niedziela, 18 października 2015

Rozdział XXXIV

Kochani,
nie mam dla Was żadnej cudownej wiadomości. Próbowałam uratować dzisiejszy rozdział, ale nie bardzo mi się to udało. Pisałam wczoraj (a raczej już dzisiaj) zakończenie i z czystej nieuwagi wyciągnęłam przez przypadek wtyczkę zasilającą do laptopa, w związku z czym połowa rozdziału poszła się, mówiąc kolokwialnie, rypać. Niewiele udało mi się odzyskać, praktycznie tyle, co nic, ale postaram się to Wam jakoś zrekompensować. Napisałam dziś tyle, ile mogłam i zakończyłam w miarę w odpowiednim miejscu. Mam nadzieję, że kontynuacja dzisiejszej notki, która pojawi się za tydzień poprawi Wam nieco humor.

Nie przedłużając zapraszam na dość marny i bardzo krótki rozdział oraz na jego część drugą wraz z niespodzianką już 25 października.

Realistka

* * * * *
            Mówi się, że szczęście nie trwa wiecznie. Ci, co tak myślą są w dużym błędzie. Wystarczy znaleźć osobę, która będzie chciała dzielić z nami swoje smutki i problemy, która będzie śmiała się perliście, gdy coś ją rozbawi, która w nawet najcięższych dniach będzie umiała wywołać na naszej twarzy choćby najmniejszy uśmiech. Z taką osobą szczęście zawsze trwa wiecznie. I mimo kłótni czy częstych niesnasek, nie wyobrażamy sobie, aby nasze życie mogło się toczyć dalej bez tej osoby. Jest dla nas światłem, powietrzem, wodą, wszystkim, co nas otacza, wszystkim, co sprawia, że stajemy się szczęśliwi. Z taką osobą łączy nas niesamowicie silna więź, której choćbyśmy chcieli, nie jesteśmy z stanie rozerwać.
            Wybiegli z restauracji śmiejąc się niczym dzieci i trzymając się za ręce. Nie zważali na padający z nieba deszcz czy przeraźliwie chłodne powietrze. Nawet dźwięki klaksonów samochodowych i krzyki kierowców, gdy przebiegali przez środek skrzyżowania nie były w stanie zmyć z ich twarzy uśmiechów szczęścia. Wolni od nachalnych spojrzeń, nienagannej etykiety i dołującej formalności panującej na sali, w końcu mogli cieszyć się sobą w prywatnym gronie, które ograniczało się tylko do nich. Przebiegli przez wielką kałużę na środku chodnika, obryzgując siebie i przy okazji innych przechodniów. Nie zatrzymali się nawet, gdy pędził na nich rowerzysta. Minęli go niemalże w ostatniej chwili i wpadli w kolejną kałużę. Całkowicie przemoknięci wyszli w końcu z parku i stanęli przed starym, wysokim budynkiem. Severus wciąż trzymał Rolandę za rękę i spojrzał w jej jastrzębie oczy. Iskrzyły się pod wpływem światła księżyca i śmiały się do niego niczym u nastolatki. Ten widok poszerzył jedynie uśmiech na jego twarzy, by następnie pociągnąć kobietę w kierunku wejścia do kamienicy.
            - Gdzie idziemy, Severusie? – Wspinali się po schodach na sam szczyt, nie interesując się, że robią dość spory hałas, który mógł zakłócić spokój tutejszych mieszkańców. Stukot obcasów kobiety rozlegał się głośnym echem po całym budynku, a oni cały czas biegli przed siebie, aż znaleźli się przed dużymi drzwiami. Severus otworzył je i wpuścił Rolandę przed siebie. Znajdowali się na dachu kamienicy, skąd mogli obserwować panoramę Londynu w całej okazałości. Widok był niesamowity. Wszechobecne światła, dźwięki miasta, a do tego gwieździste niebo i księżyc tworzyły magiczny klimat. Usiedli na starych skrzynkach, które notabene nie wiadomo skąd się tam wzięły. Severus objął ramieniem Rolandę, która położyła głowę na jego ramieniu, by po chwili westchnąć głośno.
            - Jeszcze nigdy nie czułam się tak, jak w tej chwili. – Mężczyzna spojrzał na nią kątem oka i oparł policzek o jej głowę.
            - To znaczy?
            - Przypominają mi się pierwsze lata w Hogwarcie. Świat stojący otworem, pragnienie, aby zdobyć go chociaż w części. Szkoda, że byłam mało ambitną uczennicą. Może nie skończyłabym jako nauczycielka latania. – Rolanda zaśmiała się i wtuliła jeszcze mocniej w Severusa, który nie ukrywał lekkiego zmieszania jej słowami. Wydawało mu się, że jego koleżanka z grona pedagogicznego miała bardzo dobre wyniki w nauce. Tymczasem okazało się, że Rolanda była zupełnie inna niż podejrzewał.
            - Nie lubiłaś tej pracy?
            - Ależ skąd! Uwielbiałam ją! Dzięki niej mogłam wciąż latać na miotle. Teraz już nie jest to samo. – Słyszał zarodek smutku w głosie kobiety. On w sumie również miał podobne odczucia. Kiedy uczył w Hogwarcie mógł robić to, co kochał. Może nie pałał sympatią do wszystkich uczniów. Praktycznie dla niewielkiego grona był w stanie wysilić się na grymas mający przypominać uśmiech, ale mimo lat wściekłości na brak ambicji swoich podopiecznych, wybuchających kociołków, bałaganu na półkach z ingrediencjami i mało perfekcyjnych eliksirów, w duchu musiał przyznać, że kochał tę pracę. Gdy odszedł na emeryturę czuł niedosyt. Brakowało mu czegoś w życiu i z bólem stwierdzał, że były to właśnie lekcje eliksirów. Rozumiał pod tym względem Rolandę. Oboje odcięli się od swoich ulubionych zajęć, które sprawiały im niesamowitą radość.
            - Latasz jeszcze czasami? – Kobieta spojrzała na Severusa i uśmiechnęła się pogodnie, przenosząc po chwili wzrok z powrotem na panoramę Londynu.
            - Rzadko mam okazję. Ciężko latać na miotle, gdy w każdej chwili może cię przyłapać mugol. A ty? Pamiętasz jeszcze, jak się przyrządza niektóre eliksiry?  - Snape prychnął kpiąco w odpowiedzi. Oczywiście, że pamiętał! Eliksiry to jego życie i nie potrafił ich tak po prostu zapomnieć. Co prawda siedzenie w domu i warzenie veritaserum nie równało się z pracą w Hogwarcie, ale zawsze to było jakieś zajęcie.
            - Śmiesz wątpić? Przydomek mistrza eliksirów nie dostałem bez powodu.
            - Powiedz mi, Severusie, ale tak szczerze. Kiedy uczyłeś w Hogwarcie spotkałeś się z kimś, kto byłby godny cię zastąpić? – Mężczyzna zamyślił się chwilę, grzebiąc w pamięci w poszukiwaniu równej sobie uczennicy bądź ucznia. Przez głowę przewijała mu się masa nazwisk, ale przy większości z nich nie zatrzymywał się nawet na chwilę. Wielu było ambitnych, ale zawsze osiągali swój limit. Byli w stanie wykonać niezliczoną ilość eliksirów, które im zadał, ale zawsze trafił się jeden, z którym mieli problemy. Wyjątek stanowił jego chrześniak, który wykazał się ogromnymi zdolnościami na jego przedmiocie, o co prawdę mówiąc nie podejrzewał go. Nie wiedział, czy Draco tak mocno przykładał się do eliksirów, bo faktycznie go interesowały, czy po prostu rywalizował z Granger, która była chodzącą encyklopedią. Na myśl o uczennicy z Griffindoru uśmiechnął się delikatnie, co nie uszło uwadze Rolandy.
            - A więc jednak był ktoś taki?
            - Wpieniali mnie oboje niemiłosiernie, ale byli tak diabelnie zdolni, że jakiegokolwiek eliksiru bym im nie zadał, oni i tak by go zrobili. Z czystej rywalizacji, aby pokazać, które jest lepsze. Malfoy i Granger od zarania dziejów darli ze sobą koty na eliksirach. U ciebie też się zachowywali, jakby chcieli pozabijać się plastikowymi łyżeczkami? – Rolanda zaśmiała się perliście i opatuliła szalikiem. Siedzenie w deszczu i to na dodatek przy minusowej temperaturze nie było genialnym pomysłem. Czuli się jednak tak dobrze w swoim towarzystwie, że nie chcieli opuszczać tego miejsca. Gdy Snape wymienił nazwiska dwójki nienawidzących się byłych adeptów magii od razu przypomniała sobie pierwsze zajęcia z nimi w Hogwarcie. Fakt, Draco latał całkiem nieźle, czego z kolei nie mogła powiedzieć o Hermionie. Dziewczyna była tak negatywnie nastawiona do jej przedmiotu, że z wielkim trudem zaliczała podstawowe zadania. Z biegiem lat wcale nie było lepiej. Niechęć do latania była tak wielka, że widząc grymas niezadowolenia na twarzy dziewczyny parę razy zwolniła ją z zajęć i wysyłała pod jakimś pretekstem do biblioteki. Rolanda nie miała serca z kamienia i wolała, aby panna Granger spożytkowała jej lekcje na uczenie się bądź rozwiązywanie zadań, niż na  rozbijaniu się na miotle o budynki szkoły.
            - Niestety zdarzało się. Do dziś nie wiem, czy na jednych zajęciach miotła Granger była zepsuta, czy Malfoy coś przy niej grzberał.
            - Znając poziom nienawiści tej dwójki z pewnością Malfoy maczał w tym incydencie palce. Co się w ogóle wtedy stało? – Były nauczyciel eliksirów słyszał o wielu wybrykach swojego chrześniaka, ale ten jeden najwyraźniej mu umknął. Niejednokrotnie skarżono się na Draco i jego zachowanie w stosunku do panny Granger, ale on prócz odjęcia paru punktów i ewentualnego szlabanu nie był w stanie zrobić niczego więcej. Prawdę mówiąc nie przeszkadzało mu to za bardzo. Znał podejście Malfoyów do czarodziei nieczystej krwi i nie miał ochoty przestawiać młodemu arystokracie niczego w głowie. Sam z tego wyrósł, jak się okazało z biegiem czasu, a jego znajomość z byłą uczennicą Gryffindoru najwidoczniej również uległą diametralnej zmianie. Ciekawiło go, co na ten temat sądzi Lucjusz.
