niedziela, 13 września 2015

Rozdział XXXI

Witajcie,

nawet nie macie pojęcia, jak ciężko było napisać cokolwiek przez ten tydzień. Ciągłe rozjazdy i dzielenie wolnego czasu na kawałki nigdy nie wychodzi dobrze, zapamiętajcie to sobie. Rozdział co prawda jest dokładnie taki jak zaplanowałam, ale nie miałam już siły, aby go poprawić, więc pojawiające się błędy będziecie musieli mi wybaczyć. Na pocieszenie dodam, że moja wena zaczęła się pomału pakować i niedługo powinna wrócić ze swojego wypoczynku ;)

Garść informacji:
Rozdział 32 pojawi się na blogu 27 września. Streszczenie jest już dostępne w zakładce "Aktualności".
Od 4 października wracam do dwutygodniowego systemu publikowania rozdziałów, gdyż zaczynam pierwszy rok studiów i nie wyrobię się z notkami co tydzień.

Na koniec zapraszam jak zwykle do czytania i komentowania.
Realistka

* * * * *
            Podniósł się ze śniegu i pobiegł za Granger. Dzieląca ich odległość nie była duża, ale jak dla niego to były setki mil. Wiedział, że ma kompletną pustkę w głowie, a gdy przed nią stanie nie powie zupełnie nic. Ale to nie było ważne. Liczyło się tylko to, aby do niej dotrzeć, co z resztą mu się udało. Chwycił ją za ramię i obrócił oszołomioną dziewczynę w swoją stronę.
            - Daj mi to wytłumaczyć, Granger. Proszę.
            - Wytłumaczyć co, Malfoy? – Przełknął nerwowo ślinę i wpatrywał się w jej mokre od niedawnego płaczu oczy. Miał wrażenie, jakby widział w nich brak chęci do życia, smutek, ogromny ból, który zaczął przechodzić również na niego. Puścił jej ramię, a Hermiona oplotła się rękami, jakby było jej zimno. Zrozumiał, że to swoistego rodzaju rodzaj obrony przed nim.
            - Z czego ty się chcesz przede mną tłumaczyć? Sumienie cię ruszyło i chcesz się przyznać, że bawiłeś się w przyjaciela dla biednej i nic nie wartej dziewczyny?
            - Nie! – Jego protest w ogóle jej nie zaskoczył. Spuściła wzrok i wbiła go w czubki swoich butów. Chciała, aby Malfoy dał jej w końcu spokój, żeby zostawił ją samą i więcej nie pokazywał się jej na oczy. Nie potrafiła mu tego jednak powiedzieć i wciąż stała przed nim, oczekując jakiejkolwiek reakcji. Blondyn nie odzywał się jednak. Milczał, a dla niej panująca cisza stawała się coraz dotkliwsza.
            - O co ci chodzi w takim razie? Masz jakąś frajdę z pastwienia się nade mną?
            - Nigdy się nad tobą nie pastwiłem.
            - Nie? A to ciekawe, bo… - Nie dał jej jednak dokończyć i złapał ją niezbyt mocno za ramiona, na co dziewczyna w ogóle nie zareagowała.
            - Dobra, wiem. Uprzykrzałem ci życie w Hogwarcie, ale to przeszłość, Granger. Coś, co już było i nie powróci.
            - A wspomnienia bolą nadal tak samo, wiesz? – Podniosła na niego zdeterminowany wzrok i wbiła w niego swoje spojrzenie. - I nie mów czegoś, czego nie jesteś pewien, bo szybko możesz tego pożałować.
            - Wiesz, czego już żałuję? Że jestem tak cholernie uparty i polazłem za tobą.
            - Nikt ci nie kazał.
            - Owszem kazał. – Ton jego głosu był zbyt agresywny, ale tracił pomału nad sobą panowanie i nie potrafił mówić do Hermiony łagodniej. Doprowadzała go do szewskiej pasji swoją zamkniętą postawą, a jeszcze bardziej irytował się na samego siebie, że nie jest w stanie nic zrobić, aby choć w minimalnym stopniu ją na siebie otworzyć. Miał wrażenie, że łażenie za Granger i ubieganie się o odrobinę jej uwagi jest jak walka z wiatrakami. Wydawało mu się, że dziewczyna jest już tak blisko niego, że nie ma prawa wydarzyć się nic, aby w jakiś sposób od niego uciekła. Ale kasztanowłosa była niczym woda przesmykująca mu się przez palce. Zawsze znalazła sposób, aby się od niego uwolnić. Nie tym razem, Granger.
            - W mojej głowie kołacze się mnóstwo myśli, których nie jestem w stanie wykrzyczeć. Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale nie potrafię dać sobie z tobą spokoju. Może to dlatego, że mam z kim porozmawiać i jakoś mnie rozumiesz, a może po prostu nie przywykłem do tego, że ktoś nie zwraca na mnie tak dużej uwagi, jak ja na niego. Nie wiem, po prostu nie wiem, Granger, czego od ciebie chcę. – Hermiona wyglądała na niewzruszoną, ale wewnętrznie była zszokowana jak nigdy dotąd. Nie posądziłaby Malfoya o taką otwartość. Przecież on nigdy nie mówił prawdy, a nawet jak mówił to i tak w jakimś stopniu kłamał. Teraz jednak wierzyła mu bezgranicznie. Dlaczego? Bo w tych kilku zdania zawarł to, do czego ona nie potrafiła się przed nim przyznać. Nie powiedział otwarcie, że potrzebuje jej bliskości, że wystarczy sama jej obecność, aby dzień nie wydawał się być pozbawiony sensu, ale czuła to każdą komórką swojego drobnego ciała, bo ona chciała od niego dokładnie tego samego.
            - Powiedz coś. Cokolwiek.
            - Jak się zastanowisz, czego ode mnie oczekujesz to wtedy zawracaj mi głowę.
            - Świetnie! – Rozłożył ręce w geście bezradności, by po chwili opuścić je wzdłuż ciała. – To ja się tu przed tobą produkuję, gadam o potrzebie zrozumienia i bliskości, a ty nawet nie powiesz, że mi rozum odjęło! Ty się słyszysz, Granger?!
            - Malfoy przestań histeryzować! – Wybuch arystokraty zadziałał na nią jak płachta na byka. Nie zamierzała mu ustępować.
            - Ja nie histeryzuję! Ja po prostu żwawo reaguję na pieprzenie głupot!
            - I po tym, co do mnie powiedziałeś masz czelność mówić to do mnie?! Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z wagi swoich słów i tego, jak one dla mnie brzmią.
            - Niby jak? – Spojrzał na Hermionę z niezrozumieniem, a brwi kobiety uniosły się w górę, jakby samym spojrzeniem chciała dać mu do zrozumienia, że rozwiązanie jest niemal oczywiste. Po chwili wyraz twarzy blondyna uległ zmianie, jakby załapał, o czym mówi kasztanowłosa. Uniósł ręce na wysokość klatki piersiowej i odsunął się od niej nieznacznie. – Chwila, Granger. Ja nic do ciebie… W sensie, że… Nie proszę cię o rękę i nie zrozum mnie źle, ale… Chyba nie pomyślałaś, że ja do ciebie…
            - Żywisz jakieś uczucia? – Draco pstryknął palcami i uśmiechnął się zakłopotany.
            - Dokładnie. – Hermiona prychnęła w odpowiedzi i postukała się w czoło palcem wskazującym. Ubodły ją słowa mężczyzny, ale nie chciała dać tego po sobie poznać. Sądziła, że ich niedoszły pocałunek znaczył dla niego tyle samo, co dla niej. Najwidoczniej nigdy nie zdoła prawidłowo odgadnąć, co siedzi w tlenionej głowie Malfoya.
            - Nie jestem desperatką, Malfoy. Jedyne uczucia, o jakie mogę cię posądzać w stosunku do mnie to jawna niechęć do jakichkolwiek kontaktów ze mną. – Obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę kawiarni. Nie zdążyła jednak postawić nawet trzech kroków, gdyż Draco od razu znalazł się przed nią i uniemożliwił jej jakikolwiek ruch.
            - Granger przecież jesteś inteligentna, a zachowujesz się, jakbyś nic nie rozumiała.
            - Nie zasłaniaj się moją inteligencją. To ty nie wiesz, czego chcesz i nie umiesz nazwać rzeczy po imieniu. – Wbiła oskarżycielsko swój palec wskazujący w jego klatkę piersiową, mrużąc przy tym gniewnie oczy. Nie zniechęciło to jednak blondyna do dalszej rozmowy, a wręcz przeciwnie. Władowało w niego nową, nieznaną mu dotąd dawkę energii, aby w końcu postawić na swoim i wyprowadzić wszechwiedzącą Granger z błędu. Swoją drogą już nie pierwszy raz się przy nim myliła.
            - To nie moja wina, że wodzisz mnie za nos. Raz ryczysz i traktujesz mnie jak prywatną poduszkę do wylewania łez, a innym razem wyżywasz się na mnie i robisz ze mnie arcydupka, co wcale nie znaczy, że nim nie jestem. Ale tak się nie postępuje, Granger! – Oczy dziewczyny omal nie wyleciały z orbit na słowa blondyna. On ma czelność prawić jej takie kazania?! Przecież to on drwi z niej na każdym kroku, by po chwili obejmować ją jak kobieta w ciąży poduszkę i mamić ją złudnym pragnieniem pocałunku! I pomyśleć, że to właśnie on powoduje w niej palpitacje serca.
            - Ty jak zwykle jesteś święty i w ogóle nie widzisz w sobie winy. Mam cię dość, Malfoy! Wracaj skąd cię przywiało i zostaw mnie w końcu w spokoju!
            - I to ja niby nie mam serca? Jesteś upartą, nieznośną, niesamowicie niezdecydowaną, urokliwą, a do tego pociągającą…
            - Ty się na mnie żalisz, czy chwalisz, bo nic z tego nie rozumiem? – Draco machnął ręką jakby chciał odgonić muchę i wsadził ręce do kieszeni spodni. Hermiona czekała na jego odpowiedź wyjątkowo poirytowana. Tylko oni byli zdolni kłócić się po tak niedawnej chwili czułości i romantyzmu. Ale bycie opanowaną w obecności Malfoya graniczyło wręcz z cudem, w szczególności, gdy ten zarzucał jej, że to, co się z nim dzieje jest tylko i wyłącznie jej winą.
            - Wybierz sobie dogodną wersję, co z resztą zawsze robisz. – Pokręciła z politowaniem głową i prychnęła niczym rozjuszona kotka, a następnie wyminęła go bez słowa komentarza, który i tak wydawał jej się zbędny. Niestety przekonała się już nieraz, że Malfoy to wyjątkowo zawzięty typ mężczyzny i również tym razem nie zamierzał jej odpuścić. Usłyszała za plecami jego poirytowany i ironiczny głos, a w niej zaczęło się niemal gotować z wściekłości.
