niedziela, 25 września 2016

Rozdział LIV

Cześć robaczki!
Gotowi na wielkie odliczanie? Za to, co teraz czytacie pewnie macie mi ochotę urwać łeb przy samej... wiecie czym, ale niestety tak już w życiu jest, że coś się zaczyna, a coś się kończy. To przedostatni rozdział z głównego opowiadania, z którym lada moment będziemy musieli się pożegnać. Mam jednak dla was kilka niespodzianek, więc zajrzyjcie w odpowiednie zakładki, jeśli chcecie choć trochę poprawić sobie nastrój ;)

Co do nowego opowiadania, to nie będzie ono publikowane zaraz po zakończeniu bieżącego. Jest kilka spraw organizacyjnych, którymi podzielę się z wami już teraz, a pewnie jeszcze powtórzę przy następnej notce. Otóż nowa historia nie jest tak rozbudowana, jak obecna. Ma zdecydowanie mniej rozdziałów, w tym prolog i epilog, których ta nie posiada, ale są one o wiele dłuższe, niż te, które jeszcze czytacie. Co za tym idzie czas oczekiwania na nowy fragment historii też się niestety wydłuży i to znacznie, ponieważ rozdziały będą się pojawiać prawdopodobnie raz w miesiącu. Jeszcze nie wszystko zostało rozstrzygnięte w tej kwestii, ale szykuje się dużo zmian. Nie wiem, kiedy się przed wami zdradzę odnośnie reszty moich planów, ale waham się między ostatnią notką z bieżącej historii a prologiem nowej; zapewniam was jednak, że nie będą to smutne wiadomości.

To by było na tyle póki co ze spraw organizacyjnych i zapraszam na rozdział 54, w którym dzieje się... oj trochę się dzieje, co mam nadzieję choć trochę podniesie was na duchu,
Realistka

* * * * *

            Przy stole w jadalni państwa Malfoy panowała ciężka, żeby nie powiedzieć grobowa atmosfera. Przygotowane śniadanie już dawno wystygło, zresztą nic nie miało w sobie smaku, od kiedy przyszło im opiekować się chorą ciotką. Nawet najmocniejsza, najczarniejsza kawa smakowała nijako; wszystkie potrawy zlewały się w jedno, tworząc bezpłciową papkę niezdatną do jedzenia. To już kolejny dzień, gdy Yves nie opuszcza pokoju, nie je nawet przynoszonych posiłków, choć ostatnio wmusiła w siebie sporą część drugiego dania. Jej niechęć do kontaktu z rodziną urosła do tego stopnia, że i pozostałym domownikom żyło się z nią coraz gorzej. Lucjusz zrezygnował z wszelkich docinków, które miał w zwyczaju kierować pod adresem ciotki. Nie sprawiały już żadnej przyjemności, skoro może jej nawtykać ile dusza zapragnie, ale nie usłyszy żadnej zjadliwej odpowiedzi, do których tak bardzo jest przyzwyczajony. Narcyza również stała się niesamowicie cicha; dnie spędzała na porządkowaniu domu lub czytaniu książek, przez co rzadko można ją było spotkać poza biblioteką. Ten okropny zwyczaj tłamszenia w sobie problemów i roztrząsania ich w samotności sprawiał, że czuła się strasznie zmęczona i nie mogła skupić się praktycznie na niczym. Gotowanie nie sprawiało jej przyjemności, litery w powieściach zlewały się ze sobą, a usychające w wazonie kwiaty w ogóle ją nie obchodziły. Gdyby nie mąż już dawno na każdej komodzie czy podstawce stałyby paskudne suszki bez grama koloru. Nikt nie potrafił dotrzeć do Yves, a wszelkie kontakty ze starszą czarownicą zostały ograniczone do minimum, gdyż po ostatniej rozmowie z Lucjuszem zaryglowała pokój i nie wpuszczała do niego gości. Państwo Malfoy nie wiedzieli, czy kobieta robi to z czystej złośliwości, czy też cierpi tak bardzo, że nie chce się z nimi widywać. Starali się na nią jakoś wpłynąć, ale za każdym razem odpowiadała im głucha cisza z komnaty, która wprowadziła domowników w stan głębokiej depresji. Bezradność, której przyszło im doświadczyć przypominała o sobie na każdym kroku, przez co upływające dni stały się bardzo ponure i nic nie było w stanie ich rozjaśnić nawet na krótki moment. Aż do dzisiejszego przedpołudnia.
            Kawa już dawno zdążyła wystygnąć, ale zagłębiony w myślach Lucjusz nawet nie zwrócił na to uwagi. Przewracał bezmyślnie strony porannej gazety, bo nie potrafił skupić się na żadnym artykule. Poza tym nie było w niej nic, co mogłoby go zainteresować. Narcyza również nie wyglądała, jakby przeglądany przez nią magazyn kulinarny zawierał w sobie coś fascynującego. Strasznie zmizerniała w ciągu minionych dni, przez co bardzo się o nią martwił, ale dobrze wiedział, że żona powie: nic mi nie jest. Patrzenie jednak na jej bledszą niż zwykle twarz i pogłębiające się sińce pod oczami jest niezwykle trudne, a towarzysząca temu bezsilność jest tak przytłaczająca, że nie umie myśleć o niczym innym. Podniósł się w końcu ociężale od stołu dopijając w pośpiechu zimną kawę i podszedł do kobiety, kładąc ręce na chudych ramionach i składając na policzku krótki pocałunek. Narcyza wysiliła się na słaby uśmiech, którym odprowadziła męża do drzwi, by po chwili znów pogrążyć się w lekturze, której przesłanie wydawało się bardzo zamglone. A przecież to tylko zwykłe przepisy na zupę szparagową.
            Stał przed pokojem Yves, głęboko zastanawiając się, czy jest w ogóle sens dobijać się do ciotki. Nie wpuściła nikogo od ostatniej rozmowy, a nawet przestała się w ogóle odzywać, gdy ktoś do niej przychodził. Depresyjna atmosfera panująca w domu była jednak już tak daleko posunięta, że należało się wreszcie z nią rozprawić, a przynajmniej odrobinę naprostować i wytłumaczyć kobiecie, że jej izolacja wpływa na samopoczucie reszty domowników. Kilka dni, a tyle w zupełności wystarczyło, żeby odsunęli się od siebie z Narcyzą, a tego znieść już dłużej nie potrafił. Żywe rozmowy zamieniły się w popukiwania pod nosem, a przebywanie ze sobą straciło dawną magię i poczucie bliskości. Jeśli Yves zamierza się tak zachowywać przez cały czas, to nie ma pojęcia, ile uda im się jeszcze wytrzymać, ale z pewnością nie za długo. Zapukał w końcu odważnie w drewniane drzwi, lecz tak jak się spodziewał odpowiedziała mu głucha cisza. Spróbował jeszcze kilka razy, aż w końcu z targającej nim frustracji złapał wściekle za klamkę, która ustąpiła bez żadnego problemu, co mocno go zaskoczyło. Wejście bowiem było zawsze zamknięte, a zapewne dodatkowo zabezpieczone paroma zaklęciami, natomiast fakt, że komnata jest tak po prostu otwarta był mocno niepokojący. Pierwszy raz czuł takie nerwy, wchodząc do sypialni ciotki, a przecież nie raz zakłócał jej spokój i naruszał prywatność. Czuł, jakby robił coś niedozwolonego, za co może spotkać go wyjątkowo surowa kara, a Yves nie przebiera w środkach. Zamknął za sobą cicho drzwi i rozejrzał się po pokoju, który w ogóle nie przypominał pomieszczenia, w którym był ostatnim razem; łóżko starannie posłane, zasłony odsunięte, z toaletki zniknęły wszystkie flakoniki i pudełeczka z kosmetykami i perfumami, nawet na etażerce nie dostrzegł popielniczki, z którą ciotka się nie rozstaje. Podszedł do drewnianej szafy i otworzył ją pomału, jakby bał się, że coś wyskoczy na niego ze środka, ale z przestrachem stwierdził, że wszystkie półki i wieszaki są puste. Bez namysłu wpadł do łazienki, w której również panowała sterylna czystość, a gdy wrócił do sypialni potrafił jedynie tępo przyglądać się meblom, które wyglądały na nieużytkowane przez dobre kilka lat. Nic nie rozumiał, a nawet zebranie myśli i skojarzenie ze sobą wszystkich faktów zajęło mu sporą chwilę, choć wciąż nic nie stało się jaśniejsze. Każdy zakamarek, wszystkie przybory i wyposażenie, a przede wszystkim przytłaczająca pustka krzyczały do niego, że na próżno szuka Yves, ponieważ dawno już jej tu nie ma. Wyjechała bez słowa pożegnania, bez żadnej wzmianki o powrocie, nie fatygując się nawet na zostawienie wiadomości. Nie myślał racjonalnie i nim się spostrzegł zaczął przekopywać szuflady, w których znalazł jedynie drewniane dna, przewrócił łóżko do góry nogami i biegał jak oszalały po pokoju, jakby łudził się, że znajdzie cokolwiek, co zostawiłaby ciotka, ale na próżno było mieć nadzieję. W takim pobojowisku znalazła go przechodząca obok Narcyza, którą zaniepokoił fakt, że drzwi od sypialni Yves są otwarte. Podeszła do męża, który zawzięcie odsuwał szafki od ścian i delikatnie położyła mu rękę na plecach, na co mężczyzna podskoczył jak oparzony, padając po chwili z bezsilności na łóżko, a raczej na skotłowaną pościel, którą przekopał ze trzy razy. Usiadła obok niego i pogłaskała go po zwichrowanych włosach, obserwując unoszącą się szybko klatkę piersiową i wsłuchując się w ciężki, urwany oddech. Bałagan, który zastała po wejściu do pokoju z początku ją przeraził, ale wystarczyło rzucić okiem na dyszącego Lucjusza i na porozwalane meble, żeby zrozumieć, że Yves opuściła Malfoy Manor i najprawdopodobniej więcej się w nim nie pojawi. Powinni cieszyć się, że udało im się pozbyć natrętnej i wyjątkowo złośliwej krewnej, ale oboje czuli jedynie smutek i głęboki żal. Nie tak miało się to wszystko potoczyć.
            - Sądzisz, że wróci? – Spojrzała na kręcącego głową męża, który podniósł się niezdarnie do pozycji siedzącej i przytulił ją mocno do siebie, gładząc po chudym ramieniu.
            - Ja już nic nie sądzę, Narcyzo – odparł z cichym westchnięciem, pozwalając żonie położyć się na barku. Był wściekły, że ciotka wyjechała w tak ciężkim stanie i zaawansowanym stadium choroby, ale nic nie może już zrobić. Nawet jeśli pojedzie do niej do Francji, to z pewnością jej tam nie zastanie. Yves dobrze wiedziała, na co się decyduje i zapewne zdążyła już zatrzymać się w miejscu, gdzie nikt jej nie znajdzie. Wciąż jednak nie rozumiał, po co to zrobiła, ale powodów może być wiele. – Jak można być tak skrajnie nieodpowiedzialnym? Jest chora, wycieńczona, a jednak i tak postawiła na swoim i pojechała. Psia jej mać!
            - Przestań, bo to nas do niczego nie doprowadzi – oburzyła się pani Malfoy, ściskając męża mocno za rękę. Lucjusz zawsze bardzo martwi się o rodzinę, ale czasem ta troska przysłania mu wszelki racjonalizm, przez co działa zbyt pochopnie, pakując się często w poważne kłopoty. Musi się uspokoić i pomyśleć logicznie, co kierowało Yves, gdy zdecydowała się na wyjazd. Co ważniejsze, mają teraz jeszcze jeden problem, z którym powinni szybko się uporać. – Trzeba powiedzieć Draco, bo o niego jej przecież chodziło.
            - I co mu powiemy, jeśli sami nic nie wiemy? – Wzdrygnęła się pod wpływem głosu Lucjusza, który był w stanie zmrozić nie tylko krew w żyłach, ale każdą istotę spotkaną na drodze. Nie lubi, gdy mąż popada w stare przyzwyczajenia i staje się na powrót zimny i niedostępny, ponieważ jest wtedy zdolny poruszyć niebo i ziemię, byleby dostać to, czego w danym momencie chce. Odsunęła się od niego i poprawiła materiał koszuli, starając się unikać pustego spojrzenia mężczyzny, który bardzo szybko zrozumiał postępowanie żony i zwiesił smutno głowę, uświadamiając sobie, że omal na nią nie wrzasnął jak w przeszłości. – Powiedzmy mu, jak sami się czegoś dowiemy. Będzie się niepokoił, a może wróciła tylko na kilka dni.
            - Wierzysz w to?
            - Musimy sami się z nią skontaktować i wyjaśnić wszystko, a dopiero potem wciągać w to Draco. Tak będzie bezpieczniej. – Narcyza nie wyglądała na przekonaną, przez co zacisnęła nieco mocniej wargi i zmarszczyła delikatnie brwi, ale ostatecznie pomysł Lucjusza był najlepszy, jakim mogli się posłużyć. Angażowanie syna przy jego własnych zmartwieniach nie jest dobrym rozwiązaniem, a gdy sprawa choć trochę się uspokoi i uda im się skontaktować z Yves, wtedy będą mogli myśleć, co zrobić dalej. Bała się jedynie, że Draco prędzej odkryje prawdę, a wtedy nie spocznie, dopóki nie znajdzie ciotki, gdyż jest tak samo porywczy, jak ojciec.
            - To co teraz zrobimy? – spytała męża, a ten podniósł się z łóżka i podszedł do okna, za którym rozciągał się widok na przykryty grubą warstwą śniegu ogród. Nie ma pojęcia, od czego powinni zacząć, ale nie mogą bezczynnie siedzieć. Jednak czy jest sens latać po całym świecie, gdy ciotka na dobrą sprawę może być wszędzie? W dwójkę nie dadzą rady jej znaleźć, ale poleganie na synu też nie wchodzi w grę. Kto im zatem jeszcze pozostaje? Przeciągnął palcami po szkle i zamyślił się głęboko, wpatrując się w bladą dłoń. Im więcej opcji pomocy rozważał, tym częściej dochodził do wniosku, że jest tylko jedna osoba, na której może w pełni polegać, oczywiście nie wspominając o Narcyzie, na której wsparcie zawsze może liczyć. Ktoś, kto wie, jak się skutecznie ukryć, ktoś, kto zna sposoby na zacieranie śladów i ciche zniknięcie, a teraz ktoś, kto wiedzie szczęśliwe życie u boku koleżanki z pracy. Najwidoczniej przyszedł czas na zachwianie spokoju, który zapanował w życiu Severusa Snape’a.
            - Zbieramy grupę poszukiwawczą. – Uśmiechnął się do żony cały w skowronkach, na co ta pokręciła przecząco głową, patrząc na męża z niemą prośbą, aby nie chodziło im o tę samą osobę. Gdy nabrała pewności, że jednak przeczucie ją nie zawiodło, westchnęła z politowaniem, które nawet odrobinę nie zraziło Lucjusza. – Tak, kochanie. Nietoperz znowu w akcji.

