niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział XXIX

Witajcie!

Wróciłam dziś z wakacji i jestem wypoczęta jak nigdy, ale moja wena chyba się jeszcze plażuje. Dzisiejszy rozdział pisałam bowiem w drodze powrotnej w samochodzie, obsługując dodatkowo GPS, klimatyzację samochodową oraz radio. Nawet nie macie pojęcia, jak ciężko pisze się cokolwiek w takich warunkach, więc jestem zadowolona, że zamieszczam dziś cokolwiek.

Rozdział 30 pojawi się za tydzień, tj: 6 września. Czas pokaże, czy będę publikować co tydzień do października, czy wrócę do systemu dwutygodniowego.

Streszczenie przyszłego rozdziału dostępne jest już w zakładce "aktualności".

Realistka

* * * * *
            Siedział na krześle przy wyspie kuchennej i czytał poranną gazetę. Wyjątkowo nie znalazł w niej nic interesującego. Nawet Rita Skeeter nie wykazała się pomysłowością i oryginalnością, powtarzała utarty przez siebie schemat o zdradach i tradycyjnie wyciągała największe brudy na wierzch. Jej odkrycia przestały już dawno zaliczać się do sensacji, a przeszły do porządku dziennego i praktycznie nikt nie czytał całego artykułu, a jedynie zawieszał się na tytule. Draco przerzucił kolejną stronę Proroka i napił się wystygłej już kawy. Usłyszał skomlenie przy swojej nodze i spojrzał na Dulce, który opierając się o krzesło próbował wybłagać od niego chociaż kropelkę czarnego płynu. Nagle w domu rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi wejściowych. Mężczyzna podniósł się z zajmowanego miejsca i poczłapał w samych spodniach od pidżamy do głównego holu, aby sprawdzić, kto nawiedza go o tak wczesnej porze. Uchylił drzwi, a to co zobaczył prawie zwaliło go z nóg. Przed nim stała uśmiechnięta Hermiona Granger, która wyminęła go bez słowa i weszła do jego mieszkania. Draco zamknął zdezorientowany drzwi i już miał zapytać kobietę, co ją do niego sprowadza, gdy nagle kasztanowłosa zniknęła mu sprzed oczu. Znalazł ją dopiero w salonie siedzącą na kanapie i uśmiechającą się promiennie. Podszedł do niej, a wtedy Hermiona podniosła się gwałtownie i zarzuciła mu ręce na szyję. Blondyn był nieco zszokowany, ale położył dłonie na jej szczupłej talii i wpatrywał się z wyczekiwaniem w jej oczy.
            - Dokończmy to, co zaczęliśmy wczoraj. – Kasztanowłosa sięgnęła do jego ust i złożyła na nich gorący pocałunek. Mężczyzna przyciągnął ją do siebie stanowczo i wpijał się w jej wargi z nadzwyczajną namiętnością. Po chwili wylądowali na kanapie i między pocałunkami próbowali pozbawić siebie nawzajem odzieży. Draco nawet nie reagował na głośne szczekanie Dulce, który zachowywał się, jakby coś w niego wstąpiło. Skakał po kanapie i warczał na nich, ciągnąc swojego pana za nogawkę od spodni, ujadając przy tym przez cały czas. Wtedy stało się coś, czego nawet w najśmielszych snach Malfoy nie był w stanie sobie wyobrazić.
            - Draconie Lucjuszu Malfoy! – Oderwał się od Hermiony i z wyraźnym szokiem spojrzał na Dulce, który wyglądał na mocno rozwścieczonego. I wtedy wszystko nagle zniknęło, a on podniósł się gwałtownie z łóżka i z trudem próbował złapać oddech. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Był w swojej sypialni, nie w salonie, ani w kuchni i nigdzie nie było Granger. Za to przed nim na pościeli leżał Dulce, który najprawdopodobniej jeszcze smacznie sobie spał. Opadł bezsilnie na poduszki i przetarł ręką zaspane oczy. Więc kolejny raz to był tylko sen.
            - Obudziłeś się wreszcie chłopcze. – Podniósł się znów do pozycji siedzącej i zerknął na swój ulubiony fotel, z którego dochodził do niego znajomy kobiecy głos. Jak to się stało, że nie zauważył wcześniej siedzącej na nim ciotki? Jęknął na jej widok i podniósł się powoli z łóżka. Nie zaszczycając starszej kobiety wzrokiem poczłapał do łazienki, jednak kiedy dotarł do drzwi okazało się, że są zamknięte. Odwrócił się z nietęgą miną w stronę ciotki i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
            - Doprawdy, Draco, twe maniery pozostawiają wiele do życzenia. Matka od najmłodszych lat wpajała ci zasady dobrego wychowania, a zachowujesz się, jakbyś nic z tychże cennych lekcji nie wyniósł. – Mężczyzna wywrócił z dezaprobatą oczami i usiadł na brzegu łóżka. Ciotka siedziała wciąż na fotelu i obserwowała go z surowym wyrazem twarzy. W jednej ręce zaś trzymała talerzyk, a w drugiej filiżankę, z której unosił się kuszący zapach angielskiej herbaty.
            - Co się stało chłopcze z twą nienaganną kulturą osobistą? Narcyza zawsze mi mówiła, jakiego ma dobrze wychowanego syna. Zaczynam wątpić w jej słowa mój drogi chłopcze.
            - Wyjaśnijmy sobie kilka rzeczy ciociu. – Draco wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo, a prawa brew Yves powędrowała lekko w górę. Odstawiła filiżankę na spodek i ze skupieniem wpatrywała się w mężczyznę. – Nie wiem, co moja matka o mnie mówiła, ale najwidoczniej wyrobiłaś sobie o mnie błędne zdanie. Żyję własnym życiem, a to, że pochodzę z wiekowej rodziny arystokratycznej nie znaczy, że jestem podręcznikowym przykładem szlachcica.
            - Skończyłeś młodzieńcze jak mniemam.
            - Nie? – Blondyn zaczął się irytować. Ciotka była najbardziej arogancką i wyniosłą osobą, jaką znał w życiu. Nawet ojciec za czasów rządów Voldemorta nie był takim impertynenckim bufonem! Zachowywała się, jakby tylko do niej mogło należeć ostatnie słowo i jawnie gardziła wszystkimi ludźmi, którymi się otaczała. Już on jej pokarze, że trafiła na godnego siebie przeciwnika.
            - Zatem skończysz. W tej chwili.
            - Nie wydaje mi się. Co ty w ogóle tutaj robisz? Nie chcę być niegrzeczny, ale przesiadywanie u kogoś w domu bez jego zaproszenia jest zwyczajnym przejawem braku kultury. – Uśmiechnął się do ciotki z wyższością i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Po twarzy Yves nie dało się odgadnąć jej reakcji. Pozostawała niewzruszona i tak jak zawsze poważna. Odstawiła filiżankę na stolik i wygładziła zmarszczenie na czarnej spódnicy.
            - Przypominasz mi pewną osobę, Draco. Zuchwały, dumny, niemalże bezczelny, a przy tym przekonany o własnej wyższości i wyjątkowo pragmatyczny. – Draco prychnął w odpowiedzi i uśmiechnął się jeszcze złośliwiej. Yves obdarzyła go natomiast czymś na kształt uśmiechu, unosząc prawie niezauważalnie kąciki ust w górę. Splotła ze sobą palce u dłoni i ułożyła je na kolanie.
            - Czyżby mowa o moim ojcu? – Yves zaśmiała się cicho i pierwszy raz spojrzała na Dracona bez krzty ironii w oczach. Mężczyzna był nieco zaskoczony zmianą jej zachowania, ale postanowił nie dać tego po sobie poznać i trzymać ciotkę na dystans. Nie do końca wierzył, że zdecydowała się być nieco milszą osobą.
            - Mówię o sobie młodzieńcze.
            - Nie jestem arogancki i egoistyczny, jeśli o to ci chodzi.
            - Owszem jesteś, Draconie. Nie interesuje cię zdanie otaczających cię ludzi, brniesz do przodu nie oglądając się na straty. Liczysz się tylko ty i twoja firma. Odtrąciłeś wyidealizowany obraz życia rodzinnego na rzecz spełniania celów, które obrałeś sobie w życiu. I bardzo ci odpowiada taka ścieżka. Bez niej nie osiągnąłbyś tego, co dla ciebie najważniejsze. – Malfoy wpatrywał się w ciotkę i nie wierzył w to, co słyszał. Pierwszy raz widzi tę kobietę na oczy, nie wliczając wieczoru w domu rodziców, a ona właśnie mówi o nim, jakby spędził z nią całe swoje życie. To było trochę przerażające. Albo tak dobrze znała się na ludziach, albo jego matka rzeczywiście mówiła jej prawdę.