            - No tak! Jasne! Idź! Ty zawsze jesteś najmądrzejsza, więc idź! Zawsze musisz postawić na swoim! Nie będę cię zatrzymywał, Granger! Nawet o tym nie myśl!
            - Daruj sobie te wywody filozoficzne! – Krzyknęła do niego, jednak nie obróciła się w jego stronę. Wypuściła głośno powietrze z płuc i zaczęła iść szybciej, aby uwolnić się w końcu od wyjątkowo dzisiejszego dnia upierdliwej osoby blondyna.
            - Jestem niezależny i będę robił to, co mi się podoba!
            - Ale czy ja ci zabraniam? Drzyj się ile wlezie, byle nie do mnie!
            - A właśnie, że do ciebie uparta krowo! – Hermiona stanęła jak wryta i odwróciła się do Dracona z szokowanym wyrazem twarzy. Nawet nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. Z jednej strony powinna czuć się urażona, gdyż słowa blondyna brzmiały jak obelga. Prawdę mówiąc nią były. Brzmiały jednak tak komicznie, że odebrało jej mowę i jedyne, na co była w stanie się zdobyć to opuszczenie lekko szczeki w dół i mruganie od czasu do czasu oczami. Nawet zbliżający się w jej stronę Malfoy nie był w stanie zmusić jej do innego ruchu. Gdy chłopak stanął naprzeciwko niej z zaciętym wyrazem twarzy parsknęła w jego stronę śmiechem i zasłoniła usta rękami. Po chwili nie panowała już nad niespodziewanym napadem śmiechu.
            - Przepraszam… Malfoy, ale… nie czuję się… nawet w najmniejszym stopniu… urażona… - Mówiła do niego zanosząc się śmiechem, a jednocześnie starając się nad sobą zapanować. Nic jej z tego nie wychodziło i obserwowała, jak surowy wyraz twarzy Dracona łagodnieje z każdą sekundą, by na końcu przyłączyć się do jej perlistego śmiechu. Jeśli mieszkający dookoła ludzie obserwowali ich z pewnością twierdzili, że oboje powinni zamieszkać w jednej celi odziani w białe kaftany i przykuci do łóżek w zakładzie psychiatrycznym. Jeszcze przed chwilą kłócili się zawzięcie o to, kto nie potrafi przyznać się do swoich uczuć do drugiej osoby, a teraz śmieją się wniebogłosy. Tylko oni byli zdolni do tak nagłej zmiany humoru. W końcu jednak rozbawienie zaczęło opadać i uspokoili się nieco, jednak wbrew swoim oczekiwaniom uśmiechy nie zniknęły z ich twarzy.
            - To chyba nie brzmiało zbyt obraźliwie.
            - Z pewnością stać cię na więcej, niż zwykła „krowa”. – Po słowach kasztanowłosej dziewczyny zaległa cisza. Obojgu wyjątkowo przeszkadzała, ale ani jedno, ani drugie nie miało w sobie na tyle odwagi, aby ją przerwać. Nie wiedzieli, co mają do siebie powiedzieć i czekali, aż druga strona przejmie inicjatywę i wznowi konwersację. Nic się jednak takiego nie stało, a oni stali naprzeciwko siebie, wpatrując się w ośnieżony chodnik. Gdy w końcu panująca między nimi cisza zaczęła być nad wyraz uciążliwa odezwali się do siebie w tym samym momencie.
            - Malfoy…
            - Granger… - Spojrzeli na siebie uśmiechając się przy tym delikatnie.
            - Mów pierwsza. - Nieco zestresowana Hermiona wsadziła niesforny kosmyk włosów za ucho i westchnęła głośno. W głowie miała tyle myśli, że nie wiedziała, od której ma zacząć. Zdecydowała się w końcu na tę najbardziej uwierającą, a jednocześnie najmniej niszczącą atmosferę. Nie chciała, aby między nią, a Malfoyem znowu doszło do ochłodzenia stosunków.
            - Czemu nie możemy się zdecydować, jak chcemy się traktować? Raz jesteśmy na powrót wrogami, a po chwili zachowujemy się jak dobrzy znajomi. To nienormalne.
            - A czy któreś z nas jest normalne? Nie wiem, czemu tak się dzieje. Najwidoczniej nasza relacja nie może być w pełni prawidłowa i jednolita. Taki urok, Granger. Nic nie poradzisz. – Panna Granger przygryzła lekko dolną wargę i spuściła wzrok, aby nie patrzeć w srebrne tęczówki arystokraty. Czuła dziwne mrowienie w brzuchu i od czasu do czasu gwałtowne uderzenia serca. To nie było miłe uczucie, bo miała wrażenie, jakby miała coś na sumieniu, które teraz odzywało się ze zdwojoną siłą.
            - Ja tak nie umiem, Malfoy. Już ci mówiłam, że nie potrafię zmieniać się jak w kalejdoskopie i dopasowywać swojego humoru do twojego.
            - Jak do tej pory dobrze ci idzie. – Uśmiechnęła się delikatnie, ale nie podniosła na blondyna wzroku. Poczuła nagle jego dłoń na swoim podbródku, która uniosła lekko jej głowę do góry, uniemożliwiając jej tym samym dalszą ucieczkę przed przeszywającym spojrzeniem Dracona. – Czemu starasz się robić wszystko prawidłowo? Czemu chcesz zaszufladkować mnie jako wroga bądź przyjaciela?
            - Bo nie wiem, kim dla mnie jesteś i jak mam cię traktować.
            - Spróbuj dać sobie szansę i nie zamykać się na ludzi dookoła. Nie chcę tej wiecznej niepewności. Otwórz się, żyj, daj sobie pomóc nawet w minimalnym stopniu. Czy chcę od ciebie tak dużo? – Milczała. Nie zdawała sobie sprawy, że Malfoy ma na nią tak duży wpływ, a przecież nie znają się zbyt długo. Owszem, siedem lat Hogwartu robi swoje, ale jej chodzi o prawdziwe poznanie drugiej osoby. Nie miała pojęcia, że arystokrata jest w gruncie rzeczy sympatyczny, i że tak łatwo przyjdzie mu zmieniać jej stosunek do niego. Przez te kilka tygodni przestała traktować go jak wroga. Już dawno przestali nimi być. Ale w takim razie w jakiej relacji się znajdują? Nie są przyjaciółmi, ale to, co jest między nimi, siła, która ich do siebie przyciąga wyklucza również zwykłych znajomych. Chyba nikt jeszcze nie wymyślił na ten stan określenia. Możliwe, że nigdy wcześniej nikt się w takim położeniu nie znalazł. Jak zatem oni mają wiedzieć, kim dla siebie są?
            - Chcesz żebym nagle przestała rozpamiętywać śmierć mojego dziecka, a to jednak jest bardzo dużo.
            - Chcę widzieć cię w końcu szczęśliwą, tryskającą energią, ale nie chcę, abyś robiła to na siłę. Wiem, że nie oczekujesz pomocy, ale nie umiem patrzeć na twoje cierpienie. Kiedyś miałbym to w nosie, ale teraz… - Zamilkł na moment, a w jego oczach dostrzegła iskierki determinacji. Jemu naprawdę zależało, aby jej pomóc. Nie chciał jej do niczego zmuszać, ale uświadomić, że sama w pełni sobie nie poradzi. Od tej strony nigdy nie znała Malfoya. Mówił, że się o nią martwi, ale jeszcze nigdy nie widziała w jego srebrnych tęczówkach aż tak wielkiej troski. – Nie jesteś mi obojętna i nie mogę patrzeć, jak starasz się przed wszystkimi ukryć ciągły ból.
            - Mówisz, jakbym miała dla ciebie jakieś znaczenie, a dobrze wiemy, że nie ma między nami żadnych wyższych uczuć.
            - Sama tolerancja powinna być już dla nas wyższym uczuciem, więc przestać uciekać i daj mi szansę, aby ci pomóc. Nie zmuszę cię do niczego.
            - Chcesz zacząć od nowa, tak? – Uśmiechnął się do niej promiennie zabierając z jej podbródka dłoń, a miejsce, w którym jej dotykał od razu zaczęło ją palić. Działo się tak za każdym razem, gdy arystokrata dotykał jej skóry, a ona nie potrafiła zapanować nad reakcją swojego ciała. Chciała, aby zawsze był blisko niej i dawał jej takie wsparcia jak teraz. Aby za każdym razem sprawiał, że czułaby się szczęśliwa i napełniał ją siłą do dalszej walki z przeszłością. Pragnęła jedynie jego obecności. To wystarczało, aby życie nie było wypełnione jedynie ciągłym cierpieniem i rozgoryczeniem.
            - Powiedzmy, że chcę naprawić to, co udało mi się do tej pory schrzanić.
            - Zajmie ci to wieki, Malfoy. – Arystokrata wywrócił w odpowiedzi oczami i obdarzył ją sardonicznym uśmiechem.
            - Potwornie śmieszne, Granger. Boki zrywać. – Hermiona wzruszyła ramionami i zaczęła ponownie kierować się w stronę Czekoladowego Nieba. Nie mogła odpuścić sobie pierwszego dnia pracy, mimo że wolała zostać w towarzystwie blondyna. Przynajmniej miała teraz w sobie więcej pozytywnej energii, którą o dziwo otrzymała właśnie od idącego obok niej mężczyzny. Szli stykając się ramionami, ale ta bliskość nie przeszkadzała im jak wcześniej. Nie uciekali, choć wciąż woleli trzymać się na dystans. Rozmowa, którą odbyli pomogła im odrobinę zrozumieć oczekiwania drugiej strony. Oboje wiedzieli, że nie są dla siebie obojętni, ale wciąż nie znają się za dobrze. Na razie wystarczała im obecność, fakt, że są blisko siebie i w jakimś stopniu sobie pomagają. Nie chcieli niszczyć tego, co udało im się do tej pory osiągnąć. Pytanie, na jak długo?
            Byli już prawie pod drzwiami Czekoladowego Nieba, gdy Hermiona przystanęła, a w ślad za nią poszedł blondyn. Obserwował malujące się na twarzy kobiety zakłopotanie, a przy tym wykwitające na jej policzkach delikatne rumieńce. Musiał przyznać, że nawet w takim wydaniu dziewczyna wyglądała po prostu uroczo i jedynie w swoim rodzaju. Stanął naprzeciwko niej i uśmiechnął pokrzepiająco, jednak Hermiona nie wyglądała na zbyt szczęśliwą.
            - Co się stało, Granger?
            - Mogę zadać ci pytanie, a ty odpowiedzieć na nie szczerze? – Był nieco zdezorientowany pytaniem kasztanowłosej, ale przytaknął głową, a z ust kobiety wyszło głośne westchnięcie. – Dlaczego tak bardzo chcesz mi pomóc poradzić sobie ze śmiercią Fredericka?
