niedziela, 10 lipca 2016

Rozdział XLIX

Cześć kochani!

Nowy rozdział już na was czeka i mam nadzieję, że udało mi się zrekompensować wam moją nieobecność na blogu dzięki niemu. Ostatnia notka nie wyszła za dobrze, ale jak już mówiłam była to tylko próba i już nie będę używała tego sposobu narracji. Przyznam się, że sama nie bardzo wiedziałam, jak oddzielić to, co mówi narrator od przemyśleń Yves, ale gdybym nie zrobiła przerw, wtedy tekst zlałby się w jedno i już w ogóle nie byłby do rozszyfrowania. Zanim jednak zatopicie się w nowej notce, standardowo mam dla was garść informacji:
rozdział 50 na blogu już za dwa tygodnie, czyli 24 lipca,
kawa z Harrym Potterem za tydzień - 17 lipca

A teraz uwaga!
W związku z rozpoczętymi wakacjami, które dla mnie trwają aż do października zapowiadam, iż calutki sierpień i prawdopodobnie część września spędzę w Hiszpanii, a do zwiedzenia mam najpiękniejszy, a zarazem największy rejon, czyli Andaluzję. Muszę odpocząć, przemyśleć kilka spraw i naładować akumulatory na bieżące i nowe opowiadanie. Poza tym obiecałam sobie, że spotkam się w tym roku z najwybitniejszym poetą hiszpańskim, sztandarowym przedstawicielem Generación 27. Liczę na natchnienie i upragniony spokój, ale czy to osiągnę? Ale co to oznacza dla was? A mianowicie to, że notki będą ukazywały się rzadziej. Przykro mi, ale ja też potrzebuję skorzystać z wakacji. Student też człowiek ;)

Na koniec zagadka dla was dotycząca bieżącej notki: czyje cytaty zostały użyte w rozdziale? Mam nadzieję, że uporacie się z tym bezproblemowo, a ja znikam i zostawiam was z nową częścią opowiadania,
Realistka

* * * * *

            O bankiecie Malfoyów wie każdy szanujący się przedstawiciel świata magicznego oraz mugolskiego. O owym wydarzeniu mówi się równie głośno, co o zaślubinach, chrzcinach czy pogrzebie w rodzinie królewskiej. Nie ma tu miejsca na skandaliczne afery, choć niejednokrotnie takowe się pojawiają, lecz skrzętnie zostają zatuszowane, w czym udział biorą częstokroć sami organizatorzy. Sytuacje z kuluarów nie są wywlekane na światło dzienne i tylko wyjątkowo łapczywe hieny dziennikarskie starają się dotrzeć do ich źródeł, a tym samym zaszkodzić uczestnikom wspominanych faux pas. Nie inaczej miało się zatem stać z zasłabnięciem najstarszej przedstawicielki rodu, a raczej z urządzonym przez nią przedstawieniem, które wystawiło na pośmiewisko nikomu nieznaną kobietę. Narcyza i Lucjusz dobrze o tym wiedzieli, ale choćby robili co w ich mocy nie udałoby im się zamieść pod dywan zgotowanej przez Yves sceny. A tak między nami, oboje niezbyt chętnie garnęli się do owego precedensu.
            Nagłe osunięcie się ciotki na ziemię wzbudziło niemałą sensację wśród obecnych na sali gości. Ci, co byli blisko dramatycznego wydarzenia zajęli się głównie plotkowaniem, choć znalazło się również kilku, co wołali o pomoc dla starszej kobiety. Prowizoryczną akcję ratunkową Hermiona pamiętała jak przez mgłę. Wspierając się na ramieniu Zabiniego obserwowała, jak wyciągnięty z tłumu Harry i jeszcze dwóch mężczyzn starają się ocucić Yves, ale ich wysiłki nic nie dały, toteż zadecydowano o przeniesieniu kobiety do jej prywatnej sypialni. Gdzieś między zebranymi zamajaczyła jej sylwetka Snape’a, który natychmiast ruszył za zbiegowiskiem, a w ślad za nim podążali Rolanda i państwo Malfoy. Jakim cudem znalazła się w ramionach Draco sama nie potrafiła stwierdzić. Ostatnim, co jej otumaniony umysł zdołał zarejestrować była burzliwa scena wyprowadzania przemoczonej Mirandy przez Blaise’a, który – jak nigdy w jej obecności – bluźnił na prawo i lewo, wyrażając swe głębokie niezadowolenie, które przelewał na rzucającą się niczym zwierzę z wścieklizną upokorzoną kobietę. Nie potrafiła jej współczuć, a nawet nie chciała. Może to odrobinę egoistyczne, ale cieszyła się, że Hagen spotkała kara za jej przewinienia, choć była wyjątkowo dotkliwa, a nawet można by rzec, iż brutalna. Nie widziała co prawda całej sceny zemsty na pani inspektor nadzoru inwestorskiego, ale po przemoczonym ubraniu, włosach oraz wściekliźnie na twarzy, która niewiele różniła się od Voldemorta, mogła wszystko bezbłędnie wywnioskować. Teraz zadawała sobie pytanie, czy to, co zrobiła Yves naprawdę było zemstą, czy też Miranda zaszła jej czymś na tyle za skórę, że starsza kobieta nie dała rady wstrzymywać dłużej nerwów na wodzy i po prostu wybuchła. Druga teoria była bardzo wygodna i miała o wiele więcej plusów niż minusów, ale Hermiona dokładnie wiedziała, że ciotki Draco nie da się wyprowadzić z równowagi do takiego stopnia, by chciała świadomie wyrządzić komuś cielesną krzywdę, nawet tak nieszkodliwą, jaką popełniła na Hagen. Kobieta słynie z jeszcze doskonalszego opanowania emocji niż Lucjusz przed wyrokiem w Azkabanie, a myślała, że zimniejszej góry lodowej nie spotka nigdy w życiu. Jak widać bardzo się myliła, a co za tym idzie afera z Yves i Mirandą w rolach głównych napawała ją jeszcze większymi domysłami. Wtedy przypomniała sobie słowa ciotki Malfoyów, kiedy ich spotkanie w toalecie dobiegło końca. Czy to możliwe, że z pozoru nieczuła i wyrachowana kobieta właśnie wyświadczyła jej przysługę?
            Drzwi od pokoju Yves otworzyły się niespiesznie, a wszyscy zgromadzeni przed sypialnią od razu wbili zaniepokojone spojrzenia w Harry’ego i Severusa. Nim obaj panowie się pojawili przed wejściem panowała grobowa atmosfera. Pansy rozmawiała cicho z Narcyzą, która od czasu do czasu potakiwała głową i przekładała dygoczące ręce z jednego biodra na drugie. Lucjusz wydawał się być mniej zafrasowany, gdyż gawędził z Rolandą, która z kolei również wyglądała na odrobinę zasmuconą nagłą sytuacją. Jedynie Draco i Hermiona stali obok siebie i nie odzywali się przez ten czas, choć oboje starali się dodać sobie nawzajem otuchy, trzymając się za ręce. Ilekroć jednak blondyn spojrzał na dziewczynę, ta odwracała od niego wzrok i wpatrywała się apatycznie w zamknięte drzwi. Toteż gdy ujrzała wychodzącego z pomieszczenia Harry’ego od razu ku niemu ruszyła, a ślad za nią poszła Pansy i nieco zniechęcony Draco. Brunet nie wyglądał na zadowolonego; był przybity i jak na dłoni widać było, że nie ma dla nich wesołych wiadomości, mimo wszystko zdecydował się pierwszy zabrać głos, jak zresztą zawsze robił, gdy przyszło mu w szpitalu informować rodzinę o przykrej diagnozie.
            - Jej stan jest stabilny, choć funkcjonalność organizmu pozostawia wiele do życzenia. Zaaplikowaliśmy odpowiednie leki i nałożyliśmy zaklęcia, ale to może na długo nie wystarczyć. Płuca przestają właściwie prosperować, a serce momentami kompletnie pozbawione jest działalności. – Z ust stojącej z boku Pansy wydostał się jęk przerażenia, na co Harry od razu mocno ją objął, a następnie zwrócił się do Draco, który wydawał się być nieobecny. – Trzeba się nią zająć jak najszybciej i podjąć odpowiednie leczenie, bo w tym stanie długo nie pociągnie.
            - Znaczy ile? – spytał beznamiętnie, co nie wiedzieć czemu mocno ubodło Hermionę. Nie uszło to również uwadze państwa Potter, ale wstrzymali się od umoralniających prawideł.
            - Dwa lata maksymalnie. Snape mówił, że półtora roku. Nie wiesz, czy bierze jakieś lekarstwa? – Panna Granger chciała powiedzieć przyjacielowi, że Yves zażywa środki przeciwbólowe, ale zanim zdążyła się odezwać Draco zdążył ją uprzedzić. Poza tym nie miała bladego pojęcia o składzie specyfiku, który brała przy niej starsza kobieta, a dodatkowo podeszli do nich rodzice blondyna oraz Severus i Rolanda.
            - Nic nie wiem, ale pewnie nie.
            - Draco? – Chłopak przeniósł uwagę na matkę i ojca, którzy wyglądali na mocno zafrasowanych stanem ciotki. On też chciał odczuwać jakieś nikłe współczucie, ale nie potrafił. Czuł się przez to mocno wyobcowany, ponieważ wszyscy dookoła na swój sposób żałowali Yves. Nawet Hermiona, która prawdopodobnie wycierpiała się od niej najwięcej, nie wspominając o Lucjuszu, była przygnębiona, a przecież powinna nienawidzić starszej kobiety za wszystko, co jej uczyniła. Jego brak empatii pomału zaczął go przerażać i wpędzać w dziwne uczucie, którego nie potrafił jednoznacznie określić.
            - Musimy wracać do gości. Kolacja powinna się już dawno rozpocząć. – Głos Lucjusza pozbawiony był wszelkich oznak nikłej radości, która powinna mu towarzyszyć po wypadku ciotki. To jeszcze bardziej przybiło Dracona, który nieświadomie mocniej zacisnął ręce, lecz na szczęście nikt tego nie zauważył, gdyż trzymał je w kieszeniach spodni. Przytaknął ojcu głową i kątem oka dostrzegł, że Harry i Pansy zdążyli już odejść. Bardzo chciał się znaleźć na ich miejscu, ale baczne spojrzenie matki mówiło mu, że to jeszcze nie koniec miałkiej rozmowy, w której obecnie uczestniczy.
            - Ktoś jednak musi zostać z Yves, gdyby jej stan nagle się pogorszył lub się obudziła. Severus powiedział, że może to zrobić.
            - Nie – odezwał się stanowczo, czym zdziwił nie tylko rodziców, ale i samego siebie. – Ja z nią posiedzę.
            - Nie powinieneś, Draco. – Spojrzał na Snape’a i Rolandę, a następnie na Hermionę, która nieśmiało przytaknęła byłym nauczycielom głową. – Jesteś synem Lucjusza i Narcyzy, więc lepiej, jeśli wrócisz na salę.
            - Nie ma tam ze mnie żadnego pożytku – odwarknął chrzestnemu i momentalnie poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Ujrzał zasmucone oczy Granger, która chciała mu zapewne powiedzieć, że Snape ma rację i powinien udać się do gości razem z rodzicami, ale to tylko bardziej go rozjuszyło. – Idźcie na dół, a ja z nią zostanę. Już i tak wystarczająco nawaliłem. Idź z nimi, Granger.
            - Ale Draco – zwróciła się do niego Narcyza, na co chłopak westchnął przeciągle i wyminął ją, kierując się ku wejściu do pokoju ciotki. Dostrzegł jeszcze zasmucony wzrok Hermiony, która stała na uboczu, nie wiedząc, jak powinna w tej sytuacji postąpić.
            - Dajmy sobie już lepiej spokój z tym zachowywaniem pozorów. Ja się do tego nie nadaję i jestem tą szopką zmęczony. – Po tych słowach zniknął za drzwiami od sypialni Yves, a atmosfera między pozostałymi zaczęła stawać się jeszcze cięższa. Lucjusz widząc, że nie ma sensu przywoływać syna do porządku i kazać mu spełniać obowiązki jedynego dziedzica, ujął Narcyzę pod rękę, zwracając się na odchodnym do panny Granger. Draco miał rację i w pełni świadomie mu ją przyznawał. On też był już zmęczony dworską etykietą, którą musiał prezentować przed zaproszonymi gośćmi. Najchętniej założyłby wygodne kapcie, usiadł z Narcyzą na sofie i oddał się jakiemuś miłemu zajęciu, niż brylować między napuszonymi pawiami, które łażą po ich rezydencji.
            - Panno Granger, czy mogłaby pani z nim zostać?
            - Może mu więcej głupot wpaść do głowy – wtrąciła się pani Malfoy, na co Hermiona przytaknęła głową i wysiliła się na delikatny uśmiech, który natychmiast został odwzajemniony przez gospodarzy przyjęcia. Gdy tylko cała czwórka zniknęła jej sprzed oczu, od razu podeszła do drzwi od pokoju Yves, lecz zawahała się, czy powinna wejść. Może Draco nie chce, żeby teraz przy nim była? Może chce wszystko dokładnie przemyśleć? A co tu jest do przemyślenia? Myślisz, że źle mu było przy uroczej Mirandzie, która świeciła mu biustem przed oczami, a ty nawet jednego guzika więcej od koszuli nie chcesz przed nim rozpiąć? Nie łudź się, że ma jakieś wyrzuty sumienia. Głos podświadomości zawsze sprowadzał ją na ziemię, a raczej mocno ją o nią uderzał i pozbawiał wszelkich nadziei. Spostrzegła, że przez tę chwilę zadumy zacisnęła rękę na klamce tak mocno, że aż knykcie jej pobielały, a oddech stał się szybki i nierówny. Tym bardziej teraz nie odpuści i zostanie przy Malfoyu, choćby miał się do niej nie odezwać przez resztę wieczoru, a nawet życia. Poczeka na jakiekolwiek słowa skruchy tyle, ile będzie trzeba, ale chce usłyszeć wyjaśnienia. Nie myśląc więcej weszła do środka, a jej wzrok od razu spotkał się z zasmuconym spojrzeniem Draco.

* * * * *

            Ludzie mają to do siebie, że szybko zapominają o jednej sensacji, jeśli poda im się kolejną. W trakcie kolacji nikt nie poruszył tematu nagłego zasłabnięcia Yves, ani nawet nie dopytywano, gdzie zniknął Draco i Hermiona. Goście plotkowali na dobrą sprawę o wszystkim i o niczym; zachwycano się jedzeniem przygotowanym na wieczór, dekoracją rezydencji, panie rozmawiały o pokazach mody i kolekcjach na nadchodzący rok, a najbardziej skupiono się na aukcji charytatywnej, która odbywała się zawsze po północy, a jej dochód przeznaczany przeznaczano na najróżniejsze cele. Narcyza starała się jak mogła uczestniczyć aktywnie w konwersacjach, ale musiała przyznać, że nie miała ku temu humoru i jedynie kurtuazyjnie odpowiadała na zadane jej pytania. Jej samopoczucie pogorszyło się jeszcze bardziej, gdy wystawna kolacja dobiegła końca, a goście wypłynęli tłumnie na parkiet by bawić się w ostatnich godzinach mijającego roku. Nie mogła nigdzie znaleźć Lucjusza, a to z nim pragnęła zatańczyć pierwszy taniec, lecz jak widać jej ukochany mąż miał zgoła inne plany i wolał oddać się przyjemniejszym rozrywkom niż stawianie wytwornych kroków walca angielskiego wraz ze swą małżonką. W gruncie rzeczy cieszyłaby się nawet, gdyby porwał ją do polki bądź jakiegokolwiek innego tańca.
            Lucjusz tymczasem razem z Severusem okupywali składzik na przetwory mieszczący się w kuchni, gdzie nikt z pewnością nie będzie ich szukał. W niewielkim pomieszczeniu było aż siwo od dymu papierosowego, a niewielka lampka umieszczona na bocznej ścianie praktycznie była niewidoczna przez kłęby tytoniowej mgły. Panowie siedzieli na skrzynkach, w których znajdowały się słoiki z dżemami i wypalali papierosa za papierosem, jakby już nigdy w życiu mieli tego nie zrobić. Atmosfera była przytłaczająca nie tylko przez duszącą mgławicę, ale również przez nastroje obu dżentelmenów, które krótko mówiąc do najweselszych nie należały. Lucjusz niespodziewanie sięgnął po mały słoik stojący na regale i otworzył go z charakterystycznym kliknięciem wieczka, a następnie podsunął go przyjacielowi, który wyciągnął ze środka kilka orzechów laskowych, a w jego ślad poszedł pan domu.
            - Nerkowce są lepsze – odezwał się Severus, który zaciągnął się końcówką papierosa, a następnie zagryzł nieprzyjemny smak tytoniu orzechem.
            - Są na najwyższej półce. Nie chce mi się po nie wstawać – odparł blondyn, a po chwili dało się słyszeć specyficzne chrupanie, które rozeszło się po całym składziku, co nie uszło uwadze Snape’a.
            - Jesz jak wiewiórka. – Lucjusz puścił uwagę przyjaciela mimo uszu i zgasił resztkę papierosa w prowizorycznej popielniczce zrobionej z nakrętki od słoika. Wskazał następnie Severusowi na półkę, przy której siedział i na mały pojemnik na wysokości jego głowy.
            - Tam są powidła z róży. Podaj je.
            - Powiedz mi jeszcze, że masz tu Ognistą zakamuflowaną albo jakiś bimber – zironizował, na co Lucjusz uśmiechnął się szeroko i wsadził garść orzechów do buzi, wywołując u Snape’a pełne politowania westchnienie. Mimo wszystko mężczyzna sięgnął po wskazany mu wcześniej słoiczek i wręczył go blondynowi, a ten od razu po otwarciu władował do niego łyżeczkę, którą notabene nie wiadomo skąd wytrzasnął. Severus w tym czasie wyciągnął kolejnego papierosa, wcześniej oczyszczając powietrze za pomocą zaklęcia.
            - Narcyzie to się nie spodoba.
            - Rolanda też nie będzie zachwycona – odpowiedział między kolejnymi łyżeczkami powideł, które lądowały w jego ustach. Trudno było się jednak nie zgodzić ze stwierdzeniem przyjaciela. Dobrze wie, że Narcyza nie toleruje zapachu papierosów, a oni spalili już jedną paczkę, więc bez zaklęcia maskującego się nie obejdzie lub bez dobrych perfum. Mogli się nawet wykąpać w amoniaku, a fetor i tak byłby wyczuwalny. Zresztą ma teraz większe zmartwienie na głowie, niż nieprzyjemna woń dymu na ubraniu, a mianowicie dogorywającą ciotkę piętro wyżej, której nie wiadomo co się stało. Nie chciał się o nią martwić, ale prawda była na tyle bolesna, że trapił go jej stan i nie potrafił przejść obok jej niespodziewanego zasłabnięcia obojętnie. Jego nagłe zamyślenie i powód zmartwienia musiał wyczuć Severus, który wziął od niego słoiczek z dżemem i zaczął mieszać w nim niespiesznie łyżeczką, wsypując do niego co jakiś czas orzechy laskowe.
            - Nie jest z nią za dobrze – odezwał się w końcu ponuro, wyciągając Lucjusza z chwilowej zadumy. – Prawe płuco praktycznie już nie funkcjonuje, a i serce nie jest w najlepszym stanie. Nie może się przez to teleportować.
            - Przynajmniej wiemy, że ma serce. Zawsze to jakieś światełko w tunelu.
            - Światełko to ona niedługo ujrzy, jak jej nie pomożecie. – Zerknął na Snape’a kątem oka, który wsadził przed chwilą łyżeczkę z powidłami do ust. Nie wyglądał jakby żartował, co powinno go rozweselić, ale zamiast nagłej euforii odczuł niewyobrażalny smutek. Fakt, Yves to wredna i podła jędza, ale jest częścią rodziny, a on przyrzekł, że będzie chronił swoją rodzinę nawet za cenę śmierci.
            - To trochę kłopotliwe – zaczął niemrawo i odebrał mężczyźnie słoiczek. – Ona nie chce niczyjej pomocy, więc nie zgodzi się na leczenie. Może to nawet i lepiej.
            - Pogadaj z nią. – Zaśmiał się pod nosem i dorzucił kolejną garść orzechów do dżemu.
            - Ona się prędzej kostuchy spodziewa niż mnie z lekarstwami. Nic z tego nie będzie, bo to nie ja mogę jej pomóc. – Snape zamyślił się nad słowami przyjaciela, przypalając w tym czasie końcówkę od trzymanego w dłoni papierosa. Lucjusz nigdy niczego przed nim nie ukrywał i tak samo było z klątwą, którą Yves jest związana z kolejnymi dziedzicami rodu Malfoyów. Jedynie Draco jest w stanie ją uratować, ale wszystko komplikuje się już na starcie, gdyż jego wybranka serca nie jest czystej krwi. Ta patowa sytuacja jeszcze bardziej utwierdzała go w przekonaniu, że podziały ze względu na status społeczny, a zarazem krew płynącą w żyłach są po prostu obrzydliwe i nieludzkie. Jak można kazać komuś wybierać między miłością a obowiązkiem wobec rodziny?
            - Młodego nie przekonasz. Zresztą to nie ma sensu – stwierdził niemrawo i zaciągnął się papierosem. Lucjusz przytaknął mu głową i również wyciągnął używkę z paczki leżącej na skrzynce, którą następnie zapalił zapalniczką.
            - Zakochał się w końcu. – Wypuścił dym z ust w tym samym czasie co Severus, który nagle zaczął gorączkowo kaszleć i bić się w pierś. Gdy atak duszności w końcu ustał, brunet spojrzał na przyjaciela nieco nerwowym i jakby zszokowanym wzrokiem.
            - Ty nie bądź taki pochopny. Może to zwykłe zauroczenie?
            - Nie ucz ojca dzieci robić, dobrze?
            - A co ma piernik do wiatraka?
            - Mąkę.
            - Co? – Patrzył na Lucjusz jak na wariata, ale mężczyzna wydawał się być tym faktem niewzruszony. Zaciągnął się dwukrotnie papierosem, z którego nadmiaru popiołu strzepnął do nakrętki. Wyraz twarzy Snape’a nie zmienił się przez ten czas nawet o milimetr.
            - No jak chcesz upiec pierniki to musisz mieć do nich mąkę, a mąkę produkują przecież…
            - Od kiedy ty się gastronomią interesujesz? Gdzie czarna magia, wskrzeszanie zmarłych, zew krwi! – Lucjusz zaśmiał się pod nosem i sięgnął wolną ręką po łyżeczkę, na którą nabrał powideł i wsadził słodycz do buzi, wzruszając przy tym od niechcenia ramionami, co z kolei wywołało na ustach Severusa pełen politowania uśmiech. – Co my robimy z życiem, Lucjuszu?
            - Starzejemy się. Pardon, ty przeżywasz drugą młodość, ja się starzeję.
            - Swoją drogą to ciekawe, że Draco zakochał się akurat w Granger. Daj dżemu. – Wręczył przyjacielowi słoiczek, w którym ten zaczął niespiesznie mieszać i dorzucać orzechów. – A jeszcze nie tak dawno był uprzedzony.
            - Zmienił się. Sam pewnie nie wie kiedy. Ale masz rację, że to zadziwiające.
            - W Hogwarcie zawsze darli koty, a teraz?
            - Dwa gołąbki gruchające na dachu. – Zaśmiał się z porównania przyjaciela, wsadzając łyżeczkę z powidłami do ust. Swoją drogą musiał przyznać, że Narcyza świetnie zna się na robieniu przetworów.
            - Tylko czekać, aż zamieszkają w jednej klatce. Choć znając waszą rodzinę będzie to cały kompleks z wybiegiem. Nie przeraża cię to trochę? – Zerknął z niezrozumieniem na Snape’a i wziął od niego słoiczek. – Młody szybko się usamodzielnił, a teraz jest blisko założenia rodziny.
            - Zawsze chciałem być dziadkiem – odezwał się rozmarzonym wzrokiem, na który Severus zareagował gromowym wyrazem twarzy i wyrwaniem mu z ręki naczynia z powidłami.
            - Łzy wzruszenia zalały mi oczy – odparł szyderczo i wyciągnął kolejnego papierosa z paczki, którego zaczął obracać między palcami. Kiedy się odezwał w jego głosie nie było słychać wcześniejszej ironii, a zwyczajne przygnębienie, które po chwili zaczęło udzielać się również Lucjuszowi. – Jeśli Draco się ożeni, nie będzie mógł mieć z Hermioną dzieci. Pamiętasz o tym?
            - Nie przypominaj nawet. – Schował twarz w dłoniach i westchnął przeciągle. – Bo jak się w końcu zakochał i to we właściwej osobie, to musi być coś, co blokuje mu drogę do szczęścia. Cholera by to wzięła! – Uderzył dłonią w skrzynkę, na której siedział. Sięgnął po tym po papierosy i bez namysłu zapalił jednego, wydmuchując przy tym gęste kłęby dymu z ust. Severus poszedł w jego ślady i również przypalił końcówkę używki, która powoli zaczęła się wypalać. Widząc załamanego Lucjusza nie potrafił siedzieć w milczeniu i przyglądać się jego niedoli. Poklepał go po plecach, a na twarzy mężczyzny pojawił się blady uśmiech.
            - Draco to twój syn. Jestem pewien, że sobie poradzi. W dodatku ma Granger, więc nie masz się o co martwić. Zobaczysz, że niedługo będziesz się bawił na ich weselu.- Na te słowa oczy Malfoya seniora pojaśniały, a uśmiech stał się szerszy i jakby bardziej radosny. Zaciągnął się mocno używką i strzepnął z niej nadmiar popiołu, a w ślad za nim poszedł Severus, który odrobinę był zaskoczony nagłą zmianą humoru przyjaciela, ale postanowił nie dać tego po sobie poznać.
            - Stawiam na przyszły grudzień. – Czarne brwi Snape’a zjechały w dół i spojrzał z niezrozumieniem na mężczyznę, który wykańczał powoli papierosa.
            - Ale co?
            - Oświadczyny – odparł rezolutnie, na co brunet najpierw zareagował jeszcze większym zdziwieniem, a po chwili zaśmiał się cicho pod nosem i pokręcił głową z politowaniem.
            - Tak szybko? Ja bym raczej stawiał na… - Momentalnie drzwi od składziku otworzyły się, a w wejściu panowie dostrzegli niezadowoloną Narcyzę oraz Rolandę. Pani Malfoy wyglądała, jakby cudem powstrzymywała się przed mordem z zimną krwią na mężu, a Hooch spoglądała na Severusa z niemniej przerażającym wyrazem twarzy. Obie panie weszły do środka zamykając wcześniej za sobą drzwi i kaszląc z powodu nagromadzonego w pomieszczeniu dymu papierosowego. Lucjusz od razu wyciągnął różdżkę i pozbył się nieprzyjemnego fetoru, dzięki czemu mógł wyraźniej przyjrzeć się głębokiemu defetyzmowi swej małżonki.
            - Czy możecie nam wyjaśnić, co wy tutaj robicie? – spytała mocno poirytowana Narcyza, kiedy Lucjusz gasił papierosa na nakrętce od słoika. – Tańce już się zaczęły, a za godzinę jest pokaz sztucznych ogni. Jeśli tym razem coś również pójdzie nie po mojej myśli, możecie być pewni, że winą zostanie obarczony jeden z was, a z pewnością padnie na ciebie, Lucjuszu.
            - Zanim zechcesz pozamiatać mym truchłem parkiet – odezwał się lekko rozbawiony blondyn – czy możesz udzielić mi odpowiedzi na jedno pytanie?
            - To zależy od stopnia absurdalności.
            - To jak, Sev? Wcześniej niż grudzień czy później? – zwrócił się do przyjaciela, którego lewa brew podjechała nieco wyżej. Podobnie wyglądały Narcyza i Rolanda, które niewiele rozumiały ze słów pana domu.
            - A niech stracę. Październik. – Na twarzy Lucjusza pojawił się pełen uznania uśmiech. Widząc jednak zdziwione, a zarazem zaciekawione twarze obu pań, postanowił udzielić im odpowiednich wyjaśnień. – Obstawiamy, kiedy Draco poprosi Hermionę o rękę.
            - Czy wyście pogłupieli? – odezwała się niezadowolona Rolanda, a w ślad za nią poszła Narcyza.
            - Szaleju się najedli!
            - Młodzi się kochają, a im zakłady w głowach! – Po chwilowym wzburzeniu w składziku zapanowało milczenie, choć nie było tym razem spowodowane przygnębiającą atmosferą, która zdaje się wyparowała kompletnie z Malfoy Manor. Zarówno Lucjusz jak i Severus zerkali na obie panie, cierpliwie wyczekując od nich jakichś reakcji. Narcyza bowiem skrzyżowała ręce na piersiach, a Rolanda swoje ułożyła na biodrach, lecz po obu było widać, że chciałyby coś jeszcze dodać. W końcu pani Malfoy skapitulowała, czym jeszcze bardziej uradowała swego męża.
            - Wcześniej niż w czerwcu się nie oświadczy.
            - Popieram Narcyzę – wtrąciła się Hooch, a na twarzy Snape’a pojawił się głęboki zawód.
            - Pół roku? Oni się nie zdążą nawet dobrze poznać! – zaprotestował żywo.
            - Boisz się, że przegrasz, Sev? – Lucjusz drażnił się z przyjacielem, który patrzył na niego spod byka. Nie ma opcji, że Draco oświadczy się po tak krótkim czasie. To jest po prostu niewykonalne!
            - Prędzej wrócę do Hogwartu uczyć małolatów, niż twój syn za sześć miesięcy padnie na kolano przed Grangerówną.
            - W takim razie zakład przyjęty! – Przy dźwiękach kłótni o termin nie tylko oświadczyn, ale i ślubu, panowie i panie opuścili składzik na przetwory, a swój spór przenieśli aż do sali balowej, gdzie pozostali goście przypatrywali im się podejrzliwie, a wśród nich znalazł się przybyły niedawno z wyczerpującej eskapady Blaise Zabini. Przyglądał się rodzicom przyjaciela i byłym nauczycielom, którzy gestykulowali namiętnie w naprzeciwległym kącie pomieszczenia, popijając niespiesznie szampana i kręcąc od czasu do czasu głową, gdyż nawet do niego docierał temat polemiki, w jaką wdali się państwo Malfoy z Snape’em oraz Hooch. Gdy podszedł do niego kelner z pełną tacą, sięgnął po kolejne naczynie z alkoholem i stuknął nim o drugi kieliszek.
            - A ja i tak twierdzę, że hajtną się najpóźniej po trzydziestce. I do dna!

* * * * *

            Mówi się, że milczenie jest złotem. Siedzenie jednak przy Malfoyu, który nie odezwał się ani słowem od kiedy weszła do pokoju Yves stawało się coraz bardziej męczące. Za każdym razem gdy na niego spojrzała uciekał wzrokiem, ewentualnie było na odwrót. Do tego leżąca obok nich ciotka dodatkowo dolewała oliwy do ognia. Nie to, że jakoś wyjątkowo przeszkadzała, ale sama jej obecność była dość uciążliwa. Miała wrażenie, że gdziekolwiek nie poszła w trakcie przyjęcia tam zawsze natykała się na zgryźliwą czarownicę. Zupełnie jakby wyrastała spod ziemi. W dodatku teraz, gdy myślała, że uda im się w końcu spokojnie porozmawiać, Yves leży jak gdyby nigdy nic, a oni nie są w stanie odezwać się do siebie ani jednym słowem. To kłopotliwe i bardzo nużące, ale ilekroć chciała coś powiedzieć, głos zamierał jej w gardle i potrafiła jedynie odwrócić wzrok. Miała wrażenie, że siedzą już tak co najmniej przez godzinę, gdy tymczasem minęło raptem dziesięć minut. Przez w pewien sposób napiętą atmosferę nie była w stanie dogonić własnych myśli i skupić się na kilku ważnych kwestiach, które męczą ją od rozpoczęcia bankietu. Pierwszym problemem, a raczej najważniejszym, było zachowanie starszej kobiety w stosunku do Hagen, która notabene również była niemałym kłopotem na Hermiony. Postępowanie Yves było dla niej niezrozumiałe i bardzo by chciała z nią o tym porozmawiać, ale po pierwsze nie miała jak, a po drugie była pewna, że nie dałaby rady zadać jej żadnego pytania. Może i nie jest taką przebrzydłą ropuchą, za jaką zawsze ją miała i gdzieś tam głęboko, głęboko, gdzie ludzkie oko nie sięga skrywają się znikome szczątki pozytywnych uczuć, jednak nie znaczy to, że przestała się jej obawiać. Wciąż ją przeraża, nawet teraz, gdy leży spokojnie w łóżku. Ciekawość zatem była ogromna, ale by ją poskromić musiałaby zebrać w sobie całą odwagę, a na to raczej nie starczyłoby jej sił. Zresztą Yves pewnie zbyłaby ją jakimiś kwaśnymi komentarzami i kilkoma obelgami. Czy jest zatem sens pytać?
            Miranda Hagen to z kolei drugi kłopot dla panny Granger. Starała się jak mogła nie wyjść na zazdrosną, jednakże ilekroć widziała tę tlenioną harpię uwieszoną na Draconie serce bolało ją niemiłosiernie, a agresja i smutek mieszały się w niej z nadzwyczajną siłą. Za każdym razem gdy na nią spojrzała czuła, że wpada w olbrzymie kompleksy z powodu własnego wyglądu. Kolejna wredna jędza, której nie można odmówić niebywałej urody. Jak ona niby przy niej wygląda? Dobrze, przybrała ze dwa kilogramy przez ostatnie tygodnie, ale wciąż czuła się przy niej fatalnie i nic na to nie mogła poradzić. To z kolei napawało ją jeszcze większymi obawami odnośnie Malfoya. Jaki mężczyzna mający do wyboru kobietę o figurze Marilyn Monroe i mieszkankę obozu koncentracyjnego zdecyduje się na tę drugą? No właśnie, żaden. A Draco bynajmniej nie jest ślepy i nie będzie się długo mamił, że podobają mu się odstające żebra. Wyjazd do Austrii może zatem przekreślić wszystko, co udało im się do tej pory osiągnąć. Czy jest sens i szansa na ratowanie ich uczucia?
            Umęczona wewnętrznymi dywagacjami westchnęła najciszej jak umiała, co zaabsorbowało uwagę Malfoya na tyle, że zdecydował się przerwać nieznośną ciszę, która między nimi panowała. Ewentualnie jemu również milczenie zaczęło przeszkadzać, ale tego można się jedynie domyślać. Przesunął krzesło odrobinę w stronę łóżka ciotki i spojrzał na siedzącą po drugiej stronie Hermionę.
            - Nawaliłem – odezwał się szeptem, przyciągając uwagę dziewczyny. – Nawaliłem i to ostro, ale bardzo tego żałuję.
            - Pomyślałby kto – odburknęła obrażona, choć właściwie nie wiedziała, skąd w niej tyle złości. Przecież nie zatrzymywała Draco, gdy biegł do Mirandy, a mogła to zrobić. Co więcej, miała ku temu prawo, jednak z niego nie skorzystała.  A może właśnie przez to tak nagle się zirytowała?
            - Nie wiem, po co tu przyszła, ale miało jej nie być. Byłem tym tak samo zaskoczony jak ty – tłumaczył się zawzięcie, jednak zamiast uspokoić choć trochę dziewczynę dolewał jedynie oliwy do ognia, nie zdając sobie z tego sprawy. – Co niby miałem zrobić?
            - A bo ja wiem? Odprawić? – spytała złośliwie, krzyżując przy tym ręce na piersiach, które nieświadomie uniosła nieco w górę. Jej wzrok od razu powędrował na dekolt, a wzburzenie sięgnęło zenitu, gdyż jednocześnie przypomniała sobie wyeksponowany biust Mirandy. – Chociaż widoki były lepsze niż u mnie, co nie?
            - Nie mów, że jesteś o nią zazdrosna – wyszeptał, a Hermiona zaśmiała się bezgłośnie i fuknęła na niego ostro, czym zdziwiła chłopaka do tego stopnia, że brwi podjechały mu w górę.
            - Zazdrosna? Jestem wściekła, Malfoy. Pobiegłeś do niej jak francuski piesek.
            - Myślisz, że chciałem? – Zmrużyła gniewnie oczy i pochyliła się nad śpiącą Yves, by mężczyzna mógł ją lepiej usłyszeć, choć dzieląca ich odległość nie sprawiała problemów w komunikacji.
            - Chciałeś i bardzo chętnie to uczyniłeś. W końcu bez obłapiania jej tyłka twoja firma ległaby z kretesem. – Każde słowo ociekało ironią, która sączyła się spomiędzy ust dziewczyny. Było to nie tyle dotkliwe dla Dracona, co zaskakujące, a jednocześnie kłopotliwe, gdyż tym razem załagodzenie sprawy będzie o wiele trudniejsze niż zazwyczaj. Nie mógł mieć jednak pretensji do Hermiony, gdyż wściekła się wyłącznie z jego winy i głupoty, do czego zresztą miała pełne prawo.
            - Nie mam nic na swoją obronę, ale uwierz mi, że innego sposobu nie było.
            - Dla ciebie nigdy nie ma innego sposobu! – krzyknęła najciszej jak umiała, co w gruncie przypominało nieco głośniejszy szept. – Traktujesz seks jak rozwiązanie każdego problemu?!
            - Nam by się przydał. – Obdarzył ją przy tym cynicznym uśmieszkiem, na który kobieta zacisnęła niemal do bólu wargi i zmrużyła jeszcze bardziej oczy, przez co wyglądała jak żmija szykująca się do ataku. Dla Draco był to sygnał, że przesadził i powinien jak najszybciej przeprosić dziewczynę, ale prawdę mówiąc nie widział nic złego w wypowiedzianych słowach, toteż nie zamierzał za nie pokutować.
            - Nawet na to nie licz – wycedziła wściekle. – Mogłeś skorzystać z usług Mirandy, gdy miałeś ku temu okazję.
            - Naprawdę będziemy sobie teraz dogryzać jak dzieci w piaskownicy? – zapytał spokojnie, ale Hermiona nadal wyglądała jak wulkan szykujący się do wybuchu. – Przecież do niczego by nie doszło i nie dojdzie. Akurat tego możesz być pewna.
            - Ostatnimi czasy cierpię na wyjątkowy deficyt wiary w twoje zapewnienia.
            - Ponieważ?
            - Nie masz pojęcia jak ściągnąć pieczęć z dokumentów, byłeś pewny, że Hagen nie przyjdzie na bankiet twojej matki, obiecywałeś, że przyjęcie będzie spokojne i będziesz cały czas przy mnie. Mam wymieniać dalej? – Starała się mówić najspokojniej jak się dało, ale prawda była taka, że nie sposób było tego dokonać poprzez szepty. Do tego była niesamowicie poirytowana zachowaniem Malfoya, a najbardziej faktem, iż dla niego całe zajście z Mirandą nie było tak poważne jak dla niej. Jego tłumaczenie się przyszłością firmy było na porządku dziennym, a prawdę mówiąc, Hermiona przestała już kupować te kiepskie wymówki. Nie twierdziła, że sytuacja w UnitedArchitect jest kolorowa, ale uważała, że Draco za bardzo dał się jej pochłonąć, a jego myślenie staje się coraz bardziej ograniczone. I o to miała największe pretensje; szedł po najmniejszej linii oporu, którą było tańczenie do muzyki Hagen.
            - Nawaliłem i jestem kretynem, czego mam świadomość, ale mogłaś powiedzieć, że ci to nie pasuje. Przecież wtedy bym do niej nie poszedł! – Pokręciła z politowaniem głową i zaśmiała się bezgłośnie na dźwięk słów blondyna.
            - Oczywiście! Teraz zwal całą winę na mnie, bo tak jest najwygodniej!
            - Przecież nic na ciebie nie zwalam, ale to nie moja wina, że jesteś zazdrosna!
            - Ile razy mam ci powtarzać, że nie jestem?! – Zapewne ich krzyki, które zostały sprowadzone do poziomu głośności równego szeptowi wyglądały zabawnie, jednak im do śmiechu bynajmniej nie było. Przez złość, która nimi zawładnęła nie dostrzegli nawet, że leżąca w łóżku Yves przysłuchiwała się ich rozmowie z szeroko otwartymi oczami.
            - Jak nie jesteś, to po co ten cały cyrk?!
            - Domyśl się pacanie! I ostatni raz mówię, że nie jestem zazdrosna! – Opadli oboje na oparcia od krzeseł, na których siedzieli i przez moment zapanowała między nimi cisza. Zarówno Draco jak i Hermiona musieli przyznać, że za bardzo dali się ponieść niezdrowym emocjom. To nie jest odpowiedni czas na tego typu sprzeczki, ale co się stało to się nie odstanie i problem leży obecnie w kwestii, które jako pierwsze wyciągnie rękę na zgodę. Kasztanowłosa dziewczyna czuła się podle, że tak mocno naskoczyła na chłopaka. Przecież mogła mu powiedzieć, że nie chce, żeby szedł do Mirandy. Może by zrozumiał, może nie, ale skoro nie spróbowała go zatrzymać, to dlaczego ma teraz do niego tak duże pretensje? Owszem, Malfoy mógł pomyśleć dwa razy zanim pobiegł do Hagen, ale prędzej czy później i tak musiałby się z nią skonfrontować na przyjęciu, więc może lepiej, iż doszło do tego wcześniej. Bądź co bądź kobieta nie zabawiła długo na sali, więc robienie takiego szumu raczej było nie na miejscu z jej strony. Do tego wyszła na zazdrosną, a tak bardzo starała się tego uniknąć. Merlinie, co ja gadam? Przecież ja jestem zazdrosna!
            Draco po niedawnej sprzeczce również czuł niesmak w ustach. Hermiona miała stuprocentową rację, że zachował się jak francuski piesek, choć otwarcie się do tego przed nią nie przyzna. Postąpił lekkomyślnie, czym zranił Granger, jednak pozostawienie Mirandy samej sobie zakrawało niemal o samobójstwo. Merlin jeden wie, do kogo by się przyczepiła i jakich głupot naopowiadała. Mogłaby również dowiedzieć się kilku rzeczy, a potem je wykorzystać przeciw niemu, a na wszystko musi być przygotowany. Dodatkowo nie wyjaśniła mu, dlaczego zmieniła plany i zdecydowała się przyjechać, a to napawało go obawami i uczyniło jeszcze bardziej podejrzliwym na jej zachowanie. Teraz jednak i tak musi być ostrożniejszy, gdyż spotkanie jego ciotki z panią inspektor zakończyło się wyjątkowo tragicznie, przez co na wyjeździe do Austrii może mieć jeszcze większe problemy. Hagen nie zapomni mu tego upokorzenia i uczyni wszystko, żeby go pogrążyć. Innymi słowy dzisiejszy wieczór z góry jest skazany na porażkę. Czegokolwiek nie zrobi i tak los będzie przeciw niemu. Już samo to, że pokłócił się z Hermioną jest wystarczającym dowodem, iż na każdym kroku popełnia błędy, z których nie wyciąga wniosków. Nie wściekła się na niego, bo miała taki kaprys, tylko dlatego, że miała ku temu podstawy. To on zawalił i wina stoi wyłącznie po jego stronie, toteż on musi przeprosić.
            Westchnął pod nosem i spojrzał na obróconą do niego bokiem Granger. Obraziła się nie na żarty i nie mógł mieć do niej o to pretensji, ale jakoś zdobycie się na odwagę i powiedzenie tego jednego słowa było dla niego wyjątkowo trudne. Jeśli jednak tego nie zrobi zaprzepaści to, co udało im się do tej pory osiągnąć. Nie chce stracić Hermiony przez taką błahostkę. Decyzja zatem zapadła.
            - Hermiono, ja naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić – odezwał się cicho lekko łamiącym się głosem. – Przepraszam, że musiałaś na to wszystko patrzeć. Przepraszam, że cię zostawiłem i do niej poleciałem.
            - A mówisz to gdyż? – Odwróciła się do niego niespiesznie i spojrzała pełnymi smutku bursztynowymi oczami, na widok których serce Draco momentalnie zabiło mocniej z bólu. Jej pytanie zbiło go z tropu i pozbawiło odwagi, na którą przed chwilą się zdobył.  – Posłuchaj, ja rozumiem, że martwisz się o to, co będzie z twoją firmą, ale…
            - Wiem, że United to nie wszystko – wtrącił się w zdanie, jednak Hermiona nie wyglądała na niezadowoloną, przez co nieco mu ulżyło. – Nie chcę stracić tego, na co tak ciężko pracowałem, ale jeśli masz przez to ode mnie odejść, to nie chcę dłużej walczyć o jakieś dokumenty. Nie są tego warte.
            - Nie gadaj głupot, Malfoy – zaprotestowała, choć słowa blondyna wywarły na niej ogromne wrażenie. – Ja też zachowałam się nie w porządku i nie chcę, żebyś z mojego powodu rezygnował z firmy. Po prostu gdy cię z nią zobaczyłam poczułam się odepchnięta i niepewna tego, co do mnie czujesz. – Spuściła lekko głowę i przygryzła wargę, lecz wtedy usłyszała, że Draco podniósł się z zajmowanego miejsca, a po chwili podszedł do niej i kucnął przed nią, unosząc tym samym jej podbródek, by mogła spojrzeć mu w oczy.
            - Nie myśl tak nigdy więcej. Nigdy cię nie odepchnę, nie zostawię, chyba, że sama będziesz tego chciała. – Odgarnął jej zbłąkany kosmyk włosów i wsadził za ucho, a na ustach Hermiony pojawił się blady uśmiech. – Jestem głupi i myślę zbyt pochopnie, ale póki mam ciebie nic nie może się nie udać. – Pogłaskał ją delikatnie, a następnie sięgnął do jej ust i złożył na nich subtelny pocałunek. Z początku dziewczyna nie odpowiadała na jego pieszczoty, ale gdy miał się od niej odsunąć, przyciągnęła go za policzki i przylgnęła do jego warg, aż prawie osunęła się z krzesła. Mogliby tak trwać do końca wieczoru, ale wtedy usłyszeli znaczące kaszlnięcie, na dźwięk którego odsunęli się od siebie i skrzyżowali spojrzenia z niezadowolonym wzrokiem Yves, która przyglądała się ich poczynaniom ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.
            - Ależ nie przeszkadzajcie sobie. To było bardzo rozczulające – zaświergotała szyderczo i uniosła się na łokciach do pozycji półleżącej. Hermiona czuła, że palą ją policzki, natomiast Draco wręcz gotował się ze złości, czego dowodem były zaciśnięte do bólu pięści. Podniósł się powoli i wbił w ciotkę wściekłe spojrzenie, ale starsza kobieta w ogóle się nim nie przejęła. – Draconie podaj mi papierosy leżące na komodzie.
            - Od kiedy nie śpisz? – zapytał bez pardonu, ale Yves nie zwróciła uwagi na jego pytanie.
            - Obok nich leży również zapalniczka i popielniczka. Bądź tak uprzejmy i rusz się po nie w końcu. – Kobieta zdawała się ignorować obecność Hermiony, co w gruncie rzeczy było dziewczynie na rękę, ale jak się okazało, nie zapomniała o niej całkowicie. Malfoy tymczasem rzucił na pościel paczkę z papierosami, o którą prosiła, a raczej której zażądała ciotka, by następnie stanąć naprzeciw jej łóżka i wpatrywać się w nią morderczym wzrokiem. Obserwował jak zapala jedną używkę i zaciąga się dymem, przez który sekundę później zaczęła gorączkowo kaszleć. Nie przejął się tym za bardzo, ale zdziwił się niepomiernie, gdy siedząca obok Granger zabrała Yves papierosa i zgasiła go w popielniczce, a jeszcze bardziej zszokowały go słowa ciotki.
            - Nacieszyć się życiem nawet nie dadzą. – Żadnych protestów czy wyzwisk, nawet krzywego spojrzenia na kasztanowłosą dziewczynę. Zaczął się powoli zastanawiać, czy ktoś aby nie podmienił Yves, gdy zemdlała na sali.
            - Papierosy w tym pani nie pomogą – odezwała się stanowczo Hermiona, a ciotka uśmiechnęła się do niej sztucznie, poprawiając kilka kosmyków włosów, które opadały jej na czoło. Draco wciąż stał i przyglądał się rozgrywającej scenie z niemałym zaciekawieniem, dopóki Yves nie spojrzała na niego ostro i nie zwróciła się do niego z tym samym zimnym tonem, który zawsze jej towarzyszył.
            - Chcę zostać z panną Granger sama. Mam nadzieję, że się rozumiemy, Draco?
            - Mowy nie ma! – zaprotestował, na co ciotka uniosła nieco wyżej głowę, a prawa brew powędrowała wysoko w górę. Po chwili jednak jej surowy wyraz twarzy zelżał, a na usta wypłynął dobrze mu znany cyniczny uśmieszek, który w połączeniu z lekko przymrużonymi oczami dawał piorunujący efekt.
            - Twa urocza wybranka pewnie się niecierpliwi, więc powinieneś dotrzymać jej towarzystwa. Tam są drzwi. – Wskazała mu na wyjście, ale Draco to jedynie bardziej rozjuszyło. Widząc szykującego się do wybuchu blondyna, Hermiona podniosła się czym prędzej z krzesła i położyła mu jedną rękę na ramieniu, a drugą splotła z jego palcami. Serce waliło jej w piersi niczym młot pneumatyczny, ale miała nadzieję, że uda jej się uspokoić nieco Malfoya, co jak się okazało wcale nie było takie trudne.
            - To tylko chwila. Poradzę sobie. – Spojrzał na nią wpierw gniewnie, ale gdy nie dostrzegł w jej oczach strachu, momentalnie jego złość zelżała, choć nie mógł powiedzieć, że był w pełni spokojny. Ścisnął mocniej rękę dziewczyny i zerknął kątem oka na Yves, która wydawała się być wyjątkowo znużona. Nie chciał zostawiać Granger z tym okropnym babskiem, ale innego wyjścia raczej nie ma. Złożył na policzku dziewczyny delikatny pocałunek i opuścił sypialnię, a serce Hermiony momentalnie zamarło, gdy za blondynem zamknęły się drzwi.
            - Zechcesz usiąść, czy będziesz tak stała? To dość niewygodne zważywszy na fakt, iż jestem przykuta do łóżka. – Jadowity głos Yves wślizgnął się do jej uszu, a serce ruszyło ze zdwojoną siłą. Choć rozsądek jej podpowiadał, że powinna uciekać, to zdecydowała się usiąść na krześle, które wcześniej zajmował Draco. Starsza kobieta obdarzyła ją uśmiechem pełnym wyższości, na widok którego krew w żyłach dziewczyny powoli zaczęła zamarzać. Właśnie dobrowolnie weszłam do paszczy lwa albo raczej żmii.

* * * * *

            Pozostawienie Hermiony samej w komnacie Yves nie było najlepszym posunięciem, ale mimo wszystko miał nadzieję, że tym razem ciotka będzie mniej okrutna, niż do tej pory. Jest osłabiona, ale to nie znaczy, że całkowicie wyzbyła się chęci pogardzania ludźmi, choć sądząc po jej zachowaniu wrodzona złośliwość jakby odrobinę w niej zelżała. Możliwe również, że miał po prostu zwidy i coś sobie ubzdurał, ale coś mu mówiło, że Yves w gruncie rzeczy nie jest taka podła, na jaką się kreuje. Choć patrząc na jej postępowanie w stosunku do Hagen, mógł być w dużym błędzie. Ciotka nie jest starszą kobietą, która chodzi w wygodnym fartuchu i rozdaje dzieciom cukierki. Nie narzeka na reumatyzm czy problemy z korzonkami, nie uśmiecha się jak na babcię przystało i bynajmniej nie przypomina jej nawet w minimalnym stopniu. Na próżno szukać w niej rodzinnego ciepła i chęci niesienia pomocy. Jadu, cynizmu i wyrachowania za to w niej dostatek! Zaczął powątpiewać we wcześniejsze domysły, iż Miranda powiedziała w jej obecności coś niestosownego i po prostu ją zirytowała. Zresztą jak wszyscy dookoła. Gdyby tak było, zmieszałaby ją z błotem i obdarła z godności wyłącznie psychicznie. To musiało być coś większego, znacznie poważniejszego niż babskie sprzeczki o wyższości czerwonego koloru sukienki nad granatowym. I ewidentnie mu się ta sprawa nie podobała. Jeśli gdzieś na tym świecie jest diabeł, z pewnością ma on twarz Yves Malfoy.
            Niespecjalnie chciał wracać na salę, gdzie tłoczyli się goście jego matki, ale zaszycie się w ciemnym kącie i uciekanie przed bezsensownymi pogaduszkami również nie wchodziło w grę. Pozostało mu zatem wmieszać się w tłum i udawać, że dobrze się bawi, a przynajmniej przyzwoicie. Chwała niebiosom magicznym i mugolskim, że przy wejściu dostrzegł Blaise’a, który rozmawiał z grupką kobiet, wywołując na ich twarzach szerokie uśmiechy pomieszane z rumieniącymi się policzkami. Na ten widok Draconowi momentalnie poprawił się humor i ruszył ku przyjacielowi z szarmanckim uśmiechem na ustach, który zaserwował otaczającym czarnoskórego damom.
            - Panie wybaczą, ale muszę porwać tego oto dżentelmena – zwrócił się do grupki, która od razu zajęła się wymianą informacji, a Zabiniego poprowadził w głąb sali, z której następnie wyszli i skierowali się do głównego holu.
            - Myślałem, że się nigdy ode mnie nie odczepią – zaczął Blaise, który po drodze zabrał z tacy trzymanej przez kelnera dwa kieliszki z szampanem i podał jeden z nich Draconowi. – Najpierw upierdliwa pani inspektor, a teraz napalone małolaty.
            - Nie chcę cię martwić, ale dla nich to ty byłeś małolatem. Właź do środka. – Otworzył przed zdziwionym przyjacielem drzwi od spiżarki, gdzie matka trzyma najróżniejsze przetwory, a następnie weszli obaj do środka i usiedli na tych samych skrzynkach, które wcześniej zajmowali Lucjusz i Severus. Malfoy zapalił po drodze boczną lampkę, która odrobinę rozjaśniła pomieszczenie, a następnie sięgnął za półkę, gdzie ojciec trzymał zakamuflowaną whisky. Oczy Blaise’a na ten widok odrobinę pojaśniały i z olbrzymią chęcią przyjął od przyjaciela butelkę, która nawet w najmniejszym stopniu nie przypominała oryginalnego opakowania Starej Ognistej Whisky Ogdena.
            - Całkiem tu przyjemnie – odezwał się Zabini, a następnie pociągnął łyk z butelki i wręczył ją Draco, który uczynił dokładnie to samo. W międzyczasie blondyn rozejrzał się po niewielkim składziku, a sądząc po wypalonych papierosach leżących w nakrętce od jakiegoś słoika oraz otwartych powidłach jego ojciec już był w schronie i prawdopodobnie nie urzędował tu sam.
            - Jak Hagen? – zapytał niespodziewanie, na co Blaise zareagował dość nerwowo. Prychnął głośno niczym rozjuszony kot, by w dalszej kolejności zacząć żywo gestykulować przy dość barwnym opisie jego spotkania z Mirandą.
            - Super! Świetnie się bawiła, bo pytała, kiedy powtórka z rozrywki! – Pociągnął łyk whisky, którą zapił szampanem. – Była absolutnie zachwycona! Tyle komplementów, ile od niej usłyszałem odnośnie ciebie, twojej ciotki, mnie i świata chyba w całym życiu nie doświadczyłem! Dołącz do tego podziw wyrażony licznymi siniakami na moim ramieniu, a obraz jej zadowolenia masz w komplecie.
            - Innymi słowy jest źle – podsumował wywód przyjaciela, który roześmiał się szyderczo, wyciągając w międzyczasie z marynarki Draco paczkę papierosów i przypalając jednego różdżką. Malfoy wolał nie protestować, gdyż Diabeł znajdował się w takim stanie, że w najlepszym wypadku miałby podbite oko, a w najgorszym połamane żebra. Obserwował zatem, jak w przeciągu kilku sekund wypala połowę używki, zapijając smak tytoniu resztką szampana.
            - Źle to było, kiedy tu się pojawiła. Teraz jest czarna dupa bez wyjścia! Nie ma szczeliny, przez którą moglibyśmy się przecisnąć! Z przodu gówno, a z tyłu wciskający się do środka penis, jeśli wiesz, co mam na myśli! Możesz brnąć dalej w śmierdzącą kupę lub zrobić komuś laskę. Nie wiem, co w tym wypadku wolisz! – Wypalił drugą połowę papierosa, a Draco po chwili poszedł w jego ślady. Sytuacja, którą malował przed nim czarnoskóry bynajmniej nie miała w sobie żadnych kolorów. Między kolejnymi zaciągnięciami analizował po kolei wszystkie szczegóły, ale tak jak Diabeł mówił, nie znalazł w nich nic, co mogłoby go jakoś uratować. Żadnego, nawet nikłego światełka w czarnym tunelu, a Blaise pieklił się z sekundy na sekundę coraz bardziej. – Twoja cioteczka załatwiła nas na amen, a już wcześniej ledwo dawaliśmy sobie radę! Przybiła ostatni gwóźdź do trumny, którą sobie wybraliśmy! A ty zamiast zająć się tą wywłoką zostawiłeś mnie z nią sam na sam! Ty wiesz, ile ja mam przez nią siniaków?!
            - Nawaliłem. Rozumiem i przepraszam, ale musiałem zająć się Hermioną – odezwał się spokojnie blondyn, na co Zabini zareagował kolejnym szyderczym śmiechem.
            - A właśnie! – krzyknął przepełniony cynizmem. – Jak już jesteśmy przy Hermionie, to czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, coś ty narobił? Jak ona chciała cię po tym wszystkim wysłuchać i mało tego, jeśli ci jeszcze wybaczyła, to albo jest ślepa i głupia, albo jest masochistką, że daje ci się tak ranić, albo ma złote serce i cię cholera kocha nad życie, bo ja już dawno kopnąłbym cię w dupę i patrzył jak wylatujesz na zbity pysk!
            - Tyle tego, że nie wiem, co wybrać, wiesz? – odpowiedział równie złośliwie, na co humor Blaise’a natychmiast złagodniał. Spuścił głowę i zaczął rozmasowywać pobolewający kark, wzdychając od czasu do czasu i kręcąc z politowaniem głową. Zanim Draco zdążył powiedzieć cokolwiek o uczuciach, które żywi do Hermiony, Zabini uprzedził go, używając identycznego umoralniającego tonu, którym zawsze zwracała się do niego matka.
            - Zastanów się trochę, co robisz z tą dziewczyną. Ufa ci, pomaga, a ty jedyne co potrafisz, to testować jej cierpliwość. Zależy ci na niej w ogóle? – Spojrzał na czarnoskórego nieco przerażony, a zarazem wściekły, iż ośmielił się zadać mu takie pytanie. Blaise nie przejął się jego postawą ani trochę, gdyż spokojnie zaciągnął się papierosem, nie spuszczając z niego wzroku. – Uuu, ależ się ciebie teraz boję.
            - To co jest między mną, a Granger nie jest twoją sprawą, Diable – warknął na przyjaciela, co dało skutek zupełnie odwrotny niż powinno.
            - A właśnie, że jest, bo pierwszy raz w życiu się w kimś zakochałeś, a ja nie pozwolę ci tego spaprać – odpowiedział spokojnie, a przy tym stanowczo, co spowodowało, że Draco zwiesił głowę i tępo gapił się w czubki butów. Zaczął się zastanawiać, na ile Blaise ma rację, a końcowy bilans był jednoznaczny. Przez jego łóżko przetoczyły się setki kobiet, ale do żadnej nie żywił żadnych głębszych uczuć. Nawet jeśli seks był najlepszy pod słońcem, nie związał się z nikim na dłużej niż kilka dni. Stronił od romantyzmu, unikał ckliwości jak ognia, nigdy za nikim nie tęsknił. Z Hermioną jest zupełnie odwrotnie. Kiedy jej nie ma, ma ochotę natychmiast się przy niej znaleźć, nawet gdyby miała go zaraz wyrzucić za drzwi. Gdy z nią jest, jego serce zachowuje się zupełnie inaczej niż powinno. Lubi spędzać z nią czas, uwielbia z nią rozmawiać, a pustka, której doświadcza za każdym razem, gdy musi się z nią rozstać jest potwornie bolesna. Jeszcze nigdy w życiu nie doświadczył takiego uczucia i sam przed sobą musiał się przyznać, że nie chciał z niego rezygnować za żadne skarby. Tym samym doszedł chyba do najważniejszego wniosku, którego do tej pory tak bardzo się obawiał. Zakochał się w Hermionie Granger. I co ma teraz zrobić?
            - Wiesz, że milczenie oznacza akceptację? – Draco zerknął na przyjaciela kątem oka, a ten spojrzał na niego z satysfakcją, gasząc resztkę papierosa w nakrętce. Następnie poklepał go po ramieniu i zabrał mu z ręki butelkę z alkoholem, upijając z niej kilka łyków. – Powiedz jej to, bo możesz przegapić właściwą okazję, jeśli będziesz tak dłużej zwlekać.
            - Jak mam jej to powiedzieć, skoro nigdy wcześniej tego nie robiłem? – zapytał wzburzony, na co Blaise uśmiechnął się pokrzepiająco.
            - To dobrze. Przynajmniej teraz mamy pewność, że ją kochasz. Tych słów nie wypowiada się tak po prostu. Trzeba do nich dojrzeć, Smoku. – Miał ochotę wyśmiać przyjaciela za ten krótki wywód filozoficzny, ale chociażby starał się z całych sił, nie miało to najmniejszego sensu, gdyż Diabeł mówił najprawdziwszą prawdę. Podniósł się po chwili z zajmowanego miejsca, wzdychając przeciągle i spoglądając apatycznie w drzwi od składziku. Blaise zareagował natychmiastowo. – Tak gwoli ścisłości to nie jest właściwy moment. Lepiej, jeśli zrobisz to po powrocie z Austrii. Taka moja rada.
            - Nie wiem, czy w ogóle powinienem jej to mówić.
            - Jak nie spróbujesz, to się nie dowiesz. A twoi rodzice już robią zakłady, kiedy weźmiecie ślub. – Spojrzał na Zabiniego zdziwiony, a ten wzruszył jakby od niechcenia ramionami i po chwili podniósł się ze skrzynki, kładąc mu na ramieniu rękę. – Tak na marginesie, Snape i Hooch też się do tego włączyli. Najszybszy termin to czerwiec. Trzymaj się i do zobaczenia.
            - Nie zostajesz na pokazie? – spytał, choć właściwie nie wiedział czemu.
            - Ja już się dziś fajerwerków naoglądałem. Poza tym muszę przyłożyć lód do ramienia i nie chcę mówić, kto powinien się tym zająć. – Opuścił następnie składzik rozmasowując pobolewającą rękę i zostawiając Draco samego. Od razu opadł na najbliższą skrzynkę i schował twarz w dłoniach. Jak to się w ogóle stało? I przede wszystkim kiedy? Przecież spotkał Hermionę w październiku, a jest dopiero grudzień. Jak w tak krótkim czasie mógł się w niej zakochać? Czy to jest w ogóle możliwe? Oczywiście, że jest! Filmów romantycznych nie oglądasz? Głos podświadomości pierwszy raz od niepamiętnych czasów nie naigrawał się z niego tak boleśnie, jak zawsze. Wydawało mu się nawet, że otrzymuje od niego nikłe wsparcie. Co powinien teraz zrobić?
            Podniósł się ociężale z zajmowanego miejsca i wyszedł ze składziku, starając się nie zwrócić na siebie za bardzo uwagi. Kuchnia co prawda świeciła pustkami, ale zawsze lepiej jest mieć się na baczności. Gdy znalazł się w głównym holu zaczął się zastanawiać, gdzie powinien pójść. Hermiona miała rację, iż nie udało mu się znaleźć zaklęcia zdejmującego pieczęć z dokumentów, a bez niego nie było sensu jechać do Austrii. Nie miał zatem wyboru i musiał się poradzić ojca. Z drugiej jednak strony, zostawił kasztanowłosą dziewczynę samą z ciotką i kto wie, co z tego spotkania wynikło. Nie musiał zbyt długo roztrząsać, na czym mu bardziej zależało. Wspiął się po olbrzymich schodach i od razu skierował ku sypialni Yves.

* * * * *

            Paszcza lwa, do której weszła, była ciemna i przygnębiająca, nie dawała żadnych szans na ucieczkę. Z każdej strony otaczały ją ostre zęby i powiew śmierci osadzał się na karku. Zwierzę ewidentnie było głodne i tylko czekało na ruch swej ofiary, żeby pożreć ją w całości i powrócić do przerwanej drzemki. Tak właśnie widziała Yves, która wciąż leżała w ogromnym łóżku przykryta do połowy satynową pościelą i wpatrywała się w nią czujnym spojrzeniem. Nie wyglądało na to, że śpieszy jej się z rozmową, choć to ona chciała z nią zostać sam na sam. Ta złowieszcza cisza zaczęła mocno oddziaływać na Hermionę, która z każdą sekundą robiła się coraz bardziej nerwowa, przysparzając tym samym leżącej przy niej kobiecie powodów do radości. Zresztą nawet jeśli by chciała rozpocząć konwersację, nie bardzo wiedziała, co powinna powiedzieć. Przypominanie o chorobie nie było dobrym posunięciem, tak samo jak poruszanie tematu konfrontacji Yves z Hagen. Ciekawość zżerała ją co prawda od środka i chciała się dowiedzieć, co kierowało kobietą, że posunęła się do takiego upokorzenia blondynki, ale czasem lepiej żyć z niewiedzą, niż zostać zjedzonym żywcem za nadmierne zainteresowanie. Nie zmieniało to jednak faktu, że przedłużająca się cisza stawała się coraz trudniejsza do wytrzymania, a do tego uważny wzrok ciotki Draco potęgował w niej i tak już wystarczająco zszargane nerwy. Postanowiła w końcu zaryzykować i odezwać się pierwsza, ale nie takiej reakcji spodziewała się po Yves.
            - Dlaczego chciała pani, żebym została? – spytała niepewnie, na co starsza kobieta obdarzyła ją sztucznym uśmiechem i sięgnęła po paczkę papierosów, wyciągając z niej jednego i wsadzając go pomiędzy rozchylone wargi. Hermiona śledziła każdy jej ruch i już miała się odezwać o szkodliwości palenia w stanie choroby, ale w ostatnim momencie ugryzła się w język.
            - Nie chciałam – odezwała się po dłuższej chwili i przypaliła końcówkę papierosa, zaciągając się z nim dość lekko. – Nużyły mnie te wasze ckliwe pogaduszki, przez które nie mogłam odpocząć, ale ty w przeciwieństwie do Draco potrafisz wstrzymać się od rozmowy na dłużej niż pięć minut.
            - Skoro chciała pani spokoju, mogła wyprosić nas oboje – zauważyła skrzętnie, ale Yves najwidoczniej nie popierała jej spostrzeżenia. Paliła spokojnie, strzepując od czasu do czasu popiół do popielniczki spoczywającej na kołdrze. O dziwo nie kaszlała, jak za pierwszym razem, gdy się obudziła.
            - Tak wyszło, że tego nie zrobiłam – odezwała się ponuro i wypuściła dym z ust. Nie był on jednak tak gęsty jak zazwyczaj, a i jego ilość wydawała się Hermionie jakby o wiele mniejsza.
            - Potrzebowała pani towarzystwa. – To nie było pytanie, a zwykłe stwierdzenie, które przestraszyło nawet i kasztanowłosą dziewczynę. Nie wiedziała, po co to mówiła, ale spodziewała się opłakanych skutków swej nadmiernej odwagi. Spojrzała na Yves, ale ta nie wyglądała, jakby zirytowały ją jej słowa. Była taka jak zawsze, prawdę powiedziawszy; twarz bez żadnej mimiki, apatyczne spojrzenie i pełne gracji ruchy przy wkładaniu papierosa w usta. To w dziwny sposób poruszyło pannę Granger, która przysunęła się odrobinę do łóżka starszej kobiety i zaczęła mówić o rzeczach, które nigdy nie powinny zostać wypowiedziane do osoby leżącej obok niej. – Czasami samotność potrafi przytłoczyć człowieka do tego stopnia, że szuka nikłego towarzystwa, by choć trochę poczuć się lepiej. A pani nie jest zimna i zgorzkniała, jak wszyscy uważają. Ma pani uczucia, tylko dobrze je pani ukrywa, bo wie, że nie każdy potrafi je zrozumieć. Można zostać zranionym, a pani doświadczyła wystarczająco dużo bólu według mnie i nie chce pani znów cierpieć. Dlatego maskuje pani wszystko, ale na swój sposób martwi się o rodzinę. Rozumiem, że jest pani ciężko i boi się pani odrzucenia, ale czy nie lepiej pokazać, że…
            - Zamknij się – przerwała jej ostro i spojrzała lodowatym wzrokiem, aż po kręgosłupie Hermiony przeszły ciarki. Papieros, którego trzymała w dłoni już zdążył się wypalić, a zaciśnięte wargi prawie pobielały od bólu.
            - Przepraszam, ja nie chciałam – starała się wytłumaczyć, ale Yves była rozjuszona do tego stopnia, że nie chciała jej słuchać.
            - Po prostu się zamknij do jasnej cholery. – Pierwszy raz w jej obecności ta bryła lodu, za którą ją uważała, wyszła po prostu z siebie. Mało tego, chyba jeszcze nigdy nie widziała tej starszej kobiety zmieszanej. Nerwowym wzrokiem wodziła po pościeli, obracając wypalonego papierosa między palcami i wzdychając od czasu do czasu cicho. Przez jej zachowanie nabrała pewności, że Yves rzeczywiście została kiedyś bardzo mocno skrzywdzona, a jej charakter został mocno ukształtowany przez doświadczone cierpienie. To dlatego nie chce, żeby Draco miał z nią coś wspólnego. Dlatego stara się robić wszystko, żeby nie musieć patrzeć na ich uczucie, które po prostu ją omija. Boi się bezpośredniego odrzucenia, przez co trzyma się na uboczu i nie angażuje emocjonalnie w życie rodziny. Po prostu boli ją obserwowanie szczęścia, którego kiedyś prawdopodobnie bardzo okrutnie ją pozbawiono.
            - Pani Malfoy, ja naprawdę…
            - Nigdy więcej nie poruszaj przy mnie tego tematu – odezwała się do niej dużo spokojniej, co Hermiona przyjęła z niemałą ulgą, jednak wciąż w jej głosie była słyszalna nuta rozdrażnienia. – Nigdy więcej. Czy się rozumiemy?
            - Tak – odpowiedziała automatycznie, zwieszając przy tym głowę i przenosząc wzrok na dłonie. Nie miała pojęcia, że Yves zareaguje w taki sposób. W jakimś stopniu obawiała się, że na nią naskoczy, ale sądziła, że zrobi to w typowy dla niej sposób, czyli poprzez plucie jadem i otwieranie starych ran, które nie całkiem zdążyły się wygoić. Była zaskoczona, ale również zasmucona tak agresywną reakcją kobiety. Myślała, że uda jej się jakoś do niej dotrzeć, jednak najwidoczniej nie miała ku temu szans.
            - Powiedz mi coś teraz o pieczęci, którą Draco nałożył na dokumenty i nie potrafi jej zdjąć. – Spojrzała na Yves kątem oka, starając się nie dać po sobie poznać zaciekawienia nagłą zmianą tematu. Poprawiła w międzyczasie sukienkę i zebrała myśli, przypominając sobie to, co sama wie. Natychmiast jednak naszły ją wątpliwości, czy powinna wspominać ciotce Malfoya o takich rzeczach.
            - Nie wiem czy mogę.
            - Możesz – odparła pewnie – a nawet powinnaś, bo ten młokos wyraźnie sobie z tym nie radzi. Lucjusz mu nie pomoże zważywszy na ciężkie doświadczenia z czarną magią w przeszłości, a i Draco nie będzie go chciał narażać na takie nieprzyjemności. Pośpiesz się zatem, bo zaczyna mnie boleć głowa.
            - Sama tak naprawdę niewiele wiem – zaczęła niepewnie, ale widocznie dla Yves nie było to dobre wytłumaczenie, gdyż fuknęła na nią obruszona, sięgając jednocześnie po kolejnego papierosa, jednak odłożyła go, gdy dostała kolejnego ataku kaszlu.
            - Na litość boską, powiedzże cokolwiek, bo szlag mnie jasny tu zaraz trafi! – Kaszel wzmógł się w przeciągu kilku sekund, ale po chwili zelżał, więc dziewczyna uznała, że nie powinna zbytnio forsować starszej kobiety i zdecydowała się opowiedzieć jej o zaklęciu zabezpieczającym. Malfoy będzie jej pewnie robił jej o to wyrzuty, ale skoro sam niczego nie znalazł o przeciw zaklęciu, a do ojca pójść nie chce, innej rady najwidoczniej nie ma.
            - To jakieś połączone zaklęcia. Część z nich to na pewno czarna magia, ale nie wiem, czy przeważa. Draco mówił, że to sekwencja czarów, które nakłada się jeden po drugim, a nieumyślna ingerencja w nie kończy się zawsze niepowodzeniem. – Obserwowała zamyśloną twarz Yves, która wpatrywała się apatycznie w sufit. Nie wiedzieć czemu wzrok panny Granger również powędrował w tym kierunku. – Wie jedynie, że najpierw musi rozbroić podstawę, ale jak do tej pory nie udało mu się dojść, jak ma tego dokonać. Nie pamięta, czym się posiłkował przy konstrukcji czaru. Tylko tyle mi wiadomo.
            - Od zawsze twierdziłam, że nie wszyscy czarodzieje mogą zajmować się wymyślaniem własnych czarów, a Draco jest tego dobrym przykładem – odparła beznamiętnie i westchnęła cicho, sięgając do szuflady w etażerce, z której wyciągnęła identyczny flakonik z tabletkami, który trzymała w torebce. Hermiona obserwowała staranne ruchy starszej kobiety, czekając aż powie coś odnośnie pieczęci, co mogłoby pomóc Malfoyowi, ale Yves widocznie się nie spieszyła. Tym samym naszły ją obawy, czy dobrze postąpiła, gdyż ludzie pokroju ciotki Draco nie pomagają bezinteresownie. O ile w ogóle będzie chciała pomóc.
            - Wie coś pani o czarach, które mogłyby ułatwić zdjęcie pieczęci? – spytała nieśmiało, na co rozmówczyni obrzuciła ją ponurym spojrzeniem, odstawiając pojemniczek z tabletkami na stoliczek przy łóżku. Nawet nie zauważyła, ile pastylek tym razem połknęła.
            - Sekwencje zaklęć są bardzo trudne i sprawiają wiele problemów nawet najbardziej wykwalifikowanym czarodziejom. Dziwię się, że tak niedoświadczony magicznie młokos zdołał tego dokonać. – Pościel na łóżku poruszyła się, a Hermiona zauważyła, że Yves przysunęła się do niej odrobinę. Serce momentalnie mocniej jej zabiło i nie wiedziała, czy powinna uciec od niej teraz, czy poczekać jeszcze trochę, zanim weźmie nogi za pas. – A jeszcze bardziej dziwi mnie to, że ty nic nie zrobiłaś, żeby mu pomóc. Tak, nawet do mnie dotarło, że jesteś najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw, ale na ten tytuł trzeba zapracować, a ty najwidoczniej za mało się starałaś.
            - Szukałam, ale niczego nie znalazłam. – Poczuła się mocno urażona uwagą kobiety, ale oprócz zaciśnięcia zębów nie była w stanie odpłacić jej się czymś równie dotkliwym. Yves wywróciła z dezaprobatą oczami i poprawiła poduszki, które miała pod plecami. Poczuła nagłą chęć zabrania jej ich wszystkich i wyrzucenia za okno.
            - To źle szukałaś lub nie potrafisz należycie wykorzystać zebranych informacji. Co wiesz o sekwencji uroków?
            - Czytałam, że są jak układanka, w której każdy czar musi do siebie odpowiednio pasować – odpowiedziała rzeczowym tonem. – Magia musi być odpowiednio wyważona, by cała konstrukcja miała właściwe natężenie.
            - Tak jest w przypadku białej magii, a my mamy do czynienia również z czarną. Co wiesz o tym? Wszystko ci trzeba tłumaczyć? – Pretensjonalny ton Yves wrócił na swoje miejsce i nic nie zapowiadało, że szybko je opuści. W połączeniu z poirytowanym, acz wciąż dumnym wyrazem twarzy, kobieta prezentowała się nad wyraz złośliwie, lecz nie był to obraz, który byłby w stanie zaskoczyć Hermionę. Przywykła już do jej specyficznego charakteru, którym zrażała do siebie wszystkich dookoła. Tym bardziej, że teraz rozumiała, skąd w czarownicy tyle jadu, a przynajmniej tak jej się wydawało.
            - Kiedy sekwencja składa się wyłącznie z zaklęć czarno magicznych, wtedy w pierwszej kolejności należy zabrać się za jej rdzeń. Zburzenie podstawy sprawia, że reszta uroków sama się dezaktywuje. – Myślała, że i tym razem starsza kobieta wejdzie jej w zdanie i będzie domagała się większej ilości danych, ale Yves słuchała jej tym razem uważnie i ledwo zauważalnym skinieniem głowy kazała jej kontynuować. O dziwo panna Granger nie czuła się przytłoczona postawą rozmówczyni. Wręcz przeciwnie, zachęcała ją ona do dalszej konwersacji. – Zupełnie inaczej jest przy białej magii. Wtedy zaczyna się od rozebrania powłoki, by dopiero na samym końcu usunąć rdzeń. Niestety ani pierwsza, ani druga metoda nie działa na pieczęć, gdyż w momencie próby zdjęcia wierzchnich zaklęć zacieśniają się czary będące podstawą. Z kolei atak na fundamenty powoduje wybuch. To wszystko, co udało mi się znaleźć, co dowiedziałam się od Draco, i co sama wywnioskowałam.
            - Rzeczywiście to wszystko – przytaknęła spokojnie starsza kobieta. Kasztanowłosa dziewczyna myślała, że czarownica poradzi jej, jak powinni uporać się z zaklęciem zabezpieczającym, jednak Yves widocznie bardziej zajęta była zapalaniem kolejnego papierosa. Nie miała wyboru i musiała sama poprosić ją o wskazówki, choć dopiero gdy się odezwała zdała sobie sprawę, że jej rozmówczyni może czegoś od niej w zamian wymagać. I z pewnością będzie chciała tego, czego chciała od samego początku. Zażąda opuszczenia Draco.
            - Wie pani, jak sobie z tym poradzić? – Kpiący uśmieszek i iskierki w oczach ciotki Malfoya umocniły ją w przekonaniu, że przyjdzie jej zapłacić bardzo wysoką cenę za te informacje. Odruchowo zaczęła miętosić materiał sukienki w palcach, oczekując odpowiedzi od kobiety, która będzie chciała za chwilę zniszczyć jej całe życie, a raczej uczucie, którym darzy Dracona.
            - Teraz już wiem – odparła wyjątkowo zadowolona i spojrzała na dziewczynę ironicznie, strzepując w międzyczasie nadmiar popiołu do popielniczki. – To zadziwiające, że jeszcze do tego nie doszłaś.
             - Domyślam się czego pani zażąda za tę wiedzę. – Nie wiedziała, jak jej słowa wpłynęły na Yves, ponieważ nie była w stanie spojrzeć jej w oczy. Nie zniosłaby myśli, że musi zostawić Draco, a do tego skazana jest na patrzenie na twarz pełną satysfakcji z zadanego bólu. Była pewna, że dostrzegłaby każdą, nawet najmniejszą zmarszczkę będącą wyrazem triumfu z osiągnięcia upragnionego celu. Dlatego nie patrzyła; czekała na słowa będące jej wyrokiem, a najgorsze było to, że nie przemyślała, jakie skutki pociągnie za sobą chęć otrzymania pomocy od starszej czarownicy. W końcu miała u Yves dług i najwidoczniej bardzo szybko zażąda za niego należytej zapłaty.
- Masz wszystkie niezbędne informacje. Połącz je teraz w jedno. – Zerknęła na nią kątem oka, lecz natychmiast spuściła wzrok. Szare oczy wwiercały się w nią boleśnie i oczekiwały reakcji, na którą nie potrafiła się zdobyć. Zacisnęła mocniej ręce na materiale i nagle poczuła zapach dymu papierosowego, który kobieta wypuściła w jej stronę zapewne celowo. – To jak będzie?
            - Nic mi pani nie powie?
            - Wybornie się bawię patrząc jak wytężasz umysł, więc nie psuj mi zabawy.
            - Pani pomoc ma swoją cenę, a ja nie wiem, czy zdołam się wypłacić – odezwała się smutno, co było najgorszym posunięciem, na jakie mogła się zdecydować. Wzbudzenie w Yves współczucia było niemożliwe, a jednak wciąż szła w zaparte i starała się nakłonić czarownicę do udzielenia taryfy ulgowej. Nie chciała opuszczać Draco, ale nie mogła również godzić się na czyjąś śmierć. Nie, jeśli to ona będzie jej powodem. Czy ma jeszcze jakiś wybór?
            - Zdecydowanie nie masz nic wspólnego z Roweną. – Podniosła gwałtownie wzrok na rozmówczynię, która w tym samym momencie wypuściła kłęby dymu prosto w jej twarz. Zakasłała pod wypływem gryzących oparów, a jej poirytowanie z każdą sekundą zaczęło się wzmagać.
            - Niech pani powie, czego chce za te informacje, a ja…
            - Już ci powiedziałam, że masz wszystko, czego ci potrzeba. Czy ty naprawdę nie widzisz, że wystarczy to tylko ze sobą połączyć? Skoro jesteś tak inteligentna, za jaką wszyscy cię mają, to mi to udowodnij. – Spojrzała na Hermionę wyzywająco, na co wargi panny Granger zacisnęły się niemal do krwi. Kolejny raz ta kobieta podważyła jej mądrość, a na to nie zamierzała dłużej pozwalać. Przeanalizowała szybko jej słowa, a szare komórki momentalnie zaczęły działać na najwyższych obrotach. Nie da jej satysfakcji. Sama zresztą powiedziała, że rozwiązanie problemu pieczęci ma na wyciągnięcie ręki. Dlaczego nie może tego zauważyć? Połącz informacje, połącz informacje. Powtarzała jak mantrę, starając się skupić na procesie myślowym, jednak przeszywający wzrok Yves bardzo ją rozpraszał. Podniosła się nagle gwałtownie z zajmowanego miejsca i zaczęła krążyć po sypialni starszej kobiety, która nawet na moment nie spuściła z niej oczu. Bacznie obserwowała każdy jej ruch i najwidoczniej dobrze się przy tym bawiła. W momencie, gdy miała zapalić kolejnego papierosa ich spojrzenia się spotkały, a nerwowe chodzenie po pokoju Hermiony ustało. Na twarzy starszej kobiety wykwitł zarazem dumny uśmiech.
            - To sekwencja białej i czarnej magii, więc skupianie się na jednej formie przeciw zaklęcia nie ma najmniejszego sensu – rzuciła w jej kierunku, na co uśmiech Yves poszerzył się jeszcze bardziej. Podeszła do niej momentalnie i usiadła na zajmowanym wcześniej krześle, nie przestając pozbywać się myśli, które zrodziły jej się w głowie. Miała nadzieję, że nie myli się za bardzo w swych przypuszczeniach. – Atak na powierzchnię umacnia podstawę, na podstawę powoduje wybuch. Należy zatem zacząć od środka i systematycznie eliminować kolejne zaklęcia lub jednocześnie rozbrajać rdzeń i wierzchnią warstwę. To chciała mi pani powiedzieć?
            - Może jednak plotki o twej domniemanej inteligencji są prawdą. – Nie potrafiła oprzeć się wrażeniu, że cyniczny uśmiech na twarzy Yves zmienił się wyraz uznania. Tym samym nie umiała zapanować nad własnym uśmiechem, który od razu wypłynął na jej wargi. – Lepiej, żebyś mądrze wykorzystała tę wiedzę. A teraz wyjdź i daj mi odpocząć. Mam dość waszych problemów, gdy mam jeszcze własne.
            - Ale jak pani doszła do tego tak szybko? – Kompletnie nie zwróciła uwagi na żądanie kobiety, która zajęła się poprawianiem poduszek pod głową oraz kołdry. Co więcej, Yves nie wyglądała, jakby jej pytanie ją zirytowało bardziej niż jest to możliwe. Rzuciła jej jedynie apatyczne spojrzenie połączone z głośnym westchnięciem.
            - Lata praktyki – odpowiedziała beznamiętnym głosem, jednak nie zniechęcił on Hermiony. – Wyjdź i zostaw mnie w spokoju.
            - Gdyby potrzebowała pani czegoś…
            - Potrzebuję. Ciszy i spokoju. Dotarło to do ciebie w końcu? – fuknęła na nią obrażona i odwróciła się do niej plecami, jednak dziewczyna nie wyszła. Siedziała wciąż na krześle i obserwowała unoszącą się miarowo kołdrę, którą przykryta była Yves. Czekała… Tak właściwie nie wiedziała, na co czekała. Na kolejne wyzwiska? Może objaw człowieczeństwa, którego już dziś od niej doświadczyła? A może chciała się upewnić, że nie zapomniała o jej żądaniu odnośnie Draco? Cokolwiek to było, nie doczekała się od starszej czarownicy żadnej reakcji. Wyglądało, że Yves kompletnie ją zignorowała pogrążyła się we śnie. Nie było zatem sensu siedzieć przy niej dłużej. Tym bardziej, że powinna natychmiast udać się do Malfoya i powiedzieć mu o sposobie pozbycia się pieczęci. Wstała zatem z krzesła i poprawiła materiał sukienki, lecz gdy miała skierować się ku drzwiom, usłyszała cichy głos, który ani trochę nie przypominał barwy, którą Yves miała w zwyczaju się posługiwać, jednak ewidentnie należał on do niej. – Szukamy ciepła nawet w kubku z gorącą herbatą, w zaparowanych oknach, bo tak bardzo tęsknimy za ciepłą duszą. Czyż nie jest to żałosne?
            - Słucham? – Zdziwiona wypowiedzią starszej kobiety zbliżyła się do niej, jednak ta machnęła na nią ręką i spojrzała agresywnie. Zaciekawienie Hermiony przez to wzrosło jeszcze bardziej.
            - Zapomnij. Mam zawroty głowy i wciąż jestem otumaniona po utracie przytomności. To normalne, że gadam jakieś bzdury. I wyjdź w końcu z mojej sypialni. – Choć zainteresowanie wierciło jej dziurę w brzuchu, wiedziała, że nie ma sensu naciskać na Yves, gdyż w ten sposób rozeźli ją jedynie jeszcze bardziej. Przytaknęła jej zatem głową i skierowała się ku wyjściu, jednak ciepły uśmiech zadowolenia nie był w stanie opuścić jej twarzy. Ma uczucia, tylko wstydzi i boi się je pokazywać. Z tą myślą wyszła na korytarz, gdzie od razu wpadła na Malfoya, który prawdopodobnie przyszedł sprawdzić, czy ciotka nie pożarła jej w tym czasie żywcem. Kiedy ją zobaczył, mocno ją przytulił, co odrobinę zaskoczyło Hermionę, jednak wtuliła się w jego ciało i poddała romantycznej chwili.
            - Mówiłem, żebyś się do niej nie zbliżała. Coś ci zrobiła? – Wziął jej twarz w obie ręce i spojrzał głęboko w oczy, ale nie dostrzegł w nich ani grama smutku, który spodziewał się zobaczyć. Dziewczyna obdarzyła go natomiast lekkim uśmiechem i objęła go za kark, przyciągając mocniej ku sobie.
            - Jest dobrze, Draco. Naprawdę wszystko jest w porządku.
            - Czego od ciebie znowu chciała? Jeśli w jakiś sposób ci groziła…
            - Nic mi nie zrobiła i nie groziła mi. Nie uważasz, że jesteś przewrażliwiony? Twoja ciotka to nie bazyliszek, a zwykły człowiek. – Był oszołomiony słowami kobiety, ale postanowił nie drążyć więcej tematu, mimo że nie miał bladego pojęcia, skąd u Granger taka nagła zmiana. Chętnie by się tego dowiedział, ale przyjdzie jeszcze ku temu okazja, a teraz powinni jak najszybciej udać się do jego ojca i porozmawiać z nim o zdejmowaniu magicznych pieczęci. Pogłaskał więc Hermionę po policzku, a następnie wziął ją za rękę i poprowadził ku schodom, gdzie na sali tanecznej powinien znajdować się Lucjusz. Dziewczyna wyczuła, że coś go trapi, gdyż przed samym wejściem zatrzymała go i odezwała się do niego zaniepokojonym głosem. – Co się dzieje, Draco?
            - Musimy iść do mojego ojca, bo nie potrafię sobie poradzić z tą pieczęcią. – W tym momencie dostrzegł na twarzy dziewczyny coś na kształt zmieszania, więc poprowadził ją na bok, gdzie nikt z gości nie będzie zwracać na nich uwagi. Nie podobało mu się to, co dostrzegł u Hermiony i miał dziwne przeczucie, że zamieszana jest w to Yves.
            - Tylko nie denerwuj się na mnie, dobrze? – zaczęła spokojnie, na co mężczyzna przytaknął jej głową. Tego co jednak usłyszał w ogóle się nie spodziewał i nic nie mógł poradzić, że zareagował inaczej niż obiecywał. – Rozmawiałam z twoją ciotką na temat tej pieczęci i ona wiedziała, jak ją ściągnąć.
            - Co?! – krzyknął najciszej jak potrafił, jednak kilka osób znajdujących się nieopodal nich i tak zwróciło na nich uwagę.
            - Mówiłam, żebyś się nie denerwował. – Starała się go jakoś udobruchać, jednak Draco znalazł się w stanie krytycznym. Zacisnął z wściekłości wargi i dyszał prawie jak parowóz, błądząc nerwowym wzrokiem po pomieszczeniu i zaciskając coraz mocniej ręce w kieszeniach spodni. Gdy się w końcu odezwał, dziewczyna miała wrażenie, że tylko cudem nie zamienił jej w bryłę lodu.
            - Granger, czy zdajesz sobie sprawę, coś ty narobiła? Ta żmija nie pomaga bezinteresownie. Zażąda od ciebie niemożliwego, a ja cię przed nią ostrzegałem.
            - Nic nie chciała w zamian – odezwała się nieśmiało, jednak Malfoy wydawał się nie zwracać na to w ogóle uwagi i kontynuował swój wywód.
            - Już raz ci groziła, a teraz dobrowolnie weszłaś jej pod but i zrobi z tobą, co będzie chciała, bo narobiłaś sobie u niej długu i to niebywałego.
            - Ona nic ode mnie nie chciała – ponowiła próbę wytłumaczenia, ale i tym razem blondyn jej nie słuchał.
            - To ja powinienem być zdesperowany i prosić ją o pomoc! Znów chciałaś mi pomóc, a będziesz mieć przez to same problemy. Mówiłem ci, że masz się trzymać od niej daleka, ale ty oczywiście nie chciałaś słuch… - Westchnęła niezadowolona i wspięła się na palce, wciskając na usta arystokraty krótki, acz namiętny pocałunek. Jeśli tylko w ten sposób mogła zatrzymać ciąg myśli wydobywających się z Malfoya, nie miała innego wyboru. Chłopak od razu oddał pocałunek i objął ją mocno w talii, lecz wtedy Hermiona odsunęła się od niego i złapała za oba policzki.
            - Możesz mnie choć raz posłuchać? Yves nic ode mnie nie chce i nie będzie chciała, bo sama doszłam do sposobu pozbycia się pieczęci. Nic mi nie powiedziała, dlatego nie mam u niej żadnego długu. – Draco wyglądał jakby analizował szczegółowo każde wypowiedziane przez nią przed chwilą słowo. Jego twarz na zmianę wyrażała niepewność, złość i troskę, aż w końcu przybrała obraz spokoju, który dziewczyna tak mocno pragnęła zobaczyć. Westchnął na koniec przeciągle i ujął ją za rękę, by następnie poprowadzić prosto ku drzwiom wyjściowym. Była zdziwiona nagłą reakcją blondyna, ale gdy otrzymała od niego płaszcz, a następnie została zaciągnięta do samochodu, zrozumiała, że chce z nią jak najszybciej porozmawiać o ściągnięciu zabezpieczenia z dokumentów, a bankiet nie był ku temu najlepszym miejscem. Nie odezwał się do niej, gdy usiadł obok niej. Po prostu prowadził w spokoju samochód, skupiając się na drodze. Z każdym razem, kiedy chciała coś do niego powiedzieć opuszczała ją odwaga i patrzyła się na zimowy krajobraz za szybą. Nie zauważyła, kiedy przez panującą między nimi krępującą ciszę zasnęła jak małe dziecko.

* * * * *

            Promienie grudniowego słońca wślizgiwały się leniwie przez okna, drażniąc tym samym powieki kasztanowłosej dziewczyny, która leżała na środku łóżka zwinięta w kłębek i przykryta satynową pościelą. Otworzyła zaspane oczy i rozejrzała się po pomieszczeniu, ale nie dostrzegła tak dobrze jej znanych mebli, które znajdowały się w jej własnej sypialni. Podniosła się nieco zbyt gwałtownie i z przestrachem stwierdziła, że nie jest u siebie w domu, a w mieszkaniu Malfoya, którego na dodatek nie było nigdzie widać, a przynajmniej nie na pierwszy rzut oka. Musiała zasnąć w samochodzie i arystokrata nie chciał jej budzić, dlatego zaniósł ją do sypialni. Odruchowo uniosła kołdrę i opadła zmęczona na pościel, dostrzegając, że wciąż ma na sobie suknię balową. Znaczy, że Draco ma w sobie resztki godności i nie rozebrał jej, gdy była nieprzytomna. Swoją drogą musiała spać bardzo mocno, gdyż nie pamiętała nic poza przelatującymi przed oczami obrazami ośnieżonej drogi, którą obserwowała, będąc jeszcze w jego samochodzie. Podniosła się powolutku z łóżka i poprawiła zmiętą kołdrę oraz prześcieradło, a wtedy dostrzegła siedzącego na podłodze blondyna, który spał z głowa na ramieniu, a na nim leżał oczywiście Dulce. Malfoy zdążył pozbyć się marynarki oraz muchy, które miał na sobie wieczorem, a teraz został w białej koszuli rozpiętej pod szyją, szelkach, z których jedna opadła na podłodze, oraz w czarnych spodniach. Z rozwichrzonymi włosami i tym spokojnym wyrazem twarzy wyglądał tak niewinnie, że Hermiona nie była w stanie ruszyć się z miejsca i wpatrywała się w niego urzeczona. Czemu obserwowanie śpiących mężczyzn musi być takie urocze? I dlaczego nawet największy dupek w trakcie snu wygląda jak książę z bajki? Podeszła do niego cichutko i odgarnęła mu zbłąkane platynowe kosmyki z czoła, a wtedy Draco otworzył powoli oczy i uśmiechnął się do niej promiennie, gdy zdał sobie sprawę, kto ośmiela się go budzić o tak wczesnej porze. Przeciągnął się z charakterystycznym westchnięciem i rozmasował pobolewający kark.
            - Dzień dobry – przywitała go wesoło i pogłaskała wybudzającego się ze snu Dulce.
            - Nie wiem, czy taki dobry, jeśli całą noc spędziłem na podłodze – odezwał się do niej z lekką złośliwością, na co Hermiona wydęła delikatnie wargi i spojrzała na niego wyzywająco.
            - Mówiłam do Dulce. – Na dźwięk imienia psa spojrzał na swoje kolana, na których uradowany doberman korzystał z ostatnich sekund snu, zanim jego pan nie przepędzi go z ciepłego posłania, co zresztą blondyn uczynił niedługo potem. Podniósł się następnie z podłogi i porozciągał zastane mięśnie, gdyż odpoczynek na podłodze bynajmniej mu nie służył, a przynajmniej nie przez tyle godzin. Panna Granger w tym czasie zajęła się czworonożnym pupilem, który domagał się od niej coraz więcej pieszczot, szczególnie drapania za uszami. Draco pokręcił jedynie na ten widok głową i zniknął za drzwiami prowadzącymi do garderoby skąd przyniósł białą koszulę i wręczył ją Hermionie. Dziewczyna spojrzała na niego z niezrozumieniem, jednak przyjęła odzież, przyglądając jej się z zaciekawieniem.
            - Rozumiem, że mam ci ją wyprasować? – spytała z lekką ironią, gdy blondyn znów zniknął w garderobie.
            - A mogłabyś?
            - Zapomnij! – krzyknęła do niego, co Dulce poparł głośnym szczeknięciem. Malfoy po chwili wrócił do sypialni i podszedł do niezadowolonej dziewczyny, by następnie objąć ją w talii i kierować się z nią w stronę łazienki. Przez cały czas głupawy uśmiech nie schodził mu z twarzy, a niedługo potem zaczął się on również udzielać pannie Granger.
            - Ta suknia jest cudowna i niesamowicie na mnie działa, ale myślę, że taki strój nie jest właściwy do śniadania. Czekam na dole. – Zanim zdążyła zaprotestować Draco wepchnął ją do łazienki, zamykając przed nią drzwi. Była oszołomiona jego nagłą zmianą humoru, gdyż jeszcze wczoraj omal nie zamroził jej głosem, nie mówiąc już o wściekłym spojrzeniu, a teraz ćwierka jak skowronek na gałęzi. Pokręciła jedynie z politowaniem głową i zabrała się za ściąganie wieczorowej kreacji. Co prawda wizja paradowania przed Malfoyem w jego koszuli jakoś nie bardzo jej się podobała, ale nawet przez myśl w tamtym momencie jej nie przeszło, by teleportować się do domu i w zaciszu własnego mieszkania doprowadzić się do porządku. Weszła zatem pod prysznic i pozwoliła gorącej wodzie otulić umęczone ciało.

* * * * *

            Nie spodziewał się, że o tej godzinie zastanie Pansy lub Pottera na nogach, ale jakże się zdziwił, gdy drzwi od mieszkania otworzył mu nieco zaspany Harry, który przywitał go w pidżamie i kubkiem kawy w ręku. Poprawił okulary na nosie i zmarszczył brwi, gdy dotarło do niego, kto stoi przed jego mieszkaniem.
            - Malfoy – przywitał go w typowy dla siebie sposób i przesunął się w drzwiach, by blondyn mógł wejść do środka. Draco jednak wręczył mu do ręki niezidentyfikowany przedmiot, którym okazała się być smycz, a na jej końcu znajdował się sporych rozmiarów pies. Nim Harry zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, Malfoy znajdował się już na schodach prowadzących do wyjścia z bloku, skąd krzyknął jeszcze do niego, gdyż widocznie domyślił się, że brunet niewiele rozumie z jego nagłego najścia.
            - Nie będzie nas przez kilka dni, więc zostawiam go wam. Dużo je i nie lubi spacerów, ale wyprowadzaj go od czasu do czasu. – Harry zerkał raz na Malfoya, raz na psa i wciąż niewiele rozumiał, ale jego umysł najwidoczniej wciąż nie funkcjonował tak jak powinien. Blondyn wrócił się w ostatnim momencie i ponownie do niego krzyknął, gdy Potter miał zamknąć drzwi za dobermanem, który władował mu się do mieszkania bez oficjalnego zaproszenia. – A! Byłbym zapomniał. Szczęśliwego nowego roku, Potter!
            - I nawzajem podła kreaturo – odkrzyknął blondynowi, który zaśmiał się na dźwięk jego słów i zniknął mu sprzed oczu całkowicie. Gdy Harry zamknął drzwi, usłyszał przerażony krzyk dobiegający z sypialni, gdzie zostawił Pansy. Podreptał od razu do pokoju, gdzie jego żona zaraz rozpocznie małżeńską tyradę. – Malfoy, jak ja cię nienawidzę.

* * * * *

            Wyszła z łazienki w tym samym momencie, w którym Draco wszedł do sypialni. Wciąż miał na sobie to samo ubranie, choć poprawił szelkę, która zsunęła się z niego w trakcie snu. Podskoczył do niej niezwykle uradowany, przez co nabrała podejrzeń, że musiał się mocno gdzieś uderzyć w głowę lub jest niewyspany i stąd ta jego zmiana humoru. Nie oponowała jednak, gdy wyciągnął jej z ręki sukienkę i rzucił ją w kąt, by następnie oprzeć ją o drzwi od łazienki i mocno objąć w talii. Gdy schylił się, by wpić się w jej wargi, Hermiona położyła mu ręce na klatce piersiowej i lekko odepchnęła, czym zdziwiła mocno chłopaka. Nie była już jednak w stanie dłużej udawać, że nic się wczoraj nie wydarzyło i cała sytuacja z Yves nie miała miejsca. Musiała z nim o tym porozmawiać, a lepiej jeśli zabierze się do tego wcześniej.
            - Możemy pogadać o pieczęci? – spytała stanowczo, na co blondyn od razu ją puścił i jęknął niezadowolony, kierując się jednocześnie w stronę fotela, na który opadł bez sił. Jego dobry humor, którym tryskał od rana nagle się ulotnił i zastąpiła go kwaśna mina typowa dla obrażonego dziecka.
            - Myślałem, że nie będziesz chciała do tego wracać.
            - Chcę, ponieważ nie powiedziałam ci, jak należy ją ściągnąć. – Podeszła do niego powoli ze skrzyżowanymi na rękach piersiami. Na szczęście koszula mężczyzny, którą miała na sobie, była na tyle długa, że bez problemu zasłaniała wszystko, czego nie chciała mieć na widoku. W końcu ona w porównaniu z Malfoyem przypomina karzełka i dla niej otrzymana odzież mogłaby występować zamiennie z sukienką.
            - Wolałbym ściągnąć coś innego. – Złapał ją za nadgarstki i pociągnął na kolana, na które dziewczyna opadła z krótkim krzykiem. Draco również jęknął z bólu, ale nie powie przecież Granger, że ma zbyt kościsty tyłek. Sama pewnie dobrze o tym wie. Objął ją w talii i zanurzył twarz w kasztanowych puklach, za co Hermiona trzepnęła go lekko w ramię, jednak nie uciekła od niego.
            - Malfoy bądź poważny choć przez chwilę – skarciła go, obejmując w międzyczasie za szyję. – Przed nami mnóstwo pracy, a ty się wygłupiasz jak małe dziecko.
            - Chciałbym popracować inaczej, ale mi na to nie pozwolisz, zatem nie mam wyboru i słucham cię uważnie. Co z tą pieczęcią?
            - W skrócie musisz zabrać się za rozbiórkę zabezpieczenia od środka. – Zmarszczył brwi w oznace niezrozumienia, więc Hermiona tłumaczyła dalej to, czego sama się dowiedziała. – Nie ruszaj rdzenia, ani wierzchniej warstwy, tylko pozbądź się środka, a potem dopiero rozbrajaj podstawę i powłokę.
            - Ale jaki to ma sens?
            - Taki, że pieczęć to sekwencja zaklęć magii białej i czarnej, więc musisz znaleźć punkt, który je równoważy i zabrać się najpierw za niego. – Chłopak westchnął z niezadowolenia i oparł głowę o fotel, przymykając na chwilę oczy. Poczuł na policzku delikatne palce Hermiony, a gdy na nią spojrzał, dostrzegł na jej ustach subtelny uśmiech pełen nadziei. Powinien jej podziękować, wziąć w ramiona i już nigdy nie wypuścić, a najlepiej wykrzyczeć, że ją kocha, ale nie potrafił tego zrobić. W kwestię tej pomocy bowiem zaplatana jest jego ciotka, która z pewnością będzie czegoś od nich chciała, mimo że Granger zapewniała go, iż Yves słowem nie wspomniała o wynagrodzeniu. Coś mu mówiło, że to dopiero początek jego zmartwień, choć ich znaczną część ma już prawie za sobą.
            - Nie zbliżaj się do niej więcej – odezwał się do niej tonem nie znoszącym sprzeciwu, a o dziwo dziewczyna od razu przytaknęła mu głową, przez co olbrzymi kamień spadł mu z serca. Wziął ją nagle na ręce i podszedł do łóżka, na którym ją położył, a sam zawisnął nad nią i wpił się w jej rozchylone wargi. Pogłębił pocałunek, gdy Hermiona wplotła mu dłonie we włosy, a jego niecierpliwe palce po omacku dobrały się do guziczków od koszuli, którą miała na sobie. Gdy odsłonił spory fragment jej skóry i sunął ustami wzdłuż szyi oraz obojczyka, odepchnęła go nagle, aż prawie zleciał na podłogę, a kiedy na nią spojrzał zauważył, że nie patrzy na niego, a w stronę wyjścia z sypialni. Od razu odwrócił wzrok w rzeczonym kierunku, gdzie dostrzegł stojącego w progu Blaise’a z wyraźnie niezadowoloną miną i torbą podróżną przy nogach.
            - Po kłótni wróg największy łóżko ze mną dzieli, nie oddam się mu dzisiaj i nie oddam pościeli. Moglibyście czasem tego spróbować, wiecie?

* * * * *

            Wszystko potoczyło się jak w jakimś amoku. Pakowanie na grandę walizek przy akompaniamencie aluzji ze strony Zabiniego zajęło im może z godzinę. W międzyczasie Malfoy zdążył się pokłócić nie tylko z Diabłem, ale również z Pansy, która przez komórkę urządziła mu karczemną awanturę o zostawienie bez pytania Dulce u niej w mieszkaniu, a zarazem z rodzicami, którzy na automatycznej sekretarce zostawili mu kilkanaście wiadomości o najróżniejszym wydźwięku. Zaczynając od lekkiego zmartwienia o jego nieobecność na balu, przechodząc przez lamenty i histerie matki, która kazała mu się odezwać jak najszybciej, gdyż boi się, że coś mu się stało, a kończąc na krzykach i wyzwiskach o nieumyślne opuszczenie bankietu i niszczenie rodzicielskich nerwów. Samantha z United też jak się okazało miała mu co nieco do powiedzenia, gdyż nie odebrał od niej poprawnych dokumentów, które miał zabrać ze sobą do Austrii. W całym tym szale jedynie Hermiona zachowywała największy spokój, gdyż wiedziała, że na tym etapie nie może tak po prostu zostawić Malfoya samego. Poprosiła Pansy o zastępstwo w Czekoladowym Niebie, na co przyjaciółka przystała dość niechętnie, ale obiecała zrobić wszystko co w jej mocy, żeby czekoladziarnia nie upadła w tym krótkim czasie. Gdy pakowała się u siebie w mieszkaniu nie myślała kompletnie o niczym. Zmartwienia takie jak Yves czy nieobecność Ginny zepchnęła na drugi plan, a zajęła się przygotowaniami do wyjazdu. Znów musi się zmierzyć z Mirandą Hagen, ale tym razem z nią nie przegra. Jest pewna swoich uczuć do Draco i żadna tleniona panienka spod ciemnej gwiazdy nie zachwieje jej wiary, jak to zrobiła dzień wcześniej. A już niedługo będzie miała okazję przetestować swoją siłę, gdyż samolot, w którym się znajdują podchodzi właśnie do lądowania, a ona już z tej wysokości jest w stanie dostrzec wypłowiałe blond pukle pani inspektor, która zapewne została oddelegowana do odebrania Malfoya z lotniska. Już nie mogła się doczekać jej reakcji, gdy zobaczy, że szanowny pan prezes UnitedArchitect nie przyleciał do niej sam.

19 komentarzy:

  1. Ta scena w spiżarni z Lucjuszem i Severusem jest genialna. Śmiałam się tak, że dobre kilka minut zajęło mi uspokojenie się. Ynes nadal ma ludzkie oblicze, choć wróciła do zwyczajowej ironii i sarkazmu. Draco zrozumiał swój błąd i przeprosił co bardzo mu się chwali. Myślę jednak, że to co się wydarzyło w jakimś stopniu unormuje ich relację, bo obydwoje są teraz pewni tego co czują. Czekam na reakcje Hagen jak pozna Hermionę i życzę powodzenia z tą pieczęcią. Pozdrawiam
    La Catrina
    PS. Ja też stawiam na czerwiec.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział. Nie mam nic więcej do powiedzenia. Po prostu cudowny i wspaniały!!

    OdpowiedzUsuń
  3. juz się nie mogłam doczekać *-* zabieram się do czytania (kocham cie!)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest cudowny. Widzę, że w domu Malfoyów azylem jest schowek na przetwory (u mnie w domu jest to szafa♥♥♥) czużby w pani Yves kiełkowały ludzkie uczucia;) ???
    Draco wreszcie przyznał się do swojego stanu jakim jest zakochanie boom ye. Hermiona za to mnie zaczyna trochę wkurzać niech postawi się na miejscu Draco. Był kasanową i prawie codziennie się z kimś yyy...bździł a teraz tyle postu. Wiem, że Mionka ma jeszcze traumę , ale trzeba żyć dalej. Przeżyła już naprawdę długą żałobę i powinna wracać do normalności , ale na szczęście u niej też widzę postępy przy najmniej małe. Gratuluje rozdziału i życzę udanych wakacji odstresuj się i myśl w te wakacje o sobie. Pozdrowienia od Sylwii.
    ( ˘ ³˘)❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział cudowny zaczynająć od palenia Lucjusza i Sewerusza i jedzeniu dżemu,po życzenia Harrego a kończenie na wyjazd Hermiony i Draco.Czekam na jeszcze więcej smiesnych ripost Zabiniego i na dłuższe rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  6. No, no cioteczka Yves na prawdę mnie zadziwia! A ta wywłoka Hagen tak działa mi na nerwy jak nikt inny. Mam nadzieję, że uda się rozebrać to zabezpieczenie. Pozdrawiam
    ~Madzik

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo mi się podobał ten rozdział. Nie mam do czego się przyczepić i oby tak dalej.

    Pozdrawiam, [Karola]

    OdpowiedzUsuń
  8. ojojoj Yves ma uczucia. Coraz bardziej mnie zadziwia ta kobieta. No i pomoc z ściągnięciem zaklęcia, nie spodziewałam się.
    no i uwielbiam jak opisujesz Dulce'a (tak się odmienia?), może przez to, że mam takiego psiaka w domu :)
    cytaty chyba wyłapałam, jeden w słowach Blaise'a? wiem, również kogo chyba :)

    pozdrowienia,
    Nox

    OdpowiedzUsuń
  9. Wielbię Blaisa, za to że nie wypaliło mi oczu na momencie w którym wszedł do Malfoya. Wiem że to dziwne ale trochę głupio mi się takie momenty czyta XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz, że jeszcze gorzej się je ogląda na żywo ;)

      Usuń
    2. Coś sugerujesz? :D

      Usuń
  10. Cały rozdział jest genialny! Każda jego część jest idealnie dopracowana. Gdybym chciała skupić się na wszystkim, co mi się podobało, sądzę, że nie starczyłoby mi miejsca. Ujmę to krótko. Wreszcie widać jakiś przełom u Yves. Jest mnóstwo Dramione! Tak, ten argument przeważa :)
    Czekam na więcej!
    Pozdrawiam i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam taką propozycję. Nie wiem czy kojarzysz Wattpad. Jest to strona, na której amatorzy publikują swoje opowiadania. Miliony ludzi z niej korzystają. Chciałabym aby twoje opowiadanie zyskało większy rozgłos bo jest genialne i na to zasługuje. Gdyby tak zacząć publikować rozdziały i tu, i na wattpadzie? Ja mogłabym zająć się przenoszeniem dotychczasowych. Oczywiście napisałabym, że to jest twojego autorstwa i podała link do tej strony. To tylko luźna propozycja ale uważam, że przyciągnęłoby to wielu nowych czytelników, oraz, na wattpadzie bardzo brakuje dobrych opowiadań o Dramione i twoje byłoby tam perełką (:
    + nie rozumiem dlaczego nie mogłam wstawić komentarza przez gmaila, dlatego jest anonimowy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysł jest świetny i bardzo mnie zaskoczyła Twoja propozycja, ale żeby zacząć publikować poprzednie rozdziały na Wattpadzie należałoby najpierw wyeliminować z nich błędy, których wcześniej nie poprawiłam, a które jednocześnie bardzo rzucają się w oczy. Obecnie cierpię na deficyt czasu, ale gdy tylko trochę się ogarnę, chętnie rozpoczęłabym współpracę. Byłabym wdzięczna, gdybyś napisała do mnie maila, a wtedy mogłybyśmy ustalić resztę rzeczy :)

      Pozdrawiam i ogromnie dziękuję za pomysł oraz propozycję,
      Realistka

      Usuń
  12. Hej dziś znalazłam twojego bloga . Opowiadanie jest bardzo interesujące więc na pewno zostanę tu dłużej. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Szczerze powiedziawszy - polubiłam Yves. Mam nadzieję, że nikt mnie za to nie pobije. A tak jej nie cierpiałam...
    Ma ludzkie odczucia i chyba sama czuje swój koniec, więc pragnie zrobić coś dla świata i... Nie to nie pasuje. Heloł?!?!! To niezwykle przebiegła wariatka przy której trzeba cały czas trzymać się na baczności!
    Scena z Severusem i Lucjuszem rozbawiła mnie do łez. Mam nadzieję, że Draco oświadczy się Hermionie jak najszybciej.
    Gdzie się podział rozdarty Diabeł? Zabrakło jęczenia o Ginny, ale to chyba dobrze. Mieliśmy od niej wolne.
    Czy im zawsze ktoś musi przerwać? Przeleciałby ją parę razy i napięcie by opadło.
    Co znaczyło, że "Draco nie będzie miał dzieci z Hermioną"? Czyżby coś mnie ominęło?
    Masz rację, należy Ci się odpoczynek. Naładuj baterie i wróć do nas ze zdwojoną mocą :))
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na następny,
    KH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez tą klątwę rzuconą przez Yves- Draco musi związać się z czarownicą czystej krwii, bo inaczej Yves umrze a Draco nie będzie miał dzieci z Hermioną. Właśnie to cię ominęło ... (Dlatego Yves słabnie, bo relacja Smoka i Miony się pogłębia, a ona słabnie z dnia na dzień.

      Usuń
  14. Hahahah :D Ta scena z Lucjuszem i Sevem była świetna a jeszcze bardziej mi się podobało gdy na ich miejscach usiadł Draco i Blaise. Fantastycznie pokazałaś to jak sobie uświadamiają swoje uczucia. Wyszło to w stu procentach naturalnie. Po prostu perełka. Nic dodać nic ująć. Trzymaj tak dalej ;)

    OdpowiedzUsuń