Wszystko na szczęście jest już w porządku, choć Wrocław nie rozpieszcza mnie, jeśli chodzi o zasób sprzedawanych zasilaczy do laptopa. Zdobyłam jednak to, czego potrzebowałam, a już teraz wstawiam zaległą miniaturkę, a raczej jej ostatnią część. Dziękuję również za wyrozumiałość w sprawie publikacji. Nikt z nas nie wie, kiedy dopadnie go złośliwość rzeczy martwych.
I tu koniec dobrych wiadomości, a początek tych smutniejszych.
Z dzisiejszym postem żegnamy się aż do czerwca, kiedy wszystkie stresy sesyjne miną, a ja będę miała więcej sił na dokończenie głównego opowiadania. Rozdział 48 pojawi się bowiem dopiero 26 czerwca, ale wcześniej, bo 19 czerwca, będziecie mogli spotkać się na kawie z Yves. Może nikt z nas nie straci głowy i nie ucierpi psychicznie. Dla mnie i tak nie ma już ratunku.
Trzymajcie kciuki kochani, gdyż przede mną maraton egzaminów, a i kilka prac mam jeszcze do oddania.
Wasza Realistka
PS R. Tekst za ostatnimi gwiazdkami został napisany dziś. Taka rekompensata, że musieliście czekać na miniaturkę nieco dłużej, za co jeszcze raz dziękuję.
PPS R. Siostro (!) cały czas do Ciebie piszę. Tyle się jednak dzieje, że nie mogę skończyć odpowiedzi. Nie martw się, znalazłam osobę, która pomaga mi w tym całym bałaganie.
PPPS R. Czy zauważyliście, że nauczyłam się dobrze umieszczać postscriptum? ;)
* * * * *
Zachował się nieprzyzwoicie, wręcz
potwornie źle, a ktokolwiek – w tym on sam – próbuje znaleźć dla niego
usprawiedliwienie niech wie, że z góry jest skazany na porażkę. Nie ma
wytłumaczenia dla tego, co próbował zrobić Granger. Do licha ciężkiego! Co to w
ogóle było? Przecież normalnie nawet by jej nie dotknął, a teraz? Flirtował z
nią w najlepsze, dotykał ciepłego ciała i tonął w głębi bursztynowych oczu. I
dlaczego? Po co mu to wszystko było? A ona?
Krocząc przez korytarz z rękami
wciśniętymi do kieszeni eleganckich spodni myślał gorączkowo nad czynnikiem
determinującym poczynania gryfonki. Próbowała się bawić? W stosunku do każdej
innej dziewczyny argument ten działał bez zarzutu, ale nie w odniesieniu do
Granger. Nie chciał mówić, że kasztanowłosa kobieta nie jest w pełni świadoma atutów
swego ciała, ale nigdy nie pokazała mu się od tak bezwstydnej strony. I chyba
nie tylko jemu. Utwierdzało go to w przekonaniu, że za zachowaniem Hermiony
stało coś zupełnie innego, ale choć szukał zawzięcie, nie potrafił niczego
znaleźć. Inna sprawa, że gryfona w wersji kokietki prezentowała się wyjątkowo
urodziwie, jednak na tyle, na ile ją znał wiedział, że nie czuła się w
prezentowanej osobie sobą. Dziewczyna, którą jeszcze kilkanaście minut temu
zawzięcie przygniatał do ściany była bardzo namiętna, nieprzyzwoita wręcz w
swych sensualnych ruchach, zdeterminowana do zostania przygodą na jedną noc.
Tymczasem rzeczywista Granger, z którą obcował na co dzień nie posunęłaby się
do takich czynów, by zainteresować sobą mężczyznę. Nie działała ciałem, a
rozumem i chyba to sprawiło, że nie wykorzystał jej tak, jakby tego chciał.
Odpuścił, zostawił ją, samemu zamęczając się wyrzutami sumienia. Jednakże bez
charakterystycznego umoralniającego tonu, jakby komuś matkowała, bez dziewczęcych
warg rozłożonych w delikatnym, prawie niewidocznym uśmiechu, bez dużych i
rozciągliwych swetrów, a także bez wyglądu nieskalanego choćby gramem makijażu,
nie rozpoznawał jej; nie była tą samą przemądrzałą gryfonką z burzą
kasztanowych loków, którą oglądał na korytarzach. I szczerze? Po tym, co się
stało mógł otwarcie stwierdzić, że wolał właśnie tę nieumalowaną nastolatkę,
która pierwszeństwo dawała zawsze zdobytej wiedzy, a nie koronkowemu kompletowi
bielizny pod sukienką. Może dlatego, że była mniej niebezpieczna, może dlatego,
że skupiał się na rozmowie, a nie na wielkości miseczek od stanika, ale jednego
był pewien – Granger, którą przed chwilą trzymał przestała mu się podobać.
Wszedł do Wielkiej Sali, gdzie
tłoczyło się mnóstwo uczniów i zaczął rozglądać się za czarnoskórym
przyjacielem. Musiał z nim porozmawiać; Diabeł w końcu jest skarbnicą wiedzy,
która zawsze potrafiła wyciągnąć go z kłopotów. Liczył, że i tym razem się na
nim nie zawiedzie. W końcu udało mu się go wypatrzyć; tańczył z Astorią, robiąc
do niej maślane oczy i zamiatając jej sukienka parkiet niczym miotłą. Przedarł
się przez kolegów i koleżanki, którzy również bawili się sto razy lepiej od
niego, a następnie poklepał Blaise’a po ramieniu, na co brunet odwrócił się do
niego z wysoko uniesioną jedną brwią.
- Odbijany. – Zabini ukłonił się
partnerce, całując wierzch dłoni, a którą dziewczyna wyciągnęła po chwili w
stronę Dracona, jednak blondyn miał zgoła inne plany. Chwycił czarnoskórego za
rękę i porwał go do tańca, zostawiając osłupiałą Astorię na środku parkietu z
szeroko otwartymi oczami.
- Schlebiasz mi, wiesz? – odezwał
się rozbawiony Blaise, obserwując zdziwioną, jeśli nie skonsternowaną
zaistniałą sytuacją siostrę Greengrass. – Już myślałem, że nigdy nie poprosisz
mnie do tańca.
- Mam problem – odpowiedział, nie
komentując wcześniejszych uwag przyjaciela. Zdawał sobie jednocześnie sprawę,
że wszyscy, a przynajmniej większość obecnych na sali uczniów patrzy się na
nich z zaciekawieniem i bezsprzecznie plotkuje na ich temat. Czyli istnieje
duże prawdopodobieństwo, że jutro zostaną okrzyknięci pierwszą parą męsko-męską
w Hogwarcie. Świetnie, lepszego scenariusza dnia nie mógł sobie wymarzyć.
- Każdy ma. C’est la vie. –
Uśmiechnął się przy tym szelmowsko i zmienił ułożenie, tak że wyglądali, jakby
byli na pierwszej lekcji tanga u pijanego instruktora i sami nie grzeszyli na
niej trzeźwością.
- Mam problem z Granger. – Kroczył
dumnie z Zabinim przez środek parkietu, tarasując sobie drogę wyciągniętą ręką
splecioną z dłonią przyjaciela. Jeśli ktokolwiek miał jakieś pytania, a na
pewno miał, odnośnie ich zachowania i prezentowanej szopki, idealnie maskował
chęć ich wypowiedzenia. Na przykład stojący przy stole Potter z uniesioną
nabierką do ponczu i miną martwego karpia.
- Nie wiem, czy zauważyłeś – zaczął
poważnie czarnoskóry – ale z nią masz problem od pierwszej klasy. Tak tylko
przypominam lub uświadamiam.
- Powiedzmy, że jest to kłopot nieco
wyższej rangi.
- Zanim przejdziemy do twych
rozterek związanych z Granger, mogę wiedzieć, czemu to właśnie ty prowadzisz? –
Draco wywrócił w odpowiedzi oczami, a Diabeł wykrzywił wargi w złośliwym
uśmieszku, który nieczęsto można było u niego zauważyć.
- Wyglądasz jak pederasta –
skwitował bruneta Malfoy, a Blaise wzruszył lekko ramionami, aby nie zachwiać i
tak beznadziejnej, prowizorycznej ramy, którą obaj starali się utrzymać w
prezentowanym tańcu.
- A wciąż lepiej od ciebie –
odpowiedział wyraźnie dumny. – A wracając do Hermiony, to co to za problem?
Obezwładniłeś ją, związałeś i zamknąłeś w komórce Filcha?
- Prawie. – Prawda zbliżała się
nieubłaganie, tak samo jak wielka gula podchodząca mu do gardła. A więc tak wyglądają wyrzuty sumienia.
- Chyba jej nie zabiłeś? – zapytał
ni rozbawiony, ni poważny mężczyzna, a Draco czuł, jak niedawne występki
zaczynają mu potwornie ciążyć na sercu. I wtedy zdecydował, że musi się tego
wstrętnego uczucia pozbyć. W dość głupi sposób, ale jakoś to zrobić musiał.
- Przeleciałem ją – wypalił bez
zastanowienia. Nie mógł już dłużej ukrywać tego, co miał do powiedzenia. Jednak
dopiero po dłuższej chwili, którą Blaise poświęcił na artystyczny obrót przy
filarze, zdał sobie sprawę, co wydostało się z jego ust. W połączeniu z
kamienną twarzą czarnoskórego efekt był wprost zatrważający. Już miał podzielić
się z przyjacielem odpowiednim sprostowaniem, ale Zabini nadepnął mu na stopę,
co bynajmniej nie zdarzyło się przez przypadek, a w czym utwierdził go sztuczny
uśmiech mężczyzny. Zdusił w sobie jęk bólu, przygryzając dość mocno wargę i
okręcając Diabła.
- Tak teoretycznie tylko. To znaczy prawie.
Jakby to ująć – miotał się w słowach, co w ogóle nie polepszało jego i tak
marnej sytuacji. Zabini może nie przepadał jakoś specjalnie za gryfonką, ale z
pewnością darzył ją większym szacunkiem niż Draco. Przynajmniej do tej pory.
- Jeśli da się teoretycznie przespać
z kobietą, to naucz mnie tej sztuki – wycedził złośliwie, przybliżając się do
blondyna, który automatycznie cofnął odrobinę głowę.
- Dobra, od początku, bo sam się w
tym gubię. – Blaise uniósł w odpowiedzi brew do góry i dał się poprowadzić w
stronę kulis, gdzie niewielu adeptów magii mogło ich dostrzec, a już tym
bardziej usłyszeć. Wsadził następnie ręce do kieszeni spodni, opierając się o
ścianę i świdrując blondyna wzrokiem. Ślizgon wyglądał bowiem, jakby miał zaraz
zapaść się pod ziemię, a Diabłu w ogóle nie było go szkoda.
- Żeby było jasne, wcale z nią nie
spałem – odezwał się dopiero po dłuższej chwili, ale Zabini nie wyglądał jakby
wierzył w jego słowa. Jego prawa brew na zmianę unosiła się i opadała w
zależności od zachowania stojącego przed nim przyjaciela. A Draco raz wznosił
oczy do nieba, innym razem ciągnął nerwowo kołnierzyk od koszuli, ewentualnie
wzdychał i kręcił się na niewielkiej powierzchni jak bączek, co doprowadzało
czarnoskórego do szału. Złapał go w końcu za ramiona i klepnął lekko po twarzy,
co natychmiast otrzeźwiło chłopaka.
- Możesz stać choć przez chwilę w
miejscu? A mówiąc stać w miejscu mam na myśli nie ruszać nogami do przodu i do
tyłu. – Malfoy przytaknął głową, a zaraz potem ponownie pod wpływem karcącego
spojrzenia Blaise’a. Uspokoił się przez te kilka sekund, a przynajmniej był w
stanie opowiedzieć Diabłu o całym zajściu z Granger. No dobra, o jego większej
i istotniejszej części, ale nie to było w tym momencie ważne.
- Lepiej ci? – zapytał jakby z lekką
troską Zabini, ale Draco nie odpowiedział. Błądził wzrokiem po podłodze,
starając się uporządkować myśli, aby zacząć od tej najbardziej uwierającej. Im
bardziej jednak wgłębiał się w czynniki determinujące zachowanie gryfonki, tym
więcej pytań przychodziło mu do głowy, na które nie znał odpowiedzi, ale poznać
musiał. Na szczęście z jego zatraceniem potrafił poradzić sobie Blaise, który
kolejny raz klepnął go w policzek, jednak tym razem odrobinę mocniej.
- Zacznij w końcu mówić o co chodzi,
bo nie mam ochoty stać tu bezczynnie i lać cię po twarzy, bo ty nie wiesz, czy
spałeś z Granger czy jednak nie. Merlinie, co ja wygaduję? Oczywiście, że z nią
nie spałeś! – krzyknął najciszej jak potrafił, co było dość łatwe, gdyż na
Wielkiej Sali panował dość spory zgiełk, a i muzyka grała dostatecznie głośno,
by zagłuszyć jego oburzenie. Spojrzał jeszcze wrogo na kierującego się w ich
stronę Goyle’a, a chłopak natychmiast zawrócił.
- Ale chciałem. – Na słowa blondyna
oczy czarnoskórego zaczęły systematycznie się powiększać, a ręce opadać wzdłuż
ciała. Nie wierzył w to, co usłyszał, a były to zaledwie dwa słowa. W pełni
jednak wystarczyły, by wprowadzić go w stan głębokiego zdziwienia, z którego
musiał ratować go Draco, gdyż tym razem to on sprzedał mu lekki policzek. Gdy
spojrzał na blondyna ponownie nic w jego postawie nie świadczyło o nieprawdzie
wcześniejszej wypowiedzi.
- Ty sobie żartujesz ze mnie? –
pytał, choć na dobrą sprawę mógł stwierdzać. – Co to znaczy, że chciałeś? Coś
ty jej w końcu zrobił? – Zamilkł na moment, jakby jakiś ważny wniosek nasunął
mu się na myśl. Zerknął wściekle na przyjaciela, a ten wpatrywał się w niego
oczekująco. – Tylko mi nie mów, że ją wykorzystałeś wbrew jej woli. Tylko mi
tego nie mów.
- Oczywiście, że tego nie zrobiłem!
– zaprotestował żwawo, na co Blaise odetchnął z ulgą. – Ale chciałem. Chciałem
się z nią przespać, a ona wyjątkowo chętnie mi się podkładała.
- Bredzisz – zaprzeczył. – Hermiona
twardo stąpa po ziemi i nie zrobiłaby czegoś, co mogłoby zszargać jej
reputację. Czyli nie weszłaby nawet do twojego dormitorium, nie mówiąc już o
jakimkolwiek kontakcie cielesnym z tobą.
- Od kiedy ty jej tak bronisz? –
Blaise wzruszył prawie niezauważalnie ramionami, opierając się ponownie o
ścianę.
- Wystarczy obserwować jej
zachowanie na lekcjach i patrolach, a wnioski same się nasuwają. Natomiast nie
rozumiem, czemu ty nagle zmieniłeś swoją manierę w stosunku do niej. – Gdyby
Draco znał odpowiedź, chętnie by się nią podzielił. Problem jednak tkwił właśnie
w tej kwestii, że nie wiedział, co go tak pchało do kasztanowłosej gryfonki.
Ciało miała idealne, ale przecież nie o to chodziło. Chęć dominacji? To by było
dobre wytłumaczenie, ale pojawiał się mały zgrzyt, bowiem kiedy czegoś chciał,
gdy uparcie do czegoś dążył, nie poddawał się i zawsze doprowadzał sprawy do
końca. Tym razem tak nie było, bo wystarczyło spojrzeć w jej bursztynowe oczy,
które migotały w świetle pochodni, a uświadamiał sobie, jak skończonym
degeneratem chciał cię okazać. Wykorzystać, upokorzyć, a najlepiej zniszczyć –
tego chciał na samym początku. Jednak odrobina ciepła, którą od dziewczyny
otrzymał, a która była wystarczająca, by doprowadzić go do gorączki, odepchnęła
go od pierwotnej wizji. Nie chciał obserwować jej bólu i obrzydzenia. Po prostu
czuł, że nie zniósłby ani jednej minuty po tym wszystkim, co chciał jej zrobić.
A Granger na to nie zasługiwała. Nie po tych kilku sekundach przyjemnego uczucia,
którym go obdarowała.
Zamrugał kilka razy oczami próbując
wydostać się z zadumy, w którą ponownie się wpędził i odchrząknął przy tym
cicho. Jeśli Zabini o coś go w tym czasie pytał, to skrzętnie to ukrywał za
zaciekawionym wyrazem twarzy.
- Czułem się dziwnie – odezwał się
ni to do siebie, ni do przyjaciela, który skrzyżował ręce na klatce piersiowej,
a jedną z nich ułożył sobie pod brodą, przybierając postawę wielkiego filozofa.
– Zupełnie inaczej. Nie jak przy innych dziewczynach. Granger jest wkurzająca,
ale gdybyś ją wtedy widział…
- Wątpię, żebym chciał – wtrącił się
Blaise, na co Draco pokręcił przecząco głową.
- Zachowywała się jak profesjonalna
uwodzicielka. A ja – przerwał na moment, co przyjaciel skrzętnie wykorzystał.
- A ty zwiałeś, bo ci to nie pasuje.
- Pasuje – odpowiedział nieco zbyt
szybko i gwałtownie, a brew Blaise’a kolejny raz powędrowała w górę. – Jak
najbardziej mi to pasuje, ale nie do niej. Nie chciałem jej wykorzystać, gdy
nie jest sobą. Pyskująca, umoralniająca, czasem zakłopotana, owszem. Ale nie w
tym wydaniu. Ono było…
- Czekaj, czy ty chcesz mi powiedzieć,
że wolisz Granger z nosem w książce, którą potem cie leje, niż Granger seksowną
kocicę z biustem na wierzchu? – Draco przetrawił słowa Diabła i zagłębił się w
nich odrobinę dłużej. Zabini stawiał przed nim tę samą kobietę, ale w dwóch
różnych wariantach. Z pierwszą Granger potrafił się dogadać i wyczuć. Znał
mniej więcej jej przyzwyczajenia i zachowanie. Do tego ta dziewczyna potrafiła
spojrzeć na niego ciepło i uśmiechnąć się pogodnie, nie oczekując niczego w
zamian, jak chociażby na błoniach. Lubił jej zadarty nos i wściekłe iskry w
oczach, gdy powiedział do niej coś nieodpowiedniego. Natomiast druga Granger
jest nieprzewidywalna i jeszcze bardziej wkurzająca, niż jej pierwotna wersja.
Bawi się, uwodzi, flirtuje jak najęta, a gdy chcesz to wszystko wykorzystać z
korzyścią dla siebie, zmienia się w lodowatą sukę. Tak, sukę, bo tylko perfidna
lafirynda jest w stanie rozpalić faceta do czerwoności z pożądania, a następnie
sprzedać mu porządnego kopniaka w krocze, czego na szczęście gryfonka nie zrobiła.
Bilans był jednoznaczny; o wiele bardziej woli przebywać z nieumalowaną,
przemądrzałą, czasem nieporadną Granger, niż z wyzywającą jędzą, która robiła
jedynie dobre pierwsze wrażenie.
- Wolę Granger z przyjaznym
uśmiechem na ustach lub kąśliwą uwagą, niż erotycznie niewyżytą harpię. –
Zabini milczał, co nieco zaniepokoiło Dracona, ale w końcu odezwał się, za co
blondyn był wdzięczny wszystkim bóstwom, a już najbardziej za inteligencję
czarnoskórego.
- Czyli przemądrzałej Granger nie
wykorzystałbyś?
- Nie – odpowiedział zgodnie z
prawdą.
- I nie próbowałbyś się do niej
zbliżyć? – dopytywał zawzięcie Blaise, ale blondynowi w ogóle to nie
przeszkadzało.
- Może w inny sposób, jeśli bym się
zdecydował.
- A zdecydowałbyś się? – Zamyślił
się kolejny raz nad pytaniem przyjaciela, ale Diabeł nie pozwolił mu na zbyt
długą kontemplację. – Jeśli wolisz Granger taką, jaką była do tej pory, według
mnie powinieneś do niej pójść i ją przeprosić za to co się stało lub miało
stać. – Draco spojrzał na czarnoskórego niepewny, ale wzrok Zabiniego połączony
ze słowami mówił mu, że ma rację i nie ma sensu wzbraniać się przed tym, co
nieuchronne. – I choć to dziwne moim zdaniem, to w przeciągu tych kilku godzin
zbliżyłeś się do niej, a co jeszcze dziwniejsze, nie robisz nic, żeby się od
niej odsunąć. Normalnie zlałbyś to wszystko ciepłym moczem i okręcał jakąś
laskę na parkiecie. A ty? Chcesz naprawiać błędy, pytasz o radę. Jestem zdziwiony,
ale pozytywnie, a Hermionie powinieneś powiedzieć to samo, co mnie.
- A jak nie będzie chciała mnie
słuchać?
- To się wymyśli coś innego. Na
razie powinieneś do niej pójść i porozmawiać, bo inaczej utoniesz w wyrzutach
sumienia. – Wahał się przez kilka sekund i rozważał różne opcje, ale
przedstawiona przez Diabła droga bezsprzecznie była najlepsza. Bo kto mu wyjaśni
zachowanie Granger lepiej niż ona sama? Poczuł przyjacielskie klepnięcia po
ramieniu i skrzyżował wzrok z ponaglającym spojrzeniem Zabiniego, którym
wskazywał mu na wyjście z Wielkiej Sali. Nie zwlekał już więcej; zaczął zgrabnie
przepychać się między kolegami i koleżankami, którzy posyłali mu ciekawskie
spojrzenia, a kilku próbowało nawet zagadać. Ale on nie słuchał i nie zatrzymał
się; uparcie brnął przed siebie, aż wypadł na ogromny kamienny korytarz i od
razu pobiegł do miejsca, gdzie był z Hermioną. Serce waliło mu jak szalone, ale
nie zważał na nie. Chciał ją zobaczyć i porozmawiać, wyjaśnić wszystko, co
między nimi zaszło. I nie chodziło już tylko o sytuację z korytarza.
* * * * *
Powoli
uchylił drzwi od zaplecza prowadzącego na kulisy. Na szczęście na pierwszy rzut
oka nikogo nie było w środku, więc wszedł dość pewnie, ale nagle usłyszał
dobiegające z wewnątrz kobiece głosy. Jeden z nich z pewnością należał do
Hermiony, drugi prawdopodobnie do Ginny. Nie spodziewał się zastać tu rudej,
ale jak widać nie można mieć wszystkiego. Przystanął zatem przy ścianie tak,
aby obie dziewczyny go nie zauważyły i wsłuchiwał się uważnie w ich wymianę
zdań.
-
Ja już nie wiem, co we mnie wstąpiło – mówiła lekko podłamanym głosem panna
Granger, a po chwili usłyszał głośne westchnięcie jej koleżanki.
-
No to po co ci to było, Hermi? Nie mogłaś po prostu odejść, zamiast bawić się w
kusicielkę? – Domyślił się, że Gryfonki bezsprzecznie rozmawiają o tym, co
stało się krótko po trzeciej konkurencji w konkursie. On sam chciał to wszystko
przedyskutować z Granger, ale najwidoczniej wybrała sobie kogoś innego do
przeanalizowania całej sytuacji, a jemu nie pozostawało nic innego, jak słuchać
tej rozmowy.
-
Nie chcę być niemiła, ale sama dobrze wiesz, że ty taka nie jesteś. – Oczami
wyobraźni widział zmartwioną twarz kasztanowłosej, a jemu momentalnie
podskoczyło tętno. Co znaczy, że Granger taka nie jest? Że niby nie potrafi
uwieść? Kokietować? Gdyby Weasleyówna ją widziała, jak seksownie umie się
zachować, zapewne szybko zmieniłaby zdanie. Zupełnie tak, jak on, choć nie
znaczy, że w pełni mu to pasowało.
-
Poza tym – przerwała na moment, a do uszu Draco dobiegł dźwięk klepnięcia
w kolana i kolejne głośne westchnięcie
dziewczyny. – Co ci wpadło do głowy, żeby zabawiać się w taki sposób z
Malfoyem? Dobra, rozumiem każdego innego faceta, ale Malfoy?
-
Popełniłam błąd – odezwała się kasztanowłosa kobieta, a w jej głosie wyraźnie
było słychać rozżalenie. – Tylko co ja mam teraz zrobić?
-
W jakiej sprawie?
-
Malfoya! – podniosła z targających nią nerwów głos, jednak szybko się
uspokoiła, a przynajmniej na tyle, na ile była w stanie. – Został jeszcze finał
tego konkursu, a on nie omieszka dopiec mi za to, co się stało na korytarzu.
-
Gdyby chciał ci dopiec, zrobiłby to już wtedy. Sama mówiłaś, że zniknął i nawet
nie wziął swojej różdżki. – Poklepał się automatycznie po kieszeniach i musiał
przyznać Weasleyównie rację. Nie miał przy sobie magicznego przedmiotu, a w
jego posiadaniu zapewne jest teraz kasztanowłosa Gryfonka. W gruncie rzeczy
było mu to na rękę, gdyż jakby nie patrzeć był to pretekst do rozpoczęcia
rozmowy. Musiał jednak czekać, aż ruda wyjdzie, bo inaczej może pomarzyć o
cywilizowanej konwersacji.
-
I właśnie tego nie rozumiem, Ginny – odezwała się wyraźnie zdenerwowana, ale
również nieco zmartwiona Hermiona, a Draco przysunął się odrobinę bardziej,
gdyż dziewczyna zniżyła głos, jakby bała się, że ktoś ją usłyszy. – Miałam
wrażenie, że widziałam w nim przez ułamek sekundy namiastkę ciepła, ale potem…
Potem widziałam jedynie wstręt, obrzydzenie, tak jakby to, co zrobił lub chciał
zrobić napawało go odrazą. Ja chyba zwariowałam.
-
Nie wierć się tak, bo nie ułożę ci w końcu tych włosów – odpowiedziała
buńczucznie Ginny – Merlinie, ale ty masz tego towaru.
Arystokrata stał cały
czas niedaleko dziewcząt, czekając na rozwój rozmowy, ale wyglądało na to, że
zajęły się przygotowaniami do finału konkursu. W głowie cały czas głośnym echem
odbijały mu się słowa Hermiony – ciepło, wstręt, obrzydzenie, odraza. Jakim
cudem udało jej się to wszystko dostrzec? Owszem, nie przeczył, że czuł się
dokładnie w opisany przez kasztanowłosą sposób, ale zastanawiało go, jak ona to
wszystko zobaczyła. Nic do niej nie mówił. Jedynie odsunął się od niej, a gdy chciała
do niego podejść, zwiał w kierunku wejścia na kulisy. Bo co niby miał zrobić?
Powiedzieć jej, że przeprasza? Że nie jest dla niego pusta lalką, a
inteligentną, piękną i pociągającą kobietą? Przecież wyśmiałaby go, a nawet
mogłaby potraktować jakimś wyjątkowo paskudnym zaklęciem. Nie uwierzyłaby mu w
ani jedno słowo. Sam by sobie nie uwierzył, przypominając sobie, jak ją wtedy
potraktował i co do niej mówił. Nie wszystko było kłamstwem. Prawdę mówiąc,
powiedział to, co wtedy czuł. Jej piękne oczy, bijące cudownym blaskiem i
iskrzące się, niczym bursztyn w toni oceanu, przyciągały go każdym, choćby
najmniejszym spojrzeniem. Pływał w nich, tonął po czubek głowy i nie wstydził
się tego. Dla niego były to najcenniejsze na świecie kruszce, które podziwiać mógł
tylko z daleka. Może gdyby nie zachował się, jak skończony zwyrodnialec,
pozwoliłaby mu cieszyć się ich widokiem dłużej, niż przez dzisiejszy wieczór.
Z zamyślenia wyrwał
go dźwięk spadającego przedmiotu, który uderzył o podłogę, tym samym tocząc się
tuż pod jego nogi. Schylił się, aby go podnieść, lecz wtedy usłyszał szelest
materiału, a zza ściany wyłoniła się Ginny, która omal nie krzyknęła na jego
widok, jednak w porę udało mu się temu zapobiec. Przytknął palec wskazujący do
ust, nakazując tym samym dziewczynie zachować ciszę, a drugą ręką, w której
trzymał duży pędzel wskazał dyskretnie na siedzącą przed toaletką Hermionę i
pokręcił głową, aby ruda nie wygadała się o jego kryjówce. Gryfonka zaczęła
nerwowo gestykulować w odpowiedzi, ale spomiędzy jej warg nie wydobył się ani
jeden dźwięk. Draco widząc zacięty wzrok panny Weasley złożył ręce jak do
modlitwy i spojrzał na nią błagalnie. Ginny zmrużyła gniewnie oczy i zacisnęła
ręce w pięści, a prawa powieka zaczęła jej niebezpiecznie drgać. Wywrócił więc
z politowaniem oczami i ukląkł najciszej, jak tylko potrafił, wznosząc
splecione ze sobą ręce i poruszając bezgłośnie wargami, mówiąc „proszę”.
Dziewczyna wyglądała, jakby się wahała, co powinna zrobić, jednak w końcu
wyrwała mu z ręki pędzel do pudru i schyliła się ku niemu, szepcząc prawie
bezgłośnie.
- Masz u mnie dług,
parszywy padalcu. – Wtem w pomieszczeniu dało się słyszeć zniecierpliwiony głos
Hermiony, a Draco i Ginny automatycznie spojrzeli w jej kierunku.
- Co ty tam tak długo
robisz, Ginny?
- Nie mogłam znaleźć
pędzla, ale już mam – odpowiedziała najspokojniej, jak tylko umiała i rzuciła
Malfoyowi ostrzegawcze spojrzenie, a następnie wróciła do panny Granger, która
siedziała w niepełnym makijażu przed toaletką i miętosiła skrawek białego szlafroka.
- Dalej o nim
myślisz?
- Zachowałam się
podle – powiedziała z wyraźnym żalem, a jej przyjaciółka wywróciła z
politowaniem oczami.
- Jemu też niczego
nie brakowało. – Starała się, jak tylko mogła, aby zabrzmieć neutralnie, ale
wiedząc, że Malfoy stoi za ścianą i bezczelnie podsłuchuje ich rozmowę, nie
mogła w pełni zapanować nad nutką rozdrażnienia, która pojawiła się w jej
głosie. Nie uszło to uwadze panny Granger, która zasmuciła się jeszcze
bardziej.
- Dla niego takie
zachowanie jest normalne, ale dla mnie? Co ja sobie w ogóle myślałam?
- No właśnie nie
wiem, Miona, co ci siedziało w głowie, ale najwidoczniej miałaś wtedy ochotę na
tę wyliniałą tchórzofretkę – zaznaczyła ostatnie słowa z jawną premedytacją,
spoglądając w kierunku Draco, który stał oparty o ścianę i wywracał co rusz z
dezaprobatą oczami.
- Przestań, Gin! –
prawie krzyknęła do przyjaciółki, czerwieniąc się, niczym piwonia. Ginny
zaśmiała się krótko i odłożyła pędzel do kuferka, sięgając po paletę cieni.
- Czyli jednak mam
rację? – zapytała zadziornie, za co otrzymała od Hermiony lekkiego kuksańca w
bok, czym jeszcze bardziej ją rozbawiła.
- Nie, nie masz –
zaprzeczyła kasztanowłosa, jednak lekki uśmiech wciąż widniał na jej twarzy. –
Chciałam mu po prostu pokazać, że nie jestem jak wszystkie dziewczyny, z
którymi obcował. To wszystko.
- No to trochę ci nie
wyszło. – Starsza gryfonka posmutniała na słowa przyjaciółki, spuszczając przy
tym nieznacznie głowę. – Powiem wprost, Miona. Byłaś dokładnie taka, jaką
starałaś się nie być. A Malfoy, jakby nie patrzeć, jest mężczyzną, więc odebrał
to dość jednoznacznie, innymi słowy myślał, że chciałaś z nim pójść do łóżka.
- Merlinie, co za
upokorzenie. – Schowała twarz w dłoniach, powstrzymując cisnące się do oczu
łzy. Chciała zapaść się pod ziemię, ukryć przed całym światem, a najbardziej
przed jasnowłosym arystokratą, który oglądał całe jej nieudolne przedstawienie.
Jak ona wyjdzie do ludzi? Bo tego, że Malfoy rozpowie, co się między nimi
wydarzyło była pewna, jak swoich ocen z przedmiotów. Poco miałby zachować taki
brud dla siebie, jeśli może splamić jej dobre imię, a nawet totalnie je
zniszczyć? A jednak gdzieś w środku, gdzieś bardzo głęboko majaczyło jej
światełko nadziei, które mówiło, że nie jest wcale taki, za jakiego go uważa.
Opuszkami palców
dotknęła skóry pod oczami, by zapobiec wyciekowi gorących łez. Niestety Ginny
jest bardzo dobrym obserwatorem i dostrzegła w lustrze jej dramatyczne odbicie,
na którego widok zmiękło jej serce. Odwróciła się do niej i złapała za ręce,
unosząc wcześniej delikatnie głowę, a raczej obracając w swoja stronę, gdyż
kasztanowłosa robiła wszystko, by na nią nie spojrzeć. To jeszcze bardziej
bolało Ginny i postanowiła zadziałać, choć wiedziała, że nie powinna się
wtrącać w sprawy przyjaciółki tak bezpośrednio. Ale musiała coś zrobić! Nie
może dłużej patrzeć na jej wyrzuty sumienia, a i stojący za ścianą Malfoy wcale
nie wygląda lepiej.
- Pogadaj z nim –
zaproponowała jej stanowczo, ale bursztynowe oczy dziewczyny rozszerzyły się z
przerażenia, a głowa zaczęła gwałtownie kiwać się na boki.
- Nie mogę. Nie mogę,
nie mogę, nie mogę – powtarzała zawzięcie, jakby sama chciała uwierzyć w to, co
mówi. Ginny jednak była wytrwała i nie dała się zbyć przywoływanymi przez
przyjaciółkę słowami, które wypowiadała jak modlitwę.
- Nie chcesz, żeby
cię uważał za pannę lekkich obyczajów, że tak to delikatnie ujmę, ale nic nie
zrobisz, żeby mu to uświadomić. Świetne zagranie, Miona. – Spojrzała na rudą
zmartwiona, jakby z dużym opóźnieniem docierał do niej sens wypowiedzi
koleżanki. Nie chciała być taka, jak opisała Ginny, ale nie wiedziała, co może
zrobić, aby Malfoy tak o niej nie myślał. Ma z nim pogadać? Tak po prostu?
Przecież ją wyśmieje, a prawdopodobnie nawet nie będzie chciał jej słuchać.
Przygnębiona odkrytymi faktami spuściła ponownie głowę, ale panna Weasley
uniosła ją stanowczo, kładąc ręce na jej ramionach i uśmiechając pokrzepiająco.
-
Malfoy to nie jasnowidz – stwierdziła rzeczowo, na co kasztanowłosa gryfonka
przytaknęła głową. – Musisz z nim wszystko wyjaśnić.
-
On nie zrozumie. Ja tego nie rozumiem, a co dopiero on. Byłam głupia, że dałam
tak się ponieść – marudziła zawzięcie, na co Ginny wywracała z politowaniem
oczami. Ścisnęła ją mocniej za ramiona, a następnie wzięła za ręce i pomogła
wstać z krzesełka. Hermiona patrzyła na jej poczynania lekko zdezorientowana,
ale mimo wątpliwości nie odezwała się. Ruda ustawiła ją naprzeciw lustra, a
sama stanęła obok niej.
-
Popatrz – mówiąc to wskazała dłonią na odbicie w tafli. – Czy widzisz tu gdzieś
ociekającą seksapilem kokietkę? – Dziewczyna pokręciła przecząco głową. – A co
widzisz?
-
Siebie – odparła niezbyt elokwentnie panna Granger, wywołując na twarzy
przyjaciółki litościwy uśmiech. – Siebie i ciebie. – Poprawiła się, ale Ginny i
tak nie wyglądała na usatysfakcjonowaną.
-
A ja widzę mądrą, bardzo sympatyczną dziewczynę, która nie zdobywa faceta
biustem i pupą, a inteligencją i naturalnym pięknem. – Hermiona czuła jak na
policzkach wykwitają jej rumieńce. Wsadziła kosmyk kasztanowych loków za ucho,
które podtrzymywały misternie wpięte wsuwki.
Draco
tymczasem wsłuchiwał się w kolejne zdania wypowiadane przez dziewczyny, a gdy
ruda mówiła o wyglądzie Granger, chciał wyjść z ukrycia i również zobaczyć
prezentowane przez nią piękno. Bo gryfonka jest piękna i inteligentna, a każdy,
kto próbuje temu zaprzeczyć jest w głębokim błędzie. Nie zna bardziej
zdeterminowanej i świadomej swego naturalnego wdzięku dziewczyny. Nigdy nie
poznał mądrzejszej czarownicy i żadna nie potrafiła z jednej sekundzie
rozwścieczyć go, by po chwili zalać jego serce ciepłem i uczynić
najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Granger jest wyjątkowa. Odrobinę
pokręcona, ale to tylko dodaje jej uroku. A on dopiero teraz zdał sobie sprawę,
jak bardzo chciał się cieszyć jej osobliwością dłużej niż przez dzisiejszy
wieczór.
-
I chyba znam kogoś, kto popiera moje zdanie. – Usłyszał szelest materiału, a po
chwili dostrzegł niewielką rudą osóbkę wyłaniającą się zza ściany i chwytającą
go za rękaw marynarki. Nim zdążył się zaprzeć było już za późno i stał przed
ubraną w biały szlafrok gryfonką, która na jego widok spłonęła niczym piwonia.
Spojrzała wpierw z niedowierzaniem na rudą, a następnie na niego i oblała się
jeszcze obfitszym rumieńcem, zaciskając mocniej poły puchatego materiału. Ginny
tymczasem zaczęła wycofywać się w stronę wyjścia, a o tym, że zniknęła
świadczyło ciche skrzypnięcie drzwi od zaplecza. Hermiona stała jak
sparaliżowana naprzeciwko Dracona z trudem łapiąc kolejne oddechy. Skrzyżowała
ze sobą nogi, przez co wyglądała jak sierotka, ale Malfoyowi w ogóle to nie
przeszkadzało. Wsadził ręce do kieszeni spodni i odkaszlnął lekko, przywracając
pannę Granger do rzeczywistości.
-
Co ty tu robisz? – zapytała bez ceregieli, ale głos jej drżał, gdy chciała
mocniej zaakcentować jakiś z wyrazów. Arystokrata zrobił krok do przodu, na co
dziewczyna cofnęła się, ściskając kurczowo materiał szlafroka, aż pobielały jej
knykcie.
-
Przyszedłem po różdżkę – odpowiedział, nie przestając obserwować rozpalonej
twarzy Hermiony. Wiedział, że czeka na coś więcej, a on bardzo chciał pociągnąć
rozmowę dalej, ale nie wiedział, jak ma to zrobić. Skupił się zatem na
najbardziej neutralnym temacie, za co już teraz pluł sobie w brodę. – Chyba ją
zostawiłem na korytarzu.
-
Skąd więc pomysł, że jest u mnie? – Starała się brzmieć jak najmniej
pretensjonalnie, ale głos łamał jej się za każdym razem, gdy skrzyżowała wzrok
ze srebrnymi tęczówkami blondyna. Nie widziała w nich już tego, co przeszło
godzinę temu. To nie były te same oczy, ale bardzo podobne., co choć trochę
dawało jej nadzieję, że Malfoy nie zamienił się z powrotem w aroganckiego
palanta. Dostrzegała w nich nieznacznie ciepło – nie tak mocne, jak za
pierwszym razem – oraz skruchę, a ta bez wątpienia była niecodziennym
zjawiskiem u arystokraty.
-
Bo nie ma jej na korytarzu. – Spojrzał przy tym na nią z większą śmiałością, na
co gryfonka spuściła nieznacznie głowę, opierając się jedną ręką o blat
toaletki, gdzie znajdowały się wszelkie kosmetyki i ozdóbki. Przygryzła przy
tym zupełnie nieświadomie wargę, skupiając się na zaciskaniu po kolei palców na
drewnianym pulpicie. Draco czekał cierpliwie na jej odpowiedź, ale nic nie
wskazywało, aby kobieta śpieszyła się z jej udzieleniem. Wyglądała, jakby
głęboko zastanawiała się, czy powinna oddać mu jego własność, czy też pozbyć
się go i odprawić z kwitkiem. Po przedłużającej się nieznośnie ciszy
zdecydowała się na to drugie.
-
Pewnie ktoś ją wziął, kiedy przechodził. Ja jej nie mam – skłamała dość
idiotycznie, gdyż różdżka chłopaka wystawała z pojemnika, gdzie Ginny trzymała
pędzle do makijażu. Draco wydawał się jednak tego nie zauważać, a przynajmniej
nie zrobił nic, żeby wyprowadzić ją z tego błędu.
-
Wiem, czemu to zrobiłaś. – Spojrzała na niego z niezrozumieniem, marszcząc
nieznacznie brwi i krzyżując ręce na piersiach.
-
Co niby wiesz?
-
Czemu chciałaś mnie uwieść – wyjaśnił dość lakonicznie, a panna Granger
momentalnie uciekła wzrokiem w podłogę.
-
Nie chciałam – zaprzeczyła dość cichym głosem, ale ku jej zdziwieniu Malfoy nie
prychnął kpiąco w odpowiedzi, nie roześmiał się histerycznie, ani nawet nie
posłał pod jej adresem jakiejś kąśliwej uwagi. Stał nadal na swoim miejscu,
przyglądając jej się uważnie z poważnym wyrazem twarzy.
-
Dobrze, więc źle to ująłem – sprostował bez żadnej ironii, co jeszcze bardziej
pogłębiło zakłopotanie Hermiony. – Chciałaś mi udowodnić, że nie jesteś jak
dziewczyny, którymi się otaczam.
Już otwierała usta, aby mu odpowiedzieć, ale
zamknęła je w połowie drogi, przygryzając policzek od wewnątrz, gdyż uświadomiła
sobie, że ślizgon ma rację. Rzeczywiście coś takiego powiedziała i nie było
sensu zaprzeczać. Poza tym zdała sobie sprawę, że chłopak podsłuchiwał w dużej
mierze jej rozmowę z Ginny. Jak inaczej ruda by wiedziała, że stał za ścianą?
Pozostało jej jedynie przytaknąć głową i liczyć, że Malfoy nie pociągnie dalej
tematu, uzna sprawę za zamkniętą i pozwoli jej żyć bez opinii kokoty. Marne
szanse, ale zawsze pozostawała nadzieja.
- Czemu?
– spytał dość zwięźle, ale dziewczyna nie odpowiedziała. Błądziła wzrokiem
wpierw po podłodze, później po ścianach, aż jej wzrok spoczął na wspominanej
wcześniej różdżce blondyna. Wyciągnęła ją drżącymi rękami z pojemnika i podała
mu ją, starając się unikać jego przeszywających tęczówek jak ognia.
-
Masz tę swoją różdżkę i wyjdź. – Chłopak nie przyjął od niej przedmiotu. Czuła,
jak lustruje ją wzrokiem i poczuła się niesamowicie naga, choć miała na sobie
gruby szlafrok, a pod nim bieliznę i zwykłą bawełniana koszulkę. Wyciągnięta
ręka zadrżała, a nogi omal nie zgięły się samoczynnie z powodu przedłużającego
się milczenia. Zamknęła mocno oczy i odezwała się do niego podniesionym głosem.
– Weź ją i wyjdź.
-
Boli cię? – zapytał niespodziewanie, a Hermiona spojrzała na niego wbrew
pierwszym obietnicom, że tego nie zrobi. Nie dostrzegła charakterystycznej
kpiny i zadziorności. Świeciły się do niej jasnym srebrem kompletnie wyzutym z
wszelkich negatywnych emocji. Widziała jedynie niemą, błagalną prośbę, by
udzieliła mu odpowiedzi na dręczące go pytania. Ale nie mogła i doskonale zdawała
sobie z tego sprawę. Nie chce się zbłaźnić jeszcze bardziej. Z tą myślą
wsadziła agresywnie różdżkę w dłoń chłopaka, jednak gdy miała się odwrócić i
zniknąć mu sprzed oczu, poczuła zimne i długie palce, które oplotły jej
nadgarstek i nie pozwoliły ruszyć się z miejsca. Zadrżała pod wpływem dotyku
Dracona, a z piersi wydostał się cichy jęk przerażenia. Nawet nie chciała
wiedzieć, co Malfoy będzie chciał jej zrobić i nie ukrywała, że bała się go.
Choć miała przy sobie różdżkę, dobrze pamiętała, jak blondyn poradził sobie z
jej bronią ostatnim razem.
-
Mnie boli, Granger. Bardzo mnie boli to, co chciałaś ze mną zrobić – mówił
powoli, jakby kalkulował wagę każdego słowa, a przy każdym uścisk na wątłym
nadgarstku zmniejszał się, aż kompletnie go puścił, a przeniósł się na
dygoczącą dłoń, którą bardzo subtelnie ujął za palce. – Bo nie jesteś taka. Nie
uwodzisz i nie porzucasz. To nie jesteś ty, Granger.
-
A jaka niby jestem? – Wyrwała mu się z uścisku i spojrzała agresywnie,
przytulając trzymaną niedawno przez blondyna dłoń do piersi, a palce zwinęła w
pięść, aż zaczęła ponownie drgać pod wpływem siły, jaką w ten gest włożyła. –
Przemądrzała? Zarozumiała? Nudna? To chcesz powiedzieć?
-
Niedowartościowana, to na pewno – odpowiedział lekko się przy tym uśmiechając i
podchodząc do niej nieznacznie. Na szczęście kasztanowłosa gryfonka stała wciąż
w tym samym miejscu, nie ruszając się z niego nawet na pół kroku. – I
wystarczyło, żebyś była po prostu sobą. Już samo to sprawia, że jesteś inna niż
dziewczyny, z którymi obcowałem. Nie musiałaś mi nic udowadniać.
-
Wydaje ci się, że tak łatwo z tobą przebywać w jednym pomieszczeniu? –
zaatakowała go niespodziewanie, ale jeśli Draco był choć minimalnie zaskoczony,
dobrze to przed nią maskował, gdyż na jego arystokratycznej twarzy nie zadrgał
ani jeden mięsień, który mógłby go zdradzić. – Myślisz, że czuję się swobodnie,
gdy rzucasz do mnie sprośnymi i kąśliwymi uwagami? Ja nie potrafię tego przyjąć
od tak. Nie umiem być idiotką z dziurą między uszami, którą cieszy przebywanie
z tobą. Ja tego nie umiem!
- Ale
chcesz. – Spojrzała na niego nieco otępiała. – Chcesz mieć kogoś, kto będzie
cię rozumiał, z kim będziesz mogła porozmawiać, i dla kogo będziesz ważna.
-
I co? Teraz mi powiesz, że to właśnie ty jesteś tą osobą? – Nie odezwał się.
Czuł się urażony pretensjonalnym tonem dziewczyny i dlatego pozwolił jej mówić
dalej. – Nawet jeśli, Malfoy. Nawet jeśli szukam kogoś takiego, to nie w twojej
osobie. Działasz mi na nerwy za każdym razem, gdy się widzimy, ośmieszasz,
kpisz i lżysz, kiedy tylko nadarzy się okazja. Po to było to przedstawienie.
Chciałam ci pokazać, że nie możesz mieć wszystkiego.
-
Osiągnęłaś to, co chciałaś? – zapytał zimno, a po plecach dziewczyny przeszły
ciarki. Zdenerwowała go, była tego pewna, a jego wyniosła i lodowata postawa
jeszcze mocniej ją w tym przekonaniu utwierdzały.
-
Tak – odparła lakonicznie, przełykając nerwowo ślinę i cofając się jeden krok.
Malfoy obserwował ją powłóczystym spojrzeniem, jednak nie zbliżył się do niej.
Dzieliła ich odległość wyciągniętej ręki, ale Hermiona miała wrażenie, że to
stanowczo za mało. Burzowe oczy Dracona wwiercały się w jej twarz, nadając
sercu szybszy rytm, a przecież już i tak waliło w piersi jak oszalałe.
- Nie,
Granger – odezwał się do niej po dłuższej chwili, ale nie słowa uderzyły ją
najbardziej, a momentalna zmiana nastroju mężczyzny. Jeszcze sekundę temu miała
przed sobą ostrą górę lodową. Teraz stopniał i wygładził szpiczaste rysy, a
tęczówki znów przybrały barwę srebrnych monet. Strach momentalnie z niej
uleciał, a zastąpiło go przyjemne ciepło, które rozlewało się coraz szybciej w
ślad za zbliżającym się do niej Malfoyem. – Ja nie zrezygnowałem, a ty
osiągnęłaś coś zupełnie innego.
-
Co niby? – Zrobiła ostatni krok i omal nie podskoczyła, czując za sobą zimną
ścianę. Znów znajdowała się między młotem, a kowadłem. Znów ślizgon miał nad
nią przewagę i mógł z nią zrobić to, co chciał, a miał szerokie pole do popisu.
Uniosła automatycznie nieco wyżej głowę, a Draco stanął naprzeciwko niej,
jednak ku jej zdziwieniu nie dotknął jej. Nie zmiażdżył jej nadgarstków,
rozbijając o marmurową ścianę. Nie złapał za gardło i nie zaczął dusić. Po
prostu stał i patrzył na nią szarymi oczami, z których nadzieja wprost wylewała
się na blade policzki. Z początku nie rozumiała tego spojrzenia. Było
tajemnicze i nieprzeniknione. Dopiero później zaczęło do niej docierać, co
Malfoy chciał przez nie przekazać.
-
Zacząłem dostrzegać piękno wewnętrzne, które zawsze pomijałem. Urodę skrytą za
zwyczajami i lękami. Za inteligencją i wrażliwością. – Słuchała uważnie każdego
słowa, starając się wynieść z nich jak najwięcej, a z im większą pasją Draco do
niej mówił, tym więcej pojmowała z jego wypowiedzi. Już nie potrafiła patrzeć
na niego z odrazą, wrogością, czy apatią. Ciepło samo biło z jej oczu, wlewając
się w chłodną stal spojrzenia chłopaka, która rozgrzewała się z każdą sekundą
coraz bardziej. I na takiego Malfoya mogła patrzeć choćby cały dzień. Dokładnie
takiego arystokratę chciała znać. - I właśnie to cię różni od otaczających mnie
dziewcząt. To sprawia, że jesteś wyjątkowa, a ja nie chcę rezygnować z tej
dziwnej znajomości.
-
Nie chcesz? – spytała, jakby dla pewności, a Draco niespodziewanie ujął ją za
rękę i uśmiechnął delikatnie, przez co wyglądał zupełnie inaczej, niż do tej
pory. Nie miała przed sobą diabła, a niewinnego chłopczyka, który pukał do
drzwi jej serca i prosił, aby go wpuściła. I cóż miała zrobić jeśli posiadała
ogromną słabość do dzieci?
- Denerwujesz
mnie i uspokajasz. Przyciągasz i odpychasz. Zawsze jednak przebija się przez
ciebie ciepło, którego ja nigdy tyle nie doświadczyłem. – Zaśmiał się krótko,
jakby wcześniejsza wypowiedź go zakłopotała lub był rozbawiony tym, co za
chwilę miał powiedzieć. Lekko, niemal ostrożnie dotknął opuszkami palców jej
policzka, a drugą rękę nadal trzymał splecioną z jej. Te ruchy były
zdecydowanie różne od tych z korytarza determinowanych cielesnym pożądaniem.
Nie były agresywne ani przepełnione erotyzmem. Te gesty były subtelne i
wrażliwe, kompletnie niepodobne do znanego jej Malfoya, ale było w nich coś, co
sprawiało, że czuła się przy nim swobodnie i bezpiecznie. Niespodziewanie dla
siebie samej ścisnęła mocniej jego dłoń, a drugą ręką odgarnęła kilka
platynowych kosmyków z czoła chłopaka. – Właśnie o tym mówię.
-
Przepraszam. – Chciała zabrać dłoń, ale Draco powstrzymał ją w ostatnim
momencie i ułożył na swojej szyi. Hermiona szybko jednak przeniosła ją na
gładko ogolony policzek blondyna, wodząc palcami po mocno zarysowanych kościach
jarzmowych.
-
Bardzo łatwo przyzwyczajam się do wielu rzeczy, ale do tego, co ze mną
zrobiłaś, do twoich gestów i ciepła, do głosu, oczu, uśmiechu, obezwładniło
mnie to. Kompletnie odurzyło, a ja nie chcę budzić się z tak pięknego snu.
-
Zamroczyło cię w kilka godzin? – spytała lekko podejrzliwie, wywołując na
ustach chłopaka szczery i niewinny uśmiech.
-
Pamiętasz jak pytałem, co muszę zrobić, by móc patrzeć w twe oczy codziennie? –
Przytaknęła mu powoli głową. – Znasz już odpowiedź?
Chwilę wahała się nad pytaniem i tym, co chciała
zrobić. Nie czuła żadnych oporów od strony serca czy rozumu. Milczało zarówno
pierwsze, jak i drugie, choć ciężkie i nierówne uderzenia w piersi świadczyły o
czymś zupełnie innym. Co powinna zrobić? Jak ma się zachować? Nie czuła
niepewności, która zawsze towarzyszyła jej przy Draconie. Jedynie
bezpieczeństwo i spokój, którego tak bardzo zawsze pragnęła od drugiej osoby. A
gdyby tak zdać się na los? Powierzyć mu dalsze życie i nie wybiegać myślami w
przyszłość dalszą niż dobiegający końca wieczór? Będzie żałować? Może, ale
jeśli nie, jeśli wszystko potoczy się zupełnie inaczej, będzie szczęśliwa, że
udało jej się zaufać. Obdarzyła ślizgona nieśmiałym uśmiechem, czując jak na
policzkach zaczynają wykwitać drobne rumieńce. Zdecydowała.
-
Po prostu bądź. – Znalazła się w najpiękniejszym śnie, najcudowniejszej bajce,
której nikt nie był w stanie opowiedzieć słowami. Draco przybliżył się do niej
niepewnie i schylił ku ustom, by następnie przykryć jej wargi swoimi. Nie był
nachalny ani gwałtowny, trochę nawet nieporadny, jakby całował kogoś pierwszy
raz w życiu. Nie spieszył się, zahaczał od czasu do czasu o kąciki ust,
dotykając nieśmiało rozpalonych policzków dziewczyny. Wyczuwał jej uśmiech,
drżące ręce na karku, które wstydliwie wplatała mu pomału we włosy. Była w tym pocałunku
tak delikatna i słodka, że utonął w niej bez reszty. Niezdarnie przeniósł dłoń
na jej talię, potem na plecy, aż sunął niespiesznie po zakrytym materiałem
szlafroka ramieniu, chcąc dostać się do jej szyi. Był zagubiony, a jego ruchy przypominały
poczynania nowicjusza. Gdy zaplątał się dłonią w puchatej tkaninie gdzieś na
wysokości obojczyka, poczuł, że usta dziewczyny wyginają się w lekkim uśmiechu,
przez co jego własne stoczyły się prawie na brodę gryfonki. Jednak mimo ogólnej
nieporadności nie czuł zażenowania swoim zachowaniem. Przy Hermionie odkrywał
siebie na nowo. Odnajdywał zatraconą delikatność i romantyzm, które ukrył pod
płaszczykiem namiętności i gwałtowności. Potrafił być czuły i subtelny, a czego
zawsze unikał przy dotychczasowych kobietach. Nie chciał wyjść na ckliwego
wrażliwca; bał się takich porównań. Ale przy Hermionie nie wyobrażał sobie być
inny. Co więcej, czuł wstyd, gdy pomyślał o intensywności pocałunków, które
uprawiał do tej pory. Nie było w nich nic nadzwyczajnego, a każdy kolejny nie
różnił się od poprzedniego. Teraz chłonął osobę kasztanowłosej kobiety,
zatracał się w niej i starał zapamiętać każdy najmniejszy szczegół. Wyczuwał
delikatną i rozpaloną skórę pod palcami, wilgotne i z charakterystycznymi
małymi rankami powstałymi przez przygryzanie warg usta, malutki i lekko zadarty
nos, o który od czasu do czasy zahaczał, wystające kości obojczykowe, po
których wodził jedną ręką; czuł wszystko, na co do tej pory nie zwracał uwagi.
I chciał więcej. Zdecydowanie chciał wiedzieć więcej o trzymanej w ramionach
dziewczynie.
-
Panno Granger? Jest tu pani? – Oderwała się od niego przestraszona, jednak
Draco nie wyglądał na przejętego. Cały czas trzymał ją w talii i nawet stukot
obcasów, który niewątpliwie pochodził od butów profesor McGonagall nie był w
stanie wyciągnąć go z letargu, w którym się znalazł. Na szczęście, choć
niekoniecznie dla blondyna, Hermiona zachowała resztki trzeźwości i w ostatnim
momencie wyswobodziła się z objęć chłopaka, poprawiając materiał szlafroka, z
którym i tak wszystko było w porządku. Malfoy wyglądał na niepocieszonego, a na
pewno zdziwionego jej postępowaniem, ale gdy zobaczył kroczącą ku nim
nauczycielkę transmutacji, przybrał najbardziej normalną postawę, odsuwając się
dwa kroki od panny Granger.
- Ah!
Tu jesteście. To bardzo dobrze – odezwała się do nich na przywitanie,
uśmiechając pogodnie i lustrując ich obydwoje z góry na dół.
-
Coś się stało, pani profesor? – zapytała Hermiona, a uśmiech momentalnie
zniknął z twarzy nauczycielki, a na jego miejsce wskoczyła cienka linia, pod
którą zapewne ukrywały się usta starszej kobiety.
-
Co to za strój, panno Granger? – Wskazała ręką na jej biały szlafrok, a
gryfonka momentalnie spuściła wzrok i zaczerwieniła się ze wstydu. – Zaraz
ogłoszenie wyników, a pani nie jest jeszcze ubrana!
-
To moja wina, pani profesor – wtrącił się ni stąd ni zowąd Draco, a surowy
wzrok McGonagall przeniósł się na bladą twarz chłopaka. – Posprzeczaliśmy się,
kto ogłosi wyniki i Hermiona nie zdążyła się przygotować.
-
Rozumiem. – Srogi głos Minerwy jakby zelżał pod wpływem wytłumaczenia chłopaka,
na co panna Granger odetchnęła z ulgą. – Piętnaście minut. Więcej nie mogę wam
zaoferować. Piętnaście i ani sekundy dłużej.
-
Oczywiście, pani profesor – podziękowała nauczycielce, która ostatni raz
spojrzała nieco podejrzliwie na ślizgona, a następnie zniknęła im sprzed oczu,
łopocząc za sobą charakterystyczną zieloną szatą. Gdy tylko do uszu Hermiony
dobiegł dźwięk zamykanych drzwi, zerwała się jak poparzona w kierunku stojaka,
na którym wisiały przygotowane sukienki i wyciągnęła jeden z pokrowców,
rzucając go niedbale na krzesło. Podwinęła rękawy szlafroka i zabrała się za
szukanie odpowiednich pantofelków, ale jak na złość nie mogła znaleźć
jaśniutkich szpilek, które komponowałyby się z wybranym strojem. Zakładając
biżuterię dostrzegła, że Draco majsterkuje przy zapięciu od czarnego pokrowca,
w którym znajdowała się kreacja na finał konkursu. Podeszła do niego i
trzepnęła go lekko po rękach, zabierając następnie sukienkę i znikając za parawanikiem.
Już prawie odwiązała supełek od paska szlafroka, gdy przypomniała sobie o
nieproszonym gościu znajdującym się zaledwie kilka metrów od niej. Wychyliła
się zza drewnianego skrzydełka i tak jak przypuszczała, Draco siedział sobie w
najlepsze naprzeciw lustra, w którym bez krępacji mógł oglądać jej
przygotowania do wyjścia na scenę.
-
Wyjdź, bo nie ręczę za siebie – zagroziła mu, a blondyn uśmiechnął się
filuternie, jednak bez słowa sprzeciwu zniknął jej z pola widzenia, a sądząc po
skrzypiącym dźwięku wydawanym przez drzwi od kulis udał się na Wielką Salę,
zapewne by poszukać Zabiniego. Natychmiast oparła się o zimną ścianę i zamknęła
oczy, a ręka automatycznie powędrowała do lekko napuchniętych ust. Dopiero
teraz do niej dotarło, że całowała się z Malfoyem. Z tym samym Malfoyem, który
kilka godzin temu omal nie udusił jej na korytarzu. Czy ona jest normalna?
Gdzie się podział zdrowy rozsądek? I gdzie są wyrzuty sumienia? Gdzie się
schowały? Nieczuła nic oprócz bijącego szybko serca, drżących kolan i lekko
pulsujących warg. Ten chłopak, z którym przed chwilą dała się ponieść emocjom,
nie jest Malfoyem, którego zna. Ten arogancki ślizgon nie byłby delikatny i
czuły, nie dotykałby jej z taką miękkością i subtelnością; nie takiego
pocałunku się spodziewała, a jednak nie chciała żadnego innego. Znała Malfoya,
teraz poznała Dracona, który jest kompletnie różny od mężczyzny, który
prezentował jej się na korytarzach szkoły. Nie jest brutalny i nachalny, nie
interesuje go wyłącznie własne zadowolenie, nie pozwoliłby wyrządzić jej
krzywdy. Po zasmakowaniu jego warg, po delikatności jego gestów, chciała znać
tylko Dracona. Nie egoistycznego ślizgona, który dostrzegał czubek własnego
nosa, a potem długo, długo nic. Pragnęła mieć w pamięci tego czułego chłopaka,
lekko nieporadnego i nieśmiałego, a jednak potrafiącego dać jej dużo więcej,
niż gorące i erotyczne pocałunki Malfoya, których na szczęście nie
doświadczyła. Gdyby tak było, uczucia po niedawnych pieszczotach wybuchłyby w
niej dwa razy mocniej, a ona nie byłaby w stanie pozwolić mu odejść. Chciała
ciepła i zrozumienia, pragnęła szczerej i silnej miłości, której nic nie byłoby
w stanie zniszczyć. Czy Draco może jej to dać? Czy jest w stanie skoczyć na tak
głęboką wodę i powierzyć mu swe serce?
* * * * *
Czekał
przed wejściem za kulisy i patrzył się z uporem maniaka na zegarek na
nadgarstku. Otrzymane przez McGonagall piętnaście minut nieubłaganie zbliżało
się do końca, a Hermiony jak nie było, tak dalej nie ma. Nie chciał wchodzić
nieproszony, ale chyba nie będzie miał wyjścia, ponieważ przygotowania gryfonki
znacznie się przedłużają. Nacisnął więc niepewnie klamkę i rozejrzał się po
pomieszczeniu, ale nie dostrzegł dziewczyny przy toaletce, ani nie słyszał jej za
parawanikiem. Nie ukrywał, że trochę go to zaniepokoiło, ale gdy wszedł do
środka i zobaczył siedzącą w ciemnym kącie Granger uspokoił się odrobinę i od
razu do niej podszedł. Kobieta musiała unieść głowę, żeby na niego spojrzeć, a
dodatkowo brak oświetlenia w tej części pomieszczenia wcale nie ułatwiał jej
sprawy. Chciała mu powiedzieć, co jej leży na sercu, ale chłopak ją wyprzedził,
podając jej dłoń i obdarzając delikatnym uśmiechem.
-
Gotowa? – Pokręciła przecząco głową, a brwi Dracona zmarszczyły się
nieznacznie. Kucnął przed nią, a Hermiona uciekła od niego spojrzeniem.
-
To znowu zabawa? – zapytała niespodziewanie, pogłębiając widoczne na twarzy
blondyna niezrozumienie. – Mścisz się za to z korytarza?
-
Więc o to chodzi – powiedział bardziej do siebie niż do niej, ale dziewczyna
siedziała tak blisko, że bez problemu usłyszała każde słowo.
- Nikt
nie zmienia się w kilka godzin, a już na pewno nie tak jak ty. – Chciał ją
złapać za rękę, ale zabrała ją w ostatniej chwili. – Powiedz, że się odgrywasz
na mnie.
-
A jeśli nie? – Spojrzała na niego kątem oka i przeraziło ją to, co zobaczyła w
szarych tęczówkach chłopaka, a raczej to, czego w nich nie dostrzegła. – Co jeśli
faktycznie chcę spróbować być z tobą?
- To
bardzo będziesz się musiał natrudzić, żeby mnie do tego przekonać – odparła nieco
apatycznie, ale nie zraziło to chłopaka. Tym razem bez przeszkód ujął jej dłoń
w obie swoje i gładził delikatnie jej wierzch i część wewnętrzną. Czuł od czasu
do czasu dreszcze przechodzące przez ciało Hermiony i słyszał jej niespokojny
oddech.
-
Nie jestem idealny. Nie jestem nawet w połowie taki, jaki być powinienem. Ale
daj mi szansę, Granger. Naucz mnie być osobą, którą jestem teraz.
-
Jesteś szalony – wymówiła na głos kotłujące się w głowie myśli, czym wywołała
na twarzy chłopaka pogodny uśmiech. – Nienormalny wręcz. Jak mam w to uwierzyć?
- Masz
do stracenia tyle samo co ja. Jak nie wyjdzie, świat się nie zawali.
-
Za dużo się dzieje. – Dobiegły do nich głosy profesor McGonagall i profesora
Snape’a z Wielkiej Sali, którzy próbowali przygotować uczniów na ostatnią,
decydującą fazę konkursu. Hermiona dobrze wiedziała, że nie mają już czasu na
rozmowę i musi zdecydować, czy jest gotowa zaryzykować. A nie była i musiała o
tym powiedzieć Malfoyowi. – Muszę to przemyśleć, potrzebuję czasu. Wybacz mi,
Malfoy, ale wszystko dzieje się za szybko.
- Ja
nie zrezygnuję. – Tylko tyle był w stanie powiedzieć po tym, co usłyszał od
dziewczyny. Nie czuł do niej żalu, ale musiał przyznać się przed samym sobą, że
jej słowa ubodły go, choć starał się tego nie pokazać. Gdzieś tam jednak w
środku, w miejscu, gdzie do tej pory nie działo się nic, zapłonęło ognisko
ciepła i nadziei mówiące mu, że nie może się poddać, bo straci najbardziej
wyjątkową dziewczynę, jaką mógł sobie wymarzyć.
Podniósł
się odrobinę niezgrabnie i podał Hermionie rękę, którą tym razem dziewczyna
przyjęła bez sprzeciwu. Pomógł jej wstać i w milczeniu pokonali drogę
prowadzącą na główny wybieg. Starał się nie patrzeć na nią nachalnie, ale nic
nie mógł poradzić, że sukienka, którą miała na sobie przyciągała jego wzrok.
Była długa, jak wszystkie poprzednie, ale składała się z większej ilości
materiału, który powiewał leciutko przy każdym ruchu kasztanowłosej, tworząc baśniowe
efekty, jakby była leśną driadą. Do tego pastelowy kolor błękitu przywodził mu
na myśl bezchmurne niebo, w które bardzo lubił się wpatrywać, gdy tylko
nadarzyła się okazja. Góra była zwyczajna na pierwszy rzut oka. Kończyła się na
wysokości talii, przyozdobiona krynoliną w odcieniu kości słoniowej, na grubych
ramiączkach płynnie łączących się z dekoltem. Misterne ażurowe wzory, które
zostały na niej wykonane dodawały jej lekkości i dziewczęcego uroku. Hermiona
wyglądała olśniewająco i był blisko, aby jej o tym powiedzieć, ale nie zdążył,
gdyż przeszli przez ciężką kurtynę, za którą stał tłum rozentuzjazmowanych
uczniów, znajdując się pod ostrzałem ciekawskich spojrzeń. Poprowadził ją przez
wybieg i stanęli na przygotowanym dla nich miejscu, a bok nich nie wiadomo kiedy
pojawili się Severus Snape i Minerwa McGonagall, choć na dobrą sprawę mogli już
tam być od dłuższego czasu. Nauczyciel eliksirów korzystając z panującej wrzawy
na widowni wręczył Draconowi srebrną kopertę, a chłopak dopiero wtedy dostrzegł
fioletowe sińce widniejące pod lewym okiem opiekuna domu.
-
Panie profesorze? – Wskazał dyskretnie na obite miejsce, a Snape odchrząknął
nieznacznie, odwracając głowę w stronę sceny, na której znalazły się już
wszystkie kandydatki do tytułu Miss Hogwartu.
-
Komplikacje przy obradach – odpowiedział wymijająco, wskazując nerwowo na
uczennice i miotając się jeszcze chwilę przy stanowisku komentujących. Złapał w
końcu McGonagall pod ramię i zniknął z wybiegu tak szybko, jak się na nim
pojawił. Młody arystokrata czuł ciążącą mu w dłoniach kopertę i uciskający
kołnierzyk od koszuli. Hermiona stała tuż obok niego uśmiechając się promiennie
i uczestnicząc w dobiegających końca oklaskach. Patrząc na nią uświadomił sobie,
że to ostatnie minuty, kiedy może przekonać do siebie pannę Granger. Nie
zrezygnuje z niej, nie stłumi zalążka uczucia, którym ją obdarzył w ciągu
dzisiejszego wieczoru. Bo zaczął myśleć o niej zupełnie inaczej – nie jak o
koleżance ze szkoły, wyjątkowo upartej i przemądrzałej, ale jak o kobiecie,
która łata dziury w jego osobowości, napełniając je nieznanymi mu dotąd
emocjami. A on je bardzo polubił i nie zamierzał się ich pozbywać, ale nie miał
pomysłu, jak nie pozwolić kasztanowłosej odejść. Czas kurczył mu się
nieubłaganie, owacje dobiegały końca, a Hermiona rzuciła już na siebie zaklęcie
nagłaśniające. Myśl, Draco. No myśl, do
jasnej cholery! Miał do dyspozycji kopertę, różdżkę, oraz własny głos. Co
może z tym zrobić?
-
Jaka szkoda, że tak przepiękny i obfitujący w niesamowite emocje wieczór
dobiega już końca. – Rozbrzmiał mu w uszach perłowy głos Granger, która
rozpoczęła już końcowy występ. Szybko rzucił na siebie zaklęcie i wyprostował
się, trzymając srebrną kopertę z wynikami na wysokości przepony. – Razem z
dziewczętami uczestniczyliśmy w trzech kategoriach konkursu, dzieliliśmy z nimi
radość i smutek, przypatrywaliśmy się zmaganiom mającym na celu wyłonienie
spośród kandydatek najpiękniejszej uczennicy Hogwartu. Ale niestety wieczór
nieubłaganie zbliża się ku końcowi, prawda Draco?
-
Tak, tak – odpowiedział lakonicznie, wdziewając na usta kurtuazyjny uśmiech.
Hermiona spojrzała na trzymaną przez niego kopertę, dając mu do zrozumienia, że
powinien o niej wspomnieć, co zresztą chwilę potem uczynił. – Otrzymałem przed
chwilą wyniki głosowania jury, które znajdują się w tej właśnie kopercie. –
Uniósł ją nieco wyżej, aby koledzy i koleżanki mogli bez problemu zobaczyć
przedmiot.
-
Głosy zostały starannie przeliczone przez specjalnie zorganizowaną w tym celu
komisję skrzatów – dodała rzeczowo gryfonka, przekładając pomocnicze karteczki
w dłoniach. Kątem oka dostrzegła wychylającego się zza kurtyny Zabiniego, który
miał wnieść na scenę trzy diademy dla uczestniczek, które otrzymały najwięcej głosów
i znalazły się na podium.
-
Wszelkie fałszerstwa możemy zatem wykluczyć. – A no niestety, pomyślał Draco,
miętosząc w palcach srebrny papier. Gdyby mógł mieć jakikolwiek wypływ na
wyniki konkursu, gdyby mógł zmienić je przed wpisaniem na kartkę, z rozkoszą
umieściłby w środku nazwisko Hermiony i z olbrzymią chęcią włożyłby jej koronę
i szarfę. Żadna z dziewcząt stojących na scenie nie jest nawet w połowie tak
piękna jak Granger, a nie mówił wyłącznie o urodzie zewnętrznej. Każda z nich jest
wyjątkowa, każda się czymś wyróżnia, ale to nie wielkość biustu, intensywność
koloru oczu, czy biel uśmiechu determinuje ich urok. To wady i zalety,
umiejętności i słabości, zainteresowania i charakter, to wszystko sprawia, że
są najpiękniejszymi istotami na ziemi.
Nagle
dostał olśnienia, a do głowy wpadł mu iście genialny pomysł. Poczekał, aż
Hermiona skończy wypowiedź odnośnie sposobu weryfikacji głosowania i poprosi go
o otworzenie koperty, a wtedy będzie mógł wcielić swój plan w życie. Granger
będzie z pewnością wściekła i zrobi wszystko, żeby go powstrzymać, ale przecież
mówił, że nie zrezygnuje. Wypatrzył jeszcze stojącego za kurtyną Blaise’a,
który wychylał się zza niej od czasu do czasu, sprawdzając, czy aby przypadkiem
nie jest już proszony na scenę.
-
To wszystko, co musimy wiedzieć o sposobie głosowania, jaki wybrało nasze
wspaniałe jury. – Wskazała przy tym na stół sędziowski, a na sali rozbrzmiały
krótkie oklaski. Spojrzała w międzyczasie na Draco, który dawał znak Zabiniemu
na wniesienie koron i szarf. Uśmiechnął się do niej nieznacznie, a tętno
Hermiony momentalnie podskoczyło w górę. Czuła w kościach, że coś się święci, a
w czym bezsprzecznie weźmie udział Malfoy i miała co do tego dziwne przeczucia.
- Na
scenę tymczasem wchodzi Blaise Zabini, który czuwał nad bezpieczeństwem insygniów,
które otrzyma zwyciężczyni konkursu. – Czarnoskóry chłopak postawił na
specjalnym podwyższeniu przedmioty, a następnie stanął obok komentujących,
czekając na rozwój ceremonii.
-
Chyba możemy już otworzyć kopertę i sprawdzić, która z kandydatek otrzymała
tytuł najpiękniejszej. Mógłbyś, Draco? – zwróciła się do niego grzecznie,
starając się zapanować nad nerwową nutką, która pobrzmiewała w jej głosie.
Malfoy rozejrzał się po widowni, przystanął na chwilę przy sędziach, a
następnie przeniósł wzrok na uśmiechającą się niespokojnie pannę Granger,
której bursztynowe tęczówki krzyczały do niego, że stanowczo zbyt długo odwleka
w czasie podanie wyników. Arystokrata obdarzył ją filuternymuśmieszkiem i
wyszedł na główny podest, kierując się w stronę kolegów i koleżanek
zgromadzonych przed sceną. Czuł zaniepokojenie Hermiony i zdziwienie pozostałej
części sali swoimi poczynaniami, ale miał tylko jedną szansę, żeby przekonać do
siebie dziewczynę i nie zamierzał z niej zrezygnować. Wyprostował się przy
samym końcu wybiegu i odkaszlnął, zwracając na siebie uwagę tych osób, które już
zajęły się plotkowaniem na temat prezentowanej sceny.
- Chciałbym
coś powiedzieć, zanim poznamy imię zwyciężczyni konkursu, które znajduje się w
tej kopercie. – Uniósł ją ponownie odrobinę nad głowę i zaczął chodzić miarowo
po scenie, chwytając od czasu do czasu nic nie rozumiejące spojrzenia kolegów
bądź koleżanek. – Jak wszyscy wiemy, piękno jest pojęciem względnym i każdy
postrzega je w innych kategoriach. Weźmy takiego mnie. Jestem obrzydliwie
bogaty i wcale się z tym nie kryję. Natura obdarzyła mnie anielskimi, niemal
boskimi rysami twarzy, a przynajmniej tak mi mówiła jedna z moich dziewczyn.
Mam pozycję w społeczeństwie, klasę i wdzięk, których niejeden facet mi
zazdrości.
-
Do tego jesteś niesamowicie skromny – odezwał się ironicznie stojący stosunkowo
blisko sceny Harry, a Draco uśmiechnął się do niego dobrodusznie, przechylając
lekko głowę w prawą stronę i wskazując na niego ręką, w której trzymał kopertę.
Na sali od razu dało się słyszeć rozbawione stwierdzeniem gryfona głosy, ale ślizgonowi
w ogóle to nie przeszkadzało.
-
Święte słowa, Potter. – Harry prychnął w odpowiedzi, a Malfoy kontynuował
wykład, kątem oka dostrzegając blada jak ściana twarz Hermiony. – Parafrazując,
jestem nadzianym narcyzem, a i tak każdy chciałby być mną. I wiecie, jak
wybierałem do tej pory kolejne dziewczyny? – Rozejrzał się po widowni, jakby
oczekiwał od kogoś odpowiedzi. – Nie będę tu wchodził w szczegóły i podawał wam
dokładnej analizy, gdyż jutro mogłoby mnie tu z wami nie być, nie patrz się
tak, Weasley. Wiem, że bardzo byś tego chciał. – Obrzucił nieco rozbawionym spojrzeniem
Rona, który momentalnie spąsowiał na twarzy. – Chcę jedynie powiedzieć, że
praktycznie każdy mężczyzna, każdy, drogie panie, w pierwszej kolejności zwraca
uwagę na wasz wygląd. Jesteśmy obcesowi i niewychowani, a do tego niesamowicie
głupi.
-
Mów za siebie, Malfoy – odezwał się ktoś z widowni, a Draco szybko rozpoznał
głos Anthony’ego Goldsteina – ucznia Ravenclawu.
-
Ależ oczywiście, Goldstein – podkreślił bardzo wyraźnie nazwisko chłopaka, a
oczy wszystkich zgromadzonych spoczęły na krukonie. – Mówię cały czas za
siebie. Ale pozwolisz, że wypowiem się w twoim imieniu i uświadomię Cho Chang,
że zwróciłeś na nią uwagę tylko przez jej orientalną urodę. Nie masz mi tego za
złe, prawda? – Obrzucił bruneta zjadliwym uśmieszkiem, a następnie pokonał całą
długość wybiegu, aż znalazł się przy stojących na głównym podeście dziewcząt,
które niewiele rozumiały z jego zachowania. Wyglądały na zagubione i dość
zakłopotane, wymieniając między sobą od czasu do czasu spojrzenia. Draco
zatrzymał się przy pierwszej kandydatce z brzegu, która okazała się Luna
Lovegood i ponownie odezwał się do publiczności. Swoją drogą ciekawiło go,
kiedy Snape lub McGonagall zechcą przerwać mu przedstawienie.
- Spójrzcie
na te dziewczyny – mówił do widowni, ale cały czas patrzył w przerażone oczy
Hermiony, która stała jak sparaliżowana przy stanowisku komentujących. – Czy naprawdę
potrafimy dostrzec w nich tylko kolor oczu? Większość z was pewnie nawet tego
nie potrafi zapamiętać, ale to już temat na inną okazję. Czemu skupiamy się na
kolorze i długości włosów? Czemu kontemplujemy nad ich sylwetką pod względem
wielkości piersi i szczupłości talii? Chcecie wiedzieć, jak one się wtedy
czują? Chcecie wiedzieć, czego dokonujecie przez takie analizy? Ginny, co ci
takie zachowanie chłopców przypomina? – Wyciągnął różdżkę z kieszeni spodni i
przybliżył ją do szyi dziewczyny, która odpowiedziała bez najmniejszego
zająknięcia.
- Wycenę
towaru. – Wśród kandydatek dało się słyszeć wielkie poruszenie, które wywołały
słowa rudej. Draco wychwycił, że dziewczęta zgadzają się z opinią koleżanki i
zaczęły głośno demonstrować swe oburzenie poprzez gwizdy i krzyki w kierunku
będących na widowni chłopców.
-
Kretyni! – uniosła się wzburzona Astoria, a w jej ślad poszła jedna z sióstr
Patil.
-
To jest podłe i uwłaczające!
-
Czy ja wyglądam, jakbym była na sprzedaż? – dopytywała jakaś puchonka. Draco
obserwował wywołane poruszenie z niekłamaną satysfakcją, ale wtem dostrzegł machającego
w jego kierunku Blaise’a, który mówił mu, że trzeba jak najszybciej przerwać
powstałe zamieszanie, bo jeszcze ktoś może zostać ranny. Przytaknął mu w
odpowiedzi głową i klasnął kilka razy w dłonie, a poruszone dziewczęta
natychmiast się uspokoiły.
- Każdy
z nas chyba teraz widzi, że ograniczyliśmy się wyłącznie do jednej strefy
podziwu nad kobietą. A przecież jest druga, zdecydowanie ważniejsza, a którą
teraz chciałbym wam przybliżyć. – Hermiona stała obok Blaise’a i darła w drobne
kawałeczki pomocnicze karteczki, które trzymała w rękach. Nie wierzyła, że to
co widzi naprawdę ma miejsce i nie jest we śnie. Czy Malfoy rzeczywiście
zamierza potępić zainteresowanie wyłącznie kobiecym ciałem? Miała wrażenie, że
znalazła się w jakimś filmie, gdzie główny bohater nagle zmienia całe swoje
dotychczasowe życie i zaczyna kierować się innymi wartościami. Nie poznawała przemawiającego
do jej kolegów i koleżanek Dracona. To znaczy znała go, ale to był znów ten sam
jasnowłosy chłopak, który całował ją za kulisami. Nie był zadufanym w sobie
gnojkiem, a pogodnym i wrażliwym mężczyzną, przy którym zupełnie traciła nad
sobą kontrolę, tak jak na przykład teraz. A jeśli wszystko co mówił, jeśli całe
to przedstawienie było zrobione z myślą o niej i nie było w jego słowach ani
krzty kłamstwa, wtedy może mu powiedzieć, że dokonał niemożliwego i sprawił, że
mu zaufała całą sobą.
-
Ten to potrafi przemawiać. – Spojrzała na stojącego obok niej Blaise’a, który uważnie
studiował każdy kolejny ruch przyjaciela. – Rzeczywiście musisz być bardzo
wyjątkowa, bo inaczej w życiu by czegoś takiego nie zrobił.
-
Myślisz, że on to robi dla mnie? – spytała nieco zdziwiona, ale poczuła w sercu
mocne ukłucie nadziei.
-
No przecież nie dla mnie. – W ślad za słowami Zabiniego na policzkach
kasztanowłosej dziewczyny pojawiły się lekkie rumieńce. Nie odezwała się więcej
do ślizgona; wsłuchiwała się w miękki, ale przekonywający głos Malfoya, który
chodził między uczestniczkami konkursu i wymieniał ich zalety oraz zdolności i
zainteresowania. Był przy tym tak szczery i niewymuszony, że mogła go słuchać
choćby i całą noc.
-
I wiecie co? Dziwię się, że żaden z facetów obecnych na sali nie potrafi
docenić tej drobnej krukonki, którą jest Luna. Dobra, czasem powie coś kompletnie
od rzeczy, ale czy to nie czyni jej tak bardzo wyjątkowej? Poza tym ona jedna
wie, czym są gnębiwtryski i zazdroszczę mężczyźnie, który dzięki niej nie
będzie ich nigdy miał. – Luna zaczerwieniła się po same cebulki włosów, a Draco
to samo zakłopotanie dostrzegł na twarzy Longbottoma. – Więc przestań się
chować po kątach, Neville, i zaproś ją gdzieś wreszcie, bo chyba tylko ty jeden
wśród zgromadzonych doceniasz piękno tej dziewczyny. – Podał blondynce rękę i
poprowadził ją jak pozostałe dziewczyny w stronę widowni, a następnie oddał ją
grofonowi, który cały czerwony został wypchnięty przed szereg uczniów. Wrócił
do reszty kandydatek i położył ręce na ramionach Ginny, która aż podskoczyła z
zaskoczenia, a potem zaśmiała się radośnie. – Panna Weasley. Skarb rodziny
Weasleyów. Bez wątpienia najbardziej rozgarnięta i zaradna z nich wszystkich
życiowo. Świetnie gra w quidditcha i doskonale radzi sobie w kuchni. Prawda,
Blaise? – zwrócił się do przyjaciela, który uniósł znacząco kciuk w górę, a
ruda dziewczyna uśmiechnęła się do niego ciepło. – To dlaczego, do jasnej anielki,
jej tego nie powiesz? Obudź się, bo Potter też ma do niej ciągoty, a nie widzi
dziewczyny, którą zesłały mu niebiosa. Tak, Potter, o Parvati właśnie mówię. –
Ujął siostrę Patil za rękę i przeszedł z nią przez wybieg, kierując się ku
oszołomionemu Harry’emu, a Blaise w tym czasie opuszczał scenę z uwieszoną mu
na szyi i śmiejącą się perliście Ginewrą.
-
Ja cię zabiję, Malfoy – zagroził blondynowi niezbyt skutecznie, ale już po
chwili jego złość minęła jak ręką odjął, gdy Draco pomógł zejść z podestu
rozdygotanej Parvati, która od razu wpadła w ramiona gryfona.
-
Wcześniej mi podziękujesz. A ty, Finnigan nie stój jak sierota, gdy dziewczyna,
której imię piszesz z namaszczeniem praktycznie na każdym pergaminie stoi tuż obok
ciebie. – Seamus spąsowiał na twarzy, gdy obrócił się w kierunku Padmy, która
spuściła głowę, kiedy skrzyżowała z nim wzrok. Uśmiechnęła się do niego
nieśmiało, a chłopak wyglądał, jakby głęboko się nad czymś zastanawiał. Draco
nie wiedział, co się działo dalej, gdyż obrócił się do widowni plecami, ale
sądząc po rozentuzjazmowanych okrzykach i oklaskach, Finnigan prawdopodobnie
pocałował siostrę Patil. Blondyn tymczasem z anielskim uśmiechem na ustach kroczył
prosto ku Hermionie, której ciepły uśmiech zamienił się w lekko rozchylone usta
i przestraszony wzrok. Nie była w stanie protestować, gdy Malfoy wziął ją pod
rękę i poprowadził na środek sceny, gdzie obejmujący się czuje adepci magii
spoglądali na nich zaciekawieni. Chciała coś powiedzieć do chłopaka, a
najlepiej uciec i nie wystawiać się na publiczne widowisko, ale ślizgon trzymał
ją mocno, a przy tym bardzo subtelnie, nie przestając patrzeć na nią iskrzącymi
srebrnymi oczami.
- Stoi
tu przed wami zupełnie niepozorna dziewczyna – zaczął miękko, a Hermiona
zaczerpnęła głęboko powietrza, ściskając go mocniej za palce u dłoni. – Wszyscy
ją znamy i doceniamy jej inteligencję. Ale czy Hermiona Granger, czy ta cudowna
perła w koronie Gryffindoru składa się tylko z bezgranicznej wiedzy? Czy może
jest coś więcej, co czyni z niej najwspanialszą kobietę, jaka stąpa po ziemi?
- Powiedz
to, Draco! – krzyknęła do niego Pansy, która podtrzymywała się na ramieniu Rona
i uśmiechała do przyjaciela promiennie, a kilka osób na sali wyraźnie ją po
parło.
-
Ma przepiękny uśmiech, od którego miękną kolana. Niezwykły śmiech
przypominający drobne dzwoneczki uderzające o siebie. Jej oczy to dwa
drogocenne skarby, które mienią się jak bursztyn w promieniach wschodzącego słońca.
A pod tym wszystkim kryje się niesamowita osobowość najbardziej niezwykłej
dziewczyny, jaką poznałem w swym życiu. Hermiona to nie tylko inteligencja, ale
również wrażliwość, upartość, czasem złośliwość, czysta wyrozumiałość,
cierpliwość, szczerość, oddanie i siła. Nie znam piękniejszej zarówno
wewnętrznie jak i zewnętrznie dziewczyny. Żadna nie miała w sobie tyle
wytrwałości, aby chcieć mnie zmienić. I wiecie co? Chrzanić ten cały konkurs
piękności. – Podarł trzymaną w ręku kopertę, a na sali rozbrzmiały gromkie
oklaski, do których przyłączyli się po chwili nauczyciele. Hermiona natomiast
miała już wszystko gdzieś. Nie obchodziło jej, czy ktoś się na nią patrzy i co
powiedzą o niej koledzy i koleżanki. Właśnie była świadkiem najwspanialszego i
dość nietypowego wyznania uczuć, do jakiego zdolny był tylko Draco Malfoy. Nie
Draco czy Malfoy. Właśnie Draco Malfoy – czuły i złośliwy, delikatny i
bezpośredni, z wadami i zaletami – najbardziej zagmatwana osoba, jaką przyszło
jej poznać, a przy tym jedyny mężczyzna, którego darzyła głębokim uczuciem. I
gdy chłopak wyrzucił skrawki papieru, które zostały po kopercie, a potem złapał
ją w talii i złożył na jej ustach czuły pocałunek, oddała mu się bez reszty i
odwzajemniła pieszczotę, a towarzyszyły im głośne owacje rozbrzmiewające w
całym Hogwarcie.
* * * * *
Siedem lat później…
Hermiona
wynosiła do ogródka tacę z lemoniadą, gdzie jej najlepsi przyjaciele świętowali
urodziny jej syna. Była matką oraz żoną, innymi słowy pracowała w
najwspanialszym zawodzie, jaki mogła sobie wymarzyć. Nigdy nie żałowała, że
zdecydowała się zaufać Draconowi w dniu pamiętnego konkursu piękności. Od tego
momentu zaczęła się ich wspólna przygoda, obfitująca w wiele łez radości i
smutku, w krzyki szczęścia i rozpaczy, ale nigdy ich uczucie nie straciło na
intensywności. Z małej iskierki, która zrodziła się między nimi grudniowego
wieczoru w Hogwarcie, powstało rodzinne ognisko, do którego z każdym rokiem
dokładali coraz więcej drzewa i dbali, by ogień ich miłości nie przygasł nawet
odrobinę. Przyjaciele dziwili się, skąd w nich tyle pasji i siły. Czasem
słyszeli od nich, że nie wytrzymają ze sobą długo. A tu proszę, już siedem lat
minęło, od kiedy są razem i nic nie zapowiadało, że ich wspólna bajka ma się
kiedyś skończyć. Tym bardziej, że do ich domowego ogniska właśnie wleciała
kolejna iskierka miłości.
Z promiennym
uśmiechem stanęła przy stoliku, wokół którego zgromadzili się ich najbliżsi przyjaciele
– Harry i Parvati, Blaise i Ginny, Ron z Pansy, Theodore i Astoria, Neville z
Luną, a nawet Gregory i Cho. Okazało się, że świętują dziś więcej niż jedną
okazję, gdyż państwo Weasley ogłosili, że spodziewają się dziecka, a Zabini pochwalił
się oświadczynami w Paryżu. Ona również miała dla nich radosną nowinę, ale
chciała, by był przy tym również Draco, który zniknął gdzieś niespodziewanie z
ich czteroletnim synem Scorpiusem.
- Widzieliście gdzieś
Draco? – spytała, rozglądając się po ogrodzie.
- Zaraz ich
znajdziemy – odezwała się Parvati, która odeszła na chwilę od stołu i zawołała swoje
dziecko. – James!
Chłopiec wyłonił się zza krzewu bukszpanu, który
rósł w ogrodzie, a po chwili pojawił się również Scorpius, który machał
nieporadnie w kierunku Hermiony. Uśmiechnęła się do niego radośnie i zaśmiała
perliście, gdy Draco złapał ich syna pod boki i posadził na barkach, a malec zaczął
się głośno śmiać. Jej mąż drugą rękę podał synowi Potterów i cała trójka
niedługo potem znalazła się w drewnianej altanie. James wskoczył ojcu na
kolana, a mały Scor objął Draco za szyję i przytulił się do niego.
-
Dobrze, że już przyszliście chłopcy – odezwała się do nich kasztanowłosa
dziewczyna, nie przestając uśmiechać się promiennie. Malfoy w tym czasie objął
ją wolną ręką w talii i przyciągnął do siebie, składając na ustach krótki
pocałunek. Ich syn nie omieszkał wyrazić swego niezadowolenia w dźwięcznym
słowie „ble”.
-
Miona ma z wami do pogadania – wtrąciła się wesoło Ginny, a przyjaciółka
posłała jej upominające spojrzenie.
-
Dla złagodzenia powiem, że jesteś piękna, kiedy się złościsz, kochanie. –
Wywróciła z politowaniem oczami, a Ron postanowił skomentować wypowiedź
blondyna.
-
Aha, jak się wkurzy to zostanie Miss Hogwartu. Znowu. – Nic nie mogła poradzić
na wypływające na policzki rumieńce. Dodatkowo wesołe śmiechy i potakiwania
przyjaciół wpędzały ją w coraz większe zawstydzenie. Oficjalnie nikt nie
otrzymał tytułu najpiękniejszej w trakcie wyborów w szkole, ale wszyscy zawsze
dopowiadali sobie historię, że to właśnie Hermiona została miss, a na pewno w
oczach Draco Malfoya. Zresztą nikt nie spieszył jakoś ze sprostowaniem faktów.
- Bądźmy
na chwilę poważni, bo Hermiona naprawdę ma coś ważnego do powiedzenia. –
Uspokoiła towarzystwo Astoria, a pani Malfoy uśmiechnęła się do niej ciepło.
Wypuściła głośno powietrze z płuc i zwróciła bezpośrednio do Draco, który
wyczekiwał tego, co ma mu do powiedzenia z bijącym nerwowo sercem.
-
Draco – zaczęła dość pewnie, ale z każdym kolejnym słowem wzmagała się nerwowa
gestykulacja i drżenie w głosie. Nawet jej syn, maleńki aniołek, który patrzył
na nią dużymi srebrnymi oczami nie był w stanie jej uspokoić. – Wiesz, jak
bardzo cię kocham i Scorpiusa. Siedem lat to niedużo, ale też niemało, a ja nie
wyobrażam sobie dalszego życia bez was. Ale kilka dni temu pojawił się ktoś,
kogo obdarzyłam równie silną miłością co was i mam nadzieję, że wy też go
pokochacie.
- Czy
ty chcesz… - urwał wypowiedź, patrząc w rodzące się w oczach żony łzy. Z
bijącym sercem ściągnął z barków Scorpiusa i przytrzymał go w ramionach, a
druga ręką przyciągnął do siebie Hermionę, która zdążyła rozpłakać się na dobre,
a przy tym śmiała się cicho, wtulając się w męża i syna.
-
Merlinie, jacy oni są razem szczęśliwi – odezwała się rozmarzonym głosem Pansy.
-
Cała czwórka – dołączyła do niej Ginny, a Draco spojrzał na kobiety z niezrozumieniem,
a następnie przeniósł wzrok na Hermionę, która wzięła na ręce ich syna.
-
Jaka czwórka? – zapytał ją, a kobieta wyciągnęła z kieszeni spodni niewielką
fotografię i mu ją wręczyła. Nie zdziwiło ją, gdy jej mąż wpatrywał się w nią z
lekkim zdziwieniem. Przy pierwszej ciąży zamiast zdjęcia woleli nagranie.
Wskazała mu niewielki, prawie niewidoczny punkcik, ale blondyn w dalszym ciągu
zachowywał się, jakby nic nie rozumiał.
-
Widzisz?
-
Co?
-
Drugiego syna matole! – krzyknął do niego rozbawiony Blaise, a oczy Draco omal
nie wyleciały z orbit.
– Albo córkę –
dołączył się Harry, a blondyn patrzył na swą żonę szukając potwierdzenia
informacji w jej bursztynowych oczach. I dostrzegł wszystko, o czym przed
chwilą się dowiedział. Źrenice błyszczały się w promieniach słońca, a w
kącikach widniały jeszcze resztki łez. Całego obrazu dopełniał promienny uśmiech
szczęścia na malinowych wargach kobiety. Schował zdjęcie do kieszeni i mocno ją
przytulił, całując po czole, powiekach, policzkach, aż dotarł do ust, na
których zatrzymał się nieco dłużej. Poczuł się dokładnie jak w Hogwarcie;
przyjaciele gratulowali mu oklaskami i słowami uznania, a on tak jak przeszło
siedem lat temu trzymał w ramionach najcudowniejszą kobietę na świecie. Teraz
miał jeszcze Scorpiusa i maleńką istotkę spoczywającą pod sercem Hermiony. Nie
żałował zmiany. Nie żałował ani jednej minuty spędzonej w towarzystwie dziewczyny,
która odmieniła całe jego życie, a teraz stoi przy nim. Z każdym rokiem
zakochiwał się w niej na nowo. Każdego dnia przekraczali granice miłości, która
się między nimi zrodziła. I nie wyobrażał sobie nie kochać tej cudownej
kobiety. Nie potrafił przeżyć bez niej nawet pół dnia. Gdy wszyscy myśleli, że
uczucie wygasa, oni pokazywali im, że potrafią rozpalić je dwa razy mocniej. Podtrzymywali
jego ogień siłą trwającego między nimi zakochania. Był kochany i kochał, tego
tak naprawdę szukał w życiu. A teraz ma najwspanialsze trzy powody do
bezgranicznej miłości, jakie mógł otrzymać od losu.
Tak długo czekałam na ostatnią część �� piękna <3
OdpowiedzUsuńYeah pierwsza XDXD Uwielbiam twoją twórczość :D
OdpowiedzUsuńPopłakałam się. Zagmatwana, chwilami niezrozumiała, zabawna i urocza. Jednym słowem idealna. Tak jak mówiłam wczoraj wynagrodziłaś z nawiązką to małe opóźnienie. Dziękuję za to, że piszesz. Mocno Sciska
OdpowiedzUsuńLa Catrina
PS. Powodzenia na sesji. Trzymam kciuki
Według mnie każda cześć tej miniaturki się różni. Jest jakby z innej bajki. Ale spokojnie, to dobrze! To świadczy tylko i wyłącznie o Twoim talencie! Mało kto potrafiłby nas tak zadziwić, serwując za każdym razem inną wersję Hermiony :D
OdpowiedzUsuńCo do tej części - cudna. Z pewnością bd wracać zarówno do niej jak i do pozostałych dwóch jeszcze nie raz!
Aż mi słów zabrakło!!! :D to jest to czego oczekiwałem po tych 3 częściach :D w pełni zgadzam się z poglądem Draco na temat piękna Hermiony. Najlepsze Dramione właśnie tak powinno zostać pokazane :D Nawet biłem brawo na myśli Draco w 1 fragmencie :D
OdpowiedzUsuńMagia!
Pozdrawiam i życzę duuużo weny!!
Poryczałam się ! Końcówka konkursu Miss Hogwartu najlepsza! Przedmowa Draco była niesamowita, nagle zeswatał pół szkoły. Dobry jest!
OdpowiedzUsuńJesteś najlepsza! Całość nieziemska.
Pozdrawiam,
Kinia
Tego mi było trzeba - jak Ty to robisz, że zawsze mam ochotę znaleźć Cię i mocno przytulić? ❤
OdpowiedzUsuńCo prawda, jeszcze trochę i próchnicy bym dostała, ale każdemu od czasu do czasu należy się słodka, lekka miniaturka (która w dodatku jest dobrze napisana). Tak więc dziękuję i trzymam kciuki - sesja w końcu mu być zdana celująco (grunt to mierzyć wyżej niż inni :D)!
Pozdrawiam,
C.
wieczne-pioro-cassie.blogspot.com
Nie wiem od czego zacząć... Przepiękna miniaturka. Pisz więcej takich cudeniek ♡
OdpowiedzUsuńEmi
Naprawdę lepszej miniaturki nigdy nie czytałam, gdzieś tam napisałaś, że Hermiona znalazła się w przepięknej bajce, której nikt nie był w stanie opowiedzieć słowami. Ty to zrobiłaś i to świadczy o twoim ogromnym talencie. Naprawdę bardzo ci gratuluje, a przede wszystkim dziękuje, że mogłam czytać coś tak cudownego. To było tak piękne, że aż mi łzy płynęły jak czytałam. Na następne rozdziały mogę nawet 10 lat czekać. Jeszcze raz naprawdę Ci dziękuje, że chociaż przez chwilę mogłam się znaleźć w tak cudownej bajce.
OdpowiedzUsuńNie no... Ja w to nie wierzę! To niemożliwe! Jak?... Skąd ten pomysł wytrzasnęłaś?? Skąd bierzesz tyle weny? Podasz Mi Jej źródło? Chętnie skorzystam. ;) Miniaturka, a w zasadzie wszystkie trzy części są piękne, wspaniałe, cudne, niezwykłe, idealne, słodkie, jedne z najlepszych, zaj***ste, i po prostu, takie, jakie mają być.
OdpowiedzUsuńMasz ogromny talent, nie marnuj Go. :)
Weny i buziaki;*
Tessa
To takie piękne. Weny
OdpowiedzUsuńJadę autokarem do Torunia i się popłakałam, no. Na dodatek zużyłam 15% baterii. Cudowna.Słowa Draco... Miód na serce. Uwielbiam twoje teksty, ponieważ piszesz prawdę :P
OdpowiedzUsuńDobra, nie chce mi się najzwyczajniej pisać czegoś dłuższego. Będę czekać!
Trzymam za ciebie kciuki i pozdrawiam!
KH
Cudna miniaturka, można się rozpłynąć. :)
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej takich!
Z chęcią zabiorę się za czytanie Twojego opowiadania i reszty miniaturek. :))
Życzę z całego serca weny, której Ci w sumie nie brakuje jak widać po miniaturce. :)
Pozdrawiam serdecznie,
Ariela
http://breathe-you-in-dh.blogspot.com/
Spaniale
OdpowiedzUsuńJak można tak pisać? Cudo, absolutnie cudo! Nigdy nie komentuję niczego i jest to mój pierwszy komentarz zostawiony na czyimś blogu, a uwierz, to naprawdę o czymś świadczy ;) Zastanawiam się tylko, czy tekst był betowany, bo momentami wcinają mi się błędy... Zwykle w braku jakiegoś słowa lub błędnej odmianie czasownika. Wydaje mi się jakbyś czasem nie przeczytała tego, co napisałaś. A i korzystając z okazji, mdłości podczas ciąży zaczynają się w 5 tygodniu, więc Ginny ma przed sobą mniej czasu trwania ciąży niż 9 miesięcy :) Tego typu błędy się czasem pojawiają, ale można nad nimi przejść bez zepsucia całokształtu.
OdpowiedzUsuńCoś mnie naszło, żeby odpisać. Chyba radość, że wreszcie udało mi się skończyć pracę semestralną :D
UsuńTeksty absolutnie nie są betowane. Jestem samoukiem, więc wolę i lubię to robić sama, ale niekiedy przyswojenie pewnych zasad idzie mi wyjątkowo opornie, co niestety jest widoczne, ale z rozdziału na rozdział, z miniaturki na miniaturkę, mam nadzieję, że błędów zaczyna ubywać. Dobra, karmię się marzeniami, ale coś jeść przecież trzeba ;)
Nienawidzę tych cyferek, które psują zawsze cały tekst, jak chociażby sprawa ciąży Ginny. Oczywiście poprawię to, bo jest to błąd karygodny - tym bardziej, iż jestem kobietą i nie powinnam dopuścić do takich usterek w tekście. Przyznam się, że jakby zagłębić się w obliczenia matematyczne i dokładnie ułożyć fakty z życia bohaterów, nic nie będzie ze sobą grało. Przynajmniej ja nie mogę to tego ładu dojść.
Tekst czytam zawsze. Przed publikacją, w trakcie publikacji i po niej. I zawsze znajdę jakiś błąd, którego nie wyłapałam, ale często brakuje mi czasu, by później nanieść poprawki. Lubię, gdy czytelnicy piszą o niedociągnięciach, absolutnie mnie to nie irytuje, gdyż jest to forma pomocy, z której chętnie korzystam.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie,
Realistka :)
No i to jest autorka na medal!!!
UsuńPozdrawiam [Karola]
Twój blog jest jednym z moich ulubionych. Naprawde nie wiem jak tyvto robisz, że znajdujesz czas na pisanie postów i dodawanie ich co dwa tygodnie. Co do miniaturki... Świetna, nic dodać nic ująć. Nie mogę się doczekać kawy z Yves. Oj będzie ciekawie ☺ Pozdrawiam i powodzenia na sesji
OdpowiedzUsuńTwój blog jest jednym z moich ulubionych. Naprawde nie wiem jak tyvto robisz, że znajdujesz czas na pisanie postów i dodawanie ich co dwa tygodnie. Co do miniaturki... Świetna, nic dodać nic ująć. Nie mogę się doczekać kawy z Yves. Oj będzie ciekawie ☺ Pozdrawiam i powodzenia na sesji
OdpowiedzUsuńMiniaturka bardzo przyjazna w odbiorze i można ją z łatwością czytać. Końcówka mnie rozczululiła. Cieszę się, że historia zakończyła się happy endem!Powodzonka na sesji i pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuń~Madzik
Super miniaturka, poprawi humor każdemu i wywoła uśmiech na twarzy :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia na egzaminach!
Poświęciłem dziś sporo czasu na przeczytania wszystkich miniaturek i muszę przyznać ze nie był to czas stracony. Dziewczyno masz do tego talent i nikt temu nie zaprzeczy. Po prostu świetnie. Każde opowiadanie jest inne ale maja w sobie to coś ze nie można oderwać się od czytania. Denerwuje mnie komentarze super czy świetnie, ale sama nie wiem jak to opisać. Gratulują pomysłów, cierpliwości do czytelników i wytrwałości. A na koniec dodam, że chyba Ci zazdroszczę bo sama chciałabym umieć przelać na papier to co siedzi mi czasami w głowie. Gratulują i trzymamy kciuki za dalsze miniaturki.
OdpowiedzUsuńGratuluję tylu nietuzinkowych pomysłów! :-) aż mi przykro ze tak szybko juz epilog :P Najwspanialsze jest ze Draco zakochał się w prawdziwej Hermionie, mniej więcej książkowej, gdy tylko ja poznał bliżej :-) Miniaturka super, o talencie twoim juz nie wspominam, życzę udanej sesji! :-) i nie mogę się doczekać rozdziału :-(
OdpowiedzUsuńGratuluję tylu nietuzinkowych pomysłów! :-) aż mi przykro ze tak szybko juz epilog :P Najwspanialsze jest ze Draco zakochał się w prawdziwej Hermionie, mniej więcej książkowej, gdy tylko ja poznał bliżej :-) Miniaturka super, o talencie twoim juz nie wspominam, życzę udanej sesji! :-) i nie mogę się doczekać rozdziału :-(
OdpowiedzUsuńKiedy będzie następny rozdział? Pytam się z wielką niecierpliwością,ponieważ na jednym z blogów o dramione autorka w zeszłym roku zapewniała,że rozdział pojawi się za tydzień,a nie do pojawił się do tej pory i nawet nie wygląda żeby miał się pojawić. Komentuje po raz pierwszy twój blog i nie da się go qyraźić słowami. Jest po prostu cudowny. Nie przestawaj pisać. Nie mam słów by go opisać. Jest po prostu CUDOWNY i byłabym bardzo zawiedziona gdybyś przestała pisać. Czekam na odpowiedź
OdpowiedzUsuń~Tajemnicza
Zawsze przed rozdziałem czy miniaturką zamieszczam datę publikacji następnej notki. Wystarczy przeczytać te kilka zdań, które są przed rozdziałem - tak, to te osobiste wypociny, których nikt nie czyta, a powinien, bo potem są nieścisłości. Zresztą w zakładce "aktualności" też można znaleźć odpowiedzi na nurtujące pytania. A następny rozdział dopiero 26 czerwca niestety. Ale zapraszam 19 czerwca na kolejną część kawy z bohaterem, będziemy gościć Yves :) A jeśli nie wiesz, na czym powyższa zabawa polega odsyłam to zakładki "kawa z...".
UsuńPozdrawiam serdecznie i do zobaczenia,
Realistka :)
cudowna miniaturka warto bylo czekac kocham cie i twoje opowiadanie!!!
OdpowiedzUsuńDziewczyno!
OdpowiedzUsuńTrafiłam przypadkiem na twojego bloga i od razu pokochałam twój styl pisania. Genialnie opisujesz uczucia, momentami prawie płakałam ze śmiechu :) Masz niesamowite pomysły na swoich bohaterów, a miniaturki w twoim wykonaniu to dzieła sztuki. Trzymaj tak dalej! :D
Jeszcze nie miałam okazji wypowiadać się na temat tej miniaturki, tym bardziej jej poprzednich części, jednak czas to w końcu nadrobić ^^
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że pomysł na miniaturkę z pewnością jest bardzo ciekawy, chociaż przyznam, iż jeśli chodzi o temat konkursów piękności, to jestem w nim całkowicie zielona xd Nie interesowały mnie zbytnio, a i ich idea nie do końca mnie przekonuje xd Niemniej moje przekonania nie wpływają w żadnym stopniu na ocenę tej miniaturki, broń Boże!
Czytało się ją bardzo lekko, a relacja między Hermioną i Draco przedstawiłaś w niezwykle prosty, intrygujący sposób. Momentami rozbawiała, niemniej cały czas wywierała na mnie równie intensywne wrażenie, co na początku.
No i końcówka... Rozpłynęłam się, popłakałam, wzruszyłam, rozczuliłam i w ogóle... Zdobyłaś nią moje serce, naprawdę <3
Mam nadzieję, że z czasem będzie pojawiało się więcej miniaturek Twojego autorstwa.
Pozdrawiam jeszcze raz,
Natalia
💖
OdpowiedzUsuńPiękne po prostu płaczę ale tak z ciekawości kto by wygrał?
OdpowiedzUsuń