Zacznę od tego, iż minione dwa tygodnie obfitowały w szereg nieszczęśliwych wydarzeń, a ja miałam tego pecha, że wszystkie skumulowały się właśnie na mnie. Najpierw zgubiłam telefon, a ja bez komórki, jak bez ręki, bo mam tam zapisane dosłownie wszystko. W ferworze przeszukiwania torebki omal nie wpadłam pod tramwaj. Moja prezentacja o organizacji systemu kolonialnego w Ameryce Łacińskiej przepadła razem z pendrivem w studzience kanalizacyjnej. Spadłam ze schodów i stłukłam sobie porządnie kolano, aż chodzić nie mogę, a w moim instytucie winda jest tylko dla wybrańców, czyli wykładowców. Jakby nieszczęść było mało, zamiast skasować jakąś pierdółkę, która nie była mi do niczego potrzebna, usunęłam swoją pracę semestralną na zarys historii literatury hiszpańskiej. Coś mnie jeszcze ciekawego spotka?
Wracając jednak do tematu. Po ostatnim rozdziale byłam przerażona reakcjami, które pojawiły się w związku z ciążą Ginny. Zrobiło mi się po prostu żal naszej rudej, która jeszcze trochę, a zostałaby zjedzona przez was żywcem. Dlatego postanowiłam napisać sprostowanie. Ginny nie usunie ciąży. Nigdy nie miała, nie ma i nie będzie miała takiego zamiaru. Mam nadzieję, że trochę jej teraz odpuścicie, bo cała sytuacja rozwiąże się w przeciągu kilku rozdziałów.
Odnośnie dzisiejszego - nie dzieje się w nim zbyt wiele. Takie dywagacje o wszystkim i o niczym, skupiające się właśnie wokół panny Weasley, a raczej jej wyjazdu. Co z tego wynikło możecie przekonać się sami. A jeśli chodzi o rozdział 47, pojawi się na blogu za dwa tygodnie, tj. 8 maja. Nie dam rady wcześniej, ale może uda mi się dokończyć trzecią część miniaturki, jednakże niczego w tej kwestii nie obiecuję. Tym samym wielkimi krokami zbliżamy się do czerwca, a każdy student dobrze wie, co za tym idzie - sesja. Przez ten czas na blogu nie pojawi się żadna notka, gdyż będę zajęta porządkowaniem wiedzy i egzaminami, a trochę się ich teraz nagromadziło. Możecie być jednak spokojny, gdyż to tylko miesiąc, a ja postaram się umówić was na kawę z Pansy, ewentualnie jeszcze z kimś ;)
Nie przedłużając już więcej zapraszam na rozdział 46, a streszczenie kolejnego możecie przeczytać w "aktualnościach",
Realistka
* * * * *
Patrzyła na
kłócącego się z Molly Draco i czuła, jak serce jest rozrywane i sklejane w tym
samym momencie. Pani Weasley potraktowała ją nad wyraz podle. Nie mogła
uwierzyć, że to ta sama kobieta, która zapraszała ją tyle razy na święta,
robiła swetry na drutach i była jej drugą matką. Co się stało z tą ciepłą
osobą? Czemu jest teraz taka nikczemna i perfidna? Mogłaby wszystko powiedzieć
o Molly, ale na pewno nie to, że nie ma serca. Siedząc w samochodzie Malfoya
nie była już tego taka pewna. Czuła sie, jakby kobieta pluła jej w twarz jadem,
a co najgorsze, nie wyglądało, jakby tego żałowała; wszystko mówiła z pełną
świadomością. I to ją tak bardzo bolało, bowiem osoba, w której myślała, że
może mieć jakieś wsparcie odrzuciła ją, a nawet podpięła pod kategorię
materialistki i egoistki. Gdyby nie Draco, nie dałaby dłużej rady stać przed
nią i przyjmować kolejne ciosy, które były bardzo bolesne. Nie miał pojęcia,
jak bardzo jest mu wdzięczna, że zdążył w porę zareagować, zabierając ją od
harpii, która wbijała w nią ostre szpony i rozrywała na strzępy kawałek po
kawałku. Jednak musiała mu przyznać rację, że pomysł szukania Ginny u rodziców
nie był właściwy. Dobrze wiedział jak ta wizyta będzie przebiegać i mówił jej o
tym, ale ona uparła się, że muszą jechać do Nory. Zresztą, co ona sobie w ogóle
myślała? Ostatnią rzeczą, którą mogłaby zrobić Molly, to przytulenie jej i
pytanie, jak sobie radzi. Zna jej wybuchowy temperament; wie, do czego jest
zdolna. Dlaczego w takim razie nie posłuchała Malfoya?
Po policzku powoli
spływała samotna łza. Szybko wytarła ją wierzchem ręki i pociągnęła żałośnie
nosem, a następnie zaczęła szukać chusteczek, by móc ukryć oznaki rozklejenia
przed mężczyzną. Jak na złość niczego takiego nie mogła znaleźć, ale gdy
otworzyła jeden ze schowków od strony kierowcy w oczy rzuciła jej się kartka,
na której zostało napisane jej imię i nazwisko. Przeczytała szybko druk, a na
ustach zaczął pojawiać się blady uśmiech, który z każdą kolejną sekundą stawał
się ciepły i promienny. To była kartka od lekarza Draco, a te kilka słów jakby
wymazało z jej umysłu złośliwą Molly, bowiem jak na dłoni widać w nich było, że
Malfoyowi zależy na niej i ich relacji. Może dość nietypowy przekaz, ale wlał w
jej serce tyle szczęścia, że gdy arystokrata wsiadł do samochodu, od razu mocno
go przytuliła, czym chłopak wydawał się być lekko zdziwiony.
- Nie chcę
mówić: a nie mówiłem. Nie zmuszaj mnie do tego, Granger - odezwał się do niej
po chwili, ale ona nie zareagowała. Objęła go jedynie mocniej za szyję,
przymykając przy tym oczy, a na plecach poczuła delikatny uścisk mężczyzny.
- Wracajmy,
Draco, proszę. - Blondyn Przytaknął głową i puścił ją, choć wcale nie miał na
to ochoty, a następnie przekręcił kluczyki w stacyjce i uruchomił silnik, by
wyjechać na główną drogę i zostawić przykre wspomnienia za sobą. Nie ukrywał,
że zachowanie kasztanowłosej dziewczyny odrobinę go zaskoczyło, jednak jak
najbardziej pozytywnie, toteż nie chciał pytać, co nią kierowało i skupił się
na drodze, która nagle wydawała mu się niesamowicie dłużyć. Miał jeszcze jedną
kwestię do omówienia z Hermioną, ale nie bardzo wiedział, jak ma się do niej
zabrać. Nie uśmiechało mu się ciągnąć dziewczyny do Austrii, ale wiedział, że
nie ma za bardzo wyjścia, a jeśli Granger się nie zgodzi, wtedy może uznać
sprawę za przegraną. Nie mógł do tego dopuścić, toteż gdy stanęli na pierwszych
światłach ujął ją za rękę i spojrzał w bursztynowe oczy, jakby w samym wzroku
szukał odpowiedzi na niezadane pytanie. Wbrew temu co przypuszczał, Hermiona
szybko rozgryzła męczący go problem i ścisnęła go mocniej za dłoń, obdarzając
przy tym delikatnym uśmiechem.
- Wszystko
się ułoży - mówiła spokojnie i szczerze, z czego Draco wyraźnie był zadowolony.
Nie chciał jej męczyć, ale musiał, bo może już nie mieć więcej okazji, żeby ją
zapytać o wyjazd.
- O ile
będziesz przy mnie. - Światła zmieniły barwę, a ręce się rozłączyły. Nieśmiałe
uśmiechy nie zniknęły jednak z twarzy, a u panny Granger pojawiły się dodatkowo
delikatne rumieńce. Patrzyła na Draco w odbiciu szyby i zastanawiała się, czy
powinna poruszyć temat wyjazdu za granicę jako pierwsza. To nie jej powinno na
tym zależeć, ale czuła, że nie może zostawić Malfoya samego. Obiecała mu pomóc,
a ona zawsze dotrzymuje danej obietnicy. Toteż odezwała się do niego cicho,
jednak w tym samym momencie Draco również zdecydował się zabrać głos.
- Słuchaj, w
sprawie tego...
- Wiesz,
przez to zamieszanie... - Spojrzeli na siebie nieco speszeni, uśmiechając się
dla rozluźnienia atmosfery. Gestem ręki mężczyzna dał do zrozumienia Hermionie,
że to ona powinna zacząć. Ten na pozór niewiele znaczący symbol dał jej kolejny
powód do malinowych rumieńców, które w okamgnieniu wypłynęły na policzki.
Odchrząknęła bardzo cicho i przygryzła lekko wargę, co nie uszło uwadze Draco,
który wyczuł, że jest odrobinę spięta. Zwolnił i skręcił w najbliższą drogę
prowadzącą do niewielkiego osiedla, przez co mógł złapać dziewczynę za dłoń,
dodając jej w ten sposób otuchy. Kobieta miała jednak nieco inne zadanie na
temat prowadzenia samochodu jedną ręką. W dodatku takiego o dość sporych
gabarytach.
- Lepiej
patrz na drogę i trzymaj obie ręce na... - nie dokończyła jednak, ponieważ
arystokrata ścisnął ją mocniej za dłoń i spojrzał, jakby był nieco rozbawiony
jej uwagami.
- Spokojnie,
to prosty odcinek.
- Każdy tak
mówi, a potem stłuczki, kolizje, wypadki - wymieniała skrupulatnie, czym
jeszcze bardziej rozbawiła Draco. Trzepnęła go lekko w ramię, a blondyn puścił
kierownicę, na co panna Granger pisnęła że strachu, a po chwili mężczyzna
roześmiał się głośno i zatrzymał samochód z boku drogi. Hermionie bynajmniej
nie było do śmiechu i patrzyła na niego nieco poirytowana.
- Nie rób
tego więcej przy mnie. - Spojrzał na nią z miną niewiniątka i ponownie złączył
ze sobą ich dłonie, a burzowy humor dziewczyny momentalnie minął. Założyła
kosmyk włosów za ucho i spuściła machinalnie wzrok, ale Draco uniósł jej
podbródek chwilę potem i spojrzał z nutką złośliwości.
- Czym się
tak martwisz? Chodzi o Ginny?
- Znajdzie
się, nie mam co do tego wątpliwości - odpowiedziała nieco zbyt pochopnie,
uciekając przed bacznym spojrzeniem szarych oczu Malfoya.
- To co ci
jest? - dopytywał, ale dziewczyna kręciła tylko przecząco głową, zaciskając
coraz mocniej wargi. - To przez te wygłupy na drodze? Przecież nie zrobiłbym
nic, czego nie byłbym pewny.
- To nie o
samochód i o Ginny chodzi, ale o ciebie - ostatnie słowa niemal wyszeptała a
brwi Draco opadły odrobinę w dół.
- O mnie? -
zapytał zdziwiony, a panna Granger przytaknęła głową i otoczyła ręką
pomieszczenie, jakby wskazywała jakiś spory obszar.
- O ten
wyjazd do Austrii, o dokumenty, o - zamilkła na moment, a po chwili dodała dużo
spokojniej, patrząc w srebrne tęczówki, których dotychczasowy blask jakby
trochę przygasł. - Nie mam przekonania do tego wszystkiego.
- Ja też nie,
ale musi się udać - odpowiedział dość pewnie, ale w środku poczuł jakieś dziwne
skurcze, jakby tracił zaufanie do własnych słów. Co zrobi, jeśli jednak powinie
mu się noga? Odpędził szybko od siebie czarne myśli i poczuł mocniejszy uścisk
na dłoni, a następnie zobaczył pokrzepiający uśmiech Hermiony.
- Musisz
znaleźć sposób na ściągnięcie tego zaklęcia zabezpieczającego.
- Próbowałem
raz i nic z tego nie wyszło.
- To próbuj
do skutku! Przecież musiałeś się czymś posiłkować przy jego tworzeniu. –
Zamyślił się nad jej słowami i zaczął przeszukiwać w głowie woluminy, których
używał. Przewijały mu się dziesiątki tytułów, ale większość to były tylko
wzmianki, które od razu odrzucał. Skupił się na czterech tomach czarnej magii,
które trzymał zamknięte w składziku na poddaszu. Jeśli tam niczego nie
znajdzie, to już nie wie gdzie ma szukać.
- Poza tym,
to czarna magia. Najlepiej, jeśli zwrócisz się z tym do ojca. – Spojrzał na nią
z lekkim przestrachem, ale szybko go przed nią ukrył i wbił głowę w zagłówek
samochodowy. Ojciec jest ostatnią osobą, która może mu pomóc. Ostateczna
ostateczność, chciałoby się powiedzieć. Może się do niego zwrócić tylko wtedy,
jeśli sam niczego nie znajdzie. A jest ku temu duże prawdopodobieństwo.
- Pomyślę nad
tym – odparł wymijająco, czym odrobinę zdenerwował pannę Granger.
