niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział XVI

Hi Leute!

Jak widać włączył się we mnie mój ukryty poliglota ;) Tak jak obiecałam słowa dotrzymałam - rozdział 16 opublikowany wedle zapowiedzi. Czekaliście na niego bardzo długo próbując się jednocześnie dowiedzieć, co zaplanowałam na urodziny naszej kochanej Pansy, więc dzisiejszego wspaniałego dnia Wasze męki zostaną skrócone, a wszelkie domysły rozwiane. Mam nadzieję, że notka się spodoba i nie zlinczujecie mnie za przebieg przyjęcia :)

Z racji rozpoczynających się jutro ferii (przynajmniej dla mnie) będę mieć sporo wolnego czasu, aby nareszcie odpowiednio pociągnąć wątek dramione. Wiem, że większość z Was nie wyobraża sobie tego, iż nasi główni bohaterowie w jakiś sposób się w sobie zakochają i pytacie mnie, co musiałoby się stać, aby oni chociaż się polubili, ale bez obaw, ciocia Realistka na wszystko znajdzie złoty środek ;) A rozdział 17 tradycyjnie za dwa tygodnie, tj: 01.02.2015

Na koniec zapraszam do czytania, dziękuję za komentarze pod ostatnią notką i wszystkim, co włącznie ze mną rozpoczynają jutrzejszego dnia błogie lenistwo życzę udanego wypoczynku :)

Euer Realistka

* * * * *
            W mieszkaniu państwa Potter od rana panował zgiełk. Harry latał po całym domu z odkurzaczem i ścierką do kurzu, aby nawet w najmniejszym kącie nie było oznak brudu. Jego żona miała dziś swoje święto, więc wszystko musiało wyglądać perfekcyjnie. Czarnowłosemu brakowało jedynie fartuszka przepasanego przez biodra i białych rękawiczek w stylu perfekcyjnej pani domu. Mężczyzna nie ukrywał, że jest dość mocno zestresowany. Każde święto wywierało na nim ogromną presję, czy to gwiazdka, czy też jego własne imieniny. Za to Hermiona nie pozwalała nikomu wejść do kuchni, gdyż jak tylko wstała zabrała się za przygotowywanie tortu dla Pansy. Upieczenie biszkoptu było dla niej największą męką, gdyż zawsze jej opadał. Tym razem jednak obeszło się bez katastrofy i kasztanowłosa mogła bezproblemowo przystąpić do przekładania ciasta przygotowaną wcześniej masą śmietankową. Postanowiła, że nasączy delikatnie biszkopt nalewką wiśniową, aby był bardziej wilgotny, a do środka włoży kawałki owoców. Wierzch zaś pokryje polewą czekoladową i drobnymi, kwiatowymi dekoracjami, wykonanymi z marcepana. W czasie gdy w mieszkaniu trwały przygotowania do przyjęcia, Pansy zawiozła małą Lilianę do swoich rodziców. Nie chciała co chwilę odchodzić od stołu, aby nakarmić czy też przewinąć małą. Poza tym jej matka z pewnością będzie w siódmym niebie, że ich ukochana wnuczka zostaje z nią na całą noc.
            Było po 18.00, gdy w całym mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi. Harry pobiegł do nich z prędkością błyskawicy i otworzył Ginny razem z Blaisem. Rudowłosa przyjaciółka prezentowała się fantastycznie w ciemnofioletowej sukience, ale i tak nic nie było w stanie przebić jego żony, która specjalnie na dzisiejszy wieczór zdecydowała się ubrać czarną sukienkę z delikatnymi złotymi zdobieniami. Pansy nigdy nie układała jakoś specjalnie swoich włosów, ale wyjątkowo zgodziła się, aby Hermiona zaplotła jej dzisiaj koka. Czarnowłosa prezentowała się rewelacyjnie, i gdy Harry ją zobaczył omal nie rzucił się na nią, by zedrzeć z niej sukienkę. Jedynie panna Granger zdecydowała się na niezobowiązujący strój w postaci przylegających dżinsów i granatowej koszuli.
            Blaise razem z Ginny weszli do środka i zostali serdecznie przywitani przez gospodarzy domu. Następnie cała czwórka udała się do salonu, aby rozpakować prezent, który otrzymała solenizantka. Pansy nie kryła zachwytu nad karnetem do Spa i mocno uściskała dwójkę przyjaciół. Czuła, że to rudowłosa maczała w tym palce, bo Blaise pewnie kupiłby jej kolejny rok z rzędu kolczyki, albo inna część biżuterii. W momencie, gdy czarnowłosa miała otworzyć prezent od swojego męża rozległ się ponownie dzwonek do drzwi. Harry podskoczył jak oparzony i zerwał się w kierunku przedpokoju. Gdy odblokował zamek w celu wpuszczenia kolejnego gościa uśmiech z jego twarz spłynął jak lawina w górach. Po drugiej stronie progu stał Draco Malfoy, który uśmiechał się do niego z pogardą, trzymając w jednej ręce bukiet kwiatów, a w drugiej niewielkich rozmiarów pudełeczko.
            - Co jest bliznowaty? – Harry nie zdążył się przesunąć, bo blondyn wparował do mieszkania i od razy skierował się w stronę salonu. Tam został przywitany przez resztę zgromadzonych i rozsiadł się wygodnie w fotelu obok Pansy. Harry po chwili dołączył do gości i oparł się o framugę drzwi.
            - Malfoy to mój fotel, więc zabieraj z niego swoje arystokratyczne siedzenie.
            - Powiedziałbym ci coś Potter, ale z uwagi na Pan nie zrobię tego. – Następnie Dracon podniósł się z fotela i przeniósł się na kanapę obok Blaisa, gdzie rozsiadł się wygodnie, odpinając guzik od swojej marynarki i pogrążając się w rozmowie z czarnoskórym. Harry obdarzył go jeszcze złośliwym uśmiechem i zniknął za drzwiami prowadzącymi do kuchni. Hermiona stała na jej środku i kończyła układać dekoracje na wierzchu tortu. Dziewczyna była bardzo skupiona na wykonywanej czynności. Patrząc na nią z boku mogło się wydawać, że nawet nie oddycha, aby nie zniszczyć tego, co udało jej się już zbudować. Harry podszedł do niej cichutko, a kasztanowłosa na moment odwróciła wzrok od ozdabianego ciasta.
            - Coś się stało Harry?
            - Są już wszyscy, więc myślałem, że będziemy mogli zacząć. Jesteś gotowa Miona?
            - Jeszcze tylko świeczki i będzie idealnie. – Kasztanowłosa wyprostowała swoje zbolałe plecy i odwróciła się w kierunku szafki, aby wyciągnąć z niej wspominane przedmioty.
- Chrzanić świeczki. - Niestety zanim kobieta zdążyła zareagować Harry wychodził już z kuchni, niosąc w rękach świeżo udekorowane arcydzieło. Wybiegła za nim, chwiejąc się na wysokich obcasach i trzymając w ręce szprycę z kremem.
- Harry! – Jej złość minęła w momencie gdy ujrzała swoją rudą przyjaciółkę, a w oczach Pansy dostrzegła łzy wzruszenia. Czarnowłosa zerwała się ze swojego miejsca i uściskała mocno Hermionę. W międzyczasie kobieta dostrzegła zszokowany wyraz twarzy Malfoy'a, który wpatrywał się w nią jak ciele na namalowane wrota. Po chwili jednak odwrócił swój wzrok i przybrał ten sam chłodny i arogancki uśmiech.
- Dziękuję! Jest wspaniały! Siadaj z nami, bo już dłużej nie wytrzymam. – Pansy wzięła kasztanowłosą dziewczynę za rękę i posadziła obok Ginny, która obdarzyła ją promiennym uśmiechem. Harry w tym czasie otworzył głośno szampana i rozlewał go do kieliszków. Hermiona kątem oka spoglądała na znudzoną i nadąsaną twarz Malfoy'a, który poprawiał zażarcie kołnierz od swojej białej koszuli, próbując unikać jej wzroku. Po chwili każdy z gości trzymał w ręku naczynie z alkoholem i wszyscy wstali, aby odśpiewać solenizantce sto lat. Pansy nie kryła swojego wzruszenia i wyściskała każdego z osobna.
- Hermiona to twoje dzieło? – Kasztanowłosa spojrzała na Blaisa i przytaknęła nieśmiało głową. Twarz jej rudowłosej przyjaciółki rozpromieniła się, a jej narzeczony wstał i zaczął głośno klaskać.
- Daj spokój Blaise. To tylko ciasto. – Hermiona nie chciała żadnych owacji. Próbowała powstrzymać Blaisa, ale jej wysiłki poszły na marne, gdyż po chwili otrzymywała brawa od pozostałych gości. Jedynie Draco siedział niewzruszony, wywracając z dezaprobatą oczami.
- Tortu nie widzieliście nigdy? – W pomieszczeniu dało się słyszeć znudzony głos blondyna, a zgromadzenie nagle ucichło. Pansy wpatrywała się w przyjaciela wzrokiem mówiącym: zamilcz, zaś Zabini spoglądał na niego z wyraźnym politowaniem. Ginny zauważyła, że atmosfera robi się napięta, więc postanowiła jakoś zainterweniować.
- Pansy może rozpakujesz do końca prezenty? – Czarnowłosa uśmiechnęła się do kobiety promiennie, odrywając morderczy wzrok od Malfoy'a.
- Najpierw zjedzmy, bo nie mogę się już doczekać, aby spróbować tego cuda. Jest piękny Miona, dziękuję. – Hermiona poczuła jak na jej policzki wypływa delikatny rumieniec. Odwróciła więc głowę i lekko odchrząknęła. Harry w tym czasie podniósł się z miejsca, aby pokroić ciasto na kawałki. Gdy każdy z gości miał przed sobą talerzyk panna Granger wpatrywała się w swoje kolana, czekając na reakcję zgromadzonych. Do jej uszu po chwili zaczęły dobiegać słowa podziwu.
            - Rewelacja Hermiono! – Blaise mówił z pełnymi ustami zajadając swój kawałek. Kasztanowłosa obdarzyła go ciepłym uśmiechem i spojrzała na Ginny, która pochłaniała marcepanową różę.
            - Świetne Miona! Jak ty to zrobiłaś?
