeregiem doskonale znanych Ci argumentów, mających na celu udowodnienie mi jak bardzo się mylę; Twoją wypowiedź odbieram jak właśnie takie "tłumaczenie się". Dziękuję Ci za nie, naprawdę. Przyznam, że o wiele bardziej mnie ono uspokoiło i naświetliło sprawę z Twojej strony. Jednak w zdaniu, którym pozbawiłeś mnie resztek samokontroli nie chodziło o ufanie Granger w stopniu całkowitym, tylko "jakimkolwiek", a przynajmniej takiego sensu upatruje się w zdaniu "Nie pokładam w niej żadnej wiary".
UsuńA co do samej Granger i jej ignorancji Twojego sprzeciwu do jakichkolwiek zmian. Może tak uparcie dąży do przełamania Twojego uporu, bo uważa ten upór za wyjątkowo głupi i nie przynoszący korzyści ani dla Ciebie ani dla nikogo z Twoich współpracowników?
I bardzo proszę, byś nie mówił, że "ciężko jest Ci określić Wasze wzajemne stosunki na polu zaufania", bo określiłeś je bardzo wyraźnie już wcześniej, twierdząc, że nie masz do Granger żadnego zaufania. Wybacz także, jeśli zamiast zwykłej popołudniowej pogawędki przyszło Ci wysłuchiwać jakichś durnych animozji z mojej strony, jednak nie jestem w stanie nie bronić strony nieobecnych, którzy z przyczyn oczywistych bronić się nie mogą. I mam tu na myśli Granger. Choć w zasadzie to nie jest obrona jej stanowiska, bo jeśli chodzi o upartość, to jest ona w stanie dorównać nawet Tobie, co jest nie lada wyczynem. Chciałam po prostu przedstawić Ci mój punkt widzenia, jako osoby obiektywnej, siedzącej z dala w kuluarach wielkich potyczek.
A może wkroczenie w nieznane i próba zmiany zdania co do Granger nie są wcale takie złe? Pomyśl o tym, gdy już się rozstaniemy. Wszak Twoja herbata zdążyła już pewnie wystygnąć.
Mówiąc o relacji, jaka miałaby szansę kiedykolwiek między Wami powstać, a którą tak zgryźliwie wyśmiałeś, miałam na myśli coś głębszego niż tylko Ministerialna współpraca, mianowicie - uwaga, użyję tego drastycznego słowa - przyjaźń. Czy chociażby koleżeństwo. Jednak, jak wiadomo, wysnuwając te za daleko idące wnioski, nie sądziłam, że nie ufasz Granger w ogóle, a jak wiadomo bez zaufania to nawet obecna znajomość na poziomie kurator - więzień stoi pod znakiem zapytania.
W moich przypuszczeniach (tym razem) nie było nic co nawiązywałoby do fascynacji jej fizyczną stroną, jaką przypadkowo zdołałeś ujrzeć wtedy na siłowni. Sytuacją z sali ćwiczebnej posłużyłam się, nawiązując do do Twojej wstrzemięźliwości. A tamten wątek zdołałeś mi wytłumaczyć dość oględnie, ale na tyle wystarczajaco, by zaspokoić moją ciekawość. Groteskowe wydaje się być raczej to, że na myśl o jakiejś relacji, pierwszym co przyszło do Twojej - jak to ująłeś - malkontenckiej głowy,była właśnie relacja oparta na fizyczności, szczególnie w sytuacji, w której jako osoba opanowana i nie skora do zadowolenia się byle kim i byle gdzie; sam do tego nawiązujesz.
Czyżby zatem podświadomość płatała Ci figle? Nie, nie zaprzeczaj. Jak na prawdziwego uparciucha przystało, jestem w stanie założyć się o własnego drinka, że i tak zbyjesz mnie mnóstwem argumentów, w których bezwarunkowo uzasadnisz własną rację.
Ponieważ jednak nadal uważam Cię za szalenie interesującego rozmówcę, mam nadzieję, że nie irytujesz się tak bardzo moim ględzeniem, jak to widać po Twojej zaciśniętej szczęce? A jeśli tak, to polecam zamówić sobie nową herbatkę, tym razem z ziółkami :D
To zależy, jaki punkt patrzenia obierzemy, według Ciebie – tłumaczę się; moim zdaniem wyjaśniam nieścisłości, nie usprawiedliwiam wcześniejszych słów. Co do argumentacji, zauważam, że lubisz, ewentualnie masz taki zwyczaj, naskakiwać na mnie; zacznę jakiś temat, wsadzę kij do mrowiska, ale co ja się tam znam, skoro zasypiesz mnie mnóstwem powodów i wykrętów, bo przecież zawsze musisz mieć rację. Dla jasności, to zwykła uwaga, żaden despekt czy impertynencja, choć na swój sposób jestem dość arogancki. Nawet bardzo, wnioskując po Twej mimice.
UsuńBędąc przy upartości, jednocześnie przy Granger, mam nielogiczną tendencję do twierdzenia, iż jest mi obojętne, co ktoś o mnie myśli, ważne, że ja wiem, czego od siebie wymagam. Jeśli według Granger moja nieustępliwość jest głupia i nie przynosi korzyści, być może tak jest, jednak ja patrzę na nią z innej strony. Posłużmy się przykładem jej palenia papierosów; twierdzę, że to odstręczający nałóg i nie jestem jego zwolennikiem, nawet go nie akceptuję; Granger uważa zgoła inaczej i nie przestawi się tylko dlatego, że zadufanemu w sobie elegancikowi przeszkadza smród skrętów, czy to na niej, czy w powietrzu. Przechodząc do sedna, to, czy moja upartość jest głupia, czy nie, nie podlega osądowi mojej kuratorki.
Użyłem sformułowania „wzajemne stosunki” nie bez powodu. O ile moja postawa jest zdefiniowana, tak nie mogę wypowiedzieć się za Granger, przynajmniej w chwili obecnej. Konwersacja toczyła się wokół obopólnych relacji, stąd zwrot, którym się posłużyłem. Nie przeczę sobie, jednakże rozumiem, jak te słowa mogły zostać odebrane. Zaś obrona Granger jest ostatnim, czego mogłem się spodziewać, ponieważ ona potrafi poradzić sobie w każdej sytuacji, choćby twardym argumentem w postaci mocnego policzka. Przepraszam, ale czy uśmiechasz się, bo sprawia Ci radość moja porażka na linii dyplomatycznej z moją kuratorką z ostatniego razu? Gdyż do niej nawiązałem.
