Z dzisiejszym postem możecie zacząć odliczanie do końcowego rozdziału bieżącego opowiadania. Nie zostało tego dużo, praktycznie nic, czym moglibyście się zadowolić, ale historia jest już tak rozbudowana, że przyszedł czas, aby zakończyć ten etap i rozpocząć nowy. To przykre wiadomości, ale jak już mówiłam, piszę drugie opowiadanie, którym też chciałabym się z wami podzielić - o nim opowiem kiedy indziej. Nie martwcie się jednak, ponieważ nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa i długo nie zamierzam. Tak bardzo muszę się powstrzymywać, żeby się przed wami nie odkryć, że pomału wychodzę z siebie, ale wierzę, że dam radę i uda mi się mile was zaskoczyć :)
Rozdział 54 pojawi się na blogu pod koniec miesiąca - 25 września, tradycyjnie w godzinach mocno wieczornych. Nie zapominajcie jednak, że za tydzień będziemy gościć kolejnego z naszych bohaterów, ale uprzedzam - nieletnim wstęp wzbroniony! Severus bowiem ma dość wysublimowany gust, jeśli chodzi o dodatki do kawy.
To tyle, jeśli chodzi o ogłoszenia parafialne, a ja żegnam się z wami na dziś i zapraszam do czytania,
Realistka
* * * * *
Łatwo jest powiedzieć: trzymaj język
za zębami; o wiele trudniej, jeśli chodzi o realizację. Draco mógł przemilczeć
wiele rzeczy i niespecjalnie miał potem wyrzuty sumienia. Kiedy ktoś go prosi,
żeby o czymś nie mówił, po prostu tego nie robi. Ot, taka ludzka solidarność.
Sprawa znacznie komplikuje się, jeśli chodzi o Ginewrę Weasley, a konkretnie o
wieści, które mu przekazała, a które w pierwszej kolejności powinny trafić do
Blaise’a. Czemu zatem padło na niego? Nie miał bladego pojęcia, przez co czuł się
jeszcze gorzej. Już sam fakt powiedzenia mu o ciąży był wstrząsający, a co
dopiero utrzymanie go w tajemnicy przed przyjacielem, który, jak się z biegiem
czasu okazało, nie dowiedział się od narzeczonej o dziecku. Dla arystokraty był
to jasny sygnał: niech cię ręka boska chroni przed mówieniem mu tego. Tylko jak
tu zachować milczenie, skoro życie z tą tajemnicą zdało się znacznie
trudniejsze? Był przekonany, że dziewczyna powiedziała Diabłu o stanie
błogosławionym, w którym się znajduje. Ba! Dałby sobie rękę uciąć, że to były
pierwsze słowa, które padły z jej ust, gdy usłyszała głos Zabiniego w
telefonie! Tymczasem okazuje się, że panna Weasley zasznurowała buzię i nie
puściła z niej pary, co według Dracona było grubym nietaktem. Ojciec dziecka
dowiaduje się o nim pierwszy, prawda? Nie koleżanki, sąsiadki, rodzice czy
sprzedawca w sklepie. Ojciec! A on bynajmniej nie spłodził małego rudzielca w
brzuchu Ginny, więc za jakie grzechy przyszło mu nosić ten ciężar na barkach?
Za każdym razem, gdy spojrzał na Blaise’a chciał mu wszystko powiedzieć, ale
nie mógł i było mu z tym faktem okropnie, a nawet potwornie źle. Wspomnienie
czegokolwiek Hermionie również nie wchodziło w rachubę, ponieważ dziewczyna już
od jakiegoś czasu uważała, że Diabeł powinien wrócić do narzeczonej jak
najszybciej, więc strach pomyśleć, jak upierdliwa by się stała, gdyby i ona
dowiedziała się o ciąży przyjaciółki. Pierwsze co wyśpiewałaby wszystko
Zabiniemu, który zwariowałby od cudownych wieści i ruszył do Londynu na wózku
inwalidzkim, na którym się obecnie porusza. Weasleyowie mieli latający
samochód, a Blaise miałby wózek. W końcu praktycznie na jedno wychodzi. Sprawa
zatem była niesamowicie jasna, a przy tym cholernie ciężka; nie może powiedzieć
nikomu i niczemu o dziecku. Jak Diabeł
się dowie, że wiedziałem przed nim, pośle mnie na samiutkie dno piekieł.
Nie zmieniało to jednak faktu, że był ciekawy, czemu Ginny zachowała ten sekret
dla siebie. Znaczy podzieliła się nim, ale z kompletnie nie stworzoną i nie
upoważnioną do tego osobą, ale mniejsza o to. Siedząc w szpitalu miał bardzo
dużo czasu na przemyślenie zachowania dziewczyny, a przede wszystkim jej
nagłego zniknięcia. Stało się oczywiste, że uciekła przez dziecko, ale tym
samym rodziło się pytanie: czemu? Z pewnością nie bała się powiedzieć
Blaise’owi; odrzucił tę opcję już na samym początku. Zna podejście przyjaciela
do zostania ojcem, a zatem ruda również musi o nim wiedzieć. Nie mogła żyć w
strachu, że będzie na nią zły, czy też będzie chciał, aby usunęła ciążę. Powód
był zatem znacznie większy, a do głowy przychodził mu wyłącznie jeden, który
również w ogóle mu nie odpowiadał, ale wydawał się najbardziej odpowiedni.
Wierzyc mu się nie chciało, że Weasleyówna nie chce zostać matką, ale fakty
mówiły same za siebie. Gdyby pójść tą ścieżką, zagadka rozwiązuje się sama,
jednak dziewczyna nie przemyślała jednego, a mianowicie, ile ofiar pochłonie
jej samolubna decyzja. Musiała zdawać sobie sprawę, że Zabini będzie wściekły,
jeśli dowie się prawdy, a dowie się z pewnością, bo nie zamierza popuścić tego
rudej. Za pewne czyny trzeba zapłacić, a Blaise’owi należą się prawdziwe
wyjaśnienia za męki i katusze, które przyszło mu znieść, gdy od niego zwiała.
Ponadto pozostaje jeszcze Granger; przyjaźń przyjaźnią, ale jest przekonany, że
będzie chować urazę do Ginny. Hermiona niczego tak bardzo w życiu nie pragnęła,
jak dziecka, które odebrano jej w okrutny sposób. Jak się poczuje, gdy pozna
prawdę? Dlatego zastanawiał się, czy jest sens, aby jechać do Nory razem z
Diabłem, ale dobrze wiedział, że nie ma wyjścia. Tym bardziej teraz, gdy Zabini
zdany jest na jego łaskę, co najwyraźniej bardzo mu się podoba. Będzie żałował,
że kazał przebukować bilety na dzisiejszy wieczór, ale im szybciej wrócą do
Londynu, tym rzeczywiście będzie lepiej.
* * * * *
Jeśli Severus myślał, że mając
Potter za sąsiadów doświadczy błogiej ciszy i relaksu, to szybko się przekonał,
że były to tylko płonne nadzieje. Od zawsze wiedział, że Pansy jest żywiołową
osobą i bardzo ekspresywnie potrafi wyrażać siedzące w niej emocje. Nie miał
jednak bladego pojęcia, że była uczennica może mieć tak donośny głos, a na
dodatek posługiwać się nim przeszło godzinę, nie wspominając o zawrotnej
prędkości wyrzucania z siebie słów. Potterowie ewidentnie byli w trakcie
zażartej kłótni, kiedy próbował raczyć się gorącą kawą i poranną gazetą, w
trakcie gdy Rolanda sprzątała po śniadaniu. Skłamałby, gdyby powiedział, że żal
mu Harry’ego, ale gdzieś tam w środku, gdzie ludzkie oko nie sięga, czuł do
niego coś na kształt współczucia. A że w ogóle mu się ono nie podobało,
postanowił podzielić się nim, a raczej zrzucić je na barki kogoś innego.
Poczłapał do kuchni i sięgnął po suchą ściereczkę, którą zaczął wycierać umyte
przez kobietę naczynia i odstawiać je do szafek.
- W życiu bym nie pomyślał, że Potter
kiedykolwiek będzie moim sąsiadem. – Rolanda zerknęła na Severusa z ukosa i
opłukała talerz, który następnie wręczyła mężczyźnie. Tak po prawdzie to nie
przeszkadzało jej towarzystwo byłych uczniów, ale fakt faktem, była już
zmęczona ich kolejną kłótnią, a raczej przedłużeniem wczorajszej awantury,
która zaczęła się około północy.
- A miało być tak cicho i spokojnie.
– Snape uśmiechnął się złośliwie, wycierając naczynie z ogromną zapalczywością.
Jeszcze trochę takiego pucowania, a wytrze w talerzu dziurę.
- Spokojnie jak na wojnie. Nawet
dosłownie. – Usłyszał głośny huk za ścianą i zaśmiał się cicho pod nosem. Albo
poleciał wazon, albo głowa Pottera. Osobiście skłaniał się ku drugiej opcji, z
której byłby bardziej zadowolony.
- Może trzeba do nich pójść i im
pomóc? – Propozycja Rolandy zdziwiła mężczyznę, a nawet odrobinę zirytowała,
ale nie zamierzał jej tego powiedzieć. Już tyle razy pomagał byłym wychowankom,
że czuł się, jakby pracował w ośrodku pomocy społecznej. Najpierw Draco i
Hermiona, potem młoda Weasley i jej ciąża, a teraz Potterowie. A kiedy jemu
ktoś w końcu pomoże?
- Nie ruszaj gówna, nie będzie
śmierdziało – odburknął obrażony, wstawiając talerz do szafki i sięgając po
kubek. – Są dorośli, więc sobie poradzą. Poza tym to problemy małżeńskie, więc
lepiej niech sami to załatwią.
- Ja cię bardzo proszę, Severusie,
przestań używać małżeństwa jako wymówki. Drobna porada jeszcze nikomu nie
zaszkodziła.
- Oprócz osoby jej udzielającej. –
Chciał coś jeszcze dodać, ale widząc niezasolony wzrok Rolandy i szybkość, z
jaką myła sztućce, szybko przeszła mu ochota na wdawanie się w bezsensowną
kłótnię. Nie mógł pojąć, czemu ukochana tak bardzo chce wszystkim pomagać. Był
zdania, że w pewne sprawy nie należy się wtrącać i należy pozostawić je osobom,
których one dotyczą. Całego świata zbawić się nie da, a naprzykrzać się komuś
też nie wypada.
- Może to jakaś błahostka, a zrobili
z tego wojnę – dywagowała zawzięcie, w czym Snape od razu dopatrzył się
ukrytych prób wpłynięcia na niego, aby zmienił zdanie. Jeszcze Pansy był
skłonny pomóc, ale Potterowi? Ten dzieciak nigdy nie chciał przyjąć od niego
żadnej rady, więc czemu teraz miałoby być inaczej? Nie ma mowy, żeby kolejny
raz wpychał nos w nieswoje sprawy i robił za zbawcę świata. – Są młodzi, w gorącej
wodzie kąpani. Przyda im się ktoś, kto wysłucha ich problemów, a ja uważam, że
lepiej, aby mieli taką osobę zawczasu, bo potem będzie tylko gorzej.
- Tak nie można, Rolando. Nie należy
się wtrącać, jeśli nikt nas o to nie prosi. – Spróbował kolejny raz wpłynąć na
kobietę, ale ta przeszyła go morderczym spojrzeniem jastrzębich oczu, przez co
odechciało mu się dalszej walki. I tak był na straconej pozycji, więc po co iść
w zaparte i obstawać przy racji, której się nie ma? Westchnął przeciągle
słysząc podniesiony głos Pansy za ścianą i odstawił wytarty kubek do szafki.
Bez słowa opuścił kuchnię i wyszedł z mieszkania, kierując się prosto pod drzwi
sąsiadów, za którymi awantura trwała w najlepsze. Zadzwonił kilka razy
dzwonkiem i dopiero wtedy zorientował się, że w ręku wciąż trzyma ścierkę,
którą wycierał naczynia. Nim się jej pozbył, w progu dostrzegł rozwścieczoną
panią Potter, której zirytowany wyraz twarzy ustąpił zdziwieniu na widok byłego
nauczyciela eliksirów.
- Pan profesor? – Zerknęła przy tym
przez ramię do wnętrza mieszkania, przymykając za sobą odrobinę drzwi. Severus
jednak zdążył dopatrzyć się równie podenerwowanego Harry’ego, opierającego się
o jedną ze ścian. – Coś się stało? Mogę jakoś pomóc?
- Już ty dobrze wiesz, co się stało,
Pansy. Drzecie się na cały blok od samego rana i śniadania nie dacie nawet w
spokoju zjeść sąsiadom. – Dziewczyna przygryzła delikatnie wargę, spuszczając
przy tym nieznacznie wzrok. Kto by pomyślał, że będąc matka i żoną wciąż może
się poczuć jak nastolatka, gdy stoi przed nią były wychowawca, który strofuje
ją tak, jakby nadal byli w szkole. Bądź co bądź czuła się zażenowana słowami
profesora i zrobiło jej się strasznie głupio, że akurat Snape musi być
świadkiem jej kłótni z Harrym.
- Przepraszamy – wybąkała cicho,
zerkając z ukosa na nauczyciela, który splótł ręce na klatce piersiowej, a w
jednej z nich dopatrzyła się białej ścierki. Wolała nie pytać, po co mu owy
przyrząd kuchenny, gdyż mogłaby dostać nim jeszcze po głowie, a tego
zdecydowanie wolałaby uniknąć.
- Jakoś Pottera obok ciebie nie
widzę. Gdzie ten niewydarzony lekarz od siedmiu boleści? – Pansy nie
odpowiedziała, gdyż dostrzegła za Snape’em profesor Hooch, która podeszła do
nich z delikatnym uśmiechem na ustach, kładąc Severusowi rękę na ramieniu. Może
to nie była najodpowiedniejsza chwila na tego typu przemyślenia, ale musiała
przyznać, że rzeczywiście do siebie pasują i na pierwszy rzut oka tworzą bardzo
zgraną parę.
- Nie chcemy się wtrącać, Pansy, ale
może macie z Harrym jakiś problem i chcielibyście o nim porozmawiać? –
Mężczyzna patrzył błagalnie na byłą uczennicę, żeby oszczędziła mu kolejnej
wizyty psychologicznej i nie kazała mieszać się w jej małżeńskie problemy, ale
pani Potter najwidoczniej miała inne plany. Może to pod wpływem ciepłego spojrzenia,
uśmiechu i głosu Rolandy, a może po prostu potrzebowała kogoś do wygadania,
gdyż otworzyła drzwi od mieszkania na oścież i zaprosiła byłych nauczycieli do
środka, którzy bez wahania weszli do środka. No dobrze, Severus miał pewne
opory, ale widząc skrzywiony wzrok Pottera szybko zmienił zdanie i z szatańskim
uśmiechem na ustach wkroczył do przedpokoju. Harry ewidentnie chciał coś
powiedzieć, ale Pansy zdążyła go w porę ubiec, przez co był jeszcze bardziej
naburmuszony niż dotychczas, co stanowiło nie lada wyczyn w jego przypadku. Już
dawno jednak nie pokłócił się tak ostro z żoną i uważał, że ma pełne prawo do
bycia niezadowolonym.
- No? – odezwał się nieco
zniecierpliwiony Snape, łypiąc groźnie na okularnika, który najchętniej
wyprosiłby go za drzwi. – To o co wam poszło?
- Harry’emu wypadł nagły dyżur w
Mungu i nie mamy z kim zostawić Lilly, ponieważ ja też muszę być dziś w pracy –
wyjaśniła dziewczyna, do której od razu przyłączył się mąż.
- Wezwano mnie na blok operacyjny, a
rodzice Pansy są na urlopie, więc któreś z nas musiałoby wziąć córkę ze sobą.
Ja tego zrobić nie mogę – zaprotestował otwarcie Harry, unosząc obie ręce na
wysokość twarzy, jakby od razu bronił się przed atakiem żony i byłych
profesorów.
- Tylko problem jest w tym, że ty
codziennie jesteś wzywany do szpitala. Jak nie w dzień to w nocy i w ogóle nie
zajmujesz się już Lilly. – Severus widząc, do czego zaprowadzi ich kolejne
przekomarzanie się państwa Potter, postanowił zawczasu interweniować, choć
praktycznie nie miał ku temu ochoty. Chętnie wysłuchałby, jakim to wspaniałym
ojcem jest Harry, ale dobrze wiedział, że to nie czas i pora na tego typu
życzenia. Poza tym jego stanowcza postawa zawsze budzi w Rolandzie podziw, a
nic tak nie podnosi samooceny, jak zachwyt ukochanej osoby.
- Będziemy tu stać do wieczności,
jak tak dalej pójdzie. Idźcie, gdzie tam macie iść, a my zostaniemy z dzieckiem
i problem rozwiązany. – Sam się sobie dziwił, że wyskoczył z tak absurdalnym
pomysłem, nie wspominając już o Potterach, którzy wymieniali między sobą
spojrzenia, jakby nie wierzyli, że przed nimi stoi ten sam profesor eliksirów,
z którym mieli do czynienia w Hogwarcie. Niech skona, ale chwila odpoczynku i
błogiego spokoju na emeryturze też mu się przecież należy. Bo niby co taki
brzdąc może robić cały dzień? Za dużo roboty to przy nim nie będzie, a nim się
obejrzy, któreś z rodziców z pewnością zdąży wrócić. Nie ma tragedii!
- Ale my nie chcemy kłopotać…
- Żaden problem, Pansy. Cieszymy
się, że możemy pomóc. – Rolanda uśmiechnęła się do dziewczyny, która wyglądała,
jakby kamień spadł jej z serca. Harry natomiast oniemiały wpatrywał się w
Snape’a, kompletnie nie dając wiary, że ten potwór chce się zaopiekować jego
córeczką. Czym mu to biedne, słodkie maleństwo zawiniło, że chce pokazywać mu tę
okropną twarz żądającą krwi niewinnych dzieci? Zaczął się zastanawiać, czy nie
będzie lepiej, jak oleje operację i zostanie z Lilly, bo tego, co może zrobić
jej stary nietoperz nawet nie chciał sobie wyobrażać. Wyglądało jednak, że
decyzja już zapadła, gdyż Severus wypchał go razem z Pansy za drzwi i machał im
na odchodne trzymaną w dłoni ścierką do naczyń z diabelskim uśmieszkiem na
ustach. Dodatkowo musiało go jeszcze kilka rzeczy ominąć w trakcie wewnętrznej
rozterki, gdyż nie wiedzieć czemu, profesor Hooch dołączyła do nich niedługo
potem, zagłębiając się w entuzjastycznej rozmowie z jego małżonką. A więc
klamka zapadła; straci dziecko, a Malfoy psa, bo nie ma opcji, żeby największy
postrach Hogwartu potrafił się zająć obiema istotami jednocześnie.
* * * * *
Mogli spodziewać się wiele po
wyjeździe do Austrii, ale wizyta w szpitalu była zdecydowanie ostatnim punktem
na liście wypadków, które miały im się przytrafić. Na szczęście wszystko
skończyło się na ręce wsadzonej w gips i ortezie z powodu zwichnięcia stawu
kolanowego. Co prawda po drodze trzeba było nastawić jeszcze Blaise’owi bark,
ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Mimo że Zabini darł się wniebogłosy, ostatecznie wyszedł ze szpitala bezgranicznie szczęśliwy, ponieważ
udało mu się odnaleźć Ginny, a tej radości nic i nikt nie jest w stanie mu
odebrać. Poza tym pierwszy raz w życiu miał okazję jechać na wózku inwalidzkim,
co było niesamowitą frajdą, zważywszy na fakt, że wiózł go Draco, a rzadko się
zdarzało, by blondyn usługiwał komukolwiek. Może brutalne, ale postanowił
korzystać z dobroci przyjaciela ile wlezie, bo następna taka okazja przytrafi
mu się dopiero na emeryturze, gdy poprosi Malfoya, by zajął mu miejsce w
kolejce do apteki w celu wykupienia leków.
Spotkanie przedstawicieli zarządu
miało odbyć się po południu, lecz przez niesprzyjające okoliczności zostało
przełożone na godzinę szóstą, dzięki czemu mieli jeszcze sporo czasu na
przygotowania. Draco chciał oczywiście spędzić ten kilka godzin wyłącznie z
Hermioną, ale dziewczyna uparła się, że muszą pomóc Zabiniemu, który z
pewnością będzie czegoś od nich potrzebował. Blondyn bardzo niechętnie siedział
w pokoju przyjaciela, odliczając minuty do rozpoczęcia spotkania, a gdy w końcu
nadeszło, zgromadzone w nim nerwy omal nie wyszły na wierzch i nie rozsadziły
budynku na części pierwsze. Sprawa zarządu była poważna, ale bardziej frapował
go fakt, że musi się pilnować przed Diabłem, aby nie wygadać mu o ciąży Ginny.
Robił co mógł, ale presja była tak duża, że kilka razy prawie bezmyślnie
wypaplał o ojcostwie czarnoskórego, a potem tłumaczył się głupio, że niby się
przejęzyczył lub się nad czymś zamyślił. Koniec końców udał się na ostateczne
spotkanie z Kefflerem w paskudnym wręcz humorze, który nie umknął, jak zwykle
niezawodnej w kwestii wścibstwa, Mirandzie.
- To przykre, że pan Zabini nie może
pojawić się na spotkaniu. – Szła obok Dracona z typowym sztucznym uśmiechem,
przeglądając papiery zgromadzone na czarnej podkładce biurowej. Mężczyzna
starał się ją ignorować, ale jej irytujący głos niemiłosiernie go drażnił,
przez co nie był w stanie skupić się na niczym innym, jak na chęci zrzucenia
blondynki ze schodów. A że założyła buty na niebotycznie wysokim obcasie,
mógłby zwalić winę na niefortunny przypadek. – To w porządku zostawiać go
samego? Czy może twoja dziewczyna się nim zajmuje, co?
- Jeszcze ci nie przeszło? – spytał
znudzony, na co Miranda zaśmiała się cicho pod nosem, otwierając szklane drzwi
prowadzące do sali konferencyjnej. Z początku arystokrata nie zwrócił uwagi, że
miejsca zostały przygotowane tylko dla czterech osób, ale wraz z upływem czasu
wydało mu się podejrzane, że nikt nie zaszczycił ich jeszcze swoją obecnością.
Nawet Keffler był nieobecny, a punktualność to jedna z niewielu jego mocnych
stron.
- Pytałam z czystej ciekawości. –
Odłożyła trzymaną w ręku podkładkę, a raczej rzuciła ją na długi stół i usiadła
na jego krawędzi, zakładając nogę na nogę. Draco czuł jej świdrujące
spojrzenie, ale nie zbliżył się bardziej niż uważał za stosowne. Stał w
bezpiecznej odległości obserwując kobietę, a przede wszystkim jej jadowity
uśmieszek, który nie opuszczał wymalowanych czerwoną szminką warg. – Jesteście
parą od niedawna, więc mogła się rozmyślić i wybrać twojego współpracownika.
Wydaje się bardziej odpowiednią partią.
- Masz niezłe poczucie humoru. –
Uśmiech Hagen poszerzył się, a oczy zmrużyły delikatnie. Kobieta ewidentnie
była bardzo z czegoś zadowolona, a jej satysfakcja niewyobrażalnie działała
Malfoyowi na nerwy. Drażniły go jej sarkastyczne komentarze, dumne spojrzenia i
cyniczny wyraz twarzy, ale pilnował się jak mógł, żeby jej o tym nie
powiedzieć. To spotkanie to tylko formalność, ostatni etap planu, który musi
się powieźć. Nie może sobie pozwolić na wybuchy złości i rzucanie obelgami na
prawo i lewo. Co innego później; hulaj dusza, piekła nie ma! Teraz jednak
powinien zachować spokój i nie dać się wyprowadzić z równowagi, co przy
siedzącej naprzeciw niego kobiecie może być bardzo trudne do osiągnięcia, nie
wspominając już, co się może wydarzyć, gdy pojawi się jej szef. A mówiąc o szefie… - Członkowie zarządu
jeszcze nie przyjechali?
- I nie przyjadą. – Odpowiedź
Mirandy zapewne miała zdziwić arystokratę lub mocno zaniepokoić, ale oprócz
prawie niezauważalnego uniesienia brwi twarz blondyna pozostała niewzruszona.
Nawet gdy Hagen do niego podeszła i wręczyła mu trzymaną wcześniej podkładkę
trzymał nerwy na wodzy. – Ja wiem, ty wiesz i Keffler wie, że sfałszowałeś
dokumenty. Myślałeś, że coś takiego może ci się udać?
- A to zapewne moja ostatnia deska
ratunku? – Zerknął na papiery, które były orzeczeniem o zrzeczeniu się praw do
United Architect na rzecz biznesmena,
a zadowolony uśmieszek kobiety
utwierdził go przypuszczeniach. Tak to zatem wygląda; załagodzenie sprawy bez
świadków, a zarząd dostaje okrojoną wersję wydarzeń sprowadzającą się do
czystych malwersacji, które skrzętnie zostają zatuszowane. – A jak nie
skorzystam?
- Spadniesz na samo dno, pogrążysz
się i znikniesz ze świata biznesu. Mnie się taki scenariusz wydarzeń nie
podoba, a dodatkowo w twoim przypadku wszystko może zostać zwieńczone procesem
sądowym o fałszerstwo. – Przeciągnęła wypielęgnowaną dłonią po klapach
marynarki mężczyzny, przenosząc ją następnie na krawat, po którym zaczęła
wspinać się palcami ku zapięciu kołnierzyka, który następnie nieco odchyliła,
przyciągając ku sobie twarz chłopaka. Draco zacisnął mocniej szczękę, unosząc
wyżej podbródek, by po chwili odrzucić wręczoną mu podkładkę na stół, na co
Hagen spojrzała mocno oburzona. W jednej sekundzie uleciała z niej wszelka dotychczasowa
satysfakcja, a zastąpiła ją złość, która rozbawiła odrobinę arystokratę.
- Dzięki, ale nie skorzystam. –
Miranda odepchnęła go od siebie i pomaszerowała w kierunku szklanych drzwi,
przez które weszli do środka. Obróciła się przy nich ku mężczyźnie, rzucając mu
wściekłe spojrzenie, którym zapewne miała nadzieję skłonić Malfoya do zmiany
zdania, ale ten w odpowiedzi uśmiechnął się dumnie, krzyżując ręce na klatce
piersiowej.
- Jeszcze tego pożałujesz. – Wyszła
na oświetlony korytarz, starając się trzasnąć za sobą drzwiami, jednak blokada
skutecznie jej to uniemożliwiła. Draco westchnął głęboko, gdy został sam i
przetarł zmęczone oczy. Miał dość wrażeń jak na jeden dzień, ale wszystko
wskazuje na to, że najgorsza nawałnica dopiero przed nim. Z trudem udało mu się
zapanować nad sobą, a przecież to była dopiero rozgrzewka. Starał się nie
myśleć, że staranne przygotowania do spotkania z zarządem mogą pójść na marne,
ale im bardziej próbował odgonić niewygodny scenariusz, tym stawał się coraz
bardziej podenerwowany. Chciałby, aby Hermiona była tu teraz przy nim i
powiedziała mu, że nie ma o co się martwić, ale niestety zdany jest wyłącznie
na własną siłę woli, której może mu nie wystarczyć do końca. Nie wspominając
już o Ginny i jej ciąży, której utrzymanie w tajemnicy przed Blaise’em również
staje się coraz trudniejsze. Nie zdążył jednak zagłębić się ponownie w motywy
kierujące Weasleyówną, gdyż przez oszklone drzwi, za którymi niedawno zniknęła
Hagen, wszedł Keffler razem z niewysokim, starszym mężczyzną, a za nimi niczym
pies stróżujący kroczyła pani inspektor, która od razu podeszła do Dracona z
wymuszonym uśmiechem na ustach.
- Panie Coolwear, to jest pan Draco
Malfoy. Prezes United Architect i główny wykonawca projektu. – W nienaganny
sposób przedstawiła arystokratę nieznanemu przybyszowi, który uścisnął mu rękę,
uśmiechając się grzecznościowo. – Pan Coolwear jest przewodniczącym zarządu
zatwierdzającego dokumenty niezbędne do rozpoczęcia prac budowlanych.
- Ogromnie się cieszę, że mogę w
końcu poznać tak uzdolnionego architekta. Panie Malfoy, to czysta przyjemność
móc pana spotkać osobiście. – Draco odwzajemnił uśmiech, którym raczył go
starczy jegomość. Bardziej jednak interesowały go spojrzenia, które wymieniali
między sobą Keffler i Hagen, a wnioskując z nalanej twarzy Austriaka, nie był
zadowolony z wieści, które starała się mu przekazać pracownica.
- Mnie również jest bardzo miło i
liczę, że to nie ostatnie nasze spotkanie. – Dostrzegł, a raczej wyczuł, że
atmosfera w pomieszczeniu stała się dość napięta, gdyż Miranda zawzięcie
poprawiała zalakierowaną grzywkę, a jej szef przestępował z nogi na nogę, jakby
nie mógł się doczekać końca spotkania, a przynajmniej momentu padnięcia na
przygotowane krzesła. Na szczęście formalne powitania szybko minęły, a pan
Coolwear podszedł do stołu i zaprosił do niego pozostałych, którzy bez wahania
poszli w jego ślady. Hagen kolejny raz wygładziła jasne kosmyki włosów i
otworzyła skórzana teczkę, z której zaczęła wyciągać pliki kartek, wręczając je
Kefflerowi.
- Takie spotkania to tylko szczegół,
ale sam pan rozumie, że bez nich nie pójdziemy dalej. – Przedstawiciel zarządu
wygrzebał z marynarki pokrowiec, z którego wyciągnął okulary, wkładając je na
nos. Przyjął od Austriaka dwie kartki, którym zaczął przyglądać się uważnie, co
bezsprzecznie nie podobało się biznesmenowi, który postanowił włączyć się do
rozmowy.
- Randolf jest na urlopie? Zawsze to
on przyjeżdżał na spotkania. – Coolwear zerknął na Kefflera znad okularów i
przyjął od niego kolejne dokumenty. W międzyczasie podziękował mu również
skinieniem głowy za poczęstunek papierosem, którego stanowczo odmówił, co jeszcze
bardziej poirytowało opasłego mężczyznę. Sam bowiem nie krępował się i ćmił
używkę już od jakiegoś czasu, wydmuchując kłęby dymu prosto na Dracona.
- Myślałem, że poinformował cię, że
idzie na emeryturę. W zarządzie sporo się teraz zmieni, André – odparł
beznamiętnie, a Malfoy mógł obserwować tężejące mięśnie na twarzy Mirandy,
która natychmiast przerzuciła wszystkie kartki trzymane w teczce i wyciągnęła
ostatni plik, na widok którego świńskie oczka Kefflera momentalnie pojaśniały.
Blondyn od razu domyślił się, co znajduje się na dokumentach trzymanych przez
biznesmena i zaczął przyglądać mu się uważniej, gdy ten wręczył je prezesowi
zarządu. Coolwear zmarszczył z niezrozumienia brwi i ściągnął z nosa okulary,
które po chwili ponownie włożył i zamyślił się głęboko nad arkuszem, który miał
przed sobą na stole. Wzrok Dracona momentalnie spoczął na papierze, na którym u
dołu strony figurowało nazwisko Hermiony i omal nie połamał sobie zębów,
zaciskając do bólu szczęki. Jaki cudem?
– Panie Malfoy, czy pani Granger to pański stały kontroler?
- Też chcielibyśmy się tego
dowiedzieć – dopowiedział Austriak patrząc z satysfakcją na blondyna.
Arystokrata nie zdążył jednak odpowiedzieć, gdyż ubiegł go Coolwear, który
domagał się szczegółów, bowiem niewiele rozumiał z zaistniałej sytuacji,
przypatrując się kolejnym kartkom.
- Też? – spytał zdziwiony, zerkając
na Kefflera i Hagen. – André chcesz mi powiedzieć, że nie wiesz, kto jest
inspektorem w United Architect? Jak możesz przyjmować dokumenty, nie wiedząc…
- Może ja wszystko wytłumaczę –
wtrącił się Draco, na którego spojrzał prezes zarządu, każąc mu kontynuować. – Pani
Granger jest moim tymczasowym kontrolerem, a właściwie była i tylko na bieżący
projekt. Ze względu na pewne korelacje zrezygnowała z dalszej współpracy z moją
firmą, a jej obowiązki przejął inny inspektor.
- No dobrze, to rozumiem, ale czemu
w takim razie nie mamy dokumentów od pana obecnego kontrolera?
- Wszystkie nowe pliki wraz z prośbą
o ich zatwierdzenie zostały wysłane mailem do pani Hagen jeszcze przed moim
przyjazdem. – Miranda zerknęła ostrzegawczo na Kefflera, przenosząc po chwili
wzrok na Malfoya. Blondyn był z siebie zadowolony jak nigdy dotąd, bowiem plan
póki co szedł jak najbardziej po jego myśli, a reakcje pani inspektor były
dokładnie takie, jakich oczekiwał. - Projekty musiały zostać zaakceptowane dużo
wcześniej, a na ten czas nie miałem stałego inspektora. Poprosiłem o zmianę w
dokumentacji i akceptację opóźnionego terminu wysyłki, gdyż całym zleceniem
może zajmować się tylko jeden kontroler, a ponieważ pani Granger zrezygnowała
konieczne było znalezienie nowego inspektora. Mogę pana zapewnić, że wszelkie
dokumenty zostały wysłane, gdyż jeszcze wczoraj rozmawialiśmy o nich razem z
panem Kefflerem. Możliwe, że gdzieś się po prostu zawieruszyły.
- Niczego takiego nie otrzymałam,
panie Malfoy – zaprzeczyła bez zająknięcia Hagen, unosząc przy tym wyżej
podbródek. Arystokrata uśmiechnął się jedynie z przekąsem, co musiało jeszcze
bardziej rozjuszyć kobietę, gdyż wypielęgnowane palce mocno zacisnęły się na
okładce teczki, tworząc w niej mało gustowne wgniecenia.
- Proszę sprawdzić dokładnie, bo
może to zwykłe nieporozumienie. – Draco nigdy wcześniej nie poznał Coolweara,
ale instynkt podpowiadał mu, że nie jest to Kefflera ulubiony przedstawiciel
zarządu. Mężczyzna bowiem, w odróżnieniu do swojego poprzednika, nie dawał sobą
tak łatwo manipulować, a to znaczyło, że Austriak będzie miał niemały problem,
aby przekonać go do własnej wersji wydarzeń. Hagen najwyraźniej też wyczuła, że
urzędnik nie jest zbyt przychylnie nastawiony ku jej przełożonemu, gdyż nerwowo
poprawiła grzywkę i uśmiechnęła się do niego sztucznie, co z punktu widzenia
Malfoya wyglądało jak nieporadna próba ucieczki od konsekwencji.
- Sprawdzam pocztę codziennie
kilkanaście razy. Niemożliwe, bym ominęła tak ważne dla mojego pracodawcy
dokumenty, panie Coolwear. – Prezes zarządu spojrzał na blondynkę surowo,
zwracając się do niej stanowczym tonem, który nawet na arystokracie zrobił duże
wrażenie.
- Pani Hagen, nalegam, aby
sprawdziła pani pocztę jeszcze raz, ale dokładniej.
- Henry, czy ty zarzucasz mojej
najlepszej pracownicy niedbałość? To bezczelne insynuacje! Jeśli mówi, że nic
nie dostała, to znaczy, że niczego takiego nie ma, a ja nie przypominam sobie,
żebyśmy razem z panem Malfoyem rozmawiali o poprawionej wersji dokumentów. To
są jakieś kpiny! – Cierpliwość i dobroduszność Kefflera najwidoczniej skończyła
się, gdyż wybuchnął do starszego mężczyzny, trzęsąc się przy tym z nerwów
niczym galareta. Draconowi taki obrót spraw coraz bardziej się podobał, toteż
postanowił podroczyć się jeszcze trochę z biznesmenem, któremu o mały nie pękła
żyłka ze złości.
- Sam mi pan pokazywał segregator z
pełną dokumentacją, w którym znajdują się nowe zatwierdzenia.
- Brednie! – Patrząc na topiącego
się w agresji Austriaka, Malfoy mógł stwierdzić, że jego plan jak najbardziej
zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu. Widocznie utyty jegomość również zdał
sobie sprawę, że United Architect nie wpadnie w jego ręce tak szybko, gdyż bez
wahania pokazywał swą nadpobudliwą i bezczelną stronę, którą znało niewiele
osób. Wszyscy zawsze uważali go za nieco ciapowatego biznesmena; tymczasem
okazuje się, że i ciepłe kluski potrafią czasem mocno ugryźć.
- Czy mogę zobaczyć ten segregator? –
Coolwear zdawał się nie przejmować się wybuchami Kefflera, gdyż ton jego głosu
nie zmienił się nawet odrobinę w ciągu całej rozmowy, co jeszcze bardziej
drażniło opasłego mężczyznę, nie wspominając już o jego pracownicy, która,
gdyby tylko mogła, zasztyletowałaby zadowolonego z siebie Dracona na śmierć i
wyrzuciła jego truchło przez okno. Prezes zarządu zapewne w niedługim czasie
również podzieliłby jego los, ale póki co Miranda zachowała dystans w rozmowie,
a nie przypadło to do gustu jej pracodawcy nawet w najmniejszym calu.
- Ależ proszę! Pani Hagen, proszę
przynieść dokumentację bieżącego projektu United – zwrócił się do blondynki,
która posłusznie skinęła głową i odeszła od stołu. - Uprzedzam cię, Henry, że
znajdziesz tam tylko nieaktualne zatwierdzenia, a ja tym samym mam pełne prawo
do zerwania umowy.
- To się dopiero okaże. - Urzędnik
nawet nie spojrzał na wstającą z krzesła kobietę, gdyż powrócił do przeglądania
reszty dokumentów, na których co jakiś czas składał nienaganny podpis i
przybijał pieczątkę. Te dźwięki były dla arystokraty niczym miód na serce, gdyż
każde kolejne zatwierdzenie przybliżało go do finalizacji transakcji, a tym
samym Keffler będzie musiał zapłacić mu olbrzymią kwotę za wykonanie zlecenia i
co za tym idzie nie uda mu się z niej tak łatwo wywinąć. Z uwielbieniem
obserwował nadętą twarz Austriaka, która ze zgromadzonych nerwów zrobiła się
czerwona niczym burak, a grube palce ściskające wypalonego papierosa zgniotły
wątły filtr na pół. Dla tego widoku warto było zarwać całą nockę na ściąganiu
zabezpieczeń.
* * * * *
Bywa tak, że będąc nauczycielem
uczniów traktuje się jak własne dzieci. Szczególnie, gdy jest się ich
wychowawcą; dobry kontakt z wychowankami to przecież podstawa. Severus myślał,
że skoro spędził większość życia w szkole, był pedagogiem i opiekunem domu, to
bez trudów poradzi sobie z niespełna dwuletnią dziewczynką, którą zgodził się
zająć. Dlatego tak łatwo przystał na propozycję Rolandy, która dowiedziawszy
się, gdzie Pansy idzie do pracy koniecznie chciała jej pomóc i poprosiła go,
aby sam zaopiekował się małą Lilly. Bo co niby trudnego może być w przypilnowaniu
dziecka, które nie chodzi, nie mówi, a na dodatek smacznie śpi sobie w
łóżeczku?
Koszmar zaczął się niecałą godzinę
po wyjściu rodziców. Problemem okazało się wiele rzeczy; nagły płacz po
ujrzeniu twarzy nieznanego mężczyzny, wierzganie wszystkimi kończynami przy
próbie wyjęcia malucha z kojca, plucie przygotowaną kaszką po całej kuchni, a
nawet rzucanie w Severusa mdławą papką, którą zaserwował dziewczynce. Do obrazu
nędzy i rozpaczy należało również dodać Dulce, który wałęsał się między nogami,
ujadając za każdym razem, gdy Lilly wznawiała arię płaczu. Po wielu prośbach,
które i tak mógł sobie w buty w sadzić, biadoleniu nad małą i błaganiu na
kolanach, żeby przestała w końcu wylewać łzy, udało mu się dojść do źródła
kłopotu, który okazał się rozlazły, brązowy i wydzielał odurzający fetor, a
umiejscowiony był w pielusze założonej na pupę. Mężczyzna w pierwszej
kolejności zbladł ze strachu, potem zaczął nerwowo krzątać się po domu w
poszukiwaniu środków, które pomogłyby mu uporać się ze śmierdzącą substancją,
by na końcu paść obok płaczącej zawzięcie Lilly i wzywać wszelkie znane mu
bóstwa na ratunek. Mógł karmić, kołysać do snu, nawet mógłby spróbować nauczyć
dziewczynkę chodzić, ale zmiana pieluchy była sprawą znacznie większego
kalibru, a zaglądając w nabrzmiałe śpiochy córki Potterów można o niej było tak
powiedzieć dosłownie. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Oczywiście
wiedział, że mała nie może cały dzień chodzić zafajdana, ale na brodę Merlina,
nigdy nikt go nie nauczył, jak postępować w tak śmierdzącej sytuacji! Nie ma
własnych dzieci, a jedyne, z jakimi miał do czynienia miały najmniej jedenaście
lat, a takie z pewnością zostały nauczone prawidłowego korzystania z toalety
samodzielnie. Pomijając Dracona, którego jest ojcem chrzestnym, ale oprócz
trzymania go raz czy dwa na rękach jego udział w pierwszych latach życia chłopaka
się kończył.
- Macierzyństwo to jednak ciężki
kawałek chleba – wymruczał sam do siebie, przymykając zmęczone oczy i
wzdychając głośno w przestrzeń. Dulce na szczęście zdążył zająć się sobą, gdyż
położył się niedaleko małej i chociaż on jeden przestał się na niego wydzierać na
każdym kroku, za co był bardzo wdzięczny zwierzakowi. Dopiero teraz dotarło do
niego, że Lilly przestała wrzeszczeć jak najęta, co mógł w pewien sposób
podpiąć pod mały sukces. Obrócił się ku małej, która leżała na podłodze na
brzuszku i przyglądała mu się wielkimi oczami, które wciąż były mokre od
hektolitrów wylanych łez. Dla Severusa wyglądała dość zabawnie z rozdziawioną
buzią, nie wspominając o pozycji rozjechanej na drodze żaby. Uśmiechnął się do
siebie na to porównanie, a drobne usteczka Lilly wykrzywiły się w prawie
bezzębnym uśmiechu. Dziewczynka wyciągnęła ku niemu rączkę i zaczęła nią
wymachiwać, próbując podpełznąć do niego, lecz przez strukturę dywanu miała
niemałe problemy z przemieszczaniem się. Snape podniósł się z pozycji leżącej
do siedzącej i pomógł malcowi wstać, trzymając za rączki i próbując nie dać
dziecku upaść. Nóżki małej uginały się przez chwilę na wszystkie strony, aż w
końcu stanęła na nich w miarę stabilnie, a Severus ostrożnie puszczał niewielkie
rączki, by dziewczynka mogła złapać równowagę samodzielnie. Nawet Dulce
podniósł łeb i przyglądał się pierwszym próbom postawienia kroku przez dziecko,
jednocześnie czuwając nad jej bezpieczeństwem, gdyż tak między nami psami, to
nie miał za grosz zaufania do osobnika, który zajmuje się jego ulubioną
koleżanką. Lilly śmiała się do niego szeroko, ale wciąż była za mała, by ustać
dłużej niż trzy sekundy, toteż po tym czasie wpadła na mężczyznę nie przestając
się jednak śmiać, a przepełniona pielucha niefortunnie dała o sobie znać.
Odsunął odrobinę głowę, gdyż przerażający smród strasznie drażnił mu nozdrza,
nie wspominając o oczach, które w każdej chwili mogły się rozpuścić od
toksycznych oparów. Nie ma innej rady; trzeba rozbroić bombę i pozbyć się jej
czym prędzej, bo inaczej zadusi wszystkich mieszkańców bloku. Nie ma bladego
pojęcia, jak się zmienia pieluchę, ale nie powinno to być takie trudne, co nie?
Z tą myślą chwycił uśmiechniętą Lilly pod pachy i na wyprostowanych rękach
przeniósł do jej pokoju, gdzie zdążył zauważyć kozetkę, na której Pansy zapewne
zajmowała się higieną córki. Ułożył małą na plecach i przypatrywał się jej
przez chwilę, co zresztą również robiła dziewczynka, gdyż nie rozumiała, czemu
zabawa z wujkiem tak szybko się skończyła. Snape rozejrzał się po blacie, na
którym stały przeróżne pojemniki, a wśród nich dostrzegł to, czego tak bardzo
potrzebował – czyste pieluchy! Niewiele myśląc rozpiął guziki od śpioszków
dziecka i wyciągnął z nich wyginające się nóżki. Niestety wszystko co dobre
szybko się kończy, gdyż wraz z ułożeniem Lilly na plecach stało się to, czego
tak bardzo się obawiał – żrąca substancja wydostała się na zewnątrz i popłynęła
po blacie. Westchnął na ten widok, czego od razu pożałował i klepnął się głośno
w czoło, co musiało rozbawić dziewczynkę, gdyż zaśmiała się wesoło, wyciągając
ku mężczyźnie rączki. Severus starał się jak mógł, ale nie mógł darować sobie
pogardliwego i zniesmaczonego uśmieszku, który o dziwo ani trochę nie
odstraszył małej.
- Takie problemy mogą przysparzać
tylko Gryfoni. – Usłyszał głośne szczeknięcie dobiegające z podłogi i zerknął
na dobermana, warującego przy prawej nodze i z wystawionym językiem na
zewnątrz. Tak, ty bez wątpienia jesteś
Ślizgonem i pupilem Malfoya. Z mocno bijącym sercem i wyrazem twarzy, jakby
się miał zaraz rozpłakać przystąpił do ściągania pieluchy, a gdy w końcu mu się
udało, omal nie padł na podłogę z ilości zebranych w niej nieczystości.
Przełknął głośno ślinę i sięgnął po różdżkę z kieszeni, którą wyczarował długie
rękawice, sięgające aż do łokci. – Slytherinie najsłodszy, ileś ty w tym
łaziła?
Lilly
oczywiście odpowiedzieć nie mogła, a nawet gdyby potrafiła mówić, to i tak była
zbyt zaabsorbowana patykiem, którym posługiwał się mężczyzna, żeby zwrócić
uwagę na cokolwiek innego. Severus spojrzał błagalnie ku niebu i nie wiedzieć
czemu przeżegnał się ze łzami w oczach. Merlinie
i Boże wszechmogący, dopomóżcie!
* * * * *
Erupcja wulkanu; tylko takie
porównanie przychodziło Draconowi na myśl, gdy patrzył na ogarniętego
wściekłością Kefflera, kiedy Hagen przyniosła segregator z dokumentami, na
których na próżno było szukać śladów podpisów Hermiony. Wszystkie zostały
opatrzone nazwiskiem nowego inspektora zatrudnionego w United, za co
bezsprzecznie będzie musiał dać Sam sporą podwyżkę, ponieważ gdyby nie jej
doskonała organizacja pracy nie mieliby na co podmienić papierów. Austriak od
razu zaczął wykrzykiwać, że pierwszy raz widzi owe arkusze na oczy, ale nagle
powstrzymał się i zamilkł, co bez wątpienia było zasługą opanowanej Mirandy,
która zwróciła się do przedstawiciela zarządu z delikatnym uśmiechem. Coolwear nic
sobie jednak nie robił z prób ratowania wizerunku przełożonego przez blondynkę;
od razu przystąpił do uważnej lektury wręczonych mu plików kartek. Z całego
towarzystwa jedynie Malfoy siedział zadowolony i szczęśliwy, pławiąc się w
bezgranicznej satysfakcji z powodu wypełnionego planu.
- Musiało zajść jakieś drobne
nieporozumienie, panie Coolwear, gdyż nowe dokumenty rzeczywiście znalazły się
w segregatorze. – Draco uśmiechnął się do siebie, co nie uszło jednak uwadze
Hagen, która po chwili kontynuowała z udawanym rozżaleniem. - Przykro mi to
jednak stwierdzić, ale zapoznaję się z nimi dopiero teraz, ponieważ wcześniej
nie miałam z nimi styczności.
- Coś pani sugeruje? – Starszy
mężczyzna zerknął na kobietę zza okularów i omal długopis nie wypadł mu z ręki,
gdy rozwścieczony Keffler uderzył pięścią o stół, zasypując blat popiołem z
papierosa.
- Fałszerstwo! – wykrzyknął
gwałtownie, dusząc się ze złości. - Henry nie możesz tego zatwierdzić!
- Panie Keffler, proszę się uspokoić
i zastanowić nad tym, co pan mówi. Jak już wspominałem, dokumenty zostały
wysłane dzień przed moim przyjazdem i uzyskały pańską pełną aprobatę. –
Świńskie oczka biznesmena omal nie wyszły na wierzch po zwróceniu mu uwagi
przez blondyna. Malfoy kilkoma zgrabnymi ruchami dłoni zrzucił resztki popiołu,
które potoczyły się w jego kierunku, spoglądając na przybrudzone palce z jawnym
obrzydzeniem. To samo zresztą uczynił urzędnik, obecnie wycierający dłonie w
wyciągniętą z marynarki chusteczkę.
- Widzisz to, Henry? Łże! Chyba mu
nie wierzysz?! – Arystokrata miał ochotę powiedzieć coś na temat kłamstw i
krętactwa stosowanego przez Austriaka, ale w porę zdążył się opanować. Keffler
przecież nie wie, że buszował po nocy w jego gabinecie i znalazł całkiem
interesujące materiały, którymi bezsprzecznie posłuży się w dalszej wojnie z
chciwym przedsiębiorcą. Gdyby pisnął choćby słówko, wszystko poszłoby w diabły,
a na to pozwolić sobie nie mógł, tym bardziej, że zaszedł już tak daleko i
przedstawiciel zarządu wydaje się popierać jego stronę. Musi zachować spokój,
choćby w jego kierunku padały najgorsze słowa.
- Panie Coolwear radziłabym
dokładnie przyjrzeć się dokumentom, gdyż mamy obawy, że zostały one podmienione
wbrew naszej wiedzy – wtrąciła się tonem znawcy Miranda, zerkając prowokacyjnie
na Malfoya. Chłopak zaparł się z całych sił, żeby nie wybuchnąć, co było bardzo
trudne w realizacji; zaczął poruszać nerwowo nogą pod stołem i zaciskać z
rozdrażnienia pięść, czego na szczęście nie mógł dostrzec siedzący obok niego
Coolwear, gdyż był zbyt zajęty przecieraniem szkieł od ściągniętych z nosa
okularów.
