niedziela, 3 stycznia 2016

Rozdział XL

Cześć i czołem, zgadnijcie skąd się wziąłem ;)
Dzisiejszy rozdział kochani publikowany jest dużo wcześniej, niż zazwyczaj, bo miałam więcej czasu, aby go napisać i sprawdzić błędy. I tu się w sumie dobre wiadomości kończą, za co bardzo was przepraszam. Znowu.

Pod ostatnim rozdziałem jedna z czytelniczek napisała bardzo trafny komentarz. Pozwolę sobie na jego przetoczenie:
Na początek... naprawdę nie mogę zrozumieć czemu przepraszasz. Błagam Cię. Przecież i tak dodajesz rozdziały zbyt często (jak na mój gust, nie odbierz tego jako jakiś hejt). Patrycjo! Czy ty wiesz co czynisz!? Stawiasz blog i czytelników na pierwszym miejscu, a co z resztą? Nie wiem czy dobrze pamiętam, ale chyba masz chłopaka i chodzisz na studia. Skoro twoje rozdziały są dodawane często i zawsze są dobrze opracowane, to ja się pytam ile czasu poświęcasz swojemu osobistemu życiu?
Dobra, dobra, dobra... Już kończę tyradę babci Stasi. Po prostu chcę Ci powiedzieć, żebyś troszeczkę przystopowała. Nie jesteśmy pępkami świata- poczekamy, bo to naprawdę świetna historia. Powiadasz że ile ulepiłaś pierogów? 250? Ja po 20 miałam zupełnie dosyć, a Ty przecież robiłaś jeszcze uszka. Nie chciałabym, żebyś odebrała to jako ,, o słodki jeżu, nudny ten blog, ale doczytam, bo chce mieć co hejtować". Ja naprawdę uwielbiam ten blog, Twój styl pisania i Twoją wyobraźnię. Jestem pod wrażeniem Twojej sumienności. Tak więc bardzo bym się zasmuciła jeżeli potem kiedy nie będziesz się wyrabiała w terminach z powodów osobistych, aż w końcu zawiesisz bloga, bo będziesz miała dosyć.
Naprawdę, coś wiem jak trudno napisać tak długi rozdział, w tak krótkim czasie. Pośpiech nie jest najlepszym doradcą.
Nie śpiesz się, my poczekamy. Usiądź sobie w wygodnym fotelu, pod kocykiem, z dobrą książką lub pilotem w ręku i odpocznij.
(Oczywiście to tylko rada) :D
Ta, której imienia nie wolno wymawiać...


A teraz zacznę wszystko prostować, ale mam nadzieję, że dotrwacie do końca, gdyż puenta mej wypowiedzi będzie ważna nie tylko dla mnie, ale przede wszystkim dla was.

Zaczynając od przeprosin, które umieszczam praktycznie przed każdym rozdziałem - dotyczą one bardziej mnie, jako autora, niż was jako czytelników. Po prostu czuję, że się na sobie zawiodłam i kolejny raz nie wyrobiłam w terminie, gdyż jak już gdzieś pisałam, notki powinny się pojawiać w okolicach godziny 20.00. Bardzo często przekraczam wyznaczony sobie limit i dlatego przepraszam, bo wiem, że mogłam zrobić to szybciej i lepiej. Taki już ze mnie człowiek i nic się nie da z tym zrobić.
Blog to blog. Część obecnego życia, ale z pewnością nie na pierwszym miejscu. Brzmi dość... chamsko, ale taka jest niestety prawda. Jestem na takim etapie, że rozpoczęłam studia, które pokochałam całym, maleńkim serduszkiem i moja iberystyka, aż do momentu uzyskania tytułu doktora, zawsze, ale to zawsze będzie stała na pierwszym miejscu. Tym bardziej, że czekają mnie w tym roku egzaminy na drugi kierunek i obrałam sobie za cel, aby dostać się na Politechnikę Wrocławską za pierwszym podejściem.
Chłopak... Cóż, powiedzmy, że ten kawałek nie pasował do mojego życia.
Życie osobiste. Można pomyśleć, że go nie mam, patrząc na częstotliwość dodawania rozdziałów, czy też miniaturek.Ale ja naprawdę jestem tak rzadko w domu, że można by pomyśleć, iż mieszkam w tramwaju, na uczelni, kinie, teatrze, pubie, rynku, księgarni, parkach, samolocie, samochodzie i praktycznie wszędzie, ale nie w domu. Kalendarz pęka w szwach, telefon nie przestaje dzwonić, pieniądze na karcie kurczyć... Jak znajduję czas na pisanie? Odpowiedź jest bardzo prosta - jestem potwornym nocnym markiem, praktycznie cierpię na bezsenność. Cztery godziny snu to dla mnie limit i więcej po prostu nie umiem spać. Dlatego piszę i uczę się w nocy, bo mam wtedy błogi i upragniony spokój, za którym tęskno mi w trakcie dnia.

Ale przyszedł w końcu ten moment, kiedy czuję, że brakuje mi sił, a raczej mojej wenie, która w odróżnieniu do mnie potrafi spakować z dnia na dzień walizki i powiesić na drzwiach kartkę: urlop aż do odwołania. To jest chyba właśnie ten moment, kiedy powinnam usiąść sobie w wygodnym fotelu, pod kocykiem, z dobrą książką lub pilotem w ręku i odpocząć. Zdecydowanie relaks jest mi teraz potrzebny. Tym bardziej, że stoję u progu pierwszej sesji. Uprzedzam pytanie: nie zawieszam bloga. Po prostu na kolejny rozdział będziecie musieli poczekać dłużej, niż dwa tygodnie, bo czytanie chłamu jakoś nie bawi ani mnie, ani was, a wolałabym takich rozdziałów nie dodawać. Moje osłabienie twórcze i tak jest widoczne w dzisiejszym rozdziale. Dlatego za dwa tygodnie nie będzie notki, ale myślę, że do tego czasu uda mi się wyznaczyć datę jej publikacji.

Trzymajcie się ciepło kochani i nie zapomnijcie o blogu. Liczę na wasze wsparcie oraz, że uda mi się naładować akumulatory w niedługim czasie.

Ufff... To by było na tyle z moich osobistych przemyśleń i uwag. Na koniec chciałabym podziękować Tej, której imienia nie wolno wymawiać za cenny komentarz, który dał mi wiele do myślenia. To dzięki tobie zrozumiałam, że nie tędy droga do udanego bloga ;) Oczywiście składam wam kochani zaległe życzenia noworoczne, bo w sylwestra nie było ku temu okazji. A teraz zapraszam na rozdział 40 i przesyłam całusy z ostatnich godzin spędzonych w Zakopanem :*