I znów to robisz, „ i tak zbyjesz mnie mnóstwem argumentów, w których bezwarunkowo uzasadnisz własną rację”; jednak nie mogę się nie zgodzić. Zacznę zatem swój wywód filozoficzny, jeśli pozwolisz. Sądząc po nawiązaniu z pytania z początków rozmowy, stwierdziłem, iż na moim, mówiąc kolokwialnie, gapiostwie, zbudowałaś teorię, jakobym był zainteresowany Granger w fizycznym bądź skrywanym, emocjonalnym znaczeniu, ponieważ wtedy pierwszy raz, przyznaję się szczerze, dopatrzyłem się w niej czegoś więcej, niż sterty brudnych ciuchów i skołtunionych włosów wyłaniających się zza płachty dymu papierosowego. Ponieważ była to jedyna sytuacja, dość upokarzająca, w której kontemplowałem wdzięki swej kuratorki, oparłem na niej swe przypuszczenia, bliżej mi zatem było to zasugerowania, iż możemy w przyszłości dzielić wspólną alkowę, niż spotykać się na kawie i wymieniać pogłoskami z życia i pracy. Pokuszę się teraz o stwierdzenie, że płatasz mi figla, wykręcając kota ogonem, żebym wyszedł na niezdecydowanego i niewiedzącego, czego tak naprawdę chcę, od początku mając na myśli, iż może zrodzić się między nami romantyczne uczucie, nie zwykła przyjaźń, jak raczyłaś określić nasze relacje. Jednak to tylko moje prywatne spostrzeżenia, i tak, w tym przypadku podświadomość ma prawo sobie ze mnie kpić. Zaś zwrotem „groteskowy” posłużyłem się mając na uwadze przedstawione przeze mnie wyobrażenie naszej domniemanej zażyłości; zestawiając go z użytym przez Ciebie słowem, jest ono źle dobrane; wtedy wykorzystałbym raczej „absurdalny” bądź „abstrakcyjny”.
Ziółka to rodzaj medycyny alternatywnej praktykowanej przez oszołomów i pajaców, jak powiedziała mi kiedyś Juanita. Jeśli wyglądam na poirytowanego, to nie przez Twoje aluzje i animozje; po prostu mam taką twarz. A teraz przejdźmy do dalszych pytań o Granger, gdyż ufam, że masz ich jeszcze sporo w zanadrzu. Aż nie mogę się doczekać.
Realistka: Te, panie picuś glancuś, tłumaczenie i wyjaśnianie to to samo wiesz?
UsuńDraco: (gasi papierosa w winie ze złośliwym uśmiechem) Na czym stanęło?
Jeśli Draco "gasi papierosa w winie" to ja całkiem już zgłupiałam. Wszak czyż obie te używki go nie odrzucają?
UsuńI owszem, pierwsze co przyszło mi na myśl, gdy zacząłeś swoją tyradę było to, że tłumaczenie się a wyjaśnianie nieścisłości to jedno i to samo, choć ubrane w inne słowa.
Nie lubię na nikogo naskakiwać, wbrew temu, o co zdążyłeś mnie posądzić. Jeśli natomiast rozmawiamy szczerze to nie potrzebuję kręcenia i motania w miejscach, gdzie wystarczyłaby jedna, prosta odpowiedź. A że akurat Twoja wypowiedź nie do końca mnie zadowoliła, to czy nie mogę skorzystać z przyznanego prawa do obrony własnego zdania?
Oczywiście Twoje liczne aluzje do nałogu Granger nie zmuszą jej, by od razu przestała palić. Nie zmusi jej też wyciąganie z jej ręki papierosa i ciskanie go do zlewu, jak już kiedyś to zrobiłeś, choć ta akurat akcja niebywale mi się spodobała. Czy nie uważasz jednak, że do Granger można by dotrzeć w zgoła inny sposób niż tylko taki, jaki zaprezentowałeś niejednokrotnie? Może spokojną, powtarzam spokojną rozmową i wbiciem jej do głowy, by chociaż ograniczyła sięganie po tytoń, nawet jeśli nie chce rzucić go całkowicie (tak, ja też nie znoszę palenia). Niemal słyszę Twoje pogardliwe prychnięcie. Tak, tak, wiem, że uważasz to za beznadziejny pomysł, ale jeśli aż tak Ci to przeszkadza, to czy nie mógłbyś choć ze zwykłej życzliwości przemówić jej do rozsądku? Wiem, że szczególnie teraz pozbawianie jej tytoniu może nie być szczególnie dobrym pomysłem, jeśli nie chcesz, by jej złość w stosunku do Twojej skromnej osoby powiększyła się co najmniej trzykrotnie, ale może od tego można by zacząć.
Jeśli mam być szczera to rozmawiając z Tobą, coraz mocniej wczuwam się w sytuację Granger. Być może dlatego kluczymy wokół tematu jak dwa hipogryfy koło kawałka mięsa i każde z nas musi dostać większy kawałek. Być może też dlatego tak strasznie staram się przekonać Cię do własnych racji, co Ty z kolei odbierasz jako naskakiwanie na Ciebie. Tak czy siak, jak dotąd chęci do wymierzenia Ci policzka nie miałam, być może to właśnie odróżnia mnie od niej, a ręka jak dotąd nie swędzi, więc nie sądzę, by atak mial miejsce w przyszłości.
Mój uśmiech jest nawiązaniem do czegoś, co przyszło mi do głowy po Twojej wypowiedzi,a co bardzo blisko ma do stwierdzenia Pottera z ostatniego rozdziału. I w tym momencie muszę przyznać mu rację, bo najwyraźniej w jego prostym, niewyrafinowanym umyśle pewne sprawy są dużo jaśniejsze, niż dzieje się to w umysłach ludzi bardziej... obytych, że tak pozwolę sobie to ująć.
Och proszę, nie uważaj swojego hm... pobudzenia na widok Granger w siłowni jako gapiostwa. Stwierdziłabym raczej, że akurat wtedy do gapy było Ci bardzo daleko. Byłeś za to na niej skupiony jak nigdy dotąd... XD
Jeśli nadal nie jesteś usatysfakcjonowany ilością pytań odnośnie Granger to oczywiście zaraz dojdą następne. Wprawdzie chciałam teraz przejść do innych postaci, ale skoro tak nalegasz na Granger, niech będzie i ona: Jak zamierzasz zachowywać się teraz w stosunku do niej. Czy wyciągnąłeś jakieś wnioski z zawodu, jaki jej sprawiłeś i teraz będziesz chciał temu w jakiś sposób zadośćuczynić czy choćby postarać się nieco bardziej z nią współpracować, czy zostawisz wszystko tak, jak jest, licząc na to, że mimo wszystko pozwoli Wam to wrócić do neutralności.
No i chyba nie sądziłeś, że odpuszczę okazję do kolejnego nawiązania do aspektu ukrytej kobiecości Granger. Skoro już i tak non stop gdzieś wokół nas przewija się ten temat, powiedz co czułeś, gdy zobaczyłeś ją w teatrze, na chwilę przed pościgiem, gdy swój stój, na który wchodziła całkiem odpowiednia do okazji kiecka, postanowiła uzupełnić jakimiś sportowymi, pasującymi do niej, ale niestety nie do charakteru miejsca, butami?
Czy uważasz, że Granger troszczy się o Ciebie bardziej niż robi to Juana? I nie chodzi mi tutaj o danie dachu nad głową itp, tylko o całą resztę, na którą składa się też wchodzenie (oczywiscie w dobrym celu) z butami w Twoje życie.
PS: Nadal uważasz mnie za wyjątkowego natręta?
Draco: Oczywiście, że mnie odrzucają, jak już mówiłem, nie piję, ale także i nie palę, natomiast nasza towarzyszka, pławiąca się w auto-nienawiści (wciąż) panna R., robi to za nas dwoje.
UsuńRealistka: Mam kryzys egzystencjonalny.
Draco: Chroniczną przypadłość użalania się nad sobą z braku dowartościowania. Wróćmy zatem do tematu, który jest znacznie bardziej absorbujący, aniżeli nałogi siedzącej z nami autorki. Jeśli nie naskakujesz na mnie, a bronisz swego zdania poprzez lekkie, bo jednak nie grozisz mi i nie stawiasz ultimatów, zmuszanie do wyrzucenia z siebie wszystkich odczuć i spostrzeżeń, to prawdopodobnie odmiennie definiujemy przekonywanie do własnych racji, jednak przystanę na Twoją wersję, gdyż to jedynie błahe nieporozumienie.