            - Dlaczego nagle jesteś taka kurtuazyjna?
            - Jeśli czegoś chcesz, znajdziesz sposób, jeśli nie, znajdziesz powód. To proste, Draconie. Sam dokładnie o tym wiesz. Muszę cię lepiej poznać, żebym wiedziała, czy moja podróż do Londynu nie była tylko i wyłącznie stratą czasu.
            - Przed chwilą streściłaś moje życie i ciągle ci mało? – Yves zaśmiała się i sięgnęła po filiżankę herbaty, upijając z niej mały łyk. Draco w tym czasie sięgnął po paczkę papierosów, która leżała na szafce nocnej i przy pomocy różdżki zapalił jednego z nich, zaciągając się głęboko. Ciotka sączyła w ciszy swoją herbatę obserwując każdy jego ruch, jakby oceniała jego wartość. Czuł się jak przedmiot na aukcji.
            - Może łatwiej będzie, jeśli zapytasz mnie o to, co chcesz wiedzieć. Zaoszczędzimy czas.
            - Czas to pieniądz, a pieniądz to satysfakcja, zaś satysfakcja jest największym motywatorem. A ja już mam to wszystko mój drogi chłopcze i jedyne, czego od ciebie oczekuję to szczerość. Nie słowna, wtedy mój przyjazd nie miałby tu sensu. Chcę sprawdzić, czy to, co o tobie mówią jest prawdą, a nie dowiem się tego inaczej, jak przez przebywanie z tobą. Oczywiście nie będę ci się narzucać. Spotkamy się od czasu do czasu i odbędziemy miłą rozmowę, zupełnie tak jak teraz. – Ciotka wyciągnęła ze swojej niewielkiej torebki paczkę papierosów i zapaliła jednego. Do Dracona dotarł dziwny zapach dymu. Nie przypominał tego tradycyjnego, był czymś perfumowany, jakimiś kwiatami, albo słodyczami. Skrzywił się nieznacznie i zaciągnął swoim papierosem, a następnie odstawił go do popielniczki. Nie podobała mu się ta cała sytuacja z ciotką. Skąd miał wiedzieć, że nie jest oszustką? Nie znał zbyt wielu osób ze swojej rodziny i nigdy nie słyszał o tej kobiecie. A ona wyskakuje jak przysłowiowy królik z kapelusza i zasypuje go setką słów, a na dodatek wymaga od niego nienagannego obycia. Do tego jest niczym wróżka. Dokładnie opisała jego życie, patrząc na niego jedynie i odbywając z nim krótką i bynajmniej mało przyjemną rozmowę.
            - Niby na jaki temat?
            - Dowiesz się w swoim czasie. I mam do ciebie prośbę, Draconie. Pomimo moich stu sześćdziesięciu lat nie lubię, gdy ktoś zwraca się do mnie per ciociu. Mów mi Yves chłopcze. – Strzepnęła popiół z papierosa do popielniczki i zaciągnęła się głęboko. Draco obserwował ją kątem oka i musiał stwierdzić, że jak na swoje lata dobrze się kobieta trzyma. Po jej obyciu i sposobie mówienia mógł również wykluczyć jakiekolwiek oszustwo. Tylko członkowie jego rodu zachowywali się niczym szuje, zachowując przy tym nienaganne maniery i elegancję.
            - Powiedz mi, Draco, jak twoje życie osobiste się układa? – Mężczyzna spojrzał zaskoczony na ciotkę, a ta obdarzyła go wymuszonym uśmiechem. Podniósł się z łóżka i podszedł do barku, wyciągając z niego butelkę Ognistej Whisky i dwie kwadratowe szklanki. Napełnił je jednym machnięciem różdżki lodem i nalał do nich bursztynowego trunku. Jego twarz stężała, gdy wpatrywał się w alkohol. Nawet w takim momencie nie mógł się spokojnie napić, bo przed oczami stawała mu Granger. Zamknął barek nieco głośniej niż zamierzał i z dwiema szklankami w dłoni podszedł w stronę ciotki. Podał jej jedną, a kobieta wzięła ją i skinęła mu delikatnie głową. Sam zaś usiadł z powrotem na łóżku i wpatrywał się w zawartość trzymanego naczynia.
            - Moje życie osobiste to moja sprawa.
            - I nic więcej? Z tego co widzę nie masz partnerki, a praca w firmie idzie wyśmienicie, skoro jesteś na urlopie.
            - Nie nazwałbym tego urlopem. Raczej przymusowym wypoczynkiem. I nie mam partnerki. Kobieta zmieniłaby moje życie, a ja je uwielbiam takim jakie jest. – Yves zgasiła papierosa w popielniczce i napiła się whisky, obserwując cały czas Dracona. Blondyn nie mógł jej rozgryźć. W mgnieniu oka stała się miłą i jakby cieplejszą osobą, a z racji tego, że pochodziła z rodu Malfoyów ciężko mu było w tę zmianę uwierzyć. Osoby z jego rodziny nie są przyjazne, bo tak nakazuje kultura. Zazwyczaj po prostu czegoś chcą. Domyślał się, że za wizytą ciotki również stał jakiś interes.
            - Rozumiem zatem, że twoi rodzice naruszyli tradycję i nie wybrali ci żadnej dobrze urodzonej panny na żonę? To dość typowe i mogłam się tego spodziewać po Lucjuszu. – Kobieta mówiła z jawną drwiną i pogardą. Po pierwszym spotkaniu Draco był pewien, że jego ojciec i ciotka nie pałają do siebie sympatią. On też niespecjalnie za nią przepadał, ale akceptował ją w przeciwieństwie do Malfoya seniora. Ojciec nie lubił wielu ludzi, ale prawdziwą nienawiścią pałał do tych, którzy naprawdę zaleźli mu za skórę. Ciotka zatem musiała wywołać między nimi niemałą wojnę, skoro poznał ją dopiero teraz i wcześniej nawet o niej nie słyszał. I coś mu mówiło, że ich konflikt mocno się na nim odbije.
            - Dali mi wolną rękę w tej kwestii.
            - To uwłaczające, jeśli chodzi o naszą rodzinę, ale czegóż innego można się spodziewać po mężczyźnie, który własnoręcznie dba o swój ogród. – Ostatnie słowo Yves niemal wypluła. Draco uśmiechnął się pod nosem, gdyż domyślił się, że ciotce nie podoba się hobby jego ojca. Jemu również nie bardzo ono odpowiadało, w szczególności, gdy Lucjusz przychodził do niego i latał jak najęty z konewką, podlewając wszystkie rośliny u niego w domu. A z racji tego, że z kwiatów doniczkowych został mu tylko jeden i tak uschnięty storczyk musiał nacieszyć się tym, co miał. Chyba, że było lato. Wtedy wychodził za dom i pielęgnował mu trawnik.
            - Ojciec ma nieco inne zainteresowania od kilku lat. Sprawiają mu one przyjemność, więc nie mam prawa protestować. – Yves wywróciła z dezaprobatą oczami i upiła łyk whisky ze swojej szklanki. Następnie wyciągnęła kolejnego papierosa i zapaliła go, zaciągając się głęboko, a przy tym z wyjątkową gracją. Draco obserwował ją kątem oka i patrząc na sposób, w jaki trzymała papierosa na myśl przychodziła mu od razu Hermiona. Ona również paliła z wdziękiem, choć jak wiadomo kobieta z papierosem nie wygląda zbyt atrakcyjnie. Jednak jeśli chodziło o Granger ta zasada w ogóle nie miała racji bytu.
            - Draco nie wmawiaj mi, że ci to odpowiada. Kiedy twój ojciec widzi przecenę sadzonek pomidorów hormony buzują w nim bardziej niż w sypialni z twoją matką.
            - Nie mnie to oceniać.
            - I ten kompletny brak służby w domu. Żal mi twej matki, gdy patrzę na nią, jak musi sama dawać sobie radę z utrzymaniem Malfoy Manor i jeszcze zajmować się tym półgłówkiem, którego nazywasz ojcem. – Ciotka jęknęła na koniec przeciągle i zaciągnęła się papierosem. Blondyn natomiast zacisnął szczękę z nerwów. Nikt nie miał prawa obrażać członków jego rodziny, nawet jeśli z niej pochodził. Yves zdecydowanie przeciągnęła strunę i posunęła się o kilka słów za daleko.
            - Przyszłaś tu, żeby obrażać mojego ojca? Bo jeśli tak, to opuścisz mój dom i więcej się w nim nie pojawisz. – Yves patrzyła na niego z lekkim niedowierzaniem i rozbawieniem. Dopiero teraz Draco dostrzegł, ile ma z nią wspólnego. Czuł się w tym momencie niczym Granger w Hogwarcie, gdy on jej dogryzał, drwił na każdym kroku i obrażał, a dziewczyna bezskutecznie próbowała trzymać przy nim fason. Był tak podobny do ciotki, że aż go to przerażało. On również nie przejmował się krytyką i zawsze mówił to, co chciał, opinia otoczenia nie miała dla niego żadnego znaczenia. Liczyło się tylko to, żeby pokazać swoją wyższość nad innymi i dostać to, czego się chciało.
