Oto nadszedł wyczekiwany przez nas wszystkich 7 dzień czerwca, powszechniej znany jako dzień dodania nowego rozdziału po prawie dwumiesięcznej przerwie :) Brakowało mi Was strasznie, pierwsze tygodnie nie skupiałam się na nauce, aby wycisnąć z książek ostatnie możliwe ilości wiadomości, a na tym, o czym będzie kolejna notka. Nie wiem, czy mnie to zgubiło, ale nareszcie życie znów nabrało sensu i mogę cieszyć się tą odrobiną szczęścia, jaką daje mi pisanie dla Was tego opowiadania.
Na koniec garstka wiadomości.
Rozdział 24 pojawi się na blogu 21 czerwca, tradycyjnie w godzinach wieczornych. Notka będzie poświęcona drugoplanowej parze, czyli Severusowi i Rolandzie. Nie zniechęcajcie się, jeśli nie przepadacie za tą częścią opowiadania. W niej również nie zabraknie humoru i odrobiny dramaturgii ;)
Planuję dodać nową zakładkę na bloga, gdzie będziecie mogli zapoznać się z naszymi bohaterami również wizualnie i spojrzeć na nich z perspektywy autora, czyli mojej. Myślę, że w przyszłym tygodniu dowiecie się już, jak wygląda między innymi wścibski Kefler, Samantha pracująca z Zabinim i Malfoy'em oraz ulubieniec całego bloga, czyli Dulce ;)
Nie przynudzam już dłużej i zapraszam serdecznie na 23 rozdział, którego wszyscy nie możemy się doczekać :D
Wasza Realistka
P.S.: Dziękuję Wam wszystkim za cierpliwość i wytrwałość :)
* * * * *
Grudzień. Ostatni miesiąc roku. Zima, śnieg, święta, Sylwester i
oblewanie Nowego Roku. Dookoła dzieci jeżdżące na sankach, rzucające się
śnieżkami i lepiące bałwany ze śniegu. Nocą zamrożone i przystrojone najrozmaitszymi
wzorami malowanymi przez szron okna domów i mieszkań. Do tego zimno, wieje i pada. All inclusive… Z takimi myślami
Hermiona przedzierała się przez pozostałe zaspy śniegu, co chwilę lądując w
nowej lub wpadając w powstającą na ulicach Londynu chlapę. Uwielbiała zimę, nie
miała do tej pory roku żadnych zastrzeżeń, ale znacznie bardziej preferowała
grudzień ze śniegiem i mrozem, aniżeli deszczem ze śniegiem i gołoledzią. Na
potwierdzenie swoich słów, chcąc jak najszybciej przejść na drugą stronę ulicy
niespodziewanie poślizgnęła się na zamarzniętej kałuży, lądując prosto na
plecach. Jedyne, co panna Granger była w stanie w tym momencie zarejestrować to
potworny ból kręgosłupa, a najbardziej kości ogonowej. Ta część szkieletu
ludzkiego była tak samo użyteczna jak słuchawki głuchemu. Jedyne do czego
służyła człowiekowi był piekielny ból po upadku przez kolejne trzy dni. I
właśnie ten promieniujący ból, który zaczynał rozchodzić się po całym ciele
dominował w głowie kasztanowłosej, która zapomniała o całym świecie, nie
próbując nawet się podnieść. Nagle usłyszała nad sobą męski głos, który z
wielkim trudem do niej dochodził.
- Nic się pani nie stało? Może pomogę? – Hermiona rozejrzała się
dookoła na tyle, na ile pozwalała jej pozycja leżąca i dostrzegła nad sobą
nieznajomego mężczyznę, który patrzył na nią z góry z wyciągniętą ręką w jej
kierunku. Dziewczyna pokręciła przecząco głową, czując jak zaczyna się
czerwienić na twarzy. Nie interesował ją teraz ciemnowłosy facet, który chciał
jej pomóc, a jedynie fakt, że leży na środku ulicy i zrobiła z siebie totalne
pośmiewisko i zapewne pożywkę dla rozwścieczonych kierowców, którzy trąbili na
nią z każdej możliwej strony.
- Ja sobie poradzę. – Hermiona zdała sobie sprawę, że jej głos nie
brzmi zbyt pewnie, gdyż nieznajomy nadal miał wyciągniętą dłoń w jej kierunku i
wyraźnie czekał, aż ją chwyci i pozwoli sobie pomóc. W końcu zrezygnowana
złapała ją i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć stała obok jej pomocnika. Uśmiechnęła
się delikatnie w podziękowaniu, co nie uszło uwadze mężczyzny, który nie
spuszczał z jej twarzy wzroku.
- Dziękuję. – To było jedyne słowo, na które w tym momencie
kasztanowłosa była w stanie się zdobyć. Chwilę potem usłyszała przeraźliwy
dźwięk klaksonu samochodowego, jednak to również nie zadziałało na nieznajomego.
Wpatrywał się w jej oczy, a ona z każdą sekundą czuła się coraz bardziej
nieswojo.
- Te! Zakochańce pojebańce! Spieprzać z drogi! – Hermiona poczuła
jak nieznajomy ciągnie ją za rękaw płaszcza, a po chwili zorientowała się, że
stoi na chodniku z dala od tłumu rozwścieczonych kierowców. Chciała podziękować
również za to mężczyźnie, ale nie była w stanie wydobyć z siebie choćby szeptu.
W głowie wciąż jej się kręciło, a niezręczna sytuacja, w której według niej się
znaleźli nie pozwalała skupić myśli na niczym innym, jak na stojącym obok niej
osobnikowi.
- Tu jest znacznie lepiej. Nic się pani nie stało? Uderzyła pani
dość mocno o ziemię. – Kobieta zamrugała parę razy oczami, uświadamiając sobie,
że mężczyzna coś do niej mówi. Była jednak tak zaabsorbowana tym, że nieznajomy
jej się przygląda, że nie była w stanie sklecić strzępków jego wypowiedzi w
spójną i logiczną całość. I kolejny raz
dzisiejszego dnia zdała sobie sprawę, że wyszła na totalną idiotkę, czerwieniąc
się przy tym jak przysłowiowy burak.
- Ja… cóż… tak… właściwie to tak. Dziękuję i przepraszam za
kłopot. – Ależ z ciebie krasomówca.
Wewnętrzny głos w głowie Hermiony był dzisiaj wyjątkowo złośliwy i nawet teraz
nie odpuszczał, a kasztanowłosa miała ochotę zapaść się pod ziemię, gdy
nieznajomy roześmiał się cicho w odpowiedzi na jej słowa. Normalnie czułaby
gniew, ale teraz jedynie zażenowanie własną elokwencją dominowało w jej sferze
emocjonalnej.
- Żaden kłopot. Po prostu pomogłem pięknej kobiecie podnieść się z
ulicy. A tak w ogóle to się nie przedstawiłem. Ethan Turing, miło mi panią
poznać, pani…
- Granger. Hermiona Granger. Mnie miło również jest. – Składnia zdania na ocenę celującą. Szkoda,
że w systemie niemieckim. Wewnętrzny głos królujący w podświadomości dziewczyny
był wyjątkowo nieugięty i wprost pławił się w rozkoszy, jaką dawały mu uwagi
ociekające złośliwością. Hermiona coraz bardziej żałowała, że ludzie posiadają
coś takiego jak podświadomość, a najbardziej była wściekła na swoją własną,
gdyż nie dawała jej się na niczym skupić. Dostrzegła wyciągniętą dłoń mężczyzny
i bez większego zastanowienia delikatnie za nią chwyciła. Przeszło ją dziwne
ciepło w momencie zetknięcia ze skórą bruneta, chociaż jego dłoń była zimna jak
lód.
- Masz strasznie zimne ręce. – Ethan zaśmiał się krótko i schował
po chwili dłonie w kieszeniach kurtki. Hermiona nie mogła się nadziwić kolorem
jego oczu. Pierwszy raz spotyka kogoś, kto ma tak intensywnie brązowe tęczówki.
Dopiero po dłuższej chwili uświadomiła sobie, że wpatruje się w nie niczym
sroka w błyskotkę. Hermiono przestań.
Jeszcze ci mało robienia z siebie idiotki?
- Spieszyłem się do pracy i zapomniałem rękawiczek. – W tym samym
momencie mężczyzna spojrzał na zegarek i zmarszczył delikatnie brwi. Panna
Granger domyślała się, co zaraz nastąpi, ale jakaś drobna jej część nie była z
tego faktu zadowolona. W sumie nie bardzo wiedziała czemu. Ethan nie był jakoś
specjalnie przystojny, zamienili ze sobą może ze trzy słowa, a ona zachowuje
się, jakby co najmniej oberwała piorunem. To
normalny facet, Hermiono. Pomógł ci, podziękowałaś, a teraz idzie w tylko sobie
znanym kierunku. Przestań się patrzeć jakby ci zabrali lizaka! Ona przecież
również była umówiona, ale dziewczyny z pewnością wybaczyłyby jej spóźnienie.
- Pewnie musisz już iść. – Brunet spojrzał na stojącą przed nim
Hermionę i uśmiechnął się do niej przepraszająco.
- Niestety tak. Przepraszam Cię, chętnie bym zabrał Cię gdzieś na
kawę, ale obowiązki wzywają. Gonią mnie terminy, a mój szef jest obecnie na
urlopie i cała firma bez niego wariuje. – Panna Granger pokiwała głową na znak,
że rozumie i uśmiechnęła się promiennie do mężczyzny. Jednocześnie zaczęła się
głęboko zastanawiać, czy gdyby Ethan zaprosił ją jednak na kawę, to czy powinna
przyjąć jego zaproszenie, czy lepiej by było je odrzucić.
- Rozumiem. Dziękuję jeszcze raz za pomoc i do widzenia.
- Mam nadzieję, że nic ci się już dziś nie stanie. Cześć! –
Kasztanowłosa pomachała jeszcze oddalającemu się mężczyźnie i pognała w
kierunku zejścia do metra. Z niewiadomych przyczyn czuła, że palą ją policzki.
Miała nadzieję, że to tylko i wyłącznie przez to, że zrobiła z siebie kretynkę
przed naprawdę sympatycznym facetem. Bądź co bądź znaleźć takowego w
dzisiejszym świecie nie jest łatwo. W szczególności, że większość przedstawicieli
płci męskiej widzi w kobietach wielofunkcyjną maszynę, która będzie im
sprzątała, gotowała, prała skarpetki, a najlepiej, gdyby jeszcze posiadała
wyłączoną funkcję ,,boli mnie głowa” na wypadek, gdyby mieli ochotę postawić
namiot w nocy.
Gdy weszła do kawiarni zdziwił ją nieco widok Pansy i Ginny
siedzących przy stoliku, jednak najbardziej była zaskoczona tym, że rudowłosa
przyjaciółka prawie leżała na blacie stolika, a Pan głaskała ją po głowie
niczym matka. Podeszła do obu, ściągając w drodze płaszcz i usiadła obok nich
na wolnym krzesełku.
- Cześć. Coś się stało? – Czarnowłosa spojrzała na Hermionę i
pokręciła przecząco głową, co miało oznaczać, żeby dziewczyna nie drążyła
tematu. Kasztanowłosa przytaknęła głową i pozbyła się reszty swojego wierzchniego
odzienia w postaci szalika i czapki.
- Cześć. Nie, tak tutaj tylko sobie siedzimy. Dziś nie jest chyba
najlepszy dzień do pracy.