Spokojna i poparta argumentami rozmowa prawdopodobnie byłaby wskazana. Nie powiedziałbym, że potępiam ją za ten obrzydliwy nałóg, ale istnieją momenty, kiedy odór tytoniu zwyczajnie działa mi mocno na nerwy, zresztą pokuszę się o stwierdzenie, iż zdajesz sobie sprawę, z jakich sytuacji owo poirytowanie wynika. Nie zmienia to jednak faktu, że nie jestem od umoralniania Granger i nawracania jej na zdrowotną ścieżkę życia. Chciałem, by nie paliła przy mnie, co robi z odrażającymi skrętami poza moim zasięgiem już mnie nie dotyczy i nie interesuje.
Wczuwasz się w Granger, a to ciekawe. W takim razie, co Cię najbardziej we mnie drażni? Mój egocentryzm i pyszałkowatość, a może eliptyczne wypowiedzi? Podpowiem, że Granger prawdopodobnie udzieliłaby odpowiedzi: po prostu jesteś dupkiem.
Realistka: No i się dziewczyna nie myli.
Draco: Pani autor sprawdzi, czy nie ma jej poza lokalem, my wróćmy do rozmowy, a raczej do tej jakże subtelnie ujętej kpiny z mej osoby i nawiązania do jakiejś wypowiedzi Pottera, o której nic mi nie wiadomo i nie wiem, czy chcę wiedzieć, co chodziło po pustej głowie aurora z lędźwiami nieuznającymi żadnych zasad moralnych. Tak czy owak, prymitywny wybryk z siłowni nie zostanie mi zapomniany, w jakiekolwiek słowa byśmy go nie ozdobili, prawda?
Skaczę z radości na informację, iż kontynuujemy temat Granger, naprawdę. Natomiast jeśli pytasz, co zamierzam zrobić, odpowiadam, nie wiem; wbrew pozorom potrafię to powiedzieć. Celując w nachalne usprawiedliwianie zatuszowania ważnych danych w sprawie śmierci Zabiniego, z pewnością nie poprawię swej pozycji, ale udawanie, że nic się nie stało, również nie jest wyjściem, co zdążyłaś zauważyć. Korzystam póki co z czasu, gdyż Granger jest zajęta przygotowaniami do pogrzebu Ministra, w co Percy Weasley zaangażował każdego z osobna. Nie zostało mi zbyt wiele na przemyślenia, zatem prędzej czy później będę musiał wyraźnie określić swe stanowisko. Najrozsądniej byłoby przekazać jej informacje, które posiadam, mimo że narażam się na kolejne uszczerbki z jej strony. Jednakowoż jest to najkorzystniejsze wyjście, przynajmniej dla niej, jeśli o mnie chodzi, tak czy owak, nie wiem, co mnie czeka przez ten lekkomyślny czyn, uciekanie od odpowiedzialności spuści mnie w jeszcze głębszy dół, niż siedzę do tej pory.
Ukryta kobiecość Granger to temat rzeka, ależ dywagujmy o czymś, czego nie ma, dowoli. Kiecka to takie słowo, w którym zawarta została cała kwintesencja elegancji, powabu i zmysłowości mojej kuratorki, reasumując, nie było ich w ogóle. Pamiętam, że się wtedy zaśmiałem, jednak nie wiem, z jakiego konkretnie powodu. Może rzeczywiście wywołało to groteskowe połączenie sukienki i trampek, a może lekkość, z jaką przeskakiwała między widzami, nieświadomie demonstrując różowe… różową bieliznę. W każdym razie udowodniła, że nie obchodzi ją żadna etykieta i konwenanse związane z właściwym ubiorem, czego mogłem się spodziewać po jej braku przywiązywania uwagi do wyglądu, a jednak było w tym coś na swój sposób urzekającego. Odnoszę wrażenie, że już wiem, z jaką dalszą, naszą wspólną przygodą będzie związane kolejne pytanie. I cóż, z tego nie wybrnę już z taką łatwością.
Realistka: No shit, Sherlock. Rącze gazele nie są codziennym zjawiskiem w Operze Królewskiej.
Pozwolę sobie zauważyć, że nie tylko ta, ale i wiele innych rzeczy jest przez nas odmiennie definiowanych, choć nie wiem czy jest to jedynie skutkiem odmiennych, ale równie silnych charakterów, czy zwykłej przypadłości, przez którą nie jesteśmy i nigdy nie będziemy w stanie dojść do porozumienia - mam na myśli odmienność płci. No i cała otoczka, jaką to za sobą niesie.
UsuńMówiąc o wczuwaniu się w Granger miałam na myśli raczej jej odczucia podczas gdy przychodzi jej z Tobą rozmawiać. Jakkolwiek zarzucasz mi, że próbuję kpić z Twojej osoby, muszę przyznać, ze wcale nie jesteś mi dłużny. Negujesz każdą moją wypowiedź, a moje pytania o Granger wydają Ci się wręcz śmieszne. Nie jest tak? Jesteś trudnym rozmówcą, naprawdę. Ale przez to ciekawym.
Dlatego nie przedłużając, pozwolę sobie podsumować to, do czego zdążyliśmy dojść: Nie masz i nigdy będziesz miał żadnych cieplejszych uczuć wobec Granger,nigdy też nie ujrzałeś jej subtelniejszej, kobiecej strony i to raczej się nie zmieni, skoro uważasz, że takowej strony nie ma. Nie wyobrażasz sobie, byś kiedykolwiek mógł obdarzyć ją jakimkolwiek zaufaniem, bo jest Ci dobrze, tak jak jest.
Zrozumiałam. Przypomnę Ci to, gdy pogadamy za parę rozdziałów, jeśli tylko Realistka będzie na tyle cierpliwa i wyrozumiała, by zorganizować nam kolejne posiedzenie przy herbatce.
A na koniec, jeśli już sam nawiązałeś do sytuacji z Waszą kolejną wspólną przygodą, to możesz rozwinąć temat? Bo do końca nie jestem w stanie odgadnąć o co Ci chodzi, no chyba że wspomnianym tematem jest Twoja pomoc Granger, gdy to przysłużyłeś się jej jako ludzki podnośnik. Mam nadzieję, że do tego nawiązałeś? Bo przyznam szczerze, że właśnie o tej sytuacji przypomniałam sobie, gdy zapytałam o pościg.
Jako że nie odpowiedziałeś na moje ostatnie pytanie dotyczące tego, czy masz dość tak natrętnego rozmówcy, mogę sobie tylko wyobrazić, jaka dokładnie padłaby odpowiedź. Pozwolę sobie podziękować Ci za chwilę rozmowy nie zabierać już dłużej Twojego cennego czasu.
Ostatnie pytanie, przyznaję się szczerze, uciekło mi między odpowiedziami na rzeczy ważne i ważniejsze, więc uzupełnię je teraz, gdyż nie uważam, jakobyś w ogóle była natrętna. Raczej dociekliwa, tak bym to określił. Co nie jest jednoznaczne z tym, że męcząca.