            - Cóż za stanowczość. Bardzo mi się to w tobie podoba chłopcze. Potrafisz stawiać granice nawet własnej rodzinie. Doskonale, Draco. – Kobieta zaciągnęła się końcówką papierosa, a następnie zgasiła go w popielniczce. Blondyn nie potrafił jej wyczuć. Jej nastrój i zachowanie zmieniały się niczym w kalejdoskopie, przez co ciężko mu było znaleźć punkt zaczepienia, żeby dowiedzieć się, po co do niego przyszła. Postanowił zagrać inną kartą i zmienić taktykę, jak to robiła ciotka.
            - A propos granic. Nie mieszkasz w Londynie, skoro nigdy o tobie nie słyszałem.
            - Nie z tego powodu nic o mnie nie wiesz. Lucjusz zrobił wszystko, co w jego mocy, żebyś nie dowiedział się o moim istnieniu. Sam z resztą nie darzy mnie sympatią, ja jego również. – Twarz Yves stężała. Najwidoczniej miała żal do jego ojca, że ukrywał jej istnienie. Teraz miał większą pewność, że kobiecie zależało na spotkaniu, ale bynajmniej nie w celu poprawienia stosunków rodzinnych.
            - Nie da się ukryć. Pokłóciliście się o coś?
- Od początku mieliśmy inne poglądy życiowe, że tak to ujmę. Potem wplątał się do tej śmiesznej sekty i wydawało mu się, że przy boku beznosego wariata jest kimś wielkim, a na samym końcu znalazł się w więzieniu.
- Nikomu nie było łatwo w rodzinie, gdy Voldemort przejął władzę. – Na samą myśl o czarnoksiężniku po plecach mężczyzny przeszedł dreszcz. Spostrzegł, że ciotka spojrzała na jego przedramię, a tym samym na Mroczny Znak.
- I to jego idiotyczne imię. Powiem ci coś, Draco. Wielcy czarodzieje nie potrzebują specjalnych pseudonimów, żeby ich podziwiać, bądź się ich bać.
- No nie powiesz mi, że nie bałaś się, gdy Voldemort powrócił. – Yves roześmiała się perliście i założyła nogę na nogę. Draco nie za bardzo wiedział jak ma się zachować w obecnej chwili. Nie znał nikogo, no może poza Potterem, kto nie bałby się Czarnego Pana. Wzbudzał strach we wszystkich czarodziejach, nawet jeśli go podziwiali. Patrząc jednak na ciotkę nie był już do końca przekonany o swojej racji.
- Bałam? Ależ Draco, z jakiego powodu miałabym się bać wariata z różdżką w ręku, który latał w podartym czarnym worku i dał się pokonać zwykłemu dzieciakowi? Toż to niedorzeczne i po prostu głupie.
- Zabijał wszystkich, którzy stanęli mu na drodze i się mu sprzeciwili. W całej Anglii panował chaos, gdy wrócił. To nie robi na tobie żadnego wrażenia?
- A z jakiego powodu by miało? Jego dokonania nie są dla mnie spektakularne. W samej rozmowie wykazywał się brakiem logicznego myślenia i niespecjalną elokwencją, a ja nie toleruję w moim pobliżu osób, których twarz tęskni za rozumem.
- Znałaś Voldemorta? – Draco nawet nie starał się ukryć zdziwienia. Yves albo była tak głęboko przekonana o swojej wyższości, albo faktycznie nie przerażał jej Czarny Pan, w co z kolei ciężko było mu uwierzyć.
- Znałam jego, jego ojca i dziadka, ale on z nich wszystkich był najmniej rozgarnięty umysłowo. Małe dziecko w piaskownicy, któremu zabrano łopatkę i wiaderko. – Słowa ciotki budziły w blondynie mieszane uczucia. Było w nich coś na kształt zazdrości, gdyż Yves była wolna od przykrych wspomnień związanych z Voldemortem, a on miał ich aż w nadmiarze. Kobieta gardziła i bynajmniej nie brała na poważnie poczynań Czarnego Pana, a to budziło w Draconie z kolei podziw. Niewiele osób sprzeciwiało się czarnoksiężnikowi, a jeśli już, to tracili z tego powodu życie. Ale Yves nadal żyła, więc nie mówiła otwarcie o swoich poglądach. Ciotka prawdopodobnie spotkała Voldemorta, gdy jeszcze nie był w pełni u władzy i nie znała jego możliwości. Nie do końca wierzył, że spoglądała na jego poczynania i uważała je za śmieszne. Każdy widząc skalę zła jaką szerzył bał się go.
- Twój ojciec miał do mnie zastrzeżenia od najmłodszych lat, ale gdy powiedziałam otwarcie, że nie będę brała udziału w tej infantylnej maskaradzie wyparł się znajomości ze mną i odciął swoją rodzinę ode mnie. W tym przede wszystkim ciebie, Draco, bo wiedział, że mam wobec ciebie poważne plany. – Spojrzał na kobietę i zmarszczył delikatnie brwi. Nie lubił, gdy ktoś wtrącał się w jego życie i chciał je planować. Pozwolił na to ojcu, kiedy był dzieckiem i nie wspomina mile jego wyborów. Teraz, kiedy sam może decydować o sobie pojawia się nieznana mu do tej pory ciotka i chce zająć miejsce Lucjusza. Coraz bardziej nie podoba mu się wizja jej pobytu w Londynie.
- Jakie plany? – Nie chciał zabrzmieć nieuprzejmie, ale czuł, że zaczyna narastać w nim złość. Yves krótko mówiąc podniosła mu ciśnienie.
- Dowiesz się w swoim czasie. Od dnia twoich narodzin wiedziałam, że jesteś wypełnieniem pustki, która tak bardzo dokuczała mi w życiu.
- Będziesz traktować mnie jak syna? – Yves zaśmiała się głośno i wygładziła zmarszczenie na spódnicy. Następnie podniosła się z fotela i zabrała małą torebkę, w której na dobrą sprawę mieściła się jedynie paczka papierosów. Draco również wstał i splótł ręce na klatce piersiowej.
- Merlinie uchowaj! Ja nigdy nie przepadałam za dziećmi i nie zamierzam cię tak traktować. Nie doczekałam się potomstwa i jestem wdzięczna za to mojemu małżonkowi. Tymczasem na mnie już pora mój drogi chłopcze. Mam nadzieję, że spotkamy się w najbliższym czasie. – Blondyn skinął głową i dostrzegł na ustach ciotki coś na kształt uśmiechu. Yves rzadko wyrażała jakieś emocje, a jeśli już, to najczęściej było to jawne szyderstwo i pycha. Delikatny uśmiech na jej twarzy, który powinien kojarzyć się ze szczęściem jemu przypominał węża. Ciotka bez wątpienia jest przebiegła. A o tym jak bardzo przekona się wbrew własnej woli.
- W przyszłym tygodniu mam dużo wolnego czasu, zatem możemy spotkać się przy kawie.
- Pierwsza zasada, Draconie. Mój kalendarz to twój kalendarz, zapamiętaj to sobie lepiej na przyszłość. – Draco w porę ugryzł się w język, żeby nie powiedzieć kobiecie paru niemiłych słów, których wypowiadanie bynajmniej nie przystoi arystokracie. Skinął więc ponownie głową i uścisnął wyciągniętą w jego stronę dłoń ciotki. Spodziewał się, że Yves zniknie mu teraz sprzed oczu, teleportując się w tylko sobie znanym kierunku. Tymczasem ruszyła w stronę drzwi od sypialni i po chwili słyszał, jak jej obcasy uderzają o schody. Z nietęgim wyrazem twarzy udał się za nią i spotkał ją dopiero przy drzwiach wyjściowych. Tak jak na początku jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Była pusta, zupełnie bez wyrazu, ale jej postawa wprost emanowała wyższością. Otworzył zatem przed ciotką drzwi, a ona wyszła na zewnątrz i otworzyła dużą parasolkę ze srebrną rączką w kształcie głowy jelenia. Odwróciła się jeszcze w jego stronę i obrzuciła go na pożegnanie wzrokiem.