            -  Może to próba odkupienia swoich win? Nie umiem tego wytłumaczyć. Po prostu coś mi mówi, że powinienem to robić. – Jego odpowiedź była nieco zagmatwana. Właściwie było w niej trochę prawdy, ale z pewnością nie całej. Doktor Spinner powiedział mu kiedyś, że Granger może pozostać długo zamknięta na wszelakie kontakty z mężczyznami, bo wciąż będzie rozpamiętywała i wracała do utraconego dziecka. Nie twierdził, że w to nie wierzy, ale nie do końca był przekonany do opinii lekarza. Hermiona pozwalała mu na znacznie więcej, niż mógł się spodziewać, ale dla niego to wciąż było za mało. Jakaś cząstka podpowiadała mu, że jeśli uda mu się w pełni oswoić kasztanowłosą kobietę ze śmiercią syna, wtedy będzie mógł zbliżyć się do niej jeszcze bardziej. Nie wiedział, kim chce dla niej być, a przede wszystkim, kim Granger powinna być dla niego. Chorobliwie potrzebował jednak jej obecności, czego w sumie też do końca nie rozumiał. Z zadumy wyrwał go ironiczny głos Hermiony.
            - Malfoy i wyrzuty sumienia. A to ci dopiero zjawisko. – Uśmiechnął się do niej złośliwie, jak na prawdziwego Ślizgona przystało i przysunął odrobinę bliżej. Dziewczyna odruchowo postawiła krok do tyłu, krzyżując przy tym ręce na piersiach.
            - Nie schlebiaj sobie tak bardzo, bo popadniesz w samozachwyt. – Hermiona prychnęła i obdarowała blondyna równie cynicznym uśmiechem. Włączyła się w niej momentalnie bojowa postawa, której tak dawno Malfoy nie miał okazji oglądać.
            - I tak ci nigdy nie dorównam. Kiedyś twoje ego urośnie do takich rozmiarów, że cię wgniecie w ziemię.
            - Ale nawet moje szczątki i tak będą górowały nad tobą, Granger.
            - Jesteś wyjątkowym narcyzem, Malfoy. I pomyśleć, że zaczynałam cię w jakimś stopniu lubić. – Draco obdarzył kasztanowłosa kobietę dość wymownym uśmiechem i przysunął się do niej jeszcze bliżej, tak że dziewczyna czuła bez trudu jego perfumy. Pochylił się delikatnie w jej stronę, jakby chciał jej coś wyszeptać do ucha, a panna Granger odruchowo napięła wszystkie mięśnie i zacisnęła ręce w pięści.
            - Uważaj, bo się jeszcze we mnie zakochasz. – Oczy kasztanowłosej zmrużyły się niczym u żmii szykującej się do ataku, a po chwili wydęła śmiesznie usta i spojrzała na arystokratę spode łba. Malfoy zawsze był wyjątkowo pewny siebie i wkurzający do granic możliwości, ale czasami, jak na przykład w tym wypadku, przechodził ludzkie pojęcie.
            - Prędzej dam sobie rękę uciąć, niż spojrzę na ciebie jak na prawdziwego mężczyznę. – Słowa kobiety zabolały go. Głównie z tej przyczyny, że uderzyła w jego najwrażliwszy punkt, a mianowicie podważyła jego męskość, a żadna kobieta, którą miał okazję przenocować na drugą stronę nie odważyła się powiedzieć czegoś podobnego. Nie dał jej jednak satysfakcji, której po nim oczekiwała. Przygryzł lekko swoją dolną wargę i spojrzał na nią, jakby miał się na nią rzucić na środku ulicy, uśmiechając się przy tym lubieżnie.
            - Tobie też do kobiety dużo brakuje. Głównie aparycji i seksualności. – Hermiona zaczerwieniła się po same cebulki włosów i z trudem udało jej się nie opuścić szczęki na ziemię. Draco wyglądał natomiast na wyjątkowo dumnego ze swojej riposty i uśmiechał się do niej triumfalnie. Zacisnęła ręce jeszcze mocniej, aż pobielały jej kłykcie z gotującej się w niej wściekłości.
            - Bezczelność to twoje drugie imię.
            - Z pewnością jedno z wielu. – Patrzyła na niego spode łba, jakby chciała zamordować go spojrzeniem. I gdyby istniała takowa możliwość to stojący przed nią arystokrata już dawno padłby trupem, a ona przysypywała jego truchło solą do chodników, aby droga na tamten świat nie była dla niego do końca przyjemna.
            - Mówiłam już, że wciąż cię nienawidzę, i że jesteś dupkiem do kwadratu?
            - Coś mi się obiło kiedyś o uszy, ale możesz powtórzyć.
            - Nienawidzę cię i jesteś dupkiem do kwadratu, Malfoy.
            - Muzyka dla uszu, Granger. Mogłabyś się częściej tak zachowywać. – Warknęła w odpowiedzi na jego słowa i odwróciła się w stronę kawiarni, dając mu do zrozumienia, że nie ma ochoty na dalszą rozmowę. Draco jednak pokiwał głową, śmiejąc się do siebie cicho pod nosem, a następnie poszedł za zbulwersowaną jego zachowaniem dziewczyną.
            - Granger nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi. – Spojrzała na niego przez ramię, jakby chciała mu powiedzieć „skończ”, jednak wrodzona upartość nie pozwoliła jej na tym poprzestać.
            - Przy tobie osiągnęłam w takim razie apogeum brzydoty. Długo zamierzasz jeszcze tak za mną łazić? – Nie przejął się wręcz namacalną wrogością w jej głosie, a jedynie oparł się z nonszalancja o pobliską ścianę wkładając ręce do kieszeni spodni. Właśnie z taką Granger lubił rozmawiać i nie zamierzał z tego tak szybko zrezygnować.
            - Ze trzy, cztery godziny? Dam znać, jak mi się znudzi, możesz być o to spokojna.
            - Ty chyba sobie żartujesz. – Rozłożyła ręce w geście bezradności i podeszła jak najbliżej arystokraty, u którego na twarzy dostrzegła zwycięski uśmiech. Malfoy najwidoczniej bawił się wyśmienicie i nie miał w planach darować sobie tej rozrywki. Ona natomiast znajdowała się na granicy załamania nerwowego, gdyż nie wiedziała, czy bardziej chce znokautować blondyna ręką, czy pozwolić mu na dalsze wyczerpywanie jej cierpliwości. Nie chciała się do tego przyznać, ale prawda była taka, że jej również te dziecinne droczenie się z chłopakiem dawało w jakimś stopniu satysfakcję. Już dawno nie czuła się tak wkurzona, a jednocześnie szczęśliwa.
            - Mam wrodzone poczucie humoru, jeśli chcesz wiedzieć. – Prychnęła w odpowiedzi i zaśmiała się krótko i dźwięcznie.
            - Tak? Ciekawe po kim? Po Lucjuszu? – Przed oczami obojgu zamajaczyła postać starszego Malfoya z szerokim uśmiechem na ustach. Draco był w stanie sobie to wyobrazić, choć jeszcze kilka lat temu z pewnością nawet nie dopuściłby do siebie takiej wizji. Natomiast Hermiona pamiętała jedynie lekki uśmiech na twarzy starszego arystokraty, gdy rozmawiali ze sobą na cmentarzu. O wielkim, kolokwialnym bananie nie było mowy. Miała wrażenie, że zmarszczki mimiczne nie pozwalają na to Lucjuszowi, gdyż przez tyle lat oziębłości zdążyły już porządnie zamarznąć i nie da się ich ruszyć w żaden sposób.
            - Zdziwiłabyś się, Granger. Oj, zdziwiłabyś się.
            - Nic mnie już u ciebie nie zaskoczy, Malfoy. Nawet jak poleziesz teraz za mną i zaczniesz zbierać od gości zamówienia. – Z chwilą, gdy wypowiadała te słowa dostrzegła w oczach Dracona błysk ekscytacji. Przeraziła się tego widoku, gdyż dokładnie wiedziała, co chodzi mężczyźnie po głowie, a ona w żadnym wypadku nie mogła do tego dopuścić. – O nie. Nie, nie i jeszcze raz nie. Wybij to sobie z tej tlenionej głowy.
            - Za późno, Granger. I tak ci pomogę. – Uśmiechnął się do niej triumfalnie, unosząc przy tym delikatnie prawą brew do góry. Hermiona jęknęła i skrzywiła się, jakby chciała zaprotestować, ale jedynie obróciła się do dumnego z siebie Malfoya plecami i weszła bez żadnych komentarzy do kawiarni. Od razu dostrzegła Blaise’a i Ginny rozmawiających przy stoliku z innymi gośćmi oraz Pansy, która odbierała zamówienie od jakiejś nastoletniej pary. Wszyscy jak na zawołanie spojrzeli na nią i zaczęli do niej wesoło machać, jednak Hermiona obdarowała ich jedynie wymuszonym uśmiechem i poczłapała z miną cierpiętnicy na zaplecze, aby móc w spokoju się przebrać. Jakieś półtora metra za nią kroczył wyjątkowo zadowolony i szczęśliwy Draco, który już zdążył pozbyć się swojego płaszcza oraz szalika i nawet nie zwrócił uwagi na lekko zdezorientowane twarze przyjaciół.
            - Od czego mam zacząć, Granger? – Krzyknął do kasztanowłosej opierając się z nonszalancją o ladę, za którą dziewczyny przygotowywały zamówienia. Po chwili z zaplecza wyszła poirytowana Hermiona zawiązująca swój fartuszek na plecach.
            - Od wyjścia i rzucenia się z mostu. – Obdarowała go wyjątkowo sztucznym i przesłodzonym uśmiechem, a następnie sięgnęła po tacę z brudnymi naczyniami, aby wstawić je do zmywarki. Draco zaśmiał się pod nosem na komentarz kasztanowłosej kobiety, ale zamiast się zniechęcić jeszcze bardziej chciał z nią zostać.
            - O ile skoczysz ze mną, bo woda jest wyjątkowo lodowata o tej porze roku. Pomóc ci z tymi naczyniami?
            - Dam sobie radę. – Kurczowo zaciskała palce na rączkach tacy z filiżankami i patrzyła na uśmiechniętego blondyna spode łba. Jeszcze moment, a sprawdzi czy kupiła dość wytrzymałe na potłuczenia naczynia.
            - Ale może jednak ci pomogę? – Z jękiem protestu odwróciła się do niego plecami i zniknęła na zapleczu. Draco pokręcił głową z politowaniem, a uśmiech na jego twarzy stał się jeszcze szerszy, o ile było to możliwe.
            - No to ci pomogę. – Przeszedł za ladę i w okamgnieniu znalazł się na zapleczu, gdzie Hermiona wyciągała czyste naczynia ze zmywarki, a wsadzała do niej brudne. Gdy go tylko zobaczyła zacisnęła rękę na filiżance i z trudem nią w niego nie rzuciła. Czuła, że to będzie wyjątkowo ciężki dzień, w szczególności, że arystokrata z niewiadomej przyczyny chciał jej pomóc w realizacji zamówień. Jakoś ciężko jej było wyobrazić sobie wiecznie wypindrzonego Malfoya nad mieszadłem czekolady i roznoszącego gościom słodki napój. Była pewna, że zmarnuje się dziś co najmniej dziesięć, jak nie dwadzieścia kilogramów produktu, który ściągała aż ze Szwajcarii. Wzniosła błagalnie oczy ku niebu, jakby szukała na suficie pocieszenia. Merlinie, co ja ci takiego zrobiłam?

            - Granger…
            - Na zapleczu, dolna szafka po lewej stronie. – Nawet nie musiała się odwracać, aby wiedzieć, o co tym razem pyta ją mężczyzna. Gdy rozsypał draże czekoladowe to roztapiania westchnęła jedynie z politowaniem i wskazała mu miejsce, gdzie znajdował się sprzęt do sprzątania. Po spaleniu konfitury z malin, zbiciu trzech szklanek i dwóch spodków, wsypania zbyt dużej ilości cukru do ubicia śmietany i podania gościom chilli zamiast kardamonu była przygotowana dosłownie na wszystko. Mieszała w niewielkim garnuszku wiśnie w syropie do czekolady po szwarcwaldzku, gdy usłyszała za plecami cichy, aczkolwiek dość poirytowany głos Pansy.
            - Wiesz, że gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść? – Uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco, ale czarnowłosa kobieta zmrużyła jedynie gniewnie oczy i ostentacyjnie położyła tacę z brudnymi naczyniami na stoliku, a następnie zniknęła między klientami. Przyjaciółka miała niestety rację. Wręczanie Malfoyowi jakiegokolwiek zadania wiążącego się z gotowaniem było świadomym samobójem. Do końca dnia obawiała się, że arystokrata pozbawi ją wszelkich produktów do przyrządzania gorącej czekolady oraz niezbędnego do ich podania szkła. Miała nadzieję, że chłopakowi nie przyjdzie na myśl dotknięcie się choćby jednym palcem do mieszadła, które z pewnością popsułby na miejscu. Na szczęście Malfoy był zajęty zbieraniem kakaowych drażetek, które udało mu się rozsypać dzisiejszego dnia już drugi raz. Westchnęła z politowaniem mieszając co jakiś czas w rondelku i wtedy do jej uszu doleciał głos Dracona.
            - Skąd pomysł na czekoladziarnię?
            - A spotkałeś się z czymś podobnym w Londynie? – Zerknęła przez ramię na blondyna, a ten w odpowiedzi pokiwał przecząco głową. – Więc właśnie dlatego.
            - Nie zaczyna się zdania od… - Zgromiła go wzrokiem wyciągając ostentacyjnie w jego stronę łyżkę. Draco uniósł ręce na wysokość klatki piersiowej w geście kapitulacji, a panna Granger uśmiechnęła się złośliwie i z udawaną wdzięcznością.
            - Sama zawsze wszystkich pouczała. – Arystokrata niespiesznie zbierał rozsypane drażetki burcząc do siebie pod nosem, jednak nie uszło to uwadze dziewczyny. Zacisnęła mocniej rękę na drewnianej łyżce i z nadzwyczajną dokładnością mieszała owoce.
            - Coś mówiłeś?
            - Ja? Skąd, gdzieżbym śmiał. – Słysząc jawny sarkazm w głosie mężczyzny nabrała powietrza w płuca, a następnie wypuściła je głośno, starając się równocześnie nieco uspokoić. Malfoy działał jej dziś wyjątkowo na nerwy i nie zapowiadało się, aby szybko miał zaprzestać swojej zabawy. Wyłączyła palnik i odstawiła rondelek na podstawkę, a następnie wytarła ręce w papierowy ręcznik, obserwując przy okazji kątem oka blondyna na podłodze. Chłopak przestał już zbierać resztki czekolady na miotełkę, a siedział niczym małe dziecko z zabawką, opierając się o szafkę i układał z drażetek wymyślne wzory. Wywróciła z politowaniem oczami na ten widok, by następnie zgnieść kawałek ręcznika w kulkę i rzucić nim w arystokratę. Blondyn spojrzał na nią spode łba i uśmiechnął się wyjątkowo ironicznie.
            - Dobrze się bawisz?
            - Miałam cię zapytać o to samo. Nie jesteś za stary na układanki? – Podniósł się z podłogi z wyjątkową gracją i zmierzwił platynowe włosy, zbliżając się w stronę Hermiony. Oparła się o blat i zacisnęła na nim palce, przełykając nerwowo ślinę. Nie lubiła, gdy Malfoy znajdował się tak blisko niej. Arystokrata jednak stanął naprzeciwko dziewczyny z ironicznym uśmiechem na ustach i pochylił się znacząco w jej stronę. Kasztanowłosa odruchowo odsunęła głowę jak najdalej od mężczyzny, ale napotkała opór w postaci szafki. Szanse na ucieczkę miała więc znikome. Patrzyła w srebrne oczy Dracona, które błyszczały się niebezpiecznie z ekscytacji.
            - Nawet nie wiesz, na ile jeszcze rzeczy jestem za stary. – Kończąc swą wypowiedź uniósł delikatnie dłoń w kierunku twarzy dziewczyny. Hermiona machinalnie zamknęła oczy i nagle poczuła, jak arystokrata dotyka palcem jej nosa i zostawia na nim gęstą maź. Gdy w końcu na niego spojrzała zobaczyła na jego twarzy pogodny uśmiech, który zaczął stawać się coraz szerszy, aż w końcu chłopak nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. Oburzona Hermiona skrzyżowała ręce na piersiach i obserwowała zgiętego w pół byłego Ślizgona, który nie przestawał się śmiać.
            - Aż tak zabawnie wyglądam?
            - Nie masz pojęcia jak bardzo, Granger. – Wywróciła z dezaprobatą oczami i wytarła nos wierzchem ręki. Dostrzegła na niej brązową substancję, która bez wątpienia była roztopioną czekoladą. Westchnęła z politowaniem i wytarła twarz oraz rękę z resztek słodyczy, obserwując przy tym wciąż śmiejącego się Malfoya. Chłopak stał już przed nią od czasu do czasu chichocząc pod nosem, gdy nagle jego twarz zastygła w bezruchu. Hermiona odruchowo spojrzała w stronę, w którą patrzył blondyn, ale nie dostrzegła na sali wypełnionej gośćmi nic niepokojącego. Gdy odwróciła się w kierunku chłopaka zniknął jej nagle sprzed oczu. Spuściła wzrok na podłogę i dostrzegła kucającego przy ladzie Dracona. Uniosła prawą brew wysoko ku górze i uśmiechnęła się delikatnie, jednak z wyraźną złośliwością.
            - Czy mogę wiedzieć, co ty wyczyniasz, Malfoy?
            - Co ta baba tu robi? – Nawet nie spojrzał na rozbawioną jego zachowaniem dziewczynę, a wciąż obserwował z uporczywością maniaka salę wypełnioną klientami. Gdy do jego uszu dotarło znaczące chrząknięcie Hermiony spojrzał na nią i pociągnął ją za rękę w dół.
- Padnij! - Nim dziewczyna zdążyła się zorientować o co chodzi, kucała obok blondyna i patrzyła na salę, szukając sama nie wiedząc czego. Po dłuższej chwili milczenia zdecydowała się w końcu zapytać o to mężczyznę.
            - Malfoy? Przed kim się chowamy? – Draco spojrzał na sekundę na kasztanowłosą i najdyskretniej jak potrafił wskazał jej palcem starszą kobietę siedzącą przy wolnym stoliku w odległym kącie sali. Panna Granger przyjrzała się nieznanej jej osobie, ale nie dostrzegła w niej nic niepokojącego. Za to ich obecne położenie było co najmniej za mało dyskretne, gdyż zza lady wystawały im w dużej mierze głowy, a platynowych włosów Malfoya jedynie ślepiec mógł nie dostrzec.
            - Zdajesz sobie sprawę, że i tak nas widać?
            - Nie powiedziałbym, Granger. Jestem mistrzem kamuflażu. – Hermiona zamrugała parę razy ze zdziwienia oczami i prychnęła w odpowiedzi, zwracając na siebie uwagę arystokraty.
            - Od kiedy platynowa trwała jest tak łatwa do ukrycia?
            - Od kiedy bobrze zęby chowają się bez trudu w jamie ustnej. – Uśmiechnął się do dziewczyny z wyraźną satysfakcją, a ta zmroziła go wzrokiem, krzyżując ręce na piersiach. Malfoy jawnie nawiązał do jej zgryzu z okresu dzieciństwa, kiedy przednie zęby były wyjątkowo widoczne. Na szczęście nie miała już z tym problemu, a po bobrzym uzębieniu nie pozostał nawet ślad.
            - Jesteś…
            - Bezczelnym gnojkiem i aroganckim dupkiem. Z reguły jestem łasy na komplementy, ale nie w tej chwili, Granger. – Przerwał dziewczynie dość nieelegancko, a w tej wprost zawrzało z wściekłości. Szturchnęła Dracona dość mocno w bok, także wylądował na podłodze, obijając się o jedną z szafek. Spojrzał na nią spod byka, próbując rozmasować przy tym bolące ramię.
            - I do tego jesteś łamagą, Malfoy.
            - Skończyłaś? – Kobieta sięgnęła do garnka, w którym znajdowała się roztopiona w połowie czekolada i nabrała jej trochę na palce, a następnie ze złośliwym uśmiechem na ustach wytarła ją w policzek i nos mężczyzny. Miała wrażenie, że Draco zaraz wybuchnie niczym wulkan, a całą swoją wściekłość skupi tylko i wyłącznie na niej. Nie przejmowała się tym jednak za bardzo i z wysoko uniesioną głową wytarła resztki czekolady w swój fartuszek.
            - Teraz skończyłam. – Patrząc na swoje dzieło nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Zanim zdążyła pomyśleć o konsekwencjach swojego czynu, zasłaniała usta rękami, by nie wybuchnąć na całą salę z rozbawienia. Nie musiała długo czekać na ripostę arystokraty. Draco również sięgnął do rondelka, w którym znajdowała się czekolada i wysmarował nią cały policzek dziewczyny. Hermiona aż zapowietrzyła się, gdy poczuła gęstą maź spływającą jej po twarzy. Nie zamierzała być jednak dłużna blondynowi. Złapała naczynie ze słodkim płynem i z cynicznym uśmiechem na ustach wylała całą jego zawartość na głowę mężczyzny. Czekolady nie było dużo, ale wystarczyło, aby oblepiła prawie całe włosy i spływała strużką po zirytowanej twarzy Dracona.
            - Jak ja cię nienawidzę, Granger.
            - Wzajemnie, Malfoy. – Siedzieli tak przez chwilą próbując swoich sił w mordowaniu przeciwnika spojrzeniem, ale patrząc na siebie nawzajem nie mogli opanować szerokich uśmiechów cisnących im się na usta. Atmosfera nagle przestała być wroga, a stała się wyjątkowo przyjazna, gdyż siedzieli obok siebie na podłodze, opierając się o siebie ramionami i śmiejąc pod nosem. Draco starł część czekolady ze swojego policzka i wymazał nią czystą połowę twarzy dziewczyny.
            - Przeoczyłaś fragment. – Hermiona uśmiechnęła się promiennie, a nagle poczuła, jak na jej przykryte czekoladą policzki wypływają dwa soczyste rumieńce, których na szczęście blondyn nie mógł dostrzec. Dłoń Dracona na jej twarzy paliła, ale nie potrafiła go od siebie odepchnąć. Mężczyzna gładził kciukiem jej brodę, od czasu do czasu zahaczając o usta. Serce momentalnie wrzuciło wyższy bieg, a oddech stał się szybki i płytki. Miała wrażenie, że ogień trawi miejsca, w których arystokrata ją dotyka. Do tego jego szare oczy przeszywające ją na wylot i zaglądające w każdy zakamarek jej serca przyciągały ją niczym dwa magnesy. Zanim zdążyła się zorientować jej twarz znalazła się niebezpiecznie blisko twarzy Malfoya, który wyglądał, jakby zaraz miał otrzymać najlepszy prezent w życiu.
            - Dwa razy Truskawkowa Fantazja i jedna czekolada po… o matko i córko! Co wyście narobili? – Oboje jak poparzeni odskoczyli od siebie i unieśli głowy. Zobaczyli wychylającą się przez ladę przerażoną Ginny, która po chwili nie mogła opanować chichotu i zakrywała usta notesem z zamówieniami. Nie wiadomo skąd pojawiła się przy niej nagle nieco zaniepokojona i zdziwiona Pansy, która aż otworzyła usta na widok wymazanych czekoladą przyjaciół.
            - Ja chyba nie chcę wiedzieć, co tu się stało. – Ginny aż płakała ze śmiechu, a siedzący na podłodze Draco i Hermiona wtórowali jej, choć z nieco mniejszym zaangażowaniem. Nie trzeba było długo czekać aż na ustach Pansy również zagości szeroki uśmiech rozbawienia. Przy ladzie nagle pojawił się zdezorientowany Blaise, który widząc czwórkę przyjaciół, w tym dwójkę umorusanych czekoladą, wzruszył ramionami i również wymazał się resztkami słodyczy ze swojej filiżanki.
- Nie wiem, co to za zabawa, ale już mi się nie podoba. - Pansy nie była już w stanie powstrzymywać w sobie śmiechu i wybuchła na całą salę. Ginny wycierała spływające jej z oczu łzy, by po chwili podejść do Zabiniego i wytrzeć go z brązowej, lepkiej mazi. Draco zdążył w tym czasie podnieść się z podłogi i pomógł wstać jeszcze dość mocno rozbawionej Hermionie. Wyglądali przekomicznie wymazani od góry do dołu czekoladą i nawet obecni w lokalu klienci mieli z nich niezły ubaw. Panna Granger musiała przyznać, że jej humor jest w dużo lepszej kondycji po tej dziecinnej zabawie. Nie była już zdenerwowana, a po prostu szczęśliwa, do czego ciężko było jej się z początku przyznać. Sprzeczki z Malfoyem z reguły kończyły się łzami bądź wymyślnymi wyzwiskami. Dziś pokazali, że są zdolni do wszystkiego, nawet do tak głupiej zabawy, jak brudzenie się nawzajem czekoladą i potrafią się przy tym nie pozabijać. Dzięki powstałemu pobojowisku atmosfera w kawiarni stała się luźniejsza i wszyscy mieli nadzieję, że pozostanie tak aż do zamknięcia. Niestety ich rozbawienie szybko zostało zastąpione powagą, a przede wszystkim malującym się na ich twarzach niezrozumieniem, gdy podeszła do nich starsza, niewysoka kobieta, której postawa wyrażała jedynie pogardę dla nich zachowania.
- Widzę, że Londyn przestał już  być miastem o nienagannej kulturze restauracyjnej i nawet kawy nie można się napić w spokoju. – Yves mówiła chłodnym i pozbawionym jakichkolwiek emocji głosem. Blaise i Ginny automatycznie odsunęli się na bok, a Pansy oparła się o ladę, czekając na dalsze, niewybredne komentarze kobiety. Gdy spojrzała na Draco dostrzegła na jego twarzy malującą się złość. Wyglądał na wyjątkowo poirytowanego i z trudem powstrzymywał się przed powiedzeniem paru niemiłych słów nieznanej kobiecie. I to ją nieco zaniepokoiło. Mężczyzna z reguły nie był tak powściągliwy i zawsze mówił to co chciał. Jego postawa jednak dawała jej do zrozumienia, że mimo tego, iż chętnie przypisałby nieznajomej parę niewybrednych epitetów, to po prostu w obecnej sytuacji nie może. Dlaczego? Draco tylko dla jednych osób trzymał nerwy na wodzy i okazywał znikomy szacunek, a mianowicie członkom swojej rodziny. Po tak wnikliwej analizie domyśliła się, że starsza kobieta z pewnością należy do rodu Malfoyów i z tego powodu jej przyjaciel stara się zachować niewątpliwie potrzebny mu spokój.
- Czy mogę wiedzieć, kto jest właścicielem tego… lokalu? – Ostatnie słowo Yves niemalże wypluła z obrzydzenia, rozglądając się ostentacyjnie po pomieszczeniu. W ogóle nie zwracała uwagi na rozjuszonego Dracona, który jakimś cudem zachowywał resztki spokoju. Hermiona natomiast nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Czuła się niezręcznie w zaistniałej sytuacji. Nie znała kobiety, która wyrażała się jeszcze bardziej arogancko niż Malfoy, więc nie mogła jej tak po prostu odpyskować. Z resztą byłoby to nie na miejscu, a ona straciłaby na starcie klientów. Przełknęła nerwowo ślinę i przygryzła lekko dolną wargę, skubiąc przy tym fragment swojego fartuszka. Nie wiedziała, jakim cudem nie podskoczyła, gdy poczuła dłoń Malfoya w dole swoich pleców. Zerknęła na niego kątem oka i omal się nie przeraziła. Już dawno nie widziała tak wściekłego arystokraty, który panował nad sobą ostatkami sił. Jego dotyk jednak jakby przelał na nią część jego złości i poczuła nagły przypływ nieznanej jej energii. Spojrzała wyzywająco w oczy starszej kobiety i uniosła lekko głowę ku górze.
- Jestem Hermiona Granger i miło mi panią powitać w mojej kawiarni. – Prawa brew Yves powędrowała prawie niezauważalnie w górę. Zlustrowała kasztanowłosą dziewczynę od góry do dołu, by po chwili wyciągnąć w jej kierunku dłoń z grymasem na twarzy niewątpliwie mającym przypominać uśmiech. Hermiona uścisnęła ją i podeszła nieco bliżej kobiety. Obok niej wciąż stał poirytowany Draco trzymający nieustannie dłoń w dole jej pleców. Dla dziewczyny z jednej strony było to niekomfortowe, gdyż miejsce, którego dotykał arystokrata było dla niej dość intymne i nie powinna pozwolić mu na takie spoufalanie. Coś jednak w tym geście było, co dodawało jej odwagi, jakby samą bliskością Malfoy chciał ją zapewnić o swoim wsparciu.
- To zależy jak zdefiniujemy słowo „miło”. Osobiście nie odczuwam żadnej przyjemności z przebywania w tymże miejscu.
- Skoro nie odczuwa pani przyjemności, to w jakim celu tu pani siedzi? – Oczy wszystkich obecnych przeniosły się na Blaise’a, który spoglądał na Yves z jawną niechęcią. Każdy ze zgromadzonych wiedział, że Zabini wszedł właśnie na wyjątkowo cienki i łamliwy lód, ale nikt nie miał w sobie na tyle odwagi, aby uświadomić o tym bruneta. Ciotka Malfoya uśmiechnęła się sztucznie i uniosła brwi delikatnie ku górze, podchodząc wolnym krokiem do mężczyzny.
- Zapewne jesteś Blaise, przyjaciel Dracona. Nie dziwi mnie zatem, że jesteś równie porywczy i obcesowy. – Zabini prychnął w odpowiedzi i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, a oczy wszystkich zgromadzonych przeniosły się na blondyna. Nikt nie rozumiał, dlaczego arystokrata nie przedstawił im starszej kobiety. Jednak obserwując jej postawę wnioskowali, że to z tego powodu Draco nie odezwał się jeszcze ani słowem. Blaise spoglądał na Malfoya, który był niebezpiecznie opanowany, ale nic nie wyczytał z jego twarzy. Przeniósł więc wzrok z powrotem na Yves. Kobieta w ogóle nie wydawała się być skrępowana zaistniałą sytuacją, która stała się dość napięta.
- Wymieniła pani dwie wyjątkowo łagodne cechy osobowości Draco. – Prawa brew Yves powędrowała wysoko w górę.
- Doprawdy?
- Życia mi nie starczy, aby wymienić jego… - W tym momencie do rozmowy wtrąciła się Pansy, która zaczynała mieć pomału dość starszej kobiety i jej pompatycznej postawy, a przede wszystkim faktu, że obrażała wszystkich dookoła.
- Daj już spokój, Blaise. Pani nie przyszła tu, aby wysłuchiwać negatywnych cech Draco. Właściwie to nie powiedziała, po co tu przyszła, ale jeśli nie składa zamówienia to zakończymy tę niedyplomatyczną rozmowę w tym miejscu.
- Dyplomacja, Pansy, to powiedzieć komuś „spierdalaj” w taki sposób, aby poczuł podniecenie na samą myśl o zbliżającej się podróży. Pani najwidoczniej jeszcze tego nie poczuła. – Pani Potter zmrużyła gniewnie oczy i zacisnęła ręce z wściekłości. Zabini natomiast odwdzięczył jej się dość niedyskretnym wysunięciem języka, przez co wyglądał niczym małe, obrażone dziecko. Yves nie wyglądała na przejętą. Po wyrazie jej twarzy można było sądzić, że jest raczej znudzona, niż zaabsorbowana prowadzoną rozmową. Odwróciła się bez słowa z powrotem do Hermiony, obdarzając ją dość wymownym uśmiechem.
- Zostaliście przyjaciółmi w akcie desperacji? Wyglądasz na mądrzejszą, niż owa dwójka. – Kasztanowłosa otworzyła usta, aby odpowiedzieć kobiecie, ale poczuła zaciskające się na jej biodrze palce Malfoya. Głos ugrzązł jej w gardle i nie mogła nic z siebie wydusić, a sądząc po wyrazie twarzy blondyna dokładnie o to mu chodziło. Miała nadzieję, że nikt nie widzi ręki arystokraty na jej biodrze, której na dodatek nie może i też nie bardzo chce się pozbywać. Draco natomiast odezwał się pierwszy raz od przybycia swojej ciotki. Jego głos emanował stoickim spokojem, jak również niebywałym chłodem, przez co zwrócił na siebie uwagę reszty przyjaciół.
- Masz przed sobą najmądrzejszą kobietę na ziemi. Trochę szacunku bądź neutralnego nastawienia nie zaszkodziłoby. – Twarz Yves nagle jakby pojaśniała. Hermiona zaś miała wrażenie, że jej samoocena wzrosła o jedną kreskę dzięki Malfoyowi. Z trudem udało jej się zapanować nad rumieńcem cisnącym się na jej policzki oraz głupawym uśmiechem szczęścia.
- Okażę go wystarczająco dużo w trakcie prywatnej rozmowy z panną wszechwiedzącą. – Nie wiedziała dlaczego, ale nagły i niespodziewany strach wziął nad nią górę. Kobieta chciała z nią rozmawiać w cztery oczy. Pytanie tylko, dlaczego? W głowie miała same czarne myśli odnośnie tematu ich dyskusji. Przeczuwała, że spotkanie nie skończy się dobrze i nawet dotyk Malfoya nie był w stanie jej uspokoić. Co więcej, on sam zaczął tracić nad sobą panowanie.  Zacisnęła mocno wargi, gdy palce blondyna boleśnie ścisnęły jej biodro.
- Nie pozwalam. – Stanowczość i chłód bijący od arystokraty działały na pannę Granger paraliżująco. Powinna cieszyć się, że Malfoy nie chce dopuścić do spotkania ze starszą kobietą, jednak czuła zupełnie co innego. Coś jakby obawy i niepokój, gdyż blondyn z reguły nie reagował tak agresywnie i nie stawał w jej obronie. Yves uśmiechnęła się delikatnie i niemalże wrogo. Splotła palce u dłoni na rączce swojego parasola, który dopiero teraz wszyscy zauważyli.
- Nie? Sądziłam, że jesteś mądrzejszy, Draconie. To tylko prosta i niewinna rozmowa. Cóż złego mogłoby się stać? – Draco nie odpowiedział, a jedynie wbił w ciotkę złowrogie spojrzenie, dając jej do zrozumienia, że nie powinna w ogóle do nich podchodzić. Yves zaś stała niewzruszona postawą chłopaka, czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Hermiona skakała wzrokiem od jednego do drugiego, próbując coś z tej krótkiej wymiany zdań zrozumieć. Patrząc na postawę obojga wiedziała, że żadne z nich nie zamierza ustąpić. Nie zauważyła nawet, kiedy Malfoy puścił jej biodro i stanął krok przed nią, jakby chciał ją chronić przed starszą kobietą. Czując, że atmosfera robi się napięta do granic możliwości postanowiła interweniować. Zerknęła nerwowo na Pansy, Blaise’a i Ginny, a wszyscy dali jej do zrozumienia, że lepszego momentu na ingerencję między dwójkę Malfoyów nie będzie. Delikatnie więc chwyciła Dracona za rękę, choć tak naprawdę ledwo musnęła jego palce, a wzrok blondyna od razu spoczął na niej. Zdziwiło ją to co zobaczyła w jego oczach. Nie było w nich agresji, a jedynie wewnętrzne opanowanie i coś na kształt współczucia, które czuła każdą cząstką swojego drobnego ciała. Uśmiechnęła się do niego prawie niezauważalnie, a blondyn kiwnął jej w odpowiedzi głową. Po tej wymianie myśli zwróciła się do stojącej po drugiej stronie lady kobiety.
- Wydaje mi się, że lepiej będzie się nam rozmawiało z dala od klientów. Zapraszam na piętro do salonu. – Wskazała ręką na schody, a na twarz Yves wykrzywiła się w oznace triumfu. Gdy obie kobiety wspinały się po schodach, Draco nie przestawał spuszczać z nich wzroku. Był wściekły na ciotkę za jej bezczelność i zuchwałość w stosunku do Hermiony. Na dodatek nie wiedział, czego może chcieć od kasztanowłosej. Spodziewał się najgorszego, a biorąc pod uwagę dość słabą wciąż psychikę panny Granger ze spotkania w cztery oczy z przekonaną o własnej wyższości i nad wyraz pragmatyczną Yves nie wyjdzie nic dobrego. Gdy obie panie zniknęły mu z pola widzenia dostrzegł trzy pary oczy wpatrujące się w niego z wyczekiwaniem. Westchnął głośno wznosząc oczy ku niebu i opierając się o najbliższą szafkę. To bez wątpienia jest jeden z cięższych dni w jego życiu.