UsuńOdmienność płci nie jest argumentem, a silnego charakteru nie mam, raczej uparty, ale z pewnością nie silny, może trochę wstrzemięźliwy. Konwersacja jest tym ciekawsza, im bardziej różnią się w niej zdania osób rozmawiających. Nie zgadzam się z Tobą w wielu aspektach nie dlatego, że uważam, iż nie masz racji, gdyż tak nie jest, ale dlatego, że mam odmienne zdanie, tak samo jak Ty, nie popierasz mojego światopoglądu, bo twierdzisz co innego. Według mnie to naturalne, przez co rozmowa nie skończyła się, zanim nie zdążyła się dobrze zacząć. Czasem nie chodzi o porozumienie, ale o zwykłą wymianę spostrzeżeń.
Pytania o Granger są bardziej niewygodne, niż śmieszne, a ponieważ wywołują poczucie dyskomfortu, reaguję na nie kpiną czy też oburzeniem. Zawsze tak było i prawdopodobnie się nie zmieni. Pokuszę się o twierdzenie, iż jest to moja forma obrony, by temat nie został rozpoczęty. Z natury jestem trudną osobą, lecz jeśli uważasz, że przez to zasługującą na uwagę, tym bardziej chciałbym zamienić z Tobą jeszcze parę słów.
Realistka: Herbata do dalszej rozmowy nie jest najlepszym towarzyszem. Tak tylko mówię.
Wracając do Granger, wokół której skupiła się cała nasza rozmowa, w wielu aspektach się zgadzam, w niektórych niekoniecznie. Rozwinę myśl po złożeniu kolejnego zamówienia. Pani autor stawia, gdyż cierpi na nadmiar gotówki po wypłacie.
Chociaż w jednym doszliśmy do konsensusu, ponieważ dokładnie tę sytuację miałem na myśli. Czekam na grad pytań o moje odczucia wewnętrzne, jak i zewnętrzne, a z których prawdopodobnie nie wybrnę tak, jak to sobie zaplanowałem.
Realistka: To doskonała okazja, by zamówić mu coś głębszego. Śpiewa wtedy jak kataryniarz na warszawskim targu.
UsuńMam świadomość tego, że jestem męcząca, spokojnie. Dociekliwość to taka niegroźna nazwa tego, iż z premedytacją wiercę Ci dziurę w brzuchu. Wątpię jednak, by rozmowa o przysłowiowej pogodzie irytowała Cię w podobny sposób. Tu chodzi o Granger. A może na innych pracowników Ministerstwa reagowałbyś podobnie, co bardzo możliwe zważywszy na fakt jak opisujesz choćby Pottera. Ale chyba każdy, kto posiada choć ułamek kultury, reagowałby na niego w podobny sposób.
UsuńCzy uparty charakter nie jest jednocześnie silnym? Wbrew temu, co próbujesz przekazać, nie sądzę, by upartość nosiła znamiona słabości.
Czym byłaby rozmowa, gdyby chodziło w niej jedynie o wymianę spostrzeżeń. Narzucanie... albo nie... Wskazywanie swoich racji i dojście do wspólnego konsensusu powinno być priorytetem w międzyludzkich kontaktach. Być może nie uważasz tak, ponieważ jak sam twierdzisz, na kontaktach Ci w ogóle nie zależy. Gdybyś tak otwarcie nie odpierał moich nagabywań o Granger, z pewnością nie posunęłabym się do wysnucia wniosków, które przedstawiłam w poprzedniej wypowiedzi, do których (jak po cichu liczyłam) jakoś się odniesiesz. Cóż, może faktycznie potrzebne jest Ci do tego coś głębszego.
Czy podobnym dyskomfortem przywitałbyś pytania o np Pottera, którego, jak wiadomo, również nie darzysz sympatią?
Biorąc pod uwagę fakt, że kelner stoi przy naszym stoliku już wyjątkowo długo, czekając jedynie na Twoje zamówienie, Draco, to może wreszcie zechciałbyś je złożyć? Poganiam Cię jedynie ze względu na nietęgą minę owego pracownika, który najwyraźniej nie ma ochoty uczestniczyć w naszych dywagacjach o kobiecości Granger, skoro nawet jej nie zna. Nie pokuszę się jednak o zaproponowanie Ci chato z racji tego, że nie jestem skora do wysłuchiwania odmowy po raz kolejny. To co melisa? :b
Gradem pytań o tę nieszczęsną sytuację z panną Granger Cię nie zasypię, nie czyniąc zadość Twym masochistycznym pobudką, a jedynie poproszę łaskawie, byś po raz pierwszy sam i jedynie z własnej, nieprzymuszonej woli (Realistko nie wywieraj na niego presji spojrzeniem) o tym opowiedział. To, że interesują mnie zarówno odczucia wewnętrzne, jak i zewnętrze nie będzie dla Ciebie chyba zaskoczeniem, prawda?
Pssst, odczuwam pewien dyskomfort czując złowrogi oddech kelnera na karku, a Wy nie? Draco, weź rzesz się w garść i w końcu coś zamów :P
Masz rację, nie reaguję opryskliwością i wymądrzaniem się bez powodu; faktycznie, w dużej mierze chodzi o Granger, lecz gdybyśmy rozmawiali o Potterze czy o Weasleyu, pewnie odpowiadałbym podobnie, jednak prawdopodobnie rozmowa skończyłaby się znacznie szybciej. Co do dociekliwości, jak ładnie zdecydowaliśmy się nazwać Twój, powiedzmy, zapał do konwersacji, ulżyło mi, iż przyznajesz się, że robisz to z pełną premedytacją.
UsuńUparty i silny, w moim odczuciu, to podobne, ale jednak różne cechy; można bowiem być silnym i wytrwale, a zatem też uparcie dążyć do celu, jednak uparte wierzenie w pewne racje, nie dopuszczanie możliwości istnienia odmiennego poglądu, a zatem zapieranie się rękami i nogami, tak, żeby po prostu wyszło na moje, dla mnie to nie jest siła, to jest czysta, niepojęta głupota.
Każda rozmowa powinna dążyć do konsensusu, ale nie każda odniesie natychmiastowy skutek przy wymianie racji. Rozmowa to nie tylko przekazywanie własnego punktu widzenia, przekonywanie do swego poglądu, ale to również słuchanie rozmówcy, analizowanie jego słów i, wcześniejsze bądź późniejsze, wyciąganie z nich wniosków, a na koniec odniesienie ich do pierwotnego, prywatnego założenia. Po spełnieniu tych warunków, w moim odczuciu, można dopiero szukać porozumienia. Inna sprawa, że wciąż istnieją ludzie, którzy twierdzą, iż ich racja jest najważniejsza i nie zmienią zdania aż do grobowej deski. Pod nią niestety również. Im skrajniejsze poglądy, tym konwersacja jest ciekawsza; nasze zdania bardzo się od siebie różnią, jednak staramy się siebie słuchać i wyciągać odpowiednie wnioski, natomiast kiedy dojdziemy do porozumienia, tego nie wiem ja, ani Ty.
Realistka: Ale ja wiem. I to całkiem niedługo ;)
Nie lubię melisy. Jeśli mają w ofercie herbatę oolong, to chętnie ją zamówię.
Realistka: Czy gin Bombay z tonikiem to to samo?
Nie?
Realistka: W takim razie dwa razy gin z tonikiem.