- I jeszcze jedno drogi chłopcze. Masz bardzo niespokojny sen przez tę całą Hermionę. – Yves wymówiła imię kasztanowłosej kobiety bardzo wyraźnie, przeciągając literę „r”, a następnie odwróciła się do niego plecami i zniknęła mu sprzed oczu. Draco stał jeszcze chwilę wpatrując się w miejsce, gdzie przed sekundą stała ciotka i westchnął głęboko. Niecała godzina rozmowy z tą kobietą wyczerpała go bardziej niż wszystkie konwersacje przeprowadzone z ojcem w życiu. Do tego jakby dzień nie był przez nią spieprzony za mało musiała wypomnieć mu sen o Granger. To nie jego wina, że kasztanowłosa przyśniła mu się akurat dzisiaj, kiedy ciotka zawitała do jego domu. Gdyby miał wpływ na swoje sny i myśli zablokowałby wszystkie wspomnienia związane z kobietą. Ale nie miał i mógł liczyć jedynie na łut szczęścia, że kolejnej nocy będzie wolny od byłej Gryfonki. Zamknął drzwi frontowe i poczłapał do kuchni, aby przygotować sobie coś do picia. Wtedy usłyszał dźwięk teleportacji i zaklął siarczyście pod nosem, odstawiając pojemnik z kawą z powrotem do szafki. Kogo niesie o tak wczesnej porze? Nie musiał długo czekać na rozwiązanie, gdyż w drzwiach pojawił się jego ojciec, który uśmiechał się do niego szeroko, a przy jego dogach dostrzegł czarną torbę podróżną.
- Dzień dobry synu! Tak myślałem, że już nie śpisz. O! Robisz kawę! Czy twój stary, dobry ojciec może liczyć na filiżaneczkę tego przepysznego napoju? – Draco stał wciąż przy szafce i patrzył na Lucjusza z wyraźnym niezrozumieniem. Starszy mężczyzna w tym czasie zniknął mu sprzed oczu razem ze swoją torbą, a kiedy wrócił usiadł wygodnie na krześle i rozłożył przed sobą Proroka Codziennego.
- Czytałeś? W Banku Gringotta szykują się zmiany, chcą wprowadzić nową sieć zabezpieczeń. Ciekawe… - Lucjusz z zapałem wertował gazetę, a Draco wciąż wpatrywał się w niego i nie mógł zrozumieć, co ojciec robi u niego w domu. Po dłuższej chwili zabrał się dopiero za robienie kawy, wciąż myśląc nad celem wizyty rodzica. Był tym tak zaabsorbowany, że nie zauważył nawet, iż sypał do kubka po pięć łyżeczek, jeśli nie więcej. Otrząsnął się z zadumy, gdy Lucjusz ponownie się odezwał.
- Pozwoliłem sobie zająć pokój gościnny na górze. Mam nadzieję, że nie będę ci przeszkadzał?
- Że co?
- W tych trudnych czasach my mężczyźni musimy trzymać się razem, a Malfoy Manor zostało opanowane przez plującą jadem żmiję i jej małego pomocnika. – Malfoy senior zgiął w pół gazetę i odłożył ją na stolik. Draco w tym czasie zagotował wodę przy użyciu różdżki i postawił kubek z kawą przed swoim ojcem. Sam oparł się o blat z drugim naczyniem w ręku i patrzył na Lucjusza jak na wariata. Musiał się jeszcze dobrze nie obudzić, jeśli nie skojarzył tak oczywistych faktów i nie połączył ich w całość. Jest przed dziewiątą, ojciec tryska euforią, a na dodatek przyczłapał do niego z torbą. On chce się do niego wprowadzić!
- Jeśli mowa o narcystycznym padalcu to była dziś u mnie.
- Mogłem się tego spodziewać. – Lucjusz wsypał do kubka dwie łyżeczki cukru i sięgnął po leżące na spodku ciastka. Ugryzł połowę i skrzywił się, gdy poczuł smak wypieku. – Twoja matka z pewnością tego nie piekła.
- Bo to mój eksperyment. Leżą tu tylko dla ozdoby.
- Powinieneś postawić jakąś tabliczkę, na przykład: uwaga trujące. – Draco upił łyk kawy, a następnie wypluł ją do zlewu. Nie nadawała się w ogóle do picia. Odstawił kubek na blat i usiadł obok swojego ojca, któremu najwidoczniej smak przygotowanego napoju ani trochę nie przeszkadzał. Zastanawiał się w jaki sposób ma poruszyć temat jego wyprowadzki z Malfoy Manor. Przecież nie wyrzuci ojca na bruk. Ale nie widział opcji, aby mógł u niego mieszkać. Doprowadzi go do szału przy pierwszej lepszej okazji, a ta nadarzy się, gdy zobaczy u niego w sypialni wyschniętego storczyka, a raczej to, co z niego zostało. Czyli suchy patyk i doniczka.
- Czego ta stara matrona od ciebie chciała? – Przetarł oczy i westchnął głęboko. Tak naprawdę sam nie wiedział, po co Yves do niego przyszła. Dowiedział się jedynie, że ma wobec niego poważne plany, a oprócz tego poznał najbardziej egoistyczną, dumną i patetyczną osobę, jaka może stąpać po ziemi. Wciąż jednak myślał nad jej słowami odnośnie Voldemorta. Wierzył w nie tylko połowicznie, gdyż z trudem wyobrażał sobie niewielkich rozmiarów ciotkę, która mówiła Czarnemu Panu, że ma go tam, gdzie słońce nie dochodzi. Ojciec powinien wiedzieć na ten temat więcej, ale poruszanie przy nim tematu śmierciożerstwa zawsze kończyło się awanturą. Nie lubił wracać do tego okresu swojego życia i otwarcie o tym mówił. Postanowił zatem popytać go trochę o jego relację z ciotką. Wiedział już, że nie pałają do siebie sympatią, ale Yves nie powiedziała mu dokładnie z jakiego powodu.
- Właściwie to sam nie wiem. Mówiła coś o jakichś planach, ale nie wytłumaczyła, o co chodzi. Za to dużo mówiła o tobie. – Brwi Lucjusza powędrowały wysoko do góry. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i wbił wzrok w swojego syna. Ciekawiło go, co znienawidzona przez niego osoba mogła o nim mówić. Z pewnością nie były to żadne komplementy, ale nawet oszczerstw warto było posłuchać.
- A to ciekawe. Obsmarowała mnie z każdej możliwej strony, czy zostawiła na mnie kilka suchych nitek?
- Dlaczego tak bardzo się nie lubicie? – Malfoy senior był zaskoczony nieco pytaniem syna. Oparł się na łokciach i jeździł palcem wskazującym po brzegu kubka z kawą. Nie wiedział jak ma zacząć dość krępujący dla niego temat. Powód, dla którego nienawidzi Yves dotyczy również Dracona, a on nie chce nastawiać go przeciwko ciotce. Z chęcią by to zrobił, ale obiecał sobie, że nie będzie decydował za syna. To on podejmie decyzję, tak samo jak on podjął czterdzieści lat temu swoją. Postanowił powiedzieć mu tylko tyle, ile powinien wiedzieć.
- Będąc dzieckiem często bywałem u ciotki. A z racji tego, że podejścia do dzieci nie miała i nadal nie ma czułem się u niej jak w karcerze. Chciała prowadzić ze mną rozmowy na poziomie dorosłych ludzi, a ja nie byłem na to gotowy. Pomimo niespełna ośmiu lat traktowała mnie jak trzydziestolatka.
- To chyba nie jest powód do nienawiści? Ja z wami również nie miałem słodkiego dzieciństwa. – Lucjusz pokiwał przecząco głową i wbił wzrok w blat stołu. Wiedział, że Draco będzie zadawał pytania dotyczące Yves, ale nie spodziewał się, że odpowiadanie na nie będzie przychodziło mu z takim trudem.
- To co innego, Draco. Nie potrafię ci tego wytłumaczyć. W pewnym momencie miałem jednak dość jej zachowania wobec mnie i uprzykrzałem jej życie jak tylko mogłem. Często podpalałem jej firany, a raz zajął się cały gabinet, który wyłożony był drewnem. – Na wspomnienie płonącego pokoju w oczach starszego mężczyzny pojawiły się iskierki radości, a na twarzy zagościł delikatny uśmiech. Yves nie wybaczyła mu tego nigdy i remont wiele ją kosztował, ale on niespecjalnie się tym przejął. Rzucał jej największe kłody pod nogi i wymyślał coraz złośliwsze sposoby na wyprowadzenie jej z równowagi, gdyż wtedy pakowała jego walizki z mgnieniu oka i wysyłała do z powrotem do domu.
- To były w większości szczeniackie numery, ale takie działały na nią najmocniej. I dzięki nim nie musiałem już więcej do niej przyjeżdżać. – Draco miał zamiar zapytać, czy ojcu nie przychodzi nic do głowy odnośnie planów Yves wobec niego, ale w tym momencie rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Podniósł się z krzesła i poczłapał w kierunku holu i wtedy dzwonek odezwał się ponownie. Otworzył drzwi i zobaczył za nimi Blaise’a, który nie czekając na zaproszenie wpadł do środka i od razu popędził przed siebie. Draco zamknął drzwi za przyjacielem i udał się z powrotem do kuchni, skąd dochodziły do niego śmiechy ojca i Diabła.
- Więc mówisz, Blaise, że w maju?
- Co w maju? – Młodszy Malfoy oparł się ramieniem o ścianę, a dwie pary oczu przeniosły się na niego. Blaise trzymał w ręku papierowy rulon i uśmiechał się głupkowato, ale wcale nie mądrzej niż jego ojciec.
- Żenię się Smoku! Ustaliliśmy z Ninny datę ślubu na przyszły rok! – Draco wywrócił z politowaniem oczami, a po chwili dotarł do niego głos ojca. Pięknie, zaraz zacznie się kazanie, że powinien brać z Blaise’a przykład i znaleźć sobie jakąś dziewczynę. Problem w tym, że on od dłuższego czasu myśli tylko o jednej, ale związek z nią nie ma prawa się udać, ani w ogóle istnieć.
- Pogratulowałbyś przyjacielowi, a nie stoisz przybity jak gwóźdź do deski. Okaż trochę radości i pokaż jak się cieszysz jego szczęściem.
- Właśnie Smoku! W końcu będziesz moim drużbą! – Oczy Dracona rozszerzyły się nieznacznie, a po chwili zmarszczył brwi i wykrzywił usta w grymasie. Mógł się tego spodziewać po Diable. W końcu kto jak nie on miał zostać jego drużbą na tym idiotycznym przedstawieniu, jakim jest ślub? Świetnie, nawet nie napije się na weselu, bo będzie musiał pełnić jakieś śmieszne obowiązki.
- Wypadałoby najpierw zapytać, a nie mi to oznajmiać. – Blaise uśmiechnął się szeroko i odłożył trzymany papier na stół. Następnie podszedł do Dracona i klepnął go w plecy, tak że blondyn zachwiał się i prawie przewrócił. Lucjusz patrzył na to z rozbawieniem na twarzy. Wiedział, że jego syn ma odmienne poglądy odnośnie małżeństwa, ale po wczorajszej rozmowie skrycie liczył, że nieco się one zmieniły.
- Nie bądź sztywny! Będzie fajnie! – Blondyn prychnął w odpowiedzi i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. O tak! Będzie super! W szczególności, że on na weselach jest tylko na toaście za parę młodą i potem się ulatnia, a niestety tym razem będzie musiał zostać do samego, usranego końca i zabawiać wszystkich gości, gdyż Blaise razem z Weasleyówną będzie konsumował zawarte małżeństwo. Mało tego! Wyjadą na miesiąc miodowy na Baleary lub Malediwy, a on będzie siedział w firmie sam jak palec i nie będzie mógł nawet do niego zadzwonić, bo ruda z pewnością skonfiskuje Zabiniemu telefon.
- Spokojnie, Blaise, do maja zmieni zdanie i z wielką chęcią pójdzie na twój ślub.
- Pana oczywiście z małżonką również zaprosimy. Tylko nie zdecydowaliśmy jeszcze jakie zaproszenia kupić. Ginny upiera się przy białych, bo tradycyjne, a ja wolałbym coś nowatorskiego.
- To weźcie różowe. – Draco wtrącił swoje trzy knuty do rozmowy, czym jedynie rozbawił Zabiniego i swojego ojca.
- Niegłupie, ale raczej nie przejdzie. A propos przechodzenia. Matthias wziął urlop i w związku z tym nie mamy gościa od geodezji. Ściągać Matta czy Andrew? – Młodszy Malfoy westchnął głęboko i pokręcił z dezaprobatą głową. Ten dzień jest kompletnie do dupy. Z resztą jak cały grudzień. Od samego początku dzieją się jakieś dziwne rzeczy i tylko czekać, aż wpadnie pod samochód, albo porwą któregoś z jego znajomych dla okupu. W końcu można się spodziewać wszystkiego, prawda?
- Andrew szybciej kończy urlop, ale nie chcę mu dawać tego projektu po ostatnich złych obliczeniach dla Hiszpanów. Lepiej niech zajmie się czymś innym. A Larry?
- Papierkowa robota i nie wie kiedy skończy.
- Powiedz mu, żeby ją odłożył i zajął się geodezją etapu drugiego. Zapłacę mu za nadgodziny. – Blaise pomyślał chwilę nad słowami przyjaciela i pokiwał z aprobatą głową. Mimo że Draco został wysłany na przymusowy urlop nie do końca stosuje się do zaleceń lekarza. W sumie to złamał je już kilka razy. Jednak terapia musiała dawać jakieś skutki. Wcześniej blondyn wściekałby się i rzucał w niego czym popadnie, a najprawdopodobniej zwolniłby również Matthias. Wiadomość o urlopie pracownika przyjął jednak spokojnie i szybko znalazł rozwiązanie problemu. Właśnie takiego szefa brakowało Blaise’owi.
- Jak już rozmawiamy o projektach, to co z moją altaną, Draco? – Blondyn spojrzał na ojca i wywrócił oczami. Lucjusz byłby chory, gdyby nie poruszył tematu ogródka. Zaraz zacznie się przemowa o tym, że musi w przyszłym roku pokazać staremu Nottowi, gdzie jest jego miejsce i zgarnąć złoty szpadel, czy jak się ta cała nagroda nazywa.
- Jest w fazie narodzin. Jak tylko coś wymyślę nakreślę jej projekt i dam ci do wglądu. – Twarz ojca pojaśniała, natomiast Zabini wzruszył jedynie ramionami. Nie wiedział o jakiej altanie rozmawiają mężczyźni i prawdę mówiąc mało go to interesowało. Nagle w domu dało się słyszeć dźwięk dzwonka do drzwi. Draco jęknął zrezygnowany i poczłapał znów do holu, a Blaise i Lucjusz patrzyli na niego z niezrozumieniem. Blondyn nie spodziewał się dziś żadnych gości, ale nagle jakby wszystkim przypomniało się o jego istnieniu i walili do jego domu drzwiami i oknami. Nie wiedząc, kogo tym razem ujrzy przed wejściem otworzył gościowi i kolejny raz dzisiejszego dnia został zaskoczony.
- Witaj, Draconie. Moglibyśmy porozmawiać? – W progu stał jego były nauczyciel eliksirów, a zarazem jego wujek i chrzestny. Zamrugał parę razy oczami i wpuścił go do środka. Kogo jak kogo, ale Severusa to się w ogóle nie spodziewał. Teraz ma w domu komplet idiotów. Wskazał mężczyźnie drzwi od kuchni, a następnie udał się za nim i oparł ponownie o ścianę. Na widok Snape’a twarze Blaise’a i Lucjusza pojaśniały.
- Witam panie profesorze!
- Miło cię widzieć, Severusie!
- Witaj, Blaise. Cześć, Lucjuszu. – Severus przywitał się zarówno z pierwszym, jak i z drugim, a następnie zajął wolne krzesło obok Malfoya seniora. Nie minęło nawet pięć sekund, gdy Lucjusz zaczął wypytywać starego przyjaciela jego życie prywatne i streszczać rozmowę sprzed jego przyjścia.
- Co u ciebie? Opowiadaj jak związek z Rolandą. Jak kolacja? Udała się? A młody Zabini ma dla nas wszystkich szczęśliwą nowinę! Tak w sumie to jeszcze dla ciebie, bo ja i Draco już ją słyszeliśmy. – Snape spojrzał na byłego ucznia i obdarzył go lekkim uśmiechem. Zabini rozłożył teatralnie ręce, a Draco z wielkim trudem nie klepnął się w czoło. Niby nie jego cyrk i nie jego małpy, ale tak się składa, że te małpy znajdowały się u niego w domu, więc jakby nie patrzeć to był jednak jego cyrk. Załamany swoim odkryciem przewrócił oczami, a następnie spojrzał w sufit, jakby szukał na nim pomocy.
- Panie profesorze żenię się!
- Gratuluję, Blaise. Kim jest twoja narzeczona? – Severus uśmiechnął się jeszcze szerzej, a twarz Zabiniego wprost promieniała ze szczęścia. Draco musiał przyznać, że dawno nie widział tak radosnego przyjaciela. I w duchu niestety musiał się przyznać również do innej rzeczy, a mianowicie do zazdrości. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz był bezgranicznie szczęśliwy, kiedy każda komórka jego ciała wprost wyła z euforii. I może to trywialne, ale właśnie takiego stanu zazdrościł przyjacielowi. Nieważne, że wprawiła go w niego ustalona data ślubu z Weasleyówną. Blaise był z tego powodu w siódmym niebie, a on wciąż tkwił na dnie piekła i narzekał na wszystko, co tylko możliwe. Otrząsnął się z zadumy i wsadził ręce do kieszeni spodni. Na szczęście nikt z obecnych nie zwracał na niego najmniejszej uwagi.
- Ginewra Weasley.
- Najmłodsza z Weasleyów? No nie spodziewałem się, że Arthur zgodzi się wydać swoją jedyną córkę za ciebie, Zabini.
- Jeszcze się nie zgodził, bo dopiero dziś wieczorem idziemy na kolację do rodziców Ginny i powiemy im o wszystkim. – Draco chciał wyjść i zostawić gości, ale wiedział, że tak po prostu nie wypada. Nie miał jednak ochoty słuchać o planach Diabła na ślub. Na samo wspomnienie czuł się dziwnie. Tak jakby on również chciał znaleźć w końcu kobietę, w której się bezgranicznie zakocha i weźmie ją za żonę. Skarcił się w duchu za te idiotyczne myśli i zdecydował się wtrącić do rozmowy.