Zaprowadziła starszą kobietę do niewielkiego salonu i wskazała jej kanapę, na której Yves usiadła powoli i jakby niepewnie. Wciąż ją obserwowała, jakby oceniała poprawność wykonywanych przez nią ruchów. Hermiona czuła się skrępowana jej obecnością. Ściągnęła z siebie pracowniczy fartuszek i powiesiła go na wieszaku w przedpokoju, a następnie usiadła na brzegu fotela i spuściła wzrok, jakby bała się spojrzenia towarzyszącej jej osoby. Po dłuższej chwili nieznośnego milczenia usłyszała stanowczy głos kobiety.
- Zamierzasz tak siedzieć i gapić się w swoje kolana? Nie zapytasz nawet o moją godność? Chyba uczono cię, jak rozmawia się z nowo poznanymi ludźmi? – Hermiona zerknęła na moment na siedzącą obok niej kobietę, ale po chwili znów spuściła wzrok i zacisnęła mocniej ręce na kolanach. Nie była w stanie utrzymać z nią kontaktu wzrokowego. Odezwała się nieśmiałym głosem, choć bardzo chciała brzmieć przekonywająco.
- Jestem po prostu zaskoczona pani postawą. – Yves uśmiechnęła się ironicznie i spojrzała na dziewczynę z wyższością, czego panna Granger nie mogła dostrzec. Czuła się jak zapędzona w róg zwierzyna bez możliwości ucieczki, a myśliwy właśnie układał palec na spuście, by po chwili wystrzelić w jej stronę. Ogarniały ją strach i panika, a na dodatek nie było przy niej nikogo, kto mógłby ją wspierać chociaż mentalnie.
- Zaskoczona powiadasz. To zupełnie jak ja. – Uniosła powoli wzrok i spojrzała na Yves, która nawet nie kwapiła się, aby zachować pozory miłej osoby. Patrzyła na nią z jawną pogardą, a każdy jej ruch sprawiał wrażenie dobrze przemyślanego i wyjątkowo patetycznego.
- Mogę spytać czym? – Zlustrowała Hermionę wzrokiem i usiadła nieco wygodniej na sofie. Swoją lewą rękę opierała na srebrnej rączce od parasola w kształcie głowy jelenia i  przy pomocy małego palca oraz kciuka obracała widniejący na serdecznym palcu pierścień.
- Faktem twej znajomości z Draconem. Do głowy by mi nie przyszło, że obdarzy uczuciem czarownicę mugolskiego pochodzenia. Jednakowoż jesteś ponoć bardzo mądra, więc wiesz, że twoja osoba nie ma racji bytu w jego życiu. Ale nie o tym przyszłam z tobą rozmawiać, Hermiono. – Imię panny Granger wymówiła wyjątkowo wyraźnie i dźwięcznie, co tylko spotęgowało ból rodzący się u kasztanowłosej dziewczyny. Każde wypowiedziane przez kobietę słowo raniło ją na wskroś. Czuła, jakby wyrywano jej części duszy i serca. Cierpiała, ale nie chciała się do tego przyznać. Nie dopuszczała do siebie sensu wypowiedzi starszej kobiety, bo wiedziała, że jest najprawdziwszą prawdą. Ona nie ma prawa istnieć w życiorysie Malfoya. Nie w inny sposób, niż jako wróg. Przełknęła z trudem tworzącą się w gardle gulę rozpaczy i wbiła z powrotem wzrok w swoje kolana. To była jedyna forma ucieczki, dzięki której się jeszcze nie popłakała, choć łzy bezradności i smutku cisnęły się jej do oczu.
- Jesteśmy zwykłymi… znajomymi. Nie łączą nas żadne uczucia. – Słowa wychodzące z jej gardła paliły wprost żywym ogniem. Nigdy nie umiała kłamać, ale teraz nie miała wyjścia. Z resztą to i tak nie miało już znaczenia. Starsza kobieta szybko i dobitnie dała jej do rozumienia, że między nią, a Malfoyem nie ma szans na jakąkolwiek głębszą relację.
- Lepiej żebyś zaczęła wierzyć w swoje słowa drogie dziecko, gdyż są mi one bardzo na rękę.
- Co pani ma na myśli? – Po tonie głosu kobiety domyśliła się, że jej nie uwierzyła. Ona sama sobie nie wierzyła, więc jak miała ją do tego przekonać?
- Mam namyśli, że wasza znajomość jest niedopuszczalna i lepiej będzie, jeśli wszelkie kontakty między wami umrą śmiercią naturalną. Draco przez ciebie nie jest produktywny jak dawniej i zaprząta sobie głowę jakimiś błahostkami na czele z twoją osobą. – Powinna czuć agresję, ale prócz bólu nie było w niej nic innego. Łzy stawały się coraz większe, a ona nie miała już sił, aby z nimi walczyć. Nim się spostrzegła, jedna samotna kropla spłynęła po jej twarzy. Wytarła ją szybko wierzchem ręki i odchrząknęła, unosząc jednocześnie wzrok na Yves, która wyglądała, jakby była dumna, że doprowadziła ją do takiego stanu. Przez myśl przeszło jej, że jest jeszcze gorsza, niż Malfoy w Hogwarcie, a myślała, że tak podłe osoby po prostu nie istnieją. Jej uśmiech ironii i wewnętrznej satysfakcji był najzwyczajniej w świecie obrzydliwy.
- Dlaczego jemu tego pani nie powie, tylko wyżywa się na mnie?
- Jeśli prawdę nazywasz wyżywaniem, to jeszcze nie poznałaś autentycznego znaczenia tego słowa. Ja ci po prostu radzę, nie chcę żadnemu z was zaszkodzić. Jednak spójrz na siebie. – Kolejny raz zlustrowała Hermionę wzrokiem, wywołując w niej ponowne fale cierpienia. – Nie masz mu nic do zaoferowania, a on nie zasługuje na kobietę twojego pokroju. Nie jesteś nawet pełną czarownicą, a dla naszej rodziny to istna hańba.
- Mogłam się domyśleć, że jest pani z rodziny Malfoy. Tylko oni mają w sobie tyle jadu i nienawiści. – Uniosła wzrok na Yves, ale ta nie wyglądała na przejętą jej słowami. Uśmiechnęła się jakby z satysfakcją, że dziewczyna poznała jej pochodzenie i najwyraźniej była z tego powodu dumna. Hermiona zaś nie była nawet w stanie spojrzeć na nią wrogo bądź pogardliwie. Jedyne czego pragnęła, to wyjść z tej rozmowy cało, a następnie wyrzucić Malfoya z kawiarni i nie pozwolić mu więcej się do siebie zbliżyć.
- Poznałaś zatem tę lepszą stronę naszej rodziny.
- Nawet nie chcę wiedzieć, jaka jest ta gorsza. Przedstawi mi się pani w końcu?
- Yves Malfoy Doutreleau. Zapewne ciekawi cię, kim jestem dla Dracona. – Panna Granger odważyła się na delikatny uśmiech, w którym można było dostrzec oznaki złośliwości. Nie chciała walczyć ze starszą kobietą, nie miała ku temu siły, ale świadomość, że jest z rodziny Malfoya dawała jej maleńkie wsparcie mentalne. Już w Hogwarcie nauczyła się, jak w miarę bezboleśnie radzić sobie z blondwłosym arystokratą, a teraz mogła ponownie skorzystać z tej formy obrony.
- Nie znam zbyt wielu osób z jego rodziny.
- Nie dziwi mnie to. Jestem jego ciotką, tak samo jak dla Lucjusza, którego niewątpliwie poznałaś. – Yves mówiła, jak fakt znajomości Hermiony z ojcem Dracona był rzeczą oczywistą. Kasztanowłosa nie zamierzała wyprowadzać jej z błędu, bo i tak nie miała ku temu żadnego celu. Chciała jak najszybciej dowiedzieć się, czego ciotka Malfoya chce od niej i pozbyć się jej. Zanim jednak zdążyła ją o to zapytać, Yves przeszła w końcu do rzeczy i zaczęła mówić o celu swojej wizyty.
- Mniejsza o więzy rodzinne. Interesuje mnie ten lokal drogie dziecko, a dokładniej jego cena. – Hermiona spojrzała na kobietę z niezrozumieniem, by po chwili otworzyć szerzej oczy. Wyjątkowo szybko skojarzyła fakty, i o co chodzi ciotce Dracona. Wtedy zatliła się w niej iskierka odwagi i woli walki. Czuła, jak jej mięśnie sztywnieją, a z twarzy schodzi ledwo widoczny uśmiech. Zacisnęła mocniej ręce na kolanach, aż pobielały jej kłykcie i spojrzała wrogo na siedzącą obok niej Yves.
- On nie jest na sprzedaż.
- Gdyby był nie fatygowałabym się do ciebie osobiście. Coś cię przy nim trzyma?
- Wyjątkowe wspomnienia, które nie mają ceny. – Prawa brew Yves powędrowała w górę, a na jej ustach czaił się uśmiech ironii. Właśnie takiej mieszanki nie znosiła w każdym z członków rodziny Malfoyów. Uniosła nieco wyżej głowę i patrzyła w szare oczy kobiety z determinacją. Nie zamierzała jej ustępować. Przez siedem lat Hogwartu Draco uświadomił jej, że gorzej jest odwrócić się do niego plecami i nie wdawać się w dyskusję, niż stawić czoła jego szyderstwu.
- Niecodzienne, a przy tym infantylne. Przywiązałaś się do tych czterech ścian jak dziecko do pluszowego misia. Stąd ta głupawa nazwa? Czekoladowe Niebo?
- Straciłam ważną cząstkę mojego życia i ku jego pamięci ta głupawa nazwa.
- Męża? Nie rozśmieszaj mnie. – Spojrzała hardo w szare tęczówki kobiety. Jeszcze nigdy nie spotkała się z tak nieczułą postawą, a do tego równie wrogą. Była tysiąc razy gorsza niż Malfoy, a myślała, że to już jest niemożliwe.
- Syna. – Po tym jednym słowie w pomieszczeniu zapanowała cisza. Twarz Yves jakby stężała i stawała się wyjątkowo poważna. Wyprostowała się niczym struna, obrzucając Hermionę wymownym spojrzeniem. Musiała przyznać, że dziewczyna jest charakterna, ale nie zamierzała ustępować. Malfoyowie nigdy nie ustępują. W mgnieniu oka przywdziała na twarz uśmiech drwiny i pogardy, a następnie podniosła się z kanapy, nie przestając bacznie obserwować kasztanowłosej dziewczyny.
- Łzy wzruszenia zalały mi oczy. Chętnie bym została, ale mam jeszcze parę spraw do załatwienia. Do widzenia, Hermiono. – Panna Granger odprowadziła ją wzrokiem do drzwi, a gdy te się tylko za nią zamknęły oparła ręce na kolanach i zamknęła oczy, wypuszczając głośno powietrze z płuc. Sama nie wiedziała już, co czuje. Właściwie to była wyprana z wszelkich emocji. Rozmowa z Yves pozbawiła jej wszystkich sił i wyczerpała ją psychicznie. Nie obchodziło ją, że Malfoy wciąż jest na dole w kawiarni. Nie pamiętała już, że miała go wyrzucić nie tylko z lokalu, ale i z życia. Bądź, co bądź w tym przypadku Yves miała rację. Ich relacja jest zwyczajnie nie na miejscu i nie powinny ich łączyć żadne stosunki, nawet koleżeńskie. Jednak, gdy kobieta o tym mówiła miała wrażenie, że cierpi równie mocno, co przy śmierci Fredericka. Jakby kolejny raz zabierano ważną część jej życia, bez której nie będzie w stanie sobie poradzić. Na myśl o tym po policzku spłynęła jej samotna łza. Ocknęła się z zadumy, gdy poczuła na twarzy czyjąś dłoń i ujrzała przed sobą parę srebrnych tęczówek, patrzących na nią z troską i jednocześnie smutkiem. Draco kucał przed nią i starł z jej twarzy łzę, a następnie podniósł ją sprawnie i przytulił do siebie, jakby chciał ją zapewnić, że cały koszmar właśnie się skończył. Wtuliła się w niego odruchowo, jednak po chwili w jej głowie zaczęły głośnym echem odbijać się słowa Yves. Zamknęła oczy i ostatkami sił odsunęła od siebie arystokratę. Draco patrzył na nią z niezrozumieniem, a widok bólu w bursztynowych oczach Hermiony utwierdzał go w przekonaniu, że ciotka posunęła się stanowczo za daleko. Podszedł do kasztanowłosej, ale ta wyciągnęła w jego kierunku rękę i pokiwała przecząco głową.
- Wyjdź stąd i nigdy nie wracaj. – To jedno zdanie bolało bardziej niż setki rozżarzonych gwoździ wbijanych w jego serce. Odsuwała go od siebie kolejny raz, mimo iż jeszcze niedawno obiecała mu, że pozwoli sobie pomóc. Obiecała, że da szansę swojemu szczęściu i nie podda się tak łatwo. A teraz odrzucała go ponownie. Dlaczego jednak nie wyszedł? Bo ratowało go jej spojrzenie. Gdyby nie dostrzegł w porę w jej bursztynowych oczach cierpienia, uwierzyłby w jej słowa i zrobił to, co mu kazała. A jednak udało mu się wyczytać w nich rozdzierający jej serce ból i wiedział, że tym razem nie może tak łatwo odpuścić. Jest w końcu Malfoyem, a Malfoyowie nigdy się nie poddają.

19 komentarzy:

  1. Nieeeee...
    Czemu zawsze kończy się w TAKICH momentach...
    Ciotka jest najlepsza xD
    Jestem ciekawa na co jest jej kawiarnia.
    Wogóle jestem ciekawa, co ona chce od Dracona, co dalej z Mirandą Hagen i fałszerstwem w firmie, co dalej z Hermioną i Draco, co z Dulce i co z altaną Lucjusza xD
    Rozdział jest bdb jak cały twój blog.
    Elinor

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co jak co ale altana to sprawa pierwszorzedna xD

      Usuń
  2. Świetny rozdział! Mogę opisać go tylko jednym słowem: NIESAMOWITE! Liczę że kolejny rozdział pojawi się wkrótce :)

    OdpowiedzUsuń
  3. jesteś niesamowita! gdybym mogła czytałabym te opowiadanie non stop:) cały czas czekam na głębsze zbliżenie Herm i Draco. a ta ciotka.. przyprawia mnie o dreszcze.. scena z czekoladą okropnie mnie urzekła, mimo to że nie jestem ckliwą osobą. z niecierpliwością czekam na nowy rozdział! jedno z moich ulubionych Dramione! tak się ciesze, ze piszesz to opowiadanie. życze dużo weny.
    Zu

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejny raz nie mam zielonego pojęcia, co napisać w komentarzu. Ja tam nie lubię ciotki Yves. Widać ogromne podobieństwo pomiędzy nią a Malfoyem, a jeżeli mam być szczera, to go nienawidzę (w szóstym tomie zrozumiałam, dlaczego tak się zachowywał, ale dla mnie to go nie usprawiedliwiało). To jest w sumie zabawne, bo uwielbiam czytać o Dramione (paradoks, prawda?). :)
    Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału (pod którym prawdopodobnie znowu nie będę wiedziała, co napisać, bo ciągłe powtarzanie: "Cudo <3" jest trochę nudne). :)
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyno, jak Ty to robisz, że te rozdziały są takie cudowne? Wszystko było perfekcyjne! Kłótnia Malfoya i Hermiony rozbawiła mnie do łez, a już zwłaszcza ta "krowo" hahaha :') to było dobre ;) ich dziecinne zachowanie pod ladą i zabawa czekoladą <3 urocze, słodkie, po prostu raj (i jeszcze ten niedoszły pocałunek <3 ). Co jeszcze...? Ah tak, już wiem. Nie znoszę tej ciotki Yves! Co za stara zrzędliwa małpa! Jak można się tak zachowywać?! Zaimponowała mi waleczna postawa Draco, kocham go takiego. Na końcówce nie ukrywam, popłynęła mała łezka , szkoda mi było Hermiony, która wysłuchiwała takich przykrych rzeczy od obcej baby. Draco kochany, wiedziałam że do niej przyjdzie po rozmowie w ciotką, po prostu wiedziałam :D cieszę się, że Malfoy się nie poddaje :) Ogólnie jak zawsze nie mam się do czego przyczepić, wszystko jest idealne. Jeśli kiedyś zdecydujesz się napisać książkę (z takim talentem to tylko kwiesta czasu! ) to proszę mnie o tym powiadomić. Choćbym miała wydać majątek - KUPIĘ :D życzę dużo dużo weny i zapewniam cię, że czekam z utęsknieniem na następny rozdział :D

    Olix

    OdpowiedzUsuń
  6. jestem na wakacjach i zamiast zwiedzać i podziwiać widoki siedzę w pokoju i czytam nowy rozdział...
    krótko mówiąc, CUDO!
    fanka <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialne nie mogę się następnego doczekać ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie będę pisać, co myślę o Yves, ponieważ padłoby tu zbyt wiele wulgaryzmów. Dlatego między innymi za komentarz zabrała się kilka godzin po przeczytaniu, aby ochłonąć.
    Generalnie rozdział strasznie mi się podobał, szczególnie początek. Cudowanie było widzieć, że Draco i Hermiona jednak potrafią wyjść z kłótnie bez trwałego obrażania się. Miałam niezły ubaw również z pracy Malfoya i wojny na czekoladę.
    To jednak Blaise został mym mistrzem tego rozdziału <3
    "Przy ladzie nagle pojawił się zdezorientowany Blaise, który widząc czwórkę przyjaciół, w tym dwójkę umorusanych czekoladą, wzruszył ramionami i również wymazał się resztkami słodyczy ze swojej filiżanki.
    - Nie wiem, co to za zabawa, ale już mi się nie podoba."
    Końcówka okazała się bardzo emocjonalna, a Yves po prost podła. Nie mniej jednak widzę dla niej jakąś szansę, biorąc pod uwagę fakt, że trochę odpuściła, gdy dowiedziała się o tragedii Hermiony. Mam tylko nadzieje, że Draco jakoś to odkręci, a panna Granger tym razem go nie odtrąci, tylko pozwoli sobie pomóc.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. CHCĘ KOLEJNY ROZDZIAŁ.!
    Co będzie z Snajpem?

    OdpowiedzUsuń
  10. Jej przeczytałam dwa rozdziały dopiero dziś bo tak to nie mam zupełnie czasu... Są świetne i tak dużo się dzieje, a emocje na prawdę zmieniają się jak w kalejdoskopie. Malfoyowie nigdy się nie poddają!! Właśnie to zdanie mnie napełnia taką nadzieją. Ta szczera rozmowa była tak kochana... I to jak Hermiona wpadła pod samochód. To ja Draco za nią biegał było tak urocze. ��
    Jak się mazali czekoladą i omal nie całowali wszystko tak pięknie opisałaś i ubrałaś w tak oddające nastrój słowa... Nie mam zastrzeżeń... Wkurza mnie lekko ta ciotka ale tak to byłoby nudno �� Opowiadanie jest dla mnie wielką odskocznią od szkoły i wszystkiego dlatego wielkie dzięki ������ Czekam na kolejny rozdział i idę czytać aktualności o kolejnym. Serdeczne pozdrowionka ☺☺
    ~Madzik

    OdpowiedzUsuń

  11. Witaj!

    Z przyjemnością chciałabym Cię powiadomić, że Twój blog został zgłoszony przez jednego z Twoich czytelników do konkursu na blog miesiąca na Katalogu Granger! Jeśli chcesz możesz udostępnić na swoim blogu post z taką informacją, jeśli nie - nie zmuszamy; chciałam Cię jedynie poinformować. Mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza (udział w konkursie), jeśli by tak było, prosimy o komentarz na Katalogu bądź wysłanie maila.




    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  12. Natknęłam się na Twojego bloga przypadkiem i pochłonął mnie jak żaden wcześniej, piszesz takim stylem, że mogłabym czytać godzinami co zresztą zrobiłam bo przeczytałam 31 rozdziałów w 3 godziny. :)
    Mam nadzieje ze czas pozwoli Ci na dodawanie notek co tydzień, a nie dwa jak zakładasz.
    Co do rozdziału to jest po prostu NIESAMOWITY. Cieszy mnie to że w Twoim przypadku Draco i Hermiona nie od razu padają sobie w ramiona i mówią jak to strasznie się kochają. Ciotka jest opisana bezbłędnie, według mnie idealnie nadaje się na kogoś z rodziny Malfoyów.
    Życzę weny i od dnia dzisiejszego będę komentowała każdy rozdział :)
    ~KarolincziX

    OdpowiedzUsuń
  13. To będzie taki komentarz raczej motywacyjny, oddający hołd twojej pracy. Otóż na Blogu Katalog Granger trwa konkurs na blog miesiąca i spośród pięciu blogów, z których cztery obserwuję i kocham, to właśnie twój dostał mój głos. Tak więc mam nadzieję, że się ucieszyłaś, bo wybór dla mnie był baardzo trudny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo cieszy mnie Twoja decyzja. Nie wiem, czym sobie na nią zasłużyłam, ale kiedy tylko się dowiedziałam nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Dziękuję bardzo za zgłoszenie i za daną opowiadaniu szansę. Mam nadzieję, że nie zawiodę w przyszłych rozdziałach i nawet jak nie wygram będziesz tu zaglądać. Samo zgłoszenie jest dla mnie już nagrodą i motywuje do dalszego pisania.

      Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję,
      Realistka

      P.S.: Liczę, że ujawnisz się przy następnym rozdziale. Osoba, która wyróżniła mojego bloga, a wysokich lotów to on nie jest, zasługuje na imienne (bądź loginowe) podziękowania ;)

      Usuń
  14. Jestem u Ciebie po raz pierwszy i mnie zauroczyłaś.
    Jak najbardziej szczerze i prawdziwie. Jest wiele różnych opowiadań Dramione i ciężko wśród nich znaleźć prawdziwą perełkę. Mi się udało trafić na twój blog spośród wielu i nie żałuje. Wzbudziłaś we mnie fascynacje i osobiście ci zazdroszczę. Czego? Niesamowcie opisanej relacji między Draco i Hermioną. Niby się kochają, a jednak umieją robić sobie na złość. Pokazują, że są niesamowicie ludzcy. Oddają swoje troski i problemy. Szczególnie Hermiona, ale i Draco nie jest sztywnym palantem za jakiego chciałby uchodzić. Niesamowicie wkurzyła mnie Yves... jak ona śmie się wtrącać? Niby chce dobrze, dla Draco a może tak jej się wydaje? Skrzywdziła Hermionę i widać to gołym okiem. Wzięła sobie biedna jej słowa do serca, a nie powinna. Dobrze, że Draco jest bardzo upartym mężczyzną i będzie o nią walczył. Kto inny zdecydowałby się odejść.

    Ogółem sumując pod koniec Twoją historię masz talent. Umiesz wspaniale wczuć się w rolę bohaterów. Emocje, uczucia, troski. Wszystko sprawia, że cała historia tworzy jedną spójną całość. Nawet gdybym chciała nie znalazłabym nic do czego mogłabym się przyczepić. Nawet pod względem stylistycznym co u mnie wręcz leży u Ciebie jest fenomenalnie. Masz naprawdę zadatki na dobrego pisarza i umiesz to wykorzystać. Pozostaje mi trzymać kciuki i życzyć szczęścia.

    www.storyline-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Wpadłam tu przez przypadek i bardzo zainteresowała mnie ta opowieść. Przez trzy dni ją czytała i nie mogę doczekać się kolejnej części . pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. W jakichś ostatnich 3 - 4 dniach przeczytałam całe to opowiadanie i jest po prostu GENIALNE! Nie wiem co napisać to opowiadanie mówi samo za siebie ;) Polecam każdemu :) Weny ! :) Czekam na next ♥

    OdpowiedzUsuń