Tak czy owak, wróćmy do sytuacji z Granger, kiedy to zrobiła sobie ze mnie drabinę. Zacznę od odczuć zewnętrznych, których pospolitość nie powinna być zaskoczeniem. Otóż Granger nie jest ciężka, a w pewnych strategicznych miejscach czuć, że ciału nie szczędzi się ćwiczeń fizycznych. Tak, mówię tu głównie o pośladkach. Zauważyłem również, że pachnie kwiatami, a o wiele przyjemniej wdychało mi się jej naturalny zapach, z nosem wepchniętym między niegrzeszące rozmiarem piersi, niż woń papierosów, których wtedy na niej nie czułem. Oprócz zdziwienia, że bez wahania wskoczyła na mnie, jakby robiła to codziennie, odczuwałem również coś, co można nazwać dyskomfortem psychicznym, bowiem miałem świadomość, iż zgromadzeni ludzie patrzą się na nas, a ja nie czułem się z tym zbyt dobrze. To była Opera Królewska, na brodę Merlina, nie klub ze striptizem, a ja na środku holu trzymałem Granger pod sukienką za pośladki. Jednak nie zaprzeczę, było to ciekawe, a zarazem miłe doświadczenie, choć do dziś czuję siniaki na żebrach po jej odstających i napierających biodrach. Przechodząc do odczuć wewnętrznych, poza oczywistym faktem, iż było mi wstyd, zarówno za nią, jak i za siebie, to wtedy przeszła mi przez głowę myśl, że jeszcze nigdy nie czułem się tak spokojny, bezpieczny. Oczywiście to przed tym, nim zażenowanie przejęło prym. Po prostu obejmowała mnie tak ciasno, jakby chciała mnie przed czymś obronić, nie mam pojęcia, skąd takie spostrzeżenia się we mnie wzięły. Były jednak na tyle silne, że kompletnie zapomniałem, że wpatrują się w nas setki ludzi.
Realistka: A teraz pij, pij, będziesz łatwiejszy.
UsuńJeśli komukolwiek należała by się nagroda za namówienie Draco do wypicia czegoś mocniejszego, to należy się ona Tobie, Realistko.
UsuńSkłaniając się do konsensusu, jaki w trudach i znojach udało nam się wypracować, śmiem twierdzić,że kobiecość Granger jednak nie jest Ci zupełnie obca, jak starałeś się udowodnić jeszcze kilka wypowiedzi wcześniej. Niezależnie od sytuacji z siłowni, trudno jest Ci przyznać, że ktoś, kogo miałeś za nałogową ministerialną harpię z papierosem zamiast różdżki, nie jest całkowicie pozbawiona tego żeńskiego pierwiastka, którego jednak z determinacją strzeże, ofiarując Ci go jedynie w tych nielicznych chwilach, w których jest zbyt rozkojarzona to pościgiem, to tłuczeniem w worek treningowy, by widzieć cokolwiek innego.
Nie uważasz, ze to dziwne, iż zmiażdżony ciężarem Granger podświadomie czułeś się bezpiecznie? Chyba spokój i bezpieczeństwo to ostatnie odczucia, które powinny towarzyszyć w takich chwilach, a Tobie udało się je wyłapać, lekceważąc wszystko inne. Jak myślisz, czy to podświadomość każde Ci sądzić iż paradoksalnie w objęciach Granger, albo po prostu czując jej bliskość, masz szansę na odrobinę normalności i spokoju, po tylu latach odsiadki w nieludzkich warunkach.
Zapewne Juanita również obejmowała Cię z równym uczuciem i równie dobrze potrafiła miażdżyć kości. Dlaczego więc, pomimo tego, że opiekuje się Tobą i z pewnością traktujesz ją jak siostrę, nie odczułeś przy niej nigdy takiego spokoju, jak wtedy przy Granger?
Tyle pytań, a nasz czas antenowy powoli dobiega końca... Mimo wszystko Draco, z pewnością zdążysz odpowiedzieć. Zatem przełknij szybciej, niech Cię nie pali w gardle i mów. Az nie mogę się doczekać!
Realistka: Już odebrałam nagrodę, Ty zresztą też ;)
UsuńObca bynajmniej, śmiem twierdzić, że zasmakowałem jej więcej, aniżeli Potter i Weasley razem wzięć, choć to tylko dywagacje. I zgodzę się, iż mam trudność z przyznaniem Granger kobiecego pierwiastka, możliwe, że to z powodu jego gabarytu, który oszałamiający nie jest, ale jednak istnieje. Jak udało nam się ustalić, pewne fakty mówią same za siebie.
Jak już mówiłem, uczucie bezpieczeństwa rzeczywiście było nielogiczne, a jednakowoż pojawiło się w tej jakże ambiwalentnej sytuacji i sam szukam jego powodu. Przy Granger nie czuję się normalnie, ale mimo wszystko spokojnie, jednak mam wrażenie, że to bardziej próba odnalezienia nowego otoczenia, skrajnego od tego, które sobie stworzyłem. Obcy jest mi jej świat i prawdopodobnie dlatego nieświadomie chcę go poznać.
Juanita jako jedyna została przeze mnie zaakceptowana od razu. Nie rozmawiamy o wszystkim, jednak znamy się wyjątkowo dobrze, jak na tak krótką znajomość. Ona roztacza wokół siebie taką ciepłą, domową aurę, do której chce się wracać, nawet jeśli poniesie ją ojczysty temperament. Zachowuje się wobec mnie jak matka, chcąc mnie chronić przed wszystkim i wszystkimi, a ja czuję się przy niej jeszcze bezpieczniej, niż przy Granger, jednak Juana potrafi wyznaczyć sztywne granice, poza które nie chce mnie wypuścić. Brakuje mi przy niej swobody, jaką daje mi Granger, gdyż jej ramy nie są tak zacieśnione. Być może dlatego wyczuwam i reaguję na ten spokój, a przy Juanie jest to naturalne, więc nie zwracam na to uwagi.
Ta szklanka jest wysoka, ma dużo przezroczystego płynu w środku, którego zapach jest tak odstręczający, że mam ochotę...
Realistka: Rzygaj potem do woli, ktoś cię odstawi do domu.
Nie pomagasz. (Przysuwa szklankę) Ale ponieważ potrafisz przeciągnąć człowieka przez wszystkie kręgi piekielne, nie będę ryzykował (upija, krzywiąc się).
Realistka: Nie taki diabeł straszny, jak go malują, co?
To jest obrzydliwe.
Realistka: Przyzwyczaisz się. Po piątym cosmopolitanie przestaniesz zwracać na wszystko uwagę.
Realistko, czy nagrodą, jaką odebrałyśmy, była możliwość obcowania z Draco? A! No i sposobność do wysłuchania tego i owego o Granger, czego prawdopodobnie nikt inny nigdy nie doświadczy?
UsuńJeśli tak, to jestem w pełni ukontentowana!
Draco, muszę przyznać, że dobrze Ci idzie. Po początkowych grymasach, teraz śmiało można patrzeć na Twój błogi wyraz twarzy. Uwierz mi także, że zupełnie nie przeszkadza mi Twoje zamglone spojrzenie. Czy z racji tego, że stało się to, od czego z takim uporem się wzbraniałeś, jesteś skory powiedzieć mi o Granger coś więcej, niż to do tej pory? ;-)
Realistka: Raczej chodziło mi o nowy rozdział, obfitujący w kilka sytuacji, o które możesz wypytać Draco, ale jeśli obcowanie z nim bardziej Cię zadowala, nie krępuj się i katuj go do woli :D
UsuńDraco: Jeżeli istniałaby takowa możliwość, mógłbym prosić o cytrynę do tego... drinka? Może dzięki temu połowa, która mi została, będzie chociaż znośna dla kubków smakowych.
