niedziela, 29 listopada 2015

Miniaturka V

Witajcie kochani,
tak jak zapowiedziałam zamieszczam dziś na blogu piątą miniaturkę mojego autorstwa, choć ze względu na długość zmieniłabym raczej nazwę na nowela, gdyż tekstu jest nieproporcjonalnie dużo w stosunku do obranej przez miniaturki formy.

Uważniejsi czytelnicy oraz ci bardziej zainteresowani tematyką Dramione szybko dostrzegą podobieństwo do opowiadania "Ukochana Polityka". Ja sama odkryłam to dopiero po napisaniu tekstu, gdyż coś mi nie pasowało w stworzonej miniaturce i postanowiłam przejrzeć moją prywatną kolekcję opowiadań, które lubię od czasu do czasu odświeżyć. Mimo wszystko liczę, iż lektura przypadnie wam do gustu i będzie miłym zwieńczeniem kończącego się nieuchronnie weekendu.

Przypominam, że rozdział 38 pojawi się na blogu już za tydzień, tj. 6 grudnia.

Zapraszam do czytania,
Realistka

* * * * *
3 czerwiec 2004
Z OSTATNIEJ CHWILI: KINGSLEY SHACKLEBOLT REZYGNUJE ZE STANOWISKA MINISTRA MAGII!
Według informacji otrzymanych od oficjalnego rzecznika prasowego Ministerstwa Magii, obecny Minister – Kingsley Shacklebolt – z samego rana podjął decyzję o rezygnacji ze sprawowania piastowanego urzędu. Potwierdził tym samym, iż nie będzie się ubiegał o przyznanie drugiej kadencji.
W Ministerstwie Magii zawrzało na wieść o ustąpieniu stanowiska przez Ministra, a jednocześnie rozpoczęły się szaleńcze licytacje, kto obejmie urząd po Shackleboltcie. Wśród kandydatów do tej pory padły takie nazwiska, jak: Potter, Malfoy oraz Granger. Walka o stanowisko bez wątpienia będzie wyjątkowo emocjonująca, gdyż staną do niej najlepsi pracownicy Ministerstwa, a jednocześnie kompletnie odmienne i indywidualne charaktery. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że największe szanse na przejęcie urzędu po Shackleboltcie ma sam Harry Potter, który obecnie pełni w Ministerstwie funkcję Młodszego Asystenta Ministra Magii oraz sprawuje kontrolę nad Departamentem Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Oto fragment wypowiedzi pana Pottera w sprawie wysunięcia jego kandydatury:
„ Jest mi niezmiernie miło, iż tak liczne grono czarodziejów zdecydowało się zaufać mojej osobie. Nie osiągnąłbym tego wszystkiego, gdyby nie ciężka praca u boku Ministra, w którą wkładałem całego siebie. Z pewnością nie zawiodę moich wyborców, jeśli zdecydują się oddać na mnie swój głos, co jak sądzę jest tylko kwestią formalną.”
Pan Harry Potter najwidoczniej dość pewnie widzi się na stanowisku głowy Brytyjskiego Ministerstwa Magii. Czy pozostali kandydaci stanowią dla niego jakieś zagrożenie?
„To wyjątkowo wykwalifikowane osoby, jednak w hierarchii Ministerstwa potrzeba czegoś więcej. Liczę, że będą to wyrównane i sprawiedliwe wybory, ale stanowisko do obsadzenia jest tylko jedno.”
Zapytaliśmy również jednego z dwójki pozostałych i nieoficjalnych kandydatów o to, co sądzi odnośnie rezygnacji z urzędu obecnego wciąż Ministra oraz zbliżających się wyborów i przewidywania jego uczestnictwa w nich. Pan Draco Malfoy, szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów wypowiedział się dość krótko w tej sprawie:
„Rezygnacja Ministra była jego prywatną decyzją, a odnośnie wyborów nic nie zostało jeszcze przesądzone.”
Czy to oznacza, iż jeden z najlepszych pracowników Ministerstwa nie podejmie próby objęcia stanowiska po Shackleboltcie? Niestety nie udało nam się zdobyć informacji potwierdzających te domysły.
            Starszy Podsekretarz Ministra Magii poinformował już, iż wybory odbędą się najprawdopodobniej 30 czerwca bieżącego roku. Kandydaci mają zatem bardzo mało czasu na przygotowanie programu wyborczego oraz zdobycie poparcia w Wizengamocie, a na obecną chwilę, jedynie najbardziej obiecujący pretendent – Harry Potter – ma najczystszą drogę do objęcia zwolnionego stanowiska. Pozostałym kandydatom pozostaje zatem wiara we własne możliwości i ogromne szczęście.
Rita Skeeter