- Masz
niewiele czasu – zakomunikowała rzeczowo. – Musisz się do tego zabrać
natychmiast. Tak samo, jak do projektu i dokumentów. Bez tego nic nie uda nam
się zdziałać.
- To jednak
pojedziesz ze mną? – Wbił w nią spojrzenie pełne nadziei, a Hermiona obdarzyła
go promiennym uśmiechem, niezdarnie wyciągając się w jego stronę i złożyła na
jego ustach subtelny pocałunek. Draconowi jednak było mało; odpiął jej pas, tak
że dziewczyna praktycznie na niego wleciała, a on przyciągnął ją do siebie i
mocniej wpił w malinowe wargi. Przerwało im dopiero pomrukiwanie Dulce, który
leżał na tylnych siedzeniach, zakrywając ślepia jedną łapą. Panna Granger
zaśmiała się na ten widok i pogłaskała dobermana po łbie, a ten polizał ją po
dłoni i wbił w nią iskrzące się brązowe ślepia.
- To wciąż
dziecko. Musisz mu wybaczyć – skomentował zachowanie pupila, któremu posłał za
plecami dziewczyny karcące spojrzenie, a następnie uruchomił silnik i wyjechał
z osiedla, by w dalszej kolejności kierować się prosto pod mieszkanie Hermiony.
- Raczej on
nam – odpowiedziała wesoło i kolejny raz pogłaskała zwierzę po łbie, drapiąc go
przy tym za uszami. Nim się obejrzała, Malfoy parkował z tyłu czekoladziarni i
musiała wysiadać, a jakoś nie bardzo miała ku temu ochotę. Blondyn najwyraźniej
również, gdyż nie ponaglał jej. Uznała jednak, że muszą się pożegnać. Tym
bardziej, że przed Draco dość pracowite dni, a nie chciała mu niczego utrudniać.
Przygryzła delikatnie wargę i wsadziła kosmyk włosów za ucho, patrząc w srebrne
oczy arystokraty, błyszczące się w słabym świetle ulicznej latarni.
- Obiecaj, że
dokończysz ten projekt. – Wywrócił na jej słowa oczami, jednak nie było w tym
nic złośliwego. – Obiecaj, że znajdziesz sposób na ściągnięcie tej pieczęci.
- Przecież
nie ma innego wyjścia.
- Po prostu
mi to obiecaj. – Spojrzała wyczekująco na blondyna, a ten po dłuższej chwili
pocałował ją delikatnie w kącik warg, a na policzki kobiety zaczęły wypływać
subtelne rumieńce. Miała wrażenie, że każdy głębszy gest Draco onieśmiela ją;
podobało jej się to uczucie.
- Obiecuję.
- I zobaczymy
się dopiero, gdy skończysz – postawiła kolejny warunek, na który mężczyzna nie
miał nawet najmniejszej ochoty przystać, co wyczytała z grymasu na jego twarzy.
– Obiecujesz?
- Jakoś innej
opcji nie widzę. – Uśmiechnęła się do niego z nutą wyższości i pocałowała
delikatnie w policzek, a następnie wysiadła z samochodu i pognała przez ośnieżony
chodnik prosto do drzwi wejściowych. Gdy szukała klucza w kieszeniach kurtki,
usłyszała za sobą głos Malfoya.
- Granger? –
Obróciła się w jego stronę i zobaczyła, że arystokrata idzie w jej kierunku z
łobuzerskim uśmiechem na ustach. Upuściła klucze, gdy złapał ją za policzki i
wpił zachłannie w usta, a ręce automatycznie powędrowały do jego szyi. Oparł ją
o drzwi od zaplecza i natarł na nią odrobinę mocniej, przygryzając delikatnie
jedną wargę. Wydała z siebie zduszony jęk i przyciągnęła go mocniej za kark, chcąc
chłonąć każdy jego najmniejszy ruch. Ich gorące oddechy mieszały się ze sobą,
wargi ocierały w wyjątkowo namiętny sposób i ciągle nie mieli dość. Błądziła
palcami w jego platynowych włosach, pociągając lekko pojedyncze kosmyki, a
Draco przesuwał dłońmi po jej wąskiej talii, zahaczając co rusz o linię bioder.
Po tej nierównej walce stali jeszcze długo, stykając się czołami i dysząc
ciężko z powodu braku powietrza. Nie chcieli się żegnać, jednak wiedzieli, że
muszą.
- Do
zobaczenia – powiedział zmęczony i odsunął się od niej nieznacznie, by po
chwili zniknąć w samochodzie i odjechać nim sprzed mieszkania kobiety. Hermiona
jednak jeszcze przez dłuższy czas stała oparta o drzwi, wpatrując się w
przestrzeń przed sobą. Po tym pocałunku nie mogła zebrać ze sobą myśli i ruszyć
nogami, a w sercu już odczuwała pustkę czasu spędzonego bez Malfoya.
* * * * *
Kolejne dni upływały
w miarę możliwości spokojnie. Śnieg przyjemnie prószył za oknami, ludzie na
ulicach wydawali się być przyjemniejsi niż zwykle, żadnych niepokojących
wieści; wyglądało na to, że zbliżający się wielkimi krokami nowy rok nie
wniesie niczego zaskakującego w życie. A jednak Hermiona miała nieodparte
wrażenie, że te nużące dni to tylko cisza przed wielką burzą.
Wiadomość
o odnalezieniu się Ginny przyszła następnego dnia po dość nieciekawej wizycie u
Weasleyów. Ruda sama poinformowała przyjaciółkę; zresztą nie tylko ją. Wysłała
krótką i treściwą sowę, gdzie napisała, że wylatuje na szkolenie - czy jak tam
to nazwała - do Włoch i nie będzie jej przez najbliższe dziesięć miesięcy w
Londynie. Nikt nie zwrócił uwagi na dość nietypową formę liściku czy niespójne
informacje. Wszyscy – Pansy, Harry, Blaise – uwierzyli w te suche słowa spisane
na kilku pergaminach. Początkowo Hermiona również dała się zwieść nie budzącej
na pierwszy rzut oka niepokoju wiadomości. Staż to staż; cieszyła się, że
przyjaciółka stanęła przed tak wielką szansą i szczerze życzyła jej sukcesu.
Analityczny umysł jednak nie pozwolił jej zbyt długo upajać się radością Ginny.
Coś jej w tym wszystkim nie pasowało, coś tu mocno było nie tak. Ilekroć
próbowała przedstawić swe wątpliwości Pansy czy Harry’emu, zgodnym chórkiem
twierdzili, że wpadła w jakąś paranoję i przesadza. To samo tyczyło się Draco,
który zawzięcie przygotowywał się do wyjazdu do Austrii. Nie mogła go za to
winić; sama mu to doradziła. Toteż chodziła struta jeszcze bardziej, gdyż nie
chciała zaprzątać mu głowy, choć bardzo go potrzebowała. Sprawa Ginny nie
dawała jej spokoju; czuła, że z rudą dzieje się coś niedobrego. Starała się
rozważać wszystkie możliwości, ale żadna nie doprowadziła jej jeszcze do
satysfakcjonującej odpowiedzi. Nic się ze sobą nie łączyło; tworzyło jeden
wielki kołtun myślowy, a ona znalazła się w samym jego środku. Gdyby tylko ktoś
zechciał podać jej grzebień…
Na
niewielkim skrawku pergaminu zapisała w miarę schludnym pismem zaledwie cztery
zdania. Jak jeszcze to dla Hermiony jakoś mogło być zrozumiałe, tak podpisu
przyjaciółki nie mogła pojąć w ogóle. Nigdy nie podpisywała się pełnym
imieniem; zawsze Ginny lub same inicjały, ale nigdy kompletna wersja. Ta
swoistego rodzaju zagadka utwierdzała kasztanowłosą kobietę w przekonaniu, że
przyjaciółka ma jakiś problem. Nie potrafiła jedynie dojść do jego rozwiązania.
Wszystko było rozmazane, dziwne i nielogiczne, a jednak była święcie
przekonana, że jest ze sobą w jakiś sposób spowinowacone. Już sama idea wyjazdu
na sam koniec roku wydała jej się bardzo podejrzana. Nie negowała faktu, iż
przyjaciółka rzeczywiście otrzymała ofertę stażu, jednakowoż termin szkolenia
zalatywał dużą niejasnością. Jeszcze nie słyszała, aby ktoś z dnia na dzień
spakował walizki i jechał na prawie cały rok w nieznane. Znaczy słyszała –
osobiście znała kilka osób, które musiały tak postąpić; sama również się do
nich zaliczała – ale bardziej było to spowodowane koniecznością ucieczki,
aniżeli dla wygody. I tu nasuwało się pytanie: przed czym Ginny mogłaby
uciekać? Co mogłoby być na tyle ważne,
żeby spakować walizki i zostawić Blaise’a? A jeśli już o Zabinim mowa;
mężczyzna w zaledwie kilka godzin stracił dawną radość, humor i towarzyskość.
Przebywanie z nim stało się wyjątkowo męczące, żeby nie powiedzieć irytujące.
Tak przynajmniej słyszała od Draco, gdyż nie widziała się z Diabłem od
pamiętnej nocy, kiedy zaginęła Ginny. Będąc natomiast przy rzekomym
przepadnięciu rudej; towarzyszyło jej nieodparte wrażenie, że było to działanie
w pełni świadome. Stanowiło podstawę, fundamenty wielkiego kołtuna, których
rozplątywanie idzie jej zdecydowanie najciężej. Nie miała zbyt wielu
informacji. Ot kilka faktów, które wydawały się logiczne, a z drugiej strony
wprowadzały totalny chaos w ogólnym odbiorze. Zaczynając od samego początku -
Weasleyówna była chora. Grypa żołądkowa – tak przynajmniej mówił Blaise – to
nie przelewki i wątpiła, by w zaawansowanym stadium, w którym rzekomo była,
udało jej się wyjść z domu i oddalić na więcej niż kilka metrów. A szkoła, w
której pracuje Ginny znajduje się na przeciwległym końcu Londynu; szczerze
wątpiła, aby bez teleportacji udało jej się dotrzeć do miejsca pracy, nie
wspominając o siedzeniu między gronem pedagogicznym z nawracającymi mdłościami.
Początek był zdecydowanie dziwny, ale dalej wcale nie było lepiej. Nawet jeśli
ruda została wezwana do szkoły, to kto bawi w niej do samego rana? Nikt jej nie
wmówi, że te kilka godzin spędziła w łazience, wsłuchując się w odruchy
wymiotne własnego żołądka. Wypadałoby przede wszystkim zacząć, że nikt przy
zdrowych zmysłach nie ruszyłby się z grypą żołądkową poza próg domu. A jednak
Ginny to zrobiła; kolejny kawałek do i tak beznadziejnej układanki.
Rozmyślania
na temat sytuacji, w jakiej znalazła się przyjaciółka pochłonęły ją bez reszty.
Nie zauważyła nawet, kiedy trzydziesty dzień grudnia zapukał do jej drzwi,
uświadamiając ją jednocześnie o dwóch ważnych rzeczach. Wielkimi, ogromnymi
wręcz krokami zbliżał się sylwester, a co za tym idzie, bal noworoczny, na
który zaprosił ją Draco. Nie miała najmniejszej ochoty brylować między
śmietanką towarzyską Londynu, uśmiechając się do wszystkich dookoła i
zapewniając, że bawi się fantastycznie. Wszelkiego typu huczne zabawy zawsze
przyprawiały ją o ból głowy. Głównie dlatego, że spędzi cały dzień przed
wielkim wyjściem przed lustrem, próbując ujarzmić niesforne włosy i starając
się dodać twarzy odrobiny kolorów. Cały ten rytuał był dla niej drogą przez
mękę, przez którą przechodziła umęczona bardziej, niż po walce z Voldemortem.
Wojna z nim w porównaniu z próbą ułożenia kasztanowych pukli była jak zabawa z
niesfornym dzieckiem w piaskownicy. A już w ogóle nie napawał jej optymizmem
fakt, iż na przyjęciu ma poznać przeuroczą panią Hagen, której najchętniej wbiłaby
szalenie drogą laskę Lucjusza Malfoya w oko, a najlepiej oba. Miała niewiele
czasu, aby się do tego teatrzyku przygotować; sukienka przecież sama się nie
kupi, a co za tym idzie, czekają ją kolejne zakupy z Pansy. Na samą myśl o
przymierzeniu setki kreacji bolą ją ramiona. Nie miała nawet koncepcji, w czym
chciałaby pójść; dywagowanie o finezyjnych strojach zawsze przyprawiało ją o
ból głowy. Wiedziała jednak, że nie obejdzie się bez pomocy pani Potter, gdyż
miała bardzo mało czasu na przygotowania.