Realistka: Wtedy zmarnujesz ciężką pracę barmana. Ale kolejny zamówię z cytryną, znaj łaskę pana.
Draco: Twa hojność jest wprost oszałamiająca. Ale skoro nie ma innej możliwości... A, tak, pytano o Granger. Znowu. Nad czym tym razem będziemy dywagować? Gdyż temat głęboki jak rzeka, a po tym paskudztwie wszystko mi jedno, co mnie czeka.
Realistka: Skończ waść, wstydu oszczędź.
Draco: Poproszę kolejne pytanie związane z Granger. I cytrynę w nowym drinku.
Realistka: Już?! Ale ty masz tempo.
Dobra...
UsuńA teraz przyszedł czas na moje własne, osobiste harakiri, bo przyznam się bez bicia i wyciągania faktów na siłę, że... Nie zauważyłam nowego rozdziału... Tak, wiem, jestem debilką...
W każdym bądź razie postaram się to nadrobić w ciągu jednej nocy, także życz mi powodzenia. Obiecuję, że później będę miała do naszego amanta jeszcze sporo pytań, jeśli oczywiście w tekście znajdę jakąś wzmiankę o nim i o Granger ;D
Króciutką notkę przed rozdziałem przeczytałam i bardzo Ci za nią dziękuję! Prawdę mówiąc jeśli otwarcie powiedziałabyś, że nagrodą za wlanie mu w gardło czegoś mocniejszego będzie szybsza publikacja nowego rozdziału; to wymusiłabym to na nim siłą! A tak biedny musiał znosić moją tyradę przez kilka dni, dzielnie stawiając czoła podsuniętej mu pod nos szklance.
Draco: possij cytrynkę i poczekaj na mą skromną osobę. Zaraz wrócę z pytaniami.
Realistko: Dolej mu jeszcze, żeby nie odczuł mojego braku.
Realistka: A wiesz, że "débil" to po hiszpańsku "słaby"? Często zastanawiamy się na zajęciach z doktor od konwersacji, skąd u Polaków wzięło się nazywanie kogoś debilem w znaczeniu "idiota". Także nie, debilką nie jesteś, po prostu rozmowa z Draco była ciekawsza i rozdział umknął Ci między odpowiedziami i pytaniami ;)
UsuńNie ma takiego pośpiechu, ja się nigdzie nie wybieram, Draco... Nie wygląda, jakby gdzieś wychodził. Może co najwyżej do łazienki, by pomedytować nad muszlą klozetową i wsłuchać się w dźwięki godowe żubrów ;) Więc czytaj ile chcesz, tym bardziej, że jest to dość dłuuugi rozdział, a i kilka znaczących sytuacji się w nim przewija między Hermioną i tym o tutaj, co wzdycha do pustej szklanki.
Draco: Nie wzdycham. Czekam na moją cytrynę.
Realistka: Tak czy owak, my się zajmiemy sobą, tak, zaraz pójdę po nowego drinka, a Ty czytaj sobie w spokoju. I uwierz mi, tyradę to mu dopiero zrobisz po nowym rozdziale, więc dobrze, że biedaczysko będzie po głębszym. Albo i dwóch.
Draco: Ja więcej nie piję.
Realistka: Kochanieńki, ty jeszcze nie znasz swoich możliwości. Przy mnie zwłaszcza.
Draco: A zatem pasuję. Gdzie cytryna?
Dios mio...
UsuńW chwilach takich jak ta zastanawiam się po co męczyłam Draco takimi błahymi wywodami, podczas gdy rozdział obfitował w kwestie, na myśl których aż rwę się do zadawania pytań.
Realistko, dzięki wielkie za ten rozdział! Czy mogłabyś ocucić Draco, tak, by mógł swobodnie rozmawiać?
Draco, jeśli już rozmowa tyczy się Granger, to czy jesteś w stanie podpowiedzieć dlaczegóż to podszedłeś do niej gdy tak epicko wymiotowała na chodnik? Myślałam, że zgrywanie księcia nie przystoi komuś,kogo nie obchodzi jakaś alkoholiczka zataczająca się na nogach?
Co czułeś gdy opowiedziała Ci o Woodzie i czemu mimo wszystko dalej toczyłeś z nią rozmowę, podczas gdy przy Tobie piła i paliła?
Dlaczego zareagowałeś tak agresywnie gdy położyłam głowę na Tobie i czemu nie wyrywałeś jej z dłoni papieroosa, mimo że robiłeś to bez skrupułów już wcześniej?
Czemu zwróciłeś uwagę na to, jak strasznie była ubrana na pogrzebie, choć nie zrobiłeś tego żadną inną godną pożałowania osobą, która również nie pprzyklada wagi do wyglądu?
No i dlaczego broniłeś ją przed Woodem? Jak zareagowałeś na określenie Rona jako że jesteś psem ogrodnika?
Possij cytrynkę i dopij drinka. Czekam na odpowiedź.
Realistka: Trochę to trwało, ale wiesz, ten o tutaj nie jest przyzwyczajony do napoi innego rodzaju, niż herbata. Ewentualnie woda. Te, mówi się coś do ciebie, odpowiadaj, jak grzecznie pytają.
UsuńDraco: W rzeczy samej, o coś mnie pytano, prawdopodobnie i, kierując się resztkami rozumu oraz dogorywającej na dnie szklanki i zataczającej się pod stołem godności, wnioskuję, że tematem jest jak zwykle Granger. Czy mógłbym prosić o przypomnienie pytania?
Realistka: Granger, pokolorowany chodnik, czemu. Tak w skrócie.
Draco: Ah tak, w skrócie, a zatem przechodząc do sedna, może i nie jesteśmy sobie bliscy, w kwestii tak psychicznej jak i tej drugiej, jednak Granger, jakże głupio to brzmi, dalej jest kobietą, a przynajmniej taką powinna się narodzić. Ja, jako mężczyzna z kulturą osobistą i manierami, nie mogłem jej nie pomóc. Wiedząc również z autopsji, chociaż pewnie Granger odczuwa ten stan zupełnie inaczej, jak czuje się człowiek po alkoholu, postanowiłem jej trochę ulżyć w cierpieniu. Jak się później okazało, lamentowała nad czymś zupełnie innym. Co dalej?
Realistka: Bajka na dobranoc o Woodzie, jak ci się podobała?
Draco: Nie znam gorszej wieczorynki, to znaczy, miała prostą i mało interesującą fabułę, a także oczywiste zakończenie, a jednak mnie zaskoczyła. To jest ten moment, gdy słyszysz jakąś nowinę, ale nie wiesz, czy powinieneś się z niej cieszyć, czy też współczuć osobie informującej.
Realistka: Jak wpadka nastolatków dopiero poznających zasady używania prezerwatyw.
Draco: W istocie. Jednakże Granger uprawiała dość charakterystyczną formę, jaką jest lament, stąd doszło do mnie, iż nie było to najszczęśliwsze wydarzenie w jej wystarczająco tragicznym życiu. Im głębiej w las, tym było znacznie gorzej.
Realistka: Dalej. Wiesz, że przygnębionej kobiety, w jakimkolwiek stanie i z jakiegokolwiek powodu, wspierającej się na tobie, czy to na ramieniu, czy też nogach, nie przepędza się, jak bydła na równinie?
Draco: Dziękuję za tę cenną radę. Jak tylko moje ciało wyleczy się z traumy po rudym wypłoszu, z rozkoszą nawet zaciągnę Granger, żeby na mnie leżała, czy to na plecach, czy, za przeproszeniem, na moim derrière.
Realistka: Trzymamy cię za słowo. A co z sadzeniem petunii w lokalu Juany i piciu mamrota?
Draco: Juanita nie trzyma u siebie tanich wyrobów alkoholowych wypełnionych siarczynami. Zatem Granger zasmakowała prawdziwego hiszpańskiego wina, to po pierwsze. A czemu... Powiedzmy, choć to tylko spekulacje, które rodzą mi się w umyśle, iż w obliczu jej tragicznej, nocnej przygody z Woodem postanowiłem jej trochę darować.
Realistka: Ta, srali muchy, będzie wiosna. A jak tam kwestia jej wyglądu, mowa o trampkach i wymiętej koszuli, na pogrzebie?
Draco: W znaczeniu, z jakiego powodu nie zwróciłem wcześniej uwagi na sposób, w jaki się odziewa? Uroczystości pogrzebowe znacznie różnią się od typowego dnia pracy w Ministerstwie, to jasne, że nieprzychylnym okiem patrzyłem na strój składający się z taniej jakościowo koszuli, równie niestosownych spodni i, o zgrozo, obuwia sportowego. Jednak doceniam, iż się starała i próbowała dopasować się do tłumu, choć wyglądała dla mnie niezdarnie i trochę zabawnie, jak zagubiona owca. Natomiast to, w czym chodzi ubrana na co dzień, nie podoba mi się, ale nie jest to coś, na co mam wpływ i co powinno mnie interesować.
Realistka: A powinno. Ale dobrze, przejdźmy do samego końca, czyli gwóźdź programu. Jesteś psem ogrodnika i stajesz w obronie kobiety, której, cytując twoje słowa, nienawidzisz. Jak się z tym czujesz?
UsuńDraco: Wyjątkowo niekomfortowo, ponieważ, jakkolwiek wyglądałem, nie byłem psem ogrodnika. To Granger się do mnie przylepiła i nie chciała odczepić, praktycznie gdyby mogła, to by wtedy na mnie wlazła. Ale ponieważ bardziej byłem zaintrygowany tym, o czym Potter rozmawia z Woodem i właściwie w jakim celu, nie zwracałem uwagi na uwieszoną na mnie Granger. Co do obrony... Kto, wiedząc o poglądach, jakie drzemią w kobiecie, nie pomoże jej, jeśli nachalny adorator znów próbuje uprzykrzać jej życie? Zresztą od tej pracy jestem ja dla Granger, więc Wood niech się lepiej zajmie sobą.
Realistka: Nawet jeśli trochę wypił, to dalej świetnie owija w bawełnę. Dlatego uważam, że masz pełne prawo wiercić mu dziurę w brzuchu do woli ;)
W ogóle nie widać, że wypiłeś! Owijasz wełnę w bawełnę aż miło. Serio, gdybym nie widziała teraz przed Tobą pustej szklanki, wcale bym nie uwierzyła, że w Twoim krwiobiegu płynie choć ociupinkę alkoholu.
UsuńJeśli poruszamy już temat psa ogrodnika, to fakt, Granger sama się do Ciebie przyczepiła. Sama podeszła, zatrzymała Cię i (chyba sama nie wie po co) zapragnęła rozmawiać. Oczywiście jak przyszło co do czego, zapomniała przysłowiowego języka w gębie. Nie umniejsza to jednak faktu, że to nie Granger szarpała się za zapięcie od stanika i pertraktowała z Woodem w sposób, który tylko ślepiec mógłby uznać za kulturalny. Czyżbyś nie lubił Wooda? Czy może pod Twoją doskonale wyuczoną maską obojętności, kryją się jakieś dziwne uczucia, choćby no nie wiem... zazdrość? ;P
Jeśli faktycznie doceniasz starania Granger w dobieraniu ubrania do okazji, dlaczego w miejscu publicznym postanowiłeś zwrócić jej na to uwagę, która nie tyle co ją zaskoczyła, co wręcz ośmieszyła?
Realistko, dzięki wielkie za rolę tłumacza w naszym spotkaniu. Dość wyraźnie zauważam, że raczej nie dogadałabym się z Draco, gdybyś nie wyłożyła mu wszystkich moich pytań na tacy. :D
Draco: Miło mi to słyszeć, choć, nie zrozum mnie źle, mdli mnie pomału i kręci mi się w głowie.
UsuńRealistka: Będziesz rzygał?
Draco: Wysoce bliskie prawdopodobieństwa. Ale jeszcze nie teraz.
Realistka: Toś pocieszył.
Draco: Mogło być gorzej. Wracając do Granger, cieszy mnie, że zgadzasz się w kwestii bycia psem ogrodnika. Czego chciała? Może upewniała się, że nie chlapnę niczego o jej ekscesach łóżkowych z Woodem, ale jakoś wątpię, by kogoś to interesowało. Nie szarpałem jej za biustonosz, choć to wyolbrzymiona nazwa na przyrząd utrzymujący coś, czego u Granger praktycznie nie widać. Musi się sporo kobieta natrudzić, szczególnie ścisnąć, jak zauważyłem z obserwacji na siłowni. Celowałem w kręgosłup, a że trafiłem od razu na zapięcie, to jakoś samo już dalej poszło. Przynajmniej nie strzelałem z ramiączek jak małolat. A czy nie lubię Wooda? To pytanie retoryczne. Jest jak kamień w bucie od Hogwartu, drażnił mnie zawsze i wszędzie, teraz dodatkowo stał się nachalny i nie rozumie czyjejś odmowy, nawet jeśli nie była ona bezpośrednia. Nie zazdroszczę mu, ale też nie współczuję, po prostu jest wyjątkowo irytującą osobą, bardziej od Pottera, Weasleya czy Granger. Poza tym ona już dostała karę pod postacią nocy z nim, więc po co dokładać jej więcej cierpienia? Wystarczająco się sama nad sobą użala.
Byliśmy sami, na boku korytarza, nikt inny nas nie słyszał. Nie miałem na celu wyśmiać jej ubioru, upokorzyć ją, jedynie uświadomić, że choć trampki są wygodne, to nie nadają się na każdy dzień. Zresztą ona łazi w nich bez ustanku, to chyba dobrze, że ktoś napomknie jej, iż istnieją jeszcze inne rodzaje obuwia. Znając jednak Granger, w ogóle nie przejęła się tą uwagą i dalej będzie je katować, dopóki w podeszwie nie zrobi się dziura.
Realistka: Potter mimo dziur majtki katuje nadal.
Draco: Ale Potter to nie Granger. Choć szafę pewnie mają wspólną.
Realistka: Tak czy owak, proponuję przenieść się w bardziej prywatne miejsce, gdzie pan idealny będzie miał bliżej do łóżka. To co, zbieramy się i idziemy do mnie, jakaś późna kolacja też nas nie ominie ;) Za tłumaczenia nie ma sprawy, obcuję z nim znacznie więcej, więc przydaję się takich momentach. A że przyjemnie się słucha jego wykrętów, to zachęcam do dalszych pytań już u mnie w mieszkanku. Nie masz uczulenia na kocią sierść, prawda? Bo jak mój kot kogoś polubi i się do niego przylepi, to nie da mu spokoju.