            - Panna Granger, gdy tylko wsiadła na swoją miotłę od razu wystrzeliła niczym strzała prosto przed siebie. Konsekwencje były takie, że wleciała przez otwarte okno na zajęcia do Bins’a, a wyleciała na drugą stronę szkoły, rozbijając się o wieżę astronomiczną. Była trochę poturbowana, ale zwichnięty nadgarstek nie przeszkodził jej w rzuceniu eksperialmusem prosto w Malfoya. – Na wspomnienie wydarzenia z szóstego roku Rolanda zaśmiała się krótko pod nosem. Widok wiecznie opanowanej Gryfonki, która nagle wyglądała, jakby wszedł w nią szatan zawsze wywoływał na twarzy profesorki uśmiech. Do tego lecący ponad dziesięć metrów i okręcający się dookoła własnej osi Malfoy również zapadł jej głęboko w pamięci. Dzięki tej dwójce lekcje nie zawsze musiały być nudne i formalne, choć często ich kłótnie zahaczały już o sadyzm.
            - Zawsze ją gnębił i docinał na każdym kroku. Nie rozumiem, jak można się tak zachowywać w stosunku do kobiety. – Snape zwiesił na moment głowę. Może nie powinien, ale czuł się głupio i bardzo niekomfortowo w tym momencie. Był w pewien sposób odpowiedzialny za Dracona w Hogwarcie, więc faktycznie mógł czasem przemówić mu do rozsądku, ale on wolał przyglądać się jego poczynaniom ze złośliwym uśmiechem na ustach i czekać na reakcję rozwścieczonej niczym hipogryf Hermiony. Normalnie nie czułby zażenowania swoim zachowaniem, ale przy Rolandzie stawał się zupełnie innym człowiekiem. Był bardziej wylewny, nie dusił w sobie emocji, o których istnienie nawet siebie nie posądzał.
            - Draco od zawsze traktował ludzi przedmiotowo, bo sam w domu również był tak traktowany. Trochę mu się teraz wszystko poprzestawiało. Czasem nie poznaję tego chłopaka. – Rolanda zerknęła na mężczyznę kątem oka z niezrozumieniem, co nie uszło uwadze Severusa. Obdarzył ją delikatnym uśmiechem i objął jeszcze mocniej, aby nie zmarzła, choć w taką pogodę jego poczynania i tak były daremne.
            - Te dzieciaki, które znamy z Hogwartu nie są takie same, jak kiedyś. Wydorośleli, odnaleźli swoje powołania w życiu. Wielu z nich kroczy teraz drogą, o którą w życiu byśmy ich nie posądzali. Potter na przykład. Dasz wiarę, że jest magomedykiem?
            - A Weasley jednym z najlepszych graczy Quidditcha? Świat stanął na głowie.
            - Weasley? Ten niewydarzony, głupi powsinoga? – Kobieta zaśmiała się głośno na komentarz mężczyzny, który dołączył do niej po chwili. Wspominanie byłych uczniów i kariery edukacyjnej w Hogwarcie wprawiło ich w jeszcze lepszy nastrój. Wciąż brakowało im szkoły magii, ale chociaż tym sposobem mogli wynagrodzić sobie jej brak.
            - Przeniósł się teraz do Stanów Zjednoczonych i chyba nie idzie mu najlepiej.
            - To zupełnie jak na eliksirach. Cały czas się zastanawiałem, jakim cudem udawało mu się zaliczać wszystkie egzaminy. Gdyby nie Granger oboje z Potterem by zginęli.
            - Nasza wspaniała Złota Trójca. Te dzieciaki zawsze mnie czymś zaskakiwały.
            - Nie przesadzajmy. Aż tak genialni to nie byli. – Rolanda spojrzała na Severusa z miną typu: serio? Mężczyzna wywrócił w odpowiedzi oczami i cmoknął z dezaprobatą, co jedynie rozbawiło jego towarzyszkę. – Ej, chyba ma prawo do własnej opinii?
            - Wiesz, co mi się w tobie podoba? – Snape pokręcił przecząco głową. – Zawsze odstawałeś od reszty nauczycieli. Byłeś sztywny, zamknięty, odizolowany wręcz od społeczeństwa, a do tego siałeś postrach wśród wszystkich uczniów. Coś ty z sobą zrobił, Severusie?
            - Ktoś sprawił, że moje życie wywróciło się do góry nogami. – Patrzył na Rolandę z taką czułością, że miał wrażenie, iż kobieta zaraz się popłacze. Na jej policzkach dostrzegł soczyste rumieńce, które stawały się intensywniejsze z każdą sekundą. Wcześniej nie dostrzegał jej piękna. W ogóle nie zauważał kobiet, kiedy uczył w Hogwarcie. W jego sercu zawsze znajdowała się Lilly. Podnosiła go na duchu, umiała sprawić, aby dzień wydawał się być lepszy. Istniała wciąż w jego wspomnieniach, do których tak bardzo kochał wracać. Myślał, że już nigdy nie spojrzy na żadną kobietę, jak na Lilly. Myślał, że już nigdy jego serce nie zabije mocniej i nie zakocha się. Rolanda to zmieniła. W ogóle nie była podobna do matki Harry’ego, ani wizualnie, ani z charakteru. Była kompletnie różną osobą, jednak podobnie jak Lilly sprawiała, że życie z powrotem nabierało sensu. Czuł się niczym nastolatek na pierwszej randce. Miał przysłowiowe motyle w brzuchu, wszelkie myśli grzęzły mu w gardle, ale mimo ogólnego zdenerwowania chciał być przy Rolandzie jak najdłużej i cieszyć się wspólnie spędzonym czasem. Może właśnie kogoś takiego potrzebował? Może w jego życiu brakowało osoby, która zmieniłaby je jak za dotknięciem różdżki?
            - Przy tobie, Rolando, jestem kompletnie innym człowiekiem. Nie poznaję samego siebie. I choć jestem zatwardziałym konserwatystą, to ta zmiana podoba mi się i chciałbym, aby tak zostało.
            - Zostało? Chcesz spróbować być razem? – Nawet w najśmielszych snach nie przypuszczałaby, że Severus tak bardzo się zmieni. Był zupełnie inny niż Snape, którego mijała na korytarzach w Hogwarcie. Wszyscy myśleli, że jej opryskliwy i arogancki, a tymczasem jest osobą, z którą mogłaby kroczyć przez resztę życia. Sprawia, że wreszcie czuje się szczęśliwa, że ma po co wstawać rano z łóżka. Zanim zaczęli się spotykać jej życie przypominało rutynę. Każdego dnia wykonywała te same czynności i nie pamiętała, aby na jej ustach chociaż przez chwilę gościł tak błogi uśmiech jak teraz. Severus otworzył się przed nią, a tym samym otworzył także i ją. Stała się dawną sobą. Zaczęła przywiązywać wagę do swojego wyglądu, częściej się śmiać, wychodzić więcej do ludzi, a wszystko to zawdzięczała właśnie Snape’owi. Bała się jedynie, że ten stan nie będzie trwał wiecznie i za kilka tygodni, góra miesięcy znów wróci do starego rytmu dnia. Nie chciała, aby to się tak skończyło. Spojrzała na wykrzywioną w lekkim uśmiechu twarz mężczyzny, który położył dłonie na jej policzkach i pochylił delikatnie w jej kierunku.
            - A czemu nie? Jeśli oboje tego chcemy, to dlaczego mamy się przed tym powstrzymywać? – Czuł w sobie ogromne pokłady odwagi, której zawsze mu brakowało w obecności Rolandy. To była jego chwila, którą musi wykorzystać do końca i jak najlepiej. Zawsze miał pecha w miłości, zawsze był odtrącany. Teraz, gdy trafił na kobietę, która oddaje jego uczucia, nie może jej tak po prostu pozwolić odejść i czekać w nieskończoność. Obudziła się w nim siła, o której istnieniu nie miał bladego pojęcia. Błagał jedynie w myślach, aby wystarczyło mu jej do końca.
            - I naprawdę chcesz tego? Chodzenia za rączkę… - Severus wszedł dość nieelegancko w wypowiedź Rolandy, ale kobieta nie była tym faktem zirytowana. Wręcz przeciwnie, komentarz Snape’a wydał jej się dość zabawny i jak najbardziej na miejscu.
            - Przepraszam cię, Rolando, ale ja już nie mam siedemnastu lat, żeby musieć obwieszczać światu, że jesteśmy parą. Żeby było jasne żadne sweetfocie, statusy na facebooczku i koszulki z napisem: jestem w związku, nie wchodzą w grę.
            - Cieszę się, bo ja również nie zamierzam upamiętniać naszych spotkań na portalach społecznościowych. – Oboje zaśmiali się w tym samym momencie. Mieli już swoje lata, więc ich uczucie wyglądało nieco inaczej, niż u pary zakochanych w sobie po uszy nastolatków. Nie potrzebowali demonstrować swojej miłości przed wszystkimi ludźmi. Nie musieli obdzwaniać wszystkich znajomych i zwierzać się im, że zostali parą. Oni woleli spokój, cieszenie się sobą nawzajem bez zbędnych komentarzy. Nie oczekiwali od siebie romantycznych deklaracji, że zostaną ze sobą aż do śmierci. Dopiero czas pokarze, czy w końcu odnaleźli przeznaczoną sobie drugą połówkę.
            - Nigdy nie myślałem, że w takim wieku może mi się przytrafić coś tak cudownego. – Patrzyli na rozgwieżdżone niebo, które zdążyło się w tym krótkim czasie rozpogodzić i przestał siąpić zimny deszcz. Sceneria była niemalże magiczna, tak jakby z filmu romantycznego. Przepiękna panorama Londynu, gwiazdy na nieboskłonie, a do tego gdzieś z pobliskiego mieszkania dochodziły do nich dźwięki gry na skrzypcach. Severus podniósł się i wyciągnął w kierunku Rolandy dłoń, którą kobieta chwyciła z gracją i dała się porwać mężczyźnie do tańca. Śmiała się niczym nastolatka przy każdym obrocie i tak z resztą się czuła. Mogłaby spędzić całą noc na dachu budynku razem z Severusem i tańczyć do białego rana, aż zdarłaby sobie obcasy.
            - Tańczysz fantastycznie. Z taką lekkością, gracją. – Obdarzyła Snape’a uroczym uśmiechem, kładąc mu dłoń na ramieniu i kołysząc się subtelnie w rytm melodii.
            - Tobie też niczego nie brakuje.
            - Obrocik. – Severus okręcił Rolandę wokół jej osi, a następnie przyciągnął ją do siebie i pochylił się z nią w kierunku podłogi. Nie wiedział, jakim cudem jego usta złączyły się z wargami kobiety, ale od wszystkich towarzyszących mu w tym momencie doznań zakręciło mu się w głowie. Ktoś by pomyślał, że to nieco dziwaczne. Dorosły facet, a zachowuje się, jakby pierwszy raz w życiu poszedł na randkę. Severusowi to jednak nie przeszkadzało, a wręcz uważał to za bardzo naturalne. Nigdy wcześniej nie czuł takiej więzi z drugą osobą. Owszem kochał Lilly, ale to uczucie było jedynie iluzją. Chciał ją chronić, zapewnić bezpieczeństwo, wspierać w trudnych chwilach, ale między nimi nie mogło być niczego poza przyjaźnią. Na początku tego nie rozumiał. Bał się zrobić jakikolwiek ruch w stosunku do jakiejś kobiety. Nie chciał być odtrącony, nie chciał kolejny raz usłyszeć, że mogą zostać przyjaciółmi. I wciąż gdzieś to widmo siedziało w jego głowie, ale patrząc w bystre i błyszczące oczy Rolandy nie obawiał się go tak bardzo, jak dawniej. Poczuł oplatające go za szyję dłonie kobiety i wpił się ponownie w jej rozchylone usta. Ktoś kiedyś powiedział, że miłość dodaje skrzydeł. I miał wrażenie, że właśnie w tym momencie leci w przestworza, unosi się z najwspanialszą kobietą na ziemi w powietrze i nie ma zamiaru wypuścić jej ze swych objęć. Dopiero, gdy obojgu zaczęło brakować tchu oderwali się od siebie i patrzyli głęboko w oczy, jakby zgromadzone w nich były odpowiedzi na dręczące ich pytania. Zanim zdążyli coś do siebie powiedzieć, usłyszeli dźwięk ustępujących metalowych drzwi, a po chwili patrzyli na grupkę pięciu nastolatków, którzy również byli zaskoczeni ich towarzystwem. Dwie dziewczyny i trójka chłopaków wyglądali, jakby właśnie skończyli zajęcia w szkole. Ubrani w biało-granatowe mundurki i czarne płaszczyki nie pasowali do otaczającej ich scenerii rozwalającej się kamienicy. Pierwszy odezwał się dość wysoki brunet z burzą loków na głowie i w okularach.
            - Eee… Sorry, ale… długo tu będziecie? – Rolanda spojrzała na Severusa, który wzruszył w odpowiedzi ramionami i schował ręce do kieszeni spodni.
            - A w czymś przeszkadzamy? – Chłopak podrapał się z tyłu głowy i spojrzał na swoich znajomych, którzy mieli dość nietęgie miny. Dziewczyna z rudym warkoczem podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu, a następnie odezwała się do Snape’a.
            - Przepraszamy. Po prostu myśleliśmy, że jak zawsze będzie tu pusto. Z reguły nikt tu nie przychodzi, a dla nas to dobre miejsce, żeby…
            - Em zamknij się! – Blond włosy chłopak krzyknął do swojej koleżanki, by po chwili wyprzedzić ją oraz bruneta i stanąć naprzeciwko Severusa, który spoważniał na twarzy i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Miał złe przeczucia odnośnie tej „młodzieży”.
            - Spadajcie stąd. To nasza miejscówka. – Warknął w kierunku Snape’a i Rolandy stając naprzeciwko nich w rozkroku i z dumnie uniesioną głową. Były nauczyciel eliksirów obdarzył go kpiącym i złośliwym uśmiechem. Gdy się wyprostował, chłopak jakby stracił całą pewność siebie, choć starał się zachować jej resztki. Severus był bowiem wyższy od niego ponad o głowę.
            - Grzeczniej chłopcze, bo przestanie być tak miło, jak do tej pory.
            - Ta, Andy, odpuść. Przecież nic się takiego nie stało. – Z tyłu tłumu odezwał się drugi brunet, który z pozoru nie różnił się od reszty swoich kolegów. Jednak, jakby dobrze się przyjrzeć, odrobinę od nich odstawał. Jego spodnie od mundurku były nieco opuszczone, koszula w połowie wystawała na zewnątrz, krawat zwisał luźno na szyi, a kołnierzyk od marynarki miał postawiony do góry i podwinięte za łokieć rękawy. Nie miał jak pozostała reszta uczniów eleganckich butów na nogach, a zwykłe trampki, które sądząc po stanie lata świetności miały już dawno za sobą. Całego obrazu dopełniały niewielkich rozmiarów dwa tunele w uszach oraz tatuaż na ręce. W jego postawie było jednak coś sympatycznego. Pogodny uśmiech na ustach i luzacka postawa zawsze drażniły Severusa, ale u tego chłopaka wydawało mu się to jak najbardziej na miejscu.
            - Sorka za kolegę, ale chyba krawatka go nieco dusi. To co, Tamiza? – Zwrócił się do swoich kolegów i koleżanek i wtedy odezwał się wspomniany wcześniej Andy, któremu pomysł najwidoczniej się nie spodobał, gdyż zaczął głośno protestować.
            - Wal się człowieku. Nad Tamizą po deszczu nie da się wysiedzieć dłużej niż pięciu zasranych minut. Niech oni stąd spieprzają.
            - A co, boisz się, że wybrudzisz sobie błotkiem świeżo wypastowane lakierki? Czy może fryzurka ci oklapnie od nadmiaru wilgoci? – Blondyn wyglądał, jakby z uszu miała mu zacząć wylatywać para. Rolanda przypatrywała się tej scenie z jawnym zaciekawieniem. Ci dwaj chłopcy najwyraźniej za sobą nie przepadali, a brunet z niewiadomych przyczyn przypominał jej Dracona Malfoya. On również był opryskliwy w stosunku do kolegów i może to właśnie ta rzecz sprawiała, że czuła, iż chłopak miał w przeszłości niemałe problemy. Sądząc po jego wyglądzie ten stan prawdopodobnie wciąż się utrzymywał.
            - Pieprz się, Will.
            - Z tobą zawsze. – Brunet o imieniu William zaśmiał się krótko, a następnie stanął między resztą znajomych, a blondynem i zerkał od czasu do czasu na Severusa, który wyglądał, jakby właśnie usłyszał coś mocno niesmacznego.  Po chwili odezwała się drobniutka blondynka, która do tej pory stała na osobności i nie udzielała się za bardzo.
            - Przestańcie chłopaki. Znowu zaczynacie tę samą śpiewkę?
            - To tylko głupie docinki, Melody. – Rolanda miała wrażenie, że Will zmieszał się odrobinę na komentarz koleżanki. Wyglądało na to, że są ze sobą nieco bliżej, niż pozostała część grupy. Do rozmowy włączyła się rudowłosa dziewczyna, która najwidoczniej również chciała załagodzić konflikt.
            - Ale są już męczące. Z resztą robicie scenę przed państwem, którzy nie mają ochoty słuchać tej kretyńskiej wymiany zdań. – Wskazała ręką na Severusa i Rolandę, którzy faktycznie nie wyglądali na zadowolonych. Zastanawiali się, co jeszcze ich spotka dzisiejszego dnia, bo na to, co miało się wydarzyć za półgodziny nie byli przygotowani.
            - Dobra dziewczyny luz. Przecież nic się takiego nie stało. To co, idziemy?
            - Sam se idź, ja nigdzie się nie wybieram. – Blondyn prychnął i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Poirytowana ruda uniosła nieco głos, gdyż zaczynała mieć tej sytuacji powyżej uszu.
            - Cholera zdecydujcie się wreszcie!
            - Ej, ej, młodzieży! – Rolanda włączyła się do sporu, podchodząc nieco bliżej nastolatków i zostawiając osłupiałego Severusa z tyłu. Pomału domyślała się, w jakim celu owa młodzież chciała zostać na dachu kamienicy i bynajmniej nie chodziło tu o dodatkowe lekcje matematyki czy historii. Jak wszystkie dzieciaki w ich wieku chcieli się po prostu odstresować i wypić kilka piw, ale tak się złożyło, że razem z Severusem zajęli ich ulubione miejsce, więc nie wiedzieli, gdzie mogliby pójść. Postanowiła zasugerować im dogodne dla wszystkich wyjście z sytuacji.
            - Wydaje mi się, że się pomieścimy na tym dachu. Co wy na to?
            - Eee… Tu raczej nie chodzi o pomieszczenie. – Brunet w okularach podrapał się po głowie i zerknął na resztę kolegów, którzy również nie wyglądali na zbyt usatysfakcjonowanych. Po nim odezwała się drobna blondynka.
            - Nasze zachowanie może państwu trochę przeszkadzać.
            - Oj dajcie już spokój. Każdy chce od czasu do czasu wypić trochę piwa, więc nie będziemy się czepiać. Prawda, Severusie? – Snape pokiwał w odpowiedzi głową, choć był nieco zdziwiony reakcją Rolandy podobnie jak grupa nastolatków. Andy, Melody i brunet w okularach, którego imienia jeszcze nie poznali nie wyglądali na zadowolonych. Natomiast Em oraz Will podchodzili do sprawy nieco przychylniej, wymieniając między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Rudowłosa odezwała się po chwili podchodząc do Williama i oplatając mu szyję rękami.
            - W takim razie może się państwo do nas przysiądą? – Rolanda spojrzała na Severusa, który kiwał głową w oznace kategorycznego „nie”, ale po chwili odwróciła się w stronę dziewczyny i obdarzyła ją sympatycznym uśmiechem, wyciągając jednocześnie w jej stronę rękę.
            - Chętnie zostaniemy, jeśli nie przeszkadza wam takie podstarzałe towarzystwo. Jestem Rolanda. – Em wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu i podskoczyła do kobiety, ściskając jej rękę. Snape stał cały czas z tyłu z otwartymi ustami i głębokim niedowierzaniem widocznym na twarzy. Will podszedł do niego i klepnął go w plecy, tak że Severus prawie się przewrócił, co z kolei wywołało u chłopaka gromki śmiech. Zmroził go wzrokiem, jednak młodzieniec nie przejął się zbytnio jego postawą i wyciągnął w jego kierunku rękę, jak wcześniej Rolanda do Em.
            - Już cię lubię stary. William jestem. Dla znajomych Will lub Willy.
            - Snape. Severus Snape. I nie jestem dla ciebie żaden stary. Rozumiemy się?
            - Jasne! Zluzuj majty stary. – Severus zmrużył gniewnie oczy i uścisnął dość mocno rękę chłopaka, który nie przestawał się do niego uśmiechać. Kątem oka dostrzegł, że Rolanda już zapoznała się z resztą grupy i żwawo o czymś dyskutowali. Jego romantyczny wieczór we dwoje przekształcił się w huczny wieczorek z bandą popaprańców, chowających się przed rodzicami z piciem alkoholu. A miało być tak pięknie. Widząc zmieszanie i zdenerwowanie na twarzy mężczyzny, Will klepnął go ponownie w plecy.
            - Człowieku nie napinaj się tak, bo ci żyłka trzaśnie. To tylko banda snobistycznych dzieciaków!
            - A ty to co? Margines społeczny? – Brunet zaśmiał się krótko w odpowiedzi, a Severus wywrócił z kolei oczami.
            - Raczej nadziany kasą egoista.
            - Jakbym już to kiedyś słyszał. Skąd wyście się w ogóle urwali? Z balu przebierańców wracacie? – Rolanda wraz z resztą grupy podeszła do Severusa i Williama, który zdążył usiąść na jednej z podniszczonych skrzynek. Odezwał się do niego brunet w okularach, który obejmował czule rudowłosą dziewczynę.
            - Skończyliśmy zajęcia niedawno. Marcus, miło mi pana poznać. – Snape spojrzał na wyciągniętą w jego kierunku dłoń i uścisnął ją po chwili namysły, przedstawiając się chłopakowi. Po niecałej minucie poznał całą resztę gawiedzi, która zepsuła mu romantyczny wieczór z Rolandą. Usiedli wszyscy na nieco spróchniałych skrzynkach, a Andy wyciągnął z kieszonki w marynarce srebrną papierośnicę. Faktycznie nadziane z nich snoby. Podświadomość Severusa podpowiadała mu, że dzisiejszy wieczór wniesie do jego życia nowe doświadczenia, ale nie spodziewał się, że aż takie. Prawdę mówiąc miał ochotę opuścić to towarzystwo i wrócić z Rolandą do domu, ale kobieta najwidoczniej dobrze się bawiła wśród nowych znajomych. Zapalczywie dyskutowała o czymś z rudą Em, która słuchała jej z równie wielkim zafascynowaniem. Usłyszał cichy głos po swojej lewej stronie i skrzyżował wzrok z błękitnymi tęczówkami drobnej blondynki o imieniu Melody.
            - Też jesteś belferem? Rola uczyła ponoć kiedyś w-fu. – Zamrugał parę razy oczami i przetrawił wypowiedź dziewczyny. Stało się jasne, że grupa nastolatków to mugole, więc nie może powiedzieć, że nauczał kiedyś eliksirów. Próbował sobie przypomnieć, jak w ich języku brzmi jego przedmiot, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Skupił się zatem na mniej istotnej części wypowiedzi Melody, a mianowicie na zdrobnieniu imienia Rolandy, którego blondynka użyła.
            - Rola? Mówisz o Rolandzie?
            - To brzmi tak sztywno. Rolanda. Jakieś takie średniowieczne. W ogóle macie nietypowe imiona. Jesteście z Anglii?
            - Eee… Trochę tak i trochę nie. Ciężko to wytłumaczyć. – Pierwszy raz spotkał się z komentarzem, że jego imię jest dziwne. Owszem, może niecodzienne, ale co było w tym złego?
            - A co w tym ciężkiego? A! Za dużo pytam! – Melody zaśmiała się perliście przytykając rękę do ust i odebrała od Willa dziwnie wyglądającego papierosa. Severus patrzył się, jak nastolatka zaciąga się używką i podaje mu ją do ręki. Przyjrzał się jej uważnie, ale prócz nietypowego zapachu nieprzypominającego tytoniu nie zauważył nic niepokojącego. Sądząc po dość nieregularnej budowie był to najprawdopodobniej zwykły skręt. Melody czekała aż mężczyzna zaciągnie się papierosem nie przestając zadawać mu coraz większej ilości nurtujących ją pytań.
            - Ja jestem z Kanady, a Andy z Irlandii. Tak naprawdę tylko Will jest typowym Brytyjczykiem. No ale czego w takim razie uczysz? Czy nie uczysz? Wyglądasz, jakbyś wykładał na Oxfordzie, mylę się? To dobra w ogóle uczelnia? – Potok słów dziewczyny napierał na niego z olbrzymią siłą, aż w końcu nie wytrzymał i zaciągnął się mocno papierosem, który wnioskując ze smaku papierosem nie był. Zakręciło mu się od nadmiaru dymu w głowie, a dookoła siebie słyszał głośne krzyki i oklaski. Wśród całego gwaru rozpoznał głos Willa.
            - Wo ho ho! Sevi pojechał po bandzie! Jedziesz stary! – Snape odkaszlnął i podał tlącą się używkę chłopakowi, a następnie wsparł głowę na rękach. Miał wrażenie, jakby zgromadzona w nim nagła złość uleciała z niego niczym powietrze z nadmuchanego balonu. Czuł się lekki i niesamowicie rozluźniony. Po dłuższej chwili spojrzał na Willa z szerokim i błogim uśmiechem, a następnie klepnął go mocno w plecy, jak nastolatek jego na początku spotkania.
            - Dzięki młody. Ucz się od mistrza. – Brunet wypuścił dym z płuc i uniósł brwi wysoko do góry. Wręczył Severusowi skręta, którym przed chwilą się zaciągnął, a mężczyzna bez wahania wsadził go do ust. Nie miał bladego pojęcia, skąd te dzieciaki wzięły tak dobry tytoń, ale smakował fantastycznie. Z każdym kolejnym zaciągnięciem świat wydawał mu się piękniejszy. Jakby znalazł się w równoległej rzeczywistości, w której nie istniały żadne problemy. Ogarniał go niebyt i słodka błogość, w której zanurzał się coraz bardziej. Nawet nie zauważył, kiedy używka kolejny raz znalazła się przy nim, a on bez większego namysłu zaciągnął się nią ponownie.

18 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! Nie ukrywam, że z całej historii najbardziej interesuje mnie wątek Draco i Hermiony, ale w końcu trzeba coś wtrącić dla odmiany :)
    Czyżby Sev popadał w nałóg? Nie wiem, co on tam pali, ale wnioskując po odczuciach nie jest to nic dobrego... Mam nadzieję, że nic mu się nie stanie.
    Jeszcze raz powiem, że rozdział świetny, a Ty masz wielki talent :)
    Pozdrawiam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie mogę xD
    ,,Zluzuj majty stary,,
    Nie mogę sobie wyobrazić żeby ktoś miał odwagę powiedzieć tak do Severusa xD
    No i Severus palący skręty na dachu z młodzieżą xD niezapomniany widok.
    Czekam na następny rozdział :D
    Elinor

    OdpowiedzUsuń
  3. Snape naćpany !!!!!
    Nadchodzi koniec świata !!!
    Molly

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluję pomysłów, i życzę wielu co najmniej tak dobrych

    OdpowiedzUsuń
  5. Skręcik dobra rzecz xp

    OdpowiedzUsuń
  6. Nareszcie nowy rozdział ^^
    To ja idę czytać (to zapewne) cudo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Zluzuj majty stary" xdddddddd
      Niech ktoś nakręci jakiś film z tego posta :")
      Już sobie to wyobrażam, Severus i Rolanda na randce wśród dzieciarni, Sev narkoman, taki mroczny a z takim towarzystwem się zadaje; ") Bezcenny widok

      Usuń
  7. Hahahah :D Nie mogę się doczekać dalszego ciągu historii Draco i Miony ale trzeba ci przyznać że bawiłam się świetnie :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Aaaa... zajebiste! Czekam na więcej! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Super jak zwykle ale, nienawidzę cię że nie napisałaś o Draconie! Następny musi być o TEJ PARZE! ( nie bierz tego do siebie że Cię nienawidzę , bo ja za Dramione Cię po prostu kocham). :) :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Hoho! nie mogę się doczekać :( Czekam na dalszy rozwój akcji!
    pozdrawiam i życzę dużo dużo dużo weny!
    Elisabeth
    PS. Zapraszam również na mojego nowego bloga, jest moim pierwszym Ale mam nadzieję ze się spodoba:
    www.dwa-serca-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Ćpający Snape... Nietoperz ćpający z mugolskimi nastolatkami... Jakby tego nazwać i tak mnie zabija C: (Zaczęła się niekontrolowanie śmiać).
    Rozdział świetny, ale brakuje mi wątku Draco i Hermiony. Nie mogę się doczekać następnej notki!
    Weny,
    Liliane R.
    www.wiezykrwi-graohogwart.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Wcześniej nie miałam czasu dodać komentarzu, ale wkońcu znalazłam kilka minut na dodanie kilku słów ode mnie. Snape przyznał, że Hermiona i Draco byliby jego godnymi zastępcami, no no no to napewno przez tą miłość do Rolandy się zmienił. No ale Snape palący skręta to dopiero coś haha. Czekam na kolejny rozdział, pozdrowionka.
    ~Madzik

    OdpowiedzUsuń
  13. Eee... Nie wiem, jak zareagować... Tyle dobrego, że niczego nie piłam. Lubię stan mojego komputera taki, jaki jest. :D
    Ogólnie rozdział świetny. Jedynie jest odczuwalnie krótszy od innych, ale chyba nam to wynagrodzisz w kolejnej publikacji, prawda? :)
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Jezu ale się uśmiałam XD
    Ty potrafisz poprawić nastrój :D
    Jedno mnie zdziwiło, Severus nie powinien reagować na najprawdopodobniej "marihuaen", bo już tyle swoich oparów od eliksirów powciągał, że na niego to już działać nie powinno XD
    Kocham ten rozdział już czekam na następny xd
    (Chyba trochę za dużo tych "XD", ale co tam XD)

    Pozdrawiam, Nadzieja :* ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. Super rozdział :-D czekama na kolejny ;-)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie, nie, nie. Ja nie wierzę, Snape się zjarał! Czytają to myślałam, że padnę. Bardzo ładnie przebiega ta pierwsza randka, nie ma co. Rozdział oczywiście bardzo mi się podoba. Relacja Severusa i Ronaldy jest taka... sama nie wiem, jak to określić, ale odpowiada mi ona w stu procentach. Zdecydowanie jestem bardzo ciekawa, jak będzie ona przebiegać dalej.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Zagwarantowałaś mi sporą dawkę śmiechu tym wpisem i chyba nie tylko mi :) Rozdział przyjemny w czytaniu, stanowi miłe oderwanie od głównego wątku, chociaż i tutaj możemy przeczytać o relacji Draco-Hermiona. Już sobie wyobraziłam Hermionę na miotle, wlatującą do klasy i ten szok na twarzy siedzących tam uczniów.
    Z tego wpisu zasmuciła mnie jedna rzecz. Mianowicie to, że Ronowi nie wiedzie się najlepiej w USA. Być może wróci do Londyu?
    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń