Po ostatnich komentarzach śmiem twierdzić, że jesteście w stanie wybaczyć mi zepsucie urodzin Pansy. Końcówka wyszła pod wpływem chwili, z początku miało jej nie być, ale widzę, że to właśnie ona najbardziej się Wam spodobała. Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak pisać pod wpływem impulsu ;)
Rozdział 17 nie wnosi zbyt wiele. Przez ostatni tydzień mocno się rozchorowałam i wena razem ze mną. Notka nie jest zbyt produktywna, to raczej takie gdybanie i w dużej mierze rozmowy o wszystkim i o niczym. Ni mniej ni więcej ufam, że ją również przyjmiecie z życzliwością jak wszystkie dotychczasowe.
Kolejna część opowiadania z góry zapowiadam, iż będzie poświęcona dwójce naszych emerytowanych nauczycieli. Dawno nic o nich nie pisałam, a nie chcę kończyć tego wątku na dwóch rozdziałach. Także za dwa tygodnie - 15 lutego dowiecie się, co postanowił nasz ukochany Severus w związku z Rolandą, i co mu z tych planów wyszło.
Na koniec zapraszam Was wszystkich do czytania i oczywiście do komentowania :)
Realistka
* * * * *
W mieszkaniu Dracona dało się
słyszeć głośny trzask charakterystyczny dla teleportacji. Po chwili w
pomieszczeniu pojawił właściciel domu we własnej osobie, a pierwszym co zrobił
było mocne uderzenie pięścią w ścianę. Blondyn miotał się po całym pomieszczeniu,
naparzając w Bogu ducha winne sprzęty, które stanęły mu na drodze. Malfoy był
wściekły. Chorobliwie wkurzony na samego siebie i na swoje idiotyczne
zachowanie. Co mu do łba strzeliło, że powiedział coś takiego Granger?! Jeszcze
jakiejkolwiek innej kobiecie to okey, ale na miłość boską to była Granger!
Przemądrzała Gryfonica z Hogwartu, która zjadła wszystkie możliwe książki! Co
się więc do jasnej cholery stało?! Blondyn chwycił za starą i bardzo drogą
wazę, która stała akurat pod jego ręką, ale w momencie, gdy miał rozebrać ją na
części pierwsze przy użyciu siły fizycznej i ściany, coś go powstrzymało.
Odłożył naczynie na miejsce i szybkim krokiem podążył w kierunku kuchni. Miotał
się po niej, jakby nie wiedząc, czego tak właściwie szuka. Jedna szafka, druga,
trzecia – nigdzie nie było tego, na czym w tym momencie mu najbardziej
zależało. Trzasnął mocno drzwiami od lodówki i oparł się rękami o blat
kuchenny, zamykając przy tym oczy. Oddech miał szybki i urwany, jakby wbiegł
przed chwilą na dwudzieste piętro, a na dodatek przed oczami zamajaczyła mu
postać Granger. Jej tęczówki, których kolor zmieniał się jak w kalejdoskopie.
Od głębokiej i ciemnej czekolady po złocisty bursztyn. W uszach zaczął dudnić
mu jej perlisty śmiech z dzisiejszego spotkania. Zakrył je dłońmi, ale to nic
nie dało, jednak gdy otworzył oczy doznał nagłego olśnienia. Dorwał się do
małej szafeczki w kącie kuchni i wyciągnął z niej tabliczkę czekolady. Nie
zważając na instrukcję otwarcia rozerwał opakowanie i zatopił w ciemnej słodyczy
zęby. Gdy poczuł na języku jej smak osunął się leniwie na podłogę z błogim
uśmiechem. Już dawno nic nie wprawiło go w stan niebiańskiego szczęścia, a nie
spodziewał się, że uczyni to taka mała i słodka rzecz. Kostka za kostką
lądowała w jego buzi rozkosznie rozpływając się na podniebieniu. Z reguły
gardził czekoladą i wszelkimi odmianami słodyczy, ale dzisiaj, w tym momencie
nie był w stanie oprzeć się tej przyjemności. Mniej więcej w połowie tabliczki
jego ręce znieruchomiały. Popatrzył się na trzymaną kostkę czekolady i obejrzał
ją dokładnie z każdej strony. Była taka jak zawsze – kwadratowa i ciemna.
Jednak jego mózg nie spoglądał na nią, jak na kawałek czegoś słodkiego, ale jak
na kobietę o kasztanowych włosach i orzechowych oczach. Zdał sobie sprawę, że
pochłonął tak bardzo znienawidzony produkt, myśląc o równie znienawidzonej
osobie, jaką jest panna Granger. W ekspresowym tempie zgniótł resztę czekolady
i wyrzucił ją do kosza.
- Niech cię szlag Granger.
W tym samym czasie, gdy młody Malfoy
umilał sobie życie porcją czekolady, na balkonie nadal stała Hermiona, tępo
wpatrując się w miejsce, które jeszcze przed chwilą zajmował mężczyzna. Jej
szare komórki kompletnie odmówiły współpracy, a ona nie wiedziała jak ma je
zmusić do ponownego działania. Chciała zrozumieć, co pokierowało chłopakiem do
powiedzenia takiej rzeczy. Próbowała rozpatrywać jego zachowanie na różnych
płaszczyznach. Może się czegoś naćpał i w wyniku stracił kontakt z
rzeczywistością? Albo chciał się z niej najnormalniej w świecie ponabijać?
Koncepcję o dobrym wychowaniu i powiedzeniu komplementu z nieprzymuszonej woli
odrzucała na wstępie, ale jak na złość tylko ona jej pasowała. ,,Bo mi się
podobają”. Hermiona zaczęła przypuszczać, że nie dosłyszała słowa ,,nie” w
zdaniu Malfoya, ale mężczyzna mówił bardzo wyraźnie i musiałaby być głucha, aby
w coś takiego uwierzyć. Pozostało jej w takim razie żyć z faktem, iż blondynowi
rzeczywiście podobał się jej zapach. Co prawda nie widziała niczego specjalnego
w woni konwalii i bergamotki, ale ten zadufany w sobie arystokrata
najwidoczniej tak. Oparła się o balustradę układając głowę na prawej ręce.
Wciąż wiał porywisty i zimny wiatr, ale ona zdawała się tego nie zauważać.
Czuła, jak jej policzki wprost płoną, ale nie wiedziała za bardzo, z jakiego powodu.
Miała do wyboru dwie opcje. Pierwsza była taka, że najnormalniej w świecie była
wściekła na swoją niewiedzę. Bądź co bądź było to wysoce prawdopodobne. Druga
nie przedstawiała już się tak realistycznie, bowiem zakładała, że to właśnie
osoba Malfoya doprowadziła ją do takiego stanu. Przez głowę kasztanowłosej
przebiegło nagle jedno słowo – pożądanie. Czy to możliwe, że miała już tak
namieszane w głowie, że zaczęła ją pociągać osoba Malfoya? Okey, może nie czuła
się dzisiejszego dnia najlepiej i lekko pobolewała ją głowa, ale raczej umiała
rozróżnić mężczyznę od skretyniałego gnojka. A tym pierwszym szanowny pan
arystokrata od siedmiu boleści z pewnością dla niej nie był. W głowie Hermiony
odbywała się prawdziwa zażarta kłótnia między jej podświadomością, rozumem, a
sercem. Każde z osobna miało swoją własną teorię, rządzącą się innymi prawami,
a ona stała jak pod ścianą do odstrzału atakowana przez kolejne argumenty.
Zawsze wybierała rozum, czasem łączyła go z sercem, ale dzisiaj była bliższa
swojej podświadomości. Malfoy to dupek i nic tego nie zmieni. Koniec i kropka.
Dlaczego w takim razie wciąż siedzi na tym zakichanym balkonie i myśli o tym
blond ignorancie, zamiast wziąć się do jakiejkolwiek roboty?
- Dość. Mam tego dość. – Hermiona
złapała się za głowę i potrząsnęła nią parę razy na prawo i lewo. Nie pomogło
to jej jednak w żaden sposób pozbyć się z niej Malfoya, a wprost przeciwnie.
Wraz z zamknięciem oczu jego obraz jeszcze bardziej się wyostrzył. Nagle drzwi
balkonowe się otworzyły i stanął w nich Blaise. Panna Granger podskoczyła ze
strachu, ale w miarę swoich możliwości szybko się uspokoiła. Zabini wyciągnął z
marynarki paczkę papierosów i zapalił jednego, opierając się na barierce
balkonu tuż obok Hermiony.
- Przepraszam cię Granger, ale musiałem
zapalić. Bardzo ci to przeszkadza?
- Spokojnie, Malfoy wypalił przy
mnie bez żadnego zapytania chyba z pół paczki.
- Darujmy sobie temat jego osoby.
Jak na jeden dzień wrażeń nam wystarczy. Ale na pewno ci nie przeszkadza? –
Hermiona pokręciła przecząco głową i stanęła bliżej Blaisa. Z tej odległości
mężczyzna mógł dostrzec jej spuchnięte i czerwone od płaczu oczu.
- Płakałaś. – To nie było pytanie, a
stwierdzenie faktu i kasztanowłosa dokładnie o tym wiedziała. Nie było sensu
zaprzeczać. Blaise i tak widzi w jakim jest stanie, więc ściemnianie mu, że to
przez chociażby urojoną alergię i tak nic nie da. Pokiwała więc twierdząco
głową i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Wiesz co, Granger? Powiem ci coś
jako facet i jako jego przyjaciel. Nie warto wylewać łez na takiego skurwysyna.
– Zabini zaciągnął się głęboko papierosem, a następnie wyrzucił prosto przed
siebie niedopałek, wypuszczając kłęby dymu z ust. Hermiona spojrzała na niego z
dezaprobatą w oczach, choć sama nie wiedziała, co pchało ją ku temu, aby
stanowczo zaprzeczyć wypowiedzi czarnoskórego.
- Mówisz tak, aby mnie pocieszyć?
- Nie. Gdybym chciał cię pocieszyć
to próbowałbym go jakoś wytłumaczyć, a ja po prostu widzę jego zachowanie w
stosunku do ciebie i mówię, co myślę.
- To nie twoja wina Blaise. Malfoy
już po prostu taki jest. – Zabini zaśmiał się krótko i z ironią, uśmiechając
się przy tym cynicznie i z pogardą.
- Taki jest? Kobieto, zamiast
ustawić go wreszcie do pionu to my pieprzymy się z nim jak matka z łobuzem,
pozwalając mu dosłownie na wszystko. – Hermiona nie bardzo wiedziała jak ma
reagować. Przyznać rację? Mogłaby, a wręcz powinna, ale jakaś mikro cząstka w
niej podpowiadała, że nie tędy droga. Dziwić się też nie mogła, choć nie byłoby
to złe posunięcie, gdyż słysząc z ust Blaisa takie słowa o swoim najlepszym
przyjacielu nie pozostawało jej nic innego. Najgorsze w tym wszystkim było
zaprzeczenie. Bo niby w jakim celu miałaby to robić? Ale jeszcze gorszy był
fakt, że właśnie to chciała zrobić – zaprzeczyć i stanąć w obronie Malfoya.
- Dla każdego jest szansa, nawet dla
Malfoya, ale on jej chyba nie dostrzega.
- Dostrzega, ale broni się rękami i
nogami. Niby dorosły, a wystarczyło, że zobaczył ciebie i znowu zaczął
zachowywać się jak skończona świnia. Chociaż nie, czekaj. On zawsze był
skończoną świnią. – Zabini czuł się dosyć niekomfortowo. Znali się z Draconem
od dziecka, powinien jako jego przyjaciel poruszyć niebo i ziemię, aby nie był
postrzegany w złym świetle. Tymczasem on szuka w umyśle najwymyślniejszych
obelg pod jego adresem, aby móc wypuścić z siebie resztki kumulowanej agresji.
Ale czy zachował się nieodpowiednio? Czy zrobił źle, stając w obronie Granger,
mimo że Draco był jego kumplem?
- Powiedz mi Hermiono, czy
zachowałem się tak, jak powinien zachować się przyjaciel? – Panna Granger
spojrzała w ciemne tęczówki Blaisa i dostrzegła w nich skruchę. Zabini żałował
tego co zrobił, ale byłaby kompletnie pozbawiona racjonalnego myślenia, gdyby
go jeszcze za to skarciła.
- Zachowałeś się tak, jak powinien
zachować się człowiek w tej sytuacji. Możliwe, że Malfoy przesadził i to cię
wkurzyło. Ja niestety przejęłam się aż za bardzo, z resztą widać to po mnie. –
Hermiona uśmiechnęła się blado i dla potwierdzenia swoich słów pociągnęła
żałośnie nosem. Blaise zwiesił swoją głowę i tępym wzrokiem wpatrywał się w
przestrzeń poza balkonem. Wyglądał na mocno zamyślonego i tak jakby poczucie
winy zżerało go od środka.
- Nie znamy się praktycznie w ogóle
Granger, ale wiem, że zrobiłem właściwie. Czuję się z tym podle, bo Draco to
mój przyjaciel, ale nie mogłem już dłużej patrzyć, jak cię obraża. W
szczególności po tym, co przeszłaś. – Kasztanowłosa czuła jak spinają się
wszystkie mięśnie w jej ciele. Nie chciała wracać do tych smutnych i czarnych
wspomnień. Kochała Frederica i nadal będzie go kochać, ale nie może ciągle
tkwić w jednym miejscu i na każde jego wspomnienie zamykać się w sobie na
wszystkie możliwe spusty. Cierpiała i cierpi i z pewnością będzie jeszcze długo
cierpieć zanim najgorszy ból po stracie minie, ale to nie znaczy, że ma się nad
sobą użalać. I nie chciała, żeby wszyscy dookoła niej to robili.
- To nie znaczy, że macie się ze mną
obchodzić jak z porcelanową filiżanką. – Ton głosu kobiety daleki był od
uprzejmego, ale nie chciała zabrzmieć sympatycznie. Chciała, aby do wszystkich
dotarło, że nie mogą tylko i wyłącznie jej współczuć i głaskać po główce.
- Ale boli cię to i każdy to widzi.
- Słuchaj Blaise, będzie mnie bolało
przez całe życie, ale nie możecie na siłę mnie uszczęśliwiać i mówić, jaka to
jestem skrzywdzona przez los. – Hermiona zaczynała czuć, jak nerwy przejmują
powoli nad nią kontrolę. Próbowała wszystkim jakoś wytłumaczyć, że z tą stratą
musi się zmierzyć, a nie jej unikać i prosić o współczucie. To do niczego jej
nie zaprowadzi, a już na pewno nie do rzeczywistego funkcjonowania. Słowa
dziewczyny nieco wstrząsnęły Blaisem, ale zdawało mu się, że zaczyna rozumieć,
o co byłej Gryfonce chodzi. Przytaknął jej głową i wyciągnął kolejnego
papierosa. Gdy miał schować paczkę z powrotem w kieszeni marynarki zobaczył
wyciągniętą rękę Hermiony.
- Nie gap się jak sroka w funta. Też
chcę się odstresować. – Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie i poczęstował
kasztanowłosą. Po chwili obje stali wychyleni przez barierkę balkonu paląc
papierosy.
- Nie myślałem, że…
- Palę? Nie palę, ale czasami ulegam
pokusie i łudzę się, że takie świństwo pomoże wyładować skumulowane we mnie
napięcie. – Blaise zaśmiał się krótko i spojrzał na Hermionę. Jej oczy wciąż
nosiły ślady płaczu, ale usta wygięte były w delikatnym uśmiechu. Kątem oka
Zabini przyglądał się całej posturze dziewczyny. Wyglądała jakby przeszła
ciężką chorobę. Jej ciało było jeszcze drobniejsze niż zapamiętał je z
Hogwartu. Skóra blada i pozbawiona blasku, ale nie przerażała go już, jak
podczas ich pierwszego spotkania w firmie. Tamta dziewczyna może z wyglądu
przypominała Hermionę, ale charakterem i zachowaniem była od niej kompletnie
różna. Dziewczyna, która teraz obok niego stała wydawała mu się śmielsza i z
większą energią. Taka, jaką ją pamiętał.
- Też czasem temu ulegam. W
szczególności pracując z Draconem.
- To z nim się da pracować? – Panna
Granger faktycznie czuła, jak wraca jej chociaż część dawnej odwagi. Nie miała
pojęcia, czy to dzięki osobie Blaisa, czy też odurzającemu dymowi
papierosowemu, od którego zaczynało pomału kręcić jej się w głowie.
- Wiem, że nie wygląda, ale wbrew
pozorom tak. Jest naprawdę zorganizowany i zna się na tym co robi, ale czasami
nerwy biorą nad nim górę i wyżywa się na wszystkim, co ma pod ręką. Nawet na
pracownikach. – Hermiona skinęła głową na znak, że rozumie i wyrzuciła
spalonego papierosa przed siebie. Ciężko jej było co prawda uwierzyć w słowa
czarnoskórego, ale wbrew pozorom Malfoy musiał dobrze sobie radzić jako prezes
firmy, skoro jeszcze stała, a on wciąż spał na pieniądzach i chełpił się nimi
na prawo i lewo.
- Ma swoje humorki jak każdy z nas,
ale czasami przesadza. W szczególności, gdy po weekendzie we wszystkich
magazynach plotkarskich czyta się o jego seksualnych podbojach. – Hermiona
zaśmiała się krótko i dźwięcznie, przeczesując ręką swoje włosy.
- Oszczędź mi tego Blaise, proszę.
- Naprawdę, gdybym nie był jego
kumplem i z nim nie pracował, to założyłbym gazetę, w której można by było
czytać tylko i wyłącznie o tym. Nawet miałbym specjalną rubrykę, w której
umieszczałbym liczbę jego dotychczasowych kobiet! – Kasztanowłosa wybuchła
śmiechem, a zaraz potem dołączył do niej Zabini. Po chwili na balkonie pojawił
się Harry, który widząc, co się dzieje zdziwił się niepomiernie.
- A waszej dwójce co tak wesoło?
- Zabini chce wydawać gazetę, gdzie
będzie pisał o kobietach Malfoya. – Hermiona mówiła przez łzy, trzymając się
przy tym za brzuch. Podobnie wyglądał Blaise wycierający oczy, z których
również zgromadziły się krople łez. Harry spojrzał na nich i po chwili dołączył
do nich swoim krótkim śmiechem.
- Uważaj Zabini, bo jeszcze Malfoy
cię wyleje.
- Mnie? Proszę cię Potter, beze mnie
ludzie w tej firmie zwariują jak będą z nim mieli sam na sam do czynienia. –
Cała trójka śmiała się do rozpuku żartując z Dracona jak tylko się dało. Może i
było to w złym guście, w końcu nie powinno się obrabiać dupy komuś, kogo nie ma
w towarzystwie, ale wtedy nie byłoby całej zabawy, jaką teraz mieli. Gdy w
końcu nieco się uspokoili Harry podniósł ręce w geście poddania.
- Nie, ja się w to nie mieszam. Jak
Malfoy się o tym dowie to uprzedzam cię Zabini, że wszystkiemu zaprzeczę.
- Umywasz rączki Potter? – Blaise
spojrzał kpiarsko na czarnowłosego i uśmiechnął się złośliwie.
- A ile razy miałeś dzisiaj złamane
żebro? – Twarz Zabiniego nagle spoważniała i wbił oskarżycielskie spojrzenie w
Harrego, na co ten w odpowiedzi uśmiechnął się z wyższością.
- Cios poniżej pasa stary. Tak się
bawić nie będziemy. – Mężczyźni zaśmiali się krótko w swoją stronę, poklepując
się po plecach. Następnie Harry wrócił do środka, a Balaise ponownie został sam
z Hermioną. Jej twarz nie była już taka promienna, a wręcz biła przerażeniem i
troską.
- Malfoy złamał ci żebro? – Zabini
spojrzał na kasztanowłosą i uśmiechnął się w jej stronę szeroko.
- Ta, ale na szczęście Potter był na
posterunku i przywrócił mnie do stanu używalności.
- Nie żartuj Blaise. Nie potrzebnie
zaczęliście się bić. Jak małe dzieci w piaskownicy. – Uśmiech zszedł z twarzy
czarnoskórego i stała się na powrót poważna. Hermiona objęła się w tym czasie
rękami, pocierając dłońmi ramiona.
- Gdyby w porę zaczął myśleć nad
tym, co mówi być może zakończyłoby się na zwykłej pyskówce. Ale ja nie jestem
człowiekiem, który pozwala obrażać przyjaciół mojej narzeczonej. –
Kasztanowłosa uśmiechnęła się ciepło. Nie ukrywała, że postawa Blaisa wzbudzała
w niej w jakimś stopniu podziw. W końcu nieczęsto się zdarza, aby najlepsi
przyjaciele bili się z powodu kobiety, której praktycznie nie znają, a
pamiętają ze szkoły, gdy jeszcze byli dla niej wrogo nastawieni i nabijali się
przy pierwszej lepszej okazji.
- To miłe Blaise, dziękuję.
- Nie masz za co dziękować. Myślę,
że gdybym pierwszy nie uderzył, to z pewnością zrobiłby to Potter. Żal mi tylko
Pansy, że w ważnym dla niej dniu musiała się z tym wszystkim spotkać.
- Pansy dokładnie wiedziała, co
robi, zapraszając mnie i Malfoya. Nie przewidziała jedynie, że ta fretka
zachowa się jak skończony dupek. – Po tym zdaniu między Hermioną a Blaisem
zapanowała cisza. Kasztanowłosa próbowała nie wracać myślami do dzisiejszego
dnia, ale na samo wspomnienie blond ignoranta jej umysł ożywał i pracował na
najwyższych obrotach, przypominając jej sytuację z balkonu. Nie chciała niczego
innego, jak jedynie zrozumieć, co kierowało Malfoyem do powiedzenia tego, co
powiedział. Takich rzeczy nie mówi się wrogom, nawet jeśli nie widziało się z
nimi przez dłuższy okres czasu. Zaczęła się zastanawiać, czy Malfoy aby
przypadkiem nie chciał okazać jej w ten sposób współczucia. Ale jaką miała
możliwość podejrzewać go o to? Primo, ten tleniony dupek nie wie, co to serce,
a już tym bardziej współczucie. Secundo, nawet gdyby chciał okazać jej litość,
to z pewnością nie w takim stylu. Terzo, to jest po prostu Malfoy. Opcja
współczucia więc była równie prawdopodobna, co śnieg na Saharze podczas
trzydziestostopniowego upału…
- Co cię tak gryzie? – Hermiona
obróciła nieco zbyt gwałtownie głowę w kierunku Blaisa patrząc na niego
zdziwionym wzrokiem. Spojrzenie bruneta miało nakłonić ją do mówienia, ale
zamiast tego zakasłała nerwowo i machnęła parę razy ręką, jakby odganiała
muchę. Nie zniechęciło to jednak Zabiniego, a jedynie zwiększyło jego
ciekawość.
- No co jest Granger? Przecież
widzę, że coś cię męczy. – Kasztanowłosa spojrzała na chłopaka wzrokiem
proszącym o litość, ale ten był nieubłagany. Wypuściła więc głośno powietrze z
płuc, zaciskając ręce na barierce balkonowej.
- Ja chyba zwariowałam. Życie mnie
przerosło i zwariowałam. Wmawiam sobie coś, co nie ma racji bytu. No bo jak? –
Hermiona uśmiechała się nerwowo i czuła jak dłonie zaczynają jej drżeć. Blaise
wpatrywał się w nią tymczasem z niezrozumieniem w oczach. – Nie wiem, czy to
przez zmęczenie, czy też cała dzisiejsza sytuacja doprowadziła mnie do takiego
stanu. Przestałam myśleć racjonalnie. Po prostu oszalałam!
- Spokojnie Granger, bo ja nic z
tego bełkotu nie rozumiem, ale jeśli chciałaś jeszcze bardziej zamotać to ci
się udało. – Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i przepraszająco, a jej
dłonie zaczęły nerwowo stukać po metalowej barierce. Czuła się niekomfortowo
rozmawiając z Blaisem o Malfoy’u, ale jeśli powiedziało się ,,a” to trzeba
powiedzieć ,,b”.
- Przepraszam Blaise. Po prostu nie
wiem, z której strony się za to zabrać.
- Od początku będzie najlepiej. –
Pokrzepiający wzrok bruneta wcale nie pomógł dziewczynie, a wprawił ją w
jeszcze większe zakłopotanie. Biła się chwilę z myślami, ale w końcu
zdecydowała się powiedzieć mężczyźnie o owym zajściu. Potrzebowała kogoś, kto
spojrzy na tę sytuację z zewnątrz i co najważniejsze, potrzebowała kogoś, kto
zna Malfoy’a prawie tak dobrze jak własną kieszeń.
- Czy Malfoy jest zdolny do
prawienia komplementów? – Blaise zaniemówił, gdy usłyszał słowa padające z ust
kasztanowłosej, jednak po chwili uśmiechnął się do niej szeroko i zaśmiał
krótko.
- Nie powiem ci z autopsji, bo nigdy
mi się to nie zdarzyło, ale odnośnie kobiet, które sobie upatrzy to jest w
stanie wytoczyć całkiem spore działa i załatwić sobie z nimi spotkanie trzema
zdaniami. – Hermiona zmieszała się nieco słysząc te słowa, ale starała się nie
dać tego po sobie poznać. Jednak swoim pytaniem wzbudziła w Blaisie ogromne
zaciekawienie i mogła być pewna, że dopóki nie dowie się on, o co chodzi, to z
pewnością nie da jej wyjść z tego balkonu.
- Czy ty chcesz mi coś powiedzieć
Granger? – Zabini poruszył sugestywnie brwiami, ale twarz Hermiony nie wyrażała
żadnych emocji. Nie odwzajemniła uśmiechu czarnoskórego, a jedynie wpatrywała
się w niego tępym wzrokiem, jakby szukała odpowiedzi na tysiące pytań
kotłujących jej się w głowie w jego ciemnych oczach.
- Nic szczególnego.
- O nie, nie, nie królewno! Tak się
bawić nie będziemy! Gadaj, co miałaś powiedzieć. – Zabini był na skraju
wytrzymałości. Nie przypuszczał, że w przeciągu godziny odnajdzie z
kasztanowłosą wspólny język, ale dziwnym trafem rozmawiali ze sobą, jakby się
znali od dziecka. Do tego to, o czym dziewczyna nie chce mu powiedzieć
zaciekawiło go na tyle, aby stać na tym cholernym balkonie i trząść się z zimna
tylko po to, aby usłyszeć od niej, co się działo, gdy stała tutaj z Draconem.
Nie podejrzewał go, a jakieś specjalnie kurtuazyjne zachowanie w stosunku do
kasztanowłosej, ale Malfoy nie rzucał słów na wiatr i nie mówił byle komu
komplementów. A już z pewnością żaden z nich nie powinien być skierowany w
stronę Hermiony. Coś w takim razie musiało się wydarzyć, że dziewczyna nie chce
mu o tym powiedzieć prosto z mostu, a jedynie bawi się z nim w podchody.
- I tak się dowiem Granger prędzej
czy później.
- Po prostu Malfoy powiedział mi, że
mam ładne perfumy. To wszystko. Zadowolony jesteś? – Blaise zamrugał parę razy
oczami i przysunął się bliżej do kasztanowłosej.
- Ale, że co? Tak po prostu to
rzucił, czy w jakimś kontekście? – Hermiona zaczynała czuć jak nerwy ponownie
przejmują nad nią kontrolę. Wiedziała, że nie powinna mówić o tym Blaisowi, ale
jak już wcześniej wspominała straciła zdolność racjonalnego myślenia.
Przynajmniej dzisiejszego dnia. Wsadziła ręce do kieszeni spodni, aby nie
stukać nimi coraz mocniej w metalową barierkę.
- To nie istotne Blaise. Chyba za
bardzo uszkodził sobie głowę.
- Mylisz się Granger, bo to bardzo
istotne.
- Dlaczego tak bardzo chcesz
wiedzieć?
- Bo po pierwsze, to mój przyjaciel.
Po drugie, mój przyjaciel nie mówi byle komu takich rzeczy. A po trzecie, mam
mentalność wścibskiej sąsiadki, która musi wszystko wiedzieć, co dzieje się
dookoła niej. – Zabini wyszczerzył się do Hermiony w szerokim uśmiechu, a ta
spojrzała na niego z politowaniem w oczach, poklepując się parę razy w czoło.
- Jesteś wyjątkowo ciekawski jak na
faceta. – Blaise wzruszył w odpowiedzi ramionami i podobnie jak kasztanowłosa
wsadził ręce do kieszeni spodni.
- Lubię plotkować. Co zrobisz jak
nic nie zrobisz? A teraz gadaj Granger, bo cholernie tu zimno.
- Możesz wejść do środka. – Hermiona
próbowała zbyć mężczyznę i ugrać sobie trochę czasu, ale Zabini nie odpuszczał
tak szybko.
- Wejdę jak się dowiem. No weź! –
Wzrok zbitego psa, którym czarnoskóry wpatrywał się w pannę Granger był równie
silny jak u słodkiego dwulatka, który chce dostać nową zabawkę. A że Hermiona
od zawsze miała słabość do dzieci nie umiała się dłużej bronić przed Blaisem.
- Nie było żadnego kontekstu. Po
prostu, gdy miał już iść w tylko sobie znanym kierunku obrócił się w moją
stronę i powiedział, że mam przestać używać perfum, którymi się dzisiaj
spryskałam.
- To wszystko? Co to za perfumy? –
Zabiniemu aż błyszczały oczy z wewnętrznego podniecenia. Był facetem, ale lubił
dowiadywać się nowych rzeczy. W szczególności, gdy dotyczyły one jakiś
pikantnych szczegółów, których potem mógł użyć jako broni. W przypadku Malfoy’a
każdy argument, który mógł doprowadzić go do szewskiej pasji był na wagę złota.
- Zapytałam go, dlaczego. Wtedy
powiedział: bo mi się podoba. Ot, cała historia. Nic szczególnego, już ci
mówiłam.
- A perfumy?
- Co perfumy? – Hermiona wyraźnie
czuła, że Blaise ciągnie ją za język i to nad wyraz skutecznie. Czarnoskóry
wywrócił swoimi oczami i spojrzał na nią jak na idiotkę.
- Nie graj głupiej, co to za
perfumy?
- Mieszanka konwalii i bergamotki. –
Zabini roześmiał się krótko i z przekąsem, kręcąc z politowaniem głową, co
jedynie zbiło kasztanowłosą z tropu. Nie bardzo wiedziała, o co chodzi
mężczyźnie, a miała już dość niedomówień jak na jeden dzień. Postanowiła, że
tym razem to ona powierci Blaisowi trochę dziurę w brzuchu, aż dowie się, co
takiego mają jej perfumy do Malfoy’a.
- Blaise nie rżyj. O co w tym
wszystkim chodzi? – Na jej szczęście Zabini nie miał ochoty bawić się w
podchody, a jej zaoszczędził tym samym dalszego stania na przeraźliwym mrozie.
- Tak się składa panno mądralińska,
że konwalie to ulubione kwiaty Dracona. Nic dziwnego, że drażni go ich zapach,
gdy to właśnie ty masz je na sobie. – Hermiona stała jak wmurowana w ziemię.
Nigdy w życiu nie przyszłaby jej na myśl tak banalna odpowiedź! Z drugiej
strony mogła się usprawiedliwić, bo niby jak mogła twierdzić, że Malfoy
uwielbia jakikolwiek zapach? Konwalie… Takie proste i niewinne kwiaty, a
musiały stać się akurat faworytami w powonieniu tego tlenionego imbecyla.
Kasztanowłosa dostrzegła kpiący wzrok Zabiniego na sobie i uniosła hardo głowę
do góry.
- Teraz to się ze mnie nabijasz.
- Przysięgam ci Granger, że mówię
prawdę. Mało kto wie o tym, ale tak się akurat składa, że ja owszem.
- Czyli co, chcesz mi powiedzieć, że
ten zakochany w samym sobie od siedmiu boleści zakichany arystokrata uwielbia
zapach tak prostych kwiatów, jakimi są konwalie? Nie rozśmieszaj mnie Blaise. –
Zabini pokręcił przecząco głową uśmiechając się jeszcze szerzej, co tylko
rozjuszyło Hermionę.
- Granger, to jest bardzo wstydliwy
sekret i nawet jego starzy o tym nie wiedzą. Czasami mam wrażenie, że on
również. Nie zdziwiło cię to, że jako facet od razu rozpoznał zapach konwalii?
Ja bym na to nie zwrócił najmniejszej uwagi. – Panna Granger zamyśliła się i
próbowała unikać wzroku Blaisa, który palił ją jak rozżarzony pręt. Wciąż
wyrzucała sobie nieuwagę i brak logicznego myślenia, ale teraz nie to się dla
niej liczyło. Teraz ważne było to, czy Malfoy powiedział to, co powiedział, bo
rzeczywiście drażnił go jego ulubiony zapach na niej, czy też powiedział to, bo
spodobała mu się ta mieszanka. Oczywistym było, że nie mogła go podejrzewać o
jakieś kurtuazyjne zachowanie w stosunku do niej, ale jakiś powód wypowiedzenia
tychże słów musiał być. Hermiona dostrzegła rozbawione oczy Blaisa i kpiący
uśmiech na twarzy. Uderzyła go delikatnie w ramię, na co czarnoskóry
odpowiedział głębokim oburzeniem.
- Ała! Kobieto za co to było?!
Chciałaś mnie zabić? Ja tu mogłem zginąć! Targnęłaś się na moje życie! –
Kasztanowłosa wywróciła z politowaniem swoimi bursztynowymi oczami, na co
Blaise spojrzał na nią z powagą w swych ciemnych tęczówkach.
- O nie, jakże mogłam tak postąpić?
– Hermiona z teatralną dramaturgią w głosie złapała się za oba policzki i
spojrzała na bruneta z udawanym przerażeniem malującym się na jej twarzy.
Zabini odwrócił zaś swoją głowę w przeciwnym kierunku, a przed oczami Hermiony
pojawiła się jego wewnętrzna strona dłoni.
- Foch Granger. Cegła, cegła, cegła,
mur! – Kobieta roześmiała się perliście i ponownie pokręciła z politowaniem
głową. Po chwili dołączył do niej Blaise i stali razem, śmiejąc się w pustą
przestrzeń przed sobą. Nagle na balkonie pojawiła się uśmiechnięta od ucha do
ucha Ginny.
- Widzę, że już wam lepiej. Stoicie
tu od dobrych dwóch godzin, nie jest wam zimno? – Dla potwierdzenia swoich słów
rudowłosa objęła się ramionami i zaszczękała parę razy zębami. Zabini niemalże
natychmiast ściągnął z siebie marynarkę i zarzucił ją ukochanej na ramiona.
Ginny zarumieniła się i przysunęła bliżej do Blaisa, który objął ją ramieniem w
talii. Hermiona spojrzała na nich i poczuła dziwne ukłucie żalu w sercu. Nie
zazdrości. Nie mogła być zazdrosna o to, że przyjaciółka znalazła sobie
cudownego i oddanego mężczyznę. Czuła żal pomieszany ze złością, że ona nigdy
nie czuła czym jest prawdziwa miłość. Kochała Rona, to jasne, ale nie było to
to samo uczucie, którym darzyli siebie Blaise i Ginny. Sposób w jaki
przyjaciółka spoglądała na ukochanego nijak imał się wzroku Hermiony, gdy
mówiła ,,kocham cię” do Rona. Między nimi nie było tak silnej więzi, a utrata
Frederica jeszcze bardziej powiększyła i tak już dużą przepaść między nimi.
Kasztanowłosa zganiła się w myślach za ponowne powroty do przeszłości. Im
dłużej będzie w niej siedzieć tym więcej czasu zajmie jej na stałe wrócenie do
rzeczywistości. Odchrząknęła nieznacznie, a oczy Blaisa i Ginny od razu
spoczęły na niej.
- Wiecie co, ja wracam do Pansy i
Harrego. Rzeczywiście zrobiło się zimniej.
- My to się chyba będziemy zbierać,
prawda Ninny? - Ginny spojrzała na Diabła i przytaknęła mu głową. Cała trójka
wróciła z powrotem do mieszkania, ale w środku nie było ani śladu po
gospodarzach. Hermiona rozejrzała się po pomieszczeniu, ale nigdzie nie
widziała swoich przyjaciół. Dopiero nieco podniesiony głos Pansy dobiegający z
kuchni określił miejsce, gdzie znajdowało się państwo Potter.
- Ty chyba sobie ze mnie żartujesz
Harry. Jak to dzisiaj?! - Czarnowłosa była wyraźnie czymś zdenerwowana, ale tym
razem ani Blaise, ani Hermiona nie chcieli ingerować w jej sprawy małżeńskie.
Panna Granger odprowadziła przyjaciół do drzwi i pożegnała się z nimi,
ściskając każdego z osobna.
- Miona uważaj na nich. -
Kasztanowłosa przytaknęła głową i zamknęła drzwi za mężczyzną i kobietą, a
następnie oparła się o nie czołem. W mieszkaniu zrobiło się cicho poza jednym
pomieszczeniem, którym była kuchnia. Głos Pansy jednak nieco zelżał, ale
zdenerwowanie w ogóle z niej nie zeszło. Mimo, że Hermiona znajdowała się
daleko od kuchni jak na dłoni słyszała, o czym rozmawiają państwo Potter.
- Pansy proszę cię. Obiecałem, że
wezmę ten dyżur.
- Ty jak zwykle wszystkim coś
obiecujesz. A pamiętasz co mnie obiecałeś dwa lata temu? Nie, przepraszam, ty
mi to nawet ślubowałeś!
- Kochanie przestań, mieliśmy nie
mieszać pracy z życiem prywatnym. - Pansy zaśmiała się krótko i z wyraźną
kpiną. W tym samym momencie Hermiona zamknęła oczy i walczyła ze sobą z całych
sił, aby nie wściubiać nosa w nieswoje sprawy. Ona już powiedziała Pansy, co
myśli na temat Harrego i jego podejścia do rodziny, nic jej zdania nie zmieni,
ale z każdym kolejnym słowem zdawała sobie sprawę, że czarnowłosa po części
miała rację. Harry odsuwał się, praca rzeczywiście była dla niego priorytetem.
Tylko co ona, jako jego przyjaciółka mogła z tym zrobić? Mogła z nim
porozmawiać, ale bała się, że dyskusja da rezultaty tylko chwilowe, a mężczyzna
po pewnym czasie wróci do starych nawyków.
- Dobrze kochanie, tyle że nie
zauważyłeś, że my nie mamy już wspólnego życia?
- Przestań Pan, o czym ty mówisz?
Przecież jestem w domu, gdy tylko mogę.
- Czyli wiesz kiedy? Kiedy klinika
jest zamknięta, czyli praktycznie w ogóle!
- Kochanie przecież wiesz, że muszę
być w pracy, ja...
- Wiesz co, wsadź sobie nie powiem
gdzie te swoje dziecinne tłumaczenia. Ja nie zamierzam kolejny raz słuchać, że
ty musisz, że jesteś do tego zobligowany. Mam tego po prostu dość.
- Pansy! - Po chwili zza drzwi
kuchennych wyleciała czarnowłosa kobieta, która z ręką przytkniętą do ust
pobiegła w stronę sypialni. Nie zwróciła na Hermionę najmniejszej uwagi, za to
Harry, który wyleciał zaraz za nią patrzył na przyjaciółkę z niemym błaganiem w
oczach. Uderzył pięścią we framugę i zaklął głośno pod nosem. Kasztanowłosa
podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu.
- Ty też uważasz, że jestem
najgorszym mężem na świecie?
- Nie jesteś moim mężem Harry, ale w
tym akurat wypadku Pansy ma rację. Przykro mi to mówić, ale taka jest prawda. -
Harry spojrzał w orzechowe tęczówki przyjaciółki i poczuł do siebie ogromny
wstręt. Kolejny raz zaniedbał rodzinę, a przecież kilka dni temu obiecał Pansy,
że wszystko się zmieni. Tylko nie zmienił się on sam.
- Nigdy nie chciałem jej skrzywdzić.
Nie chcę. Ona i Lilly to wszystko co mam. Nie chcę ich stracić.
- Jak na razie jesteś na najlepszej
drodze do nie osiągnięcia tego celu.
- Miona, co ja mam zrobić? Chcę dla
nich jak najlepiej, chcę aby im niczego nie brakowało. - Harry mówił z ogromnym
żalem w głosie. Od samego początku chciał zapewnić swojej rodzinie wszystko,
czego będzie potrzebować. Czasami miał wrażenie, że jest w ogóle niedoceniany.
Ale czy warto było się zarzynać o garść funtów, tracąc to, na czym mu
najbardziej zależało? Żonę i dziecko?
- Ale brakuje. I wiesz czego?
Najważniejszego moim zdaniem. Brakuje im ciebie. I to Pansy za każdym razem ci
tłumaczy, że nie obchodzą ją pieniądze i życie w luksusie. Ona chce ciepła i miłości
rodzinnej. - Harry zasępił się i poczuł jak po jego policzku zlatuje jedna
samotna łza. Wytarł ją wierzchem rękawa i objął z całych sił kasztanowłosą.
Hermiona poklepała go po plecach i uśmiechnęła się do niego delikatnie. Kolejny
raz udało jej się komuś pomóc. Tylko dlaczego pomaganie przyjaciołom wydawało
się takie proste, a sobie samej nie była w stanie?
- Dziękuję.
- Nie masz za co. Od tego są
przyjaciele. - Kasztanowłosa ponownie obdarzyła Harrego ciepłym uśmiechem i
udała się do pokoju gościnnego, aby odpocząć po dość męczącym dniu. Kątem oka
dostrzegła jeszcze, jak przyjaciel wchodzi do sypialni, ale nie zamierzała
podsłuchiwać. Wierzyła, że Harry zrozumiał nareszcie co chciała mu wytłumaczyć
Pansy. Wierzyła również, że czarnowłosy zmieni swoje dotychczasowe nawyki
życiowe. Jednak jedynie czas jest w stanie pokazać, ile mężczyzna wyciągnął z
tego, co mu powiedziała. Hermiona pozbyła się wysokich i niewygodnych butów z
nóg, ustawiając je obok reszty swoich rzeczy. Nie miała siły na kąpiel, marzyło
jej się miękkie łóżko i kompletna pustka w głowie, aby w spokoju mogła zasnąć.
Jednak gdy tylko nakryła się kołdrą i zamknęła oczy jej umysł zaczął
funkcjonować na najwyższych obrotach, przywołując postać aroganckiego blond
arystokraty. Kasztanowłosa zaczynała mieć tego powyżej uszu. To jest Malfoy,
nic tego nie zmieni, a ona zachowuje się jakby to sam książę William powiedział
jej komplement. Odczuwała wrażenie, że gdyby nie Balise i jego tłumaczenia o
wiele łatwiej by jej było puścić w niepamięć owy incydent. Ale pech chciał, że
czarnoskóry musiał jej wytłumaczyć wszystko od deski do deski i teraz nie mogła
się pozbyć widoku Malfoy'a sprzed oczu. Zganiła się w myślach za przesadne
zainteresowanie osobą mężczyzny i obróciła się na prawy bok w kierunku okna. I
znowu życie rzucało jej kłody pod nogi, gdyż niebo było rozświetlone przez
ogromny księżyc, który akurat był w pełni, a ona kolejny raz pomyślała o oczach
mężczyzny. Były równie srebrne i równie przeszywające. Przy samych źrenicach o
wiele ciemniejsze niczym grafit. A gdy Hermiona przywołała oczy Malfoy'a od
razu widziała jego całego. I nie ukrywała, że wolałaby teraz nie widzieć jego
osoby. Ani teraz, ani nigdy więcej.
* * * * *
Kasztanowłosa dziewczyna od rana
próbowała zmusić swoje ciało do pracy. Chciała uciec od niewygodnych myśli
związanych z wczorajszym przyjęciem. Całą noc nie mogła spać, analizując słowa
Malfoy’a. ,,Bo mi się podoba” – jedno zdanie, a dudniło jej w uszach jak wybuch
bomby atomowej. Oczywistym było to, że mężczyzna powiedział jej komplement, ale
mniej klarowny był tego powód. Próbowała przekonać samą siebie, że blondyn po
raz kolejny chciał z niej zadrwić, ale wtedy nie powiedziałby, że spodobał mu
się jej zapach, tylko użyłby bardziej wymyślnego słownictwa. Może to była po prostu
wdzięczność za wyprostowanie złamanego nosa? Hermiona miała już dosyć tych
dywagacji, ale nie mogła przecież polecieć do firmy Malfoy’a, wpaść do jego
biura i zapytać go o to. Gdyby okazało się prawdą, że mężczyzna chciał z niej
kolejny raz zaszydzić, to zbłaźniłaby się na całej linii i pokazała mu, że
przejęły ją jego słowa. Jednak nie umiała kłamać sama przed sobą, że nie
zrobiły na niej żadnego wrażenia. Bądź co bądź, usłyszenie komplementu z ust
Malfoy’a nie zdarzało się często. Ba! W stosunku do niej w ogóle! To był
pierwszy i ostatni raz, a mężczyzna pewnie siedział całą noc przy barku i
zapijał swoją głupotę. Ewentualnie sukces, że udało mu się wprawić ją w
zakłopotanie.
Hermiona poprawiła na sobie swój
duży brązowy sweter, który dostała kiedyś na gwiazdkę od pani Weasley i wróciła
do malowania ściany. Pomieszczenie potrzebowało gruntownego remontu i każdy,
kto tutaj wchodził widział to bardzo wyraźnie. Podłoga na razie była
nienaruszona, ale dziewczyna zamierzała zmienić ją tak jak i całe wnętrze. Na
szczęście miała do pomocy Ginny i Pansy, ale dziewczyny jeszcze nie przyszły, a
prawdopodobnie jeszcze spały. Kasztanowłosa bowiem przebywała na New Cavendish
Street od godziny 5.00, a była dopiero 6.30. Nie mogła zatem oczekiwać, że
przyjaciółki pojawią się tutaj razem z nią i będą tryskały energią.
Kawiarnia zaczynała przybierać
jednak już jakie takie kształty. Jej zewnętrzna fasada została obudowana
drewnem, które Ginny tak odrestaurowała, jakby pochodziło z XVIII wieku.
Hermiona zamierzała wstawić już w nią szyby, ale Pansy doradziła jej, aby
wykonała to nieco później, bo będą się jeszcze mocno brudziły. Kasztanowłosa
musiała przyznać jej niechętnie rację, bowiem malowanie ścian do
najłatwiejszych nie należało, a przynajmniej nie w przypadku osoby, która robi
to pierwszy raz w życiu. Hermiona była od góry do dołu umazana farbą i
dziękowała sobie, że nie porwała się na żadną białą bluzkę, bowiem
wyczyszczenie jej nawet przy pomocy czarów graniczyłoby z cudem. Ale dziewczyna
uparcie trzymała pędzel w dłoni i dzięki swojemu zaparciu kończyła malować
kolejną ze ścian.
Około godziny 7.00 Hermiona opadła
ciężko na podłogę. Była zmęczona, ale widząc perfekcyjnie wymalowaną ścianę nie
mogła wprost powstrzymać uśmiechu szczęścia, który wykwitał na jej ustach.
Kobieta otarła swoje spocone czoło i skrzyżowała nogi w siadzie tureckim, aby
móc wygodnie podziwiać swoje dzieło. Była wyraźnie z siebie dumna i nawet
perspektywa malowania kolejnych ścian nie była w stanie jej zniechęcić, mimo że
nadal do przyjemnych czynności to nie należało. Ale nie mogła dać tak łatwo się
zniechęcić. Chciała otworzyć swoją kafeterię jeszcze przed świętami Bożego
Narodzenia. Jeśli będzie pracowała tak ciężko jak do tej pory i zarówno Pansy
ani Ginny nie przeklną jej, to było to marzenie ciągle do osiągnięcia.
Najbardziej jednak martwiły Hermionę schody. Były mocno zaniedbane i
remontowanie ich nie miało tak naprawdę większego sensu. Trzeba było je
wymienić, a to wiązało się z niemałymi kosztami. Kasztanowłosa już w głowie
kalkulowała jak bardzo opustoszeje jej skrytka w banku Gringotta, a poza tym
jej mugolskie konto bankowe. Na pierwszy rzut oka sumy wydawały się
horrendalne, ale kobieta wierzyła, że uda jej się zrealizować swoje szalone
pragnienie. Miała również nadzieję, że do jej kawiarenki będzie zaglądała spora
liczba osób, bo to pomogłoby zapełnić dziurę, którą zrobi w swoich
oszczędnościach w tym czasie.
Kobieta podniosła się z podłogi i
chwyciła za w połowie pełną puszkę po farbie. Malowanie sufitu różniło się od
malowania ścian tym, że było trzy razy trudniejsze, a dla nowicjusza graniczyło
z awykonalnym. Dziewczyna jednak postanowiła myśleć na tyle pozytywnie, na ile
pozwalał jej rozszalały umysł i rozstawiła drabinę w jednym z rogów
pomieszczenia. Miała już na nią wejść, gdy rozdzwonił się jej telefon
komórkowy, który zostawiła na parapecie. Z puszką farby podbiegła do niego i
odebrała przychodzące połączenie. Po drugiej stronie słuchawki usłyszała
zaniepokojony głos Pansy.
- Miona gdzie ty się podziewasz?!
- Pan, spokojnie. Jestem na New
Cavendish Street. – Kasztanowłosa starała się uspokoić przyjaciółkę, ale
czarnowłosa była bardzo daleka od osiągnięcia stanu nirwany.
- Jak to?! Co ty tam… Nie mów, że
już polazłaś malować.
- Właśnie skończyłam jedną ze ścian
i zabieram się za sufit. – Hermiona spojrzała kątem oka na wykonane dzieło i
uśmiechnęła się na ten widok. Była z siebie mocno zadowolona, czego z kolei nie
można było powiedzieć o Pansy.
- Czyś ty zwariowała?! Jest po
siódmej! Mogłaś chociaż poczekać na mnie, albo na Ginny, albo no nie wiem, na
śniadanie na przykład! – Przyjaciółka piekliła się w niebogłosy, ale pannie
Granger nic nie było w stanie popsuć dobrego humoru. Wykonana praca tak
pozytywnie na nią wypłynęła, że zapragnęła oddać się jej dzisiaj całkowicie. Nie
myślała wtedy o śniadaniu, czy też czekaniu. Robota wprost paliła jej się w
drobnych rękach.
- Radzę sobie Pansy, nie musisz
przyjeżdżać. – Kobieta oparła się o parapet i przełożyła telefon do drugiej
ręki. Jej rozmówczyni zaczynała wychodzić z siebie.
- Ja ci dam nie przyjeżdżać Granger!
Za godzinę jestem tam, czy ci się to podoba, czy też nie. I nie próbuj mnie
zniechęcać! – Hermiona usłyszała tylko dźwięk zakończenia połączenia i tyle jej
się udało porozmawiać z Pansy. Uśmiechnęła się do siebie jeszcze szerzej i w
tym właśnie momencie jej żołądek zaczął wygrywać najróżniejsze melodie, od
zwykłego burczenia po marsz żołnierski. Kobieta przytknęła ręce do brzucha i
delikatnie go poklepała. Odpowiedziało jej głośne burknięcie i niechętnie
musiała przyznać, że jakieś drobne śniadanie może rzeczywiście by się jej
przydało. Sięgnęła ręką do kieszeni swoich spodni i wyciągnęła z niej banknot
dziesięciofuntowy. W jej głowie pojawił się obraz ciepłego rogalika z marmoladą
i gorąca kawa, najlepiej podwójnie słodzona. Gdy jej żołądek po raz wtóry dał o
sobie wyraźnie znać Hermiona zabrała puszkę z farbą i szybkim krokiem wyszła z
lokum. Zamknęła drzwi frontowe na klucz i z rozmachem odwróciła się w prawą
stronę. Niestety zanim zdążyła odpowiednio zareagować poczuła jak pojemnik
wysuwa jej się z ręki, a ona sama pod wpływem mocnego zderzenia ląduje na
kostce brukowej przyduszona czyimś ciałem. Gdy osobnik z niej zszedł odwróciła
głowę z celu zobaczenia, z kim doszło do niefortunnego wypadku i poczuła jak
cała krew odchodzi jej z twarzy. Na chodniku obok niej siedział nie kto inny
jak Draco Malfoy, który od góry do dołu umazany był brązową farbą.
O jejku, jejku...takie końcówki to ja mogę czytać za każdym razem. Ale nuumer - Malfoy kontra brązowa farba i Granger, oj się będzie działo. Świetny rozdział, wspaniale opisana rozmowa z Blaisem, dobrze, że Hermiona w końcu wychodzi na prostą. P.S. Strasznie ciężko czyta się przy tym tle, te deski mocno zlewają się z półprzeźroczystym tłem postów i trochę gubi się ten tekst w tym wszystkim.
OdpowiedzUsuńTak, nad tłem muszę popracować, bo zdecydowanie nie nadaje się ono tutaj. Postaram się w najbliższym czasie coś z nim zrobić, bo strasznie utrudnia czytanie, a nie jesteś pierwsza, która zwróciła mi na to uwagę. Dziekuję z góry i przepraszam za niedogodności.
UsuńMerlinie wszechmogący, skoro następny rozdział zostanie poświęcony Severusowi i Ronaldzie to znaczy, że na kontynuację tego trzeba będzie czekać miesiąc? Własnie wyczuwam zbliżającą się depresję, ewentualnie załamanie nerwowe... Nie mniej jednak coś czuję, że warto będzie czekać, więc biorę się w garść i pora przejść do samego rozdziału. Nawet jeśli - poza końcówką - nie ma jakichś spektakularnych akcji jest on wprost cudowny. Rozmowa Blaise'a i Hermiony była wybitna, ubawiłam się razem z nimi. Jedyne, co to Harry prosi się o kłopoty, no chyba, że coś w końcu do niego dotrze :) Co więcej? Z utęsknieniem czekam na kolejny rozdział, już nie mówiąc o jeszcze następny :D
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału...Rozdział jak zwykle cudowny, ale nie wiem jak ja wytrzymam tyle czasu bez wiedzy co będzie dalej... Pozdrawiam wszystkich, którym tak jak mi zaczęły się ferie!
OdpowiedzUsuńeva
Nolmalnie bomba,masz ogląmny talent znowu brzuch mnie boli i dizekuję ci ze dasz notkę o Snejpie.Weronika
OdpowiedzUsuńI znowu 2 tygodnie czekania. Rozdział boski! :3 kocham Twój styl pisania :3
OdpowiedzUsuńPs.http://dramionemiedzymilocia.blogspot.com/
Foch Granger! cegła cegła cegła, mur!
OdpowiedzUsuńskąd Ty to bierzesz to ja pojęcia nie mam, ale rozwaliło mnie to.
Rozdział niby nic nie wnosi, ale jest lekki i przyjemny.
Podoba mi się, ale nie podoba mi się fakt, że muszę czekać miesiąc na Draco. Nie chcesz mi zrobić przypadkiem prezentu urodzinowego i wrzucić coś wcześniej? :D
pozdrowienia,
Nox
jezuniu i to ma byc slaby rozdzial ??? mi sie bardzo podobal i jak sobie wyobraze Malfoya z ta farbom na wlosach i ubraniu chce mi die smiac <3 XD <3
OdpowiedzUsuńBuhahahaha padłam xD Jestem ciekawa reakcji Malfoy'a xD
OdpowiedzUsuńUwielbiam postać Blaise'a :3 Rozmowa jego i Hermiony - Genialna !
Mam nadzieje,że Harry zmieni :)
Podoba mi sie taki Dracon zajadający problemy czekoladą,a nie upijający się w trupa :3
Pozdrawiam :*
Aaale czaaad!!! :D
OdpowiedzUsuńBlaise i Ginny tacy cudownie zakochani <3
Ach, Draco i ta jego czekolada ;D
Rozmowa Miony i Diabełka również fajna :)
No i wisienka na torcie to oczywiście końcóweczka ^^
Świetna notka ;)
Życzę weny i już nie mogę się doczekać następnego rozdziału ;3
dramione-nowa-historia.blogspot.com
Ojejku! Kocham Twoje opowiadanie! *u* Draco i jego czekolada mnie po prostu rozwalili ;D Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, ciekawe jak zareaguje Malfoy na to, że jest cały w farbie ;3
OdpowiedzUsuńQeiko
P.S. Zapraszam na następny rozdział
dramione-i-think-i-love-you.blogspot.com
Rzeczywiście o wszystkim i o niczym, ale i tak szczerzyłam się jak głupia, czytając rozdział. :)
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że zbliża się wielkie BUM dla Malfoya, zapewniając zwrot jego uczuciom i poglądom. Ciekawe jak przebiegnie rozmowa (bo w tym wypadku zdaje się być nieunikniona). Może znowu...? Nie, poczekam na... Cztery tygodnie? Jak ja wytrzymam?! Przynajmniej za dwa będzie nasz kochany profesor Snape ze swoją... Eee... Wybranką? xD
Mniejsza z tym. Weny!
Pozdrawiam,
Cassie :)
Piękne <3 kompletnie nie spodziewałam się takiej sytuacji na przyjęciu Pansy, zaskoczyłaś mnie. A swojdrogą bardzo lubię to w jaki sposób przedstawiasz postać Pansy. Na prawie każdym blogu dramione Parkinson jest plastikową lalunią. Bardzomi się podoba pisz dalej <3
OdpowiedzUsuńOpowiadanie znalazłam przypadkiem i żałuje, że nie stało się to wcześćniej, bo mnie mega wciągnęło!
OdpowiedzUsuńMasz duży talent i potrafisz wciągnąć czytelnika :)
A za to, że przerwałaś w takim momencie?! Ugh ! Jak mogłaś?! :D
PS.Życze weny i jeszcze raz weny
PSS. Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością
pozdrawiam twoja fanka ! <3
Jejku *-* Cudnie <3 ! Nię wierzę ;o Malfoy będzie miał nie pochamowany wybuch złości ? :o Mam nadzieję że to Mionki nie zniechęci ;) Pozdrawiam /Klaudia
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdział 2!
OdpowiedzUsuńhttp://dramionemiedzymilocia.blogspot.com/
Ps. PISZŻE TO SZYBCIEJ KOBIETO BO UMIERAM!