Draco: Cóż za zbieg okoliczności, to zupełnie tak, jak Granger.
Realistka: Przyganiał kocioł garnkowi.
Te to na wszystko znajdzie odpowiedź.
UsuńPokuszę się wręcz o stwierdzenie, że w unikaniu jednoznacznych odpowiedzi jest mistrzem, ale jego mrożący krew w żyłach wzrok (jednak nieco rozbiegany) zmusza mnie, bym tego nie robiła.
Za zaproszenie dziękuję, jednak nie sądzę, by Draco był chętny po takim wirażu odpowiadać na moje kolejne wymysły, bo i tak nadużyłam jego cierpliwości. Tak czy owak dowiedziałam się dużo, żeby nie powiedzieć wiele i serdecznie dziękuję za udzielenie tak obszernych odpowiedzi.
Za cierpliwość do mnie chyba też dziękuję.
A Tobie Realistko, to już w szczególności. Będę się już zbierać, bo obawiam się, że jeszcze jedno nawiązanie do ukrytej kobiecości Granger,a ten tutaj zabije mnie samym oczopląsem.
Kłaniam się nisko i jeszcze raz dzięki Wam obojgu. A wspominajcie mnie miło, choćby do następnej herbatki, zapominając jednocześnie o mojej nadgorliwości (czytaj: nachalności)
Bajo!
Pssst: Realistko, niechże on się nie telepotruje. Nie wiadomo co by mu się rozszczepiło w trakcie. Zaprowadź go, bardzo proszę osobiście, może uda mu się rozchodzić tą karuzelę w głowie.
Witaj Draco, na początek chciałabym zapytać: Jak się miewasz?
OdpowiedzUsuńMam do Ciebie dwa pytania dotyczące Twojej osobowości: Czy potrafisz ją opisać? Jak zmieniła się ona po pobycie w Azkabanie?
I pytanie, które niezmiernie mnie nurtuje: Czemu tak zawzięcie bronisz się przed wypiciem chato? Cóż, może komuś uda się Ciebie namówić :)
Pozdrawiam, Kasia.
Ponoć człowiek jest najgorszym źródłem prawdy o sobie, nie wiem zatem, jaką jestem osobą, z pewnością mało rozrywkową, raczej egoistyczną i zarozumiałą, nie mogę nazwać się duszą towarzystwa. Po Azkabanie z pewnością stałem się bardziej wyobcowany i ostrożny w kontaktach międzyludzkich.
UsuńNie bronię się, zwyczajnie nie lubię alkoholu, nie będę się do niego zmuszał, nawet z prostej uprzejmości dla proponującego.
Cześć, Draco. A raczej Dzień Dobry Panu, bo pierwszy raz Pana widzę xd Mam parę pytań do Pana.
OdpowiedzUsuń1. Czy ma Pan jakieś niezwykle moce? Jak Pan je wykorzystuje? Czy odwołuje się Pan do sumienia, czy ich użycie ich jest wylacznie zadaniowe i związane z wykonywaniem zadania/osiągania wyznaczonego celu? Czy musi Pan czasem używać tej mocy wbrew swojej woli?
2. Czy kocha Pan kogoś? Kto to jest i od jak dawna? Czy ma Pan jakieś poważniejsze plany odnośnie do przyszłości?
3. Czy przeżył Pan jakieś poważniejsze rozczarowanie? Co to było i jak to wpłynęło na Pana życie?
Pozdrawiam i życzę miłego dnia
Antoni
Dzień dobry wystarczy, formalność jest mi zbyteczna, jednak ją szanuję.
Usuń1. Prócz standardowych umiejętności magicznych nie posiadam żadnych niezwykłych zdolności, jestem prozaicznym czarodziejem.
2. Nie kocham, jednakże istnieją osoby, które są dla mnie ważne. Co do przyszłości, chciałbym otrzymać w końcu upragniony spokój.
3. Zawiodłem się przede wszystkim na sobie, na moich odczuciach i reakcjach; żyjąc dewizą, iż jest mi obojętne, jaką mam opinię wśród ludzi, nie zauważyłem, że im bardziej się starałem, tym oni łatwiej do mnie lgnęli i interesowali się mną, jak choćby Weasley czy Granger.
Dziękuję za pytania i również życzę miłego dnia.
Dzień dobry, Draco, bardzo miło Cię widzieć. Pochwalę się, że z ogromu pytań, jaki zdążyłam wymyślić, wybrałam tylko cztery, żeby Cię zbyt długo nie męczyć. To od razu przejdę do rzeczy.
OdpowiedzUsuń1. Co Cię łączyło z Kingsley'em, dlaczego on tak bardzo się o Ciebie troszczył?
2. Co sądzisz o całej sprawie z morderstwami? Masz jakichś swoich głównych podejrzanych, motywy?
3. Jak się czujesz po jego śmierci, śmierci Kingsleya?
4. Dlaczego koniec końców przyjąłeś propozycje Hermiony? Poczynając od egzaminowania aurorów do pomocy w śledztwie?
Dziękuję za poświęcony mi czas i życzę powodzenia, czymkolwiek się będziesz zajmował. Miłego dnia.
1. Trudno powiedzieć. Raczej starał się zastąpić mi ojca, tak to odbierałem. Mając również świadomość, jak Azkaban zmienia ludzi, możliwe, że chciał mnie przed tym uchronić, ciągle powtarzając mi, że nie jestem taki, jak więźniowie, i że czekają na mnie lepsze dni. Bardzo się mylił, ale jednak dzięki niemu sześć lat spędziłem w celi we względnym spokoju, jedynie ostatni rok wyrządził więcej krzywd, niż wszystkie poprzednie.
Usuń2. Nic nie sądzę. Wiem jedynie, że morderca ma wyjątkowo spaczoną psychikę. W kwestii podejrzanych, potrafię jedynie wskazać nieznajomego Federico, choć nie wiem, w jakim celu miałby pozbywać się Goyle'a, gdyż Zabiniego można jakoś wytłumaczyć. Tego pierwszego... nie widzę żadnego spoiwa.
3. Czuję, że coś mi zabrano, pozbawiono mnie jakiejś cząstki, ale nie potrafię określić, czym owa część jest. Jakby ktoś coś ukradł, ale nie powiedział co dokładnie, a ja przez chaos uczuć nie umiem zidentyfikować, czego we mnie brakuje, jednak wiem, że tego nie ma. Uczucie specyficzne, raczej ciężko mi jest je określić.
4. W propozycji Granger dostrzegłem szansę wyrwania się z matni dnia codziennego. Po prostu wydało mi się urozmaiceniem w rutynie, której chciałem się pozbyć, choć jednocześnie była dla mnie najwygodniejsza. Pomoc w śledztwie była przypadkowa, prawdę mówiąc, nie mam prawa do wglądu tych spraw. Nie powinno mnie być ani na miejscu morderstwa, ani w kostnicy u Weasleya, gdyż prawnie nie jestem pracownikiem Ministerstwa. Z jakiego powodu jest mi to wszystko pobłażane, nie wiem. Lepiej zapytać u źródeł.
Również życzę miłego dnia i dziękuję za pytania.
Co poczułeś, gdy Hermiona powiedziała Ci o jej "przygodzie" z Woode
OdpowiedzUsuńZaskoczenie, niemałe zresztą, raczej w negatywnym znaczeniu.
Usuń