            Omal nie opluła się świeżą, poranną kawą, czytając artykuł swojej "ulubionej" dziennikarki, gdy jechała w windzie do Kwatery Głównej Amnezjatorów, aby zobaczyć się z Ginny. Jest w Ministerstwie od dziesięciu minut i dopiero się dowiaduje, że Kingsley rezygnuje z bycia Ministrem Magii?! A na dodatek typowano ją do przejęcia po nim stanowiska! Skeeter od zawsze wiedziała, gdzie znaleźć dobry temat, i jak go sobie przywłaszczyć. Tym razem jednak posunęła się o krok za daleko, umieszczając ją w  artykule. Przecież to oczywiste, że jej szanse w porównaniu z pupilkiem Ministra, a jednocześnie jej przyjacielem i przełożonym, są praktycznie równe zeru. Harry pilnował Shacklebolta, niczym pies budy, a Shacklebolt Harry’ego, jak buda psa. Od kiedy mężczyzna zaczął pracę w Ministerstwie termin parcia na szkło stał się mu znany aż za dobrze, a tym samym straciły wyznawane przez niego do tej pory wartości, jak przyjaźń, czy bezinteresowna pomoc. Ot, co polityka robi z ludźmi. Nawet słynny Wybraniec dał się omotać mamonie i żądzy sprawowania najwyższej władzy, którą była ciepła posadka Ministra Magii. Potter dążył do tego od samego początku. Był większym lizusem, niż Malfoy, a myślała, że nikt nie zużywa większej ilości wazeliny do wchodzenia w dupę Ministrowi, niż dziedzic fortuny Lucjusza. Wszystko stało się nagle nadzwyczajnie klarowne. Te wszystkie spotkania, wieczorne rauty, zasypywanie jej tonami papierzysk i zostawianie jej po godzinach, aby on mógł pójść w tango i wrócić chwiejnym krokiem do domu nad ranem. Potter piął się po szczeblach kariery zadziwiająco szybko i łatwo. Był jak mała zwinna małpka cyrkowa skacząca od szczebelka do szczebelka, tworząca wokół siebie tyle zamieszania, ile tylko wlazło. A wszystko to osiągnął na jej morderczej krwawicy, stachanowskiej pracy i choremu przeświadczeniu przyjaźni! To ona po to ślęczała za biurkiem całymi dniami i nocami, uzupełniając za niego raporty i sprawozdania, aby teraz dowiedzieć się, że to wszystko służyło mu tylko i wyłącznie do osiągnięcia wymarzonego stanowiska w tej potężnej aparaturze rządzącej światem czarodziejów?! Harowała jak wół zaślepiona obowiązkiem pomocy. Potrafiła nie spać trzy noce z rzędu, aby Harry miał gotowe wszystkie dokumenty na czas. Piła stanowczo za dużo kawy przez zgromadzony w niej stres, a który każdego dnia zwiększał swe ilości właśnie przez „przyszłego Ministra Magii”. Miała ochotę poćwiartować jego ciało na drobne kawałeczki, zapakować je w oddzielne kartony i wysłać w każdą możliwą część świata, byle tylko nikt nie zdołał poskładać bożyszcza świata czarodziejów z powrotem do kupy. Szarpnęła ostro za stronę gazety, by następnie zacząć ją drzeć w drobny mak, wściekając się przy tym, jakby właśnie dostała okresu. Jeszcze do tego Malfoy! Przecież ten lizus tylko czekał, aż Kingsley wspomni chociażby, że nie będzie się ubiegał o drugą kadencję! To zadufany w sobie bufon z rozbuchanym ego, ale niestety wpływowy i o niesamowitej umiejętności zjednywania sobie ludzi i manipulowania nimi. Omal szlag ją jasny nie trafił, gdy dowiedziała się, że ta tchórzofretka zdobyła posadę szefa jednego z Departamentów zaledwie po dwóch latach pracy w Ministerstwie. Jeszcze przeżyłaby to spokojnie, gdyby okazało się, że Lucjusz maczał w tym swe arystokratyczne, długie paluchy skalane czarną magią. Ale Malfoy dostał ten przeklęty stołek bez pomocy ojca, co tylko spotęgowało w niej furię. Jakim cudem ten pedantyczny pajac piastował urząd szefa Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, a ona od pięciu lat tkwi na stanowisku asystentki Pottera?! I na co jej było harować jak wół w Hogwarcie, wracać do niego, aby ukończyć siódmy rok nauki i zdawać OWTM-y, a potem starać się o posadę w Ministerstwie? To ona ślęczała nocami nad książkami, wylewała siódme poty nad esejami i egzaminami, zdobywała punkty dla domu, by teraz dalej parzyć kawę świętemu Potterowi i pilnować, aby złote dziecię nie skalało się pracą?!
            - Co za podła, wredna, egoistyczna… - Zgniatała kolejne kartki gazety z nadzwyczajną agresją, nie przestając kierować pod adresem Harry’ego coraz bardziej wyszukanych pojęć. Nawet nie zauważyła, że winda zatrzymała się i wsiadł do niej nie kto inny, jak panicz Malfoy we własnej osobie. - … nędzna, plugawa kreatura!
            - Też się cieszę, że cię widzę, Granger. – Cisnęła papierową kulką prosto w byłego Ślizgona, który w porę zdążył zrobić unik, a drzwi winy zamknęły się za nim zaraz potem. Stanął w jednym z rogów i nawet nie spojrzał na pannę Granger, która dyszała z wściekłości i rozmasowywała pobolewającą ją skroń.
            - Czyżbyś jechała złożyć Potterowi gratulacje? – Wbiła w niego rozjuszone spojrzenie i wypuściła głośno powietrze z płuc. Wygląda na to, że wszyscy wiedzieli, że Kingsley odchodzi, tylko ją ominęła ta radosna nowinka.
            - No nie wstydź się, Granger. W końcu to twój szef, należy mu powinszować. W szczególności, gdy się zajmuje niższy stołek. – Zaśmiał się krótko, acz z przekąsem i wyciągnął ze skórzanej teczki plik dokumentów, które zaczął niespiesznie przeglądać, znacząc na nich coś bardzo drogim piórem. W końcu to Malfoy. Zwykły długopis mógłby jeszcze zostawić niepożądane odciski na jego arystokratycznych i wypielęgnowanych dłoniach.
            - Z pewnością skorzystam z rady, Malfoy. A teraz idź sprawdzić, czy gdzieś cię nie ma.
            - Z rozkoszą, Granger, ale tak się składa, że oboje zmierzamy w tym samym kierunku. Olśnię cię, iż mówimy o gabinecie twojego chłoptasia, a w przyszłości Ministra Magii. Dalej wolałbym nie wybiegać, gdyż boję się, iż ujrzałbym zgliszcza świata magicznego, nad którym wielcy czarodzieje tak długo pracowali, a który złoty chłoptaś zrówna z ziemią i pogrąży nas na arenie międzynarodowej. – Nienawidziła, gdy wygłaszał te swoje pompatyczne przemowy. A mówią, że to kobiety posiadają niekończący się zapas słów i zdolność do wypowiadania zdań z nadzwyczajną prędkością. Prychnęła lekceważąco w odpowiedzi i upiła łyk wystygłej już kawy z dużego papierowego kubka, krzywiąc się przy tym z niesmaku. Ona i Potter? W życiu! Nie brała go nigdy pod uwagę, tak samo z resztą Rona, który również, jak na zrządzenie losu, zajmował wyższe stanowisko, niż ona. Każdy, praktycznie każdy w Ministerstwie był jeden szczebel kariery wyżej od niej. Nawet Neville zdobył posadę szefa Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami! A ona od pięciu lat parzy Harry’emu kawę, którą przyrządzić by mogła nad dzień obecny nawet przez sen.
            - Hary nie jest moim chłopakiem! Ile razy mam ci to powtarzać, zanim zakodujesz to w tym tlenionym łbie? – Wkurzało ją niemiłosiernie, iż wszyscy pracownicy Ministerstwa posądzali ją o romans z jej przełożonym. Harry był jej przyjacielem, potem stał się dość wymagającym, a zarazem leniwym szefem, który zarzucał ją z samego rana naręczem papierów, które miały być zrobione na wczoraj. Sam zaś ograniczał się do wypicia przyniesionej mu kawy i okręcania sobie wokół palca wszystkich pracownic, których spódnice były krótsze, niż do połowy uda. Stał się nie tylko wyniosły i łasy na komplementy, ale również został klasycznym playboyem, którymi w Hogwarcie zawsze gardził. Siła władzy i pieniądza jest niesamowita. Nawet z bohatera świata magicznego potrafiły zrobić nadętego polityka z przerośniętym ego i bożyszcze erotycznych snów kobiecych.
            - Cóż za ironia losu. W dzisiejszych czasach kobiety zapomniały, w czym drzemie ich siła pięcia się po stromych schodach kariery. Seksualność to bardzo wyrafinowana forma awansu. Mogłabyś z niej skorzystać, Granger, ale wątpię, aby w tym outficie, ktokolwiek chciał zwrócić na ciebie uwagę. No popatrz, dojechaliśmy! Powiedziałbym, iż kobiety mają pierwszeństwo, ale żadnej tutaj nie widzę, dlatego pójdę przodem. Nie dziękuj, Granger. Nie ma za co. – I wyszedł, zostawiając ją z osłupiałym wyrazem twarzy, na który składały się rozdziawione usta i od czasu do czasu mrugające oczy. Ścisnęła odruchowo mocniej kubek z kawą w efekcie wylewając jej sporą część na szarą ołówkową spódnicę. Zamknęła z wściekłości oczy i wypuściła głośno powietrze z płuc. Gazeta i Malfoy. Tylko tyle potrzebowała, aby kipieć z furii i pałać do wszystkich naokoło żądzą mordu. Z pomiętym kubkiem, z którego kapały resztki i tak niezbyt dobrej kawy oraz teczką pełną dokumentów wyszła z windy i od razu ruszyła w ślad za arystokratą, który zdążył już zniknąć za drzwiami prowadzącymi do biura Harry’ego. Weszła przez nie niczym tajfun, omal nie potykając się o własne nogi i rzuciła wszystko prosto na drewniane biurko, na którym brakowało chyba tylko przysłowiowych dziada z babą. Nawet nie zaszczyciła wzrokiem stojącego przy regale z segregatorami Malfoya, a który przeglądał jeden z nich, kręcąc od czasu do czasu nosem. Bez kurtuazyjnego pukania, którym zawsze obdarzała dębowe drzwi gabinetu Harry’ego weszła do środka, a pierwszym, co ujrzała był jego właściciel wylegujący się w skórzanym fotelu z rękami założonymi za głowę i głupawym uśmiechem na ustach. Gdy tylko ją zobaczył, uśmiech poszerzył się, a na szklanym, eleganckim i niezawalonym kompletnie niczym biurku zmaterializowała się poranna gazeta, którą jeszcze kilka minut temu dzierżyła w dłoni. Spojrzała na nią z obrzydzeniem, jakby zamierzała splunąć prosto na zdjęcie szczerzącego się do obiektywów aparatów Pottera, a następnie usiadła na krześle naprzeciwko owego mężczyzny z nietęgim wyrazem twarzy i skrzyżowanymi na piersiach rękami.
            - Czytałaś? Całe Ministerstwo huczy, że zostanę Ministrem. – Zerknęła na niego spod byka i uśmiechnęła się niemalże z przymusu, odwracając jednocześnie wzrok ku wielkiemu oknu.
            - Jak na razie to tylko prognozy. Na twoim miejscu nie byłabym tego pewna w stu procentach. – Odburknęła mu wyraźnie niezadowolona i obdarzyła poirytowanym spojrzeniem. Mogła stroić dziś fochy do woli, gdyż Harry był tak pochłonięty najnowszymi nowinkami o jego domniemanej przyszłości, że nawet nie zauważyłby, gdyby wylała mu wodę z wazonu stojącego na parapecie na łeb. I w sumie zaczęła się nawet nad tym zastanawiać.
            - Mionka to pewne. Sam Shacklebolt powiedział, że posadę Ministra mam w kieszeni! Opłaciło się jednak wstawać codziennie rano i iść do pracy.
            - Jeśli pojawianie się w Ministerstwie o godzinie drugiej po południu jest dla ciebie rankiem, to ja chyba zaczynam pracę jeszcze w nocy. – Potter wyciągnął się w fotelu i wyłożył nogi na blat biurka, zerkając w międzyczasie krótko w jej stronę. Zauważył, że przyjaciółka jest czymś wyraźnie poirytowana, ale do głowy mu nie przyszło, że to on jest sprawcą jest obecnego stanu. Oczywiście jak zawsze całą winę zwalił na Malfoya, o którym pobycie za drzwiami nie miał bladego pojęcia.
            - Spotkałaś Malfoya, że masz taki humor?
            - Też. Ale to nie on jest winowajcą. – Spojrzała znacząco na gazetę, a następnie na siedzącego naprzeciwko niej mężczyznę. Harry od razu obdarzył ją nieco sardonicznym uśmiechem i zmierzwił swą czarną czuprynę.
            - Masz mi za złe, że kandyduję na stanowisko Ministra Magii? – Wykrzywiła twarz z rozbawienia i założyła nogę na nogę, pochylając się bardziej ku mężczyźnie. Straciła ochotę na zgrywanie sumiennej i wiecznie gotowej na każde zawołanie pracownicy. Wystarczyło, że spojrzała na wyraźnie usatysfakcjonowaną najnowszymi nowinkami twarz Harry’ego, a krew zalewała ją dosłownie i w przenośni.
            - To przecież oczywiste, że wysunięto twoją kandydaturę! Taki pracowity, zaangażowany w to, co robi, że nie w sposób byłoby mu odmówić. Zapomniałeś dodać jedynie, że całą twoją domniemaną pracę wykonywałam ja, harując niczym ostatnia pszczoła w ulu. Ty wolałeś zabawiać się z sekretareczkami i uczestniczyć w zakrapianych alkoholem imprezach, a na koniec włazić Kingsleyowi do dupy bez mydła!
            - Że co? – Harry spojrzał na Hermionę z jawnym zszokowaniem na twarzy i od razu sięgnął do krawatu, który nagle jakby zaczął go dusić.
            - Gówno! Mam dość robienia za twój podnóżek! – Już nawet nie panowała nad swoim głosem, by konsekwencji zacząć wydzierać się na zszokowanego Harry’ego, który z każdym kolejnym jej słowem wbijał się coraz bardziej w fotel.
            - Ty chyba nie chcesz kandydować? Oboje dobrze wiemy, Mionka, że się do tego nie nadajesz. Polityka to nie miejsce dla kobiet. – Odpowiedział jej z nadzwyczajnym spokojem, co tylko jeszcze bardziej wytrąciło Hermionę z równowagi. Wstała gwałtownie z zajmowanego do tej pory miejsca i wbiła z oddali oskarżycielsko palec w klatkę piersiową mężczyzny.
            - Kiedyś może i bym cię poparła, teraz nie masz na co liczyć, Harry. Ja nie po to ślęczałam przez przeszło pięć lat nad papierami, które ty powinieneś wypełniać, aby teraz nie usłyszeć nawet skromnego „dziękuję”. W dupie ci się poprzewracało od tej twojej polityki! Nie licz na mnie już nigdy więcej ty szowinistyczny lizusie! – Potter wyglądał, jakby szlag jasny miał go zaraz trafić. Dokładnie wiedział, że nie wykonuje powierzonej mu pracy i zasypuje nią Hermionę, ale nikt, nawet ona nie miał prawa kwestionować jego decyzji. Jest szefem, czy jej się to podoba, czy też nie i będzie jej zlecał zadania, które uważa za adekwatne. Również podniósł się gwałtownie z fotela, zrzucając z siebie w przypływie agresji marynarkę i uderzył otwartą ręką w blat biurka.
            - Jestem twoim szefem, więc oczekuję należytego mi szacunku Hermiono!
            - Po to, żebyś znów zebrał pochwały za cudzą pracę, a którą bez wątpienia sobie przypiszesz? Zapomnij! Beze mnie jesteś nikim Harry i nie poradzisz sobie w Ministerstwie nawet jednego dnia!
            - Co ty sugerujesz?! Że nie umiem wypełnić kilku druczków i wysłać ich do Ministra?! – Panna Granger prychnęła lekceważąco, by następnie popukać się palcem wskazującym w czoło, patrząc się cały czas złośliwie na Harry’ego. I wtedy najwyraźniej przegięła, gdyż mężczyzna w przypływie wściekłości zerwał z siebie krawat i zaczął walić pięścią w blat biurka. Z początku przestraszyła się jego nagłego wybuchu, ale szybko odzyskała rezon i przyjęła chłodną, obojętną postawę, patrząc na swojego przełożonego z wyższością i pogardą.
            - Koniec przywileju przychodzenia do pracy! Jesteś zwolniona! – Po tych dwóch zdaniach w gabinecie Pottera zapanowała cisza, przerywana jedynie jego dyszącym oddechem. Kasztanowłosa nie czekała długo na swoją reakcję. Obróciła się na pięcie i ruszyła prosto w kierunku drzwi wyjściowych. Prawdę mówiąc spodziewała się tego po wielkim Wybrańcu. Kiedy ktoś mu przeszkadzał i wytykał wady nie mógł liczyć na dłuższą posadę w jego Departamencie. A ona po prostu pojechała po bandzie, ale nie miała sobie nic do zarzucenia. Była wręcz dumna z siebie, że w końcu udało jej się wykrzyczeć Potterowi wszystko w twarz. Teraz pokarze mu, że kobiety nie są zatrudniane tylko i wyłącznie w celu parzenia swojemu szefowi kawy i odwalania za niego całej roboty. Potter wywołał wojnę, z której nie uda mu się wyjść zwycięsko. Uśmiechnęła się sardonicznie na tę myśl i odwróciła się w stronę wciąż dyszącego z wściekłości mężczyzny. Zgrabnym, niemal kocim ruchem podeszła do wazonu z kwiatami, na który patrzyła na początku ich rozmowy i zrobiła z nim dokładnie to, o czym jeszcze kwadrans temu myślała. Wyrzuciła kwiaty w kąt, a następnie wylała całą zawartość naczynia na głowę swojego byłego szefa. Dopiero teraz mogła mówić o pełni satysfakcji. Wyszła z gabinetu Harry’ego, trzaskając głośno drzwiami i od razu rzuciła zaklęcie zmniejszająco-pakujące na swoje rzeczy przy biurku. Jak się okazało, nie było ich wcale aż tak dużo. Przez przeszło pięć lat stojącej w miejscu kariery w Ministerstwie zdołała zgromadzić w tym pokoju zaledwie dwa kartonowe pudełka. Spojrzała na nie wyraźnie dumna, a następnie na nieco zdziwionego Malfoya, który opierał się o parapet i wydmuchiwał dym papierosowy z ust. Wygrzberała z jednego z pudełek długopis, który transmutowała w popielniczkę, a następnie rzuciła nią w kierunku arystokraty, który złapał ją wdzięcznie w locie.
            - Kultura nakazuje, abyś najpierw zapytał, czy możesz zapalić w moim gabinecie, Malfoy. – Sięgnęła po żakiet wiszący na oparciu niewygodnego krzesła i wdziała go na siebie, obrzucając tym samym paskudny mebel pogardliwym spojrzeniem. Nie miała bladego pojęcia, jak jej się udało wytrzymać na nim tyle czasu i nie dorobić się poważnego skrzywienia kręgosłupa.
            - Poprawka, Granger. To był twój gabinet. Z naciskiem na był. Chyba wolniej przyswajasz terminologię związaną z pracą. Z tego co wiem, Potter właśnie przed chwilą cię wylał. Tym samym nie jest to już twój gabinet, tylko jakiejś mało inteligentnej osóbki z obfitym biustem i bardzo pojemnym gardłem, o ile wiesz, co mam na myśli. – Zaciągnął się zaraz potem mocno papierosem, by w kolejnej sekundzie zgasić go w otrzymanej popielniczce i przetransmutować ją z powrotem w długopis, który wręcz pannie Granger z nadzwyczajną kurtuazyjnością. Hermiona nie bawiła się w takie podchody i wyrwała przedmiot z ręki mężczyzny, umieszczając go ponownie w kartonie i zabierając go z biurka razem z resztą swojego dobytku.
            - Oszczędź mi szczegółów, Malfoy i nie rozwijaj tej myśli. Ten nadęty pajac jest twój. – Mówiąc to wskazała głową drzwi prowadzące do biura Harry’ego, a następnie opuściła pomieszczenie i od razu skierowała się w kierunku windy. Czekając na jej przyjazd uśmiech nie schodził z jej twarzy. Czuła się wolna, bez żadnych zobowiązań i goniących ją terminów. Wszystko to spadło w tym momencie na Pottera, który jeszcze dziś wieczorem zadzwoni do niej i będzie błagał, aby pomogła mu to wszystko ogarnąć. Ale skończyły się czasy, kiedy wysoce inteligentna panna Granger rozwiązywała każdy problem. Nic ją już nie łączy z Ministerstwem, które okazało się być kolejną machiną napędzaną przez pieniądz i kontakty, a awansu można się dorobić zwyczajnym lizodupstwem lub elastycznością waginy.
            Winda w końcu przyjechała i ku jej uciesze była kompletnie pusta. Dopiero na parterze będzie musiała się zmierzyć z ciekawskimi spojrzeniami i niewygodnymi pytaniami związanymi z trzymanymi kartonami. Oczywiście nie dana jej była podróż w pełni samotna. Niemal w ostatnim momencie Malfoy wślizgnął się między rozsuwanymi drzwiami do środka, a kasztanowłosa kobieta obrzuciła go nienawistnym spojrzeniem.
            - A ty nie u Pottera?
            - Chyba nie jest dziś w nastroju na rozmowy polityczne ze mną. Stracił przecież właśnie z własnej, wrodzonej głupoty najzdolniejszą pracownicę w całym Ministerstwie. Ja też bym się upił z tego powodu, do czego z resztą Potter zdążył już przystąpić. A jeśli mówimy o spożywaniu trunków wysoko alkoholowych, Granger, to może ze chciałabyś oblać swoje zwolnienie lub wolność od niewydarzonego powsinogi, którego przez pięć lat mianowałaś szefem?
            - Zaprosiłeś mnie właśnie na drinka? – Patrzyła na niego z powątpiewaniem i lekkim zdezorientowaniem. Kpiący uśmieszek czający się przy wargach Malfoya był najlepszym dowodem na to, iż wprawił ją w oczekiwany stan.
            - Możesz obrać sobie dogodną terminologię, jeśli ta ci nie odpowiada. No chodź, Granger. Widzę po twoich szalejących z furii oczach, że masz ochotę zanurzyć te całkiem seksownie wyglądające wargi w szklance z wyjątkowo mocnym alkoholem. Jeśli ma cię to przekonać, to nawet nagnę dla ciebie kilka zasad i ja dziś stawiam, bowiem jakimś cudem dopatrzyłem się w tobie kobiety. – Uśmiechnął się do niej niemal po przyjacielsku, co spotkało się z delikatnym opuszczeniem dolnej wargi przez kasztanowłosą kobietę. Czy jeszcze coś ciekawego ją dziś spotka? Malfoy proponujący jej wypad do pubu. Grajcie święci pańscy, bo świat przed chwilą oszalał! Na jego złośliwe komentarze, które większość płci żeńskiej odebrałaby jako komplementy nie zwracała kompletnie uwagi. Zdarzyło mu się od czasu do czasu powiedzieć do niej coś o wydźwięku seksualnym, ale z reguły zaraz potem szła niewybredna aluzja odnośnie jej wyglądu, typu: masz tak płaską dupę, Granger, że mógłbym postawić na niej szklankę, nie martwiąc się, że coś się z niej wyleje. To po prostu cały Malfoy i do jego osoby oraz zachowania należy się przyzwyczaić. Ona doszła w tym niemalże do perfekcji.
            - Jeszcze jedna aluzja odnośnie mojej kobiecości, a obiecuję, że pozbawię cię tego, co wy mężczyźni cenicie w sobie najbardziej.
            - To ciekawe, że wypowiadasz się wobec aspektu, którym życie nie obdarzyło cię zbyt szczodrze. – Zmrużyła gniewnie oczy i warknęła z wściekłości. Malfoy tymczasem zdążył już zatopić się myślami w jakichś dokumentach i kreślić na nich zawzięcie poprawki.
* * * * *
            To zadziwiające, jak alkohol potrafi zmienić człowiekowi cały światopogląd. Zaburzyć go kompletnie, zniszczyć wyznawane dotychczas wartości i wydobyć nieznaną nikomu bestię.
            Siedziała z nogami wyłożonymi na wygodnej kanapie w jednym z londyńskich pubów, a który znajdował się w bezpiecznej odległości od Ministerstwa Magii. Jakże by było inaczej! Malfoy nie pokazałby się z nią blisko jej niedawnego miejsca pracy, a w którym on również piastował urząd. Arystokrata o dziwo czuł się swobodnie w wybranym miejscu. Oficjalny uniform w postaci idealnie skrojonego i szytego na miarę garnituru zamienił się w zwykłą białą koszulę podwiniętą do łokci, poluźniony krawat, a marynarka spoczywała na wolnym krześle. Sączył z nadzwyczajnym skupieniem whisky z lodem, paląc papierosa i spoglądając od czasu do czasu w jej kierunku. A panna Granger czuła się jak w siódmym niebie! Piąty już dzisiejszego wieczoru cosmopolitan przyjemnie zaczął szumieć w głowie, doprowadzając ją do stanu, w którym ostatni raz znalazła się… Nawet nie pamiętała dnia, kiedy była równie spojona alkoholem, a Malfoy bynajmniej nie zamierzał na tym poprzestać.
            - Wiesz co, Granger? – Spojrzała na niego lekko zamglonym, ale jeszcze trzeźwym w miarę możliwości wzrokiem i wsparła głowę na ręce, opierając ją o wezgłowie kanapy. – Wyglądasz dziś wyjątkowo okropnie.
            - Czyli wyglądam tak, jak zawsze. Nic nowego, Malfoy. Ty za to jesteś wypindrzony do perfekcji rzekłabym. W końcu to bardzo ważne, kiedy jest się szefem Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów i ubiega się o urząd Ministra.
            - Skąd wiesz, że będę startował w wyborach? – Wzruszyła jakby od niechcenia ramionami i upiła łyk alkoholu z kieliszka, idąc w ślady siedzącego obok niej arystokraty. Jutro będzie pluła sobie w brodę, że dała się namówić na ten wypad, ale w końcu raz się żyje, a ona i tak nie ma już niczego do stracenia.
            - Bo jesteś taki sam, jak Potter i w życiu nie przepuściłbyś takiej okazji. – Malfoy uśmiechnął się z przekąsem i spojrzał na nią dość sugestywnie. Hermiona w odpowiedzi wywróciła z dezaprobatą oczami i ponownie sięgnęła po drinka, którego wykończyła za jednym zamachem. Stuknęła następnie o brzeg naczynia, a kelnerka zabrała je ze stołu i zapisała kolejny trunek do rachunku blondyna.
            - Rozwiń tę interesującą myśl, Granger.
            - Czy w Ministerstwie jest jeszcze jakaś dupa, nie wliczając w to mojej, która nie została przez ciebie zaliczona? Oczywiście pomijam fakt, że jesteś takim samym pozerem i leserem i nic tylko łazisz od imprezy do imprezy i włazisz do dupy temu, komu trzeba, czyli przede wszystkim Kingsleyowi. – Zaśmiał się krótko i z przekąsem, odstawiając szklankę z whisky na stoliczek. Następnie sięgnął po leżącą obok naczynia paczkę papierosów i zapalił jednego z nich, zaciągając się mocno dymem. Panna Granger patrzyła na to z obrzydzeniem, bowiem zapach tytoniu przyprawiał ją o mdłości. Dlatego Malfoy palił przy niej, kiedy tylko nadarzyła się ku temu sposobność. Oczywiście nie inaczej, dzisiejszego wieczoru siedzieli w sali dla osób palących. Aż dziw, że przez te trzy godziny nie pokolorowała podłogi.
            - A co ciekawe wiesz o tym tylko ty i ja. Jestem bardziej powściągliwy i dość subtelniejszy w uwodzeniu kobiet, niż wspomniany przez ciebie Potter. Nie porównuj mnie zatem do imitacji mężczyzny z przerośniętą samooceną. – Roześmiała się głośno w odpowiedzi i natychmiast sięgnęła po drinka, który postawiła przed nią kelnerka. Opróżniła połowę naczynia, ale nie przestała się mimo wszystko śmiać. Jeszcze jeden cosmopolitan, a wróci do mieszkania na czworaka.
            - Cóż za skromność, Malfoy! Czyli mam rozumieć, że nie będziesz się ubiegał o fotel Ministra?
            - Tego nie powiedziałem. – Nagle jej rozbawienie zniknęło i przybrała na twarz wyraz niezrozumienia. Przez spożyte procenty miała wrażenie, że jej umysł nie pracuje tak jak zawsze na najwyższych obrotach.
            - Masz trzy tygodnie na przygotowanie kampanii. Kingsley może i by się do ciebie w tym czasie przekonał bardziej, niż do Harry’ego, ale wątpię, abyś umiał zmanipulować cały Wizengamot. Oni nie dadzą sobie wcisnąć byle kitu.
            - Dlatego byłaś zagrożeniem dla Pottera, który wiedział, że musi cię zniechęcić do udziału w wyborach. Wybrał moim zdaniem najgłupszą ku temu formę, ale zarazem wyjątkowo skuteczną, gdyż nie będąc już pracownikiem Ministrstwa nie możesz kandydować na urząd najważniejszej w nim osoby. Bez wątpienia miałabyś doskonały program wyborczy i co najważniejsze, mogłabyś w końcu przypisać sobie wszystkie zasługi Pottera, które notabene otrzymał dzięki twej pracy. Nawet ja wycofałbym się wtedy świadomie z tego biegu szczurów, bo Merlin jeden wie, jakie haki znalazłabyś na mnie, Granger. Może na to nie wygląda, ale jesteś ostrą zawodniczką, jeśli tylko się do tego przyłożysz. Szkoda zatem, że już nie będziesz mogła pokazać pazurków, z którymi mogłabyś wybrać się w końcu do manicurzystki, jeśli już o nich wspominamy. Doprawdy wielka szkoda, Granger. – Monolog Malfoya rozjuszył ją jeszcze bardziej, niż wizyta w gabinecie Harry’ego, bowiem były Ślizgon miał stuprocentową rację. Gdyby zdecydowała się na udział w wyborach i zaczęła wyciągać na wierzch wszystkie przewinienia swojego byłego szefa, byłaby nad nim górą i prawdopodobnie mogłaby myśleć o objęciu urzędu Ministra. Ale Potter dokładnie o tym wszystkim wiedział i dlatego powiedział jej, że polityka nie jest dla kobiet. Już ona mu pokarze, że została stworzona do bycia politykiem i udowodni mu, jak bardzo się w stosunku do niej pomylił. Myślał, że wyrzucając ją z Ministerstwa nie będzie dla niego żadnym zagrożeniem? Oj, jak bardzo się złoty chłoptaś w swych przypuszczeniach minął z prawdą. Nie spocznie, dopóki Potter nie dostanie za swoje, a jego kariera polityczna nie legnie w gruzach z kretesem przysypana odłamkami własnych kłamstw i do tego przygnieciona upadającym ego.
            - Burak, mitoman z azymutem na kasę, lansiarz, towarzyski hebel, zakompleksiony dupowłaz, z metra cięty… - Z każdym kolejnym wyrażeniem nakręcała się coraz bardziej, aż w końcu uśmiechnęła się z wyraźną złośliwością i zamieszała alkoholem w trzymanym kieliszku. – Zemszczę się.
            - Koniec z piciem na dziś, Granger, bo zaczynasz coś bełkotać o zemście, a oboje dobrze wiemy, jak to słowo do ciebie, czyli przykładnej reprezentantki domu Godryka Gryffindora, nie pasuje. – Chwycił delikatnie za brzegi kieliszka, chcąc wyjąć go z dłoni siedzącej obok niego kobiety, ale wtedy Hermiona opróżniła naczynie jednym haustem i odstawiła je na stolik z głośnym hukiem. Następnie podniosła się dość zgrabnie z zajmowanej kanapy i zabrała ze sobą torebkę, w której umieściła wcześniej pomniejszone dwa kartony wyniesione z Ministerstwa. Wstała może i z gracją, ale nie można było powiedzieć tego samego o dalszych próbach wydostania się z pubu. Gdy omal nie wleciała na ścianę, Malfoy zebrał się szybko od stolika, zostawiając odpowiednią kwotę pieniędzy z solidnym napiwkiem, a następnie złapał pod ramiona pannę Granger i pomógł jej wyjść na świeże powietrze. Kobieta wybuchała od czasu do czasu śmiechem, uwieszona na jego ramieniu i było jej zupełnie obojętne, gdzie blondyn ją prowadzi. Gdy poczuła coś miękkiego pod ręką, położyła się na tym i nawet nie zorientowała się, kiedy zdążyła zasnąć. A obudziła się dopiero rano w przerażająco wyglądającym pokoju pełnym srebra, czerni i bieli.

* * * * *

            Od kiedy rozpoczęła współpracę z Malfoyem dogadywała się z nim całkiem nieźle. Oczywiście wszystko musiało jednak pozostać w granicach przyzwoitości. Arystokrata nie zrezygnował całkiem ze złośliwych komentarzy wysyłanych pod jej adresem, ale w przeciągu dwóch tygodni nabrali do siebie wzajemnego szacunku. Kiedy po pamiętnym dniu zwolnienia jej z Ministerstwa obudziła się w mieszkaniu mężczyzny była bezgranicznie wściekła. Urządziła mu karczemną awanturę, że odważył się zabrać ją do siebie, ale po dość logicznym i pełnym sarkazmu wytłumaczeniu Malfoya jej agresja minęła jak ręką odjął. W sumie to nie spodziewała się po nim takiej, nazwijmy to „opieki”. Mógł przecież zostawić ją pijaną w trupa w tym barze i po prostu odejść. A jednak tego nie zrobił, czym zarobił punkt u panny Granger i w pewnym sensie zyskał w jej oczach. Kompletnie jednak nie spodziewała się, że mężczyzna tak dużą wagę przywiązał do jej słów o zemście na Harrym. Owszem, chciała mu udowodnić, że nie jest tylko i wyłącznie jego popychadłem, i że nie on jeden ma szansę na zostanie Ministrem. Jednak kiedy została zwolniona nie mogła pretendować do tego stanowiska. Jedyną osobą, która mogła zaszkodzić Potterowi i odebrać mu upragniony urząd był, jak na zrządzenie losu, Malfoy. Po długiej, wyczerpującej oraz pełnej złośliwości dyskusji wyraziła swoją chęć pomocy mu w kampanii wyborczej. Jeszcze kilka lat temu w życiu nie posądziłaby się o  to, że będzie w czymkolwiek pomagać zadufanemu w sobie arystokracie. Teraz jednak, kierowana rządzą zemsty za lata upokorzeń ze strony najlepszego przyjaciela, zgodziła się na to bez choćby najmniejszego zająknięcia. Innymi słowy zawarła pakt z diabłem w ludzkiej skórze. Pracowała bardzo sumiennie nad programem wyborczym Malfoya, układała strategię, wyszukiwała najgorsze brudy na temat Harry’ego. W końcu polityka to nie piaskownica, a nieco bardziej skomplikowane pole bitewne. Ku jej zdumieniu blondyn nie wymigiwał się od pracy. Ściągał ją do siebie niemal co drugi dzień, aby zebrać wszystkie informacje w jedną całość i wykorzystać je przeciwko kontrkandydatowi. Czasem nie kryła zdziwienia, czytając wynalezione przez mężczyznę „polityczne smaczki”, które były również bardzo ciemnymi plamami na sumieniu Pottera, jako pracownika Ministerstwa. W głębi duszy liczyła, że Malfoy wygra te wybory, a ona będzie się mogła chełpić zwycięstwem nad Harrym. W końcu strategia, którą miał się posłużyć arystokrata była w dużej mierze jej zasługą i pomysłem. Z rozkoszą oświadczy to złotemu chłopcu, gdy dowie się, że nie miał nawet w połowie tak dużego poparcia, co blondyn.
            Wyszła z kominka znajdującego się w salonie Malfoya i od razu skrzywiła się, widząc gęstą mgłę, która zapewne była efektem ciągłego palenia papierosów przez właściciela mieszkania. Zakasłała dwukrotnie, a następnie oczyściła powietrze z kłębów dymu i od razu zobaczyła arystokratę siedzącego w fotelu i piszącego coś zawzięcie. Jak zwykle trzymał między palcami śmierdzącą używkę, której zapach przyprawiał ją o mdłości. Sam obserwowany zaś nie podniósł na nią nawet wzroku znad dokumentów, jednak bez wątpienia zauważył jej przybycie, gdyż odezwał się do niej swym nonszalanckim i niemalże znudzonym głosem.
            - Wychodzę za dwie godziny, zatem nie mamy dziś zbyt wiele czasu. Zabini organizuje u siebie popołudniowe spotkanie biznesowe, więc domyślasz się, że święty Potter również na nim będzie. Hańbą byłoby, gdybym i ja przegapił raut owocujący w wiele nowinek odnośnie jego osoby. Herbata ci wystygła, Granger. To tak przy okazji. W sumie mogłaś się dziś nie fatygować, ale musiałem porozmawiać z kimś, kogo twarz nie tęskni za rozumem, a myślenie nie powoduje palpitacji serca i zawału. Usiądź gdzie tam sobie chcesz i bądź tak dobra i nalej mi whisky do szklanki. Będę niepomiernie wdzięczny. – Podwinęła rękawy cieniutkiego sweterka do łokci i wywróciła oczami podchodząc do barku, gdzie Malfoy trzymał alkohol. Już przywykła do takich powitań, które w gruncie rzeczy były nawet przyjemne. Harry w Ministerstwie witał ją tylko krótkim „hej”, po którym następowało: zrób mi kawy i przynieść do mojego biura. Żadnego „dziękuję”, czy chociażby słów wdzięczności, którymi arystokrata jednak ją raczył. Wyczarowała zatem kilka kostek lodu, które zmaterializowały się w kwadratowej szklance, a następnie napełniła naczynie bursztynowym alkoholem. Z przygotowanym trunkiem usiadła wygodnie na drugim fotelu i od razu upiła z niego łyk, rozkoszując się jego charakterystycznym smakiem. Malfoy zerknął na nią znad dokumentów i uśmiechnął się sardonicznie.
            - Alkohol o tak wczesnej porze? Nie znałem cię od tej strony, Granger. Przy okazji nie zakładaj więcej pudrowego różu, bo wyglądasz jak wata cukrowa, innymi słowy potwornie. – Machinalnie zerknęła na swój sweterek, którego założenie jeszcze pół godziny temu wydawało jej się dobrym pomysłem. Mężczyzna odłożył na niewielki stoliczek trzymane w ręku papiery i rozsiadł się wygodnie w fotelu, obserwując pannę Granger zaciekawionym wzrokiem.
            - Wszystko, co słodkie dla ciebie jest okropne, Malfoy. Masz coś nowego na Pottera?
            - Nie powiedziałbym, że wszystko. Waniliowy seks co prawda to nie moja bajka, ale od czasu do czasu trafi się jakaś marudna, która lubi dochodzić powoli i bez szaleństwa. Jak ty na przykład, Granger. – Zachłysnęła się alkoholem i zaczęła się momentalnie dusić oraz kaszleć. Jej rozmówca jednak pozostał obojętny na jej spazmatyczne próby złapania oddechu i dalej kontynuował jak gdyby nigdy nic swą wypowiedź. – Choć jakbyś odpowiednio ruszyła tyłkiem, to może i miałabyś trochę zabawy w sypialni. Mówiąc o Potterze, jego nieziemskiej głupoty nowa asystentka była tak dobra, że dała mi jego oświadczenie o rozliczeniu wydatków z funduszu Ministerstwa. Domyślasz się, jak wyglądał ten świstek po odpowiedniej modyfikacji, aby mógł trafić do Ministra. Same banały, typu: zakup nowych piór samopiszących dla personelu.  Była jednak na tyle uczynna, że wydała mi te dokumenty przed wykreśleniem wielu pozycji, których Kingsley nie chciałby zobaczyć, a o które również nie posądziłby Pottera. Wiedziałaś, że przeznaczył sobie ostatnio premię w wysokości pięciu tysięcy galeonów? To interesujące, bo ty nie otrzymałaś nigdy żadnego dodatku do pensji, a złoty chłoptaś jakimś dziwnym trafem wykupił sobie jedną z wysp na Karaibach niecały miesiąc temu.
            - Mówiąc bez tych słownych ozdobników, przeleciałeś jego asystentkę, aby wydała ci te oświadczenia. – Wciąż oszołomiona aluzją Malfoya odnośnie jej zwyczajów seksualnych wydusiła z siebie z wielkim trudem słowa, czując w gardle palące pieczenie po zachłyśnięciu się alkoholem. Odstawiła szklankę na stoliczek i założyła nogę na nogę, bacznie wpatrując się w blondyna. Postanowiła nie poruszać kwestii jej życia erotycznego, do którego zdecydowanie arystokrata nie miał prawa się wtrącać. Jej wypowiedź skwitował krótkim i dźwięcznym śmiechem, a następnie przesunął w jej kierunku dokumenty, o których wcześniej zapewne mówił. Wzięła je niepewnie do ręki i omal oczy nie wyszły jej na wierzch, gdy zobaczyła, ile ministerialnych pieniędzy przepuściły palce Pottera.
            - Jak zwykle jesteś bardzo subtelna, Granger. Ale tak, to prawda. Przy okazji powiem ci, że nie miała w sobie żadnej kreatywności. Ty nadrabiasz chociaż koronkową bielizną, którą masz pod tą delikatnie prześwitującą sukienką lub jej imitacją, jak kto woli. – Spąsowiała na twarzy słysząc słowa siedzącego naprzeciwko niej mężczyzny. Już miała wygłosić długą przemowę odnośnie uprzedmiotowiania kobiet i sprowadzania ich do roli erotycznej zabawki, gdy zamarła, widząc oświadczenie sprzed dwóch lat. Jej premia w wysokości prawie pięciuset galeonów została przeznaczona na najnowszy model miotły wyścigowej, którą Potter pochwalił się dwa tygodnie później, a która wisiała w jego gabinecie dumnie eksponując swą majestatyczność na ścianie. Rzuciła papierami na stół i podniosła się gwałtownie z zajmowanego miejsca, kierując się w stronę kominka. Gdy miała sięgnąć do porcelanowej wazy z proszkiem Fiuu, poczuła zaciskające się na jej drugiej dłoni palce Malfoya. Obróciła się w jego kierunku, patrząc ni to z przestrachem, ni to zdziwieniem.
            - Po twojej reakcji wnioskuję, iż cię uraziłem wzmianką o bieliźnie. Obiecuję, że nie wspomnę o niej już więcej aż do końca dnia. A teraz posadź swe nawet całkiem zgrabne cztery litery z powrotem na fotelu i powiedz mi, co ty masz nowego na imitację czarodzieja, którego nazywamy z czystej grzeczności Potterem.
            - Świat nie kręci się tylko i wyłącznie wokół ciebie, Malfoy. A od mojej bielizny i jak to określiłeś, czterech liter masz się trzymać z daleka. – Wyrwała mu dłoń z uścisku czując przeszywającą ją elektryczność i z niesamowitą jak na nią zgrabnością usiadła na zajmowanym wcześniej fotelu, czekając aż blondyn pójdzie w jej ślady. On natomiast ściągnął z szyi luźno zawiązany krawat i odrzucił go w kąt, by następnie wyjąć spinki od mankietów i położyć je na komodzie. Wolała nie myśleć, co zdejmie w dalszej kolejności, wmawiając sobie, że nie robi tego wcale na pokaz. Utkwiła więc wzrok w leżących na stoliczku dokumentach, jednocześnie starając się skupić na sensie własnej wypowiedzi.
            - Wracając do Harry’ego to jest coś, czego dowiedziałam się w sumie całkiem niedawno, ale nie są to informacje w pełni potwierdzone. Ponoć w przyszłym tygodniu ma się odbyć nieoficjalny szczyt, na którym zostaną podjęte dość istotne kwestie w sprawie wycofania się Niemiec z Unii Świata Czarodziejów. Szczyt ma mieć miejsce we Francji, a konkretnie w siedzibie Francuskiego Ministerstwa, a jak ma się w wkrótce okazać przedstawiciel naszego Ministerstwa, czyli Potter nie otrzymał jeszcze żadnej informacji na ten temat, tym samym nasze Ministerstwo nie będzie brało udziału w obradach, co może zaważyć na naszej pozycji w Unii. O matko z córką, Malfoy! – Tylko jeden jedyny raz odważyła się spojrzeć na arystokratę pod sam koniec swej wypowiedzi i niemalże natychmiast odwróciła gwałtownie głowę w drugą stronę. Draco bowiem zdążył już ściągnąć z siebie koszulę, powiesić ją na oparciu fotela i zacząć zabierać się za ściąganie spodni, a trafiła akurat na moment, gdy sięgał do sprzączki od paska. Zaczerwieniła się niczym piwonia, co spotkało się z dźwięcznym śmiechem blondyna.
            - Twój ekshibicjonizm mnie przeraża, Malfoy. Mógłbyś się chociaż pohamować ze względu na kulturę i nie zabierać się za ściąganie spodni, kiedy ja jestem w pomieszczeniu. To dość… przykry widok dla mych oczu. – Chyba w całym swoim życiu nie była jeszcze równie zawstydzona, co teraz. Raczej każdy czułby cień krępacji, gdyby rozbierał się przed nim ktoś, do kogo nie żywi się większych uczuć. To był jednak cały Malfoy. Młody bóg, który nie przejmuje się kompletnie niczym. Mleczna, niemalże biała skóra kontrastowała bardzo wyraźnie z czarnymi garniturowymi spodniami, które ku jej uciesze wciąż miał na sobie. Widać było, że ćwiczenia fizyczne nie są mu obce, ale również nie przesadzał z nimi. Mięśnie były wyeksponowane tylko wtedy, kiedy zostały napięte, tak były po prostu elegancko zarysowane. Oczywiście nie mogła wpatrywać się w niego i podziwiać tężyznę fizyczną, gdyż mógłby jeszcze pomyśleć, o losie!, że w jakimś stopniu jest nim zainteresowana. Starała się zatem patrzeć wszędzie tylko nie na wpół rozebranego arystokratę, który naprawdę zachowywał się niczym młody bóg. A co robi w tym momencie młody bóg? Drapie się po jednodniowym zaroście, obserwując ją z bardzo wysublimowanym uśmiechem na ustach. Odchrząknęła nieznacznie, podnosząc się z fotela i poprawiła sweterek, który zsunął się delikatnie w dół i obnażył jej lewe ramię. Chwyciła za leżącą na siedzeniu niewielkich rozmiarów torebkę i nie zaszczycając go wzrokiem podeszła do kominka, skąd dopiero dotarł do niej leniwy, miękki i delikatny niczym jedwab głos arystokraty.
            - Nie nazwałbym go przykrym, Granger. Dowodzą tego subtelne rumieńce rozlewające się na twych uroczych policzkach i rozwijające się niczym pąki róż, gdy dostarczono im odrobiny światła. – Zamarła w pół kroku i zacisnęła mocniej palce na pasku od torebki przewieszonej przez ramię. Do nozdrzy dotarł paskudny zapach tytoniu, który zaczął panoszyć się po całym pomieszczeniu, gdyż Malfoy zapewne nie był w stanie odmówić sobie w jej towarzystwie kolejnego papierosa. Spojrzała na niego przez ramię i od razu uderzyła ją srebrna barwa jego iskrzących się tęczówek. Leniwy półuśmiech rozciągał się na jego adonistycznej twarzy dopełniając obrazu młodego boga.
            - Cokolwiek teraz powiesz i tak będzie kłamstwem, Granger, a dobrze oboje wiemy, że kłamać nie umiesz. Poddaj się temu, że wprawiłem cię w stan błogiej lekkości wypływającej z podniesionego napięcia w twym podbrzuszu. – Zaciągnął się pod koniec wypowiedzi papierosem i wypuścił z ust kłęby dymu, które pognały w jej kierunku, jakby chciały wsiąknąć w jej skórę. Chyba pierwszy raz w życiu nie przeszkadzało jej to. Była zbyt oszołomiona słowami mężczyzny, który uświadamiał ją, że widok rozebranego arystokraty obudził w niej tłumione przez długie miesiące pożądanie. Przełknęła nerwowo ślinę, by następnie przygryźć lekko dolną wargę. Zauważyła, że oczy siedzącego zaledwie dwa metry od niej Malfoya pociemniały na ten widok, a iskierki przeobraziły się w buchające płomienie żądzy. Musi stąd wyjść jak najprędzej.
            - Mam nadzieję, że dowiesz się na tym spotkaniu coś więcej o Harrym, niż to, ile szklanek whisky jest w stanie pochłonąć, zanim nie zbełta się na podłogę. – Jej wypowiedź została skwitowana nieco wrednym uśmieszkiem i kolejną porcją dymu papierosowego. Machnęła parę razy ręką, jakby chciała ustrzec się przed płachtą szarego paskudztwa i wrzuciła proszek Fiuu do kominka, by po chwili zniknąć między jaskrawozielonymi płomieniami i lądując we własnym mieszkaniu. Od razu popędziła do łazienki, gdzie ochlapała twarz zimną wodą i oparła się o umywalkę, dysząc ciężko z zamkniętymi oczami. Przytknęła mokrą dłoń do czoła i wypuściła głośno powietrze z ust. Malfoy był świetnym obserwatorem, a ona naprawdę była rozpalona z kiełkującego w niej ognia pożądania.
* * * * *
            Pomału zbliżała się pierwsza w nocy, a on siedział w niewielkich rozmiarów pokoju, sącząc smętnie whisky z lodem i paląc od czasu do czasu papierosa. Potter był już pijany w trzy dupy i zasypywał Notta kolejną bzdetną historyjką o tym, co zrobi, jak już zostanie Ministrem. Draco kiwał tylko dla niepoznaki głową, a co jakiś czas prychał pogardliwie, słysząc wychodzące brednie z ust bliznowatego chłoptasia. Jak do tej pory złote dziecię nie powiedziało nic, co mogłoby skalać jego na pozór idealną reputację. Bawił się jak widać świetnie, co tylko pogarszało humor Malfoya, gdyż Potter zupełnie nieświadomie rujnował jego idealny plan wykopania go ze stołka w Ministerstwie. Zabini, jako jego najlepszy kumpel zgodził się mu pomóc w tej intrydze. Sam nie startował w wyborach, gdyż i tak nie miałby czasu na kampanię, a z resztą aż tak bardzo nie kręciło go bycie najważniejszą osobą w świecie czarodziejów. Dorobił się stanowiska szefa Departamentu Tajemnic, co w zupełności mu wystarczało, ale dokładnie wiedział, że Draco nie poprzestanie tak łatwo w swych działaniach. Bladego pojęcia nie miał, że w knowaniach pomaga mu Granger, ale jako oddany i w pełni lojalny przyjaciel nie umiał mu odmówić jakiejkolwiek pomocy. Zgodził się zatem uruchomić mugolski system monitorujący, którego zwykle nie używał, chyba że wyjeżdżał w jakąś dłuższą delegację. Oczywiście o jego istnieniu wiedziały tylko dwie osoby, czyli on, jako właściciel posiadłości, oraz Draco, który uparł się, że musi otrzymać nagrania z dzisiejszego wieczoru. Nie wiedział, jaki szwindel planuje wykręcić najlepszy kumpel, ale był pewien, że gdy wybije dzień wyborów, Malfoy nie omieszka użyć wszelkich znanych i nieznanych mu sposobów oraz poruszy niebo i ziemię, aby jak najbardziej dokopać Potterowi. Dosiadł się do dość wąskiego grona nadmiernie spożywających nikotynę oraz napoje wysokoprocentowe i przyglądał się w skupieniu prowadzonej konwersacji, która z polityką miała niewiele wspólnego.