- Dobra, Blaise się żeni, ojciec się wyprowadził, a ty Severusie? Co cię do mnie sprowadza? – Wszyscy zgromadzeni spojrzeli na stojącego pod ścianą blondyna, a następnie wymieniali między sobą spojrzenia. Tymi dwoma pytającymi zdaniami młody Malfoy dał im więcej tematów do rozmowy, a tym samym kompletne przyzwolenie na ignorowanie jego osoby. Nie ukrywał, że z jednej strony mu to pasowało, bo nie musiał brać udziału w konwersacji, ale z drugiej nie lubił być pomijany i uważany za nieobecnego.
- Narcyza cię wyrzuciła? Coś ty zrobił, że się wyprowadziłeś?
- To tylko taka zmiana klimatu, nie nazwałbym tego wyprowadzką, Severusie.
- Ale przez coś jednak mieszkasz u Dracona. Słuchaj, Zabini, żebyś i ty przypadkiem nie wylądował u przyjaciela na kanapie. – Lucjusz zaśmiał się razem z Blaise’em, a Draco jedynie wywrócił oczami. To się zaczynało pomału robić chore.
- Ciotka zawitała w nasze skromne progi, a ja stwierdziłem po prostu, że lepiej będzie przeczekać jej wizytę u syna, niż sypać jej do herbaty cyjanek.
- Yves wróciła? Dawno jej nie było w Anglii.
- I mogła się w niej nie pojawiać! Świat był bez niej piękniejszy!
- Za bardzo dramatyzujesz, Lucjuszu.
- Właśnie za mało dramatyzuję! Powinienem stać tutaj w rajtuzach i trzymać czaszkę! Najlepiej jej! – Draco przysłuchiwał się wymianie zdań między ojcem, a wujem. Czyli Severus również znał ciotkę Yves. Jak to się stało, że on nigdy o niej nie słyszał? Czemu fakt jej istnienia wszyscy chcieli przed nim ukryć? Zamiast odpowiedzi na zadawane w myślach pytania usłyszał jedynie kolejny dzisiejszego dnia dźwięk dzwonka do drzwi. Nawet nie jęknął, a jedynie udał się ze zrezygnowaną miną, aby otworzyć gościowi. Może tym razem to będzie tylko listonosz? Niestety przed wejściem nie zastał przedstawiciela poczty, a swoją matkę, która miała dość nietęgą i bynajmniej mało zadowoloną minę. Nie zdążył się nawet przywitać, gdyż Narcyza przyszła do niego w konkretnym celu i nie bawiła się w podchody, jak pozostała trójka w jego kuchni.
- Ojciec jest u ciebie? – Chłopak kiwnął twierdząco głową i omal nie przewrócił się, gdy matka weszła do jego domu niczym tajfun. Po chwili z kuchni dochodziły do niego dźwięki rodzicielskiej awantury.
- Więc tu się schowałeś! Czy ty sumienia nie masz?! Zostawiać mnie z tą kobietą samą?! – Wszedł do pomieszczenia i zobaczył zdezorientowanego Blaise’a przy blacie kuchennym i równie zdumionego Severusa siedzącego obok Lucjusza. Obaj panowie nigdy nie widzieli Narcyzy w takim stanie. Kobieta była wściekła i bynajmniej nie zamierzała stosować się do zasad dobrego wychowania. Dłonie miała zaciśnięte w pięści, a w jednej z nich dzierżyła torebkę. Wyglądała jakby z trudem powstrzymywała się przed uderzeniem nią swojego męża. Lucjusz natomiast siedział sparaliżowany. Nie spodziewał się, że Narcyza będzie go szukać, a już tym bardziej nie myślał, że tak szybko uprzykrzy jej się wizyta starej ciotki. Ponoć miały ze sobą dobry kontakt, ale po obecnym zachowaniu kobiety jakoś ciężko mu było w ich przyjacielską relację uwierzyć.
- Ona mnie traktuje jak służącą! Narcyzo przynieś mi to, podaj mi tamto, przynieś, wynieś, pozamiataj!
- Ale jak ci mówiłem, że to pijawka, która będzie żerować na naszej krwi to stawałaś w jej obronie. – Lucjusz skrzyżował ręce na klatce piersiowej i patrzył na Narcyzę z miną: a nie mówiłem? Z resztą bardzo chciał jej to powiedzieć, ale zdecydował się nie drażnić żony jeszcze bardziej. W obecnym stanie kobieta była zdolna do wszystkiego, a on wolał nie ryzykować życiem niewinnych ludzi obecnych w kuchni Dracona.
- I jak myślisz, że się od niej wymigasz to się grubo mylisz kochanie. Będziesz znosił jej fochy o braku ciepłych kapci przy łóżku tak samo jak ja.
- Wybacz, Narcyzo, ale ja się nigdzie nie wybieram. – Matka Dracona zamrugała parę razy ze zdziwienia oczami, a następnie założyła ręce na biodra i wbiła w Lucjusza wściekły wzrok.
- Ja się chyba przesłyszałam. Jak to się nigdzie nie wybierasz?
- A tak to! – Lucjusz wyłożył swoje długie nogi na blat stołu i założył ręce za głowę. Kobieta wyglądała jakby miała za chwilę wybuchnąć. Tymczasem Draco wyłapał wzrok Blaise’a, który patrzył na niego ze współczuciem. Blondyn wzruszył w odpowiedzi ramionami i przeniósł wzrok na Severusa, który wyglądał na mocno zakłopotanego. Nie dziwił mu się z resztą. On sam nie czuł się komfortowo w zaistniałej sytuacji, a co dopiero jego wuj czy przyjaciel. Niestety państwo Malfoy nie zważali na obecność pozostałych obecnych. Draco spojrzał tym razem na matkę, która przymknęła oczy, jakby próbowała się uspokoić. Po chwili odezwała się cichym i łagodnym głosem. Czyli najgorszy wybuch wściekłości dopiero przed ojcem.
- Lucjuszu proszę, wróć do domu. Nie zostawiaj mnie samej z Yves.
- O nie, nie, nie. Mówiłem ci już, że Yves jest jak grzybica. Przyczepi się do ciebie bardzo łatwo, ale żeby się jej pozbyć musisz z nią walczyć latami.
- I będziesz się przed nią chował aż do jej wyjazdu?
- Oczywiście, że nie. Ta gnida dworska prędzej czy później wyśle kogoś na przeszpiegi. Dziś na przykład wysłała ciebie.
- Wróć do domu, nie rób mi tego. – Ostatnia próba wpłynięcia na ojca. Lucjusz niestety pozostał nieugięty i pokręcił głową przecząco. Kiedy Narcyza to zobaczyła rzuciła swoją torebkę na stół i usiadła na wolnym krześle, wyciągając nogi przed siebie jak jej mąż. Malfoy senior spojrzał na nią z niezrozumieniem, a po chwili na Dracona, który patrzył na rozgrywającą się przed nim scenę z politowaniem.
- W takim razie ja też tu zostaję.
- Chyba cię Merlin opuścił kobieto. Nie możemy chować się przed nią we dwójkę!
- Możemy! Albo wracamy razem, albo zostajemy u Dracona też razem, a Yves prędzej czy później i tak tutaj przyjdzie!
- A pytaliście mnie o zdanie? – Oczy zgromadzonych spoczęły na Draconie. Jego rodzice patrzyli na niego z niezrozumieniem, natomiast Blaise i Severus po prostu czekali na rozwój wydarzeń. Chłopak miał już tego wszystkiego powyżej uszu. Nie zamierzał rozwiązywać problemów swoich rodziców, a tym bardziej nie zamierzał trzymać ich pod swoim dachem. Bynajmniej nie w takiej sytuacji. To prawda, że z Yves będą niemałe kłopoty, ale to do jego rodziców przyjechała ciotka i u nich się zatrzymała, więc muszą tolerować jej obecność i udawać, że się z niej cieszą.
- Ciotka ma skrzatkę, nie musisz być na każde jej zawołanie mamo.
- Chcesz wyrzucić rodziców z domu? – Chłopak nie spodziewał się, że matka zagra taką kartą. Litość była najgorszą formą wyłudzania. Spiął się w sobie, aby nie ulec rodzicielce i twardo postawić na swoim. Nie może pozwolić rodzicom na wprowadzenie się do niego!
- Zawsze tyle dla ciebie robiliśmy, a gdy znaleźliśmy się w potrzebie chcesz nas wyrzucić?
- Uciekacie przed problemem, a to nie jest żadna potrzeba. – Lucjusz podniósł się gwałtownie z zajmowanego miejsca, a Severus aż podskoczył na krześle.
- Więc byliśmy dla ciebie z matką tylko emocjonalnym materacem! I to nadmuchiwanym! Ale zapamiętaj synu! Od dziś śpisz na podłodze! – Blaise omal nie roześmiał się głośno, a Draco wpatrywał się w ojca z wyraźnym zdziwieniem. Podobnie z resztą Narcyza. W kuchni zapanowała nagle grobowa cisza, którą przerwał dopiero cichym głosem Severus.
- Ale mu powiedziałeś. – Wtedy Zabini nie wytrzymał i parsknął cicho śmiechem. Po chwili spoczął na nim rozjuszony wzrok Narcyzy i Lucjusza. Chłopak uspokoił się w okamgnieniu i spuścił głowę. Draco czuł, że właśnie stracił ostatnią osobę, w której miał jakieś oparcie w tym domu wariatów. Teraz szykował się na ostrą reprymendę rodzicielską, ale ku jego zdziwieniu matka i ojciec nie zwrócili na niego najmniejszej uwagi, a powrócili do wymiany zdań między sobą.
- Ja i tak nigdzie nie pójdę, Narcyzo!
- No to siedź! Czy ja ci tego zabraniam? Przypominam tylko, że śpię po prawej stronie łóżka.
- O nie kochanie! Ty wracasz do domu, bo to tobie przypadła zaszczytna rola zabawiania naszego uroczego gościa!
- To nie moja ciotka i to nie ja powinnam podgrzewać jej ręczniki i kapcie!
- Nie zapomnij o stewii do herbaty, bo od cukru jad w żyłach jej się psuje. – Młody Malfoy westchnął głęboko i podszedł do szafki, gdzie znajdował się pojemnik z kawą, a obok której stał skonsternowany Zabini. Draco wyciągnął pudełko i kubek, a następnie wsypał do niego dwie łyżeczki brązowego pyłu. Szturchnął Blaise’a delikatnie w ramię i wskazał na kawę. Brunet przytaknął głową, a blondyn wyciągnął jeszcze jedno naczynie i wsypał do niego proszek. Jego rodzice wciąż wymieniali między sobą złośliwe komentarze, ale on nie bardzo się już nimi przejmował. Jedynie głowa go rozbolała od krzyku matki i ojca. Zachowywali się jak dzieci w piaskownicy, które kłócą się, które z nich ma żółciejszą łopatkę.
- Będziesz pierwszą osobą, którą ta żmija ukąsi. Gwarantuję ci to!
- To nie ja będę znosił jej fochy, więc to ciebie pierwszą dopadnie. Z resztą już zachowujesz się, jakbyś miała zaraz zacząć toczyć pianę z pyska.
- Dosyć! Czara mojej cierpliwości się przelała! Albo wracasz do domu, albo składam papiery o rozwód! – W kuchni zapanowała nagle cisza. Wszyscy patrzyli na państwa Malfoy, a przede wszystkim na przerażonego Lucjusza. Nawet Draco nie spodziewał się, że matka może użyć tak paskudnych argumentów. Dokładnie wiedziała, że ojciec prędzej da się pogrzebać żywcem, niż się z nią rozwiedzie. Kiedyś przez reputację, teraz przez miłość. Atmosfera w pomieszczeniu była tak gęsta, że można ją było kroić nożem. I właśnie wtedy kolejny raz rozległ się dzwonek do drzwi. Nikt się jednak nie ruszył z miejsca. Dopiero ponowny dźwięk dotarł do Dracona, który ze zrezygnowaną miną ruszył ku drzwiom. Gdy do nich doszedł rozległo się nieśmiałe pukanie. Chwycił za klamkę, ale nie otworzył gościowi. Stał tak przez dłuższą chwilę, zastanawiając się, kogo tym razem przywiało. Podskoczył, gdy ktoś zapukał kolejny raz. Puścił klamkę i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Nie zamierza otwierać. Nie będzie znosił kolejnych krzykaczy pod swoim dachem. Pukanie zamieniło się tym razem miejscami z dźwiękiem dzwonka, który dudnił natarczywie, a osoba za drzwiami była wyjątkowo uparta. Oparł się o nie zrezygnowany i posunął się do największej głupoty wszech czasów.
- Nikogo nie ma w domu! – Razem z wypowiadanymi słowami chciał zacząć walić głową o ścianę. Wiedział, że jest zdolny do głupich rzeczy, ale że aż takich? Za drzwiami usłyszał kobiecy głos, a w jego gardle zaczęła tworzyć się nieznośna gula.
- Malfoy wiem, że tam jesteś. – Przed wejściem stał nie kto inny, jak Hermiona Granger we własnej osobie. Draco na dźwięk jej głosu chwycił za klamkę i już miał jej otworzyć, gdy zatrzymał się w połowie drogi. Czuł jakby ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Oddech stał się szybki, a serce waliło w piersi jak po szaleńczym maratonie. Co się z nim do cholery działo?
- Malfoy otwórz, proszę! – Zamknął oczy i policzył do trzech, aby choć odrobinę się uspokoić. Nic to jednak nie dało, a na domiar złego zdecydował się pociągnąć głupią wymianę zdań między drzwiami z kasztanowłosą.
- Malfoya nie ma w domu!
- Malfoy ja cię słyszę pacanie!
- Jesteś przekonana, że słyszysz Malfoya?
- To się robi idiotyczne! Malfoy!
- Co jest Smoku? Kogo nie chcesz wpuścić? – Za plecami usłyszał głos Blaise’a, który przysłuchiwał się wymianie zdań od jakichś trzydziestu sekund. Brunet chwycił za klamkę i otworzył drzwi przed Hermioną, która stała przed wejściem z nietęgim wyrazem twarzy. Kiedy Draco skrzyżował swoje oczy z oczami kasztanowłosej czuł, jakby odcięto mu dopływ powietrza. Jeszcze chwila, a Granger by sobie poszła, ale Diabeł musiał przyjść akurat teraz. Zabini gdy zobaczył Hermionę zamrugał parę razy ze zdziwienia, a następnie spojrzał na Dracona, który wyglądał, jakby go spetryfikowano.
- To może ja was zostawię samych i już sobie pójdę. – Blaise wypchnął oszołomionego Dracona za drzwi i zamknął je z łoskotem, a sam zniknął w kuchni. Blondyn wsadził ręce do kieszeni i odchrząknął, spuszczając przy tym wzrok. Spojrzenie Hermiony paliło go żywym ogniem i nie był w stanie spojrzeć jej w oczy. Po chwili usłyszał nieśmiały głos dziewczyny.
- Um… Zapomniałeś wczoraj szalika. – Dostrzegł trzymany przez kobietę kawałek materiału i sięgnął po niego niepewnie. Kasztanowłosa stała przed nim i przygryzała nerwowo wargę.
- Dzięki. – Wybąkał cicho pod nosem i zwinął szalik, a następnie wsadził go do kieszeni, a połowa materiału i tak wystawała na zewnątrz. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale głos ugrzązł mu w gardle. Czuł się dziwnie po ich wczorajszym spotkaniu. Chciał pocałować kasztanowłosą, czego nie potrafił się wypierać, ale przez to, że wyszedł ciężko mu było nawet spojrzeć na kobietę. Hermiona jednak ułatwiła mu zadanie, gdyż odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia z posesji blondyna. Draco patrzył w jej oddalającą się postać i czuł, jak coś każe mu za dziewczyną biec. Nie mógł jednak zrobić ani jednego kroku i wciąż stał przed domem, jakby nogi wrosły mu w ziemię. Odwrócił się w stronę drzwi, ale jego wzrok przykuło okno od kuchni. Za szybą stała czwórka ludzi i przyglądała się całej scenie, a każdy z obserwujących miał inny wyraz twarzy. U matki dostrzegł żal i zawód, u Blaise’a dziwny smirk, Severus spoglądał na niego niewzruszony i wyjątkowo poważny, zaś ojciec wskazywał mu palcem oddalającą się Hermionę. Stał tak jeszcze przez chwilę i patrzył się na nich wszystkich, gdy nagle odwrócił się i puścił biegiem przez śnieg za kasztanowłosą. Serce dudniło mu w piersi niczym młot pneumatyczny, ale nawet gdyby chciał nie potrafił się zatrzymać. Złapał Granger przy wyjściu z ulicy i pociągnął ją za rękaw płaszcza. Dziewczyna zachwiała się na wysokich obcasach i straciła równowagę, ale Draco złapał ją w porę i uchronił przed upadkiem. Po chwili spoglądał w jej wystraszone bursztynowe tęczówki i uśmiechnął się delikatnie.
- Co ty wyprawiasz?
- Może wejdziesz chociaż na gorącą herbatę? W domu mam co prawda cyrk i niespodziewanych gości, ale już ich wszystkich znasz. – Hermiona poprawiła swój czarny płaszcz i wpatrywała się chwilę w Dracona z lekko uchylonymi ustami. Czy powinna wejść do jego domu po tym, co między nimi wczoraj zaszło? Zdała sobie sprawę, że chciała i oczekiwała od blondyna pocałunku, ale ten wyszedł bez słowa wytłumaczenia, zanim ich usta się ze sobą połączyły. Chociaż to nie on powinien się tłumaczyć, a ona. Jakaś dziwna siła pchała ją do niego i nie potrafiła się jej sprzeciwić. Chciała, ale nie mogła. Malfoy rozbudzał w niej nieznane dotąd uczucia, które z jednej strony były przyjemne, ale gdy odchodził bolały niczym nóż w piersi. Teraz też się tak czuła, a dodatkowo miała mętlik w głowie. Przełknęła nerwowo ślinę, ale głos nie chciał wyjść z jej gardła. Nawet nie wiedziała, co miałaby powiedzieć. Merlinie, co ja mam teraz zrobić?

16 komentarzy:

  1. Jesteś cudowna !! Na większości blogów które czytałam, rozdziały pojawiały się co miesiąc, czasami co trzy lub w ostateczności dwa tygodnie. Ty nie dość, że w sierpniu dodawałaś rozdziały co tydzień to jeszcze dodajesz wpis od razu po powrocie z wakacji i jakby tego było mało zastanawiasz się nad dodawaniem rozdziałów co tydzień również we wrześniu !!
    A rozdziały są dopracowane, przyjemnie się je czyta, nie ma w nich błędów ortograficznych, a twóje dramione jest cudowne !!
    Jeszcze nigdy nie spotkałam się z tak dobrym blogiem !
    Jedyny słowo, które przychodzi mi na myśl po przeczytaniu dzisiejszego rozdziału to : WIĘCEJ!!!
    Życzę dalszych sukcesów i weny ;D
    Elinor

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam Twój blog, już od dawna i jestem zachwycona! Świetny rozdział! Niestety bardzo szybko się czyta. :( Życzę weny. xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo :33 Absolutny ideał :)/Iggzys

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyczekiwałam, sprawdzałam codziennie.... Az nagle! Patrzę i jest! Fantastyczny jak zwykle. Dziekuje, ze umiliłaś mi ostatni dzien wakacji.

    OdpowiedzUsuń
  5. O mało nie umarłąm ze śmiechu.ALe Cyzia i Lucjusz najlepsi.Tylko proszę powiedz ze się nie rozwiodą.Błagam.Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie ma co zaręczyny
    Groźba rozwodu i głupota malfoya najlepsza "Nikogo nie ma w domu''
    Kocham to opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  7. "Merci" wyraża więcej niż tysiąc słów... <3
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    Zapraszam na pierwszy rozdział! wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeju, jeju, jeju! Sytułacia tak wielu gości na prawdę rozbawiła mnie do łez. Ten zapewne wnerwiający dzwonek do drzwi i wszyscy goście: Severus, Narcyza, Lucjusz, Blaise i ciotka. Niezłe ziółko z tej ciotki i już eobi rewolucje w życiu Malfoy'a a co będzie potem...? Wyobraziłam sobie tą nagłą ciszę w mieszkaniu i ich miny oraz Draco, który biegnie za Mioną <3 Mam nadzije, że pókdzie do jego domu. Pozdrawiam i rozdział jak na takie warunki pisania jest cudowny. Oczekuje następnego ... :) Weny, ktore ci i tak nie brakuje.
    ~Madzik

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham, wręcz uwielbiam tego bloga! Piszesz tak Wow, że brak słów. Kocham twój styl! Dziękuje z całego serca za tą zabawną, ale też poważną historie ☺ Weny

    OdpowiedzUsuń
  10. Twój blog jest cudowny!
    Podobami się atmosfera opowiadania.
    Ciekawi mnie tylko jak Ci w domu zareagowali gdy Herm przyszła do Draco i powiedziała "Zapomniałeś szalika" a on odp. Jej "Dzięki" Z kolei ta ciotka Yves wydaje mi się interesującą osobą.Wie, że myśli Dracona krążą wokół Miony ... A to już coś. A streszczenie daje mi dużo do myślenia. Jak Snape pomoże naszemu Smokowi przekonać Hermione, by weszła do środka...
    Draco. .. Hmm... Myślę, że trochę za wcześnie chcieli się pocałować, ale to Twój blog, który i tak mi się podoba.
    ~Weny :3
    ~~M.

    OdpowiedzUsuń
  11. Kocham Cię za tę systematyczność! ^^
    Rozdział cudowny i już czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Twoje opowiadanie jest jak na razie moim numerem jeden i proszę, niech dalej nim będzie. Rozdział jest rewelacyjny, nic dodać, nic ująć. Zagwarantowałaś mi zapas humoru na cały tydzień. Najbardziej rozśmieszył mnie moment, gdy cała czwórka stała w oknie, a Lucjusz ( w tej historii go wręcz uwielbiam), wskazywał ręką na Hermionę. I jeszcze wyobraziłam sobie minę Severusa... Coś czuję, że Hermiona wpadnie na herbatkę do Dracona. Zastanawiam się, jak potoczy się to spotkanie. Na pewno nie będzie nudno. Bardzo lubię postać Yves i ciekawa jestem, co zaszło między nią a Lucjuszem.

    OdpowiedzUsuń
  13. Czy mi się wydaje, czy wyłapałam tu cytat Króla Juliana? Oczywiście, że mi się nie wydaje, bo tego mistrza poznam wszędzie :D Tym mnie normalnie już kupiłaś. Chociaż reszta również jest bez zastrzeżeń.
    Ta ciotka, a raczej jej plany wydają mi się coraz bardziej podejrzane. Coś mi tu nie psuje, tylko jeszcze nie wiem co.
    Draconowi gratuluję cierpliwości, o która bym go nie podejrzewała. Gdyby w moim domu z samego rana odbywał się taki cyrk miałabym w głębokim poważaniu maniery i szybko się stamtąd zmyła. No, ale na pocieszenie ma chociaż Hermionę, która mam nadzieję da się namówić na tę herbatkę.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń