niedziela, 9 sierpnia 2015

Rozdział XXVIII

Witajcie kochani!

Rozdział 28 przed Wami i pojawia się w nim kilka nowości, a mianowicie powoli zaczyna rozwijać się głębsza relacja między Draconem, a Hermioną. Oprócz tego w rozdziale pojawia się intrygująca większość czytelników postać, ale o kogo chodzi dowiecie się po przeczytaniu notki.

Na koniec kilka informacji:
Za tydzień - 16.08 - zostanie opublikowana druga część miniaturki. Do tej pory nie wiem jeszcze czy ostatnia.
23.08 na blogu znajdzie się rozdział 29, a jego streszczenie dostępne będzie niestety dopiero w następnym tygodniu przy ukazaniu się drugiej części miniaturki.

Zostawiam Was z rozdziałem kochani i czekam na komentarze odnośnie tego, co wymodziłam dla Was przez ostatnie siedem dni.

Realistka

* * * * *
            Klęczała przy Draconie i próbowała przypomnieć sobie zasady udzielania pierwszej pomocy. Jej umysł jednak zachowywał się, jakby został zupełnie wyłączony. Ręce trzęsły jej się, gdy przykrywała blondyna jego płaszczem, a płuca łapczywie łapały powietrze. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Dulce skomlał i szczekał wokół niej, a ona wpadała w coraz większą panikę. Była kompletnie bezradna i jedyne, na co miała ochotę to usiąść na ziemi i zacząć gorzko płakać. Wspomnienia ze szpitala atakowały jej umysł ze zdwojoną siłą. Tak jak przy Fredericku, tak samo przy Draconie nie była w stanie zrobić niczego, co mogłoby mu w jakikolwiek sposób pomóc. Miotała się, trzęsła na całym ciele i jednocześnie odpędzała wizję umierającego dziecka na jej rękach. Jak przez wodę dochodziły do niej głosy przyjaciółek, które starały się ją uspokoić. Ale ona była kompletnie nieobecna. Obrazy przelatywały jej przed oczami z niebotyczną prędkością, kręciło jej się w głowie, serce łomotało w piersi jakby miało za chwilę stamtąd wylecieć. Patrzyła na nieprzytomną twarz Malfoya i widziała w niej buzię swojego ukochanego aniołka. On też leżał w jej ramionach nieruchomo, nie oddychał, wyglądał jakby zapadł w długi i mocny sen. Złapała się za głowę i zamknęła z bezsilności oczy. Otworzyła je, gdy poczuła czyjąś rękę na ramieniu, a do jej uszu dochodził niewyraźny męski głos. Spoglądała na Harry’ego i nie wiedziała, co się wokół niej dzieje. Nie miała pojęcia, skąd czarnowłosy się tu wziął. Podniósł ją z ziemi, na której klęczała i pomógł dojść do Ginny, która od razu zamknęła ją w swoich ramionach i głaskała po głowie niczym małe dziecko. Czuła się jak w koszmarze, z którego nie może się wybudzić. Spoglądała na Harry’ego, który udzielał pomocy Draconowi. Robił to, co powinna zrobić ona, ale wspomnienia obezwładniły ją i związały ręce. Ginny pomogła jej wejść do środka i posadziła ją na krześle. Za nimi weszła Pansy z małą Lilly na rękach. Dziewczynka spała wtulona w bark mamy, a Hermiona zazdrościła jej, że nie musi patrzeć na to co ona. Nie musi przeżywać, odganiać bolesnych wspomnień. Rudowłosa przyjaciółka trzymała kasztanowłosą za rękę, w trakcie gdy ona patrzyła na Herry’ego lewitującego ciało Malfoya po schodach na górę. Kiedy obie postaci zniknęły jej z pola widzenia zerwała się na równe nogi i ruszyła za nimi. Powstrzymała ją jednak Pansy, która złapała ją za dłoń i stanowczym wzrokiem kazała wrócić na miejsce.
            - Siadaj, Miona. Harry wie co robi. – Panna Granger spojrzała jeszcze raz na schody, a potem usiadła z powrotem na krześle. Ginny od razu wzięła ją w ramiona i pozwoliła wtulić w siebie. Nie bardzo wiedziała, skąd u przyjaciółki taka dziwna reakcja, ale Hermiona bez wątpienia potrzebowała teraz spokoju i wsparcia. Pansy obserwowała kasztanowłosą i próbowała ułożyć sobie wszystko w głowie. Ona również nie rozumiała reakcji dziewczyny. Gdyby to był ktoś inny mogłaby w jakiś sposób to sobie wytłumaczyć, ale to był Draco, jej najlepszy przyjaciel, którego Hermiona nienawidzi od pierwszej klasy Hogwartu. Jej zachowanie na całą tę sytuację jest sprzeczne z uczuciami, które do siebie żywią. Chyba, że nie chodzi tu o Malfoya. Pansy odgoniła od siebie teorię, że blondyn mógł przypomnieć Hermionie utratę dziecka. Wtedy też była bezradna i została brutalnie zmuszona do patrzenia na śmierć Fredericka. Ale Draco w przeciwieństwie do malca nie ma dla dziewczyny takiego znaczenia emocjonalnego. Nie powinna reagować w ten sposób na chłopaka. Od wszystkich sprzeczności czarnowłosą zaczęła pobolewać głowa. Do tego Lilly zaczęła wiercić jej się na rękach i niespokojnie pomrukiwać. Pogłaskała córkę po główce i ucałowała w czółko. Wtedy dziewczynka wybudziła się kompletnie.
            - Lilly patrz kto tu jest. Ciocia Hermiona i ciocia Ginny. – Lilly obróciła główkę i uśmiechnęła się prawie bezzębną buzią na widok obu kobiet. Ginny pomachała małej i odwzajemniła uśmiech, a dziewczynka zaśmiała się głośno. Zaczęła wyciągać rączki w stronę Hermiony, która spoglądała na nią nieobecnym wzrokiem. Pansy podała ostrożnie córkę kasztanowłosej, która wzięła ją w ramiona, a dziewczynka objęła jej szyję drobnymi rączkami i pocałowała w policzek. Ten mały gest przywrócił w pannie Granger część życia i obdarzyła Lilly ciepłym i szczerym uśmiechem. Córkę Potter’ów jednak zaczęła interesować inna postać, a mianowicie Dulce, który leżał pod jednym ze stolików. Hermiona odwróciła się w stronę, którą wskazywała dziewczynka i podeszła z nią do szczeniaka, wcześniej sadzając małą na podłodze. Lilly od razu dotknęła łba dobermana, który podniósł go w górę i spoglądał na dziecko smutnymi oczami. Po chwili podniósł się i wszedł na kolana dziewczynki, zwijając się na nich w kłębek. Kasztanowłosa uśmiechnęła się na ten widok i pogłaskała psa po łbie. Oczy Lilly natomiast błyszczały ze szczęścia, a z buzi nie znikał uśmiech radości. Głaskała zwierzaka po grzbiecie drobnymi rączkami, a szczenię wtulało się w nią z każdą pieszczotą coraz bardziej. Uwagę trzech dziewczyn odwrócił dopiero odgłos schodzenia po schodach. Harry usiadł na jednym z krzeseł, a Pansy od razu zasypała go dręczącymi ją pytaniami.
            - Co z nim? Jak się czuje? Obudził się? Harry mów!
            - Nie ma żadnych większych obrażeń. Głowa cała, oddycha płynnie, więc jest po prostu nieprzytomny. Musiał stracić najpewniej równowagę. Najprawdopodobniej ma tylko lekkie wstrząśnienie mózgu. – Oczy trzech przyjaciółek rozszerzyły się nieznacznie, a mężczyzna widząc to od razu przystąpił do wyjaśnień. – To nic poważnego. Będzie go bolała głowa i może mieć odruchu wymiotne po obudzeniu. Ważne, żeby nie wstawał od razu, bo najpewniej znowu upadnie.
            - Ale wszystko będzie dobrze? – Tym razem to Ginny zadała pytanie, a Harry przytaknął jej głową. Pansy wstała z zajmowanego miejsca i udała się na zaplecze z nietęgą miną. Wzrok mężczyzny zaś spoczął na Hermionie siedzącej razem z Lilly na podłodze.
            - Wszystko w porządku, Miona? – Kasztanowłosa dopiero po chwili zorientowała się, że pytanie zostało skierowane do niej. Wsadziła kosmyk włosów za ucho i niepewnie podniosła się do pozycji stojącej. Nie bardzo wiedział, co ma odpowiedzieć przyjacielowi. Była już spokojna w miarę swoich możliwości, ale czuła, że jednak mimo wszystko nie do końca jest z nią w porządku. Przygryzła nerwowo wargę i usiadła na zajmowanym przed chwilą przez Pansy krześle.
            - Jest dobrze. – Głos miała cichy i jakby zduszony. Nie potrafiła podać tego przyczyny, ale Harry wyczuł, że przyjaciółkę coś jednak trapi. Przysunął się do niej bliżej, a kasztanowłosa od razu spuściła głowę.
            - Hermiono popatrz na mnie. – Dziewczyna spełniła prośbę przyjaciela z wielkim trudem i ujrzała parę zielonych oczu, które spoglądały na nią ze spokojem i wyrozumiałością. Właśnie za to uwielbiała Harry’ego. Za jego cierpliwość i nieustępliwość. Nie odpuszczał, mimo że wiedział, iż nie szybko powie mu, w czym tkwi problem. – Co się stało? Czemu zareagowałaś paniką?
            - Harry nie teraz. – Ginny wtrąciła się do rozmowy, ale mężczyzna nie zwrócił na nią nawet uwagi. Wpatrywał się w kasztanowłosą przyjaciółkę wyczekując odpowiedzi.
            - Ja nie wiem. Nie wiem, co się stało. – Ruda widziała z jakim trudem Hermiona wypowiada kolejne słowa. Chciała przerwać to przesłuchanie, ale wiedziała, że z uporem Harry’ego nie ma najmniejszych szans. Postanowiła jedynie czuwać nad przebiegiem rozmowy, aby mężczyzna nie posunął się przypadkiem za daleko.
            - Spokojnie i bez nerwów. Byłaś zupełnie nieobecna. Mówiłem do ciebie, ale zachowywałaś się jak spłoszone zwierzę. O czym myślałaś wtedy?
            - Nie pamiętam. – Hermiona skłamała wiedząc, że i tak Harry dowie się prędzej czy później prawdy. Nie mogła mu powiedzieć, że patrząc na Malfoya widziała twarz umierającego Fredericka. Przestraszyła się tej reakcji i zareagowała paniką. Na samo wspomnienie feralnego wypadku czuła jak w gardle rośnie jej duża gula, której nie może przełknąć, a każda próba kończy się niewysłowionym bólem.
            - Pamiętasz i oboje wiemy, o czym myślałaś. To przez to? Przez wspomnienia nie byłaś w stanie na niczym się skupić? – Kasztanowłosa przytaknęła nieśmiało głową, a w tym momencie do pomieszczenia weszła Pansy z czterema kubkami parującej cieczy. Postawiła na środku stolika tackę i usiadła na jednym z krzeseł. Widząc pogrzebową atmosferę, która najpewniej została wprowadzona przez jej męża, postanowiła przerwać ją jak najprędzej.
            - Jeśli rozmawiacie o tym, o czym myślę to przestańcie w tej chwili.
            - Ale Pansy… - Czarnowłosa uniosła rękę, a Harry natychmiast zamilkł. Hermiona dziękowała w myślach przyjaciółce, że uchroniła ją przed dalszą częścią przesłuchania. Nie wiedziała, ile by jeszcze wytrzymała zanim nie wybuchłaby głośnym płaczem, albo z wściekłości.
            - Koniec. I nie chcę o tym słyszeć już dzisiaj. Wystarczy nam emocji, a Hermiona nie jest twoim królikiem doświadczalnym kochanie. Napij się lepiej herbaty, a później wracamy do domu. Masz nocny dyżur z tego co pamiętam. – Harry westchnął cicho i przytaknął żonie głową, sięgając po kubek z gorącym napojem. Pansy miała rację. Powinien odpuścić Hermionie i nie zasypywać jej pytaniami, a już na pewno nie dzisiaj. Kasztanowłosa była już spokojniejsza, a on prawie przez swój ośli opór nie przywrócił jej do stanu sprzed godziny. Pansy nie pierwszy raz była jego wybawieniem. Kochał ją i dziękował za każdy dzień, który dane mu było z nią przeżyć. Troszczyła się nie tylko o ich córeczkę, ale również o niego. A czym się jej odwdzięcza? Kolejnymi dyżurami i pustką w domu. Z tą myślą podniósł się z krzesła i wyszedł z kawiarni na zewnątrz. Trzy przyjaciółki odprowadziły go wzrokiem do drzwi w ciszy. Dopiero kiedy mężczyzna wyszedł odezwała się Ginny.
            - Znowu ma nocną zmianę? Myślałam, że przedwczoraj był w szpitalu. – Pansy pokręciła przecząco głową i upiła łyk swojej herbaty, parząc się przy tym w język.
            - Przedwczoraj był na nocce w Mungu, a dziś idzie do kliniki. I tak dzień w dzień.
            - Powiedz mu, że ci to nie pasuje.
            - Myślisz, że nie próbowałam? Ale on jednego dnia zarzekał się, że koniec z katorżniczą pracą i braniem nadgodzin, a po tygodniu znowu wracał do mieszkania w szpitalu.
            - A Lilly? Nie brakuje jej ojca? – Pansy spojrzała na Hermionę, która patrzyła na nią swoimi bursztynowymi oczami. Nie wiedziała, co ma jej odpowiedzieć. Lilly w końcu to jeszcze dziecko. Cieszy się, gdy ojciec jest w domu i się nią zajmuje, a kiedy go nie ma najprawdopodobniej nawet nie zwraca na to uwagi. Ciągle jest czymś zajęta. Jak to małe dziecko.
            - Bardziej bym się martwiła o to, czy Harry’emu nie brakuje Lilly. Widuje ją tylko wtedy, gdy go poproszę, aby został w domu. Nawet gdy ma wolne woli siedzieć w klinice i uzupełniać papiery. – Drzwi frontowe otworzyły się, a do środka wrócił uśmiechnięty Harry. Podszedł do Pansy i złożył na jej ustach krótki pocałunek. Czarnowłosa z początku była tym zaskoczona, ale po chwili jej twarz pojaśniała, a na ustach pojawił się delikatny uśmiech. Ginny i Hermiona patrzyły na rozgrywającą się na ich oczach scenę i czekały na jej kontynuację.
            - Skarbie dzwoniłem do Toma i poprosiłem, aby wziął za mnie dziś ten dyżur.
            - Naprawdę?
            - Tak. Pomyślałem, że moglibyśmy zostawić Lilly u twoich rodziców i wybrać się gdzieś we dwoje. Co ty na to? – Szok i szczęście mieszały się ze sobą na twarzy Pansy. Już dawno Ginny i Hermiona nie widziały jej tak rozpromienionej. Czarnowłosa podniosła się z krzesła i przytuliła się do Harry’ego, który objął ją mocno i złożył na jej ustach czuły pocałunek. Dziewczyny patrzyły na tę scenę i uśmiechały się do siebie. Jednak Hermiona czuła w sobie z niewiadomej przyczyny smutek. Cieszyła się szczęściem swojej przyjaciółki, ale w głębi serca zazdrościła jej mimo wszystko udanego małżeństwa. Ona nigdy nie doświadczy radości płynącej z posiadania kochającej rodziny.
            - To wspaniałe, Harry! Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę!
            - Nie musicie przecież zawozić Lilly do rodziców, Pan. Może zostać ze mną. – Ruda spojrzała na kasztanowłosą przyjaciółkę z niemałym zaskoczeniem. Pansy i Harry natomiast ucieszyli się ze słów panny Granger.
            - Naprawdę? Możesz z nią zostać?
            - To żaden kłopot. Poradzę sobie. Z resztą i tak ma lepszego towarzysza do zabawy niż mnie. – Wszyscy spojrzeli na siedzącą na podłodze Lilly, która tuliła do siebie Dulce. Zwierzak był tym faktem zachwycony, gdyż lizał dziewczynkę po twarzy i szturchał ją co chwilę łbem po brodzie i policzkach. Harry objął swoją żonę ręką w pasie, a ona położyła głowę na jego ramieniu. Nie dało się zaprzeczyć, że bez wątpienia są zgranym i kochającym się małżeństwem.
