niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział XXII

Kochani!

Oto ostatni rozdział, jaki udało mi się dla Was stworzyć w natłoku nauki. Nie jest piękny, cudowny, wspaniały. Jest zwyczajny, z resztą jak wszystkie, które do tej pory czytaliście, a które zostały przeze mnie stworzone. Z dniem dzisiejszym żegnamy się, tak jak zapowiedziałam do 7 czerwca.

Trzymajcie kciuki za mnie i za moją wiedzę, której mam wrażenie, że z każdym dniem raczej ubywa niż przybywa. Mam nadzieję, że gdy wrócę będzie tu jeszcze ktoś zaglądał. Oczywiście dziękuję Wam wszystkim, że wytrwaliście ze mną i z moją pokręconą historią tyle czasu. Dziękuję za każdy komentarz, za negatywny, pozytywny, za konstruktywną krytykę, za samą obecność również. Jestem Wam za to wdzięczna i zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby nie zawieść Was po tych dwóch miesiącach przerwy.

Na koniec oczywiście składam Wam najlepsze życzenia z okazji Świąt Wielkanocnych. Zdrowych, pogodnych, szczęśliwych i przede wszystkim mokrych w jutrzejszy dzień. Oby każdy kolejny dzień przysparzał Wam mniej problemów, a przynosił więcej powodów do radości.

Wasza Realistka

* * * * *
            Harry teleportował się prosto do domu Malfoy’a. Z początku miał pewne problemy z orientacją, ale po oględzinach pomieszczenia był pewny, że znalazł się w sypialni blondyna. Spojrzał na stojące pod ścianą olbrzymich rozmiarów łóżko i poczuł wzrastającą w nim wściekłość oraz obrzydzenie. Do głowy mężczyzny dobijały się okrutne obrazy i nawet nie chciał myśleć, do czego ten psychopata zmusił jego najlepszą przyjaciółkę. Wyszedł z impetem z pokoju i skierował swoje kroki w kierunku schodów.
            - Malfoy! – Odpowiedziała mu jedynie cisza. Gdy mężczyzna znalazł się w kuchni omiótł ją spojrzeniem i przystąpił do dalszych poszukiwań właściciela mieszkania. Niestety wszystko wskazywało na to, że Malfoy’a po prostu nie ma. Harry stał teraz w przedsionku obok garderoby, do której wszedł po chwili namysłu, a jego wzrok od razu spoczął na płaszczu Hermiony. Dotknął go delikatnie i zacisnął na nim z wściekłości rękę. Zabiję tego skurwysyna, przysięgam.

            Tymczasem niczego nieświadomy Draco wracał z Dulce od weterynarza, niosąc go na rękach. Maluch był jeszcze za mały, aby prowadzić go na smyczy, ale nie przeszkodziło to mężczyźnie w dokonaniu jej zakupu. Cieszył się, że szczeniakowi nic nie jest. Weterynarz zbadał go pod każdym możliwym względem i powiedział, że jest w bardzo dobrym stanie. Malfoy wolał nie myśleć o tym, co by się z nim stało, gdyby nie znalazł go razem z Granger. Gdy pomyślał o kasztanowłosej dziewczynie znowu powróciło do niego ukłucie żalu. Zachował się wobec niej podle, a nie chciał sprawić jej żadnej przykrości. Nie miał jednak pojęcia, że dziewczyna zareaguje tak nerwowo. Z zadumy wyrwało go dopiero ciche skomlenie Dulce, który wtulał się w jego płaszcz. Draco uśmiechnął się do niego i spojrzał w jego czekoladowe ślepia. Bez wątpienia będą z nim niemałe kłopoty, ale najgorsze w tym maluchu jest to, że na każdym kroku przypomina mu o Granger, którą chciał za wszelką cenę wyrzucić z głowy.
            Przeszedł przez bramę prowadzącą do domu i wyciągnął klucz z kieszeni płaszcza. Po chwili znalazł się w środku i postawił Dulce na podłodze, a szczeniak od razu na chwiejnych łapkach pomaszerował w tylko sobie znanym kierunku. Draco odwiesił płaszcz do garderoby, od której drzwi były otwarte niemal na oścież. Nie przypominał sobie, aby ich nie zamknął. Wzruszył jedynie ramionami i udał się do kuchni, jednak to, co w niej zobaczył wmurowało mu nogi w podłogę. Na jednym z krzeseł siedział Potter, który wpatrywał się w niego wzrokiem mordercy. Malfoy przybrał na twarz złośliwy uśmieszek i krzyżując ręce na klatce piersiowej oparł się o framugę.
            - No, no, no. A kogóż to moje piękne oczy widzą?
            - Zamknij się Malfoy! Coś ty jej zrobił ty zawszony dupku?! – Harry wstał gwałtownie z zajmowanego miejsca i podszedł do Dracona z zamiarem pozbycia się jego cynicznego wyrazu twarzy. Opanował się w porę, gdy zobaczył w jego oczach zdziwienie, co było dość niespotykane.
            - O co ci chodzi Potter?
            - Nie rżnij idioty! Pytam, coś ty jej zrobił?! – Czarnowłosy nawet nie próbował nie krzyczeć. Miał ochotę zatłuc na śmierć gołymi rękami tego arystokratę od siedmiu boleści, a jego truchło wrzucić do Tamizy. W głowie mu się nie mieściło, jak można być takim skończonym degeneratem i zmuszać do tak ohydnych rzeczy Bogu ducha winną kobietę. Draco jednak stał nadal w swoim miejscu, a jego zdziwienie jeszcze bardziej się pogłębiło.
            - Nie mam pojęcia, o co ci chodzi, Potter. Wpadasz do mojego domu jakby to był twój własny i wydzierasz się do mnie za coś, o czym nie wiem. – Harry miał już dość zabawy w podchody. Pokręcił z politowaniem głową i zaśmiał się złośliwie, a następnie chwycił Malfoy’a za koszulę i przygwoździł go do framugi, tak że Draco uderzył o nią głową. Jego cierpliwość również miała swoje granice.
            - Nie wiesz?! Zgwałciłeś ją ty pieprzony psychopato! Nadal nie wiesz, o co mi chodzi?! – Draco zamrugał parę razy oczami, a następnie odepchnął Harrego i poprawił koszulę w miejscu, gdzie trzymał go czarnowłosy. Złośliwość wyparowała z niego w okamgnieniu i stracił ochotę do wszelkich żartów. Sprawa wesoła bynajmniej nie była, a Potter oskarżał go o coś, czym brzydził się jak mało kto.
            - Jesteś skończonym skurwysynem Malfoy!
            - Zamknij się Potter! – Czara cierpliwości Dracona się przelała i teraz blondyn stał w drzwiach od kuchni, mierząc w czarnowłosego palcem wskazującym. Harry nie wyglądał jednak, jakby się go bał. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i oparł się o stojące niedaleko krzesło. Wyraz jego twarzy świadczył o jawnej pogardzie w stosunku do blondyna.
            - A jak nie to co? Mnie też zgwałcisz? Stare dobre lata śmierciożercy ci się przypomniały? – Draco opuścił rękę i próbował się uspokoić. Już dawno nikt go tak nie nazwał. Nawet Granger wyzywała go od prymitywów i chamów, ale nigdy nie użyła tego określenia. Po dłuższej chwili Malfoy odezwał się w miarę opanowanym głosem.
            - Albo mi wytłumaczysz, o co chodzi, albo wyjdziesz stąd. Nie obchodzi mnie czy sam, czy będę musiał ci w tym pomóc.
            - Jak myślisz, że się ciebie boję to jesteś w grubym błędzie. A teraz przestań udawać, że nie wiesz, o co mi chodzi. Widziałem, co jej wczoraj zrobiłeś! – Draco nie mógł już dłużej wytrzymać. Kumulowana w nim złość musiała znaleźć jakieś ujście. Podszedł do Potter z zamiarem wybicia mu nosa na drugą stronę twarzy, ale niemal w ostatnim momencie się powstrzymał, gdyż zobaczył Dulce stojącego za czarnowłosym i wesoło merdającego ogonkiem. Wyminął sprawnie mężczyznę i podniósł szczeniaka z podłogi. Harry nie krył zdziwienia tym, co zobaczył. Malfoy przytulał do siebie to biedne zwierzę, które lizało go po twarzy. Poczuł jak wszelka agresja z niego wyparowuje, a zastępuje ją poczucie winy.
            - To jest ten pies, co go wczoraj znaleźliście? – Harry wskazał ręką na Dulce, ale Draco nawet na niego nie spojrzał. Był zbyt zajęty głaskaniem psa po grzbiecie.
            - Skoro o wszystkim ci powiedziała to o nim zapewne również. – Czarnowłosy zmieszał się nieznacznie, bo Hermiona o niczym tak naprawdę mu nie powiedziała. Widział jedynie obrazy w jej umyśle. Draco w końcu oderwał wzrok od szczenięcia i spojrzał na Harrego. Może nie był już wściekły, ale nadal w pewnym stopniu zły, a jego obecność wcale nie poprawiała mu humoru.
            - Nie wiem Potter, co Granger ci naopowiadała, ale nie zgwałciłem jej. Nie jestem aż takim sukinsynem, za jakiego mnie masz. Myślisz, że byłbym zdolny do czegoś takiego?
            - Skoro ubliżasz jej z powodu śmierci dziecka, to śmiem twierdzić, że byłbyś zdolny do czegoś takiego.
            - Co Granger ci naopowiadała? Gadaj! – Harry patrzył się hardo w oczy rozmówcy. Czuł, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Jeśli nie powie niczego Malfoy’owi zapewne wyciągnie to z niego sam. Będzie przy tym albo delikatny, używając legilimencji, albo nieco mniej subtelny, wybierając siłę fizyczną. Tak czy owak, Malfoy dowie się, że włamał się do umysłu przyjaciółki, aby dowiedzieć się, co się między nimi wydarzyło. Blondyn nie zamierzał ustępować, o czym wyraźnie świadczyła jego postawa. Wargi zaciśnięte w wąska linię, zmrużone gniewnie oczy i bijąca od niego wściekłość bynajmniej nie były oznaką łagodniejącego konfliktu. Harry w końcu zdecydował się zawiesić broń. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i oparł się o blat kuchenny, poprawiając w międzyczasie spadające z nosa okulary.
            - Jeśli myślisz, że zaproponuję ci ognistą to pomyliłeś adresy. Gadaj! – Malfoy zaczynał się niecierpliwić. Za wszelką cenę chciał się dowiedzieć, co czarownica powiedziała czarnowłosemu o ich spotkaniu i przede wszystkim skąd wzięły się absurdalne oskarżenia o gwałt. Przecież nie zrobił nic, co mogłoby świadczyć o tym, że chce ją w jakiś sposób wykorzystać.
Czy aby na pewno? Czy jesteś o tym tak święcie przekonany? Jestem. Czyżby? Nie zrobiłem nic, co mogłoby świadczyć o tym, że chcę ją przelecieć. Nie złapałem jej za tyłek, nie obmacywałem, nie byłem nachalny. A pocałunek? Asumpt. Czyżby? Nie wiedziałem, co mam robić. Rozryczała się przy mnie, z resztą jak zwykle, przytuliłem ją, choć wiem, że nie powinienem tego robić. A pocałunek? To przez nią. Gdyby przestała ze mną flirtować do niczego by nie doszło! Czyżby? Jesteś pewny, że nie chciałeś jej pocałować? Chciałem. Dlaczego? Nie wiem! Wiesz. Wiem? Jeszcze żadna kobieta nie zawróciła ci tak w tej pustej łepetynie. I dlatego chciałem ją pocałować? Nie, po prostu jak zwykle byłeś na nią napalony jak szczerbaty na suchary…
Draco z wielkim trudem zagłuszył swoją podświadomość. Zadawała niewygodne pytania, na które udzielenie odpowiedzi tylko z pozoru wydawało się łatwe. Granger go intrygowała. Była inna niż jego dotychczasowe kobiety. Chciał móc dowiedzieć się jaka jest, co lubi, co ją denerwuje, ale do tego wszystkiego droga nie prowadziła przez łóżko. Zaprzeczyłby samemu sobie, gdyby stwierdził, że go nie pociągała, ale przy niej miał wewnętrzną blokadę. Nie potrafiłby jej przelecieć i zostawić. Tylko czemu? Czemu tak właściwie się przed tym bronił? Nie był sentymentalny, ale fakt, że Granger straciła niedawno wszystko, co było dla niej najważniejsze działał na niego niczym kubeł zimnej wody. Owszem, gdyby nie zareagowała panicznym lękiem zapewne posunąłby się do pocałunku, ale nigdy w życiu nie zmusiłby jej do niczego, a już tym bardziej do seksu. Teraz jednak sprawa była gorsza, bo bliznowaty chłoptaś nie pytał go o niedoszły pocałunek, a o rzekomy gwałt. Normalnie nie bawiłby się w żadne podchody i wytłumaczyłby Potterowi wszystko czarno na białym, ale nie mógł tego zrobić i nie zaprzeczał, że w dużej mierze chodziło o Granger. Panować nad sobą pomagał mu jedynie Dulce, który lizał i przygryzał palce jego ręki, jakby były najlepszą zabawką na świecie. W końcu ku uciesze arystokraty Harry zdecydował się mówić, co jednocześnie dla niego nie było takie proste.
            - Nic mi nie powiedziała. Nie była w stanie.
            - Więc skąd przypuszczenia, że ją zgwałciłem? – Czarnowłosy spuścił wzrok i z nerwów zaczął poprawiać uporczywie okulary na nosie. Zaczynało do niego docierać, że to, co zobaczył we wspomnieniach Hermiony zostało przez niego źle zinterpretowane. Na dobrą sprawę nie widział niczego, co mogłoby świadczyć o tym, że Malfoy dobierał się do jego przyjaciółki. Ale dlaczego w takim razie kasztanowłosa zachowywała się jak zaszczute zwierzę?
            - Płakała, a gdy do niej podszedłem strzeliła mnie w twarz i mówiła, żebym jej nie dotykał. Jak myślisz, skąd po takim zachowaniu przypuszczenie gwałtu? – Harry w ostatnim zdaniu nie panował nad sarkazmem. Nie potrafił go sobie odmówić, choć w dużej mierze zrobił to nieświadomie. Spodziewał się zobaczyć żal na twarzy blondyna, ale jedyne, co udało mu się dostrzec to lekkie uniesienie lewej brwi w górę. Cała reszta pozostała bez zmian.
            - Nie pytam skąd przypuszczenie gwałtu. Pytam, skąd przypuszczenie gwałtu przeze mnie, Potter. Nie rozumiesz po angielsku?
            - Rozumiem aż zbyt dobrze. – Czarnowłosy zmrużył gniewnie oczy. Nie zamierzał ustępować Malfoy’owi na całej linii frontu. Na blondynie nie zrobiło to jednak wrażenia, a w odpowiedzi prychnął z wyraźną kpiną.
            - To jak tak wszystko idealnie rozumiesz, to teraz wytłumacz mi, na podstawie czego wysunąłeś takie, a nie inne wnioski.
            - Przecież ci powiedziałem.
            - Ja już nie wiem Potter, czy ty jesteś taki głupi, czy tylko takiego zgrywasz. Nie mam ochoty bawić się z tobą w podchody, gadaj w końcu od rzeczy. – Harry poprawił kolejny raz okulary na nosie. Nie miał wyboru, musiał powiedzieć o wszystkim Malfoy’owi, jakby był na ostatniej w swoim życiu spowiedzi. Nie było to łatwe, zwłaszcza, że niespecjalnie przepadał za blondynem. Tolerował go od ślubu z Pansy, ale nigdy nie wchodził z nim w jakieś głębsze, choćby koleżeńskie relacje. Dziś musiał się jednak przemóc. Skoro od Hermiony nie jest w stanie nic wyciągnąć, a z jej wspomnień niewiele jest w stanie wydedukować, musi szukać u drugiego źródła. Chciał dowiedzieć się, co zaszło wczorajszego wieczoru między tą dwójką i najważniejsze, co doprowadziło kasztanowłosą do takiego stanu.
            - Zachowywała się jakby znowu wróciła depresja. Myślałem, że z tego powodu nie chce ze mną rozmawiać, ale gdy do niej podszedłem uderzyła mnie i powiedziała, żebym się do niej nie zbliżał. Nie było jej wczoraj wieczorem, gdy wróciłem do domu, więc od razu pomyślałem o najgorszym.
            - Rozumiem Potter, że pomyślałeś o gwałcie, ale do ciężkiej cholery wytłumacz mi, dlaczego podejrzenie padło na mnie? – Draco starał się jak tylko mógł panować nad sobą. Jednak bełkoczący Potter ani trochę nie ułatwiał mu zadania. Nerwica najwidoczniej wcale go nie opuściła i doktor miał rację, nie pozwalając mu wrócić do pracy. W tym momencie miał ochotę wejść do głowy czarnowłosego i dowiedzieć się w końcu, skąd mężczyzna wysunął takie, a nie inne wnioski. I właśnie wtedy, gdy spojrzał na skonsternowaną twarz Pottera wszystkie elementy tej dziwnej i z pozoru trudnej łamigłówki zaczęły się układać się w jedną całość. Draco uśmiechnął się złośliwie i postawił Dulce na podłodze z obawy, że jak jego przypuszczenia się potwierdzą to udusi stojącego przed nim mężczyznę gołymi rękami.
            - No, no, no. Święty Potter chyba nie pójdzie jednak po śmierci prosto do nieba. Nie spodziewałem się tego po tobie, wiesz? Chyba Granger nie do końca ci ufa i uważa za przyjaciela skoro włamałeś się do jej wspomnień. – Harry spojrzał z malującym się na twarzy przestrachem na blondyna. W duchu modlił się gorliwie, aby Malfoy nie posunął się do tego samego, co on w stosunku do Hermiony i nie odczytał jego myśli. Kpiący uśmiech na twarzy arystokraty rozwiał jednak jego wszelkie wątpliwości.
            - A co miałem zrobić? Ty z resztą nie jesteś lepszy. – Draco spoglądał na czarnowłosego z niezrozumieniem i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Nie zwrócił nawet uwagi na Dulce próbującego się wspiąć po nogawce jego spodni do góry, co szczeniak przyjmował z wyraźną satysfakcją, gdyż nie zaprzestawał swoich działań.
            - Co masz na myśli Potter?
            - Wlazłeś przed chwilą do mojej głowy! – Blondyn omal nie wytrzeszczył swoich szarych oczu ze zdziwienia, a uśmiech na twarzy poszerzył się nieznacznie.
            - Dla twojej wiadomości nie zrobiłem tego. Używam narządu zwanego mózgiem, i który służy do myślenia, a zatem wystarczyło go chociaż trochę bardziej wysilić, aby domyślić się, skąd wziąłeś takie absurdalne przypuszczenia. – Harry zmieszał się na dźwięk tych słów. Nie mógł nie zgodzić się z Malfoy’em, bo faktycznie wystarczyło przemyśleć sprawę i nie rzucać się z pięściami na blondyna w progu domu. Problemem było jedynie to, że nie chciał i nie mógł przyznać się do błędu przed mężczyzną. Wbrew pozorom Harry cenił swoją dumę równie wysoko co Malfoy i wolał oddać życie, niż przyznać się przed nim do pomyłki.
            - Malfoy i myślenie. A to ci dopiero heca.
            - Nie przeginaj, Potter. Tłumacz się teraz, po jakim fragmencie jej wspomnień pomyślałeś o mnie.
            - Nie jesteś moim ojcem, żebym się przed tobą tłumaczył. – Mimo napiętej dość atmosfery Harry starał się zachować resztki godności i nie dać blondynowi satysfakcji z szybkiej wygranej. Był w końcu Gryfonem, a oni nie poddają się tak łatwo, o czym Malfoy, jako urodzony Ślizgon doskonale powinien wiedzieć. Draco nie miał jednak najmniejszej ochoty bawić się w kotka i myszkę. Cienka linia dzieliła go od wybuchu złości i wyładowaniu jej na Potterze, który jeśli nie zacznie w końcu gadać będzie musiał zaprzyjaźnić się z jego prawą i lewą ręką.
            - Umarłbym ze wstydu, mając takiego synalka. Nie mamy całego dnia, więc zacznij mówić po dobroci. – Mężczyźni jeszcze przez moment mierzyli się w milczeniu wzrokiem, aż w końcu Harry westchnął głęboko i uniósł lekko ręce do góry w geście poddania, co wywołało delikatny uśmiech triumfu na twarzy Dracona.
            - To niby nie moja sprawa, co zaszło między wami, ale jak zobaczyłem, że ty ją… no… przytuliłeś…
            - Bo rozryczała się, gdy zaczęła mówić o dziecku. Co miałem zrobić? – Draco szukał neutralnego wyjścia z sytuacji, które pozwoliłoby mu zachować jednocześnie twarz. Nie mógł pozwolić sobie, aby Potter wziął go za jakiegoś sentymentalnego faceta, który ze współczucia pocieszył kobietę. Owszem, zrobił to, ale co go do tego pchnęło i jakie towarzyszyły mu przy tym uczucia Złoty Chłopiec nie musiał akurat wiedzieć. On sam tego na dobrą sprawę dokładnie nie wiedział. Mógł tłumaczyć się współczuciem, ale do niego litość pasowała jak pięść do nosa. Nawet wielkoduszny Potter by w to nie uwierzył. Nie chciał, żeby przy nim płakała, już tyle łez wylała przez niego. Chciał patrzeć na nią jak się uśmiecha, gdy najdrobniejszy gest wywołuje na jej twarzy radość, a nie łzy i smutek. Czy dlatego ją przytulił? Bo chciał, żeby była szczęśliwa? Czuł się wtedy skrępowany, ale jednocześnie jak nigdy wyjątkowo spokojny. Zapach perfum Granger i delikatność jej ciała wpływała na niego jak środek uspokajający. Wystarczała na dobrą sprawę sama jej obecność, żeby osiągnąć ten stan, a co najdziwniejsze, przy niej nie umiał bronić przed uczuciami, które mu towarzyszyły. Granger nie wyśmiała go, gdy się przed nią otworzył i opowiedział jej o wizycie u psychologa. Nie drwiła z niego, nie dogryzała mu, okazała zrozumienie, co dla niego było bardzo ważne. Gdyby Blaise nie wiedział o jego wizytach u lekarza miałby opory powiedzieć o tym nawet jemu. Tymczasem przy Granger nie czuł skrępowania. Mógł opowiedzieć jej o tym i nie martwić się, że go wyśmieje. Być może podświadomie wyczuwał, że u niej znajdzie zrozumienie.
            - Nie wiem, ale to do ciebie niepodobne. Z resztą mniejsza o to. Używając legilimencji czujesz emocje osoby, w której umyśle siedzisz. Czułem, jakie uczucia towarzyszyły Hermionie. Rozgoryczenie, smutek, po chwili szczęście i radość. Gdy widziałem jak na nią patrzysz i podchodzisz do niej, a potem chcesz ją… - W tym momencie Harry przymknął na chwilę oczy. Czuł się mocno skonsternowany rozmawiając o całej tej sytuacji z Malfoy’em. W pewnym stopniu ingerował w jego i Miony strefę prywatną, czego nie powinien robić. Draco z kolei zaczął rozumieć na jakiej podstawie czarnowłosy wysunął przypuszczenia o gwałcie. Granger faktycznie, gdy do niej podszedł zmieniła się w okamgnieniu. Uleciała z niej zuchwałość, a lekki flirt, który między sobą prowadzili został zastąpiony panicznym lękiem. Nic dziwnego, że Potter myślał, że ją wykorzystał. On na dobrą sprawę miałby identyczne przypuszczenia, gdyby zobaczył we wspomnieniach przyjaciółki te same obrazy, co czarnowłosy, i gdyby jeszcze dostał w twarz za to, że usiadł obok niej.
            - W takiej sytuacji nie da się myśleć o niczym innym, Malfoy. Zawsze ją krzywdziłeś, więc myślałem, że tym razem posunąłeś się do…
            - Masz mnie za skończonego skurwysyna, Potter, ale nigdy żadnej kobiecie nie zrobiłbym takiego świństwa. – Z głosu Dracona wiało arktycznym chłodem. Nie ukrywał, że słowa rozmówcy mocno go zdenerwowały i jednocześnie uraziły. Dokładnie wiedział, że Potter go nienawidzi, z resztą vice versa, jednak w życiu nie pomyślałby, że ma go za takiego degenerata, który z zawiści jest zdolny posunąć się do gwałtu. Może i jego zachowanie w trakcie urodzin Pansy w stosunku do Granger dalekie było od przyzwoitego, ale choćby miałby być torturowany Cruciatusem nie zemściłby się na niej w tak ohydny i odrażający sposób.
            - O dziwo wierzę ci i jestem zmuszony cię przeprosić. – Malfoy prychnął w odpowiedzi i spojrzał na rozgoryczonego Harrego, na którego twarzy nie widać już było śladu po niedawnej wściekłości i pogardzie. Blondyna zdziwił nieco ten wygląd, ale nie dał tego po sobie poznać.
            - Ależ dziękuję za taką łaskę wielmożny panie! Czymże się odpłacę za tak wielkie okazane mi miłosierdzie? – Czarnowłosy pokręcił z politowaniem głową i kolejny raz w przeciągu spotkania poprawił okulary na nosie. Od stojącego przed nim mężczyzny biła złośliwość, o czym świadczył nie tylko ton jego głosu przepełnionego cynizmem, ale również cała postawa.
            - Możesz drwić Malfoy dowoli, ale naprawdę cię przepraszam. Myślałem po prostu, że chciałeś ją jeszcze bardziej upokorzyć. To wszystko.
            - Oj bo się popłaczę. Coś jeszcze, Potter czy wystarczy ci sensacji jak na jeden dzień? – Harry miał już zaprzeczyć i odejść, ale w ostatnim momencie coś go powstrzymało. Skoro już jest u Malfoy’a, to dlaczego nie skorzystać z sytuacji i nie wypytać go o całe spotkanie?
            - Jeszcze jedno. Naprawdę jej współczułeś, czy tylko udawałeś? – Draco nie krył zdziwienia pytaniem mężczyzny. Właściwie to nie wiedział, co go pchnęło, aby pocieszyć kasztanowłosą kobietę wczorajszego wieczoru. Być może czuł się winny? Sumienie parę razy próbowało się do niego dobić, ale z reguły je ignorował. Tym razem to było jednak coś innego. Coś, czego nie potrafił nazwać, ale było wyjątkowo przyjemne. Nawet dla niego.
            - Współczułem jej, choć nie mam bladego pojęcia jak się czuje człowiek, któremu dziecko umiera na rękach. Nie wiem, z czym to można porównać, choć zapewne z niczym. Czułem się po prostu podle po tym, jak ją potraktowałem i zrobiło mi się jej żal, dlatego ją przytuliłem. – Harry próbował ukryć swoje zdziwienie. Słowa Malfoy’a w ogóle mu do niego nie pasowały, ale arystokrata w przeciągu całej rozmowy nie kłamał, a przynajmniej odczuwał takowe wrażenie. Nie zmieniało to faktu, że zachowanie Hermiony było porównywalne do zachowania ofiary gwałtu lub zaszczutego zwierzęcia. To nie dawało Harremu spokoju. Jeśli Malfoy nie tknął jej nawet palcem, to znaczy tknął, ale nie w kontekście seksualnym, to dlaczego kasztanowłosa zareagowała z taką histerią? Postanowił zapytać o to arystokratę, choć nie miał pewności, czy wszystkie członki będzie miał po tym pytaniu na właściwym miejscu.
            - Malfoy… Co tak właściwie się wczoraj stało? – Widząc wzrok blondyna Harry uniósł ręce w geście obrony i przystąpił do wytłumaczenia swojego pytania, które teraz wydało mu się kompletnym błędem. – To wasze wprawy i nie powinienem pytać, ale martwię się o nią. Sam słyszałeś, jak się zachowywała.
            - Słuchaj, Potter. Nie mamy żadnych spraw z Granger, przynajmniej nie prywatnych. Nie wiem, czemu ci przylała, ale do niczego jej nie zmusiłem. Z resztą o wszystkim ci już powiedziałem.
            - Tylko ją przytuliłeś? Od tego nie powinienem dostać po twarzy. – Draco wywrócił oczami i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Język rwał mu się do odpowiedzi, ale rozum jednocześnie go hamował, mówiąc, że to nie jest odpowiednia sytuacja na takie wyjaśnienia, a Potter to nie jest właściwa osoba do zwierzeń.
            - Być może dostałeś za całokształt. Nie wiem człowieku, czemu taka jest. Nic jej nie zrobiłem, może chciałem z nią trochę poflirtować, zagalopowałem się i myślałem, że Granger będzie chciała mnie pocałować, ale tłumaczyłem ci, że uciekła, gdy chciałem to zrobić, a co się potem z nią działo nie mam bladego pojęcia. - Harremu o mało oczy nie wypadły z orbit, a Draco uświadomił sobie, że powiedział o parę słów za dużo. Cholerna ślina, co na język słowa przynosi! Miał nie mówić o felernym, niedoszłym pocałunku! Malfoy przeklinał siebie i swoją głupotę w duchu, spoglądając jednocześnie na Harrego. Czarnowłosy wyglądał, jakby został spetryfikowany, jedynie unosząca się równomiernie klatka piersiowa świadczyła o tym, że żyje. Jednak tak szybko, jak Potter zaniemówił, tak szybko odzyskał równowagę i ku jego uciesze nie skomentował ostatniej wypowiedzi. Sam Draco nie chciał się z niej tłumaczyć i dziękował Merlinowi, że mężczyzna nie zadaje jak do tej pory niewygodnych pytań.  Harry zaczął się zbierać w kierunku wyjścia, a Malfoy stał nadal w swoim miejscu, śledząc wzrokiem kroki Pottera.
            - Jeszcze raz przepraszam za te oskarżenia, Malfoy. Mam nadzieję jednak, że po tym wszystkim nie będziesz jej na każdym kroku ubliżał.
            - Po tym wszystkim Granger będzie mnie unikać, z czego jestem w miarę zadowolony i olewać jak tylko się da przy przypadkowym spotkaniu. – Draco czuł ukłucie żalu, gdy wypowiadał te słowa. Dokładnie wiedział, że kobieta będzie robiła wszystko, żeby się teraz z nim nie spotkać. Gdyby nie doszło do tej niezręcznej sytuacji wczorajszego wieczoru zapewne przyszłaby dzisiaj, aby sprawdzić jak sobie radzi w opiece nad psem. Jednak przekroczył wczoraj granicę ich relacji, posuwając się o te pół kroku za dużo i dziewczyna będzie uciekać przed nim, gdy tylko go zobaczy i tym bardziej stronić od jakiegokolwiek kontaktu z nim. Relacji? Wymienienie kilku zdań, które można uznać za konwersację i twoje zapędy nazywasz relacją? Dobrze, może relacja to za dużo powiedziane, jednak poziom ich stosunków uległ poprawie w przeciągu tych kilku godzin. Może nie pałali do siebie od razu miłością przyjacielską, ale przynajmniej się tolerują. Jednak mimo wszystko on nie potrafi puścić tego w niepamięć. Ciągle ma jej konwaliowy zapach na skórze, w nocy zatraca się w jej orzechowych oczach, a na rękach wciąż czuje ciepło i delikatność jej subtelnego, kobiecego ciała. Chciał wyrzucić ją z głowy, jednak nie potrafi. Nawet przestał zwracać uwagę na kręcące się wokół niego kobiety, bo każda nie była nawet w połowie do niej podobna. Granger go intrygowała, co rzadko się którejś udawało. Z drugiej jednak strony nie może popadać w chorą obsesję. Ich stosunki powinny pozostać w relacji znajomy-znajoma i nie powinien doszukiwać się w nich drugiego dna. Granger ma być dla niego po prostu Granger, bez żadnych ozdobników między tymi wyrazami.
            - Nie tylko ona cię olewa. – Z zadumy wyrwał blondyna głos Harrego, który uśmiechał się w jego kierunku z lekkim przekąsem. Draco zmrużył lekko oczy i spojrzał na czarnowłosego z wyrazem niezrozumienia.
            - Co?
            - Twój pies najwyraźniej również. Trzymaj się Malfoy. – Harry wyszedł z kuchni zostawiając w niej Dracona, którego wzrok utkwiony był w Dulce siedzącym obok jego świeżo wypastowanego z rana buta i lizał się po łapie. Na bucie zaś i wokół niego roztaczała się sporych rozmiarów kałuża, zapewne moczu szczenięcia.

* * * * *

            Pansy stała w progu kuchni i razem z przerażoną Lilly uwieszoną na jej szyi wpatrywała się w drzwi, które przed chwilą zamknęły się za wściekłym Harrym. Kobieta nic nie rozumiała z zaistniałej sytuacji. Jej mąż rzadko kiedy okazywał taką wściekłość. Praktycznie nigdy tego nie robił. Zawsze starał się trzymać nerwy na wodzy, ale tym razem coś musiało go zirytować do tego stopnia, że bez opamiętania wypadł z domu niczym tajfun. Czarnowłosa spojrzała na siedzącą na podłodze Hermionę, która trzęsła się jak trzcina na wietrze. Podeszła do niej sadzając córkę obok przyjaciółki i złapała ją za rękę. Kasztanowłosa jednak nie zwróciła na nią uwagi. Wpatrywała się w swoje kolana, oddychając szybko i nerwowo.
            - Miona, co się stało? – Pansy nie otrzymała jednak żadnej odpowiedzi. Usiadła obok Hermiony, która nagle wtuliła się w nią jak małe dziecko. Czarnowłosa spodziewała się ataku płaczu, jednak nic takiego nie nastąpiło. Kobieta nadal się trzęsła, ale z jej oczu nie wypłynęła ani jedna łza. Lilly wyczuwając panującą w pomieszczeniu atmosferę wgramoliła się niezdarnie na kolana panny Granger. Dopiero to odwróciło jej uwagę, a na jej usta wypłynął blady uśmiech.
            - Chcesz pogadać o tym? – Hermiona oderwała wzrok od oczu dziewczynki i przeniosła go na przyjaciółkę. Bała się mówić komukolwiek o incydencie z Malfoy’em, ale Pan była w tym momencie jedyną osobą, która mogła ją zrozumieć. Usadowiła Lilly wygodniej na kolanach i spuściła wzrok. Miała nadzieję, że będzie jej łatwiej opowiedzieć o tym wszystkim, gdy nie będzie patrzyła na Pansy.
            - Ja nie wiem, co mam ci powiedzieć. Nie wiem, co mam na ten temat myśleć.
            - Przede wszystkim powiedz mi, dlaczego wczoraj wróciłaś tak późno. – Panna Granger przygryzła nieco dolną wargę, ale nie podniosła wzroku. Miała nadzieję, że nikt nie zauważył jej powrotu, a tym bardziej modliła się, żeby Pansy nie słyszała jej płaczu. Nie chciała, aby przyjaciółka myślała, że depresja do niej wróciła. Ona po prostu była przerażona wydarzeniami z domu Malfoy’a i nie potrafiła sobie poradzić z tym panicznym strachem.
            - I dlaczego płakałaś pół nocy. Co się stało Miona? Nie chcesz czy nie możesz mi o tym powiedzieć? – Hermiona pokręciła przecząco głową. Chciała powiedzieć o wszystkim Pansy, ale głos ugrzązł jej w gardle. Nagle poczuła na swoim policzku delikatny dotyk, a gdy podniosła wzrok ujrzała wpatrzone w nią oczka Lilly, która uśmiechała się do niej niczym mały aniołek. Jak ona to robiła, że wystarczył jeden uśmiech, jedno spojrzenie, aby cały świat wydawał się lepszy?
            - Wczoraj… poszłam do Frederica. – Pansy po usłyszeniu tych słów zaczynała przeczuwać najgorsze. Bała się nawrotu depresji, którą przeszła przyjaciółka. Ale nie mogła jej zakazać odwiedzin syna. Nikt nie mógł jej tego zabronić. Czarnowłosa wierzyła Hermionie, że pozwala jej to w dalszym funkcjonowaniu. Teraz jednak zaczynała się obawiać, że te odwiedziny bardziej ją wyniszczają niż pomagają. Przyjaciółka już dawno nie była taka roztrzęsiona i przygnębiona, a zatem musiało stać się coś, co przywołało bolesne wspomnienia i zadało kolejne obrażenia na i tak poranionym sercu i duszy.
            - Spotkałam tam Malfoy’a. Nie mam pojęcia, co ona tam robił. Mówił coś o jakimś psychiatrze i leczeniu.
            - Dracona? – Pansy na dźwięk nazwiska swojego przyjaciela zaczęła odczuwać jeszcze większy niepokój. Po arystokracie można się było spodziewać najgorszego w stosunku do kasztanowłosej. Hermiona jedynie przytaknęła w odpowiedzi głową.
            - Znowu cię wyzywał od… - Panna Granger nie dała dokończyć zdania przyjaciółce, kręcą tym razem przecząco głową i ku swojemu zdziwieniu podniosła wzrok i spojrzała w oczy czarnowłosej.
            - Nie. Nie zrobił tego ani razu. – Pansy uniosła wysoko brwi ze zdziwienia. To było niepodobne do Dracona, jednak nie przerwała kasztanowłosej. – Siedzieliśmy i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nagle on zobaczył, jak ktoś po drugiej stronie cmentarza przerzuca coś przez mur. Poszłam tam za nim. W worku znaleźliśmy szczeniaka, którego Malfoy zdecydował się wziąć do siebie. Pomogłam mu go wykąpać i nakarmić. Ani razu przy tym mnie nie wyzwał. Rozmawialiśmy normalnie, aż nagle mnie przeprosił.
            - Przeprosił? On? – Czarnowłosa nie kryła zszokowania. Nie przypominała sobie, aby przyjaciel kiedykolwiek i kogokolwiek kiedyś przeprosił. A Hermionę już w szczególności. W trakcie jej przyjęcia urodzinowego wyszedł po prostu i wrócił do domu i nawet wtedy nie przeprosił kasztanowłosej za swoje prymitywne zachowanie. Co więc się stało, że zakochany w sobie po uszy arystokrata okazał skruchę?
            - Tak, przeprosił mnie. Przeprosił za to, że ubliżał mi z powodu śmierci dziecka. Chciałam nie okazać po sobie cierpienia, ale nie potrafiłam. Rozpłakałam się, a wtedy on… on mnie… przytulił. – Ostatnie słowo Hermiona wymówiła niemal szeptem i spuściła ponownie wzrok. Pansy natomiast musiała zamrugać parę razy oczami, aby przyswoić sobie usłyszane przed chwilą słowa.
            - Co zrobił?
            - Przytulił mnie i uspokoił. Jeszcze nigdy nikomu to się tak szybko nie udało.
            - To dlaczego płakałaś? To z jego powodu? – Kasztanowłosa przytaknęła lekko głową. Toczyła ze sobą walkę, czy powinna zakończyć historię w tym momencie, czy też opowiedzieć Pansy, że Malfoy chciał ją pocałować. Gdy dziewczyna przypomniała sobie o tym zamknęła z bezsilności oczy. Po blondynie zawsze spodziewała się najgorszych rzeczy – jawnej drwiny i szydzenia z niej na każdym kroku. Jednak to, co miało się wczoraj wydarzyć zburzyło jej cały światopogląd o nim. Nadal widziała w nim zakochanego w samym sobie arystokratę, ale jego zachowanie różniło się od tego, którym ją raczył. Nie wiedziała, co ma o tym myśleć. Do głowy przychodziły jej rzeczy, które blondyn z pewnością byłby zdolny zrobić jej w szkole. Wykorzystać chwilę słabości, aby zaciągnąć do łóżka kobietę, która go nienawidzi. Ale skąd miała pewność, że nie o to mu właśnie wczoraj chodziło? Skąd mogła wiedzieć, że Malfoy wbrew pozorom miał w sobie resztki człowieczeństwa i nie wykorzystałby jej, żeby jeszcze bardziej ją upokorzyć? Niczego nie można być pewnym. Życie to nie formułka, której można się nauczyć na pamięć. Ono zaskakuje na każdym kroku i jest nieprzewidywalne.
            - Przeraziłam się swoim podejściem do niego. Nie traktowałam go już jak wroga, on mnie z resztą również, a przynajmniej miałam takie wrażenie.
            - Skrzywdził cię? To dlatego Harry był taki zdenerwowany?
            - Pan, on chciał mnie pocałować! – Hermiona nie wytrzymała rosnącego w niej napięcia. Krzyknęła tak głośno, że nawet Lilly podskoczyła na jej kolanach i spoglądała teraz na swoją mamę ze strachem. Pansy zabrała córkę od przyjaciółki i objęła kasztanowłosą ramieniem. Hermiona nie umiała już walczyć z emocjami i wspomnieniami. Kolejny raz rozpłakała się na dobre, chowając twarz w dłoniach i podkurczając kolana pod samą brodę. Czarnowłosa czuła się w tym momencie bezsilna. Nie mogła przyswoić informacji, które przed chwilą otrzymała od przyjaciółki. Podobnie jak ona spodziewała się po mężczyźnie najgorszych rzeczy, jednak to, co przed chwilą usłyszała kompletnie zbiło ją z tropu. Mimo wszystko ona, w przeciwieństwie do panny Granger nie posądzała Dracona o jakiekolwiek ludzkie uczucia. Wiedziała, że blondyn niczego w stosunku do kobiet nie robił bezinteresownie. Ale jeśli chciał zrobić z niej swoją kolejną damę do towarzystwa, to grubo się pomylił i będzie się musiał ostro tłumaczyć, dlaczego chciał to zrobić.
            - Miona nie płacz. Nie warto wylewać na niego łez. Przecież wiesz dokładnie jaki on jest.
            - No właśnie ja już nie wiem! Pansy wytłumacz mi, czy można chcieć przelecieć kobietę, której się nienawidzi tylko dlatego, żeby jej jeszcze bardziej dokopać?
            - Będziesz mieć do mnie żal po tym, co powiem, ale twierdzę, że Draco nie jest zdolny do czegoś takiego. – Hermiona spojrzała w oczy przyjaciółki i nieco się uspokoiła. Pansy zawsze mówiła prawdę, brzydziła się kłamstwem, a w tym momencie była jej ona bardzo potrzebna. Nie sprawiła jednak, że mętlik w jej głowie się zmniejszył. Czuła się wewnętrznie rozdarta. Z jednej strony chciała wierzyć Pan, ale z drugiej obawiała się, że przyjaciółka broni mężczyzny, bo zna się z nim od dziecka.
            - Więc czemu? Czemu chciał to zrobić? – Pansy patrzyła w zaczerwienione i przepełnione łzami oczy kasztanowłosej. Nie potrafiła być obojętna na taki widok. Zagryzła z nerwów lekko dolną wargę, a następnie westchnęła głośno. Miała przed sobą niemałe wyzwanie. Musiała wytłumaczyć zachowanie przyjaciela, tak żeby Hermiona nie była na nią wściekła, ale jednocześnie nie oczerniając Dracona.
            - Psychika Dracona jest bardzo złożona. On… kurcze, nie wiem jak mam to ująć.
            - Po prostu wytłumacz mi, dlaczego chciał to zrobić. Znasz go lepiej niż ja.
            - Znam, ale nie zawsze jestem w stanie określić, co go ciągnie do jakiej kobiety. Być może u ciebie był to fakt, że jesteś dla niego niedostępna.
            - Potwierdzasz moje przypuszczenia w tym momencie. – Pansy kolejny raz westchnęła. Faktycznie, przed chwilą jakby przyznała Hermionie rację, że Draco chciał ją zaciągnąć do łóżka, ale analizując jego poprzednie wybranki, oczywiście mówiąc tylko o tych, o których wiedziała, nie potrafiła doszukać się innego wytłumaczenia. Malfoy nie jest typem mężczyzny, którego strzała Amora trafia niczym grom z jasnego nieba. Do niego grzechem jest przypisywać określenie miłość. Z resztą takie wytłumaczenia to pic na wodę fotomontaż. Gdyby próbowała tłumaczyć przyjaciela uczuciami zwariowałaby do reszty.
            - Ustalmy coś, Miona. Draco nie miał zamiaru cię zaliczyć, okej? – Hermiona patrzyła na Pansy niemal z błaganiem, aby odwołała te słowa, jednak hardy wzrok przyjaciółki uniemożliwiał jej inną odpowiedź, jak przytaknięcie głową, co też kasztanowłosa po chwili zrobiła. – Nie chcę go w żadne sposób bronić, ale nie myślisz, że chciał cię po prostu pocieszyć?
            - Pocieszyć? Całując mnie? – Panna Granger prychnęła głośno i zwiesiła głowę. Nie wierzyła w to, żeby Malfoy chciał ją jedynie pocieszyć. – Gdyby tak było to skończyłby jedynie na przytuleniu mnie.
            - On nie jest dobry w relacjach damsko-męskich, a przynajmniej nie w takim kontekście, jak my to rozumiemy. Dla niego znajomość z kobietą zazwyczaj jest ograniczona do jednorazowych wyskoków. Ale to są panny, których wcześniej nie znał. Z tobą jest inaczej.
            - Nie przespał się ze mną tylko dlatego, że chodziliśmy razem do szkoły?
            - Nie, nie przespał się z tobą, bo nawet on rozumie, jak boli utrata kogoś, kogo bardzo się kocha. Nie skrzywdziłby cię bardziej niż robił to w przeszłości i trochę w teraźniejszości. – Hermiona słuchała i analizowała każde słowo wypowiedziane przez Pansy. Rozum jej podpowiadał, że nawet Malfoy nie byłby zdolny do wyrządzenia jej takiego świństwa. Coś ją jednak pchało ku drugiej opcji, tej, którą Pan kazała jej odrzucić. Ale na Merlina! Współczujący i pocieszający Malfoy?! To się kupy nawet nie trzyma!
            - Powiedz mi, Miona, czy ty chciałaś tego pocałunku? – Hermiona podniosła gwałtownie swoją głowę, ale nie potrafiła powiedzieć, jakie uczucia jej towarzyszyły, słysząc pytanie przyjaciółki. Z jednej strony był to strach, strach przed własną odpowiedzią, ale z drugiej głęboka konsternacja, bo zdawała sobie coraz bardziej sprawę ze swojego absurdalnego zachowania.
            - Nie chciałam. Na pewno nie z nim. Nie z mężczyzną, którym jest Malfoy.
            - Ale cię nie pocałował. Dlaczego w takim razie płakałaś całą noc?
            - Bo pierwszy raz od śmierci Frederick’a, pierwszy raz od odejścia od Rona jakiś mężczyzna tak na mnie zadziałał. Czułam się szczęśliwa, byłam spokojna, nawet moment opowiadania o dziecku przy Malfoy’u nie był tak bolesny, jak na przykład przy was. Przeraziłam się tego, przeraziłam się swoich uczuć w jego obecności. – Panna Granger odwróciła wzrok od czarnowłosej i przeniosła go na Lilly. Dziewczynka miętosiła w rączkach kawałek jej bluzki, który właśnie wyciągała z buzi. Hermiona zapragnęła żyć właśnie takim życiem. Beztroskim, przepełnionym zabawą, a kłopoty żeby sprowadzały się jedynie do dylematu, czy bawić się lalkami, czy klockami. Zdawała sobie sprawę, że patrząc na Lilly uciekła przed przeszywającym wzrokiem Pansy, ale nie potrafiła inaczej. Nie chciała dostrzec w oczach przyjaciółki prawdy, której ona tak bardzo się wystrzegała.
            - Bałaś się szczęścia? Przecież chciałaś przestać żyć przeszłością. Jak chcesz to zrobić, uciekając przed radością w życiu?
            - Nie chcę uciekać, ale nie chcę też szczęścia przy Malfoy’u. Nie chcę kolejny raz przechodzić przez to wszystko, przez radość, rodzinę, później utratę. Nie jestem na to gotowa.
            - Wybacz Hermiono, ale nie wydaje mi się, aby Draco chciał zostać twoim mężem, a później ojcem waszego dziecka. On nie znosi dzieci i życia rodzinnego.
            - To nie o to chodzi Pan. To nie chodzi o Malfoy’a, ale wyłącznie o to, co wtedy czułam. Nie czuję się gotowa, żeby odczuwać takie emocje przy żadnym mężczyźnie. Na dobrą sprawę mógł być to każdy inny facet. I przy każdym, który doprowadziłby mnie do uczucia spokoju, sprawił, że byłabym szczęśliwa, chciała flirtować, czułabym to samo, co przy nim. – Pansy zamyśliła się nad słowami Hermiony. Dostrzegała w nich potworną logikę jej zachowania i tego, co nią kierowało. Przewodniczył temu wszystkiemu głównie strach. Lęk o przyszłość. Kasztanowłosa nie była przerażona zachowaniem Dracona, ale swoimi własnymi odruchami i uczuciami. Chciała od nich uciec, nie pamiętać, jak się flirtuje z mężczyzną, wchodzi w głębszą znajomość. Pragnęła żyć dla dziecka, które umarło bez czerpania korzyści dla siebie.
            - Czyli chcesz żyć na nowo, czuć szczęście, radość i miłość, ale bez udziału osób trzecich?
            - Jedyną osobą, którą pokochałam, i przy której została cała moja miłość jest Frederick. Boję się jakiejkolwiek znajomości z mężczyzną, bo dla mnie to podstawy związku, czyli czegoś, czego nie chcę, na co nie czuję się gotowa. Nie potrafię żyć w niezobowiązujących relacjach i jednorazowych wyskokach.
            - Ale Harrego i Blaisa się nie boisz. Chyba w takim razie nie rozumiem wszystkiego.
            - Harry to mój przyjaciel, kocha cię najmocniej na świecie, podobnie Blaise, oni nigdy nie pomyśleliby, żeby mnie całować. To przyjaciele, a Malfoy to po prostu Malfoy. Dla niego jestem kujonicą z Hogwartu, z którą nic go nie łączy, więc uznał, że można zabawić się moim kosztem.
            - Ustaliłyśmy coś, prawda? Draco nie chciał cię zaciągnąć do łóżka i wykorzystać.
            - Pansy nie wiesz tego! Nie wiesz tego tak samo jak ja. Nie wiem, co nim kierowało, czemu chciał mnie pocałować, wiem jedynie, że nie powinnam nigdy do takich rzeczy dopuścić. W moim życiu nie ma miejsca dla żadnego mężczyzny, jedynie dla Frediego. – Hermiona kolejny raz czuła wzbierające w jej oczach łzy. Do jasnej cholery dziewczyno weź się w garść! Ile jeszcze będziesz ryczeć na wzmiankę o dziecku? Kasztanowłosa niechętnie przyznała swojej podświadomości rację i otarła wierzchem dłoni oczy. Płakała wystarczająco długo, teraz pora na zebranie wszystkich kawałków życia do kupy i musi zacząć żyć dla synka, w końcu obiecała mu to. I nikt, nawet zakichany od siedmiu boleści Malfoy nie powinien być w stanie jej w tym przeszkodzić. Musi zapomnieć, udawać, że to spotkanie nigdy nie miało miejsca. Nigdy nie spotkała się z Malfoy’em na cmentarzu, nie było żadnego szczeniaka, nie była u niego w domu, nie było żadnych rozmów, nigdy jej nie przytulił, a chęć pocałunku jest tylko urojeniem. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić, co nie? Hermiona kolejny raz przytaknęła swojej podświadomości, ale nie mogła się poddać. Zawsze była wytrwała w dążeniu do celu, który sobie obrała. Teraz jej celem jest zapomnieć o Malfoy’u i o tym, do czego między nimi doszło. Tak będzie najlepiej dla wszystkich, a w szczególności dla niej.
            - Chcę zapomnieć. To wszystko nigdy nie miało miejsca.
            - Że co? – Pansy nie kryła swojego zdziwienia. Nie podejrzewała Hermiony o takie podejście do sytuacji, ale na dobrą sprawę to było najlepsze wyjście. Udawać, że to spotkanie nigdy się nie odbyło, a to, do czego na nim doszło również się nie wydarzyło.
            - To co słyszysz. Muszę zapomnieć. Nie mogę żyć domysłami i urojeniami. Tak będzie najlepiej.
            - Dla kogo?
            - Dla wszystkich. Nie pytaj więcej Pansy o to, nie wracaj do tego tematu, to spotkanie nigdy nie miało miejsca, a gdy wróci Harry, proszę powiedz jemu to samo, co ja tobie. Zapomnij tak samo jak ja staram się zapomnieć. – Hermiona oddała małą Lilly Pansy i otrzepała bluzkę z niewidzialnych paprochów. Następnie włożyła kozaki i sięgnęła do wieszaka po płaszcz, ale w ostatnim momencie zorientowała się, że zostawiła go przecież u Malfoy’a. Zacisnęła w powietrzu pięść i zamknęła oczy. Znowu ten cholerny Malfoy! Odwróciła się w stronę Pansy i spróbowała uśmiechnąć się do niej. Był to blady i ledwie dostrzegalny uśmiech, ale przynajmniej stwarzała pozory. Następnie udała się do pokoju, gdzie stały wszystkie jej torby z rzeczami i wyciągnęła z jednej z nich czarną kurtkę, którą po chwili miała już na sobie. Zabrała klucze z szafeczki nocnej i ruszyła do drzwi wyjściowych. Miała wyjść, gdy zatrzymało ją wołanie Pansy.
            - Miona! Gdzie ty idziesz?
            - Do kawiarni. Jakoś muszę zapomnieć, a praca wydaje się ku temu najlepsza.
            - Poczekaj, pójdziemy z tobą. – Jednak kasztanowłosa pokręciła przecząco głową.
            - Chcę być sama, proszę cię Pan.
            - Nie. Nie będziesz zarzynać się na śmierć tylko przez głupie postanowienie. – Te słowa zatrzymały Hermionę na dłużej w mieszkaniu państwa Potter. Zamknęła drzwi wyjściowe i oparła się o nie, krzyżując ręce na piersiach. Pansy w tym czasie zdążyła włożyć małej Lilly buciki na nóżki i wiązała jej pod szyją szalik.
            - Uważasz, że jest głupie? – Ton głosu kasztanowłosej nie należał do najprzyjemniejszych. Był wręcz agresywny, bo panna Granger nie widziała niczego absurdalnego w swoim postanowieniu. Dla niej było to najlepsze wyjście z zaistniałej sytuacji. Udawanie, że to, co się wydarzyło nigdy nie miało miejsca. Być może kiedyś odczuje tego zgubne skutki, nie można w końcu całe życie uciekać przed problemami i w końcu będzie musiała ponieść odpowiedzialność za swoje czyny. Obecnie jednak zapomnienie było dla niej najwygodniejszym rozwiązaniem. Brak pytań, brak domysłów, brak wszelkiej analizy i rozpamiętywania. Takie wyjście było wygodne. Ale czy słuszne?
            - Tak. Uważam, że jest wręcz idiotyczne, ale rób jak chcesz.
            - Więc co twoim zdaniem powinnam zrobić?
            - Dowiedzieć się prawdy. Nigdy nie uciekałaś przed nią, zawsze jej szukałaś. Co się tym razem zmieniło?
            - Bo nie chcę jej po prostu poznać. Pansy zapomnij tak samo, jak ja chcę zapomnieć. O to jedno cię proszę i nie wracaj już więcej do tematu Malfoy’a. Nie, jeśli cię wyraźnie o to nie poproszę. Umowa stoi? – Hermiona wyciągnęła w kierunku przyjaciółki rękę. Pansy zawahała się. Była w sytuacji bez wyjścia tak naprawdę. Jeśli odmówi Hermionie, to przyjaciółka będzie ją traktować z dystansem. Jeśli z kolei przyjmie jej warunki, to choćby dowiedziała się od Dracona, czemu chciał ją pocałować i tak nie będzie mogła powiedzieć o tym kasztanowłosej. Będzie musiała udawać, że dzisiejsza rozmowa w ogóle nie miała miejsca. Ale czy ona będzie potrafiła żyć z tak dużym kłamstwem? Pansy spojrzała kolejny raz na przyjaciółkę i to jedno spojrzenie wystarczyło, aby wiedzieć, że Hermiona zdania nie zmieni. Uścisnęła więc jej wyciągniętą dłoń i tym samym poczuła, jak na własnej szyi zawiązuje ciasną pętlę. Pętlę kłamstwa i życia w ułudzie. Przynajmniej odnośnie Dracona.
            - Zgadzam się. Nie mam wyjścia.
            - Cieszę się, że podzielasz moje zdanie.
            – Taa…  O jakże się cieszę! Wprost skaczę z radości! – Panna Granger wywróciła jedynie oczami i nie skomentowała ironicznej wypowiedzi przyjaciółki. Zdawała sobie sprawę, że najrozsądniejsze wyjście to nie było, ale obecnie najlepsze. I tego wytłumaczenia zamierzała się trzymać. Nie wiedziała jedynie, że to rozwiązanie nie przyniesie wielkich efektów i już niedługo będzie musiała ponownie zmierzyć się z obiektem swych rozmyślań i problemów.

13 komentarzy:

  1. Ostatnie zdanie jest niczym masło na me uszy <3 To wszystko musi dać się jakoś ogarnąć. Wierzę w naszych głównych bohaterów. Teraz może bardziej ogólnie. Kolejny świetny rozdział. Wizyta Harry'ego u Dracona na szczęście obyła się bez rękoczynów i w sumie bardzo przypadła mi do gustu. Lubię takiego... ludzkiego Malfoya. Nie mniej jednak to Dulce awansował/a (szczerze to sama nie wiem, która końcówka jest tu tą właściwą :D) na mojego absolutnego ulubieńca <3 Zdecydowanie ktoś taki przyda się w życiu Dracona. Generalnie wszystko jest mega i już nie mogę się doczekać czerwca, a tymczasem powodzenia na maturach i niech Merlina nam sprzyja w tym trudnym czasie :D
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. I ja mam wytrzymać do czerwca? Może zawitam tutaj ponownie, ale pewna nie jestem. W końcu nie każdy wychodzi cało z depresji. I tak, możesz czuć się winna. Ewentualnie możesz mnie przekupić... Czekaj, to nie ma sensu. Zajrzę tutaj, choćby niewiadomo co się stało. A ja niepotrzebnie teraz histeryzuję (czyt. popadłam w słowotok).
    Wesołych świąt! ;)
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Po 1 życzę ci Wesołych świąt!,
    2 zdania wszystkigo,
    3 Dużo pomyszłow na dramione i Snypa,
    4 chce by wrescie jak dasz radę polała się krew
    5 Rozdział jest super,
    6 Nie moge się doczekać czerwca,
    7 Niech wena cię napelni po brzegi,bo twoje rozdziały cale nie są zwyczajne, są niezłykłe

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny rozdział! Czekam z niecierpliwością na kolejny i życzę powodzenia na maturze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Miodzio!
    Ja nie wiem jak wytrzymam tyle czasu bez Twoich notek :((
    Rozdział genialny jak zawsze.
    Powodzenia na maturze i do zobaczenia w czerwcu ;*
    Pozdrawiam

    ~Blonde Princess~

    OdpowiedzUsuń
  6. Napisałam długi komentarz, ale gdy go wystawiałam wyłączył mi się internet ;__; Tak w skrócie- super rozdział, przede wszystkim długi :) Brakowało mi tu jakichś rękoczynów (ale to pewnie dlatego, że ostatnio czytałam dość brutalne opowiadanie xD), jednak jestem dość zadowolona z wizyty Harrego u Draco. Nie rozumiem, dlaczego ktoś miał problem pod ostatnim rozdziałem, ponieważ bardzo dobrze przekazujesz nam uczucia bohaterów i ich zachowanie jak dla mnie było prawidłowe. Każdy jednak inaczej wszystko odczuwa, różna jest mentalność, empatia u ludzi ;) Sądzę, że ten rozdział powinien im wszystko wyjaśnić. Pozdrawiam i życzę powodzenia w nauce i oczywiście na maturze :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Co tu dużo pisać? Rozdział jest świetny jak wszystkie pozostałe. Fajnie wymyśliłaś z tym szczeniakiem ;) czekam do czerwca i trzymam za ciebie kciuki. Poradzisz sobie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zostałaś nominowana do Liebster Award więcej tutaj --> http://milosc-tylko-ona-daje-nam-szczescie.blogspot.com/2015/05/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  9. Genialny! :-) kiedy wracasz?

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeszcze trzy dni :D Nie umiem się doczekać! :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Ostatnie zdanie najlepsze xD Nie no tak wgl super ! ♥

    OdpowiedzUsuń
  12. "Twój pies najwyraźniej również. Trzymaj się Malfoy. " Przy tym momencie, padłam i nadal nie mogę się podnieść ze śmiechu "D

    OdpowiedzUsuń