* * * * *

            Mimo że patrzenie na zapłakaną Ginny nie powinno wzbudzać uczucia szczęścia, to powód, z jakiego dziewczyna wylewała łzy jest tak niesamowity, że nie sposób odgonić od siebie uśmiechu radości. Kto by pomyślał, że ruda jest w ciąży i tak bardzo się tym stanem przejęła, że aż od wszystkich uciekła! Hermiona stała przy Draconie i pani Weasley przepełniona taką ilością emocji, że sama się dziwiła, gdzie je wszystkie zmieściła. Była tak dumna z przyjaciółki, że miała ochotę wyściskać ją z całych sił, lecz zdążył już ją ubiec Zabini, który wiadomość o zostaniu ojcem przyjął jak na prawdziwego tatusia przystało – płakał, krzyczał, tulił do siebie narzeczoną, nie przestając zasypywać ją pocałunkami i dotykać jeszcze płaskiego brzucha, w którym pomału kiełkował owoc ich miłości. Patrząc na nich mogła nie tylko powiedzieć, że szczerze im gratuluje, ale i zazdrości, choć bynajmniej nie w negatywnym znaczeniu. Dobrze pamiętała, jak się czuła, gdy dowiedziała się, że zostanie mamą, a i reakcji Rona nie da się wymazać z pamięci. Byli po prostu szczęśliwi i nie mogli doczekać się, aż malec przyjdzie na świat. Jest przekonana, że przed Ginny stoją miesiące ciągłej troski przez Blaise’a, który nie opuści jej nawet na krok. Dziecko zbliża do siebie jeszcze bardziej, choć wydaje się, że nic nie jest w stanie połączyć pary mocniej, niż do tej pory. Ta malutka fasolka kiełkująca pod sercem tworzy nową, najwspanialszą historię i otwiera kolejny etap w życiu nie tylko rodziców, ale  rodziny i przyjaciół. Będzie wspierać rudą z całych sił, będzie jej oparciem, gdy Zabini nie będzie mógł, zrobi wszystko, by Ginny poczuła się najwspanialszą matka na świecie, choć dziewczyna zapewne dobrze o tym wie, a i ukochany będzie jej o tym przypominał na każdym kroku. Jest jej przyjaciółką, siostrą niezwiązaną krwią, a zatem jej obowiązkiem jest martwić się, otaczać opieką i być przy niej tak po prostu, żeby czuła, jak bardzo wszystkim zależy na jej szczęściu. Gdzie jednak w środku, szczególnie w okolicy serca czuła panoszący się niepokój, który nie dał zamaskować się dumą i radością. Starała się nie myśleć, czemu Ginny powiedziała jej, że jak dowie się prawdy, to ją znienawidzi. To jasne, że dziewczyna się bała i wciąż się boi, bo strach nigdy nie opuszcza matki, nawet jeśli dziecko jest samodzielne i założy własną rodzinę. Wystarczy spojrzeć na panią Weasley; ile bezsennych nocy przyszło jej spędzić, ile łez uronić, by poczuła spokój, że córka jest bezpieczna i znajduje się w dobrych rękach? Matka zawsze zrobi wszystko dla dziecka, poświęci całe swoje życie, by zapewnić mu ochronę i nie pozwoli wyrządzić krzywdy, zasłoni własną piersią i przyjmie każdy cios, byle pociecha nie została zraniona. Ale przecież ona nigdy by nawet nie pomyślała, żeby zrobić coś dziecku Ginny, więc czemu przyjaciółka uważała, że ją znienawidzi, gdy dowie się o ciąży? To pytanie nie odstępowało jej na krok, a chęć poznania prawdy była tak silna, że bez namysłu spytała o to rudą, która na dźwięk głosu Hermiony zlękła się potwornie i zamknęła w sobie.
            - Ginny, czemu powiedziałaś, że będę cię nienawidzić? – Blaise, Draco i stojąca z boku Molly spoglądali na dziewczynę z niezrozumieniem. Kasztanowłosa kobieta była jednak tak zdeterminowana, że za wszelką cenę chciała wyjaśnić wszystko z przyjaciółką, która ewidentnie unikała jej wzroku, nie mówiąc już o jakiejkolwiek odpowiedzi.
            - Ninny wszystko w porządku? – Ruda pokiwała twierdząco głową, jednak wciąż patrzyła się w podłogę, ściskając narzeczonego mocno za rękę. Ten widok sprawił, że serce Hermiony od razu zabiło mocniej. Przyjaciółka bowiem cierpi z jej winy, ale ona poza chęcią poznania prawdy nie jest w stanie zrobić nic innego. Powinna czuć do siebie wstręt za to, co robi, ale odczuwała jedynie strach przed odpowiedzią Ginny, którą miała nadzieję wkrótce usłyszeć.
            - Czemu tak pomyślałaś? Skąd ci to przyszło do głowy? – pytała zawzięcie, ale gdy chciała podejść do dziewczyny Draco złapał ją za łokieć i pokręcił przecząco głową, by lepiej tego nie robiła. Podobną, acz mniej stanowczą prośbę dostrzegła w oczach pani Weasley, która zaczerpnęła głęboko powietrza i wyminęła ją bez słowa, siadając obok córki i Blaise’a na podłodze. Ginny trzęsła się bowiem jak osika, nie przestając miażdżyć dłoni ukochanego w uścisku, a kolejne krople łez wydostawały się spod spuchniętych powiek, skapując na materiał szlafroka. Hermiona nie wiedziała co się dzieje, a tym bardziej, co powinna zrobić. Przyjaciółka bowiem płacze przez nią, ale nie chce podać jej powodu. Czy jest w ogóle coś, co może zrobić, czy wszystkie działania są z góry skazane na niepowodzenie?
            - Nie płacz, skarbie. Miona nigdy by cię nie znienawidziła. – Blaise pogładził ukochaną czule po policzku, ale ta ryknęła na niego, zrywając się z podłogi i podbiegając do wstrząśniętej przyjaciółki.
            - Zostawcie mnie wszyscy! – krzyknęła, a Hermiona przysunęła się do Dracona, jakby bała się dziewczyna ją uderzy. – Znienawidzisz mnie! Będziesz mnie nienawidzić zawsze i nigdy mi nie wybaczysz!
            - O czym ty mówisz, Ginny?! – Malfoy przytrzymał kasztanowłosą dziewczynę, która szamotała się przez moment, lecz w końcu dała sobie spokój, a z przerażonych bursztynowych oczu pociekły pierwsze łzy. Wytarła je wierzchem dłoni i spojrzała na przyjaciółkę, za którą stała pani Weasley, a obok na wózku siedział Blaise. Matka dziewczyny wyglądała równie żałośnie co córka, natomiast chłopak był mocno zaniepokojony stanem ukochanej, ponieważ sam nie rozumiał, z jakiego powodu wmówiła sobie tak wierutne kłamstwo. Panna Granger odezwała się stłumionym i pełnym błagania głosem licząc, że Ginny otworzy się przed nią. – Powiedz mi, proszę. Powiedz mi, czemu tak źle o mnie myślisz.
            - Nie mogę, bo chcę, żebyś była moją przyjaciółką! – Weasleyówna trzęsła się w ramionach matki, co jeszcze bardziej bolało Hermionę, gdyż to ona chciała być dla niej takim wsparciem.
            - Jestem nią i zawsze będę! – zaparła się dziewczyna, lecz tego, co usłyszała od rudej w ogóle się nie spodziewała.
- Nie będziesz, bo nie chciałam być matką! Nie chciałam mieć dziecka, o którym ty zawsze marzyłaś! - Momentalnie poczuła się zdradzona, odepchnięta i niezrozumiana, a gdyby nie trzymający ją Draco pewnie kompletnie straciłaby kontakt z rzeczywistością. Słowa bolały, zadawały głębokie rany, z których już sączyła się krew. Przed oczami stanęła jej pogrążona we śnie twarz Frederica, obrazy z pogrzebu przetoczyły się przez głowę, rozdzierając serce i duszę, na rękach poczuła ciężar jego malutkiego ciała. Wszystko bolało; ciało, umysł, padające z ust przyjaciółki słowa. – Bałam się, rozumiesz?! Bałam się mieć dziecko, które ty straciłaś! Nie wybaczyłabyś mi cokolwiek bym zrobiła! Nienawidziłabyś mnie za to szczęście i nie wybaczyłabyś, gdybym je komuś oddała!
- Przestań, Ginny – wtrącił się stanowczo Draco, widząc targające Hermioną wspomnienia, które zalały jej głowę i wybuchły ze zdwojoną siłą. Dziewczyna oddychała ciężko i bardzo powoli, błądząc wzrokiem po zalanej łzami twarzy przyjaciółki. Chciał jej oszczędzić tego bólu, ale wiedział, że już za późno. Powinien zabrać ją stąd jak najszybciej, ale Granger była sparaliżowana i nie ruszyła się nawet na krok.
- Hermiono, ja nie chciałam. – Głos Ginny był pełen skruchy, ale kasztanowłosa dziewczyna była na nią kompletnie głucha. Czuła jedynie niewysłowione cierpienie, które zadała jej osoba, po której nigdy by się czegoś takiego nie spodziewała. Nie panowała nad umysłem, ani tym bardziej ciałem. Bez skrupułów wymierzyła przyjaciółce siarczysty policzek, po którym o dziwo nie poczuła żadnych wyrzutów sumienia, ale też nie doświadczyła ulgi. Zignorowała dramatyczny krzyk pani Weasley, która zamknęła córkę w objęciach, a na Blaise’a nawet nie spojrzała, gdyż wiedziała, że dostrzeże w jego oczach czystą pogardę.
- Jak mogłaś? – spytała głucho trzymającej się za zaczerwieniony policzek i chowającej się w ramionach matki Ginny.
- Nie chciałam – wybąkała przez łzy, które ani trochę nie ruszyły Hermiony. Była wściekła i rozczarowana postępowaniem przyjaciółki. Nie sądziła, że tak bliska jej osoba może myśleć o niej w ten sposób. Była pewna, że gdyby nie Draco, który mocno złapał ją za ręce w stronę rudej pofrunąłby kolejny policzek. – Nie chciałam cię zranić.
- Pozbywając się dziecka lub myśląc, że będę ci źle życzyć? – warknęła do dziewczyny, która w kółko powtarzała „przepraszam”. Cichy głos Malfoya, trzymającego ją za ręce ani trochę jej nie uspokajał, ale pozwalał trzymać nerwy na wodzy, które najchętniej spuściłaby ze smyczy. Ginny nigdy nie będzie świadoma, jak bardzo ją ubodła, nigdy nie zrozumie uczuć, które się w niej zrodziły pod wpływem wyznania. Jak mogłaby nienawidzić jej z powodu dziecka?! Czemu aż tak źle o niej myśli?! Zrobiłaby wszystko, by przyjaciółka nie musiała przechodzić przez piekło, którego przyszło jej doświadczyć. Wspierałaby ją i cieszyła się jej szczęściem najmocniej na świecie. Ta jednak wolała zrobić z niej potwora, który posunąłby się do wszystkiego, byleby nie czuła radości z bycia matką. Miała rację, że nigdy jej tego nie wybaczy. Nie zapomni, jak została przez nią potraktowana i do końca życia będzie chować do niej urazę. – W takim razie możesz być z siebie dumna.
- Miona! – krzyknęła za kasztanowłosą, która wyszarpnęła się z uścisku blondyna i wyszła z domu, trzaskając mocno drzwiami. Do tej pory Draco nie chciał się mieszać do rozmowy, ale widząc stan obu dziewcząt nie mógł tak po prostu stać z założonymi rękami. Niestety ani do jednej, ani do drugiej nic dziś nie dotrze i jedyne, co może zrobić, to uspokoić je i pozwolić opaść nerwom, których doświadczyli stanowczo zbyt dużo.
- Dajcie jej ochłonąć i porozmawiajcie z nią, jak się trochę wyciszy – odezwał się do Molly i Blaise’a, wystawiając dwie walizki na zewnątrz. Zabini przytaknął przyjacielowi głową, natomiast pani Weasley kompletnie go zignorowała, czemu właściwie w ogóle się nie dziwił. – Ja pogadam z Granger, ale niczego nie obiecuję.
- Nie wybaczy jej tego. – Spojrzał na smutnego Diabła, który gładził ukochaną po plecach. Obdarzył go pokrzepiającym uśmiechem i poklepał po zdrowym ramieniu.
- Z pewnością nie od razu, ale pogodzą się. Trzymaj się i wracaj szybko do zdrowia. – Skinął Molly głową i opuścił mieszkanie Weasleyów, kierując się z walizkami do wyjścia z podwórka, szukając po drodze Hermiony. Nie mógł uwierzyć, że Weasleyówna myślała, że Granger znienawidzi ją z powodu dziecka. Owszem, gdyby je oddała, a co gorsza, gdyby chciała usunąć ciążę, wtedy byłby w stanie zrozumieć jej obawy. Podejrzewał, że nawet Blaise nie byłby wyrozumiały w takiej sytuacji. Ale na miłość boską, jak można wmówić sobie takie kłamstwo, że najlepsza przyjaciółka będzie jej złorzeczyć tylko dlatego, że sama straciła niemowlę? Przecież to stek bzdur i totalne bujdy na resorach! Powie to każdy, kto choć w najmniejszym stopniu zna Granger! Ona nie jest zawistna, nie obraca się od ważnych jej osób, a już  z pewnością nie jest podła i nigdy nie dałaby nawet odczuć Ginny, że zazdrości jej dziecka. Co zatem skłoniło rudą do tak absurdalnych myśli? Musi porozmawiać z Hermioną, wytłumaczyć jej sytuację na spokojnie i mieć nadzieję, że pewnego dnia zrozumie postępowanie przyjaciółki i wybaczy jej. Będzie to trudne, bo kasztanowłosa potrafi chować w sobie urazę bardzo długo, ale wierzył, że uda mu się ją przekonać i spojrzy na sprawę bardziej racjonalnie, niż przed chwilą. Na szczęście znalazł ją na głównej drodze prowadzącej z domu Weasleyów, choć właściwie nie rozumiał, czemu dziewczyna nie teleportowała się do mieszkania. Nie miał jednak czasu na gdybanie i szybko ją dogonił, lecz Hermiona naskoczyła na niego, gdy tylko się do niej zbliżył.
- Nie odzywaj się do mnie ani jednym słowem, jeśli masz zamiar ją usprawiedliwiać.
- Dobrze, ale… - Granger przyspieszyła kroku, co wydawało się niemożliwe, gdyż śniegu było prawie za kolana, a jednak ta niestrudzenie brnęła przed siebie, nie odwracając się nawet do taszczącego walizki Malfoya.
- Nie wybaczę jej tego nigdy, rozumiesz? Możesz błagać na kolanach, ale za to, co o mnie myślała nie zamierzam więcej się do niej odezwać.
- Granger, posłuchaj. – Próbował wpłynąć i zatrzymać jakoś kobietę, ale w obecnej sytuacji niewiele mógł zrobić poza nieporadnym gonieniem jej w białych zaspach. A ta zabawa coraz mniej mu się podobała.
- Wiesz jak to boli? – spytała, choć nie oczekiwała odpowiedzi. – Najlepsza przyjaciółka wbija ci nóż w plecy i jeszcze mówi, że nie chciała cię zranić! Jak mogła myśleć, że znienawidzę ją z powodu dziecka?!
- Może po prostu…
- Bo nie mam własnego? Bo straciłam Frederica? Tym bardziej powinna wiedzieć, że będę życzyć jej szczęścia, a nie ubliżać i odwracać się od niej tylko dlatego, że sama nie mogłam być matką! Jak mogła zrobić ze mnie taką egoistkę?!
- Dość tego! – krzyknął wystarczająco głośno, by dziewczyna podskoczyła w miejscu omal nie wywracając się o własne nogi. Puścił dwie walizki w śnieg i wygrzebał z kurtki paczkę papierosów, z której wyciągnął jednego i odpalił za pomocą schowanej w kieszeni zapalniczki. Kłęby gęstego dymu wzbiły się w powietrze, które dzisiejszej nocy było wyjątkowo wilgotne. Hermiona przypatrywała mu się z niezrozumieniem, obserwując jarzącą się w ciemności końcówkę papierosa i starając się dostrzec twarz blondyna, choć wiedziała, co na niej znajdzie; jawne poirytowanie i zmęczenie były najlepiej pasującymi do stanu arystokraty opisami.
- Mogłeś palić w trakcie… - Nie udało jej się dokończyć, ponieważ Draco warknął do niej wściekle, zbliżając się z bagażami i chwytając ją dość agresywnie za dłoń.
- Przymknij się na moment, Granger. – Poczuła się dotknięta słowami blondyna, ale wedle rozkazu nie odezwała się do niego, co mężczyzna przyjął z wyraźną ulgą, gdyż ton jego głosu od razu uległ zmianie, nie budząc w niej więcej strachu, jak ten dotychczasowy. – Uspokój się i przemyśl sobie to wszystko jeszcze raz, gdy już ochłoniesz. Ginny po prostu się bała, jak zareagujesz. Tak ciężko to zrozumieć?
- Tak, bo nie potrafię pojąć, jak mogła myśleć, że ją znienawidzę.
- Może po prostu źle to ujęła. – Zaciągnął się papierosem, nie zważając na parsknięcie dobiegające ze strony Hermiony.
- Tak, a radość pomyliła jej się z nienawiścią. Bardzo śmieszne, Malfoy.
- Po prostu uważam, że nie miała nic złego na myśli, a już z pewnością nie chciała zrobić z ciebie egoistki. – Wyrzucił używkę w śnieg i złapał za walizki, a następnie bez wcześniejszego uprzedzenia teleportował ich przed tylne wejście do kawiarni dziewczyny. Ta na miejscu od razu wyszarpała dłoń z uścisku i zaczęła przeszukiwać kurtkę w celu znalezienia kluczy od mieszkania. Była teraz nie tylko wściekła na Ginny, ale i na Dracona, który śmiał twierdzić, że przyjaciółka nie zrobiła nic złego, a nawet więcej, powiedziała te wszystkie bolesne słowa, bo miała na uwadze jej reakcję. To było niczym mentalny policzek i to podwójny, bo chociaż ruda jej nie uderzyła, to czuła się, jakby dostała od niej w twarz.
- Jeśli chcesz wiedzieć, to zrobiła ze mnie najgorszego potwora, bo chciała zasłonić swoją głupią decyzję mną. – Sprawdziła kolejny raz kieszenie, aż w końcu znalazła klucze i włożyła je agresywnie do zamka, lecz blondyn złapał w ostatnim momencie za klamkę i nie pozwolił jej wejść do środka. Granger chce uciec i odciąć się od logicznych wyjaśnień, które mogłyby postawić ją w złym świetle, a wszyscy dobrze wiedzą, jak dziewczyna nie lubi przegrywać. Niestety u Malfoya instynkt zwycięstwa jest znacznie silniejszy i nie pozwoli jej od tak zwiać, jakby nic się nie stało. – Co? Nie rozumiesz? Chciała pozbyć się dziecka, a potem zwaliłaby winę na mnie, że niby to z obawy, że depresja po śmierci Frederica może wrócić, a ona, jako wspaniała przyjaciółka poświęciła się dla mojego dobra. Przekonują cię takie brednie? Bo mnie jakoś nie!
- Po pierwsze, zachowujesz się fatalnie w stosunku do Ginny, bo myślisz, że byłaby zdolna usunąć ciążę. – Hermiona już otwierała usta, by zaprzeczyć, ale Draco okazał się znacznie szybszy, przez co mogła jedynie skrzyżować ręce na piersiach i wsłuchiwać się w jego umoralniający głos, bo nawet na moment nie dał jej szans dojść do słowa. – Po drugie, powinnaś być wdzięczna przyjaciółce, że miała cię na uwadze i martwiła się o ciebie, a co więcej, powinnaś z nią porozmawiać i okazać jej wsparcie zamiast skupiać się na sobie i nie dostrzegać, ile była w stanie dla ciebie poświęcić. Po trzecie, jestem cholernie zmęczony i zły, że wyżywasz się na mnie, bo nie potrafiłaś zapanować nad sobą w jej obecności. Więc uspokój się wreszcie i przemyśl to sobie jeszcze raz, a może dojdziesz do innych wniosków, których zdajesz się nie dostrzegać.
- Fantastycznie. Udało ci się zrobić ze mnie winną. Jesteś z siebie zadowolony?
- Bardzo, a teraz właź do środka i przestań w końcu marudzić. – Otworzył przed kobietą drzwi, jednak ta zaparła się z całych sił, jakby chciała pokazać mężczyźnie, że po stokroć bardziej woli spać na śniegu, niż przebywać z nim w jednym pomieszczeniu. Draco spojrzał na nią z jawnym politowaniem, które jeszcze bardziej rozjuszyło dziewczynę, a gdy westchnął przy tym z dezaprobatą omal nie rzuciła mu się do gardła z wściekłości. Blondyn nic nie robiąc sobie ze strojącej fochy dziewczyny złapał za bagaże i wszedł trochę nieporadnie do środka, lecz wystarczyły zaledwie dwa kroki, by upuścił walizki, a na głowę zwalił mu się dziwny przedmiot, którym ktoś zaczął go okładać z całych sił. Hermiona zaniepokojona dziwnymi dźwiękami dobiegającymi z mieszkania zerknęła do środka, a gdy dostrzegła Malfoya obrywającego od kogoś miotłą natychmiast wpadła do korytarza i zapaliła światło, jednak ataki na blondyna w ogóle nie ustały. Jeszcze przez dłuższą chwilę patrzyła się na Pansy, która nie wiedzieć czemu lała arystokratę kompletnie nie zważając na miejsca, w które uderza. Panna Granger cieszyła się jedynie, że nie użyła do tego drewnianego trzonka, bo mogłoby się to źle skończyć dla Dracona.

* * * * *

            Severus nigdy nie lubił Gryfonów. Uważał ich za osoby kompletnie pozbawione zdolności racjonalnego myślenia, impertynenckie i w gorącej wodzie kąpane, a na dodatek z gębą równie niewyparzoną, co horda żab w trakcie godów, zasłaniające się przy tym niczym nie popartą odwagą będą wytworem ich szalejących w młodocianych ciałach hormonów. Innymi słowy ma ich za najgorsze zakały na świecie, których mózgi nadają się co najwyżej do gry w quidditcha, choć to i tak komplement, jak na tę bandę idiotów. Szczególnie zaś pałał niechęcią do niejakiego Harry’ego Pottera, który ma to szczęście, że jest synem Lily, bo inaczej wziąłby go za nieudaną próbę skrzyżowania osła z małpą, choć od genów Jamesa nie można za dużo wymagać. W każdym razie ta wyjątkowo nadpobudliwa, niedorozwinięta i uciążliwa jak odcisk na stopie osoba siedzi przed nim bezkarnie, jakby znów był na lekcji eliksirów, mając go dokładnie tak samo w poważaniu, jak na zajęciach szkolnych. Różnica polega jednak na tym, że tym razem Potter nie ma problemu z uwarzeniem jednej z mikstur, a kompletnie nie rozumie, na czym polega bycie mężem i ojcem. W tym wszystkim Severusa interesowało wyłącznie jedno, a mianowicie, czemu akurat jemu przypadła rola nauczyciela tej jakże diabelnie trudnej sztuki, jaką jest życie rodzinne.
            Poranna gazeta, która niegdyś była świeżutkim wydaniem Proroka Codziennego obecnie nie nadawała się nawet do przerobienia na papier toaletowy. Były mistrz eliksirów ściskał ją bowiem w dłoni z całych sił, patrząc się wściekłym wzrokiem na siedzącego przy stole Harry’ego, który nawet nie śmiał podnieść głowy na chodzący postrach Hogwartu. Zresztą patrzenie na Snape’a nigdy nie kończyło się dobrze, więc wolał oszczędzić sobie fatygi i przyjąć kazanie w bezpiecznej pozycji, jaką było kulenie się za blatem. Do tej pory zawsze skutkowało, więc może i tym razem zadziała. W mgnieniu oka przekonał się, jak płonne były jego nadzieje, gdy w kuchni rozbrzmiał lodowaty głos profesora mieszający się z dźwiękiem zgniatania gazety.
            - Potter jesteś synem wiatru i kurzu potocznie zwanym tumanem. – Przytaknął starszemu mężczyźnie, lecz uzyskał zupełnie inny efekt od odczekiwanego, gdyż Severus bez namysłu zdzielił go zwiniętym papierem w głowę, a potem po prawił po nim ręką. Harry patrzył się na niego z niedowierzaniem, ale nie odezwał się, mimo że język świerzbił go jak cholera, nie wspominając już o rękach, które chętnie zacisnąłby wokół wychudzonej szyi nauczyciela. – I na co się tak patrzysz ciemna maso? Masz minę, jakby ci ojciec kakao w tyłku mieszał.
            - No z tym to pan profesor przesadził. – Roztarł pobolewające miejsce, ale nim się spostrzegł oberwał w nie ponownie, a po chwili dostrzegł przed sobą rozjuszoną twarz Snape’a, który wyglądał, jakby chciał rozszarpać go na strzępy. Przypomniały mu się lekcje oklumencji, na których mężczyzna zawsze miał okropny humor i rugał go dosłownie za najmniejsze przewinienie.
            - Jesteś już tak głupi, że teraz możesz tylko zmądrzeć. Dlatego radzę ci słuchać uważnie, co mam do powiedzenia, bo wiesz, jak nie lubię się powtarzać. – Ostatnie zdanie wymówił w tak przerażający i dobitny sposób, że Harry miał wrażenie, jakby je przeliterował. Mógł się spodziewać po nim wszystkiego, ale gdy wracał do domu po długim i męczącym dyżurze ostatnią rzeczą, o której by pomyślał było prawienie kazań przez byłego nauczyciela. Na dodatek o czym? A no o tym, że jest nieodpowiedzialny, niewychowany i tępy, bo nie potrafi zająć się żoną i córką. Tylko kto mu dał przyzwolenie na wpychanie tego długiego, szpiczastego nochala w nieswoje sprawy?
            - Nie powinno profesora interesować…
            - Ty synarze jambiczny! – Zamachnął się trzymaną w dłoni gazetą, jednak zdecydował się na tym poprzestać. Jeszcze może mu się do czegoś przydać. – Jesteś chodzącym dowodem na to, że ewolucja może przebiegać wstecz! Twoja matka i ojciec w grobie się przewracają, widząc jak traktujesz żonę i córkę. Myślałem, że zdążyłeś już osiągnąć najwyższy szczyt głupoty, ale okazuje się, że potrafisz wzbić się jeszcze wyżej.
            - Ale co ja niby takiego robię?! – krzyknął do Severusa, który uniósł wysoko podbródek, obrzucając okularnika wyniosłym i pogardliwym spojrzeniem. Miał dość tego, że każdy czepia się go o pracę i potrafi jedynie wyzywać go od idiotów, choć jak do tej pory Snape jest jedynym, który używa do tego wyrafinowanego słownictwa. Co nie znaczy, że będzie to tolerował i przytakiwał mu na każdym kroku, mimo że początkowy plan właśnie takie działanie zakładał. – Co jest złego w tym, że chcę im zapewnić bezpieczne życie?! Robię to dla nich, bo nie chcę, żeby kiedykolwiek czegoś im brakowało. Tak ciężko to pojąć?
            - Wiesz co? Masz szczęście, że oddychanie to odruch bezwarunkowy, bo sam byś go nie opanował. A teraz siadaj na dupie i przyjrzyj się swemu żałosnemu życiu. – Harry nawet nie zauważył, kiedy podniósł się z krzesła, które przewróciło się na podłogę. Mimo wszystko podniósł je z typową dla siebie niechęcią i usiadł posłusznie, krzyżując przy tym ręce na klatce piersiowej. Nie rozumiał, co Snape miał na myśli, każąc mu przeanalizować swoje życie, toteż po prostu patrzył się na niego, oczekując kolejnej lawiny krytyki, która z pewnością go nie ominie. Tak jak się spodziewał, Severus westchnął przeciągle i odezwał się typowym zjadliwym głosem, którym miał w zwyczaju obdarzać wszystkich uczniów w Hogwarcie. Trzeba było mu przyznać, że mimo emerytury dalej wiedział, jak wzbudzić w człowieku strach, a przy tym nie zachwiać niepodważalnego autorytetu. – Widzę, że ciągle nie rozumiesz.
            - Bo nie wiem, co mam zrozumieć – odpowiedział buńczucznie Harry, za co były mistrz eliksirów bez ostrzeżenia kolejny raz uderzył go gazetą po głowie.
            - Będziesz dostawał za każde nie wiem, nie umiem, nie rozumiem, nie potrafię i żeby było jasne, nie ma żadnej taryfy ulgowej. – Usiadł obok chłopaka nie wypuszczając rulony z dłoni, a wręcz ostentacyjnie kładąc go na blacie. Widocznie musiało poskutkować, gdyż Potterowi wyraźnie zrzedła mina, a pierwszy zniknął z niej pretensjonalny uśmiech. – Stoczyłeś się na takie dno, że nawet mnie jest ciebie żal, a wiesz, jak lubię patrzeć na twoje upadki. Ale do rzeczy. Czy wiesz, czemu siedzisz tu dziś sam jak palec, zamierzając upić się do nieprzytomności zamiast tulić córkę do snu i baraszkować z żoną pod kołdrą?
            - To ostatnie mógł profesor ominąć.
            - Nie zachowuj się jak dorosły prawiczek z mentalnością marzycielskiej nastolatki. Jesteś w takim wieku, że twoje lędźwie nie powinny uznawać żadnych zasad moralnych, jeśli chodzi o Pansy, a ty wolisz całymi dniami gwałcić dokumentację medyczną długopisem. – Harry otwierał już usta, żeby stanowczo zaprzeczyć, a przy tym stanowczo poprosić nauczyciela o zmianę tematu, jednak srogi wzrok Severusa skutecznie uwięził mu głos w gardle, wobec czego był jedynie w stanie westchnąć głośno i spuścić głowę, jakby wstydził się pokazać profesorowi twarz, co w sumie było prawdą. Snape jednak w ogóle nie wyglądał na wzruszonego postawą chłopaka. – Pytam się, czy wiesz, dlaczego siedzisz tu sam?
            - Nie wiem – odparł bez namysłu Harry, za co starszy mężczyzna bez wahania sieknął go gazetą. Dodatkowo wyglądał, jakby ta zabawa bardzo mu się podobała, czego z kolei nie można było powiedzieć o Potterze. – Czemu musi mnie profesor bić?
            - Czemu, pytasz. Głupie pytanie, a odpowiedź jest prosta. Bo tak chcę. – Posłał ku niemu pełen satysfakcji uśmiech, postukując gazetą o stół. Chłopak zrozumiał, że nie uda mu się wygrać z postrachem Hogwartu, toteż od tej pory postanowił pilnować się, jeśli chodzi o dobór słownictwa. Do głowy bowiem mu nie przyszło, żeby choć na chwilę zastanowić się nad pytaniem nauczyciela, co rozwiązałoby przynajmniej część problemu.
            - Siedzę tu sam, ponieważ Pansy wyszła z Lilly i nie wzięła mnie ze sobą. – Miał ochotę uśmiechnąć się dumnie do Snape’a, lecz zrezygnował, gdy ten zacisnął mocniej palce na resztkach Proroka Codziennego i wbił w niego mordercze spojrzenie. Momentalnie poczuł rozchodzące się po ciele ciarki, a na karku pojawiły się pierwsze krople zimnego potu, choć właściwie mógł to sobie wszystko uroić. Jedno natomiast jest pewne, a mianowicie Severusowi wyraźnie kończyła się cierpliwość, którą nigdy jakoś specjalnie nie grzeszył.
            - Pansy wyszła dobre cztery godziny temu i nie zamierza już tu wrócić. Masz minutę, żeby się zastanowić, co jest tego przyczyną i znaleźć rozwiązanie – warknął wściekle w jego stronę, ostentacyjnie patrząc na zegarek, przez co Harry zrozumiał, że mężczyzna nie żartuje, a jeśli się spóźni lub co gorsza nie poda mu zadowalającej odpowiedzi kolejny raz oberwie gazetą. Z tym, że nie miał bladego pojęcia, czemu nie zastał żony i córki po powrocie do domu, a bynajmniej niezadowolonego z jego obecności profesora, który zapewne nie czekał na niego z obiadem, mimo że z tylnej kieszeni spodni wystawała mu ścierka kuchenna. To prawda, że pokłócił się z Pansy i zagroziła mu, że wyprowadzi się do rodziców razem z Lilly, ale nie sądził, że rzeczywiście to zrobi. Myślał, że to tylko taki straszak, żeby załagodzić konflikt, ale po przedstawieniu sprawy przez Snape’a zaczęło do niego pomału dochodzić, jak bardzo żona była poważna w groźbach. Pożarli się jak zwykle o niespodziewany dyżur, w czym Harry nie widział nic złego, skoro dwa dni pod rząd był w domu i zajmował się córką. To nie jego wina, że lekarz, który miał przeprowadzić operację rozchorował się i musiał go zastąpić. Bycie najlepszym chirurgiem do czegoś w końcu zobowiązuje i nie mógł odmówić ordynatorowi, bo żona każe mu zmieniać dziecku pieluchy. Pansy jednak miała kompletnie inne zdanie w tej kwestii i tradycyjnie zarzuciła mu, że praca stoi dla niego na pierwszym miejscu, a nie rodzina. Nie potrafił dojść z nią do porozumienia w tej kwestii, co bardzo mu ciążyło, ponieważ nie chciał stracić najważniejszych mu osób, a jednak wszystko wskazywało na to, że tak się stało. Czy możliwym jest, że w pogoni za tym, czego mu zawsze w życiu brakowało zupełnie nie zorientował się, jak bardzo się tego oddala?
            - Profesorze, czy Pan coś mówiła, gdy zabierała Lilly? – Severus nie wyglądał na zdziwionego pytaniem chłopaka, choć w środku był bardzo ciekaw, co go do niego skłoniło. Potter wyglądał bowiem jak kupka nieszczęścia, z której widoku bardzo by się ucieszył, gdyby nie chodziło o tak poważną sprawę, jaką jest ratowanie rodziny.
            - Nic szczególnego, choć wyglądała na przejętą i roztrzęsioną – odpowiedział zgodnie z prawdą, co ani trochę nie poprawiło Harry’emu humoru, a wręcz znacznie go pogorszyło.
            - Czemu jej pan nie zatrzymał? – spytał z wyrzutem i smutkiem, jakby miał się zaraz rozpłakać. Snape robił co mógł, żeby wyglądać na niewzruszonego, ale prawda była taka, że było mu najzwyczajniej szkoda chłopaka, że przez własną upartość stracił to, czego od zawsze pożądał. Oczywiście współczuł mu, ale za nic w świecie się do tego nie przyzna, bo to będzie oznaczać, że kompletnie zmiękł na emeryturze, a na to pozwolić sobie nie mógł. Odchrząknął zatem znacząco, krzyżując ręce na klatce piersiowej i przyglądając się nieszczęśliwemu Potterowi.
            - Słuchaj, jesteś jedyną osobą, która może uratować rodzinę przed rozpadem. Jestem przekonany, że Pansy wielokrotnie podejmowała walkę i próbowała na ciebie wpłynąć, ale najwidoczniej straciła już siły. Wykaż się w końcu i udowodnij jej, że zależy ci na niej i na córce, bo jak do tej pory fatalnie ci to wychodzi. – Nie chciał wygłaszać rozczulającej i patetycznej mowy, ale musiał jakoś zmotywować Pottera do działania. Głaskanie po głowie nic nie dawało, bicie po dupie też nie, więc wychodzi na to, że temu uparciuchowi należy postawić poprzeczkę nieco wyżej, jednocześnie podpuszczając, że nie jest w stanie do niej doskoczyć. Ta metoda zazwyczaj działała w przypadku złotego dziecięcia Gryffindoru, więc możliwe, że i tym razem poskutkuje. – Pokonałeś Czarnego Pana, uratowałeś świat, a nie potrafisz zająć się córką dłużej niż dzień. O żonie już nie wspominając. Zastanów się, czy to jest rodzina, której zawsze pragnąłeś, bo mnie się wydaje, że ty się na męża i ojca w ogóle nie nadajesz.
- To co mam zrobić? Rzucić szpital i pójść na bezrobocie, bo wtedy będę cały czas w domu? – Severus westchnął z dezaprobatą, podnosząc się ociężale z krzesła i klepiąc lekko chłopaka gazetą po głowie. Minie jeszcze sporo czasu, nim zrozumie, w czym tkwi błąd, ale ewidentnie chwycił przynętę, a to Snape mógł uznać za ogromny sukces. Jeśli go zna tak dobrze, jak mu się wydaje, to do rana uda mu się znaleźć odpowiedzi na wszystkie dręczące go pytania i podejmie wreszcie właściwą decyzję.
- Jeśli wszystko chcesz załatwić pracą i pieniędzmi, to nie zasługujesz na nazwisko Potter. – Odpowiedź profesora mocno ubodła chłopaka. Zawsze wszyscy mu powtarzali, że jest taki sam jak rodzice, podobny do ojca, choć oczy ma po mamie, nie wspominając o charakterze, gdzie na każdym kroku słyszał, że jest jak drugi James. Teraz nie czuł już tej dumy, a wręcz brzydził się sobą, że ktoś mu powiedział, że nie przypomina dawnego Harry’ego. Jak bardzo się zmienił? Najwidoczniej diametralnie, skoro zaczął bardziej szanować pieniądze niż rodzinę i żyjąc w świadomości, że to jedyne dobra, o które powinien zabiegać. Prawda kłuła go w oczy, a dodatkowo fakt, że dostrzegł ją dzięki osobie, po której nie spodziewał się żadnej formy pomocy, był jeszcze bardziej bolesny. Snape jednak nie wyglądał, jakby pławił się w rozkoszy, że udało mu się uświadomić go żałosnym życiu, które wiódł; w czarnych niczym węgiel oczach dostrzegł coś na kształt wsparcia, choć reszta twarzy nie wyrażała kompletnie niczego, tyle jednak w zupełności wystarczyło, by podnieść go na duchu. – No? I co zamierzasz teraz zrobić?
- Powiem panu, jak już to zrobię. – Przekonanie Severusa do jakiegoś pomysłu od zawsze było bardzo trudne, ale chłopak czuł, że nauczyciel tym razem w minimalnym stopniu jest mu przychylny. Oczywiście nie miał bladego pojęcia, jak powinien postąpić, jednak wiedział, że zawalił już tyle spraw, że teraz może być już tylko lepiej. Uścisnął szorstką dłoń profesora i odprowadził go do drzwi, przy których zatrzymał go na moment. – Mogę o coś zapytać?
- Nie byłbyś sobą, gdybyś tego nie zrobił – odrzekł kpiąco starszy mężczyzna, wyrzucając wymiętą i postrzępioną gazetę do stojącego na korytarzu kosza. Kątem oka widział, jak Potter waha się przez chwilę, na co mógł tylko wywrócić z politowaniem oczami. Zadane jednak pytanie nie tyle go zdziwiło, co zawstydziło, aż musiał odkaszlnąć kilka razy, by chłopak nie dostrzegł zmieszania malującego mu się na twarzy.
- Czemu profesor tak bardzo się o nas martwi?
- Nie wygaduj bzdur, Potter – zaprzeczył nieco zbyt pochopnie, co wywołało u Harry’ego ledwie zauważalny uśmiech. Nie chciał przyznawać chłopakowi prawdy, szczególnie w jego obecności, bo z reputacją i autorytetem mógłby się pożegnać na dobre, ale zapierając się rękami i nogami również nie wypadnie zbyt przekonująco. Najlepiej było zatem wytłumaczyć mu pobieżnie całą sprawę, unikając w ten sposób podejrzeń o troskliwość czy w ogóle zainteresowanie życiem byłego ucznia. – Obowiązkiem każdego nauczyciela jest doglądać wychowanków i pomagać im w razie problemów, nawet jeśli nie żyło się z nimi w dobrej komitywie i założyli własne rodziny. Mam to nieszczęście, że Pansy wyszła za ciebie, więc automatycznie wszedłeś pod moje nauczycielskie skrzydła. Nie dopisuj do tego łzawych historii.
- Jasne. – Uśmiechnął się przy tym nieco szerzej, za co Snape chciał ponownie przyłożyć mu gazetą, ale zorientował się, że już dawno nie trzyma jej w dłoni. Obrzucił go zatem pełnym politowania spojrzeniem i zniknął za drzwiami do własnego mieszkania, gdzie od razu naskoczyła na niego Rolanda z telefonem, wciskając mu go do ręki. Z początku nie rozumiał, o co kobiecie chodzi, ale gdy usłyszał w słuchawce głos Lucjusza odechciało mu się dosłownie wszystkiego. Usiadł zatem w fotelu w salonie marząc, by wszystkich, którzy zwracali się do niego z problemami szlag jasny w końcu trafił. Czy on ma na czole napisane „Caritas”?

* * * * *

Kuchnia w mieszkaniu Hermiony nie jest duża. Właściwie to nie zmieści się w niej więcej niż pięć osób, a jeśli są ze sobą skłócone, to dla dwóch ledwo się miejsce znajdzie. Nic dziwnego, że Draco stał przy oknie, Pansy siedziała przy stole, a panna Granger jakby mogła, to rozmawiałaby z nimi z drugiego pokoju. Wciąż była wściekła na blondyna i nie zamierzała puścić mu płazem niedawnej rozmowy, nie wspominając już o Ginny, której zachowanie było po prostu bolesne. Jeszcze nigdy nie poczuła się tak dotknięta, a był to dla niej podwójny dramat, ponieważ cios zadała jej najlepsza przyjaciółka. Przyjaciółka! Też coś! To ostatnie słowo, jakim może określić rudą i długo się to nie zmieni. Jej dostatecznie zły humor pogorszył się jeszcze bardziej, gdy po wejściu do domu spotkała Pansy, choć właściwie to miała wielką ochotę podziękować jej za atak na Malfoya. Zdecydowanie należało mu się te kilkanaście ciosów miotłą, które Hermiona chętnie by poprawiła. Niestety musiała zadowolić się agresywnym rzuceniem w chłopaka paczką mrożonek, by mógł uśmierzyć ból w barku, w który pani Potter najwidoczniej uderzyła najwięcej razy.
- Nie gniewaj się, Draco. – Czarnowłosa chciała jakoś udobruchać przyjaciela, ale ten patrzył na nią niemal morderczym wzrokiem, co znaczyło, że szybko mu nie przejdzie i będzie boczył się jeszcze przez jakiś czas. W końcu lała go na oślep, więc nic dziwnego, że bolało go wiele miejsc; nie tylko bark, do którego przyciskał paczkę mrożonego szpinaku. – Usłyszałam podniesione głosy, szczęk klucza w drzwiach, jak niby miałam się zachować? Myślałam, że ktoś się włamuje.
- I z pewnością robił to zapasowym kluczem – odpowiedział zjadliwie blondyn, krzywiąc się przez pulsujące ramię, w które również oberwał zadziwiającą ilość razy. Swoją drogą z takim refleksem Pansy spokojnie mogła startować w zawodach bokserskich, mimo że używała miotły. – Będę mieć przez ciebie siniaki. I co ty tu tak właściwie robisz po nocach?
- Księżniczka się znalazła ze spalonego teatru – wtrąciła się Hermiona, prychając przy tym lekceważąco. Spodziewała się, że Draco odpłaci się jakąś sarkastyczną odpowiedzią, ale ten nawet na nią nie spojrzał, co skwitowała kolejnym protekcjonalnym parsknięciem. Proszę bardzo, jeśli chce się gniewać, to droga wolna, jej nie zależy. Nie ma sobie nic do zarzucenia, a nawet więcej, nie jest winna zaistniałej sytuacji, bo to ona została skrzywdzona. Malfoy jednak wydaje się mieć zgoła inne zdanie w tej sprawie i niespecjalnie się z tym kryje. Nic dziwnego, że ich dość agresywne stosunki bez trudu zauważyła Pansy, skutecznie odwracając uwagę od przyczyny pobytu w mieszkaniu panny Granger tak późną porą.
- O co się znowu pokłóciliście? – Nie skierowała pytania do nikogo konkretnie, więc ani Hermiona, ani Draco nie czuli się zobowiązani do udzielenia odpowiedzi. Taka reakcja nie zadowoliła jednak pani Potter, która wstała od stołu i nastawiła wodę na herbatę, którą wyciągnęła w międzyczasie z szafki. – Macie wymalowane na twarzach, że coś się stało.
- Nic się nie stało – odburknął arystokrata, na co kasztanowłosa dziewczyna zaśmiała się cichutko pod nosem, a brew Pansy poszybowała ku górze. Wsypała do kubków po łyżeczce herbaty i oparła się o blat, czekając aż woda zacznie się gotować. Po głosie przyjaciela bez trudu poznała, że nie ma ochoty rozmawiać z nią o powodzie kłótni z Hermioną, bo jasnym jest dla niego jak słońce, że to Grangerówna jest winna ich ochłodzonych stosunków, ale nie powie jej tego, bo tylko jeszcze bardziej ją rozjuszy.
- Mam was zostawić, żebyście wszystko sobie wyjaśnili? Ja mogę wyjść, nie chcę się wam narzucać. - Postawiła cukiernicę na stole i wyciągnęła z szuflady na sztućce trzy łyżeczki. Kątem oka zerkała przy tym na przyjaciółkę, która gdyby mogła, to wywierciłaby Draconowi dziurę w brzuchu, a najlepiej, jakby udało się zasztyletować go wzrokiem. Tak, ewidentnie coś się między nimi popsuło. Pytanie: czy chce wiedzieć, o co tym razem poszło? Wnioskując z ich twarzy nie mieli najmniejszej ochoty spowiadać się przed nią, toteż postanowiła zmienić temat na mnie drażliwszy. Nie wiedziała tylko, że w ten sposób wywoła istne piekło na ziemi. – A właśnie. Wiecie coś może o Ginny? Odzywała się do was czy ciągle milczy?
- No i zaraz się zacznie – wybąkał do siebie Malfoy, odkładając roztapiającą się paczkę szpinaku na stolik. Pansy z początku nie wiedziała, o czym chłopak mówi, ale gdy usłyszała przepełniony cynizmem głos Hermiony, od razu domyśliła się, co jest powodem ich kiepskich, żeby nie powiedzieć fatalnych humorów.
- Ginny przednio się bawiła, robiąc nas wszystkich w konia i chowając się u rodziców. Czemu? Bo ciąża i chęć pozbycia się dziecka to świetny temat do żartów, a jeszcze lepiej zwalić całą winę na mnie, że to niby z troski i w ogóle. – Dziewczyna nawet nie siliła się na uprzejmy ton; miała żal do rudej i chciała, by ktoś ją w końcu zrozumiał, skoro na Dracona nie miała co liczyć. Zamknął się w świecie wytworzonym przez Weasleyównę i z taką łatwością łykną wszystko, co im powiedziała, że nie mogła w to uwierzyć. Po krótkim, acz dogłębnym zastanowieniu doszła jednak do wniosku, że w Pansy również nie znajdzie wsparcia; czarnowłosa sama jest matką, poza tym była przy niej, gdy uczyła się wracać do normalnego życia, widziała, jak wyglądały jej początki i jak reagowała na Lilly. Nie było szans, że przyjaciółka ją zrozumie, a co gorsza, ewidentnie stanie po stronie blondyna.
- Granger błagam, nie zaczynaj. – Nie skomentowała prośby arystokraty. Nie miała ku temu chęci i siły, ponieważ i tak nic by nie wskórała. W środku jednak bardzo ją bolało, że Malfoy nawet nie stara się zrozumieć, jak dotkliwe jest dla niej jego zachowanie. Czuła rosnącą w przełyku gulę, która napierała coraz mocniej i mocniej, jakby chciała pozbawić ją powietrza. Wciąż czekała na odpowiedź Pansy, ale kobieta była tak pochłonięta przygotowywaniem herbaty, że wydawało się, że kompletnie zapomniała lub ignorowała przyjaciół. Zalała przygotowaną wodą herbatę i skrupulatnie wsypywała do niej odmierzone łyżeczki cukru. Przy ostatnim kubku jednak jakby się zwiesiła; sypała białe kryształki bez namysłu, jedna porcja za drugą lądowała w szklance, aż w cukiernicy pomału zaczęło ukazywać się dno. Draco zabrał przyjaciółce pojemnik z rąk, a gdy dziewczyna podniosła na niego wzrok, dopiero wtedy dostrzegł jej szklące się od łez oczy. Przytulił ją delikatnie i pogładził po plecach, ale Pansy nie rozpłakała się tak, jak tego oczekiwał. Po kilku sekundach wyswobodziła się od niego i przetarła mokre kąciki, siląc się na blady uśmiech, który posłała w stronę Hermiony.
- Więc Ginny jest w ciąży? – spytała, jakby chciała uzyskać od kasztanowłosej potwierdzenie, na co dziewczyna przytaknęła ostrożnie głową. Nie rozumiała bowiem, czemu Pansy przed chwilą płakała, a teraz stara się to zatuszować. – Fajnie. To dobra wiadomość. Jak zareagował Blaise?
- Pan, czy ty mnie w ogóle słuchałaś? – dopytywała się Hermiona, lecz dostrzegając kręcącego przecząco głową Malfoya nagle odechciało jej się dalszego maglowania przyjaciółki. Czuła i nie potrzebowała do tego upominającego wzroku blondyna, że z panią Potter coś się dzieje, ale nie chce im powiedzieć. Wystarczyło posłuchać jednak kobiety trochę dłużej, by domyśleć się, kto jest sprawcą gorzkich łez wydostających się spod powiek.
- Pewnie cieszył się jak wariat. Zawsze chciał zostać tatą. Pamiętasz, jak tuż po urodzeniu nosił Lilly cały czas na rękach? – Draco nie odezwał się. Patrzył na przyjaciółkę zmartwionym wzrokiem, która bezskutecznie ocierała mokre policzki, uśmiechając się przy tym bez ustanku. Nie było w tym jednak ani grama szczęścia, które chciała im przekazać, a jedynie ból i frustracja. Nieczęsto mógł oglądać Pansy w tak krytycznym stanie i właśnie przez to miał pewność, kto jest sprawcą jej takiego a nie innego samopoczucia. Powyrywa Potterowi nogi z dupy, jak tylko się z nim spotka. – Nie odstępował jej na krok. Był taki szczęśliwy! Teraz będzie miał własne dziecko i z pewnością pokaże, jak wspaniałym jest ojcem. To bardzo dobrze dla Ginny, to bardzo dobrze.
- Pansy – zwrócił się do niej Draco, gdy Hermiona wręczała jej chusteczkę. Widział w jej bursztynowych oczach, że rozumie stan przyjaciółki i odetchnął z ulgą, że nie będzie jej niepotrzebnie męczyła. – Jesteś zmęczona. Prześpij się trochę, odpocznij i pogadamy rano. W porządku?
- Położyłam Lilly w twojej sypialni, bo nie wiedziałam, kiedy wrócicie. – Panna Granger przytaknęła głową i zaprowadziła dziewczynę do pokoju, w którym spała jej córka. Nie pytała o nic w trakcie tej krótkiej drogi; trzymała jedynie przyjaciółkę mocno za rękę, starając się tym samym przekazać jej swoje wsparcie. Smutek związany z Ginny nagle uleciał w niepamięć, gdy patrzyła na gorzkie łzy czarnowłosej. Nie wiedziała, co Harry znów nawywijał, ale musiało to być tak dotkliwe, że Pansy nie wytrzymała z nim ani psychicznie, ani fizycznie. Wszystko bowiem stało się teraz jasne; bez problemu zrozumiała, czemu pani Potter nocuje u niej razem z córką i nóż otwierał jej się w kieszeni, gdy pomyślała, przez jakie męki przyszło jej przejść, gdy zdecydowała się opuścić męża. Zawsze podkreślała, że rodzina stoi dla niej na pierwszym miejscu. Dobrze pamiętała, jak zareagowała, gdy przy pierwszej takiej kłótni Blaise doradził jej rozwód; była zła i zraniona, ponieważ nigdy nawet nie pomyślałaby, aby odejść od Harry’ego. Tym razem powód musiał być znacznie poważniejszy, a co za tym idzie wytrzymałość osiągnęła limit, przez co towarzyszące jej cierpienie przybrało rozmiary góry lodowej. Nie zasłużyła na takie traktowanie.
Pansy usnęła bardzo szybko; cały czas dopytywała o Ginny i Blaise’a, ale Hermiona zbywała ją półsłówkami, starając się uspokoić nieco przyjaciółkę. Było jej ciężko mówić o rudej po wszystkich trudnych słowach, które od niej usłyszała, i które sama jej powiedziała. Dodatkowo czuła się znacznie gorzej po wyjściu z pokoju, gdyż czarnowłosa zupełnie nieświadomie poruszyła jej sumienie, które jak do tej pory skutecznie zagłuszała. Nie znaczyło to jednak, że miała do Weasleyówny mniejszy żal; posługiwanie się jej depresją po stracie dziecka jako powodem do pozbycia się własnego było tak dotkliwe, że nie wiedziała, czy kiedykolwiek jej tę zdradę wybaczy. Bardzo powoli docierało do niej, że posunęła się za daleko w wyrzucaniu Ginny krzywdy; niepotrzebnie ją uderzyła, ale czasu nie uda już się cofnąć. Emocje wzięły nad nią po prostu górę, tak samo jak przy Draconie, który bezskutecznie starał się wytłumaczyć postępowanie rudej. To jasne, że się bała; każda przyszła mama żyje w strachu o noszone pod sercem maleństwo, ale kompletnie nie mogła zrozumieć, co kierowało dziewczyną, gdy zdecydowała się oddać dziecko. Pogrążona w myślach weszła do kuchni, gdzie Malfoy w milczeniu kończył herbatę. Usiadła bok niego kompletnie wyczerpana, sięgając po drugi kubek i oplatając go palcami, jakby chciała je odrobinę ogrzać. Nim się spostrzegła mężczyzna odstawił naczynie do zlewu i ubrał wiszącą na oparciu krzesła kurtkę. Już nie wiedziała, czy czuje złość przez niego, czy jednak przez siebie, gdyż patrząc w jego przygaszone oczy bez trudu mogła dostrzec spojrzenie pełne dezaprobaty. Zacisnęła mocniej ręce na szklance, gdy blondyn odezwał się do niej spokojnym, acz stanowczym głosem.
- Też powinnaś odpocząć. Dochodzi już szósta – zakomunikował, zerkając kątem oka na zegarek. Nagle poczuła się w jego obecności strasznie niezręcznie; chciała zapaść się pod ziemię, nie musieć oglądać zawiedzionej twarzy i smutnego spojrzenia, które nie odstępowało go na krok. Odwracając wzrok przytaknęła mu prawie niezauważalnie głową. Bała się do niego odezwać, ponieważ strach, że przepaść, która się między nimi utworzyła powiększy się jeszcze bardziej, sparaliżował całe ciało. Pragnęła wykrzyczeć, żeby wreszcie ją zostawił i dał trochę odetchnąć, ale słowa ugrzęzły w ściśniętym gardle. Co gorsza Malfoy nie wyszedł z kuchni, jak się spodziewała; gdyby mogła na niego spojrzeć dostrzegłaby, że mężczyzna głęboko się nad czymś zastanawia, jakby coś nie dawało mu spokoju. Mówił beznamiętnym głosem, kompletnie pozbawionym emocji, jakby wyprano go z wszelkich uczuć. – Zajmij się Pansy. Jest roztrzęsiona i niełatwo będzie jej pozbierać się po tym wszystkim. Jak chcesz to pogadaj sobie z Potterem, choć i tak nic do niego nie dotrze.
- Sądzisz, że to przez to, że ciągle pracuje? – Uniosła kubek do ust i zaczęła dmuchać na ciepłą ciecz. Ręce trzęsły jej się za każdym razem, gdy próbowała spojrzeć na Dracona. Chciała, żeby wyszedł, dał jej odpocząć po całym dniu ciągłych nerwów, ale nie miała odwagi, by mu to powiedzieć. W ogóle nie miała już sił na jakiekolwiek kontakty z nim związane.
- Pan jest cierpliwa i bardzo silna, ale widać i ona nie dała już rady męczyć się z nim dłużej. – Słowa płynące z ust arystokraty były ciężkie, ale nie sposób było im zaprzeczyć, o czym bardzo dobrze wiedziała. Każdy rozmawiał z Harrym, każdemu obiecywał poprawę, ale jak widać czara w końcu się przelała i nawet Pansy straciła do niego siły. Czy jest sens tłumaczyć mu kolejny raz, że przez własną głupotę traci to, co jest w życiu najcenniejsze? Okropnie bolało ją, że nikt nie rozumie wartości, jaką jest rodzina; Ginny nie chciała być matką, a Harry żyje w przeświadczeniu, że tylko praca jest najważniejsza; nie zadali sobie nawet trudu, żeby zatroszczyć się o to, co powinno być dla nich wszystkim, szli po prostu na łatwiznę. Ile ona by dała, by móc stworzyć z kimś ognisko domowe? Ile razy marzyła o kochającym mężu i dziecku, które mogłaby tulić do piersi i patrzeć jak rośnie, stawia pierwsze kroki, uczy się mówić, nawiązuje pierwsze przyjaźnie, idzie do Hogwartu i wkracza w dorosłość? Nie ma ceny, której nie byłaby w stanie za to zapłacić; oddałaby wszystko, by mieć prawdziwą rodzinę, dlatego tak bardzo bolało ją serce, gdy najbliżsi przyjaciele z łatwością odrzucali to, za co ona była zdolna poświęcić nawet życie.
- Czy z nami będzie tak samo? – Draco z początku nie zrozumiał, o co pytała go Hermiona, gdyż mówiła tak cichym i stłumionym głosem, że ledwie udało mu się cokolwiek usłyszeć. Gdy jednak ponowiła pytanie nie był w stanie opisać uczuć, które w nim ono wywołało. – Też odejdziemy od siebie, bo inaczej rozumiemy, czym jest rodzina?
- Hermiono – odezwał się do niej z niebywałym ciepłem, które aż wstrząsnęło dziewczyną. Momentalnie przestraszyła się zadanych pytań, a tak naprawdę odpowiedzi, które może na nie uzyskać. Podniosła się szybko z krzesła chwytając za w połowie wypełniony kubek i podeszła z nim do zlewu, gdzie trzymane naczynie omal nie wyleciało jej z ręki. Unikała oczu Malfoya jak ogień wody, bojąc się dostrzec w nich najgorszą prawdę. Zacisnęła palce na drewnianym blacie kuchennym i wypuściła głośno powietrze z płuc, starając się zapanować nad drżeniem ciała, lecz nic to nie dało.
- Zapomnij. Nie było tematu. – Arystokrata jednak miał zupełnie inne zdanie. Podszedł do roztrzęsionej dziewczyny, ujmując ją za ręce, które kobieta nieświadomie mocno zacisnęła na jego dłoniach. Nie czuła już niedawnej złości do blondyna, a jedynie strach przed odrzuceniem. Serce łomotało jej jak szalone, nie zwalniając nawet na sekundę, od kiedy Draco do niej podszedł.
- Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz po tym wszystkim. – Spuściła głowę i zacisnęła wargi na dźwięk słów chłopaka. Nie chciała zostać zraniona jeszcze bardziej, a wszystko wskazywało na to, że bezpieczny świat, w którym żyje zaraz rozpadnie się na małe kawałeczki. – Nie wiem, co mam robić.
- Ja chcę po prostu, żebyś przy mnie był. – Dziewczyna miała tak stłamszony i słaby głos, że Malfoy ledwie rozumiał, co do niego mówi. Długo jednak myślał nad tym, co się dziś wydarzyło i nie mógł sobie darować, że nie zauważył wcześniej, czego tak bardzo brakuje Hermionie. Wciąż nie popierał jej zachowania w stosunku do Ginny, ale po przemyśleniu sytuacji zaczął rozumieć, dlaczego Granger poczuła się tak dotknięta. Weasleyówna chciała pozbyć się tego, o czym ona zawsze marzyła, co spaja związek i wnosi go na nowy etap, a przede wszystkim tworzy rodzinę. Nigdy nie będzie szczęśliwa, jeśli nie będzie jej miała, nigdy nie przestanie się wahać i żyć w strachu, że piękne chwile, którymi ją obdarza mogą się skończyć i znów zostanie sama. Wcześniej tego nie rozumiał; rodzina nie miała dla niego żadnego znaczenia, a wręcz robił wszystko, żeby jej nie mieć. Teraz jednak, widząc jak Hermionie jest ciężko obserwować przyjaciół, którzy pozbywają się marzeń, których ona nie może ziścić, poczuł, że i na nim się zawiodła. Obiecał jej tak wiele, a nigdy tego, co jest dla niej najważniejsze. Długo myślał nad właściwą decyzją, rozważał wszystkie aspekty, ale gdy zobaczył, jak Pansy przeżywa rozstanie z rodziną, jak boli ją, że rozpada się więź, która powinna trwać wiecznie, zrozumiał w końcu, jak wiele w życiu znaczy rodzina i dokonał właściwego wyboru. Chce to zrobić, zbudować z Hermioną związek, w którym wreszcie poczułaby się w pełni szczęśliwa, chce spełnić jej największe marzenie i dać coś, czego od zawsze jej brakuje; chce po prostu stworzyć z nią rodzinę.
- Posłuchaj, Hermiono - wymówił jej imię z taką czułością, że sam był tym mile zdziwiony. Przy niektórych słowach głos mu się łamał, więc musiał czasem robić dłuższe przerwy, ale nie zawahał się nawet na sekundę. – Wiem, że pewnie będziesz chciała to przemyśleć, zastanowić się nad decyzją i zapewne trochę to potrwa. Przemyślałem to jednak bardzo dokładnie i będę czekał tyle, ile trzeba, ale chcę zadać ci to ważne pytanie.
- Jakie? – Uniósł jej drżący podbródek i zajrzał w skrzące się bursztynowe tęczówki, na których widok serce zabiło mu jeszcze mocniej. W tym momencie nie liczyło się dla niego nic poza Granger; nie pamiętał o Weasleyównie i jej kłótni z kasztanowłosą, z głowy wyleciała mu zapłakana i zraniona Pansy śpiąca w pokoju obok, nie istniał dla niego Potter, któremu dobitnie wytłumaczy, że ma zakaz zbliżania się do żony. Świat się zatrzymał, istniała tylko ona i jej odpowiedź na pytanie, które dudniło mu w głowie coraz głośniej.
- Czy chciałabyś ze mną zamieszkać i zacząć budować naszą rodzinę? – To, co działo się w Hermionie było istną burzą uczuć, walką serca i rozumu, które toczyły bój tak zażarty, że dziewczyna czuła, jak pomału brakuje jej powietrza, a reszta ciała odmawia posłuszeństwa. Miała ochotę płakać tak głośno, żeby wszyscy ją usłyszeli, ale nie byłyby to łzy smutku. Nie była w stanie opisać, jak bardzo bała się, że Draco będzie chciał, żeby dali sobie czas i odpoczęli od siebie; wizja stracenia blondyna była tak przytłaczająca, że pchała ją ku czarnej rozpaczy pełnej samotności i rozgoryczenia, bo przecież sama zgotowałaby sobie taki los. Malfoy jednak nie myślał o rozstaniu; chciał zrobić coś, na co jej brakowało odwagi, sięgnąć po to, po co ona nie była w stanie wyciągnąć nawet ręki. W tym momencie ofiarowywał jej to, na co zawsze czekała; dawał jej rodzinę, najpiękniejszy prezent, jaki mogło wręczyć jej życie. Nie pytała, skąd ta nagła decyzja, nie musiała tego wiedzieć, by udzielić mu właściwej odpowiedzi. Chce być z nim szczęśliwa, chce stworzyć rodzinę, o której marzyła, a której jednocześnie się bała. Ale przy Draconie nie czuje strachu, nie ma rzeczy, której nie jest w stanie z nim nie zrobić, bo zapewnia jej ciepło, bezpieczeństwo i miłość, których zawsze jej brakowało. Nie potrzebuje czasu, nie chce wpędzać się w wątpliwości, które i tak się nie ziszczą. Znała odpowiedź już wtedy, gdy skończył pytanie i jeszcze nigdy nie była tak bezradna z pięknych i silnych emocji, które się w niej zrodziły.
- Naszą rodzinę? – spytała przez łzy, wtulając się w arystokratę, który mocno splótł jej palce dłoni z własnymi.
- Tylko naszą. – Obdarzył ją ciepłym uśmiechem, w który włożył całe, szaleńczo bijące serce. – To jak? Zamieszkasz ze mną?
- Nie pytaj o to więcej. – Wspięła się na palce i zachłannie przylgnęła do rozgrzanych warg mężczyzny. Czuła słony smak łez, które wydostały się spod powiek, palący język prześlizgujący się po dziąsłach i oplatający jej własny, a nachodzony po chwili przez miękkie i czułe usta, na których mogła wyczuć każde, nawet najmniejsze załamanie. Ziemia osuwała jej się spod nóg, tonęła w srebrze tęczówek blondyna, oddając się w ramiona słodkiej rozkoszy, w którą ciągnął ją arystokrata, wchodząc coraz głębiej i głębiej, aż cały świat przestał dla niej istnieć. Pocałunki Dracona były chciwe, głodne miłości, którą mu w nich ofiarowywała, na zmianę odbierał jej życie i wracał nowe, przelewając w nie wszystkie tętniące w nim uczucia z taką siłą, że czuła się na granicy wytrzymałości. Chciała czuć go jeszcze mocniej, stać się dla niego sercem, którym on jest dla niej; bić w tym samym rytmie, oddychać tym samym powietrzem, być jedną, najprawdziwszą miłością, której nic nie będzie mogło im odebrać.
Korytarze tonęły w ciemności, ale im światło nie było do niczego potrzebne. Po omacku wdrapywali się po schodach, nie odstępując się nawet na sekundę; ściany nie miały dla nich żadnego znaczenia, a były jedynie przystankiem na kolejne, gorące pocałunki i pozbycie się zawadzającej odzieży, którą gubili po całym mieszkaniu. Rozpalone ciała płonęły w pożądaniu, które wybuchło jeszcze mocniej, gdy rozgrzana skóra Hermiony dotknęła miękkiej pościeli w sypialni Dracona. Wszystkiemu zaś przyglądał się pierwszy promień słońca, nieśmiało i z oporem wychylający się na horyzont, wylewając blade światło na twarze kochanków.

24 komentarze:

  1. Dziękuję! Rozdział cudowny!Aż nie wiem,co mam napisać.Koncówka przepiękna warta tak długiego czekania.A szczególności bolący policzek Ginny,jak i głową Harrego.
    Czekam na kolejny rozdział z utęsknieniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasy się czasem mieszały, ale poza tym nie mam nic do zarzucenia. Cała gorycz rozdziału została przełamana ostatnią sceną, na którą czekało się od pierwszych rozdziałów. ❤
    Zaintrygowałaś mnie nowym pomysłem na historię - z chęcią będę śledzić (muszę tylko jeszcze dowiedzieć się o czym będzie).

    Pozdrawiam,
    C.

    OdpowiedzUsuń
  3. Opłaciło się czekać.Bardzo się cieszę z rozdziału tylko jest jedno ale:czemu nie ma Yves?? Co się u niej dzieje ,czemu tak nagle zniknęła z domu Lucjusza?
    Scena Hermiony która policzkuje Ginny ma swoje 5 minut i jest świetna!
    Rozmowa Draco i Herm też jest dobra,tkliwa ale nie za bardzo :) i to jest ok .
    Ponawiam pytanie co u Yves,dałoby się z nią porozmawiać jeszcze przy kawie ten ostatni raz? Byłabym bardzo wdzięczna jeśli byś ją spytała
    Szkoda ze to przed ostatni rozdział ale "wszystko co dobre kiedyś się kończy " :\.Czekam oczywiście na ostatni rozdział na tym blogu i czekam na kolejne twoje historie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yves jest poza zasięgiem bohaterów opowiadania, ale ja mam z nią kontakt zawsze :) Sądzę, że nie będzie problemu, jeśli się spotkacie na kolejnej kawie. Ma swoje powody, żeby zdecydowała się wyjechać, a rozmowa może jej bardzo pomóc.

      Scena z policzkowaniem... Bałam się tego fragmentu. Bałam się włączać go do opowiadania, ale wygląda na to, że niepotrzebnie. Miło mi, że przypadła Ci do gustu, choć biorąc pod uwagę, o jakiej scenie mówimy prawdopodobnie brzmi to dość dziwnie :D Zaleciało mi tu sadyzmem :P

      Usuń
    2. Jeśli by się dało to chętnie z nią po mówię.Dostosuje się do terminu i godziny ,niech Yves zdecyduje.Jeśli będzie chciała pomówię z nią o tym.Bardzo lubię te scene z policzkowaniem:)

      Usuń
    3. Yves jest gotowa choćby i zaraz, ale proponuję taką wieczorną kawę - dla relaksu, zebrania myśli i miłego zakończenia dnia :) Nie czuje się najlepiej, więc może być trochę marudna, ale jak się odpręży to szybko jej przejdzie.

      Szczerze? Też lubię tę scenę ;) Granger choć raz nie ryczy jak głupia i nie jest traktowana jak porcelana.

      Usuń
  4. Z jednej strony mam ochotę cię udusić z drugiej wyściskać! :) Ja wiem że to ci dobre się szybko kończy ale że aż tak ?! Uwielbiam to czekanie na kolejny genialny rozdział! Ale mimo wszystko mam ochotę uściskać Cię za końcówkę rozdziału którą ubóstwiam <3 pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na gorące 18+ :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, nie wszystkie marzenia się spełniają ;P

      Usuń
  6. Tyle emocji. Mam łzy w oczach i nawet nie wiem czy to ze smutku czy radości. Pozdrawiam
    La Catrina

    OdpowiedzUsuń
  7. niesamowity ... to chyba tyle, tak właściwie to nie wiem co napisać.. rozdział piękny i szkoda że historia juz się kończy.. to jedno z moich ulubionych dramione ♡ oby kolejne było tak samo wspaniałe a nawet lepsze .. życzę weny i do zobaczenia

    OdpowiedzUsuń
  8. Głupio się przyznać, że kompletnie zapomniałam o nowym rozdziale. Ale nadrabiam teraz. Jest po prostu cudowny! A najlepsza ze wszystkiego jest końcówka. Dlaczego już koniec? Dlaczego? Eh, zastanów się jeszcze nad tą "Modą na sukces".
    Pozdrawiam
    dramione-ja-to-ja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, no co wy. To opowiadanie jest już tak długie, tak zagmatwane, ciągnie się jak flaki z olejem, a wam ciągle mało? Przykro mi, że "Mody na sukces" z tego nie będzie. Tu nie każdy z każdym ;)

      Usuń
  9. Podsumowując:
    Harry to gumochłon, ktoremu dopiero przerosniety nietoperz doł kopa mającego przywrucic prawidlowy osąd sytuacji.
    Ginny to panikara która robi z igły widly.
    Diabeł to zakochany głupol do kwadratu, który w koncu został ojcem
    Smok to jeszcze wiekszy debil niż diabeł, który potrzebowal wielofrontowego szoku emocjonalnego żeby przejrzec na oczy.
    to lubie.
    składam wniosek o odroczenie zakończenia o kilka dodatkowych rozdziałów

    OdpowiedzUsuń
  10. Będą rodzinką! ^^ Nie chce końca tej historii, przecież ona jest genialna <3 Snape jest taki świetny w tym rozdziale z tą gazetą...
    ~Madzik

    OdpowiedzUsuń
  11. Harry, ty cholerny tumanie. Ja nie wiem, co się z tym chłopakiem porobiło. Nie ma już za wiele czasu na opamiętanie się, więc lepiej, żeby się postarał.
    Trochę lipa wyszła z Ginny i Hermioną. Muszę się pogodzić. Każda tu zawiniła, ale ich przyjaźń musi przetrwać. Szybko zrozumieją, że nie mogą bez siebie żyć.
    Ciekawa jestem, co z Yves. Wredna jędza z niej, ale trochę szkoda, jakby się przekręciła w samotności. Biedny Severus będzie miał kolejny problem. Małolaty za ścianą, walnięta ciotka kumpla. Niby chłop na emeryturze, a tyle problemów.
    I oczywiście wisienka na torcie. Nasze kochane, uparte gołąbeczki w końcu postawiły sprawę jasno. Już się bałam, że się na to nie odważą, a tu taka niespodzianka na koniec rozdziału.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Wprost nie wierzę, że to już koniec... Rozdział tak świetnie napisany, z resztą jak i całe opowiadanie, że myślałam, iż się po płacze. Naprawdę... Jeszcze końcówka, która nie mogła być piękniejsza... Kocham cię, za to opowiadanie, naprawdę... Pozostaje mi czekać tylko na następny rozdział ♡

    OdpowiedzUsuń
  13. Genialny rozdział, jesteś czarodziejką.
    Będę płakać, kiedy skończy się opowiadanie ❤

    OdpowiedzUsuń
  14. Przez ostatni tydzień nie miałam nawet czasu przeczytać rozdziału i żałuję, że udało mi się to dopiero teraz. Przykro, że to już prawie koniec. Pod koniec pojawiło się nawet kilka łez, bo tak cudownie piszesz, że wszystko odczuwa się jak w prawdziwym życiu!♡
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i na nowe opowiadanie. :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  15. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  16. Rany kochana od niedawna zaczęłam czytać twoją historie i po prostu brawa na stojąco i ucałowanie rąk. Te wszystkie niuanse, teksty i takie realistyczne wydarzenia... WOW.
    Brawo za to, że w tak piękny sposób opisałaś zmianę Draco i siłę oraz wrażliwość Hermiony. Gratuluje pomysłu pokazanie jak Harry radziłby sobie z rodziną i że nie zrobiłaś potwora z Rona, bo jak czytam niektóre dramione to ja się załamuje jak mogą sobie wyobrażać, że Ronald jest aż tak egoistyczny. Cieszę się również, że nie połączyłaś Ginny i Harry'ego, bo moim zdaniem to nie jest najlepsza para. Oprócz tego jestem pod ogromnym wrażeniem, że połączyłaś osoby, które mówiąc szczerze ja bym nie połączyła, ale to nie zmienia faktu, że to jest złe. Wręcz przeciwnie. A i przede wszystkim jestem ci wdzięczna, że opisałaś ogólnie całą przemianę rodziny Malfoy i jeszcze ta ciocia... Po prostu brawo. Jeśli pozwolisz wydrukuje sobie wszystkie rozdziały i zrobię z tego małą książkę, abym mogła później czytać sobie na przykład przed snem, dlatego że jakoś wolę czytać wszystko na papierze.

    Jeszcze raz wielkie brawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli prawa autorskie nie zostaną naruszone to drukuj nawet i miniaturki ;) ale przygotuj sobie lepiej ryzę papieru :D

      Usuń
  17. Opowiadanie zaskoczyło mnie. Pomysł Lucjusza ganiającego z konewkami po ogrodzie niesamowity, chociaż ciężko mi sobie go w takiej sytuacji wyobrazić. Pozytywnie zaskoczył mnie też Ron, Jedno z nielicznych opowiadań , gdzie przedstawiony jest jak dorosły i odpowiedzialny mężczyzna, Harry no cóż Harry dorósł, Hermiona zpoczątku niemrawa z rodziału nz rozdzial się rozkręca. Draco też się zmienia na lepsze. Ciekawie przedstawiłaś Parkinson i Snapea chyba najbardziej realistyczne postacie w tym opowiadaniu Ginny trochę histeryczka jakby wystraszona stałym związkiem z Blaisem a lęki przed reakcją Hermiony na na jej ciążę wydają się tylko przykrywką, Najbardziej zaskoczyła mnie jednak Molly która okazała się nie być taką tolerancyjną kobietą jak zawsze ją przedstawiano. Ciekawa intryga budowana wokół firmy Malfoya nieuczciwe przejęcia są częścią realistycznego świata. Czekam na ostanie rozdzialy, mam ma dzieję,że od czasu do czasu będziesz też wstawiać miniaturki są genialne.

    OdpowiedzUsuń