niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział XXXVI

Witajcie kochani!

Powiem szczerze, że pisząc dzisiejszą notkę, a wcześniej czytając wasze komentarze uśmiech nie zszedł ani razu z mojej twarzy. Przez prawie tydzień zastanawiałam się, czy nie zmienić treści rozdziału, ale w końcu zdecydowałam się napisać go w takiej wersji, w jakiej był prowadzony od samego początku. Większość z was obstawiała, że na cmentarzu Hermiona spotka Rona. Niektórzy mieli nadzieję na Draco. A kto ostatecznie miał rację? Cóż, tego dowiedzieć się możecie jedynie z rozdziału :)

Garść informacji:
Rozdział 37 pojawi się za dwa tygodnie, tj: 22 listopada. Pytano mnie kiedyś o miniaturkę. Szczerze to nie mam za bardzo pomysłu na żadną, ale może coś z okazji andrzejek uda mi się przygotować, o czym oczywiście poinformuję przy następnym rozdziale.

I tradycyjnie nie byłabym sobą, gdybym nie miała do was jakiejś prośby. Zakładka "pytania do mnie i o mnie" nie jest stworzona dla picu. Jeśli chcecie zapytać, kiedy pojawi się nowy rozdział, czemu go nie ma w spisie treści, czemu noszę neonowe i brokatowe skarpetki na wierzchu, to właśnie ta zakładka jest przeznaczonym do tego miejscem. W "aktualnościach" nie odpowiadam już na pytania, a jedynie zamieszczam streszczenie następnego rozdziału i datę jego publikacji. Proszę o uszanowanie tej trywialnej prośby.

Realistka

* * * * *

            Skrzyżowała wzrok z oczami mężczyzny, który siedział przy grobie jej dziecka. Decyzja w jej głowie zapadła niesamowicie szybko – odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku, z którego przyszła. Nie zdążyła przejść nawet trzech metrów, gdyż usłyszała wołanie swojego imienia i stanęła w miejscu, jakby coś zatarasowało jej drogę.
            - Hermiono zaczekaj! – Zamknęła mocno oczy i próbowała skupić się na oddychaniu. Niestety płuca nie chciały z nią współpracować i zdecydowanie za szybko pobierały i zwracały dostarczane im powietrze. W głowie miała setki myśli, które nie chciały dać się uporządkować. Wiedziała jednak, że nie będzie mogła uciekać w nieskończoność. Zacisnęła pięści schowane w kieszeniach płaszcza i pomału odwróciła się w stronę nagrobka. Rudowłosy mężczyzna zdążył już wstać z ławeczki i wpatrywał się w nią zakłopotanym spojrzeniem. Po chwili ponownie usłyszała jego głos.
            - Hermiono możemy porozmawiać? Tylko na moment. Proszę. – Nie była w stanie mu odmówić, mimo że widać było, iż się waha. Zacisnęła wargi z bezsilności i podeszła niepewnie w jego kierunku. Gdy tylko się zbliżyła rudowłosy objął ją z całych sił i zamknął w swoich ramionach. Nie było w tym geście nic romantycznego. Z resztą nie mogło. Od początku był dla niej najlepszym przyjacielem i traktowała go jak brata, jednak nie była w stanie tak po prostu odwzajemnić uścisku. Stała niczym kłoda, a gdy mężczyzna ją puścił dostrzegła na jego ustach cień uśmiechu, który jakimś cudem udało jej się odwzajemnić.
            - Witaj, George. Dawno cię nie widziałam. – Starała się zabrzmieć uprzejmie, ale wiedziała, że słabo jej to idzie. Brak pewności w głosie i uciekanie przed wzrokiem mężczyzny było tego najlepszym dowodem. Powinna czuć się w jego obecności swobodnie. Przecież znała go bardzo dobrze i tyle wspomnień miała z nim związanych. Coś ją jednak blokowało, jakby George, który stoi przed nią nie był tym samym Georgeem, którego znała z Hogwartu. Spuściła z bezradności głowę, wcześniej zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho.
            - Ciebie też ciężko spotkać. Chyba wybraliśmy sobie niekorzystne miejsce na przyjacielskie pogawędki. – Wyczuła w jego głosie coś na kształt smutku. Trudno było jej się nie zgodzić z opinią rudego. Cmentarz nie był najlepszym miejscem na jakiekolwiek spotkania, a już tym bardziej nad grobem jej dziecka. Zerknęła na niego kątem oka i dostrzegła, że on również spuścił głowę. Zupełnie, jakby czuł się równie niekomfortowo, co ona.
            - Miałam ostatnio dużo… pracy. – Ostatnie słowo wymówiła prawie szeptem. Bała się, że George zacznie ją wypytywać, jak spędziła ostatnie miesiące. Nie chciała nikomu o tym opowiadać. Mężczyzna jakby wyczuł jej niechętny stosunek do tematu, bo od razu ominął go skrzętnie.
            - Rozumiem. Ja też nieczęsto jestem w Londynie. Teraz akurat wróciłem, bo święta. Sama rozumiesz, jaka jest mama. – Hermiona uśmiechnęła się blado na wspomnienie pani Weasley.  Molly zawsze była bardzo rodzinna i nad wyraz opiekuńcza. Nie wyobrażała sobie, aby jakiekolwiek święta miały odbyć się gdzie indziej, niż u niej w domu, a już tym bardziej nie dopuszczała do siebie myśli, że kogokolwiek z rodziny mogłoby zabraknąć przy stole.
            - Tak, wiem. A jak ci idzie prowadzenie firmy? – George wzruszył ramionami i obdarzył kasztanowłosą dziewczynę ciepłym uśmiechem. Od śmierci brata nie był już taki wesoły jak dawniej, ale wciąż miał w sobie duże pokłady dobrego humoru.
            - Nie najgorzej. Wystarcza mi nawet na kupno nowych skarpet, jak dobrze zagospodaruję budżet. – Hermiona zaśmiała się cichutko i odważyła się spojrzeć w końcu na Georgea. Szybko oceniła, że nie była to najlepsza decyzja, gdyż dostrzegła w błękitnych oczach chłopaka setki pytań, które zapewne chciał jej zadać, a przedłużająca się między nimi cisza była tego najlepszym dowodem. Wśród nich spodziewała się tych, które dotyczyły bezpośrednio Rona, a ich najbardziej się z nich wszystkich obawiała. Usiadła w końcu na ławce, a rudowłosy dosiadł się do niej, wyciągając przed siebie długie nogi. Patrzyli na umieszczone na nagrobku litery układające się w imię i nazwiska dziecka Hermiony. Kasztanowłosa odważyła się jako pierwsza zadać nurtujące ją pytanie.
            - Jesteś tu za każdym razem, gdy przyjeżdżasz do Londynu? – Rudy nie spojrzał na nią, a wciąż patrzył się na płytę nagrobkową, jakby szukał na niej właściwej odpowiedzi. W końcu odezwał się, ale nie takich słów dziewczyna od niego oczekiwała.
            - Nie chcesz poznać prawdy, Hermiono, uwierz mi.
            - Nie rozumiem. – Zmarszczyła lekko brwi spoglądając na pogrążonego w zadumie chłopaka. George westchnął głęboko i spojrzał na nią niemalże błagalnym wzrokiem. Po oczach Hermiony zorientował się jednak, że nie powinien niczego przed nią ukrywać. Traktował ją jak drugą siostrę i nie chciał wyrządzić jej żadnej krzywdy. Jeśli by ją okłamał, to tak samo, jakby przestała być dla niego rodziną. Mówił bardzo spokojnie, a z każdym kolejnym słowem na twarzy kasztanowłosej pojawiała się coraz większa pustka.
            - To Ron mnie prosił, abym przychodził tu każdego tygodnia. Zawsze zostawiam jeden znicz i niezapominajki. Bardzo mu na tym zależy, Hermiono.
            - Dlaczego sam tego nie zrobi? – Chłód bijący z głosu dziewczyny zbił z tropu mężczyznę. Nie spodziewał się po niej takiej reakcji.
            - Uwierz mi, że bardzo tego chce, ale obawia się, że cię tu spotka, jak ja dzisiaj. On wciąż cię kocha. Tak przynajmniej mi się wydaje. – Nie chciała tego usłyszeć. Jednak co się stało, to się nie odstanie, a jej serce poruszyło się na wzmiankę o nieodwzajemnionym uczuciu Rona. Ona również go kochała, ale nie była to miłość, której mężczyzna od niej oczekiwał. Nie potrafiła go okłamywać i rozumiała, czemu bał się sam przyjść na cmentarz. Teraz przynajmniej wiedziała, od kogo są świeże kwiaty i palący się na grobie znicz. Zawsze myślała, że to Harry lub Ginny. Nie sądziła, że to George tu przychodził i to jeszcze z prośby brata. Nie zmieniało to jednak faktu, że uderzyła ją zimna pustka, gdy się tego wszystkiego dowiedziała. Ron jej unikał. I to prawdopodobnie z jej powodu wyjechał gdzieś i nie utrzymywał z nikim kontaktu. Gdyby tak nie było z pewnością wiedziałaby co się z nim dzieje od Harry’ego. Potter jednak milczał i nie wspomniał o najlepszym przyjacielu ani razu. Może to i dobrze? Chciała wierzyć w słowa swojej podświadomości, ale w głębi serca czuła, że postępuje nierozsądnie. Zerwała z Ronem wszelkie kontakty, bo przypominał jej o Fredericku. Ale ona w przeciwieństwie do niego jest otoczona przyjaciółmi, którzy ją wspierają. A on? Jest zupełnie sam i odciął się od wszystkich ze względu na nią. Poczuła się potwornie, gdy to sobie uświadomiła i zapragnęła wyjaśnić wszystko Georgeowi.
            - Jak on sobie radzi? Masz z nim jakiś kontakt?
            - Wyjechał z Anglii po waszym rozstaniu do USA. Od rozmowy w samolocie przez komórkę nie widziałem go ani razu. Ojciec co prawda wysyła mu raz w tygodniu sowę, ale otrzymuje jedynie zdawkowe odpowiedzi.
            - Mówił może, czy wróci do Londynu kiedyś?
            - Na pewno nie w najbliższej przyszłości. Wciąż cierpi, ale nigdy cię za to nie winił. Nie mógł się na początku pozbierać, ale jakoś udało mu się dojść do siebie. Nie sądzisz, że powinniście ze sobą kiedyś pogadać? – Przygryzła nerwowo wargę i spuściła wzrok na splecione ze sobą dłonie. Zaczęła wykręcać wszystkie palce po kolei, próbując nie dać zawładnąć sobą poczuciu winy. Na nic jednak zdały się jej poczynania, gdyż sumienie paliło ją żywym ogniem. Nie wiedziała, kiedy zamknęła z bezradności oczy i zaczęła szybciej oddychać. Dopiero dłoń mężczyzny na jej ręce wybudziła ją z transu, w którym się znalazła. Podniosła na niego nieco przestraszony wzrok, ale nie spotkała na swej drodze surowej bądź obojętnej twarzy, a jedynie ciepły uśmiech i troskliwe spojrzenie Georgea.
            - Wystarczy, że powiesz, że nie chcesz o tym rozmawiać. To lepsze, niż łamanie sobie palców.
            - Przepraszam cię, George. I faktycznie powinnam ci powiedzieć, że nie chcę o tym rozmawiać. Wspomnienie Rona… wciąż nie jest mi z tym łatwo. – George objął jednym ramieniem Hermionę i przytulił. Dziewczyna poczuła się trochę jak małe dziecko, ale nie przeszkadzało jej to. Obecność przyjaciela z dawnych lat trochę ją uspokoiła, a jego bliskość pozwoliła podejść do tematu jego brata z większym dystansem uczuciowym.
            - Będzie dobrze, Miona. Poradzisz sobie. – Westchnęła głośno i położyła na ramieniu przyjaciela głowę. Wszyscy z takim optymizmem patrzyli w jej przyszłość. Zazdrościła im takiego podejścia. Sama nie mogła się do końca przekonać, że jeszcze kiedykolwiek będzie równie szczęśliwa, co przed dwoma laty. Stawała pomału na nogi przy dopingu najbliższych, a dziś spory kawałek ciężkiej pracy po prostu się zawalił. Na samo wspomnienie Malfoya i jego nowej „znajomej” żołądek skręcił jej się z bólu. Nie chciała o nim myśleć. Nie powinna, a jednak wciąż to robiła. Na dodatek przy Georgeu, który przywołał w jej wspomnieniach Rona. Zabrała głowę z jego ramienia czując się niekomfortowo w takim położeniu i mając w myślach Malfoya.
            - Żeby to było takie łatwe. Cały czas coś mi nie wychodzi. Kiedy wydaje mi się, że wszystko zaczyna się układać nagle wali się, niczym domek z kart. To niesprawiedliwe.
            - Bo życie i sprawiedliwość nigdy nie szły ze sobą w parze. Mnie też było ciężko, gdy Fred umarł. Sama z resztą widziałaś, co się ze mną działo. – Pokiwała twierdząco głową, a wspomnienia z pierwszych miesięcy po wojnie zalały jej głowę. George faktycznie strasznie przeżył śmierć brata. Starał się jak mógł, aby nie dać dopaść się depresji, ale i na niego musiała przyjść kolej. Na długi okres czasu skończyły się żarty i dowcipy, a zastąpiły je pochmurna mina i wieczne niezadowolenie. Ciężko było się wtedy z Georgeem dogadać. Graniczyło to praktycznie z cudem, ale pewnego dnia wyszedł ze swojego pokoju, z którego potrafił nie ruszyć się tygodniami i usiadł normalnie ze wszystkimi do obiadu. Tak przynajmniej mówił jej Ron. Starał się rozmawiać, uśmiechać i wyglądało, że pogodził się w końcu z faktem, że Fred go opuścił. Z pewnością nie było mu łatwo, ale udało mu się wydostać z depresji i zacząć żyć normalnym życiem, czego Hermiona szczerze mu zazdrościła. Ożenił się niedługo potem, wyjechał, ale nigdy nie stracił kontaktu z rodziną i przyjaciółmi. Możliwe nawet, że spodziewać się będzie w najbliższej przyszłości dziecka. Tak, wszystkim wszystko się układało. Tylko jej jednej nie. George zauważył, że Hermiona bardzo posmutniała, co kasztanowłosa z kolei próbowała ukryć, ale dość kiepsko jej to szło.
            - Ciężko myśleć pozytywnie w takich chwilach, ale nie warto się poddawać. Uwierz po prostu w siebie, Miona, a wszystko zacznie wydawać się łatwiejsze. Głowa do góry. – Na jej ustach pojawił się promienny uśmiech, a tym samym i na twarzy rudowłosego. Może i nie był uważany za wybitnie uzdolnionego w Hogwarcie i nie wykazywał specjalnego potencjału, ale był chyba najlepszym pocieszycielem, jakiego znała.
            - Ty zawsze wiesz, co powiedzieć, aby było lepiej. Fajnie, że mogłam cię jeszcze zobaczyć, i że zdecydowałam się odwiedzić Fredericka dzisiaj.
            - Na początku myślałem, że nie będziesz chciała ze mną rozmawiać.
            - Prawdę powiedziawszy bałam się. Nie wiedziałam, jak mam się zachować. I fakt faktem, pomyliłam cię z Ronem.
            - Wypraszam sobie. Jestem o wiele przystojniejszy. I wyższy. – Zaśmiali się oboje w tym samym momencie wstając z ławki. Lodowate powietrze i minusowa temperatura zaczęły dawać im się pomału we znaki, więc uznali, że najwyższa pora zbierać się do domu. Ruszyli alejką w kierunku wyjścia mijając nieoświetlone w większości groby. Anglicy nie mieli w zwyczaju przychodzić często na cmentarz. Niektórzy pojawiali się na nim może ze trzy lub cztery razy w roku.
            - Zostajesz na święta w Londynie?
            - Oczywiście! Charlie też będzie i Percy wyrwie się w końcu z Ministerstwa. A ty, Miona? – Kasztanowłosa zerknęła na przyjaciela z niezrozumieniem.
            - Co ja?
            - No chyba też przyjdziesz do nas na kolację wigilijną? Chyba, że masz jakieś plany, to wiesz… nie będę naciskał. – Hermiona pokiwała przecząco głową i schowała się aż po sam nos w grubym szaliku. Temat świąt nie był dla niej zbyt przyjemny, bo nie miała ich z kim spędzić. Harry i Pansy zapewne wyjadą, a Ginny i Blaise będą dzielić Boże Narodzenie na dwa domy. Nie brała nawet pod uwagę, że może zostać zaproszona do rodziny Weasley. George jednak wszystko pokomplikował. A przypadkiem nie ułatwił? Nie chciała się narzucać i być niepotrzebnym balastem. Z drugiej jednak strony znała wszystkich Weasleyów i dawniej uwielbiała spędzać z nimi czas. Nie wiedziała jednak, czy powinna przyjąć zaproszenie od przyjaciela.
            - Nie chcę się narzucać. Z resztą po tym wszystkim, co się stało… - Nie wiedziała, w jakie słowa powinna ubrać swoje myśli. Raczej nie będzie mile widzianą osobą przy stole wigilijnym, gdy zostawiła Rona i odcięła się zupełnie od reszty jego rodziny. Westchnęła głęboko i jeszcze bardziej schowała się w odmętach szalika. - Sam rozumiesz, George.
            - Chodzi o mamę? Miona, ona się ucieszy, gdy zobaczy, że jesteś cała i zdrowa. Z resztą ma teraz większy kłopot, a mianowicie moją najdroższą siostrę.
            - Ginny? A co ona takiego zrobiła? – Po części cieszyła się, że zeszli z tematu jej osoby, a zajęli się najmłodszą z rodziny Weasley. Nie miała pojęcia, że Ginny nie jest zbyt mile widziana w domu, od kiedy oznajmiła rodzinie, że kocha Blaise’a.
            - Popsuła plany o jej zamążpójściu. Wybrała sobie innego kandydata, niż mama i nastąpił zgrzyt, a że obie są uparte i każda ma swoją rację, pokłóciły się dość ostro i nie odzywają się do siebie. Teraz matka rwie włosy z głowy, bo nie wie, czy Ginny pojawi się na święta w domu, a choć się do tego nie przyzna otwarcie, bardzo by tego chciała.
            - Mogę z nią porozmawiać na ten temat. Myślę, że ona też chciałaby zobaczyć się z wami wszystkimi i przeżyć Boże Narodzenie z rodziną i w miłej atmosferze. – Oczy Georgea aż zaświeciły się na propozycję kasztanowłosej dziewczyny. Nie ukrywał, że bardzo mu zależało na obecności siostry. Chciał również poznać nieco bliżej Zabiniego, o którym nie słyszał zbyt miłych rzeczy, ale nie wierzył, że Ginny pokochałaby kogoś, kto byłby w stanie wyrządzić jej krzywdę.
            - Zrobisz to? Bardzo cię proszę, Miona. – Uśmiechnęła się do niego ciepło i przytaknęła głową. Cieszyło ją, że może w jakiś sposób pomóc Georgeowi. Widziała, że Ginny nie jest mu obojętna i martwi się o nią. W końcu jest jego jedyną siostrą. Jeśli uda jej się przekonać przyjaciółkę, aby pojawiła się w domu na wigilię, będzie miała poczucie spełnienia, że zrobiła dobry uczynek na święta. Chociaż tyle mogła zrobić dla Georgea po tylu latach nie widzenia.
            - Oczywiście, że zrobię, a przynajmniej spróbuję. – Rudowłosy przytulił ją niespodziewanie bardzo mocno, miażdżąc jej prawie klatkę piersiową. Puścił ją dopiero, gdy zaczęła kaszleć i spazmatycznie łapać powietrze. Nie była jednak na niego zła, gdyż zaczęła śmiać się niczym małe dziecko, próbując jednocześnie uregulować oddech i dostarczyć płucom niezbędnego tlenu, co wykonywane jednocześnie wcale nie było takie łatwe.
            - Przepraszam, Miona. I dzięki jeszcze raz. Mnie mogłaby nie posłuchać, a nie chcę tracić z nią kontaktu.
            - Drobiazg. Pamiętaj, że zawsze ci pomogę, jeśli tylko będę w stanie.
            - W takim razie ty też musisz przyjść do nas na kolację. I żeby było jasne, nie przyjmuję odmowy. – Spojrzała na śmiertelnie poważną twarz przyjaciela i wywróciła oczami, krzyżując jednocześnie ręce na piersiach. Zdążyli opuścić już cmentarz i stali przed bramą główną. Hermiona nie widziała innej opcji, jak tylko zgodzić się na propozycję Georgea. Później zastanowi się, jak mu wytłumaczy, że jednak nie mogła się pojawić.
            - Już dobrze. Przyjdę razem z Ginny i Blaise’em. – Rudzielec uśmiechnął się szeroko i ponownie dzisiejszego wieczoru przytulił ją. Nie był to długi uścisk, ale Hermiona i tak poczuła się dość niezręcznie. Nie wiedziała, czy George domyślił się, że kłamie, ale miała wrażenie, że ma na czole wypisane: kłamczucha. Nie chciała jednak robić mu przykrości, jak również całej rodzinie Weasley. Bezpieczniej będzie, jeśli po prostu nie przyjdzie do nich na święta. Skrycie liczyła, że George jej to wybaczy.
            - Słuchaj, Miona, ja już będę się zbierał. Angie pewnie się martwi. – Obdarzyła go wymuszonym, acz ciepłym uśmiechem. Na każdego ktoś czekał w domu. Na każdego, tylko nie na nią. Nie chciała pokazać przyjacielowi, że źle się z tym faktem czuje, i że w pewnym sensie mu zazdrości. George miał dom, rodzinę, firmę i własne problemy. Nie powinna dokładać mu jeszcze swoich.
            - Jasne. Pozdrów ją ode mnie, jak już wrócisz.
            - Nie ma sprawy. To co? Widzimy się za pięć dni?
            - Oczywiście. Do zobaczenia, George. – Uśmiechnęła się jeszcze raz, a rudy odwzajemnił i pomachał jej jeszcze, gdy odchodził. A ona znów została sama. Stała na chodniku przed bramą cmentarną i wpatrywała  się w sylwetkę oddalającego się przyjaciela. Tak dawno go nie widziała. Nawet nie miała pojęcia, jak mu się życie ułożyło. Przez depresję w ogóle nie wiedziała, co się działo z jej najbliższymi. Nie kryła przez to do siebie żalu, bo przecież winić mogła tylko siebie. Zazdrościła, że większość z jej znajomych zdążyła założyć rodziny, a ona nie miała nawet kota, który cieszyłby się na jej widok po powrocie  do domu. Na myśl o zwierzęciu stanął jej przed oczami Dulce, pies Malfoya. Nawet on miał kogoś, kto czekał na niego po całym dniu nieobecności, mimo że uważała, iż osoba jego pokroju nie zasługuje na takie szczęście. Nie po tym, jak wykorzystał jej zaufanie. Westchnęła głęboko i wzniosła oczy ku zasnutemu ciemnymi chmurami niebu. Czemu ona zawsze musi mieć po górkę? Czemu nawet w takich chwilach zaprząta sobie myśli Malfoyem? Bo cholernie mnie to wszystko boli. Nie umiała się ze sobą nie zgodzić. Ból był nieznośny i rozrywający od środka. Myślała, że Draco jest kimś, kto ją rozumie. Sam przecież mówił, że ją ochroni, i że nie pozwoli nikomu zrobić jej krzywdy. Szkoda tylko, że nie podpiął do tych obietnic samego siebie. Z tą myślą i rozpadającym się powolutku na małe kawałki sercem ruszyła w drogę powrotną do domu. Deszcz pomieszany ze śniegiem zaczął padać niedługo potem i dziękowała losowi, że dzięki temu może ukryć pojedyncze krople łez wypływające co jakiś czas z jej oczu. Bo nic nie boli bardziej, niż rana zadana przez osobę, której odważyło się zaufać.

* * * * *

            Obudziło go głośne i natarczywe szczekanie psa. Jęknął niezadowolony w odpowiedzi na nieznośny dźwięk i przewrócił się na drugą stronę łóżka, przykrywając głowę poduszką. Nic to mu jednak nie dało, gdyż skomlenie i ujadanie jedynie przybrało na sile. Mało tego. Zwierzę zorientowało się w końcu, że nie uda mu się w ten sposób zwlec swojego pana z łóżka, więc przystąpiło do planu B. Doberman wskoczył na materac i ściągnął z mężczyzny kołdrę, zrzucając ją na podłogę. Draco jednak nie zamierzał dać tak łatwo za wygraną. Przycisnął ręką mocniej poduszkę do głowy, a żeby i tego jego pupil mu nie odebrał i uśmiechnął się do siebie usatysfakcjonowany. Dulce mimo wszystko i na to znalazł sposób. Wepchnął pysk pod poduchę i zaczął lizać po twarzy swojego pana, który odsuwał się od niego najdalej, jak tylko mógł. A że nie miał zbyt wiele miejsca, to po kilku sekundach zleciał z łoskotem na podłogę, obijając sobie dość boleśnie biodro. Pies znalazł się przy nim w okamgnieniu i złapał go za nogawkę od spodni i zaczął ciągnąć z całych sił w kierunku drzwi wyjściowych. W ostatniej chwili Draco zdążył złapać się nogi od łóżka. Inaczej zostałby wywleczony z sypialni prosto na korytarz.
            - Dulce! – Doberman puścił trzymany w zębach kawałek materiału i zwiesił smętnie łeb. Zawsze tak robił, gdy jego pan podniósł na niego głos. Dlatego blondyn starał się to robi bardzo rzadko, gdyż jego pupil przez cały dzień starał się potem odpokutować swoją winę. Snuł się za nim jak cień, trącając łbem co chwilę o rękę i domagając się choćby najmniejszej formy pieszczoty, która byłaby znakiem, że Draco już się na niego nie złości. Arystokrata podniósł się niespiesznie z podłogi i od razu podrapał psa za uchem i uśmiechnął się do niego, co Dulce odebrał za dobry omen, gdyż od razu polizał go po dłoni i szczeknął wesoło.
            - Już dobra, dobra. Ale nie rób tego więcej. Jasne? – Doberman zaszczekał dwukrotnie, choć zarówno on, jak i jego właściciel wiedział, że prośba została zaakceptowana tylko tymczasowo. Draco stał przed swoim ulubieńcem patrząc w jego wielkie, czekoladowe ślepia, ale nie one przykuły jego największą uwagę. Do jego nozdrzy doleciał zapach świeżo parzonej kawy i czegoś słodkiego wydobywający się zapewne z kuchni. Nie przypominał sobie, aby komuś otwierał w nocy drzwi i wpuszczał go do domu.
            - Goście? – Dulce przekrzywił łeb w prawą stronę i obserwował mężczyznę, jak wychodzi pomału z sypialni, rozglądając się wcześniej po korytarzu. Wyszedł za nim i zbiegł po schodach, cały czas trzymając się blisko jego nóg. Gdy jego pan stanął w progu kuchni i nie ruszył się dalej, wyjrzał zza jego kolan i był równie zdziwiony zastałym widokiem, co Draco. Po kuchni krzątała się jakaś kobieta trzymająca w jednej ręce patelnię, a w drugiej szpatułkę do przewracania naleśników. Zwierzę oblizało się na samą myśl o przyrządzanych słodkościach.
            - Widzę, że już wstałeś przystojniaku. – Miranda wyłożyła kolejnego naleśnika na talerz i odwróciła się w stronę nieco zdezorientowanego Dracona. Dulce patrzył raz na swojego pana, raz na obcą kobietę i nie krył swojego zdziwienia jej obecnością. Blondynka również nie spoglądała na niego zbyt przychylnie. Zacisnęła mocniej rękę na szpatułce, gdy skrzyżowała swój wzrok z jego ciemnymi ślepiami.
            - I pies najwyraźniej również. – Powiedziała to nie tyle z chłodem, co z pogardą. Najwidoczniej Miranda nie przepadała za  zwierzętami, co doberman od razu wyczuł, gdyż warknął w jej stronę agresywnie. Od razu spotkał się z karcącym spojrzeniem Dracona, który opiera ł się z udawaną nonszalancją o framugę. Nie miał pojęcia, co Miranda robi u niego w domu. Wczoraj przy kolacji mówiła mu, że musi pilnie wracać do Austrii.
            - Nie miałaś dziś rano samolotu? – Blondynka poprawiła kokieteryjnie koszulę na biuście i wyłączyła palnik patrząc wyzywająco w oczy Dracona. Podeszła do niego pomału i przejechała długim paznokciem po nagiej klatce piersiowej, pochylając się w jego stronę i szepcząc do ucha uwodzicielskim głosem.
            - Śniadanie do łóżka było znacznie bardziej kuszące, niż trzy godziny lotu w samotności. Kawy? – Oplotła mu rękami szyję i złożyła na ustach krótki pocałunek. Malfoy wiedział, że musi jakoś zareagować, więc położył dłonie na jej smukłej talii, schodząc jedną z nich coraz niżej, aż zacisnął ją na krągłym pośladku kobiety. Miranda skwitowała ten gest lubieżnym uśmiechem i wpiła się w jego rozchylone wargi. Czuł w ustach smak kawy, a komórki w organizmie zaczęły się jej rozpaczliwie domagać. Blondynka atakowała jego usta, a on odwzajemniał pocałunki, choć w środku żołądek skręcał mu się z odrazy. Oderwał się od niej, gdy usłyszał dźwięk tłuczonego szkła, dobiegający zza pleców kobiety. Spojrzeli oboje na sprawcę całego zamieszania, a mianowicie na Dulce, który wylizywał resztki ciasta naleśnikowego ze szklanej misy, która rozbiła się w drobny mak. Miranda od razu podeszła do zwierzęcia i spojrzała na niego wrogo, a następnie zaczęła zbierać pozostałości po naczyniu. Draco natomiast odetchnął z ulgą najciszej jak potrafił i mrugnął do psa niezauważalnie. Był wdzięczny pupilowi, że uratował go przed kolejnymi przyssaniem się do jego ust. Po dłuższej chwili podszedł do blondynki i pomógł jej sprzątnąć bałagan, który zrobił doberman.
            - Przepraszam za niego. Uwielbia naleśniki. – Miranda uniosła na moment wysoko brwi, by po chwili je opuścić, a usta zacisnęła w wąską linię. Gdy Draco na nią spojrzał od razu uśmiechnęła się promiennie i wsadziła kosmyk blond włosów za ucho. Ten gest przypomniał mu o Hermionie, która zawsze, gdy była zakłopotana poprawiała w ten sposób włosy, a serce zakuło go boleśnie w lewej piersi.
            - Ależ nic się nie stało. Prawda mały? – Ostatnie słowa skierowała do Dulce, który leżał w progu kuchni. Doberman uniósł na moment łeb i zerknął na swojego pana. Po wyrazie jego twarzy zrozumiał, że musi się zachowywać w miarę grzecznie. Dlatego też podniósł się z podłogi i obrócił tylną częścią ciała w kierunku Mirandy i szczeknął głośno. Kobieta wyglądała na nieco zaskoczoną jego postępowaniem, gdyż rozchyliła lekko wargi, a brwi uniosły się nieznacznie w górę. Po chwili odchrząknęła i podniosła się z paneli podchodząc w kierunku ekspresu i nalewając do dwóch filiżanek czarnej kawy. Następnie postawiła je na stole i wskazała Draconowi krzesło po drugiej stronie blatu. Arystokrata usiadł na nim niespiesznie, wcześniej wyrzucając potłuczone szkło do kosza i przyglądał się krzątającej po kuchni kobiecie. Nie był zadowolony z jej wizyty, ale nie mógł dać tego po sobie poznać. Podjął się tej idiotycznej gry i musi doprowadzić plan do końca, a jak widać jego dotychczasowe poczynania przynosiły pierwsze efekty.
            - Mam nadzieję, że będą ci smakowały. – Draco zerknął na talerz naleśników postawiony przed nim na stole i uniósł brew wysoko w górę. Wyjątkowo niechętnie sięgnął po widelec i wbił go w jeden z placków, by unieść go na wysokość oczy i bacznie mu się przyglądać. Bez wątpienia nadawały się do jedzenia. Wyglądały jak z typowej reklamy telewizyjnej, albo programu kulinarnego. Innymi słowy: idealne. Westchnął cicho i wsadził mały kawałek do ust i zaczął go mozolnie przeżuwać. Były bardzo dobre, ale jakoś nie miał na nie apetytu. Może gdyby było to dzieło Hermiony chętniej zabrałby się do jedzenia? Kolejny kawałek placka przeszedł mu przez gardło wyjątkowo ciężko, jakby zablokował się i nie chciał pójść dalej. Wspomnienie kasztanowłosej dziewczyny ruszało za każdym razem jego sumienie i uświadamiało w jak kretyński sposób się wobec niej zachował. Ale Granger nie może wiedzieć o jego spotkaniach z Mirandą. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie widział się z nią ponad dwa tygodnie i strach pomyśleć, jaką opinię w tym czasie kobieta zdążyła sobie o nim wyrobić. Kiedy on myślami błądził  dookoła Hermiony, Miranda usiadła naprzeciwko niego i piła pomału swoją kawę. Zauważyła, że Draco jest jakiś nieobecny i zmarszczyła ledwo zauważalnie brwi. Nie podobało jej się, że nie jest w centrum zainteresowania blondyna i szybko postanowiła to zmienić. Delikatnie położyła dłoń na jego ręce i splotła ich palce ze sobą, czym zwróciła uwagę Malfoya, który przerwał jedzenie przygotowanego mu śniadania.
            - Chyba nie spałeś dziś najlepiej. Coś się stało? Jesteś kompletnie nieobecny.
            - Ciężka noc i mam dziś ważne spotkanie. – Powiedział po części prawdę, po części kłamstwo. Faktycznie nie spał dziś dobrze, a dodatkowo obudził go Dulce i to w dość nieprzyjemny sposób. Mało tego, gdy zszedł do kuchni czekała go kolejna niespodzianka, która na dobrą sprawę mogła być również koszmarem. Spędzał ostatnio bardzo dużo czasu z Mirandą, ale jeszcze nie zdążył owinąć jej sobie wokół palca, tak jak tego chciał. Owszem, była już odrobinę bardziej uległa, ale to wciąż było za mało. Nie chciał posuwać się do najgorszej opcji, aby ją sobie podporządkować, a mianowicie nie zamierzał uprawiać z nią seksu. Kiedyś zrobiłby to bez zastanowienia, ale teraz wszystko go blokowało, a raczej myśl o jednej osobie. Kasztanowłosej kobiecie, która wpędzała go w słuszne poczucie winy za każdym razem, gdy dotknął ciała Mirandy. Z zamyślenia wyrwał go słodki głos blondynki, siedzącej w jego kuchni.
            - Ze mną na pewno byłaby o wiele lepsza. A spotkanie może zaczekać, prawda?
            - Niekoniecznie. – Miranda zaśmiała się cichutko i odgarnęła włosy na prawe ramię, aby zapewnić sobie lepszy dostęp do szyi, po której wodziła zmysłowo palcem. Draco obserwował każdy jej ruch z nadzwyczajną precyzją, co nie uszło uwadze kobiety. Uśmiechnęła się do niego zmysłowo, by po chwili pochylić się w jego stronę i cmoknąć go krótko w usta.
            - Jedz, bo ci wystygnie. – I odpięła dwa perłowe guziczki od koszuli wracając na swoje miejsce. Arystokrata zatrzymał się w połowie drogi z widelcem do ust i wbił wzrok w uwydatniony biust kobiety. Zrozumiał, że blondynce nie chodziło bynajmniej o jedzenie. Opamiętał się niemal w ostatniej chwili i wsadził kawałek naleśnika do buzi, wbijając jednocześnie wzrok w talerz placków przed sobą. Nie mógł dostrzec cienia grymasu i niezadowolenia, który przeszedł przez twarz Mirandy.
            - A więc, co to za spotkanie? – Uśmiechnął się do siebie w duchu. Hermiona od razu powiedziałaby, że nie zaczyna się zdania od „a więc”. Tak wiele rzeczy mu ją przypominało. Musiał się z nią dziś zobaczyć. Rozentuzjazmowany swoim postanowieniem wbił widelec w ostatni kawałek naleśnika i odłożył sztućce obok talerza, by następnie sięgnąć po filiżankę z kawą. Bębniące o stół paznokcie Mirandy przypomniały mu o jej istnieniu.
            - Z moim współpracownikiem w sprawie waszego projektu.
            - Mówiłam ci, że nie musisz się niczym martwić. Ja wszystko załatwię, o ile będziemy ze sobą współpracować. – Arystokrata wypił do końca swoją kawę i podniósł się z krzesła, a następnie podszedł do kobiety i wolną ręką założył jej kosmyk włosów za ucho, całując ją przy tym subtelnie w odsłoniętą szyję. Na ustach blondynki zagościł uśmiech triumfu.
            - Wiem, dlatego chciałbym mieć wolny wieczór, aby zacząć naszą współpracę.
            - Innymi słowy zwalisz mu wszystko na głowę, tak?
            - Nie wszystko. Najprzyjemniejsze zostawiam zawsze sobie. – Wcisnął na jej usta namiętny pocałunek, a blondynka od razu oddała go z równą pasją. Przyssała się do niego niczym pijawka, atakując jego wargi z agresją i pożądaniem. Przesuwała językiem po podniebieniu i zębach, a Draco nie pozostawał jej dłużny. Oderwał się od niej po dłuższej chwili i skierował kroki w stronę zmywarki, do której włożył brudne naczynia ze śniadania. Może i jest suką, ale gotuje całkiem, całkiem. Z tą myślą, gdy wychodził pocałował ją jeszcze raz, tymże krótko i dużo mniej namiętnie, niż poprzednio, a następnie zniknął z kuchni i popędził do sypialni. Perspektywa zobaczenia się z Hermioną napawała go takim szczęściem, że nie zwracał nawet uwagi na wybierane ubrania. Cieszył się, że w jego szafie dominują stonowane i raczej neutralne barwy, gdyż mógł wyciągnąć coś zupełnie innego, niż szary sweter i proste, ciemne dżinsy. Ze skarpetkami było trochę gorzej, gdyż Blaise miał to do siebie, że zawsze na święta wręczał mu prezent w postaci pary kolorowych lub w wymyśle wzory skarpet. Wyjął pierwsze, lepsze z szuflady i zaciągnął je na nogi niczym rajstopy. To skarpety czy pończochy? Wzruszył ramionami i włożył wyciągnięty wcześniej sweter, by następnie zejść po schodach i zajrzeć jeszcze raz do kuchni. Zatrzymał się przed samym wejściem, gdyż z pomieszczenia dochodziły głosy rozmowy telefonicznej. Wsłuchał się w cichy głos Mirandy, która zapalczywie, coś komuś tłumaczyła, a tą osobą zapewne był Keffler.
            - Przecież ci mówiłam, że jestem tego prawie pewna. No nie zaprzeczył, że nie istnieje, ale… Chyba kurwa wiem, co robię, tak? No to nie wchodź mi w paradę. Jutro wszystkiego się dowiem. Skąd? Je mi dosłownie z ręki, a po dzisiejszej nocy będzie na każde, choćby najmniejsze skinienie mojego palca. O, o to możesz być spokojny. Jak z nim skończę będziesz miał go jak na tacy, gwarantuję ci to. Przypomnij mi jeszcze nazwisko tego jego domniemanego inspektora. Jak? Granger, okey. W takim razie widzimy się jutro wieczorem szefie. – Wsłuchiwał się w każde słowo kobiety dokładnie je analizując. Wiedział, że „współpraca” od początku była ściśle zaplanowana między Mirandą, a Kefflerem i bynajmniej on nie miał na niej nigdy skorzystać. Tym bardziej musi owinąć sobie blondynkę wokół palca i sprawić, aby tańczyła jak jej zagra. Zadanie łatwe nie było od początku. Gdy tylko pojawiła się w Londynie wiedział, że będą z nią niemałe kłopoty. Ale jedna rzecz dawała mu ogromne nadzieje na powiedzenie się jego planu. Z tego, co usłyszał z rozmowy telefonicznej, Miranda tylko przypuszczała, że jego inspektor budowlany, w tym wypadku jest nim Hermiona, nie istnieje. Zatem musi doprowadzić do spotkania dwóch kobiet, aby wszelkie wątpliwości zostały rozwiane. Pytanie tylko: jak to zrobić? W tym momencie jego wzrok spoczął na niewielkich rozmiarów granatowej kopercie zaadresowanej jego nazwiskiem. Było to zaproszenie na bal noworoczny organizowany przez jego rodziców. Co roku wyprawiali huczne i ekskluzywne przyjęcie, na którym natknąć się można było na najbardziej wypływowe, zamożne i cenione w świecie osobistości, a on rok w rok dostawał od nich identyczną kopertę z zaproszeniem, z którego nie korzystał. W głowie zaczął mu się tworzyć szatański plan, który będzie musiał pilnie przedyskutować z Zabinim. Nie czekając długo, chwycił leżący na stoliczku kawałek papieru i przywdział na usta lubieżny uśmiech, by następnie wejść do kuchni i objął w talii obróconą do niego plecami Mirandę. Kobieta podskoczyła prawie niezauważalnie, gdy dotknął jej ciała, ale nie zdradziła swojego przestraszenia wyrazem twarzy. Serce natomiast waliło jej w piersi, jakby było bliskie zawału. Draco dostrzegł jeszcze kątem oka, jak blondynka chowa dyskretnie telefon do kieszeni, a następnie odwróciła się w jego stronę, opierając się rękami o blat kuchenny. To był moment, kiedy powinien zaczął realizować pierwszą fazę uknutego przed chwilą planu.
            - Jakie masz plany na sylwestra i nowy rok? – Miranda przygryzła kusząco dolną wargę i spoglądała na niego zza wachlarza długich, gęstych, czarnych rzęs. Nie działało to na niego, ale starał się stwarzać pozory cholernie podnieconego jej poczynaniami. Zacisnął mocniej, ale i subtelniej palce na jej talii, przyciągając ją ku sobie, co spotkało się z cichym pomrukiem zadowolenia ze strony blondynki.
            - Pewnie będę pracować, ale chętnie podzielę się z tobą swoimi obowiązkami.
            - Tak piękna kobieta nie powinna pracować w nowy rok. Przynajmniej nie sama.
            - Coś proponujesz? – Zarzuciła mu ręce na szyję jednocześnie przejeżdżając językiem po dolnej wardze. Draco wyciągnął z kieszeni spodni kopertę z zaproszeniem i wręczył ją Mirandzie. Kobieta zerknęła na nią nieco zaskoczona, ale otworzyła ją, co raz patrząc w jego oczy, jakby szukała w nich oznak wyczekiwania. Gdy papier wreszcie ustąpił wyciągnęła starannie wykonane zaproszenie w barwach bieli, srebra oraz czerni i przejechała niespiesznie wzrokiem po umieszczonej w środku treści. Z jej ust nie zszedł przez ten cały czas uśmiech zauroczenia.
            - Czy zechciałabyś mi towarzyszyć na tym przyjęciu? – Patrzył w roziskrzone oczy Mirandy i wiedział, że ma ją w garści. Żadna kobieta nie odmówiłaby udziału w balu organizowanym przez Malfoyów. To przedsięwzięcie było znane niemal na całym świecie i wszyscy z utęsknieniem wyczekiwali na nie zaproszenia. Kto je otrzymał wiedział, że jego pozycja jest bardzo wysoka i liczy się wśród najbardziej wpływowej warstwy arystokracji. Nic więc dziwnego, że spotkać tam można było większość ministrów, prezydentów czy też premierów, a wszyscy oni przychodzili z bogato wystrojonymi partnerkami, które szykowały się do balu miesiącami. Miranda bynajmniej nie była cichą myszką siedzącą w kącie i perspektywa wzięcia udziału w tak popularnym i elitarnym bankiecie nie mogła przejść jej koło nosa. Dla Dracona jej zgoda oznaczała nieświadomą porażkę kobiety. Dokładnie wiedział, jak wykorzysta ten przeklęty w jego mniemaniu bal, aby udowodnić jej, że to nie Keffler decyduje o całym przebiegu zlecenia, a on. Oczami wyobraźni widział malujący się na twarzy blondynki szok, gdy przedstawi jej Hermionę, jako swojego inspektora budowlanego.
            - Chyba mi nie odmówisz? – Miranda wydęła zmysłowo usta, by po chwili przylgnąć do niego całym ciałem i wpić się w jego wargi, całując je zachłannie i z coraz większą zapalczywością. Draco oderwał się od niej na moment, wcześniej przenosząc dłonie z jej talii na linię pośladków, co zostało mu wynagrodzone cichym jęknięciem w usta.
            - Rozumiem, że się zgadzasz.
            - Jakżeby inaczej. – Uniósł ją nagle do góry i posadził na blacie, wpijając się w jej rozchylone wargi. Miranda włożyła mu palce we włosy, bawiąc się kosmykami i jęcząc zmysłowo w jego usta. Dość  gwałtownie rozpiął guziki od jej koszuli i zaczął schodzić pocałunkami wzdłuż szyi przez obojczyk, aż dotarł do brzegu stanika i delikatnie ukąsił fragment piersi. Kobieta zdążyła rozchylić już kusząco nogi i tylko czekała, aż mężczyzna pozbawi ją reszty odzienia. Ale Draco nie zamierzał nawet ściągnąć z niej czegokolwiek. Gładził ją po wewnętrznej części uda wspinając się palcami coraz wyżej, aż natrafił na koronkowy materiał pończochy, którą zsunął nieco w dół. Przez ten cały czas nie przestawał całować kobiety, która wiła się pod nim z rozkoszy, czekając na jeszcze więcej doznań. I wtedy arystokrata odsunął się od niej gwałtownie i zerknął na zegarek.
            - Cholera. Muszę już iść kotku. – Złożył na jej rozchylonych i napuchniętych ustach przelotny pocałunek, a następnie wyszedł z kuchni, zostawiając pobudzoną i kompletnie zdumioną Mirandę samą. Kiedy zamknął frontowe drzwi od domu złośliwy uśmiech nie chciał opuścić jego twarzy. Grał według ustalonych przez nią samą reguł, więc nie mogła go o nic obwiniać. Zamierzał pokazać jej, czym jest prawdziwa intryga i na czym polega wojna z jego korporacją. Malfoyowie nigdy nie przegrywają i zawsze dostają to, czego chcą, a on zamierzał zniszczyć Kefflera jego własną bronią. Pozostawało mu tylko jedno do załatwienia, a mianowicie musi przekonać Hermionę, aby pojawiła się na bankiecie noworocznym jego rodziców. Nie spodziewał się, że z pozoru banalne zadanie okaże się najtrudniejsze z całego planu.

* * * * *

            Do świąt Bożego Narodzenia zostały raptem dwa dni. Nic więc dziwnego, że wszędzie dało się dostrzec przystrojone w wymyślne ozdoby choinki, bombki, świecidełka na każdej wystawie sklepowej, hordy Mikołajów stojących niemalże we wszystkich częściach miasta oraz słyszało się dźwięki świątecznych piosenek, dzwoneczków i tradycyjne christmas carols śpiewane przez chóry dzieci przebranych za aniołki. Londyn żył Bożym Narodzeniem, mimo że są  to tylko dwa dni. Choinka na Trafalgar Square zachęcała do wychodzenia na wieczorne spacery wśród blasku jej świec i kupowana kolejnych prezentów, których przecież nigdy za wiele. Niemalże w każdej kawiarni czy restauracji dawało się wyczuć aromaty korzennych przypraw, takich jak cynamon, goździki czy anyż. Atmosfera świąt od zawsze wpływała na ludzi magicznie. Łagodziła spory, wlewała w serca radość i wywoływała na twarzach choćby najmniejszy uśmiech. A wszystko to w otoczeniu białego puchu, który spadał z nieba w nieograniczonych ilościach.
            W „Czekoladowym Niebie” od rana panował dość spory zgiełk. Sala dla gości była pełna po brzegi, a wciąż przez drzwi wchodzili nowi, którzy czekali na zwolnienie stolika. Niestety dzisiejszego dnia było to niemalże niemożliwe, gdyż na dworze było niesamowicie zimno, a do tego nieustannie padał śnieg. Ludzie marzyli zatem o suchym i ciepłym miejscu, gdzie będą mogli napić się czegoś gorącego, a do tego porozmawiać w miłej atmosferze. Tak się akurat składało, że kawiarnia Hermiony spełniała wszystkie te wymogi, a od jej otwarcia nie było dnia, aby nikt do niej nie zajrzał. Pansy zatem była w swoim żywiole. Obsługiwała klientów bardzo sprawnie obdarzając ich serdecznymi uśmiechami i zachęcając do kupna wypieków, które panna Granger szykowała właśnie w kuchni. Z początku była dość sceptycznie do tego pomysłu nastawiona, ale wystarczyło, że poczuła zapach cynamonu, aby zabrać się z ochotą do pracy. Akurat kończyła wykrajać kolejną turę piernikowych reniferów, które za chwilę trafią do nagrzanego pieca, a siedząca obok niej Ginny nie mogła się doczekać, aż będzie mogła przyozdobić je lukrem. Dziewczętom towarzyszyły dodatkowo dźwięki najpopularniejszych piosenek świątecznych, przy których praca była o wiele przyjemniejsza.
            - O mamuniu! Moja ulubiona! – Oczy Ginny rozpromieniły się, gdy w lokalu dało się słyszeć charakterystyczny głos Dean’a Martin’a, a Hermiona uśmiechnęła się pod nosem i wsłuchiwała się w słowa piosenki, którą odrobinę zagłuszała jej śpiewająca przyjaciółka. - Dashing through the snow in a one horse open sleigh o’er the fields we go laughing all the way…
            - Miona jeszcze dwa razy gorąca czekolada z bitą śmietaną i sześć pierników. A! Zapomniałabym! Harry przyjdzie za jakieś pół godziny z Lilly, bo musi podskoczyć do pacjenta. – Pansy weszła za kontuar, gdzie Hermiona przygotowywała pierniki i włączyła maszynę do mieszania płynnej czekolady. Od kiedy pomagała kasztanowłosej w prowadzeniu kawiarni czuła się znakomicie. Cieszyła się, że chociaż dzięki temu Harry przebywa częściej z ich małą córeczką, a ona może przynajmniej na te kilka godzin odpocząć od ciągłego zmieniania pieluch, usypiania i sprzątania zabawek po całym domu.
            - Moja sypialnia jest wolna, więc będziesz mogła zostawić tam Lilly.
            - Ale tak samą? – Ginny włączyła się do rozmowy dekorując jednocześnie wystudzone już piernikowe gwiazdki. Pansy wywróciła za to oczami i usiadła na wolnym krześle.
            - Przez dobre dwie godziny będzie spała jak zabita, a potem dopiero do niej zajrzę, aby ją nakarmić. Harry mówił, że to tylko wypisanie leków, ale wiecie same, jaki on jest. Woli przywieźć ją tutaj, niż zostawić samą.
            - No i dobrze robi! Chociaż zaczął się interesować córką, a nie tylko pigułkami, zastrzykami i Merlin wie jeszcze czym. – Ruda gestykulowała zawzięcie w akcie swojej irytacji, ochlapując przy tym całą podłogę białym lukrem. Tak samo jak Pansy nie podobało jej się postępowanie Harry’ego. Jednak z opowiadań przyjaciółki widziała w mężczyźnie znaczną poprawę i miała nadzieję, że zostanie tak do końca. Nie chciała się przyznać, ale czasami porównywała Blaise’a do czarnowłosego i bała się, że po ślubie może ją czekać takie samo życie, jak pani Potter. Nie wyobrażała sobie zostawać na całe dni samą i widywać się z mężem jedynie w nocy bądź rano. Przerażała ją ta wizja, a jeszcze gdyby doszło do tego dziecko… Na całe szczęście nie dokończyła tej potwornej myśli, gdyż głos Hermiony wyrwał ją skutecznie z zadumy nad przyszłością.
            - Ginny możesz wyjąć ciastka z piekarnika i wstawić tę blachę? Bardzo proszę.
            - Oczywiście. Ale cudnie pachnie! – Panna Granger uśmiechała się przez cały dzień bardzo delikatnie, ale prawdę mówiąc zaczynało ją to pomału irytować. Cała ta szopka, która musiała zostać odprawiona przed każdymi świętami wyjątkowo w tym roku ją męczyła. Oczywiście w życiu nie przyznałaby się, że wiązało się to z faktem, iż wszyscy jej znajomi będą spędzać gwiazdkę w gronie rodziny, a ona zostanie sama jak palec w swoim mieszkaniu, popijając gorącą czekoladę i oglądając jakiś film bądź czytając książkę. W tym roku nie miała ochoty w ogóle na świętowanie Bożego Narodzenia.
            - Mionuś, a mogłabym jedną blachę wziąć do domu na święta? – Hermiona spojrzała przez ramię na przyjaciółkę i wysiliła się na jeszcze pogodniejszy uśmiech, niż ten, który miała przyklejony na ustach do tej pory. Przypomniała jej się rozmowa z George’em, a humor od razu stał się jakby gorszy. Nie chciała namawiać Ginny, aby dała swojej matce szansę i razem z Blaise’em przyjechała do domu na gwiazdkę. Ruda to wyjątkowo uparta i zawzięta osoba, i jeśli mówi, że czegoś nie zrobi, to znaczy, że tego po prostu nie zrobi i żadne namowy nie zmienią jej zdania.
            - Przygotuję ci ją jutro. Ale sama z Blaise’em jej chyba nie zjesz? – Pogodny uśmiech zniknął z twarzy Ginny i zastąpił go grymas niezadowolenia. Opadła ciężko na krzesło i wzniosła oczu ku niebu, jakby błagała wszystkie bóstwa o dodanie sił.
            - No nie. Ale zawsze warto spróbować udobruchać matkę ciastkami na wejście. To będą chyba najgorsze święta od przeszło dziesięciu lat. Bo nie wyobrażam sobie, że moja matka wytrzyma przy jednym stole z Blaise’em. Na pewno będzie wbijała szpile na każdym kroku!
            - A nie możecie w takim razie spędzić świąt u rodziców Diabła? – Pansy skrzyżowała ręce na piersiach i spoglądała na rudą z niezrozumieniem. Ginny pokręciła przecząco głową i oparła ręce na kolanach, spoglądając na panią Potter ze znudzonym, a jednocześnie niezadowolonym wyrazem twarzy.
            - Uparł się, że moich też powinniśmy odwiedzić. Nie wiem, po co i na co mu to, ale jak matka zamknie mu drzwi przed nosem, to chociaż będę mu mogła powiedzieć: a nie mówiłam? Z resztą przyjechał George z Angeliną i tak głupio mi nie przywitać się z bratem na święta. – Na dźwięk imienia jednego z bliźniaków, Hermiona na moment zesztywniała. Myślała, że Ginny nie wie, że George przyjechał do Londynu i dlatego poprosił ją, aby namówiła przyjaciółkę do przyjścia na święta. Nie chciała brać udziału w tym procederze i nie miała do tego najmniejszej ochoty. Na szczęście problem rozwiązał się sam. Pozostała jeszcze kwestia jej zaproszenia na świąteczną kolację u Weasleyów.
            - Czasem żałuję, że nie mam rodzeństwa, wiecie? – Pansy głośno westchnęła i wpatrywała się rozmarzonym wzrokiem gdzieś w dal, jakby snuła idealistyczne plany o swojej przeszłości. – Zawsze marzyła mi się siostra. Taka młodsza, którą mogłabym uczyć, jak się malować, czesać ją, przebierać. Fajnie by było.
            - Ta, dopóki nie zaczęłaby zabierać ubrań z twojej szafy, pożyczać kosmetyków bez pytania i konfić rodzicom na każdym kroku. Nie wiem, czy byłabyś szczęśliwa, gdybyś umówiła się na randkę i nagle okazałoby się, że twoja ulubiona sukienka jest w najlepszym wypadku poplamiona, a w najgorszym znajduje się na ciele twojej siostry. Ubaw po pachy. – Panna Weasley szybko rozwiała smutki Pansy związane z brakiem posiadania rodzeństwa, co spotkało się z cichym śmiechem Hermiony, która wycierała ręce z mąki w fartuszek. To prawda, że będąc jedynakiem doskwiera brak siostry lub brata, ale z drugiej strony bycie jedynym dzieckiem wiąże się z wieloma udogodnieniami, jak na przykład nie trzeba dzielić z nikim pokoju, martwić się o czystość ubrań, czy o to, czyja kolej w danym tygodniu na mycie naczyń bądź wyprowadzanie psa. Hermiona też wiele razy łapała się na tym, że chciałaby posiadać rodzeństwo, ale Ginny szybko ją uświadamiała, że to największa głupota życiowa. Ale czym się dziwić, jeśli się posiada  sześcioro braci?
            - Nie przesadzaj, Ginny. Ty też, jakby nie patrzeć nie wiesz, jak to jest mieć siostrę.
            - Ale wiem, co to znaczy, gdy sześciu facetów rzuca się na ostatni kawałek ciasta, a ty musisz o niego walczyć, gdy jeden z nich dusi cię pachą. – Pansy i Hermiona roześmiały się głośno, wyobrażając sobie przedstawioną przez przyjaciółkę scenę. Panna Granger nieraz była świadkiem zażartej walki między rodzeństwem o słodycze bądź o to, kto pierwszy rano zajmuje łazienkę. Na szczęście ruda zawsze miała plan awaryjny w takich wypadkach, i aby przygotować się na wyjście z domu wstawała wcześniej i zwalniała łazienkę, gdy reszta domowników dopiero wychodziła z łóżek. Rozbawienie dziewcząt przerwał śmiech dziecka i klaskanie w dłonie, bowiem Harry właśnie wszedł do czekoladziarni, a Lilly ucieszyła się niezmiernie, gdy zobaczyła mamę. Od razu wyciągnęła w jej kierunku raczki, a Pansy wzięła córkę od męża i ściągnęła z niej czapkę. Twarz Hermiony od razu pojaśniała na ten widok i wpatrywała się w rozgrywającą na jej oczach scenę z radością.
            - Cześć kochanie. Cześć dziewczyny. – Harry pomachał w kierunku Ginny oraz Hermiony, by po chwili ściągnąć zaparowane okulary z nosa, przez co miał wrażenie, że cały świat został nagle pozbawiony konturów. – Muszę podskoczyć, Pan na Soho na chwilę, ale niedługo wrócę i odbiorę Lilly. Jak sobie radzicie?
            - Mamy pełne ręce roboty, ale dajemy jakoś radę. Nie musisz się martwić o nas, Harry. – Hermiona choć mówiła do przyjaciela to bardziej była zaabsorbowana zabawą z jego córką, która chowała się przed nią za małymi rączkami, co chwilę spoglądając na nią zza rozsuniętych paluszków i wybuchając głośnym śmiechem.
            - Dasz sobie radę skarbie? – To pytanie mężczyzna skierował do swojej żony, która prychnęła w odpowiedzi niczym rozjuszona kotka, ale już po chwili na jej ustach gościł promienny uśmiech.
            - Jak przez tyle czasu dawałam to i teraz też sobie poradzę. Tylko nie zasiedź się, Harry, bardzo cię proszę. – Mężczyzna założył wyczyszczone okulary z powrotem na nos, a następnie pocałował Lilly w czółko i Pansy czule na pożegnanie. Hermiona poczuła ukłucie zazdrości na ten widok, ale starała się nie dać tego po sobie poznać. Ginny natomiast wywróciła z politowaniem oczami i zabrała się ponownie za ozdabianie pierników lukrem. Wszystko wskazywało na to, że pan Potter powinien już wyjść, ale Harry stał nadal w tym samym miejscu, rozglądając się co chwilę na boki, jakby szukał czegoś ważnego. Pansy zdążyła już w tym czasie kompletnie skierować swoją uwagę na Lilly i nie zawracała sobie głowy przedłużającą się wizytą męża, w odróżnieniu do Hermiony, która czuła na sobie wzrok przyjaciela. Miała wrażenie, że Harry czegoś od niej chce, ewentualnie od Ginny, ale nie wyglądało, aby interesowała go osoba rudej kobiety. Kasztanowłosa wyszła zatem za kontuar i spojrzała jeszcze kątem oka na przyjaciółki, by po chwili zwrócić się do mężczyzny.
             - Coś się stało, Harry?
            - Możemy porozmawiać? – Hermiona spojrzała na niego, jakby nie rozumiała, o co mu chodzi, krzyżując przy tym ręce na piersiach i uśmiechając się raczej z przymusu.
            - Przecież rozmawiamy.
            - Na osobności, Miona. – Uśmiech zszedł z twarzy kobiety i wskazała przyjacielowi róg sali, z którego Ginny i Pansy nie były w stanie ich dostrzec. Harry wyglądał na zmieszanego. Uciekał ciągle wzrokiem w kierunku drzwi wejściowych i robił głupie miny, jakby krępował się rozmowy z kasztanowłosą. Kiedy się odezwał, panna Granger wiedziała, skąd u niego takie dziwne zachowanie.
            - Ja wiem, że nie powinienem o to pytać. W końcu to twoje życie. Prywatne na dodatek. Ale… - Mężczyzna wypuścił powietrze z płuc i przymknął na moment oczy. Kiedy je otworzył, uśmiechnął się do Hermiony nieporadnie i poprawił szalik, który zaczął mu przeszkadzać. – Możesz mi powiedzieć, czemu przed twoją czekoladziarnią stoi czarny samochód, a w środku siedzi Malfoy i gada sam do siebie?
            - Że co? – Oczy kobiety momentalnie się rozszerzyły, a dolna warga lekko opadła w dół. Nie spodziewała się otrzymać takich informacji. Tym bardziej od Harry’ego, który raczej nie rozglądał się na boki, gdy szedł po ulicy. Odruchowo spojrzała w kierunku głównych drzwi, a następnie dużej witryny, za którą faktycznie dostrzegła czarny, terenowy samochód Malfoya. Nie dało się go pomylić z żadnym innym, gdyż dokładnie identyczny pojazd i jego właściciela widziała przeszło dwa tygodnie temu, gdy robiła zakupy. Obrazy z tamtego dnia przemknęły jej przed oczami, a ona objęła się z bezradności rękami i wykrzywiła twarz w grymasie niezadowolenia.
            - Wydało mi się to trochę dziwne. Ponoć często się tutaj pojawia, tak mówiła Pansy. On czegoś od ciebie chce? Masz z nim jakiś problem, Miona?
            - Malfoy jest niegroźny, ale wyjątkowo upierdliwy. Uznajmy, że go nie widziałeś i o niczym mi nie mówiłeś. Jasne, Harry? – Czarnowłosy pokiwał twierdząco głową i wsadził ręce do kieszeni. Widział po wyrazie twarzy Hermiony, że nie wszystko jest w porządku, ale z uwagi na szacunek do zdania przyjaciółki i brak czasu nie mógł zaprzeczyć.
            - Jasne. Nic nie widziałem, nic nie słyszałem. O której dziś zamykasz?
            - O 21.00, ale Pansy na pewno wróci szybciej do domu. Do zobaczenia, Harry.
            - Do zobaczenia. – Harry wyminął Hermionę i odwrócił się jeszcze w stronę swojej żony, aby jej pomachać, a następnie opuścił czekoladziarnię i zniknął Hermionie z oczu. Jej humor właśnie został zrównany z ziemią, a wszystko za sprawą jednego zdania. Wolała nie myśleć, co Malfoy robi w tej okolicy, a ni tym bardziej, że może chcieć czegoś od niej. A nawet gdyby się tu pojawił przywita go wyjątkowo chłodno i bardzo oficjalnie. Może zapomnieć o wszystkim, co się między nimi wydarzyło i uznać, że ich pocałunek nigdy nie miał miejsca. Nie zamierza słuchać wymyślnych bajeczek o zapracowaniu i goniących go terminach, gdy widziała go w dwuznacznej sytuacji z blond włosą kobietą, która wyglądała, jakby chciała pozbawić go powietrza z płuc. I tchawicy. I krtani. I całego gardła. Nie zauważyła nawet, że zacisnęła ręce w pięści, aż pobielały jej knykcie, a oddech stał się szybki i płytki. Wyraźnie była rozjuszona, a upust swoje złości znalazła w pozostawionym przez gości pierniku. Zgarnęła go gwałtownie z talerzyka i odgryzła spory kawałek, gryząc go z wściekłości, a resztę ciastka zgniotła w dłoni przez ten cały czas wpatrując się z rządzą mordu w oczach w czarny samochód po drugiej stronie ulicy.

* * * * *

            - Generalnie to i tak jestem w dupie, bo ona oczekuje, że wrócę wieczorem i ją przelecę, a w przypływie adrenaliny opowiem jej o ściemie z papierami. Analogicznie wyśpiewa wszystko jutro Kefflerowi, a wtedy cały plan pójdzie się rypać. – Draco zawzięcie gestykulował siedząc w samochodzie i od czasu do czasu zerkając w lusterko wsteczne. Drzwi od czekoladziarni Hermiony ciągle się otwierały i zamykały, ale w przeciągu kilku godzin, które spędził w aucie kasztanowłosa nie wyszła przez nie ani razu. Wydawało mu się nawet, że widział przez moment Pottera razem z córką, ale był tak zajęty wyczekiwaniem na Granger i opowiadaniem całej sytuacji z Hagen, że nie był do końca pewien, czy to aby na pewno był Złoty Chłopiec. Oparł rękę na kierownicy i westchną, gdy zobaczył, że wskazówki zegarka zaczynają zbliżać się pomału do 21.00.
            - Na razie nie wie, że Granger istnieje, więc mam nad nią niewielką przewagę. Miałbym większą, gdybym powiedział jej, że słyszałem całą rozmowę, ale nie mogę tego zrobić. Przynajmniej wiem, że Keffler macza w tym palce i Hagen nie chce go wygryźć ze stanowiska. Chyba, że się mylę, co też jest w jakimś stopniu prawdopodobne. – Zaczął stukać palcami i brzeg kierownicy i wyciągnął się wygodniej w fotelu. Siedział już tu przeszło osiem godzin, a Hermiony jak nie było, tak nadal nie ma. Pomału dochodziło do niego, że powinien wejść po prostu do czekoladziarni i się z nią zobaczyć, a nie wyczekiwać jej osoby i zajmować miejsce parkingowe. Musiał się jednak poradzić kogoś odnośnie sytuacji, w której się znalazł, a najlepszą do tego osobą był bez wątpienia Zabini.
            - No i oczywiście ten cały bal noworoczny. Wszystko super, fajnie, pięknie, ale zapomniałem, że mogę wziąć tylko jedną osobę towarzyszącą, a to miejsce przypadło tej wrednej małpie. Analogicznie nie mogę zaprosić na niego Granger, aby się z nią skonfrontowała. Ty też mnie nie ratujesz, bo zabierzesz na niego Ginny.
            - Aha. – Blaise odezwał się przeszło po trzech godzinach biadolenia przyjaciela. Leżał rozwalony na tylnych siedzeniach i bawił się czerwoną piłeczką, która zapewne była zabawką psa Draco. Słuchał każdego słowa blondyna z uwagą, ale nie za bardzo wiedział, po co kumpel mu to wszystko mówi. Jest jedynie czarodziejem. To nie to samo, co cudotwórca. Prawdę mówiąc nawet nie wiedział, co mógłby przyjacielowi poradzić. Sytuacja wisiała na włosku i dużo zależało od szczęścia, którego akurat mieli deficyt. Plan poznania ze sobą Hermiony i Mirandy na przyjęciu rodziców Draco wydawał się doskonały, ale on oczywiście również musiał mieć jakieś niedociągnięcia, o których arystokrata pomyślał zbyt późno. Mógł poprosić o dodatkowe zaproszenie i wysłać je Kefflerowi, który wtedy zabrałby ze sobą Hagen, a on zaprosiłby Hermionę i po kłopocie. Pozostawała jeszcze kwestia, o której Malfoy nie wiedział, a o której Blaise nie chciał za bardzo mu mówić, a mianowicie fakt, że panna Granger jest na niego najzwyczajniej w świecie wściekła. Zabini wiedział, że poczuła się dotknięta faktem, iż Draco nie dał żadnych oznak życia przez przeszło dwa tygodnie, ale o tym, że widziała blondyna, jak całował się z Mirandą przed sklepem nie miał bladego pojęcia.
            - A zatem jak mam doprowadzić do spotkania tych dwóch kobiet, gdy nie mam jak jednej z nich zabrać na bankiet, a na dodatek muszę dopilnować, aby Granger nie dowiedziała się o moich spotkaniach z Hagen? To trochę nierealne, wiesz? Zwłaszcza, że ta pijawka wpycha mi język do ust niemalże non stop. – Spojrzał ponownie na zegarek i nie ucieszył się z widoku na nim. Zostało mu niecałe piętnaście minut do zamknięcia czekoladziarni, a jeśli w tym czasie Granger z niej nie wyjdzie, to już się z nią dziś nie zobaczy. Owszem, mógłby wejść do środka i z nią pogadać, ale gdzieś tam zapewne kręciła się Pansy, która na jego widok potraktowałaby go mopem lub innym narzędziem gospodarczym. Od ostatniego spotkania z przyjaciółką i dość niezręcznej rozmowy nie miał z nią żadnego kontaktu. Kto wiem, czy tak nie było lepiej. On miał swoją rację, a Pan swoją, a jak wiadomo kobieta nawet jak nie ma racji, to i tak ją ma. Nie było sensu sprzeczać się z przyjaciółką i próbować jej przetłumaczyć, że Hermiona naprawdę znaczy dla niego bardzo dużo i nie chce jej skrzywdzić pod żadnym pozorem. Od razu w jego głowie odezwało się sumienie, które spoglądało na niego z powątpiewaniem. Już to zrobiłeś, gdy przez dwa tygodnie nie odezwałeś się do niej ani słowem. Nie oczekuj, że rzuci ci się na szyję z radości. Co jak co, ale zaprzeczyć nie mógł. Nie spodziewał się czułego powitania ze strony kasztanowłosej kobiety, ale liczył, że jakoś uda mu się wybrnąć z sytuacji. Marzenie ściętej głowy.
            - Myślałem, że to będzie prostsze. Tymczasem jak zawsze muszę się dwoić i troić, a i tak coś pójdzie nie tak. Jeszcze te przeklęte święta! Jak ja mam wytrzymać przy jednym stole z ciotką, którą najchętniej udusiłbym na miejscu?
            - Nie wiem. – Zabini wybąkał z tylnego siedzenia, czym wcale nie polepszył Draconowi humoru. Widząc niezadowolenie i grymas na twarzy przyjaciela w lusterku podniósł się pomału do pozycji siedzącej i oparł się łokciami o siedzenie kierowcy i pasażera, wychylając się do przodu. Malfoy patrzył na niego z ukosa, ale wyraz jego twarzy nie zmienił się nawet na sekundę. Dalej kontynuował zatem swój wywód życiowy, który teraz przerzucił na Yves.
            - Ta kobieta jest zdrowo powalona. Zjawia się po parunastu latach, widzę ją pierwszy raz na oczy i nie mam bladego pojęcia, czego ode mnie chce. Na dodatek groziła Granger i uczepiła się śmierci jej dziecka. Czym takim jej podpadła, że zaczęła się na niej wyżywać? Rozumiem ja, ale Granger? – Wsparł głowę na ręce i przeniósł ponownie wzrok na drzwi wejściowe do „Czekoladowego Nieba”. Czas płynął nieubłaganie i nad wyraz szybko, a byłej Gryfonki jak nie było, tak nie ma. Zaczął pomału tracić nadzieję, że się z nią dziś zobaczy. A tak cholernie zależało mu na tym spotkaniu! Dnie i noce bez Hermiony, bez jej uśmiechu, bursztynowych oczu i słodkiego, konwaliowego zapachu były dla niego udręką. Cały czas porównywał Hagen z Granger i nie dopatrzył się żadnego podobieństwa między nimi. Dawniej pociągały go kobiety pokroju Mirandy, ale coś się ostatnio w nim zmieniło. Będąc gdzieś na mieście nawet nie spojrzał w stronę innej dziewczyny, bo żadna nie była nawet w minimalnym stopniu podobna do Hermiony. Panny Granger po prostu nie dało się pomylić z nikim innym. Była jedyna w swoim rodzaju, a on pluł sobie w brodę, że właśnie teraz, gdy zaczęło się między nimi układać, w Londynie pojawiła się blond-włosa siksa, która musiała wszystko zrujnować.
            - Zobaczysz, że w tym roku święta źle się dla mnie skończą. Yves będzie na każdym kroku wypytywać o Granger i wszystko będzie się odbijało na mnie. A nie mogę pozwolić ciotce wejść z butami w jej życie. Wystarczająco namieszała po piętnastu minutach rozmowy z nią. Nie chcę, żeby miała z nią kiedykolwiek do czynienia.
            - Ale cię wzięło, Smoku.
            - Nic mnie nie wzięło. Po prostu nie chcę, aby przeze mnie, Granger działa się jakakolwiek krzywda.
            - Bo? – Blaise przeciągnął dźwięcznie samogłoskę, patrząc porozumiewawczo na Draco. Blondyn zmarszczył brwi i wykrzywił usta, bo kompletnie nie rozumiał, o co przyjacielowi chodzi. – Bo ci na niej zależy, Smoku! Przyznałbyś się do tego chociaż przede mną.
            - Nie zależy. Nie lubię patrzeć, jak bezbronnemu człowiekowi dzieje się krzywda.
            - A to niby od kiedy? – Zabini wykrzywił twarz w oznace udawanego zdziwienia, z kolei Draco wywrócił z dezaprobatą oczami i oparł łokieć o drzwi. Ciężko mu było przyznać się nawet przed najlepszym przyjacielem, że Hermiona wywróciła mu świat do góry nogami. Przy niej życie wydawało się lepsze, a co najważniejsze, dzięki jej bliskości nie miał ataków nerwicy, która ostatnio znów zaczęła o sobie przypominać. Wystarczyło, że zdemolował biuro po przyjeździe Hagen do Londynu i świadkiem całej sceny był oczywiście Blaise. Starał się jakoś kontrolować, ale szło mu coraz gorzej. Bez wątpienia wizyta u doktora Spinnera po świętach była jak najbardziej wskazana.
            - I jeszcze ten cały projekt! Czy świat faktycznie obrócił się przeciwko mnie, czy tylko ja mam takie wrażenie?
            - Świat wciąż jest ten sam. To ty się zmieniasz, Smoku i to zdecydowanie na lepsze. – Klepnął Dracona przyjacielsko w ramię, na co blondyn w ogóle nie zareagował. Był zbyt zaabsorbowany obserwowaniem wychodzących z lokalu klientów, wśród których dopatrzył się również Pansy i Pottera razem z córką.
            - Przestań pieprzyć, Diable.
            - Czy ty nie możesz choć raz zaoszczędzić sobie podchodów i pójść do niej, zamiast wyczekiwać jej osoby w samochodzie? – Malfoy spojrzał na Blaise’a przez ramię i postukał się palcem wskazującym w czoło. Oczywiście, że nie mógł tego zrobić! W środku wciąż było pełno ludzi, a on chciał porozmawiać z Hermioną na osobności. Na szczęście Pansy zdążyła już wyjść, a w lokalu została zapewne jedynie Ginny. Mimo że jest narzeczoną jego najlepszego przyjaciela, to nie chciał, aby była świadkiem jego spotkania z kasztanowłosą kobietą.
            - I mam tam tak po prostu wejść? Może i jestem szalony, ale nie głupi.
            - Ja bym polemizował. – Uwaga mężczyzny spotkała się z poirytowaną twarzą arystokraty, więc od razu uniósł obie ręce w geście kapitulacji. – No to wejdź od zaplecza.
            - Jakiego zaplecza?
            - Czasem odbieram stamtąd Ninny, bo szybciej wracamy do domu, zamiast tłuc się przez główną drogę. Z tego, co mi wiadomo zaraz przy drzwiach są schody prowadzące na piętro, gdzie Hermiona mieszka. A ty gdzie? – W trakcie gdy Blaise opowiadał Draconowi o zagospodarowaniu przestrzeni budynku, blondyn zdążył przekręcić kluczyki w stacyjce i zawrócić z piskiem opon w kierunku skrzyżowania, z którym skręcił w prawo i gnał w stronę ulicy, od której można było dostać się na tyły czekoladziarni.
            - Serio wejdziesz do mieszkania Hermiony bez jej zaproszenia?
            - A mam inne wyjście? Stoimy tam cały dzień i nie zauważyłem, aby w przeciągu tych wszystkich godzin wyszła chociaż na moment. – Wyraz twarzy Zabiniego mówił sam za siebie. Nie był przekonany do pomysłu przyjaciela i nie sądził, aby wyszło z niego coś dobrego. Draco jednak nie słuchał żadnych uwag, a czekał z niecierpliwością na zmianę świateł, aby móc w końcu zaparkować od strony zaplecza „Czekoladowego Nieba”.
            - Świetny plan, Smoku! I co jej zamierzasz powiedzieć? – Słowa Blaise’a aż ociekały sarkazmem, a po usłyszeniu odpowiedzi Malfoya jeszcze bardziej zwątpił w powodzenie jego pomysłu.
            - Szczerze? Nie mam bladego pojęcia.
            - I naprawdę chcesz tam dalej jechać? To tak, jakbyś chciał obrabować bank samochodem na kapciu! – W momencie gdy Zabini kończył wypowiedź światła zmieniły się na zielone, a Draco ruszył z piskiem opon i skręcił gwałtownie w uliczkę z prawej strony. W końcu dopatrzył się charakterystycznego murku, który od razu przypomniał mu się z wypadkiem i chwilową utratą pamięci. Zatrzymał samochód bez wcześniejszego ostrzeżenia o hamowaniu, w skutek czego Blaise prawie wylądował na przedniej szybie. Wisiał teraz zaczepiony biodrami między fotelami i z nietęgą miną obserwował, jak blondyn odpina pasy i wysiada z auta, prawie potykając się o własne nogi.
            - Obstawiam, że po dwóch minutach wylecisz z hukiem na ulicę.
            - Dzięki, Diable. Mógłbyś chociaż udawać, że we mnie wierzysz. A Granger jeszcze się ucieszy na mój widok, zobaczysz. – Zamknął drzwi z głośnym hukiem i przebiegł przez ulicę najszybciej jak potrafił. Blaise obserwował poczynania przyjaciela, kręcąc z politowaniem głową i będąc wciąż zaklinowanym między fotelami. Po chwili sylwetka Dracona zniknęła z oczu bruneta za drzwiami do lokalu, a mężczyzna westchnął głośno z miłosierdziem.
            - Szalenie nieprawdopodobne, ale ze względu na stopień popieprzenia popularne jak cola z Biedronki.

* * * * *

            Wraz z momentem wybicia przez zegar godziny 21.00, Hermiona przekręciła klucz w zamku od drzwi wejściowych i opadła bezwiednie na najbliższe krzesło. Przeszło godzinę zamiatała już podłogę, aby wygonić z myśli natrętną osobę Malfoya. Niestety arystokrata wciąż siedział w jej głowie, a wszystko to zawdzięczała Harry’emu, który oczywiście nie omieszkał poinformować ją, że blondyn czeka na nią w samochodzie przed czekoladziarnią. Przez resztę dnia zerkała przez szybę na zewnątrz i za każdym razem jej wzrok napotykał czarne, terenowe auto, a złość uderzała w nią ponownie. Obrała sobie za punkt honoru, aby nie wyjść z kawiarni nawet na chwilę, bo z pewnością musiałaby skonfrontować się z Draco, a tego w tym momencie nie chciała. Czuła, że puściłyby wszelkie hamulce i najpierw wyrzuciłaby mu wszystkie żale prosto w twarz, a na końcu popłakała się niczym dziecko. Oczywiście Malfoy nie przejąłby się tym w ogóle, a jeszcze pławiłby się w jej agonii i uśmiechał złośliwie na samą myśl, że to jego dzieło. Nie może mu pokazać, że coś zmienił w jej życiu i zaczęło go jej brakować. Innych mogła oszukiwać, ale nie potrafiła samej siebie. Bliskość arystokraty była jej potrzebna jak powietrze do życia. Przy nim przeszłość nie wydawała się tak przerażająca i mogła uporać się z każdą przeszkodą. I właśnie teraz, gdy zdecydowała się zaryzykować i zbliżyła do niego, on zerwał z nią wszelkie kontakty, a na dodatek szybko znalazł sobie zabawkę do pocieszenia. Poczuła ukłucie żalu i zazdrości, gdy przypomniała sobie blondynkę całującą zawzięcie Malfoya. To było jak policzek i bolało do tej pory. Zacisnęła mocniej palce na kijku od miotły i westchnęła głośno. Na szczęście była sama, więc mogła sobie pozwolić na wszystko. Niestety ani jedna łza nie chciała wypłynąć z jej oczu i pozostało jej ściskać do bólu kawałek drewna. W głowie nakazywała sobie spokój, ale nawet ona wiedziała, jak absurdalnie to brzmi. Jak można być spokojnym, gdy widzi się mężczyznę całującego inną kobietę, gdy jeszcze czternaście dni temu obiecał jej, że będzie ją chronił i nie pozwoli, aby stała jej się jakaś krzywda? Podniosła się ociężale z krzesła i odstawiła miotłę do szafeczki na zapleczu. Nie pozostawało jej nic innego, jak kolejny dzień z rzędu zrobić sobie gorącej czekolady i zaszyć się w pościeli z książką. Spojrzała jakby od niechcenia na maszynę do mieszania czekolady i wykrzywiła twarz w grymasie powątpiewania. Nie miała ochoty na nic słodkiego, mimo że każdego dnia po pracy robiła sobie kubek tego gorącego napoju i zaszywała się w sypialni na piętrze. Już miała zgasić wszystkie światła w lokalu, gdy ostatni raz wyjrzała przez duże okno przy drzwiach wyjściowych. Serce boleśnie zabiło, gdy nie dostrzegła po drugiej stronie ulicy czarnego samochodu. Wszystko stało się jasne – Malfoy odpuścił. Nie przyszedł nawet na sekundę do czekoladziarni, mimo że dokładnie wiedział, że ją tu zastanie. Nie miała już najmniejszych wątpliwości, że to, co wydarzyło między nią, a Draco, odeszło bezpowrotnie.
            Zgasiła wszystkie światła i zamknęła drzwi na zapleczu, bo już po chwili wspinać się ociężale po schodach na piętro. Serce bolało i nie dawało o sobie zapomnieć nawet na sekundę. Biło mocno, choć wyjątkowo wolno, jednak każde kolejne uderzenie pozbawiało ją wszelkich sił na dalszą walkę. Nie mogła udawać przed samą sobą, że nie dotknęło ją zachowanie arystokraty. Czuła, że zrodziło się między nimi uczucie, o którym nie zapomina się tak szybko. Pierwszy raz od wielu dni przyznała w myślach Pansy rację. Ona od początku wiedziała, że źle się skończy jej znajomość z Draco. I nie pomyliła się, a na dodatek próbowała ją jeszcze ochronić. A ona głupia nie słuchała. Teraz będzie płacić gorzkimi łzami za chwilę szczęścia, którą Malfoy podarował jej w pocałunku. Oplotła się rękami, jakby było jej zimno i oparła się o drzwi od sypialni, wznosząc wzrok w górę. Już nawet nie wiedziała, o czym ma myśleć. Było w niej tyle uczuć, że czuła się jak w potrzasku. Z jednej strony była niesamowicie wściekła, a z drugiej czuła nieznośną pustkę i żal do mężczyzny. Nie mogła myśleć, że ją wykorzystał. To była tylko i wyłącznie jej wina, bo mu zaufała. Gdyby choć przez chwilę posłuchała głosu rozsądku wiedziałaby, że nie powinna zbliżyć się do arystokraty pod żadnym pozorem. A jednak to zrobiła. Zaufała dawnemu wrogowi i pozwoliła na stanie się pierwiastkiem jej życia. Bo bez niego nic już nie będzie takie same, nawet uśmiech na jej twarzy.
            Weszła pomału do sypialni i zamknęła najciszej jak umiała drzwi. W pomieszczeniu było strasznie ciemno, ale nie przeszkadzało jej to w ogóle. Przyzwyczaiła się do takich wieczorów. Kompletnie sama, schowana w mroku, aby nikt nie mógł dostrzec bólu rozdzierającego ją od środka. Tak było łatwiej. Nie musiała oglądać własnego odbicia w lustrze i przeżywać dwa razy mocniej tego, co działo się w jej sercu. Pociągnęła żałośnie nosem i przetarła zmęczone oczy. Chociaż one mogłyby zacząć z nią współpracować i pozwolić wypłynąć z nich potokom gorących łez. Zaczęła rozpinać pomału guziki od koszuli, ale nie mogła się na nich w ogóle skupić. Zawsze robiła to automatycznie, dziś wytrąciło ją coś zupełnie z równowagi. W końcu wszystkie zapięcia puściły i ściągnęła z siebie dżinsowy fragment ubrania. Po chwili z nóg zleciały wygodne białe trampki i została w samych spodniach i cieniutkiej koszulce na ramiączka. Zaczęła szukać po omacku pidżamy, która powinna leżeć po lewej stronie łóżka, ale nigdzie jej nie było. Centymetr po centymetrze macała pościel, ale oprócz satynowego materiału nie czuła niczego innego. Westchnęła w końcu zrezygnowana i podeszła do kontaktu, aby zapalić światło. Gdy w pomieszczeniu zrobiło się jasno skrzyżowała swoje oczy ze srebrnymi tęczówkami Malfoya, który opierał się o ścianę tuż obok niej, a ona krzyknęła ze strachu i wpadła z przerażenia na drzwi, przyklejając się do nich całym ciałem. Serce waliło jej w piersi, jakby zaraz miało z niej wylecieć, a oddech stał się szybki i bardzo pytki, tak że czasami nie mogła zaczerpnąć powietrza. Obserwowała Dracona i jednocześnie próbowała odrobinę się uspokoić. Adrenalina wzrosła w niej gwałtownie, gdy mężczyzna stanął przed nią i obdarzył ją delikatnym uśmiechem. Z początku nie miała takiego zamiaru, ale była w takim szoku, że nie kontrolowała reakcji swojego ciała, w związku z czym wymierzyła blondynowi siarczysty policzek. Subtelny uśmiech od razu zniknął, a ona już po chwili obserwowała malujące się na jego miejscu głębokie niezrozumienie.
            - Precz mi z oczu, Malfoy. – Była zdziwiona stanowczością, z jaką brzmiał jej głos. Nie miała w sobie jednak na tyle siły, aby patrzeć w jego oczy, więc wyminęła go bardzo szybko i stanęła przed łóżkiem odwrócona do niego plecami. Czekała, aż mężczyzna coś powie, ale on milczał. Zamknęła oczy spodziewając się dźwięku zamykanych drzwi, ale prócz własnego oddechu i szybkiego bicia serca nie słyszała nic. Zacisnęła mocniej palce na ramionach i ponowiła swój rozkaz.
            - Wyjdź stąd w tej chwili i zostaw mnie w spokoju. – Starała się zabrzmieć z takim samym zdeterminowaniem, jak za pierwszym razem, ale wyczuła, że siła jej głosu znacznie zmalała. Do tego zaczął drżeć na ostatnich słowach, po czym wiedziała, że nie wytrzyma długo w obecności arystokraty. Draco jednak wciąż nie wyszedł, a obserwował ją w milczeniu i walczył sam ze sobą. Wiedział, że stan w jakim jest kobieta to tylko i wyłącznie jego zasługa. Nie potrafił jej jednak opuścić. Chciał z nią porozmawiać i wyjaśnić jej swoje zniknięcie, ale nie mógł wykonać nawet tak prostego ruchu, jak podejście do niej i zmuszenie, aby spojrzała na niego dłużej, niż ułamek sekundy. Patrzył na jej wychudzone ciało, które teraz wydawało mu się jeszcze wątlejsze, niż przed dwoma tygodniami. Na materiale koszulki odbijał się jak na dłoni kręgosłup kobiety i żebra. Linia ramion również zaszczycała widokiem kości i opinającej je skóry. Choć Draco wiedział, że są to skutki przeżytej depresji, to miał wrażenie, że w pewien sposób również się do tego widoku przyczynił. Był wściekły na siebie za to, a jeszcze bardziej irytował go fakt, że nie może do niej podejść, objąć ją i zamknąć w swoich ramionach, aby poczuła się bezpiecznie. Serce kolejny raz zabiło mocno i boleśnie, gdy ciszę przerwał łamiący się z każdym kolejnym słowem głos Hermiony.
            - Nie chcę słuchać twoich tłumaczeń. Po prostu zniknij z mojego życia i nie wracaj do niego nigdy więcej. Proszę. – Ostatnie słowo wymówiła bardzo cicho, tak że Draco ledwie je usłyszał. Czuł za to, że dziewczyna nie radzi już sobie z zaistniałą sytuacją i zaczyna tracić wolę dalszej walki. Widział w tym swoją szansę, którą postanowił wykorzystać i czekał, aż Hermiona kolejny raz będzie starała się go pozbyć. Nie minęła nawet minuta, gdy usłyszał jej przepełniony żalem i boleścią głos mieszający się z wypływającymi z oczu łzami, których nie dane mu było jeszcze ujrzeć.
            - Idź stąd w końcu, błagam. Tylko o to jedno cię proszę. Idź stąd, Malfoy. – Dostrzegł targające ciałem kasztanowłosej dreszcze, które bez wątpienia były oznaką duszonego w sobie płaczu. Nie potrafił już dłużej stać bezczynnie i patrzeć, jak się męczy. Podszedł do niej i obrócił w swoją stronę. Hermiona miała zamknięte oczy, z których wydobywały się pojedyncze krople łez, a usta miała mocno zaciśnięte. Przygarnął ją do siebie i mocno objął, licząc, że wtuli się w niego jak mała dziewczynka. Ona jednak stała niczym posąg i nie ruszyła nawet ręką, aby go dotknąć. Uniósł delikatnie jej podbródek do góry, ale kobieta mimo wszystko nie otworzyła oczu. Odezwał się do niej pierwszy raz od początku ich spotkania.
            - Spójrz na mnie, proszę. – Hermiona uchyliła posłusznie powieki, a Draco przeraził się pustką, którą w nich dostrzegł. To był znak, że nic już nie będzie takie samo, jak dawniej i nie pozwoli mu zbliżyć się do siebie ponownie. Stracił coś, na co pracował bardzo długo. Stracił jej zaufanie, którego już nigdy nie uda mu się odzyskać.
            - Porozmawiaj ze mną.
            - Szansa na rozmowę już dawno minęła. Teraz możesz jedynie wyjść i już więcej się do mnie nie zbliżać. – Nie miała pojęcia, jak bardzo zabolały go jej słowa. Choć dotyk jego dłoni na nagiej skórze palił, nie mogła dać się złamać do końca. Nie wybaczy mu tego, że ją okłamał. Brzydziła się kłamstwem, jak mało kto i nie uwierzy nawet w najlepszą bajkę, którą będzie próbował jej wcisnąć.
            - Zrobię to pod jednym względem. Naprawdę chcesz, żebym zniknął z twojego życia? – Nie spodziewała się takiego pytania. I choć z pozoru wydawało się to wszystko bardzo łatwe, to odpowiedź nie była prosta. Serce obijało się boleśnie o ściany klatki piersiowej i krzyczało, że nie może dać mu odejść. Rozum dyktował swoje warunki i mówił, że powinna pozbyć się go jak najszybciej. Podświadomość razem z sumieniem siedziały wygodnie na mentalnej kanapie z rozłożonymi rękami, mówiąc: wybieraj. Ale jak można wybierać między uczuciami, a rozsądkiem? Dwie skrajne decyzje nie dające się ze sobą pogodzić w żaden sposób. Oto, co serwowało jej w tym momencie życie. Wiedziała, że jeśli powie „tak”, już nigdy nie zobaczy Draco, a tym samym zostanie pozbawiona jedynej osoby, dzięki której ma odwagę żyć pełnią życia. Bez jego bliskości będzie się wciąż potykała o własne nogi i straci wszystko, co udało jej się do tej pory zyskać. Wiarę we własne możliwości, nadzieję na lepszą przyszłość, szczęście odzyskane dzięki niemu oraz poczucie bezpieczeństwa. Ale czy przypadkiem już tego nie straciła? Czy to nie on odebrał jej siłę, dzięki której każdego dnia budziła się pełna życia? Tylko ją mógł dopaść taki paradoks. Potrzebowała Dracona jak nikogo innego, ale z drugiej strony wiedziała, że będzie na tej bliskości okropnie cierpiała. Zatem czemu tak bardzo chciała, aby przy niej został?
            - Wiem, co ci obiecałem i mam świadomość, że nie podołałem. Ale nie zamykaj się na mnie, proszę. – Rozpacz z jaką do niej mówił rozdzierała jej serce z bólu. Tak bardzo chciała mu zaufać. Nie mogła jednak dać się ponieść ponownie uczuciom. Cierpiała z ich powodu zbyt wiele razy i za dużo łez przez nie wylała. To nie może się powtórzyć.
            - Daj mi szansę, żebym mógł to naprawić.
            - Zbyt wiele szans już dostałeś i wykorzystałeś swój limit. Wracaj do domu i nie dręcz mnie już więcej. – Chciała odejść, ale Draco przytrzymał ją stanowczo za ramiona. Chciała, żeby krzyczał, żeby powiedział coś, co mogłoby oznaczać, że nie zależy mu na niej w ogóle. Ale on patrzył na nią ze smutkiem i dotykał ją w czuły sposób. Od takiej strony nie znała Malfoya. Nigdy nie widziała, aby z taką rozpaczą potrzebował czyjejś bliskości. Pierwszy raz, Draco otworzył się przed nią cały i nawet nie starał się ukryć swoich uczuć, co jeszcze bardziej potęgowało w niej ból.
            - Ostatni raz. Proszę, błagam cię o ostatnią szansę. Jeśli znowu cię zawiodę przekreślisz mnie, a ja zniknę z twego życia na zawsze.
            - Już ją wykorzystałeś, Malfoy i nie cofniesz tego. Straciłeś moje zaufanie, gdy pocałowałeś uroczą blondynkę przed swoim samochodem. Przypomnieć ci? – Oniemiał na słowa kasztanowłosej kobiety i puścił jej ramiona. Nie wiedział, co w tym momencie czuje. Złość? A może niedowierzanie? Nie, to był wstręt do samego siebie. Nie miał pojęcia, czy Hermiona widziała go osobiście, czy ktoś jej o tym powiedział, ale nie zmieniało to faktu, że pałał w tym momencie do siebie czystą odrazą. Już wiedział, czemu kasztanowłosa tak bardzo się od niego odizolowała. A najgorsze było to, że sam sobie zgotował taki los. W momencie, gdy zdecydował się podjąć niebezpieczną grę o ocalenie swojej firmy i zbliżył się do Mirandy, stracił wszystko, co udało mu się otrzymać od Hermiony. Co z tego, że próbowałby się tłumaczyć. Ona i tak by mu nie wybaczyła. On sam nie jest w stanie sobie tego wybaczyć. Spuścił lekko głowę i przymknął na moment oczy. Kiedy je otworzył napotkał na swej drodze pełne cierpienia bursztynowe tęczówki, od których ścisnęło mu z bólu serce.
            - To było nieporozumienie. Daj mi to wytłumaczyć.
            - Nie masz się z czego tłumaczyć. Zrobiłeś to, co uznałeś za słuszne. I nie mam do ciebie żalu, bo przecież ciężko oprzeć się takiej kobiecie. Blondynka, długie włosy, szczupła, pełne piersi. Mogę wyliczać w nieskończoność, ale i tak nie znajdę choćby jednej cechy, którą mogłabym z nią dzielić.
            - Ona nie dorównuje ci pod żadnym względem. – Hermiona uśmiechnęła się gorzko i podeszła nieco bliżej Dracona. Chciała przez ten ostatni raz poczuć jego bliskość i pożegnać się z nią bezpowrotnie.
            - A jednak to ją wybrałeś. Nie cofniesz tego, choćbyś nie wiem jak bardzo tego chciał. A teraz wyjdź i nie przychodź już do mnie nigdy więcej. – Chciał zaprzeczyć, protestować, ale głos ugrzązł mu w gardle. Czuł zapach konwalii, od którego kręciło mu się w głowie, a serce boleśnie obijało się o klatkę piersiową, jakby zwalniało z każdą kolejną sekundą, a prędkość zamieniło na siłę uderzeń. Widział i słyszał, z kim trudem Hermiona wypowiadała kolejne słowa. Tak wielkiej ilości żalu i cierpienia, którymi były przepełnione jej oczy można było doszukać się chyba tylko u niego. Chciał ją przytulić, pocałować, zapewnić, że już nigdy jej nie skrzywdzi, ale nie mógł. Pierwszy raz w życiu czuł się tak, jak w tej chwili. Jeszcze nikt tak boleśnie go nie odtrącił. A wszystko dlatego, że nie tylko jego obdarzono tak silnymi uczuciami, ale po raz pierwszy on wpuścił kogoś do swojego serca, w którym teraz istniała dotkliwa pustka. Nie było już szans na ratunek. Zawalił wszystko, co do tej pory udało mu się zbudować. Z tą myślą wyminął w milczeniu Hermionę i skierował się w stronę drzwi od sypialni kobiety. Zatrzymał się z ręką na klamce i spojrzał na nią ostatni raz. Nie patrzyła na niego. Stała odwrócona do niego plecami, ale wiedział, że płacze. I to kolejny raz dzięki niemu. Zacisnął mocniej szczękę i otworzył drzwi, ale zatrzymał się w połowie kroku. Przypomniały mu się jej słowa, gdy rozmawiali kiedyś ze sobą przy kawie. Jesteś Ślizgonem, Malfoy. Pamiętaj o tym. Ty nie rezygnujesz, nawet jeśli wiesz, że przegrasz. Ścisnął klamkę w dłoni i zamknął na chwilę oczy. Wtedy Hermiona pokładała w nim większą wiarę, niż on sam. Uświadomiła mu, że zawsze jest o co walczyć, nawet jeśli szanse na wygraną są jak jeden do miliona. Zbyt łatwo się poddał, a jeśli wyjdzie, zawiedzie ją bezpowrotnie. Otworzył oczy i spojrzał ponownie na odwróconą tyłem kobietę. Malfoyowie się nie poddają, a ty sam dokładnie o tym wiesz. Pozwolisz, żeby ktoś odebrał ci to, co w twoim życiu najważniejsze? Nie pozwoli. Nie pozwoli na to nigdy więcej. Puścił trzymaną w ręku klamkę i podszedł do Hermiony, obracając ją gwałtownie w swoją stronę.
            - Ja się nie poddaję tak łatwo. Zawsze walczę do końca. – Zamknął jej twarz w swoich dłoniach i złożył na ustach subtelny pocałunek. Przez moment nic się nie działo, tak jakby kasztanowłosa kompletnie nie reagowała na bodźce zewnętrzne. Serce zabiło mu dwa razy mocniej, gdy poczuł nieśmiały dotyk jej dłoni na karku, a wargi poruszyły się pod jego ustami. Wpił się w nie mocniej, przyciągając ją do siebie najbliżej, jak tylko się dało, a wtedy poczuł, jak wszystkie hamulce, które trzymały do tej pory kobietę w ryzach puściły. Odwzajemniła pocałunek z równie wielką namiętnością, oplatając go jedną ręką za szyję, a drugą kładąc mu na policzku. Słodycz jej ust mieszała się z płynącymi po policzkach łzami, tworząc mieszankę niemalże zabójczą dla mężczyzny. Zacisnął mocniej palce na jej talii i pozwolił wybuchnąć wszystkim zgromadzonym w nim uczuciom. Tęsknota, żal, pragnienie jej bliskości, ale również smutek i rozpacz, że tak długo z tym pocałunkiem zwlekał. Powinien zrobić to, gdy tylko przekroczyła próg sypialni. Nie obchodziło go, co będzie się działo potem. Dla niego ważne było tylko to, że ma przy sobie jedyną osobę, dzięki której widzi sens swojego życia. Trzyma w ramionach najcudowniejszą kobietę na świecie i nie pozwoli jej odejść. Nie obchodziło go już, że może stracić firmę. Miał gdzieś Hagen i jej intrygi z Kefflerem. Jeśli miał przy sobie Hermionę, miał wszystko, czego potrzebował, i czego tak bardzo w życiu pragnął.

29 komentarzy:

  1. Kocham cię wiesz ?? Po prostu wariuje jak czytam te notki <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja wiem, że Malfoy chce ratować swoją firmę, ale nie wierzę w to, że nie mógł znaleźć lepszego sposobu, niż ta cała Hagen. :| Jestem na niego zła. Może nie aż tak jak Hermiona, ale wciąż.
    Swoją drogą, myślałam, że mimo wszystko, Granger nie da się pocałować, po tym, co jej zrobił. W końcu nie wiedziała, dlaczego Draco przez tyle czasu się do niej nie odzywał i był z tą cholerną Mirandą.
    Ale podejrzewam, że po pocałunku nie będzie już tak wesoło i Hermiona się opamięta, ugh.
    I co najważniejsze, mam nadzieję, że jednak zdecyduje się na tę wigilię u Weasleyów. :/ Nie chciałabym, że spędziła ją sama.
    Podsumowując, rozdział bardzo mi się podobał i nie mogę doczekać się następnego! Niestety, to za dwa tygodnie, a jak sobie pomyślę, co mnie jeszcze czeka w ciągu tego okresu, to jakoś już taka szczęśliwa nie jestem, ehh.
    Pozdrawiam i do kolejnej notki! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam nadzieje że spędzi ją u Malfoyów i to cała pożal się Boże ciotka zniknie na dobre

      Usuń
  3. No cholera w taki momencie? Jak mogłaś mi to zrobić coś takiego powinno być karalne,wiesz?! Z jednej strony jestem w niebo wzięta z powodu wspaniałości rozdziału a z drugiej wściekła że w takim momencie zakończyłaś. Nie wytrzymam dwa tygodnie. Według mnie szystko jest bosko tylko brakuję mi Lucjusza i cioci Yves alias wygłodniała żmija. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. TAK TAK TAAK!!! Głupia Hagen niech się wypcha! Już myślałam, że Draco się podda, ale nie z nim te numery! Uwielbiam Cię i już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. :)
    Pozdrawiam,
    ~Blonde Princess~

    from-notebook-of-princess.blogspot.com
    dramione-nowa-historia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. George? Byłam święcie przekonana, że to będzie Ron. Ale mozna się było spodziewać, że nas zaskoczysz ;) rozdział cudo cudo cudo. Czekałam na niego dwa długie tygodnie, a dzisiaj co chwilę wchodziłam i sprawdzałam, czy już się pojawił nowy. Gdy wyobrazam sobie Hagen z Draco to mam odruchy wymiotne... Nie znoszę babska. Zato pocałunki Hermiony i Draco uwielbiam. Podejrzewam, że w następnym rozdziale Hermiona się opamięta i przerwie pocałunek, ale wiem również, że zapewne nas wszystkich zaskoczysz :D do następnego, ale nie wiem jak przeżyję te dwa tygodnie...
    Pozdrawiam cieplutko :3

    Olix

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajny rozdział, tylko to z tom Austriacką blond francą było wyjątkowo irytujące. Moim zdaniem lepiej by to wyglądało gdyby spiknąć ją cioteczką Yves

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej dobry pomysł założyły by stoważyszenie samotnych jędź XD

      Usuń
  7. Chyba właśnie tego mi było trzeba... Niesamowite, absolutnie niesamowite! ❤
    Nie wiem nawet, co więcej powiedzieć. Zaczynam powoli czuć ból w policzkach od szerokiego uśmiechu, ale... Zachwyciłaś, oczarowałaś i zauroczyłaś mnie tym rozdziałem. Mimo że był gorzko-słodki. ❤
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziewczyno...! Ty... Poof! Kurde no nigdy nie pisałam u ciebie komentarzy ale to co ty ostatnio wyprawiasz to jest takie... Jeju no genialne! Przy twoich rozdziałach to ja delirki dostaje, bo po ostatnim to serio miałam załamanie psychiczne, bo jak ten Malfoy mógł się tak zachować, byłam serio na skraju załamania psychicznego po tym co zrobiłaś. Ten rozdział też mnie rozwalił, bo... z grubsza mówiąc było źle, ale Malfoy się nie poddał i to mi się podobało, bo w sumie w każdym opowiadaniu już by sobie poszedł, ale ty "przegryzłaś" schemat (jeżeli wiesz co mam na myśli). Ale znając twoje opowiadanie to pewnie w kolejnym rozdziale Granger się opamięta i powie, że nie, że tak nie powinno być, znów będzie źle, a on zaproponuje jej te coś tam coś u Malfoy'ów i ona się zgodzi i później coś znów wymyślisz, że znów będę musiałaś iść do psychologa (hmm, przydał by mi się taki Spinner po tych twoich rozdziałach).
    Tak jak już mówiłam nie da się opisać jak świetnie piszesz, bo taka jest prawda (a najbardziej podobają mi się te twoje suchary, wiesz niby nic, a jest to zwieńczenie wszystkiego). Nigdy nie pisałam komentarzy (raczej nigdy, była kilka razy się zdarzyło), ale ty będziesz wyjątkiem, bo nie mogę czegoś takiego pominąć.
    Pozdrawiam,
    Wounded

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha! Twój komentarz przysporzył mi wiele radości :D Nie miałam pojęcia, że moje opowiadanie wpływa tak na innych czytelników, że aż dostają, jak to określiłaś: delirki. Dziękuję za słowa uznania i nie martw się, każdemu po ostatnich rozdziałach przydałaby się wizyta u doktora Spinnera, mnie w szczególności z takimi pomysłami ;) I te suchary! No rozwaliłaś mi system dziewczyno! Fajnie, że niektóre teksty bawią czytelników, to naprawdę daje wiele do myślenia. Od razu uprzedzam, że po rozdziale świątecznym, gdzie suchary będą na porządku dziennym, nie odpowiadam na skutki, typu śmierć przez napady śmiechu :D I natchnęłaś mnie częścią swojego komentarza, wiesz? Niby jestem realistką, ale to nie znaczy, że jestem przewidywalna, co się również przekłada na opowiadanie ;)

      Również gorąco pozdrawiam,
      Realistka

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Bardzo mi miło i przyjemnie, że udało mi się wprowadzić Cię w stan radości. I w sumie mam bananka na ustach, bo... Natchnęłam Cię . Hmm, zapytałabym, którą częścią komentarza, ale nie jestem (chyba) aż tak głupia.
      Suchary na porządku dziennym? No nie mogę się doczekać. Dobra nie ważne jest wszystko innego, bo... Natchnęłam Cię! Nie wiem czemu mnie to tak ucieszyło (może dlatego, że coś Cię w moim komentarzu zainteresowało? Hmm I don't know). Mam takie poczucie że wpłynęłam do twojej głowy (uśmiech szaleńca) i teraz gdy już opanowałam tę sztukę (szaleńczy rechot) mogę zawładnąć całym światem! Ha! Ha! Ha! (szaleniec na całego!).

      Życzę weny (bo głupio by było drugi raz pisać pozdrawiam, ale weny też bardzo bardzo Ci życzę)
      Wounded <><>

      Usuń
  9. Zaskoczylas mnie. Byłam święcie przekonana, ze to Ron, potem czytam o rudowłosym mężczyźnie i sobie mysle jaka to jestem przenikliwa, a tu jednak nie xD ale to faktycznie lepsze rozwiązanie niż gdyby spotkała go osobiscie. Poza tym to super, ze Draco sie wreszcie wziął w garść i przyszedł do Hermiony, teraz tylko czekam aż jej wszystko wyjaśni. Wyłapałam kilka literówek i pojawił sie jakiś błąd językowy, ale wszystko to pewnie przez nieuwagę. Rozdział ja zawsze świetny, tak trzymaj <3
    Pozdrawiam
    Justyna

    OdpowiedzUsuń
  10. To był Fred! Taka niespodzianka :) Przypomniała mi się od razu cała seria HP. W duchu liczę, że Hermiona i Malfoy spędzą święta u Weasley'ów. Pansy i Harry i słodziaczek Lilly są tacy kochani :)) Ale ta głupia cycata blondi tak mnie wkurza... Jędza! Według mnie to tylko się poniża jak chce go mieć dla siebie, a on ma ją serdecznie gdzieś! Blaise to już rozwala system. W pewnym momencie miałam wrażenie, że jest on jego statszym bratem.. Kurde niech Hermiona mu zaufaa proszę. Przecież oni są tacy uroczy... Dlatego walcz o nią Malfoy!!! A ten Keffler i ta cała Hagen niech się wypchają! Jednak mam nadzieję, że Malfoy i Hermiona dadzą jej nieźle popalić! Ogólnie mówiąc rozdział jest nieziemski <3 Dziewczyno nawet nie wiesz jak się cieszę, że prowadzisz bloga i że na niego wpadłam. A teraz myśl nad dalszą częścią historii bo ja wyczekuję kolejnego rozdziału. Pozdrawiam...
    ~Madzik

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział co tu mówić cudo 💗 Mam taką nadzieję, że Draco powie o wszystkim Hermionnie i ich relacje znowu będą dobre a nawet i lepsze 💗 Co do Hagen ta suka powinna dostać nauczkę i mam nadzieję, że Draco zerwie z nią wszystkie kontakty po pocałunku z Hermionną. 💙 Czekam z niecierpliwością co wydarzy się w następnym rozdziałe ;) Życzę weny i Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wyobrażasz sobie, jak szeroki mam na twarzy uśmiech. ja wiem, że tu jeszcze długa droga nas czeka, zanim wszystko się ułoży i nie raz będę zapewne rwała włosy z głowy, czytając, co wyrabiają nasi bohaterowie, ale jednak ten rozdział wprawił mnie w tak cudowny nastrój, że aż ciężko to opisać. Draco znowu zaczyna myśleć. Widzi, że bez Hermiony nic nie ma sensu i mam nadzieję, iż to będzie nim teraz kierowało. Nie wiem, jak, ale musi się pozbyć tej blondy siksy i wrednej kanalii z nadwagą. Normalnie aż mnie skręca z ciekawości, co dalej.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Ojeej, już dawno nie czułam takiego ... hmmm... NIEDOSYTU po przeczytaniu niedokończonej historii. Na twojego bloga zajrzałam wczoraj o 19.00 i do teraz przeczytałam już wszystko, a niektóre fragmenty nawet dwa razy, jestem naprawdę wybredną czytelniczką, ale ta historia po prostu zawładnęła moim sercem! Umiesz katować i wszystkie rozdziały kończysz w takim momencie... że po prostu nie do wytrzymania... jak kończy się rozdział to aż zagryzam palce zanim włączy mi się następny. Twoja umiejętność budowania napięcia w sytuacjach między Smokiem, a Mionką jest po prostu świetna. Co prawda wątki z Severusem nie są (dla mnie) tak samo wciągające, ale poczucie humoru - bezbłędne. Nie wiem jak przeżyję do 22! Kiedy czytałam ten ostatni rozdział ze świadomością, że jak na razie to koniec... przyznam się, tak zbudowałaś napięcie przed sytuacją w sypialni Miony, że co chwila tylko sprawdzałam ile jeszcze tekstu mi zostało do końca i czy zamieścisz w nim ich spotkanie, czy zdecydujesz się jednak na dalsze torturowanie twojej oddanej czytelniczki, NIE zawiodłam się!!!
    Zniecierpliwiona i rozanielona (czy to się przypadkiem nie wyklucza?)
    I tak na koniec... bardzo ciekawi mnie postać Ciotki Dracona... mam nadzieję, że doczekam się rozwinięcia wątku z Nią, Draco i Hermioną ( może na balu? ;) kończę, bo już drugą noc zarywam przez to że nie umiem się oderwać od tego cudeńka!

    OdpowiedzUsuń
  14. Przeczytałam maaaasę miniaturek, rozdziałów na różnych blogach, ale twój blog to CUDO ! NAPRAWDĘ! Jestem zachwycona ! :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Rozdział na prawdę dobry.
    Kogo jak kogo, ale Geaorg'a chyba nikt się nie spodziewał.
    Mogłabym tu troszeczkę 'pocukrzyć', ale inni zrobili to dużo lepiej. Ja natomiast poruszę kwestię, która nie daje mi spokoju już od kilku rozdziałów. Mianowicie czemu Draco nie użuje magii? Wszak jest czarodziejem i to chyba całkiem niezłym, prawda? Jeden ruch różdżką, odpowiednie zaklęcie i problemu z tą blond siksą by nie było. W ogóle wydaje mi się, że w twoim opowiadaniu jest za mało magii. Może innym czytelnikom nie przeszkadza jej brak, ale mnie owszem. Czy ktoś przeczytałby Harry'ego Potter'a gdyby akcja książki działaby się w zwyczajnym świecie? Raczej nie, bo to właśnie Hogwart, zaklęcia, zwyczaje czarodziejów sprawiły, że miliony osób pokochały Harry'ego. Bez tych czynników twoje opowiadanie wydaje się być , nie chcę napisać nijakie, bo takie z pewnością nie jest, ale po prostu zwyczajne. Draco i Hermiona to po prostu normalni młodzi ludzie, którzy magii używają chyba tylko przy teleportacji. Nawet Ron, nie przeniósł się do Stanów w niezwykły sposób tylko poleciał tam samolotem. Brzmi tak zwyczajnie. Wiem, że bez tej całej afery z Hagen, historia straciłaby smaczek. Już nawet mogłoby się okazać, że i ona jest czarownicą, ale na miłość Merlina (Wiem, że zwroty do Boga nie przypadają ci do gustu), dlaczego pozbawiasz tego świata Magii i to w dwojakim znaczeniu?

    OdpowiedzUsuń
  16. Hmm.... Jutro rozwinę tą myśl.

    OdpowiedzUsuń
  17. Dodasz dzisiaj następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem na etapie edytowania tekstu. Około 20.45 rozdział powinien pojawić się na blogu. Jeśli z jakichś powodów miałabym nie dodać notki, z pewnością poinformowałabym o tym z wyprzedzeniem.

      Usuń
  18. Śmiesznie by było jakby ta cała ciotka Malfoya spławiła Mirande na tym balu ���� Świetne opowiadania :* Jedne z moich ulubionych
    《~♡~》

    OdpowiedzUsuń
  19. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń