wtorek, 3 kwietnia 2018

Dramione - dodatek

Kochani,

ja wiem, że czekacie na jakieś wiadomości, chociaż mały znak, że jeszcze żyję, ale cóż, jak już mówiłam, póki co nie będzie żadnych rozdziałów, chociaż wracam do starego opowiadania i będę je kontynuować. Na to musicie jednak jeszcze trochę poczekać.

W każdym razie, kiedyś gdzieś wspominałam, że leżą u mnie na laptopie fragmenty starego opowiadania, które nie zostały wykorzystane lub dopiero pojawią się w drugiej części Dramione. Z racji iż robię ostatnio porządki na dysku, coś z nimi trzeba zrobić, więc postanowiłam, że wybiorę jakiś kawałek i go opublikuję. Przyszłość reszty fragmentów nie jest jeszcze znana. Także dziś postanowiłam zrobić wyjątek i zamieszczam trochę rozrywkową część o tym, jak Harry radzi sobie po odejściu Pansy i Lilly. Dodam, że napisałam ją wspomagając się jedną z bajek Disneya, a dokładniej pojawiającą się w niej piosenką ;)

Życzę wam dobrej rozrywki i widzimy się już za kilka miesięcy. Ewentualnie znów mnie najdzie i coś dla was opublikuję, jako taki dodatek lub przerywnik, jeszcze się okaże :D

Realistka


Mówisz, że chcesz być ojcem...
~~
         Wracanie do pustego mieszkania było trudne. Nie to, że brakowało mu krzyków żony, że miał zrobić w drodze do domu zakupy i zapomniał wziąć mleka, czy płaczu dziecka alarmującego praktycznie cały blok, że pieluszka jest już aż nadto wypełniona przetrawionym obiadkiem. Oczywiście takie rzeczy go uwierały, ale bardziej rozpaczał nad widokiem pustych podłóg i ogołoconych z obrazów ścian, nie wspominając nawet o ulubionym fotelu, w którym lubił usiąść od czasu do czasu i udawać, że nie istnieje dla całego świata. Zabrano mu praktycznie wszystko, nie zostawiono nawet większej ilości kubków, by mógł zrobić sobie kolejną kawę; ostała się tylko jedna, mała filiżanka, w której ledwie mieściło się espresso. Właśnie w takim mieszkaniu żył Harry od kilku dni i w ogóle nie potrafił się z nim zaprzyjaźnić. A już szczególnie nie umiał zaaklimatyzować się z faktem, że codziennie w tych sterylnych czterech ścianach musi przebywać ze znienawidzonym nauczycielem ze szkoły.
         Klasyczny zegarek na brązowym pasku ze skóry wskazywał godzinę szóstą po południu. Jego kat zazwyczaj już na niego czekał, gdy przychodził z pracy, jednak dziś go nie było, co Harry postanowił spożytkować na krótką drzemkę. Łóżka oczywiście nie miał, tylko niezbyt wysokiej jakości materac spoczywający w rogu pomieszczenia, które niegdyś nazywano salonem. Ledwie zdążył do niego dojść i ściągnąć buty, a w przedsionku dało się słyszeć trzask teleportacji i coś, co przypominało obijanie się o ściany. Po chwili w pokoju pojawił się Snape, jednak jego humor dziś wyjątkowo daleko leżał od euforii; prawa powieka drgała w oznace rozdrażnienia, kąciki ust praktycznie stoczyły się na brodę, a szybki oddech wprawiał w ruch małe pomponiki, którymi przyozdobiono rondo gigantycznego... sombrero?
         - Nie jest profesor za stary na quinceañerę? – zagadnął po jakimś czasie Potter, rzucając zegarek z nadgarstka na materac. Z całych sił usiłował nie parsknąć śmiechem, jednak widok starego nietoperza w meksykańskim wydaniu aż prosił się o gromką salwę i wystrzał z armaty. Odwrócił się do nauczyciela plecami, by choć na chwilę dać upust rozbawieniu, ale wtedy Snape cisnął w niego kapeluszem, momentalnie doprowadzając się czarami do klasycznej i wyjątkowo nudnej wersji, która nie była już taka zabawna.
         - Ty się lepiej ciesz, że nie byliśmy na Hawajach – odparł wciąż naburmuszony Severus, podciągając rękawy czarnej koszulki. – Wróciłbym w spódnicy hula, a tego nie chciałbyś widzieć.
         - Mam dość koszmarów, jak na jakiś czas – wymamrotał Harry, jednocześnie nakazując sobie nie myśleć o nauczycielu eliksirów ubranym w kusą, trzcinową spódnicę i stanik z kokosów, jednak było już za późno; właśnie w takich momentach jego wyobraźnia lubiła wykazywać się nadzwyczajną kreatywnością i płatać mu paskudne figle. Nim się spostrzegł, wyimaginowany obraz Snape’a zaczął mu tańczyć przed oczami charakterystyczny hawajski taniec.
         - Koszmar to się dla ciebie dopiero zacznie. – Wyjątkowo zdegustowany Potter spojrzał na mistrza eliksirów, który przy pomocy różdżki przeobraził  niewielki salon w prowizoryczny pokój dziecięcy, a jego zegarek przetransmutował w stworzenie, mające imitować dziecko. Harry skrzywił się, gdy owe coś wylądowało mu w rękach, wlepiając w niego olbrzymie oczy, z których momentalnie zaczęły wylatywać potoki łez. I kto by pomyślał, że z tak drobnego ciałka może wydostać się dźwięk przypominający okrzyki triumfu kilkudziesięciotysięcznej armii rosłych mężczyzn.
         - Przywitaj się z twoją nową, nieco mniej uroczą córką. – Dziewczynka, jeśli tak można było nazwać wytwór spoczywający na rękach młodszego mężczyzny, momentalnie zaczęła płakać jeszcze głośniej. Potter, nim zdążył dobrze pomyśleć, upuścił ją, zakrywając dłońmi uszy, a niewyobrażalny ryk od razu ustał. Spojrzał pod swoje nogi, gdzie leżała rozczłonkowana lalka, której z pogardą przyglądał się stojący tuż obok nauczyciel.
         - Lilly nosi śpioszki z gipsu, że obchodzisz się z nią z taką czułością?
         - Nie byłem przygotowany, że będzie aż tak płakać.
         - A, bo normalnie twoja córka cię informuje, że zaraz będzie beczeć, albo że narobi w pieluchę. – Severus wywrócił przy tym oczami, rzucając na stworka czar, który z powrotem zamienił go w zegarek, który oddał chłopakowi. Harry patrzył na niego niemal ze łzami w oczach, uświadamiając sobie, co Snape chce mu w ten sposób przekazać.
         - Profesorze błagam, proszę mi pomóc – zwrócił się do starszego mężczyzny, który wkładał krótką kurtkę z zamiarem wyjścia z jego mieszkania. Potter nie wiedział, czy wygląda aż tak żałośnie, czy nietoperz może gdzieś tam ma ukryte kawałki serca w piersi, że spojrzał na niego z olbrzymim politowaniem, wzdychając przy tym głęboko i zdejmując z siebie odzież, którą odrzucił na pobliskie krzesło.
         - Potter – zagrzmiał Snape, ponownie podciągając rękawy koszulki aż za łokcie – jak ty to sobie niby wyobrażasz? Przecież ciebie trzeba nauczyć wszystkiego od podstaw.
         - Ale ja naprawdę się postaram – wykrzyknął niemal Harry, z błaganiem obserwując nauczyciela zza okrągłych szkieł. – Dam radę, profesorze. Chcę być dla Lilly prawdziwym ojcem!
- Na przełom w życiu swym oszołom liczyć nie ma co – odparł z kpiną Snape, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Będę ciężko pracował, dam radę!
- Już to mówiłeś – odrzekł, ostentacyjnie wpatrując się w swe paznokcie. Omal oczy nie wypadły mu z orbit, gdy zdesperowany Potter chwycił go za ręce, potrząsając nimi co jakiś czas i praktycznie płacząc, by się nad nim ulitował.
- Błagam, profesorze! – skomlał Harry, któremu kolana zaczęły giąć się powoli ku podłodze. – Jeśli czegoś ze sobą nie zrobię, to Pan i Lilly nigdy do mnie nie wrócą! Ja muszę stać się dla nich najlepszym ojcem i mężem!
Severus przyglądał się niedawnemu uczniowi z góry. Nie sądził, że Potter ukorzy się przed nim zarówno psychicznie, jak i fizycznie, klęcząc przed nim przytulony do kolan i łkając o miłosierdzie. Gdy kilka dni temu zaproponował mu, że pomoże mu zrozumieć trudną sztukę ojcostwa, była to bardziej taka luźna sugestia, niż prawdziwa oferta; co do niedawna samotny mężczyzna bez dzieci mógł mu poradzić? Może i miał jakieś tam doświadczenie w niańczeniu, ale były to jednak już trochę wyrośnięte szczeniaki, którym nie trzeba było zmieniać pieluch i smarować dziąseł w trakcie ząbkowania. Zaczął się zastanawiać, co mu znów strzeliło do tego pustego łba, że w ogóle wyszedł z jakąkolwiek propozycją pomocy Potterowi? Ale skoro powiedział „a”, to i trzeba powiedzieć „b” i wypić piwo, które sobie nawarzył. Miał tylko nadzieję, że chłopak nie zorientuje się, że w rzeczywistości jego porady rodzicielskie może sobie wsadzić w buty.
Snape odchrząknął znacząco, dając Harry’emu do zrozumienia, żeby przestał robić rozpaczliwe sceny i w końcu go puścił, co ten od razu uczynił, wręczając mu przy tym zegarek, by ponownie transmutował go w stworka, który przez jakiś czas będzie zastępował mu córkę.
- A zatem mówisz, że chcesz być ojcem, tak? – zapytał Severus, jednak po tonie jego głosu można było wywnioskować, że wcale nie oczekuje od chłopaka odpowiedzi. Przemienił wręczony mu przedmiot w lalkę, która tym razem wydawała się odrobinę ładniejsza, a przynajmniej miała nieco więcej włosów na głowie. – W takim razie przygotuj się na pot, łzy i krew, które z ciebie wycisnę w trakcie najbliższych tygodni.
Harry przytaknął po chwili głową, przyjmując od nauczyciela nową „córkę”. Widząc na wąskich ustach Snape’a uśmiech pełen satysfakcji od razu zrozumiał, w jak wielkie bagno się władował. Dodatkowo całej sprawy nie ułatwiał przebłysk sadyzmu czający się w kącikach warg mistrza eliksirów. Spojrzał ponownie na wyczarowane dziecko; mimo że nie była to żywa osóbka, to już jej współczuł, jak wiele będzie musiała z nim przejść. Miał tylko nadzieję, że uda jej się jakoś przetrwać trening przygotowany przez starego nietoperza.
~~
Severus stał w kuchni byłego ucznia, opierając się o blat najbliżej kuchenki i obserwując jego poczynania kulinarne. Zadanie było wyjątkowo łatwe i nawet troll z połową mózgu jakoś by sobie z nim poradził. Potter jednak od samego początku nie grzeszył talentem gastronomicznym, o czym wiedział od pierwszych zajęć z eliksirów. Postanowił dać mu jednak szansę, sobie zresztą również, gdyż dzięki temu mógł trenować swą cierpliwość, nakazując mu przygotować dla nowej córki kaszkę na śniadanie.
         - A mogłem mieć taką spokojną i błogą emeryturę – mamrotał Snape, uważnie przyglądając się ruchom chłopaka, który mieszał od czasu do czasu zawartość garnka stojącego na kuchence. – Kupić działkę za Londynem, meandry siać, oleandrów od byle gdzie. Ale nie. Mnie się zachciało zakładać szkółkę przygotowania do życia w rodzinie.
         Harry robił co mógł, by ignorować bełkot byłego profesora. Prawdę mówiąc, zaczął się pomału przyzwyczajać do jego biadolenia, ale czasami cisnęło mu się na usta tyle szczeniackich odpowiedzi, że wręcz dusił się w sobie, by nawet najmniejsza z nich nie doleciała do czułych uszu mistrza eliksirów. Niestety nietoperze mają to do siebie, że lepiej słyszą, niż widzą. Snape dodatkowo jest jakimś zmutowanym gackiem, bo nie dość, że jest gorszy niż ABW, CBA i CBŚ razem wzięci, to jeszcze widzi przez ściany i nic się przed nim nie ukryje. Z westchnięciem zamieszał kolejny raz w garnku, przyglądając się ni to białej, ni to transparentnej papce, którą gotował dla stworzenia spoczywającego mu na klatce piersiowej w specjalnie do tego zmajstrowanym nosidełku.
         - No i co wzdychasz, jakbyś dzięki temu miał szybciej zagotować tego gluta? – Potter obrócił się ku Severusowi ze ściśniętą w dłoni łyżką, z której skapywała biaława breja bulgocząca pomału w rondlu.
         - Bo robię to pierwszy raz i nie wiem, ile ma się jeszcze gotować? – odwarknął, a w tym momencie kaszka trysnęła z garnka, rozbryzgując się na kuchence. Obaj panowie odsunęli się od niej, a Snape od razu za pomocą różdżki wyłączył palnik, jednak papka nie przestawała wybuchać. Dodatkowo w kuchni dało się czuć swąd spalenizny i bynajmniej nie pochodził on z kleiku.
         - Coś się pali? – zapytał Harry, rozglądając się po pomieszczeniu. Dopiero po chwili zorientował się, że to zwisające kawałki materiału z prowizorycznego nosidełka zajęły się ogniem, który zaczął pomału piąć się ku górze.
         - Dziecko! – krzyknął Severus, na co chłopak zrzucił z siebie płaczącą wniebogłosy lalkę razem z palącą się tkaniną, oblewając ją strumieniem wody z różdżki. Snape ostentacyjnie plasnął się ręką w czoło, ciągnąc ją następnie aż do brody. Już pomijał fakt, że jeszcze chwila, a Potter kompletnie zaleje swe mieszkanie i zapewne sąsiadów piętro niżej.
~~
         - Potter! Na stare lata znowu mam jakiś cel, więc jeżeli tchórzysz, to lepiej kanapę ściel! – wydarł się na cały regulator były nauczyciel, w trakcie gdy Harry siłował się z uruchomieniem pralki. Zawsze robiła to Pansy, jego jedynym zadaniem było pamiętać o przyniesieniu brudów do łazienki. Było to co najmniej dziwne, zważywszy na to, że u Dursleyów często robił pranie; sprawa malowała się w znacznie ciemniejszych barwach, jeśli musiał zrobić to po kilku latach, na dodatek na zupełnie innym modelu maszyny. Wszystko dodatkowo komplikował fakt, że musiał wyczyścić śpioszki, a ten oto materiał niestety wymagał określonej temperatury, odpowiedniego wirowania oraz innych pierdół, które stojący przed nim bęben obsługiwał. A on miał do dyspozycji jedynie pokrętło, malutki ekran i kompletnie niezrozumiałą instrukcję obsługi przyklejoną do czegoś, co pozwolił sobie nazwać pulpitem.
         - No przecież próbuję! – odwarknął Harry, a pralka wydała z siebie głośne piknięcie pomieszane z warknięciem.
- Nie cierpię mięczaków – wymamrotał Severus, siadając na zamkniętej toalecie i patrząc, jak jego podopieczny dalej walczy z mugolską maszyną. Co rusz poprawiał okulary, które zsuwały mu się z nosa, kręcąc dość sporą gałką i wsłuchując się w dźwięki wydawane przez przyrząd. Gdy Snape usłyszał po raz kolejny warkot oznaczający odmowę, miał ochotę wrzucić Pottera do otwartego bębna, lecz w porę się powstrzymał, uświadamiając sobie, że przecież sam nie wie, jak należy zmusić pralkę do działania. Westchnął przeciągle, wznosząc oczy ku sufitowi, a gdy tak nad nim kontemplował, do głowy przyszedł mu iście genialny pomysł.
- Potter! – warknął na chłopaka, który przytrzasnął sobie palca drzwiczkami. – Zrobisz to po męsku!
- Że jak? – odparł Harry, rozpakowując bolące miejsce. Zdziwił się niepomiernie, gdy emerytowany nauczyciel przemienił ręczniczek do rąk w starą tarkę, której nie używało się już kilkadziesiąt lat, jeśli nie dłużej.
- Tężyzną mnie zdziel! – krzyknął, wrzucając tarę do miski ze śpioszkami, a zaraz po niej w środku wylądował proszek i płyn do płukania. Chłopak poprawił kolejny raz spadające z nosa okulary, podnosząc wszystkie narzędzia do pracy i przenosząc się z nimi do kuchni, w której i tak panował wystarczający rozgardiasz. Snape podążał za nim niczym dementor, tyle że z sadystycznym uśmiechem rozciągającym się na wąskich wargach.
- Czemu nie mogę po prostu rzucić na to zaklęcia? – Odważył się zapytać Potter, na co Severus trysnął mu wodą z różdżki w twarz, a następnie skierował strumień do miski, która zaczęła wypełniać się cieczą.
- Bo twoja żona nie rzuca zaklęć, jak pralka nie chce prać.
- Ale nie używa też średniowiecznej tary.
- Za to ty będziesz. Trzymaj, nowa Amy Sedaris, mistrzyni prania. – Wepchnął mu do rąk jedną parę śpioszków, które ociekały nadmiarem wody. Harry ugryzł się w język, by nie odpyskować profesorowi, ale gdy dostrzegł, że ten naprawił spaloną wczoraj lalkę, która od razu zaczęła wyć niczym syrena alarmowa, prawie pokruszył sobie zęby z wściekłości, jaka się w nim zgromadziła. Zacisnął ręce z całych sił na materiale, ostentacyjnie zaczynając pocierać nim o metalową, falowaną powierzchnię tary.
- Potter – odezwał się siedzący na pobliskim krześle Snape – dziecko płacze.
- Słyszę, głuchy nie jestem – odwarknął Harry.
- To zrób z tym coś – dodał Severus, zakładając nogę na nogę i przywołując przyniesionego ze sobą Proroka; rozłożył gazetę, zasłaniając sobie obraz nędzy i rozpaczy, jaki utworzył przed nim chłopak. Woda z miski tryskała bowiem na całą kuchnię, która i tak była istnym pobojowiskiem po wczorajszej akcji z gotowaniem.
~~
- Twoje ostatnie zadanie na dziś. – Snape wskazał na wypełniony po brzeg zlew, z którego już zaczęły wysypywać się brudne naczynia. Niektóre z nich, gdyby poczekały jeszcze trochę, mogłyby dostać niespodziewanie nóg i same wynieść się z domu.
- Mam to zrobić sam? – zapytał głupkowato Harry, podnosząc ufajdany talerz po spaghetti, które jedli razem z byłym nauczycielem po południu. Wierzyć mu się nie chciało, że zużyli tyle naczyń, szczególnie, że stary nietoperz na początku zostawił mu do dyspozycji jedynie jeden zestaw do samotnych posiłków i jedną filiżankę.
- A liczysz na pomoc? – odparł Severus, rozkładając się znów na krześle z gazetą. Wyłożył przy tym nogi na stół, które rozeźlony Potter od razu zrzucił na podłogę.
- To nie stodoła – wymamrotał, podchodząc do zlewu i usiłując posegregować w nim talerze, miski, sztućce oraz resztę rzeczy, która nie wiadomo jak się tam znalazła. Jego zastępcza córka została tymczasowo pozbawiona funkcji życiowych, stając się ponownie zegarkiem. Chociaż to nie utrudniało mu pracy.
Snape przyglądał się, jak nieporadny Potter próbuje wydostać spod stosu brudnych naczyń patelnię, ale ta zaklinowała się między szklankami i za skarby ludowe nie chciała dać się wyciągnąć. Postanowił, że ten jeden, jedyny raz się nad nim ulituje. Strzelił niebieskim promieniem z różdżki, a cała zawartość komory uniosła się w górę i automatycznie posegregowała na odpowiednie kupki. Podszedł do zdumionego chłopaka, wręczając mu myjkę i płyn, a następnie podał mu ubrudzony talerz.
         - Zasada numer sześć – odezwał się Severus, obserwując wciąż otępiały wyraz twarzy Harry’ego - ratując damę z opresji, w tym przypadku, gdy pomagasz jej w myciu naczyń, należy postępować delikatnie.
Chłopak pokiwał kilka razy głową, przystępując do wycierania naczynia przy pomocy zwilżonej gąbki z odrobiną płynu. Brud jednak nie chciał puścić, w skutek czego Potter zaczął pocierać powierzchnię z całych sił, lecz i wtedy resztki jedzenia nie ustąpiły.
- Nie! – krzyknął Snape, gdy zobaczył, jak Harry oparł naczynie o brzeg zlewu, szorując jeszcze mocniej i szybciej. Szkło nie wytrzymało i po prostu rozleciało mu się w rękach. Starszy mężczyzna, widząc połamany talerz, wręczył mu stojącą z boku szczotkę z drucianą nasadką.
- Trzymaj. Wbrew pozorom to nie jest narzędzie tortur.
- Jakoś ciężko w to uwierzyć – odparł, obracając w dłoniach wręczony mu przyrząd.
- Jak chcesz, to zaraz się nim stanie – warknął Severus z miną nieznoszącą sprzeciwu. Potter widocznie nie miał ochoty dalej z nim dyskutować, gdyż powrócił do pucowania naczyń, których z minuty na minutę robiło się coraz mniej. Niestety na blacie zaczęły się piętrzyć mokre sztuki i chłopak nie miał już miejsca, by dokładać kolejne. Dopatrzył się przewieszonej przez drzwiczki piekarnika ściereczki, którą zaczął wycierać do sucha umyte talerze, odkładając je następnie do szafek.
- Poleruj, poleruj – komentował Snape, który zaglądał na niego od czasu do czasu znad gazety, uśmiechając się do siebie w szatański sposób.
~~
- Przed tobą prawdopodobnie najważniejsze zadanie, jakie ciąży na ojcu, gdy zostaje sam z dzieckiem – rozpoczął dość żałobnie Severus. – Możesz nie być masterchefem, możesz nie być perfekcyjną panią domu, ale musisz umieć perfekcyjnie zmienić pieluchę, nieważne, czy ledwie zmoczoną, czy z zawartością, której nawet największemu wrogowi nie chciałbyś pokazać. Zrozumiałeś?
- Ale przecież to tylko brudna pielucha – odparł Harry, przyglądając się ze znudzeniem przejętemu Snape’owi. Kroczył po pokoju w tę i nazad, a miał przy tym tak skoncentrowany wyraz twarzy, że aż ciężko było uwierzyć, iż mówi o podstawowych zasadach higieny małych dzieci.
- O nie, mój drogi, mylisz się – odrzekł Severus, uśmiechając się dobrodusznie pod nosem i zatrzymując przed dalej niewzruszonym Potterem. Chwycił go za barki, spoglądając głęboko w oczy, aż chłopak zaczął czuć się wyjątkowo niezręcznie. – To genialnie zaprojektowana i perfekcyjnie skonstruowana broń dalekiego zasięgu. Jeden niewłaściwy ruch i po tobie. To śmierdzio... znaczy, śmiercionośna bomba, której nawet Voldemortowi nie chciałbyś wręczyć.
- Dalej mówimy o zwykłej pielusze? – zapytał zakłopotany i zdegustowany Harry.
- Biedne, niczego nieświadome dziecko – załkał Snape, odsuwając się od podopiecznego i podchodząc do stolika, na którym leżały już przygotowane niezbędne środki do przewijania niemowląt. Podniósł niewielką matę, wielkością przypominającą podkładkę pod talerze, pokazując ją zdezorientowanemu chłopakowi.
- Najważniejsze jest przygotowanie. – Odłożył gumową tackę, która przylgnęła do powierzchni przewijaka. Wyjął z kołyski „córkę” Harry’ego, uderzając w jej pupę dwa razy końcem różdżki; dziewczynka od razu zaczęła płakać, a pampers, który na sobie miała, magicznie podwoił, jeśli nie potroił, swą objętość, zsuwając się lekko w dół. Potter aż zdjął okulary, przecierając oczy z niedowierzaniem.
- Podejdź tu – przywołał go tonem nieznoszącym sprzeciwu, wskazując na płaczące wniebogłosy niemowlę. – W mugolskim świecie, gdy odbezpieczysz granat, masz trzy sekundy na wyrzucenie go z dłoni. Inaczej kabum! Tak samo jest z odbezpieczoną pieluchą.
Harry przytaknął lekko głową, obserwując uważnie, jak Snape kładzie ostrożnie dziewczynkę na macie, starając się jak najmniej wprowadzać jej pampersa w drgania. Odetchnął z ulgą, gdy nic się z niego nie wydostało.
- Zasada numer siedemdziesiąt trzy, wszystko pod ręką – mówiąc wskazywał na ułożone we właściwej pozycji chusteczki nawilżające, podsypkę, pieluchy i inne środki, o których istnieniu chłopak nie miał zielonego pojęcia. – Teraz patrz, jak mistrz pracuje i ucz się. I pamiętaj, nie bez przyczyny mówią, że saper myli się tylko raz.
Potter liczył, że wreszcie będzie miał się z czego pośmiać, jednak jakież było jego zdziwienie, gdy Severus błyskawicznie rozpiął pampersa, wyciągając go spod pupy dziecka, w tym samym momencie zwijając go w małą sakiewkę, którą dobrze zabezpieczył umieszczonymi po bokach lepkimi zapinkami. A wszystko to zrobił przy użyciu jednej ręki! Drugą bowiem podtrzymywał niemowlę pod pośladkami, zbierając nawilżoną chusteczką to, czego nie zabrała pielucha. Jego koordynacja była niewyobrażalna; nogą otwierał umieszczony przy przewijaku kubełek, wrzucając do niego odpadki zupełnie po omacku, a mimo to zawsze trafiał. Pudru, który wysypał na dziewczynkę, nie było ani za dużo, ani za mało, wręcz perfekcyjnie wymierzona ilość. Nim się spostrzegł, profesor trzymał na rękach uśmiechniętego, czystego i zawiniętego w nowego pampersa bobasa, a cały proceder zajął mu może jakieś trzy minuty.
~~
- Zasada numer osiemdziesiąt pięć, koncentruj się – krzyknął Snape, na co Harry przytaknął od razu głową. Gwizdnął w specjalnie wyczarowany gwizdek, dając mu tym samym sygnał do rozpoczęcia przewijania dziecka. Potter ćwiczył już kolejną godzinę, a wciąż popełniał te same błędy. Nie miał równowagi w dłoniach, niemowlę wypadało mu, gdy próbował je podnieść i w tym samym momencie wyciągnąć spod niego pieluchę. Raz nawet wyleciało na podłogę, rozpadając się na części pierwsze. Jedyne, co udało mu się do tej pory opanować, to sypanie na dziewczynkę pudru, choć za pierwszym razem białe było nie tylko dziecko, a wszystko dookoła. Severus liczył, że tym razem uda im się pójść przynajmniej jeden krok na przód.
Po usłyszeniu gwizdka Harry zdarł z podrabianej córki pampersa, unosząc ją za nóżki w górę, by mu się nie wyślizgnęła. Na ślepo zawiązał śmierdzącą bombę, rzucając ją w bok do otwartego kubełka. Reszta poszła mu w miarę gładko, choć trochę siłował się z włożeniem nóżek w odpowiednie otwory pieluchy. Gdy podniósł oporządzone dziecko w górę z głośnym krzykiem szczęścia i zwycięstwa, spojrzał na niezadowolonego, a nawet wściekłego Snape’a, którego lewa nogawka czarnych spodni umorusana była brązową mazią, a przy nogach spoczywały rozwinięty pampers.
- Zasada numer osiemdziesiąt sześć, celuj! – wrzasnął, wskazując na kosz, który znajdował się po kompletnie innej stronie, niż w którą próbował trafić Potter.
~~
Draco szedł niemrawo po zasypanym śniegiem parku z wciśniętymi do kieszeni grafitowego płaszcza rękami. Dulce dreptał tuż obok niego i też nie wyglądał, jakby był zadowolony ze spaceru o tak późnej porze. Dodatkowo zapomniał zabrać ze sobą papierosów, co tylko potęgowało jego paskudny nastrój, który wystarczająco psuła mu w ciągu dnia Pansy, a raczej jej córcia, która ciągle miała do niego jakiś interes. Przynosiła mu zabawki, tarmosiła go za nogawki od spodni, nieustannie domagając się atencji; miał już tego powyżej uszu, a przecież został z nią sam na sam wyłącznie raz, gdy ani Hermiona, ani Pan nie mogły się nią zająć. Ten jeden raz jednak wystarczył mu do końca życia.
Niespodziewanie dostrzegł w oddali biegnącego Pottera, ubranego w ciemne dresy i śmieszną czapkę z pomponem na samym środku. Poczekał chwilę, aż mężczyzna się do niego zbliży, po czym przywitał się z nim najbardziej wrednym uśmieszkiem, jaki posiadał w asortymencie.
- No, no – zaczął złośliwie, zatrzymując Harry’ego w połowie biegu. – Widzę, że kawalerskie życie ci dopisuje.
- Chcesz czegoś konkretnego, czy po prostu chcesz się ponabijać? – odwarknął Potter, próbując zaczerpnąć większy oddech i rozciągając przy tym dodatkowo nogi.
- Niańczę twoją zasmarkaną córkę i znoszę fochy twojej pozostającej w dołku rozpaczy żony. Chyba coś mi się za to należy – odparł Draco, splatając ręce na klatce piersiowej. Harry ściągnął na moment czapkę, przeczesując gęste, czarne włosy, po czym naciągnął ją z powrotem na głowę, a Malfoy dopiero teraz dostrzegł, jak bardzo mężczyzna jest zarośnięty. – Potter, golisz ty się czasami?
- Tak, a co? – odparł, drapiąc się po dość sporej acz nierównej brodzie. Arystokrata spojrzał na niego powątpiewająco, zauważając niemałe worki pod oczami wyłaniającymi się spod okrągłych oprawek.
- To zrób to dokładniej następnym razem.
- Nie mam za bardzo czasu, wiesz? – Draco przestąpił z nogi na nogę, wzdychając przy tym głośno i szykując się na litanię niedogodności, z jakimi mężczyzna musi sobie radzić od kiedy odeszła od niego żona i córka. Jak bardzo był zaskoczony, gdy usłyszał coś zupełnie innego. – Snape mnie trenuje, jak być dobrym ojcem i mężem, a trochę jest wymagający.
- Snape? – zapytał z niedowierzaniem i jakby dla potwierdzenia zdumiony Malfoy. Harry przytaknął mu głową, rozciągając mięsień czworogłowy uda. Nawet Dulce wpatrywał się w niego, jakby mu nie dowierzał.
- Jutro mam egzamin ze zmiany pieluch – dodał Potter, jakby mówił o czymś tak oczywistym, że aż nie chciało mu się o tym opowiadać w szczegółach. A szok na bladej twarzy Draco jedynie się powiększał.
- Ze zmiany pieluch? – powtórzył za Harrym dużo wolniej, jakby próbował sobie dokładnie przyswoić i zrozumieć, o czym dokładnie mówi do niego stojący przed nim mężczyzna.
- Tak – potwierdził brunet, truchtając w miejscu.
- Czekaj, wyjaśnijmy coś sobie, bo nie wiem, czy dobrze rozumiem – odezwał się arystokrata, unosząc przy tym jedną rękę w górę i marszcząc z niezadowoleniem brwi. – To ja zajmuję się twoim brzdącem bez żadnego przygotowania, karmię ją, przewijam i udaję, że chce mi się pięćdziesiąty raz z rzędu oglądać „Przygody królika Stefana”, wysłuchuję płaczu i lamentów twojej żony, która nawiedza mnie i Hermionę dzień w dzień, a ty sobie swobodnie biegasz po zawszonym, zaśnieżonym parku dla relaksu, bo masz jutro, cytuję, egzamin ze zmiany pieluch u Snape’a?
Potter zaprzestał truchtu, chwilę analizując wywód Malfoya, który patrzył się na niego, jakby chciał mu za chwilę przegryźć krtań. Uśmiechnął się do niego po jakimś czasie w najbardziej głupkowaty sposób, na jaki było go stać, drapiąc się przy tym w tył głowy.
- No, tak jakby – odparł, a Draco omal się na niego nie rzucił.
- Potter – warknął arystokrata, a jego głos rozniósł się po najbliższej okolicy – ty idioto do entej potęgi. Ja cię kiedyś zabiję.
Harry od razu zerwał się do biegu, widząc czające się w szarych oczach Malfoya ogniki niebotycznej wściekłości. Obracał się co jakiś czas, sprawdzając, czy mężczyzna za nim nie goni. Na szczęście arystokrata stał w tym samym miejscu, w którym go zostawił, uśmiechając się do niego złowieszczo. Nim się spostrzegł, wbiegł na zamarzniętą taflę pobliskiego jeziorka, przejeżdżając po nim na brzuchu i lądując w gąszczu zmrożonego tataraku.

11 komentarzy:

  1. Cudowna niespodzianka! Nie mogę sie jux doczekac kontynuacji tej historii. Mimo, że minęlo jux sporo czasu, nadal jest to moje ulubione dramione. Cóz... na razie pozostaje mi tylko czekac z nadzieja na kolejny maly ,, dodatek " :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zakończyło się tak szybko! Jaka szkoda! Bardzo mi się podoba :) tak bardzo potrzebowałam jakiejś namiastki dramione że aż nie zdawałam sobie sprawy. W chwilach grozy nawet rozpoczęłam wkraczanie w nowy fandom :) jak dobrze że coś się pojawiło :)) z niecierpliwością czekam na kolejną wisienkę. Nie ma co komentować - to po prostu miniaturka (?) opanowana w kwestii napisania, do perfekcji. Powodzenia z pracą licencjacką (mam nadzieje że dobrze pamietam że to ona pochłonęła moją ulubioną ff pisarkę).
    CvJ

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam. Czy czasem ta piosenka nie pochodziła z bajki "Herkules"? Jakoś tak mi się skojarzyło, po wypowiedzianym zdaniu przez Severusa
    "Zasada numer osiemdziesiąt sześć, celuj!" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że tak! Jest tam o wiele więcej wtrąceń z tej piosenki, między innymi "meandry siać, oleandrów od byle gdzie", "nie cierpię mięczaków, tężyzną mnie zdziel" (te dwa są akurat osobno w notce). Brawo za tak szybkie skojarzenie!

      Usuń
    2. Akurat "Herkules" jest moją ulubioną bajką :) Widziałam więcej wtrąceń tak jak piszesz, ale to było najbardziej oczywiste że chodzi o ta bajkę ;)

      Usuń
  4. Cześć!
    Kiedy tak mniej więcej możemy się spodziewać Twojej nowej (starej) historii?
    Życzę dużo weny,czasu i motywacji!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      Przede wszystkim bardzo chciałam Cię przeprosić za tak późną odpowiedź. Przyznaję się, że kompletnie zapomniałam, a dość krucho u mnie teraz z czasem ze względu na zbliżającą się obronę pracy. Dobra, teraz do rzeczy. Do historii oczywiście wracam, ale nie znaczy to, że w najbliższym czasie rozdziały zaczną się pojawiać na blogu. Potrzebuję troszkę czasu, żeby rozpisać sobie wydarzenia z nowej części opowiadania, rozplanować je i przede wszystkim zabrać się za pisanie. Nie jest to łatwe, bo w głowie siedzi dużo pomysłów, ale chciałabym się za to zabrać jak najszybciej. Niestety nastąpi to dopiero na sam koniec czerwca lub początek lipca, gdy będę po obronie licencjackiej. Przez wakacje mam zamiar sumiennie pracować nad rozdziałami, żeby mieć jakieś zaplecze. Niczego nie obiecuję, ale pierwszych publikacji będzie można się spodziewać z końcem sierpnia lub początkiem września, zależy od organizacji czasu, bo jednak też bym chciała choć minimalnie odpocząć. Mam nadzieję, że pomogłam :)

      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  5. Hej! Dziś natknęłam się na tego bloga i próbuję ogarnąć znajdujące się tutaj opowiadania. Z tego, co wyniuchałam, są dwa "dłuższe" - czy ten dodatek jest do pierwszego, czy drugiego? : P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę nie w porę i pewnie termin ważności pytania już dawno minął, ale dodatek jest do pierwszego opowiadania :)

      Usuń
    2. Dziękuję bardzo!

      Usuń
    3. Służę pomocą, mimo że - jak zawsze - z opóźnieniem ❤

      Usuń