Jak widzicie nastąpiła mała zmiana planów, a raczej koncepcji. Miałam wstawić nowy rozdział, ale nosiłam się z publikacją miniaturki, którą miałam dodać na święta i zdecydowałam się podzielić nią z Wami dzisiaj zamiast rozdziału. Mam nadzieję, że nie wyszła gorzej niż moje dotychczasowe teksty. A o rozdział możecie być spokojni, gdyż pojawi się 4 stycznia już w nowym roku :)
Zapraszam więc do czytania i dziękuję bardzo za złożone na blogu życzenia :*
* * * * *
- Uwaga, uwaga! Informujemy, że lot numer 20725 na linii Edynburg
- Londyn został odwołany z powodu niekorzystnych warunków pogodowych.
Przepraszamy za powstałe utrudnienia. - Na lotnisku dało się słyszeć głos pani
z informacji, a po chwili głośne oburzenie pasażerów odwołanego lotu. Niemal
natychmiast przy okienku informacyjnym utworzyła się długa kolejka, której
koniec znajdował się prawie przy drzwiach wyjściowych na parking. Tylko dwie
osoby nie zdecydowały się brać udziału w wyścigu po zwrot kosztu biletu i
kierowały sie szybkim krokiem w kierunku wyjścia, taszcząc za sobą walizki. Tuż
przy samych drzwiach doszło do
niefortunnego zderzenia mężczyzny i kobiety i oboje wylądowali na podłodze.
- Bardzo pana przepraszam, ja... - Gdy kasztanowłosa kobieta podniosła
wzrok jej orzechowe oczy spotkały na swojej drodze parę stalowo-szarych
tęczówek. Niemalże od razu pożałowała wypowiedzianych przed chwilą słów, a krew
w żyłach zaczęła wrzeć z wściekłości.
- No, no, no. Panna Granger we własnej osobie, czy mnie oczy nie
mylą? Ile to już lat szlamciu? - Twarz Dracona Malfoya jak zwykle nie wyrażała
niczego innego jak czystej pogardy i nienawiści. Hermiona z resztą nie
wyglądała lepiej. Zmrużyła oczy niczym kobra, a usta miała ściśnięte w tak
wąską linię, że nawet igła nie byłaby w stanie sie przez nią przedostać.
- Dokładnie trzy, a teraz zejdź mi z drogi zanim będziesz musiał
wstawiać sobie nowe zęby.
- Ależ się boję Granger. Nie przypominam sobie, żebyś w szkole
była taka wyszczekana. - Panna Granger puściła uwagę mimo uszu i zgrabnym
ruchem wstała z podłogi, zabierając ze sobą swój bagaż. Miała powyżej uszu
dzisiejszego dnia. Najpierw pokłóciła się z Ronem o to, że nie przyleciała
wcześniej do Londynu. Potem okazało się, że musi zostać dłużej w pracy, przez
co nie poleciała wcześniejszym samolotem. Gdy już dotarła na lotnisko brodząc w
śniegu po pachy okazało się, że jej lot jest odwołany. A teraz co? Musiała
jeszcze spotkać tego zasranego dupka na swojej drodze. Czy świat na prawdę jest
taki mały, że musi spotykać największego palanta właśnie w tym miejscu i to
jeszcze tego dnia? W Boże Narodzenie? Hermiona wyszła przed lotnisko i owionął
ją lodowaty wiatr. Na dobrą sprawę mogła w tym momencie znajdować się na
Syberii. Śniegu było tyle, że bez trudu mogła w nim utonąć. Do tego piździło
złem dosłownie i w przenośni, gdyż na jej drodze ponownie stanął wkurzający jak
kamyk w bucie Malfoy.
- Widzę, że bardzo chcesz mieć do wymiany górne jedynki Malfoy. -
Mężczyzna uśmiechnął się złośliwie i zatarasował jej drogę, że nie mogła sie
ruszyć ani w prawo, ani w lewo. Mogła co prawda przejść przez niego, ale
kosztowało by to ją zbyt wiele nerwów, więc wróciła z powrotem do środka. Za
nią niestety niczym cień sunął Malfoy, który wydawał się być rozbawiony zaistniałą
sytuacją. Hermiona usiadła na jednym z krzesełek i wystukała na telefonie numer
po taksówkę, która odwiozłaby ją do mieszkania. Niestety, po dwóch sygnałach w
słuchawce usłyszała głos, który poinformował ją, że w tym momencie żadna z
taksówek nie jest w stanie wyjechać na miasto.
- Kurwa. - Kasztanowłosa zaklnęła głośno, co jedynie dało
blondynowi pretekst do krótkiego zaśmiania się. Hermiona spojrzała na niego
spod byka i zmroziła go wzrokiem. Malfoy jednak nie zwrócił na to najmniejszej
uwagi i usiadł obok niej. - No i z czego rżysz pacanie?
- Na prawdę sądziłaś, że w taką pogodę jakiś samobójca wsiądzie w
samochód tylko dlatego, że ty chcesz wrócić do domu? Jesteś taka głupia
Granger.
- A ty co? Nie masz lepszych rzeczy do roboty tylko siedzisz przy
mnie jak pies pod budą? - Hermiona nie starała się być miła. Z resztą bycie
miłym dla kogoś takiego jak Malfoy przekraczało wszelkie granice absurdu.
Chciała się go jakoś pozbyć, ale czuła, że czegokolwiek nie zrobi i tak będzie
na przegranej pozycji. Mężczyzna wydawał się wziąć sobie za punkt honoru
zrujnowanie jej doszczętnie świąt, które i tak w tym roku są po prostu do dupy.
- Może i mam, ale to nie twój zakichany interes. Poza tym, już
dawno się nie widzieliśmy, a ja chętnie dowiem się, co tam słychać u
największej kujonicy Hogwartu. - Na ustach blondyna pojawił się tak dobrze
znany kobiecie szyderczy uśmiech. Miała ochotę zmyć mu go z twarzy. Najlepiej
mocnym prawym sierpowym.
- Daruj sobie te szczeniackie zagrywki Malfoy. Ja w
przeciwieństwie do ciebie dorosłam i nie zamierzam wyzywać się z tobą, jak to
robiłam w szkole.
- Taka dorosła a nadal daje się wpuszczać w maliny jak małe
dziecko. Na mózgi się z Weasleyem wymieniłaś? - Draco, mimo że był w stosunku
do niej ,,przyjemny,, jak zawsze kątem oka obserwował kobietę i niechętnie
musiał przyznać, że te trzy lata podziałały na jej korzyść. Nie wyglądała jak
dziewczyna, którą zapamiętał ze szkoły. Gdzie się podziała szopa na jej głowie
do jasnej cholery?! I co ona ze sobą zrobiła, że wygląda jak... jak... właściwie
to Malfoy sam nie wiedział do czego, albo kogo ma porównać obecny wygląd
Granger. Kobieta jak dla niego wyładniała, co było widać na pierwszy rzut oka,
ale choćby miał skończyć z głową wbitą na pal nigdy w życiu jej tego nie powie.
Nie byłby sobą, gdyby coś takiego przeszło mu przez gardło.
- Nie rozumiesz po angielsku Malfoy? Daruj sobie i najlepiej idź
do diabła, a przynajmniej gdzieś, gdzie nie będę musiała oglądać twojej gęby. -
Panna Granger starała się zachowywać cierpliwość, ale przy osobie, którą był
mężczyzna zadanie to graniczyło z cudem. Mimo wszystko robiła dobrą minę do
złej gry i chciała grzecznie pozbyć się Malfoya ze swojego pola widzenia.
Problem w tym, że blondyn nie zamierzał się nigdzie ruszać i wydawał się dobrze
bawić, działając jej na nerwy.
- Diabeł jest w Londynie, a my w Edynburgu, pragnę zauważyć. I nie
ruszymy się stąd aż do polepszenia warunków pogodowych, więc musisz sobie w tym
roku darować Boże Narodzenie z Weasleyem i pogodzić się z faktem, iż spędzisz
je na lotnisku.
- Miałam na myśli innego diabła, ale jeśli nie zamierzasz stąd iść
to przynajmniej się do mnie nie odzywaj. - Po tych słowach między Hermioną, a
Draconem zapanowała cisza. Ludzie wokół nich biegali jak w jakimś amoku usilnie
szukając zamiennego środka transportu, który pozwoliłby im dostać się do
Londynu. Niestety pogoda na dworze robiła się coraz gorsza i nawet pracownicy
lotniska nie mieli możliwości powrotu do domów. W kieszeni płaszcza Hermiony
dało się słyszeć dźwięk przychodzącej wiadomości. Kobieta wyciągnęła więc
telefon i odczytała wiadomość od Rona.
,,O której będziesz? Mama zaplanowała kolację na 20.00"
Hermiona
spojrzała na zegarek, który wskazywał 19.30. ,,Będzie się więc musiała pogodzić
z faktem, że mnie na niej nie będzie.'' Głos w głowie kasztanowłosej nie był
optymistą. Dziewczyna dokładnie wiedziała, że nie dostanie się w taką pogodę
nigdzie, a o Londynie nie było nawet co marzyć i mogła o nim dzisiejszego dnia
zapomnieć. O teleportacji również nie było mowy. Może na małe odległości owszem,
ale teleportacja między jednym krajem, a drugim nie wchodziła nawet w grę przy
takiej śnieżycy i porwistym wietrze. Hermiona miała zabrać się już za
odpisywanie na wiadomość, gdy nagle przyszła do niej kolejna, również od Rona.
,,Na którą przyjedziesz? Jak nie chcesz ze mną rozmawiać wystarczy
powiedzieć.''
Jak ona nie
znosiła tej pretensji w jego głosie. Mimo, że przysłał jej wiadomość uszami
wyobraźni słyszała jak mówi do niej tonem pełnym wyrzutów. Czasami nie miała
pojęcia skąd u Rona w głosie tyle pretensji. Ostatnimi czasy robił jej problemy
o wszystko, a ona mogła tylko załamywać ręce z bezsilności, bo nie wiedziała
jak ma temu zaradzić. Wiele razy zasypywał ją tego typu wiadomościami. Że jak
nie chce z nim rozmawiać, to powinna mu to powiedzieć. Że się od niego
odwróciła i został sam. Że jest wrakiem człowieka. To ostatnie w szczególności
działało jej na nerwy. Nie miała pojęcia skąd on bierze takie teksty, a tym
bardziej, skąd w jego głowie takie myślenie. Po dłuższej chwili kompletnego
bezruchu Hermiona wystukała krótką, aczkolwiek treściwą wiadomość do Rona.
,,Loty są odwołane przez śnieżycę, nie przyjadę.''
Po wysłaniu
esemesa poczuła jak jej żołądek skręca się w jeden wielki supeł. To uczucie
zawsze jej towarzyszyło, gdy Ron wypisywał do niej wiadomości, a już w
szczególności, gdy zrobiła coś wbrew jego myśli. Tak właśnie było teraz i
wiedziała dokładnie jakiej treści wiadomość od niego dostanie. Z całej tej
sytuacji pocieszające było to, że Malfoy darował sobie dogryzanie jej. Schowała
telefon do kieszeni i skrzyżowała ręce na piersiach, czekając na długą niczym
litania kościelna odpowiedź od Rona. Po niecałych pięciu minutach poczuła
wibrację w kieszeni, a po chwili mogła zagłębić się w pełnej pretensji
wiadomości od rudzielca.
,,Chciałem tylko spędzić wspólnie z Tobą święta, nie mogłaś wrócić
wcześniej? Wszyscy się ode mnie odwrócili, nawet Ty. Nie oczekiwałem wiele.
Święta powinno się spędzać z rodziną, czy na prawdę nic już dla Ciebie nie
znaczę?"
Hermiona pomasowała
swoją skroń i westchnęła głęboko. Kolejny raz Ron robił z siebie męczennika i
cierpiętnika, zrzucając winę na wszystkich tylko nie na siebie. A prawda była
taka, że wyjechała właśnie przez niego i przez jego zachowanie. Nie mogła już
znieść jego użalania się nad sobą. Ciagle mówił tylko o tym, że na wszystkich
się zawiódł, a na niej najbardziej. A co ona do licha ciężkiego mu zrobiła? Czy
przez nią wyleciał z drużyny quidditcha? Czy przez nią siedzi od roku na dupie
w domu i udaje, że szuka pracy? Nic z tych rzeczy nie było jej winą, dlaczego w
takim razie Ron twierdził, że wszystko, co go spotkało działo się z jej
przyczyny? Wybielił siebie jeszcze bardziej niż śnieg, robiąc z siebie
największego męczennika świata, a w sobie żadnej winy nigdy nie widział.
Panna Granger kątem oka dostrzegła, że
Malfoy również sięgnął po swój telefon. On jednak nic na nim nie pisał, jedynie
sprawdzał, czy żadna wiadomość do niego nie przyszła. Z braku jakiejkolwiek
reakcji wnioskowała, że jego skrzynka była pusta i nikt nie pofatygował się nawet,
aby złożyć mężczyźnie życzenia świąteczne. Ale przecież to Malfoy, kto miałby
do niego pisać i składać życzenia? Chyba tylko i wyłącznie Zabini, albo
rodzice. Choć Hermiona nawet i w to szczerze wątpiła. Wolała nie interesować
się życiem blondyna, a zająć się własnymi problemami, które teraz dotyczyły
głównie Rona.
,,Nie mów tak, nikt się od Ciebie nie odwrócił, a ja w
szczególności. Przepraszam, że mnie nie ma, nie chciałam, aby tak wyszło.''
Kolejny raz
się przed nim tłumaczę, a nie mam z czego. Hermiona nieco posmutniała, ale
starała się tego nie pokazywać po sobie. Niestety Malfoy był zbyt dobrym
obserwatorem, czego kobieta na swoje nieszczęście nie wiedziała.
- Widzę Granger, że zainteresowanie twoją osobą jest szerokie. -
Hermiona nawet nie podniosła głowy, aby spojrzeć na Malfoya. Wolała unikać z
nim kontaktu wzrokowego, choć z drugiej strony nie miała ku temu żadnego
powodu. Przecież Malfoy to nie bazyliszek, nie spetryfikuje jej jednym
spojrzeniem, ale mimo wszystko wolała trzymać się z daleka od jego oczu i ich głębokiej
szarości.
- Guzik ci do tego. Tobie widzę, że telefon aż na cały terminal
dzwoni.
- Mnie przynajmniej nie zawracają dupy i nie użalają się nad swoim
losem jak Weasley. - Kasztanowłosa nie wytrzymała i spojrzała na blondyna, na
którego twarzy malował się uśmiech zwycięstwa. Mogła mówić o kulturze
wychowania i o tym, że nie czyta się cudzych esemesów. Ale zamiast tego wolała
schować komórkę do kieszeni, a potem z szerokim uśmiechem spoliczkować Malfoya
z całej siły. Mężczyznę aż odrzuciło w prawą stronę i złapał się za pulsujący
policzek. Nie spodziewał sie tego po kobiecie, ani tym bardziej tego, co do
niej po chwili powiedział.
- Przepraszam. Nie chciałem wchodzić z butami w wasze życie. -
Hermiona dostrzegła na twarzy Dracona coś na kształt skruchy. Nie wiedziała,
czy jest to mina wyuczona, czy może jednak szczera i mężczyzna na prawdę
żałował tego, co powiedział. Wolała nie porywać się na głęboką wodę i trzymać
się nadal na dystans.
- Moja korespondencja Malfoy to rzecz prywatna. Nic nie dawało ci
prawa, aby ją czytać, nawet przez moje ramię. A jeśli już to robiłeś to nie
trzeba było się z tym ujawniać. Cholera jasna, czego znowu?! - W momencie, gdy
Hermiona kończyła zdanie poczuła wibrację w kieszeni swojego płaszcza.
Spodziewała się, że to Ron znowu do niej napisał, ale nie miała siły, aby się z
nim użerać. Są święta, mógł chociaż tego jednego dnia dać sobie na wstrzymanie
i przestać męczyć ją dziecinnymi wiadomościami. Kasztanowłosa miała zabrać się
za odpisywanie nie esemesa, gdy nagle komórka zaczęła dzwonić, a na jej
wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Rona i jego numer. Wstała więc z ławeczki, na
której siedziała razem z Malfoyem i biegiem udała się do łazienki, aby móc w
spokoju porozmawiać z mężczyzną. Blondyn tymczasem przyglądał jej się, jak
odchodziła, wciąż trzymając się za piekący policzek. Nie ukrywał ukłucia
zazdrości, gdy widział Granger odpisującą na wiadomości. Co z tego, że były to
wiadomości od Weasleya, który ciągle biadolił jaki to jest biedny, ale nią
przynajmniej ktoś się interesował. Do niego od rana nikt nie zadzwonił z
rodziny i przyjaciół i nie złożył mu życzeń. Telefon co prawda urywał się od
połączeń służbowych, ale nikt, nawet współpracownicy czy kontrahenci nie
powiedzieli mu ani razu wesołych świąt. Kiedyś mu to nie przeszkadzało, a wręcz
przeciwnie - cieszył się, że jest sam i może uciec od tego świątecznego
zgiełku. W tym roku było inaczej, a przynajmniej do momentu, gdy nie zobaczył
Granger. Zazdrościł jej, że ma ludzi, którym na niej zależy, którzy interesują
się czy pojawi się na kolacji świątecznej. On nikogo takiego nie miał, a
ostatnie trzy lata spędzał 25 grudnia samotnie. Nie wiedział w jakim celu wraca
w tym roku w grudniu na ten jeden dzień do Londynu. W Edynburgu miał firmę,
wszystko pod ręką i co najważniejsze, żadnych upierdliwych krewnych, których
spotykał za każdym zakrętem w Anglii. Ale z tego wszystkiego najmniej
spodziewał się zobaczyć na szkockim lotnisku pannę Wiem To Wszystko Granger.
Zaskoczył go również nieco wygląd kobiety, a przede wszystkim brak przeraźliwej
szopy na głowie. Swoje kasztanowe włosy miała spięte w wysokiego kucyka,
którego ogon kończył się na linii lędźwi. Widać było, że pewne partie jej
ciała zaokrągliły się, tworząc z niej na prawdę seksowną kobietę, choć do tego
Malfoy był w stanie przyznać się tylko i wyłącznie w myślach.
Minęło dobre pół godziny, gdy zza
drzwi łazienki na lotnisku wyłoniła się postać kasztanowłosej kobiety. Jej
sukienka w kolorze pudrowego różu powiewała za nią niczym peleryna z powodu
dłuższego tyłu. Hermiona przetarła delikatnie wierzchem dłoni swoje oczy, które
były już nieco napuchnięte od płaczu. Usiadła z powrotem obok Malfoya szukając
w torebce chusteczek higienicznych. Niestety nigdzie nie mogła ich znaleźć,
przez co z jej oczu skapywały duże krople łez. Nagle przed oczami zamajaczył
jej biały papierowy przedmiot i blada ręka mężczyzny. Hermiona modliła się, aby
nie należała ona do Malfoya, ale gdy podniosła głowę i napotkała jego
stalowo-szare oczy jej obawy niestety się spełniły. Przez chwilę wahała się czy
przyjąć od blondyna przedmiot, ale zapchany nos strasznie ją męczył, a nie
zamierzała pociągać nim co chwilę i przeszkadzać ludziom dookoła. Sięgnęła więc
po chusteczkę, bąkając ciche ,,dziękuję'' i wydmuchała w nią najciszej jak
umiała nos.
- Wiesz co Granger? Może nie powinienem tego mówić, ale...
- I tak byś powiedział. Nie masz w zwyczaju zatrzymywać kąśliwych
uwag tylko dla siebie. Byłbyś chory, gdybyś się nimi nie podzielił z
kimkolwiek. - Hermiona weszła Malfoy'owi w zdanie, ale mężczyzna nie przejął
się tym za bardzo. Zamiast skrytykować ją i wygłosić wykład o tym, że nie
powinno się komuś przerywać wolał mówić dalej, nie zwracając uwagi na wrogą
postawę kasztanowłosej.
- Chodzi mi o to, że chcesz jak zwykle zbawić świat, a Weasley ma
to głęboko w dupie i jeszcze się na tobie wyżywa za swoje nieszczęścia. Tylko
tyle chciałem powiedzieć. - Blondyn skrzyżował ręce na klatce piersiowej i
odwrócił swoją głowę w przeciwnym kierunku niż osoba panny Granger. Za to
Hermiona aż zaniemówiła, gdy usłyszała to, co Malfoy do niej powiedział.
Spodziewała się jakiejś złośliwej uwagi, a on zamiast tego opisał w skrócie jej
sytuację z Ronem. Nie była w stanie się z nim nie zgodzić, ale nie byłaby
również sobą, gdyby otwarcie mu tę rację przyznała. Zamrugała parę razy oczami
i westchnęła głęboko, co pozwoliło jej odzyskać zdolność do mówienia.
- Więc co twoim zdaniem powinnam zrobić? Gnębić go i na każdym
kroku wypominać porażki? Chcę go wspierać, pomóc mu jakoś. Z czasem na pewno
będzie inny, ale nie rozumiem po ci ja ci to mówię.
- O, jaśnie pani jednak zdecydowała się na rozmowę ze mną? -
Malfoy odwrócił swoją głowę napotykając na swojej drodze orzechowe tęczówki
Hermiony. Przez zaczerwienione i lekko podpuchnięte oczy ich barwa była
znacznie intensywniejsza. Nie wiedział dlaczego, ale ich kolor nagle bardzo mu
się spodobał.
- Możemy nie rozmawiać, jeśli jaśnie pan sobie tego życzy, tylko
przypominam, że to nie ja zaczęłam ten temat. - Hermiona przybrała hardy wyraz
twarzy, nie chcąc dać Draconowi żadnej satysfakcji. Jeśli będzie się zachowywał
jak dawniej nie pozwoli mu na robienie z niej gorszego gatunku. Z resztą są już
dorośli, więc miała nadzieję, że Malfoy załapał tę informację, a nie jest
jeszcze na etapie jej przyswajania.
- Urzekła mnie twoja historia Granger, ale to nie zmienia faktu, że
on robi z siebie męczennika i traktuje cię jak księdza w konfesjonale, który ma
wysłuchać tego, co on ma do powiedzenia, a to, co ty do niego mówisz po prostu
jednym uchem do niego wlatuje, a drugim zaraz wylatuje. Innymi słowy ma
głęboko w poważaniu to, że chcesz mu pomóc.
- Psycholog od siedmiu boleści się znalazł. Myślisz, że to jest
takie proste? Ciekawa jestem jak ty byś się zachował, gdyby twoja żona została
wyrzucona z pracy.
- Po pierwsze, nie mam żony, z czego jestem niesamowicie
zadowolony, a po drugie, nie wiedziałem, że jesteś mężatką Granger. - Dla
potwierdzenia swoich słów wzrok Dracona spoczął na prawej ręce kasztanowłosej,
na której nie było ani obrączki, ani zarówno najmniejszego śladu po niej.
- Bo nie jestem. Narzeczoną też nie jestem. - Hermiona założyła
nogę na nogę i skrzyżowała ręce na piersiach. Przyjęła postawę obronną zupełnie
nieświadomie, choć Malfoya to chyba najmniej mogła się obawiać. Spojrzała
jeszcze w międzyczasie na duży zegarek nad tablicą przylotów i odlotów, który
wskazywał 21.45. Nie wiedziała, kiedy ten czas tak szybko upłynął.
- Więc moje gratulacje. Przynajmniej przez całe życie nie będziesz
się z nim użerać.
- Będę, bo jego rodzina chce tego ślubu, ale na moje szczęście
Ronald jeszcze się nie ogarnął i nie poprosił mnie nawet o rękę. - Malfoy
zrobił zdziwioną minę i przysunął się nieco bliżej kasztanowłosej. Między nimi
odległość zmalała do maksymalnie trzydziestu centymetrów, ale o dziwo, ani
jednemu, ani drugiemu nie przeszkadzał ten fakt.
- Chcesz powiedzieć, że wyjdziesz za tego palanta za mąż, bo jego
rodzinka tego od ciebie wymaga? Chyba nie jesteś aż tak głupia Granger?
- Jakbyś nie zauważył Malfoy, ja jestem kobietą, a kobieta bez
męża na starość określana jest mianem starej panny w przeciwieństwie do
mężczyzny, którego nazywają kawalerem. Więc tobie nie będą wypominać stanu
wolnego, a mnie owszem i to w raczej niezbyt kurtuazyjny sposób.
- Ale wiesz, że na Weasley'u świat się nie kończy? - Hermiona nie
odpowiedziała, a jedynie zwiesiła głowę. Kolejny raz dzisiejszego wieczoru
musiała przyznać Malfoy'owi rację. Ron nie był jedynym mężczyzną na świecie, a
już na pewno nie na całe życie. Jego rodzeństwo nie ukrywało radości z faktu,
że Hermiona dołączy do ich rodziny, ale wszyscy zgodnie twierdzili, że Ron nie
jest partnerem dla niej. Ale ona, mimo iż sama dokładnie to wiedziała, nie
potrafiła od niego odejść. Może z przyzwyczajenia, a może po prostu dlatego, że
nie chciała robić przykrości pani Weasley, którą traktowała jak drugą matkę. Z
resztą ona nie wybaczyłaby jej nigdy, gdyby w jakikolwiek sposób skrzywdziła
jej ukochanego synusia. Dziwiła się, że jeszcze do tej pory jej nie
przechrzciła za to, jak Ron wygląda i się zachowuje.
Pomału
lotnisko zaczynało pustoszeć i obsługa zapaliła duże świąteczne choinki.
Mieniły się głównie w kolorach czerwieni i zieleni, tworząc coś na kształt świątecznego klimatu. Ale nawet najpiękniejsza choinka chór gregoriański
śpiewający kolędy nie był w stanie poprawić humoru Hermionie, której swoją
drogą zaczynało robić się trochę zimno. Sukienka chyba nie była najlepszym
pomysłem na taką pogodę, gdzie za oknem padał nieprzerwanie śnieg i było co najmniej dziesięć stopni poniżej zera. Na szczęście wiatr nieco zelżał, ale
warunków wciąż jako takich nie było, aby samoloty mogły wylecieć. Jedyną
pozytywną rzeczą było to, że rozładował jej się telefon i Ron nie mógł już się
do niej dobijać, a Malfoy zniknął gdzieś na lotnisku.
Draco tymczasem stał w kolejce w kawiarni po kawę. Mógł wrócić do domu za pomocą teleportacji, ale mimo wszystko
wolał nie ryzykować. Przy takiej pogodzie mógł wylądować w zupełnie innym
miejscu, albo nie wylądować nigdzie, dopóki warunki się nie polepszą. Z resztą
w domu robiłby to samo co na lotnisku, tyle że tutaj była Granger, do której
mógł się chociaż odezwać i wymienić parę komentarzy. W domu nie było ani żywego
ducha, więc jedyną osobą, z którą mógł w nim porozmawiać był on sam, albo
prowadzący teleturniej w telewizji. W końcu jednak przyszła jego kolej, aby
złożyć zamówienie. Sprzedawczyni uśmiechnęła się cierpko i wybąkała ciche
,,dzień dobry'' pod nosem. Draco odwdzięczył jej się równie serdecznym
uśmiechem i wyciągnął portfel z kieszeni spodni.
- Dwie duże kawy, jedna czarna, druga latte z karmelem, na wynos.
- Kobieta wystukała zamówienie na dotykowym ekranie i przekazała je do
realizacji.
- Coś jeszcze?
- To wszystko, dziękuję.
- Należy się 16,38. Zamówienie będzie gotowe za około piętnastu
minut. - Malfoy zapłacił za obie kawy i stanął z boku kawiarni, czekając na
zamówienie. W ostatnim momencie zdecydował się jednak kupić również kawę dla
Granger, która w tym roku świąt raczej nie spędza tak jakby chciała. Był dla
niej złośliwy, ale to nie znaczyło, że do końca ma się zachowywać jak skończony
dupek. Co prawda zaczynały go drażnić głosy śpiewaków operowych, śpiewających
świąteczne piosenki, więc jego cierpliwość była już mocno wyczerpana. Z wielkim
trudem udało mu się wśród tego jazgotu rozpoznać takie utwory jak ,,White
christmas'' czy też ,,Wonderful christmas time''. W końcu jednak doczekał się
swojego zamówienia, ale zamiast skierować się prosto w stronę ławki, na której
siedział razem z Granger udał się do pracownika obsługi lotniska. Mężczyzna
wyglądał na mocno zmęczonego i ledwo siedział na krzesełku za kontuarem.
- Przepraszam, mam dosyć nietypowe pytanie.
- Jeśli chce się pan dowiedzieć, o której wylecą samoloty, to
niestety nie potrafię udzielić panu satysfakcjonującej odpowiedzi. - Malfoy
westchnął głęboko i postawił obie kawy na kontuarze i wychylił się za szklane
okienko, aby pracownik mógł go lepiej usłyszeć.
- Chodzi mi o zmianę repertuaru świątecznego, którym męczą państwo
ludzi przebywających jeszcze na lotnisku. Nie wszyscy są fanami sopranów i
barytonów, więc czy mogliby państwo zamienić ten operowy jazgot na coś
przyjemniejszego? Włam na przykład może być. - Mężczyzna spojrzał pytającym
wzrokiem na Dracona, a blondyn nie wiedział, dlaczego facet tak dziwnie mu się
przygląda.
- Eee... chodziło panu o Wham? Ten od ,,Last christmas''? - Malfoy
przytaknął i zabrał postawione wcześniej kawy z kontuaru.
- Może być i Wham, jak kto woli. Po prostu proszę, aby państwo
umilili nam święta i puścili jakieś przyjemne piosenki. Dziękuję z góry i to
wszystko z mojej strony. - Blondyn odwrócił się na pięcie i udał się w kierunku
Granger, która trzęsła się na ławce. Już po chwili z głośników na lotnisku
popłynęły dźwięki tradycyjnych świątecznych piosenek w wykonaniu między innymi
Andrei Bocelli czy Paula McCartney'a. Draco usiadł obok Granger, która
podskoczyła w miejscu i wystraszyła się jego widokiem.
- Merlinie, to znowu ty. - Malfoy podał Hermionie kubek z kawą,
ale dziewczyna patrzyła na niego powątpiewającym wzrokiem.
- Bierz tę kawę Granger, bo po pierwsze, zapłaciłem za nią, po
drugie, nie lubię karmelowej latte i nie wypiję tego za ciebie, a po trzecie,
możesz być pewna, że nie dosypałem do niej żadnego arszeniku, ani do niej nie
naplułem. - Kasztanowłosa rozszerzyła jeszcze bardziej swoje oczy, ale mimo
wszystko wzięła od Dracona kubek i zamknęła go w swoich dłoniach. Blondyn nie
patrzył na nią, a jedynie sączył swój napój w spokoju, spoglądając od czasu do
czasu na zegarek. Było już przed jedenastą, a pogoda wciąż przypominała tę z
filmów dokumentalnych o pingwinach na Antarktydzie. Nie było mowy, aby dzisiaj
jakikolwiek samolot dostał zgodę na wylot. Malfoy musiał się więc pogodzić z
faktem, iż kolejny rok spędzi święta w Szkocji i ponownie samotnie. Chociaż
obecność Granger nieco bardziej pozwalała mu przesiedzieć te długie godziny na
lotnisku. Kątem oka obserwował zachowanie kasztanowłosej, która wpatrywała się
w wieczko papierowego kubka, jakby chciała odnaleźć w nim odpowiedzi na
nurtujące ją pytania. Do tego ciałem kobiety targały od czasu do czasu
dreszcze, mimo że założyła na siebie płaszcz i szalik. Draco odstawił swoją
kawę na brzeg ławeczki i ściągnął z siebie marynarkę, podając ją Hermionie.
Dziewczyna spojrzała na niego pytającym wzrokiem, ale blondyn w odpowiedzi
wywrócił swoimi szarymi oczami.
- Ale ty jesteś uparta. Kawy nie, marynarki nie, mam cię kopnąć w
dupę, żeby coś ci w końcu pasowało?
- Przestań się wydurniać Malfoy. Kawę jestem w stanie od ciebie
przyjąć, ale i tak oddam ci za nią pieniądze. A jeśli oddasz mi marynarkę, to
po pierwsze uwalę ci ją szlamem, a po drugie tobie też będzie zimno. - Hermiona
sięgnęła po swoją torebkę i wygrzebała z niej portfel, w którym na szczęście
miała dziesięć funtów. Wyciągnęła rękę z pieniędzmi w stronę Malfoy' a, ale on
pokręcił przecząco głową i nałożył na ramiona kobiety swoją marynarkę. Pannę
Granger od razu owionął zapach jego perfum, w których wyraźnie dominowała woń
cydru.
- Są święta Granger, więc chociaż tego jednego dnia moglibyśmy nie
robić sobie na złość. Poza tym nie widzę na tobie ani grama szlamu, więc
przestań wydziwiać i ubieraj tę marynarkę. - Hermiona jednak ściągnęła fragment
garderoby blondyna i wyciągnęła w jego kierunku obie ręce - w jednej trzymała
pieniądze, a w drugiej marynarkę.
- Albo bierzesz pieniądze, albo obie rzeczy. Ja nie lubię mieć
długów na święta.
- Czy ty zawsze musisz robić wszystko na przekór? - Draco mierzył
się wzrokiem z Hermioną, która wciąż trzymała przed nim wyciągnięte obie ręce.
Nie chciał, aby mu cokolwiek oddawała, chociaż nie ukrywał, że marynarkę
wolałby, aby mu zwróciła, gdy będzie leciała do Londynu. W końcu jednak
mężczyzna skapitulował i wziął od kasztanowłosej dziesięć funtów, chowając je w
kieszeni spodni. Hermiona uśmiechnęła się zwycięsko i zarzuciła sobie z
powrotem na ramiona marynarkę Malfoy'a. Niechętnie musiała przyznać, że
mężczyzna miał bardzo dobry gust, jeśli chodzi o wybór perfum. Nie miała jednak
bladego pojęcia skąd wiedział, że lubi karmelowe latte. Obstawiała, że wziął
cokolwiek, aby po prostu oboje mieli coś ciepłego do picia. Nie dane jej jednak
było zagłębić się na dłużej w rozważania na temat kupna kawy, gdyż Draco po raz
kolejny nie dawał jej spokoju.
- Rudzielec już więcej nie dzwonił?
- Nie. Rozładował mi się telefon, więc nie ma jak się ze mną
skontaktować. - W głosie kobiety nie było żalu. Bardziej dało się w nim słyszeć
irytację na wspomnienie o rudym mężczyźnie.
- Nie sądzisz, że tak jest lepiej?
- Co masz na myśli Malfoy? Miałam do wyboru rozmawiać z nim, albo
z tobą, więc nie wiem, co gorsze. - Draco nieco posmutniał. Drażniło go to, że
Hermiona wciąż traktuje go jak małolata, który na każdym kroku wyzywa ją od
szlam. Nie mógł jej za to winić, ale nie spodziewał się, że dziewczyna będzie
aż tak pejoratywnie do niego nastawiona.
- Ja przynajmniej nie użalam się nad swoim życiem jak robi to
Weasley i nie obarczam cię moimi problemami, a przede wszystkim nie płakałaś
przeze mnie przed godziną w łazience.
- Masz rację, bo przez ciebie płakałam przez pięć lat i to od dwunastego roku życia, gdy po raz pierwszy nazwałeś mnie wredną szlamą. - Na
samo wspomnienie tego dnia w oczach Hermiony zamajaczyły krople łez. Nie
chciała kolejny raz płakać przez tego blond dupka, ale wystarczyło, że
przypomniała sobie ten cholerny wrześniowy dzień z drugiego roku nauki w
Hogwarcie i bolesne ukłucie w sercu przeobrażało się w ból, który był nie do
zniesienia. Draco nie był w stanie uczynić niczego innego, jak zwiesić swoją
głowę. Nie umiał w tym momencie patrzyć na Hermionę i pierwszy raz w życiu czuł
się wobec kogoś podle.
- Zadowolony jesteś Malfoy z siebie? Za każdym razem, gdy sobie o
tym dniu przypomnę nie jestem w stanie zapanować nad sobą. Potraktowałeś mnie
wtedy jak gorszy gatunek i mało tego, czułam się jakbyś mi napluł w twarz. Nie
oczekuj więc, że będziemy rozmawiać jak starzy dobrzy znajomi. - Po tych
słowach Hermiona odwróciła głowę i pozwoliła płynąć łzom po swoich policzkach.
To były najgorsze święta w całym jej życiu. Głównie dlatego, że musiała je
spędzić w towarzystwie Malfoya, którego najchętniej utopiłaby w łyżce wody.
Poczuła nagle na swoim podbródku zimne palce, które delikatnie obróciły jej
twarz w przeciwnym kierunku, aż stykała się praktycznie nosem z Draconem.
- Przepraszam cię Granger. Nie mówię tego, bo są święta, ale
dlatego, że czuję się podle, widząc jak płaczesz. Przepraszam cię za każdą łzę,
którą przeze mnie wylałaś. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, ale liczę,
że przyjmiesz przeprosiny. - Hermiona nie była w stanie stwierdzić, co widzi w
oczach blondyna. Czy była to skrucha? Możliwe, ale była tak otumaniona jego
słowami, że poza kiwnięciem głową nie była w stanie uczynić niczego innego. W
tym samym momencie Malfoy odskoczył od niej jak oparzony i po chwili zerwał się
ze swojego miejsca i pognał do łazienki, gdzie rozpiął guzik od kołnierza i
ochlapał swoją twarz zimną wodą. Serce łomotało mu w piersi, a on nie mógł nad
sobą zapanować. Nigdy w życiu nie pomyślał, że przeproszenie kogoś może być aż
tak trudne. Do tego te jej duże i orzechowe oczy, które wypalały mu dziurę w
sercu, zmuszając do bolesnej skruchy. Czuł się paskudnie i podle. Kolejny raz
ochlapał twarz zimną wodą, ale nie przyniosło mu to ukojenia. Gdy podniósł
swoją głowę zobaczył w lustrze drobną postać Granger, stojącą za nim ze
skrzyżowanymi rękami na piersiach.
- To męska toaleta Granger. Geometria wbrew pozorom nie jest
trudna i chyba potrafisz rozróżnić kółeczko od trójkącika. - Draco próbował nie
wzbudzać podejrzeń, co do swojego samopoczucia. Wolał zatrzymać na twarzy tak
dobrze znaną maskę cynizmu, do której wszystkich przyzwyczaił. Jednak Hermiona
była równie dobrym obserwatorem, co on sam.
- Zawsze taki jesteś Malfoy? Zawsze uciekasz, gdy trzeba się
zmierzyć z czymś trudnym?
- Nie zawsze, ale tak jest lepiej. A teraz idź stąd zanim ktoś
tutaj przyjdzie. Nawet nie masz pojęcia jak jednoznacznie wygląda kobieta w
męskiej toalecie w dodatku, gdy jeszcze przebywa w niej z jakimś facetem. -
Jednak Hermiona wzruszyła jedynie ramionami i nie ruszyła się ze swojego
miejsca. Malfoy pokręcił ze zrezygnowaniem głową i odwrócił się w kierunku
kasztanowłosej.
- Chcesz Granger, aby ktoś pomyślał, że mi...
- Mam w nosie, co sobie ktoś pomyśli, gdy tutaj wejdzie. Chcę
wiedzieć, dlaczego uciekasz, dlaczego tchórzysz? - Blondyn uśmiechnął się
kpiąco i wsadził ręce do kieszeni spodni. Granger jak zwykle była upierdliwa,
ale nie widział żadnych przeszkód, aby z nią rozmawiać. Są dorośli, więc raczej
powinni umieć się zachować. Czy może się myli?
- Przed czym niby tchórzę? Jest to dla mnie po prostu coś nowego i
nie bardzo wiedziałem jak mam się zachować. - Tym razem to Hermiona uśmiechnęła
się kpiąco i podeszła nieco bliżej w stronę Malfoy'a. Mężczyzna nie krył
zdziwienia, ale próbował nie dać po sobie tego poznać.
- Skoro nie wiedziałeś, to po co to zrobiłeś? Ty nie masz w
zwyczaju przepraszać. Sam powiedziałeś, że to dla ciebie coś nowego. Dlaczego w
takim razie to zrobiłeś? - Draco czuł jak ogarnia go lekka panika.
Przeszywające go na wylot orzechowe oczy Granger pogarszały jedynie sytuację.
Nie mógł się na niczym skupić jak tylko na ich brązowej głębi, która działała
jak hipnotyzer. Był w stanie dokładnie policzyć jaśniejsze plamki przy
źrenicach, a nawet piegi na drobnym nosie.
- Bo czułem się winny. Zadowolona? Myślisz, że ja nie odczuwam
czegoś takiego, jak poczucie winy? Nie zasługujesz na takie traktowanie jakim
cię raczyłem w przeszłości.
- Dlaczego? - Hermiona uparcie wierciła Draconowi dziurę w
brzuchu. Nie bardzo ją interesowało, co blondyn ma do powiedzenia, bo odległość
między nimi zmniejszyła się do tego stopnia, że bez problemu mogła wyczuć bicie
serca mężczyzny. Wpatrywała się w jego srebrne tęczówki, w których czuła jak z
każdą sekundą zatraca się coraz bardziej. Nagle zza drzwi łazienki dało się
słyszeć głos informatora lotniskowego, który oświadczył, że zostało piętnaście
minut do północy. Malfoy pochylił się w kierunku Hermiony, tak że kobieta bez
trudu mogła wyczuć jego perfumy, a on jej i uśmiechnął się do niej delikatnie.
Kasztanowłosa odwzajemniła uśmiech i przysunęła się najbliżej mężczyzny jak to
jeszcze było możliwe.
- Wesołych świąt Granger.
- Wesołych świąt Malfoy.
Przez chwilę
stali na przeciwko siebie, czekając aż jedno z nich wykona jakiś ruch. Nie
wiedzieli co ich do siebie pchało. Zupełnie jakby stała za nimi jakaś
niewidzialna siła i popychała ich ku sobie. Czas jakby się zatrzymał, a oni
zatracili się w swoich oczach. Ta chwila była dla nich magiczna, mimo że stali
w łazience i to na lotnisku. Nie liczyło się nic poza nimi samymi. Nagle Draco
zaczął pochylał się w kierunku ust Hermiony, ale kobieta szybko się wycofała i
wybiegła z łazienki. Blondyn od razu ruszył za nią. Kasztanowłosa zatrzymała się
dopiero pod tablicą przylotów i odlotów. Serce biło jej szybko i mocno chcąc
wyrwać się z piersi. Malfoy odwrócił ją stanowczo w swoją stronę, ale sam nie
wiedział czego dokładnie od niej chciał. Studiował kawałek po kawałku jej twarz
szukając na niej jakiejś podpowiedzi, ale oprócz wyraźnego strachu pomieszanego
z ekscytacją i jednocześnie zakłopotaniem nie był w stanie wyczytać nic innego.
- I to niby ja uciekam? - Draco rozluźnił ucisk na nadgarstku
dziewczyny, ale ona nie cofnęła się ku jego zdziwieniu. Stała wciąż w tym samym
miejscu wpatrując się w jego twarz. Było to zgoła trudniejsze, gdyż lotnisko
wygasiło większość świateł, pozostawiając jedynie kolorowe lampki na choinkach,
którymi przystrojony był terminal. Wiszący nad głowami mężczyzny i kobiety duży
zegar zaczął wybijać godzinę dwunastą i oboje spojrzeli na jego tarczę. Jednak
ich oczy od razu wychwyciły jeden drobny szczegół wiszący kilka metrów ponad
ich głowami - jemiołę. Na twarzy Hermiony i Dracona zagościły delikatne
uśmiechy, a dłonie mężczyzny przeniosły się na talię kasztanowłosej. Blondyn
nie wiedział dlaczego robi to, co robi, ale sprawiało mu to niesamowitą
przyjemność, a błysk w jego szarych oczach był tego najlepszym dowodem. Panna
Granger również czuła się niesamowicie. Jeszcze nigdy nie była jednocześnie
poddenerwowana i spokojna, a w jej brzuchu nigdy wcześniej nie latały
przysłowiowe motyle. Czy tak właśnie działa magia świąt?
- Znasz tradycję, prawda Granger? - Hermiona zarumieniła się
obficie na twarzy i ułożyła swoje dłonie na klatce piersiowej Dracona. Pod
palcami mogła wyczuć przyspieszone bicie jego serca i nierówny oddech.
- Śmiesz twierdzić, że nie? - Uśmiech na twarzy Dracona rozszerzył
się i pochylił się w kierunku ust Hermiony, tak że dzieliły ich jedynie
milimetry.
- Więc teraz nie możesz ode mnie uciec. - Panna Granger jednak nie
zamierzała uciekać. Wspięła się na palce i przylgnęła całym ciałem do blondyna,
wpijając się w jego usta. Draco nie oponował, a wręcz przeciwnie, zagarnął
kasztanowłosą w swoje ramiona i odwzajemnił pocałunek, który bynajmniej nie
wyglądał już jak ten wynikający z tradycji. Hermiona wplotła swoje palce w
platynowe włosy mężczyzny, który uniósł ją nad ziemię, trzymając pod
pośladkami. Normalnie w takich okolicznościach panna Granger nigdy by do tego
nie dopuściła, ale skoro pozwoliła Malfoy'owi się całować to mogła mu pozwolić
na trzymanie ją w dosyć strategicznych miejscach jej ciała. Jej umysł chłonął
każdą cząstkę mężczyzny od faktury ubrania po niesamowicie działający na jej
zmysły zapach. Nigdy nie czuła się tak cudownie w ramionach żadnego mężczyzny.
Miała wrażenie, jakby znała Dracona od zawsze. Dokładnie wiedziała jak ma się
ustawić i w jakich miejscach go dotykać, aby sprawić przyjemność sobie, ale
także i jemu. Malfoy dodatkowo nie był jak jej dotychczasowi mężczyźni. W tym
pocałunku odkrył przed nią nową osobę kompletnie różną od tej, którą znała.
Miał miękkie i delikatne usta, a całował ją w taki sposób, którego nie dało się
opisać słowami. Draco również starał się czerpać z tej chwili jak najwięcej.
Jeszcze nigdy w życiu nie czuł się przy żadnej kobiecie tak dobrze jak przy
Hermionie. Była niesamowicie różna niż jego partnerki. Mógł ją trzymać w swoich
objęciach przez resztę życia. Miała drobne, ale zaokrąglone w tych miejscach
gdzie trzeba ciało, które badał skrzętnie przy pomocy swoich dłoni. Oczy o tak
głębokim bursztynowym kolorze, że zatracił się w nich bez pamięci. Ale
najbardziej niesamowite były jej usta. Pełne i słodkie, smakujące niczym
zakazany owoc, który jemu dane było skosztować. Draco zapragnął mieć ją na
zawsze przy sobie. Móc całować te wargi każdego dnia, poznawać ją i uczyć się
jej na pamięć, co kocha, czego nienawidzi, co doprowadza ją do łez, a co czyni
ją bezgranicznie szczęśliwą. Gdy zabrakło im obojgu tchu i oderwali się od
siebie oboje mieli napuchnięte i czerwone wargi od pocałunków. Draco nie
wypuścił Hermiony ze swoich objęć, a jedynie postawił ją z powrotem na podłodze
i złapał za oba policzki, opierając się swoim czołem o jej. Kasztanowłosa
dyszała ciężko próbując uspokoić nieco swój oddech, ale oprócz zamknięcia oczu
nie była w stanie zmusić swojego ciała do niczego innego. Jak przez mgłę
dochodził do niej cichy głos Malfoy'a.
- Nie wyjdziesz za Weasley'a, nie pozwolę ci na to. - Hermiona
była jedynie w stanie pokiwać głową zanim Dracon ponownie sięgnął do jej ust.
Całowali się zawzięcie nie zwracając nawet uwagi na to, że jeszcze przed paroma
godzinami chcieli się nawzajem pozabijać. Kobieta splotła swoje palce z palcami
mężczyzny i w tym momencie poczuła mocne szarpnięcie w okolicach pępka, a
następnie jedyne co była w stanie zarejestrować to dłonie Malfoy'a pozbawiające
ją kolejnych warstw odzieży i jej ręce próbujące się uporać z guzikami od jego
koszuli.
25 grudnia rok później.
Hermiona biegła przez całe lotnisko
co chwilę zerkając na zegarek na swojej dłoni. Jeśli się nie pospieszy nie
zdąży na samolot i do Londynu na święta. Ale jak tu przemieszczać się z
prędkością światła na wysokich obcasach i do tego szukając biletu w torebce?
Kobieta zaklęła głośno, gdy zobaczyła, że zostało jej dziesięć minut do odlotu.
Przecisnęła się między ludźmi w kolejkach, aby jak najszybciej dotrzeć do
swojego stanowiska odlotów. Niemalże w ostatniej chwili dotarła do stewardessy
i podała jej swój bilet. Kobieta sprawdziła szybko jej dokument tożsamości, a
następnie wprowadziła na pokład samolotu. Hermiona poczuła jak zaczynają ją
opuszczać wszelkie nerwy. Za oknem nie ma śnieżycy, zdążyła na samolot, a o
godzinie 18.00 będzie lądować na lotnisku w Londynie. Brakowało jej tylko
jednego. Stewardessa wskazała jej zarezerwowane na bilecie lotniczym miejsce
przy oknie, a następnie odeszła uśmiechając się przy tym jeszcze w typowy
obowiązkowy sposób. Hermiona ściągnęła swój płaszcz i usiadła w fotelu na
przeciwko drugiego pasażera, którego nie było widać zza gazety.
- Spóźniła się pani, pani Malfoy. - Gazeta opadła a kasztanowłosa
mogła w całej okazałości podziwiać szarmancki uśmiech na twarzy Dracona.
Odwzajemniła mu się złośliwym uśmiechem i pochyliła nieco w jego stronę,
opierając swoje ręce na jego kolanach.
- Malfoy'owie się nie spóźniają, ale inni przychodzą zbyt
wcześnie. - Blondyn zaśmiał się krótko i jednym sprawnym ruchem posadził sobie
kasztanowłosą na kolanach, a następnie wpił się w jej malinowe wargi. Hermiona
zarzuciła mu ręce za szyję i przywarła do niego całym ciałem. Teraz wszystko
było tak jak być powinno i wszystko znajdowało się na swoim miejscu, włącznie z
obrączkami na ich prawych dłoniach.
Uwielbiam. Uwielbiam tą miniaturkę, uwielbiam ten blog, uwielbiam Cię, chociaż tak na dobrą sprawę kompletnie się nie znamy, jest między widoczna różnica w wieku (14 lat) i prawdopodobnie nigdy się nie spotkamy. Chyba, że wydasz książkę, a ja będę stała w kolejce o dedykację w księgarni. Dobra, może wrócę do "Uwielbiam", więc:
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twój styl pisania, uwielbiam Twój humor zamieszczony w rozdziałach, uwielbiam te emocje, które potrafisz zamieścić w zaledwie kilku zdaniach.
Sądzę, że starczy, w końcu i tak musiałam podwyższyć Ci samoocenę, ale ostatnio zdałam sobie sprawę ile radości daje coś takiego. Zabrzmiało to trochę... Ckliwie? Mniejsza z tym.
Pozdrawiam,
Cassie :)
Bardzo fajna miniaturka :)
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego Nowego Roku, bo święta już minęły.
Pozdrawiam i życzę weny :)
Szczęśliwego Nowego Roku i dużo weny:)
OdpowiedzUsuńMiniaturka jest świetna :)
Przy okazji zapraszam do siebie: http://z-milosci-do-wroga.blogspot.com/
Gdy zobaczyłam, że dodałaś miniaturkę rozczarowałam się, miałam nadzieję na nową porcję histeryzującego Draco a tu go brak. Cieszę się jednak, że mnie rozczarowałaś brakiem rozdziału bo ta miniaturka jest świetna. Draco wybierający piosenkę był taki zabawny. Od teraz bez względu na to czy opublikujesz nowy rozdział czy miniaturkę witać ten nowy post będę z uśmiechem bo warto ;)
OdpowiedzUsuńXYZa
Miniaturka jest genialna :) Uwielbiam takie słodkie miniaturki z Happy Endem :3
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie pyskówki Draco i Hermiony :D
Ooo...jakie to było przepiękne. Miniaturką idealnie wpasowałaś się w klimat świąt. Słodkie, ale nie przesłodzone, czyli coś co tygryski lubią najbardziej. Masz ogromny talent co widać czytając główne opowiadanie. Jesteś cudowna <333
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Czekam na więcej.
Nicolette
www.minopiosenkifanfiction.blogspot.com
Zakochałam się, z całą pewnością kocham tę miniaturkę. Jesteś niesamowita. najlepszy świąteczny tekst jaki przeczytałam. Nie od dziś wiem, że twoja twórczość jest jedna w swoim rodzaju, ale tą miniaturką kupiłaś mnie ostatecznie. Pozostaje mi tylko pogratulować talentu i życzyć weny :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Bez zastrzezeń
OdpowiedzUsuńJejku! Co ze mną?! Znowu płaczę! Ale tym razem ze śmiechu. przeczytałam twojego bloga w jeden dzień (a raczej noc) i na koniec zostawiłam sobie miniaturki. Chyba podświadomie zostawiłam sobie najlepsze na koniec. Mam wielką prośbę. Napisz jeszcze co najmniej trzy smutne miniaturki, pięć przepięknych (jak ta pierwsza) i dwie wesołe jak ta. Ja najbardziej z blogów kocham właśnie miniaturki! (ale opowiadania też bardzo chętnie czytam) Twój blog jest naaajlepszy ze wszystkich!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zdecydowanie najlepsza miniaturka jaką kierykolwiek czytałam
OdpowiedzUsuńD.M.
O jejciu! Kocham tooooo! ❤
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, A.M.
whoreadsbooks-livestwice.blogspot.com
Mówiłam już, że kocham Twoje miniaturki i są one najlepsze na świecie?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSuper ^^ /vila
OdpowiedzUsuńŚliczności :-) zapraszam na wattpad, publikuję tam różne opowiadania pod nickiem elenawest1990. Być może coś ci się spodoba :-D
OdpowiedzUsuńŚliczne
OdpowiedzUsuńMogę powiedzieć tyle: miniaturka jest wprost idealna! Muszę się przyznać, że czytam tego bloga po raz drugi, ponieważ... nie potrafię sobie przypomnieć jak zakończyło się to opowiadanie i czy w ogóle sie skończyło! Tym razem jednak czytam także miniaturki, gdyż gdy czytałam to kiedyś omijałam je szerokim łukiem. Proszę wybacz mi moje zapominalstwo, ale po coś się nazwałam "roztrzepana" (kiedyś derka lub dementorka, ale niedawno postanowiłam zmienić swoje życie o 180° no i jestem!).
OdpowiedzUsuńGratuluję cudnej miniaturki i życzę weny i pomysłów!
Roztrzepana Lala i reszta świata :}
Świetna miniaturka.
OdpowiedzUsuńZakochałam się w tej miniaturce. Niby prosta, ale z pazurem jak na dramione przystało
OdpowiedzUsuń