Czas
– druga ważna rzecz, którą uświadomiła sobie dzisiejszego ranka, zarazem ściśle
związana z Ginny. Termin jej wyjazdu był sam w sobie dziwny; mogli chociaż
poczekać do nowego roku. Drugą kwestią, ale zdecydowanie najważniejszą, była ilość miesięcy, które ma spędzić na
szkoleniu. Ta dziesiątka w ogóle jej nie pasowała; ani to pełny rok, ani jego
połowa. Chciałoby się rzecz, że kompletnie od czapy. Zastanawiało ją, co można robić przez taki
okres czasu. Uczyć się prawidłowo trzymać pędzel? Przecież Ginny jest
mistrzynią, jeśli chodzi o malarstwo, więc w jakim celu wyjechała aż na
dziesięć miesięcy? Ta sprawa śmierdziała równie mocno, co wszystkie pozostałe.
Tak samo zresztą nie dawała jej nowej poświaty na cały galimatias, który
uformował się w jej głowie. I szczerze? Miała tego powyżej uszu!
* * * * *
Dzisiejszego
dnia miał wielki problem ze wstaniem z łóżka. Zazwyczaj nie sprawiało mu to
trudności, ale kiedy otworzył oczy i zobaczył, że na dworze wciąż nie świeci
słońce, odechciało mu się wychodzenia poza ciepłą kołdrę. Jednak mus to mus i
ze względu na skomlącego pod drzwiami Dulce musiało dojść do zdecydowanie zbyt
wczesnego pożegnania z łóżkiem. Doberman w ogóle nie wydawał się być przejęty
faktem, iż przeszkodził swemu panu. Musiał za potrzebą i nic innego go nie
interesowało. Draco zatem człapał za nim przez cały dom, aż znaleźli się na
dworze, gdzie lodowate powietrze dmuchnęło mu w twarz, z czego kompletnie nie
był zadowolony. Dalej poranny spacer wyglądał dość specyficznie, bowiem to nie
mężczyzna wyprowadzał psa, a odwrotnie – to on był ciągnięty przez zwierzę. W
ten sposób udało im się dojść do najbliższego parku, choć blondyn miał
wrażenie, że Dulce przeprowadził go przez cały Londyn. Dopiero stojąc pod
ogołoconym z liści drzewem do zaspanych oczu arystokraty zaczęły wkradać się
pierwsze promienie słońca. Poprawił szalik i wyciągnął z kieszeni płaszcza
paczkę papierosów. Bo przecież nie ma nic lepszego, niż nikotyna z rana.
Ewentualnie kawa, ale to potem. Zapalił jednego i zaciągnął się głęboko dymem,
czując, jak wraca prawidłowa sprawność ruchowa, a szare komórki zaczynają
właściwie pracować. Może to dziwne, ale jemu papierosy pomagały w myśleniu.
Potrafił się dzięki nim lepiej skupić, wydajniej funkcjonować, a jedynym
zmartwieniem była kończąca się nie wiadomo kiedy paczka. Tak, to był niestety
ból każdego uzależnionego od nikotyny. Jednego dnia jest, a drugiego jej nie
ma. Cóż za narkotykowa sprawiedliwość.
-
Długo jeszcze? – zwrócił się do Dulce, który obwąchiwał łyse krzaki, ale
zwierzę tylko rzuciło mu zdziwione spojrzenie i powróciło do wykonywanej
czynności. Draco nie miał siły, aby ciągnąć pupila do domu wbrew jego woli.
Połazi, powęszy, zmęczy się, a potem sam będzie chciał wracać. Miał zatem jakąś
dobrą godzinę dla siebie i swoich myśli. A miał ich, jak się okazało, bardzo
dużo.
Obrócił
wypalonego do połowy papierosa między palcami i obserwował lecący z niego dym.
W identyczny sposób kończył mu się czas na oddanie właściwego projektu, a
konkretnie dokumentów uprawniających do rozpoczęcia budowy. Szukał we
wszystkich książkach, którymi się posługiwał przy konstruowaniu zaklęcia
zabezpieczającego, ale nic nie mógł znaleźć. Pieczęć była sekwencją uroków
powiązanych ze sobą w dość specyficzny sposób. Po dość opasłej lekturze, którą
sobie zafundował w przeciągu ostatnich dni udało mu się dojść właściwie do
jednego wniosku. Żeby zacząć myśleć o ściągnięciu zaklęcia, najpierw trzeba
rozbroić jego podstawę, która jest fundamentem dla całej pieczęci. Kłopot
polegał na tym, że nie mógł nigdzie znaleźć czaru, który poradziłby sobie z tak
silnym rdzeniem. Zaczynał się nawet skłaniać ku skorzystaniu z pomocy ojca, ale
to była ostateczność. Dokładnie wiedział, że Lucjusz woli trzymać się z daleka
od czarnej magii; nie dziwił mu się za bardzo. Też miałby obawy w obcowaniu z
nią, gdyby Ministerstwo Magii ciągle go kontrolowało. Pomoc rodziciela jest
zatem ostatnią deską ratunku, jeśli nie uda mu się znaleźć niczego sensownego
przed nowym rokiem. A miał na to niecały dzień.
Drugą
ważną sprawą, a zarazem ściśle związaną z dokumentami był sam wyjazd do
Austrii. Pomijał fakt, że nie myślał, iż Hermiona tak szybko się na niego
zgodzi. Spodziewał się wahania, próśb o trochę czasu do namysłu. Tymczasem
dziewczyna przystała na wszystko bez mrugnięcia okiem, a nawet kazała mu skupić
się wyłącznie na przygotowaniach do wyjazdu, żeby cała wycieczka się udała. Był
tym odrobinę zaskoczony, ale siedząc z Granger w samochodzie nie przyszło mu do
głowy, aby mówić o swych wątpliwościach, a nawet obawach. Prawdę mówiąc, kasztanowłosa
posłużyła się argumentami nie do odrzucenia; dyskutowanie nie miało
najmniejszego sensu. A on lubił takie umotywowane działania. Oj, jak bardzo
lubił.
Uśmiechnął
się do swych myśli i zaciągnął końcówką papierosa, którą następnie wyrzucił do najbliższego
kosza. Sam wyjazdy nie napawał go jakimiś dużymi obawami. Owszem, martwił się,
że coś może pójść nie tak; przecież nie znalazł jeszcze sposobu na ściągnięcie
pieczęci. Jednak ta jedna myśl, że Hermiona będzie blisko niego dodawała mu
animuszu i przysłaniała ciemne strefy zbliżającej się nieubłaganie podróży.
Wtedy przypomniał sobie o ważnym szczególe, który mógł zniweczyć jego plany w
zaledwie kilka sekund. Problem był dość atrakcyjny, jeśli chodzi o opakowanie
zewnętrzne, natomiast środek pozostawiał wiele do życzenia; był zepsuty do
szpiku kości. Miranda nie spuści go z oka; będzie go pilnowała lepiej, niż
dementorzy w Azkabanie, a to nie napawało go zbyt optymistyczną wizją, jakoby
plan podmienienia dokumentów miał się udać. Na szczęście, albo nieszczęście –
po ostatnich wydarzeniach właściwie nie wiadomo – miał do dyspozycji Blaise’a.
I tu pojawiał się kolejny dylemat, ponieważ nie miał pewności, czy Zabini po
nieoczekiwanym wyjeździe ukochanej Ginewry będzie w stanie właściwie
funkcjonować w trakcie wyjazdu. A będąc przy uroczej pannie Weasley… Co to w
ogóle za pomysł szkolenia we Włoszech, które na dodatek ma trwać dziesięć
miesięcy? Czy ona nie zdaje sobie sprawy, że Diabeł przez ten czas będzie miał
myśli samobójcze? Dobra, może trochę przesadzał, ale oczami wyobraźni widział
załamanego Blaise’a, który będzie się snuł po kątach z miną zbitego psa i
wiecznym problemem do całego świata. Mało tego; nie obejdzie się bez szukania
sposobu latania do ukochanej co drugi dzień, a nawet był skłonny uwierzyć, że
przyjaciel porzuci go po dwóch miesiącach i przeprowadzi się do słonecznej
Italii, byle być jak najbliżej narzeczonej. Ale wracając do panny Weasley.
Po
nocy obfitującej w bezowocne poszukiwania Ginny dostał krótki, acz treściwy
telefon od Zabiniego, iż ruda się znalazła. I jemu tyle do szczęścia
wystarczało, ale jeszcze tego samego dnia Blaise zapukał do drzwi jego domu i
przy opróżnianiu barku z alkoholu opowiedział mu o całym ambarasie, którego
dziewczyna narobiła. Już pierwsze zdania wydały mu się podejrzane, a po
usłyszeniu historii do końca miał przeczucie, że owo szkolenie to jedna wielka
ściema. Nie mógł jednak powiedzieć o tym Zabiniemu, bo by się załamał jeszcze
bardziej, ale wewnętrzny wykrywacz kłamstw świecił się na czerwono, dając mu do
zrozumienia, że coś tu jest grubymi nićmi szyte. Pozostawił wszystkie domysły
dla siebie i tkwił w nich aż do dziś, a rozwiązania jak nie było, tak dalej nie
ma. Chciał nawet podzielić się swymi spostrzeżeniami z Hermioną, ale ta
zabroniła mu do siebie przychodzić aż do balu noworocznego jego matki. Aha! Tym
samym miał kolejny problem, jednak w porównaniu do poprzednich ten wydawał mu
się jedynie drobnym kamykiem uwierającym w bucie.
Nie
znosił bali. Od dziecka miał awersję do tych hucznych zabaw, a do tej jednej
szczególnie. Malfoy Manor będzie wypełnione po brzegi najbardziej
snobistycznymi elementami społeczeństwa, jakie stąpają po ziemi. Cała śmietanka
towarzyska Londynu magicznego i mugolskiego. Filantropi, politycy, działacze
charytatywni – notabene jego rodzice też nimi byli – gwiazdy wszelakiej maści,
z którymi obcuje jego matka; innymi słowy każdy, kto odstaje od typowego,
szarego obywatela. A on ich wszystkich szczerze nienawidził. Za dziecka
wydawało mu się, że są szczęśliwą, żyjącą ze sobą w zgodzie rodziną. W wieku
nastoletnim zaczął dostrzegać, że ta familia ma jednak kilka wad, ale skrzętnie
je ukrywa. Natomiast gdy dorósł, zrozumiał, że tak naprawdę całe towarzystwo, z
którym musi obcować w ciągu tego jednego dnia, to perfidni kłamcy i plotkarze,
którzy wściubiają nos dosłownie wszędzie i nawzajem obrabiają sobie dupy za
plecami. Ten wszechobecny fałsz przytłaczał go po zaledwie kilku godzinach. Nie
mógł znieść faktu, że gdziekolwiek nie stanął zawsze czuł się, jak na
świeczniku. Ministrowie, biznesmeni, dziennikarze, aktorzy, modelki; każdy
plotkował i szukał sposobu na dowiedzenie się najciekawszych rzeczy, by móc je
później puścić dalej w obieg. Ale czy nie po to są właśnie takie gale? Czy
kobieta, widząc znajomą w podobnej sukience zatrzyma niewybredne uwagi tylko
dla siebie? Nie! Skomentuje jej kreację razem z innymi damami, wylewając przy
tym nią wiadro pomyj, a kiedy obie spotkają się w toalecie powie, że wygląda
fantastycznie. Jedno wielkie obrabianie dupy.
Przez
myśli, które zabłądziły w wyjątkowo irytujące miejsca w głowie, poczuł ponowną
chęć zapalenia. Bez namysłu wyciągnął papierosa z paczki i zapalił go za pomocą
różdżki, szukając wzrokiem Dulce, który nie wiadomo gdzie się podział.
Dostrzegł go jakieś dziesięć metrów dalej, gdzie bawił się w najlepsze z
wronami, goniąc je i próbując złapać. Przynajmniej jego pies miał dobry humor i
nie musiał się martwić tyloma rzeczami. Usiadł na najbliższej ławce i wyciągnął
nogi, zaciągając się dwukrotnie papierosem. Jego względy spokój został
zakłócony niedługo potem, bowiem na horyzoncie pojawił się nie kto inny, jak
Harry Potter wraz ze swoją córeczką.
-
Każdy dotlenia się inaczej, co nie, Malfoy? – Podniósł zmęczony wzrok na
bruneta, który stał obok niego oparty o wózek, w którym siedziała wyraźnie
niepocieszona z pory spacerowej Lilly.
-
Czy nawet rano ludzie muszą prawić kazania? – zapytał bardziej siebie niż
Harry’ego, ale mężczyzna zaśmiał się cicho pod nosem i usiadł obok niego, czym
Draco niespecjalnie był usatysfakcjonowany. Wolałby zostać sam i móc
kontemplować nad masą problemów, z którymi będzie się musiał uporać w
najbliższym czasie, ale widać Potter miał to w nosie. W sumie on na jego
miejscu też by miał.
- Jestem
lekarzem, więc to normalne, że prawię ci kazania odnośnie palenia papierosów –
stwierdził rzeczowo Harry, a Malfoy wywrócił w odpowiedzi oczami. Jakby tego
jeszcze nie wiedział.
-
Święty się znalazł – burknął do siebie i zaciągnął się ponownie. Kątem oka
dostrzegł nadąsaną twarz Lilly, która wierciła się w wózku, jakby za wszelką
cenę chciała z niego wyjść. Draco uśmiechnął się na ten widok pod nosem i
wypuścił dym z ust, a następnie zgasił na wpół wypalonego papierosa i zerknął
przez ramię na Dulce.
-
Miałem pytać, co tutaj robisz o tej porze, ale chyba już wiem. – Spojrzał na
Pottera i uniósł lekko jedną brew ku górze. Jakoś nie potrafił sobie darować
złośliwego wyrazu twarzy przy brunecie.
-
Jedni mają dzieci, a inny psy, Potter – zwrócił się do Harry’ego, który podawał
Lilly butelkę z herbatą rumiankową, ale dziewczynka nie bardzo chciała ją
przyjąć. – W sumie to na jedno wychodzi.
- Akurat
odnośnie dzieci to ty tak wiele możesz powiedzieć – zironizował i dalej starał
się wciskać córce napój, ale dziewczynka uparcie odwracała głowę i kręciła
noskiem. Draco przyglądał się tej bądź co bądź zabawnej scenie i westchnął
przeciągle, gdy Lilly zaczęła popłakiwać po kolejnej próbie wręczenia jej
herbaty.
- Jesteś
pewny, że właściwie się do tego zabierasz? – Harry spojrzał na Malfoya i
zacisnął odrobinę wargi. – Nie wygląda na zadowoloną.
-
Malfoy wiem, jak postępować z dzieckiem. To moja córka – odpowiedział nieco
poirytowany i kolejny raz starał się włożyć kubeczek w rączki dziewczynki. I
kiedy wydawałoby się, że wszystko nareszcie zmierza ku dobremu, Lilly wypuściła
pojemnik i rozpłakała się na dobre. Harry wyciągnął ją z wózka i wziął na ręce,
próbując ją uspokoić, ale mała zawodziła coraz głośniej, co o dziwo – grajcie
święci pańscy! – nie przeszkadzało Draconowi.
-
Ja bym polemizował. - Podniósł kubek ze ścieżki i wylał kilka kropli herbaty na
rękę. Widział jak Pansy tak kiedyś robiła, zanim podała córce mleko.
Natychmiast jednak zabrał dłoń i zaczął nią machać, gdyż napój okazał się zdecydowanie
zbyt ciepły. – Potter! Ty siermięgo! Przecież to jest gorące!
- Niemożliwe.
Nie podałbym córce czegoś takiego. – Sięgnął po naczynie jedną ręką, gdyż drugą
trzymał Lilly na ramieniu, a następnie pociągnął łyk przez plastykowy dzióbek,
lecz natychmiast wypluł herbatę i oddał Malfoyowi kubeczek. Arystokrata patrzył
się na niego z politowaniem, a przy jego boku zmaterializował się dyszący
Dulce, który położył się przy ławce, ocierając się łbem i nogę blondyna.
-
Nagrodę ojca roku masz w kieszeni – zironizował zjadliwie, a Harry dalej
chłodził poparzony język, przepraszając córkę, która zdążyła się w tym czasie
uspokoić.
-
Poczekamy aż sam doczekasz się dziecka.
-
Raczej nieprędko to nastąpi. – Jedna brew Pottera podjechała pod samą górę, a
na ustach pojawił się kpiący uśmieszek. Draco wywrócił jedynie na ten widok
oczami, a następnie wypuścił głośno powietrze z płuc. – No i się zaraz zacznie
– powiedział bardziej do siebie, niż do bruneta, ale ten usiadł obok niego,
sadzając Lilly na kolanach i poprawiając jej czapkę oraz szalik, przez co
usłyszał każde słowo wypowiedziane przez mężczyznę. Blondyn patrzył na te poczynania
kątem oka i nie mógł pozbyć się wrażenia, że dzieci wcale nie są takie okropne,
jak mu się zawsze wydawało. Nawet ten mały bobas patrzył na niego dużo
przychylniej, niż do tej pory, a to już był duży postęp, jeśli chodzi o jego
kontakty z pociechą Potterów.
- Jesteś
dziwnym człowiekiem, Malfoy. – Spojrzał na Harry’ego zaintrygowany jego
słowami, a mężczyzna kontynuował wypowiedź, ochładzając jednocześnie zaklęciem
herbatę dla córki. – Zgorzkniały, zakochany w sobie, z przerośniętą samooceną,
a do tego z zerową zdolnością do empatii. Wiesz, co to empatia, co nie?
-
Coś mi się obiło o uszy.
-
Dla pewności to nie jest zupa z Azji. – Ponownie wywrócił z dezaprobatą oczami,
jednak Harry tego nie zauważył, co było mu bardzo na rękę. – A jednak Hermiona
jest tobą w jakiś sposób zainteresowana. To dość… interesujące.
-
Znowu będziemy rozmawiać o tym, kim dla mnie jest i co do niej czuję? Błagam,
tylko nie kolejne przesłuchanie. – Potter uśmiechnął się pod nosem i wręczył
Lilly plastykowy kubeczek, a dziewczynka od razu wsadziła gumową końcówkę do
buzi i zaczęła pić zapalczywie napój, napawając ojca wielką dumą. Oczywiście
nie przyzna się, że nie udałoby się to wszystko bez pomocy Malfoya, ale tego
pyszałkowaty arystokrata nie musi przecież wiedzieć.
- Chyba
nie tylko ja cię o to męczę, co nie? – zapytał, choć bardziej brzmiało jak
stwierdzenie, a przynajmniej Draco odniósł takowe wrażenie.
-
Dorzuć Pansy, Zabiniego, moich rodziców, małą Weasley i każdego, kto zna naszą
dwójkę. Wszyscy muszą wszystko wiedzieć. To chore!
-
Nie dziw im się. Ty i Hermiona to coś nielogicznego i ciężko w wasz związek
uwierzyć.
-
Nie jesteśmy w żadnym związku – zaprzeczył natychmiast, na co Harry pokręcił z
politowaniem głową i wsadził z powrotem córkę do wózka. W tej samej chwili
usłyszał wyraźne pomrukiwania pod ławką, które emitował Dulce, patrząc na niego
ciemnymi ślepiami, jakby chciał mu dać do zrozumienia, że nawet on widzi, iż
między jego panem, a Hermioną jest coś na rzeczy. A Draco byłby nawet skłonny
się do tego przyznać, ale coś go cały czas blokowało i nie pozwalało
powiedzieć, co tak naprawdę czuje do panny Granger.
-
No i jeszcze jesteś uparty jak osioł. – Akurat w tym wypadku nie mógł
protestować, ponieważ Potter miał rację. Kiedy się na coś uwziął, nie potrafił
odpuścić; bronił własnego zdania i nie dał się przekonać do jego zmiany, nawet
jeśli wszystkie fakty wskazywały, że się myli. Czasem zastanawiał się, czy
wrodzona konsekwencja w wykonywaniu jakichś czynności jest jego wadą, czy może
zaletą. Wiele rzeczy wskazywało na to pierwsze, ale oczywiście on uważał
inaczej.
-
Zdajesz sobie jednak sprawę, że ta wasza relacja nie będzie się rozwijała, jak
u innych? – Wyrwany z myśli spojrzał nieco zdezorientowany na Harry’ego, ale ku
uciesze mężczyzna nie zauważył jego chwilowej nieobecności i sam przystąpił do
wyjaśnień. – Miona ma za sobą narzeczeństwo, śmierć dziecka i długi okres
depresji. Zanim zrobi kolejny krok, będzie się głęboko zastanawiać, czy nie
jest jeszcze zbyt wcześnie. Nie będziesz mógł na nią naciskać, jeśli faktycznie
chciałbyś, aby między wami do czegoś doszło.
-
Zdaje się, że już doświadczyłem tego wahania w jej wykonaniu. I szczerze? –
Zerknął wpierw na Pottera, a następnie na jego córkę i wysilił się na ciepły
uśmiech, za co dziewczynka odwzajemniła mu się wesołym śmiechem i radosnymi
oczkami. Momentalnie coś go ruszyło w lewej piersi, w której bardzo nieśmiało
zaczęło rozchodzić się przyjemne ciepło. Fascynujące doświadczenie. A przecież
to tylko uśmiech od małego dziecka. – Chyba potrafię sobie z tym poradzić. Może
idzie mi to dość koślawo, ale z pewnością nie jestem gorszy, niż ty jako
ojciec, Potter.
-
Ja bym dywagował w tej kwestii – odpowiedział z odrobiną złośliwości i zabrał
Lilly kubeczek z herbatą, a następnie schował go w specjalnym nosidełku umieszczonym z tyłu
wózka. – Ale skoro twierdzisz, że sobie radzisz, muszę ci zaufać, choć
myślałem, że nigdy nie będę musiał powiedzieć tych słów.
-
Nie było tak strasznie, co?
- Nie najgorzej. Wiesz, że zmieniamy dziś dziewczyny w czekoladziarni o 15.00? –
Spojrzał zdziwiony na rozmówcę, kręcąc przy tym przecząco głową.
-
Nic o tym nie wiem – odpowiedział zgodnie z prawdą, a Harry wpatrywał się w
niego z niedowierzaniem.
-
Nie mów, że zapomniałeś.
-
Nie zapomniałem. Hermiona nic mi o tym nie mówiła. – Szybko odtworzył całą
rozmowę z Granger sprzed kilku dni, ale za nic w świecie nie kojarzył, aby
kobieta mówiła mu cokolwiek o jakiejś zmianie w czekoladziarni. Kazała mu
pracować nad dokumentami i pieczęcią, ale o nauce przygotowywania czekolady
najwidoczniej zapomniała. Ale to się nie zgadzało, gdyż każdy znający byłą
Gryfonkę wiedział, że pamięć ma niezawodną, zatem wątpił, aby coś takiego wyleciało
jej po prostu z głowy. O co zatem chodziło z tą całą zmianą?
-
No to już wiesz, że pracujemy dziś w Czekoladowym Niebie od 15.00 –
zakomunikował zupełnie spokojny Harry, a następnie podniósł się z ławki,
poprawiając spadające z nosa okulary.
-
Tylko ja nie mogę, bo Granger kazała mi pracować nad projektem. – Potter
wzruszył od niechcenia ramionami, a po chwili zaczął popychać wózek z córką
lekko do przodu i ciągnąć go potem do tyłu. Dźwięk przesuwanych po ścieżce
kółek zaintrygował leżącego przy ławce Dulce, który momentalnie podniósł się i
zaczął przy dziewczynce w tę i z powrotem.
-
Kilka godzin przerwy dobrze ci zrobi, a Pansy powiedziała wyraźnie, że ja mam
przyjść, ty i Zabini by się jeszcze przydał. – Draco prychnął pod nosem,
krzyżując ręce na klatce piersiowej. Już widzi, jak załamany Diabeł lata między
stolikami i z szerokim uśmiechem na ustach pyta ludzi, czy maja ochotę na
„czekoladowy pocałunek” lub „mleczny uścisk”, czy jak się tam niektóre
specyfiki w karcie nazywały. Prędzej poda im „gorzkie rozstanie” albo „czarną
rozpacz”, nie omieszkując przy tym zaznaczyć, że zakochani powinni cieszyć się
sobą, póki mają ku temu okazję, bo jedno z nich może w każdej chwili wyjechać
na prawie cały rok. Uroczy serwis się zapowiadał w Czekoladowym Niebie.
-
Życzę powodzenia z Blaise’em, który lamentuje po wyjeździe Ginny. – Harry
zmarszczył delikatnie brwi, co nie uszło uwadze arystokraty. Może nie tylko
jemu nagłe szkolenie Weasleyówny wydawało się dziwne.
- Też
masz wrażenie, że coś z tym wyjazdem jest nie tak? – zapytał zaciekawiony, na
co Draco wzruszył leniwie ramionami i wyciągnął z kieszeni płaszcza paczkę
papierosów, wyciągając ją w stronę mężczyzny, ale ten odmówił, wskazując na
dziecko. Blondyn nie przejął się za bardzo obecnością małej Lilly. Podniósł się
z ławki i stanął w bezpiecznej odległości, aby dym nie leciał na dziecko i
zapalił jedną używkę, zaciągając się dwukrotnie.
-
Nie wydaje mi się, aby o tak długich szkoleniach informowali z jednodniowym
wyprzedzeniem - rozmyślał dalej Harry, a
Draco palił w spokoju papierosa, analizując każde słowo bruneta, bowiem Potter
snuł identyczne przypuszczenia, co on sam. Przede wszystkim nikomu nie pasował
czas wyjazdu Ginny; zbyt szybko i w bardzo nerwowej atmosferze to się odbyło.
Dodając do tego jeszcze rzekomą chorobę, jaką miała być grypa żołądkowa, wątpił
by Weasleyówna była zdolna do udania się na drugi koniec Londynu tylko po to,
aby dowiedzieć się, że następnego dnia ma samolot do Włoch i nie będzie jej w
Anglii przez prawie cały rok.
- Wysłałeś
kiedyś pracownika na dziesięć miesięcy na jakiś kurs? – Malfoy spojrzał
zaintrygowany na mężczyznę, strzepując popiół z papierosa na ośnieżony trawnik.
Zastanowił się chwilę nad pytaniem, by następnie pokręcić przecząco głową.
-
Takie praktyki są dość rzadko spotykane i wątpię, by jakakolwiek placówka
edukacyjna pozwoliła sobie na tak długi okres finansowania jakiegokolwiek
szkolenia – odpowiedział rzeczowo, a Harry westchnął głęboko, przyciągając do
siebie wózek z córką i ponownie go odpychając. Dulce widocznie znudził się
bieganiem za małą koleżanką, gdyż usiadł na ścieżce i obserwował przybliżającą
i oddalającą się Lilly, wodząc za nią wzrokiem.
-
Tym bardziej ten wyjazd wydaje mi się podejrzany.
-
Czy mając grypę żołądkową można ruszyć się z domu, powiedzmy na kilka godzin? –
zapytał ni z tego, ni z owego blondyn, a Potter poprawił kolejny raz okulary i
spojrzał na niego zaciekawiony.
-
A co to ma wspólnego z wyjazdem Ginny?
-
Ponoć była chora, gdy poszła do szkoły i dowiedziała się o kursie.
-
Musiałaby dostać bardzo silne specyfiki, a i tak byłaby osłabiona i odwodniona.
Raczej mało prawdopodobne, że w takim stanie dojechała bez problemów do szkoły.
Nawet ona nie jest na tyle silna. – Zamyślił się nad słowami Harry’ego,
wpatrując się w wypalonego papierosa. Nie wątpił, że Potter jest wyjątkowo
dobrym medykiem. Nawet cholernie dobrym. Jeśli zatem on mówił, że młoda Weasley
nie dałaby rady doczłapać się do pracy w stanie choroby, to znaczy, że tak
musiało być. To z kolei dawało nową poświatę na wyjątkowo śmierdzącą sprawę i
utwierdzało go w przekonaniu, że cały wyjazd to po prostu ściema. Z kolei to
prowadziło do kolejnego pytania, ponieważ nie miał pomysłu, z jakiego powodu
Ginny miałaby okłamać Blaise’a. Za dużo poszlak i niedomówień; nic nie układało
się w logiczną całość.
Wyrzucił
wypalonego papierosa do kosza i odkaszlnął kilka razy, a po chwili to samo
zrobił Harry. Rzucił mu beznamiętne spojrzenie i przypiął smycz do obroży
Dulce, który nie wyglądał na uradowanego z pory powrotu do domu. Chciał się
jeszcze trochę pobawić, mimo że łapy zaczynały mu pomału odmarzać;
najwidoczniej jego pan musiał to zauważyć.
-
O 15.00 u Granger? – upewnił się na odchodnym Draco, a Potter przytaknął mu
głową. Po krótkim pożegnaniu każdy skierował się w swoją stronę, ale myśli obu
mężczyzn zaprzątał ten sam problem, którym był wyjazd Ginny. Dzięki tym kilku
informacjom otrzymanym od Harry’ego, Malfoy umocnił się w przekonaniu, że nie
mylił się co do rzekomego szkolenia rudej. Teraz musi to jakoś delikatnie
przekazać Zabiniemu i mieć nadzieję, że przyjaciel nie będzie szukał swej
ukochanej po całym Półwyspie Apenińskim. Marne szanse – pomyślał i wyszedł
razem z Dulce z ośnieżonego parku. Kiedyś nabawi się zapalenia płuc przez te
poranne spacerki.
* * * * *
Praca
szła mu dziś o dziwo wyjątkowo dobrze. Wspomagał się zaklęciami kalkulacyjnymi,
bez których nie poradziłby sobie tak szybko, dzięki czemu wszystkie wymiary
miał naniesione w niecałe czterdzieści minut. Raz co prawda pomylił się przy
obliczaniu linii łańcuchowej, ale szybko wprowadził odpowiednie poprawki dzięki
magicznej wizualizacji rzuconej na projekt; czary bardzo ułatwiały mu robotę,
która była dość mozolna i czasochłonna. Oczywiście mógł wyliczać wszystko w
pamięci lub na kartkach, ale skoro istniały odpowiednie metody ułatwiające
pracę, to czemu z nich nie korzystać? W ten sposób miał już gotową całą
przednią i tylną fasadę hospicjum, a boczne ściany stanowiły tylko kwestię
formalną. Budynek w środku prezentował się znakomicie. Co prawda odszedł od
stosowanej w wielu projektach nowoczesnej formy, w której się specjalizował,
ale w tym wypadku wyszło mu to raczej na dobre. Prostota, harmonia i równowaga
– te trzy cechy zdecydowanie dominowały na kilkunastu arkuszach, które teraz
potrzebowały jedynie zatwierdzenia. Sam powiedziała, że zajmie się tą
kwestią, a on ufał jej całkowicie, gdyż bez niej jego firma znajdowałaby się w
kłopotach częściej, niż ustawa przewiduje. Niestety w okolicach godzin
popołudniowych żołądek zaczął domagać się pożywienia, gdyż najwidoczniej zwykła
woda wtłaczana do organizmu hektolitrami przestała mu wystarczać. Ponawiające
się burczenie w brzuchu nie uszło tez uwadze leżącego pod stołem kreślarskim
Dulce, który mruczał za każdym razem, gdy usłyszał niepokojące dźwięki
wydobywające się z jego pana. Nie ukrywał, że sam też chętnie by coś przekąsił.
Toteż przed godziną 14.00 Draco odłożył w końcu wszystkie sprzęty i spojrzał na
drzemiącego dobermana, którego żołądek również zaczął domagać się uwagi. Jak na
zawołanie z jego brzucha popłynęły dźwięki marsza żołnierskiego, którego nie
dało się już dłużej bagatelizować.
-
Chyba czas na obiad, Dulce. – Zwierzę wyczołgało się spod stołu i rozprostowało
zastałe mięśnie, a następnie spojrzało na blondyna nieco zaspanym wzrokiem, gdy
ten wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał na nim odpowiedni numer. Po chwili w
słuchawce odezwał się dość skrzekliwy kobiecy głos, a Draco przystąpił do
„przygotowywania obiadu”. – Dużą peperoni na grubym cieście z podwojonymi
dodatkami i podwójnym serem.
* * * * *
Rano
ruch w czekoladziarni nie był zbyt spory; najczęściej przychodzili wtedy starsi
ludzie. Czasem zdarzyło się, że ktoś wpadał po jakiś większy kawałek ciasta i
zamawiał kilka kubków czekolady na wynos, ale było to dość sporadyczne. Nie
miała zatem zbyt dużo do roboty, nie licząc umycia kilku filiżanek i upieczenia
świeżej porcji ciastek. Za każdym razem, gdy pojawiła się w części kuchennej
Pansy zasypywała ją stronicami gazet modowych, przez które proponowała jej
najróżniejsze kreacje na zbliżający się bal noworoczny z Draco. Po całej
godzinie trajkotania nad wyższością kości słoniowej nad ecru starała się bywać
jak najrzadziej na zapleczu, gdyż od nadmiaru zmyślnych nazw kolorów zaczęła
pomału boleć ją głowa. Zbliżała się niestety godzina wyjęcia ciastek z
piekarnika, więc musiała wkroczyć na modowe terytorium przyjaciółki, którą
przygotowania do zabawy pochłonęły bez reszty. Tak jak podejrzewała, Pansy
siedziała wciąż na tym samym krześle i zawzięcia znaczyła kolejne strony w
czasopismach.
- Karmin
czy karmazyn? – Spojrzała na kobietę nieco zdezorientowana, jednak pani Potter
źle odczytała jej spojrzenie, gdyż szybko przerzuciła kilka stron i wskazała
jej całą gamę sukni o dość specyficznym kolorze, który sklasyfikowałaby jako
mocny różowy. Pan jednak i na tę barwę potrafiła znaleźć zmyślną nazwę. –
Amarant mi jakoś do ciebie nie pasuje.
-
Wszystko mi jedno, naprawdę – odpowiedziała nieco znużona, na co przyjaciółka
zamknęła z hukiem magazyn i odłożyła go na stolik, by w dalszej kolejności
wlepić w Hermionę poirytowane spojrzenie. Podpadłam.
-
To ja się dwoję i troję, zaprzątam sobie głowę w dobieranie do ciebie
właściwych odcieni, wyszukuję najnowsze trendy, żebyś wyglądała olśniewająco, a
ty mi mówisz, że ci wszystko jedno? – Patrzyła na kasztanowłosą rozjuszonym
wzrokiem, na co panna Granger uśmiechnęła się przepraszająco i włożyła kolejną
blachę z ciastkami do piekarnika, a z poprzedniej zaczęła przerzucać wypieki do
szklanego słoja na wystawce. Pansy pokręciła z dezaprobatą głową i westchnęła
przeciągle na ten widok.
- To
zwykłe przyjęcie – starała się usprawiedliwić swoje podejście do tematu, ale
chyba obrała zły sposób, gdyż pani Potter wytrzeszczyła ze zdumienia oczy i
zaśmiała się żałośnie, na co speszona Hermiona przygryzła lekko policzek od
wewnątrz.
-
O nie, kochana – zaprotestowała – to nie jest zwykłe przyjęcie. To wielka gala,
na której liczy się przede wszystkim twoja prezentacja, ilość plotek do
przekazania oraz zawartość portfela, którą przekażesz na cele dobroczynne. O
balu Narcyzy Malfoy mówi się przez cały następny rok, a ponieważ idziesz tam z
Draco, który jest jej synem, będziesz cały czas pod ostrzałem najważniejszych
osobistości w Wielkiej Brytanii. Chyba zatem rozumiesz, czemu twoja suknia tak
bardzo mnie absorbuje?
-
Nie miałam pojęcia – odezwała się cichutko, na co druga kobieta westchnęła i
zacmokała z dezaprobatą, wręczając jej jeden z magazynów. Hermionie omal nie
ugięły się pod jego ciężarem kolana; mógł mieć jakieś czterysta stron!
- Na
szczęście ja mam i pomogę ci ze wszystkim. Zobacz, czy coś z tego wydania ci
się podoba. – Sama zagłębiła się w innym czasopiśmie, zdecydowanie lżejszym,
niż te, które wręczyła przyjaciółce. Panna Granger przejrzała pobieżnie opasłe
tomiszcze i zatrzymała się na koktajlowej sukience w kolorze pudrowego różu,
którą pokazała Pan, ale kobieta spojrzała na nią przerażona i pokręciła
stanowczo głową.
-
Szukaj długiej sukni, niekoniecznie bogato zdobionej. Popełnisz ogromne faux
pas, jeśli przyjdziesz na taki bal w krótkiej sukience. – Przytknęła głową i
zagłębiła się w lekturę, gdy nagle drzwi od lokalu otworzyły się, o czym
świadczył charakterystyczny dźwięk dzwoneczka, a przy ladzie zmaterializował
się Blaise. Mężczyzna usiadł na wolnym stołku i położył głowę na blacie, w
który wybąkał zamówienie, a Hermiona i Pansy patrzyły na niego niemal
miłosiernie.
-
Podwójną z bitą śmietaną i czekoladową posypką. Możecie polać to wszystko
karmelem i dosłodzić.
-
Wszystko dobrze, Diable? – spytała nieco zmartwiona stanem przyjaciela pani
Potter. Zabini nawet nie krył się z fatalnym samopoczuciem. Pokręcił przecząco
głową, nie podnosząc jej z blatu.
-
Jest mi tak potwornie źle, Pan. Nie ma jej od trzech dni, a ja nie wiem, co mam
ze sobą zrobić. – Hermiona szybko zorientowała się, że mowa jest o Ginny.
Skrzyżowała ręce na piersiach i stanęła obok Diabła, który wpatrywał się w nią
miną zbitego psa, jakby miał się za chwilę rozpłakać. Normalnie śmiałaby się z
takiego zachowania u mężczyzny, ale dobrze wiedziała, jak Blaise znosi, a
raczej nie znosi, rozłąkę. Strach pomyśleć, jak uda mu się przetrwać całe
dziesięć miesięcy.
- Przecież
wróci, Diable – pocieszyła chłopaka, ale ten wykrzywił usta w grymasie i jęknął
w blat.
-
Wróci, nie wróci. Ja chcę żeby była tu teraz! – zawodził zrozpaczony, przez co
kasztanowłosą kobietę coraz bardziej zaczęła boleć głowa. Na szczęście uwaga
Zabiniego przeniosła się na masę czasopism walających się po pomieszczeniu, za
co panna Granger była wdzięczna wszystkim bóstwom. Czarnoskóry wziął jeden
magazyn do ręki i zaczął go niespiesznie przeglądać. Pansy w tym czasie zajęła
się przygotowaniem zamówienia przyjaciela, choć zdecydowała się wyeliminować z
niego kilka składników, jak chociażby podwójny cukier czy sos karmelowy.
-
Po co wam te wszystkie gazety? Zakładacie skup makulatury czy jak?
-
Pansy pomaga mi szukać sukienki na bal noworoczny Narcyzy Malfoy – odparła
nieco znudzonym tonem, a Blaise sięgnął po kolejne czasopismo i zaglądał na
strony zaznaczone przez czarnowłosą. Z każdą kolejną jednak marszczył coraz
bardziej brwi, aż wyglądał, jak naburmuszone dziecko, któremu odmówiono kupna
zabawki.
-
Nie obraźcie się dziewczyny, ale te kiecki są okropne – skwitował wybory
przyjaciółki, a pani Potter w tym momencie postawiła przed nim nieco zbyt
agresywnie filiżankę z czekoladą. Na jej widok humor Blaise’a pogorszył się
jeszcze bardziej. – A gdzie karmel? Gdzie posypka? Ona nawet nie jest duża.
-
Cukrzycy się nabawisz, Diable – odpowiedziała lekko rozjuszona Pansy, a Zabini
wygiął usta w podkówkę, wyrażając w ten sposób swe niezadowolenie.
-
Mam zacząć pić w takim razie?
-
Już lepiej jedz czekoladę – zaoponowała Hermiona, a Blaise wsadził łyżeczkę w pokrywę
z bitej śmietany i wymieszał ją razem z gęstą cieczą znajdującą się w
filiżance. Dziewczyny patrzyły na siebie porozumiewawczo, bowiem nie bardzo
wiedziały, co mają zrobić z paskudnym samopoczuciem czarnoskórego. Po kilku
łyżkach deseru Zabini wydawał się być jednak mniej pochmurny, co obie
zaobserwowały z wyraźną ulgą.
- Masz
już jakąś sukienkę na oku, Hermiono?
-
Pansy mi pomaga w wyborze, bo ja się na tym kompletnie nie znam. – Zmarszczył
lekko brwi i spojrzał na obie kobiety z zaciekawieniem.
-
A ty, Pan? – Wzrok kasztanowłosej od razu przeniósł się na przyjaciółkę, która
machnęła od niechcenia ręką i uśmiechnęła się promiennie.
-
Kto tam będzie na mnie patrzył!
-
Też idziesz na ten bal? – Pansy zerknęła na Hermionę, jednak nie zdążyła
odpowiedzieć, gdyż ubiegł ją Blaise.
-
Pewnie, że tak. Może wyszła za Pottera, ale to wciąż arystokracja. Zresztą
przyjaźni się z Draco, Narcyza ją zna, to czemu miałaby jej nie zaprosić?
-
I nic mi nie powiedziałaś? – uniosła się dziewczyna, ale i tym razem nie
doczekała się responsu od przyjaciółki. Ledwo pani Potter otworzyła usta, a
odzywał się za nią niezwykle pomocy Zabini.
-
Pansy nigdy nie mówi o takich rzeczach. Woli skupiać się na innych, niż na
sobie. W zeszłym roku pomagała w wyborze sukienki Ginny. – Na wzmiankę o
ukochanej depresyjny humor powrócił w mężczyźnie. Wsparł głowę na ręce i
mieszał w filiżance z czekoladą, od czasu do czasu przerzucając kolejne strony
w magazynie modowym.
-
Pansy, dałabym sobie sama radę. Nie musisz się o mnie martwić.
-
Ale Pansy to strumień miłosierdzia, który zawsze stawia dobro innych na
pierwszym miejscu.
-
Zamknij się wreszcie, Diable – zrugała przyjaciela wściekła pani Potter,
rozmasowując pulsujące skronie. Ku jej uciesze czarnoskóry zamilkł i oddał się
kontemplacji nad przeglądanymi kreacjami w połączeniu z jedzeniem czekolady.
Westchnęła po chwili głośno, a w tym samym momencie do lokalu wszedł Draco
razem z Harrym, który pchał przed sobą wózek z Lilly. Panowie rozmawiali o
czymś żywo, a kiedy Hermiona usłyszała głos Malfoya i dostrzegła jego platynową
czuprynę, od razu zwróciła się do i tak poirytowanej Pansy.
-
Co Malfoy tutaj robi?
-
Pomyślałam, że mogliby nas zastąpić, kiedy my będziemy szukać sukienki. – Oczy
panny Granger rozszerzyły się do rozmiarów spodków od talerzy, a dolna warga
lekko opadła w dół. Ni stąd ni zowąd przy ladzie pojawili się dwaj panowie, a
dłoń Draco od razu spoczęła na talii kasztanowłosej kobiety. Spojrzała na niego
z jakby lekkim przestrachem i założyła kosmyk włosów za ucho, choć wszystkie
znajdowały się na właściwym miejscu.
-
Cześć, Granger – przywitał się wesoło Draco, a w jego ślady poszedł stojący
obok Harry.
-
Cześć, Miona! O! I jest Zabini! – Klepnął bruneta w plecy, a ten zakrztusił się
czekoladą, omal nie opluwając stojącej przed nim Pansy. Na szczęście sekundę
wcześniej kobieta przesunęła się zaledwie o kilka centymetrów, dzięki czemu
uniknęła przykrego spotkania z deserem spożywanym przez Blaise’a. Czarnoskóry
zaczął kaszleć i łapać spazmatycznie oddech, czym zwrócił na siebie uwagę
wszystkich obecnych, jednak tylko panna Granger wiedziała, co należy zrobić.
Nalała do szklanki wody i podała mu ją, wcześniej poklepując go delikatnie po
plecach. Mężczyzna uspokoić się bardzo szybko i przez zachrypnięte gardło
wybąkał ciche podziękowania, a następnie rzucił Harry’emu wściekłe spojrzenie,
tak samo jak Pansy, Hermiona i Draco. Choć właściwie ten ostatni zawsze się tak
na niego patrzył.
-
Mogłeś go udusić – zauważyła trafnie pani Potter, a kasztanowłosa kobieta już
szykowała się, żeby upomnieć przyjaciela, iż jest lekarzem i powinien wiedzieć
o takich rzeczach, lecz ku uciesze Pottera uratował go Malfoy, który zamknął
byłą Gryfonkę w uścisku, oplatając ją od tyłu w talii i kładąc głowę na jej ramieniu.
-
Zabini to duży dzieciak. Poradziłby sobie.
-
Możecie nie obnosić się publicznie z waszą miłością? – zapytał zjadliwie Blaise
Dracona, a ten spojrzał na niego zszokowany, podobnie zresztą jak Hermiona.
Szybko jednak ją puścił, za co przyjaciel odwdzięczył mu się wymuszonym
uśmiechem. – Dziękuję.
-
I ty chcesz go w takim stanie posłać do klientów? Splajtujesz Granger w ciągu
jednego popołudnia – skierował ostatnie słowa do kasztanowłosej kobiety, która
posłała mu lekkiego kuksańca, a Pansy wywróciła na to wszystko oczami. Zebrała
walające się po blacie magazyny do torby i chrząknęła znacząco na Hermionę,
jednak dziewczyna nie zwróciła na nią za bardzo uwagi.
-
Miałeś dokończyć projekt i załatwić wszystkie dokumenty. Co w takim razie tutaj
robisz? – dopytywała zawzięcie Malfoya, któremu uśmiech nie chciał zejść z
twarzy. Nie miał bladego pojęcia, jak bardzo kobieta martwi się o powodzenie
jego planu. Bądź co bądź jej też on poniekąd dotyczył.
-
Długa historia. A jemu co? – Wskazał głową na mieszającego czekoladę Blaise’a,
a wzrok Hermiony powędrował na czarnoskórego.
-
Przecież dobrze wiesz i nie zmieniaj tematu – upomniała go, ale wtedy do
rozmowy wtrącił się Harry, który był jej w tym momencie potrzebny, jak piąte
koło u wozu.
-
Wy idziecie po sukienki, my zajmujemy się czekoladziarnią. To chyba
sprawiedliwy układ?
-
Jak się nie pospieszymy, to nie znajdziemy żadnej sukienki – zauważyła nieco
zirytowana Pansy, na co panna Granger przytaknęła jej głową. Zwróciła się
jeszcze na odchodne do Draco, który ściągał z siebie grafitowy płaszcz i
podwijał rękawy koszuli do łokci.
-
A z tobą rozmówię się później. – Zagroziła mu przy tym palcem i zniknęła razem
z przyjaciółką. Arystokrata wzruszył tylko od niechcenia ramionami, jednak
zarówno Blaise, jak i Harry nie mogli sobie darować małej dygresji w kwestii
jego relacji z Hermioną.
-
Aleś sobie nagrabił – zauważył Potter, a w ślad za nim poszedł Zabini,
wylizujący resztki czekolady z filiżanki.
-
Masz przekichane, jak alergik w okresie pylenia. – Odstawił naczynie na blat
przed przyjacielem i oblizał umazane wargi. – Barman! Jeszcze raz to samo!
* * * * *
Każde
zakupy ją przerażały. Uginające się pod naręczem ubrań wieszaki, zmyślne kroje
i materiały, miliardy kartonów z butami i ekspedientki podbiegające do niej już
w wejściu z pytaniem „w czym mogę pomóc?” – to wszystko ją przerażało i
przyprawiało o bolesne pulsacje skroni. Nigdy nie rozumiała, jak można
odwiedzać galerie handlowe trzy razy w ciągu tygodnia. Jej tyle wystarczało
przez cały rok! Ile można siedzieć w przymierzalniach i debatować nad kupnem
bluzki? Dla niej zakupy nigdy nie miały większego znaczenia; lubiła wygodne
ubrania, w których nie czuła się, jak w przebraniu, i które nie ograniczały jej
ruchów. Niestety nie produkowali jeszcze sukni balowych z dresu lub bawełny, a
nawet jeśli, Pansy nigdy w życiu nie pozwoliłaby jej czegoś takiego ubrać.
Przemierzyły zatem Westfield London w poszukiwaniu odpowiednich kreacji, aż w
końcu wybrały się na Pokątną, gdyż w mugolskich sklepach nie znalazły niczego
satysfakcjonującego. Tam również przymierzyły dziesiątki sukienek, ale każdą
kolejną, którą ubierała Hermiona, Pansy odrzucała i zaciągała ją do kolejnych
projektantów. Po kilku godzinach, dwóch kawach i jednej kłótni odnośnie błękitu
paryskiego, panna Granger dostrzegła za witryną jednego ze sklepów manekina
ubranego w charakterystyczną grafitową suknię. Kolor ten od razu skojarzył jej
się z Draco, wobec czego zaprowadziła panią Potter do sklepu i pokazała jej
dostrzeżoną przez szybę kreację. Pan aż zaniemówiła z wrażenia, co się rzadko
jej zdarzało. Spoglądała raz na dziewczynę, raz na manekina i nie mogła wydusić
z siebie ani jednego słowa. Nawet gdy Hermiona wyszła z przymierzalni i
pokazała jej się w wybranym zestawie potrafiła tylko głośno zakomunikować
„bierzemy!”. I na tym zakupowy koszmar się skończył, a umęczone dziewczyny
zdecydowały się wrócić do czekoladziarni, gdzie strach się bać, co się działo
pod ich nieobecność.
Wracały
z kilkoma torbami, w których znajdowały się niezbędne do skompletowania kreacji
rzeczy, jak na przykład buty i biżuteria, śmiejąc się do siebie i opowiadając o
wydarzeniach z jednego ze sklepów, kiedy dwie kobiety omal nie pobiły się z
powodu wyprzedaży szpilek.
-
Myślałam, że ta blondyna zaraz się na nią rzuci! – Roześmiała się Pansy i upiła
łyk kawy z papierowego kubka, którą kupiły w drodze powrotnej. Mimo ogólnego
zmęczenia humor miały fantastyczny.
-
Zachowywały się jak wariatki!
-
To są właśnie prawa, którymi rządzą się wyprzedaże. Kto pierwszy ten lepszy,
nic na to nie poradzisz – odpowiedziała głosem znawcy Pansy, a uśmiech na
twarzy Hermiony poszerzył się jeszcze bardziej. Od czekoladziarni dzieliło je
zaledwie kilka metrów, a ona nie mogła się doczekać, aż wejdzie pod strumień
gorącej wody, a następnie zatopi się w miękkiej pościeli i odda w ramiona snu.
Wzrok obu pań spoczął jednak na jednym ważnym szczególe, aż zatrzymały się na
środku chodnika i patrzyły na siebie nieco zaniepokojone.
-
Dlaczego jeszcze jest otwarte? – Pansy spojrzała na zegarek, który już dawno
wskazywał godzinę 22.00 i zmarszczyła z konsternacją brwi.
-
Zapomnieliby zamknąć?
-
Myślisz, że aż tak garnęli się do pracy? – zapytała nieco złośliwie, na co
przyjaciółka westchnęła głośno i ruszyła odrobinę szybszym krokiem w kierunku
czekoladziarni, a w ślad za nią dreptała panna Granger, którą zaniepokoił fakt,
iż jej ukochany lokal jest czynny zdecydowanie dłużej, niż było przewidziane.
-
Może sprzątają. Nie siejmy paniki, Miona – starała się uspokoić zdenerwowaną
dziewczynę, ale gdy stanęły przed wejściem, a przez dużą szklaną szybę
dostrzegły siedzących w środku ludzi ich poirytowanie sięgnęło zenitu.
Wkroczyły do Czekoladowego Nieba nieco zbyt gwałtownie, niż zamierzały, ale
żaden z klientów nie zwrócił na nie najmniejszej uwagi. Obie natomiast
spostrzegły, że wystrój lokalu uległ zmianie, bowiem goście wpatrywali się w
stojącego na prowizorycznej scenie Blaise’a, który mówił coś do nich,
gestykulując od czasu do czasu, a nawet przechadzającego się między nimi.
Zdezorientowane kobiety podeszły do stojących w części kuchennej Draco i
Harry’ego, którzy opierali się o blat i wpatrywali się w Zabiniego, a na ich
widok pomachali im niespiesznie i wskazali miejsca za ladą.
-
Co tu się dzieje, chłopcy? – zapytała tonem nie znoszącym sprzeciwu Pansy, a
Hermiona wsparła ją ponaglającym wzrokiem.
-
Blaise urządził wieczorek poetycki. Trochę mu się przeciągnęło – odparł
blondyn, który jedną nogą kołysał z tyłu wózek ze śpiącą Lilly. Kobiety nawet
nie starały się ukryć zdziwienia i wpatrywały się w stojącego na scenie Diabła,
który deklamował nieznany nikomu wiersz do publiczności.
-
Gdy ciebie nie ma, jam niczym ogarek świecy porzuconej na wietrze. Gasnę.
Ulatuję, jak sploty szarej mgły tulącej się do granatowego firmamentu nieba.
Pnę się, lecę, mknę, a ty… a ty… A ty? Nie dotkniesz złotym płomieniem ognia,
nie rzucisz iskry złocistej na mnie, jakem wypalony knot niewart twej skry
żaru!
-
To jest tak tragiczne, że aż piękne – skomentował cicho Harry, a Draco przytaknął
mu w odpowiedzi głową. – Shakespeare by się nie powstydził.
- Shakespeare
to się w grobie przewraca. Długo tak już gada? – Pansy najwidoczniej nie
podzielała zachwytu męża nad poezją przyjaciela, o czym dawała głośno do
zrozumienia.
-
Bodajże ze dwie godziny – odpowiedział jej spoglądający kątem oka na zegarek
Malfoy, który nie przestawał kołysać wózkiem Lilly. Hermiona pierwsza zwróciła
na to uwagę, jednak nie odezwała się, bo malująca się przed nią scena urzekła
ją. Jeszcze nigdy nie widziała Draco w takim kontakcie z dzieckiem. Zazwyczaj
uciekał od dziewczynki jak najdalej. Tymczasem proszę – kołysze nią, jakby była
co najmniej jego córką chrzestną.
-
Ktoś mu powie, że koniec tego cyrku?
-
Daj mu skończyć, Pan. Widać w ten sposób radzi sobie z nieobecnością Ginny. Nie
załamuj go jeszcze bardziej. – Pani Potter na słowa męża pokręciła z
politowaniem głową i tak jak pozostali wsłuchiwała się w poemat Blaise’a, który
rozkręcił się już na dobre.
-
Jam nie godzien twego spojrzenia. Twych jedwabistych dłoni i uśmiechu Afrodyty.
O piękna! Jeno jeden dotyk, nikłe muśnięcie mej strapionej duszy, a ulecę w
dal! Zniknę, niczym ciemna płachta nocy nad ranem! Odejdę w mogiłę bólu i
katuszy, zagrzebię się w wspomnieniach straconej miłości i będę czekał. Czekał,
aż wylejesz na me zwęglone ciało łzy naszego uczucia. – Zabini ukłonił się
lekko, a w czekoladziarni zaczęły rozbrzmiewać gromkie oklaski uznania.
Niektórzy nawet wstali, a część siedzących na sali kobiet wycierała oczy
chusteczkami. Po dłuższej chwili klienci zaczęli się zbierać do wyjścia,
rozwodząc się nad poematem Blaise’a, który podszedł do nich dość ospałym
krokiem, trzymając marynarkę przewieszoną przez ramię. Uśmiechał się do nich
lekko, więc nawet Pansy zrezygnowała z tyrady, którą chciała mu urządzić. Co
prawda dalej uważała, że występy poezji amatorskiej odbywają się gdzie indziej,
ale nie miała serca, aby psuć mu poprawiony choć w nikłym stopniu humor.
-
Lepiej ci już, Diable? – zapytał ze zmartwieniem Draco, na co Zabini wzruszył
ramionami i oparł się o kontuar, wsadzając wystający z kieszeni krawat z
powrotem do środka.
-
Chyba – odparł niemrawo i zarzucił na ramiona marynarkę. – Zawsze to jakieś
nowe doświadczenie w życiu.
-
Nie załamuj się, Zabini. Wszystko się ułoży – pocieszał czarnoskórego Harry,
ale Blaise nie wyglądał na przekonanego do jego słów.
-
Ja wiem, ale jakoś nie mogę uwierzyć, że wyjechała tak nagle. – To jedno zdanie
obudziło we wszystkich zgromadzonych poczucie winy. Każdy miał wątpliwości
odnośnie szkolenia Ginny, jednak nikt nie odważył się wspomnieć o nich
mężczyźnie. Bali się jego reakcji, a to był wystarczający argument, żeby nic mu
nie mówić. Wyrzuty sumienia w końcu jednak pękły u wszystkich, a o dziwo
najszybciej u Draco.
-
Nikt nie może i w tym jest kłopot. – Blaise utkwił wzrok w blondynie, który
wyjechał razem z wózkiem za kontuar i przekazał go zdezorientowanej Pansy. –
Mało kto organizuje tak długie kursy, to po pierwsze. Po drugie, kto otrzymuje
wiadomość o wyjeździe zaledwie dzień wcześniej? A po trzecie i chyba
zdecydowanie najważniejsze, kto z grypą żołądkową wychodzi z domu? Nie
wspominając o tym, że zrobiła sobie wycieczkę praktycznie przez całe miasto.
-
W dodatku w pidżamie – wtrącił ni z tego, ni z owego czarnoskóry, na co Draco
zmarszczył ze zdziwienia brwi. Podobnie zresztą wyglądali pozostali, którzy
niewiele rozumieli ze słów chłopaka.
-
Jak to w pidżamie? – spytała Pansy, a Zabini przeniósł na nią wzrok, jakby nie
bardzo wiedział, o co jest pytany. Westchnął cicho i rozmasował kark, a po chwili
odezwał się zmęczonym głosem, jakby kolejny raz tłumaczył coś oczywistego.
-
Normalnie. Wróciła rano i była ubrana w to samo, co zeszłego dnia, czyli w
pidżamę. – Między obecnymi zapanowała cisza, gdyż każdy analizował słowa
chłopaka, próbując wynieść z nich właściwe wnioski. Jeśli układanka wydawała
się ciężka do złożenia, tak teraz była kompletnie niemożliwa. Nic ze sobą nie
grało, nie współpracowało, a jednak musiało być ze sobą w jakiś dziwny sposób
powiązane. Melancholijna atmosfera udzielała się wszystkim bez wyjątku. Nawet
Draco krążył zamyślony po lokalu ze wzrokiem wbitym w czubki butów. Hermiona
oglądała jego swoistego rodzaju spacer i nawet nie zauważyła, że z nerwów
zagryzła wargę niemalże do krwi. Wtedy Malfoy zatrzymał się niespodziewanie i
spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem, jakby właśnie odkrył, że jego skrytka w
Banku Gringotta została w połowie opróżniona. Wskazał jej głową wyjście z
czekoladziarni i nie kwapiąc się o zabranie ze sobą płaszcza wymaszerował na
dwór, a po chwili pojawiła się przy nim panna Granger, trzymająca w rękach jego
okrycie. Przyjął je od niej i podziękował skinieniem głowy, a następnie
wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił jednego tradycyjną
zapalniczką. Hermiona nic z tego nie rozumiała, a i Draco nie spieszył się z
wyjaśnieniami. Stał i spokojnie palił papierosa, wpatrując się w jeden punkt
przed sobą. W końcu dziewczyna straciła cierpliwość.
- Malfoy
nie jestem twoją towarzyszką do papierosa. – Zerknął na nią kątem oka i
zaciągnął się mocniej używką, wydmuchując w dalszej kolejności kłęby dymu
pomieszanego z parą. Następnie zgasił niedopałek w spoczywającym na barierce
śniegu i wyrzucił go przed siebie, a każdy jego ruch był bacznie obserwowany
przez kobietę. Nie bardzo wiedział, jak ma jej powiedzieć o tym, co udało mu
się wywnioskować. Weasleyówna jest przyjaciółką, Granger, więc ciężko mu będzie
ją przekonać, że ruda bezczelnie wszystkich okłamała. Nie miał jednak za bardzo
wyboru w zaistniałej sytuacji.
-
Czy tobie też to szkolenie Ginny wydaje się dziwne? – Zaskoczona odrobinę jego
pytaniem nie bardzo wiedziała, co ma powiedzieć. Prawda wydawała się najlepsza,
więc przytaknęła ledwo zauważalnie głową. Draco jednak nie czekał na dalsze
wyjaśnienia, a to co usłyszała momentalnie wyprostowało wszystkie pozwijane
sznurki od zagmatwanego i zagadkowego zniknięcia przyjaciółki.
- Mnie,
Potterom i Zabiniemu też i okazuje się, że wszyscy mamy rację, ponieważ ruda
nie pojechała na żadne szkolenie. Okłamała nas, ale wciąż nie wiem w jakim
celu.
-
Skąd to wiesz?
-
Kto idzie do pracy w pidżamie i siedzi w niej całą noc? – Spojrzała na niego
zdumiona, a dolna warga opadła lekko w dół. – Teraz rozumiesz?
Przytaknęła mu głową i podobnie jak on wbiła wzrok
w fasadę budynku mieszczącego się po drugiej stronie. Ginny okłamała ich
wszystkich. Narzeczonego, przyjaciół, znajomych, zapewne rodzinę również.
Chciała móc powiedzieć, że w to nie wierzy, jednakże prawda i logika bijąca ze
słów blondyna były zbyt silne, aby móc im przeczyć. Wszystko się ze sobą
połączyło; nabrało właściwego kształtu, który teraz należy odpowiednio
uformować. Jednak w tym na pozór uporządkowanym świecie istniał wciąż jeden
problem; nie wiedzieli, gdzie mogą znaleźć Ginny. Mogła zostać w Londynie, ale
równie dobrze mogła faktycznie wylecieć do Włoch, ale tam jest więcej niż
pewne, że nie mają szans na jej odnalezienie. Uwolnili się z jednego martwego
punktu, by wpaść od razu w drugi. Dokąd ich to zaprowadzi?
Piękne!! Wieczór poetycki Zabiniego epicki. Nie wiem czy się bardziej śmiałam czy płakałam. W tym rozdziale Draco i Hermiona jak najbardzie na plus. Żadnych kłótni, rozstań, powrotów tylko normalna(jak na nich) relacja. Mam jakieś dziwne przeczucia co do balu, ale pewnie to przez będącą tam Ynes. Liczę, że sprawa Ginny szybko się rozwiąże i przyjaciele zrozumieją jej postępowanie. Cieszę się, że tak rozwija się relacja Draco i Harrego. Strasznie lubię opowiadanie w których są przyjaciółmi. Mie też rozczliła ta scena z Lilly. Smok byłby świetnym ojcem. Życzę weny
OdpowiedzUsuńLa Catria
Co ty babo knujesz? Niech wena będzie z tobą
OdpowiedzUsuńOch Ginewro grabisz sobie coraz bardziej. Wracaj do Diabełka bo skoro już wiersze piszę to jest źle. I trzeba pamiętać, że większość poetów nie skończyła zbyt dobrze.
OdpowiedzUsuńWspaniałe! Cieszę się że Ginny nie usunie ciąży. Szkoda mi Diabła ... Szkoda mi ciebie. Pozdrawiam i czekam na nn
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuńWczoraj wchodziłam tutaj co godzinę - nie ma. Dzisiaj kilikam kafelkę - jest! Banan na mojej twrzy przeogromny :) Przeczytałam na Luniaczku i wskoczyłam na laptopika, żeby napisać coś dłuższego.
Tydzień miałaś pełen wrażeń, doprawdy. Odkąd byłam małym szkrabem, zawsze omijałam te studzienki szerookim łukiem. Myślałam, że to ja mam pecha. Chyba nie jesteś okrutna by Ginn dokonała aborcji - jednego dziecka już się pozbyłaś. Dziwnie to brzmi, ale takie zdanie mi pasowało. Rozdział wcale nie jest przejściowy! Całkiem sporo się wyjaśnia. Ciekawe jak szybko wpadną na Severusa...
Cóż, czwana bestyjka z Dracona. Ten cały wyjazd od poczatku jest banalny. Tak z dnia na dzień, really? Ginny, jesteś żałosna >.< Relacja DxH się rozwija. Oni powinni w końcu stać się oficjalnie parą!!! :D Czekam na to niecierpliwie.
Szkoda mi Diabła. Chłop załamuje ręce i nogi... Coś czuję, że kiedy się z nią spotka, trudno będzie mu wybaczyć. Najpiew będzie szok, później szczęście, później złość... I tak dalej.
Szczerze, zawsze wierzyłam, że Weasleyówna nie miałaby nic przeciwko w takiej sytuacji. Okej, okej - rozumiem. Wiem, że miała plany na życie, ale ci się stało - sie nie od stanie! Czułam, że ona jest taką typową Gryfonką. Wychowankowie domu lwa nie tchórzą... podobno. Tutaj hmm... niedokładnie, ale po części.
Rozczuliła mnie scena z Lily. Dobra, nie pzepadam za dziećmi. Niechęć raczej wywołana jest moją siostrą niźli kimś innym. Tak naprawdę... Duże oczka i wieczny uśmiech zawsze chwytają mnie za serce. A mężczyźni z małymi dziećmi... Ciasteczka przeogromne *.*
Czekam na bal C: Po mojej głowie krążą wyidealizowane postacie tych bohaterów. Będzie cudownie :) Czyli wkrótce rozmowa z Cyzią. Ubóstwiam kobitkę! Mam nadzieję, że nie będzie Yves. Tego babsztyla nie trawię. Powinno ją piekło pochłonąć!
Co się stanie podczas wyjazdu do Austrii? Czuję, że coś ważnego. Dobrego lub złego, żadnych szarości. Cała drżę... Ehh, szybko minie! Bynajmniej dla mnie.
U mnie raz pada deszcz, zaraz słychać stukot gradu, a na koniec za oknami widać śnieg. To nie wszystko, obecnie jest słońce! Chyba marzec dopiero nas przywitał. Ja nastomiast 5dni wolnego (testy gimnazjalne+weekend) przeleżałam w łóżku _._ Choroba rozłożyła mnie na łopatki, grrr... Chyba postanowili mi to wynagrodzić. Zwolnienie z 4 wf-ów tym tygodniu oraz cała środa, gdzie lekcje kończę o 15:30, wolna! Tylko kartkówek i sprawdzianów nam przełożyli... :) Koniec końcó - zaraz majówka! Moja wewnętrza potrzeba - dużo faficzków przyjmę :P
Pozdrawiam Cię serdecznie, czekam na: rozdział, kolejną część miniaturki i wywiad z... kimś :P oraz życzę weny, czasu i więcej szczęścia!
KH
Wspaniałe! Cieszę się że Ginny nie usunie ciąży. Szkoda mi Diabła ... Szkoda mi ciebie. Pozdrawiam i czekam na nn
OdpowiedzUsuńDziękuję za rozdział :) trochę mało się w nim na początku działo ale wieczór poetycki Zabiniego mnie rozwalił całkowicie :D mimo wszystko rozdział cudowny a i w końcu mam nadzieję że ta sprawa z Giny rozwiąże się szybko :) Życzę dużo weny i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA mnie bawi debilizm czytelników. Ginny wyraźnie mówi Blaise'owi, że wyjeżdża na 10 miesięcy, tak? Więc ciąża - 9 miesięcy plus minus miesiąc i dojście do siebie plus załatwienie dziecku nowej rodziny. Więc co za idioci, że Ginny usuwa ciążę?
OdpowiedzUsuńPo I przepraszam, że dopiero teraz komentuję. Po II : To było MEGA :-) cały czas miałam banana na twarzy czytając ( no może przy poezji Zabiniego łezka się zakręciła w oku) Rozkmina Draco odnośnie balu najlepsza :-) Pokładałam się ze śmiechu czytając o ,, obrabianiu sobie dupy " xD Życzę ci duuuuuużo weny na kolejny rozdział i czasu jego napisanie <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny
Emiś
O matko współczuję ci takiego pecha! To prawie jak jakaś klątwa ale znam dziewczynę która w ciągu dwóch tygodni złamała sobie obie ręce i weszła na gwóźdź :/
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to się będę po raz kolejny powtarzać, że świetny. Faktycznie nie było żadnego szoku ale to niczego temu rozdziałowi nie ujmuje. Zmiana w Malfoyu względem dzieci rozegrana moim zdaniem po mistrzowsku! Nic nie jest wetknięte na siłę. I z tym kołysaniem wózkiem nogą. Gdy sobie to wyobrażę ach.... Kocham mężczyzn opiekujących się dziećmi *-* Sorry dygresja ;)
Wieczorek poetycki Diabła fantastyczny. A przy "Barman jeszcze raz to samo!" po prostu nie można się nie uśmiechnąć :D
Jedna rzecz mnie intryguje. Dlaczego masz ilość komentarzy tak nieproporcjonalną do tego jak świetny jest ten blog? O.o Toż to hańba! No cóż życzę Ci weny, szczęścia i wytrwałości i do zobaczenia pod następnym rozdziałem ;)
Super rodział!
OdpowiedzUsuńŚwietne. Zakochałam sie. 😍 jesteś świetna.cieszę się ze weszłam tutaj i zaczelam czytać:) Czekam na następny rozdział. ;)
OdpowiedzUsuńDobra, w końcu się ogarnęłam i mogę normalnie skomentować (może w końcu wrócę do swojego starego rytmu komentowania wszystkiego, co przeczytałam - jak na razie z marnym skutkiem, ale ja nie o tym tutaj).
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czemu Ginny jest taką idiotką. Szczerze mówiąc, jakoś nie potrafię uwierzyć w taką decyzję (może to dlatego, że nie mam pojęcia, co taka osoba mogłaby przeżywać, ja nigdy nie byłam i - mam nadzieję - nie będę w takiej sytuacji). Wiadomo, mogła spanikować, byłabym zdziwiona, gdyby Ginny przyjęła to nader spokojnie, ale... No, błagam!
Właśnie sobie pomyślałam, że to mógł być jej sposób na radzenie sobie z tym wszystkim, co ostatnimi czasy ją gnębiło i nie pozwalało odetchnąć. W końcu przejmowała się (i w sumie nadal to robi) Hermioną, dodając do tego jej matkę, która jest wrogo nastawiona do Blaise'a. Możliwe też, że Blaise (nie jestem pewna, czy przypadkiem nie wspominałaś o tym, ale uznajmy, że coś takiego się zdarzyło) podzielił się z nią swoimi kłopotami i tym, że firma Malfoya ma małe (cóż za eufemizm!) problemy. Trochę tego jest jak na taką małą osóbkę, więc kiedy spadło na nią nienarodzone (jeszcze) dziecko, to nie wytrzymała - pękła i zwyczajnie uciekła, mając w nosie racjonalne myślenie.
Z lekka się rozpisałam, ale dodam jeszcze, że podoba mi się relacja pomiędzy Draco a Hermioną. Jak o nich czytam, to nie mogę powstrzymać uśmiechu. :)
Pozdrawiam,
C.
wieczne-pioro-cassie.blogspot.com
Witaj!
OdpowiedzUsuńZawitałam tutaj stosunkowo niedawno, jakieś dwa dni temu. Zupełnie przez przypadek, jednakże coś pchnęło mnie do tego, żeby przeczytać twoje opowiadanie. I co mogę powiedzieć... Opowiadanie podbiło moje serce całkowicie. Podjęłaś bardzo trudną tematykę i naprawdę rzadko zdarza się, że ktokolwiek się jej podejmuje. Ale ty dałaś radę i naprawdę, jestem pod wrażeniem. Widać, że oddałaś tej historii sporą część siebie i zastanawiam się, jak ty dajesz radę pogodzić studia (niedługo nawet dwa kierunki), pracę, znajomych i w ogóle wszystko... Niby dla chcącego nic trudnego, ale mimo wszystko.
Wiem, że tak trochę nieskładna jest ta moja wypowiedź, ale za bardzo nie wiem, do czego tu się odnieść. Pojawiło się tutaj tyle wątków, które aż proszą się o szersze skomentowanie, ale nie mogę zdecydować się, który w tym wszystkim jest najlepszy, bo wszystkie są równie wspaniałe. Ale może wszystko omówię po krótce, chociaż nie obiecuję, że to mi się uda. Jakbym coś źle powiedziała, to śmiało, możesz bić!
Wątek Hermiony i Draco jest naprawdę intrygujący i ciągle zastanawiam się, jaką przybierze postać. Oboje zmagają się ze swoimi problemami, jednak wzajemna obecność pomaga im z nimi się uporać. Ciekawie się to wszystko zapowiada i czekam na moment, kiedy w końcu zdecydują się zrobić ten krok do przodu. Nie będzie łatwo, w końcu Hermiona boi się zaufać mężczyźnie, a i dla Draco ta sytuacja jest całkowicie nowa. Oboje się zmieniają na lepsze i powoli, małymi krokami będą szli do przodu.
Połączenie Pansy i Harry'ego jest bardzo ciekawe. Rzadko kiedy łączy się ich w parę, jednak tobie to się udało. Pracoholizm męża z pewnością jest dla Pansy problematyczne, jednak dobrze, że jest w stanie nad nim zapanować. W końcu rodzina jest najważniejsza, no! Może w końcu to do Harry'ego dotrze w tak dużym stopniu, że nie będzie się wahał, tak jak miało to miejsce w przypadku wyjazdu do Rumunii i nie będzie trzeba przywracać do porządku. Rodzina powinna zawsze być na pierwszym miejscu. Owszem, Harry z pewnością kocha żonę i Lilly, jednak... Praca to nie wszystko.
Blaise i Ginny są cudowną parą i zawsze zastanawiałam się, dlaczego p. Rowling ich ze sobą nie połączyła. Przecież oni pasują do siebie idealnie! Jednak w życiu nic nie jest idealne i nad nimi pojawiły się ciemne chmury. Wiadomość o ciąży dla Ginny z pewnością jest ciężka i poniekąd nie dziwię się, że uciekła. Za dużo przykrych rzeczy spadło na jej głowę i po prostu nie wytrzymała. Konflikty rodzinne, teraz dziecko... Mimo wszystko liczę, że zmieni zdanie i wróci. Dziecko nie jest niczemu winne, a z czasem mogłaby mieć wyrzuty sumienia, że nie zdecydowała się go zatrzymać i wychować razem z Blaisem. Może przemyśli sobie słowa Snape'a.
A właśnie... Snape xD Nigdy bym nie przypuszczała, że nasz mistrz eliksirów jednak się zakocha. Ciekawie jest obserwować jego zachowanie wobec Rolandy. Jest takie inne, co nie znaczy, że gorsze, a wręcz przeciwnie. Zakochałam się w takim obliczu Snape'a.
Ech, jest jeszcze tyle rzeczy do omówienia... Państwo Malfoy, Yves, Keffler, Miranda... Ale nie chcę przynudzać, bo pewnie i tak się rozpisałam. Może wspomnę tyle, że przemiana Lucjusza jest zadziwiająca, jego zachowanie nie raz doprowadza do łez (śmiechu oczywiście :) ), Narcyza w Twoim wydaniu podoba mi się bardzo, a pozostała trójka zwiastuje kłopoty – wszyscy postawili sobie jasno określone cele i widać, że nie zrezygnują, jednak ja wierzę, że mimo wszystko im się nie uda. W końcu kto jak kto, ale Draco Malfoy nie poddaje się tak łatwo. Leczenie u dr Spinnera przynosi efekty, poza tym ma Dulce, Hermionę… Nic nie może się nie udać.
Wiem, że jako tako do tego rozdziału się nie odniosłam, ale w następnym postaram się już bardziej. Teraz po prostu chciałam skorzystać w wolnego (ach, te matury… Za dwa lata to ja będę drżała o swoje wyniki, aby dostać się na upragniony kierunek), bo od przyszłego tygodnia będzie trudno. Ale postaram się być na bieżąco!
Pozdrawiam,
Natalia
PS. Zapomniałam wspomnieć, że pomysł na „Kawę z…” jest naprawdę oryginalny i wart kontynuowania ;)
Hermiona i Draco są momentami naprawdę uroczy. Cała podróż samochodem bardzo mi się podobało, podobnie jak pożegnanie. Martwi mnie natomiast Ginny. Gdzie ona jest? Co się z nią dzieje? Mam nadzieję, że niebawem będzie nam dane poznać odpowiedzi na te pytanie, choć nie ukrywam, iż najbardziej nie mogę się doczekać balu w Malfoy Manor.
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Co z tą naszą Ginny? Nie sądziłam, że może tak spanikować i zrobić taką głupotę.. Rozdział świetny!
OdpowiedzUsuń~Madzik