nie mam dla Was żadnej cudownej wiadomości. Próbowałam uratować dzisiejszy rozdział, ale nie bardzo mi się to udało. Pisałam wczoraj (a raczej już dzisiaj) zakończenie i z czystej nieuwagi wyciągnęłam przez przypadek wtyczkę zasilającą do laptopa, w związku z czym połowa rozdziału poszła się, mówiąc kolokwialnie, rypać. Niewiele udało mi się odzyskać, praktycznie tyle, co nic, ale postaram się to Wam jakoś zrekompensować. Napisałam dziś tyle, ile mogłam i zakończyłam w miarę w odpowiednim miejscu. Mam nadzieję, że kontynuacja dzisiejszej notki, która pojawi się za tydzień poprawi Wam nieco humor.
Nie przedłużając zapraszam na dość marny i bardzo krótki rozdział oraz na jego część drugą wraz z niespodzianką już 25 października.
Realistka
* * * * *
Mówi się, że szczęście nie trwa
wiecznie. Ci, co tak myślą są w dużym błędzie. Wystarczy znaleźć osobę, która
będzie chciała dzielić z nami swoje smutki i problemy, która będzie śmiała się
perliście, gdy coś ją rozbawi, która w nawet najcięższych dniach będzie umiała
wywołać na naszej twarzy choćby najmniejszy uśmiech. Z taką osobą szczęście
zawsze trwa wiecznie. I mimo kłótni czy częstych niesnasek, nie wyobrażamy
sobie, aby nasze życie mogło się toczyć dalej bez tej osoby. Jest dla nas
światłem, powietrzem, wodą, wszystkim, co nas otacza, wszystkim, co sprawia, że
stajemy się szczęśliwi. Z taką osobą łączy nas niesamowicie silna więź, której
choćbyśmy chcieli, nie jesteśmy z stanie rozerwać.
Wybiegli z restauracji śmiejąc się
niczym dzieci i trzymając się za ręce. Nie zważali na padający z nieba deszcz
czy przeraźliwie chłodne powietrze. Nawet dźwięki klaksonów samochodowych i
krzyki kierowców, gdy przebiegali przez środek skrzyżowania nie były w stanie
zmyć z ich twarzy uśmiechów szczęścia. Wolni od nachalnych spojrzeń,
nienagannej etykiety i dołującej formalności panującej na sali, w końcu mogli
cieszyć się sobą w prywatnym gronie, które ograniczało się tylko do nich. Przebiegli
przez wielką kałużę na środku chodnika, obryzgując siebie i przy okazji innych
przechodniów. Nie zatrzymali się nawet, gdy pędził na nich rowerzysta. Minęli
go niemalże w ostatniej chwili i wpadli w kolejną kałużę. Całkowicie
przemoknięci wyszli w końcu z parku i stanęli przed starym, wysokim budynkiem.
Severus wciąż trzymał Rolandę za rękę i spojrzał w jej jastrzębie oczy.
Iskrzyły się pod wpływem światła księżyca i śmiały się do niego niczym u
nastolatki. Ten widok poszerzył jedynie uśmiech na jego twarzy, by następnie
pociągnąć kobietę w kierunku wejścia do kamienicy.
- Gdzie idziemy, Severusie? –
Wspinali się po schodach na sam szczyt, nie interesując się, że robią dość
spory hałas, który mógł zakłócić spokój tutejszych mieszkańców. Stukot obcasów
kobiety rozlegał się głośnym echem po całym budynku, a oni cały czas biegli przed
siebie, aż znaleźli się przed dużymi drzwiami. Severus otworzył je i wpuścił
Rolandę przed siebie. Znajdowali się na dachu kamienicy, skąd mogli obserwować
panoramę Londynu w całej okazałości. Widok był niesamowity. Wszechobecne
światła, dźwięki miasta, a do tego gwieździste niebo i księżyc tworzyły
magiczny klimat. Usiedli na starych skrzynkach, które notabene nie wiadomo skąd
się tam wzięły. Severus objął ramieniem Rolandę, która położyła głowę na jego
ramieniu, by po chwili westchnąć głośno.
- Jeszcze nigdy nie czułam się tak,
jak w tej chwili. – Mężczyzna spojrzał na nią kątem oka i oparł policzek o jej
głowę.
- To znaczy?
- Przypominają mi się pierwsze lata
w Hogwarcie. Świat stojący otworem, pragnienie, aby zdobyć go chociaż w części.
Szkoda, że byłam mało ambitną uczennicą. Może nie skończyłabym jako
nauczycielka latania. – Rolanda zaśmiała się i wtuliła jeszcze mocniej w
Severusa, który nie ukrywał lekkiego zmieszania jej słowami. Wydawało mu się,
że jego koleżanka z grona pedagogicznego miała bardzo dobre wyniki w nauce.
Tymczasem okazało się, że Rolanda była zupełnie inna niż podejrzewał.
- Nie lubiłaś tej pracy?
- Ależ skąd! Uwielbiałam ją! Dzięki
niej mogłam wciąż latać na miotle. Teraz już nie jest to samo. – Słyszał
zarodek smutku w głosie kobiety. On w sumie również miał podobne odczucia.