- To jest gówniany dzień, a moje życie to jedna, wielka czarna
kupa. – Ginny mówiła w blat stołu i nawet nie podniosła swojej głowy, aby
spojrzeć na przyjaciółki. Hermiona uniosła brwi ze zdziwienia, a Pansy patrzyła
na nią wzrokiem, który mówił: a nie mówiłam?
- Ginny już ci mówiłam, że wszystko się ułoży. Może on ma jakiś
problem po prostu?
- Taaa… Zapewne ma długie nogi, tlenione blond włosy, cyce jak
donice i uśmiech niczym z reklamy pasty do zębów. Ja już znam te ich męskie
problemy. – Panna Granger zerkała raz na Ginny, raz na Pansy i próbowała się
domyślić, dlaczego przyjaciółka ma takiego doła. Mówiła o mężczyźnie, więc
zapewne chodzi o Blaisa, ale co ma do tego jakaś blond włosa kobieta?
Postanowiła delikatnie zapytać o to Ginny, a jeśli nie wyjdzie, to wypyta o
wszystko Pansy, gdy zostaną same.
- Ginny, czy masz podstawy, aby twierdzić, że Blaise cię zdradza?
– Rudowłosa podniosła się gwałtownie z pozycji leżącej i wbiła swój
rozwścieczony wzrok w kasztanowłosą kobietę.
- Od dwóch tygodni wraca po nocach, nie odpisuje na esemesy i nie
odbiera moich telefonów, w szczególności wieczorem, a gdy już jest w domu to
cały czas trzyma telefon przy dupie i coś na nim pisze, albo wychodzi na
balkon, aby odebrać połączenie. Zamyka się w swojej pracowni na resztę godzin i
w ogóle ze mną nie rozmawia, nie mówiąc już o dotykaniu. Ostatni raz seks
uprawialiśmy dwa i pół tygodnia temu na wypadek, gdybyś miała mnie o to
zapytać. – W głosie Ginny wyraźnie było słychać wściekłość i rozgoryczenie. W
końcu każda kobieta to czuje, gdy dowiaduje się z pośrednich źródeł, że jest
zdradzana. Schemat wydawał się być oczywisty, ale Hermiony jakoś nie
przekonywał. Wewnętrzna kobieca intuicja jej mówiła, że Blaise nie byłby zdolny
do zrobienia swojej ukochanej takiego świństwa. Postanowiła interweniować, choć
wiedziała, że w tym stanie do przyjaciółki nie dotrze choćby najtrafniejsza
argumentacja.
- Uważam, że nie powinnaś ocieniać książki po okładce. Pansy ma
rację moim zdaniem. Blaise ma jakiś problem i nie chce cię nim zadręczać.
- Ale to znaczy, że mi nie ufa, a jeśli mi nie ufa, to jak mogę
wyjść za niego za mąż? Przecież o to chodzi w małżeństwie! O wzajemne wsparcie
i pomoc! – Hermiona westchnęła głośno i złapała przyjaciółkę za rękę. Ginny
jednak zmarszczyła jedynie nos i ponownie położyła się na stoliku, chowając
twarz między rękami. Kobiety wiedziały, że rudowłosa czuje się potwornie, ale
obie nie wiedziały, co mają z tym zrobić. Nie mogły pocieszać jej od tak i
obiecywać, że za kilka dni wszystko wróci do normy, bo jak nie wróci, to Ginny
będzie im to wypominać do końca życia.
- Na dodatek powiedział, że wyjeżdża pod koniec grudnia i ani
słowem nie wspomniał o tym, że zabiera mnie ze sobą. Zapewne ma zarezerwowane
miejsca dla siebie i dla tej jego nowej cizi. Pewnie! Po co trzymać stary,
wysłużony model, skoro można go zamienić na nowy, lepszy i nieużywany. – Pansy
wywróciła oczami i podniosła się z zajmowanego miejsca. Wskazała Hermionie
palcem zaplecze i odkaszlnęła nieznacznie, żeby upewnić się, że Ginny nadal ma
je obie w głębokim poważaniu.
- To ja może zrobię nam wszystkim po czekoladzie. Pomożesz mi
Hermiono?
- Jasne, już idę. – Kasztanowłosa wstała z krzesła i udała się na
zaplecze, które przed chwilą wskazywała jej czarnowłosa.
- Pewnie, utopmy smutki w filiżance czekolady. – Ginny podniosła
jedną rękę i unosząc kciuk do góry zaakceptowała pomysł Pansy, która kolejny
raz wywróciła swoimi oczami. Potrzebowała porozmawiać z Hermioną w cztery oczy,
a przy rudej się po prostu nie dało. Przynajmniej nie w stanie, w którym się
obecnie znajdowała. Gdy Pansy doszła na zaplecze od razu podeszła jak najbliżej
kasztanowłosej, aby Ginny nie słyszała ich rozmowy.
- Co jej jest?
- Podejrzewa, że Blaise ją zdradza. Ja twierdzę, że ma jakiś
problem ze zleceniem w pracy, bo nie wierzę, żeby miał kobietę na boku. On nie
jest do tego zdolny, a wiem to, bo trochę go znam. – Hermiona przytaknęła głową
i skrzyżowała ręce na piersiach. Popierała zdanie Pansy w stu procentach, ale
tak samo jak ona wiedziała, że do Ginny można dzisiaj mówić i mówić, a ona i
tak będzie widziała tylko swoją wersję wydarzeń i w nią uparcie będzie wierzyć.
- Ja twierdzę to samo, ale sama widzisz, że ona jest głucha na to,
co się do niej mówi.
- Nie mam pojęcia, co z nią zrobić. Jest taka od rana. Myślałam,
że jak ty przyjdziesz to się jej polepszy, ale w ogóle się na to nie zanosi. –
Pansy spojrzała w kierunku stolika, przy którym siedziała załamana przyjaciółka
i pokręciła z politowaniem głową. Hermionie było żal rudowłosej, ale na obecną
chwilę nie widziała żadnego wyjścia z sytuacji. Będą musiały przeczekać okres
depresyjny. Innej rady na to nie ma.
- Nie wiem już, co robić. Próbowałam wszystkiego, ale ona myśli
tylko o tym, żeby pozbawić Diabła narządów rozrodczych. – Nagle do głowy
kasztanowłosej wpadł niekonwencjonalny pomysł. Może trochę głupi i ryzykowny,
ale zawsze jakiś, a musiały coś zrobić, bo inaczej Ginny zafunduje Blaisowi
pogrzeb zamiast wesela.
- Trzeba dowiedzieć się u źródła i zapytać Zabiniego. – Pansy
rozszerzyła oczy ze zdziwienia i zamrugała nimi parę razy.
- Że co? I myślisz, że tak po prostu nam powie? To mężczyzna, oni
nigdy nie mówią o swoich problemach, nawet jeśli wyżerają im one wątrobę z
nerwów.
- Możliwe, ale może jak Blaise się dowie, że Ginny myśli, że ją
zdradza to przejrzy na oczy i powie nam o wszystkim. Bo przecież niemożliwe,
żeby miał kochankę. – Pansy musiała przyznać, że pomysł do najlepszych nie
należał, ale był jak najbardziej skuteczny. W końcu, czego nie robi się dla
przyjaciół?
- Zgoda, ale musimy to zrobić dzisiaj. Najlepiej teraz, bo nie
wytrzymam z nią do końca dnia. – Panna
Granger przytaknęła głową i obie kobiety wróciły do stolika, przy którym
zostawiły przyjaciółkę. Gdy Ginny usłyszała dźwięk odsuwanych krzeseł podniosła
głowę i spojrzała na Pansy i Hermionę, które zakładały na siebie płaszcze i
szaliki.
- A wy gdzie?
- Zapomniałam odebrać szkieł, w których będą stały wypieki na
wystawce. Pansy powiedziała, że mnie zawiezie, bo będzie tego dosyć sporo, a
nie chcę się z tym tłuc metrem. – Hermiona na poczekaniu zmyśliła w miarę
wiarygodne kłamstwo i oplotła się do końca zielonym szalikiem. W duchu błagała
Merlina, aby przyjaciółka jej uwierzyła
i nie drążyła więcej tematu.
- To pojadę z wami.
- Nie! – Pansy i Hermiona krzyknęły niemalże w tym samym momencie,
wprawiając Ginny w zakłopotanie. Rudowłosa skakała wzrokiem od jednej do
drugiej i szukała na ich twarzach cienia podstępu, ale niczego takiego nie
mogła się dopatrzyć. Usiadła więc z powrotem na krześle, ale coś jej mówiło, że
przyjaciółki mają zgoła inne plany, niż wypad po jakieś szklane pojemniczki na
ciastka.
- Dobra, nie wiem, czy chcę wiedzieć, o co chodzi, ale zostanę
tutaj i spróbuję umyć podłogi i meble, a przy okazji poużalam się jeszcze
trochę nad swoim marnym losem.
- Praca dobrze ci zrobi, Ginny. Wracamy za godzinę. Tylko nie
powieś się na frędzlach od mopa, dobrze? – Ruda wywróciła jedynie oczami i
pomachała przyjaciółkom, gdy te znalazły się już poza kawiarnią. Pansy i
Hermiona odetchnęły z ulgą, gdy wyszły na zewnątrz. Nie chciały, aby
przyjaciółka zadawała niewygodne pytania i było im wyjątkowo na rękę, że
zrezygnowała z wypytywania ich o wszelkie szczegóły. Wsiadły czym prędzej do
samochodu i ruszyły główna ulicą w kierunku budynku, gdzie pracował Blaise.
- Mało brakowało.
- Mało? Dziewczyno, ja się w przeciągu tych dziesięciu sekund
spociłam jak dzika świnia! – Pansy wrzuciła wyższy bieg i wyjechała z New
Cawendish Street. Hermiona w tym czasie zapinała pasy i głęboko myślała nad
tym, co powiedzą Zabiniemu, gdy znajdą się u niego w biurze.
- Dokąd tak właściwie jedziemy?
- Do United Architect. – Na dźwięk firmy, do której zmierzały
kasztanowłosa czuła jak sztywnieją jej wszystkie mięśnie, a krew odchodzi z
twarzy. To musiał być jakiś koszmar.
- Powiedz, że się przesłyszałam. Na pewno powiedziałaś United
Architect?
- Miona ja wiem, że tam pracuje również Draco, a ostatnią rzeczą,
na jaką masz ochotę jest spotkanie z nim, ale zrozum, że to jedyne wyjście.
Przy dobrych lotach Draco nawet nie zorientuje się, że byłyśmy. – Hermiona
wywróciła oczami i skrzyżowała ręce na piersiach. Szczerze wątpiła w słowa
przyjaciółki, gdyż ona miała ten typ szczęścia, które nie zawsze było dobre i
częściej przysparzało jej samych kłopotów. Czuła, że ta wizyta nie zakończy się
pomyślnie, a przynajmniej nie dla niej. Dwa tygodnie nie widziała Malfoy’a od
tego feralnego wydarzenia w jego mieszkaniu. Nie miała ochoty widzieć
człowieka, który chciał ją zaciągnąć do łóżka z wdzięczności za pomoc w opiece
nad psem. Przynajmniej przez ten czas nie spotkała go ani razu i nie musiała
wracać do tamtego wieczoru. Malfoy zapewne pławił się w rozkoszy z faktu, iż
doprowadził ją do takiego stanu. Nim Hermiona zdążyła na dobre zagłębić się w
uczucia, które towarzyszyły mężczyźnie z radości z upokorzenia jej, Pansy
parkowała pod dużym i oszklonym budynkiem, a ona czuła jak zawartość żołądka
podchodzi jej do gardła.
* * * * *
Pierwszy dzień grudnia nie
zapowiadał się zbyt obiecująco. Przynajmniej nie dla Dracona Malfoy’a.
Spadkobierca fortuny Malfoy’ów siedział już jakieś dobre pół godziny na łóżku,
wpatrując się z uporem maniaka w panele podłogowe. Nie przeszkadzało mu, że
Dulce ciągnie go za nogawkę spodni. Nawet było to przyjemne. Maluch próbował
ruszyć go miejsca ze wszystkich sił, ale on nie garnął się do tego za bardzo.
Przeszkadzał mu dość istotny fakt, że już dobry miesiąc nie był w United
Architect, a doktor Spinner umówił go na kolejną wizytę i nie zanosiło się na
to, aby jeszcze w tym roku miał pojawić się w biurze. A musiał! Jeszcze kilka
dni, a zwariuje i pojedzie do firmy, nie zważając na zalecenia lekarza. Jeszcze
ta cholerna Granger… Ledwo udało mu się o wszystkim zapomnieć, a ona znów
musiała mu się wpakować do głowy. I tak było codziennie. Od felernego spotkania
minęły dobre dwa tygodnie, a ona dzień w dzień pojawiała mu się przed oczami i
nie mógł nic zrobić, aby pozbyć jej się z myśli. Najgorsze, że nie przypominał
sobie o niej, gdy nic nie robił. To były najzwyklejsze czynności, jak
wyprowadzanie Dulce na spacer, czy też czytanie książki. Wtedy wszystko czym
się zajmował nie miało żadnego znaczenia. Jego myśli kręciły się tylko i
wyłącznie wokół Granger, a on sam czuł, że popada w coraz większą paranoję.
Z letargu wyrwał go dopiero dzwonek
do drzwi. Podniósł gwałtownie głowę, ale w pokoju ujrzał jedynie Dulce, który
zajęty był gonieniem własnego ogona. Może mu się po prostu przewidziało? Kiedy
człowiek jest zamyślony często mu się wydaje, że słyszy i widzi różne rzeczy.
Jednak wątpliwości Dracona zostały szybko rozwiane przez kolejny dźwięk
dzwonka. Nieco dłuższy niż ten poprzedni, a to oznaczało przybycie tylko
jednego gościa. Draco podniósł się niechętnie z łóżka i ospałym krokiem wyszedł
z sypialni. Nie miał ochoty na żadne odwiedziny, a już tym bardziej nie miał
ochoty na kolejną jałową rozmowę ze swoim ojcem. Kwiaty, łopaty, rabaty… typowy stary. Mężczyzna doczłapał się w
końcu do drzwi i otworzył je bardzo niechętnie, przywdziewając na usta w miarę
możliwości serdeczny uśmiech. Lucjusz nie wyglądał na ucieszonego, a wręcz
przeciwnie. Przypominał Draconowi rozwścieczonego smoka, który szykował się do
pożarcia swojej ofiary i biada temu, kto ośmieli się stanąć mu na drodze.
Malfoy senior wszedł do mieszkania swojego syna niczym burza nie czekając na
żadne zaproszenie. Jego czarna peleryna łopotała za nim, wydając dość
niezidentyfikowane odgłosy, aż po chwili ucichła, gdyż jej właściciel rozsiadł
się wygodnie na sofie w pokoju gościnnym. Draco z duszą na ramieniu kroczył za
swoim ojcem, a gdy znalazł się w salonie oparł się o najbliższą ścianę,
krzyżując ręce na klatce piersiowej. Panowie nie odzywali się do siebie przez
dłuższy czas, aż w końcu Lucjusz zdecydował się zabrać głos. Przyszedł do
swojego syna, o dziwo!, nie w celu skarcenia go, jak to miał w zwyczaju, ale
prosić o radę, od której zależało tak naprawdę jego życie. No może nie życie,
ale kariera w ogrodnictwie bez wątpienia wisiała na włosku.
- Synu wiesz jak bardzo cię kocham i
szanuję. – Oczy młodego Malfoy’a omal nie wyleciały z orbit. Jeśli jego ojciec
zaczyna rozmowę od takich słów to znaczy, że chce zbudować zaufanie, a jeśli chce
zbudować zaufanie, to znaczy, że ma do niego jakąś idiotyczną sprawę. Draco
modlił się w duchu, żeby nie wiązała się ona z ogrodem. Błagał wszystkie
bóstwa, jakie tylko znał, żeby problem ojca dotyczył na przykład wyboru miejsca
na kolację z matką.
- Dlatego musisz mi pomóc i musisz…
Co? To? Jest? – Wzrok Lucjusza przeniósł się z Dracona na coś, co znajdowało
się zapewne za nim. Młody Malfoy rozejrzał się wokół siebie i dostrzegł u
swojej nogi Dulce drapiącego się za uchem tylną łapą. Spojrzał na ojca, który
obserwował psa i zapewne nie miał bladego pojęcia, skąd zwierzę wzięło się w
domu jego syna.
- To? To Dulce. – Draco
odpowiedział, jakby fakt posiadania psa w domu był oczywistą oczywistością.
Podniósł przy tym malucha, który nieco urósł od znalezienia go i pogłaskał go
po łbie. Dulce zamknął oczy i wystawił język, dysząc przy tym i wyciągając
głowę w kierunku dłonie swojego pana. Uwielbiał takie pieszczoty z jego strony.
Lucjusz natomiast odstawił swoją laskę obok sofy i przyglądał się poczynaniom
syna.
- Pies u ciebie w domu? Czy masz
świadomość, że zwierzę to ogromna odpowiedzialność? Trzeba… - Draco jednak nie
dał ojcu dokończyć swojego wywodu, wchodząc mu w zdanie i jednocześnie
odstawiając Dulce na podłogę. Pies od razu podbiegł w kierunku Lucjusza i
usiadł obok jego nóg, wlepiając swojego brązowe ślepia w nowo-przybyłego gościa.
- Tak, tak. Trzeba go karmić,
wyprowadzać na spacer, kąpać, zajmować się nim, pilnować wizyt u weterynarza i
tym podobne rzeczy. Jak na razie idzie mi dobrze, nie wygląda na zagłodzonego,
brudnego i umierającego od jakiejś choroby.
- Zadziwiasz mnie mój synu. Za
każdym razem, gdy do ciebie przychodzę spotyka mnie jakaś niespodzianka. Co
następnym razem? Może doczekam się wnuka? – Młody Malfoy wywrócił jedynie
oczami, ale nie skomentował wypowiedzi ojca. Lucjusz jednak nie wyglądał na
niezadowolonego. Wziął Dulce na ręce i posadził na swoich kolanach. Maluch
zaszczekał głośno i polizał starszego mężczyznę po otwartej dłoni. Podobało mu
się, że znajduje się w centrum uwagi.
- Choć na dobrą sprawę to już go
mam. Mała włochata dzidzia. – Lucjusz podrapał Dulce za uchem, a zwierzak po
chwili przewrócił się na grzbiet, żeby ułatwić gościowi dostęp do swojego
brzucha. Malfoy senior uśmiechnął się szeroko i zaczął drapać psa w jego
ulubionym miejscu. Draco natomiast przyglądał się zaciekawiony rozgrywającej
się scenie. Było mu akurat bardzo na rękę, że Dulce przyszedł do salonu, gdyż
dzięki niemu ojciec najwyraźniej kompletnie zapomniał, po co do niego
przyszedł.
- Mój syn ma pierwszego syna. Jak
matka się o tym dowie, to nie da ci spokoju i będzie ciągle tu przychodzić.
- Więc na razie jej o tym nie mów.
Mogę cię o to prosić?
- Prośba! Właśnie! – Draco miał
ochotę uderzyć się czymś ciężkim w głowę. Że też takie błahe słowo musiało
przypomnieć jego ojcu o celu dzisiejszej wizyty. – Draconie, ponieważ jest
grudzień, a do maja zostało pięć miesięcy chciałbym cię prosić o
zaprojektowanie altany ogrodowej za naszym domem.
- Po co?
- Altana będzie zwieńczeniem mej
ciężkiej pracy i potu wylanego w utrzymanie ogrodu. Będzie idealnie
harmonizować z całą przyrodą wokół Malfoy Manor.
- Przyznaj się, że chcesz dokopać
staremu Nottowi w nadchodzącym konkursie na najlepszy ogród, a ta cała altana
ma go tylko pogrążyć. – Lucjusz uśmiechnął
się złośliwie w odpowiedzi. Natomiast Draco pokręcił z politowaniem głową i
pomasował się po czole. Ojciec znany był z dziwnych, żeby nie powiedzieć
irracjonalnych pomysłów, ale jeśli chodzi o ogród jego pomysłowość zakrawała
często o absurd. Jak choćby jego początkowy wymysł o wodospadzie. Nie to, że
nie podobała mu się ta idea. Ludzie często stawiają różne rzeczy w swoich
ogródkach. Ale na brodę Merlina, jak jego ojciec wyobrażał sobie postawienie
trzykilometrowego wodospadu na tyłach Malfoy Manor? Altana przy tym to był
niegroźny pikuś, ale Draco przeczuwał, że ojciec i tak ma co do niej jakieś
ukryte intencje.
- Nottowi udało się raz, a ja więcej
do tego nie dopuszczę! Złota konewka należy się tylko i wyłącznie mnie!
- Przecież masz już dwie, po co ci
następne?
- Bo ta jedna rąbnięta przez Notta
to kolejnych dziesięć zwycięstw dla mnie. Nie popuszczę! – Młody Malfoy szukał
wsparcia w oczach Dulce, jednak pies był bardziej zajęty wylegiwaniem się na
kolanach jego ojca i przyjmowaniem kolejnych pieszczot z jego strony. Nawet mój własny pies ma mnie głęboko w
poważaniu. Kątem oka Draco spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku. Miał
niecałe dwadzieścia minut do spotkania z doktorem Spinnerem, więc ma jakieś
pięć minut, aby pozbyć się ojca z domu. Szkopuł tkwił jednak w tym, że Malfoy
senior nie odpuści tak szybko tematu ogrodu, a jeśli Draco się nie zgodzi na
jego szaloną altankę, to może zapomnieć o dzisiejszej wizycie lekarskiej.
- Zgódź się Draco. Z twoim projektem
wygraną mam w kieszeni.
- Ojciec puknij ty się w łeb. Ile
razy mam ci powtarzać, że nie jestem architektem krajobrazu? Altanki, place
zabaw, ogródki czy parki to nie moja branża.
- Ale murowane altanki już tak. –
Lucjusz uśmiechał się tryumfalnie w stronę swojego syna, a Draco miał ochotę zrobić
mu jakąś krzywdę. Czuł w kościach, że ten pomysł ma jakieś drugie dno, i że nie
dane mu będzie wywinąć się z niego tak szybko.
- A co ma mur do altanki?
- Będzie murowana z elementami
drewnianymi. Liczyłem na jakieś trzydzieści metrów kwadratowych. Do tego
rozsuwany dach i poddasze, skąd będzie można oglądać gwiazdy w nocy. Całość
porośnięta artystycznie pnącym bluszczem, który będzie tworzył malowniczą
scenerię. Co ty na to? – Młody Malfoy trawił otrzymywane informacje i załamywał
coraz bardziej ręce z bezradności. Wyglądało na to, że Lucjusz ma już wszystko
zaplanowane, ale jago koncept w ogóle nie uwzględniał odmowy Dracona.
- To już lepiej postaw szklarnię.
- Ty wiesz, że to nie głupi pomysł?
– Draco klepnął się głośno w czoło i kolejny raz pokręcił z dezaprobatą głową.
Dał się wciągnąć w tę chorą rozmowę z ojcem, a na domiar złego podał mu jeszcze
gorszy pomysł. Nie miał pojęcia, jak się z tego bagna wywinąć.
- Owszem głupi. Tato dziś nie
jest dobry dzień na tę rozmowę. Idź do
domu, przemyśl sobie to wszystko jeszcze raz na spokojnie, zapytaj mamy, co o
tym sądzi i przyjdź do mnie za jakiś czas.
- Synu, za jakiś czas to będą
święta, potem coroczny bankiet twojej matki, a za chwilę przyjdzie nowy rok.
Proszę cię tylko o drobną przysługę. Nie zajmie ci to wiele czasu przecież.
- Bankiet? Jaki… o kurwa…
- Uważaj na słowa synku w mojej
obecności. – Draco był wściekły. Nie na ojca, ale na samego siebie. Jego matka
co roku wyprawiała huczny bankiet z okazji nowego roku, a on, że był jej synem
musiał na nim być. Zazwyczaj przychodził na kilka godzin, napił się szampana,
wzniósł toast, przeczekał do dwunastej w nocy i zmywał się z jakąś panną u boku
lub nie. W tym roku sprawa nie zapowiadała się zbyt dobrze. Kefler wisiał nad nim
niczym miecz Damoklesa i chciał się z nim spotkać pod koniec roku. Dla Dracona
było jasne, czemu biznesmen wybrał akurat tę porę. Nie zamierzał dać jednak za
wygraną, jednak coroczne przyjęcie jego matki komplikowało jego plany. A jeśli
nie pojawi się na bankiecie to matka nie wybaczy mu tego przez dobrych kilka
lat. Oj tak, pierwszy dzień grudnia nie był z pewnością ulubionym dniem
Dracona.
- Chyba nie zapomniałeś o corocznym
przyjęciu twojej matki?
- Nie! Oczywiście, że nie. Ja po
prostu… - Młody Malfoy już miał zamiar tłumaczyć się, gdy spojrzał na zegarek i
dostrzegł na nim 10.50. Za dziesięć minut ma być u doktora Spinnera, a on nie
zdążył pozbyć się ojca, nie jest ubrany, a podjazd zapewne jest zasypany po
kolana śniegiem. Mokrym warto dodać, gdyż od rana pada deszcz ze śniegiem. – Ojciec mam dziś mało czasu. Szczególnie
teraz. Zrobię ci tą altankę, szklarnię czy co tam sobie wymyślisz jeszcze tylko
błagam, idź już do domu, bo ja zaraz muszę ze swojego wyjść.
- Widzę, że rodzice zawsze mile widziani.
Mam nadzieję, że nie wyganiasz mnie tylko dlatego, że umówiłeś się z jakąś
niewiastą na małe randez vous? – Lucjusz odstawił leżącego na nim Dulce na
podłogę, zabrał swoją laskę i zaczął kierować się w stronę drzwi wyjściowych.
Draconowi spadł kamień z serca, że chociaż ta jedna rzecz idzie po jego myśli i
stary nie upiera się, aby został w domu.
- Niestety kobiety ostatnio mi nie w
głowie. Będziesz miał ten swój projekt jeszcze przed końcem roku. Masz moje
słowo.
- Chwilunia. Od kiedy kobiety ci nie
w głowie? Jesteś chory? Masz gorączkę, czy nabawiłeś się choroby wenerycznej?
- Do widzenia tato!
- Ale Dr… - Niestety Draco zdążył
już zamknąć swojemu ojcu drzwi przed nosem, a teraz pędził prosto do garderoby,
aby ubrać się w cokolwiek i zdążyć do doktora Spinnera na wizytę. Padło na
zwykłe ciemne dżinsy i granatowy sweter. Nie w głowie mu było szukanie jakiegoś
innego zestawu kolorystycznego. Wypadł z pokoju niczym tajfun i wpadł prosto do
garażu, gdzie stał zaparkowany jego samochód. Modlił się tylko, aby śniegu nie
było zbyt wiele, i żeby się nie zakopał. Ku jego szczęściu wyjechał bez
większych problemów i miał nadzieję, że Londyn oszczędzi mu o tej porze korków.
Draco wszedł, a raczej wpadł cały zdyszany do
gabinetu lekarza. Udało mu się dotrzeć w ostatnim niemalże momencie. Nie miał
najmniejszej ochoty tutaj być. Nie lubił tego miejsca i nie krył się też z tym.
O wiele bardziej odpowiadało mu siedzenie w domu i skupianie się na błachych rzeczach, jak na przykład pranie, sprzątanie czy gotowanie. Przynajmniej wtedy
nie myślał o biurze i o goniącym ich terminie. Łudził się jednak, że dzisiejsza
wizyta przyniesie jakieś małe korzyści i lekarz pozwoli mu wrócić do pracy
chociaż na jeden tydzień. Doktor Spinner nie zmienił się w ogóle od ostatniej
wizyty. Nadal przypominał Draconowi poczciwego staruszka, który za wszelką cenę
chce go uziemić na stałe w domu. Uśmiechnął się do niego od niechcenia i usiadł
na krześle na przeciwko doktora, który już zdążył otworzyć swój
charakterystyczny czerwony kajet i zanotować w nim parę rzeczy. Draco nie
spieszył się za bardzo i nawet było mu mocno na rękę, że doktor nie zwraca na
niego uwagi. Nie miał dziś ochoty na rozmowę z kimkolwiek, a już na pewno nie
chciał rozmawiać o swoim samopoczuciu i o tym, że zaczyna wariować bez pracy.
Po dłuższej chwili doktor Spinner odłożył długopis i spojrzał zza okularów na
siedzącego przed nim Dracona.
- Proszę mi wybaczyć, panie Malfoy.
Musiałem napisać szybką listę zakupów, gdyż po pracy muszę udać się do sklepu.
- Blondyn próbował nie patrzeć się na doktora wzrokiem typu: serio? Wydawało mu
się, że jest to notatnik służbowy, a tymczasem służy on również za podręczną
listę zakupów i zapewne Merlin wie jeszcze czego. Draco pomasował się po czole
i westchnął głęboko. Miał nadzieję, że dziś obejdzie się bez dziwnych zadań ze
spinaczem i krępujących pytań, ale znając doktora Roba nie mógł mieć
stuprocentowej pewności.
- Czy coś się stało, panie Malfoy?
Nie wygląda pan najlepiej.
- I tak też się czuję. - Starszy
mężczyzna uśmiechnął się w odpowiedzi i złożył dłonie jak do modlitwy,
opierając na nich podbródek. Draco natomiast czuł, jak z każdą kolejną sekundą
głowa zaczyna go boleć coraz bardziej.
- Znajdźmy zatem tego przyczynę.
Niskie ciśnienie? Libacja alkoholowa wczorajszego wieczoru, przeziębienie, a może jakiś inny powód? -
Blondyn z wielkim trudem skupił się na słowach doktora. Tak na prawdę chciał je
wpuścić jednym uchem, a drugim wypuścić, ale jak na złość zostawały mu w głowie
na dłużej, która pulsowała coraz mocniej od nadmiaru informacji. Nie uszło to
uwadze doktora, który uśmiechnął się jeszcze szerzej i wyciągnął jakiś szklany
pojemnik z szuflady w biurku, a następnie postawił go przed Draconem.
- Co to?
- Tabletki na ból głowy. Mogą się
panu dzisiaj przydać. - Mężczyzna spojrzał na buteleczkę, a następnie na
doktora. Nie wyglądał mu na seryjnego mordercę, więc postanowił zażyć jedną
pastylkę. Ostrożnie otworzył pojemniczek i wyciągnął jedną tabletkę. Była
okrągła, mała i biała. Nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek brał coś
podobnego. Mimo wszystko włożył pastylkę do ust, a po chwili poczuł mocny smak
mięty.
- Mam nadzieję, że jest już panu
trochę lepiej, a teraz przejdźmy do rzeczy. Ma pan jakieś plany na święta
bożego narodzenia, albo na sylwestra? Plany na nowy rok również mile widziane.
- Nie wiem. - Draco był zaskoczony
pytaniem doktora. Spodziewał się, że jak ostatnio będzie chciał wiedzieć, jak
sobie radzi bez pracy, czym się zajął i tym podobne rzeczy. On tymczasem pyta
go o jego plany na przerwę zimową. Czy ten facet w ogóle posiada jakiekolwiek
uprawnienia lekarskie?
- Mamy pierwszy grudnia. Nie
zastanawiał się pan nad tym?
- Że mamy pierwszy grudnia? Jakoś
nie bardzo. Dzień jak każdy inny. Nie wiem, co jest w nim wyjątkowego. -
Dopiero po chwili dotarł do niego sens pytania doktora, gdy ujrzał jego twarz
wykrzywioną w szerokim uśmiechu, a na policzkach i wokół oczu pojawiły się
liczne zmarszczki. Zapewne często się uśmiecha - przebiegło przez myśli
Dracona.
- Przepraszam doktorze. Jakoś ciężko
mi się dzisiaj skupić.
- To już zdążyłem zauważyć.
Zakochani młodzi ludzie są jak knury, patrzą tylko przed siebie.
- Że co?
- Takie japońskie przysłowie. No
więc, jak plany na bieżący miesiąc? Może narty w górach?
- Jeszcze się nad tym nie
zastanawiałem. Nie mam jakoś ochoty na żadne wyjazdy.
- Na żadne? Chce pan zatem zostać w
zasypanym śniegiem Londynie. Dobrze rozumiem? – Draco przytaknął głową, a
doktor Rob zaśmiał się krótko i zapisał jego odpowiedź w zeszycie. Czasem
blondyna denerwowało zachowanie specjalisty. O ile doktora Spinnera można było
nazywać specjalistą. Jak na razie zadawał mu idiotyczne pytania w trakcie wizyt
i kazał wykonywać równie głupie zadania.
- Ja z małżonką w tym roku wybieramy
się do Aspen. Żona uwielbia tamtejsze stoki. Mnie ich powietrze dobrze robi na
płuca, więc nie narzekam. Ale młodzi ludzie patrzą innymi kryteriami.
Dzisiejsza młodzież chce tylko napchać się jedzeniem i uprawiać miłość.
- Co?
- No niech pan nie mówi, że nie
uprawia z partnerką seksu. W pańskim przypadku uznałbym to za bardzo poważny
objaw jakiejś choroby.
- Jaką partnerką? – Doktor Spinner
spojrzał na Dracona zza okularów i uśmiechnął się delikatnie, ,,mrugając” przy
tym do niego brwiami. Blondynowi coraz mniej podobała się dzisiejsza wizyta i
chciał stąd jak najszybciej zwiać. Może
on ma po prostu akurat okres godowy? Przecież ma żonę, nic mi nie zrobi. Siedź
spokojnie i nie wykonuj gwałtownych ruchów.
- Widzę, że w tej sprawie stawia pan
ambitnie na atak. To dobrze. Ja w pańskim wieku też lubiłam mieć dużo gąsek w
zagrodzie. - Staruszek poprawił okulary na nosie, a w tym samym momencie
zadzwonił telefon komórkowy Dracona. Blondyn dziękował wszystkim bóstwom, że
ktokolwiek do niego dzwonił wybawił go z krępującej sytuacji. Wyciągnął komórkę
z kieszeni spodni i ujrzał na wyświetlaczu numer Blaise'a. Odrzucił połączenie
i wyciszył telefon, a następnie wsadził go z powrotem do kieszeni.
- Mógł pan odebrać. Mnie to zupełnie
nie przeszkadza, a pańska partnerka zapewne martwi się o pana.
- Że kto? - Draco spojrzał ze
zdziwieniem na lekarza, czekając w między czasie na odebranie przez Diabła
połączenia. Doktor wyciągnął się w swoim fotelu i wbił wzrok w sufit. Malfoy
wolał nie zagłębiać się w sens wcześniejszych słów i skupił się na sygnale
połączenia w telefonie. Po jakiś trzech czy czterech usłyszał głos Zabiniego.
- Przyjeżdżaj. Nie jest dobrze.
Kefler tu jedzie i chce się z tobą spotkać.
- Powiedz mu, że nie mogę. Zajmij
się nim.
- Tyle, że to nie jest takie proste.
On chce się widzieć tylko z tobą i z inspektorem budowlanym, który będzie
obecny na budowie. - Draco czuł jak krew odchodzi mu z twarzy. Inspektor
budowlany, czyli największa szuja jaka może się kręcić po placu budowy i wtykać
nos w projekty. To właśnie przez inspektorów prace wydłużają się o kolejne
miesiące, bo zawsze mają coś do powiedzenia. A on zapomniał! Zapomniał wysłać
wszystkie projekty do zatwierdzenia i nawet nie ma żadnego inspektora na
stanie, który mógłby zatwierdzić wstępne szkice, nie widząc ich dokładnie na
oczy.
- Halo? Smoku jesteś tam? - Głos
Diabła dochodził do Malfoy'a jak przez wodę. Myślami był już w biurze i szukał
szybkiego rozwiązania z tragicznej wręcz sytuacji, w której się znaleźli. Kątem
oka spojrzał na doktora Spinnera, który uśmiechał się do niego życzliwie i machał
ręką, aby sobie nie przeszkadzał. Draco postanowił grać na zwłokę. Im więcej
czasu wygospodaruje tym większe szanse, że Kefler nie wycofa swoich udziałów z
inwestycji, a on znajdzie inspektora budowlanego, który zaryzykuje i zatwierdzi
mu wszystkie projekty.
- Ile mamy czasu?
- Wstępnie jakieś czterdzieści pięć
minut. Nie wiem czy nie mniej. Dopiero wyszedł z lotniska.
- Cholera jasna. Postaraj się go
zatrzymać na co najmniej godzinę. Postaram się coś wymyślić.
- Ale przyjedz... - Niestety Draco zdążył
już się rozłączyć i zaczął zbierać się pospiesznie do wyjścia. Doktor Spinner
przyglądał się jego poczynaniom i nie próbował nawet ukryć szerokiego uśmiechu
na swojej starczej twarzy.
- Przepraszam panie doktorze. Ja
muszę jechać, sprawa niecierpiąca zwłoki. Jeśli za chwilę mnie tam nie będzie
mogę się już więcej nie pokazywać na oczy ludziom.
- Zatrzymać dziecko w łonie matki na
godzinę nie jest łatwo, ale wiem, co pan przeżywa. Moja małżonka również by
mnie uśmierciła, gdybym nie był przy narodzinach naszego syna. Swoją drogą nic
pan nie mówił, że spodziewa się z partnerką dziecka. Moje najszczersze
gratulacje. - Z każdym kolejnym słowem zdziwienie na twarzy Dracona pogłębiało
się. Nic nie rozumiał z tego, co mówił do niego starszy mężczyzna. Jaka partnerka?
Jakie dziecko? Jaka ciąża? Przecież on nie ma żony, więc skąd te dziwne
insynuacje?
- Co? Nie! To nie to! Firma mi się
wali i muszę tam być za pięć minut.
- Firma? Cóż, to zmienia postać
rzeczy. - W oka mgnieniu ton głosu lekarza zmienił się nie do poznania. Tak
samo jak wyraz twarzy. Doktor Rob z uśmiechniętego i radosnego staruszka
zmienił się w chłodnego i urzędowego pracownika izby lekarskiej. Podniósł się
ze swojego fotela i uścisnął dłoń Dracona, jednak nie było to tym razem
przyjemne doświadczenie. Następnie otworzył swój czerwony notes i przewrócił w
nim parę kartek.
- Następna wizyta za trzy tygodnie,
panie Malfoy. Do widzenia. - Blondyn aż podskoczył, gdy mężczyzna przybił głośno
pieczątkę w kajecie. Nie przypominał sobie, żeby robił to wcześniej. Widząc
jednak stan doktora uznał, że chyba mu się naraził rozmową o pracę, a już na
pewno tym, że przerwał wizytę, bo musi jechać do biura. Wybąkał jeszcze ciche i
niepewne "do widzenia", a następnie wyszedł z gabinetu i puścił się
biegiem prosto do samochodu. Ma niecałą godzinę, aby załatwić inspektora i zbyć
Keflera. Jeśli plan chociaż w połowie się powiedzie będzie mógł nazywać siebie
szefem doskonałym.
* * * * *
Pansy i Hermiona stały w windzie nie odzywając się do siebie ani
słowem. Zarówno dla jednej jak i dla drugiej sprawa nie była zbyt przyjemna.
Nic i nikt nie dawał im prawa, aby wchodzić w życie prywatne ich przyjaciół.
Obie były tego w pełni świadome, ale wiedziały również, że jeśli nie załatwią
tej sprawy osobiście, to Ginny prędzej czy później odejdzie od Blaisa, a na to
pozwolić nie mogły. Hermiona jednocześnie zmagała się z własnym problemem,
którym był Malfoy, zapewne obecny w firmie. W duchu miała głęboką nadzieję, że
życie tym razem oszczędzi jej tej przykrości i nie spotka go, a najlepiej by
było, gdyby on w ogóle się nie dowiedział, że była w tym budynku. Ich ostatnie
spotkanie nie należało do w pełni udanych i w gruncie rzeczy kobieta nie
chciała mieć ponownego kontaktu z mężczyzną. Oczywiście, że ciekawość o Dulce
wprost zżerała ją od środka, ale miała w sobie na tyle godności, żeby nie
kontaktować się z Malfoy’em i wolała żyć w przeświadczeniu, że zwierzak
otrzymuje należytą opiekę. Jednak przeczuwała, że nie chodzi tylko i wyłącznie
o psa. Bardziej zaabsorbowało ją zachowanie mężczyzny, który do tej pory daleki
był od prowadzenia z nią konwersacji typowej dla normalnych ludzi. Zazwyczaj
wystarczyła wymiana prymitywnych inwektyw, ale tamtego razu ona naprawdę dała
się wciągnąć w rozmowę z Malfoy’em i musiała przyznać, że nie jest tak
odpychający jakie stwarza wrażenie. Na wspomnienie o przytuleniu przez blondyna
Hermiona poczuła jak na jej policzki wypływają dwa rumieńce. Odwróciła
delikatnie głowę, aby Pansy tego nie widziała. Miała szczęście, że czarnowłosa
opierała się o ścianę windy z zamkniętymi oczami. Inaczej kolejny raz musiałaby
się jej spowiadać. Kasztanowłosa czuła niepomierną ulgę, a zarazem złość na
samą siebie, że tak reaguje na zwyczajne wspomnienie o dotyku ciała Malfoy’a.
Owszem, jest bardzo przystojnym mężczyzną i z pewnością niejeden zazdrości mu
sylwetki, a kobiety wprost obmacują go wzrokiem, ale nadal pozostaje zakochanym
w sobie po uczy narcyzem z przerośniętym ego i widzącym jedynie czubek własnego
nosa. Jednak myśl, że to właśnie Malfoy chciał ją pocałować wywróciła jej cały
światopogląd o nim do góry nogami. Twardo wierzyła w to, że chciał ją
najzwyczajniej w świecie wykorzystać. W końcu jaki inny cel mógłby mieć w
stosunku do niej Malfoy? Wsparcie? Pocieszenie? Nie, to do niego po prostu nie
pasowało. Upokorzenie i drwina już bardziej, jeśli nie na pewno. Wolała
obstawać przy swojej wersji zdarzeń, niż łudzić się bardziej prawdopodobną
otrzymaną przez Pansy.
Winda zatrzymała się i dało się w niej słyszeć dźwięk dzwoneczka
oznaczający dotarcie na wybrane piętro. W tym samym momencie Pansy otworzyła
oczy i obie wysiadły z windy, aby ociężałym krokiem udać się w kierunku biura
Blaisa. Na piętrze panował zgiełk i totalny chaos. Co chwilę z drzwi umieszczonych
po jednej i drugiej stronie korytarza wybiegał ktoś z naręczem papierów i
wbiegał do innego pokoju, nie zaszczycając ich choćby najmniejszym spojrzeniem.
Hermionie to pasowało, a najbardziej odpowiadało jej to, że jest w miarę daleko
od Malfoy’a, którego biuro znajdowało się na samej górze budynku. Pansy
tymczasem szła pewnie przed siebie, omijając zgrabnie kręcących się
pracowników, a gdy dotarła do interesujących ją drzwi weszła przez nie do
pomieszczenia, które zapewne było biurem Zabiniego. Jego gospodarz stał przy
obszernym blacie kreślarskim z ołówkiem w jednej ręce, a w drugiej trzymał
puszkę Redbulla. Swoją drogą było ich już całkiem sporo w pomieszczeniu. Pansy
podeszła do niego i klepnęła go w ramię. Mężczyzna ocknął się z letargu i
niemal w ostatnim momencie chwycił puszkę napoju, która wyleciała mu z ręki
prosto na rozłożony przed nim projekt budowlany.
- Na Merlina, Pan! Czy ciebie do reszty pogrzało? Mogłem to wylać!
– Pansy wywróciła jedynie oczami i wyciągnęła mu z ręki energetyka, stawiając
go na komodzie stojącej w rogu biura. Zabini tymczasem wrócił do projektu i
zagłębił się w nim całkowicie. Kobiety stały przez chwilę i czekały aż zareaguje
na nie w jakiś sposób. Nic jednak takiego nie nastąpiło i zrezygnowana Hermiona
usiadła na najbliższym krześle przy biurku Blaisa. Pansy jednak nie była aż tak
tolerancyjna i usiadła na rozłożonym przed mężczyznom projekcie. Dopiero to
odwróciło jego uwagę.
- Pansy proszę. Muszę to dokończyć, a jestem dopiero w połowie i
mam jeszcze niecałe pół godziny na skończenie.
- Możesz nam poświęcić w takim razie chociaż pięć minut? – Zabini
spojrzał z niezrozumieniem w oczach na Pansy.
- Wam?
- Cześć, Blaise. – Blaise obrócił się gwałtownie w kierunku, z
którego dobiegał głos i uśmiechnął się zmieszany. Hermiona próbowała nie
okazywać swojego zakłopotania. Tym bardziej, że zaczynała mocno się denerwować,
gdyż wizyta u Zabiniego przedłużała się, a ona nie miała dzisiaj w planach
spotkać Malfoy’a, a sądząc po zamieszaniu, jakie panuje w budynku musiał w nim
być.
- Przepraszam cię, Hermiono. Po prostu cię nie zauważyłem.
Projekt, sama rozumiesz.
- Właśnie problem w tym, że my rozumiemy, ale Ginny raczej nie do
końca.
- A co ma do tego Ginny? – Pansy kolejny raz wywróciła z
politowaniem oczami i skrzyżowała ręce na piersiach. Miała nadzieję, że nie
będzie musiała tłumaczyć Blaisowi od deski do deski w czym tkwi problem, ale
najwidoczniej przeceniła siły intelektualne swojego przyjaciela na co wskazywał
wyraz twarzy mężczyzny.
- Myśli, że ją zdradzasz. – Zabini odwrócił się ponownie w
kierunku Hermiony i spojrzał na nią z jawnym zdziwieniem. Potem spojrzał na
Pansy, ale na jej twarzy również nie znalazł żadnych oznak, jakoby
kasztanowłosa stroiła sobie z niego żarty.
- Ponoć nie odbierasz od niej telefonów i nie rozmawiacie, bo cały
czas pracujesz.
- Pracuję, ale nie bez przerwy. – W głosie mężczyzny słychać było
bezradną próbę zaprzeczenia, co Pansy skwitowała powątpiewającym wzrokiem.
Zagubiony Blaise nie bardzo wiedział, co powinien zrobić. To, o czym mówiła
Hermiona było prawdą, ale jak Ginny mogła pomyśleć, że ma kochankę?
- Dobrze, może w ostatnim czasie poświęcam pracy trochę więcej
czasu, ale dziewczyny uwierzcie, nie mam nikogo na boku. – Kasztanowłosa
zerknęła na przyjaciółkę, która hardym wzrokiem wpatrywała się w bruneta. Pansy
wierzyła Blaisowi, co do tego nie było żadnych wątpliwości, ale chciała
wiedzieć, dlaczego przyjaciel poświęca aż tak wiele uwagi pracy.
- My ci wierzymy Diable.
- Domyślam się, że jest jakieś ,,ale”.
- Blaise, ona naprawdę cierpi. Użala się nad sobą cały dzień i z
nikim nie chce rozmawiać. – Zabini spojrzał na siedzącą na krześle Hermionę i
nerwowo przełknął ślinę. Nie miał usprawiedliwienia na swoje zachowanie w
stosunku do ukochanej i rzeczywiście za bardzo do serca wziął sobie wykończenie
za wszelką cenę projektu, jeśli Ginny myśli o nim w taki sposób.
- Chyba, że rozmowa będzie się sprowadzała do obrzucenia cię
inwektywami.
- To co ja mam zrobić? – W momencie, gdy Pansy miała udzielić
przyjacielowi odpowiedzi drzwi do biura otworzyły się i stanął w nich niewysoki
brunet w okularach z plikiem kartek w dłoni. Wyglądał na mocno zdenerwowanego,
a do tego praktycznie nie mógł złapać oddechu, czego przyczyną był zapewne
szaleńczy bieg w kierunku biura Blaisa. Gdy mężczyzna wszedł do pokoju oczy
Hermiony rozszerzyły się nieznacznie i wyprostowała się na krześle, jakby coś
ją ugryzło.
- Kefler jest już niedaleko biura. Powiadomić Malfoy’a? – Blaise
wyglądał jakby się zapowietrzył. Przeskakiwał wzrokiem po zgromadzonych w pomieszczeniu,
szukając jakiejś wskazówki. Niestety, sądząc po wyrazie twarzy Pansy, kobieta
niewiele rozumiała z tego, co powiedział nowo-przybyły mężczyzna. Hermiona z
kolei wyglądała jakby dostała czymś ciężkim w głowę, a brunet był chodzącym
kłębkiem nerwów.
- Zabini błagam decyduj się szybciej. On tu zaraz… - W połowie
zdania wzrok mężczyzny spoczął na siedzącej na krześle Hermionie, która była
równie zaskoczona ponownym spotkaniem, co on sam. Po chwili drzwi do biura
otworzyły się ponownie, jednak tym razem z nieco większym impetem, a stał w
nich nie kto inny, jak dawno nieobecny prezes Draco Malfoy. W przeciwieństwie
do reszty zebranych wyglądał na wyjątkowo spokojnego, jednak wprawne oko szybko
by dostrzegło, że były to tylko pozory.
- Diable rób coś, Kefler jest już w… - W chwili, gdy Draco
przekroczył próg pomieszczenia jego wzrok padł na siedzącą naprzeciwko niego
Hermionę, a następnie na Ethana, który najwyraźniej również potrzebował pilnej
konsultacji z Zabinim, a po którym ślad zupełnie w owej chwili zaginął.
- Granger? – Hermiona odwróciła swój wzrok od Ethana i czuła, jak
cała krew odchodzi jej z twarzy.
- Malfoy?
- Hermiona? – Panna Granger spojrzała na bruneta, który przed
chwilą wymówił jej imię, zaś na całą tę scenę z zaciekawieniem spoglądała Pansy
i Blaise.
- Cześć, Ethan. – Na usta Hermiony wypłynął delikatny uśmiech, a
na jej policzkach zaczęły pojawiać się subtelne rumieńce. Na ten widok brwi
Dracona podjechały pod samą górę, a oczy rozszerzyły się do wielkości piłek do
tenisa.
- Ethan? Skąd wy się znacie? – Blondyn skakał wzrokiem od
kasztanowłosej do bruneta i próbował zrozumieć całą sytuację. Ona go znała, a
on najwyraźniej ją również. Pytanie tylko, skąd? I dlaczego w ogóle mnie to obchodzi? Niespodziewanie drzwi do biura
otworzyły się ponownie i wpadła do niego niewysoka osóbka o rudych włosach
związanych w wysokiego kucyka oraz Samantha, która pracowała w rejestracji. Po
malującej się na twarzy pierwszej kobiety wściekłości i temperamencie można
było strzelać w ciemno, że była to Ginewra Weasley, której widok zaskoczył całe
obecne zgromadzenie, a najbardziej Blaisa.
- Przepraszam Blaise, ale pani koniecznie chciała… - Nikt jednak
jakoś specjalnie nie zwrócił uwagi na Samanthę, gdyż wszyscy byli zaskoczeni
nagłym przybyciem Ginny, która wyglądała, jakby chciała ich tu wszystkich
rozszarpać.
- Miona? Malfoy? Pansy? Co wy tu robicie? A pan to… - Kobieta
zwróciła się w stronę Ethana, jednak mężczyźnie nie dane było odpowiedzieć,
gdyż przerwał mu zdziwiony obecnością narzeczonej Zabini.
- Ninny? – Rudowłosa odwróciła się w stronę bruneta i zmrużyła
gniewnie oczy niczym żmija szykująca się do ataku, wbijając dodatkowo z oddali
palec wskazujący w pierś ukochanego. Reszta obecnych spoglądała na nich,
czekając na rozwój wydarzeń, który ostatecznie może mieć opłakane skutki.
- Ty skończony, mały, niewdzięczny… - Rudowłosa zbliżała się
powoli, acz sukcesywnie w kierunku mężczyzny, zaś Blaise odsuwał się od niej w
stronę ściany z rękami uniesionymi na wysokości linii swoich barków. Nie
ośmielił się nawet szukać wsparcia w reszcie zgromadzonych, gdyż bardziej bał
się tego, że gdy oderwie wzrok od narzeczonej, to ta pozbawi go jakiejś części
jego ciała.
- Ninny proszę. Daj mi wszystko wytłumaczyć.
- Ty mi się nie będziesz tłumaczył, ty od razu zawiśniesz na
najbliższej gałęzi.
- Ginny błagam cię. Jesteś moją narzeczoną. Powinniśmy sobie ufać.
- Jeszcze nie twoja! Ja taka pierwsza, lepsza tirówa nie jestem! –
Oczy Dracona rozszerzyły się nieznacznie. Wiedział, że z młodą Weasley, gdy
jest wkurzona nie ma żartów, ale nie spodziewał się po niej takich tekstów.
Skrzyżował więc ręce na klatce piersiowej i stanął obok Pansy, czekając jak
wszyscy na rozwój wydarzeń. No, może prawie wszyscy. Draco dostrzegł kątem oka,
że Ethan wpatrzony jest w Granger jak w obrazek i wcale mu się to nie podobało.
Ktoś tu jest zazdrosny. Jego
podświadomość jak zwykle musiała mieć w takich sytuacjach swoje własne zdanie.
On wolał obstawać przy wersji, że w biurze pracownik ma wykonywać swoją pracę,
a nie mizdrzyć się do kobiety. Nawet jeśli ta kobieta była wyjątkowo
intrygująca.
- Co ty myślałeś? Że ja się nie dowiem? Ja?! Jak w ogóle mogłeś po
tym wszystkim przychodzić do domu i pokazywać mi się na oczy? Ja ci nie
wystarczałam? Musiałeś sobie poszukać jakiejś na boku?
- Ninny, słońce, błagam, nie wydawaj pochopnych osądów. To nie
jest…
- To nie jest tak jak myślę? A niby jak? Przychodzę do ciebie, bo
chcę z tobą w końcu o wszystkim porozmawiać, a jakaś czarna siksa zatrzymuje
mnie w recepcji, bo ty nie masz teraz czasu, po czym leci za mną, jakby jej się
grunt walił pod nogami i jeszcze próbuje się tłumaczyć przed tobą, że nie mogła
mnie zatrzymać. Łapy precz lafiryndo od mojego mężczyzny! – Przy ostatnim
zdaniu Ginny odwróciła się z rządzą mordu w oczach w stronę Samanthy. Pansy przyglądała
się całemu zamieszaniu z otwartymi ustami, podobnie z resztą Hermiona. Jedynie
Draco nie wyglądał na specjalnie przejętego. Pochylił się w kierunku Pan i
szturchnął ją lekko w ramię. Kobieta omal nie zleciała z zajmowanego miejsca
prosto na podłogę.
- Stawiam dziesięć galeonów, że będą zapasy w kisielu. –
Czarnowłosa spojrzała na blondyna ze zdziwieniem w oczach, a zarazem głębokim
zniesmaczeniem. Dla niej nie była to wesoła sytuacja, a Draco jak zwykle miał
ubaw po pachy. Choć w sumie patrząc na rozwścieczoną Ginny mogła się spodziewać
wszystkiego, nawet wymienionych przez przyjaciela zapasów.
- Ale ja…
- Co ty? Co ty do jasnej cholery?! Już ci powiedziałam raz, że
masz się odpieprzyć od mojego faceta, bo inaczej urwę ci łeb, bo przyrodzenia
nie masz! – Samantha stała bezradnie w drzwiach gabinetu Blaisa i nie ukrywała,
że bardzo by chciała wiedzieć, czemu narzeczona Zabiniego oskarża ją o romans z
nim. Rudowłosa była jednak tak rozwścieczona, że nie chciała nikogo słuchać,
ani też dopuścić do głosu. Chciała załatwić całą sytuację z Diabłem raz a
dobrze i nie będzie słuchała marnych wymówek i kłamstewek, że oni są tylko
przyjaciółmi z pracy i pomagają sobie w wykończeniu projektu.
- No, to ile już się tak spotykacie i pracujecie razem, co? Może
to ja zawsze byłam ta druga, a tak naprawdę to ona była miłością twojego życia?
- Przeszliśmy z fazy ,,darcie mordy” do fazy ,,wbijanie szpili”. –
Pansy spojrzała na rozbawionego Dracona i zapragnęła mu przyłożyć. Jej się
jakoś żarty nie trzymały, nawet jeśli cała sytuacja przypominała parodię
dramatu obyczajowego. Kątem oka spojrzała na Hermionę, która również wyglądała
na zagubioną. Kręciła się na krześle i skubała materiał swojego swetra, ale najbardziej
zaintrygował ją ten cały Ethan. Nie miała pojęcia skąd Miona go zna, ale facet
wyraźnie był nią zauroczony. W tym samym momencie przyszedł jej do głowy
szatański pomysł.
- Co to za jeden? – Ponieważ Draco był nieco bardziej
zaabsorbowany wymianą zdań między Ginewrą a Blaisem nie zwrócił z początku
uwagi na pytanie zadane przez Pansy. Zorientował się, że coś do niego mówi
dopiero, gdy kobieta szturchnęła go w ramię i ponowiła pytanie.
- Ethan Turing, jeden z pracowników, zajmuje się wykończeniami instalacji
elektrycznych. Czemu pytasz?
- Tak jakoś… - Pansy specjalnie nie dokończyła wypowiedzi.
Liczyła, że Draco złapie haczyk i podejmie rozmowę. W końcu nie tylko ona
zauważyła, że Ethan pożera kasztanowłosą wzrokiem i miała nadzieję, że uda jej
się coś wyciągnąć z przyjaciela odnośnie jego relacji z panną Granger, gdyż nie
wierzyła do tej pory, że Draco mógłby ją wykorzystać w tak perfidny sposób,
przy którym obstawała kasztanowłosa.
- Ty mi lepiej powiedz, skąd on zna się z Granger. – Pansy
uśmiechnęła się do siebie w duchu. Plan zadziałał, a jej pozostaje jedynie
pociągnąć Dracona za język. Tym bardziej, że słyszalna w jego głosie zazdrość
mocno ją zaintrygowała.
- A zna?
- A nie?
- Czemu tak twierdzisz?
- Bo przywitali się po imieniu, a na dodatek gapi się na nią non
stop i obmacuje wzrokiem.
- Ty też obmacujesz kobiety wzrokiem. Nie wiedziałam, że u kogoś
może ci takie zachowanie przeszkadzać.
- W przeciwieństwie do niego robię to dyskretnie i nie wlepiam oczu
jedynie w biust. To jest niesmaczne. Mógłby się trochę pohamować. Granger w
końcu nie jest pożywką seksualną. – Czarnowłosa starała się ukryć swój złośliwy
uśmiech najlepiej jak umiała. Na dobrą sprawę nie musiała tego robić w ogóle,
bo Draco nawet się na nią nie patrzył. Jego wzrok utkwiony był w Ethanie,
którego oczy z kolei wlepione były w Hermionę. I Pansy musiała przyznać, że
faktycznie robiło się to pomału niesmaczne. Tymczasem Blaise i Ginny kłócili
się zawzięcie, nie zwracając nawet uwagi, że nie są sami, i że słyszy ich całe
biuro. Tak właściwie to krzyczała jedynie rudowłosa, bo Diabła nie dopuszczała
praktycznie do głosu. W najgorszym położeniu znalazła się tak naprawdę
Samantha.
- Jaki ty masz tupet! Kłamiesz w żywe oczy!
- Ninny daj sobie coś wyjaśnić.
- Nie potrzebuję twoich wyjaśnień! Wystarczająco dużo widziałam.
- Nie ma między nami niczego! Samantha jest tylko moją znajomą, a
zostawałem po godzinach i dzwoniłem cały czas do Dracona! To z nim się spotykam!
– Nagle wszystkie głosy w pomieszczeniu zamilkły i wszyscy zgromadzeni
wpatrywali się naprzemiennie w Malfoy’a i Zabiniego. Ginny natomiast wyglądała
jakby dostała obuchem w głowę. Na zmianę zamykała i otwierała usta, a jej oczy
omal nie wyleciały z oczodołów. Na ziemię sprowadziło ją dopiero ciche
odchrząknięcie Pansy, która szturchnęła
stojącego obok niej Dracona, gdyż ten nawet nie zdawał sobie sprawy, że jego
osoba została włączona do rozmowy.
- Malfoy? Czy ty masz mi coś do powiedzenia? – Blondyn spojrzał
zdziwiony na Ginewrę, która utkwiła w nim swoje zszokowane spojrzenie. Nie
wiedział, czego chce od niego ta mała ruda bomba, która w każdej chwili może
wybuchnąć, gdyż Blaise zdążył odpalić już jej lont. Rozejrzał się po pokoju i
zorientował się, że wszyscy zgromadzeni patrzą się na niego i oczekują od niego
jakiejś odpowiedzi.
- Eee… Sądzę, że to Blaise powinien ci wszystko wytłumaczyć.
- Przez ten cały czas… gdy cię nie było… byłeś…
- Z Draconem. To jest prawda Ginny, nigdy nie umówiłbym się z
żadną inną kobietą. Czy teraz mi wierzysz?
- Wierzę? Cóż, mogłam się po tobie spodziewać wszystkiego, ale
tego, że jesteś gejem, a na dodatek, że twoim partnerem jest Malfoy w życiu bym
się nie domyśliła. Gratulacje dla ciebie Blaise, że udawało ci się ukrywać to
przede mną przez cały nasz związek. Życzę wam udanego życia! – Ginny wybiegła z
biura, nie zaszczycając nikogo poza Blaisem choćby najmniejszym spojrzeniem.
Draco z kolei wyglądał jakby oberwał czymś mocnym w brzuch. W sytuacji
bynajmniej nie pomagało mu pięć par wpatrzonych w niego oczu.
- Draco? – Pierwsza głos zabrała Pansy. Malfoy jednak nie zwrócił
na nią najmniejszej uwagi. Wpatrywał się niczym spetryfikowany w ścianę za
Blaisem i rozpaczliwie szukał na niej wskazówki, która pomogłaby mu wyjść z
twarzą z zaistniałej sytuacji.
- Smoku… ja… - Zabini przełknął głośno ślinę, a następnie zamilkł.
Zdał sobie sprawę, że czegokolwiek nie powie na swoje usprawiedliwienie będzie
to brzmiało, jakby się tłumaczył, dlaczego wydał ich ,,związek”. Wolał siedzieć
cicho i nie odzywać się w ogóle, niż powiedzieć znowu o parę słów za dużo.
- Malfoy? – Draco oderwał wzrok od ściany i przeniósł go na
Hermionę, która patrzyła na niego z niedowierzaniem, ale również z wyraźnym
rozbawieniem. Dopiero jej głos sprowadził go na ziemię i pozwolił jako tako zebrać
myśli do kupy. Próbował uśmiechnąć się
dla rozluźnienia sytuacji, ale domyślił się, że wyszedł z tego jakiś
grymas, który jeszcze bardziej go pogrążył. Pansy tymczasem przyglądała się
dwójce swoich przyjaciół i nie kryła zaciekawienia, jak potoczy się cała
sytuacja. Intrygowało ją to, co jest pomiędzy tą dwójką, a że od nich niczego i
tak by nie wyciągnęła, co najwyżej stek bredni, to wolała przyglądać się tej
dziwnej relacji i próbować wysuwać trafne wnioski. A bez wątpienia coś między
tymi dwoma uparciuchami było.
- Nie jestem gejem, Granger. Wyrzuć to w ogóle z głowy.
- Ale Blaise powiedział… - Rozkojarzony nieco Ethan postanowił
włączyć się do rozmowy, ale przerwał mu rozjuszony wzrok Dracona i jego palec
wskazujący wbijający się z oddali w jego pierś.
- Tobie nic do tego, Turing. W ogóle nie powinno cię tu być.
Wynocha do biurka i won od panny Granger. – Pansy uśmiechnęła się w odpowiedzi
na słowa blondyna. Natomiast Hermiona nie mogła wydusić z siebie ani słowa.
Stan, w jakim obecnie się znajdowała nie można było określić nawet szokiem. To
był paraliż niemalże. Ethan spojrzał na swojego przełożonego, jednak widząc
jego spojrzenie powstrzymał się od wszelkich protestów i szybkim krokiem
opuścił biuro Blaisa. Nagle w pomieszczeniu dało się słyszeć dźwięk dzwoniącego
telefonu. Szybko okazało się, że dochodził on z kieszeni spodni Samanthy, która
wyciągnęła z niej komórkę i odebrała połączenie. Reszta obecnych przysłuchiwała
się rozmowie w milczeniu.
- Co? Ale jak to? Już? Jasna dupa! Dobra! Już działam! – Samantha
rozłączyła się i drżącymi rękami schowała telefon z powrotem w kieszeni spodni.
Wszyscy widzieli, że była niespokojna, a to nigdy nie oznaczało niczego
dobrego.
- Odłóżcie kwestię bycia gejami na później. Kefler właśnie wszedł do United Architect.
Może pierwsza :D
OdpowiedzUsuńNie, Nie, Nie, Nie, Nieee!! Napisałam baaardzo długi komentarz i go...go nie ma... :'( Chyba się załamię, bo zapomniała go najpierw skopiować, a wiedziałam, że mojemu komputerowi się to zdarza.
UsuńCóż, piszę jeszcze raz.
UsuńNajlepszy!Rozdział!Jaki!Kiedykolwiek!Czytałam!
Uśmiałam się od samego początku. Poprawiłaś mi mój marny dziś humor. :D
"Te! Zakochańce pojebańce! Spieprzać z drogi!" <3 You made my day! :D
Siostra za chwile mnie zabije za zabranie jej komputera, więc nie będę się już rozpisywać.
Rozdział fantastyczny. Wynagrodziłaś nam czekanie. :) Jak tylko będę miała zły dzień przeczytam sobie ten rozdział (przynajmniej dopóki nie będzie kolejnego). Dramione i Dulce są najwspanialsi, ale Snape'a też nawet lubię, więc także czekam niecierpliwie na 21 czerwca (aż sobie zapiszę na telefonie :D ).
Pozdrawiam i życzę duuużo weny i pomysłów do dalszego pisania! :D
O kurde, jaki on ogromny. :O ^^
OdpowiedzUsuńLecę szybko czytać!
Kobieto (Fantastycznie Oczytana) eh, wyprzedziłaś mnie xd
Oavabjahajahhaskabkahahgs
UsuńPrzeczytałam, kocham!
Jezuuu, ja chcę już nastepny.
Ten rozdział był FENOMENALNY! Zakochałam się w nim xD To o gejach mnie rozwaliło doszczętnie :D
Zaczęłam się tak śmiać, że siostrę przed chwilą obudziłam, hihihihi :-)
Dobra, pozdrawiam, czekam na next
Cieszę się bardzo, że wróciłaś ^-^ Życzę weny!! :*
O Merlinie, jak miło, że ktoś się cieszy z powrotu równie mocno co ja :D super, że rozdział Ci się podoba, mam nadzieję, że każdy kolejny również przypadnie do gustu. Oj, oj, coś czuję, że siostra nie była zadowolona z pobudki xd
UsuńTrzymajcie mnie, bo nie wytrzymam. To już trzeci komentarz, jak się usunie, to rozwalę tablet.
OdpowiedzUsuńNo więc tak (:
- Rozdział jest epicki <3
- Malfoy taki zazdrosny ;3 Brałabym jak rolnik dotację ^^
- Lucek-Ogrodnik rozwala system xD
- Ginny przedstawiłaś dokładnie tak jak lubię i za to Ci dziękuję :)
No i przez to wszystko już nie pamiętam co jeszcze chciałam napisać :/
Ogółem niech ten czas szybciej leci, bo chcę nowy rozdział xp
Pozdrawiam cieplutko ;)
~Blonde Princess~
Ten rozdział mnie rozwalił. Czytałam wczoraj wieczorem, śmiejąc się jak głupia do ekranu, a po przeczytaniu w poduszkę. Nic dodać, nic ująć. Najbardziej podobało mi się : -Granger? - Malfoy? - Hermiona?, zazdrość Draco i oczywiście zdanie: ,,Won od panny Granger''. Dziękuję ci za wspaniały wieczór, czekam na następny rozdział i życzę dalszej weny.
OdpowiedzUsuńAle sie usmialam! Bleys i Draco razem ? Geje! Tak nawet myslec nie wolno ! Nie żebym miała coś do gejów czy lezbijek co to to nie .Tak czy siak super notka.Bardzo sie ciesze ze wreszcie wróciłaś
OdpowiedzUsuńEkhem... Więc... To było dość... WOW *_*
OdpowiedzUsuńTak się cieszę z Twojego powrotu! ^^
Najlepsza bezsprzecznie była akcja w firmie. Zaczynając od tłumaczeń Blaise'a przez gapienie się Ethana na Hermionę, a na orientacji seksualnej Malfoya kończąc. To było boskie!
Wróciłaś w WIELKIM stylu przez wielkie "W". Tylko tak dalej! :)
Pozdrawiam,
Cassie :)
jesteś niesamowita! Tyle ode mnie. :D
OdpowiedzUsuńGeneralnie podoba mi się styl twojego opowiadania, ale uważam, że trochę przesadzasz w opisywaniu niektórych reakcji swoich bohaterów na pewne sytuacje. Przez to odnosi się wrażenie, że oni wszyscy są całkowicie rozchwiani emocjonalnie. O ile jeszcze np. wybuch Malfoya na urodzinach Pansy można usprawiedliwić jego nerwicą, o tyle postawa Ginny w powyższym rozdziale wydaje się całkowicie niezrozumiała. Młoda Weasley zachowała się jak niezrównoważona histeryczka, obsesyjnie zazdrosna i zaborcza w stosunku do swojego partnera. Posądzenie Blaisa i Draco o homoseksualizm mogłoby być nawet zabawne, gdyby nie było tak strasznie absurdalne. Poza tym, nadal uważam, że Hermiona w twoim opowiadaniu postępuje nielogicznie. Jej zachowanie w odniesieniu do Ethana jakoś nie pasuje mi do osoby, która ze względu na ciężkie doświadczenia życiowe, postanowiła nie wchodzić w bliższe relacje z mężczyznami.
OdpowiedzUsuńK.
Nigdy nie podważam opinii komentujących, ale staram się je analizować i wykorzystywać w kolejnych rozdziałach. Kiedyś zarzucono mi, że piszę zbyt bogate opisy, mam nadzieję, że teraz są zrównoważone. Później, że zbyt często piszę, iż Hermiona bądź Draco zbyt często się dziwią. To już nie jest takie łatwe do zaprzestania, ale staram się wykorzystywać to sformułowanie rzadziej. Twoja opinia z jednej strony jest pomocna, a z drugiej nie, gdyż nie za bardzo rozumiem, przez jakie zachowania odnosisz wrażenie, że bohaterowie są rozchwiani emocjonalnie. Czy to przez wtrącenia kursywą, czy przez jakieś konkretne sformułowania? Będzie mi łatwiej pisać kolejne rozdziały, jeśli to wyjaśnisz. Ginny przyznam się, że jest dla mnie osobą trochę bezpłciową i ciężko mi pisać cokolwiek z jej udziałem, być może przez to jej zachowanie przypominało histeryczkę niezrównoważoną psychicznie. Jakoś nie mogę znaleźć na nią dobrego pomysłu. Ethan nie ma żadnego znaczenia w opowiadaniu, a i Hermiona nie przywiązywała do niego większej wagi, zmieszała się jedynie nieco i była zaskoczona, gdy zobaczyła go ponownie. Nawet ludzie po takich przeżyciach jak ona mają chwile, w których nie przypominają samych siebie, a wiem coś o tym, jednak mowa nie o mnie :) Coś czuję, że rozdział za trzy tygodnie w ogóle może Ci nie przypaść do gustu, gdyż Hermiona pokaże się w nim z zupełnie odmiennej strony. Oczywiście jeśli jeszcze tutaj zajrzysz :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz i konstruktywną krytykę,
Realistka
Po prostu wydaje mi się, że niektóre reakcje twoich bohaterów są zbyt gwałtowne. Dwa rozdziały temu pisałyśmy w komentarzach o reakcji Hermiony na próbę pocałunku Draco. Już wtedy zasygnalizowałam Ci, że w moim odczuciu Gryfonka zareagowała zbyt intensywnie. Kiedy Malfoy zaczął się pochylać w jej kierunku, mogła po prostu zrobić krok w tył, następnie grzecznie się pożegnać i teleportować do mieszkania Harrego i Pansy, bez histerii i niepotrzebnego płaczu.
OdpowiedzUsuńZ wcześniejszych rozdziałów wyłania się obraz spokojnej, a przede wszystkim rozsądnej Ginny. Takie osoby raczej nie oskarżają swoich partnerów o zdradę nie mając konkretnych powodów i nie robią dziwnych scen. Ginny mogłaby zrobić taką awanturę Blaisowi, jaką opisałaś, gdyby faktycznie przyłapała go na czymś niestosownym np. przytulaniu innej kobiety. Wtedy miałoby to sens. Wracając do Hermiony. Nie chodzi mi tu konkretnie o Ethana. Wydaje mi po prostu, że osoba, która boi się związków, raczej nie powinna podawać swojego imienia i nazwiska, mężczyźnie poznanemu na ulicy. Kobieta, która nie chce się angażować, powinna raczej traktować mężczyzn z obojętnością, bojąc się, że każdy jej miły gest zostanie zinterpretowany jako zaproszenie do kontynuowania znajomości. Czy nie powinna po prostu podziękować mu za pomoc i odejść, bez wdawania się w pogawędkę?
K.
Faktycznie, Ginny w poprzednich rozdziałach jest bardzo spokojna i mogłam przesadzić z jej reakcją, ale opisałam sytuację z życia wziętą i wiem, że nawet rozsądne osoby potrafią zrobić awanturę z byle powodu. To trywialne, ale fabuła bloga to po części odzwierciedlenie mojego życia i moich znajomych, stąd wiem, że takie zachowania się zdarzają, ale nie miałam pojęcia, że dla niektórych czytelników mogą brzmieć absurdalnie. Nie ma sensu rozpisywać się, kto jest kim w tej historii, ale następnym razem może uda mi się opisać reakcje bohaterów bez większej dramaturgii ;) Wracając do Hermiony to również mam z nią czasami problem tak jak Ty. Nie zawsze jej działania są logiczne, płacze, rzuca się, za chwilę ucieka i zachowuje jak bite zwierzę, a tu nagle zachowania wręcz irracjonalne, jak poruszony niedoszły pocałunek czy nawet sytuacja z Ethanem. Często widzę to jednak dopiero po upływie czasu i dużo sytuacji opisałabym zupełnie inaczej, jak na przykład rozmowę Dracona i Hermiony na balkonie po urodzinach Pansy. Nie uważam jednak, żeby krótka wymiana zdań na ulicy, nawet z nieznajomym była czymś złym. Staram się postawić jakoś Hermionę na nogi, nie robić z niej depresyjnej osoby, ale odnoszę wrażenie z Twojej opinii, że robię to zbyt gwałtownie, popadając że skrajności w skrajność. Chyba przemęczenie maturalne jeszcze mnie trzymało, gdy pisałam ten rozdział i kilka poprzednich.
UsuńSposób w jaki wyprowadzasz Hermionę z depresji nie jest taki zły. Właściwie do momentu tego feralnego pocałunku prawie wszystko w twoim opowiadaniu do siebie pasowało. Wydaje mi się, że zbyt wcześnie wprowadziłaś ten element do swojej historii (chodzi mi o pocałunek). Relacja Draco i Hermiony powinna rozwijać się stopniowo. Rozmowa na balkonie była jej idealnym początkiem. Świetnym pomysłem było też wprowadzenie do opowiadania Dulce. Wspólna opieka nad psem mogłaby być fantastycznym katalizatorem znajomości Hermiony i Draco, pretekstem do wielu spotkań . Wydaje mi się, że to właśnie pomogłoby im oboju- rozmawianie ze sobą, poznawanie się nawzajem, spędzanie razem czasu, bez gwałtownych ruchów, niezobowiązująco, po przyjacielsku. Hermiona wniosłaby do życia Draco trochę spokoju, a Malfoy i cała jego rodzina ( Lucjusz i jego ogrodnicza pasja, Snape i jego zauroczenie panią Hooch)- trochę radości.
OdpowiedzUsuńPowinnaś zrobić sobie porządny plan opowiadania, wyraźnie określić do czego zmierzasz i konkretnie postanowić ile rozdziałów potrzeba ci aby taką sytuację osiągnąć. Mając przynajmniej wstępnie zarysowaną fabułę poszczególnych rozdziałów łatwiej ci będzie wiarygodnie kreować postaci, tak aby ich obraz był spójny i logiczny.
K.
Plan to bardzo dobry pomysł i muszę z niego skorzystać. Przespałam siebie z myślami i doszłam do ważnego wniosku, a mianowicie, że muszę zmienić nieco fabułę przyszłego rozdziału o Draco i Hermionie, tam by się działo stanowczo za dużo. Wszystkim strasznie podoba się Dulce, choć przyznam się, że nie wiem czemu, jego wprowadzenie było spontaniczne, bo nie wiedziałam jak pociągnąć rozdział, ale widzę, że dobrze to wyszło. Postaram się wpleść go jakoś do rozdziału, wyjdzie naturalniej ;)
UsuńCóż, jak widać czeka mnie dziś dużo pracy, gdyż zabieram się za plan. Dziękuję za tak konstruktywny komentarz i zapraszam na kolejne rozdziały. Każda uwaga mile widziana :)
Realistka
Może tak na początku powiem, że również polecam pomysł z rozplanowaniem opowiadania. Sama zrobiłam coś takiego i o wiele łatwiej jest mi wszystko ogarnąć
OdpowiedzUsuńTeraz pora przeprosić, że jestem tu tak późno. Normalnie niby mam wakacje, ale na nic nie mam czasu, a w końcu swojego bloga też muszę prowadzić. Nie mniej jednak już jestem i wszystko ładnie nadrobiłam, dlatego może już skupię się na rozdziale.
Jest naprawdę świetny. Czytając go miałam mega ubaw, szczególnie pod koniec. Apogeum w gabinecie Blaise'a zdecydowanie mnie rozwaliło, oczywiście pozytywnie. Ponownie spotkanie Hermiony i Ethana, który swoją drogą powinien uważać, jeśli nie chcę, żeby zazdrosny Draco obił mu buźkę, wyszło naprawdę super. Coś tak czułam, że on pracuje u naszego blondaska. Mam tylko nadzieje, że nie namiesza za bardzo, bo już i tak Hermiona i Draco nie uporali się z ostatnią sytuacją. Raczej nie potrzebne im kolejne problemy.
Trochę współczuję Ginny. Oczywiście zareagowała bardzo impulsywnie i trochę wyszła na histeryczkę, ale warto postawić się też na jej miejscu. Patrząc na to wszystko, co opisałaś można zrozumieć, dlaczego w końcu nie wytrzymała.
Oczywiście, chyba nie muszę mówić, że Dulce jest miłością mego życia <3 Uwielbiam psy, a kiedy pojawiają się one w opowiadania to normalnie jest już po mnie. Nie mogę się doczekać, aż dodasz zakładkę z bohaterami, abym mogła zobaczyć jak nasz słodziak wygląda Twoimi oczami.
Podsumowując rozdział strasznie mi się podoba i już nie mogę się doczekać, co będzie dalej. Oczywiście wątek zakochanego Severus również jest intrygujący, ale jednak Dramione ponad wszystko <3
http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Mistrzostwo! XDD
OdpowiedzUsuńAle jednak żal mi Ginny :c
A ten cały Ethan niech się wypcha xD
I gdzie ten następny rozdział?... Już 2 lipiec...
OdpowiedzUsuńNastępny rozdział został opublikowany dokładnie 21 czerwca. Może strona nie wczytuje się właściwie, ale tego problemu ja niestety nie rozwiążę
UsuńNajlepszy rozdział ze wszystkich.Zabini i Malfoy gejami-genialne.Ciekawe jak potoczy się sprawa z Kefflerem.
OdpowiedzUsuń