            - Słyszałem, że pojawiłeś się ostatnio na okładce „Czarownicy”, Potter. Czym tak zasłynąłeś, że kopnął cię w dupę taki zaszczyt? – Harry zaśmiał się cynicznie na dźwięk słów Notta i spojrzał na niego mętnym wzrokiem znad szklanki z Ognistą Whisky.
            - Powiedzmy, że wiedziałem, gdzie schować kij od miotły. – W pomieszczeniu rozległ się dźwięk sugestywnych śmiechów i gwizdów, a sam wypowiadający się skłonił się lekko w fotelu i sięgnął po kolejnego papierosa, mimo iż o brzeg popielniczki stał oparty jeszcze jeden niedokończony. Głos zdecydował się zabrać w tym momencie Zabini.
            - Ktoś wie, gdzie podział się Percy? – Panowie spojrzeli na swojego towarzysza, ale odpowiedział mu znudzony Malfoy, o którym większość grona poświęcająca w pełni swą uwagę Potterowi prawie kompletnie zapomniała.
            - Wyszedł jakąś godzinę temu, starając się zachować nienaganną twarz Starszego Podsekretarza.
            - Jak przystało na pucybuta Kingsleya. – Tłum wybuchł gromkim śmiechem, zaś Draco skwitował to złośliwym uśmieszkiem i sugestywnym uniesieniem lewej brwi. Zamieszał od niechcenia alkoholem w szklance, gdy nagle usłyszał dość zalany głos Pottera, który został bez wątpienia skierowany w jego stronę. Spojrzał na niego od niechcenia, zachowując przy tym obojętną, lecz wciąż wyniosłą postawę wobec rozmówcy.
            - A ty Malfoy co? Jak tam twoja kampania wyborcza? Nic mi nie wiadomo, abyś się wycofał. – Uśmiechnął się sardonicznie i zgasił papierosa w wypełnionej po brzeg petami popielniczce, a następnie wyciągnął się w fotelu, jakby chciał uświadomić brunetowi, iż nawet w tym go przewyższa, co z resztą było prawdą. Harry bowiem praktycznie leżał w zajmowanym siedzeniu, pognieciona koszula wystawała mu ze spodni, a całego obrazu nędzy i rozpaczy dopełniał dyndający na szyi poplamiony alkoholem krawat w odcieniu błękitu. Draco wyglądał przy nim, jakby dopiero wyszedł spod żelazka. Idealnie wyprasowane w kant spodnie oraz niepodatna na wszelkie zagniecenia śnieżnobiała koszula spoczywały na nim, jakby były stworzone tylko dla jego arystokratycznego ciała. Spinki na mankietach połyskiwały w bladym świetle kinkietów, a marynarka nawet nie miała na sobie śladowych oznak popiołu. Potter wyglądał przy nim, niczym gówno w proszku.
            - Sukcesywnie pnie się do przodu. Tuszę, że wlazłeś już komu trzeba do dupy i przebiłeś się przez pasy cnoty wiecznych dziewic z Wizengamotu, że aż tak cię to interesuje. – Wypowiedź Malfoya spotkała się z wyraźnymi dźwiękami uznania zgromadzonych, a nieliczni z nich, jak chociażby Longbottome odważyli się na komentarze, typu: ale cię wbił w ziemię! Potter odgarnął niesforne i posklejane przez pot włosy z czoła, by w dalszej kolejności poprawić spadające mu z nosa okulary.
            - Od kiedy zwolniłem Hermionę mam czystą pozycję, aby objąć stołek Ministra. Nie jesteś dla mnie żadną konkurencją. – Draco uśmiechnął się z wyraźną kpiną i upił łyk alkoholu ze szklanki. Wszyscy zgromadzeni w pomieszczeniu czekali na dalszy rozwój konwersacji, która w najlepszym wypadku przeistoczy się w potyczkę słowną.
            - Bo jesteś nadzwyczajnie głupi, Potter. Myślisz tak prostolinijnie, że nawet mój członek w trakcie wzwodu nie jest w stanie ci dorównać. Jakbyś pomyślał chociaż raz w swym marnym życiu wiedziałbyś, że z Granger u boku nawet najlepsza kampania nie byłaby ci w stanie dorównać. – Czekał na wybuch wściekłości mężczyzny, ale ten wypił do końca cały alkohol, jaki jeszcze miał w szklance i uśmiechnął się do niego niemalże wrednie, ale mglisty wzrok zaburzał cały obraz, który starał się stworzyć.
            - Jest tylko jeden, tyci problem, Malfoy. Otóż nasz szkolny omnibus zacząłby po tym wszystkim podskakiwać, a ja nie mogłem pozwolić, aby dorobiła się wyższej posady, niż moja asystentka. Poza tym, Granger nawet nie daje dupy, więc po co miałbym brać ją do kampanii? – Zawrzało w nim, gdy mężczyzna zaczął dość niepochlebnie wyrażać się o kasztanowłosej kobiecie. Nie wiedział, co go tchnęło, ale zrzucił jednym machnięciem ręki szklankę z alkoholem, która rozbiła się na ścianie, tworząc na niej finezyjne zacieki. Wbił w Pottera wściekłe spojrzenie, a atmosfera w pomieszczeniu stała się bardzo napięta. Blaise postanowił wkroczyć do akcji, widząc rodzącą się w blondynie niepohamowaną żądzę mordu.
            - Nie awansowałeś jej przez te wszystkie lata tylko dlatego, że mogłaby ci zaszkodzić? Nie wierzę, Potter, wychodzi z ciebie ślizgońska natura! – Harry nie zwrócił jednak większej uwagi na słowa Zabiniego, a lekko zamglonym, acz wciąż zaintrygowanym wzrokiem i dość paskudnym uśmiechem wpatrywał się w Malfoya, paląc przy tym papierosa, jakby był oazą spokoju.
            - To i tak bez znaczenia, bo gdyby dowiedziała się, że wszystkie jej awanse i dodatki do pensji przeznaczałem na własne udogodnienia wściekłaby się, niczym rozjuszony hipogryf. Tak mam ją z głowy i nie jest w stanie mi zaszkodzić. – Draco prychnął kpiąco w odpowiedzi i spojrzał na mężczyznę z pogardą. Nie miał pojęcia, że Potter stał się taką kanalią.
            - Cóż, teraz się tego nie dowie, mam rację? To zaszkodziłoby twej nieskazitelnej reputacji, której nie chciałbyś nadszarpnąć wiedzą o złym traktowaniu współpracowników. A jak nowa asystentka się sprawdza w swych obowiązkach?
            - Dokładnie. Urwałaby mi fiuta, gdyby dowiedziała się, że zapomniałem przesłać odpowiedzi do Francuskiego Ministerstwa potwierdzającej naszą obecność na szczycie unijnym. – Zaśmiał się niemalże obrzydliwie i zatopił usta w bursztynowym płynie, który zmaterializował się w pustej szklance. – A Holly? Parzy paskudną kawę, ale świetnie obciąga, co wynagradza jej wszystkie przewinienia.
            - Wyrobiłeś się, Potter. To trzeba ci przyznać. – Strzepnął niewidzialny paproch ze spodni i założył nogę na nogę. U kogoś innego wyglądałoby to w iście zniewieściały sposób, ale u Malfoya jedynie dodawało mu gracji i ogłady godnych prawdziwego arystokraty. Pod tym względem nikt, a już tym bardziej Potter nie mógł się z nim równać. Widząc, że atmosfera nieco zelżała reszta zgromadzonych pogrążyła się w świńskich rozmowach o atrakcyjności wyposażenia pracownic Ministerstwa, kompletnie tracąc zainteresowanie Harrym i Draconem. Pozostał im wierny jedynie Zabini, który czuwał nad przebiegiem rozmowy, jakby zależało od tego całe jego życie. Szybko zrozumiał, co Malfoy chce osiągnąć prowadzoną konwersacją i starał się dalej utrzymać ją na właściwych torach, a jednocześnie nie dając brunetowi możliwości zorientowania się, o co w zaistniałej sytuacji chodzi.
            - Będziemy mieli szczyt unijny? W jakiej właściwie sprawie? – Zwrócił się do Harry’ego, starając się zachować pozory wyjątkowo zainteresowanego poruszonym tematem. W gruncie rzeczy trochę był, gdyż przedstawiciele Unii Świata Czarodziejów zbierali się wyjątkowo rzadko i tylko w nagłych wypadkach.
            - Niemcy coś tam się buntują, że chcą się odłączyć. Nie bardzo mnie to obchodzi. W szczególności, że mnie tam nie będzie. Należy mi się wypoczynek przed objęciem urzędu Ministra. – Blondyn wywrócił z dezaprobatą oczami i spojrzał porozumiewawczo na Blaise’a, aby ciągnął Pottera dalej za język.
            - Niemcy? A co na to Francja i Hiszpania?
            - Francuskie Ministerstwo nic nie zrobi bez nas lub bez Hiszpanów. Są jak marionetki sterowane przez silniejszych od siebie, czyli podczepiają się do tych, od których mogą wyłudzić jak najwięcej kasy. Francuzi to gówniany naród i mają burdel u siebie w administracji. Poprą nasze stanowisko.
            - Ale nas przecież tam nie będzie.
            - To poprą Hiszpanów! Niemcy nie wycofają się, bo Hiszpanie na to nie pozwolą. Tym samym my utrzymamy wszystkie zawarte między nimi umowy i wszystko będzie działało wciąż tak samo. Proszę cię Zabini! Nawet jak Brytyjskie Ministerstwo nie bierze udziału w obradach, to i tak wszyscy liczą się z naszym zdaniem. – Draco słuchał wygadywanych przez Pottera bredni z niekrytym podziwem. Jak można pieprzyć takie głupoty w tak pewny sposób?! Chyba większej bujdy na resorach nie słyszał w całym swoim życiu, a jest przecież politykiem! Wydawało mu się niemożliwością, aby Potter był głupszy, niż kreował się dotychczas. Jego wypowiedź odnośnie szczytu unijnego zniwelowała jednak wszelkie wątpliwości Dracona odnośnie poziomu jego inteligencji. Jeśli bliznowaty bohater z kupą siana zamiast mózgu myśli, że nie uczestnicząc w zebraniu ktokolwiek będzie liczył się ze zdaniem Brytyjskiego Ministerstwa, to jest w cholernym, pieprzonym błędzie. Zyskał jednak dowód na potwierdzenie informacji, o których powiedziała mu przed wyjściem Granger, a które, jeśli wypłyną, pogrążą Pottera całkowicie, o co dokładnie mu chodziło. Uśmiechnął się do siebie w iście szatański sposób, widząc oczami wyobraźni minę złotego dziecięcia, gdy dowie się, że stołek Ministra przez własną głupotę i niekompetencję przeleciał mu koło nosa.
            - Z resztą to szczyt nieoficjalny. O tym, że mnie tam nie było wszyscy dowiedzą się już po wyborach, gdy zostanę Ministrem. Zacznij oswajać się z tym faktem, Malfoy. Poza tym Kingsley nigdy cię nie lubił tak bardzo jak mnie. Beze mnie jest jak bez ręki. – W salonie dało się słyszeć rechot dobiegający ze szklanki, a który bez wątpienia należał do zalanego już w trzy dupy Pottera. Draco ruszył sugestywnie brwiami w kierunku Zabiniego, który pstryknął palcami, a w trzymanym przez bruneta naczyniu pojawiła się nowa porcja whisky, na widok której zielone oczy mężczyzny błysnęły znad okularów w oznace radości.
            - Ale Ministra wybiera przecież Wizengamot, co nie, Potter? – Zabini wciskał w Harry’ego alkohol, aby spoić go doszczętnie, a tym samym wydobyć z niego informacje, które mogłyby pomóc Draconowi w dalszej kampanii. Nie wiedział, że przyjaciel otrzymał ich nawet w nadmiarze, z czego w duchu cieszył się jak szalony. Musi czym prędzej udać się z tymi nowinkami do Granger.
            - Wizengamot łajnogamot. Kingsley zrobi wszystko, co mu powiem! Jest na każde skinienie mojego palca! To żaden problem wręczyć tym podstarzałym i przesuszonym od braku bzykania kuternogom odpowiednią ilość pieniędzy i szepnąć im właściwe słówko na mój temat. To banda idiotów pracujących za najniższą średnią krajową, którzy tylko czekają, żeby nachapać się kilku knutów więcej do pensji! – Mężczyzna czkał praktycznie co drugie słowo, a i tak większość z nich musiał powtarzać kilka razy, gdyż zgromadzony w jego krwiobiegu alkohol nieźle zdążył już uderzyć mu do głowy, w związku z czym Potter paplał co mu ślina na język przyniosła, a czego nie będzie pamiętał następnego  dnia. Zwieńczył swą przemowę paskudnym rechotem, by następnie upuścić szklankę z alkoholem i najprawdopodobniej w dalszej kolejności zasnąć. Malfoy skwitował efekty jego pracy cynicznym uśmiechem satysfakcji, a następnie podniósł się z fotela, zapinając guzik od marynarki i wyszedł z salonu, a w ślad za nim poszedł Zabini. Panowie spotkali się w wyjściu z pomieszczenia, skąd baczny obiektyw kamery z pewnością nie był w stanie ich uchwycić.
            - Masz po co przyszedłeś? – Draco uśmiechnął się jeszcze złośliwiej i poklepał Blaise’a po ramieniu.
            - Nie inaczej. Sam się wpakował w to gówno, ja je tylko odpowiednio wykorzystam. Teraz daj nagrania, bo trochę mi się spieszy.
            - Do kogoś konkretnie? – Blaise uniósł sugestywnie brwi i spojrzał na kumpla ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej. – Czyżby talenty szkolnego omnibusa zostały przez ciebie docenione?
            - Za dużo wypiłeś Diable. Idź po te nagrania i nie każ mi długo czekać. – Szybko domyślił się, że kumpel nawiązał do jego nieprzemyślanego wybuchu na niepochlebne wzmianki o Granger i wyżyciu się na kryształowej szklance z alkoholem. Uciął temat tak szybko, jak się dało i ku jego uciesze Zabini nie kontynuował swych dociekań. Zniknął gdzieś w odmętach domu, by wrócić po chwili ze zminimalizowanymi płytami, które wręczył dyskretnie Draco. Blondyn uśmiechnął się w podziękowaniu i teleportował się pod dom Granger. Zadzwonił parę razy dzwonkiem do drzwi, ale odpowiedziało mu jedynie echo. Spojrzał na drogi zegarek spoczywający na lewym nadgarstku i dopatrzył się na nim dość później godziny. Kobieta najprawdopodobniej spała, ale on nie zamierzał pozwolić jej na wypoczynek. Na zmianę pukał i dzwonił do drzwi, wołając ją również przez uchylone okno. Po jakichś piętnastu minutach usłyszał szczęk zamka, a po chwili wyłoniła się przed nim opatulona w granatowy szlafrok kasztanowłosa kobieta z niewyspanym i dość poirytowanym wyrazem twarzy.
            - Malfoy do jasnej cholery, co to ma znaczyć?
            - Kultura nakazuje, abyś wpuściła mnie do środka. Nie mam zamiaru omawiać z tobą szczegółów kampanii wyborczej na progu domu. Przy okazji zabawne kapcie, Granger. – Wykrzywiła twarz w oznace niezrozumienia, jednak mimo wszystko wpuściła arystokratę do domu, zamykając zaraz potem drzwi ponownie na zamek. Gdy zmierzała za nim do salonu patrzyła w swoje różowe i puchate kapcie w kształcie królików, które śmiały się do niej wesołymi oczkami. Nie rozumiała, co takiego było w nich zabawnego. Weszła do niewielkich rozmiarów salonu i dostrzegła siedzącego na kanapie Malfoya, który zdążył już ściągnąć z siebie marynarkę, a rękawy koszuli podwinął do łokci. Nie byłaby sobą, gdyby nie spojrzała na jego Mroczny Znak, widniejący na przedramieniu. Nie uszło to uwadze arystokraty, który wyłapał od razu jej wzrok i przekręcił rękę, zakrywając paskudne wspomnienia z okresu dorastania. Hermiona usiadła w drugim końcu kanapy, podkurczając pod siebie nogi i mocniej opatulając się szlafrokiem. Nie chciała, aby w żadnym wypadku Malfoy dostrzegł chociaż skrawek jej koronkowej koszulki nocnej, która zdecydowanie zbyt więcej odsłaniała, niż zakrywała.
            - Nie musisz go przede mną ukrywać. Przecież i tak go już widziałam. – Nie miała pojęcia, co nią kierowało, że poruszyła temat Mrocznego Znaku na ciele mężczyzny. Od razu spuściła wzrok, jakby wstydziła się swoich słów i przygryzła nerwowo dolną wargę. – Przepraszam, nie chciałam…
            - To niezbyt chlubna część mojej przeszłości, do której nie wracam pamięcią z uczuciem szczęścia. Lepiej, gdy nikt go nie widzi, nawet ja sam. Masz coś, aby to ustrojstwo odtworzyć? Diabeł dał mi ten niezidentyfikowany przedmiot, ale nie poinstruował mnie, co powinienem z nim zrobić, abyś mogła obejrzeć haniebny wręcz występ twojego byłego szefa. – Spojrzała na trzymaną w ręku blondyna dyskietkę i wywróciła z politowaniem oczami. Oczywiście płyta CD była nieznanym czysto krwistemu arystokracie przedmiotem, gdyż pochodziła z mugolskiego świata, którym mówiąc krótko Malfoy się po prostu brzydził. Wzięła ją od niego bardzo ostrożnie, uważając aby jej palce w żaden sposób nie dotknęły blondyna. Podeszła następnie z płytą do komody, na której stał telewizor i otworzyła ją, aby uruchomić odtwarzacz DVD. Gdy wszystko było już gotowe usiadła z powrotem obok Malfoya i wpatrywała się w ekran, wyczekując zachowania, które kompletnie pogrążyłoby Harry’ego. A było tego jak się okazało bardzo dużo. Nawet Draco spoglądał z zainteresowaniem na scenę, kiedy jeszcze go nie było w salonie, a w której to Potter rzucał pod adresem kasztanowłosej kobiety najwymyślniejsze obelgi, sprowadzając ją do statusu panienki do towarzystwa, gdyż jak to ujął: nie umiała załatwić sobie awansu niewyparzoną gębą, to w burdelu idealnie by się odnalazła. Spojrzał kątem oka na siedzącą obok niego kobietę i omal nie wierzył własnym oczom. Hermiona Granger płakała. Z jej bursztynowych oczu wypływały pojedyncze krople łez ściekające po bladych policzkach, zahaczając o kąciki ust i skapując na materiał granatowego szlafroka. Na ekranie telewizora właśnie miała miejsce scena, kiedy to oburzony zachowaniem Pottera zrzuca szklankę z alkoholem ze stołu, a ta rozbija się na ścianie. Dostrzegł wtedy przebłysk zdziwienia na twarzy kasztanowłosej, a jej dolna warga prawie niezauważalnie opadła w dół. Chciał coś do niej powiedzieć, ale nie wiedział co. Z resztą kobieta była tak pochłonięta nagraniem, że nie zwracała na niego nawet najmniejszej uwagi. Dostrzegł, że zacisnęła ręce z wściekłości, gdy doszło do sceny, gdzie Potter potwierdza, że nie będzie go na szczycie unijnym. Dalsza część taśmy jedynie bardziej pogrążała jej głównego bohatera, aż film skończył się widokiem najebanego jak patefon bruneta, który miał czelność mianować się przyszłym Ministrem Magii. Ekran zrobił się czarny, a panna Granger po chwili pociągnęła żałośnie nosem. Draco spojrzał na nią ponownie i zobaczył, że nie jest już w stanie powstrzymywać łez. Płakała niczym małe dziecko, a jego coś nagle ruszyło. Oczywiście nie zachował się jak na dżentelmena przystało i nie przytulił jej, aby mogła w spokoju zamoczyć mu całą koszulę. Poczuł jednak nieodpartą chęć pocieszenia jej po tym wszystkim, co musiała ujrzeć. Nie spodziewał się, że aż tak bardzo ją to wszystko poruszy, a już tym bardziej jego.
            - Widzisz, że nie był wart dalszej współpracy. – Przerwała mu uniesieniem ręki i przymknęła na moment oczy. Gdy je otworzyła ujrzał zgromadzone w niej pokłady żalu. Nie dziwił jej się w ogóle. W końcu Potter był kiedyś jej najlepszym przyjacielem. Czuł się skonfundowany sytuacją, w której przyszło mu brać udział. Jeszcze nigdy nie widział tak zrozpaczonej Granger, która zawsze starała się nie dać po sobie poznać, jak bardzo jakieś słowa ją ubodły. Nawet przy nim nigdy nie dała mu dowodu, że jego poczynania bolą ją. Tym razem było inaczej, gdyż najlepszy niegdyś przyjaciel wbił jej nóż w plecy. Odezwała się do niego przepełnionym rozgoryczeniem głosem, a z oczu wciąż wypływały pojedyncze krople łez.
            - Tak mnie upokorzyć… Jak on śmiał? – Zaniosła się cicho płaczem, przytykając dłoń do ust. Miała w nosie, że właśnie rozkleiła się przed Malfoyem. Musiała dać wydostać się skumulowanym w niej emocjom. Jeszcze nigdy nie czuła się tak potwornie, jak po usłyszeniu skierowanych pod jej adresem obelg. Potrafiła znieść bardzo dużo, ale tego, co przed chwilą widziała po prostu nie była w stanie. Czuła żal i niewysłowiony ból, że Harry miał odwagę tak ją poniżyć. To tylko jeszcze bardziej utwierdziło ją w przekonaniu, że stał się kompletnie innym człowiekiem. Łasym na pieniądze i żądnym władzy nieograniczonej. Poczuła ukłucie smutku na myśl, że przyjaźniła się z kimś takim.
            - Jeszcze nikt tak bardzo mnie nie poniżył, a poniżałeś mnie wiele razy, Malfoy.
            - Ale nigdy w ten sposób, Granger. – Zaśmiała się żałośnie i przetarła ręką mokre policzki.
            - Zabawne, że mówisz to akurat ty. Powinieneś się z nim solidaryzować. W końcu od zawsze miałeś mnie za nic nie warty wyrzutek społeczeństwa. – Kolejne pociągnięcie nosem i słaby uśmiech smutku. Draco otaksował zalaną łzami twarz kasztanowłosej i nie mógł powstrzymać się przed dotknięciem jej ręki, którą miętosiła materiał szlafroka. Hermiona spojrzała na niego zdumiona, a w oczach pojawiły się drobne iskierki świadczące o aprobacji jego gestu. Przysunął się do niej bliżej i przeniósł dłoń na mokry policzek, ścierając z niego pojedyncze krople. Chyba pierwszy raz w życiu widziała na jego ustach szczery i nie mający w sobie ani odrobinę złośliwości uśmiech. Jego miękki głos okalał ją z każdej strony, a każde kolejne słowo poruszało znane z popołudnia palące uczucie pożądania, rodzące się w podbrzuszu.
            - Nie solidaryzuję się z ludźmi, którzy sami pozbawili się szarych komórek, gdyż zajmowały im za dużą ilość miejsca. A Potter to skończony idiota, skoro tak się o tobie wyraża. Nie znam inteligentniejszej i bardziej zdeterminowanej czarownicy, niż ty, Granger. Choć fakt, masz nieco niewyparzoną gębę, ale uważny obserwator dostrzeże, że dodaje ci to jedynie uroku. Przestań się więc mazać i obróć swoją słabość w zaletę. Pokaż tej marnej imitacji czarodzieja i mężczyzny, że stać cię na więcej, niż parzenie mu kawy. Potrafisz z nim wygrać, Granger. Ja w ciebie wierzę, a wiesz, że zazwyczaj taką aprobatę wyrażam tylko w odniesieniu do siebie. – Obdarzyła go niewymuszonym uśmiechem i zsunęła się prosto w jego ramiona, przylegając do niego całym ciałem. Wiedziała, że zrobiła błąd, ale jeszcze nigdy nie usłyszała od Malfoya tylu ciepłych słów skierowanych do niej. Zapragnęła mu za to podziękować, a jej pobudzone ciało uznało, że wtulenie się w jego silne ramiona będzie tego najlepszą formą. Poczuła dłonie arystokraty na plecach, które gładziły ją, niczym małe, bezbronne dziecko. Draco zaś kątem oka patrzył na kobietę ze zdziwieniem, gdyż nie wiedział, skąd w niej nagle taka potrzeba czułości. Ostatni raz był zmuszony kogoś pocieszyć, gdy ojca zamknięto w Azkabanie, a tą osobą była jego matka. Rodzina jednak to co innego, a on pierwszy raz musiał się zmierzyć z okazaniem współczucia osobie, z którą nie łączyły go głębsze relacje. Musiał jednak przyznać, że uczucie to nie było takie straszne, jak zawsze mu się wydawało. Ciepłe, miękkie i drobne ciało Hermiony spoczywało w jego ramionach, a on czuł niewyobrażalną radość z tego powodu. Było mu wygodnie, kobieta była wyjątkowo lekka, a zapach jej skóry przyprawiał go o zawroty głowy. Pachniała różą herbacianą, która wdzierała się do jego nozdrzy przy każdym oddechu. Nawet nie zauważył, jak kasztanowłosa kobieta zasnęła pod wpływem jego subtelnego dotyku wtulona w jego klatkę piersiową.
            - No pięknie. – Westchnął najciszej jak potrafił i usadowił się wygodniej na kanapie. Nie było opcji, aby wstał i nie obudził dziewczyny, czego robić nie chciał. Była wstrząśnięta tym, co zobaczyła i wcale jej się nie dziwił. Potrzebowała teraz spokoju, który bez wątpienia dawał jej sen. Z ręką obejmującą jej talię położył głowę na oparciu kanapy. Może nie była to najwygodniejsza poza, ale z pewnością będzie miał możliwość zmrużenia choć na chwilę oka. Spojrzał jeszcze raz na śpiącą Hermionę i delikatnie się uśmiechnął, odgarniając jej niesforne kasztanowe loki z twarzy. Wyglądała jak dziecko. Chyba jeszcze nigdy w jego obecności nie milczała tak długo. Malinowe wargi były lekko rozchylone, a policzki delikatnie zaróżowione. Trzymała się go kurczowo, jakby miał gdzieś od niej uciec, ale oddech miała bardzo spokojny, co Draco przyjął z ulgą. Może nie obudzi się dręczona koszmarami, w których główną rolę będzie grał ten głupi powsinoga Potter. Ostatni raz dotknął jej policzka, by następnie poczuć, jak powieki opadają mu nieznośnie w dół.
* * * * *
            Obudził się dość wyjątkowo wypoczęty, mimo niewygodnej pozycji. Spojrzał machinalnie na zegarek, na którym dostrzegł zbliżającą się godzinę dziewiątą i westchnął z satysfakcją. Poruszył się nieznacznie i wtedy dostrzegł bardzo istotny szczegół, który miał kasztanowe włosy i leżał wtulony w jego tors. Uniósł prawą brew nieco w górę i stwierdził, że musiał zasnąć z Granger uczepioną do niego, niczym mała małpka. Nie przeszkadzało mu to jednak w ogóle, gdyż dziewczyna była niesamowicie lekka. Spojrzał na nią jakby od niechcenia, jednak studiował każdy kawałek ciała z nadzwyczajną uwagą. Usta miała wykrzywione w delikatnym uśmiechu, a brzoskwiniowa cera ładnie kontrastowała z burzą kasztanowych loków okalających jej twarz. Dostrzegł pojedyncze piegi przy zgrabnym, lekko zadartym ku górze nosku, który zawsze uroczo marszczyła, gdy się nad czymś głęboko zastanawiała. Prawe ramię było kompletnie odsłonięte, gdyż szlafrok, który miała na sobie zapewne zsunął się w trakcie nocy. Niewykluczone również, że on sam go z niej ściągnął, obnażając tym samym dość spory fragment zdecydowanie kuszącego ciała. Dostrzegł cieniutkie ramiączko w kremowym kolorze, które również opadło w ślad za materiałem szlafroka. Miał idealny zatem widok na fragment koronkowej koszulki nocnej, w którą była odziana panna Granger. Uśmiechnął się na ten widok złośliwie i przejechał po obnażonym ramieniu delikatnie palcami, a w ich ślad wystąpiła na skórze kobiety gęsia skórka. Poruszyła się w jego ramionach, wtulając się w niego całym ciałem, jakby brakowało jej ciepła. Draco jednak nie zamierzał godzić się dłużej na obraną przez kasztanowłosą pozycję snu, a w której bez wątpienia było jej bardzo wygodnie. Odgarnął jej włosy z twarzy, wsadzając je za ucho i pochylił się w jej kierunku, jakby chciał jej coś wyszeptać. Mówił co prawda cicho, ale tyle wystarczyło, aby obudzić niezadowoloną pannę Granger.
            - Granger, cna niewiasto, czy mogłabyś zabrać swój kościsty łokieć, który wrzyna się w me arystokratyczne biodro? – Hermiona otworzyła powoli oczy, jakby dozowała im odpowiednią dawkę światła, a na końcu spojrzała na Malfoya, który otaksował ją srebrzystym spojrzeniem. Odsunęła się od niego jak oparzona, co spotkało się z krótkim śmiechem arystokraty.
            - Przepadnij w odmętach, Malfoy. – Obdarzyła go nienawistnym spojrzeniem obserwując jak podnosi się z niesamowitą gracją z kanapy i poprawia nieco wygniecioną koszulę.
            - Słodkie. A jeszcze niedawno trzymałaś się mnie jak dziecko. Sto razy bardziej wolałem, gdy spałaś, Granger. Mógłbym pomyśleć, że nie pałasz do mnie taką nienawiścią, jak teraz. – Prychnęła w odpowiedzi na jego słowa niczym rozjuszona kotka i wsparła głowę na ręce, opierając ją o kolano. Jeszcze nie zdążyła zarejestrować, że wścibski arystokrata z przerośniętym ego ma idealny widok na górną część jej koronkowej koszulki nocnej, gdyż szlafrok zsunął się z jej ramion, obnażając praktycznie cały biust.
            - Nie trzeba było mnie zatem budzić. Która jest w ogóle godzina? – Machinalnie rozejrzała się po salonie, ale zapomniała, że nie było w nim żadnego zegarka. Jej wzrok padł na stojącego obok niej blondyna, który z wdziękiem obrócił cholernie drogi zegarek na nadgarstku i wyartykułował wyjątkowo spokojnym głosem odpowiedź.
            - Jakieś dziesięć po dziewiątej.
            - Że co? Malfoy ty nadęty pacanie! Zabieraj ten swój arystokratyczny tyłek z mojego mieszkania, bo spóźnisz się zaraz do Ministerstwa! – Draco opadł z powrotem na kanapę i wsparł głowę na ręce, przyglądając się nieco poirytowanej dziewczynie z uśmiechem rozbawienia na ustach. Nie poprzestał jednak na samej twarzy i już po chwili przeniósł wzrok na odsłonięte obojczyki kobiety, by następnie zejść odrobinę niżej i poruszyć sugestywnie brwiami na widok idealnie okrągłych piersi malujących się pod materiałem koronkowej koszulki nocnej. Panna Granger powędrowała wzrokiem w miejsce, w które wpatrywał się arystokrata i poczuła oblewające jej twarz rumieńce zmieszania i wściekłości. Gwałtownie zakryła się połami szlafroka i obdarzyła go rozjuszonym spojrzeniem, co Malfoy skwitował krótkim, acz dźwięcznym śmiechem.
            - Bezczelny cham.
            - Powinnaś wiedzieć, Granger, na co się piszesz przesiadując ze mną w jednym pomieszczeniu w tym kusym i zdecydowanie pobudzającym wyobraźnię wdzianku. A twa troska o mą karierę polityczną jest wprost rozczulająca. Jesteś idealnym materiałem na przykładną żonę muszę ci powiedzieć. Choć te koronki zaburzają mi nieco utartą wizję na twój temat. Czy nie są zbyt sprośne jak na ciebie? Z reguły widuję cię w mało atrakcyjnych ubraniach, a szkoda, bo masz co pokazywać, Granger. Jestem pewien, że niejeden mężczyzna obejrzałby się za tobą, gdybyś wystawiła na światło dzienne te długie i smukłe nogi. A wracając do Ministerstwa nie musisz tak bardzo się o mnie martwić, gdyż dziś jest sobota, kochanie. – Ostatnie słowo niemalże przeliterował, napawając się widokiem soczystych rumieńców na policzkach kasztanowłosej kobiety. Skwitował swoją wypowiedź figlarnym uśmieszkiem, a oczy panny Granger pociemniały z wściekłości. Jeszcze szczelniej opatuliła się szlafrokiem, tak aby Malfoy miał jak najmniejszy dostęp do jej dość skąpo odzianego ciała. Niechętnie musiała jednak przyznać, że zakochana w sobie szowinistyczna świnia dokładnie wiedziała, jak obudzić motylki pożądania w jej podbrzuszu. Jego wzrok palił, a wspomnienie subtelnego dotyku z nocy mocno uderzało w jej kobiecość. Podniosła się aż nazbyt gwałtownie z zajmowanego miejsca i ruszyła w kierunku sypialni, aby móc się przebrać i ochłonąć po słowach mężczyzny. Została zatrzymana jednak w połowie kroku i pociągnięta z powrotem na kanapę, lądując na kolanach Malfoya z głośnym piskiem. Od razu strzeliła go przez głowę i wbiła palec w jego dość umięśnioną klatkę piersiową.
            - Co ty sobie do cholery wyobrażasz napalony zboczeńcu?!
            - Wierz mi lepiej na słowo, Granger, że nie chcesz wiedzieć, co właśnie sobie wyobrażam. A jako przykładny materiał na żonę powinnaś zapytać się raczej, co zjem na śniadanie i zaproponować mi kawy. – Sunął ręką wzdłuż jej pleców, aż zatrzymał się na linii pośladków, na których zaciskał po kolei jeden palec po drugim, obserwując szalejące płomienie wściekłości w bursztynowych oczach Hermiony. Jemu samemu zaś filuterny uśmiech nie schodził z twarzy, co jedynie potęgowało jawne rozwścieczenie w kobiecie.
            - Ty mały, szowinistyczny, podły, szatański owocu nasienia… - Wbijała palec w pierś mężczyzny z każdym kolejnym słowem coraz mocniej, obserwując pogłębiające się rozbawienie na ustach arystokraty. Wreszcie nie wytrzymała i zamachnęła się ręką z zamiarem wymierzenia mu policzka. Malfoy jednak był dużo szybszy od niej i unieruchomił jej nadgarstki zanim zdążyła pomyśleć o swej dłoni rozbijającej się o jego twarz. W sumie nic dziwnego. W końcu lata gry w szkolnej drużynie quidditcha i to na dodatek na pozycji szukającego nie mogły pójść tak po prostu w niepamięć. Pochylił się w jej kierunku, aż owionął ją jego ciepły oddech rozbijający się o płatek ucha, co rozpaliło ją niemalże do czerwoności, a bijące od niej gorąco można było porównywać z żarem pieca hutniczego.
            - Spróbuj uderzyć mnie jeszcze raz, a powykręcam ci te kaprawe palce tak, że nie będziesz w stanie utrzymać nawet kartki, kochanie. – Wysyczał do niej ostatnie słowo, które gdyby nie należało do Malfoya, odebrałaby jako wyrafinowaną formę pieszczoty. Zmrużyła gniewnie oczy, patrząc się wyzywająco w jego stalowe tęczówki i spróbowała się wyrwać. Nie było zaskoczeniem, że mężczyzna był od niej dużo silniejszy i w ułamku sekundy przygwoździł ją do kanapy, unieruchamiając jej ręce nad głową, a kolanem rozsunął jej nogi, tak że miał ją rozciągniętą przed sobą w całej okazałości. Spazmatycznie łapała każdy oddech, jakby miał być ostatnim w jej życiu, a ostatnie, co zdążyła zarejestrować to delikatnie napierające i masujące subtelnie jej kobiecość przez cienki materiał koronkowych majtek kolano arystokraty. Ciało kompletnie odmówiło jej posłuszeństwa, poddając się każdemu dotykowi blondyna i reagując na jego pieszczoty niepożądanymi reakcjami. Przez jedwabną koszulkę nocną widać było jej uniesione piersi oraz coraz śmielej wychylające się ku górze sutki. Zamarła, gdy twarz Malfoya znalazła się dosłownie milimetry od niej i nie wyglądało, aby miał zaprzestać swoich poczynań. Już mu się nie wyrywała, co arystokrata skwitował odrobinę wrednym uśmieszkiem i poluźnił palce trzymające jej nadgarstki nad głową. Z uwielbieniem wpatrywał się w dzieło, którego był sprawcą, a mianowicie upadający kręgosłup moralny wiecznie sztywnej i napuszonej dziewczyny, która reagowała na każdy jego najdrobniejszy gest. Jej oczy, tak niedawno pałające ku niemu żądzą mordu, stały się teraz zamglone, a rozszerzone źrenice przysłoniły niemalże całą powierzchnię tęczówek. Oddychała bardzo niespokojnie, a rozchylone pełne wargi same prosiły się, aby zatopić w nich usta. Przesunął wzrokiem po pobudzonym ciele byłej Gryfonki i musiał przyznać, że naprawdę była niesamowicie piękną kobietą. Nie miała nie wiadomo jak wielkich piersi czy pośladków, ale przy ogólnych proporcjach były wprost idealne. Szczupła talia, która zawsze pozostawała ukryta pod za szerokimi ubraniami nagle wydała mu się tak wąska, że bez trudu mógłby ją objąć rękami. I oczywiście nogi. Aspekt, na który Malfoy zawsze zwracał uwagę. Hermiona nie była jakoś pokaźnie wysoką osóbką. Przy jego prawie dwóch metrach wyglądała przy nim niemalże jak krasnoludek. Wszystko to jednak wynagradzały jej długie, smukłe i delikatnie opalone nogi, które oczami wyobraźni widział, jak obejmują go za biodra. Widział miliardy kobiet w swoim życiu i równie dużą liczbę gościł w swoim łóżku, ale żadna z nich nie miała tak zgrabnych i niesamowicie seksownych nóg, co Granger. Zastanawiał się, czy wystarczyłoby mu nocy, gdyby zaczął całować całą ich powierzchnię, aby na końcu dostać się do kwiatu niewinności, z którego spijałby słodki nektar kobiecości. Puścił jej nadgarstki i położył dłoń na jej biodrze, starając się być jak najmniej nachalny. Ku jego uciesze, Hermiona nie wyrwała się mu, a nawet chyba nie zauważyła, że jej ręce zostały wyswobodzone. Pochylił się jeszcze bardziej w kierunku jej ust i wtedy poczuł, jak całe ciało kobiety spina się, a oddech stał się jeszcze szybszy, niż do tej pory. Jak przez mgłę doszedł do niego jej cichy głos, który z trudem wydobywał się z gardła.
            - Nie… Nie zrobisz tego. – Srebrny błysk pożądania rozbłysnął w jego oczach, a usta ułożyły się w lubieżnym uśmiechu. Wiedziała, że Malfoy jest zdolny do wszystkiego, a najgorzej było mu powiedzieć, że czegoś nie zrobi. Próbowała się ratować tłumaczeniami, że powiedziała to, aby chronić siebie, ale prawda była taka, że zrobiła to zupełnie świadomie, nie mogąc doczekać się idealnie wykrojonych warg arystokraty opadających na jej i doprowadzających ją na kraj załamania emocjonalnego. Wpuściła głośno powietrze do płuc i wygięła się w delikatny łuk, gdy kolano blondyna mocniej na nią naparło. Nie było to ani trochę bolesne, a miała wrażenie, że zaraz zacznie się rozpuszczać pod wpływem bijącego od niego żaru.
            - Mała, głupiutka Hermiona. Sama dokładnie wiesz, że nie ma rzeczy, której nie byłbym w stanie nie zrobić. – Zacisnął mocniej palce na jej biodrze, a drugą rękę położył na rozpalonym policzku, stwierdzając z satysfakcją, że panna Granger objęła go za szyję i przyciągnęła ku sobie z nadzwyczajną stanowczością. Uśmiechnął się do niej wyjątkowo złośliwie i oblizał spierzchnięte wargi. To podziałało na kasztanowłosą kobietę, jak płachta na byka podczas korridy. Przywarła do niego całym ciałem i z rozkoszą poddawała się kolejnym pocałunkom, którymi obdarzał ją arystokrata. W całym swoim życiu nie całowała tak słodkich warg, jak Dracona. Miażdżył jej usta swoimi, nacierał z nadzwyczajną agresją, by po chwili ssać je bez opamiętania i masować podniebienie niesamowicie giętkim i sprawnym językiem. Tyle sprzeczności, ile odkryła za sprawą tegoż pocałunku w Malfoyu chyba nie spodziewała się nigdy. Zawsze stwarzał pozory oziębłego, zadufanego w sobie dupka, zepsutego do szpiku kości cynicznego szowinistę, a nagle wydał jej się niesamowicie namiętny, delikatny, traktujący ją niemalże z nabożnością, tak niepodobną do znanego jej dotychczas arystokraty, że zapragnęła chłonąć tę jego przemianę całym ciałem. Ta maska obojętności i pogardy, którą zawsze nosił została odrzucona w kąt, a ona chciała schować ją przed nim na zawsze, aby już nigdy więcej jej na siebie nie włożył. Cichy i dość nieśmiały głosik rozsądku zaczął nagle do niej szeptać, że to, o czym w tym momencie marzy nigdy nie będzie miało miejsca i powinna czym prędzej przerwać to zgubne uniesienie pożądania, którym się kierowali, bo będzie tego wszystkiego bardzo w życiu żałować. Ale ona nie słuchała i oddała kolejny pocałunek, którym obdarzył ją arystokrata. Wiła się pod nim jak w agonii, a on nie robił nic, aby ulżyć jej rozpalonym zmysłom, co niesamowicie ją denerwowało, a czego postanowiła dać wyraz niepocieszenia.
            - Ma… - Arystokrata zszedł pocałunkami niżej i sunął teraz wzdłuż jej szyi, zostawiając na niej mokre ślady. – Draco… ja…
            - Zrób to jeszcze raz. – Spojrzała na niego zamglonymi oczami, lecz wyraźnie dało się  nich dostrzec niezrozumienie.
            - Co?
            - Powiedz moje imię. – Niebezpieczne błyski padające z jego srebrnych oczu nagle przywróciły ją do brutalnej rzeczywistości. Odepchnęła go niezbyt kurtuazyjnie i wyswobodziła się spod jego ciała, zawiązując mocniej poły szlafroka. Rzuciła mu jeszcze pełne nienawiści spojrzenie, zanim zniknęła za drzwiami sypialni. Blondyn w przeciągu tych kilku sekund doprowadził się do kompletnego porządku i spoglądał na nią ni to znudzonym, ni rozbawionym wzrokiem. Świetnie! Prawie przespałam się z tlenioną tchórzofretką!
            - W najgorszych koszmarach, Malfoy. – Obróciła się na pięcie i ostentacyjnie trzasnęła drzwiami od sypialni, co arystokrata skwitował krótkim śmiechem. Zapragnęła nagle kopnąć z całej sił stojące pod ścianą łóżko, ale powstrzymała się w ostatniej chwili, jakby przeczuwała, że z jej nieporadnością w najlepszej możliwości złamie sobie palec, a w najgorszej całą nogę. Wściekła niczym osa popędziła w kierunku szafy, skąd zaczęła wyciągać ubrania na oślep. Niedługo potem praktycznie cała jej garderoba leżała na podłodze i na łóżku, a ona siedziała pośrodku tego bałaganu, przekładając kolejne bluzki z miejsca na miejsce. Nagle zastygła w bezruchu, gdy spojrzała na swoje odbicie w wielkim lustrze wiszącym na szafie i omal oczy nie wyszły jej na wierzch, gdy dostrzegła na obojczyku niemałych rozmiarów zaczerwienienie, które z pewnością nie powstało poprzez głupią zabawę w przytykanie rury od odkurzacza do skóry.
            - Co za… - Nie znała dość obraźliwych słów, aby wyrazić swą dezaprobatę w stosunku do czynu Malfoya. Co on do cholery miał piętnaście lat, że znaczył ją malinkami?! – Pożałuje, że się urodził. Skończone bydle.
* * * * *
            Wyszła z sypialni niemalże na palcach, starając się robić jak najmniej hałasu. Sądziła, że w przeciągu tych dwudziestu minut Malfoy zdążył już opuścić jej mieszkanie, ewentualnie zostawiając jej jakiś krótki liścik odnośnie przyniesionych w nocy nagrań. Na samo wspomnienie Harry’ego, który wyrażał się o niej jak o skończonej szmacie ponownie zawrzało jej z wściekłości. Zacisnęła nieświadomie ręce w pięści o spojrzała w kierunku kanapy, na której jeszcze niedawno całowała się z arystokratą. Jej wzrok machinalnie spoczął na obojczyku, na którym rozlewała się dość pokaźnych rozmiarów malinka. Zapłaci jej za to. Naciągnęła materiał cieniutkiego swetra z przedłużanym tyłem i usiadła na sofie, podkurczając nogi pod samą brodę i zagryzając delikatnie dolną wargę. Spięła się machinalnie, gdy wyczuła, że wciąż nie jest sama w mieszkaniu, a jej wzrok powędrował w kierunku drzwi od kuchni, z której właśnie wychodził obiekt jej rozmyślań z dwoma kubkami parującej cieczy. Postawił jeden z nich przed nią, a z drugim usiadł wygodnie na kanapie obok niej. Odsunęła się od niego kawałek i skrzyżowała ręce na piersiach. Oczywiście Malfoy zachowywał się, jakby nic się nie stało i zdążył już przywdziać na twarz tak dobrze jej znaną maskę obojętności i szyderstwa. Odezwał się do niej swym aksamitnym głosem, od którego czuła, jak miękną jej nogi.
            - Już myślałem, że powiesiłaś się na pasku od spodni, Granger. Dobrze, że przełożyłaś jednak swoje plany samobójcze na wieczór i zdecydowałaś się w końcu wyjść. Nie chciałbym wywarzać tych tanich drzwi i naciągać cię na koszty ich wymiany. Przy okazji pijesz wyjątkowo paskudną kawę, co nie powinno mnie za bardzo dziwić. Odnośnie herbat zaś masz wyjątkowo zbliżony gust do mojego, więc nie obrazisz się, jak ci powiem, iż pozwoliłem sobie zrobić nam po jednej. – Upił łyk gorącego napoju z kubka, kompletnie nie zwracając przy tym na nią uwagi. Kasztanowłosa zaś patrzyła na niego kątem oka, a prawa powieka drgała jej prawie niezauważalnie w przypływie irytacji. Odezwała się do niego ociekającym jadem głosem, ale nawet to nie zrobiło na bezczelnym gnojku wrażenia.
            - Ależ jasne. Czuj się jak u siebie.
            - Kusząca propozycja, ale jestem raczej przyzwyczajony do spływającego po ścianach obrzydliwego bogactwa, nie zaś do plebejskich bibelotów, którymi raczysz się otaczać. Nie patrz na mnie jak wygłodniała harpia, gdyż zawsze cenisz sobie szczerość z tego, co mi wiadomo, a ja nie robię niczego innego, jak wyrażam swą subiektywną opinię odnośnie umeblowania twego mieszkania. A teraz przejdziemy do konkretów mojej wizyty, jeśli pozwolisz. – Prychnęła w odpowiedzi, niczym rozjuszona kotka i sięgnęła dość nieporadnie po kubek z herbatą, który postawił przed nią Malfoy. Upiła łyk parującej cieczy i omal nie zaklęła z wściekłości. Cholerny dupek dokładnie wiedział, jaki czas parzenia jej odpowiada, aby napój miał perfekcyjny dla niej smak. I jeszcze wsypał płaską łyżeczkę cukru, której nigdy sobie nie odmówiła. Ani ziarenka więcej!
            - Jakżeby inaczej. – Po twarzy Draco przebiegł cień szyderczego uśmiechu satysfakcji i rozłożył przed Hermioną potrzebne im dokumenty, które odnalazł w jej mieszkaniu. Podał jej jeden z nich i zaczął od razu mówić, jednak panna Granger w ogóle nie była zainteresowana jego słowami.
            - Nasz niewyobrażalnie głupi szef Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów potwierdził wczoraj twoje obawy odnośnie jego nieobecności na zbliżającym się szczycie unijnym. Dokładnie wiesz, jakie to będzie miało katastrofalne skutki dla naszego Ministerstwa, a o których Potter, z łaski bożej samozwaniec ministerialny, raczył najwidoczniej zapomnieć. Hiszpanie tylko czekają, aż Niemcy odłączą się od Unii Świata Czarodziejów, gdyż wtedy zostaną umorzone ich wszystkie długi i zaciągnięte pożyczki, których nawiasem mówiąc jest niewyobrażalnie wiele. Francuzi zatem poprą ich stanowisko, a bez naszego Ministerstwa zostaną zaprzepaszczone wszystkie dotychczasowe zawarte umowy i regulacje, a bez Niemców, jesteśmy na arenie politycznej jak bez jednej ręki. Nie muszę ci z resztą tego tłumaczyć, bo zapewne wiesz to bardzo dobrze. – Obdarzył ją na koniec cynicznym uśmieszkiem, a Hermiona odwzajemniła mu się równie obrzydliwym, co jego. – Pozostaje zatem bardzo ważna kwestia, jak do tego wszystkiego nie dopuścić. Słucham twych propozycji, Granger, bo ty przecież zawsze wszystko wiesz najlepiej.
            - Te twoje szpile jakoś nie robią na mnie specjalnego wrażenia, więc daruj sobie, Malfoy. A jeśli chodzi o ten cały szczyt to proponuję zwrócić się z tym do Percy’ego. Sam pracował bardzo długo w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, zatem powinien wiedzieć, co należy zrobić.
            - Tylko mówiąc o wszystkim najbardziej rozgarniętej latorośli klanu rudych wielbicieli mugoli będziemy musieli mu wytłumaczyć, skąd o wszystkim wiemy. – Panna Granger wybuchła śmiechem na dźwięk słów arystokraty i spojrzała na niego z jawnym rozbawieniem. Miała dość tej perfekcyjnie odgrywanej przez Draco scenki, gdzie chwytał się wszystkich możliwych sposobów, aby nie poruszyć kwestii ich pocałunku, a tym samym wyprowadzić ją z ledwie odzyskanej równowagi psychicznej.
            - My? O nie, Malfoy. Nie ma żadnego my, nigdy nie było nas, a na dodatek beze mnie nie powiedziałbyś nawet ja. To twoja kampania, więc to ty będziesz się tłumaczył zarówno przed Percym, jak i przed Wizengamotem za tydzień. – Spojrzała na niego z wyraźną satysfakcją, którą czerpała z wypowiedzianych słów. Oczywiście jej stan upojenia minął tak szybko jak się pojawił, gdyż Malfoy pozostał niewzruszony jej postawą, a nawet wydawało jej się, że jej zachowanie lekko go rozbawiło. Piekielny dupek.
            - Nie boli cię przypadkiem nos, co Granger? – Zerknęła na niego z niezrozumieniem, co zostało jej wynagrodzone szerszym, sarkastycznym uśmiechem na ustach blondyna, aż zapragnęła strzelić go w ten pusty, platynowy łeb, aby skręcił sobie w końcu kark. Tylko Malfoy był podły i oziębły do tego stopnia, że potrafił stwarzać pozory, iż nie ma bladego pojęcia o tym, co się działo niedawno na kanapie, na której obecnie siedzą. – Pamiętaj, że po dzisiejszym poranku już nigdy nie zadrzesz go tak wysoko, jak zazwyczaj.
            - Jesteś najbardziej bezczelnym, aroganckim, impertynenckim dupkiem…
            - Zanim popuścisz dalszą wodzę fantazji względem uwielbienia mej osoby chcę wiedzieć, czy…
            - Czy co?! – Przerwała mu niemalże krzykiem, patrząc się wściekle w jego srebrne oczy. Wargi miała zaciśnięte niemalże do krwi, a jego beznamiętny wyraz twarzy potęgował w niej zgromadzoną furię. – Czy aż tak bardzo nam mnie podziałałeś, że żałuję, że nie doszło do czegoś więcej?! Czy wkurza mnie fakt, iż zachowujesz się, jakby nie miało to dla ciebie żadnego znaczenia?! Czy podoba mi się, że naznaczyłeś mnie jak kolejną zdobycz na szyi, a ja przez kolejny tydzień będę musiała to ukrywać?! Czy jakbyś nie był tak bardzo zapatrzonym w siebie egoistą, to zdjęłabym przed tobą wykrochmalone do perfekcji majtki, a potem wręczyła ci je w ramach podziękowania?! Tak, Malfoy! Możesz być z siebie kurwa zadowolony! W końcu łączy nas tylko i wyłącznie twoja pieprzona kampania.
            - Chciałem wiedzieć, czy smakuje ci herbata, ale dowiedziałem się znacznie więcej, niż mógłbym przypuszczać. – Wydała z siebie zduszony jęk i rzuciła w niego poduszką, leżącą w rogu kanapy. Jego obojętność bolała ją na wskroś i nie potrafiła tego przed nim ukryć. Podkuliła kolana pod samą brodę i schowała między nimi twarz. Czuła się bezsilna i nie miała ochoty z tym walczyć. Odezwała się do niego zduszonym, acz wciąż przesiąkniętym złością i rozgoryczeniem głosem.
            - Jest cholernie idealna. Tak samo jak ty. – Poczuła, jak Draco podnosi się z kanapy, a po chwili usłyszała dźwięk odstawianego kubka na blat niewielkiego stoliczka. Przez ten cały czas nie spojrzała na niego ani razu. Nawet wtedy, gdy złożył na jej włosach czuły pocałunek i mówił tym swoim aksamitnym niczym jedwab głosem, powodując przyspieszone bicie serca w klatce piersiowej.
            - Cieszy mnie to, Granger. Mam nadzieję, że pojawisz się w dniu wyborów, aby zobaczyć, jak Potter wylatuje z Ministerstwa. Oczywiście nie przyznam się, że potrzebuję twojego wsparcia i bliskości twej osoby. Przemyśl to i do zobaczenia w przyszłym tygodniu, kochanie. – Następnie usłyszała szczęk zamka od drzwi, a gdy uniosła głowę już go przy niej nie było. Miała ochotę wybuchnąć gorzkim śmiechem na jego słowa. Zawsze jest perfekcyjny w każdym calu. Nie byłby sobą, gdyby przyznał się, że ich pocałunek wywarł na nim jakikolwiek wpływ. W końcu kłamie idealnie, jak na każdego polityka przystało. A jednak w tych kilku zdaniach poczuła jego zmianę. Bolesną zmianę, po której mimo wszystko czuła się zdecydowanie lepiej.
* * * * *
            W całym Ministerstwie Magii huczało od rana o zbliżającym się starciu gigantów politycznych, czyli Pottera i Malfoya przy mównicy Wizengamotu. O kampanii tego pierwszego wiadomo było praktycznie wszystko, zaś o programie drugiego praktycznie nic. Wśród pracowników krążyły również plotki, jakoby dziedzic fortuny Lucjusza wycofał się z udziały w wyborach. Wszelkie domysły zostały rozwiane, gdy wybiła godzina 10.00, a drzwi od sali, gdzie zbierali się przedstawiciele Wizengamotu zostały zamknięte i ogłoszono ciszę wyborczą. Po jednej stronie komnaty stał głupkowato uśmiechający się Harry z pojedynczymi egzemplarzami dokumentów, które miały mu posłużyć jako pomoc w trakcie wygłaszania przemowy, a po drugiej stał niedający niczego po sobie poznać Draco, który co jakiś czas rzucał ciekawskie spojrzenie na zgromadzonych na sali czarodziejów. Do ostatniej sekundy liczył, że Granger się pojawi, ale nigdzie nie dostrzegł jej kasztanowych loków i promiennego uśmiechu, którym wspierałaby go w trakcie wygłaszania proklamacji. Spiął się w sobie ledwo zauważalnie i czekał, aż zostanie poproszony do mównicy przez podstarzałą przewodniczącą zgromadzeniu czarownicę. Słuchał dość uważnie przemowy Pottera, nie starając się nawet ukryć uśmieszku drwiny i pogardy, który widniał na jego twarzy. Tak jak przypuszczała Hermiona, bliznowaty wyciągał jedynie fakty z jego przeszłości, takie jak, że jest synem śmierciożercy, że sam nim kiedyś był, że działał na niekorzyść prawa za czasów Voldemorta, no i oczywiście, że bardzo długo stał po jego stronie. Z taką taktyką Potter mógł wiele zdziałać trzy lata temu. Teraz jego słowa odbijały się głuchym echem o ściany sali nie pozostawiając za sobą żadnego większego wydźwięku. Nie omieszkał pochwalić się swoimi bohaterskimi czynami dla świata czarodziejów, jak oczywiście również faktem, iż pokonał Czarnego Pana, po którego stronie stał Malfoy, co zaznaczał niemalże co drugie zdanie. Zerknął w kierunku głównego trybunału i omal nie parsknął śmiechem widząc starszego czarodzieja wspierającego głowę na ręce i obserwującego Pottera zza wpółprzymkniętych powiek, jakby całe jego oratoryjne pieprzenie głupot w ogóle nie robiło na nim żadnego wrażenia. Sprawdził jeszcze raz, czy ma ze sobą nagranie z wieczorku towarzyskiego u Zabiniego i wtedy jego wzrok powędrował na resztę zgromadzonych czarodziei oraz innych współpracowników Ministerstwa. Shacklebolt był oczywiście obecny i z wielkim zafascynowaniem wsłuchiwał się w słowa złotego dziecięcia stojącego przy mównicy. Jego uwagę jednak zwróciły długie platynowe włosy zebrane w koński ogon jednego z czarodziejów zajmujących miejsce niemalże na w najodleglejszym kącie sali. Zaschło mu w gardle, gdy zobaczył swojego ojca. Nie spodziewał się, że przyjdzie na wybory. W najśmielszych snach nie pomyślałby, że jest tutaj po to, aby go wspierać, jednakże jego obecność dodawała mu animuszu, aby jak najlepiej wypaść w trakcie przemówienia. Gdy ich oczy się ze sobą skrzyżowały dostrzegł przepływający po twarzy ojca cień bladego uśmiechu. Oznaczało to, że Lucjusz już jest dumny z faktu, iż jego jedyny syn znalazł się wśród kandydatów na stanowisko Ministra Magii. Uśmiechnął się do niego ledwo zauważalnie i wtedy usłyszał głos dobiegający z jego prawej strony.
            - Panie Malfoy czy jest pan gotowy? – Spojrzał na starszą czarownicę zerkającą na niego zza okularów i obdarzył ją najbardziej uwodzicielskim uśmiechem na jaki było go tylko stać. Dostrzegł na wysuszonych policzkach kobiety drobne zaróżowienia, a następnie zakasłała parę razy, wskazując mu w dalszej kolejności miejsce przy mównicy. Stanął przy niej i obrzucił wszystkich obecnych na sali beznamiętnym wzrokiem, lecz także jakby z odrobiną wyższości. Poluzował zawiązany zbyt ciasno jak na niego krawat i ostatni raz spojrzał w kierunku drzwi wejściowych. Wyobraził sobie uśmiechającą się do niego promiennie Hermionę, wołającą do niego bezgłośnie: wierzę w ciebie! Było to jednak zbyt wyimaginowane marzenie, aby mogło być prawdziwe. Obiecał jednak, że pogrąży Pottera w czarnej dziurze i zapłaci za wyrządzone dziewczynie krzywdy, a Malfoyowie zawsze dotrzymują danego słowa. Z tą myślą i nieco sardonicznym uśmieszkiem rozpoczął przygotowaną we współpracy z Hermioną przemowę i z triumfem obserwował rodzące się na twarzy jego kontrkandydata zszokowanie, aż w końcu Potter był blady jak ściana. Obraz nędzy i rozpaczy.
* * * * *
            Nie chciała tu przychodzić. W ogóle nie powinno jej tu być. To dlaczego siedzi jak na szpilkach przed wejściem na salę obrad Wizengamotu i czeka, aż te przeklęte przemowy dwóch najbardziej upartych czarodziejów na świecie w końcu się skończą? Właściwie to czekała tylko na jednego z nich. Arystokratę o srebrnych niczym księżyc w pełni oczach, wykrojonych przez najlepszego stwórcę miękkich wargach i ciele wykutym w marmurze przez znakomitego rzeźbiarza. Nie miała odwagi wejść do środka. Bała się tego, co może ją tam spotkać, gdy Draco zacznie atakować Harry’ego niedającymi się podważyć argumentami, w których wiele dotyczyło jej osoby. Potter byłby bezapelacyjnie wściekły i Merlin jeden wie, do czego mógłby się posunąć. Wolała zostać przed drzwiami i obserwować cały przebieg proklamacji wyborczych w misach, które przekazywały dokładny obraz z sali Wizengamotu. Serce jej załomotało w piersi dwa raz mocniej, gdy Malfoy podszedł w końcu do mównicy. Zauważyła już wcześniej, że szukał jej wzrokiem wśród zgromadzonych i jaką nietęgą miał minę, gdy za każdym razem jej nie dostrzegał. Wsłuchiwała się w słowa jego przemowy i nie mogła przestać się uśmiechać do jego odbicia w misie z wodą. Był tak pewny swoich słów, mówił ze stoickim spokojem, zmieniając jego barwę w tych momentach, kiedy musiał coś mocniej zaznaczyć. Jego ruchy, każdy najmniejszy gest, były wypracowane do perfekcji. Nawet jeśli kłamał, to nikt nie byłby w stanie mu tego zarzucić, bo robił to po prostu znakomicie. Parę razy udało jej się dostrzec bladą jak u trupa twarz Harry’ego, który wbijał się z każdym kolejnym zdaniem coraz bardziej w zajmowane miejsce, nerwowo spoglądając na wyraźnie zszokowanego obecnego wciąż Ministra Magii. Spięła się, gdy przewodnicząca Wizengamotu dopuściła nagranie Malfoya i obserwowała niedowierzanie na twarzach wszystkich obecnych. Zachowanie Pottera było wprost skandaliczne, a jeden z członków trybunału zażądał nawet, aby wstrzymać projekcję, gdyż słowa szefa Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów uwłaczają jego stanowisku i bezczeszczą jego dobre imię. To zatrzymania nagrania jednak nie doszło i wszyscy mogli patrzeć na zalanego pod koniec niczym messerschmitt Harry’ego, który teraz kipiał wprost z wściekłości i słał spojrzenia pełne chęci mordu ku Malfoyowi. Arystokrata jednak jak na niego przystało spoglądał na niego z wyższością i wyraźną satysfakcją z otrzymanego efektu. Kiedy zaś skończył swoją przemowę, ukłonił się z gracją na mównicy i przewodnicząca Wizengamotu zarządziła przerwę wyborczą, po której to zostaną ogłoszone wyniki głosowania. Nie podlegało żadnym wątpliwościom, kto obejmie urząd Ministra Magii. Uśmiechnęła się jeszcze ciepło, gdy dostrzegła Kingsleya wymijającego bez słowa Harry’ego i gratulującego Draconowi jego wystąpienia. Chwilę potem drzwi do sali obrad otwarły się z głośnym hukiem i dostrzegła wściekłą postać Pottera, który gdy tylko ją zobaczył zaczął kroczyć ku niej z uniesionym ku górze palcem wskazującym i szaleńczą furią w zielonych oczach.
            - Ty! Jak śmiałaś mi to zrobić?! Po tych wszystkich latach przyjaźni?! Jak mogłaś mi to zrobić Hermiono?! – Złapał ją agresywnie za ramiona i zaczął nią tarmosić jakby był opętany. – Wiedziałaś, ile to stanowisko dla mnie znaczy! Jak mogłaś być tak bezczelna po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem?! Ile ci ten parszywy gnojek zapłaci, że mu to wszystko powiedziałaś?!
            - Harry puść mnie! – Chciała mu się wyrwać, ale Potter zachowywał się jakby był w amoku. W tym momencie bała się go oraz tego, że zacznie ją dusić na posadzce Ministerstwa.
            - No jasne! Zerżnął cię jak kolejną szmatę i wyśpiewałaś mu wszystko co do joty! Zapłacisz mi za to, bo jesteś tylko nic niewartą, plugawą…
            - Potter! – Po korytarzu rozbrzmiał lodowaty głos Lucjusza Malfoya, a obok którego kroczył z nienaturalnie stoickim spokojem Draco. Wewnątrz jednak gotował się z wściekłości i chciał przetrącić mężczyźnie kark, że odważył się położyć ręce na ciele Hermiony. Zdumiony lecz wciąż szalejący z furii Harry odwrócił się w kierunku dwóch czarodziei i pchnął kasztanowłosą dziewczynę przed siebie, i gdyby nie młody Malfoy z pewnością rozbiłaby sobie nos i kolana o posadzkę. Lucjusz natomiast stanął przed brunetem patrząc na niego z pogardą, a jednocześnie na jego ustach czaił się filuterny uśmieszek, który odziedziczył po nim jego syn.
            - Jak śmiesz wyrażać się w ten sposób o moim synu, a już niedługo Ministrze Magii? – Harry przełknął nerwowo ślinę i rzucił w kierunku Dracona nienawistne spojrzenie, by po chwili przenieść je na starszego Malfoya. Jego reputacja i tak już została zrównana z ziemią, więc nie obchodziło go, że gapi się na niego praktycznie całe Ministerstwo, a w tym Kingsley Shacklebolt, który pokładał w nim tak wielkie nadzieje.
            - Matka nie nauczyła cię, jak rozmawiać ze starszymi i lepszymi od ciebie? Odpowiadaj Potter! – Draco podszedł do ojca i położył mu rękę na ramieniu, co nieco zdziwiło Lucjusza, a jeszcze bardziej był zszokowany widokiem swojego syna, którego palce u dłoni były splecione z palcami kasztanowłosej dziewczyny.
            - Odpuść ojcze. Nie jest tego wart. Wystarczająco sam sobie już dziś zaszkodził.
            - Draconie, co to ma znaczyć? – Lucjusz obrzucił zniesmaczonym wzrokiem złączone ze sobą dłonie dwójki młodych czarodziejów, na co Draco uśmiechnął się do niego z przekąsem i wyraźną satysfakcją. Hermiona zaś wzdrygnęła się, widząc pełen pogardy wzrok Malfoya seniora i mocniej ścisnęła rękę blondyna.
            - Ojcze poznaj przewodniczącą mojej kampanii wyborczej, dzięki której wszystkie oszczerstwa rzucane przez Pottera wyszły na wierzch, Hermionę Granger. – Panna Granger uśmiechnęła się nieśmiało, a prawa brew Lucjusza powędrowała odrobinę w górę. Ściągnął z dłoni czarną, skórzaną rękawicę i ujął wolną rękę kasztanowłosej kobiety, składając na niej delikatny, prawie niewyczuwalny pocałunek. Gdyby nie krzyki Pottera pomyślałaby, że zwariowała, gdyż najpodlejszy śmierciożerca właśnie obdarzył ją nad wyraz kurtuazyjnym gestem i musiałby zacząć zbierać szczękę z podłogi.
            - Co?! Zbratałaś się z klanem śmierciożerców?! Już nie pamiętasz, jak wszyscy nazywali cię szlamą?! I mieli rację, bo jesteś zwykłą dziwką!
            - Licz się ze słowami, Potter! – Gdyby nie mocniejsze ściśnięcie jego dłoni przez Hermionę rzuciłby się na bruneta i wbił mu głowę w marmurowe kafelki na posadzce Ministerstwa. Lucjusz oczywiście też miał swój udział w powstrzymaniu jego morderczych zapędów, gdyż zagrodził mu stanowczo drogę wysuniętą ręką, a następnie zbliżył się jeszcze bardziej do Harry’ego i jednym ruchem uniósł go na wysokość swojej twarzy, trzymając za poły koszuli i sprawiając, że chłopak zaczął się odrobinę dusić.
            - Jesteś taką samą kanalią jak twój ojciec. A spróbuj się jeszcze raz wyrazić w ten sposób o mojej przyszłej synowej to Merlin mi świadkiem, że pocałunek dementora przy tym, co z tobą zrobię będzie wyrafinowaną pieszczotą. – Następnie puścił materiał koszuli mężczyzny i odrzucił go na podłogę. Panna Granger wpatrywała się w to, co dzieje się przed jej oczami z niemałym przerażeniem, aż musiała przytknąć sobie rękę do ust, aby nie wydobyło śnię z nich głośne świszczące powietrze. Drżała na całym ciele i nawet dotyk Draco nie pomagał jej się uspokoić, gdy stanął przed nimi Malfoy senior. Jego głos był równie aksamitny i miękki, co jego syna, ale nogi mimo wszystko i tak miała jak z waty.
            - Draco udaj się z panną Granger z powrotem na salę i przyjmij nominację od Ministra Magii.
            - A pan nie wejdzie razem z nami? – Zapragnęła ugryźć się w język, gdy spojrzała na zmieszaną twarz starszego arystokraty. Kto jak kto, ale Lucjusz Malfoy raczej nie szaleje ze szczęścia, że Hermina Granger jest wybranką życia jego jedynego syna. Spodziewała się, że rzuci pod jej adresem kilka niewybrednych uwag, a następnie odejdzie łopocząc za sobą wielką peleryną, ale mężczyzna obdarzył ją nawet przyjaźnie wyglądającym uśmiechem i odezwał się spokojnym głosem.
            - Z rozkoszą, panno Granger. – Niemalże przeliterował jej nazwisko, by w następnej kolejności wdziać na twarz swoją maskę oziębłości i ruszyć prosto do sali Wizengamotu. Draco zaśmiał się krótko i cicho, prowadząc ją w ślad za ojcem i szeptał jej do ucha tym swoim melodyjnym i jedwabistym głosem, od którego znów czuła motyle pożądania latające w jej podbrzuszu.
            - Właśnie zostałaś zaakceptowana przez najgorliwszego wyznawcę zachowania czystości krwi w rodzie Malfoyów. Nie licz na więcej kurtuazyjności z jego strony.
            - Nie śmiałabym, Draconie Malfoyu. A może powinnam powiedzieć panie Ministrze? – Przed samym wejściem złożył na jej uśmiechniętych ustach namiętny pocałunek, a ona objęła go za szyję, stając na palcach i oddając pieszczotę z całą zgromadzoną w sobie siłą. Z sali dochodziły do niech dźwięki oklasków i gromkiego wiwatowania, a jak się okazało najwięcej szumu robił oczywiście Blaise Zabini, który notabene nie wiadomo skąd się tam pojawił. Stał obok niemrawo klaskającego Lucjusza Malfoya, co chwilę wydzierając się na cały regulator.
            - Niech żyje Minister Magii Draco Malfoy! Panie Malfoy, czy mnie wzrok nie myli i to Hermiona Granger?
            - Nie inaczej. – Lucjusz zazgrzytał zębami widząc pokaz miłości odstawiany przez jego syna i miał ochotę zdzielić Zabiniego swą arystokratycznie drogą laską prosto w ten zakuty łeb.
            - Zatem… Niech żyją państwo Malfoyowie!
            - Wypraszam sobie Zabini! – Kompletnie nikt nie zwracał uwagi na Lucjusza, który chciał udusić Blaise’a w rogu sali jedwabną chusteczką, gdyż wszyscy wpatrywali się w dumnie kroczącego Dracona, obok którego szła nieco zmieszana panna Granger. Wyniki głosowania były jednomyślne. Żaden ze zgromadzonych na sali członków Wizengamotu nie poparł kandydatury Pottera, a jakby wymieniony miał mało problemów przez swoje wystąpienie, do Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów wpłynęło właśnie pismo apelujące o natychmiastowe usunięcie mężczyzny ze stanowiska i pociągnięcie go do odpowiedzialności za wszystkie występki. Draco przejął po Kingsleyu urząd Ministra, a gdy tylko wręczenie nominacji minęło wpił się w wargi panny Granger i całował ją aż do utraty tchu. Poczuła, że odnalazła dom po wielu latach błądzenia. Nareszcie była w pełni szczęśliwa. Czy kochała? Było za wcześnie, aby mówić o miłości, ale wiedziała, że nie będą długo z nią zwlekali, gdyż czuli, że łączy ich zdecydowanie więcej, niż jedynie polityka, która pomogła im się w końcu odnaleźć. 

23 komentarze:

  1. Genialna! :)
    Możliwe, że trochę podobna do Ukochanej Polityki, ale ja czytałam ją dość dawno i czytając twoją miniaturkę nie odniosłam takiego wrażenia ;) No i oczywiście najlepsze jest to, że jest taka długaśna *.*
    Pozdrawiam,

    ~Blonde Princess~

    from-notebook-of-princess.blogspot.com
    dramione-nowa-historia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio? A ja sądziłam, że jej długość właśnie będzie przerażać i odstraszy :D

      Usuń
  2. Miniaturka byłą super. Czasami takie odstępstwa gdy robi się z Pottera ostatnią łachudrę są ... odświeżające. tylko dlaczego te fajne miniaturki i rozdziały w fajniejszych długo metrażowych fanfikach muszą być stanowczo za krótkie?

    OdpowiedzUsuń
  3. Widać, że wzorowana na "Ukochanej Polityce" (a tak w ogóle czy ktoś jeszcze zauważył, że można przeczytać jako: "Ukochaną Polityka"?), ale mi to nie przeszkadza, bo tamtą historię uwielbiam całym sercem! ❤
    Dla mnie trochę przydługie, ale nie wyobrażam sobie, byś miała tego kolosa skrócić chociaż o jedno zdanie. Po prostu cudo nad cudami! :D
    Życzę weny!
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Przecudowne *-*
    I właśnie dobrze, że długa! Twoje arcydzieła mogę czytać godzinami więc im więcej tym lepiej ;)
    Przepiękna miniaturka. Podobna do Ukochanej Polityki ale nie bardzo. Jak to napisałaś to myślałam, że będzie sporo podobieństw, a moim zdaniem się totalnie nie pokrywają. Pięknie piszesz i czyta się to z ogromną radością :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Super miniaturka,oby tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Może mi ktoś podać link do Ukochanej Polityki? Prosze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://www.fanfiction.net/s/6778532/1/Ukochana-polityka

      :)

      Usuń
  7. Cudowna ♥ Długa, ciekawa, wspaniała po prostu. Kocham twoją twórczość i pozdrawiam cieplutko ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Za krótkie, ale ujdzie...
    Nie no, jest I D E A L N E!
    Takie... Oh ... Ah... Eh..

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham, jak piszesz, a ta miniaturka jest dbjdjdjdjdjd. Brak slow, moja mila.
    Weny ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetne, uwielbiam długie notki! ♥
    Zapraszam do siebie!

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudeńko <3 Chociaż trudno mi było wyobrazić sobie Harry´ego... Miniaturka bardzo fajna i mimo, że dość pokaźnych rozmiarów czyta się szybko.
    Pozdrawiam :*
    ~Madzik

    OdpowiedzUsuń
  12. Miniaturka jest super. Zawsze podobał mi się motyw współpracy między Draconem i Hermioną. Harry tutaj to skończona świnia. Należała mu się nauczka. Strasznie podobała mi się za to końcówka. Daje sporo pole do popisu dla wyobraźnie czytelników.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Wow,
    To jest już druga miniaturka, którą czytam dzisiaj na tym blogu i powiem jedno: Jestem zachwycona!
    Piszesz z pazurem i tak, że wszystko da się przeczytać. Nie zauważyłam także błędów ortograficznych.
    Życzę weny ;)
    A.F.

    OdpowiedzUsuń
  14. Zakochałam się w tej miniaturce! Jest przepiękna!! ♡♡♡
    Pozdrawiam, A.M.
    whoreadsbooks-livestwice.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Jaka cudowna miniaturka :* *.*

    OdpowiedzUsuń
  16. Niesamowita miniaturka. Tak ciekawa że nie można się od niej oderwać. Podziwiam Twój talent pisarski i życzę dużo weny.
    Pozdrawiam Mystre

    OdpowiedzUsuń
  17. Czytałam na trzy razy, bo długość jest faktycznie imponująca, ale to zdecydowanie plus tej miniaturki! Jestem zakochana,bardzo podoba mi się to, jak wykreowałaś bohaterów- w szczególności Draco i Lucjusza, który mimo że nie zagościł w miniaturce na długo,był bardzo przyjemnym epizodem. Twój styl jest cudowny, boski wręcz i mam zamiar wziąć się za przeglądanie Twoich innych prac, bo na tą natknęłam się z czystego przypadku (za co dziękuję Merlinowi).
    Nie rozpisując się- swietna miniaturka
    Pozdrawiam, Claudine

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za słowa uznania i cieszę się niezmiernie, że miniaturka przypadła Ci do gustu. Oczywiście zapraszam nie tylko do czytania minimalistycznych prac, ale również głównego opowiadania :)

      Również pozdrawiam i mam nadzieję, że jeszcze się gdzieś zobaczymy :)

      Usuń
  18. Uwielbiam! Najlepszy mój Blaise na końcu Lucek! XD

    OdpowiedzUsuń