- Pani Hagen – zwrócił się do
kobiety zmęczonym głosem - czy ja
wyglądam jak funkcjonariusz Scotland Yardu lub agent FBI? Mnie w pełni
wystarczą daty, a one w zupełności się zgadzają. Poza tym jest tu pisemne
orzeczenie o zaakceptowaniu nowych dokumentów i zgoda na ich złożenie w
późniejszym terminie. – Wskazał na rzeczone papiery, na widok których z twarz
Mirandy zniknęły wszelkie barwy, a zastąpiła je bladość, która udzieliła się
również jej przełożonemu, gdy dostrzegł własny podpis na wręczonych mu
kartkach. - Osobiście przez ciebie podpisane, André.
- Co? Niemożliwe! To wszystko to
kłamstwa! – Podniósł się z furią z zajmowanego miejsca, przewracając przy tym
krzesło, na co Draco omal nie parsknął śmiechem. Bestia wyszła z jamy, a teraz
wścieka się, bo zabrano jej jedzenie. W sumie to kilka miesięcy temu zachowywał
się podobnie, ale teraz chyba pierwszy raz w życiu był wdzięczny, że zdecydował
się na terapię u doktora Spinnera. Nie wspominając już o Hermionie, której
obecność działa na niego kojąco, ale to temat na inną okazję. - Co ty robisz,
Henry?!
- Zatwierdzam pełną dokumentację
projektu zleconego United Architect pod kierownictwem pana Malfoya i udzielam
pozwolenia na rozpoczęcie prac budowlanych. – Coolwear złożył staranny podpis
na kilku kartkach, po czym przybił na nich pieczątkę, co kompletnie osłabiło i
tak wyczerpanego nerwowo Kefflera. Malfoy nie mógł sobie darować uśmiechu
zwycięstwa, który rzucił pobladłej Hagen. Wszystko poszło tak, jak miało pójść,
a nawet było o wiele łatwiej, niż się spodziewał.
- Nein! Nie możesz! – protestował
biznesmen, jednak prezes zarządu w ogóle go nie słuchał.
- Panie Coolwear… - odezwała się
Miranda, jednak zamilkła po chwili, nie wiedząc, co powinna powiedzieć.
Urzędnik bowiem nie wyglądał, jakby miał dać się przekonać do zmiany zdania.
Podniósł się z niewygodnego krzesła, zapinając guzik od marynarki i chowając
okulary z skórzanym futerale.
- Mogę i mam do tego pełne prawo, z
którego właśnie korzystam. Witamy na pokładzie, panie Malfoy. – Wyciągnął do
chłopaka rękę, a ten uścisnął ją z uśmiechem na ustach, co w ogóle nie podobało
się Kefflerowi i Mirandzie. Oboje przypatrywali się scenie z frustracją i
złością malującą się na twarzach. Draco natomiast był bezgranicznie szczęśliwy,
że udało mu się dopiąć swego i uchronić firmę przed zachłannym przedsiębiorcą.
Nie znaczyło to jednak, że wszystko skończone i może bezpiecznie wracać do
Londynu, by zająć się dalszym rozwojem United. Nie pozwoli, by wszystkie
machloje uszły tej grubej świni płazem. Prawdziwa zabawa dopiero się zaczyna.
- Bardzo dziękuję i liczę na owocną
współpracę.
- Też mam taką nadzieję. – Coolwear
zebrał pozostawione na stole przybory i zwrócił się do biznesmena, który miotał
się w kółko, co chwilę przeczesując ręką kępki włosów, które jeszcze pozostały
mu na głowie. - André, czy możemy porozmawiać na osobności?
- Odprowadzę pana Malfoya do jego
pokoju, by mógł przygotować się do wyjazdu. Do widzenia. – Miranda zareagowała
błyskawicznie, materializując się przy Draconie w mgnieniu oka i ręką wskazując
mu na szklane drzwi. Arystokrata pożegnał się z mężczyznami skinięciem głowy,
wychwytując przy okazji morderczy wzrok Kefflera, który zacisnął tak mocno
pięści, że drżały mu całe ręce. Opuścił razem z blondynką pomieszczenie,
kierując się z nią ku wejściu na piętro, jednak tuż przy schodach, Hagen stanęła
naprzeciw niego ze skrzyżowanymi na piersiach rękami, skutecznie blokując mu
przejście. Wnioskując z jej zmrużonych gniewnie oczu i zaciśniętych do bólu
warg, nie była zadowolona z toru, jakim potoczyło się spotkanie z szefem
zarządu, a teraz zamierzała wyładować całą frustrację na blondynie.
- To jeszcze nie jest koniec i radzę
ci uważać, bo nie wywiniesz się z tego przekrętu tak łatwo – wysyczała ku
niemu, ale Malfoy uśmiechnął się do niej ironicznie, co jeszcze bardziej
rozjuszyło kobietę.
- Rachunki wyrównane, więc nic nie
możecie mi teraz zrobić. – Wszedł przy tym na jeden stopień, stykając się
klatką piersiową z rękami Mirandy, która mocno musiała zadrzeć głowę, żeby
spojrzeć mu w oczy. Nawet fakt, że stała wyżej od niego, a na nogach miała jak
zwykle swoje ulubione szczudła pieszczotliwie nazywane szpilkami, w niczym jej
nie pomogły, gdyż Draco zdecydowanie nad nią górował.
- Nie wywiniesz się z tego.
Ostrzegam cię, że użyję wszelkich możliwych środków, żebyś poszedł na dno. –
Mężczyzna zaśmiał się z przekąsem pod nosem i ominął rozwścieczoną kobietę,
przeciskając się przy ścianie. Mógłby się z nią jeszcze trochę podroczyć, ale
miał ważniejsze sprawy na głowie, niż użeranie się z panią inspektor, której
zdolności negocjacji okazały się godne pożałowania. Po kilku stopniach obrócił
się jednak do niej z szyderczym uśmiechem na ustach.
- Już się nie mogę doczekać. – Hagen
musiała znajdować się na granicy wytrzymałości, gdyż prychnęła w odpowiedzi
lekceważąco, pokazując mu przy tym środkowy palec prawej ręki i odeszła w tylko
sobie znanym kierunku. Chłopak pokręcił z politowaniem głową i szybko pokonał
resztę schodów. Nim się spostrzegł szybki marsz przeobraził się w bieg, w
skutek czego wleciał do pokoju Zabiniego, jakby ktoś go gonił. Nagłe
wtargnięcie zaniepokoiło zarówno Blaise’a, jak i Hermionę, którzy wpatrywali
się w Dracona wyczekująco, licząc na wyjaśnienie tak gwałtownego przybycia.
- Witamy panie nasz i władco! –
odezwał się Diabeł, próbując przy pomocy jednej ręki podnieść się z łóżka, co
stanowiło nie lada wyzwanie. Siedząca przy nim panna Granger nie spuszczała
bowiem oczu z Malfoya i nie była w stanie dostrzec, że nieporadne próby
mężczyzny skończyły się na przewaleniu na brzuch i ciężkim dyszeniu w poduszkę.
- Udało się? – Patrzyła na
wypływający na usta chłopaka uśmiech, niewiele z niego rozumiejąc. Mimo że
została w pokoju z Zabinim, który zapewniał ją, że blondynowi nic się nie
stanie, to i tak była pełna wątpliwości i martwiła się o arystokratę.
Chciałaby, żeby wszystko dobrze się skończyło i nie pakował się więcej w takie
szemrane interesy, bo nie zniesie, jeśli będzie przeżywała tak każde zlecenie
Malfoya. Poza tym na spotkaniu była zapewne roznegliżowana Miranda, a jej
obecności w pobliżu Dracona w ogóle nie mogła przetrawić.
- No mówże, bo skisnę tu zaraz! –
wysapał wciśnięty w poduszkę Blaise, bezskutecznie usiłując się z niej
wydostać. Blondyn podszedł do zniecierpliwionej Hermiony i jednym zgrabnym
ruchem podniósł ją, by następnie usiąść na jej miejscu i posadzić ją sobie na
kolanach. Dziewczyna z początku była zdziwiona i niezadowolona, ale szybko jej
przeszło, gdy dowiedziała się, że wszystko się udało i bezwstydnie objęła
mężczyznę za szyję.
- Mamy to! – krzyknął uradowany, a
zwykły uścisk był dla niego zdecydowanie niewystarczający. Wcisnął na usta
Granger odrobinę brutalny pocałunek, jednak kasztanowłosa kobieta oddala go z
zapalczywością, przyciągając go jeszcze bliżej za poły marynarki. Była
bezgranicznie szczęśliwa, że Draco jest bezpieczny i chciała mu to przekazać w
pocałunku, który smakował wszystkimi emocjami zgromadzonymi w ciągu całego
dnia; troska, złość, radość i ulga przeplatały się między sobą wraz z kolejnymi
zetknięciami warg, które z agresywnej walki przeobraziły się w delikatne
pieszczoty. Byli tak pochłonięci ofiarowywaniem sobie uczuć, że nie zauważyli,
jak Blaise podciągnął się za ramę łóżka, w skutek czego wisiał nieporadnie nad
poduszką, podejmując się kolejnej próby siadu na posłaniu. Przerwały im dopiero
jego ciężkie jęki, którymi chciał zwrócić ich uwagę, co skutecznie mu się
udało.
- Jeszcze ja! Jeszcze… ja! – Zabini
zapewne był nieświadomy, że uściski przyjaciół przeobraziły się w międzyczasie
w namiętne pocałunki, więc krzyczał, co mu przyszło do głowy, co okazało się
bardzo efektywne. Draco zerknął na wiszącego Diabła, unosząc lewą brew ku
górze, a Hermiona parsknęła cicho śmiechem. – Niech mi ktoś pomoże! I przytuli!
- Diable? – Panna Granger zeszła
zgrabnie z kolan blondyna i obróciła Blaise’a na plecy. Chłopak sapnął
zmęczony, łapiąc się za gips i przyglądając się przyjaciołom, jakby czegoś od
nich oczekiwał.
- Spóźniłem się na przytulasa? –
zapytał zmartwiony, na co dziewczyna uśmiechnęła się promiennie, jednak nie
udało jej się ukryć soczystych rumieńców wypływających na policzki. Bądź co
bądź całowała Dracona już tyle razy, że powinna przestać czerwienić się jak
piwonia za każdym razem, ale nic nie mogła poradzić na swoje reakcje. Diabeł od
razu domyślił się, co kryje się za rumianą twarzą kobiety i wyszczerzył się do
przyjaciela radośnie, ukazując rząd białych zębów. - No dobra, jednak sobie
daruję. Twoje usta, Smoku wydają się namiętne jak brzeg nocnika.
* * * * *
Lot do Londynu nie trwał zbyt długo,
co nie zmieniało faktu, że wszyscy byli mocno zmęczeni i marzyli, by znaleźć
się w końcu w domach. Z wydostaniem się z rezydencji Kefflera o dziwo nie mieli
żadnych problemów, gdyż Austriak postanowił nie żegnać się z nimi osobiście, a
oddelegował do tego Hagen, która również nie była zbyt wylewna w
podziękowaniach za wizytę. Ulżyło im, że na lotnisko odwiozła ich taksówka i
nie musieli znosić kwaśnych humorków pani inspektor, która na każdym kroku
rzucała Malfoyowi złowrogie spojrzenia, oczywiście nie pomijając przy tym
Hermiony. Byli szczęśliwi, ale też kompletnie wyczerpani, gdyż w Anglii
wylądowali dopiero o drugiej nad ranem. Draco skrycie liczył, że Blaise będzie
chciał jechać do domu, ale gdy tylko wywiózł go na wózku na parking, coś jakby
nagle wstąpiło w Zabiniego, gdyż chłopak miał w sobie tyle energii, że mógłby
nią zasilić pół miasta. W ten oto sposób wrócili do punktu wyjścia, czyli
euforii Diabła i wyrzutów sumienia Smoka, który starał się jak mógł nie
powiedzieć przyjacielowi i stanie jego ukochanej. Najcichsza oczywiście była
panna Granger, która po wejściu do podstawionej na lotnisko taksówki zasnęła
niczym małe dziecko, wtulając się w ramię blondyna. Przez krótki moment panowie
sprzeczali się o adres, który mieli podać kierowcy, ale koniec końców Blaise
dopiął swego i jechali w miejsce, którego Malfoy nie miał ochoty w ogóle
oglądać, tym bardziej o tak późnej godzinie. Zrezygnował jednak z wszelkich
kłótni i docinek, ciesząc się błogą chwilą spokoju, który panował w
samochodzie. Zawzięcie jednak myślał, jak Ginny zamierza wytłumaczyć
narzeczonemu, że jest z nim w ciąży, a co gorsza, czy powie mu, dlaczego od
niego uciekła. Nie chciał wyjść na chama i wtrącać się w nieswoje sprawy, ale
uważał, że przyjaciel musi poznać prawdę, choć nie jest ona tak piękna, jak
powinna być. Trudno, pewnie oberwie mu się za wszystko od Granger, ale choćby miał
siedzieć przy Weasleyównie do rana, nie spocznie, dopóki nie wydusi z niej wszelkich
informacji, które zataiła przed Zabinim.
Nim się spostrzegł samochód stanął
na podjeździe domu Weasleyów, który jak zwykle prezentował się od jak
najgorszej strony. Obudził drzemiącą na ramieniu Hermionę, której zajęło dobre
pięć minut, by zorientować się, gdzie się znajdują. W międzyczasie pomógł
Blaise’owi wydostać się z taksówki i posadził go na wózku wyciągniętym z bagażnika,
a czarnoskóry od razu wyrwał ku drzwiom wejściowym. Wszystko byłoby dobrze,
gdyby nie fakt, że jedną rękę miał w gipsie, a dla nowicjusza prowadzenie w
takim stanie wózka praktycznie graniczy z niemożliwością, toteż jedyny ruch,
jaki udało mu się zrobić, to gwałtowny skręt. Draco zajął się bagażami, które
postawił przy drzwiach, a następnie podszedł do przyjaciela, którego podwiózł
pod wejście, a sam zadzwonił kilka razy wysłużonym dzwonkiem, by przywołać
któregoś z domowników. W jednym z dolnych okien momentalnie zapaliło się
światło, a przez szybę udało mu się dostrzec postać przemierzającą mieszkanie w
czymś różowym, co po namyśle mogło być pidżamą lub szlafrokiem, ale nie to go
teraz najbardziej obchodziło. Zabini wiercił się na siedzeniu, nie mogąc dłużej
wytrzymać i omal nie zerwał się na równe nogi, gdy w progu zobaczył Molly z
charakterystycznymi papilotami na głowie. Kobieta była bardzo zdziwiona nocną
wizytą, lecz szybko sobie uświadomiła, że przecież sama o to spotkanie prosiła.
Zerknęła przy tym na resztę zgromadzonych, wyłapując rozżalone spojrzenie
Hermiony i beznamiętny wzrok trzymającego ją za rękę Malfoya; wyrzuty sumienia
spowodowane zachowaniem w stosunku do dziewczyny zalały ją po sam brzeg.
- Dobry wieczór, pani Weasley –
przywitał się grzecznie Blaise, a Molly dopiero wtedy uświadomiła sobie, że
chłopak siedzi na wózku inwalidzkim i ma rękę w gipsie. Mało tego, na nogę
założono mu śmieszny przyrząd, jakby opaskę czy coś w tym stylu, przez co nie
mógł się za bardzo ruszyć. – Czy mógłbym zobaczyć się z Ginny?
- Matko i córko, co wy
wyprawialiście w tej Austrii? – Zabini machnął lekceważąco rękę, uśmiechając się
przy tym delikatnie do starszej kobiety, jakby chciał ją zapewnić, że to nic
groźnego i nim się obejrzy znów będzie cały i zdrowy.
- Wypadek przy pracy, że tak powiem.
Możemy wejść?
- Tak, tak, oczywiście. –
Przepuściła całą trójkę w drzwiach, odwzajemniając powitania od Hermiony i
Dracona. Nieśmiało pociągnęła kasztanową dziewczynę za rękaw kurtki, a ta
spojrzała na nią z lekkim przestrachem i nieufnością, na co twarz Molly
znacznie posmutniała. Objęła się rękami, jakby było jej zimno i przez chwilę
wpatrywała się w podłogę, próbując zebrać myśli, ale na niewiele się to zdało.
Wybąkała w końcu cicho, jakby bała się, że ktoś poza panną Granger ją usłyszy,
jednak nie spojrzała na nią, obawiając się jej reakcji. – Hermiono chciałabym
cię przeprosić za moje wcześniejsze zachowanie. Osądziłam cię nie znając
sytuacji.
- Każdemu się zdarza, pani Weasley –
odparła dziewczyna, jednak sama nie była przekonana do tych słów. Wciąż bowiem
bolało ją to, jak została potraktowana przez kobietę, która była dla niej jak
matka. Wzdrygnęła się, gdy Molly położyła rękę na jej ramieniu i odsunęła się
od niej, choć wiedziała, że nie powinna się tak zachowywać. Nic nie mogła
jednak poradzić, że uczucie odrzucenia było wciąż świeże i zbyt silne, by od
tak je wybaczyć.
- Naprawdę jest mi bardzo przykro i
nie chcę, żebyś mnie nienawidziła. – Chciała coś jeszcze dodać, ale przy
Hermionie pojawił się Draco, który widząc nie za dobre samopoczucie dziewczyny,
natychmiast postanowił przerwać rozmowę z gospodynią domu.
- Wystarczy emocji jak na jeden
dzień. – Rzucił przy tym Molly ostre spojrzenie, jednak gdy chciał zabrać ze
sobą Granger, ta zaparła się z całych sił i nie ruszyła się z miejsca, jasno
dając arystokracie do zrozumienia, że niepotrzebnie się wtrącał. Atmosfera w
pomieszczeniu była bardzo napięta, a chwilę potem, stała się niemożliwa do
wytrzymania, gdyż zaczęły do nich
dochodzić dźwięki zbiegania ze schodów połączone z pytaniami o to, kto
przyszedł do Nory w środku nocy. Wszyscy znali ten głos, a gdy jego właścicielka
pojawiła się w wejściu do przedpokoju, cała czwórka zamarła i nie była w stanie
wydusić z siebie ani jednego słowa. Ginny zresztą również nie wyglądała na
skorą do mówienia. Ubrana w pidżamę i zarzuconym niedbale na ramiona niebieskim
szlafroku wpatrywała się w siedzącego na wózku Blaise’a, przenosząc po chwili
wzrok na Hermionę i Dracona. Ich spojrzenia bardzo się od siebie różniły;
ziemne oczy czarnoskórego iskrzyły się z radości i ani na sekundę nie opuściły
rudej dziewczyny, panna Granger była mocno zaskoczona i bez trudu dostrzegła w
jej bursztynowych oczach, że chciałaby usłyszeć jakieś wyjaśnienia, natomiast
Malfoy… Jedynie jego srebrne tęczówki były nieobecne, jakby kompletnie odciął
się od sytuacji, w której wszyscy się znaleźli i nie obchodziło go za bardzo,
co Ginny ma im do powiedzenia. Prawda natomiast była taka, że Draco dusił się w
sobie i powstrzymywał z całych sił, by nie zacząć krzyczeć na rudą dziewczynę,
by skończyła z szopką, którą im urządziła i przyznała się w końcu, że jest w
ciąży. Sądząc jednak po przerażonej twarzy Weasleyówny, nie miała ku temu
najmniejszego zamiaru. Nie wiedzieli, ile czasu spędzili w głuchej ciszy, ale
najwyraźniej Molly miała już jej powyżej uszu, gdyż odezwała się do córki
stanowczym głosem, na dźwięk którego po plecach rudej przebiegły ciarki.
- Ginny miałaś mu powiedzieć, gdy
wróci. – Weasleyówna pokręciła przecząco głową i od razu podeszła do Malfoya,
który zmarszczył brwi z niezrozumienia, a w jego ślady poszła Hermiona, która
nie bardzo wiedziała, o czym mówi starsza kobieta.
- Nie powiedziałeś mu? – naskoczyła
na blondyna, który uniósł nieco wyżej podbródek, patrząc na dziewczynę
stanowczym wzrokiem.
- Nie powiedziałeś o czym? –
dopytywała się panna Granger, której bursztynowe tęczówki spotkały się ze
srebrnymi chłopaka; od razu dostrzegła w nich niemą prośbę o wybaczenie, a twarz
arystokraty nieznacznie złagodniała. Najmniej zorientowany w sytuacji był
oczywiście Blaise, który podjechał nieporadnie ku ukochanej, próbując złapać ją
za rękę, ale Ginny odsunęła się od niego, wpadając tym samym na matkę i
patrzyła na czarnoskórego z przerażeniem, trzęsąc się na całym ciele.
- Ninny, co się dzieje? – Ruda pokręciła
przecząco głową i schowała się w ramionach rodzicielki, która zwróciła się do poirytowanego,
ale i zasmuconego Malfoya.
- Może będzie lepiej, jak
przyjdziecie jutro. – Zabini skakał wzrokiem od matki narzeczonej do
podminowanego przyjaciela, któremu wystarczyło jedno spojrzenie by domyślić
się, że nie mogą tak tego teraz zostawić.
- Powiedz mu, Ginny, bo inaczej ja
mu o tym powiem – zwrócił się do dziewczyny, która krzyknęła do niego cała
zalana łzami, na widok których serce Hermiony mocno zabolało.
- To miałeś zrobić, Malfoy! Ja nie
potrafię! – Rozpłakała się na dobre, a panna Granger przecisnęła się obok
blondyna i wyciągnęła przyjaciółkę z ramion matki, pozwalając jej wtulić się w
siebie. Ruda jednak zaczęła się szamotać i wyszarpała się z uścisku
kasztanowłosej kobiety, która kompletnie nie rozumiała jej zachowania, przez co
bolało ją nie tylko serce, ale i dusza, ponieważ poczuła, że Ginny się od niej
odsuwa. Dziewczyna objęła się mocno rękami i spojrzała w bolejące oczy
Hermiony, która stała tuz obok niej, a nie mogła jej nawet dotknąć. –
Znienawidzisz mnie, Miona. Znienawidzisz mnie za to.
- O czym ty mówisz, Ginny? – spytała
cicho, lecz przerwała jej osoba, po której najmniej spodziewała się takich
nerwów, jakie dało się słyszeć w przeszywającym i stanowczym głosie.
- Cholera jasna, Ginewra! – Draco zna
Blaise’a bardzo długo, ale jeszcze nigdy nie słyszał, żeby przyjaciel zwrócił
się do ukochanej pełnym imieniem. Był zdumiony, ale też mocno zaniepokojony
obrotem, jaki przybrała sprawa, bowiem Diabeł nigdy nie krzyczał na
Weasleyównę, a teraz wygląda, jakby coś miało go rozsadzić od środka. Patrząc
na Ginny czuł jeszcze większy lęk, gdyż dziewczyna była jak kupka nieszczęścia
i ewidentnie nie zamierzała wytłumaczyć narzeczonemu, w jakiej sytuacji się
znalazła. Trzęsła się jak osika, była blada, a do tego cały czas płakała; miał
wrażenie, że stoi przed nim druga Granger. Może zabrzmi to dziwnie, ale nie miał
serca patrzeć na cierpienie tej dwójki, toteż postanowił położyć kres
koszmarowi, w którym się znaleźli. Niech się dzieje, co ma się dziać, ale za
dużo łez zostało wylanych i zbyt wiele nerwów zszarganych jak na jeden dzień, a
przecież powód, przez który wszyscy się tu znaleźli nie jest argumentem do
kłótni, a do szczęścia, choć sam nie wierzył, że jest w stanie powiedzieć coś
takiego.
- Nie krzycz na nią, Blaise. –
Czarnoskóry spojrzał z niezrozumieniem na przyjaciela, tak samo zresztą jak
Hermiona i pani Weasley. Blondyn podszedł do Zabiniego, przenosząc na moment
wzrok na Ginny, która przytaknęła mu głową, jakby dobrze wiedziała, co zamierza
zrobić. – Miała powody, żeby ci nie mówić prawdy.
- Ale o czym? O czym mi nie chce
powiedzieć?!
- O tym, że jest w ciąży, a ty
zostaniesz ojcem. – Ruda wybuchła głośnym płaczem sekundę później i gdyby nie
przyjaciółka, runęłaby na podłogę niczym kłoda. Panna Granger przyjęła z ulgą,
że tym razem dziewczyna nie odepchnęła jej i uwiesiła się na niej z całych sił,
ale nie wiedziała, czy jej samej wystarczy mocy, by wytrzymać ciężką atmosferę.
Jeszcze słabo do niej dochodziło, że Weasleyówna zostanie matką, ale jeszcze
więcej problemów ze zrozumieniem przekazanych wiadomości miał Blaise, który
patrzył się na przyjaciela jak na wariata, jakby kompletnie postradał zmysły.
Nawet gdy Draco poklepał go po plecach i uśmiechnął do niego lekko, wciąż nie
był w stanie wydusić z siebie słowa. - Gratulacje, Diable.
- Gratulacje? Będę ojcem? – Blondyn przytaknął
w odpowiedzi na pytania czarnoskórego, ale ten już dawno nie zwracał na niego
uwagi. Patrzył na roztrzęsioną i zalaną łzami ukochaną, w której oczach
dostrzegł prośbę o wybaczenie. Prawdopodobnie to samo dziewczyna dukała w
kurtkę przyjaciółki, która głaskała ją po głowie, starając się ją odrobinę uspokoić.
Nie miała serca pytać jej, czemu sądziła, że ją znienawidzi, kiedy się dowie
prawdy. Przecież ciąża to wspaniałe wieści i jak mogła się z niej nie cieszyć?
Chciała móc pogratulować rudej dziecka, ale ta była w takim stanie, że
stwierdziła, iż odłoży życzenia na później. Pomogła jej odkleić się od siebie i
spojrzała na Dracona, który przypatrywał się Zabiniemu z niekłamaną
satysfakcją, nie kryjąc się nawet z odrobinę złośliwym uśmieszkiem, czającym
się w kąciku ust.
- Blaise, ja… - odezwała się cichym
i łamliwym głosem Ginny – ja cię kocham, Blaise, ja… ja naprawdę chciałam…
chciałam ci powiedzieć, ale… ale… Wybacz mi!
- Ty wariatko! – Diabeł niespodziewanie
poderwał się z wózka, na którym siedział i ruszył ku ukochanej z szerokim uśmiechem
na ustach, ale nie zdążył postawić nawet kroku, gdy runął na podłogę z
przerażającym krzykiem bólu. Ruda od razu uklękła obok narzeczonego, łapiąc go
za złamaną rękę, na co Zabini wrzasnął jeszcze głośniej, a Ginny zawyła z
rozpaczy. Dopiero po jakiejś chwili doszło do niej, że chłopak śmieje się
głośno i trzyma ją mocno za dłoń, choć w kącikach jego oczu również dało się
dostrzec pojedyncze łzy.
- Przepraszam! Tak strasznie cię
przepraszam!
- Wariatko! Nie przepraszaj za to,
że uczyniłaś mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi! A teraz daj mi się
przywitać z Zabinim juniorem! – Chcąc nie chcąc panna Weasley zaśmiała się na
słowa ukochanego i mocno objęła go za szyję, choć pozycja do tego nie należała
do najodpowiedniejszych. Przez przypadek trąciła przy tym biodro chłopaka,
który momentalnie zawył z bólu, zwracając na siebie uwagę reszty zgromadzonych,
którzy przypatrywali się rozgrywającej się scenie z szerokimi uśmiechami na
twarzach. Nawet Molly nie mogła opanować łez wzruszenia i cichutko wycierała
oczy w kącie, chowając się za plecami Dracona. – Aua! Boli, boli, boli, Smoku!
Chyba znowu coś złamałem!
Połamany przyszły tata, jezu jakie to było śmieszne!
OdpowiedzUsuńDraco cudownie rozegrał sprawę z Austryjakami. Brawa dla niego!
Teraz nic nie pozostało mu, jak być szczęśliwym z Hermiona.
Kocham ten rozdział! Warto było czekać te 2 tygodnie. Myślę, że mogłam się narazić się innym domownikom moimi wybuchami śmiechu, ale kto by się tym przejmował? Nawet Miranda niczego nie popsuła! Z jednej strony chcę wiedzieć jak się skończy ta historia, a z drugiej chcę, żeby trwała jak najdłużej. Może zrób z tego "Modę na sukces"?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
dramione-ja-to-ja.blogspot.com
Z tą "modą na sukces" to nieźly pomysł.. a wręcz jest genialny :) Fajnie by bylo, jakby ta historia trwalaby dluzej
Usuńaaaaa kocham. kocham. kocham
OdpowiedzUsuń♡♡♡
Genialny rozdział. Nie mogę się doczekać, aż wszystkie szwindle Kefflera ujrzą światło dzienne. Karma zawsze wraca.
OdpowiedzUsuńSerpensortia
Nie ma to jak czytac dramione przed polnoca, ogladajac Komnate Tajemnic.
OdpowiedzUsuńGenialny rozdzial. Natrafilam na twojego bloga okolo miesiac temu, jednak dopiero teraz komentuje. Nie mam talentu do pisania dlugich monologow, wiec napisze tylko tyle: po prostu kocham.
Pozdrawiam,
Delphi
To było cudowne! Teraz trzeba czekać kolejne 2 tygodnie, ale myślę, że będzie warto ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam! ❤ Teraz pozostała tylko sprawa Yves, ale myślę, że i tutaj też znajdziesz jakieś rozwiązanie. :D
OdpowiedzUsuńJeszcze proszę
OdpowiedzUsuńMają za swoje ten paskudny grubas i wstrętna wywłoka. Mam nadzieję, że plan Dracona się powiedzie i puści te gnidy z torbami. Severus jak zwykle obłędny. Trochę mu nawet współczuję. I oczywiście najlepsza końcówka. Zabini jak zwykle mistrz i jeszcze ta ciąża. Coś pięknego.
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Uwielbiam Twojego bloga !! W jeden dzień przeczytałam wszystkie rozdziały ! Serio xD
OdpowiedzUsuńW ogóle zapraszam na mojego bloga :3 Dopiero zaczęłam , ale się rozkręcam xD
http://poznaaleprawdziwamiloscniedramione.blogspot.com/
Świetny. Niestety dziś nie mogę rozpisać się bardziej..
OdpowiedzUsuń~Madzik