            - Tylko pilnuj Miona, żeby nie udusiła Malfoyowi pupila, bo nie daruje nam tego do końca życia.
            - Spokojnie, Harry. Lilly nie zrobi mu krzywdy, on jej z resztą również. A Malfoya jakby co można spróbować udobruchać. Damy mu papier, kredki i będzie sobie malował kolejne projekty. – Ginny mrugnęła okiem do mężczyzny, a małżeństwo uśmiechnęło się do niej promiennie. Na wspomnienie o blondynie Hermiona spięła się lekko. Zapomniała, że leży na górze w pokoju i w każdej chwili może się obudzić. Wstała z zajmowanego miejsca i poprawiła rękawy swetra. Starała się nie wzbudzać podejrzeń i większego zainteresowania swoją osobą, ale mimo prób oczy wszystkich zgromadzonych spoczęły na niej.
            - Jak już mówimy o Malfoyu to lepiej sprawdzić, co u niego. – Hermiona już ruszyła w kierunku schodów, gdy zatrzymało ją wołanie Harry’ego.
            - Poczekaj, Miona. Lepiej sam do niego pójdę.
            - Nic mi nie będzie, Harry. Nie musisz się tak o mnie martwić. – Mężczyzna miał już zaprotestować, gdy wyprzedziła go rudowłosa przyjaciółka.
            - Hermiona wie, co mówi. Jak twierdzi, że sobie poradzi to tak będzie, Harry. Nie zapominaj, że masz do czynienia z najmądrzejszą czarownicą…
            - Od czasów samej Roweny Ravenclaw. Tak, tak, już to wszyscy wiemy. – Harry dokończył myśl przyjaciółki, która wywróciła w odpowiedzi oczami, a potem uśmiechnęła się do niego szeroko. Hermiona wykorzystując panującą w pomieszczeniu sytuację jak najszybciej weszła po schodach, aby nikt już jej więcej nie przeszkodził. Minęła kuchnię oraz łazienkę i stanęła przed uchylonymi drzwiami do swojej sypialni. Całe pierwsze piętro było jeszcze w remoncie, ale planowała na dniach wprowadzić się już do swojego nowego mieszkania. Najpotrzebniejsze rzeczy już w nim były, więc za dwa, góra trzy tygodnie piętro będzie skończone. Patrzyła na uchylone drzwi i wahała się, czy ma zapukać, czy też nie. Po krótkiej chwili zamysłu chwyciła niepewnie klamkę i weszła po cichu do środka. Malfoy leżał na brzegu jej łóżka i spał. Podeszła do niego pomału i nachyliła się nad nim. Tak jak mówił Harry oddychał płynnie i nie miał większych obrażeń po wypadku. Stała tak jeszcze chwilę i patrzyła na jego twarz. Gdy spał w ogóle nie przypominał osoby, którą jest. Spokojny, bez cienia złośliwości i grymasu. Takie oblicze Malfoya miała pierwszy raz przed swoimi oczami. I wtedy jej myśli zwróciły się na inne tory. Czemu teraz nie patrzy na niego jak na Fredericka? Czemu teraz nie ogarnia jej panika i nie czuje się bezradna? Kiedy Harry wrócił na dół i powiedział, że z blondynem będzie wszystko dobrze miała wrażenie, że koszmar, w którym znowu się znalazła nagle minął. Jej serce nagle przestało łomotać w piersi, a oddech się wyrównał, nie trzęsła się jak osika i przede wszystkim wróciło do niej racjonalne myślenie. Zanim przyjaciel uświadomił ją, że to był tylko niegroźny wypadek czuła się, jakby spadała w głęboką przepaść, a wokół niej nie było nic, czego mogłaby się chwycić, aby uratować się przed upadkiem.
            Otrząsnęła się z zadumy i pomału opuściła sypialnię. Gdy wychodziła jeszcze raz zerknęła na śpiącego Malfoya. Nie potrafiła określić uczuć, które teraz miała w sobie. Przeważał zdecydowanie spokój, ale było w niej coś jeszcze. Coś, czego nie była w stanie zdefiniować. Wyszła więc na korytarz i udała się do kuchni. Nalała do szklanki wody, która stała na blacie i wypiła ponad połowę. Po chwili wyciągnęła drugie naczynie i do niego również nalała płynu. Odstawiła butelkę z powrotem na blat i ze szklanką w dłoni udała się do sypialni. Weszła tak samo jak wcześniej po cichu, aby nie obudzić mężczyzny i postawiła naczynie na stoliczku przy łóżku. Gdy miała już wyjść usłyszała za sobą zduszony głos i podskoczyła ze strachu przy drzwiach.
            - Granger? – Hermiona odwróciła się w stronę Malfoya, który spoglądał na nią zza przymkniętych powiek. Podeszła do niego niepewnie i usiadła na krawędzi łóżka. Mężczyzna obserwował każdy jej ruch z nadzwyczajnym skupieniem. Gdy usiadła spróbował się podnieść, ale wtedy tępy ból odezwał się z tyłu głowy i opadł z powrotem na poduszki.
            - Harry powiedział, żebyś na razie nie wstawał. Przyniosłam ci wody.
            - Potter? A co on tutaj robi? I gdzie ja w ogóle jestem? – Draco rozejrzał się po pokoju na tyle, na ile pozwalała mu pozycja leżąca, a następnie sięgnął po szklankę z wodą, którą przyniosła mu Hermiona.
            - Spadłeś z muru, gdy przechodziłeś na drugą stronę. Harry przyjechał, aby sprawdzić czy nic ci się nie stało. – Mężczyzna upił łyk płynu i zakrztusił się. Podniósł się do pozycji siedzącej i zaczął kaszleć. Gardło go bolało i strasznie drapało, a do tego dochodził jeszcze niesamowity ból głowy. Nie miał mimo wszystko bladego pojęcia, o jakim murze i upadku mówi Granger, a tym bardziej nie rozumiał, gdzie się znajduje. Na szpital mu to nie wyglądało. Wystrój pokoju i przede wszystkim zbyt wygodne łóżko na to nie wskazywały.
            - Z jakiego muru? I zapytam jeszcze raz. Gdzie ja jestem? – Hermiona patrzyła na Dracona z niezrozumieniem w oczach. Wyglądało na to, że Malfoy nie pamięta momentu wypadku.
            - W mojej sypialni. – Mężczyzna jeszcze raz rozejrzał się po pomieszczeniu, a po chwili na jego ustach zagościł szyderczy uśmieszek. Czyli wrócił stary, złośliwy Malfoy, który zaraz będzie sypał nieprzyjemnymi uwagami z rękawa.
            - No, no, znalazłem się w łóżku Granger nie zamierzając tego.
            - Daruj sobie. Mogliśmy zostawić cię na tej ziemi, żebyś po prostu zamarzł.
            - Podziękowałbym, ale nie mam pojęcia za co. – Kasztanowłosa czuła jak ogarnia ją złość. Nie dość, że wszyscy martwili się o niego i dołożyli wszelkich starań, aby nic mu się nie stało, to on zachowuje się jak rozkapryszone dziecko i nawet słowa wdzięczności nie jest w stanie z siebie wydusić. Skrzyżowała ręce na piersiach i wbiła w blondyna swoje spojrzenie.
            - Możesz przestać się zgrywać? Chociaż raz zachowałbyś się jak należy i podziękował mimo wszystko.
            - Dobrze, Granger. Dziękuję ci. Zadowolona? A teraz wytłumacz mi, czemu to zrobiłem. – Słowa mężczyzny ociekały złośliwością, ale Hermiona postanowiła nie dać się wyprowadzić z równowagi. Nie po tym, co przez niego przeżyła.
            - Z wdzięczności palancie. A teraz przepraszam, ale mam ważniejsze sprawy niż usługiwanie napuszonemu arystokracie. – Podniosła się gwałtownie z zajmowanego miejsca, ale Draco w ostatnim momencie złapał ją za nadgarstek. Kasztanowłosa zmroziła go wściekłym spojrzeniem i niemalże wyrwała z jego uścisku rękę. Malfoy położył z powrotem głowę na poduszce i przymknął oczy, gdyż znów odezwał się tępy ból w czaszce. Hermiona stała w miejscu i patrzyła się na niego, ale nie wypowiedziała ani jednego słowa. Odwróciła się po chwili na pięcie i ruszyła w stronę drzwi. Wtedy usłyszała za sobą głos mężczyzny, który nie był już cyniczny, a wręcz przeciwnie – cichy i spokojny, jakby zmienił nagle nastawienie do panującej sytuacji.
            - Zostań, Grager, proszę. Chciałbym porozmawiać. – Panna Granger z nietęgą miną wróciła do łóżka i usiadła z powrotem na jego brzegu, jak najdalej od mężczyzny. Czekała na kolejne niewybredne uwagi, ale ku jej zdziwieniu Malfoy zachowywał się normalnie, a przynajmniej przyzwoicie.
            - O czym niby?
            - Mogłabyś powiedzieć mi jak doszło do tego wypadku?
            - Nic nie pamiętasz? – Draco pokręcił przecząco głową i skrzywił się w tym samym momencie, gdyż ból nie ustępował nawet na chwilę.
            - Mówisz o jakimś murze, a ja nic takiego nie kojarzę.
            - A co ostatniego pamiętasz? – Malfoy zamyślił się chwilę i sięgnął po szklankę z wodą przyniesioną przez Hermionę. Gardło już mniej go drapało, ale dalej z trudem przełykał ślinę, nie mówiąc już o jakimkolwiek innym płynie. Starał się przypomnieć sobie, w jaki sposób znalazł się w okolicy domy Granger, ale gdy zbliżał się do rozwiązania miał wrażenie, że wymykało mu się, gdyż widział tylko czarną dziurę.
            - Wyszłaś z kawiarni, w której siedzieliśmy na kawie. Potem ja wyszedłem z Dulce i chciałem wrócić z nim tą samą drogą, którą wcześniej szliśmy. Chyba pomyliłem ulice i poszliśmy za daleko, bo nie kojarzyłem domów, które mijaliśmy. Potem pamiętam jeszcze twój głos i Pansy, a dalej już nic. – Patrzyła w szare oczy Dracona i wiedziała, że mężczyzna mówi prawdę. Przez upadek stracił ostatnie pół godziny pamięci. Dla niej był to dość istotny fragment, bo chciała się dowiedzieć, co blondyn miał jej powiedzieć przed straceniem przytomności. W głowie głośnym echem odbijały jej się jego ostatnie słowa. „Wiesz co, Granger? Z tej perspektywy wyglądasz jeszcze…”. I koniec. Zupełnie jak w jakimś filmie. Nie oczekiwała jakichś wyszukanych komplementów. W końcu to Malfoy. Coś jej jednak podpowiadało, że mężczyzna chciał powiedzieć wtedy coś ważnego, a przy tym miłego. Otrząsnęła się z zadumy i spuściła wzrok na swoje kolana. Łatwiej jej wtedy było opowiedzieć Draconowi co się stało, zanim jego pamięć zanikła.
            - Usłyszałeś mnie i Pansy, bo rozmawiałyśmy na dworze. Gdy Pan wróciła do środka wtedy ty wyłoniłeś się zza muru i przeszedłeś przez niego.
            - Wtedy upadłem?
            - Nie. Wszedłeś normalnie i rozmawialiśmy przez chwilę. Gadałeś jakieś mało istotne rzeczy. – Hermiona starała się ukryć dźwięk żalu w swoim głosie. Tak naprawdę to co mówił Malfoy z jednej strony było dziwne i niedorzeczne, ale z drugiej utkwiło jej w pamięci i nie ukrywając, podobało jej się w jakimś stopniu. Wolała jednak kontynuować swoją wypowiedź i nie skupiać się na swoich odczuciach. – Kiedy usłyszałeś, że idzie do nas Ginny przeskoczyłeś przez ogrodzenie i schowałeś się. Kiedy wracałeś straciłeś równowagę i spadłeś na ziemię, rozbijając sobie głowę.
            - To dlatego boli jak diabli.
            - Tak, właśnie dlatego. – Kasztanowłosa liczyła, że mężczyzna zapyta ją o coś jeszcze, jednak on leżał jedynie i gapił się bezmyślnie w sufit. Podniosła się pomału z łóżka i ruszyła w kierunku drzwi. Tym razem blondyn jej nie zawołał, a ona wyszła na korytarz i od razu udała się do kuchni. Oparła się o blat i przetarła zmęczone oczy. Na co ona liczyła? Że Malfoy będzie wypytywał o szczegóły ich rozmowy? Przecież to niedorzeczne, a ona powinna zapomnieć, że coś takiego miało w ogóle miejsce. Powinna zapomnieć o ich rozmowie na tyłach budynku i nie wracać do niej pod żadnym pozorem myślami. Sięgnęła po szklankę, która stała na stole i nalała do niej wody. Kiedy zbliżyła ją do ust naczynie wyleciało jej z ręki i rozbiło się z głośnym trzaskiem o podłogę, rozlewając całą zawartość. Od razu kucnęła, aby pozbierać odłamki szkła, ale chwytając jeden skaleczyła się nim w dłoń, z której od razu pociekła krew. Nawet nie usłyszała, że ktoś wszedł do pomieszczenia, a gdy zobaczyła kucającą obok niej osobę zamilkła pod wpływem szoku.
            - Zostaw to, bo się całkiem pokaleczysz. Przemyj ranę zimną wodą i ją odkaź, a potem nałóż jakiś opatrunek. I daj mi rękawiczki, albo chociaż miotłę, żebym mógł to pozbierać. – Hermiona jednak nie ruszyła się z miejsca i wpatrywała się w Dracona, który rozglądał się po kuchni w poszukiwaniu wspomnianych wcześniej przedmiotów. Gdy blondyn zobaczył, że dziewczyna nadal kuca przy rozbitej szklance, a krew cieknie jej z ręki, podniósł ją do pozycji stojącej i odkręcił kurek z zimną wodą, umieszczając pod nią dłoń kasztanowłosej. Kobieta syknęła, gdy ciecz dotknęła rany, jednak nie wyrywała się i wciąż stała przy Draconie, który przemywał jej skaleczenia.
            - Pokaż to sieroto. Masz wodę utlenioną? – Panna Granger pokiwała przecząco głową, a w tym samym momencie do kuchni wszedł Harry zaniepokojony dźwiękiem tłuczonego szkła. Gdy zobaczył Malfoya stojącego razem z Hermioną przy zlewie, a z ręki przyjaciółki ciekła krew mieszająca się z wodą, podszedł do nich od razu z wyciągniętą różdżką.
            - Co się stało, Miona? Pokaż mi to. Nie wygląda za dobrze. – Draco odsunął się, a jego miejsce zajął Harry, który przy pomocy zaklęcia oczyścił ranę Hermiony, a następnie wyczarował kilka plastrów, które nałożył na skaleczenia. Gdy kasztanowłosa zobaczyła, że to przez cztery nacięcia poleciało tyle krwi omal się nie roześmiała. Czarnowłosy natomiast zwrócił się z kierunku Malfoya, który zdążył już sprzątnąć pozostałe odłamki szkła.
            - Witamy wśród żywych, Malfoy. Powinieneś jeszcze zostać w łóżku, bo ból może się nasilić.
            - Dziękuję za troskę, Potter, ale jestem dużym chłopcem i sam sobie poradzę.
            - Jak chcesz. Pamiętaj tylko, że możesz znowu upaść, ewentualnie zarzygać całą podłogę. – Blondyn wywrócił w odpowiedzi oczami i oparł się o blat, krzyżując przy tym ręce na klatce piersiowej. Że też nie miał kto go ratować tylko akurat Potter. Bożyszcze świata medycyny magicznej i mugolskiej. Kiedy tylko wspomniał o bólu głowy, ten powrócił do niego ze zdwojoną siłą. Jednak ze względu na obecność bliznowatego chłoptasia nie mógł sobie pozwolić na jego okazanie. W duchu krzywił się niemiłosiernie i błagał, żeby pulsowanie ustało, ale jak na złość nic takiego się nie wydarzyło i jeszcze długo zanosiło się, że ból będzie mu rozsadzał czaszkę.
            - A tak poza tym wszystko w porządku? Nie masz zawrotów, mroczków przed oczami czy innych niepokojących objawów?
            - Nie. – Draco stwierdził, że nie ma sensu wysilać się na bardziej rozbudowaną odpowiedź. Niestety Granger uznała, że musi wsadzić swoje trzy knuty do rozmowy i podzielić się z Potterem swoimi spostrzeżeniami.
            - Malfoy stracił pamięć, Harry. Nie pamięta, co się działo przed upadkiem.
            - To prawda? – Malfoy wywrócił w odpowiedzi oczami, a na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Hermiona spuściła wzrok na ten widok i zaczęła miętosić kawałek swojego swetra dłoniach. Sądziła, że dobrze zrobiła mówiąc Harry’emu o objawach blondyna. Jak się okazało pomyliła się niestety w swoich zamysłach.
            - Nie kojarzę ostatnich trzydziestu minut. Coś mi się przypomina, a nagle znika i nie kojarzę niczego. Czarna dziura, Potter, żeby ci to ładniej zobrazować.
            - Czasami tak się zdarza, ale mija po kilku dniach.
            - Co znaczy kilku? Po dwóch? Trzech? Jak długo to może trwać?
            - To nie był groźny wypadek, więc z pewnością nie straciłeś pamięci na stałe. Sądzę, że jutro powinno wszystko wrócić do normy. – Oczy wszystkich zgromadzonych w kuchni przeniosły się na Pansy, która weszła przed chwilą do pomieszczenia. Obrzuciła ich wzrokiem i podeszła do Harry’ego, który objął ja w talii. Hermiona na ten widok odwróciła wzrok i wbiła go w okno.
            - Co się tutaj stało? Jak się czujesz, Draco?
            - Miona stłukła szklankę i skaleczyła się, a Malfoy pomógł jej przemyć ranę. Myślałem, że to coś poważnego, ale to kilka nacięć, które szybko się zagoją. – Panna Granger uśmiechnęła się delikatnie, odwracając się w stronę Pansy, a następnie przygryzła lekko wargę, kątem oka spoglądając na Malfoya. Wyglądał, jakby obecność państwa Potter działała mu na nerwy i najprawdopodobniej tak było. Stał z nietęgą miną przy blacie kuchennym obserwując małżeństwo i zaciskając mocno szczękę.
            - No to w porządku. A ty jak Draco?
            - Świetnie. Cud, miód, malina. – Pansy spojrzała karcąco na przyjaciela, jednak nie skomentowała jego wypowiedzi. Przeniosła swój wzrok na Hermionę, która zachowywała się jakby była nieobecna.
            - Lilly jest na dole z Ginny. Naprawdę możesz z nią zostać? Nie będzie to dla ciebie kłopot?
            - Przecież ci mówiłam, że zostanę z nią z wielką chęcią. Możecie wyjść bez obaw i nie martwcie się, poradzimy sobie. – Draco spoglądał raz na kasztanowłosą, raz na Pansy i próbował wydedukować, o czym obie kobiety mówiły. Lilly to córka Potterów, ale dlaczego ma zostać z Granger? Z drugiej strony, co go to obchodziło? To nie od zostaje z małą smarkulą, więc w czym tkwi problem?
            - Jeśli wszystko już załatwione to chyba możemy się zbierać kochanie? – Pansy spojrzała na Harry’ego i pokiwała twierdząco głową. W tej samej chwili mężczyzna pochylił się i złożył na jej ustach kolejny dzisiejszego dnia czuły pocałunek. Hermiona uśmiechnęła się z grzeczności i objęła rękami. Była to dla niej dość niezręczna sytuacja. Od jakiegoś czasu patrzenie na szczęśliwie zakochane w sobie pary przygnębiało ją. Natomiast Draco wyglądał jakby oglądał coś wyjątkowo paskudnego. Wywracał z dezaprobatą oczami i krzywił się, jakby przed chwilą zjadł cytrynę. Kasztanowłosa w sumie nie dziwiła mu się. Każdy miał prawo reagować na amory w inny sposób. Spojrzała kątem oka na blondyna i nagle dostrzegła na jego twarzy zadumę. W niepamięć poszła pogarda, która wcześniej emanowała z jego twarzy, a zastąpiło ją głębokie zamyślenie. Zupełnie jakby mężczyzna przypomniał sobie o czymś ważnym. Zaciekawiona swoim spostrzeżeniem kaszlnęła dyskretnie, aby przerwać stan Malfoya, a jednocześnie pocałunek państwa Potter. Harry jeszcze raz skradł swojej żonie krótkiego całusa, a następnie splótł palce swojej dłoni z palcami Pansy. Twarz czarnowłosej wprost promieniała ze szczęścia.
            - Jakbyś czegoś potrzebowała, Miona, zadzwoń.
            - Myślę, że nie będzie takiej potrzeby. Bawcie się dobrze i nie wracajcie za szybko.
            - Jeszcze raz  ci dziękujemy. Tak dużo dla nas robisz, że…
            - Mam wrażenie, że wy wcale nie chcecie nigdzie wychodzić, bo się tak długo zbieracie. Drzwi są w tamtym kierunku. – Draco wszedł dość nieelegancko w zdanie Pansy, pokazując jej wyjście z kuchni. Miał powyżej uszu ciągłego dziękowania Granger, że zostanie z małą popierdułką, która z pewnością nie raz walnie w pieluchę takiego kloca, że spokojnie będzie można wybudować drugi Hogwart. Poza tym musiał natychmiast porozmawiać z kasztanowłosą, a Harry i Pansy skutecznie mu to utrudniali.
            - No tak. To my już idziemy i nie przeszkadzamy więcej. – Malfoy odprowadził wzrokiem do wyjścia małżeństwo, patrząc na nich zza wpółprzymkniętych powiek. Kiedy usłyszał dźwięki schodzenia po schodach oparł się z nonszalancją o blat i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Od tej bezsensownej paplaniny jeszcze bardziej rozbolała go głowa. Hermiona natomiast rozejrzała się po kuchni, uciekając tym samym przed wzrokiem blondyna. Po chwili ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych, ale nie udało jej się nawet wyjść na korytarz, gdyż Draco złapał ją za ramię i z powrotem zaciągnął do kuchni.
            - Musimy pogadać, Granger. – Hermiona zamrugała parę razy oczami i podobnie jak blondyn skrzyżowała ręce na piersiach. Nie miała pojęcia, czego mężczyzna może od niej chcieć, ale ton jego głosu nie wskazywał, żeby był na nią zły, więc chociaż tyle dobrego. Draco puścił jej rękę i zmierzwił swoje platynowe włosy. Wyglądał, jakby wahał się, czy ma powiedzieć to, co siedzi mu w głowie. Po dłuższej chwili wypuścił głośno powietrze z płuc i spojrzał w bursztynowe tęczówki Hermiony.
            - Chyba przypomniałem sobie, jak spadłem z tego muru.
            - Naprawdę? – Panna Granger była zaskoczona słowami blondyna. Harry mówił, że pamięć powinna wrócić za dwa, trzy dni, a Malfoyowi wystarczyło niecałe pół godziny. Ale czemu się dziwić? Nie od dziś wiadomo, że Malfoyowie są po prostu jedyni w swoim rodzaju. Bardziej interesowało kasztanowłosą, co miało wpływ na tak szybki powrót pamięci. Czytała kiedyś dużo na ten temat i zazwyczaj potrzeba było jakiegoś bodźca, charakterystycznej rzeczy z przeszłości, która nosiła w sobie wiele wspomnień i była ważna dla chorego. Jednak żaden przedmiot znajdujący się w jej kuchni nie nasuwał Hermionie gotowego rozwiązania. Zanim zdążyła pomyśleć już pytała o to Dracona.
            - Ale jak? Jak to się stało?
            - Nie wiem. Kiedy Pansy i Potter wyszli obrazy zaczęły mi przelatywać przed oczami. Wszystko, o czym mi mówiłaś. Rozmowa, mur, przechodzenie, upadek. Nie potrafię tego wytłumaczyć, to dziwne uczucie. – Draco nie ukrywał przed sobą, że nieco zatuszował prawdę. Nie widział powodu, aby mówić o wszystkim z drobnymi szczegółami. Wtedy musiałby powiedzieć kasztanowłosej, że pamięć wróciła do niego, gdy patrzył na całujących się Potterów, a on sam tego nie rozumiał. Tłumaczył to sobie dziwnym zbiegiem okoliczności, gdyż tak samo jak Hermiona wiedział, że aby pamięć wróciła potrzeba czegoś, z czym chory ma dobre wspomnienia. Rozumiałby, gdyby w kuchni Granger nagle pojawił się Dulce. Wtedy fakt przypomnienia sobie o wypadku byłby logiczny. Ale dlaczego musiało mu się wszystko przypomnieć, gdy Pansy i bliznowaty wymieniali się śliną? Na to nie było racjonalnego wytłumaczenia, a przynajmniej on go nie dostrzegał.
            - W każdym bądź razie dzięki za pomoc.
            - Nie ma sprawy. – Hermiona spoglądała na Dracona z zaciekawieniem. Miała dziwne przeczucie, że blondyn nie mówi jej prawdy, a przynajmniej nie mówi jej całej. Nie chciała jednak zagłębiać się w szczegóły, choć wewnątrz ciekawość aż ją zżerała. Wyminęła mężczyznę i ruszyła w kierunku schodów, zostawiając Malfoya samego w kuchni. Po kilku stopniach zatrzymała się nagle i odwróciła głowę w kierunku piętra. Czemu nie może po prostu zostawić go w spokoju? Czemu nie zajmie się swoimi sprawami i przestanie zawracać sobie nim głowę? Nie zważając na nasuwające jej się w myślach pytania wróciła z powrotem do kuchni. Draco nie ruszył się w tym krótkim czasie z miejsca. Wciąż stał oparty o blat kuchenny z zamyśloną miną. Kiedy ją zobaczył miała wrażenie, że przez jego twarz przebiegł cień bladego uśmiechu. Stała nieco speszona w drzwiach i patrzyła się na mężczyznę. No i po cholerę ja tu przychodziłam? Dopiero po kilku sekundach otrząsnęła się z zakłopotania, w które sama się wprowadziła.
            - Eliksirów niestety żadnych nie mam, ale jakbyś potrzebował tabletek na ból głowy to są w górnej szafce w łazience. – Mężczyzna przytaknął głową na znak, że rozumie, jednak nie odezwał się do kasztanowłosej ani jednym słowem. Hermiona stała jeszcze przez chwilę licząc, że Malfoy ją zatrzyma, ale blondyn patrzył się jedynie bezmyślnie w ścianę, nie zwracając na nią nawet uwagi. Zrezygnowana westchnęła cicho i wyszła z kuchni kierując się ponownie w stronę schodów. Kiedy Hermiona poszła, Draco usiadł zrezygnowany na jednym z krzeseł i oparł głowę na rękach. Nie zwracał już uwagi na pulsujący ból z tyłu czaszki. Zdążył się do niego przyzwyczaić, choć wciąż był dość nieznośny. Zastanawiało go swoje zachowanie, a przede wszystkim na skutek czego powróciła mu pamięć. Nie mógł tego rozgryźć. Szukał jakiegoś punktu zaczepienia, czegoś, co zadziałało na niego na tyle, że bez trudu przypomniał sobie wypadek. Ale oprócz powracającego do niego obrazu całującego się Harry’ego i Pansy nie widział nic, co mogło mu pomóc. Może coś mu po prostu umknęło? Może w kuchni było coś, na co spojrzał, ale była to tak błaha i nieistotna rzecz, że teraz nie mógł jej sobie przypomnieć? Rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu. Szafki, stół, krzesła, lodówka. Tradycyjny wystrój kuchenny. Żadnych obrazów, wazoników, różnych bibelotów, które kobiety trzymają w kuchni. Nic takiego nie było. Przez myśl mu przeszło, że Granger najwidoczniej woli minimalizm. Zupełnie jak on sam. Z tą różnicą, że jego kuchnia była utrzymana w odcieniach bieli, czerni i szarości, a u niej przeważały raczej ciepłe barwy. Podrapał się po brodzie i spojrzał na drzwi wyjściowe, a raczej samą framugę. Z dołu nie dochodziły do niego żadne dźwięki prócz szmerów, jakby ktoś na dole prowadził rozmowę, czym był lekko zaciekawiony. Przez chwilę siedział jeszcze w miejscu, a potem wstał pomału z krzesła i najciszej jak potrafił zszedł kilka stopni po schodach, a następnie usiadł na jednym i wsłuchiwał się w konwersację, którą prowadziły dziewczyny na dole. Od czasu do czasu dochodziły do niego odgłosy szczekania, co oznaczało, że Dulce jest w środku, a sądząc po dziecięcym śmiechu musiał bawić się z córką Potterów.
            - No to chyba dobrze, co? Najważniejsze, że cię nie wyzywał i grzecznie przeprosił, jak na dżentelmena przystało. Choć nie przesadzajmy. To w końcu Malfoy, co nie? – Draco wywrócił oczami na dźwięk słów Weasleyówny. Nie pałali do siebie sympatią, ale się w miarę znosili. Głównie ze względu na Blaise’a, gdyż Diabeł był jego najlepszym kumplem, a jednocześnie narzeczonym rudej. Czekał na odpowiedź Granger, ale kasztanowłosa milczała, więc pochylił się nieco w dół. Może dziewczyna mówi ciszej niż jej przyjaciółka?
            - Dalej do mnie nie dochodzi, co tu się stało. No bo czego on tu szukał? Czego on chciał od ciebie? Jakoś to wszystko mi się kupy nie trzyma.
            - To był przypadek, Ginny. – Blondyn poczuł się dziwnie, gdy usłyszał odpowiedź kasztanowłosej. Faktycznie to był przypadek, bo nie pomylił ulic celowo. Miał jednak nikłą nadzieję, że Granger pomyśli sobie, że śledził ją i przyszedł za nią, bo miał jej coś ważnego do powiedzenia.
            - Nie istnieją przypadki, Miona. W większej mierze coś, co nazywamy zbiegiem okoliczności jest zamierzone, ale nieświadomie.
            - Chcesz powiedzieć, że Malfoy przyszedł za mną, bo tego chciał, ale nie zdawał sobie z tego sprawy? Nie rozśmieszaj mnie, Ginny. Ten napuszony pajac myśli tylko o sobie i nawet jak robi coś nieświadomie to i tak ma na uwadze wyłącznie siebie.
            - Gdyby tak było, to nie podziękowałby za pomoc. Dla egoisty ważniejsza jest jego reputacja niż fałszywe „dziękuję”. To dowodzi, że Malfoy nie jest takim chamem, za jakiego go uważamy. – Draco z jednej strony był rozczarowany, a z drugiej pozytywnie zaskoczony. Nie spodziewał się, że Granger dalej myśli o nim jak o nadętym dupku. Przecież się nie wyzywają, rozmawiają w miarę możliwości normalnie, zaoferował jej pomoc, aby poszła do psychiatry, parę razy powiedział jej kilka komplementów. I bynajmniej nic z tego nie było wymuszone. Wydawało mu się, że kobieta spostrzega go już nieco inaczej. Widział jak na niego reagowała, co mu się bardzo podobało, gdyż jego też z niewiadomej przyczyny coś ciągnęło do niej. Najwidoczniej widział to, co chciał zobaczyć, a nie to, co działo się naprawdę. Zdziwiła go natomiast opinia Ginny. Nie spodziewał się, że będzie mu słodziła i stanie w jego obronie, ale to co powiedziała podniosło go na duchu. Zawsze uważał, że myśli o nim tak samo jak Granger. Tymczasem było zupełnie inaczej, co go mile zaskoczyło.
            - I co mam ci na to odpowiedzieć? Że jest miły, koleżeński, szarmancki i w ogień by za mną skoczył? Przestań.
            - Powiedz to, co czujesz. Bo w to przed chwilą nigdy bym nie uwierzyła. – Między kobietami zapanowała cisza, a Malfoy zdał sobie sprawę, że się mocno denerwuje. Czekał z niecierpliwością na to, co powie Granger. Chciał znać prawdę. Musiał się jej dowiedzieć. Jeśli zaprzeczy swoim poprzednim słowom jest szansa, że pozwoli mu się do siebie zbliżyć. Chciał ją bardziej poznać, dowiedzieć się co lubi, przez co się śmieje, a przez co płacze. Chciał być po prostu… blisko.
            - Miona jesteś przecież inteligentna. Powiedz, co w tobie siedzi, a nie chowaj tego i ukrywaj przed całym światem. Przecież sama mówiłaś, że w stosunku do ciebie zachowywał się ostatnio dziwnie.
            - Bo nie umiem określić tego inaczej. Mówiłam ci, że raz się na mnie wyżywa, potem przeprasza, mówi do mnie rzeczy, których nie rozumiem. Tak samo jak nie rozumiem  tego, po co miałby do mnie przychodzić celowo.
            - Dobra, niech już ci będzie, że to był przypadek. Ale nawet jeśli, to nie zauważyłaś, że w ostatnim czasie jest go ciągle pełno wokół ciebie? – Draco sam zamyślił się nad słowami Ginny. W większości to nie były zamierzone spotkania. Jakby tak się dobrze przypatrzeć to żadne nie było zaplanowane. Ale ruda wyjątkowo miała rację. Coraz częściej spotykał się z Granger, i coraz częściej przyłapywał się na tym, że jej towarzystwo mu odpowiada. Miała na niego dziwny wpływ. Przy niej nie pamiętał o czymś takim jak nerwica, na którą się leczy. Przy niej mówił rzeczy, które wcześniej wychodziły do innych kobiet pod przykrywką kłamstwa. Hermiona działa na niego uspokajająco, pomaga mu się wyciszyć, ale jednocześnie otworzyć jak przed nikim innym. No może poza Blaise’em. Była dla niego osobą, z którą nie chciał tracić kontaktu i chciał, aby ich relacje były jak najlepsze.
            - I zmienił się. Nie mówię, że diametralnie. W stosunku do innych praktycznie w ogóle. Ale jeśli chodzi o ciebie to różni się od poprzedniego Malfoya.
            - Bo mnie nie nazywa szlamą i nie drwi na każdym kroku?
            - Bo cię szanuje i rozumie twoją sytuację. Liczy się z twoim zdaniem, a twoje towarzystwo sprawia, że jest szczęśliwy.
            - Co? Skąd ty wiesz takie rzeczy? – No właśnie, Weasley, skąd? Jeśli Weasleyówna nie siedzi w głowie Granger, ani tym bardziej w jego, to skąd wie, że przy kasztanowłosej czuje coś na kształt radości?
            - Wiesz, że Blaise to większa plotkara niż niejedna kobieta. Dużo mi mówił o Malfoyu i o jego zachowaniu w stosunku do ciebie. – Draco w ostatnim momencie powstrzymał się przed głośnym klepnięciem w głowę. Jak on mógł zapomnieć, że Diabeł roznosi informacje szybciej niż neuroprzekaźniki? To było oczywiste, że komuś powie o jego spotkaniach z Granger. Ginny wie teraz o nim stanowczo za dużo, a nawet wie rzeczy, których on sam nie rozumie, jak na przykład, że ma obsesje na punkcie perfum kasztanowłosej.
            - Na przykład wspominał o twoich perfumach. Ja w życiu nie wyczułabym tak szybko zapachu konwalii, a co dopiero mężczyzna. A jeszcze powiedział, że mu się podobają. To o czymś świadczy Miona. – To o niczym nie świadczy. Konwalie to po prostu ładne kwiaty i każdemu może się podobać ich zapach oraz wygląd, prawda? Nie oszukuj się. Draco musiał zgodzić się ze swoją podświadomością. Ten zapach od dziecka był jego ulubionym, ale wcześniej nie miał z nim takiego problemu. Nie trzymał w domu bukietów konwalii, nie wąchał ich na każdym kroku, nie porównywał ich do żadnej kobiety. W sumie nadal tego nie robi, ale od kiedy odkrył ten zapach u Granger świat stanął mu na głowie. Wystarczyła odrobina tej urzekającej woni, a on nie widział nikogo i niczego poza kasztanowłosą kobietą. Już za pierwszym razem pod wpływem słodkiej perfumy dostrzegł jej duże bursztynowe oczy. Czytał z nich jak z otwartej księgi i bez trudu określał towarzyszące dziewczynie uczucia. Widział jej malinowe usta, które nęciły swym kształtem i kolorem niczym zakazany owoc. Jej prosty i mały nosek, który uroczo marszczyła, kiedy nad czymś myślała lub się denerwowała. Zarumienione policzki odznaczające się na jej bladej twarzy. Przez zwykłe perfumy z prostych kwiatów tracił grunt pod nogami i kontakt z rzeczywistością. Ale czy mu to przeszkadzało?
            - Świadczy o tym, że spodobały mu się moje perfumy i nic poza tym.
            - Ale ty jesteś uparta! A mówisz, że to do Malfoya nic nie dociera.
            - Blaise coś sobie po prostu ubzdurał. Między mną, a Malfoyem nigdy niczego nie było, nie ma i nie będzie. Koniec i kropka. – Ukłucie żalu i smutku zagościło w blondynie na dźwięk wypowiedzianych przez Hermionę słów. Już na wstępie przekreślała wszystko, co się go dotyczyło. Nie dawała mu szansy na nic prócz zwykłą koleżeńską znajomość. Przecież tego chciałeś. Chciał, a nawet oczekiwał, ale coś się zmieniło. Coś sprawiło, że potrzebował Granger. Chciał słuchać jej głosu, patrzeć w bursztynowe oczy, wąchać jej perfumy. Być dla niej wsparciem i osobą, na którą zawsze może liczyć, wypłakać się na ramieniu, przytulić w ciężkie dni. Potrząsnął głową, gdy dotarło do niego o czym myśli i w jakich kategoriach postrzega Granger. Mówił o niej jak Blaise o Ginny, a przecież właśnie przed tym uciekał. Tego nie chciał w życiu i wzbraniał się na wszelkie możliwe sposoby. Jak to się stało, że tak szybko dał się omamić jakiejś zwykłej kobiecie?
            Usłyszał dźwięk odsuwanego krzesła, jednak nie ruszył się ze swojego miejsca. Miał w nosie, co sobie pomyśli Granger, gdy zobaczy go na schodach. Najchętniej powiedziałby jej wtedy, że… No właśnie. Co by jej powiedział? Że przestała mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie? Że jak tak bardzo chce to wróci do nazywania jej szlamą? Że jej nie potrzebuje? Kłamałby, a nie potrafił tego robić przed nią. Na jego szczęście nie wyglądało, aby któraś z kobiet zamierzała udać się na piętro. Ginny po prostu już wychodziła, gdyż zapewne Blaise zaraz po nią przyjedzie z pracy. Do jego uszu doszły dźwięki pożegnań przyjaciółek, a on zauważył, że z niewiadomych przyczyn zacisnął ręce w pięści aż pobielały mu kłykcie.
            - Mów, co chcesz, ale ja i tak wiem swoje. Widzimy się jutro po południu, bo mam zajęcia w szkole do 14.00. Trzymaj się i ściągnij w końcu te klapki z oczu, bo przegapisz coś ważnego.
            - Ginny…
            - Tak wiem, mam odpuścić. Do zobaczenia. Mam nadzieję, że poradzisz sobie z Lilly. Jakby co to dzwoń. Przyjadę od razu. – Draco wywrócił oczami, gdy rudowłosa wspomniała o córce jego przyjaciółki. Smarkula siedziała na dole i zapewne zdążyła udusić tymi małymi, z pozoru niegroźnymi rączkami jego ukochanego Dulce. Usłyszał dźwięk zamykanych drzwi, a na dole zapanowała cisza. Nie słyszał kompletnie nic, ani szczekania, ani dziecięcego śmiechu, ani nawet odgłosów chodzenia. Było cicho niczym w grobie. Zastanawiał się przez chwilę, czy nie powinien zejść i sprawdzić, co się dzieje, ale po chwili usłyszał głos Hermiony, która mówiła coś do Lilly.
            - Co się dzieje? Jesteś zmęczona? Tyle czasu jesteś na nóżkach, że i ciebie w końcu zmorzyło. – Mężczyzna domyślając się, że kasztanowłosa za chwilę przyjdzie ze śpiącą dziewczynką na górę podniósł się bezgłośnie ze schodów i najciszej jak potrafił udał się do kuchni, wyczekując odgłosu kroków. Tak jak się spodziewał, Hermiona po chwili weszła na piętro i nie zaszczycając go ani jednym spojrzeniem poszła prosto do sypialni. Usiadł zrezygnowany na krześle i czekał, aż kasztanowłosa opuści pokój. Liczył, że przyjdzie do niego i porozmawiają, ale czas niemiłosiernie mu się dłużył. Wstał po kilku minutach z zajmowanego miejsca i powoli ruszył w kierunku sypialni. Jego dłoń zatrzymała się w połowie drogi do klamki, gdy usłyszał ciche śpiewanie za drzwiami.
            - Allá donde el viento habla y el cielo es más azul, allá donde las estrellas te iluminan con su luz. Correrè, volarè, con el viento cabalgarè. Volarè, con el viento cabalgarè. – Znał tę melodię. Pamiętał ją z dzieciństwa. Matka często mu to śpiewała jako kołysankę przed snem, a on znał jej słowa aż do dziś, mimo że ostatni raz słyszał ją, gdy miał może ze trzy lata. To było jedno z nielicznych szczęśliwych wspomnień jakie posiadał, kiedy był dzieckiem. Nie spodziewał się, że Granger może znać jej tekst, ani tym bardziej, że tak dobrze radzi sobie z wymową. Wcześniej niespecjalnie jej szło, gdy uczył ją wymawiać imię dobermana. Wszedł bez namysłu najciszej jak tylko potrafił do sypialni kobiety i usiadł na brzegu łóżka obok niej. Hermiona przerwała śpiewanie, gdy dostrzegła blondyna i patrzyła w jego srebrne tęczówki, czekając na jakąś uwagę pod jej adresem. Była mile zaskoczona, gdy Draco zaczął kontynuować przerwaną dziecku kołysankę.
            - Allá donde el bosque esconde secretos que nunca sabrás. Las montañas se hacen eco de historias de un tiempo atrás. Cruzarè ríos y valles y a las cumbre subirè, serè fuerte como las rocas y orgullosa gritarè. – Barwa głosu mężczyzny była ciepła i bardzo melodyjna. Zupełnie nie poznawała osoby, która obok niej siedziała. Tak jakby zwykła kołysanka miała nie tylko moc usypiania dziewczynki, ale również zmieniała Malfoya w inną osobę. Nieśmiało przyłączyła się do niego w refrenie, który wcześniej śpiewała, a na twarzy blondyna zagościł delikatny uśmiech. Kątem oka dostrzegła, że Lilly śpi już w najlepsze, a jej mała buzia wykrzywiona jest w słodkim i szerokim uśmiechu.
            - Correrè, volarè, con el viento cabalgarè. Volarè, con el viento cabalgarè. – Draco nie przestawał patrzeć się w jej oczy. Ona również nie odwróciła głowy i dała się wciągnąć w srebrną toń jego tęczówek, które hipnotyzowały ją i przyciągały do niego jak magnes. Miała wrażenie, że widzi w nich emocje, o które nigdy nie posądziłaby mężczyzny. Dopiero teraz dotarło do niej to, co mówiła jej Ginny. Wszystko to widziała w oczach blondyna. Nawet nie spostrzegła, że skończyli śpiewać kołysankę i siedzieli naprzeciw siebie, po prostu na siebie parząc. Żadne z nich nie wypowiedziało choćby jednego słowa. Wystarczała im bliskość drugiej osoby. Nagle Draco niepewnie dotknął jej policzka, a ona przysunęła się do niego bliżej. Otaksował ją wzrokiem, jakby nie wierzył, że pozwoliła mu na taki dotyk. Pochylił się jeszcze bardziej w jej kierunku, tak że praktycznie stykali się nosami. Wystarczyło, aby jedno z nich odrobinę przekręciło głowę, a ich usta zetknęłyby się ze sobą i z pewnością długo nie rozłączyły. Trwali w takiej pozycji czekając, aż któreś z nich pierwsze wykona ruch. Hermiona czuła, że jej serce przyspieszyło do granic możliwości, a przez dłoń mężczyzny na swoim policzku wyczuwała również jego przyspieszone tętno. Nie bała się, nie miała czego. Zdała sobie sprawę, że oczekuje od Malfoya tego pocałunku. Chce poczuć smak jego ust na swoich, ich miękkość i delikatność. Każda komórka jej ciała domagała się od blondyna złączenia jego ust z jej własnymi. Draco natomiast walczył ze sobą z całych sił. Pragnął Granger i chciał jej tu i teraz, ale w głowie wciąż dudniły mu jej słowa, gdy rozmawiała z Ginny. Egoista. Myśli tylko o sobie. Między mną, a Malfoyem nigdy niczego nie ma, nie było i nie będzie. Dlaczego najpierw go odpycha, a zaraz przyciąga jak zakazany owoc? Czemu bawi się nim jak jakąś kukiełką? Wystarczy, że spojrzy w jej bursztynowe oczy, a topi się w nich i mógłby zrobić wszystko. Zupełnie jakby miała nad nim jakąś kontrolę. Z tą myślą zabrał dłoń z jej policzka z podniósł się z łóżka, na którym siedzieli. Dostrzegł w jej oczach niezrozumienie i jakby zawiść. Spuścił natychmiast głowę, a jego gardle zawiązał się olbrzymi supeł, tak że słowa wychodziły z niego z wielkim trudem.
            - Pójdę już. Nadużywam twojej gościnności. – Mieszanina negatywnych emocji była zgromadzona w głosie Dracona, co Hermiona bez trudu wychwyciła. Przygryzła dolną wargę i pokiwała twierdząco głową. Wtedy blondyn opuścił jej sypialnię, a z każdym dźwiękiem pokonywanych przez niego kolejnych stopni na schodach czuła, że coś w niej pęka, a w oczach gromadzą się łzy. Patrzyła się tępo w drzwi, które przed chwilą zamknęły się za mężczyzną i walczyła, aby ani jedna kropla nie spłynęła jej po policzku. Czuła żal do Malfoya, ale również do samej siebie. Skoro tak bardzo dała się ponieść i oczekiwała, że ją pocałuje, dlaczego nie zrobiła tego sama? Podkuliła pod siebie kolana, obejmując je rękami i oparła na nich brodę. W tym samym momencie łzy potoczyły jej się po policzkach mocząc spodnie i rękawy swetra. Tego już było dla niej za wiele. Dostarczyła sobie nowej porcji bólu, który rozrywał ją kawałek po kawałku, a najbardziej upodobał sobie serce bijąc w jej lewej piersi. Czuła, jakby jego bicie stawało się coraz wolniejsze, słabsze, a czasem jakby w ogóle ustawało. Przetarła mokre oczy i policzki wierzchem dłoni, a następnie podniosła się z łóżka i wyszła cicho z sypialni. Kiedy opuściła już pokój zbiegła po schodach i bez namysłu wyleciała niczym strzała przez drzwi wyjściowe na zewnątrz. Owiało ją lodowate powietrze, a płatki śniegu zawirowały między włosami. Rozejrzała się po całej ulicy, ale nigdzie nie dostrzegła Malfoya. Wyszła odrobinę dalej, ale tym razem również nie było ani śladu po blondynie. Wtedy kolejne łzy zleciały na jej sweter, a ona wróciła do budynku, zaciskając ręce w pięści. Gdy zamknęła drzwi oparła się o nie plecami i zamknęła oczy. Po co ona to zrobiła? Po co za nim wyszła? Miała chore wyobrażenia odnośnie osoby Malfoya. On się nigdy nie zmieni, zawsze będzie martwił się tylko o siebie. A ona głupia łudziła się, że jest tak, jak mówiła Ginny. Nie zrobi tego więcej. Nie da mu się podejść jak naiwne dziecko. Nie pozwoli manipulować swoimi uczuciami, jak pozostałe jego panny. Przetarła ponownie oczy i zamknęła kawiarnię, a następnie udała się do sypialni na górze, aby nie spuścić Lilly z oczu. I choć z każdym krokiem jej cierpienie się wzmagało to wiedziała, że nie może odpuścić. Nie tym razem.

            Draco teleportował się pod dom swoich rodziców. Zaczynało się ściemniać i w niektórych oknach rezydencji dostrzegł zapalone światła. Serce łomotało mu w piersi, jakby miało za chwilę z niej wypaść. Nie wiedział, czemu przyszedł akurat tutaj. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów potrzebował pomocy kogoś innego niż Blaise i Ognista Whisky. Rodzice zawsze mu w końcu powtarzali, że ma w nich oparcie i może liczyć na ich pomoc. Wiedział, że tylko tu otrzyma satysfakcjonującą go odpowiedź odnośnie swojego dziwnego i niezrozumiałego zachowania. Przeszedł przez bramę razem z Dulce, którego trzymał na rękach, a następnie bez wcześniejszego uprzedzenia o swoim przybyciu w postaci zadzwonienia dzwonkiem wszedł do Malfoy Manor i zamknął za sobą głośno drzwi.
            - Mamo? Tato? – Niemalże od razu w korytarzu pojawili się zdziwieni Lucjusz i Narcyza. Spojrzeli na swojego syna, a następnie na siebie. Pani Malfoy od razu wiedziała, że coś jest nie w porządku. Podeszła do Dracona i objęła go mocno, nie zważając na protesty  w postaci skomlenia ze strony Dulce. Chłopak czuł się dziwnie. Rzadko kiedy rodzice okazywali mu tyle uczuć. Nie ukrywał jednak, że w pewnym sensie podobało mu się to. Gdy Narcyza wypuściła go ze swoich objęć dostrzegł ojca, który stanął obok niego i położył mu jedną rękę na ramieniu, a drugą wskazał pokój gościnny. Draco postawił Dulce na podłodze, a zwierzę od razu pognało w stronę schodów i zaczęło się po nich wspinać. Pozostała trójka udała się do salonu. Narcyza usiadła na brzegu kanapy, a jej mąż rozsiadł się wygodnie w fotelu. Jedynie ich syn stal z rękami w kieszeniach i chodził po całym pokoju. Po dłuższej chwili milczenia pani Malfoy postanowiła dosiedzieć się w końcu o powodzie niespodziewanej wizyty Dracona.
            - Synku usiądź i powiedz nam, co się stało.
            - Nic się nie stało. – Chłopak odwarknął w dość agresywny sposób swojej matce, ale po chwili usiadł obok niej na kanapie, opierając ręce na kolanach. Lucjusz obserwował go ze stoickim spokojem i czekał na niewątpliwie ciekawy ciąg dalszy. Od dawna nie widział swojego syna w takim stanie i z pewnością jego problem nie był małych rozmiarów.
            - Przepraszam mamo. Ja po prostu… - Narcyza pogładziła Dracona po ramieniu i uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco. Chłopak jednak nadal wyglądał na przygnębionego, co jeszcze bardziej zmartwiło jego matkę.
            - Spokojnie, nie denerwuj się. Nam możesz powiedzieć o wszystkim.
            - Mamo zostaw mnie z ojcem samego. – Kobieta spojrzała z niezrozumieniem na swojego syna, a następnie na męża. Lucjusz wzruszył ramionami i dyskretnie wskazał jej wyjście z pokoju. Narcyza jednak nie zamierzała przystać na oczekiwania obu panów.
            - Ależ Draco, my przecież…
            - To nie była prośba mamo. Zostaw nas samych. – Narcyza jeszcze raz spojrzała na Dracona, ale jego wzrok był tak stanowczy, że zdecydowała się ustąpić i wyszła z salonu, zostawiając syna razem z ojcem. Udała się do kuchni, aby przygotować im herbaty, a wtedy na środku pomieszczenia ujrzała psa chłopaka. Szczeniak siedział i patrzył się na nią swoimi dużymi ślepiami, jakby oczekiwał od niej czegoś. Podeszła do niego i kucnęła przy nim, a następnie podrapała go za uchem, uśmiechając się przy tym ciepło.
            Kiedy Lucjusz został z Draconem sam wiedział, że rozmowa będzie ciężka zarówno dla niego, jak i dla jego syna. Chłopak zazwyczaj nie dzielił się swoimi problemami, a praktycznie w ogóle nie chciał zostawać sam z jednym ze swoich rodzicieli, chyba że zmusiły go do tego okoliczności. Teraz było inaczej i Malfoy senior przeczuwał, że Draco ma jakiś poważny kłopot, a rady matki mogą mu jedynie zaszkodzić lub namieszać jeszcze bardziej w głowie. Nie spodziewał się jednak kompletnie tego, co usłyszał od swojego syna.
            - Tato, kiedy poznałeś, że jesteś zakochany w mamie? – Lucjusz próbował ukryć na swojej twarzy malujące się zdziwienie, ale chyba niezbyt dobrze mu to szło. Choć zdziwienie to zdecydowanie zbyt delikatne słowo. Jeszcze niedawno Draco nie chciał w ogóle słyszeć o czymś takim jak miłość, uczucia czy zakochanie. A teraz sam z własnej woli pyta go, jak poznał, że Narcyza jest miłością jego życia. To niesłychanie nieprawdopodobne. Odkaszlnął, aby przerwać panującą ciszę i zwrócić na siebie uwagę syna.
            - Tego się nie poznaje, Draco. To się po prostu wie. – Chłopak wywrócił w odpowiedzi oczami i rozsiadł się wygodniej na kanapie. Wiedział, że to był zły pomysł przychodzić do rodziców z jakimkolwiek problemem, ale nie sądził, że aż tak. Spodziewał się, że ojciec będzie mówił bardziej logicznie i daruje sobie wszelkie metafory i mądrości życiowe, których używała matka. Niestety bardzo się pomylił.
            - No to jak się o tym dowiedziałeś? – Lucjusz zaśmiał się cicho na słowa Dracona, a następnie wstał i usiadł obok niego na kanapie, kładąc mu rękę na ramieniu. Chłopak był zaskoczony reakcją ojca. Nawet po jego zmianie nie byli nigdy blisko jak teraz. Poczuł się jednak inaczej, jakby dłoń rodziciela dodawała mu otuchy.
            - Pytasz o motyle w brzuchu, wpadanie na ściany, głupkowate uśmiechy i rozmarzony wzrok?
            - A tak było?
            - Oczywiście, że nie. – Draco zmarkotniał jeszcze bardziej. Ojciec zamiast mu pomóc wpędzał go w jeszcze większe zasmucenie. Sądził, że od niego dowie się, czemu reaguje na Granger w sposób, którego nie rozumie.
            - Kiedy kogoś kochasz, Draco nie poznajesz tego po mowie ciała. Musisz słuchać tego, co mówi i jak zachowuje się twoje serce.
            - To trochę trudne.
            - Owszem. W szczególności, gdy nigdy się na nie nie zwracało uwagi. Czemu o to wszystko pytasz? – Chłopak spuścił głowę i wbił wzrok w podłogę. Wchodząc do domu swoich rodziców był pełen nadziei. Teraz czuje się jeszcze gorzej, niż jakby rozmawiał z Bliase’em. Dopiero po pytaniu ojca zrozumiał, że nie powinien tu przychodzić. To co się z nim działo było niezrozumiałe dla niego samego, a co dopiero dla jego rodziców. Nie znali go na tyle dobrze, żeby pomóc mu z jego problemem. Podniósł się więc zajmowanego miejsca z zamiarem wyjścia, ale Lucjusz posadził go z powrotem na kanapie i obdarzył srogim spojrzeniem. Draco nie pamiętał, kiedy ostatnio ojciec patrzył na niego w ten sposób.
            - Siadaj na tyłku jak siedziałeś i przestań się zachowywać jak smarkacz. Masz piętnaście lat, że chcesz się zamykać w swoim pokoju i ryczeć w poduszkę w smoki?
            - Pościel była w smoki. Poduszka była po prostu zielona. – Chłopak poczuł jak czerwieni się na całej twarzy. Zazwyczaj, kiedy się denerwował przy rodzicach gadał jakieś głupoty, jak i tym razem. Lucjusz jednak nie dawał za wygraną. Jego rodzicielska ciekawość została mile poruszona i nie zamierzał tak łatwo odpuścić. Jego syn zazwyczaj dusił w sobie uczucia, a już na pewno nie chciał o nich rozmawiać otwarcie. Coś musiało się stać na tyle poważnego, że zdecydował się tu przyjść i prosić o radę właśnie jego.
            - Zielona czy też nie, smoki na czymś były drogi chłopcze. A teraz mów, co ci jest. Musiałeś znaleźć się między młotem, a kowadłem, że zdecydowałeś się przyjść po pomoc akurat do swojego staruszka. – Draco uśmiechnął się nieśmiało, ale nie uniósł głowy mimo wszystko. Zastanawiał się, czy powinien powiedzieć ojcu o sytuacji z Granger. Jego rodzic wiedział, że nie przepadają za sobą, a on ma mu nagle powiedzieć, że coś go ciągnie do byłej Gryfonki i nie może dać sobie z nią spokoju? To nie było zakochanie. Wykluczał tę wersję już od samego początku. Jednak coś było w kasztanowłosej kobiecie, co doprowadzało go do szaleństwa. Pojawiała się w jego myślach niespodziewanie, tak samo jak nieoczekiwanie znikała. Jej bursztynowe oczy często nawiedzały go w snach, podobnie jak delikatny uśmiech na twarzy, którym czasem go obdarzała. Myślał o niej za każdym razem, gdy się przypadkowo spotykali. Nękała go potem przez kilka dni, a gdy już mu się wydawało, że w końcu sobie odpuścił, wpadali na siebie znienacka i znów wszystko do niego wracało, jak w jakimś błędnym kole.
            - Nigdy się tak nie czułem. Nie potrzebowałem bliskości żadnej osoby. To nie jest tak, że ona jest dla mnie atrakcyjna tylko fizycznie. Jest inna niż wszystkie kobiety, z którymi się spotykałem. – Był zaskoczony z jaką łatwością przyszło mu wymówić te kilka zdań. Spodziewał się, że będzie miał zawiązane gardło, a słowa będą przez nie wychodzić z wielkim trudem i ranić jego krtań jak rozżarzone gwoździe. Tymczasem wszystko było nadzwyczaj proste, jakby nagle nauczył się mówić o swoich uczuciach.
            - Odnośnie pociągu seksualnego nie ja tu jestem ekspertem, ale ty. W moim wieku synu orientacja w terenie daje więcej radości niż orientacja płciowa.
            - Przesadzasz tato. Ja się tak czuję pierwszy raz w życiu i nie wiem, co mam z tym zrobić.
            - A musisz coś w ogóle robić? Jeśli ona odwzajemnia twoje uczucia, jakiekolwiek by one nie były, to serce odezwie się do ciebie w odpowiednim momencie i wtedy dopiero będziesz musiał coś zrobić. – Draco zamyślił się nad słowami ojca. Czy Granger odwzajemnia to, co on do niej czuje? Właściwie to sam nie wie, jak ma zdefiniować swoje emocje w stosunku do kasztanowłosej. Często czuje złość, ale po chwili ma wrażenie, że w jej obecności zapomina o dręczących go problemach. Mimo, że nie do końca jest tą samą przemądrzałą Gryfonką co kiedyś, to lubi z nią rozmawiać. Lubi wsłuchiwać się w jej głos i odgadywać na podstawie jego dźwięku, jakie uczucia jej towarzyszą w danej chwili. Lubi, gdy jest blisko niego i pozwala na najmniejszy dotyk, jak choćby położenie dłoni na jej policzku. Wcześniej nigdy by do tego nie dopuściła, dlatego myśl, że Granger może reagować na niego tak samo jak on na nią, podnosiła go na duchu. Od razu przypomniał sobie jej błyszczące oczy, gdy siedzieli razem w jej sypialni. Czuł jej przyspieszone bicie serca, a na dłoni nadal czuł miękkość i delikatność jej policzka. Dopiero teraz uświadomił sobie jakim był skończonym idiotą, że stamtąd wyszedł.
            - Można to przegapić? Nie zorientować się, co mówi serce?
            - Jeśli czekasz na jego odzew z niecierpliwością, to jest duże prawdopodobieństwo, że przepuścisz ten właściwy moment. Ale serce nigdy się nie poddaje i próbuje aż do skutku. Pamiętaj o tym. – Lucjusz walczył ze sobą z całych sił, aby nie zapytać Dracona, o jakiej kobiecie mówi. Jeśli nie była to gwiazdka z okładki ekskluzywnego magazynu dla panów, a tak przynajmniej twierdził i mówił jego syn, to z wielką chęcią chciałby ją poznać. Przeczuwał w głębi duszy, że to wyjątkowa dziewczyna i poukłada w końcu Dracona. Patrząc na niego widział, że nie jest to stan przejściowy, a jego synowi bardzo zależy ta tej kobiecie. Miał nadzieję, że nie zrezygnuje i nie przestraszy się swoich uczuć.
            - Przepuściłem chyba o kilka okazji za dużo.
            - Nonsens. A nawet jeśli, to nie warto się poddawać. Widzę, że ci na niej zależy.
            - To nie jest tak, że mi zależy, tato. Ja po prostu… Czuję się przy niej inaczej, jakby sama jej obecność wystarczała, żebym wyszedł z najgłębszego dołka. Lubię słuchać jej głosu, rozmawiać z nią, patrzeć w jej oczy, sprzeczać się o jakieś głupoty. Nie potrafię jej zranić jak kiedyś, nie chcę tego robić. Chcę…
            - Być blisko. – Draco spojrzał na ojca i dostrzegł w jego oczach zrozumienie. Jeszcze nigdy nie rozmawiał z nim tak szczerze. Miał wrażenie, że chociaż całe życie byli od siebie daleko, to teraz rozumieją się, jakby spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Nie miał pojęcia, skąd jego ojciec wie, co siedzi mu w głowie. Może domyślał się, może strzelał na oślep. Nie liczyło się to jednak. Dla niego ważne było, że odnaleźli nić porozumienia i nareszcie czuje, że ma takiego ojca, jakiego pragnął przez całe dzieciństwo.
            - Wiesz Draco? Jesteś trochę podobny do mnie.
            - Bo mam wypłowiałe włosy, jestem blady jak ściana, a mimo to wszystkie kobiety lecą na moją aparycję? – Lucjusz zaśmiał się i usiadł wygodniej na kanapie. Starał się stwarzać pozory, że nie interesuje go kobieta, która wywróciła świat jego syna do góry nogami. Wewnątrz jednak wprost umierał z ciekawości. Draco nigdy nie mówił o żadnej dziewczynie w ten sposób. Zazwyczaj skupiał się na okrągłych aspektach kobiecego ciała, a cała reszta była bez znaczenia. Tutaj jednak naprawdę źle się z nim działo. To nie był tylko popęd seksualny, ale prawdziwe zauroczenie, a on jako ojciec liczył, że przerodzi się w coś głębszego. Jego uwagę jednak przykuł jeden fragment wypowiedzi chłopaka. Nie potrafię jej zranić jak kiedyś, nie chcę tego robić. Było niewiele dziewcząt, do których Draco pałał nienawiścią. Na myśl po tych słowach przychodziła mu tylko jedna kobieta.
            - Chodzi mi o to, że też nie lubisz mówić o tym, co czujesz. Ja twojej matce długo nie powiedziałem, że ją kocham. Właściwie to zrobiłem to dopiero po ślubie. Patrzyłem na nią tak samo, jak ty na tę dziewczynę, ale nie chciałem się przyznać, że obdarowałem ją uczuciem. – Młody Malfoy miał odpowiedzieć ojcu, że nie darzy Granger żadnym głębszym uczuciem, gdy rozległ się nagle dzwonek do drzwi wejściowych. Lucjusz z wielką niechęcią podniósł się z kanapy i wyszedł z salonu, aby wpuścić nieoczekiwanego gościa. Po drodze zajrzał jeszcze do kuchni, gdzie Narcyza trzymała małego dobermana na kolanach i karmiła go herbatnikami. Spojrzał na tę dziwną scenę i wzruszył ramionami.
            - Lucjuszu może my też kupimy sobie pieska? On jest taki uroczy.
            - Masz już dwa urocze zwierzęta w domu, więc powinno ci wystarczyć.
            - Niby kogo?
            - Mnie i Dracona. – Narcyza uśmiechnęła się szeroko w odpowiedzi i powróciła do karmienia zwierzęcia ciastkiem. Kiedy Lucjusz opuścił kuchnię rozległ się drugi dzwonek do drzwi. Mężczyzna przekręcił gałkę i otworzył je, aby gość mógł wejść do środka, jednak gdy zobaczył, kto stoi na zewnątrz jego oczy rozszerzyły się do granic możliwości, a szczęka jakimś cudem nie opadła aż do podłogi.
            - O rzesz… Diabli z pewnością nadali. – Zamknął z łoskotem drzwi i wpadł niczym burza do kuchni. Narcyza spojrzała na niego zdziwionym wzrokiem i postawiła dobermana na podłodze. Lucjusz wyglądał, jakby zobaczył co najmniej samego Voldemorta. Do jej uszu doleciał kolejny dźwięk dzwonka do drzwi.
            - Co się stało? Czemu nie wpuściłeś gościa do domu?
            - Gościa? Ja gadów w domu trzymał nie będę! A już z pewnością nie tę podłą, oślizgłą, perfidną jędz…
            - Witaj Narcyzo! – Lucjusz urwał swoją wypowiedź, gdy usłyszał znienawidzony przez niego kobiecy głos. Nie musiał się nawet obracać, aby wiedzieć, kto stoi w progu jego kuchni. Prawa powieka zaczęła mu nerwowo drgać, a ręce zacisnął w pięści. Narcyza z początku wyglądała na zaskoczoną, ale potem wyminęła swojego męża i podeszła do gościa. Lucjusz słyszał za plecami odgłosy kobiecych powitań i zapragnął rozbić stojący na stole wazon na głowie jednej z nich, ale z pewnością nie na swojej małżonki.
            - Yves! Tak się cieszę, że przyjechałaś!
            - Mnie również było ogromnie miło, niestety do czasu, aż twój mąż nie otworzył mi drzwi. Dzień dobry Lucjuszu. – Kobieta bardzo wyraźnie zaakcentowała imię mężczyzny, a ten przywdział na twarz udawany uśmiech szczęścia i obrócił się w jej kierunku. Ives obdarowała go spojrzeniem pełnym pogardy i z wysoko uniesioną głową usiadła na wolnym krześle w kuchni. Z torebki wyciągnęła paczkę cienkich i wyjątkowo długich papierosów, a następnie odchrząknęła znacząco w stronę Lucjusza, aby ten zapalił jej go. Mężczyzna prychnął na ten widok i wsadził ręce do kieszeni spodni.
            - Nie podasz ciotce ognia? Nie pamiętasz już, co znaczy być dżentelmenem?
            - Z tego co mi wiadomo smoki zieją ogniem, więc możesz zapalić sobie sama.
            - Lucjuszu! – Narcyza fuknęła na męża, ale ten nie zwrócił na nią większej uwagi. Wpatrywał się w starszą kobietę z rządzą mordu w oczach. Yves wyjęła z torebki zapalniczkę i odpaliła trzymanego papierosa. Lucjusz czekał, aż jego żona powie ciotce, że u nich w domu się nie pali, ale kobieta jedynie usiadła na drugim krześle i założyła nogę na nogę. Nie miało kiedy przyjechać to wredne babsko.
            - Nic się nie stało, Narcyzo. Musisz wiedzieć, że twój mąż, choć podaje się za przykładnego dżentelmena, tak naprawdę jest… jak to się mówi… wsiowym burakiem. Dobrze, że słoma z butów mu chociaż nie wystaje. – Lucjusz aż poczerwieniał ze złości na komentarz ciotki, ale nie odezwał się ani jednym słowem. Zaczekam do nocy, a potem uduszę ją poduszką. Jednego darmozjada i nieroba w rodzinie mniej.
            - Lucjusz miał dziś po prostu gorszy dzień. Nie zwracaj na niego uwagi.
            - Tak też zamierzałam kochana. Z reszta on nie ma gorszych dni. On ma gorsze całe życie! – Yves roześmiała się i strzepnęła popiół z papierosa do popielniczki, którą Narcyza wyciągnęła z szuflady. Lucjusz czuł, że zaraz wybuchnie. Ta kobieta, jeśli w ogóle można było jeszcze tak o niej mówić, była niczym wrzód na dupie. Przyprawiała go o mdłości na każdym niemalże kroku. Nie znosił jej od dnia swoich narodzin i nigdy się z tym faktem nie krył. Kiedy był dzieckiem lubił kopnąć ją na przykład pod stołem, albo wysmarkać się w jej ukochane czarne apaszki od Hermèsa.
            - Hahaha… Powymieniajcie się tym toksycznym jadem, a ja wracam do Dracona.
            - Doskonały pomysł. – Kobieta oparła niedopalonego papierosa o brzeg popielniczki podniosła się z gracją z krzesła, a następnie wyminęła Lucjusza, wcześniej przystając przy nim na moment. – Przybrałeś na wadze, od kiedy jesteś na emeryturze.
            - Noszę rozmiar…
            - Wyjątkowo mało interesujące. – Yves wyszła z kuchni nie zaszczycając więcej Lucjusza wzrokiem i udała się do salonu, gdzie na kanapie wciąż siedział zamyślony Draco. Gdy zobaczył nieznaną mu kobietę podniósł się natychmiast z zajmowanego miejsca i obdarzył ją delikatnym uśmiechem, w który musiał włożyć wiele wysiłku. Pierwszy raz widział tę starszą osobę i nie miał bladego pojęcia, kim ona jest. Na oko miała może sześćdziesiąt lat, nie była wysoka, a jej białe włosy zlewały się z mlecznym odcieniem jej skóry. Stanęła naprzeciwko niego, a z jej twarzy zszedł serdeczny uśmiech. Obserwowała go swoimi bystrymi oczami, a chłód jaki od niej w tym momencie bił z pewnością mógłby zamrozić spore jezioro. Draco kątem oka dostrzegł, że w wejściu do salonu stoją jego rodzice. Matka pokazywała mu, aby się uśmiechał, a ojciec poruszał ustami, mówiąc „maniery”. O co chodzi z tą całą szopką?
            - Dzień dobry. Jestem… - Kobieta weszła mu dość nieelegancko w zdanie, a na jej twarzy zagościł złośliwy uśmiech. Draco miał przez moment wrażenie, że patrzy się w swoje odbicie w lustrze. To on obdarzał ludzi takim cynicznym wyrazem twarzy.
            - Młodzieńcze, a gdzie twoje maniery? Powinieneś okazać mi należny szacunek nie tylko ze względu na to, że jestem od ciebie starsza. Gdzie odpowiednia postawa? Dobór słów? Artykulacja? – Blondyn z wielkim trudem powstrzymywał się, aby nie powiedzieć starszej kobiecie paru niemiłych słów. Akurat jeśli oto chodzi jego fonacja jest bez zarzutów. – Nie musisz się z resztą przedstawiać. Doskonale wiem, kim jesteś.
            - Doprawdy? – Kobieta splotła palce swoich dłoni i obdarowała chłopaka przesłodzonym uśmiechem, który z pewnością był nieszczery. Draco zerkał od czasu do czasu na rodziców. Nie wyglądali na zbyt zadowolonych jego zachowaniem.
            - Ależ tak. Głupotę na twarzy masz wymalowaną po tatusiu. A teraz, Draco pożegnasz się z rodzicami i zostawisz nas samych. Mam nadzieję, że dopasujesz swój harmonogram do mojego i spotkamy się w najbliższym czasie, to znaczy w sobotę o 17.00 na obiedzie. Do widzenia młodzieńcze. – Draco stał przed kobietą i czuł, że nogi wmurowało mu w podłogę. Kto to u licha ciężkiego jest? Spojrzał na ojca, po którego wyrazie twarzy domyślił się, że ma trzymać język za zębami. Niedoczekanie!
            - To dom moich rodziców, jak się pani wyraziła. Pójdę stąd dopiero wtedy, kiedy będę miał na to ochotę.
            - Buńczuczny jesteś. Doprawdy Narcyzo, nie wiem jak z nimi wytrzymujesz. Posłuchaj mnie drogi chłopcze. Twoi rodzice i ja mamy ważne sprawy do omówienia i bynajmniej nie ma w nich miejsca na twoją niesubordynowaną osobę. Przechodząc na końcu do rzeczy nie jestem dla ciebie panią, a gwoli ścisłości ciotką.  – Chłopak zmrużył gniewnie oczy i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Na kobiecie nie zrobiło to żadnego wrażenia. Wyminęła go z prawej strony i usiadła na kanapie, gdzie wcześniej Draco rozmawiał z ojcem. Narcyza weszła niepewnie do pomieszczenia, rzucając synowi po drodze karcące spojrzenie. Lucjusz natomiast mrugnął do niego okiem i najdyskretniej jak umiał uniósł kciuk lewej dłoni w górę. Chłopak obrócił się w stronę reszty  zgromadzonych w pomieszczeniu osób i patrzył na nich z niezrozumieniem. Ciotka? Jeśli już miał mieć ciotkę, to nie mogła być ona normalna? Ona jest gorsza niż Bella, a myślał, że tacy ludzie już dawno wyginęli.
            - Wciąż tu jesteś, Draco? No dobrze, skoro już się tak naprzykrzasz to powiedz mojemu skrzatowi, żeby zaniósł moje walizki do pokoju. – Draco prychnął w odpowiedzi, ale nie skomentował wypowiedzi ciotki. Wyszedł z salonu, zabierając wcześniej Dulce i trzasnął najmocniej jak się dało frontowymi drzwiami. Po chwili wszedł ponownie do środka i z szyderczym wyrazem twarzy ukłonił się lekko w stronę ciotki w progu pokoju gościnnego. Yves nie wyglądała na zaskoczoną jego zachowaniem.
- Do widzenia, ciociu. Miło mi było ciocię poznać. – Następnie wyszedł i jeszcze raz trzasnął za sobą drzwiami wyjściowymi. Wściekły przeszedł przez ścieżkę prowadzącą do bramy głównej razem z Dulce pod pachą, a w oddali dostrzegł skąpo odzianego skrzata, który stał przy stercie walizek i trząsł się z zimna. Kiedy stworzenie go zobaczyło w mgnieniu oka zapanowało nad drganiem swojego ciała i spuściło wzrok. Draco obrzucił je pogardliwym spojrzeniem i przeszedł przez bramę.  Po chwili jednak zatrzymał się i obejrzał przez ramię na skrzata. W jego głowie od razu pojawiła się Granger i ten jej śmieszny ruch ocalenia skrzatów, czy jak to się tam zwało. Poczuł dziwne ukłucie w lewej piersi na to wspomnienie. Przeszedł z powrotem przez bramę i odstawił Dulce na ziemię. Skrzat nie spojrzał na niego ani razu. Draco wyciągnął z kieszeni spodni różdżkę i za pomocą zaklęcia przeniósł walizki ciotki do jednego z pokoi w domu rodziców. Kucnął przy stworzeniu i założył na jego szyję swój szalik.
            - Jak się nazywasz?
            - Szczapka, panie. – Skrzatka mówiła identycznie jak Zgredek, kiedy usługiwał kiedyś w Malfoy Manor. Miała przestraszony, cichy i niepewny głos, zupełnie jakby przepraszała, że żyje. Kiedyś nie zwróciłby na to większej uwagi, ale teraz rozumiał, czemu Granger chciała pomóc tym stworzeniom.
            - Idź do domu i powiedz, że ja cię przysłałem, gdyby ktoś pytał.
            - Nie mogę, panie. Moja pani mi zabroniła.
            - A ja mam głęboko w dupie twoją panią. Idź do domu, bo spotka cię ode mnie gorsza kara niż od niej. – Draco wiedział jak zabrzmiała jego wypowiedź, ale nie miał innego wyjścia. Skrzatka nie posłuchałaby się go w żaden sposób. Obdarzył ją jeszcze surowym spojrzeniem, a wtedy zniknęła z jego oczu, rozpływając się jakby w powietrzu. Blondyn odetchnął z ulgą i wziął Dulce z powrotem na ręce, a następnie teleportował się do swojego mieszkania. Położył się od razu na łóżku i zamknął oczy z wycieńczenia. Na szczęście głowa już go nie bolała, ale obrazy dzisiejszego dnia przelatywały mu przed oczami cały czas. Ciągle miał w głowie Granger. Jej oczy, usta, nos, policzki, dosłownie wszystko, a na rękach wciąż czuł delikatność i miękkość jej skóry. Zdał sobie sprawę, że przegapił sygnał, o którym mówił mu dzisiaj ojciec. Przeoczył moment na zbliżenie się do dziewczyny. Nieprędko nadarzy się teraz okazja, aby mógł jej wszystko wyjaśnić. Prawdopodobnie nigdy. Z tą myślą otworzył oczy i spojrzał na Dulce, który układał się do snu na fotelu. Odkąd ma tego malucha z jeszcze większą intensywnością myśli o kasztanowłosej kobiecie. Ciągle mu o niej przypomina, a nie powinien. Teraz jedyną rzeczą, którą musi zrobić to zapomnieć o Granger. Wyrzucić ją z głowy i sprawić, aby już nigdy w niej nie zagościła. Ani w głowie, ani nigdzie indziej.

21 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy rozdział. Postać Ives jest interesująca i domyślam się, że trochę namiesza. :/
    Swoją drogą, myślałam, że cała ta sytuacja z wypadkiem będzie bardziej dramatyczna, szpital i te sprawy, ale cieszę się, że skończyło się to tylko lekkim wstrząsem mózgu. Poza tym, scena z Draco i Hermioną była naprawdę magiczna. Szkoda tylko, że aktualnie i Malfoy, i panna Granger mają zamiar z tym wszystkim skończyć. Nah, nie podoba mi się to. :| Ale czekam na kolejny rozdział, ciekawi mnie, jak to rozwiniesz.
    P.S. Ostatnio nie miałam czasu, żeby przeczytać miniaturkę, którą dodałaś, więc nadrobię za tydzień, kiedy dodasz kolejną część.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Eh, mialam nadzieje, ze Draco wroci do Hermiony, ze sprobuje z nia porozmawiac...
    Coz, zycze weny i wyczekuje do nastepnego tygodnia !
    Ms. Nobody ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ahh cudny rozdział! :D oj Draco Draco, zmarnowałeś szansę chłopie. Dziewczyno, masz przeogromny talent, którego ci jednym słowem zazdroszczę. Masz tyle świetnych pomysłów, super styl pisania, chylę czoła. Brawo!! :D czekam na następny rozdział z niecierpliwością i oczywiście na drugą część miniaturki ;)

    Olix

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajniutki Rozdział :D
    Draco zakochał sie z Mionie :D
    Super to wszystko rozegrałaś.
    Rozmowa z ojcem dała mu dużo do myślenia.
    Ale zołza z tej ciotki. Wydaję mi sie że jeszcze trochę namiesz :D
    Czekam na rozdział, ale i na miniaturkę bo też przypadłami do gustu.
    P.S Czy jak np. teraz skończyś miniaturę to rozdziały nbędę się pojawiać co tydzięń czy taj jak wcześniej co dwa ??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do 6 września włącznie rozdziały będą co tydzień, a po tym terminie co dwa.

      Usuń
  6. Kurcze, a było tak blisko... i znowu trzeba zaczynać od początku :/
    Ostatnio czytałam opisy bohaterów i zainteresował mnie opis Ginny : ,, W życiu Ginny również zajdą zmiany, których bardzo będzie się obawiała, czym narazi się najlepszej przyjaciółce ,, i ten fragment pasuje mi do fragmentu rozdziału : ,, Zdziwiła go natomiast opinia Ginny. Nie spodziewał się, że będzie mu słodziła i stanie w jego obronie, ale to co powiedziała podniosło go na duchu. Zawsze uważał, że myśli o nim tak samo jak Granger. Tymczasem było zupełnie inaczej, co go mile zaskoczyło,,
    Hmmm...
    Pewnie się mylę i na pewno to nie jest tak ale...
    Ginny chyba nic nie czuje do Dracona ;)
    Mam nadzieję że nie bo szkoda mi Zabiniego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo... I jeszcze opis Zabiniego :,,Świat staje mu na głowie, a jego życie wywraca się do góry nogami wraz z przyjściem pierwszych dni wiosny,, chociaż to by bardziej pasowało gdyby Ginny była w ciąży czy coś :/ No nic z (nie) cierpliwością czekam na kolejne rozdziały :)
      P.S. Dopiero teraz zobaczyłam że nie podpisałam się pod poprzednim komentarzem ;)
      Estelar

      Usuń
    2. Wydaje mi się, że we fragmencie ,,w życiu Ginny również zajdą zmiany, których bardzo będzie się obawiała, czym narazi się najlepszej przyjaciółce ,, chodzi raczej o to,że Ginny narazi się Hermionie tym, że będzie obawiała się zmian ;) a nie tym, że te zmiany się pojawią. Ja raczej myślę, że Ginny będzie w ciąży i może nie będzie chciała dziecka, czym narazi się Hermionie, która oddałaby wszystko aby mieć swoje dziecko ;) No ale pożyjemy zobaczymy.
      Ja również czekam z (nie) cierpliwością :D
      Elinor
      P.S. Hahahha widzę że mamy podobny nick ;)

      Usuń
    3. Spokojnie dziewczyny, romansu Ginny i Dracona nie przewiduję, a jeśli chodzi o zmiany, które zajdą w życiu panny Weasley to narazi się nie tylko Hermionie, ale również Blaise'owi. Choć bardziej tej pierwszej i mogę zdradzić tylko tyle, że panna Granger będzie długo chować urazę do przyjaciółki.

      Usuń
  7. Super,super
    Dobrze, że z Draco wszystko ok i że Mionka się nie załamała...
    Rozmowa ojca z synem tak bardzo mi się spodobała i ta więź między nimi... Draco i sprawy sercowe, w których pomaga mu ojciec ✌ Ta cała ciotka coś mi się zdaje, że nieźle namiesza. Fajne widoczki musiały być jak Lucjusz pokazuje like albo Draco trzaska drzwiami i kłania się w drzwiach <3
    Pozdrawiam i wenyy :*
    ~Madzik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciotka będzie grała teraz pierwsze skrzypce w opowiadaniu i z pewnością dużo namiesza, ale również (kompletnie nieświadomie) pomoże zbliżyć się naszej głównej parze. A Lucjusz? Ja go kocham od samego początku i niczego w nim nie zmienię ;)

      Usuń
  8. Ktoś kiedyś powiedział, że Dramione umarło.
    Czy aby na pewno?
    Wchodząc na Twojego bloga i czytając któryś rozdział jaki się pojawił że wręcz przeciwnie. Dramione nadal żyje i ich historie czyta się z zapartym tchem. Umiesz wspaniale pisać. Można przy Tobie śmiać się i płakać. Podoba mi się takie podejście. Podobnie jak opisane relacje Draco i Hermiony. No i Draco... rety jest taki sam jak go kocham a zarazem inny. Wspaniale go pokazałaś. Nie pododba mi się że w wielu opowiadaniach partaczą jego charakter. u Ciebie jest wręcz przeciwnie. Chyba lepiej nie mogłabyś go pokazać. Dla mnie coś niesamowitego. Jeśli mi się uda postaram się nadrobić pzostałe części gdyż naprawdę mi się spodobało. Jesteś moją mistrzynią bez porównania.
    pozdrawiam.

    www.storyline-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Zgadzam się z poprzedniczką co do tego, że twój Draco jest wspaniały. Jeden z moich ulubionych Draconów, jakich dane mi było poznać. Co do rozdziału natomiast... Jest tak rewelacyjny, że musiałam się zalogować i skomentować. Najbardziej spodobała mi się scena w sypialni Hermiony. Ten moment, gdy śpiewali kołysankę patrząc sobie w oczy ** Cudo, po prostu cudo. Cieszę się też z tego, że Draco uświadamia sobie powoli, co czuje do Hermiony. Oczywiście nie zabrakło zabawnego wątku - pościel w smoki ( :D ), ukłon Dracona czy Lucjusz otwierający drzwi Yves. Swoją drogą ciekawa postać. Mam jeszcze małą prośbę. Mogłabyś podać link lub nazwę tej kołysanki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Praktycznie rzecz biorąc nie jest to kołysanka, nie w oryginale. To piosenka z Meridy walecznej, jednak w wersji hiszpańskiej, która o wiele bardziej do mnie przemawia, a jej słowa kojarzą mi się właśnie z taką bajką, którą opowiada się dziecku na dobranoc. Dlatego wykorzystałam ją w formie kołysanki dla Lilly. Tu podaję link, o którego prosiłaś: https://www.youtube.com/watch?v=NOOO_1FOYe8&feature=youtube_gdata_player

      Usuń
  10. Rozdział bardzo mnie zaciekawił , jestem u Ciebie pierwszy raz, więc muszę sporo nadrobić żeby wiedzieć o co chodzi- zaraz się za to zabieram ;)). Dopiero zaczynam swoją przygodę z Dramione, więc jeśli masz ochotę - zapraszam na mojego bloga: http://koniec--naszego--swiata.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. BOOOOOSKI blog! Przeczytałam wszystko w dwa dni i się dosłownie zakochałam w twoim blogu! Skąd dziewczyno bierzesz te pomysły?! Czytałam kilka blogów o tej tematyce, ale twój jest najlepszy. A Twój Draco jest po prostu cudowny.
    Jeśli będziesz miała chwile to zapraszam na swjojego bloga http://years-after-the-battle-dramione.blogspot.com/. Proszę nie traktuj tego jako spam, ale dopiero zaczynam i bardzo zależy mi na szczerych opiniach, czy w ogóle warto.
    Ps. Czekam na 23.08.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy to zabawne sytuacje, czy poważne, to większość z nich jest wyjęta z mojego życia codziennego. Każdy z bohaterów odzwierciedla otaczających mnie przyjaciół, a przy okazji w każdym z nich jest cząstką mnie samej. Dlatego zazwyczaj wplatam fragmenty mojego życia w opowiadanie, rzadko siedzę nad jakąś sceną i wymyślam ją godzinami. Albo słowa płyną jak rzeka, albo pokapują niczym z cieknącego kranu, zawsze moja ukochana pani profesor tak mówi.

      Nie przejmuję się spamem, jeśli poświęcasz chociaż odrobinę czasu na mojego bloga. Wtedy ja również zaglądam na Twojego. Natomiast nigdy tego nie robię, jeśli komuś zależy tylko na promocji i w komentarzu wstawia jedynie adres swojego bloga. Tego nie toleruję, wkurza mnie i jest dla mnie splunięciem w twarz, bo czuję jakby nie szanowano mojej pracy. Dlatego w najbliższym czasie rzucę okiem na Twoje opowiadanie i wystawię odpowiedni komentarz :)

      Usuń
  12. Lucjusz był najlepszy.Bardzo go lubie w twojm opowiadaniu.Mam nadzieje że pojawi się w kolejnej częsci.

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo dobry rozdział. Akcja w sypialni przy usypianiu Lily mnie powaliła. W sumie jakoś nie żałuję, że do niczego nie doszło. Teraz może być jeszcze ciekawiej, szczególnie że te dwa uparte gady chcą się wzbraniać przed uczuciami.
    Podobało mi się również, gdy Draco poszedł do ojca po radę. Bardzo dobrze pokazało to metamorfozę obojga.
    I w końcu pojawiła się nasza ciotka Yves. Mam co do niej mieszane uczucia. Z jednej strony podoba mi się jej postać, a z drugiej mam co do niej pewne obawy. Czas pokaże, jak to z nią będzie.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie mogę do niczego sie przyczepić rozdział jest po prostu idealny ! No dobra mogę do kilku błędów, ale to błachostka ! ;) !

    OdpowiedzUsuń