Jak widać włączył się we mnie mój ukryty poliglota ;) Tak jak obiecałam słowa dotrzymałam - rozdział 16 opublikowany wedle zapowiedzi. Czekaliście na niego bardzo długo próbując się jednocześnie dowiedzieć, co zaplanowałam na urodziny naszej kochanej Pansy, więc dzisiejszego wspaniałego dnia Wasze męki zostaną skrócone, a wszelkie domysły rozwiane. Mam nadzieję, że notka się spodoba i nie zlinczujecie mnie za przebieg przyjęcia :)
Z racji rozpoczynających się jutro ferii (przynajmniej dla mnie) będę mieć sporo wolnego czasu, aby nareszcie odpowiednio pociągnąć wątek dramione. Wiem, że większość z Was nie wyobraża sobie tego, iż nasi główni bohaterowie w jakiś sposób się w sobie zakochają i pytacie mnie, co musiałoby się stać, aby oni chociaż się polubili, ale bez obaw, ciocia Realistka na wszystko znajdzie złoty środek ;) A rozdział 17 tradycyjnie za dwa tygodnie, tj: 01.02.2015
Na koniec zapraszam do czytania, dziękuję za komentarze pod ostatnią notką i wszystkim, co włącznie ze mną rozpoczynają jutrzejszego dnia błogie lenistwo życzę udanego wypoczynku :)
Euer Realistka
* * * * *
W mieszkaniu państwa Potter od rana
panował zgiełk. Harry latał po całym domu z odkurzaczem i ścierką do kurzu, aby
nawet w najmniejszym kącie nie było oznak brudu. Jego żona miała dziś swoje
święto, więc wszystko musiało wyglądać perfekcyjnie. Czarnowłosemu brakowało
jedynie fartuszka przepasanego przez biodra i białych rękawiczek w stylu
perfekcyjnej pani domu. Mężczyzna nie ukrywał, że jest dość mocno zestresowany.
Każde święto wywierało na nim ogromną presję, czy to gwiazdka, czy też jego
własne imieniny. Za to Hermiona nie pozwalała nikomu wejść do kuchni, gdyż jak
tylko wstała zabrała się za przygotowywanie tortu dla Pansy. Upieczenie
biszkoptu było dla niej największą męką, gdyż zawsze jej opadał. Tym razem
jednak obeszło się bez katastrofy i kasztanowłosa mogła bezproblemowo
przystąpić do przekładania ciasta przygotowaną wcześniej masą śmietankową.
Postanowiła, że nasączy delikatnie biszkopt nalewką wiśniową, aby był bardziej
wilgotny, a do środka włoży kawałki owoców. Wierzch zaś pokryje polewą czekoladową
i drobnymi, kwiatowymi dekoracjami, wykonanymi z marcepana. W czasie gdy w
mieszkaniu trwały przygotowania do przyjęcia, Pansy zawiozła małą Lilianę do
swoich rodziców. Nie chciała co chwilę odchodzić od stołu, aby nakarmić czy też
przewinąć małą. Poza tym jej matka z pewnością będzie w siódmym niebie, że ich
ukochana wnuczka zostaje z nią na całą noc.
Było po 18.00, gdy w całym
mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi. Harry pobiegł do nich z prędkością
błyskawicy i otworzył Ginny razem z Blaisem. Rudowłosa przyjaciółka
prezentowała się fantastycznie w ciemnofioletowej sukience, ale i tak nic nie
było w stanie przebić jego żony, która specjalnie na dzisiejszy wieczór
zdecydowała się ubrać czarną sukienkę z delikatnymi złotymi zdobieniami. Pansy
nigdy nie układała jakoś specjalnie swoich włosów, ale wyjątkowo zgodziła się,
aby Hermiona zaplotła jej dzisiaj koka. Czarnowłosa prezentowała się
rewelacyjnie, i gdy Harry ją zobaczył omal nie rzucił się na nią, by zedrzeć z
niej sukienkę. Jedynie panna Granger zdecydowała się na niezobowiązujący strój
w postaci przylegających dżinsów i granatowej koszuli.
Blaise razem z Ginny weszli do
środka i zostali serdecznie przywitani przez gospodarzy domu. Następnie cała
czwórka udała się do salonu, aby rozpakować prezent, który otrzymała
solenizantka. Pansy nie kryła zachwytu nad karnetem do Spa i mocno uściskała
dwójkę przyjaciół. Czuła, że to rudowłosa maczała w tym palce, bo Blaise pewnie
kupiłby jej kolejny rok z rzędu kolczyki, albo inna część biżuterii. W momencie,
gdy czarnowłosa miała otworzyć prezent od swojego męża rozległ się ponownie
dzwonek do drzwi. Harry podskoczył jak oparzony i zerwał się w kierunku
przedpokoju. Gdy odblokował zamek w celu wpuszczenia kolejnego gościa uśmiech z
jego twarz spłynął jak lawina w górach. Po drugiej stronie progu stał Draco
Malfoy, który uśmiechał się do niego z pogardą, trzymając w jednej ręce bukiet
kwiatów, a w drugiej niewielkich rozmiarów pudełeczko.
- Co jest bliznowaty? – Harry nie
zdążył się przesunąć, bo blondyn wparował do mieszkania i od razy skierował się
w stronę salonu. Tam został przywitany przez resztę zgromadzonych i rozsiadł
się wygodnie w fotelu obok Pansy. Harry po chwili dołączył do gości i oparł się
o framugę drzwi.
- Malfoy to mój fotel, więc zabieraj
z niego swoje arystokratyczne siedzenie.
- Powiedziałbym ci coś Potter, ale z
uwagi na Pan nie zrobię tego. – Następnie Dracon podniósł się z fotela i
przeniósł się na kanapę obok Blaisa, gdzie rozsiadł się wygodnie, odpinając
guzik od swojej marynarki i pogrążając się w rozmowie z czarnoskórym. Harry
obdarzył go jeszcze złośliwym uśmiechem i zniknął za drzwiami prowadzącymi do
kuchni. Hermiona stała na jej środku i kończyła układać dekoracje na wierzchu
tortu. Dziewczyna była bardzo skupiona na wykonywanej czynności. Patrząc na nią
z boku mogło się wydawać, że nawet nie oddycha, aby nie zniszczyć tego, co
udało jej się już zbudować. Harry podszedł do niej cichutko, a kasztanowłosa na
moment odwróciła wzrok od ozdabianego ciasta.
- Coś się stało Harry?
- Są już wszyscy, więc myślałem, że
będziemy mogli zacząć. Jesteś gotowa Miona?
- Jeszcze tylko świeczki i będzie
idealnie. – Kasztanowłosa wyprostowała swoje zbolałe plecy i odwróciła się w
kierunku szafki, aby wyciągnąć z niej wspominane przedmioty.
- Chrzanić świeczki. - Niestety zanim kobieta
zdążyła zareagować Harry wychodził już z kuchni, niosąc w rękach świeżo
udekorowane arcydzieło. Wybiegła za nim, chwiejąc się na wysokich obcasach i
trzymając w ręce szprycę z kremem.
- Harry! – Jej złość minęła w momencie gdy
ujrzała swoją rudą przyjaciółkę, a w oczach Pansy dostrzegła łzy wzruszenia.
Czarnowłosa zerwała się ze swojego miejsca i uściskała mocno Hermionę. W
międzyczasie kobieta dostrzegła zszokowany wyraz twarzy Malfoy'a, który
wpatrywał się w nią jak ciele na namalowane wrota. Po chwili jednak odwrócił
swój wzrok i przybrał ten sam chłodny i arogancki uśmiech.
- Dziękuję! Jest wspaniały! Siadaj z nami, bo
już dłużej nie wytrzymam. – Pansy wzięła kasztanowłosą dziewczynę za rękę i
posadziła obok Ginny, która obdarzyła ją promiennym uśmiechem. Harry w tym
czasie otworzył głośno szampana i rozlewał go do kieliszków. Hermiona kątem oka
spoglądała na znudzoną i nadąsaną twarz Malfoy'a, który poprawiał zażarcie
kołnierz od swojej białej koszuli, próbując unikać jej wzroku. Po chwili każdy
z gości trzymał w ręku naczynie z alkoholem i wszyscy wstali, aby odśpiewać
solenizantce sto lat. Pansy nie kryła swojego wzruszenia i wyściskała każdego z
osobna.
- Hermiona to twoje dzieło? – Kasztanowłosa
spojrzała na Blaisa i przytaknęła nieśmiało głową. Twarz jej rudowłosej
przyjaciółki rozpromieniła się, a jej narzeczony wstał i zaczął głośno klaskać.
- Daj spokój Blaise. To tylko ciasto. – Hermiona
nie chciała żadnych owacji. Próbowała powstrzymać Blaisa, ale jej wysiłki
poszły na marne, gdyż po chwili otrzymywała brawa od pozostałych gości. Jedynie
Draco siedział niewzruszony, wywracając z dezaprobatą oczami.
- Tortu nie widzieliście nigdy? – W
pomieszczeniu dało się słyszeć znudzony głos blondyna, a zgromadzenie nagle ucichło.
Pansy wpatrywała się w przyjaciela wzrokiem mówiącym: zamilcz, zaś Zabini
spoglądał na niego z wyraźnym politowaniem. Ginny zauważyła, że atmosfera robi
się napięta, więc postanowiła jakoś zainterweniować.
- Pansy może rozpakujesz do końca prezenty? –
Czarnowłosa uśmiechnęła się do kobiety promiennie, odrywając morderczy wzrok od
Malfoy'a.
- Najpierw zjedzmy, bo nie mogę się już
doczekać, aby spróbować tego cuda. Jest piękny Miona, dziękuję. – Hermiona
poczuła jak na jej policzki wypływa delikatny rumieniec. Odwróciła więc głowę i
lekko odchrząknęła. Harry w tym czasie podniósł się z miejsca, aby pokroić
ciasto na kawałki. Gdy każdy z gości miał przed sobą talerzyk panna Granger
wpatrywała się w swoje kolana, czekając na reakcję zgromadzonych. Do jej uszu
po chwili zaczęły dobiegać słowa podziwu.
- Rewelacja Hermiono! – Blaise mówił
z pełnymi ustami zajadając swój kawałek. Kasztanowłosa obdarzyła go ciepłym
uśmiechem i spojrzała na Ginny, która pochłaniała marcepanową różę.
- Świetne Miona! Jak ty to zrobiłaś?
- Normalnie. – Hermiona wzruszyła
delikatnie swoimi ramionami. W duchu cieszyła się, że przyjaciele są zadowoleni
i smakuje im jej wypiek. Ich opinia była dla niej bardzo ważna, gdyż teraz
miała pewność, że nie porwała się z motyką na słońce chcąc otworzyć kawiarnię.
Bądź co bądź wypieki musiały być smaczne, bo inaczej nikt do niej nie
przyjdzie. Kasztanowłosa zauważyła, że jedynie Malfoy nie ruszył swojej porcji.
Ale nie mogła mieć o to do niego żalu, gdyż z pewnością twierdził, że będzie chciała
go otruć. W głębi duszy liczyła, że mężczyzna daruje sobie kąśliwe uwagi, a
nawet, że nie będzie się do niej w ogóle odzywał. Niepokoiły ją za to jego
srebrne tęczówki, które kolejny raz przyłapała na wpatrywaniu się w nią.
Niestety tak szybko jak się na niej pojawiały, tak równie szybko znikały.
- Co jest Smoku? Czego nie jesz? –
Blaise kończył opychać się kawałkiem ciasta i sięgnął po kieliszek, w którym
znajdowała się resztka szampana. Draco spojrzał na niego znudzonym wzrokiem.
- Jakoś przeszła mi ochota na
wzmiankę, że to dzieło Granger.
- Jak widzisz Draco my żyjemy, więc
tobie też nic nie będzie. – Pansy zdenerwowały słowa przyjaciela, ale nie
chciała psuć atmosfery. Natomiast Malfoy nie miał już tego względu na uwadze.
- Chyba jednak mimo wszystko
podziękuję. Nawet płukanie żołądka nie wyczyściłoby go ze szlamu. – Ginny
zakrztusiła się kawałkiem ciasta, a Pansy widelczyk wypadł z ręki. Hermiona
spuściła lekko swoją głowę, krzyżując ręce na piersiach. Pierwszy interweniował
Harry.
- Malfoy nie życzę sobie takiego
słownictwa z moim domu. – Blondyn zaśmiał się szyderczo i założył ręce za
głowę, wpatrując się w czarnowłosego z kpiną.
- Bo co mi zrobisz Potter? Posadzisz
na karnym jeżyku w kącie?
- Smoku zachowuj się. – Blaise mówił
spokojnie, aczkolwiek stanowczo. Czuł co zaczyna się święcić i nie chciał do
tego dopuścić. Jego przyjaciel spojrzał na niego z wyraźnym cynizmem.
- Przecież jestem grzeczny. To nie
moja wina, że nie poinformowano mnie, iż będzie tutaj Granger.
- Albo wyjdziesz, albo się
zamkniesz. Masz dwie opcje do wyboru. – Zabini zaczynał tracić cierpliwość. Tym
bardziej widok przygnębionej panny Granger wcale go nie uspokajał. Miał ochotę
wyprowadzić Dracona z mieszkania i siłą wytłumaczyć mu, co oznacza dobre
zachowanie. A przynajmniej właściwe.
- Nie wyjdę z powodu szlamy.
- Malfoy ostrzegam cię. Jeszcze
jedno słowo, a pożałujesz. – Harry starał się trzymać nerwy na wodzy. Daleki
był od rozwiązywania wszelkich konfliktów siłą, ale obawiał się, że tym razem
nie skończy się na zwykłej pyskówce. Tym bardziej, że Malfoy dopiero zaczynał
się rozkręcać, a to, co działo się do tej pory było jedynie preludium do jego symfonii
szyderstwa.
- Aż się cały trzęsę. – Kpina była
wymalowana na twarzy Dracona, a głos wcale nie był gorszy. Z jego oczu wręcz
wylewała się zgromadzona złośliwość, a uśmiechami mógł na dobrą sprawę zamienić
się z samym Voldemortem. Czarnowłosy czuł w tym momencie do niego jedynie
czystą odrazę i żałował, że jego żona musi akurat dzisiaj przez to przechodzić.
- Smoku dość. Opanuj się. – Draco
nawet nie zaszczycił Blaisa najmniejszym spojrzeniem. Co więcej, on nie zwrócił
nawet uwagi na słowa przyjaciela.
- I co teraz Potter? Dostanę pasem
na goły tyłek czy może szlaban? – Harry czuł wzrastającą w nim wściekłość.
Zacisnął ręce w pięści i próbował się jakoś uspokoić, ale obecność Malfoya
wcale mu tego nie ułatwiała. Po chwili poczuł czyjąś rękę na ramieniu i
napotkał bursztynowe tęczówki Hermiony.
- Harry odpuść, proszę. – Mężczyzna
wahał się przez chwilę, ale wzrok przyjaciółki pozwolił dostrzec mu fakt, iż
toczenie dalszej walki z Malfoy'em jest zniżaniem się do jego poziomu i po
prostu nie warto wchodzić dalej z nim w rozmowę. Jednak tak szybko jak spokój
się pojawił, tak też i zniknął, bowiem blond włosy mężczyzna nie zamierzał psuć
sobie w jego mniemaniu dobrej zabawy.
- Dzieci i szlamy głosu nie mają.
Nie nauczyli cie tego Granger? – Tego dla Harrego było za wiele. Zerwał się ze
swojego miejsca i uniósł Malfoy'a za kołnierz od koszuli. Jednak na blondynie
nie zrobiło to większego wrażenia. Jedynie Pansy, Ginny i Hermiona przyglądały
się całemu wydarzeniu z przerażeniem w oczach.
- Wynoś się stąd gnoju! – Pani
Potter wstała ze swojego miejsca i podeszła do męża, kładąc mu rękę na
ramieniu.
- Harry uspokój się, proszę. - Harry
jednak nie zwrócił na swoją żonę najmniejszej uwagi. Pansy obawiała się takiego
obrotu spraw i za żadne skarby świata nie chciała dopuścić do jego kontynuacji.
Jednak czymże jest jedna kobieta wobec naładowanych testosteronem i adrenaliną
mężczyzn?
- Gnieciesz mi koszulę Potter. –
Draco cedził swoje słowa, a każde kolejne wymawiał z coraz większą dozą jadu.
Zupełnie jak wąż, który zamierza boleśnie ukąsić swoją ofiarę. Mimo wszystko
Harry zdecydował się puścić trzymany kawałek materiału, dając tym samym
Malfoyowi niewypowiedzianą satysfakcję. W tym momencie Zabini postanowił
interweniować. Podobnie jak Pansy czuł co się święci i również nie zamierzał do
tego dopuścić. Nie przewidział jednak, że sam również w krótkim czasie zostanie
naładowany po brzegi adrenaliną.
- Draco skończ robić to co robisz i
wyjdź. Tak będzie w tym momencie najlepiej.
- Dla kogo? Dla szlamy? – Hermiona
poczuła bolesne ukłucie w żołądku. Nie chciała rozklejać się w obecności
wszystkich gości, ale łzy i gorycz w gardle znowu dawały o sobie znać. Chciała
podnieść się z zajmowanego miejsca i odejść stąd jak najdalej, ale powstrzymała
ją ręka Ginny i jej współczujący wzrok. Ten widok mówił Blaisowi o wszystkim i
nie potrzebował dodatkowych wyjaśnień.
- Nie mów tak o niej. – Draco
wytrzeszczył swoje oczy ze zdziwienia, krzyżując w tym samym czasie ręce na
klatce piersiowej.
- Widzę, że udziela ci się
przebywanie w towarzystwie młodej wiewióry. Blaise Zabini, obrońca szlam i
mugoli. Wzruszające. – Malfoy teatralnie wytarł ręką kącik oka i z pogardą
spojrzał na siedzącą obok Hermiony Ginny. To przelało wypełnioną po brzegi
czarę cierpliwości czarnoskórego.
- Zamknij ryj! – Blaisowi puściły
nerwy niczym zbyt mocno naciągnięta gumka recepturka. Miał już serdecznie dość
zachowania kumpla i podobnie jak Potter, uważał że należy mu się porządne
manto. Hermiona nie zasługiwała na takie traktowanie. Może i była mugolaczką,
ale oni nie są już w Hogwarcie i wydorośleli, a przynajmniej część z nich.
Nazywanie jej szlamą było obecnie szczeniackie i mocno nieeleganckie. Tu nie
chodziło już nawet o tragedię, jaką przeszła panna Granger, ale o sam fakt
dobrego wychowania, którego Dracon jak widać nie umiał po sobie pokazać. Blaise
miał nadzieję, że przyjacielowi przejdzie i przestanie w końcu obrażać
kasztanowłosą, jednak z każdą kolejną minutą wieczór się pogarszał i atmosfera
stawała się nie tyle agresywna, co przygnębiająca. Widać było, że Hermionę bolą
słowa blondyna, ale starała się to jakoś ukryć. Malfoy natomiast nie zamierzał
ustępować, co było wyraźnie widoczne w jego postawie. Szare oczy waliły gromami
na oślep, a zaciśnięte pięści omal nie odcięły dopływu krwi do palców.
- Ryj to ma krowa i twoja teściowa!
– Na niekulturalną wzmiankę o matce swojej narzeczonej Zabini ruszył niczym
rozpędzony pociąg na Dracona. Blondyn jednak nie cofnął się, a jedynie
wyszczerzył swoją twarz w złośliwym uśmiechu.
- Ty gnido! – Prawa pięść
czarnoskórego wbiła się w szczękę Malfoya, odrzucając mężczyznę do tyłu. Nie
sprawiło to jednak Blaisowi wystarczającej satysfakcji w efekcie czego rzucił
się na przyjaciela, który ocierał krew z wargi, próbując podnieść się z
podłogi. Pansy razem z Ginny i Harrym zareagowali natychmiastowo. Czarnowłosy
chwycił Malfoy'a za ręce, a kobiety próbowały uspokoić Zabiniego, jednak
mężczyźni byli zbyt naładowani adrenaliną, aby tak szybko sobie odpuścić. Jedynie
Hermiona korzystając z sytuacji podniosła się spokojnie z fotela i wyszła
niezauważona na balkon. Chciała być sama i dać upust swoim tłamszonym emocjom.
Malfoy od zawsze zachowywał się w stosunku do niej jak dupek, ale chociaż na
przyjęciu swojej przyjaciółki mógł pokazać się z lepszej perspektywy. Mógł nią
gardzić i używać najwymyślniejszych wyzwisk, ale nie znaczyło to, że może
zepsuć urodziny Pansy. Jest jego najlepszą przyjaciółką, więc kasztanowłosa
spodziewała się, że choć tego jednego dnia blondyn zachowa się jak na
dżentelmena przystało. Przeliczyła się ze swoją nadzieją i została nagrodzona
kolejną szlamą. Z jednej strony wcale ją to nie dziwiło, bo przecież to jedyne
słowo, którym Malfoy potrafi ją uraczyć, ale z drugiej wywołało u niej mocne
ukłucie żalu. Hermiona oparła się o balustradę balkonu i pozwoliła jednej
samotnej łzie spłynąć powoli po bladym policzku. Wkrótce już nie jedna, a morze
łez moczyło jej granatową koszulę.
W salonie państwa Potter tymczasem
trwała kontynuacja kłótni. Harry trzymał Malfoy'a z całych siły za ręce, ale ku
jego nieszczęściu Draco był nieco silniejszy. Wysiłki Ginny i Pansy również
niewiele dały, bo Blaise wyrwał się z rąk narzeczonej i przyjaciółki i
zaserwował blondynowi lewego sierpowego prosto w nos. Po pokoju rozszedł się
dźwięk łamanej kości, co tylko jeszcze bardziej rozjuszyło Dracona. Szybkim
ruchem wyrwał się Potterowi i kopnął czarnoskórego prosto w brzuch. Blaise
zwinął się z bólu na podłodze, a Malfoy podniósł pięść z zamiarem oddania
kumplowi w twarz. Na jego drodze jednak stanęła Pansy, unosząc obie ręce w
geście obrony przed siebie.
- Dosyć tego! – Głos pani Potter był
bardzo ostry i gdyby posiadał taką możliwość, to z pewnością przeciąłby nawet
najgrubszą stal. Draco opuścił swoją uniesioną pięść i spuścił wzrok. Ginny zaś
uklękła przy Blaisie i próbowała pomóc mu wstać razem z Harrym. Pulsujący
jednak ból był zbyt silny i Zabini jedyne co mógł zrobić to trzymać się za
brzuch.
- Co ty sobie do cholery
wyobrażałeś? – Ciepło, które dało się słyszeć na początku spotkania w głosie
Pansy wyparowało w powietrze, a w jego miejscu pojawiły się przeraźliwy chłód i
wściekłość. Draco przybrał na swoją twarz uśmiech pełen pogardy i spojrzał w
rozjuszone oczy przyjaciółki. Nie wiedział, co sobie wyobrażał, ale był pewien,
że jego ulubiona koszula jest zalana od góry do dołu krwią. I to z jakiego
powodu? Że nie chciał zjeść kawałka ciasta!
- Pansy daj… - Niestety blondynowi
nie dane było dokończyć. Czarnowłosa zamachnęła się i wymierzyła mu siarczysty
policzek. Twarz Malfoy'a odrzuciło od siły uderzenia w prawą stronę, natomiast
Harry i Ginny wpatrywali się w Pansy ze zdumieniem w oczach.
- Milcz jak do mnie mówisz! – Draco
złapał się za pulsujące miejsce i zacisnął szczęki z wściekłości. Z Blaisem
mógł się bić, choć Granger i jedna ,,szlama” nie były według niego tego warte,
ale przyjaciółki i żadnej kobiety nie uderzy nigdy w życiu. Choćby nie wiadomo
jak bardzo wyprowadziła go z równowagi.
- Ty masz czelność po tym wszystkim
jeszcze tutaj być? Patrz na mnie jak do ciebie mówię! – Blondyn podniósł swój
wzrok i napotkał wściekłe spojrzenie Pansy. Ostatni raz była równie wkurzona,
gdy nie pojawił się na urodzinach jej córki. Draco nie za bardzo rozumiał
zachowanie swoich przyjaciół, owszem, Pottera i Weasleyówny tak, ale Blaisa i
Pansy? Od kiedy Granger stała się nagle dla nich taka ważna, że stają w jej
obronie?
- Jesteś pieprzonym gnojem Draco!
- Pan! – Harry podniósł się z
podłogi od czarnoskórego i stanął pomiędzy Malfoy'em, a swoją żoną. Czarnowłosa
jednak wbiła w niego swe spojrzenie, które mówiło, aby lepiej nie ingerował w
tę rozmowę.
- Nie przerywaj mi Harry. – Pansy
zwróciła się w stronę męża, a następnie ponownie utkwiła rozwścieczone oczy w
blondynie. – Ty zadufany w sobie kretyński dupku! Ignorancie bez perspektyw!
Myślisz, że jak jesteś pierdolonym arystokratą to wszystko ci wolno?! Ale wiesz
co? Ja też jestem arystokratką i nie zachowuję się jak pospolity szczur z
rynsztoku.
- Pan, ja nie chciałem tego… - Do
Dracona zaczęła w pewnym sensie docierać powaga sytuacji. Mógł gardzić Granger,
ale nie było to usprawiedliwienie tego, że udało mu się zepsuć całe przyjęcie.
W gruncie rzeczy nie nazwał dziewczyny umyślnie szlamą. To był odruch
bezwarunkowy. Pilnował się naprawdę długo, ale w końcu hamulce puściły. Bał
się, że to wszystko, co się z nim dzieje jest efektem oddalenia się od pracy.
Czuł się jeszcze bardziej nerwowy niż przed wizytą u psychiatry, ale ta
wściekłość powoli zaczynała spadać, a w jej miejscu pojawiło się dziwne
uczucie, tak jakby miał wyrzuty sumienia. Brzuch zaczął go boleć i nie
wiedział, czy to przez niezręczność sytuacji, czy też przez przypadek dostał w
owe miejsce od Blaisa. Jednak skrucha w głosie mężczyzny nie przekonała Pansy.
- Nie chciałeś? A to dobre! I co
jeszcze? Może mi powiesz, że to był impuls? Jesteś żałosny Draco, doprawdy
żałosny. – Malfoy spojrzał na Pansy, a potem na resztę obecnych w
pomieszczeniu. Ginewra siedziała obok Blaisa i razem z Potterem oczyszczała
mężczyznę z krwi. Jedynie Granger nigdzie nie było. Blondyn zdał sobie sprawę,
że mocno przegiął strunę i choćby na kolanach błagał przyjaciółkę o wybaczenie
to prędzej dostałby zaklęciem niewybaczalnym niż czarnowłosa przestała być
wściekła. Wsadził ręce do kieszeni i wyszedł na balkon, trzaskając szklanymi
drzwiami. Oparł się o barierkę i wtedy usłyszał głośne pociągnięcie nosem.
Obrócił się w kierunku, z którego dobiegał owy dźwięk. Oparta o ścianę w
najciemniejszym kącie panna Granger ocierała swoje mokre od wylanych łez oczy.
Malfoy czuł jak w jego gardle zaczyna rosnąć przeraźliwa gula i zawiązuje się
na jego szyi gruby mentalny sznur. Nie chciał mimo wszystko doprowadzać kobiety
do płaczu, ale daleki był od tego, aby ją przeprosić. To nie było w jego stylu.
Kasztanowłosa odeszła od ściany i objęta swoimi ramionami podeszła do blondyna,
aby oprzeć się o barierkę obok niego. Z jej bursztynowych oczu nadal leciały
pojedyncze krople łez.
- Jesteś z siebie dumny Malfoy?
Szlama kolejny raz znalazła swoje miejsce.
- Nie oczekuj przeprosin Granger.
Wiesz jaki jestem. – Hermiona zaśmiała się krótko i z pogardą. Mężczyzna w tym
czasie wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów i zapalił jednego. Po
chwili z jego ust wydobywały się kłęby dymu.
- Nie jestem naiwna. Nigdy byś się
do tego nie posunął. – Draco spuścił głowę, aby nie patrzyć w bursztynowe
tęczówki kobiety. Działały na niego dziwnie, gdy w nie spoglądał czuł się jak
skończona świnia. Nagle zawiał mocniej wiatr, rozwiewając Hermionie włosy, a do
nozdrzy blondyna doleciała subtelna woń jej perfum. Niemalże od razu wyczuł w
nich konwalie, które tak bardzo lubił.
- Nie jesteś naiwna, ale głupia.
Czego się spodziewałaś? – Mężczyzna nadal spoglądał przed siebie, omijając
bursztynowe tęczówki kobiety. Jego głos ociekał wręcz ironią.
- Że z uwagi na Pansy darujesz sobie
ten cały cyrk. – Tym razem Draco zaśmiał się złośliwie, zaciągając się papierosem.
Hermiona czuła się przy nim zupełnie jak w Hogwarcie. Miała wrażenie, że obok
niej stoi ten sam siedemnastoletni chłopak, który dalej swoim zachowaniem
przypomina małe rozwydrzone dziecko.
- Mylić się rzecz ludzka. –
Kasztanowłosa spoglądała na mężczyznę kątem oka i niechętnie musiała przyznać,
że w jakimś stopniu jego wygląd zewnętrzny uległ zmianie i to na dobre. Nie
miał już przylizanych włosów i wyostrzyły mu się rysy twarzy, ale nie sprawiło
to, że przestał się zachowywać jak władca wszechświata. Nadal był opryskliwy i
nieznośny, a w jej głowie zamiast pojawić się przystojny znajomy ze szkoły
widniała ta sama perfidna fretka. Hermiona spięła się w sobie. Postanowiła nie
dać mu tym razem satysfakcji. Dwa razy łudziła się, że Malfoy będzie umiał
stanąć na wysokości zadania i nie będzie się do niej odzywał i te dwa razy
poległa i leżała rozwalona na łopatkach.
- Jak widać. Ale powiem ci, że nie
myślałam, że tak bardzo do twarzy będzie ci z plamami krwi. Wygląda to bardzo
wyjściowo. Szczególnie ta koszula. – Blondyn spojrzał na swoje ubranie i
rzeczywiście od góry do dołu było umazane na czerwono. Wcześniej zaplamiony był
tylko rękaw i część przy kołnierzu, zaś teraz tylko plecy były wolne od pomału
zasychającej cieczy, która skapywała z jego nosa. Podniósł wzrok na
kasztanowłosą i obdarzył ją najbardziej cynicznym uśmiechem na jaki było go
stać.
- Mnie we wszystkim jest do twarzy,
gorzej z tobą Granger.
- Nie zwracam uwagi na takie rzeczy.
Nie muszę ślęczeć godzinę przed lustrem zanim wyjdę na miasto. – Hermiona
uśmiechnęła się do rozmówcy prawie z identyczną złośliwością, co on do niej.
Czuła dziwną satysfakcję z prowadzonej konwersacji, mimo że toczyła się ona z
Malfoy'em. Mężczyzna wyrzucił niedopałek przed siebie i wyprostował się,
krzyżując ręce na klatce piersiowej. Był wyższy od panny Granger co najmniej o
głowę.
- A dwadzieścia kilo zrzuciłaś tak
po prostu czy dla Weasley'a? – W oczach blondyna pojawiły się iskierki
osiągniętej satysfakcji. Czuł, że trafił w czuły punkt byłej Gryfonki. Dokładnie
wiedział, że straciła dziecko i jej obecna waga była zapewne skutkiem depresji,
którą przeszła, ale mimo to posunął się do tego, aby użyć owego argumentu.
Hermiona zaś poczuła znajome ukłucie żalu i bólu. Nie sądziła, że jej
drastyczny spadek wagi tak bardzo widać. Gdyby mogła cofnąć czas, to nigdy by
do tego nie dopuściła, ale gdyby taka możliwość istniała, to mogłaby przywrócić
życie swojemu małemu synkowi. Niestety było to niemożliwe, a ona musiała iść
dalej dla dziecka z takim wyglądem, do jakiego się sama doprowadziła.
- Gówno ci do tego Malfoy. Z
pewnością nie zrobiłam tego dla ciebie. – Draco przysunął się do panny Granger
bliżej. Nie było to zbyt mądre posunięcie, bo teraz czuł wyraźnie jej
konwaliowy zapach. Z przykrością stwierdzał, że bardzo mu się podobał, nawet
jeśli należał do tej upartej i przemądrzałej kobiety. Konwalie od początku były
jego ulubionymi kwiatami. Nie tylko wyglądały delikatnie i subtelnie, ale ich
woń była wprost oszałamiająca i działała na niego jak światło na ćmę.
- To by było nawet ciekawe. Szanowna
panna wiem to wszystko starająca się dla swojego wroga.
- Prędzej piekło by zamarzło. Daruj
sobie te zgryźliwości Malfoy. – Hermiona czuła jak opuszczają ją wszystkie
siły. Nie chciała mówić temu zakochanemu w sobie ignorantowi co przeszła.
Wyszłaby na desperatkę, która chce wzbudzić litość. Oparła się ponownie o
barierkę i ułożyła podbródek na dłoni, próbując zahamować gromadzące się w jej
oczach kolejne pokłady łez. Nie spodziewała się jednak, że mężczyzna zna całą sytuację.
- Wiem, że straciłaś dziecko
Granger. – Kasztanowłosa rozszerzyła swoje oczy ze zdziwienia. Kompletnie nie
docierały do niej słowa mężczyzny. W jej głowie dudniły miliony pytań, na które
uparcie szukała odpowiedzi. Kto mu powiedział? Dlaczego to powiedział? Czy to
Pansy? Po cholerę zaczął temat? Malfoy jednak nie zwrócił uwagi na jej reakcję,
a jedynie oparł się jak ona o balustradę, zapalając kolejnego papierosa. Nie
spodziewał się, że głos kobiety może być aż tak lodowaty.
- Kto ci to powiedział? – Blondyn
spojrzał na kasztanowłosą i ujrzał w jej oczach wszechogarniające cierpienie
zmieszane ze złością. Jej bursztynowe tęczówki płonęły i gdyby posiadały taką
możliwość, to zabiłyby go na miejscu.
- Nie mów, że chciałaś zaprzeczyć.
- Kto ci to powiedział Malfoy? –
Kobieta ponowiła swoje pytanie, a Draco czuł, że znalazł się w niezręcznej
sytuacji. Nie chciał wydać Blaisa, bo dziewczyna zrobiłaby mu z dupy jesień
średniowiecza, a wystarczająco już dzisiaj obaj dostali od siebie nawzajem.
Postanowił jak zwykle zwalić winę na swojego starego.
- Ojciec. Podobno spotkał cię na
cmentarzu. – Hermionie ulżyło na wieść, od kogo ten parszywy egoista dowiedział
się o jej stracie. Nie podejrzewała jednak, że Lucjusz będzie o tym komukolwiek
mówił, a już tym bardziej swojemu synowi. Objęła się mocniej ramionami i
odwróciła wzrok.
- Co nie znaczy, że jakoś mnie to
obchodzi. – Draco mówił to z obojętnością w głosie. Było mu wszystko jedno czy
to był dzieciak Granger, czy jakiejś innej kobiety. Tyle ludzi umiera codziennie
na świecie, więc czemu on miałby się przejąć tym jednym wyjątkiem? Coś mu
jednak mówiło, że wcale tak nie myśli i gdzieś głęboko, tam gdzie ludzkie oko
nie sięga czuł, że w pewnym stopniu współczuje kobiecie. Mieszanie jej z
błotem, używając takiej argumentacji jest po prostu bezczelne i poniżej granicy
dobrego wychowania.
- Ciebie obchodzi czubek własnego,
złamanego nosa. – Hermiona już nie próbowała ukryć rozdzierającego jej serce
bólu. Cierpiała, mimo że obiecała sobie, iż zacznie w końcu oddychać nowym
powietrzem, które było wolne od przygnębiającej przeszłości. Nie chciała
zapomnieć, nie mogła, ale choć na chwilę pragnęła błogiego spokoju. Malfoy
kończył palić papierosa, a ona poczuła się właśnie jak taka nikotynowa używka.
Spalała się poprzez wysysanie z niej energii przez przeszłość, w której tak
długo żyła. Powinna skończyć właśnie jak taki niedopałek – wyrzucona na ziemię
i zdeptana butem, ale ona ciągle się paliła, tyle że nic już nie stało po
drugiej stronie filtra.
- Jak ty mnie dobrze znasz Granger.
– Draco uśmiechnął się do Hermiony cynicznie i wyrzucił papierosa przed siebie.
Czuł przeszywające go zimno, ale nie przeszkadzało mu to zbytnio. Za to perfumy
kasztanowłosej bardzo na niego działały. Przy każdym mocniejszym podmuchu wiatru
do jego nozdrzy docierała ta lekka woń i sam nie wiedział jak się
powstrzymywał, aby nie zatopić nosa w jej szyi.
- Nie schlebiaj sobie Malfoy. Nigdy
nie chciałabym cię poznać. – Draco poczuł krótkie, aczkolwiek bolesne ukłucie w
lewej piersi. Nie wiedział przez co, ale było to dosyć nieprzyjemne. Hermiona
założyła kosmyk swoich rozwianych włosów za ucho i pociągnęła żałośnie nosem.
Nie wiedziała czemu dalej prowadzi tę chorą rozmowę z blondynem. Przecież mogła
wrócić do środka. Coś wmurowało jednak jej nogi w posadzkę i nie chciało dać
jej opuścić tego miejsca.
- Nie rycz znowu Granger. – W tym
samym momencie, gdy mężczyzna kończył wypowiadać swoje zdanie z oczu Hermiony
kolejny raz dzisiejszego wieczoru zleciała samotna łza. Kobieta wytarła ją
szybko wierzchem dłoni i utkwiła spojrzenie w bladej twarzy Malfoy'a. Była
wykrzywiona w złośliwym grymasie, ale zaschnięta krew, która ciekła jeszcze
przed chwilą z nosa jakimś cudem ocieplała jego wizerunek. Kasztanowłosa
poczuła jak na jej usta wypływa delikatny uśmiech wolny od sarkazmu.
- Faktycznie do twarzy ci z tą
krwią. – Blondyn wywrócił z dezaprobatą swoimi oczami, a z piersi Hermiony
wyrwał się krótki śmiech. Niemal natychmiast zakryła usta dłonią, ale dźwięk
nie uszedł uwadze stojącemu obok niej mężczyźnie.
- Widzę, że cię to bawi. Wiesz, że
to z twojej winy? – Bursztynowe oczy kobiety rozszerzyły się ze zdziwienia, a
Malfoy próbował dotknąć złamanego nosa. Blaise musiał mu nieźle przyłożyć, bo
bolało jak diabli.
- To robota Harrego? – Draco
odchylił głowę do tyłu i poczuł pulsujący ból z tyłu czaszki. Zaczął się
zastanawiać czy jest miejsce, w które nie oberwał od Diabła. Uwaga kobiety
jednak nieco go rozbawiła.
- Blaisa. Nazwałem jego przyszłą
teściową krową. Ale za ciebie Granger też od niego dostałem.
- Należało ci się. – Malfoy spojrzał
na Hermionę ze zdziwieniem w szarych tęczówkach. Kobieta stała i uśmiechała się
do niego z ironią wymalowaną na twarzy.
- Nie od Zabiniego. Już drugi raz
przyłożył mi za ciebie Granger.
- Drugi? – Zdziwienie było wyraźnie
słyszalne w głosie kasztanowłosej. Nie przypominała sobie, aby Blaise
kiedykolwiek wcześniej pobił się z Malfoy'em z jej powodu. Blondyn wywrócił
oczami i dotknął bolącego nosa, a w tym samym momencie z jego ust wydobył się
głośny syk. Hermiona podeszła do niego jeszcze bliżej i zabrała jego rękę.
Poczuła przyjemny dreszcz, gdy dotknęła dłoni mężczyzny.
- Nie dotykaj, bo będzie bardziej
bolało.
- Od kiedy ty się o mnie martwisz
Granger? – Draco nie chciał zabrzmieć kpiąco, bo w głębi duszy spodobał mu się
dotyk dziewczyny. Miała miękkie i delikatne dłonie, które również pachniały
konwaliami, ale nie tak intensywnie jak szyja. Nie chciał jednak tego po sobie
pokazać. Hermiona w tym samym czasie wyciągnęła z kieszeni swoją różdżkę.
- Nawet takie zwierzęta jak ty
Malfoy zasługują na odrobinę współczucia. A teraz z łaski swojej prośby mojej
nie ruszaj się przez chwilę. – Zanim mężczyzna zdążył cokolwiek powiedzieć
kasztanowłosa wymierzyła w stronę jego nosa różdżkę, wypowiadając zaklęcie. Po
chwili dało się słyszeć nieprzyjemny szczęk kości i głośny syk Malfoy'a, który
trzymał się za jeszcze pulsujące miejsce. Ból jednak zaczął szybko ustawać, a w
jego miejscu pojawiła się ulga. Spojrzał na Hermionę i niechętnie podziękował
jej za udzieloną pomoc.
- Jestem ci wdzięczny, ale na drugi
raz uprzedzaj.
- O ile będzie drugi raz. – Kobieta
schowała swoją różdżkę i oparła się o balustradę, spoglądając w granatowe
niebo, które zostało ozdobione miliardem błyszczących gwiazd. Hermiona
uwielbiała wpatrywać się w niebo nocą. Rodzice zawsze jej tłumaczyli, że
gwiazdy to duchy zmarłych bliskich, którzy dostali się do nieba. Kasztanowłosa
wierzyła, że gdzieś między tymi wszystkimi srebrnymi punkcikami znajduje się
gwiazdka jej ukochanego synka. Gdy ona skupiała się na granatowym firmamencie w
głowie Malfoy'a krążyły krępujące myśli. Poczuł dziwną potrzebę przeproszenia
dziewczyny za swoje zachowanie. Nie tylko te z dzisiejszego wieczoru, ale za
ogólne. Nie był jednak w stanie przemóc się do tego słowa i wolał kątem oka ją
obserwować. Już nie przypominała widma jak sprzed tygodnia. Gdy weszła dziś do
salonu Draco nie mógł z początku przekonać siebie, że to ta sama kobieta, która
stała przed nim w firmie. Jej malinowe usta ułożone były w delikatnym uśmiechu,
a włosy w kolorze karmelu okalały jej drobną twarz. Musiałby być ślepy, gdyby
nie dostrzegł, że ścięła je o ponad połowę. Niechętnie musiał również przyznać,
że ta zmiana wyszła jej na dobre. Najbardziej jednak w pamięci utkwiły mu jej
oczy. Nie były już przeraźliwie ciemne i nie biła od nich depresyjna pustka.
Ich bursztynowo-złoty kolor sprawiał, że dziewczyna wyglądała na szczęśliwą w
miarę swoich możliwości. I właśnie te oczy przeszywały Dracona na wylot niczym
długie ostrze. Patrząc w nie, choć robił to nieumyślnie w trakcie wieczoru,
czuł jak coś ściska go za serce. W tych momentach brzydził się sam sobą, swoim
zachowaniem i tym, jak ją traktuje. Starał się je omijać, gdyż towarzyszące mu
uczucie nie było ani trochę przyjemne, ale pokusa, aby ujrzeć ponownie ich
bursztynowy blask była silniejsza. Do tego te jej perfumy. Mężczyzna starał się
wmówić sobie, że kobieta zrobiła to celowo, ale skąd miała niby wiedzieć, że on
uwielbia zapach kowali? I właściwie w jakim celu miałaby to robić? Gardziła nim
i najchętniej zdeptałaby go butem, więc nie miała powodów, aby robić cokolwiek
dla niego. Draco odpędził od siebie niewygodne myśli. Granger od zawsze była
dla niego tylko Granger i nic tego faktu nie zmieni. Choćby kąpała się w wodzie
konwaliowej i tak będzie dla niego tylko znajomą z czasów szkolnych.
Hermiona wpatrywała się w niebo i
walczyła z kotłującymi się w jej głowie myślami. Zastanawiała się, co skłoniło
Malfoya, aby zostać z nią na tym felernym balkonie. Przecież nie znosi jej,
wyraźnie to dzisiaj pokazał. Spodziewała się, że gdy ją zobaczy, to rzuci w jej
kierunku kolejną ,,szlamą” i pójdzie tak jak przyszedł, zostawiając ją samą.
Jednak on nadal przy niej stał, a kobieta nie wiedziała, czy robi to z czystej
złośliwości, czy też ma ją głęboko w poważaniu i po prostu chce wypalić paczkę
papierosów. Odwróciła lekko głowę w jego kierunku i napotkała jego srebrne
tęczówki. Szybko cofnęła spojrzenie i odchrząknęła delikatnie, poprawiając
kołnierzyk od koszuli.
- Czemu się na mnie gapisz Malfoy?
Nie boisz się, że wypali ci oczy? – Blondyn odszedł od barierki i schował ręce
w kieszeniach. Na jego twarzy dało się dostrzec kpiący uśmieszek.
- Jeszcze żyję Granger, choć wiem,
że wolałabyś inną wersję. – Kasztanowłosa pokręciła z politowaniem głową i
odwróciła się od niego, wbijając swój wzrok ponownie w rozgwieżdżonym
firmamencie. Malfoy złapał za klamkę od drzwi balkonowych, ale w ostatnim
niemal momencie odwrócił się w stronę kobiety.
- Granger, jeszcze jedno. – Hermiona
odwróciła się niechętnie w kierunku Dracona i ze zrezygnowanym wyrazem twarzy
czekała na jego wypowiedź.
- Tak? – Malfoy ponownie podszedł w
jej kierunku, tak że stykali się niemal guzikami od koszul. Utkwił w jej
bursztynowych tęczówkach swoje spojrzenie i wysilił się na ciepły uśmiech.
Chciał powiedzieć to zdanie od początku ich spotkania na balkonie, ale dopiero
teraz sobie to uświadomił.
- Przestań pachnieć konwaliami. –
Hermiona wytrzeszczyła swoje oczy ze zdziwienia, a jej dolna warga lekko opadła
w dół.
- Bo co? – Mężczyzna uśmiechnął się
do niej czarująco, a ona poczuła dziwne ciepło rozlewające się po jej ciele.
Było jedynie pięć stopni powyżej zera, więc nie powinna niczego takiego odczuwać.
- Bo mi się podoba. – Hermiona
poczuła jak jej serce nieznacznie przyspieszyło, a w tym samym momencie Draco
teleportował się z trzaskiem do swojego mieszkania. Stała osłupiała na środku
balkonu, wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się
blondyn. Próbowała przeanalizować jego wypowiedź, ale jej szare komórki
odmówiły współpracy i jedyne, co mogła w daną chwilę zrobić, to jeszcze
szerzej rozdziawić swoje usta. Czy ten zakochany w sobie po uszy egoista
właśnie powiedział jej komplement?
Tak, tak, tak, w końcu urodziny Pansy! <3 Wyszło to fenomenalnie. Lepiej nie mogłaś tego przedstawić. Trochę szkoda pani Potter, ale z drugiej strony tu awantura była nieunikniona. Malfoy baaardzo się prosił, żeby dostać w mordę.
OdpowiedzUsuńCała sytuacja na balkonie to jest coś pięknego. Draco to jedna wielkie nie wiadomo, zmienia mu się jak w kalejdoskopie. Nie mniej jednak przemawiają przez niego resztki człowieczeństwa i to widzę, że coraz bardziej. Będą miały trudną walkę z jego paskudnym usposobieniem, ale wierzę w jego ludzkie odruchy.
Jeśli chodzi o końcówkę to chyba nie muszę mówić, że wyszła rewelacyjna i mnie prawdę powiedziawszy zamurowało, podobnie jak Hermionę :D
http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Cudowne. Czy to dziwne, że za każdym razem cieszę się, gdy ktoś obrywa? Czuję wtedy taką dziką satysfakcję... Tak więc, z mojego punktu widzenia: wielki plus, za incydent z Malfoyem.:)
OdpowiedzUsuńeva
PS. Swoją drogą konwalie to moje ulubione kwiaty...
Aż nie wiem, co napisać. Rozdział <3 Bardzo mi się spodobała rozmowa Hermiony i Draco. Zwłaszcza ten fragment o konwaliach. Wtedy musiałam się po prostu uśmiechnąć! :)
OdpowiedzUsuńChociaż Malfoy nie popisał się na urodzinach (no nie przesadzajmy, w końcu zepsuć urodziny swojej przyjaciółki przez głupie odżywki godne zadufanego w sobie idioty, jest strasznie dziecinne) odkupił kawałek swojej winy, rozmawiając na balkonie.
No cóż, do następnego!
Pozdrawiam,
Cassie :)
Urodziny przerobiłam jednym tchem, naprawdę wybuchowe party się z nich zrobiło. Ojj, ktoś w końcu stracił cierpliwość i może dobrze, chociaż wątpię żeby to na dłuższą metę uzdrowiło to przerośnięte ego Dracona :) Ale końcówka...cuuudowna, naprawdę się nad nią rozpłynęłam. Tak się słodko zrobiło, że może jednak będą z niego ludzie.
OdpowiedzUsuń<3 jestem zachwycona poprostu rewelacyjna notka i bardzo sie ciesze ze do Dracona wreszcie cos dociera
OdpowiedzUsuńzakochalam sie Siostro. Gdy czytalam jak sie klocili myslalam, ze Draco to skurwesyn do potegi. arogancki i bezczelny rozpieszczony gowniarz, jakim w gruncie rzeczy jest, ale za koncowke wybaczylam mu wszystko.
OdpowiedzUsuńBardzo uroczy z niego dran, w ktorym sie zakochalam.
Nawiazanie do gwiazd skojarzylo mi sie z Krolem Lew, gdy Mufasa tlumaczy Simbie, ze z gwiazd patrza na niego przodkowie. Nie wiem czy my myslalas o tym samym :)
can you feel to love tonight... ^^
pozdrowienia,
N
Dopiero teraz skończyłam czytać Twoje 16 rozdziałów,bo szybciej nie miałam czasu.
UsuńTwoje opowiadanie pokochałam od 1 rozdziału. <3
Opisujesz tutaj prawdziwe,życie .
Pokazujesz Twoich bohaterów tak samo jak ja bym ich widziała :3
Bardzo poruszyła mnie historia Hermiony. Sama mam 2 synków i nie wyobrażam sobie bez nich życia.Chyba dlatego to opowiadanie tak bardzo do mnie przemawia ;)
Ciesze się,że nie zrobiłaś z Rona gnojka.
Z Draco owszem,ale taki musi być Malfoy:D
Rozdział 16 jest mega :3
Z racji tego,że tak mnie oczarowałaś swoim opowiadaniem polece Twojego bloga innym czytelnikom :)
Pozdrawiam ;*
http://polecalnia-dhl.blogspot.com/
Nigdy nie byłam fanką Potter x Parkinson, ale ty ujęłaś to w taki sposób, że mi się podoba, że daję radę to czytać. Oczywiście jestem zakochana po uszy w dramione, więc każda scena dracze x mionka, to moje szybsze bicie serca :D Rozdział wyszedł super, bardzo oryginalnie. Ja już jestem jedną nogą w miniaturkach, więc lecę je czytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko w te paskudne zimowe dni :)
http://precious-fondness.blogspot.com/
Czaaadowy ;3 Końcówka najlepsza ;D
OdpowiedzUsuńPo prostu cud, miód i orzeszki.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;)
dramione-nowa-historia.blogspot.com
~Blonde Princess~
Rozdział świetny. Myślałam, że może przyjęcie minie w milszej atmosferze, ale czego można było się spodziewać po Draco. Za to końcówka, boska. Czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńBoosko! *.* Oczy mi się świeciły, gdy czytałam końcówke.
OdpowiedzUsuńW rozdziale dzieje się ogólnie troszke mało, ale napisane jest tak fantastycznie, że czytałam go z zapartym tchem i czasem zdażyło mi się przeskoczyć linijke, by jak najszybciej dowiedzieć się co jest dalej. ;) Przeczytałam go przed chwilą na spokojnie jeszcze raz i doszłam do wniosku, że chyba lepiej tych urodzin przedstawić się nie dało. Ciesze się, bo widać na koniec, że Draco chyba nie nienawidzi Herminy tak bardzo jak uważa. ^^ Szkoda mi Pansy. Idiota zepsuł jej urodziny, a do tego bił się z Blaisem. Łatwo teraz w robocie nie będzie. ;)
Feeeeerie! Be Happy!! :D
Piękny rozdział. Podobała mi się rozmowa Draco i Herm... Oby tak dalej! A wzmianka o konwaliach przeboska!!! Szkoda zepsutych urodzin Pansy :( ale niestety coś za coś xD. Z niecierpliwością czekam na rozdział i zapraszam do mnie :D
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-i-think-i-love-you.blogspot.com
Na razie tylko zapowiedź, ale niedługo dodam prolog :)
Świetny :-) zapraszam do mnie. http://dramione-dracohermiona.blogspot.com
OdpowiedzUsuńhttp://dramionemiedzymilocia.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńzapraszam na nowego bloga o dramione <3
Oby tak dalej
OdpowiedzUsuńAż się chce czytać! Masz talent dziewczyno ;) czytałam każdy rozdział i teraz czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńhttp://dramionemiedzymilocia.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńI rozdział już jest! :)
Bosko piszesz, jesteś jedną z tych osób które zainspirowały mnie do napisania własnego opowiadania ;)
Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award. Więcej na: http://dramione-devil-and-angel.blogspot.com
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaaaaaaaa ! Draco <3 Cudowne ! W koncu Dramione <33333
OdpowiedzUsuńNie mogę się oderwać od tego opowiadania.
OdpowiedzUsuńNa początku wieczoru Draco nie chce nawet tknąć czegoś co przygotowała Hermiona, miesza ją z błotem i kłóci się z przyjaciółmi, żeby 10 minut później flirtować z nią na balkonie, stawać blisko niej i dawać się dotykać?
OdpowiedzUsuńA Hermiona? Postawa 'idę płakać na balkon, ale jak przyjdzie to będę śmiała się z żartów i zaopiekuję się nim zamiast wyjść jak tylko go zobaczę' jest niedorzeczna. Zazwyczaj Dramione polega na tym, że oni obydwoje się zmienili w jakiś sposób albo się zmieniają wraz z opowiadaniem i poznawaniem siebie nawzajem, u Ciebie Draco dalej zachowuje się jak w szkole, a Hermiona jest jak mimoza. Na nic nie reaguje, nic jej nie przeszkadza, pamięta typa jako największy koszmar szkolnych lat, ale na drugim spotkaniu po tym jak publicznie ją upokorzył myśli o tym, że jest przystojny zamiast o tym, że ma ochotę mu przywalić jak na trzecim roku.
Dalej słabo. Przemyślałaś chyba wszystkie wątki oprócz tej dwójki.
Było, jest i będzie słabo, ale na to już teraz nie mam wpływu. Przynajmniej na rozdziały, które zostały opublikowane. Naszprycowane błędami i brakiem logiki, niemal surrealistyczne i mocno przerysowane; takie właśnie są rozdziały, które minęły, a które jeszcze przed Tobą (o ile brniesz w moje fanaberie dalej). Osobiście posunę się do karygodnej propozycji, jeśli chcesz wiedzieć, czy jest sens czytać dalej tę historię, czy też lepiej odpuścić, a mianowicie zapraszam do rozdziału 42, konkretnie do komentarzy Anny/Margot (bardzo długie, jednak wyjątkowo trafne i szczegółowe) i moich odpowiedzi. Zostało w nich wyjaśnione praktycznie wszystko, co denerwuje czytelników, w tym owa sytuacja z balkonu. W razie chęci dyskusji odnośnie do innych wątków zapraszam do zakładek, maila lub komentarzy. Odpowiem na wszystkie pytania i wyjaśnię wszelkie wątpliwości.
UsuńDziękuję za odzew i mam nadzieję, że nie jest to nasze ostatnie spotkanie, choć jak wiemy, nadzieja matką głupich.
Pozdrawiam,
Realistka