            - Normalnie. – Hermiona wzruszyła delikatnie swoimi ramionami. W duchu cieszyła się, że przyjaciele są zadowoleni i smakuje im jej wypiek. Ich opinia była dla niej bardzo ważna, gdyż teraz miała pewność, że nie porwała się z motyką na słońce chcąc otworzyć kawiarnię. Bądź co bądź wypieki musiały być smaczne, bo inaczej nikt do niej nie przyjdzie. Kasztanowłosa zauważyła, że jedynie Malfoy nie ruszył swojej porcji. Ale nie mogła mieć o to do niego żalu, gdyż z pewnością twierdził, że będzie chciała go otruć. W głębi duszy liczyła, że mężczyzna daruje sobie kąśliwe uwagi, a nawet, że nie będzie się do niej w ogóle odzywał. Niepokoiły ją za to jego srebrne tęczówki, które kolejny raz przyłapała na wpatrywaniu się w nią. Niestety tak szybko jak się na niej pojawiały, tak równie szybko znikały.
            - Co jest Smoku? Czego nie jesz? – Blaise kończył opychać się kawałkiem ciasta i sięgnął po kieliszek, w którym znajdowała się resztka szampana. Draco spojrzał na niego znudzonym wzrokiem.
            - Jakoś przeszła mi ochota na wzmiankę, że to dzieło Granger.
            - Jak widzisz Draco my żyjemy, więc tobie też nic nie będzie. – Pansy zdenerwowały słowa przyjaciela, ale nie chciała psuć atmosfery. Natomiast Malfoy nie miał już tego względu na uwadze.
            - Chyba jednak mimo wszystko podziękuję. Nawet płukanie żołądka nie wyczyściłoby go ze szlamu. – Ginny zakrztusiła się kawałkiem ciasta, a Pansy widelczyk wypadł z ręki. Hermiona spuściła lekko swoją głowę, krzyżując ręce na piersiach. Pierwszy interweniował Harry.
            - Malfoy nie życzę sobie takiego słownictwa z moim domu. – Blondyn zaśmiał się szyderczo i założył ręce za głowę, wpatrując się w czarnowłosego z kpiną.
            - Bo co mi zrobisz Potter? Posadzisz na karnym jeżyku w kącie?
            - Smoku zachowuj się. – Blaise mówił spokojnie, aczkolwiek stanowczo. Czuł co zaczyna się święcić i nie chciał do tego dopuścić. Jego przyjaciel spojrzał na niego z wyraźnym cynizmem.
            - Przecież jestem grzeczny. To nie moja wina, że nie poinformowano mnie, iż będzie tutaj Granger.
            - Albo wyjdziesz, albo się zamkniesz. Masz dwie opcje do wyboru. – Zabini zaczynał tracić cierpliwość. Tym bardziej widok przygnębionej panny Granger wcale go nie uspokajał. Miał ochotę wyprowadzić Dracona z mieszkania i siłą wytłumaczyć mu, co oznacza dobre zachowanie. A przynajmniej właściwe.
            - Nie wyjdę z powodu szlamy.
            - Malfoy ostrzegam cię. Jeszcze jedno słowo, a pożałujesz. – Harry starał się trzymać nerwy na wodzy. Daleki był od rozwiązywania wszelkich konfliktów siłą, ale obawiał się, że tym razem nie skończy się na zwykłej pyskówce. Tym bardziej, że Malfoy dopiero zaczynał się rozkręcać, a to, co działo się do tej pory było jedynie preludium do jego symfonii szyderstwa.
            - Aż się cały trzęsę. – Kpina była wymalowana na twarzy Dracona, a głos wcale nie był gorszy. Z jego oczu wręcz wylewała się zgromadzona złośliwość, a uśmiechami mógł na dobrą sprawę zamienić się z samym Voldemortem. Czarnowłosy czuł w tym momencie do niego jedynie czystą odrazę i żałował, że jego żona musi akurat dzisiaj przez to przechodzić.
            - Smoku dość. Opanuj się. – Draco nawet nie zaszczycił Blaisa najmniejszym spojrzeniem. Co więcej, on nie zwrócił nawet uwagi na słowa przyjaciela.
            - I co teraz Potter? Dostanę pasem na goły tyłek czy może szlaban? – Harry czuł wzrastającą w nim wściekłość. Zacisnął ręce w pięści i próbował się jakoś uspokoić, ale obecność Malfoya wcale mu tego nie ułatwiała. Po chwili poczuł czyjąś rękę na ramieniu i napotkał bursztynowe tęczówki Hermiony.
            - Harry odpuść, proszę. – Mężczyzna wahał się przez chwilę, ale wzrok przyjaciółki pozwolił dostrzec mu fakt, iż toczenie dalszej walki z Malfoy'em jest zniżaniem się do jego poziomu i po prostu nie warto wchodzić dalej z nim w rozmowę. Jednak tak szybko jak spokój się pojawił, tak też i zniknął, bowiem blond włosy mężczyzna nie zamierzał psuć sobie w jego mniemaniu dobrej zabawy.
            - Dzieci i szlamy głosu nie mają. Nie nauczyli cie tego Granger? – Tego dla Harrego było za wiele. Zerwał się ze swojego miejsca i uniósł Malfoy'a za kołnierz od koszuli. Jednak na blondynie nie zrobiło to większego wrażenia. Jedynie Pansy, Ginny i Hermiona przyglądały się całemu wydarzeniu z przerażeniem w oczach.
            - Wynoś się stąd gnoju! – Pani Potter wstała ze swojego miejsca i podeszła do męża, kładąc mu rękę na ramieniu.
            - Harry uspokój się, proszę. - Harry jednak nie zwrócił na swoją żonę najmniejszej uwagi. Pansy obawiała się takiego obrotu spraw i za żadne skarby świata nie chciała dopuścić do jego kontynuacji. Jednak czymże jest jedna kobieta wobec naładowanych testosteronem i adrenaliną mężczyzn?
            - Gnieciesz mi koszulę Potter. – Draco cedził swoje słowa, a każde kolejne wymawiał z coraz większą dozą jadu. Zupełnie jak wąż, który zamierza boleśnie ukąsić swoją ofiarę. Mimo wszystko Harry zdecydował się puścić trzymany kawałek materiału, dając tym samym Malfoyowi niewypowiedzianą satysfakcję. W tym momencie Zabini postanowił interweniować. Podobnie jak Pansy czuł co się święci i również nie zamierzał do tego dopuścić. Nie przewidział jednak, że sam również w krótkim czasie zostanie naładowany po brzegi adrenaliną.
            - Draco skończ robić to co robisz i wyjdź. Tak będzie w tym momencie najlepiej.
            - Dla kogo? Dla szlamy? – Hermiona poczuła bolesne ukłucie w żołądku. Nie chciała rozklejać się w obecności wszystkich gości, ale łzy i gorycz w gardle znowu dawały o sobie znać. Chciała podnieść się z zajmowanego miejsca i odejść stąd jak najdalej, ale powstrzymała ją ręka Ginny i jej współczujący wzrok. Ten widok mówił Blaisowi o wszystkim i nie potrzebował dodatkowych wyjaśnień.
            - Nie mów tak o niej. – Draco wytrzeszczył swoje oczy ze zdziwienia, krzyżując w tym samym czasie ręce na klatce piersiowej.
            - Widzę, że udziela ci się przebywanie w towarzystwie młodej wiewióry. Blaise Zabini, obrońca szlam i mugoli. Wzruszające. – Malfoy teatralnie wytarł ręką kącik oka i z pogardą spojrzał na siedzącą obok Hermiony Ginny. To przelało wypełnioną po brzegi czarę cierpliwości czarnoskórego.
            - Zamknij ryj! – Blaisowi puściły nerwy niczym zbyt mocno naciągnięta gumka recepturka. Miał już serdecznie dość zachowania kumpla i podobnie jak Potter, uważał że należy mu się porządne manto. Hermiona nie zasługiwała na takie traktowanie. Może i była mugolaczką, ale oni nie są już w Hogwarcie i wydorośleli, a przynajmniej część z nich. Nazywanie jej szlamą było obecnie szczeniackie i mocno nieeleganckie. Tu nie chodziło już nawet o tragedię, jaką przeszła panna Granger, ale o sam fakt dobrego wychowania, którego Dracon jak widać nie umiał po sobie pokazać. Blaise miał nadzieję, że przyjacielowi przejdzie i przestanie w końcu obrażać kasztanowłosą, jednak z każdą kolejną minutą wieczór się pogarszał i atmosfera stawała się nie tyle agresywna, co przygnębiająca. Widać było, że Hermionę bolą słowa blondyna, ale starała się to jakoś ukryć. Malfoy natomiast nie zamierzał ustępować, co było wyraźnie widoczne w jego postawie. Szare oczy waliły gromami na oślep, a zaciśnięte pięści omal nie odcięły dopływu krwi do palców.
            - Ryj to ma krowa i twoja teściowa! – Na niekulturalną wzmiankę o matce swojej narzeczonej Zabini ruszył niczym rozpędzony pociąg na Dracona. Blondyn jednak nie cofnął się, a jedynie wyszczerzył swoją twarz w złośliwym uśmiechu.
            - Ty gnido! – Prawa pięść czarnoskórego wbiła się w szczękę Malfoya, odrzucając mężczyznę do tyłu. Nie sprawiło to jednak Blaisowi wystarczającej satysfakcji w efekcie czego rzucił się na przyjaciela, który ocierał krew z wargi, próbując podnieść się z podłogi. Pansy razem z Ginny i Harrym zareagowali natychmiastowo. Czarnowłosy chwycił Malfoy'a za ręce, a kobiety próbowały uspokoić Zabiniego, jednak mężczyźni byli zbyt naładowani adrenaliną, aby tak szybko sobie odpuścić. Jedynie Hermiona korzystając z sytuacji podniosła się spokojnie z fotela i wyszła niezauważona na balkon. Chciała być sama i dać upust swoim tłamszonym emocjom. Malfoy od zawsze zachowywał się w stosunku do niej jak dupek, ale chociaż na przyjęciu swojej przyjaciółki mógł pokazać się z lepszej perspektywy. Mógł nią gardzić i używać najwymyślniejszych wyzwisk, ale nie znaczyło to, że może zepsuć urodziny Pansy. Jest jego najlepszą przyjaciółką, więc kasztanowłosa spodziewała się, że choć tego jednego dnia blondyn zachowa się jak na dżentelmena przystało. Przeliczyła się ze swoją nadzieją i została nagrodzona kolejną szlamą. Z jednej strony wcale ją to nie dziwiło, bo przecież to jedyne słowo, którym Malfoy potrafi ją uraczyć, ale z drugiej wywołało u niej mocne ukłucie żalu. Hermiona oparła się o balustradę balkonu i pozwoliła jednej samotnej łzie spłynąć powoli po bladym policzku. Wkrótce już nie jedna, a morze łez moczyło jej granatową koszulę.
            W salonie państwa Potter tymczasem trwała kontynuacja kłótni. Harry trzymał Malfoy'a z całych siły za ręce, ale ku jego nieszczęściu Draco był nieco silniejszy. Wysiłki Ginny i Pansy również niewiele dały, bo Blaise wyrwał się z rąk narzeczonej i przyjaciółki i zaserwował blondynowi lewego sierpowego prosto w nos. Po pokoju rozszedł się dźwięk łamanej kości, co tylko jeszcze bardziej rozjuszyło Dracona. Szybkim ruchem wyrwał się Potterowi i kopnął czarnoskórego prosto w brzuch. Blaise zwinął się z bólu na podłodze, a Malfoy podniósł pięść z zamiarem oddania kumplowi w twarz. Na jego drodze jednak stanęła Pansy, unosząc obie ręce w geście obrony przed siebie.
            - Dosyć tego! – Głos pani Potter był bardzo ostry i gdyby posiadał taką możliwość, to z pewnością przeciąłby nawet najgrubszą stal. Draco opuścił swoją uniesioną pięść i spuścił wzrok. Ginny zaś uklękła przy Blaisie i próbowała pomóc mu wstać razem z Harrym. Pulsujący jednak ból był zbyt silny i Zabini jedyne co mógł zrobić to trzymać się za brzuch.
            - Co ty sobie do cholery wyobrażałeś? – Ciepło, które dało się słyszeć na początku spotkania w głosie Pansy wyparowało w powietrze, a w jego miejscu pojawiły się przeraźliwy chłód i wściekłość. Draco przybrał na swoją twarz uśmiech pełen pogardy i spojrzał w rozjuszone oczy przyjaciółki. Nie wiedział, co sobie wyobrażał, ale był pewien, że jego ulubiona koszula jest zalana od góry do dołu krwią. I to z jakiego powodu? Że nie chciał zjeść kawałka ciasta!
            - Pansy daj… - Niestety blondynowi nie dane było dokończyć. Czarnowłosa zamachnęła się i wymierzyła mu siarczysty policzek. Twarz Malfoy'a odrzuciło od siły uderzenia w prawą stronę, natomiast Harry i Ginny wpatrywali się w Pansy ze zdumieniem w oczach.
            - Milcz jak do mnie mówisz! – Draco złapał się za pulsujące miejsce i zacisnął szczęki z wściekłości. Z Blaisem mógł się bić, choć Granger i jedna ,,szlama” nie były według niego tego warte, ale przyjaciółki i żadnej kobiety nie uderzy nigdy w życiu. Choćby nie wiadomo jak bardzo wyprowadziła go z równowagi.
            - Ty masz czelność po tym wszystkim jeszcze tutaj być? Patrz na mnie jak do ciebie mówię! – Blondyn podniósł swój wzrok i napotkał wściekłe spojrzenie Pansy. Ostatni raz była równie wkurzona, gdy nie pojawił się na urodzinach jej córki. Draco nie za bardzo rozumiał zachowanie swoich przyjaciół, owszem, Pottera i Weasleyówny tak, ale Blaisa i Pansy? Od kiedy Granger stała się nagle dla nich taka ważna, że stają w jej obronie?
            - Jesteś pieprzonym gnojem Draco!
            - Pan! – Harry podniósł się z podłogi od czarnoskórego i stanął pomiędzy Malfoy'em, a swoją żoną. Czarnowłosa jednak wbiła w niego swe spojrzenie, które mówiło, aby lepiej nie ingerował w tę rozmowę.
            - Nie przerywaj mi Harry. – Pansy zwróciła się w stronę męża, a następnie ponownie utkwiła rozwścieczone oczy w blondynie. – Ty zadufany w sobie kretyński dupku! Ignorancie bez perspektyw! Myślisz, że jak jesteś pierdolonym arystokratą to wszystko ci wolno?! Ale wiesz co? Ja też jestem arystokratką i nie zachowuję się jak pospolity szczur z rynsztoku.
            - Pan, ja nie chciałem tego… - Do Dracona zaczęła w pewnym sensie docierać powaga sytuacji. Mógł gardzić Granger, ale nie było to usprawiedliwienie tego, że udało mu się zepsuć całe przyjęcie. W gruncie rzeczy nie nazwał dziewczyny umyślnie szlamą. To był odruch bezwarunkowy. Pilnował się naprawdę długo, ale w końcu hamulce puściły. Bał się, że to wszystko, co się z nim dzieje jest efektem oddalenia się od pracy. Czuł się jeszcze bardziej nerwowy niż przed wizytą u psychiatry, ale ta wściekłość powoli zaczynała spadać, a w jej miejscu pojawiło się dziwne uczucie, tak jakby miał wyrzuty sumienia. Brzuch zaczął go boleć i nie wiedział, czy to przez niezręczność sytuacji, czy też przez przypadek dostał w owe miejsce od Blaisa. Jednak skrucha w głosie mężczyzny nie przekonała Pansy.
            - Nie chciałeś? A to dobre! I co jeszcze? Może mi powiesz, że to był impuls? Jesteś żałosny Draco, doprawdy żałosny. – Malfoy spojrzał na Pansy, a potem na resztę obecnych w pomieszczeniu. Ginewra siedziała obok Blaisa i razem z Potterem oczyszczała mężczyznę z krwi. Jedynie Granger nigdzie nie było. Blondyn zdał sobie sprawę, że mocno przegiął strunę i choćby na kolanach błagał przyjaciółkę o wybaczenie to prędzej dostałby zaklęciem niewybaczalnym niż czarnowłosa przestała być wściekła. Wsadził ręce do kieszeni i wyszedł na balkon, trzaskając szklanymi drzwiami. Oparł się o barierkę i wtedy usłyszał głośne pociągnięcie nosem. Obrócił się w kierunku, z którego dobiegał owy dźwięk. Oparta o ścianę w najciemniejszym kącie panna Granger  ocierała swoje mokre od wylanych łez oczy. Malfoy czuł jak w jego gardle zaczyna rosnąć przeraźliwa gula i zawiązuje się na jego szyi gruby mentalny sznur. Nie chciał mimo wszystko doprowadzać kobiety do płaczu, ale daleki był od tego, aby ją przeprosić. To nie było w jego stylu. Kasztanowłosa odeszła od ściany i objęta swoimi ramionami podeszła do blondyna, aby oprzeć się o barierkę obok niego. Z jej bursztynowych oczu nadal leciały pojedyncze krople łez.
            - Jesteś z siebie dumny Malfoy? Szlama kolejny raz znalazła swoje miejsce.
            - Nie oczekuj przeprosin Granger. Wiesz jaki jestem. – Hermiona zaśmiała się krótko i z pogardą. Mężczyzna w tym czasie wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów i zapalił jednego. Po chwili z jego ust wydobywały się kłęby dymu.
            - Nie jestem naiwna. Nigdy byś się do tego nie posunął. – Draco spuścił głowę, aby nie patrzyć w bursztynowe tęczówki kobiety. Działały na niego dziwnie, gdy w nie spoglądał czuł się jak skończona świnia. Nagle zawiał mocniej wiatr, rozwiewając Hermionie włosy, a do nozdrzy blondyna doleciała subtelna woń jej perfum. Niemalże od razu wyczuł w nich konwalie, które tak bardzo lubił.
            - Nie jesteś naiwna, ale głupia. Czego się spodziewałaś? – Mężczyzna nadal spoglądał przed siebie, omijając bursztynowe tęczówki kobiety. Jego głos ociekał wręcz ironią.
            - Że z uwagi na Pansy darujesz sobie ten cały cyrk. – Tym razem Draco zaśmiał się złośliwie, zaciągając się papierosem. Hermiona czuła się przy nim zupełnie jak w Hogwarcie. Miała wrażenie, że obok niej stoi ten sam siedemnastoletni chłopak, który dalej swoim zachowaniem przypomina małe rozwydrzone dziecko.
            - Mylić się rzecz ludzka. – Kasztanowłosa spoglądała na mężczyznę kątem oka i niechętnie musiała przyznać, że w jakimś stopniu jego wygląd zewnętrzny uległ zmianie i to na dobre. Nie miał już przylizanych włosów i wyostrzyły mu się rysy twarzy, ale nie sprawiło to, że przestał się zachowywać jak władca wszechświata. Nadal był opryskliwy i nieznośny, a w jej głowie zamiast pojawić się przystojny znajomy ze szkoły widniała ta sama perfidna fretka. Hermiona spięła się w sobie. Postanowiła nie dać mu tym razem satysfakcji. Dwa razy łudziła się, że Malfoy będzie umiał stanąć na wysokości zadania i nie będzie się do niej odzywał i te dwa razy poległa i leżała rozwalona na łopatkach.
            - Jak widać. Ale powiem ci, że nie myślałam, że tak bardzo do twarzy będzie ci z plamami krwi. Wygląda to bardzo wyjściowo. Szczególnie ta koszula. – Blondyn spojrzał na swoje ubranie i rzeczywiście od góry do dołu było umazane na czerwono. Wcześniej zaplamiony był tylko rękaw i część przy kołnierzu, zaś teraz tylko plecy były wolne od pomału zasychającej cieczy, która skapywała z jego nosa. Podniósł wzrok na kasztanowłosą i obdarzył ją najbardziej cynicznym uśmiechem na jaki było go stać.
            - Mnie we wszystkim jest do twarzy, gorzej z tobą Granger.
            - Nie zwracam uwagi na takie rzeczy. Nie muszę ślęczeć godzinę przed lustrem zanim wyjdę na miasto. – Hermiona uśmiechnęła się do rozmówcy prawie z identyczną złośliwością, co on do niej. Czuła dziwną satysfakcję z prowadzonej konwersacji, mimo że toczyła się ona z Malfoy'em. Mężczyzna wyrzucił niedopałek przed siebie i wyprostował się, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Był wyższy od panny Granger co najmniej o głowę.
            - A dwadzieścia kilo zrzuciłaś tak po prostu czy dla Weasley'a? – W oczach blondyna pojawiły się iskierki osiągniętej satysfakcji. Czuł, że trafił w czuły punkt byłej Gryfonki. Dokładnie wiedział, że straciła dziecko i jej obecna waga była zapewne skutkiem depresji, którą przeszła, ale mimo to posunął się do tego, aby użyć owego argumentu. Hermiona zaś poczuła znajome ukłucie żalu i bólu. Nie sądziła, że jej drastyczny spadek wagi tak bardzo widać. Gdyby mogła cofnąć czas, to nigdy by do tego nie dopuściła, ale gdyby taka możliwość istniała, to mogłaby przywrócić życie swojemu małemu synkowi. Niestety było to niemożliwe, a ona musiała iść dalej dla dziecka z takim wyglądem, do jakiego się sama doprowadziła.
            - Gówno ci do tego Malfoy. Z pewnością nie zrobiłam tego dla ciebie. – Draco przysunął się do panny Granger bliżej. Nie było to zbyt mądre posunięcie, bo teraz czuł wyraźnie jej konwaliowy zapach. Z przykrością stwierdzał, że bardzo mu się podobał, nawet jeśli należał do tej upartej i przemądrzałej kobiety. Konwalie od początku były jego ulubionymi kwiatami. Nie tylko wyglądały delikatnie i subtelnie, ale ich woń była wprost oszałamiająca i działała na niego jak światło na ćmę.
            - To by było nawet ciekawe. Szanowna panna wiem to wszystko starająca się dla swojego wroga.
            - Prędzej piekło by zamarzło. Daruj sobie te zgryźliwości Malfoy. – Hermiona czuła jak opuszczają ją wszystkie siły. Nie chciała mówić temu zakochanemu w sobie ignorantowi co przeszła. Wyszłaby na desperatkę, która chce wzbudzić litość. Oparła się ponownie o barierkę i ułożyła podbródek na dłoni, próbując zahamować gromadzące się w jej oczach kolejne pokłady łez. Nie spodziewała się jednak, że mężczyzna zna całą sytuację.
            - Wiem, że straciłaś dziecko Granger. – Kasztanowłosa rozszerzyła swoje oczy ze zdziwienia. Kompletnie nie docierały do niej słowa mężczyzny. W jej głowie dudniły miliony pytań, na które uparcie szukała odpowiedzi. Kto mu powiedział? Dlaczego to powiedział? Czy to Pansy? Po cholerę zaczął temat? Malfoy jednak nie zwrócił uwagi na jej reakcję, a jedynie oparł się jak ona o balustradę, zapalając kolejnego papierosa. Nie spodziewał się, że głos kobiety może być aż tak lodowaty.
            - Kto ci to powiedział? – Blondyn spojrzał na kasztanowłosą i ujrzał w jej oczach wszechogarniające cierpienie zmieszane ze złością. Jej bursztynowe tęczówki płonęły i gdyby posiadały taką możliwość, to zabiłyby go na miejscu.
            - Nie mów, że chciałaś zaprzeczyć.
            - Kto ci to powiedział Malfoy? – Kobieta ponowiła swoje pytanie, a Draco czuł, że znalazł się w niezręcznej sytuacji. Nie chciał wydać Blaisa, bo dziewczyna zrobiłaby mu z dupy jesień średniowiecza, a wystarczająco już dzisiaj obaj dostali od siebie nawzajem. Postanowił jak zwykle zwalić winę na swojego starego.
            - Ojciec. Podobno spotkał cię na cmentarzu. – Hermionie ulżyło na wieść, od kogo ten parszywy egoista dowiedział się o jej stracie. Nie podejrzewała jednak, że Lucjusz będzie o tym komukolwiek mówił, a już tym bardziej swojemu synowi. Objęła się mocniej ramionami i odwróciła wzrok.
            - Co nie znaczy, że jakoś mnie to obchodzi. – Draco mówił to z obojętnością w głosie. Było mu wszystko jedno czy to był dzieciak Granger, czy jakiejś innej kobiety. Tyle ludzi umiera codziennie na świecie, więc czemu on miałby się przejąć tym jednym wyjątkiem? Coś mu jednak mówiło, że wcale tak nie myśli i gdzieś głęboko, tam gdzie ludzkie oko nie sięga czuł, że w pewnym stopniu współczuje kobiecie. Mieszanie jej z błotem, używając takiej argumentacji jest po prostu bezczelne i poniżej granicy dobrego wychowania.
            - Ciebie obchodzi czubek własnego, złamanego nosa. – Hermiona już nie próbowała ukryć rozdzierającego jej serce bólu. Cierpiała, mimo że obiecała sobie, iż zacznie w końcu oddychać nowym powietrzem, które było wolne od przygnębiającej przeszłości. Nie chciała zapomnieć, nie mogła, ale choć na chwilę pragnęła błogiego spokoju. Malfoy kończył palić papierosa, a ona poczuła się właśnie jak taka nikotynowa używka. Spalała się poprzez wysysanie z niej energii przez przeszłość, w której tak długo żyła. Powinna skończyć właśnie jak taki niedopałek – wyrzucona na ziemię i zdeptana butem, ale ona ciągle się paliła, tyle że nic już nie stało po drugiej stronie filtra.
            - Jak ty mnie dobrze znasz Granger. – Draco uśmiechnął się do Hermiony cynicznie i wyrzucił papierosa przed siebie. Czuł przeszywające go zimno, ale nie przeszkadzało mu to zbytnio. Za to perfumy kasztanowłosej bardzo na niego działały. Przy każdym mocniejszym podmuchu wiatru do jego nozdrzy docierała ta lekka woń i sam nie wiedział jak się powstrzymywał, aby nie zatopić nosa w jej szyi.
            - Nie schlebiaj sobie Malfoy. Nigdy nie chciałabym cię poznać. – Draco poczuł krótkie, aczkolwiek bolesne ukłucie w lewej piersi. Nie wiedział przez co, ale było to dosyć nieprzyjemne. Hermiona założyła kosmyk swoich rozwianych włosów za ucho i pociągnęła żałośnie nosem. Nie wiedziała czemu dalej prowadzi tę chorą rozmowę z blondynem. Przecież mogła wrócić do środka. Coś wmurowało jednak jej nogi w posadzkę i nie chciało dać jej opuścić tego miejsca.
            - Nie rycz znowu Granger. – W tym samym momencie, gdy mężczyzna kończył wypowiadać swoje zdanie z oczu Hermiony kolejny raz dzisiejszego wieczoru zleciała samotna łza. Kobieta wytarła ją szybko wierzchem dłoni i utkwiła spojrzenie w bladej twarzy Malfoy'a. Była wykrzywiona w złośliwym grymasie, ale zaschnięta krew, która ciekła jeszcze przed chwilą z nosa jakimś cudem ocieplała jego wizerunek. Kasztanowłosa poczuła jak na jej usta wypływa delikatny uśmiech wolny od sarkazmu.
            - Faktycznie do twarzy ci z tą krwią. – Blondyn wywrócił z dezaprobatą swoimi oczami, a z piersi Hermiony wyrwał się krótki śmiech. Niemal natychmiast zakryła usta dłonią, ale dźwięk nie uszedł uwadze stojącemu obok niej mężczyźnie.
            - Widzę, że cię to bawi. Wiesz, że to z twojej winy? – Bursztynowe oczy kobiety rozszerzyły się ze zdziwienia, a Malfoy próbował dotknąć złamanego nosa. Blaise musiał mu nieźle przyłożyć, bo bolało jak diabli.
            - To robota Harrego? – Draco odchylił głowę do tyłu i poczuł pulsujący ból z tyłu czaszki. Zaczął się zastanawiać czy jest miejsce, w które nie oberwał od Diabła. Uwaga kobiety jednak nieco go rozbawiła.
            - Blaisa. Nazwałem jego przyszłą teściową krową. Ale za ciebie Granger też od niego dostałem.
            - Należało ci się. – Malfoy spojrzał na Hermionę ze zdziwieniem w szarych tęczówkach. Kobieta stała i uśmiechała się do niego z ironią wymalowaną na twarzy.
            - Nie od Zabiniego. Już drugi raz przyłożył mi za ciebie Granger.
            - Drugi? – Zdziwienie było wyraźnie słyszalne w głosie kasztanowłosej. Nie przypominała sobie, aby Blaise kiedykolwiek wcześniej pobił się z Malfoy'em z jej powodu. Blondyn wywrócił oczami i dotknął bolącego nosa, a w tym samym momencie z jego ust wydobył się głośny syk. Hermiona podeszła do niego jeszcze bliżej i zabrała jego rękę. Poczuła przyjemny dreszcz, gdy dotknęła dłoni mężczyzny.
            - Nie dotykaj, bo będzie bardziej bolało.
            - Od kiedy ty się o mnie martwisz Granger? – Draco nie chciał zabrzmieć kpiąco, bo w głębi duszy spodobał mu się dotyk dziewczyny. Miała miękkie i delikatne dłonie, które również pachniały konwaliami, ale nie tak intensywnie jak szyja. Nie chciał jednak tego po sobie pokazać. Hermiona w tym samym czasie wyciągnęła z kieszeni swoją różdżkę.
            - Nawet takie zwierzęta jak ty Malfoy zasługują na odrobinę współczucia. A teraz z łaski swojej prośby mojej nie ruszaj się przez chwilę. – Zanim mężczyzna zdążył cokolwiek powiedzieć kasztanowłosa wymierzyła w stronę jego nosa różdżkę, wypowiadając zaklęcie. Po chwili dało się słyszeć nieprzyjemny szczęk kości i głośny syk Malfoy'a, który trzymał się za jeszcze pulsujące miejsce. Ból jednak zaczął szybko ustawać, a w jego miejscu pojawiła się ulga. Spojrzał na Hermionę i niechętnie podziękował jej za udzieloną pomoc.
            - Jestem ci wdzięczny, ale na drugi raz uprzedzaj.
            - O ile będzie drugi raz. – Kobieta schowała swoją różdżkę i oparła się o balustradę, spoglądając w granatowe niebo, które zostało ozdobione miliardem błyszczących gwiazd. Hermiona uwielbiała wpatrywać się w niebo nocą. Rodzice zawsze jej tłumaczyli, że gwiazdy to duchy zmarłych bliskich, którzy dostali się do nieba. Kasztanowłosa wierzyła, że gdzieś między tymi wszystkimi srebrnymi punkcikami znajduje się gwiazdka jej ukochanego synka. Gdy ona skupiała się na granatowym firmamencie w głowie Malfoy'a krążyły krępujące myśli. Poczuł dziwną potrzebę przeproszenia dziewczyny za swoje zachowanie. Nie tylko te z dzisiejszego wieczoru, ale za ogólne. Nie był jednak w stanie przemóc się do tego słowa i wolał kątem oka ją obserwować. Już nie przypominała widma jak sprzed tygodnia. Gdy weszła dziś do salonu Draco nie mógł z początku przekonać siebie, że to ta sama kobieta, która stała przed nim w firmie. Jej malinowe usta ułożone były w delikatnym uśmiechu, a włosy w kolorze karmelu okalały jej drobną twarz. Musiałby być ślepy, gdyby nie dostrzegł, że ścięła je o ponad połowę. Niechętnie musiał również przyznać, że ta zmiana wyszła jej na dobre. Najbardziej jednak w pamięci utkwiły mu jej oczy. Nie były już przeraźliwie ciemne i nie biła od nich depresyjna pustka. Ich bursztynowo-złoty kolor sprawiał, że dziewczyna wyglądała na szczęśliwą w miarę swoich możliwości. I właśnie te oczy przeszywały Dracona na wylot niczym długie ostrze. Patrząc w nie, choć robił to nieumyślnie w trakcie wieczoru, czuł jak coś ściska go za serce. W tych momentach brzydził się sam sobą, swoim zachowaniem i tym, jak ją traktuje. Starał się je omijać, gdyż towarzyszące mu uczucie nie było ani trochę przyjemne, ale pokusa, aby ujrzeć ponownie ich bursztynowy blask była silniejsza. Do tego te jej perfumy. Mężczyzna starał się wmówić sobie, że kobieta zrobiła to celowo, ale skąd miała niby wiedzieć, że on uwielbia zapach kowali? I właściwie w jakim celu miałaby to robić? Gardziła nim i najchętniej zdeptałaby go butem, więc nie miała powodów, aby robić cokolwiek dla niego. Draco odpędził od siebie niewygodne myśli. Granger od zawsze była dla niego tylko Granger i nic tego faktu nie zmieni. Choćby kąpała się w wodzie konwaliowej i tak będzie dla niego tylko znajomą z czasów szkolnych.
            Hermiona wpatrywała się w niebo i walczyła z kotłującymi się w jej głowie myślami. Zastanawiała się, co skłoniło Malfoya, aby zostać z nią na tym felernym balkonie. Przecież nie znosi jej, wyraźnie to dzisiaj pokazał. Spodziewała się, że gdy ją zobaczy, to rzuci w jej kierunku kolejną ,,szlamą” i pójdzie tak jak przyszedł, zostawiając ją samą. Jednak on nadal przy niej stał, a kobieta nie wiedziała, czy robi to z czystej złośliwości, czy też ma ją głęboko w poważaniu i po prostu chce wypalić paczkę papierosów. Odwróciła lekko głowę w jego kierunku i napotkała jego srebrne tęczówki. Szybko cofnęła spojrzenie i odchrząknęła delikatnie, poprawiając kołnierzyk od koszuli.
            - Czemu się na mnie gapisz Malfoy? Nie boisz się, że wypali ci oczy? – Blondyn odszedł od barierki i schował ręce w kieszeniach. Na jego twarzy dało się dostrzec kpiący uśmieszek.
            - Jeszcze żyję Granger, choć wiem, że wolałabyś inną wersję. – Kasztanowłosa pokręciła z politowaniem głową i odwróciła się od niego, wbijając swój wzrok ponownie w rozgwieżdżonym firmamencie. Malfoy złapał za klamkę od drzwi balkonowych, ale w ostatnim niemal momencie odwrócił się w stronę kobiety.
            - Granger, jeszcze jedno. – Hermiona odwróciła się niechętnie w kierunku Dracona i ze zrezygnowanym wyrazem twarzy czekała na jego wypowiedź.
            - Tak? – Malfoy ponownie podszedł w jej kierunku, tak że stykali się niemal guzikami od koszul. Utkwił w jej bursztynowych tęczówkach swoje spojrzenie i wysilił się na ciepły uśmiech. Chciał powiedzieć to zdanie od początku ich spotkania na balkonie, ale dopiero teraz sobie to uświadomił.
            - Przestań pachnieć konwaliami. – Hermiona wytrzeszczyła swoje oczy ze zdziwienia, a jej dolna warga lekko opadła w dół.
            - Bo co? – Mężczyzna uśmiechnął się do niej czarująco, a ona poczuła dziwne ciepło rozlewające się po jej ciele. Było jedynie pięć stopni powyżej zera, więc nie powinna niczego takiego odczuwać.
            - Bo mi się podoba. – Hermiona poczuła jak jej serce nieznacznie przyspieszyło, a w tym samym momencie Draco teleportował się z trzaskiem do swojego mieszkania. Stała osłupiała na środku balkonu, wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się blondyn. Próbowała przeanalizować jego wypowiedź, ale jej szare komórki odmówiły współpracy i jedyne, co mogła w daną chwilę zrobić, to jeszcze szerzej rozdziawić swoje usta. Czy ten zakochany w sobie po uszy egoista właśnie powiedział jej komplement?

22 komentarze:

  1. Tak, tak, tak, w końcu urodziny Pansy! <3 Wyszło to fenomenalnie. Lepiej nie mogłaś tego przedstawić. Trochę szkoda pani Potter, ale z drugiej strony tu awantura była nieunikniona. Malfoy baaardzo się prosił, żeby dostać w mordę.
    Cała sytuacja na balkonie to jest coś pięknego. Draco to jedna wielkie nie wiadomo, zmienia mu się jak w kalejdoskopie. Nie mniej jednak przemawiają przez niego resztki człowieczeństwa i to widzę, że coraz bardziej. Będą miały trudną walkę z jego paskudnym usposobieniem, ale wierzę w jego ludzkie odruchy.
    Jeśli chodzi o końcówkę to chyba nie muszę mówić, że wyszła rewelacyjna i mnie prawdę powiedziawszy zamurowało, podobnie jak Hermionę :D
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne. Czy to dziwne, że za każdym razem cieszę się, gdy ktoś obrywa? Czuję wtedy taką dziką satysfakcję... Tak więc, z mojego punktu widzenia: wielki plus, za incydent z Malfoyem.:)
    eva
    PS. Swoją drogą konwalie to moje ulubione kwiaty...

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż nie wiem, co napisać. Rozdział <3 Bardzo mi się spodobała rozmowa Hermiony i Draco. Zwłaszcza ten fragment o konwaliach. Wtedy musiałam się po prostu uśmiechnąć! :)
    Chociaż Malfoy nie popisał się na urodzinach (no nie przesadzajmy, w końcu zepsuć urodziny swojej przyjaciółki przez głupie odżywki godne zadufanego w sobie idioty, jest strasznie dziecinne) odkupił kawałek swojej winy, rozmawiając na balkonie.
    No cóż, do następnego!
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Urodziny przerobiłam jednym tchem, naprawdę wybuchowe party się z nich zrobiło. Ojj, ktoś w końcu stracił cierpliwość i może dobrze, chociaż wątpię żeby to na dłuższą metę uzdrowiło to przerośnięte ego Dracona :) Ale końcówka...cuuudowna, naprawdę się nad nią rozpłynęłam. Tak się słodko zrobiło, że może jednak będą z niego ludzie.

    OdpowiedzUsuń
  5. <3 jestem zachwycona poprostu rewelacyjna notka i bardzo sie ciesze ze do Dracona wreszcie cos dociera

    OdpowiedzUsuń
  6. zakochalam sie Siostro. Gdy czytalam jak sie klocili myslalam, ze Draco to skurwesyn do potegi. arogancki i bezczelny rozpieszczony gowniarz, jakim w gruncie rzeczy jest, ale za koncowke wybaczylam mu wszystko.
    Bardzo uroczy z niego dran, w ktorym sie zakochalam.

    Nawiazanie do gwiazd skojarzylo mi sie z Krolem Lew, gdy Mufasa tlumaczy Simbie, ze z gwiazd patrza na niego przodkowie. Nie wiem czy my myslalas o tym samym :)

    can you feel to love tonight... ^^

    pozdrowienia,
    N

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero teraz skończyłam czytać Twoje 16 rozdziałów,bo szybciej nie miałam czasu.
      Twoje opowiadanie pokochałam od 1 rozdziału. <3
      Opisujesz tutaj prawdziwe,życie .
      Pokazujesz Twoich bohaterów tak samo jak ja bym ich widziała :3
      Bardzo poruszyła mnie historia Hermiony. Sama mam 2 synków i nie wyobrażam sobie bez nich życia.Chyba dlatego to opowiadanie tak bardzo do mnie przemawia ;)
      Ciesze się,że nie zrobiłaś z Rona gnojka.
      Z Draco owszem,ale taki musi być Malfoy:D
      Rozdział 16 jest mega :3
      Z racji tego,że tak mnie oczarowałaś swoim opowiadaniem polece Twojego bloga innym czytelnikom :)
      Pozdrawiam ;*
      http://polecalnia-dhl.blogspot.com/

      Usuń
  7. Nigdy nie byłam fanką Potter x Parkinson, ale ty ujęłaś to w taki sposób, że mi się podoba, że daję radę to czytać. Oczywiście jestem zakochana po uszy w dramione, więc każda scena dracze x mionka, to moje szybsze bicie serca :D Rozdział wyszedł super, bardzo oryginalnie. Ja już jestem jedną nogą w miniaturkach, więc lecę je czytać.
    Pozdrawiam cieplutko w te paskudne zimowe dni :)
    http://precious-fondness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Czaaadowy ;3 Końcówka najlepsza ;D
    Po prostu cud, miód i orzeszki.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;)
    dramione-nowa-historia.blogspot.com
    ~Blonde Princess~

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział świetny. Myślałam, że może przyjęcie minie w milszej atmosferze, ale czego można było się spodziewać po Draco. Za to końcówka, boska. Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  10. Boosko! *.* Oczy mi się świeciły, gdy czytałam końcówke.
    W rozdziale dzieje się ogólnie troszke mało, ale napisane jest tak fantastycznie, że czytałam go z zapartym tchem i czasem zdażyło mi się przeskoczyć linijke, by jak najszybciej dowiedzieć się co jest dalej. ;) Przeczytałam go przed chwilą na spokojnie jeszcze raz i doszłam do wniosku, że chyba lepiej tych urodzin przedstawić się nie dało. Ciesze się, bo widać na koniec, że Draco chyba nie nienawidzi Herminy tak bardzo jak uważa. ^^ Szkoda mi Pansy. Idiota zepsuł jej urodziny, a do tego bił się z Blaisem. Łatwo teraz w robocie nie będzie. ;)
    Feeeeerie! Be Happy!! :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Piękny rozdział. Podobała mi się rozmowa Draco i Herm... Oby tak dalej! A wzmianka o konwaliach przeboska!!! Szkoda zepsutych urodzin Pansy :( ale niestety coś za coś xD. Z niecierpliwością czekam na rozdział i zapraszam do mnie :D

    http://dramione-i-think-i-love-you.blogspot.com

    Na razie tylko zapowiedź, ale niedługo dodam prolog :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny :-) zapraszam do mnie. http://dramione-dracohermiona.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. http://dramionemiedzymilocia.blogspot.com/
    zapraszam na nowego bloga o dramione <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Aż się chce czytać! Masz talent dziewczyno ;) czytałam każdy rozdział i teraz czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  15. http://dramionemiedzymilocia.blogspot.com/

    I rozdział już jest! :)

    Bosko piszesz, jesteś jedną z tych osób które zainspirowały mnie do napisania własnego opowiadania ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award. Więcej na: http://dramione-devil-and-angel.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa ! Draco <3 Cudowne ! W koncu Dramione <33333

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie mogę się oderwać od tego opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  19. Anonimowy17 maja, 2016

    Na początku wieczoru Draco nie chce nawet tknąć czegoś co przygotowała Hermiona, miesza ją z błotem i kłóci się z przyjaciółmi, żeby 10 minut później flirtować z nią na balkonie, stawać blisko niej i dawać się dotykać?
    A Hermiona? Postawa 'idę płakać na balkon, ale jak przyjdzie to będę śmiała się z żartów i zaopiekuję się nim zamiast wyjść jak tylko go zobaczę' jest niedorzeczna. Zazwyczaj Dramione polega na tym, że oni obydwoje się zmienili w jakiś sposób albo się zmieniają wraz z opowiadaniem i poznawaniem siebie nawzajem, u Ciebie Draco dalej zachowuje się jak w szkole, a Hermiona jest jak mimoza. Na nic nie reaguje, nic jej nie przeszkadza, pamięta typa jako największy koszmar szkolnych lat, ale na drugim spotkaniu po tym jak publicznie ją upokorzył myśli o tym, że jest przystojny zamiast o tym, że ma ochotę mu przywalić jak na trzecim roku.
    Dalej słabo. Przemyślałaś chyba wszystkie wątki oprócz tej dwójki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było, jest i będzie słabo, ale na to już teraz nie mam wpływu. Przynajmniej na rozdziały, które zostały opublikowane. Naszprycowane błędami i brakiem logiki, niemal surrealistyczne i mocno przerysowane; takie właśnie są rozdziały, które minęły, a które jeszcze przed Tobą (o ile brniesz w moje fanaberie dalej). Osobiście posunę się do karygodnej propozycji, jeśli chcesz wiedzieć, czy jest sens czytać dalej tę historię, czy też lepiej odpuścić, a mianowicie zapraszam do rozdziału 42, konkretnie do komentarzy Anny/Margot (bardzo długie, jednak wyjątkowo trafne i szczegółowe) i moich odpowiedzi. Zostało w nich wyjaśnione praktycznie wszystko, co denerwuje czytelników, w tym owa sytuacja z balkonu. W razie chęci dyskusji odnośnie do innych wątków zapraszam do zakładek, maila lub komentarzy. Odpowiem na wszystkie pytania i wyjaśnię wszelkie wątpliwości.

      Dziękuję za odzew i mam nadzieję, że nie jest to nasze ostatnie spotkanie, choć jak wiemy, nadzieja matką głupich.

      Pozdrawiam,
      Realistka

      Usuń