Realistka

* * * * *
            Wyszli z cmentarza trzymając się za ręce i milcząc, jednak panująca między nimi cisza w ogóle im nie przeszkadzała. Każde było pogrążone we własnych myślach, jednocześnie błądząc w nich wokół drugiej osoby. Draco wewnętrznie był jak tykająca bomba zegarowa, która tylko czeka na odpowiedni moment, by wybuchnąć. Nie denerwował się, ale był po prostu szczęśliwy. Udało mu się kolejny raz dopiąć swego i Hermiona idzie razem z nim na kolację bożonarodzeniową do Malfoy Manor. Nie obchodziła go reakcja rodziców, ani tym bardziej Yves. Dopóki on będzie przy niej, dopóty nie pozwoli, aby stała jej się jakaś krzywda ze strony niezrównoważonej ciotki. Z pewnością nie będzie to łatwe spotkanie, ale wierzył, że sprosta zadaniu i ochroni Hermionę. Innej opcji jego umysł nie przewidywał. Panna Granger natomiast myślała gorączkowo, jak ma się z tego zaproszenia wyplątać. Była szczęśliwa, że Draco tak bardzo się o nią martwi i nie chce, aby spędziła samotnie święta, ale z drugiej strony, perspektywa spotkania z jego rodziną nie wydawała się kusząca. W szczególności, gdy przypomniała sobie jego ciotkę. Kobieta jest przesiąknięta nienawiścią i złośliwością do szpiku kości, a nawet razem z nim. Nie dostrzegała nawet możliwości, aby przepuściła okazję do jeszcze większego upokorzenia jej i wytrącenia z równowagi. Bała się potwornie styczności z nią i dlatego chciała jak najszybciej uciec od Malfoya. Mężczyzna jednak trzymał ją stanowczo za rękę, jakby wyczuwał, że będzie chciała zniknąć. Zerknęła na niego kątem oka, by po chwili schować twarz w odmętach szalika. Jak on może być tak spokojny? Biła od niego pewność siebie i opanowanie, których mu teraz zazdrościła. Ona w środku trzęsła się, niczym galaretka i z wielkim trudem stawiała kolejne kroki. Gdyby nie jego ręka, puściłaby się pędem przed siebie. O ile oczywiście pozwoliłyby jej na to nogi, które były jak z waty. Draco zauważył jej swoistego rodzaju nieobecność i przystanął na chwilę, obracając ją w swoją stronę i łapiąc za podbródek. Uśmiechnął się do niej lekko i uniósł nieco wyżej jej głowę, aby zajrzeć w bursztynowe oczy. Nie dostrzegł w nich strachu, ale niepewność i uśmiech na jego twarzy od razu pobladł.
            - Powiesz mi, co się dzieje? – Hermiona westchnęła głośno i przymknęła na moment powieki, a on zabrał rękę z jej podbródka, pozwalając głowie opaść na swe miejsce. Nie rozumiał, co się z nią dzieje. Jeszcze przed chwilą jej twarz była promienna, a na ustach gościł wesoły uśmiech. Nagle to wszystko zniknęło i zastąpiły je niepokój oraz wątpliwość.
            - Nie chcesz iść ze mną? – Pokręciła głową, a Draco wzniósł oczy ku niemu, by chwycić ją po chwili delikatnie za ramiona, a wtedy kobieta otworzyła swe miodowe oczy i spojrzała na niego z wyrzutem. – Dlaczego?
            - Ponieważ się boję? Ponieważ nie jestem na to gotowa? Czuję, że nie powinno mnie tam być. – Smutek. Przygnębienie. Słyszał je wyraźnie w jej głosie. Odgarnął jej splątane kosmyki z twarzy i wsadził za ucho. Wysilił się na pogodny uśmiech, choć kosztowało go to naprawdę dużo. W środku bowiem zaczynał gotować się pomału przez humorki i wahania nastroju kobiety.
            - Przecież do niczego cię nie zmuszam. – Brwi Hermiony zmarszczyły się lekko i poczuła dziwne ukłucie w lewej piersi. Spojrzała na niego z lekkim zdezorientowaniem i niezrozumieniem.
            - Nie?
            - Nie. Postąpisz, jak będziesz chciała.
            - Ale przed chwilą powiedziałeś… - Draco nie dał jej jednak dokończyć i westchnął głośno, wspierając tym samym ręce na biodrach. Spokój najwidoczniej pomału go opuszczał, a w pannie Granger zaczęła rodzić się złość. Z jakiego powodu? Sama właściwie nie wiedziała. Poczuła się urażona, że arystokrata najpierw przekonał ją do kolacji u jego rodziny, a gdy naszły ją wątpliwość nagle zrezygnował, jakby mu na tym kompletnie nie zależało.
            - Matko z córką, Granger, jak nie chcesz to nie idź. – Skrzyżowała ręce na piersiach, a brwi podjechały jej pod samą górę.
            - Przekonujesz siebie czy mnie?
            - A co to ma do rzeczy?
            - To, że jeszcze przed chwilą okropnie ci na tym zależało, a teraz zachowujesz się, jakbyś palnął wcześniej głupotę. – Arystokrata wywrócił z politowaniem oczami i wsadził ręce do kieszeni płaszcza. Miał ochotę ściągnąć z siebie ten idiotyczny i uciskający go krawat, ale nie mógł. Patrzył na hardą postawę kobiety, która wyglądała, jakby stanęła przed chwilą na minę, ale jeszcze nie zdążyła wybuchnąć. Nie rozumiał, o co jej chodziło. Przecież nigdy nie chciała, aby ją do czegoś zmuszał i nagle jakby jej się odwidziało.
            - To co? Mam cię tam siłą zaciągnąć?
            - Tylko byś spróbował. – Zmrużyła gniewnie oczy i uniosła wysoko ku niemu głowę, co nieco rozbawiło mężczyznę. Pozwolił sobie na sardoniczny uśmiech, a lewa brew powędrowała odrobinę wyżej, co jeszcze bardziej rozjuszyło kasztanowłosą.
            - Ty się zdecyduj, Granger. Chcesz iść czy nie?
            - Nie. – Odwarknęła mu zimno, a już po chwili obserwowała złośliwy uśmieszek na twarzy arystokraty.
            - No to sprawa załatwiona. – Wyminął ją zgrabnie i ruszył przed siebie, zostawiając ją z osłupiałym wyrazem twarzy. Uśmiechał się przez ten cały czas wrednie i w myślach liczył do trzech, zanim kobieta go zawoła, ewentualnie za nim pobiegnie. Hermiona natomiast rozchyliła lekko wargi i zamrugała parę  razy oczami. Co to miało do cholery znaczyć? I tak jak blondyn podejrzewał, tak po trzech sekundach zaczęła iść szybkim krokiem w jego kierunku i nawoływać go po nazwisku.
            - Malfoy! – Poszerzył złośliwy uśmieszek, jednak się nie zatrzymał.
- Malfoy! – Cóż, jak to mówią: do trzech razy sztuka.
- Malfoy głąbie mówię do ciebie! – Zatrzymał się w miejscu i poczuł, jak coś, a raczej ktoś uderza o jego plecy. Odwrócił się szybko w stronę Hermiony i dostrzegł, że trzymała się za nos. Ten widok bardzo go rozbawił, lecz oprócz lekceważącego prychnięcia nie pozwolił sobie na nic więcej.
- Zdaje się, że coś chciałaś, Granger. – Kobieta spojrzała na niego wściekle i pociągnęła nosem, który bolał ją niesamowicie.
- Idź w cholerę, Malfoy. – Teraz nie potrafił już nad sobą zapanować i zaśmiał się krótko, acz dźwięcznie, co rozjuszyło pannę Granger do granic możliwości. – Czy mogę wiedzieć, cóż cię tak bawi?
- Twój ośli upór. A zawsze myślałem, że nie jesteś jak wszystkie kobiety. Poprawka, ja długo nie wiedziałem, że jesteś kobietą, Granger.
- Chrzań się matole. Nigdzie już z tobą nie idę. – Pokiwał jej palcem wskazującym przed nosem i zacmokał z dezaprobatą. Kobieta zmrużyła gniewnie oczy i uniosła dumnie głowę.
- Słownictwo. Damie nie wypada się w ten sposób wyrażać. – Prychnęła w odpowiedzi z pogardą i podeszła do niego najbliżej, jak tylko się dało.
- Jakoś tu żadnej nie widzę. Jestem tu tylko ja i wypłowiała fretka z kupą siana zamiast mózgu. – Draco zaśmiał się bezgłośnie, a następnie chwycił ją za rękę i pociągnął stanowczo w stronę swego samochodu, zaparkowanego po drugiej tronie ulicy. Czuł, że kobieta zapiera się ile sił w nogach, ale wysokie obcasy bardzo jej ten manewr utrudniały. Uśmiechnął się do siebie w iście ślizgoński sposób, gdy Hermiona zaczęła do niego krzyczeć.
- Malfoy puść! Przecież powiedziałam, że nigdzie nie idę! Nie chcę! – Otworzył przed nią drzwi od strony pasażera i niemal wrzucił ją na siedzenie, by następnie zamknąć je z hukiem i zablokować. Sam usiadł po chwili na miejscu kierowcy i uruchomił silnik. Czuł wściekłe spojrzenie kobiety siedzącej obok niego i słyszał jej ciężki oddech.
- Granger możesz nie dyszeć jak parowóz? Przeszkadza mi to odrobinę. – Nie odezwała się do niego, a jedynie zapadła się agresywnie w fotelu i schowała twarz w odmętach szalika, czym rozbawiła byłego Ślizgona. Draco zerkał na nią od czasu do czasu i uśmiechał się do siebie wrednie, kręcąc przy tym z politowaniem głową. Hermiona to jedna wielka niewiadoma i nigdy nie możesz być pewien jej zamiarów. Bardzo dokładnie się o tym dziś przekonał. Z tą myślą skręcił w boczną uliczkę i nieco przyspieszył. Brak redukcji biegów spowodował, iż panna Granger została niemal przyduszona do drzwi samochodowych. Obdarzyła go agresywnym spojrzeniem, jednak się nie odezwała. Udawany niewinny uśmieszek na ustach arystokraty utwierdził ją w przekonaniu, iż zrobił to celowo. Jechali zatem w kompletnej ciszy, a gdy się zatrzymali omal nie wystrzeliła z pojazdu jak proca. Problemem okazały się oczywiście drzwi, które blondyn wcześniej zablokował. Spojrzała na niego przez ramię, jednak nie dostrzegła na jego twarzy drwiny, co odrobinę ją zaciekawiło. Jej wściekłość w okamgnieniu opadła i obróciła się do niego delikatnie, kładąc mu dłoń na jego, którą trzymał wciąż na kierownicy. Kiedy ich dłonie się zetknęły, arystokrata przeniósł na nią wzrok. Uczucie gorąca pod wpływem rozpalającego ją srebra jego oczu znów do niej powróciło.
- Malfoy? – Milczał świdrując ją wzrokiem, co zaczęło ją niepokoić. Przygryzła lekko dolną wargę i spróbowała jeszcze raz. – Draco powiedz coś.
- Ostatni raz zadam ci to pytanie. Spędzisz ze mną święta? – Nawet nie miała pojęcia ile wysiłku włożył w to, aby nie dać po sobie poznać, jak bardzo się ucieszył, gdy wypowiedziała jego imię. W jej słodkich ustach brzmiało jak najwybitniejsza symfonia, a do tego włożyła w nie tyle uczucia, że serce znów zabiło mu dwa razy szybciej i mocniej. Obserwował malujące się na jej twarzy zmieszanie i pochylił się odrobinę w jej stronę, kładąc jej dłoń na policzku. Dziewczyna spuściła wzrok, czując jak zaczyna się rumienić.
- Proszę cię. Już więcej tego nie zrobię.
- Bo szanujesz moje zdanie? – Obdarzył ją lekko ironicznym uśmieszkiem i włożył jej pukiel kasztanowych włosów za ucho.
- Nie. Bo przeczy to mojej naturze. – Wywróciła z dezaprobatą oczami, czym poszerzyła uśmiech na jego twarzy. Święta z Malfoyami. Kiedyś uważałaby to za najgorszy koszmar i karę od losu. Teraz poczuła się doceniona, ważna w oczach Draco, jak u nikogo innego. Wciąż nie była do tego pomysłu przekonana, ale fakt, że mężczyzna ją poprosił dodał jej większej pewności siebie. Prawdopodobnie jutro będzie tego wypadu gorzko żałowała, ale czy nie na tym właśnie polega życie? Na podejmowaniu ryzyka?
- Czy jeśli się zgodzę, obiecasz mi, że nie wyjdę stamtąd z płaczem? – Pogładził ją delikatnie po wciąż zarumienionym policzku, a drugą rękę splótł z jej. Nie obchodziło go, że wygląda teraz jak zakochany nastolatek. Zakochany nie był, ale bliskość Hermiony wlewała w niego ogromne ilości ciepła i nie wyobrażał sobie, aby miał spędzić ten wyjątkowy w roku wieczór bez niej. Musiał to w końcu przyznać sam przed sobą. Jest dla niego ważna jak rodzina, a rodzinę  się wspiera na dobre i na złe.
- Tylko, jeśli się zgodzisz.
- Więc się zgadzam. – Bursztynowe oczy zaiskrzyły się w świetle lampy ulicznej, a malinowe wargi wykrzywiły w ciepłym uśmiechu. Draco nie wiedział, jak w tym momencie sam wygląda, ale był pewien, że takiego szczęścia jeszcze nikt u niego nie widział. Puścił tym samym jej rękę i nacisnął niewielki guzik na panelu sterowania, odblokowując drzwi od strony pasażera.
- Obiecuję, że nie wyjdziesz stamtąd z płaczem i nawet na chwilę nie doświadczysz smutku. – W jego szarych oczach dostrzegła najszczerszą prawdę. Nie był to zbyt częsty widok u niego, więc zaufała mu od razu. Czuła każdą komórką ciała, że nie byłby w stanie jej okłamać w takim momencie.
- Dziękuję. – Przytuliła się do niego niezdarnie, a on objął ją w talii i mocno do siebie przyciągnął. Poczuła, jak drążek od skrzyni biegów przesunął się i zaczął wbijać boleśnie w udo. Wtedy wyswobodziła się z jego objęć i spojrzała na budynek kawiarni. – A… Czemu przyjechaliśmy do mnie?
- Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci przyjść na kolację z zwykłych dżinsach? Nie żeby mi to przeszkadzało, ale sama najlepiej wiesz, że nie wypada. – Puścił jej zalotnie oczko i wysiadł z samochodu, by po chwili otworzyć przed nią drzwi i pomóc jej wyjść. Nie zauważył, że dziewczyna wywróciła w tym czasie oczami, ale bez sprzeciwu ujęła jego dłoń i wyszła na biały śnieg.
- Mam nadrabiać wyglądem, tak?
- Akurat ty, Granger nie musisz niczym nadrabiać. – Przeszli przez ośnieżony chodnik i zniknęli za drzwiami od zaplecza, by skierować się na górę wąskimi schodkami. W głowie przez ten czas miała totalną pustkę, bo nie  mogła sobie przypomnieć, co znajduje się w jej szafie. Merlinie wszechmogący, czy ona miała w ogóle coś takiego jak sukienka? Weszła niespiesznie do niewielkiego salonu, wcześniej zostawiając w korytarzu płaszcz i buty, a za nią wkroczył dumnie blondyn i od razu opadł na pobliski fotel. Zerknęła na niego kątem oka i przełknęła nerwowo ślinę. Malfoy nawet jak nie chciał to i tak wypadał zawsze perfekcyjnie. Idealnie wyprasowana biała koszula biła swym blaskiem nawet w półmroku panującym w pomieszczeniu. Zapewne szyty na miarę garnitur jedynie podkreślał jego wysportowaną sylwetkę, a ciasno zawiązany krawat dodawał mu powagi. Do tego klasyczny grafitowy płaszcz i granatowy szalik dopełniały stylizacji perfekcyjnie. Nie wspominając o gładko ogolonej twarzy i lekko zmierzwionych przez wiatr platynowych włosach, których kosmyki opadały mu zawadiacko na czoło. Objęła się ramionami i spojrzała na siebie z niezadowoleniem, co nie uszło uwadze arystokraty. Po chwili usłyszała jego cichy śmiech, a gdy na niego spojrzała dostrzegła, że przygląda jej się z zaciekawieniem, lustrując jej sylwetkę od góry do dołu.
- Co jest we mnie takiego śmiesznego?
- Zachowujesz się, jakbyś nie wiedziała, co masz na siebie założyć.
- Bo nie wiem. – Odpowiedziała mu nieśmiało i potarła ramię przez materiał sweterka. Draco podniósł się z gracją z fotela i podszedł do niej powoli, aż w końcu stanął przed nią i ujął delikatnie jej podbródek, unosząc w górę na wysokość oczu.
- Nie wiesz, co się zakłada na kolację wigilijną? – Zapytał lekko rozbawiony, a ona wydęła protekcjonalnie wargi i spojrzała hardo w srebrne tęczówki.
- Nie wiem, co się zakłada na kolację wigilijną u Malfoyów. Moja balowa suknia jest niestety w praniu. – Draco zaśmiał się cicho i wziął ją za rękę prowadząc do sypialni, gdzie zapewne znajdowała się szafa dziewczyny. Puścił ją i podszedł do garderoby, ale powstrzymał się przed jej otworzeniem i spojrzał na nią sugestywnie. Hermiona machnęła od niechcenia ręką i zniknęła za drzwiami od łazienki. Przyjrzała się uważnie swemu odbiciu i odgarnęła włosy do tyłu. Kwestię swojej kreacji pozostawiła blondynowi do własnej interpretacji. Świetnie. Czyli negliż pełną parą. Wypuściła głośno powietrze z ust i sięgnęła po szczotkę, aby rozczesać włosy.
Przyglądała się swemu odbiciu z niepewnością. Bała się, że makijaż nie przypadnie do gustu mężczyźnie. Zbyt wiele pracy w niego nie włożyła, a sądząc po reputacji, Draco bardzo zwracał na takie aspekty uwagę. Podkład stopił się z jej porcelanową cerą i lekko przygasiła go pudrem . Kości policzkowe rozjaśniła różem, którym ledwie dotknęła twarzy, a miała wrażenie, że świeci się jak choinka na święta. Długie rzęsy podkreśliła czarnym jak noc tuszem i rozdzieliła subtelnie przy pomocy zaklęcia, którego nauczyła ją kiedyś Ginny. Bawienie się w ręczne rozdzielanie było potwornie męczące, a poza tym nie miała na to czasu. I na tym jej makijaż się kończył. Był bardzo delikatny i dziewczęcy, czyli taki, jaki najbardziej się jej podobał. Nigdy nie przepadała za mocno podkreślonymi oczami czy żywym kolorem na ustach. W zupełności wystarczało jej to, co miała na sobie. Wypuściła głośno powietrze z ust, wpatrując się ciągle w odbicie w lustrze. Po chwili przeniosła wzrok na zamknięte drzwi i przygryzła nerwowo wargę. Zaryzykowała już tyle, że wyjście i pokazanie się Malfoyowi było zupełnie niegroźne. Poprawiła ostatni raz włosy, które lekko polokowała i nadała objętości, a następnie na drżących nogach opuściła łazienkę i spojrzała wyczekująco na blondyna, który siedział na jej łóżku, a obok niego leżała wybrana przez niego sukienka. Gdy tylko drzwi się otworzyły, wzrok arystokraty powędrował do jej szczupłego ciała odzianego w puchowy szlafrok i obdarzył ją ledwie dostrzegalnym uśmiechem.
- Może być czy mam coś zmienić?
- Nie obrażę się, jeśli zamienisz szlafrok na sukienkę. – Poruszył sugestywnie brwiami, a Hermiona poczuła jak się rumieni. Podeszła szybko do łóżka i zabrała z niego sukienkę, a następnie odsunęła szufladę z bielizną i wybrała z niej czarny komplet oraz rajstopy w tym samym kolorze. Kiedy zamknęła szafkę i się odwróciła omal nie wypuściła wszystkiego z rąk, gdyż tuż za nią stał wyraźnie z siebie zadowolony Draco.
- To na specjalne okazje? O czym nie wiem, Granger? – Trzepnęła go zadziornie w ramię i wysunęła język, a blondyn roześmiał się rozbawiony jej reakcją. Ponownie zniknęła za drzwiami od łazienki, zostawiając go samego. Usiadł na łóżku i wyczekiwał jej przyjścia z niecierpliwością. Chciał wiedzieć, jak będzie wyglądała w prostej czarnej sukience na krótki rękaw. Gdy tylko otworzył szafę od razu rzuciła mu się w oczy. Była skromna, nawet za bardzo, ale nie wyobrażał sobie na niej żadnej wyzywającej kreacji. Dekolt zasłaniał całe piersi i odcinał się pod szyją, uwidaczniając fragmenty obojczyków. Była dopasowana i bez zbędnych dodatków, kończąca się nad kolanem. Makijaż kobiety również wywarł na nim piorunujące wrażenie. Zachowała swą kobiecą klasę, a zarazem wyglądała bardzo wdzięcznie i subtelnie. Miała nieskazitelną cerę, którą lekko podkreśliła kosmetykami. Ale dla niego była niesamowicie piękna i bez tej całej otoczki. Efekt końcowy zatem musiał być rewelacyjny, a miał okazję się o tym przekonać kilka sekund później, gdy Hermiona wyszła z łazienki i wygładzała materiał sukienki na udach. Chciał obdarzyć ją jakimś wyszukanym komplementem, ale pierwszy raz w życiu głos ugrzązł mu w gardle. Siedział więc na jej łóżku i obserwował, jak wkłada niewysokie czarne pantofelki, a ręka automatycznie powędrowała do ciasno zapiętego kołnierzyka od koszuli i odciągnęła go nieznacznie. Kasztanowłosa kolejny raz wygładziła czarny materiał i pokazała mu się w całej okazałości.
- Teraz jest dobrze? – Jej głos wyrwał go z zadumy i odchrząknął znacząco, podnosząc się jednocześnie z łóżka i podchodząc do niej bardzo blisko.
- Doskonale. – Położył jej rękę z tyłu pleców i przyciągnął do siebie, jednak Hermiona wyraźnie nie była tym faktem zadowolona. Przełknęła nerwowo ślinę, gdy chłodne palce arystokraty przejechały po jej szyi i zahaczyły o ledwie widoczny obojczyk.
- A co zrobimy z tą kuszącą szyją? – Już miał się pochylić, aby złożyć na niej delikatny, jak muśnięcie skrzydeł motyla pocałunek, gdy kobieta wysunęła się z jego ramion i podeszła do niewielkiej drewnianej szkatułki i wyciągnęła z niej komplet delikatnej biżuterii. Założyła kolczyki w kształcie kwadracików i zapięła łańcuszek z taką samą zawieszką. Nigdy nie nosiła zbyt wielu ozdóbek, ale do tej biżuterii miała niesamowity sentyment. Dostała ją bowiem od Ginny prawie trzy lata temu, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży. Błyszczała się delikatnie w świetle i od razu ją urzekła. Dotknęła nieśmiało zawieszki i uśmiechnęła się ciepło na wspomnienie owego dnia. Od razu poczuła cisnące się do oczu łzy, więc odwróciła się w stronę Draco, który obserwował ją z dumnie uniesioną głową. Gdy ją zobaczył w pełnej okazałości uśmiechnął się do niej lubieżnie i podszedł do niej powolnym krokiem, podając jej ramię.
- Gotowa?
- Już bardziej chyba nie będę. – Wyprowadził ją z sypialni i pomógł jej ubrać płaszcz, a następnie opuścili budynek i wsiedli do samochodu. Przez całą drogę starała się wyglądać na szczęśliwą, ale wiedziała, że dopóki sama nie przekona się o stosunku rodziców i ciotki Malfoya do siebie, dopóty będzie robiła dobrą minę do złej gry i dusiła się z powodu braku komfortu.

* * * * *

Salon w Malfoy Manor prezentował się bardzo świątecznie. Długi biały obrus, którym przystrojono stół prawie oślepiał swym blaskiem. Na jego środku w równych odstępach znajdowały się bordowe świece, a wokół nich umieszczono gałązki ostrokrzewu, jodły i jemioły. Specjalnie wyciągnięta na tę okazję i wypolerowana srebrna rodowa zastawa zachęcała swym widokiem do zajęcia przy niej miejsc. Wszystko prezentowało się idealnie. Wystrój pomieszczenia również został zadbany w każdym detalu. Brakowało jedynie domowników, którzy z uśmiechem na ustach celebrowaliby wspólnie Boże Narodzenie. Lucjusz kończył wiązać pod szyją aksamitną chusteczkę, a Narcyza siedziała przy bogato zdobionej toaletce i zakładała eleganckie kolczyki z szafirami.
- Uduszę ją dzisiaj. Zobaczysz Cyziu. – Pani Malfoy westchnęła głośno i sięgnęła po drugi kolczyk spoczywający w wysadzanej atłasem szkatułce. Dziękowała póki co wszystkim znanym jej bóstwom, że Malfoy Manor ciągle stało i nie zaczęły pękać pod nim wiekowe fundamenty. Lucjusz i Yves dali bowiem wszystkim nieźle do wiwatu.
- Tylko nie zaczynaj, Lucjuszu. Proszę cię bardzo. Chociaż ty stań na wysokości zadania i pokaż się z jak najlepszej strony.
- Ale mogę jej odpyskować, jeśli odważy się mnie skrytykować? – Podniosła się z krzesełka i podeszła do męża poprawiając mu małą spinkę z herbem rodu Malfoyów na elegancko zawiązanej apaszce pod szyją. Lucjusz nigdy nie lubił krawatów ani much. Preferował raczej staroświeckie zestawienie sztywnej koszuli z chusteczką i frak. Wygładziła mu pokryte satyną klapy tak charakterystyczne dla tego rodzaju formalnej odzieży wierzchniej dla mężczyzn i poprawiła materiał na barkach.
- Zachowuj się. Tylko o to cię proszę. To ma być miły wieczór dla nas, dla niej i dla Dracona.
- A gdzie nasz ukochany syn się tak właściwie podziewa?
- Pojechał do domu, aby się przygotować do kolacji. Chyba nie myślałeś, że będzie siedział przy stole w tym, w czym przyszedł? – Lucjusz wyprostował się i uniósł wysoko głowę do góry, by następnie przejrzeć się w olbrzymim lustrze.
- Szanować tradycję nauczyliśmy go aż za dobrze. To bardzo wychowany chłopak z wysoko postawioną kulturą osobistą. – Narcyza podeszła do swojego męża i przytuliła się do niego, a on od razu objął ją w szczupłej talii i złożył na misternie upiętych platynowych włosach krótki pocałunek.
- Żeby jeszcze znalazł sobie odpowiednią dziewczynę.
- Zawsze możemy powrócić do tradycji i wybrać mu małżonkę. – Pani Malfoy spojrzała ze zdziwieniem i rozbawieniem na męża, wspierając ręce na materiale popielatej sukni. Lucjusz wywrócił na ten widok oczami i wręczył jej ramię, które kobieta przyjęła z lekkim skinieniem głowy i opuścili sypialnię, kierując się ku marmurowym schodom do salonu.
- Nie traćmy nadziei, Lucjuszu.
- Nadzieja już dawno umarła, Cyziu, a ja nie zamierzam wybierać mu kobiety tylko dlatego, że dałbym Yves satysfakcję, a tak nisko upaść nie zamierzam.
- W twoim wypadku, Lucjuszu upadki są nieuchronne. – Z pokoju gościnnego wyszła Yves, która obdarzyła ich wymuszonym uśmiechem i skierowała się od razu do salonu. Na korytarzu dało się słyszeć stukot jej maleńkich obcasików, a prawa powieka Malfoya seniora drgała w wyrazie irytacji. Narcyza wzniosła jedynie oczy ku sufitowi i błagała, aby wieczór przebiegł w miarę normalnej atmosferze.

* * * * *

Harry siedział obok swojego teścia jak struty i grzebał widelczykiem w cieście przygotowanym przez matkę Pansy. Kobiety żywo o czymś rozmawiały, a Godwell przysłuchiwał im się odrobinę znużony. Czarnowłosy spoglądał od czasu do czasu na żonę, by po chwili spuścić wzrok, niczym zbity pies i powrócić do rozgrzebywania ciasta. Jego markotny humor nie umknął jednak starszemu mężczyźnie, który szturchnął go lekko w ramię i wskazał głową na wyjście z jadalni. Harry przytaknął mu niemrawo, a gdy jego teść podniósł się z krzesła i zapiął marynarkę od razu poszedł w jego ślady. Ciekawskie spojrzenia pań od razu na nich spoczęły, a pan Potter poczuł, jak zaczyna mu brakować powietrza. Na jego szczęście pan Parkinson odezwał się za niego, uśmiechając się dobrodusznie do córki i żony.
- Wybaczcie drogie panie, ale musimy się z Harrym przewietrzyć. Nie przeszkadzajcie sobie. – Starsza kobieta przytaknęła głową i od razu zwróciła się do swojej córki. Ta jej jednak nie słuchała, gdyż wpatrywała się mrożącym krew w żyłach wzrokiem w męża. Odprowadziła go do wyjścia, by sekundę później uśmiechnąć się niemrawo do matki i pogrążyć w dalszej rozmowie.
Harry razem z Godwellem wyszli do niewielkiego ogrodu, a gdy czarnowłosy zobaczył wyciągniętą w jego kierunku papierośnicę, wyciągnął z niej jednego i z głośnym westchnieniem zapalił przy pomocy różdżki. Jego teść po chwili uczynił to samo i zwrócił się ku niemu z pytającym wyrazem twarzy.
- Co się dzieje chłopaku? Od początku siedzisz struty i nic się nie odzywasz.
- To nic takiego. Problemy w pracy. – Godwell potarł z zamyśleniem podbródek i poprawił spadające z nosa okulary, by następnie zaciągnąć się papierosem i strzepnąć z niego popiół na biały śnieg.
- No to może powiesz mi, co się dzieje z Pansy. Ona również jest przygnębiona, choć stara się tego nie pokazać. – Harry potarł pobolewającą głowę i spojrzał na swojego teścia, który wpatrywał się w niego wyczekująco. Co miał zrobić? Musiał mu wszystko powiedzieć, choć dokładnie wiedział, że Pansy obedrze go za to ze skóry. Mówił bardzo spokojnie, choć od czasu do czasu głos mu się załamywał. Kiedy skończył, starszy mężczyzna spojrzał na niego ni to karcącym, ni miłosiernym wzrokiem i poklepał przyjacielsko po plecach, czym dodał mu odrobinę otuchy.
- Pokłóciliśmy się, bo Ministerstwo chce mnie wysłać do Rumunii, abym leczył poszkodowanych czarodziei po walce z wampirami. Jak się pan domyśla, Pansy nie chce, abym jechał. A ja już nie wiem, co mam robić. – Oparł się o metalową balustradę i zaciągnął papierosem, wydmuchując kłęby dymu mieszające się z parą.
- Pytanie, czy na pewno chcesz tam jechać.
- Nie wiem. Ministerstwo tego ode mnie oczekuje, a ja nie powinienem im odmawiać.
- A żonie możesz? Córce? Zastanów się, Harry. Nie podejmę za ciebie decyzji, ale powinna być dla ciebie oczywista. – Westchnął bezgłośnie wznosząc oczy ku czarnemu niebu. Wszyscy wiedzieli, co powinien zrobić. Czemu on tego nie wiedział? Spojrzał w błękitne oczy teścia i uśmiechnął się do niego niemrawo.
- Odmówiłby pan Ministerstwu na moim miejscu, prawda?
- Różni nas bardzo wiele, Harry. Nie tylko wiek. Ty nie rozumiałbyś moich decyzji, a ja niekoniecznie zawsze rozumiem twoje. Ale jesteśmy rodziną, a rodzina zawsze sobie pomaga.
- To znaczy tak. – Godwell zaśmiał się cicho i zgasił niedopałek w śniegu, a następnie usunął go za pomocą zaklęcia. Klepnął ponownie Harry’ego w plecy i oparł się obok niego o balustradę. Wiedział, że Potter jest mądrym chłopakiem i w życiu nie wyrządziłby krzywdy Pansy i Lilly. Niemal słyszał, jak umysł zięcia pracuje na najwyższych obrotach, a gdy czarnowłosy się roześmiał, był już pewien, że dokonał słusznego wyboru.
- Dziękuję panu.
- Tylko nie panu. Jesteśmy rodziną, więc powinieneś przyzwyczaić się do mówienia do mnie tato. Albo chociaż po imieniu. – Harry włożył ręce do kieszeni spodni i wypuścił głośno powietrze z płuc, spoglądając na teścia z rozbawieniem.
- W takim razie dziękuję tato. A czy mogę na kilka minut zniknąć? Tylko proszę nic nie mówić Pansy. I tak jest na mnie wściekła.
- Nie będzie z tym żadnego problemu. – Czarnowłosy dokończył papierosa i usunął niedopałek, jak przed chwilą jego teść, a następnie teleportował się pod mieszkanie Hermiony z szerokim uśmiechem na ustach. Wiedział nareszcie wszystko. Olśnienie spadło na niego jak grom z jasnego nieba i musiał jej o tym powiedzieć. Przebiegł przez ulicę, wymijając czarny terenowy samochód i prawie przeskoczył przez ogrodzenie. Radość dodawała mu ogromnych pokładów energii, więc nawet nie zapukał, a od razu pociągnął za klamkę i wpadł do mieszkania, jakby coś go goniło. Szeroki uśmiech na jego twarzy od razu został zastąpiony głębokim zdziwieniem, jeśli nie szokiem, na widok rozgrywającej się na jego oczach sceny.
- Malfoy?

                                                                * * * * *

Draco zatrzymał samochód przed bramą wjazdową na posesję rodziców i odpiął pas, by następnie otworzyć Hermionie drzwi. Ona jednak chwyciła go stanowczo za rękę i powstrzymała przed wyjściem, czym nieco zdziwiła chłopaka. Spojrzał na nią z niezrozumieniem, ale gdy zerknął w jej bursztynowe tęczówki od razu zrozumiał, co się święci.
- Nie róbmy powtórki z rozrywki, Granger. Błagam cię. Mam dość namawiania cię, abyś…
- Nie o to chodzi, Malfoy. Ja tylko… - Puściła jego ręką i zaczęła bawić się swoimi palcami ze spuszczoną głową. Pluła sobie w brodę, że zatrzymała mężczyznę przed wyjściem. Gdyby tego nie zrobiła, nie musiałaby się przed nim tłumaczyć. A Draco wyraźnie tego oczekiwał, gdyż przysunął się do niej na tyle blisko, na ile umożliwiał mu to fotel kierowcy i chwycił delikatnie jej podbródek, obracając w swoją stronę. Na jego twarzy nie dostrzegła rozdrażnienia, a jedynie lekkie rozbawienie. Na jej ustach od razu pojawił się lekki uśmiech i uniosła na niego wzrok. Zgromadzona w niej niepewność minęła, jak ręką odjął.
- Obiecałem, że nic ci się nie stanie. Ufasz mi? – Przytaknęła mu ledwo zauważalnie głową, czym wywołała na twarzy arystokraty nieco złośliwy uśmieszek.
- Ufam.
- A moim rodzicom?
- Trochę mniej. – Ujął jej rękę i splótł jej palce ze swoimi, by następnie lekko ścisnąć, czym wywołał na jej policzkach subtelne rumieńce.
- To i tak świetnie. Ale zapamiętaj, że moja ciotka i zaufanie nie wchodzą w grę. Przy mnie nic ci nie będzie i nie odważy się nawet na ciebie spojrzeć.
- A jeśli…
- Nie ma jeśli. Nie zrobi tego i koniec tematu. A teraz chodź, bo kolacja prawdopodobnie już się zaczęła. – Spojrzał przy tym na drogi zegarek, by następnie puścić jej dłoń i wysiąść z samochodu, otwierając przed nią drzwi. Wysiadła z niego z gracją i chwyciła go pod ramię, pozwalając się prowadzić szerokim chodnikiem prowadzącym prosto do drzwi rezydencji. Przez ten krótki czas przyglądała się fasadzie budynku i nie mogła uwierzyć, że nie poznaje tego miejsca. Owszem, zarys był bardzo podobny do Malfoy Manor, które pamiętała sprzed lat. Ale stojącego przed nią budynku nie potrafiła w żaden inny sposób powiązać z mrocznym pałacem śmierciożercy. Był bardzo jasny, ciepły i oświetlony świątecznymi lampkami, które dodawały mu niesamowitego uroku. Idealnie przycięte krzewy zachwycały swym blaskiem nawet z grubą warstwą śniegu, która się na nich osadziła. Od razu przypomniała sobie rozmowę z Lucjuszem Malfoyem, który wspominał jej, że zaczął interesować się ogrodnictwem. Patrząc na otaczający ją krajobraz nie mogła w to nie uwierzyć. Ścisnęła mocniej ramię byłego Ślizgona, gdy zaczęli wspinać się po kilku stopniach przed drzwi. Gdy się w końcu przed nimi znaleźli, Draco obrócił ją ku sobie i ujął jej ręce w swoje dłonie.
- Cokolwiek się stanie za tymi drzwiami, chcę, żebyś wiedziała… - Nie dała mu dokończyć, gdyż wspięła się na palce i pocałowała go krótko w usta. Arystokrata był wyraźnie zdziwiony jej postępowaniem, ale wdzięczny uśmiech na jej twarzy rozwiał mu z głowy wszystkie negatywne myśli.
- Nic się nie stanie, Malfoy, bo jesteś ze mną. Wchodzimy? – Przytaknął jej głową i wdział na usta nieco sardoniczny uśmieszek, gdy otworzył przed nią drzwi i wpuścił ją do środka. Oczom Hermiony ukazał się niesamowity hol w kształcie półokręgu i nie mogła oderwać wzroku od pomieszczenia. Było niesamowicie odmienione. Nie zionęło pustką, mrokiem i zimnem, jak je zapamiętała. Było ciepłe i takie… rodzinne. Draco stanął za nią i położył jej ręce na barkach, a ona od razu odwróciła ku niemu twarz, stykając się z nim policzkiem.
- To tylko dom, Granger.
- Owszem, ale jest… niepodobny do pierwowzoru. – Uśmiechnął się do niej zadziornie i pomógł jej zdjąć płaszcz, który za pomocą różdżki odwiesił w garderobie.  Podszedł do niej następnie i ujął delikatnie jej drżącą rękę, prowadząc w stronę salonu, gdzie zapewne siedziała już reszta jego rodziny. Czekającego ich widoku nikt się jednak nie spodziewał, a już najmniej Hermiona, której dolna warga opadła nieco w dół, a oczy nieznacznie się rozszerzyły. Lucjusz Malfoy bowiem stał po jednej stronie stołu, po drugiej ciotka arystokraty i ciągnęli za nabierkę od ponczu, którego misa stała między nimi.
- Oddaj… kurwo… babilońska… Dawaj tę chochlę! – Yves puściła srebrną nabierkę i gdyby nie stojąca za Malfoyem seniorem Narcyza arystokrata runąłby na podłogę jak kłoda. Hermiona stała razem z Draco w wejściu do salonu obserwując tę scenę ze zdziwieniem i lekkim rozbawieniem. Zerkała na jego wysoko uniesione brwi i nie mogła opanować cisnącego się na jej usta szerokiego uśmiechu. Niełatwo było bowiem wprawić blondyna w taki stan.
- Dobry wieczór… rodzinko. – Ostatnie słowo wymówił jakby z niepewnością, a oczy wszystkich zgromadzonych przeniosły się na niego oraz na Hermionę, która czuła, jak zaczyna się czerwienić, niczym piwonia. Pierwsza odezwała się Narcyza, która puściła swego męża, a ten zachwiał się i omal nie osunął się na panele podłogowe.
- Dobry wieczór, Draco! – Podeszła do niego z szeroko otwartymi ramionami i przytuliła go, a następnie to samo uczyniła z nieco skrępowaną panną Granger. Dziewczyna jednak rozluźniła się, gdy dostrzegła na jej twarzy szczery matczyny uśmiech. – Jak miło cię widzieć, Hermiono. Siadajcie, proszę.
- Mnie również miło państwa widzieć. – Kasztanowłosa odezwała się wciąż nieco speszona, ale ręka Dracona w dole jej pleców dodawała jej odwagi. Odwzajemniła szarmancki uśmiech Lucjusza, który ujął jej dłoń i pocałował ją krótko, kłaniając się przy tym nieznacznie. Usłyszała w tym momencie pogardliwe prychnięcie, które niewątpliwie należało do ciotki Malfoyów.
- Witamy w naszych skromnych progach, panno Granger.
- Wszystko można o nich powiedzieć, ale z pewnością nie, że są skromne. – Malfoy senior uśmiechnął się do niej z podziwem i niekrytą wesołością, a następnie wskazał im ręką na stół, do którego Draco poprowadził Hermionę. Dziewczyna miała jednak zgoła inne plany i podeszła na lekko drżących nogach do Yves. Starsza kobieta uniosła dumnie głowę i zlustrowała ją wzrokiem, unosząc przy tym nieznacznie brew. Gdy spostrzegła wyciągniętą w jej kierunku dłoń panny Granger, uścisnęła ją bardzo delikatnie, jakby bała się, że czymś się od niej zarazi.
- Dobry wieczór pani.
- Dobry wieczór, panno Granger. Tuszę, że nie jest pani zdziwiona moją obecnością? – Lucjusz, Narcyza i Draco wpatrywali się w Hermionę wyczekując jej odpowiedzi. Cała trójka w głębi duszy martwiła się o dziewczynę, bojąc się, jaki szatański pomysł może wpaść do głowy ich ciotce. Młody arystokrata przesunął rękę na biodro dziewczyny i przysunął ją do siebie bardziej, rzucając Yves wzrok pełen pogardy. Twarz starszej kobiety pozostała jednak niewzruszona, a bystrymi oczami wciąż przyglądała się kasztanowłosej kobiecie. Panna Granger wysiliła się na uprzejmy uśmiech i lekko skinęła głową swej rozmówczyni.
- Oczywiście, że nie. Bardzo mi miło panią znów widzieć.
- Cóż, ja nie mogę powiedzieć tego samego. Serdecznie jednak zapraszamy do stołu. – Hermiona przełknęła nerwowo ślinę i spojrzała na Draco, który zacisnął ze złości usta w wąską linię. Ścisnęła go mocniej za rękę, zwracając na siebie tym samym uwagę arystokraty, którego wyraz twarzy od razu złagodniał. Poprowadził ją do stołu i z nienaganną kulturą odsunął jej krzesło, a kobieta usiadła na nim z gracją. Od razu znalazł jej dłoń spoczywającą na kolanach i splótł jej palce ze swoimi, spoglądając z fascynacją na zaróżowione policzki. Wtedy Lucjusz Malfoy podniósł się z zajmowanego miejsca i zastukał kilka razy w kryształowy kieliszek dzierżony w dłoni. Domownicy szybko poszli w jego ślady, a pan domu odchrząknął znacząco, acz ledwo dosłyszalnie i zabrał głos.
- Cieszę się niepomiernie, że spędzamy ten wyjątkowy wieczór w tak licznym gronie. Boże Narodzenie to czas głębokiej refleksji i zadumy nad mijającym pomału rokiem, ale również czas radości oraz szczęścia. Odrzućmy zatem wszelkie problemy na bok i cieszmy się swoim towarzystwem. – Wzniósł kieliszek z winem odrobinę w górę i upił z niego mały łyk, a w jego ślad poszli pozostali domownicy.
- Kochani złóżmy sobie w ten cudowny wieczór szczere życzenia wypływające prosto z serc. – Narcyza odwróciła się w kierunku Lucjusza, by złożyć mu bożonarodzeniowe życzenia, a następnie przytulić się do niego lekko. Następnie podeszła do Yves, z którą wymieniły kilka zdań, by na koniec roześmiać się w oznace rozbawienia. Draco ujął dłonie Hermiony w swoje i pochylił się w jej stronę z zawadiackim uśmiechem na ustach.
- Wesołych świąt, Hermiono.
- Wesołych świąt, Draco. – Oboje się do siebie uśmiechnęli i przytulili mocno. Choć robiła to już wielokrotnie, to jeszcze nigdy nie czuła się w ramionach arystokraty tak wspaniale, jak w tym momencie. Przeszkodziło im jednak ciche kaszlnięcie dobiegające zza pleców chłopaka i spojrzeli na spoglądającego w ich kierunku Lucjusza z sugestywnie uniesioną brwią. Draco odsunął się nieco od Hermiony, wcześniej jednak złożył na jej policzku subtelny pocałunek, aż dziewczyna zarumieniła się nieco mocniej. Po chwili podszedł do niej starszy mężczyzna i złożył jej świąteczne życzenia.
- Wesołych świąt, panno Granger. Mam nadzieję, że nie widzimy się przy wigilijnym stole pierwszy i ostatni raz.
- Panu również życzę wesołych świąt. Czas pokaże, co będzie dalej. – Uśmiechnął się do niej, jakby z lekkim smutkiem i musnął jej policzek swymi wargami, a następnie podszedł do Draco, który spoglądał na niego z dezaprobatą. Hermiona w tym czasie złożyła życzenia Narcyzie, która na koniec przytuliła ją ponownie, tak jak za pierwszym razem.
- Wesołych świąt synu! Jestem z ciebie niesamowicie dumny, wiesz? – Draco spojrzał karcąco na ojca i odwzajemnił męski uścisk dłoni.
- Wesołych. Coś insynuujesz?
- Piękną i mądrą synową, Draconie. To najlepszy prezent, jaki mogłeś mi sprawić. Chociaż nie. Wnuki! To byłby najlepszy prezent! – Młody arystokrata prychnął lekceważąco w odpowiedzi i pokręcił z politowaniem głową.
- Możesz pomarzyć, tatusiu. – Poklepał go kilka razy po plecach, a następnie podszedł do Yves, która patrzyła na niego beznamiętnym wzrokiem.
- Wesołych świąt, Yves.
- Tobie również, Draconie. Widzę, że posłuchałeś starej ciotki i przyprowadziłeś uroczą pannę Granger.
- Włos ma jej z głowy nie spaść. Zrozumiałaś? – Wysyczał przez zaciśnięte wargi, gdy pochylił się aby delikatnie przytulić ciotkę. Gdy się wyprostował dostrzegł na jej ustach ironiczny uśmieszek, który podniósł mu ciśnienie.
- Ależ oczywiście mój drogi chłopcze. – Odwróciła się do niego plecami i usiadła przy stole, krzyżując pod nim nogi w kostkach. Draco zaczerpnął głębiej powietrza i usiadł obok Hermiony obserwując kątem oka jej profil. Nie było na nim oznak smutku czy przygnębienia, których się spodziewał. Przecież widział, jak Yves składa jej życzenia i nie wierzył, że trzymała w pełni jadowity język za zębami. To byłoby do niej niepodobne. Uniesione jednak ku górze kąciki ust panny Granger i rozpromieniony wzrok mówiły mu zupełnie co innego. Nawet nie zwrócił uwagi, że jego matka coś mówi, a wyrwał się z transu dopiero, gdy kasztanowłosa kobieta wstała z gracją z krzesła i udała się za Narcyzą do kuchni. Odprowadził obie panie wzrokiem, by następnie wyprostować się i spojrzeć na ojca, który wdał się w kolejną dyskusję z ciotką.
Weszła za Narcyzą do przytulnej kuchni i stanęła przy blacie, obserwując jak pani Malfoy krząta się po pomieszczeniu, jakby sama dokładnie nie wiedziała, po co tutaj przyszła. Po chwili roześmiała się wesoło i podeszła do niej z szerokim uśmiechem na ustach. Hermiona czuła się troszeczkę nieswojo, widząc dystyngowaną Narcyzę w takim wydaniu. Zawsze wydawała jej się zimna i oschła, ale jak widać ludzie się zmieniają.
- Przepraszam cię, Hermiono. Nie wiem, w co mam ręce włożyć. Cała się trzęsę od nadmiaru emocji.
- Może pani usiądzie? – Blondynka pokręciła przecząco głową i wsparła jedną rękę na biodrze, a drugą umieściła na dekolcie, próbując jednocześnie się uspokoić.
- Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę, że do nas przyszłaś. Draco jeszcze nigdy nie przyprowadził ze sobą żadnej dziewczyny. W dodatku tak pięknej. – Poczuła, jak zaczyna się lekko rumienić na dźwięk słów Narcyzy, więc odwróciła głowę i wpatrywała się w podłogę.
- Proszę nie przesadzać. Dużo ładniejsze dziewczyny z nim były.
- Wybacz moją ciekawość, ale od kiedy się spotykacie? – Spojrzała na starszą kobietę z konsternacją, by po chwili spuścić wzrok na swe palce, którymi zaczęła się bawić z nerwów. Narcyza w  tym czasie wyciągnęła cudownie pachnącego indyka i umieściła go na srebrnej tacy, która stała na stole kuchennym. Dostrzegła nietęgi wyraz twarzy Hermiony i podeszła do niej, delikatnie łapiąc ją za ramiona. Dziewczyna wyglądała, jakby się przestraszyła, ale szybko przywołała na usta kurtuazyjny uśmiech, który pani Malfoy odwzajemniła.
- My… My nie jesteśmy razem. – Odpowiedziała Narcyzie nieśmiało i od razu spuściła wzrok.
- Oh. – Wyrwało się z ust gospodyni domu, ale szybko przytuliła pannę Granger, jakby była jej matką i uniosła jej podbródek, aby móc spojrzeć w przepiękne bursztynowe tęczówki. Odgarnęła jej kilka kosmyków z twarzy, uśmiechając się do niej z troską i ciepłem, od którego Hermiona od razu poczuła się lepiej.
- Mam jednak nadzieję, że będziesz się u nas czuła, jak w domu. – Rodzinną atmosferę przerwał nagle głośny huk, który niewątpliwie dobiegał z salonu. Narcyza rozszerzyła z szoku i przestraszenia oczy i obie z Hermioną spojrzały w tym samym kierunku. Pani Malfoy czuła, że zostawienie na choćby trzy minuty Lucjusza i Yves samym sobie przyniesie niemałe problemy. Wyminęła nieznającą prawdziwych charakterów jej męża i ciotki Hermionę i pobiegła do salonu, w którym unosiły się kłęby dymu. Za nią nieśmiałym krokiem szła panna Granger, a gdy obie kobiety znalazły się w pomieszczeniu starsza z nich rzuciła zaklęcie oczyszczające i ujrzały stojących przy choince Lucjusza oraz Draco, którzy trzymali w rękach wtyczki od światełek. Byli odrobinę umorusani spalenizną, a gdy odwrócili się w kierunku pań oboje mieli na ustach głupawe uśmiechy niewiniątek i wzruszyli w tym samym momencie ramionami. Narcyza spojrzała na siedzącą przy stole Yves, która otrzepywała granatową garsonkę z niewidocznego pyłu.
- Na mnie nie patrz. To był ich pomysł. – Pani Malfoy westchnęła głośno i patrzyła na powstałe pobojowisko z politowaniem.
- Jeden z drugim Trójca Święta.

* * * * *

Spacerowali po ośnieżonym ogrodzie Malfyów kompletnie nieświadomi, że pozostali domownicy wpatrują się w nich z szerokimi uśmiechami na twarzach, a przynajmniej rodzice chłopaka. Draco pokazywał jej właśnie wiśnie japońskie, które jego ojciec sprowadził z odległej Azji, aby upiększyć swe rozległe włości jeszcze bardziej.
- Od kiedy twój ojciec zaczął tak poważnie interesować się ogrodnictwem?
- Po zwolnieniu z Azkabanu. Strasznie się zmienił od tego czasu, co z resztą sama zauważyłaś. – Przytuliła się mocniej do jego ramienia, a dłoń Draco powędrowała na jej szczupłą talię ukrytą pod zimowym płaszczem.
- Jest bardzo miły. – Arystokrata prychnął w odpowiedzi rozbawiony spostrzeżeniem kobiety, a ona spojrzała na niego z niezrozumieniem. – O co ci chodzi? Nie lubisz go takiego?
- Powiedzmy, że nie jestem przyzwyczajony. Bo widzisz, Granger, mój ojciec nie miał w zwyczaju zbyt często ze mną rozmawiać. – Oczy mężczyzny nagle jakby posmutniały, co nie uszło uwadze Hermiony. Do kolacji wypiła trzy lampki wina, które przyjemnie szumiały w głowie i dodawały jej odwagi. Nie pamiętała, kiedy ostatnio spożywała alkohol, nawet w tak małej ilości. Wyswobodziła się z jego ramion i stanęła przed nim, wspinając się następnie na palce i zarzucając mu ręce na szyję. Draco był odrobinę zaskoczony jej śmiałością, ale objął ją w talii i przysunął do siebie jeszcze bliżej, opierając swe czoło o jej. Gdyby trwali w tej pozycji w domu usłyszeliby rozczulony głos Narcyzy, przeciągającej dźwięcznie „o” na ten widok.
- Przykro mi, że miałeś ciężkie dzieciństwo.
- Nie zmienisz już tego. Możemy jedynie pracować nad przyszłością. – Spojrzała w jego iskrzące się srebrne tęczówki i sięgnęli swych ust w tym samym momencie. Wiedziała, że w normalnych okolicznościach nigdy by tego nie zrobiła, ale cała świąteczna otoczka, panująca w Malfoy Manor ciepła atmosfera oraz wypity alkohol dodawały jej animuszu. Przywarła do Draco całym ciałem i przyciągnęła go do siebie za kark. Arystokrata oddawał każdy jej pocałunek z niesamowitą czułością, błądząc rękami po talii i plecach dziewczyny. Na dworze było kilka stopni poniżej zera, ale usta Hermiony były tak gorące, że stopiłyby nawet najgrubszy lód. Czuł kwaśny posmak wina na jej języku, który ochoczo splótł się z jego. Oderwał się od niej po chwili i spojrzał w zasnute mgiełką oczy. Pogładził ją po rozgrzanym policzku, a następnie pokierował w stronę domu. Przytuliła się do jego ramienia i przygryzła delikatnie dolną wargę, na której wciąż czuła smak ust arystokraty. Wyrzuty sumienia momentalnie wtargnęły do jej głowy.
- Przepraszam za to. – Spojrzał na nią zaciekawiony, a widząc jej przygnębiony wzrok przystanął i położył jej ręce na policzkach, unosząc nieco wyżej głowę.
- Czemu? Bardzo mi się podobało. – Pokręciła przecząco głową i wypuściła głośno powietrze z ust. Draco patrzył na nią z wyraźnym niezrozumieniem, a Hermiona od razu postanowiła mu wszystko wyjaśnić. Później mogłaby nie mieć w sobie tyle odwagi.
- Nie powinno. Twoja mama myślała, że się spotykamy, a ja zaprzeczyłam. O czym by pomyślała, gdyby zobaczyła, że się całujemy? To niestosowne.
- Całujesz się z moją matką, czy ze mną, Granger? – Dolna warga kasztanowłosej kobiety zaczęła niebezpiecznie drżeć, a blondyn od razu mocno ją przytulił, by następnie pocałować w rozgrzane czoło z niesamowitą czułością. – Wobec tego wszystko jest stosowne. I nie myśl o tym już więcej.
- Ale ja…
- Żadnego ale. – Spojrzała na niego hardo, odsuwając się od niego na wyciągnięcie ręki. Draco był wyraźnie urażony jej postępowaniem, gdyż uniósł nieco wyżej głowę i spojrzał na nią wyniośle. Od razu poczuła mocne ukłucie żalu w lewej piersi. Już dawno tak na nią nie patrzył. Już dawno nie czuła się w jego obecności tak niepewnie.
- Kim ja dla ciebie jestem? – Jeśli był zaskoczony jej pytaniem, to idealnie to przed nią ukrywał. Hermiona ponowiła swe pytanie, jednak tym razem w jej głosie dało się usłyszeć wyraźne poirytowanie. – Kim dla ciebie jestem, Malfoy?
- A kim powinnaś być? – Barwa jego głosu była bardzo spokojna, ale dostrzegła, że schował ręce do kieszeni płaszcza i niewątpliwie zacisnął je w pięści. Mięśnie na twarzy stężały, a szczęka była mocno ściśnięta. Poczuła, jak serce zaczyna jej mocniej kołatać w piersi na ten widok. Czyżby zbliżyła się niebezpiecznie do granicy, której nie powinna w żadnym wypadku przekroczyć?
- Nie wiem. Ty i tak zawsze interpretujesz świat po swojemu. – Odwarknęła w jego stronę i chciała go wyminąć, ale chwycił ją stanowczo za rękę i obrócił ponownie w swoją stronę. Zmrużyła gniewnie oczy i zacisnęła mocniej wargi.
- Pozwól, że zinterpretuję go tym razem po twojemu. – Przyciągnął ją mocno ku sobie, pochylając się znacząco ku jej twarzy, którą automatycznie od niego cofnęła. W jego szarych oczach dostrzegła burzę, którą sama rozpętała. – Nie wiem, kim dla mnie jesteś, bo nie wiem, co do ciebie czuję. Pozwalam ci się do siebie zbliżyć, ale zaraz potem się wycofuję, bo doświadczam czegoś, co nie powinno mieć miejsca w moim życiu. Coś ci taki opis mówi, Granger?
- Aż zbyt wiele. – Odpowiedziała mu lodowatym tonem i uniosła dumnie głowę w górę. W tych dwóch zdaniach opisał dokładnie to, co siedzi jej w głowie, ale nie miała odwagi, aby się do tego przyznać. Wpuściła go do swojego świata, pozwoliła mu się do siebie zbliżyć, jak nikomu innemu. Podzieliła się z nim smutkiem, a on ofiarował jej wsparcie. I teraz, kiedy powinien nastąpić między nimi kolejny krok, wycofywała się w swoją ciemność, w której nikt i nic nie był w stanie jej zaskoczyć. Bo tego się właśnie obawiała. Przywiązała się do bliskości Malfoya aż za bardzo i nie wiedziała, jak sobie poradzi, jeśli nagle odejdzie od niej bez słowa. Już po pierwszym pocałunku powinna mieć tego świadomość i zostawić go. Nie zrobiła tego jednak, a teraz zerwanie z nim więzi byłoby jeszcze trudniejsze. Zbyt dobrze czuła się w jego towarzystwie. Wspierał ją, otaczał ciepłem, czasem wciąż się z niej nabijał i był złośliwy, jak dawniej, ale taką po prostu jest osobą. Zbyt skomplikowaną do zrozumienia w całości. Z rozmyślań wyrwał ją głos blondyna, który poluźnił ucisk na jej ramieniu.
- Zinterpretuj go teraz po mojemu. Jestem bardzo tego ciekawy. – Ironia jego głosu była niemalże namacalna, a gdy spostrzegła jeszcze sardonicznie wygięte wargi poczuła nagły przypływ nieznanej jej energii.
- Jak sobie życzysz, mości arystokrato. – Prychnął lekceważąco w odpowiedzi, ale nie zwróciła na to mniejszej uwagi. Wbiła mu oskarżycielsko palec wskazujący w pierś i coraz mocniej go nim szturchała. – Zaliczyłem całą Anglię bez mrugnięcia okiem, a teraz stwierdziłem, że odnajdę w sobie pokłady dobrodziejstwa i stanę się aniołem stróżem dziewczyny, którą zawsze pogardzałem. Pech chciał, że się do niej za bardzo przywiązałem i chciałbym od niej czegoś więcej, ale nie potrafię tego nazwać, bo nigdy nie doświadczyłem takich uczuć w życiu. I nie dostrzegam, że owa dziewczyna boi się towarzyszącej mej osobie niepewności i dalej będę trzymał ją na granicy przyjaciółki i pary. Świat oczami Dracona Malfoya. Idealny wręcz!
- Boisz się niepewności? – W jego głosie nie słyszała kpiny czy pogardy, których się spodziewała, a jedynie czystą troskę i coś na kształt smutku. W trakcie jej wypowiedzi jego oczy zmieniły barwę z ciemnego grafitu na błyszczące się srebro, a szczęka rozluźniła i rozchylił ledwie zauważalnie usta. Z tym widokiem poczuła się nagle okropnie podle w stosunku do niego. Nie chciała zabrzmieć, jakby opisywała, że chce ją tylko wykorzystać. Spuściła odrobinę głowę i westchnęła cichutko, kręcąc nią przecząco.
- To nie tak. Ja po prostu… Boję się przyszłości. Nie jestem jej pewna. Nie jestem pewna, czy dalej w niej będziesz. Bo możesz odejść w każdej chwili, a ja boję się, że nie poradzę sobie bez ciebie.
- Stanęłaś na nogi, uwierzyłaś w siebie, kiedy mnie nie było, zaparłaś się i zrobisz to ponownie, jeśli odejdę. – Dostrzegł, że jej dolna warga zaczęła drżeć, a oczy zaszkliły się niebezpiecznie. Przełknął nerwowo ślinę i pogłaskał ją po policzku, ale ona wyrwała się spod jego ręki i przytknęła rozpaczliwie rękę do czoła. Wzniosła oczy ku niebu i zamrugała nimi parę razy, a gdy chciał się do niej przybliżyć wysunęła w jego kierunku rękę i powstrzymała go w pół kroku.
- Nie rób tego. Teraz przynajmniej wiem na czym stoję. Odwieź mnie proszę do domu.
- Przecież nie powiedziałem, że odejdę. Mówiłem jeśli…
- Skończ. Tak będzie mi łatwiej. Po prostu skończ w tym momencie i nie rozbudzaj nadziei. – Westchnął głośno, jednak się nie odezwał. Wręczył jej ramię, ale Hermiona go nie przyjęła, ruszając przed siebie. Szybko do niej doskoczył i szli ramię w ramię, zbliżając się ku wejściu do rezydencji. Gdy się w niej znaleźli, Draco pomógł jej ściągnąć płaszcz i udał się z nim do garderoby. Został w niej na moment dłużej i zaklął siarczyście pod nosem. Znów dał plamę i zawiódł ją, ale również i siebie. Postąpił nierozważnie mówiąc jej, że może odejść. Ale przecież nie był pewien, czy ich przyszłość ma jakiekolwiek znaczenie. Jeszcze niedawno sam chciał się od niej uwolnić, a teraz? Zabolały go jej słowa i rozwścieczyły, ale postanowił nie dać tego po sobie poznać. Poprawił marynarkę i wyszedł z garderoby, kierując się ku salonowi, w którym siedzieli jego rodzice z ciotką oraz Hermiona. Na ustach miała przyklejony delikatny uśmiech i od razu poznał, że robi to dla niepoznaki. Postąpił dokładnie tak jak ona, siadając obok niej, a rozmowa przy stole nagle ucichła. Nie miał bladego pojęcia, że to, co wydarzyło się między nimi w ogrodzie skrzętnie oglądali wszyscy domownicy. Pierwsza odezwała się Yves, która wyglądała, jakby ktoś jej sprawił niesamowity prezent pod choinkę.
- Skoro już jesteśmy w komplecie ponownie, chciałabym porozmawiać z tobą Draconie. – Blondyn spojrzał na nią z zaciekawieniem, ale również odrobinę podejrzliwie. Szampański nastrój, w którym wyraźnie była ciotka nie podobał mu się, ani trochę. Chciał spleść swe palce u dłoni z ręką Hermiony, ale opamiętał się w ostatnim momencie i wyprostował na krześle, wbijając w Yves ciężkie spojrzenie.
- Ze mną?
- Tak z tobą mój drogi chłopcze. – Kobieta świergotała jak wróbel na gałęzi, czym wzbudziła w młodym Malfoyu jeszcze większe podejrzenia. Lucjusz z Narcyzą wyglądali na spokojnych, ale wewnątrz czuli niesamowity niepokój. Po Yves można się było spodziewać dosłownie wszystkiego. Nawet Hermiona czuła nieprzyjemną atmosferę i spięła się w sobie, ściskając mocniej uda pod stołem.
- A na jaki temat? – Yves pstryknęła dwa razy palcami, a na stole pojawiła się paczka długich papierosów. Wyciągnęła jednego i zapaliła bez krępacji, wypuszczając z ust kłęby gryzącego dymu. Panna Granger, gdy tylko go poczuła, zakaszlała najciszej jak się dało, ale nie uszło to uwadze kobiety, która spojrzała na nią z mieszanką kpiny i pogardy. Draco tymczasem transmutował jedną ze szklanek w popielniczkę i przesunął ją agresywnie w stronę ciotki. Prawa brew Yves powędrowała odrobinę w górę.
- Jak ci się podoba Francja, Draconie?
- Nie jest to mój ulubiony kraj. Skąd takie pytanie? – Yves wydęła lekko usta i zaciągnęła się pomału papierosem. Siedząca obok Draco Hermiona dostrzegła, że blondyn zaczął nerwowo ruszać nogą pod stołem. Od razu skojarzyła ze sobą fakty, a jej oddech znacząco przyspieszył, choć starała się nie dać tego po sobie poznać. Arystokrata był poirytowany, a to znaczyło, że atak nerwicy może przyjść w każdym momencie.
- Ale język francuski znasz jak mniemam? – Spojrzała znacząco na Lucjusza i Narcyzę, a pani Malfoy przytaknęła ledwie zauważalnie głową. Draco zerknął na moment na rodziców, a potem przeniósł uważne spojrzenie na ciotkę.
- Znam.
- To wybornie.
- Do rzeczy. – Ponaglił ją głosem nieznoszącym sprzeciwu, ale Yves nie przejęła się nim za bardzo. Strzepnęła nadmiar popiołu do spodeczka i zaciągnęła się mocno papierosem, zerkając kątem oka na pannę Granger, czy i tym razem odważy się wyrazić swój sprzeciw odnośnie jej nałogu nikotynowego. Hermiona jeśli chciała odkaszlnąć, to powstrzymała się resztkami sił pod wpływem nienawistnego spojrzenia starszej kobiety.
- Nie przyleciałam do Londynu, aby cieszyć się pedantycznym, angielskim Bożym Narodzeniem. Mój cel to twoja firma, Draconie, która bardzo dobrze prosperuje na całym świecie. – Jeśli Draco był zaskoczony, to świetnie to ukrył. Jeśli był rozwścieczony, a z pewnością był, to zdusił w sobie wściekłość w ostatnim momencie. Wyciągnął się odrobinę na krześle i z dumnie uniesioną głową spojrzał na ciotkę, która swoją postawą nie ustępowała jemu.
- Chcesz ją odkupić? – Yves zaśmiała się szyderczo i przytknęła papierosa do wąskich warg. Widząc ostre spojrzenie chłopaka odstawiła go do popielniczki i ułożyła ręce na kolanie.
- Ależ litości! Gdybym chciała, zrobiłabym to już dawno, a ty nawet byś się o tym nie dowiedział.
- Więc co chcesz z nią zrobić?
- Wiesz, o czym właśnie rozmawiamy, Draco? – Spojrzała na niego zza wpółprzymkniętych powiek, a na ustach gościł ironiczny uśmieszek. Szatan w ludzkiej skórze. Przeszło przez myśl Hermiony, która patrzyła na zaciśniętą pięść Malfoya i pobielałe knykcie. Mięśnie na jego szyi drgały, a szczęka była tak mocno ściśnięta, że mógłby sobie połamać zęby. Patrzyła na to z lekkim przestrachem, gdyż Draco nigdy przy niej nie miał ataku nerwicy, a przynajmniej nie tak poważnego, na jaki się zanosiło. Nie wiedziała, jak się zachowa, jeśli nagle wybuchnie, niczym wulkan.
- O biznesie. – Blondyn odwarknął wściekle w jej kierunku, a Yves przytaknęła mu lekko głową. Następnie zgasiła tlącego się papierosa w popielniczce i podniosła się z gracją z zajmowanego miejsca.
- Dokładnie. A o biznesie nie rozmawia się przy stole. – Tego co nastąpiło chwilę potem nikt ze zgromadzonych się nie spodziewał. Draco wstał agresywnie z krzesła przewracając je na podłogę i ryknął w kierunku ciotki na całe gardło. Hermiona i Narcyza aż podskoczyła na swoich miejscach, a nawet Lucjusz wzdrygnął się nieco na wybuch syna. Yves natomiast stała niewzruszenie przy stoliku i patrzyła na młodego Malfoya z jawną dezaprobatą. Nawet powieka jej nie zadrżała, gdy arystokrata krzyknął w jej kierunku.
- Siadaj do jasnej cholery i gadaj, bo mam cię kurwa dosyć! – Przekręciła lekko głowę w prawą stronę, przyglądając się dyszącemu chłopakowi z zaciekawieniem. Oczy Draco ciskały błyskawice mieszające się z gromami. Oparł się rękami o stół i wypuszczał wściekle powietrze z płuc. Przez jego ciało przechodziły od czasu do czasu dreszcze, a Yves na ten widok zmrużyła odrobinę oczy i uśmiechnęła się wyraźnie czymś usatysfakcjonowana. Wtedy Draco ryknął do niej ponownie, a Hermiona aż zamknęła oczy i odwróciła głowę w przeciwnym kierunku.
- Głucha jesteś?! Siadaj do kurwy nędzy, bo nie ręczę za siebie!
- Draco… - Pani Malfoy chciała uspokoić syna, ale ten spojrzał na nią rozwścieczonym wzrokiem i od razu głos ugrzązł  jej w gardle.
- Zamknij się! – Narcyza wyglądała, jakby właśnie dostała w twarz. Wtedy Lucjusz podniósł się z krzesła i krzyknął w kierunku syna, ale ten nie wyglądał na zbytnio przejętego.
- Draco! Jak ty się zwracasz do matki?!
- Ty też się zamknij! Wszyscy się zamknijcie do jasnej cholery! A ty! – Wymierzył palcem w kierunku ciotki, która uniosła majestatycznie głowę i splotła ręce na wysokości bioder. – Siadaj i gadaj!
- Leczysz się z tego drogi chłopcze? – Spytała go z nadzwyczajnym spokojem, a arystokrata sięgnął do mocno zawiązanego krawatu i szarpnął go wściekle, aby poluzować go choć odrobinę. Nic to jednak nie dało, co jeszcze bardziej go poirytowało.
- Z czego?! Z czego się kurwa niby leczę?!
- Z nerwicy. – Arystokrata poczuł się osaczony. Skakał wzrokiem od trzęsącej się matki do wzburzonego ojca, przechodząc przez usatysfakcjonowaną ciotkę, aż jego wzrok spoczął na przerażonej Hermionie. Przełknął nerwowo ślinę i ponownie sięgnął do krawatu. Poluzował go tym razem spokojniej, a węzeł zaczął pomału puszczać. Omiótł ponownie wzrokiem pomieszczenie i zgromadzonych w nim ludzi. Poczuł się jak zwierzę w klatce, które zostało wystawione na publiczny widok. Wszyscy wiedzieli. Wszyscy poznali jego schorzenie, które udawało mu się ukrywać przynajmniej przed matką. A teraz wszystko szlag jasny trafił! Nie mógł się dłużej odnaleźć w zaistniałej sytuacji. Czuł, że zaczyna się potwornie dusić, więc wyminął ciotkę bez słowa i wyszedł szybkim krokiem z salonu. Po chwili dało się słyszeć dźwięk trzaskania drzwiami, a Hermiona zerwała się z krzesła i popędziła za nim, chwiejąc się na wysokich obcasach. Nogi bowiem miała jak z waty pod wpływem niedawnych przeżyć, jednak tuż przy wyjściu powstrzymała ją dłoń Narcyzy. Spojrzała na nią nieco rozbieganym wzrokiem, a ta uścisnęła jej rękę i uśmiechnęła z niesamowitą troską.
- Uważaj na siebie, Hermiono. I na niego. Proszę cię. – Przytaknęła jej głową i wybiegła z salonu. Chwyciła swój płaszcz, który znalazła w garderobie i zniknęła za frontowymi drzwiami. Rozejrzała się po okolicy, ale nigdzie nie dostrzegła arystokratycznej sylwetki Malfoya. Zbiegła po schodkach na chodnik, a serce waliło jej w piersi ze zdwojoną siłą.
- Draco?! – Zero odzewu. Machinalnie spojrzała w kierunku bramy, jednak samochód mężczyzny wciąż stał na swoim miejscu. Pobiegła w jego kierunku, ale nie dostrzegła nikogo w środku, więc wróciła na posesję i ponownie go zawołała.
- Draco! – Ponownie odpowiedziała jej głucha cisza. Przełknęła nerwowo ślinę i przytknęła rękę do czoła. Gdzie on się do jasnej ciasnej podział? Nawet gdyby chciała, nie dałaby rady przeszukać całej rezydencji. Była ogromna i z pewnością zgubiłaby się niejeden raz. Zdecydowała się jednak poszukać go mimo wszystko. Na drżących nogach i zapadając się w śniegu przeszła przez niewysokie krzewy bukszpanu i pognała w kierunku ogrodu mieszczącego się na tyłach domu. Nie widziała nigdzie Malfoya, a w niej zagościł olbrzymi niepokój. Rozpłynął się w powietrzu. Przepadł jak kamień w wodę. Stanęła przy olbrzymiej fontannie, która teraz była kompletnie zamarznięta i rozejrzała się ponownie po posesji. I wtedy go dostrzegła. Jego platynowe włosy odcinały się na korze drzewa, o które się oparł. Od razu pobiegła w jego kierunku, czując jak serce ponownie wrzuciło najwyższy bieg. W oczach stanęły jej łzy, ale nie przejmowała się nimi. Cieszyła się, że go znalazła, i co najważniejsze, że nic mu się nie stało. Bała się o niego. Przyznawała się do tego bez bicia. Gdy Draco usłyszał zbliżające się szybko ku niemu kroki otworzył oczy i dostrzegł biegnącą ku niemu Hermionę. Przedzierała się przez zaspy śniegu z szerokim uśmiechem na ustach. Poczuł mocne ukłucie w sercu na ten widok, a po chwili rozlewające się od niego niesamowite ciepło. Kasztanowłosa w końcu do niego dotarła i złapała go za policzki, by następnie przylgnąć do niego całym ciałem. Nie wiedział, co się z nim dzieje, ani tym bardziej z nią. Powinna być na niego wściekła, a ona rzuca mu się na szyję, jakby właśnie dokonał heroicznego czynu. Objął ją niepewnie w talii i wtulił się w jej bark, mocniej do siebie przyciągając. Kołysał nią tak przed dłuższą chwilę, aż w końcu odsunął od siebie i spojrzał w mokre bursztynowe oczy. Wytarł z jej policzków łzy i momentalnie posmutniał. Miała przecież nie płakać dzisiejszego wieczoru.
- Wybacz mi. Obiecałem, że nie uronisz dziś ani jednej łzy. Znowu cię zawiodłem.
- Przede wszystkim zawiodłeś samego siebie i swoich rodziców. Musisz ich za to przeprosić. Oni naprawdę się o ciebie martwią, Draco. – Mężczyzna posmutniał i westchnął głośno na dźwięk słów kobiety. Czuł do siebie obrzydzenia, za to jak potraktował matkę i ojca. Powinien bardziej nad sobą panować i nie dać złości przejąć nad sobą kontroli. Yves jednak wyprowadziła go z równowagi, którą udawało mu się utrzymać od rozpoczęcia wieczoru. Miał mętlik w głowie po jej słowach. Nie wiedział, czego ciotka chce od jego firmy, ale jednego był pewien. Nie pozwoli, aby położyła na United Architect chciwe łapy, ani żeby dotknęła jej choćby palcem. Zbyt długo na swój sukces pracował. Włożył w to wiele pracy i nie dopuści, aby ktokolwiek odważył się mu ją odebrać. Spojrzał na Hermionę, która odgarnęła mu niesforne kosmyki z czoła i delikatnie się do niego uśmiechnęła. Odsunął się od niej, a uśmiech na jej twarzy pobladł. Dotknęła jego ramienia, ale spojrzał na nią surowo i natychmiast zabrała rękę.
- Co się stało?
- Ponoć wiesz, na czym stoisz. Nie przywiązuj się do mnie ponownie. – Czuła głębokie urażenie jego wypowiedzią, ale nie mogła go o nic winić. Sama mu to wszystko niedawno powiedziała. U niej te słowa brzmiały jednak dużo lepiej i nie raniły tak jak te wychodzące z jego ust. Poczuła nagły przymus porozmawiania z nim o tym jeszcze raz. Zebrała się w sobie z wielkim trudem i ponownie dotknęła jego ramienia. Tym razem spojrzał na nią pustym wzrokiem, ale nie zabrała dłoni.
- Porozmawiajmy o tym.
- A mamy w ogóle o czym?
- Dokładnie wiesz, że tak. – Wyglądał, jakby głęboko zastanawiał się nad jej słowami. Odwrócił się do niej pomału i wsadził ręce do kieszeni spodni, opierając się jednocześnie głową o pień drzewa. Z jego ust wychodziły kłęby pary z powodu panującego na dworze mrozu.
- Słucham. O co tym razem chodzi.
- Zachowujesz się dokładnie tak, jak w Hogwarcie. – Uniósł zaciekawiony jedną brew, ale nie odezwał się. – Gdy ktoś cię urazi, zamykasz się w sobie i od razu gardzisz. Czy nie możesz być pomiędzy nienawiścią, a…
- A czym? Przyjaźnią? – Prychnął widząc powiększające się zdziwienie na twarzy kasztanowłosej.
- Chociażby.
- Przyjaciele się nie całują. A przynajmniej nie tak, jak my. – Zmarszczyła brwi poirytowana protekcjonalnym tonem jego głosu i spojrzała na niego hardo. Musi nauczyć się przyjmować porażkę inaczej, niż lekceważeniem i irytacją.
- Zatem proszę, nazwij to, co jest pomiędzy nami po swojemu, skoro moja terminologia ci nie odpowiada.
- Nie. – Warknął w jej kierunku i odwrócił wzrok, wbijając go w pokryte śniegiem krzewy ogrodu.
- Dlaczego?
- Bo nie i tyle. Koniec durnego tematu.
- Nie jest durny. Nie dla mnie. – Odpowiedziała mu ze spokojem, choć w środku się w niej gotowało. Z chęcią wykrzyczałaby mu w twarz, co o nim w tym momencie myśli, ale wiedziała, że wtedy szanse na normalną rozmowę zmaleją jeszcze bardziej, a nawet przepadną bezpowrotnie, a tego nie chciała. Nie zamierzała rezygnować i sięgnęła do jego twarzy obracając ją w swoją stronę. W życiu nie pomyślałaby, że dostrzeże w jego szarych tęczówkach smutek, który zaczął na nią przechodzić.
- Malfoy proszę, nie uciekaj.
- To ty uciekasz! Nie wiesz, czego ode mnie chcesz. – Podniósł na nią głos, jednak szybko się opanował i zmełł w ustach przekleństwo za swoje zachowanie. – Wyprowadzasz mnie z równowagi, Granger. Chcesz, żebym był blisko, ale ja chcę być jeszcze bliżej. Czy do ciebie to nie dociera?
- Jakoś nie bardzo. – Wzniósł oczy ku niebu i westchnął poirytowany.
- Cierpisz po stracie syna, rozumiem, ale masz pojęcia, jak ranisz mnie, że jednego dnia dajesz mi nadzieję, a drugiego ją odbierasz i mnie odrzucasz? To wkurza, Granger. Bardzo denerwuje, bo nie lubię czegoś nie wiedzieć. A nie wiem, czego ode mnie chcesz.
- Czasu. Chcę, abyś mi dał odrobinę czasu, bym mogła się nad tym wszystkim zastanowić.
- Czasu. I tylko tyle? – Przytaknęła mu głową, a on roześmiał się z wyraźną kpiną, czym mocno ją uraził. – Inna kobieta chciałaby dowodów mojego oddania, a ty chcesz czasu! Typowa Hermiona Granger. Na przekór całemu światu i mężczyznom.
- Nie rozumiem, czemu uważasz, że wymagam od ciebie aż tak dużo.
- Bo nie wytrzymam bez ciebie dłużej, niż dwadzieścia cztery godziny. Bo nie poradzę sobie bez ciebie i twojego umoralniającego tonu. Bo odbierzesz mi spokój, który mi ofiarowałaś przez te trzy miesiące. – Złapał ją za ramiona i spojrzał agresywnie w jej nieco przestraszone tęczówki. Hermiona jednak szybko zrozumiała, że Draco nie jest zły. Ton jego głosu, wzrok, to wszystko nie jest oznaką rozdrażnienia, ale rozpaczliwym wołaniem, aby od niego nie odchodziła. Na tę myśl poczuła ciepło rozlewające się z jej serca po całym ciele, które dopasowało się do arystokraty i objęła go za szyję, mocno do niego przywierając. Ten gest znaczył dla blondyna więcej, niż wszystkie słowa, jakie mogła do niego powiedzieć. Zaciągnął się mocno zapachem jej konwaliowych perfum i oparł podbródek na czubku głowy.
- Dam ci ten cholerny czas. Dam ci go tyle, ile będziesz potrzebowała.
- Dziękuję. – Odpowiedziała w jego klatkę piersiową bardzo cichutko, więc nie wiedziała, czy usłyszał cokolwiek. Chwilę tak jeszcze stali wtuleni w siebie, aż w końcu wyswobodziła się z jego objęć i sięgnęła do jego ręki, splatając jej palce u dłoni ze swoimi. Draco nieco rozchmurzył się, gdy jego skóra zetknęła się z jej i skierował się z nią w kierunku domu. Miał jeszcze jedną niezałatwioną sprawę, a właściwie dwie, ale ciotką będzie się martwił później. Najpierw musi przeprosić rodziców za swój niekontrolowany wybuch.
- Chcesz już wrócić do domu? – Spytał jej jakby od niechcenia, a ona kiwnęła głową i przysunęła się do niego odrobinę bliżej.
- Tak będzie lepiej. Ty też powinieneś odpocząć. – Uśmiechnął się do niej delikatnie słysząc w jej głosie troskę. Weszli do rezydencji cali przemarznięci, a w progu już czekali na nich Narcyza i Lucjusz. Pani Malfoy od razu rzuciła się synowi na szyję i mocno go do siebie przytuliła. Z jej matczynych oczu wypływały potoki łez, skapując na marynarkę chłopaka.
- Nie rób mi tego więcej.
- Przepraszam mamo. To się więcej nie powtórzy. – Hermiona wpatrywała się w tę scenę z ciepłym uśmiechem, a stojący obok niej Lucjusz z ojcowską troską. Spojrzała na niego kątem oka, a wtedy mężczyzna zerknął na nią. Kąciki jego ust powędrowały ku górze chwilę potem.
- Dziękujemy ci, Hermiono. Ciężko czasem nad nim zapanować.
- Coś o tym wiem, panie Malfoy.
- Wszystko między wami w porządku? – Zmieszała się nieco jego pytaniem, ale odpowiedziała z nadzwyczajną pewnością siebie.
- Wyjaśniliśmy sobie wszystko, więc jest w porządku.
- Bardzo mnie to cieszy. Mogę mieć do ciebie prośbę, abyś miała na niego oko? Martwię się o niego, ale ty masz na niego zdecydowanie lepszy wpływ. – Zarumieniła się lekko słysząc słowa Malfoya seniora, ale przytaknęła mu głową, co spotkało się z szerokim uśmiechem aprobaty, który pojawił się na ustach mężczyzny. Po chwili podszedł do nich Draco razem z Narcyzą, która jedwabną chusteczką wycierała resztki łez z oczu.
- Przepraszam ojcze. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. – Lucjusz poklepał syna troskliwie po ramieniu, a następnie objął Narcyzę w talii i przytulił do siebie czule. Hermiona poczuła w sobie ukłucie żalu i zazdrości. Państwo Malfoy byli zgranym małżeństwem, choć kilka lat temu można o nich było powiedzieć dosłownie wszystko, ale na pewno nie to, że są dobrani. Widząc jednak miłość, którą siebie darzyli zazdrościła im jej potwornie, bo sama nie miała osoby, z którą dzieliłaby resztę życia.
- W porządku, Draconie. Każdemu się czasem zdarza. Mam nadzieję jednak, że starasz się temu zapobiegać.
- Mam wizytę u… psychiatry zaraz po świętach. – Wyraźnie się spiął, gdy mówił o profesji swego lekarza. Wtedy Hermiona podeszła do niego i ścisnęła go mocno za rękę, jakby chciała mu dodać otuchy. Draco od razu się rozluźnił i odwzajemnił uścisk wyraźnie zadowolony z jej wsparcia. – Wybaczcie, ale my będziemy już uciekać.
- Rozumiemy synku. Odwiedźcie nas jeszcze kiedyś razem. – Narcyza odezwała się ciepło do syna i pocałowała go w policzek na pożegnanie. Hermionę zaś przytuliła, niczym matka, czym wywołała na jej ustach delikatny uśmiech wdzięczności. Naprawdę czuła się u Malfoyów, jak w domu. Poczuła, że traktują ją jak rodzinę, choć nią nie jest.
- Postaramy się mamo.
- Do widzenia państwu. – Pożegnała się z Lucjuszem i Narcyzą i skierowała się razem z Draco w kierunku drzwi frontowych.
- Do zobaczenia drogie dzieci. – Młody arystokrata wywrócił jedynie z dezaprobatą oczami i wyszedł razem z panną Granger na mroźne powietrze. Szybko znaleźli się w samochodzie i ruszyli w drogę powrotną, która minęła im w kompletnej ciszy, ale żadnemu z nich nie przeszkadzała. Rozkoszowali się tą chwilą prywatności i spokoju, gdyż dzisiejszy dzień zdecydowanie obfitował w zbyt wiele wydarzeń. Ale czy nie takie było ich życie, od kiedy spotkali się pierwszy raz po wielu latach? Ciągle czymś ich zaskakiwało, ciągle stawiało wyzwania na drodze. Ale nie wyobrażali już sobie innego życia. Czuli, że mogą wszystko z drugą osobą u boku.
Draco zaparkował po przeciwległej stronie ulicy i pomógł Hermionie wyjść z samochodu. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że dziewczyna strasznie przemarzła przez eskapadę poszukiwawczą na dworze Malfoyów i zachwiała się na sztywnych nogach. Blondyn jednak w porę ją złapał  i pomógł złapać pion, lekko się z niej śmiejąc. Szturchnęła go w bok, jednak również się roześmiała, a zaraz potem krzyknęła, bo arystokrata złapał ją pod kolanami i wziął na ręce.
- Malfoy! Postaw mnie! – Oplotła mu szyję mocno rękami, bo w gruncie rzeczy było jej bardzo przyjemnie i nie chciała, aby arystokrata ją puścił. A Draco jak widać nie zamierzał tego zrobić, gdyż przeszedł przez ulicę, pokonując ją kilkoma susami, przeszedł przez bramkę i postawił ją dopiero przed drzwiami do mieszkania. Hermiona popukała się palcem wskazującym w czoło i przekręciła klucz w zamku, a następnie weszła do środka. Malfoy wślizgnął się za nią i zamknął za sobą drzwi z łoskotem, w trakcie gdy panna Granger zapaliła dwa kinkiety wiszące w korytarzyku. Zaskoczona ponownie krzyknęła, gdy blondyn chwycił ją w talii mocno przytulił do jej pleców. Obróciła się w jego ramionach, a on uniósł ją pod pośladkami, aż zleciały jej pantofelki i wpił w jej ochoczo rozchylone usta. Z początku była mocno zaskoczona pieszczotą arystokraty, ale chwilę potem oddała pocałunek wplatając mu palce we włosy i przywierając do niego mocniej. Draco był porywczy, ale przy tym również delikatny, co pobudzało ją bardziej, niż wszelkie czułe słowa. Z ochotą rozchyliła wargi, pozwalając wślizgnąć się w nie rozgrzanemu językowi. I wtedy nagle drzwi od mieszkania otwarły się na oścież, a oni oderwali się od siebie i skrzyżowali spojrzenia z szokowanymi zielonymi oczami Harry’ego.
- Malfoy? – Poczuła, jak krew odchodzi jej z twarzy, a blondyn spina się na całym ciele. Nie wypuścił jej jednak ze swych objęć, a patrząc na rozszerzające się coraz bardziej oczy przyjaciela narastał w niej niepokój. Draco odezwał się lekko rozbawiony i zwrócił się ku Harry’emu, który wyglądał, jakby miał zacząć zbierać szczękę z podłogi.
- Cześć, Potter. – Starał się stwarzać dobrą minę do złej gry, ale wiedział, że właśnie zarobił wściekle czerwoną kartkę od czarnowłosego mężczyzny. No ładnie. Teraz to mam przechlapane, jak stąd do Hogwartu.

28 komentarzy:

  1. W sumie sama się czasem zastanawiałam, jakim cudem udaje Ci się tak szybko kończyć rozdziały. Ale uznałam, że musisz być po prostu bardzo dobrze zorganizowana. Niemniej cieszę się, że wzięłaś chwilę oddechu - każdemu jest on potrzebny. :")
    Rozdział cudny, nie wiem, co Ty chcesz od niego (ale podobno autor sam dla siebie jest najsurowszym krytykiem). Tylko mam nadzieję, że Malfoy wyjdzie z tego cało (jak pomyślę o sprzysiężeniu sił Harry'ego, Pansy i Ginny, to aż mi żal go, bo raczej wątpię, by Harry zachował taką informację dla siebie). ;)
    Życzę weny, nowych pomysłów i wolnego czasu, byś naprawdę odpoczęła. :)
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałe!!! Dużo Cyzi dużo Lucjusza wreszczie Draco i Hermiona do czegoś razem doszli tylko ta choerna łajza Yves...........wwwwwwwwrrrrrrrrr. I harry tak bardzo zdziwiony. Nie moge doczekać się następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdział cudny, a w nim chyba najlepsze było stwierdzenie Malfoya: Teraz to mam przechlapane jak z tond do Hogwartu. Niech wena będzie z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisze się "stąd", trochę stałam się wyczulona na błędy i rzuciło mi się to w oczy. ;)

      Usuń
  4. Suprr rozdział i doskonale rozumiem twoją sytułacje w każdym bądź razie nie opuszczę cię i będe grzecznie czekać na kolejny rozdział. A i oczywiście masz odpocząć bo nie chcę żebyś dostała nerwicy jak Malfoy ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały rozdział i również podziwiam cię za dotrzymywanie terminów i szybkie pisanie rozdziałów, brak słów dziękuję

    I zapraszam do siebie
    dorea-i-draco.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Siostro, współczuję Draco, bo Potter potrafi być uparty i głupi jak osioł
    A jeszcze bardziej współczuję sobie czekania na następny rozdział.
    Skup się na nauce, nami niw przejmuj, świat nie kręci się wokół bloga, na tym przyszłości nie zbudujesz.
    Poczekamy :)

    Nox

    Ps. Pomyliłam znów adres?

    OdpowiedzUsuń
  7. Brak mi słów...naprawdę świetny rozdział! Wzruszyłam się kilkakrotnie i całość czytało się na prawdę dobrze. Tylko to zakończenie, dlaczego akurat teraz robisz dłuższą przerwę...? Znaczy w stu procentach cię rozumiem, ale będę się teraz zastanawiać jak rozwinie się sytuacja. ;)
    Niech twoja wena się za bardzo nie zasiedzi na urlopie i powodzenia na studiach. :) O, jeszcze, żeby ten rok był dla Ciebie jak najlepszy! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział jest genialny jak zawsze :D szczerze to w tym momencie oprócz twojego bloga czytam jeszcze jeden ;) bo reszta w tej chwili do mnie nie trafia, może to za mało rozdziałów? xD
    Rozumiem, każdy potrzebuje przerwy;) a teraz... Harry w twoim opowiadaniu jest bardzo hmmm jak Harry :D oddany służbie dobru starający się to pogodzić z opieką nad rodziną. Mam nadzieję, że nic Draco nie zrobi i tyrad nie będzie, myślę że zachowa się jak starszy brat :D Yves... czemu mam wrażenie, że wcale nie jest taka zła... xD Lucjusz jak zawsze super i uwielbiam taką Narcyzę :D ogólnie... 5+ ;) najlepsze życzenia z okazji nowego roku :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jajku kazdy rozdzial jest cudowny. Bierz wolnego ile chcesz ten rozdzial moge czytac x razy.
    Buziak

    OdpowiedzUsuń
  10. Masz rację! To my/ja ciągle mówimy, że rozdział chcemy najlepiej juz! A kompletnie nie zwracamy uwagi na twoje życie prywatne! Kurcze, ale mi głupio. Przepaszam! Teraz tk ja ciebie, a nie ty mnie i innych czytelników. Ja obiecuję wykrzesać z siebie odrobinę cierpliwości i czekać na kolejny rozdział. Miłego wypoczynku! :*
    Rozdział mimo tego że mówisz, że wena wywiesiła karteczke nie chce mi się, nieczynne do odwołania to mi się podoba :)
    Wszystkie najlepszego w Nowym Roku!
    ~Madzik

    OdpowiedzUsuń
  11. U Hermiony i Dracona jak zwykle niczym w kalejdoskopie. Ja się wcale nie dziwię, że są tacy poddenerwowani. Wierzę jednak, że pewnego pięknego dnia zapanuje między nimi cudowna harmonia... no może bez przesady, bo w ich wykonaniu to niemożliwe, ale żeby przynajmniej przestali być tacy niezdecydowani. Tak, własnie tego im życzę.
    Z Harry'ego jestem dumna. W końcu facet zaczął myśleć, taką mam przynajmniej nadzieję. Jego wtargnięcie do Hermiony było epickie, a tym bardziej to, co zastał. Oj będzie się działo.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Jejku jaki cudowny rozdział. Chyba mój ulubiony. Czytam, czytam i nagle JEJ!!! Tak się cieszę ,nawet myślałam że dom rozniosę, potem czytam i znowu NIE!!! Jak mogłaś mi to zrobić myślę: chyba Cię znajdę i zabiję. Na szczęście potem kolejne cudne wersy i zaraz BUM i znowu ten Harry. Jednakże po przeczytaniu opisów postaci wnioskuję, że będzie trochę zdziwiony a potem mu przejdzie. Liczę na to. Życzę Ci wiele weny, która nigdy Cię nie opuści i spokojnego odpoczynku, który jak najbardziej Ci się należy. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdział świetny. Uśmiałam się po pachy. Fajnie wyrobiłaś się na czas świąt. Przerwałaś w takim momencie, że mam ochotę Cię udusić. Nie... Bardziej mam ochotę udusić Yves. O tak... Pozdrawiam,
    KH.

    OdpowiedzUsuń
  14. Myślę, że to jest dobry pomysł, aby trochę przystopować. Po napisaniu rozdziału warto dać mu trochę czasu i dopiero potem sprawdzić błędy, które są wtedy bardziej widoczne. +Nie myślałaś o becie? Osoba "z zewnątrz" wyłapie ich jeszcze więcej! :]
    Btw, cały czas Cię podziwiałam, że udaje Ci się połączyć studia z życiem towarzyskim i dodawaniem postów, co dwa tygodnie, bo ja sama potrafię nie napisać nowego rozdziału przez trzy miesiące... Już wiem, jak znajdujesz na to czas, ale dalej dziwi mnie to, że potrafiłaś zebrać się i wyskrobać coś tak szybko.
    Co do notki, widać, że jest bardziej dopracowana i że poświęciłaś więcej czasu. Widziałam parę powtórzeń czy literówek, ale to sama zauważysz, czytając go ponownie. Jednak źle zapisujesz dialogi, przynajmniej tym razem, bo wcześniej było poprawnie. Zostawiam link: http://www.ekorekta24.pl/proza/130-interpunkcja-w-dialogach-czyli-jak-poprawnie-zapisywac-dialogi
    Przechodząc do treści, bardzo mi się podobało. Ich relacje co chwilę się zmieniały, ale jak inaczej mogło to wyglądać w ich przypadku?
    Ich rozmowy również przypadły mi do gustu. Nareszcie wszystko sobie wytłumaczyli.
    Na kolacji Dracon dał niezły popis, ale wszystko dobrze się skończyło. Na szczęście Yves też za dużo nie narozrabiała.
    Fajnie, że opisałaś też to, jak święta spędzili Potrerowie, zabrakło mi tylko wzmianki o Weasleyach.
    Końcówka mnie kupiła! Zdecydowanie najlepszy fragment całego rozdziału, chociaż było ich kilka. :D
    Tym razem poczekam więcej, ale nie będę marudzić, bo naprawdę warto! :] +Jesteś jedną z autorek, które tak regularnie dodają nowe notki, więc, jeszcze raz, wow.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nad betą nigdy nie myślałam i nigdy nie pomyślę. Uczę się na błędach i chętnie korzystam z linków, które zostawiasz, gdy widzisz niedociągnięcia w tekście. Niestety cierpię na deficyt czasowy i nierzadko kompletna poprawa graniczy z cudem. I przepraszam za wyrażenie, ale szlag mnie jasny trafia, gdy pomyślę, że ktoś mógłby ingerować w mój tekst choćby jednym przecinkiem. Jestem samoukiem i generalnie wszystko wolę robić sama. Poza tym przeraża mnie myśl, ile czasu musiałabym czekać zanim tekst by do mnie wrócił od bety.
      Teraz mam więcej wolnego, oczywiście zależy od interpretacji, więc zamierzam dokładnie przyjrzeć się stronie, której link zamieściłaś w komentarzu. Mam nadzieję, że notka dodana po przerwie będzie wreszcie wyglądała jak należy, choć samej ciężko mi w to uwierzyć ;)

      Usuń
    2. Nie chodzi mi o przysyłanie przez betę gotowego tekstu, ale tekstu z komentarzami - sama poprawiasz błędy. Mnie to bardzo pomogło, wielu rzeczy się nauczyłam, np. poprawnego pisania dialogów, ale to, oczywiście, zależy od osoby. :) +Faktycznie, trochę czasu to zajmuje, więc jak kto woli.
      Co do następnej notki, na pewno będzie w niej mniej błędów (nie napiszę lepiej, bo twój styl pisania jest bardzo dobry i rozdział sam w sobie jest świetny, a błędy są tylko niedociągnięciami), jeśli dasz jej czas (jak Draco Hermionie, heh) i dopiero po paru dniach przeczytasz ponownie. :)

      Usuń
  15. A jak dla mnie czas między kolejnymi rozdziałami jest za długi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę w takim razie powodzenia w napisaniu długiego tekstu, ogarnięcia go stylistycznie, wysileniu wyobraźni i zadowolenia czytelników, a przy tym, żeby nie byłyby to same banały. Nie zapomnij również o życiu osobistym, bo ja jednak wolę je posiadać.

      Usuń
    2. Owszem, opowiadanie jest wciągające, ja też chętnie przeczytałabym wszystko od razu, ale trzeba się liczyć z autorką, której pracą nie jest dodawanie nowych rozdziałów. Robi to, bo najwyraźniej lubi, równie dobrze mogłaby zostawić bloga, czego chyba żaden czytelnik nie chce. :)

      Usuń
  16. Najpiękniejszy rozdział ns twoim blogu. Piszesz tak plastycznie że widzę te wszystkie sceny oczami wyobraźni. Masz rację należy ci się urlop za to wszystko co dla nas robisz. Odpocznij sobie :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jestem pod ogromnym wrażeniem twoich umiejętności, stylu pisania jak i całej fabuły. Mimo, że znalazłam twojego bloga dwa dni temu, zdążyłam cię pokochać! Cała historia Dramione napawa mnie samymi pozytywnymi odczuciami, umiesz wywołać w odbiorcy tyle uczuć, od smutku, przez złość po radość. To niesamowite, że tak wciągnełam się w całą fabułe i nie wyobrażam sobie ile pracy w to wkładasz! Uwielbiam to, jak potrafisz za pomocą słów, w pełni zobrazować najmniejsze szczegóły. Uwiebiam wszystkie splatające się wątki i twoje humorystyczne podejście do bloga! Uwielbiam to, że cały czas mnie zaskakujesz swoimi pomysłami i napawasz jeszcze większą chęcia, do czytania! Jest coraz lepiej, z każdym kolejnym rozdziałem, czuje coraz większy niedosyt i podziw. Nie rozumiem czemu tyle osób, zwraca tak wielką uwagę na poprawność językową i interpunkcyjną?? Przecież liczy się treść i tu jesteś mistrzynią! Twoja historia jest taka lekka i przyjemna, nigdy nie pomyślałabym, że coś tak bardzo zakrzątnie moją głową! Licze na to, że odpoczniesz i w pełni się zregenerujesz, a później napiszesz kolejny rewelacyjny do granic możliwości rozdział! Trzymam kciuki, żebyś wróciła z nową dawką pozytywnej energii! :*

    OdpowiedzUsuń
  18. Witaj!
    Jeżeli chcesz zdobyć więcej czytelników, to zapraszam na:
    http://kochamczytacblogi.blogspot.com/?m=1
    Jest to spis blogów, na którym możesz także zgłaszać nowe rozdziały.
    Pozdrawiam,
    PomyLuna ;*
    Ps. Przepraszam za SPAM :'(

    OdpowiedzUsuń
  19. Nosz cholerka. Czytałam tego bloga od trzech dni z zawartym tchem czekając aż domknę do końca, i jednocześnie bojąc się o to, że pozostanie mi niedosyt. Czy Ty zdajesz sobie sprawę, że jeżeli ktoś wpadnie tu jak ją, przeczyta wszystko od początku do końca, to ma wrażenie , że to było 10 rozdziałów a nie 40?
    Uwielbiam to, że gdy zaczyna się już układać, to wszystko się psuje. Ale rekompensatą jest to, że gdy znów się ułoży jest gorecej. I tak za każdym razem. Zresztą zastanawia się co George na to, że Hermiony nie było u nich na święta i jak Ginny spędziła je w Norze. A co do Yves to mam przeczucie, że chce aby Draco pojechał do Francji. Z daleka od "szlamy"
    Uwielbiam twój blog i czekam na rozdział. ( Każdy potrzebuje czasem odpoczynku, więc nie zadreczaj się. Kochają to po czekają!!!)



    Zapraszany do mnie
    http://hogwart-oj-hogwart.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  20. Cieszę się, że mój komentarz nakłonił Cie do urlopu. Mam nadzieję, iż wypoczniesz (należy się) i wrócisz z legendarnym wejściem smoka! Ufam, że nie odebrałaś mojego komentarza jako zarzut o wstawianiu chłamu. Ej, ej jeżeli tak to odebrałaś to pragnę Cię przeprosić. Ostanio (czytaj w tym i przedostatnim rozdziale) pokazałaś na co Cie stać. Rozdziały są wspaniałe i dobrze, o tym wiesz.
    Co do samej treści rozdziału, to WOW! Było jak na KARUZELI! Mnóstwo uczuć, zwrotów akcji, emocji = naprawdę mistrzowsko!
    A no i oczywiście mam nadzieję, że znajdziesz nowego chłopaka. Tradycyjnie już powiem- odpocznij.
    Buziaki, udanego wypoczynku...
    Ta, której imienia nie wolno używać...
    PS. Proszę o odpowiedź poniżej. Jestem ciekawa jak odebrałaś mój poprzedni komentarz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chłamem można nazwać wiele rzeczy, na przykład moją pracę semestralną na zarys historii literatury hiszpańskiej. Czasem wstawiam rozdział z bijącym sercem (najczęściej wtedy przypominam sobie, że je mam), gdyż dla mnie notka jest po prostu potworna i mam ochotę sama sobie strzelić w łeb, że coś takiego napisałam. A strzelec ze mnie wyborowy rzekłabym. Jednakże nie ma absolutnej możliwości, żebym odebrała Twój komentarz, jako zarzut. Było to dla mnie takim kubłem lodowatej wody i nabrałam do bloga większego dystansu, bo faktycznie ostatni urlop miałam przed maturą. Nie róbmy draki, od tego są rumaki ;) Twój komentarz był ze zdecydowanie potrzebnym hamulcem. A teraz odpoczywam... No dobrze, chciałabym odpocząć, ale ja chyba tego nie potrafię :)

      Dzięki wielkie za kontakt i przepraszam za niepewność, w którą Cię wprowadziłam, pozdrawiam serdecznie,
      Realistka

      P.S: Nowy chłopak do zdecydowanie ostatni punkt na mojej liście priorytetów życiowych. Cud, że w ogóle się na niej znalazł ;)

      Usuń
    2. HM.... Zatem mówisz że nie potrafisz odpoczywać? Mam dla ciebie propozycję. Niedawno zaczęłam pisać z koleżanką bloga. Nie jest to Dramione ( aczkolwiek niedługo mam zamiar wziąć się za założenie bloga o Dramione). Dopiero zaczynamy, ale mam nadzieję, że znajdziesz u Nas trochę rozrywki.
      natropietandety.blogspot.com
      Serdecznie Cię zapraszam i przepraszam za spam.
      Ta, której imienia nie wolno wymawiać...

      Usuń
  21. W końcu znalazłam troszkę więcej czasu i przeczytałam całe opowiadanie od początku. Kiedyś już zaczęłam czytać Twojego bloga, ale jakoś tak wyszło ze nigdy nie komentowałam. Teraz postanowiłam się ujawnić skoro przeczytałam juz wszystko i musze Ci powiedzieć, że to jest jedno z najlepszych opowiadań jakie w życiu czytałam.
    Akcja rozgrywa się tak płynnie i naturalnie, że jestem pod wrażeniem. Wszystko jest bardzo dobrze dopracowane i aż się chce czytać. Troszkę żałuję, że tak szybko przeczytałam wszystkie rozdziały bo teraz będę musiała czekać, aż pojawi się kolejny a tak to mogłam siedzieć cala noc i czytać rozdział za rozdziałem jak jakaś bardzo wciągającą książkę.
    Bardzo mi się podoba to, że Hermiona i Draco wyjaśnili sobie wszystko i teraz może będzie im się lepiej układać. Juz się nie mogę doczekać kiedy w kolejnym rozdziale przeczytam o rozmowie tej dwójki z Harrym. To będzie niezłe.
    No i czekam tez na rozmowę Hermiony z Ronem, bo w końcu będą musieli porozmawiać i nawet nasz zakochany Malfoy tego nie powstrzyma.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny ☺
    PS. Myślę, że wyrobiłaś juz sobie taką renomę, że nawet jeśli byś teraz przez dwa czy nawet więcej miesięcy nie dodała żadnego rozdziału to i tak czytelnicy by Cię nie opuścili. Możesz być pewna, że ja będę zaglądać tu bardzo często wyczekiwac nowości.

    OdpowiedzUsuń