Kiedy uczył w Hogwarcie mógł robić to, co kochał. Może nie pałał sympatią do
wszystkich uczniów. Praktycznie dla niewielkiego grona był w stanie wysilić się
na grymas mający przypominać uśmiech, ale mimo lat wściekłości na brak ambicji
swoich podopiecznych, wybuchających kociołków, bałaganu na półkach z
ingrediencjami i mało perfekcyjnych eliksirów, w duchu musiał przyznać, że
kochał tę pracę. Gdy odszedł na emeryturę czuł niedosyt. Brakowało mu czegoś w
życiu i z bólem stwierdzał, że były to właśnie lekcje eliksirów. Rozumiał pod
tym względem Rolandę. Oboje odcięli się od swoich ulubionych zajęć, które
sprawiały im niesamowitą radość.
- Latasz jeszcze czasami? – Kobieta
spojrzała na Severusa i uśmiechnęła się pogodnie, przenosząc po chwili wzrok z
powrotem na panoramę Londynu.
- Rzadko mam okazję. Ciężko latać na
miotle, gdy w każdej chwili może cię przyłapać mugol. A ty? Pamiętasz jeszcze,
jak się przyrządza niektóre eliksiry? -
Snape prychnął kpiąco w odpowiedzi. Oczywiście, że pamiętał! Eliksiry to jego
życie i nie potrafił ich tak po prostu zapomnieć. Co prawda siedzenie w domu i
warzenie veritaserum nie równało się z pracą w Hogwarcie, ale zawsze to było
jakieś zajęcie.
- Śmiesz wątpić? Przydomek mistrza
eliksirów nie dostałem bez powodu.
- Powiedz mi, Severusie, ale tak
szczerze. Kiedy uczyłeś w Hogwarcie spotkałeś się z kimś, kto byłby godny cię
zastąpić? – Mężczyzna zamyślił się chwilę, grzebiąc w pamięci w poszukiwaniu
równej sobie uczennicy bądź ucznia. Przez głowę przewijała mu się masa nazwisk,
ale przy większości z nich nie zatrzymywał się nawet na chwilę. Wielu było
ambitnych, ale zawsze osiągali swój limit. Byli w stanie wykonać niezliczoną
ilość eliksirów, które im zadał, ale zawsze trafił się jeden, z którym mieli
problemy. Wyjątek stanowił jego chrześniak, który wykazał się ogromnymi
zdolnościami na jego przedmiocie, o co prawdę mówiąc nie podejrzewał go. Nie
wiedział, czy Draco tak mocno przykładał się do eliksirów, bo faktycznie go interesowały,
czy po prostu rywalizował z Granger, która była chodzącą encyklopedią. Na myśl
o uczennicy z Griffindoru uśmiechnął się delikatnie, co nie uszło uwadze
Rolandy.
- A więc jednak był ktoś taki?
- Wpieniali mnie oboje
niemiłosiernie, ale byli tak diabelnie zdolni, że jakiegokolwiek eliksiru bym
im nie zadał, oni i tak by go zrobili. Z czystej rywalizacji, aby pokazać,
które jest lepsze. Malfoy i Granger od zarania dziejów darli ze sobą koty na
eliksirach. U ciebie też się zachowywali, jakby chcieli pozabijać się
plastikowymi łyżeczkami? – Rolanda zaśmiała się perliście i opatuliła
szalikiem. Siedzenie w deszczu i to na dodatek przy minusowej temperaturze nie
było genialnym pomysłem. Czuli się jednak tak dobrze w swoim towarzystwie, że
nie chcieli opuszczać tego miejsca. Gdy Snape wymienił nazwiska dwójki
nienawidzących się byłych adeptów magii od razu przypomniała sobie pierwsze
zajęcia z nimi w Hogwarcie. Fakt, Draco latał całkiem nieźle, czego z kolei nie
mogła powiedzieć o Hermionie. Dziewczyna była tak negatywnie nastawiona do jej
przedmiotu, że z wielkim trudem zaliczała podstawowe zadania. Z biegiem lat
wcale nie było lepiej. Niechęć do latania była tak wielka, że widząc grymas
niezadowolenia na twarzy dziewczyny parę razy zwolniła ją z zajęć i wysyłała
pod jakimś pretekstem do biblioteki. Rolanda nie miała serca z kamienia i
wolała, aby panna Granger spożytkowała jej lekcje na uczenie się bądź
rozwiązywanie zadań, niż na rozbijaniu
się na miotle o budynki szkoły.
- Niestety zdarzało się. Do dziś nie
wiem, czy na jednych zajęciach miotła Granger była zepsuta, czy Malfoy coś przy
niej grzberał.
- Znając poziom nienawiści tej
dwójki z pewnością Malfoy maczał w tym incydencie palce. Co się w ogóle wtedy
stało? – Były nauczyciel eliksirów słyszał o wielu wybrykach swojego
chrześniaka, ale ten jeden najwyraźniej mu umknął. Niejednokrotnie skarżono się
na Draco i jego zachowanie w stosunku do panny Granger, ale on prócz odjęcia
paru punktów i ewentualnego szlabanu nie był w stanie zrobić niczego więcej.
Prawdę mówiąc nie przeszkadzało mu to za bardzo. Znał podejście Malfoyów do
czarodziei nieczystej krwi i nie miał ochoty przestawiać młodemu arystokracie
niczego w głowie. Sam z tego wyrósł, jak się okazało z biegiem czasu, a jego
znajomość z byłą uczennicą Gryffindoru najwidoczniej również uległą
diametralnej zmianie. Ciekawiło go, co na ten temat sądzi Lucjusz.
- Panna Granger, gdy tylko wsiadła
na swoją miotłę od razu wystrzeliła niczym strzała prosto przed siebie.
Konsekwencje były takie, że wleciała przez otwarte okno na zajęcia do Bins’a, a
wyleciała na drugą stronę szkoły, rozbijając się o wieżę astronomiczną. Była
trochę poturbowana, ale zwichnięty nadgarstek nie przeszkodził jej w rzuceniu
eksperialmusem prosto w Malfoya. – Na wspomnienie wydarzenia z szóstego roku
Rolanda zaśmiała się krótko pod nosem. Widok wiecznie opanowanej Gryfonki,
która nagle wyglądała, jakby wszedł w nią szatan zawsze wywoływał na twarzy
profesorki uśmiech. Do tego lecący ponad dziesięć metrów i okręcający się
dookoła własnej osi Malfoy również zapadł jej głęboko w pamięci. Dzięki tej
dwójce lekcje nie zawsze musiały być nudne i formalne, choć często ich kłótnie
zahaczały już o sadyzm.
- Zawsze ją gnębił i docinał na
każdym kroku. Nie rozumiem, jak można się tak zachowywać w stosunku do kobiety.
– Snape zwiesił na moment głowę. Może nie powinien, ale czuł się głupio i
bardzo niekomfortowo w tym momencie. Był w pewien sposób odpowiedzialny za
Dracona w Hogwarcie, więc faktycznie mógł czasem przemówić mu do rozsądku, ale
on wolał przyglądać się jego poczynaniom ze złośliwym uśmiechem na ustach i
czekać na reakcję rozwścieczonej niczym hipogryf Hermiony. Normalnie nie czułby
zażenowania swoim zachowaniem, ale przy Rolandzie stawał się zupełnie innym człowiekiem.
Był bardziej wylewny, nie dusił w sobie emocji, o których istnienie nawet
siebie nie posądzał.
- Draco od zawsze traktował ludzi
przedmiotowo, bo sam w domu również był tak traktowany. Trochę mu się teraz
wszystko poprzestawiało. Czasem nie poznaję tego chłopaka. – Rolanda zerknęła
na mężczyznę kątem oka z niezrozumieniem, co nie uszło uwadze Severusa.
Obdarzył ją delikatnym uśmiechem i objął jeszcze mocniej, aby nie zmarzła, choć
w taką pogodę jego poczynania i tak były daremne.
- Te dzieciaki, które znamy z
Hogwartu nie są takie same, jak kiedyś. Wydorośleli, odnaleźli swoje powołania
w życiu. Wielu z nich kroczy teraz drogą, o którą w życiu byśmy ich nie
posądzali. Potter na przykład. Dasz wiarę, że jest magomedykiem?
- A Weasley jednym z najlepszych
graczy Quidditcha? Świat stanął na głowie.
- Weasley? Ten niewydarzony, głupi
powsinoga? – Kobieta zaśmiała się głośno na komentarz mężczyzny, który dołączył
do niej po chwili. Wspominanie byłych uczniów i kariery edukacyjnej w Hogwarcie
wprawiło ich w jeszcze lepszy nastrój. Wciąż brakowało im szkoły magii, ale
chociaż tym sposobem mogli wynagrodzić sobie jej brak.
- Przeniósł się teraz do Stanów
Zjednoczonych i chyba nie idzie mu najlepiej.
- To zupełnie jak na eliksirach.
Cały czas się zastanawiałem, jakim cudem udawało mu się zaliczać wszystkie
egzaminy. Gdyby nie Granger oboje z Potterem by zginęli.
- Nasza wspaniała Złota Trójca. Te
dzieciaki zawsze mnie czymś zaskakiwały.
- Nie przesadzajmy. Aż tak genialni
to nie byli. – Rolanda spojrzała na Severusa z miną typu: serio? Mężczyzna
wywrócił w odpowiedzi oczami i cmoknął z dezaprobatą, co jedynie rozbawiło jego
towarzyszkę. – Ej, chyba ma prawo do własnej opinii?
- Wiesz, co mi się w tobie podoba? –
Snape pokręcił przecząco głową. – Zawsze odstawałeś od reszty nauczycieli.
Byłeś sztywny, zamknięty, odizolowany wręcz od społeczeństwa, a do tego siałeś
postrach wśród wszystkich uczniów. Coś ty z sobą zrobił, Severusie?
- Ktoś sprawił, że moje życie
wywróciło się do góry nogami. – Patrzył na Rolandę z taką czułością, że miał
wrażenie, iż kobieta zaraz się popłacze. Na jej policzkach dostrzegł soczyste
rumieńce, które stawały się intensywniejsze z każdą sekundą. Wcześniej nie
dostrzegał jej piękna. W ogóle nie zauważał kobiet, kiedy uczył w Hogwarcie. W
jego sercu zawsze znajdowała się Lilly. Podnosiła go na duchu, umiała sprawić,
aby dzień wydawał się być lepszy. Istniała wciąż w jego wspomnieniach, do
których tak bardzo kochał wracać. Myślał, że już nigdy nie spojrzy na żadną
kobietę, jak na Lilly. Myślał, że już nigdy jego serce nie zabije mocniej i nie
zakocha się. Rolanda to zmieniła. W ogóle nie była podobna do matki Harry’ego,
ani wizualnie, ani z charakteru. Była kompletnie różną osobą, jednak podobnie
jak Lilly sprawiała, że życie z powrotem nabierało sensu. Czuł się niczym
nastolatek na pierwszej randce. Miał przysłowiowe motyle w brzuchu, wszelkie
myśli grzęzły mu w gardle, ale mimo ogólnego zdenerwowania chciał być przy
Rolandzie jak najdłużej i cieszyć się wspólnie spędzonym czasem. Może właśnie
kogoś takiego potrzebował? Może w jego życiu brakowało osoby, która zmieniłaby
je jak za dotknięciem różdżki?
- Przy tobie, Rolando, jestem
kompletnie innym człowiekiem. Nie poznaję samego siebie. I choć jestem
zatwardziałym konserwatystą, to ta zmiana podoba mi się i chciałbym, aby tak
zostało.
- Zostało? Chcesz spróbować być
razem? – Nawet w najśmielszych snach nie przypuszczałaby, że Severus tak bardzo
się zmieni. Był zupełnie inny niż Snape, którego mijała na korytarzach w
Hogwarcie. Wszyscy myśleli, że jej opryskliwy i arogancki, a tymczasem jest
osobą, z którą mogłaby kroczyć przez resztę życia. Sprawia, że wreszcie czuje
się szczęśliwa, że ma po co wstawać rano z łóżka. Zanim zaczęli się spotykać
jej życie przypominało rutynę. Każdego dnia wykonywała te same czynności i nie
pamiętała, aby na jej ustach chociaż przez chwilę gościł tak błogi uśmiech jak
teraz. Severus otworzył się przed nią, a tym samym otworzył także i ją. Stała
się dawną sobą. Zaczęła przywiązywać wagę do swojego wyglądu, częściej się
śmiać, wychodzić więcej do ludzi, a wszystko to zawdzięczała właśnie Snape’owi.
Bała się jedynie, że ten stan nie będzie trwał wiecznie i za kilka tygodni,
góra miesięcy znów wróci do starego rytmu dnia. Nie chciała, aby to się tak
skończyło. Spojrzała na wykrzywioną w lekkim uśmiechu twarz mężczyzny, który
położył dłonie na jej policzkach i pochylił delikatnie w jej kierunku.
- A czemu nie? Jeśli oboje tego
chcemy, to dlaczego mamy się przed tym powstrzymywać? – Czuł w sobie ogromne
pokłady odwagi, której zawsze mu brakowało w obecności Rolandy. To była jego
chwila, którą musi wykorzystać do końca i jak najlepiej. Zawsze miał pecha w
miłości, zawsze był odtrącany. Teraz, gdy trafił na kobietę, która oddaje jego
uczucia, nie może jej tak po prostu pozwolić odejść i czekać w nieskończoność. Obudziła
się w nim siła, o której istnieniu nie miał bladego pojęcia. Błagał jedynie w
myślach, aby wystarczyło mu jej do końca.
- I naprawdę chcesz tego? Chodzenia
za rączkę… - Severus wszedł dość nieelegancko w wypowiedź Rolandy, ale kobieta
nie była tym faktem zirytowana. Wręcz przeciwnie, komentarz Snape’a wydał jej
się dość zabawny i jak najbardziej na miejscu.
- Przepraszam cię, Rolando, ale ja
już nie mam siedemnastu lat, żeby musieć obwieszczać światu, że jesteśmy parą.
Żeby było jasne żadne sweetfocie, statusy na facebooczku i koszulki z napisem:
jestem w związku, nie wchodzą w grę.
- Cieszę się, bo ja również nie
zamierzam upamiętniać naszych spotkań na portalach społecznościowych. – Oboje
zaśmiali się w tym samym momencie. Mieli już swoje lata, więc ich uczucie
wyglądało nieco inaczej, niż u pary zakochanych w sobie po uszy nastolatków.
Nie potrzebowali demonstrować swojej miłości przed wszystkimi ludźmi. Nie
musieli obdzwaniać wszystkich znajomych i zwierzać się im, że zostali parą. Oni
woleli spokój, cieszenie się sobą nawzajem bez zbędnych komentarzy. Nie
oczekiwali od siebie romantycznych deklaracji, że zostaną ze sobą aż do
śmierci. Dopiero czas pokarze, czy w końcu odnaleźli przeznaczoną sobie drugą
połówkę.
- Nigdy nie myślałem, że w takim
wieku może mi się przytrafić coś tak cudownego. – Patrzyli na rozgwieżdżone niebo,
które zdążyło się w tym krótkim czasie rozpogodzić i przestał siąpić zimny
deszcz. Sceneria była niemalże magiczna, tak jakby z filmu romantycznego. Przepiękna
panorama Londynu, gwiazdy na nieboskłonie, a do tego gdzieś z pobliskiego
mieszkania dochodziły do nich dźwięki gry na skrzypcach. Severus podniósł się i
wyciągnął w kierunku Rolandy dłoń, którą kobieta chwyciła z gracją i dała się
porwać mężczyźnie do tańca. Śmiała się niczym nastolatka przy każdym obrocie i
tak z resztą się czuła. Mogłaby spędzić całą noc na dachu budynku razem z
Severusem i tańczyć do białego rana, aż zdarłaby sobie obcasy.
- Tańczysz fantastycznie. Z taką
lekkością, gracją. – Obdarzyła Snape’a uroczym uśmiechem, kładąc mu dłoń na
ramieniu i kołysząc się subtelnie w rytm melodii.
- Tobie też niczego nie brakuje.
- Obrocik. – Severus okręcił Rolandę
wokół jej osi, a następnie przyciągnął ją do siebie i pochylił się z nią w
kierunku podłogi. Nie wiedział, jakim cudem jego usta złączyły się z wargami
kobiety, ale od wszystkich towarzyszących mu w tym momencie doznań zakręciło mu
się w głowie. Ktoś by pomyślał, że to nieco dziwaczne. Dorosły facet, a
zachowuje się, jakby pierwszy raz w życiu poszedł na randkę. Severusowi to
jednak nie przeszkadzało, a wręcz uważał to za bardzo naturalne. Nigdy
wcześniej nie czuł takiej więzi z drugą osobą. Owszem kochał Lilly, ale to
uczucie było jedynie iluzją. Chciał ją chronić, zapewnić bezpieczeństwo,
wspierać w trudnych chwilach, ale między nimi nie mogło być niczego poza
przyjaźnią. Na początku tego nie rozumiał. Bał się zrobić jakikolwiek ruch w stosunku
do jakiejś kobiety. Nie chciał być odtrącony, nie chciał kolejny raz usłyszeć,
że mogą zostać przyjaciółmi. I wciąż gdzieś to widmo siedziało w jego głowie,
ale patrząc w bystre i błyszczące oczy Rolandy nie obawiał się go tak bardzo,
jak dawniej. Poczuł oplatające go za szyję dłonie kobiety i wpił się ponownie w
jej rozchylone usta. Ktoś kiedyś powiedział, że miłość dodaje skrzydeł. I miał
wrażenie, że właśnie w tym momencie leci w przestworza, unosi się z
najwspanialszą kobietą na ziemi w powietrze i nie ma zamiaru wypuścić jej ze
swych objęć. Dopiero, gdy obojgu zaczęło brakować tchu oderwali się od siebie i
patrzyli głęboko w oczy, jakby zgromadzone w nich były odpowiedzi na dręczące
ich pytania. Zanim zdążyli coś do siebie powiedzieć, usłyszeli dźwięk
ustępujących metalowych drzwi, a po chwili patrzyli na grupkę pięciu
nastolatków, którzy również byli zaskoczeni ich towarzystwem. Dwie dziewczyny i
trójka chłopaków wyglądali, jakby właśnie skończyli zajęcia w szkole. Ubrani w
biało-granatowe mundurki i czarne płaszczyki nie pasowali do otaczającej ich
scenerii rozwalającej się kamienicy. Pierwszy odezwał się dość wysoki brunet z
burzą loków na głowie i w okularach.
- Eee… Sorry, ale… długo tu
będziecie? – Rolanda spojrzała na Severusa, który wzruszył w odpowiedzi
ramionami i schował ręce do kieszeni spodni.
- A w czymś przeszkadzamy? – Chłopak
podrapał się z tyłu głowy i spojrzał na swoich znajomych, którzy mieli dość
nietęgie miny. Dziewczyna z rudym warkoczem podeszła do niego i położyła mu
rękę na ramieniu, a następnie odezwała się do Snape’a.
- Przepraszamy. Po prostu myśleliśmy,
że jak zawsze będzie tu pusto. Z reguły nikt tu nie przychodzi, a dla nas to
dobre miejsce, żeby…
- Em zamknij się! – Blond włosy chłopak
krzyknął do swojej koleżanki, by po chwili wyprzedzić ją oraz bruneta i stanąć
naprzeciwko Severusa, który spoważniał na twarzy i skrzyżował ręce na klatce
piersiowej. Miał złe przeczucia odnośnie tej „młodzieży”.
- Spadajcie stąd. To nasza
miejscówka. – Warknął w kierunku Snape’a i Rolandy stając naprzeciwko nich w
rozkroku i z dumnie uniesioną głową. Były nauczyciel eliksirów obdarzył go
kpiącym i złośliwym uśmiechem. Gdy się wyprostował, chłopak jakby stracił całą
pewność siebie, choć starał się zachować jej resztki. Severus był bowiem wyższy
od niego ponad o głowę.
- Grzeczniej chłopcze, bo przestanie
być tak miło, jak do tej pory.
- Ta, Andy, odpuść. Przecież nic się
takiego nie stało. – Z tyłu tłumu odezwał się drugi brunet, który z pozoru nie
różnił się od reszty swoich kolegów. Jednak, jakby dobrze się przyjrzeć,
odrobinę od nich odstawał. Jego spodnie od mundurku były nieco opuszczone, koszula
w połowie wystawała na zewnątrz, krawat zwisał luźno na szyi, a kołnierzyk od
marynarki miał postawiony do góry i podwinięte za łokieć rękawy. Nie miał jak
pozostała reszta uczniów eleganckich butów na nogach, a zwykłe trampki, które
sądząc po stanie lata świetności miały już dawno za sobą. Całego obrazu
dopełniały niewielkich rozmiarów dwa tunele w uszach oraz tatuaż na ręce. W
jego postawie było jednak coś sympatycznego. Pogodny uśmiech na ustach i
luzacka postawa zawsze drażniły Severusa, ale u tego chłopaka wydawało mu się
to jak najbardziej na miejscu.
- Sorka za kolegę, ale chyba
krawatka go nieco dusi. To co, Tamiza? – Zwrócił się do swoich kolegów i
koleżanek i wtedy odezwał się wspomniany wcześniej Andy, któremu pomysł
najwidoczniej się nie spodobał, gdyż zaczął głośno protestować.
- Wal się człowieku. Nad Tamizą po deszczu
nie da się wysiedzieć dłużej niż pięciu zasranych minut. Niech oni stąd
spieprzają.
- A co, boisz się, że wybrudzisz
sobie błotkiem świeżo wypastowane lakierki? Czy może fryzurka ci oklapnie od
nadmiaru wilgoci? – Blondyn wyglądał, jakby z uszu miała mu zacząć wylatywać
para. Rolanda przypatrywała się tej scenie z jawnym zaciekawieniem. Ci dwaj
chłopcy najwyraźniej za sobą nie przepadali, a brunet z niewiadomych przyczyn
przypominał jej Dracona Malfoya. On również był opryskliwy w stosunku do
kolegów i może to właśnie ta rzecz sprawiała, że czuła, iż chłopak miał w
przeszłości niemałe problemy. Sądząc po jego wyglądzie ten stan prawdopodobnie
wciąż się utrzymywał.
- Pieprz się, Will.
- Z tobą zawsze. – Brunet o imieniu
William zaśmiał się krótko, a następnie stanął między resztą znajomych, a blondynem
i zerkał od czasu do czasu na Severusa, który wyglądał, jakby właśnie usłyszał
coś mocno niesmacznego. Po chwili
odezwała się drobniutka blondynka, która do tej pory stała na osobności i nie
udzielała się za bardzo.
- Przestańcie chłopaki. Znowu
zaczynacie tę samą śpiewkę?
- To tylko głupie docinki, Melody. –
Rolanda miała wrażenie, że Will zmieszał się odrobinę na komentarz koleżanki. Wyglądało
na to, że są ze sobą nieco bliżej, niż pozostała część grupy. Do rozmowy
włączyła się rudowłosa dziewczyna, która najwidoczniej również chciała
załagodzić konflikt.
- Ale są już męczące. Z resztą
robicie scenę przed państwem, którzy nie mają ochoty słuchać tej kretyńskiej
wymiany zdań. – Wskazała ręką na Severusa i Rolandę, którzy faktycznie nie
wyglądali na zadowolonych. Zastanawiali się, co jeszcze ich spotka dzisiejszego
dnia, bo na to, co miało się wydarzyć za półgodziny nie byli przygotowani.
- Dobra dziewczyny luz. Przecież nic
się takiego nie stało. To co, idziemy?
- Sam se idź, ja nigdzie się nie
wybieram. – Blondyn prychnął i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
Poirytowana ruda uniosła nieco głos, gdyż zaczynała mieć tej sytuacji powyżej
uszu.
- Cholera zdecydujcie się wreszcie!
- Ej, ej, młodzieży! – Rolanda włączyła
się do sporu, podchodząc nieco bliżej nastolatków i zostawiając osłupiałego
Severusa z tyłu. Pomału domyślała się, w jakim celu owa młodzież chciała zostać
na dachu kamienicy i bynajmniej nie chodziło tu o dodatkowe lekcje matematyki
czy historii. Jak wszystkie dzieciaki w ich wieku chcieli się po prostu
odstresować i wypić kilka piw, ale tak się złożyło, że razem z Severusem zajęli
ich ulubione miejsce, więc nie wiedzieli, gdzie mogliby pójść. Postanowiła
zasugerować im dogodne dla wszystkich wyjście z sytuacji.
- Wydaje mi się, że się pomieścimy
na tym dachu. Co wy na to?
- Eee… Tu raczej nie chodzi o
pomieszczenie. – Brunet w okularach podrapał się po głowie i zerknął na resztę
kolegów, którzy również nie wyglądali na zbyt usatysfakcjonowanych. Po nim
odezwała się drobna blondynka.
- Nasze zachowanie może państwu
trochę przeszkadzać.
- Oj dajcie już spokój. Każdy chce
od czasu do czasu wypić trochę piwa, więc nie będziemy się czepiać. Prawda, Severusie?
– Snape pokiwał w odpowiedzi głową, choć był nieco zdziwiony reakcją Rolandy
podobnie jak grupa nastolatków. Andy, Melody i brunet w okularach, którego
imienia jeszcze nie poznali nie wyglądali na zadowolonych. Natomiast Em oraz
Will podchodzili do sprawy nieco przychylniej, wymieniając między sobą
porozumiewawcze spojrzenia. Rudowłosa odezwała się po chwili podchodząc do
Williama i oplatając mu szyję rękami.
- W takim razie może się państwo do
nas przysiądą? – Rolanda spojrzała na Severusa, który kiwał głową w oznace
kategorycznego „nie”, ale po chwili odwróciła się w stronę dziewczyny i
obdarzyła ją sympatycznym uśmiechem, wyciągając jednocześnie w jej stronę rękę.
- Chętnie zostaniemy, jeśli nie
przeszkadza wam takie podstarzałe towarzystwo. Jestem Rolanda. – Em wyszczerzyła
się w szerokim uśmiechu i podskoczyła do kobiety, ściskając jej rękę. Snape
stał cały czas z tyłu z otwartymi ustami i głębokim niedowierzaniem widocznym
na twarzy. Will podszedł do niego i klepnął go w plecy, tak że Severus prawie
się przewrócił, co z kolei wywołało u chłopaka gromki śmiech. Zmroził go
wzrokiem, jednak młodzieniec nie przejął się zbytnio jego postawą i wyciągnął w
jego kierunku rękę, jak wcześniej Rolanda do Em.
- Już cię lubię stary. William
jestem. Dla znajomych Will lub Willy.
- Snape. Severus Snape. I nie jestem
dla ciebie żaden stary. Rozumiemy się?
- Jasne! Zluzuj majty stary. –
Severus zmrużył gniewnie oczy i uścisnął dość mocno rękę chłopaka, który nie
przestawał się do niego uśmiechać. Kątem oka dostrzegł, że Rolanda już
zapoznała się z resztą grupy i żwawo o czymś dyskutowali. Jego romantyczny
wieczór we dwoje przekształcił się w huczny wieczorek z bandą popaprańców,
chowających się przed rodzicami z piciem alkoholu. A miało być tak pięknie.
Widząc zmieszanie i zdenerwowanie na twarzy mężczyzny, Will klepnął go ponownie
w plecy.
- Człowieku nie napinaj się tak, bo
ci żyłka trzaśnie. To tylko banda snobistycznych dzieciaków!
- A ty to co? Margines społeczny? –
Brunet zaśmiał się krótko w odpowiedzi, a Severus wywrócił z kolei oczami.
- Raczej nadziany kasą egoista.
- Jakbym już to kiedyś słyszał. Skąd
wyście się w ogóle urwali? Z balu przebierańców wracacie? – Rolanda wraz z
resztą grupy podeszła do Severusa i Williama, który zdążył usiąść na jednej z
podniszczonych skrzynek. Odezwał się do niego brunet w okularach, który
obejmował czule rudowłosą dziewczynę.
- Skończyliśmy zajęcia niedawno.
Marcus, miło mi pana poznać. – Snape spojrzał na wyciągniętą w jego kierunku
dłoń i uścisnął ją po chwili namysły, przedstawiając się chłopakowi. Po
niecałej minucie poznał całą resztę gawiedzi, która zepsuła mu romantyczny
wieczór z Rolandą. Usiedli wszyscy na nieco spróchniałych skrzynkach, a Andy
wyciągnął z kieszonki w marynarce srebrną papierośnicę. Faktycznie nadziane z nich snoby. Podświadomość Severusa
podpowiadała mu, że dzisiejszy wieczór wniesie do jego życia nowe
doświadczenia, ale nie spodziewał się, że aż takie. Prawdę mówiąc miał ochotę
opuścić to towarzystwo i wrócić z Rolandą do domu, ale kobieta najwidoczniej
dobrze się bawiła wśród nowych znajomych. Zapalczywie dyskutowała o czymś z
rudą Em, która słuchała jej z równie wielkim zafascynowaniem. Usłyszał cichy
głos po swojej lewej stronie i skrzyżował wzrok z błękitnymi tęczówkami drobnej
blondynki o imieniu Melody.
- Też jesteś belferem? Rola uczyła
ponoć kiedyś w-fu. – Zamrugał parę razy oczami i przetrawił wypowiedź
dziewczyny. Stało się jasne, że grupa nastolatków to mugole, więc nie może
powiedzieć, że nauczał kiedyś eliksirów. Próbował sobie przypomnieć, jak w ich
języku brzmi jego przedmiot, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Skupił się
zatem na mniej istotnej części wypowiedzi Melody, a mianowicie na zdrobnieniu
imienia Rolandy, którego blondynka użyła.
- Rola? Mówisz o Rolandzie?
- To brzmi tak sztywno. Rolanda.
Jakieś takie średniowieczne. W ogóle macie nietypowe imiona. Jesteście z
Anglii?
- Eee… Trochę tak i trochę nie.
Ciężko to wytłumaczyć. – Pierwszy raz spotkał się z komentarzem, że jego imię
jest dziwne. Owszem, może niecodzienne, ale co było w tym złego?
- A co w tym ciężkiego? A! Za dużo
pytam! – Melody zaśmiała się perliście przytykając rękę do ust i odebrała od
Willa dziwnie wyglądającego papierosa. Severus patrzył się, jak nastolatka
zaciąga się używką i podaje mu ją do ręki. Przyjrzał się jej uważnie, ale prócz
nietypowego zapachu nieprzypominającego tytoniu nie zauważył nic niepokojącego.
Sądząc po dość nieregularnej budowie był to najprawdopodobniej zwykły skręt.
Melody czekała aż mężczyzna zaciągnie się papierosem nie przestając zadawać mu
coraz większej ilości nurtujących ją pytań.
- Ja jestem z Kanady, a Andy z
Irlandii. Tak naprawdę tylko Will jest typowym Brytyjczykiem. No ale czego w
takim razie uczysz? Czy nie uczysz? Wyglądasz, jakbyś wykładał na Oxfordzie,
mylę się? To dobra w ogóle uczelnia? – Potok słów dziewczyny napierał na niego
z olbrzymią siłą, aż w końcu nie wytrzymał i zaciągnął się mocno papierosem,
który wnioskując ze smaku papierosem nie był. Zakręciło mu się od nadmiaru dymu
w głowie, a dookoła siebie słyszał głośne krzyki i oklaski. Wśród całego gwaru
rozpoznał głos Willa.
- Wo ho ho! Sevi pojechał po
bandzie! Jedziesz stary! – Snape odkaszlnął i podał tlącą się używkę
chłopakowi, a następnie wsparł głowę na rękach. Miał wrażenie, jakby zgromadzona
w nim nagła złość uleciała z niego niczym powietrze z nadmuchanego balonu. Czuł
się lekki i niesamowicie rozluźniony. Po dłuższej chwili spojrzał na Willa z
szerokim i błogim uśmiechem, a następnie klepnął go mocno w plecy, jak
nastolatek jego na początku spotkania.
- Dzięki młody. Ucz się od mistrza. –
Brunet wypuścił dym z płuc i uniósł brwi wysoko do góry. Wręczył Severusowi
skręta, którym przed chwilą się zaciągnął, a mężczyzna bez wahania wsadził go
do ust. Nie miał bladego pojęcia, skąd te dzieciaki wzięły tak dobry tytoń, ale
smakował fantastycznie. Z każdym kolejnym zaciągnięciem świat wydawał mu się
piękniejszy. Jakby znalazł się w równoległej rzeczywistości, w której nie
istniały żadne problemy. Ogarniał go niebyt i słodka błogość, w której zanurzał
się coraz bardziej. Nawet nie zauważył, kiedy używka kolejny raz znalazła się
przy nim, a on bez większego namysłu zaciągnął się nią ponownie.
Świetny rozdział! Nie ukrywam, że z całej historii najbardziej interesuje mnie wątek Draco i Hermiony, ale w końcu trzeba coś wtrącić dla odmiany :)
OdpowiedzUsuńCzyżby Sev popadał w nałóg? Nie wiem, co on tam pali, ale wnioskując po odczuciach nie jest to nic dobrego... Mam nadzieję, że nic mu się nie stanie.
Jeszcze raz powiem, że rozdział świetny, a Ty masz wielki talent :)
Pozdrawiam cieplutko :*
No nie mogę xD
OdpowiedzUsuń,,Zluzuj majty stary,,
Nie mogę sobie wyobrazić żeby ktoś miał odwagę powiedzieć tak do Severusa xD
No i Severus palący skręty na dachu z młodzieżą xD niezapomniany widok.
Czekam na następny rozdział :D
Elinor
Snape naćpany !!!!!
OdpowiedzUsuńNadchodzi koniec świata !!!
Molly
Gratuluję pomysłów, i życzę wielu co najmniej tak dobrych
OdpowiedzUsuńSkręcik dobra rzecz xp
OdpowiedzUsuńNareszcie nowy rozdział ^^
OdpowiedzUsuńTo ja idę czytać (to zapewne) cudo
"Zluzuj majty stary" xdddddddd
UsuńNiech ktoś nakręci jakiś film z tego posta :")
Już sobie to wyobrażam, Severus i Rolanda na randce wśród dzieciarni, Sev narkoman, taki mroczny a z takim towarzystwem się zadaje; ") Bezcenny widok
Hahahah :D Nie mogę się doczekać dalszego ciągu historii Draco i Miony ale trzeba ci przyznać że bawiłam się świetnie :D
OdpowiedzUsuńAaaa... zajebiste! Czekam na więcej! :D
OdpowiedzUsuńSuper jak zwykle ale, nienawidzę cię że nie napisałaś o Draconie! Następny musi być o TEJ PARZE! ( nie bierz tego do siebie że Cię nienawidzę , bo ja za Dramione Cię po prostu kocham). :) :)
OdpowiedzUsuńHoho! nie mogę się doczekać :( Czekam na dalszy rozwój akcji!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i życzę dużo dużo dużo weny!
Elisabeth
PS. Zapraszam również na mojego nowego bloga, jest moim pierwszym Ale mam nadzieję ze się spodoba:
www.dwa-serca-dramione.blogspot.com
Ćpający Snape... Nietoperz ćpający z mugolskimi nastolatkami... Jakby tego nazwać i tak mnie zabija C: (Zaczęła się niekontrolowanie śmiać).
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, ale brakuje mi wątku Draco i Hermiony. Nie mogę się doczekać następnej notki!
Weny,
Liliane R.
www.wiezykrwi-graohogwart.blogspot.com
Wcześniej nie miałam czasu dodać komentarzu, ale wkońcu znalazłam kilka minut na dodanie kilku słów ode mnie. Snape przyznał, że Hermiona i Draco byliby jego godnymi zastępcami, no no no to napewno przez tą miłość do Rolandy się zmienił. No ale Snape palący skręta to dopiero coś haha. Czekam na kolejny rozdział, pozdrowionka.
OdpowiedzUsuń~Madzik
Eee... Nie wiem, jak zareagować... Tyle dobrego, że niczego nie piłam. Lubię stan mojego komputera taki, jaki jest. :D
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdział świetny. Jedynie jest odczuwalnie krótszy od innych, ale chyba nam to wynagrodzisz w kolejnej publikacji, prawda? :)
Pozdrawiam,
Cassie :)
wieczne-pioro-cassie.blogspot.com
Jezu ale się uśmiałam XD
OdpowiedzUsuńTy potrafisz poprawić nastrój :D
Jedno mnie zdziwiło, Severus nie powinien reagować na najprawdopodobniej "marihuaen", bo już tyle swoich oparów od eliksirów powciągał, że na niego to już działać nie powinno XD
Kocham ten rozdział już czekam na następny xd
(Chyba trochę za dużo tych "XD", ale co tam XD)
Pozdrawiam, Nadzieja :* ♥
Super rozdział :-D czekama na kolejny ;-)
OdpowiedzUsuńNie, nie, nie. Ja nie wierzę, Snape się zjarał! Czytają to myślałam, że padnę. Bardzo ładnie przebiega ta pierwsza randka, nie ma co. Rozdział oczywiście bardzo mi się podoba. Relacja Severusa i Ronaldy jest taka... sama nie wiem, jak to określić, ale odpowiada mi ona w stu procentach. Zdecydowanie jestem bardzo ciekawa, jak będzie ona przebiegać dalej.
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Zagwarantowałaś mi sporą dawkę śmiechu tym wpisem i chyba nie tylko mi :) Rozdział przyjemny w czytaniu, stanowi miłe oderwanie od głównego wątku, chociaż i tutaj możemy przeczytać o relacji Draco-Hermiona. Już sobie wyobraziłam Hermionę na miotle, wlatującą do klasy i ten szok na twarzy siedzących tam uczniów.
OdpowiedzUsuńZ tego wpisu zasmuciła mnie jedna rzecz. Mianowicie to, że Ronowi nie wiedzie się najlepiej w USA. Być może wróci do Londyu?
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział.