niedziela, 16 sierpnia 2015

Miniaturka 4 (część 2)

Witajcie,
przybywam do Was z drugą, a zarazem ostatnią częścią miniaturki. Nie jestem z niej w pełni zadowolona, ale nie można mieć przecież wszystkiego. Jestem natomiast ciekawa Waszej reakcji.

Mam również nieco smutną wiadomość. Rozdział 29 nie pojawi się w przyszłą niedzielę, gdyż wyjeżdżam na zasłużone w pełni wakacje. Inicjatywa wyjazdu wyszła wczoraj i postanowiłam spędzić trochę czasu razem z moją drugą połówką, w związku z czym podczas przyszłego tygodnia praca nad rozdziałem nie wchodzi nawet w grę. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i wybaczycie tę nagłą reorganizację, gdyż nowy rozdział głównego opowiadania pojawi się dopiero 30 sierpnia. 


Zapraszam na koniec na ostatnią część miniaturki i do zobaczenia za dwa tygodnie.
Realistka

* * * * *
„Co miłość złączy, człowiek niech nie rozdziela.”
Część druga

            Była sobota. Upragniony dzień wolny dla uczniów w Hogwarcie. Wszyscy poświęcali ten czas zazwyczaj na zasłużony odpoczynek po tygodniu ciężkiej pracy. Wychodzili do Hogsmeade, wylegiwali się w łóżkach do południa, ewentualnie odrabiali prace domowe. Hermiona jednak nie podzielała entuzjazmu swoich kolegów i koleżanek. W jej głowie wciąż siedziała myśl o nadchodzącym balu bożonarodzeniowym. Sama perspektywa zimowej zabawy nie była jeszcze taka straszna, ale fakt, że będzie musiała spędzić te kilka godzin w towarzystwie Malfoya przyprawiał ją o mdłości. Jak ten baran z rozbuchanym ego miał czelność zaprosić ją na bal?! Czy on nie zdaje sobie sprawy z tego, co będzie się po tym działo? Ludzie będą ich wytykać palcami, szemrać za plecami i tworzyć historie o ich rzekomym romansie! A ona w życiu nie dotknęłaby Malfoya w czuły i romantyczny sposób! Chyba, że walenie piąchą w nos można uznać za przejaw miłości. Wtedy okazywałaby mu swoje uczucia na każdym kroku.
            Siedziała przybita niczym gwóźdź do deski w Wielkiej Sali i próbowała zjeść śniadanie w postaci płatków z mlekiem. Od felernego wydarzenia nad jeziorem żołądek odmówił jej kompletnie współpracy. Nie była w stanie wmusić w siebie żadnego jedzenia, bo od razu podchodziło jej wszystko do gardła. Nagromadzone w niej nerwy i stres najwidoczniej sięgnęły zenitu, a oliwy do ognia dolał oczywiście nie kto inny jak szanowny pan arystokrata. Jej myśli ciągle były skupione na tym, że idzie z nim na bal i właśnie przez to przeszła na niezamierzoną głodówkę. Może jemu odpowiadało zainteresowanie całej szkoły jego osobą i życiem osobistym, ale ona wolała być neutralna i nie rzucać się przesadnie w oczy. Głowa bolała ją na samą myśl o tym, co się będzie działo po balu, tracąc jednocześnie apetyt na wszystko prócz zwykłej wody. Odstawiła ledwo ruszone śniadanie i sięgnęła po szklankę, aby nalać sobie soku dyniowego. Właśnie wtedy w sali pojawił się obiekt jej nerwów i rozmyślań. Otoczony wianuszkiem dziewcząt prawie ze wszystkich domów, które najprawdopodobniej walczyły o jego uwagę i zaproszenie na zabawę zimową. Prychnęła na ten widok pod nosem i upiła łyk soku, krzyżując swoje spojrzenie ze wzrokiem Malfoya. Omal się nie opluła, gdy blondyn puścił jej oczko. Obejrzała się za nim przez ramię, a następnie wstała szybko z miejsca i opuściła salę. Od rana miała kiepski humor, ale teraz był chyba najpaskudniejszy ze wszystkich możliwych. Nie dość, że była przybita to jeszcze wściekła. Rozniesie tę podłą kreaturę, kiedy spotka go w jakimś ciemnym zaułku.
            Draco był rozbawiony zachowaniem Gryfonki. Nie wiedział, co go bardziej śmieszy. Fakt, że reaguje na niego jak rozjuszony hipogryf czy to, że rumieni się przy tym, zapewne w ogóle o tym nie wiedząc. Usiadł przy stole Slytherinu, a dziewczyny, które łaziły za nim od samego rana otoczyły go z każdej możliwej strony. Ten widok również był bardzo zabawny. Żadna z nich nie zdawała sobie sprawy, że od tygodnia ma już partnerkę na bal, choć ona nie jest do końca tym faktem zachwycona. Trudno. Zaplanowali trzecią fazę ich planu na bal, więc muszą być blisko siebie, aby móc w razie komplikacji ratować sytuację. I wcale nie myślał o tym, że będzie mógł dotknąć ciała Granger, gdy będzie z nią tańczył. W ogóle nie przejmował się tym, jak pięknie będą wyglądały jej oczy otoczone wachlarzem długich, czarnych rzęs, ani o tym, jaką bieliznę dziewczyna będzie miała pod sukienką. Wow! Chwila! Nawet jeśli takie myśli przetaczały się przez jego głowę, to nie powinien fantazjować o staniku i majtkach Gryfonki, gdyż dziewczyna prędzej je ściągnie, aby go udusić, niż pozwoli na jakiekolwiek zbliżenie. Przynajmniej umrę z ładnym widokiem przed oczami.

*  *  *  *  *

            Kasztanowłosa Gryfonka opuściła swoje dormitorium wraz z rozpoczęciem się ciszy nocnej w Hogwarcie. Nie spodziewała się spotkać nikogo na korytarzu i prawdę mówiąc wolałaby, aby tak pozostało. Miała naprawdę paskudny humor i obawiała się, że na zwykłym szlabanie dla jakiegoś ucznia nie skończyłoby się. Z pewnością poleciałyby punkty, jeśli nie głowy. Wyszła zza rogu na jeden z większych korytarzy i od razu zawróciła. Naprzeciw niej kroczył dumnie Draco Malfoy, uśmiechając się figlarnie i pogwizdując. Wywróciła oczami na jego widok i ruszyła w odwrotnym kierunku. Spodziewała się, że blondyn ją dogoni i będzie uprzykrzał życie bardziej niż do tej pory, ale ku jej zdziwieniu nic takiego nie nastąpiło odetchnęła z ulgą i skręciła w jeden z bocznych korytarzy i wtedy prawie wleciała na Malfoya, który opierał się z nonszalancją o ścianę, a ona wydała z siebie zduszony krzyk. Nie ukrywała, że przestraszyła się jego osoby, gdyż kilka sekund temu szedł za nią, a nagle znalazł się przed nią.
            - Jak tyś to…? Byłeś tam, a teraz…
            - Tu? – Hermiona uspokoiła nieco swój przyspieszony oddech i skrzyżowała ręce na piersiach. Sądząc po wyrazie twarzy chłopaka musiał mieć niezły ubaw z jej zachowania.
            - Tak, dokładnie. Koniec w takim razie uprzejmości i przepuść mnie.
            - Nie tak prędko, Granger. Mamy do pogadania. – Draco zablokował przejście kasztanowłosej, na co ta zmrużyła gniewnie oczy i wbiła w niego swoje rozjuszone spojrzenie. Z wielkim trudem panowała nad sobą, aby nie zrobić chłopakowi krzywdy, o którą ten wyraźnie się prosił.
            - O balu?
            - A o czym innym?
            - W takim razie ja zaczynam. Nie ubiorę się w kusą mini z cyckami i dupą na wierzchu, nie podbiję sobie oczu jak panda, nie przyjdziesz po mnie przed balem, i co najważniejsze, nie dotkniesz mnie nigdzie, bo ci na to nie pozwolę. Zrozumiałeś czy mam przeliterować? – Blondyn uśmiechnął się złośliwie, a następnie zaśmiał cicho, przybliżając się nieco do dziewczyny. Hermiona odruchowo zrobiła krok w tył, choć wiedziała, że Malfoy jest ostatnią osobą, której powinna się bać.
            - Taki kurdupel, a rzuca się jakby miała dwa metry.
            - Jestem mała, ale jak ci przywalę to się zdziwisz.
            - Zamieniłbym jedno słowo, ale zachowam tę uwagę dla siebie. A jeśli chodzi o bal moja partnerko… - Draco zrobił pauzę, czym jeszcze bardziej wyprowadził Hermionę z równowagi. Uwielbiał się z nią przekomarzać, nie mówiąc już o tym, jak uroczo wyglądała z zaczerwienionymi policzkami. Dokładnie tak jak teraz. W jego głowie jednak panował totalny chaos i nie mógł się na niczym skupić. Walczył ze sobą z całych sił, aby nie poprawić wypowiedzi Hermiony na jego skromnym zdaniem o wiele lepszą: jestem mała, ale jak ci zwalę to się zdziwisz. Rozbawiony wulgarnością swojego żartu postanowił podroczyć się z nią jeszcze przez chwilę, licząc na to, że zachowa twarz w całości.
            - Szmaragd czy malachit? Od razu mówię, że pastele i żywe kolory nie wchodzą w grę. – Złość na twarzy kasztanowłosej została zastąpiona zdziwieniem i niezrozumieniem. O czym on do jasnej, ciasnej mówił? Zmienia wystrój pokoju, że pyta się ją o takie rzeczy?
            - Będzie malował ściany czy kupował nowe meble? A może firanki ci się po prostu znudziły w dormitorium?
            - Bardzo śmieszne, Granger.
            - Oh, no wiesz. Perfekcyjny pan domu musi dbać nawet o najmniejszy szczegół jego wystroju tak samo, jak dba o ułożenie swojej idealnej fryzury. – Draco wywrócił z politowaniem oczami , a Hermiona uśmiechnęła się triumfalnie. Może nie powinna tego mówić, ale gnębienie Malfoya sprawiało jej niewymowną radość. W końcu nie każdemu udaje się zgasić wielkiego pana arystokratę. Nawet jeśli to szczęście ma trwać nie dłużej niż trzydzieści sekund to zdecydowanie warto.
            - Możemy porozmawiać w końcu o tym idiotycznym balu?
            - Jeśli takie twe życzenie… A mogę o coś jeszcze zapytać? – Po wyrazie twarzy blondyna Hermiona wywnioskowała, że zgadza się, aby go jeszcze o coś zapytała. Wiedziała, że teraz może nieco przesadzić, ale mało ją to interesowało. Czemu tylko Malfoy ma czerpać przyjemność z naśmiewania się z niej?
            - Masz specjalną białą rękawiczkę do sprawdzania poziomu czystości swojego dormitorium? – Draco zmrużył gniewnie oczy, a Hermiona wydęła śmiesznie usta. Za chwilę rozpęta się między nimi istne piekło. Dziewczyna czekała na słowny atak blondyna, ale ten nie odezwał się do niej ani słowem. Zdziwiło ją, gdy pokręcił z dezaprobatą głową i odwrócił się do niej plecami, a następnie ruszył prosto przed siebie korytarzem. Stała jeszcze chwilę w osłupieniu i patrzyła na oddalającą się sylwetkę chłopaka. Nie wierzyła, że Malfoy zrezygnował z kłótni. To po prostu do niego niepodobne. Kiedy otrząsnęła się z szoku ruszyła od razu za nim, ale że chłopak zdążył już dojść dość daleko była zmuszona do biegu, aby go dogonić.
            - Malfoy! – Wołała go, aby chociaż się odwrócił, ale blondyn nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi. Szedł wciąż przed siebie ze spuszczoną głową i nie zatrzymał się nawet na sekundę. Hermiona jednak nie zamierzała tak łatwo zrezygnować. Biegła za nim, aż złapała go za rękaw koszuli przy wejściu na schody. Draco odwrócił się dopiero wtedy w jej stronę i spojrzał na nią z kpiną w oczach.
            - Przestań zachowywać się jak rozkapryszona królewna i porozmawiaj ze mną o tym balu.
            - Sorry, Granger, ale przeszła mi ochota na rozmowę z tobą.
            - Oj no weź! Przecież ja tylko żartowałam! Nie powiedziałam nic złego!
            - Na drugi raz w takim razie myśl nad poziomem swoich żartów. – Draco korzystając z faktu, że dziewczyna puściła rękaw jego koszuli zaczął wspinać się po schodach. Hermiona wypuściła powietrze z płuc i policzyła w myślach do dziesięciu. Czemu on zawsze musi puszczać fochy? Współczuje kobiecie, która wyjdzie za niego za mąż i będzie musiała wysłuchiwać jego pretensji o to, że nie wyprasowała mu skarpetek i majtek.
            - Przepraszam. – Panna Granger z trudem zdobyła się na to jedno słowo. Zawsze pouczała innych, że należy przepraszać za wyrządzone krzywdy, ale nigdy nie myślała, że ona będzie miała z tym kiedyś problemy. Mimo wszystko poskutkowało, bo Malfoy odwrócił się w jej kierunku i z uniesioną lewą brwią w górę wpatrywał się w nią, czekając na jakiś ciąg dalszy. Zrezygnowana Hermiona przeszła te kilka stopni, po których chłopak zdążył się wspiąć i stanęła naprzeciwko niego z nietęgą miną.
            - Przepraszam, że stroiłam sobie z ciebie takie głupie żarty.
            - I to niby ma wystarczyć? – Draco wsadził ręce do kieszeni spodni, a w kasztanowłosej zaczęła narastać złość. Czemu nie mogła obrócić się na pięcie jak on i pójść w swoją stronę? Oczywiście, że nie mogła, bo ona jako honorowa Gryfonka zawsze musi mieć wyrzuty sumienia, gdy zrobi coś paskudnego. Szlag niech weźmie te dobre cechy jej domu…
            - A czego chcesz więcej? Mam paść na kolana i błagać o wybaczenie? A może wygłosić jakąś ckliwą przemowę i wychwalać twą osobę pod same niebiosa? Błagam, Malfoy daruj sobie jakieś złośliwości i poprzestańmy na zwykłym „przepraszam”.
            - Nie ma tak dobrze, Granger. Rękawiczka przesądziła sprawę. A teraz padaj na kolana. – Hermiona otworzyła oczy ze zdziwienia, a następnie zaczęła się śmiać. Kiedy jednak dostrzegła wyraz twarzy Malfoya przestała i spojrzała na niego z szokiem wymalowanym na twarzy.
            - Ty chyba nie myślisz, że…
            - Tak, właśnie tak myślę. I nie ma odwrotu, Granger. Trzeba było myśleć jak masz to w zwyczaju. – Kasztanowłosa aż otworzyła buzię ze zdziwienia. Zamrugała jeszcze parę razy oczami i już miała zmusić swoje kolana do zgięcia, ale w porę się wycofała. Zeszła po schodach w dół i zniknęła za rogiem korytarza. O czym ona do cholery myślała? Chciała klęknąć przed Malfoyem, żeby go przeprosić! Co się z nią działo? Wkurzona do granic możliwości szła tak szybko na ile pozwalała jej długość nóg i oddech. W mgnieniu oka pokonała korytarz, którym wcześniej szła i wspięła się po najbliższych schodach na wyższe piętro. Kipiała wprost ze złości na chłopaka, ale też na samą siebie. Co jej strzeliło do głowy?! I tak się uniżyła, bo go przeprosiła, choć nie uważała, aby powiedziała coś złego. A ten nadęty dupek śmiał wymagać od niej czegoś więcej?! Skręciła w prawo i wydała z siebie zduszony jęk. Wtedy poczuła, jak ktoś łapie ją za rękaw bluzy. Nawet nie musiała patrzeć na tę osobę, aby wiedzieć, kto znowu zakłóca jej patrolowanie korytarzy. W całym zamku nie było nikogo, kto miałby choć podobne perfumy do Malfoya.
            - Jak myślisz, że będę prosić o wybaczenie tak, jak to sobie zaplanowałeś to wybij to sobie z głowy!
            - Dobra, darujmy sobie tę całą szopkę i porozmawiajmy w końcu o tym idiotycznym balu. – Hermiona z jednej strony była zdziwiona, a drugiej wciąż wściekła. Postanowiła jednak odpuścić i w miarę swoich możliwości pogadać z blondynem na spokojnie. Podeszli do okna, przez które wpadało światło księżyca i usiedli na parapecie. Przez chwilę nie odzywali się do siebie, aż w końcu Draco zdecydował się zabrać głos.
            - Blaise i Wiewióra pokłócili się, ale z tego co wiem nadal idą ze sobą na ten bal. Nasza głowa w tym, żeby ruda przyłapała go na zdradzie, więc musimy znaleźć dziewczynę, która zgodzi się pocałować Diabła. Masz jakiś pomysł?
            - Żadnego.
            - Granger wysil się trochę. Nie mogę odwalać wszystkiego za nas dwoje. Nie ma u was w domu żadnej dziewczyny, która leciałaby na Zabiniego? – Kasztanowłosa wywróciła w odpowiedzi oczami i prychnęła pod nosem. To pytanie było idiotyczne zupełnie jak sam bal bożonarodzeniowy. Każdy dobrze wie, że we wszystkich domach znajdą się dziewczyny, które wzdychają do Blaise’a lub Malfoya. Problem w tym, że większość się do tego nie przyzna.
            - I jak ty to sobie wyobrażasz? Mielibyśmy znaleźć jakąś wariatkę, która ma nierówno pod sufitem i powiedzieć jej, żeby przykleiła się do Zabiniego, bo my mamy taki kaprys? Weź mnie nie rozśmieszaj. Nawet Lavender Brown wiedziałaby, że coś kombinujemy, a ona do najbystrzejszych nie należy.
            - Tego nie przewidziałem. A amortencja? Wlałoby się ją Blaise’owi do szklanki i ganiałby za jakąś laską.
            - Chyba drewnianą i najpewniej byłaby to miotła Filcha. Według mnie powinniśmy poczekać do samego balu. Po północy nauczyciele się ulatniają, a dla wszystkich obecnych oznacza to libację alkoholową do białego rana. Zabini się spije i wtedy podsunie mu się kogoś podobnego do Ginny. Wystarczy pilnować jedynie, żeby ona nie wypiła za dużo. – Draco uśmiechnął się złośliwie i spojrzał w bursztynowe oczy Hermiony. W świetle księżyca wyglądała zupełnie inaczej. Kolor jej tęczówek stał się jakby głębszy i intensywniejszy, a rysy twarzy w niektórych miejscach się wyostrzyły, a w innych złagodniały. Nawet włosy wyglądały inaczej. Zawsze wydawały mu się poplątane, teraz były spięte w luźny kucyk, a kilka kosmyków, które z niego wyleciało dodawało uroku jej dziewczęcej twarzy. Otrząsnął się zadumy nad wyglądem dziewczyny i odwrócił wzrok od jej twarzy.
            - Od kiedy stałaś się taka podstępna?
            - Od kiedy zgodziłam się wziąć udział w tym szaleństwie. Masz na mnie zły wpływ, Malfoy.
            - Ale nadal nie taki, jakbym chciał. – Malfoy uświadomił sobie, że powiedział kilka słów za dużo i właściwie sam nie wiedział czemu. Nie wzdychał do Granger po kątach. Jeszcze tego by brakowało. Po prostu dobrze się z nią dogaduje ostatnimi czasy. Natomiast jego słowa zabrzmiały, jakby żywił do niej jakieś uczucia. To niedorzeczne. W takim razie, czemu to powiedział? Ku jego zadowoleniu Hermiona nie pociągnęła dalej tematu. Kątem oka dostrzegł jednak delikatny rumieniec na jej policzku. Wyglądała… uroczo. Choć niechętnie się do tego przyznawał.
            - Wracając do balu. Co zamierzasz włożyć?
            - Sukienkę. – Draco w odpowiedzi wywrócił oczami. Hermiona westchnęła natomiast i założyła kosmyk włosów za ucho. Nie patrzyła na chłopaka. To, co przed chwilą usłyszała zbiło ją z tropu. Nie wiedziała, czemu Malfoy powiedział to do niej, ale wiedziała, że jej reakcja była równie dziwna, co jego słowa. Nie zarumieniła się jednak, bo tak chciała. To było odruchowe i nie miała na to żadnego wpływu. I właśnie to jej się nie podobało i ganiła się w duchu za ten idiotyzm.
            - Przykro mi, ale nie będę oryginalna. Nie założę spodnium, ani krótkiej kiecki, żeby wszyscy się gapili na mój tyłek.
            - Jakbyś miała co pokazywać. Chodzi mi o kolor, Granger, nie o krój. I tak nie będzie w moim typie, ale jak już idziemy razem to żebyśmy chociaż jakoś wyglądali.
            - Jak dla mnie możesz iść w czym chcesz. Nie mam obsesji jak inne dziewczyny, że kolor krawatu musi pasować do koloru sukienki.
            - Aleś ty uparta… Chciałem, aby było miło, a ty nadal swoje. Podaj mi po prostu kolor kobieto!
            - Jak mam ci podać kolor, jak nie mam jeszcze sukienki?! – Oczy Dracona rozszerzyły się, a po chwili wybuchł śmiechem. Hermiona natomiast skrzyżowała ręce na piersiach i czekała, aż chłopak się uspokoi. Malfoy śmiał się jeszcze przez jakiś czas, ale gdy dostrzegł poważną minę dziewczyny zaczął się uspokajać, a uśmiech schodzić mu z twarzy.
            - Jak to nie masz jeszcze sukienki? Ty sobie żartujesz, Granger? Za tydzień jest bal, a ty nawet nie masz pomysłu w co się ubrać? Żartujesz. Powiedz, że żartujesz.
            - Nie żartuję, Malfoy. Nie mam sukienki i nie mam pomysłu. I jest mi obojętne, w czym pójdę na ten zakichany bal, bo idę na niego z tobą i na dobrą sprawę mogę założyć nawet worek jutowy. Zwiewa i powiewa mi moja kreacja.
            - W takim razie, jak ci zwiewa i powiewa, to ma być zielona. Byle nie żadne pastele. Są niemodne w tym roku. – Hermiona prychnęła pod nosem i zeszła z parapetu, stając naprzeciwko Dracona. Nie dość, że idzie z nim na bal, to ma jeszcze wyglądać tak, jak jemu się to podoba. Czy ona wygląda na uradowaną faktem, że będzie jej partnerem? Nie, więc mógłby dać jej wolną rękę w kwestii wyboru sukienki i nie stawiać jej żadnych warunków. Poza tym jego niedoczekanie, że włoży na siebie cokolwiek w odcieniach zieleni.
            - Znawca się znalazł. W życiu nie włożę na siebie nic zielonego! Zapomnij!
            - Przed chwilą mówiłaś…
            - Wiem, co mówiłam. Pamięć mam dobrą. Ale jak mówię, że jest mi obojętne, co na siebie włożę to nie znaczy, że ubiorę się w to, na co ty masz ochotę. I koniec tematu!
            - No to wybierz inny kolor, jak zieleń cię nie satysfakcjonuje.
            - Czerwony.
            - Co? Nie ma mowy! To kolor waszego domu, a jako Ślizgon nie będę paradował w czerwonym czy bordowym krawacie!
            - No to nie dojdziemy do porozumienia, a ja i tak włożę to, co będę chciała i guzik ci do tego. Mam w nosie jakiego koloru będzie twój krawat i nie zamierzam się do niego dopasowywać. – Hermiona odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie korytarzem, zostawiając Malfoya samego. Wyprowadził ją dziś z równowagi totalnie. Najpierw te idiotyczne przeprosiny, a teraz sukienka. Co on sobie wyobraża? Idzie z nim na bal, okej, jakoś się oswoiła z tą nieprzyjemną myślą. To nie znaczy jednak, że będzie się do niego dopasowywać ubiorem. Jakby jeszcze wybrał jakiś inny kolor, ale nie.  Malfoy jak na Ślizgona przystało musiał wybrać akurat zieleń! Zirytowana do granic możliwości wpadła do swojego dormitorium i rzuciła się na łóżko. Ściągnęła buty i cisnęła je w kąt, tak samo czyniąc z bluzą i spodniami. Kiedy została w samej bieliźnie udała się do łazienki weszła pod prysznic. Zimna woda łagodziła jej nerwy, ale niewystarczająco. Nawet jej ulubiony żel o zapachu jaśminu nie pozwolił się jej rozluźnić. Wyszła spod prysznica i przebrała się w pidżamę, a następnie wślizgnęła się pod kołdrę, zasłaniając wcześniej kotary. Nawet nie wiedziała, czy obudziła Ginny. Mało ją to w tym momencie obchodziło. W jej głowie wciąż siedział napuszony arystokrata, któremu wydaje się, że może jej rozkazywać. Ona mu jeszcze pokaże. Założy taką sukienkę, że będzie zbierał zęby z podłogi i będzie się ślinił na jej widok jak mops.
           
            Mimo wieczornego założenia odnośnie sukienki, stojąc w sklepie razem z Ginny nie czuła się taka pewna podjętej decyzji. Kiedy człowiek jest wściekły łatwo mu palnąć jakąś głupotę, a gdy ochłonie dopiero uświadamia sobie sens swoich słów. Tak było teraz. Mierzyła którąś sukienkę z rzędu i za każdym razem słyszała potok samych pochlebstw od rudej. W żadnej jednak nie czuła się dobrze. Jedne miały zbyt głęboki dekolt, inne za bardzo odsłaniały nogi, a jeszcze inne na dobrą sprawę nie zasłaniały nic. Stała właśnie w przymierzalni i próbowała się wcisnąć w czarną, dopasowaną sukienkę z mnóstwem rozcięć, gdy usłyszała głos Ginny zza parawaniku.
            - Idziesz z Ronem, że chcesz czegoś wyjątkowego? Bo nie powiedziałaś mi, kto jest twoim partnerem. – Hermiona aż skrzywiła się na dźwięk słów przyjaciółki. Mogła się domyślić, że Ginny ja o to zapyta, a ona i tak wzięła ją ze sobą na zakupy. Choć jak do tej pory nie było tak źle. Nie nawija w kółko o Zabinim, a ona nie musi udawać, że ją to interesuje. Jest wyjątkowo cicha i nie wspomniała o nim ani razu.
            - Właściwie to idę sama. – Zmyśliła na poczekaniu wierutne kłamstwo i wciągnęła powietrze, aby dopiąć sukienkę. Albo numeracja była zaniżona, albo ona przytyła, choć wątpiła w tę drugą opcję. Wyszła zza parawanu i pokazała się Weasleyównie, która pokręciła z dezaprobatą głową i wysłała ją z powrotem do przymierzalni, a sama zabrała się za szukanie odpowiedniej kreacji.
            - Nie wierzę, że nikt cię nie zaprosił. Powiedz mi, proszę.
            - Nie powiedziałam, że nikt mnie nie zaprosił. To mój wybór i zdecydowałam, że w tym roku pójdę sama.
            - I dlatego chcesz wyglądać jak seksbomba? Żeby wszyscy chłopcy żałowali, że nie jesteś ich partnerką?
            - Coś w tym stylu. – Z wielkim trudem wydostała się z ciasnej kreacji i sięgnęła po kolejną sukienkę, którą przyniosła jej Ginny. Była niebieska, bez ramiączek i z prostym, długim dołem. Z boku zaś miała rozcięcie, które wydało się Hermionie bardzo głębokie. Weszła w nią bez problemu, a gdy zapięła zamek na plecach oczy wyszły jej z orbit. Żeby w tym wyjść musiałaby nie mieć majtek pod spodem.
            - Przecież to rozcięcie kończy się nad biodrem! Czy ci projektanci powariowali?
            - Taka moda, Miona. Ale jak żadna ci się nie podoba to ja się poddaję. Przymierzyłaś chyba połowę sklepu! – Zrezygnowana Hermiona wyszła do swojej przyjaciółki i pokazała się jej w niebieskiej kreacji. Ginny omal nie wybuchła śmiechem na jej widok. Usiadł na kanapie pod oknem i obserwowała kasztanowłosą, która przesuwała wieszaki i szukała czegoś, co wpadłoby jej w oko. Widziała mnóstwo sukienek, które z chęcią by na siebie włożyła, ale nie były to modele, które powaliłyby nadętego arystokratę na ziemię. Wszystkie wydawały jej się zbyt delikatne, jakby każda była szyta dla księżniczki z cukierkowego zamku. Nagle usłyszała za swoimi plecami głos sprzedawczyni.
            - Może w czymś pomóc? Widzę, że nie może się pani na nic zdecydować.
            - Jeśli ma pani sukienkę, która jest subtelna, ale jednocześnie odrobinę wyzywająca i odważna, to bardzo chętnie skorzystam z pomocy.
            - A jakieś wymagania odnośnie kroju?
            - Ma odsłaniać wszystkiego po trochu, ale nie chcę wyglądać jak luksusowa pani stojąca na drodze. Kolor jest dla mnie bez znaczenia. Byle nie zielony! – Sprzedawczyni uśmiechnęła się na słowa Hermiony i zniknęła za drzwiami prowadzącymi na zaplecze sklepu. Ginny w tym czasie pomogła kasztanowłosej wydostać się z sukienki i odwiesiła ją na wieszak. Panna Granger stałą w samej bieliźnie i postukiwała nogą o posadzkę. Ta jej chora duma. Powinna darować sobie i wziąć kieckę, która jej się podoba, a nie szukać ósmego cudu świata. Ale nie, bo ona jest Gryfonką. Honorową Gryfonką, która zawsze musi dotrzymywać danego słowa. W momencie, gdy Hermiona miała wyliczać wady i zalety swojego domu pojawiła się sprzedawczyni z dużym pokrowcem, który powiesiła na haczyku za parawanem. Odsunęła delikatnie zamek i wyciągnęła sukienkę na zewnątrz. Ginny aż zaniemówiła z wrażenia na jej widok, natomiast panna Granger skrzywiła się i skrzyżowała ręce na piersiach.
            - Ona jest zielona.
            - Oj daj spokój, Miona. Będziesz wyglądała bajecznie i dokładnie tak jak chciałaś! Ubieraj się. – Zrezygnowana kasztanowłosa sięgnęła po sukienkę, a sprzedawczyni pomogła jej się z nią  uporać. Nie był to łatwy model, a wejście w niego graniczyło z cudem. Całą sprawę pogarszała dodatkowo bezsensowna paplanina kobiety, która zaoferowała dziewczynie swoją pomoc.
            - To najnowszy model w naszej ofercie. Do sprzedaży wejdzie dopiero w przyszłym roku, więc będzie pani pierwsza, która będzie go miała. Niestety ma też swoją cenę.
            - A ile, jeśli można spytać? – Hermiona uniosła do góry ręce, aby sprzedawczyni mogła dopasować sukienkę do jej ciała. Miała delikatny materiał, który otulał jej skórę, a góra była konstruowana zupełnie inaczej, niż wszystkie modele, które mierzyła. Miseczki były idealnie wyprofilowane, a nie jak w pozostałych, że dopasowywały się do piersi. Tu było odwrotnie.
            - Trzydzieści tysięcy galeonów.
            - Ile?! – Ginny i Hermiona krzyknęły w tym samym momencie, a kobieta zaśmiała się i przystąpiła do zapinania haftek w dole pleców kasztanowłosej, które zostały sprytnie ukryte w materiale.
            - Mówiłam, że cena będzie adekwatna do tego, co zobaczy pani w lustrze. Proszę mi wierzyć. Ta sukienka jest warta tych pieniędzy, a chłopak, dla którego ją pani kupi nie będzie mógł oderwać od pani wzroku.
            - Chyba cała szkoła. – Sprzedawczyni zapięła ostatnią haftkę i poprawiła tył sukienki, a następnie odsunęła parawan, aby Hermiona mogła przejrzeć się w lustrze i jednocześnie pokazać Ginny. Ruda wyglądała, jakby dostała czymś ciężkim w głowę. Na zmianę zamykała i otwierała usta, uśmiechając się przy tym głupkowato. Panna Granger odwróciła się w stronę lustra ze zrezygnowaną miną, ale to, co w nim zobaczyła odebrało jej mowę. Sukienka wyglądała, jakby została uszyta specjalnie dla niej. Dekolt był głęboki, ale odsłaniał tyle, ile powinien. Trzymał piersi kasztanowłosej stabilnie, aby nie wysunęły się z miseczek i dodatkowo unosił delikatnie do góry, nadając im subtelny kształt. Górne wykończenia gorsetu stanowiły lekkie zaokrąglenia, na których umieszczone zostały głowy pawi. Ptaki były dwa – jeden po prawej, drugi po lewej stronie, tak naszyte, że w miejscu, gdzie stykały się dziobami kończył się dekolt. Oba był, misternie wykonane i mieniły się w świetle wszechobecnych lamp. Przez idealnie dobrane kolory sprawiały wrażenie, jakby były żywe. Ich sylwetki sięgały dołu gorsetu, który został wykończony przez ogony pawi. Dół był asymetryczny i lekko rozkloszowany, odsłaniał nogi z przodu, a z tyłu zakrywał, opadając na podłogę. Nie był ani za krótki, ani za długi. Wprost idealny. Przez bogato zdobiony przód, dół sukni nie rzucał się w oczy i całość tworzyła niesamowity efekt. Obróciła się dookoła i dostrzegła swoje odsłonięte plecy. Jak ta sukienka się w ogóle trzymała? Haftki, które zapinała jej sprzedawczyni zaczynały się dopiero za połową pleców, a przejście między przodem, a tyłem było bardzo płynne. To niemożliwe, że komuś udało się tak wyprofilować materiał.
            - Jest… - Panna Granger szukała odpowiedniego słowa, ale żadne nie odzwierciedlało piękna sukni, którą miała na sobie. Sprzedawczyni stała za nią i uśmiechała się do niej serdecznie, natomiast Ginny wciąż siedziała z rozdziawioną buzią.
            - Może pokażę jakiś inny model?
            - Nie! Bierzemy tę! – Panna Weasley zaprotestowała szybciej niż kasztanowłosa, a na twarzy obsługującej je kobiety dało się dostrzec szeroki uśmiech. Hermiona wpatrywała się w swoje odbicie i nie mogła uwierzyć, że kawałek materiału może zdziałać takie cuda. Weszła po chwili za parawan i z pomocą sprzedawczyni wyswobodziła się z objęć bajecznej kreacji. Kobieta zniknęła z sukienką, zostawiając dziewczyny same, a panna Granger została od razu zasypana pytaniami od rudowłosej przyjaciółki.
            - No to powiedz, dla kogo się tak stroisz? Znam go? To na pewno nie jest mój brat, ani Harry. Dla nich nie wydałabyś trzydziestu tysięcy galeonów. Miona powiedz! Kto to jest? Jest chociaż przystojny?
            - A ty też nie powinnaś przypadkiem szukać sukienki? – Gdy Ginny usłyszała pytanie przyjaciółki jej entuzjazm spadł do zera. Spuściła głowę i podeszła bliżej do kasztanowłosej. Hermiona wyczuwała, że coś jest nie tak i miała dziwne wrażenie, że to, co powie jej ruda mocno skomplikuje ostatni etap planu Malfoya.
            - Ja nie idę. Między mną, a Blaise’em nie jest wszystko w porządku. Nie mogłabym z nim tańczyć i udawać, że dobrze się bawię.
            - Ale dlaczego? To ostatni rok, gdy możemy bawić się na balu razem. Nie rób mi tego, Ginny. – Kasztanowłosa czuła, jak grunt osuwa jej się spod nóg. Jeśli Ginny nie pójdzie na ten idiotyczny bal i nie zobaczy Zabiniego, który obmacuje jakąś laskę nie ma opcji, że ze sobą zerwą na stałe. A tym samym ona nie odzyska przyjaciółki. Oczami wyobraźni widziała wściekłego Malfoya, który wyzywa ją od idiotek, że nie powstrzymała jej przed zostaniem w dormitorium.
            - Nie mogę, Miona, to dla mnie za dużo. Blaise z resztą też nie idzie. Ustaliliśmy, że musimy porozmawiać, co dalej z naszym związkiem. Moje zaufanie do niego zostało nadszarpnięte i musimy wyjaśnić sobie kilka spraw. – Z każdym kolejnym słowem wypowiadanym przez przyjaciółkę, Hermionę opuszczał dobry humor. Nie słuchała już, co ruda do niej mówi. Jej myśli były skupione na tym, jak ona wytłumaczy Malfoyowi, że nie będzie trzeciego etapu ich planu, a już z pewnością nie na balu. Nie wyciągną ich z dormitoriów, nie zmuszą do przyjścia na zabawę. Wszystko szło w kierunku odwrotnym do zamierzonego, a oni nie będą mogli nic zrobić, aby to zatrzymać. A co jest w tym wszystkim najgorsze? Właśnie kupiła sukienkę za trzydzieści tysięcy galeonów i nawet jej na siebie nie włoży. Po co iść na bal, skoro miała na niego pójść, aby zrealizować ostatni etap planu jej i Malfoya? Bez Ginny i Blaise’a nie ma żadnego sensu się na nim pokazywać. Jeszcze bardziej zrezygnowana, niż podczas przymiarek odebrała od sprzedawczyni pokrowiec z suknią i z duszą na ramieniu opuściła sklep razem z przyjaciółką.

            W Hogwarcie od samego rana panowała niczym niezmącona cisza, a głównie za sprawą tego, że wszystkie dziewczyny szykowały się na wielki wieczór. Bal zaczynał się o 20.00, więc zostały ostatnie dwie godziny na ostateczne przymiarki i poprawki niedociągnięć w wyglądzie. Każda dziewczyna tego dnia pragnęła wyglądać zjawiskowo. Każda? Otóż Hermiona Granger leżała na łóżku w swoim dormitorium czytając najnowsze wydanie tygodnika Czarownica i w ogóle nie myślała, aby zacząć się choć w minimalnym stopniu szykować. Od zeszłej niedzieli wiedziała, że nie ma sensu iść na zimową zabawę, więc zdecydowała się zostać w wieży i zająć własnymi sprawami.  Oczywiście nie powiedziała o niczym Malfoyowi czym przysporzyła sobie więcej kłopotów. Chłopak zapewne będzie na nią czekał, aż w końcu wkurzy się do granic możliwości i przyjdzie po nią do dormitorium, piekląc się pod jego drzwiami. Może nie do końca to jest jej wymarzony wieczór, ale lepszy taki niż żaden. Przynajmniej nie będzie musiała patrzeć na krzywdę najlepszej przyjaciółki i nie będzie miała kolejnych wyrzutów sumienia, że przyczyniła się do jej zerwania.
            Przerzuciła kolejną stronę i właśnie w tym momencie do dormitorium weszła Ginny. Gdy zobaczyła, że wciąż jest ubrana w dżinsy i zwykłą koszulkę podeszła do niej i wyrwała jej gazetę z ręki, ciskając ją w kąt pokoju. Hermiona wzruszyła ramionami i przekręciła się na plecy, wbijając wzrok w sufit. Panna Weasley nie zamierzała jednak rezygnować. Złapała ją za nogę i jednym ruchem ściągnęła na podłogę. Kasztanowłosa wylądowała na niej z łoskotem i zaczęła rozmasowywać obolałą kość ogonową. Ginny w tym czasie zniknęła za drzwiami łazienki, by po chwili wrócić z dużym kuferkiem z kosmetykami. Na ten widok oczy Hermiony rozszerzyły się nieznacznie.
            - Nie mogę uwierzyć, że nawet nie zaczęłaś się szykować. Jesteś okropnym samolubem, Miona! Miałaś iść na ten bal i bawić się za nas dwie, a ty wybrałaś siedzenie w dormitorium.
            - Ale Ginny… - Kasztanowłosa podniosła się niezdarnie z podłogi i miała zacząć tłumaczyć się przyjaciółce, ale ta weszła jej w zdanie i była wyjątkowo podenerwowana.
            - Mówiłam ci, że ja nie mogę pójść, ale ty oczywiście zawsze musisz być ta wspaniała i również zdecydowałaś się zostać. Idź wziąć szybki prysznic i za dziesięć minut widzę cię tu z powrotem. I żadnego ale! – Hermiona stała jeszcze chwilę w miejscu, ale pod wpływem wzroku przyjaciółki udała się niechętnie do łazienki. Tak jak mówiła Ginny wzięła prysznic i opatulona ręcznikiem wróciła z powrotem do dormitorium. Nie była w ogóle zadowolona z jej pomysłu. Za chwilę będzie wymalowana i wciśnięta w bajeczna sukienkę, a to i tak nie ma sensu, bo bez niej i Zabiniego nie ma po co iść na bal. Zapewne dotrze do wejścia na salę, wytłumaczy Malfoyowi, że nici z ich planu, a następnie wróci z powrotem do wieży i będzie próbowała wydostać się z sukienki. A znając jej zgrabność będzie to robiła przez co najmniej pół nocy. Westchnęła głęboko i usiadł na krześle, aby Ginny mogła zabrać się za makijaż. Ruda wyglądała na mocno podekscytowaną. Uwielbiała kosmetyki i często zawracała nimi głowę Hermionie, ale jeszcze nigdy nie podchodziła do tego z tak dużym zapałem. Nie pasowało to kasztanowłosej. Tak nie zachowuje się dziewczyna, która nie idzie na bal, bo ma poważnie porozmawiać o swojej przyszłości z chłopakiem, który rzekomo ją zdradził. Nie odzywała się jednak podczas czesania i malowania. Ginny nie powiedziałaby jej prawdy, a nawet jeśli to i tak wciąż byłaby pełna podejrzeń. Jednak nie mogła przestać analizować jej zachowania. Szeroki uśmiech i błyszczące z podekscytowania oczy bynajmniej nie były oznaką choćby minimalnego przygnębienia bądź smutku.
            Po przeszło godzinie Ginny odłożyła duży pędzel oraz pudełeczko pudru i klasnęła uradowana w dłonie. Sądząc po wyrazie jej twarzy była zadowolona z wykonanej pracy, co wcale nie podniosło Hermiony na duchu. Nabrała jeszcze więcej podejrzeń co do stanu przyjaciółki. Zdecydowanie coś tu nie grało.
            - Już? Mogę ubrać tę sukienkę? I tak wrócę za godzinę. – Rudowłosa złapała pannę Granger za rękę i poprowadziła do dużego lustra wiszącego na drzwiach dormitorium. Hermiona przyjrzała się swojemu odbiciu i pokiwała z uznaniem głową. Miała wrażenie, że Ginny nałożyła jej na twarz całą kosmetyczkę, ale to, co zobaczyła miło ją zaskoczyło. Mimo pudru, różu i masy innych rzeczy jej cera wciąż była naturalna, a przy tym ładnie rozświetlona w odpowiednich miejscach. Trzeba przyznać, że panna Weasley doskonale zna się na konturowaniu oraz na malowaniu idealnych kresek eyelinerem. Nie były przesadzone, a wręcz dokładnie dobrane do kształtu jej oka, a wraz z wytuszowanymi rzęsami wyglądała jak modelka z okładki magazynu modowego.
            - Masz się bawić do białego rana, a z takim wyglądem Malfoy nie oderwie od ciebie wzroku.
            - Słucham? – Na dźwięk nazwiska Dracona, Hermiona odwróciła się w stronę przyjaciółki, która wyciągała z pokrowca jej suknię balową. Była pewna, że ruda przed chwilą wspomniała o Malfoyu. A to z kolei by oznaczało, że wie o tym, iż idą ze sobą na bal. Pytanie tylko, skąd się o tym dowiedziała? A drugie, czy podejrzewa, że oboje maczają palce w doprowadzeniu do zerwania z Zabinim?
            - Co? – Ginny wyglądała jakby nie miała pojęcia, o co pyta ją kasztanowłosa. W sumie nie zadała konkretnego pytania. Nie przejmując się jej stanem pomogła przyjaciółce założyć kupioną tydzień temu suknię.
            - Miona możesz przytrzymać górę? – Hermiona spełniła prośbę rudej, ale wciąż myślała o tym, co do niej powiedziała. Z pewnością nie przypadkiem użyła nazwiska blondyna. A co, jeśli zna prawdę? Jeśli od samego początku wie, że knuje z Malfoyem za jej plecami? Będzie mogła się pożegnać z odzyskaniem przyjaciółki na stałe.
            - Ginny… czy ty powiedziałaś, że Malfoy nie będzie mógł oderwać ode mnie wzroku?
            - Nie, powiedziałam, że nawet Malfoy nie będzie mógł oderwać od ciebie wzroku. Przecież nie idziesz z nim na bal.
            - Ta… faktycznie nie idę. – Panna Granger uśmiechnęła się do przyjaciółki, ale ta nie skomentowała jej wypowiedzi. Zapięła ostatnią haftkę z tyłu sukienki i poprawiła jej dół, jak sprzedawczyni w sklepie. Po chwili odeszła od Hermiony i kazała jej się obrócić.
            - Wyglądasz niesamowicie. O! Zapomniałabym. – Ginny podeszła do swojego kufra i wyciągnęła z niego pudełko. Kasztanowłosa domyśliła się, że znajdują się w nim najpewniej buty na obcasie, a znając rudą były niebotycznie wysokie. Gdy przyjaciółka postawiła przed nią obuwie wywróciła z politowaniem oczami i z miną cierpiętnicy założyła czarne pantofelki.
            - Ja się na tym zabiję.
            - Nie marudź. Przynajmniej umrzesz w ładnych butach. A teraz pokarz mi się cała.
            - Po co się tak starać, jak zaraz wrócę z powrotem?
            - Bo chociaż przez tę godzinę poczujesz jak to jest być dziewczyną, której pragnie każde męskie spojrzenie. Obróć się. – Kasztanowłosa wykonała polecenie przyjaciółki bez zbędnych komentarzy. Od samego początku nie cieszyła się z wizji balu, ale teraz jej niezadowolenie osiągnęło apogeum. Wygląda faktycznie niesamowicie, ale po co to wszystko? Bo Malfoyowi ma opaść kopara z wrażenia. Przez chwilę pomyślała nad słowami swojej podświadomości i niechętnie musiała się z nią zgodzić. Chociaż mina blondyna zrekompensuje jej nieudany wieczór.
            - Jest idealnie. Co ty byś beze mnie zrobiła?
            - Zostałabym w wygodnych ciuchach, leżała na łóżku i czytała głupie artykuły w gazetach? – Ginny zaśmiała się, a Hermiona dołączyła do niej po chwili, jednak jej śmiech daleki był od radosnego. Robiła to bardziej z grzeczności, aby ruda nie nabrała dalszych podejrzeń. Choć przysięgłaby, że przyjaciółka i tak wie coś na temat jej spiskowania z Malfoyem. To niemożliwe, żeby cała szkoła szeptała o rzekomej zdradzie Zabiniego i nikt nie wspomniał nazwiska blondyna, ani kasztanowłosej. Coś jej tu śmierdziało…
            - Wychodź kopciuszku i zgub pantofelek, aby jakiś książę go znalazł.
            - Ta… Mnie zdecydowanie wystarczy żaba z charakterem. – Nie zdążyła więcej powiedzieć, gdyż Ginny wypchała ją niemalże z dormitorium, a następnie przez przejście w obrazie. Stała po chwili przed wejściem do wierzy i owiało ją zimne powietrze. Westchnęła głęboko i odwróciła się w stronę schodów, aby dotrzeć do sali balowej. Cały czas patrzyła pod nogi, aby nie runąć jak kłoda w wysokich butach Ginny. Chodzenie na nich było nie lada wyzwaniem. W szczególności dla osoby, która nigdy nie miała na sobie obcasów wyższych niż pięć centymetrów. Przeszła kilka stopni i poczuła, jak osuwa jej się noga. Przygotowana na spotkanie z zimną posadzką zamknęła oczy i wtedy poczuła, jak ktoś chwyta ją za ramiona i podtrzymuje w dość niewygodnej pozycji. Nieśmiało uchyliła powieki, aby zobaczyć, kto jest jej wybawcą i podziękować mu za ratunek, ale wtedy ujrzała przed sobą twarz Malfoya. Jego kompletnie się tu nie spodziewała.
            - Co ty tutaj robisz, Malfoy?
            - Przyszedłem po moją partnerkę na bal.
            - Mówiłam, żebyś…
            - Żebym po ciebie nie przychodził. Sorry, Granger, ale tak nie zachowują się dżentelmeni. – Hermiona prychnęła w odpowiedzi i wyswobodziła się z objęć chłopaka. Rzuciła mu pogardliwe spojrzenie, a ten wsadził ręce do kieszeni spodni. Zdążyła zobaczyć jego idealnie skrojoną szatę, która znając rozrzutność jego rodziny szyta była na zamówienie. Jednak trzeba było przyznać, że do jego bladej karnacji i platynowych włosów głęboka czerń pasowała doskonale. Poprawiła dół sukienki i kątem oka dostrzegła, że blondyn jej się przygląda z dużym podziwem. Uśmiechnęła się do siebie w duchu. Jej plan jak widać zadziałał.
            - Niezła kiecka. – Co? I tylko tyle? Całe dwie godziny poświęciła, żeby tak wyglądać, a on powiedział tylko „niezła kiecka”? To jakiś kiepski żart, prawda?
            - I…? – Draco zaśmiał się krótko i podał jej ramię. Hermiona chwyciła je niechętnie i trzymając dół sukienki zeszła z nim razem po schodach. Gdy doszli na dół dostrzegli wpatrujące się w nich ze zdziwieniem spojrzenia części uczniów. Od razu zaczęły się szepty na ucho i szemrania. Zdążyła usłyszeć między innymi „jakim cudem?”, „kto ich do tego zmusił?”, „czy prefekci mają obowiązek iść ze sobą na bal?” oraz wiele podobnych. Malfoy szturchnął ją dyskretnie w ramię, gdy wchodzili do sali, a jeszcze więcej uczniowskich spojrzeń spoczęło na ich dwójce.
            - Uśmiechaj się i rób to co ja. Bez paniki, Granger. – Przełknęła z nerwów ślinę i wysiliła się na delikatny uśmiech na twarzy. Malfoyowi łatwo było mówić, żeby nie panikowała. Pierwszy raz znalazła się pod ostrzałem wszystkich uczniów. Jakby maczanie palców w jego okrutnym planie było małym upokorzeniem. Przeszli między studentami i stanęli obok stolika z napojami. Wtedy blondyn puścił jej dłoń, a ona od razu skrzyżowała ręce na piersiach.
            - Dobra, najgorsze za nami. Jeszcze taniec i po problemie.
            - Ty sobie chyba żartujesz! Ja mam z tobą zatańczyć? I to jeszcze walca?! – Panna Granger nawet nie zauważyła, że podniosła ze złości głos. Kumulowały się w niej same negatywne emocje, a dodatkowo Malfoy dolewał oliwy do ognia. Ciekawe ile czasu minie, zanim zapyta ją o Ginny.
            - Ciszej wariatko. Jesteśmy tu razem, więc zatańczyć też musimy razem, czy ci się to podoba, czy też nie. – Orkiestra zaczęła grać dokładnie w tym samym momencie, gdy Draco skończył wypowiadać zdanie. Podał kasztanowłosej dłoń, a ona zmrużyła gniewnie oczy i ze wściekłą miną chwyciła ją i dała się poprowadzić na środek sali. Gdy weszli między uczniów przywdziała na twarz sztuczny uśmiech i położyła lewą dłoń na prawym ramieniu chłopaka, który zdążył już ułożyć swoją prawą dłoń płasko na jej plecach, a lewą złączoną z jej uniósł na wysokość jej głowy. Starała się zachować odpowiedni dystans, ale wraz z postawieniem przez Dracona pierwszego kroku przyciągnął ją do siebie bardzo blisko, tak że stykali się ze sobą biodrami i resztą ciała aż do jej mostka.
            - Nienawidzę cię, Malfoy.
            - Wzajemnie, Granger. – Uśmiechnął się do niej figlarnie i zjechał swoją dłonią nieco w dół jej pleców. Hermiona chciała wymierzyć mu policzek, ale chłopak trzymał ją dość mocno za dłoń. Dała się prowadzić bez żadnych dalszych komentarzy i musiała przyznać, że jeszcze nigdy walc nie wydał jej się tak łatwy. Nie potykała się o stopy Malfoya, nie zahaczała o sukienkę, prowadził ją, jakby przez całe życie nie robił nic innego poza tańcem. No oczywiście… Jakby to było, gdyby tak wielki arystokrata nie znał kroków walca angielskiego?
            - Dajesz radę, Granger.
            - Tobie też nie idzie najgorzej. – Pierwszy raz uśmiechnęła się dobrowolnie, a Malfoy odwdzięczył jej się równie delikatnym, acz szczerym uśmiechem. Nie puścił jej ani na moment. Trzymał ją blisko siebie i prowadził bez żadnych problemów. Kątem oka dostrzegła, że praktycznie wszyscy uczniowie się na nich gapią. Poczuła jak na jej policzkach wykwitają rumieńce i spuściła lekko głowę. Po chwili usłyszała przy swoim uchu głos chłopaka.
            - Głowa wyżej i lekko w lewo. – Wykonała polecenie, a kilka sekund później melodia się skończyła. Od razu zniknęli między uczniami i stanęli w rogu sali, aby jak najmniej ludzi się na nich gapiło. Hermiona łapała łapczywie powietrze, jakby przez cały taniec z Malfoyem nie oddychała. Dodatkowo serce kołatało jej w piersi ze zdwojoną siłą, a skóra w miejscach, gdzie blondyn ją trzymał paliła żywym ogniem. Draco podał jej szklankę z ponczem, a ona wypiła od razu połowę jej zawartości.
            - Suszy cię czy jak?
            - Zamilcz i przepadnij. – Malfoy uśmiechnął się złośliwie i upił łyk swojego ponczu, krzywiąc się przy tym. Może nie był najwyższej jakości, ale pannie Granger w ogóle to nie przeszkadzało. Wypiła pozostałą zawartość ze swojej szklanki i odstawiła ją na pobliski stolik. Zdążyła w tym czasie nieco ochłonąć, a w jej przełyku pojawiła się duża gula. To znak, że powinna powiedzieć chłopakowi, że z trzeciej fazy ich podłego planu nici.
            - A tak poważnie, Granger. Bardzo ładna sukienka.
            - Szkoda, że zielona. Dopiąłeś swego przynajmniej.
            - Zawsze dostaję to, czego chcę. I choć mówię to niechętnie, to wyglądasz w niej pięknie. – Hermiona zamrugała parę razy oczami ze zdziwienia. Próbowała zapanować nad nieznośnymi rumieńcami, ale jej wysiłki szły na marne. Spodziewała się, że Malfoy za chwilę obdarzy ją jakimś dodatkowym, złośliwym komplementem, ale nic takiego nie nastąpiło.
            - Dziękuję. Miło z twojej strony.
            - Nie przyzwyczajaj się za bardzo. A gdzie Wiewióra? Widziałaś ją gdzieś? – Panna Granger przygryzła nerwowo wargę i spojrzała w szare oczy Dracona. Żołądek podchodził jej do gardła, które dodatkowo było zablokowane, jakby ktoś zawiązał jej na nim ciasno linę. Wiedziała, że prędzej czy później padnie to pytanie, ale w duchu liczyła, że Malfoy nie dostrzeże braku Ginny na balu. Jak widać mocno się pomyliła.
            - Cóż… Ginny… No ona… - Starała się wydukać z siebie jakąś satysfakcjonującą odpowiedź, ale nie mogła zebrać myśli w całość. Draco widząc jej zakłopotanie złapał ją za ramiona i delikatnie potrząsnął.
            - Szykuje się?
            - No… tak jakby…
            - Granger, gdzie jest Weasley?
            - Ona jest teraz w… o patrz! Piwo kremowe! – Wyswobodziła się z ramion chłopaka i pognała do stolika, gdzie stał wspomniany przez nią napój. Od razu chwyciła za butelkę i opróżniła całą jej zawartość. Serce łomotało jej w piersi i nie mogła złapać oddechu. Jakby tego było mało ramiona paliły ją i wciąż czuła na nich dłonie blondyna. Draco tymczasem stał w osłupieniu w rogu sali i nawet nie zauważył, że podszedł do niego Blaise.
            - No, no, no. Niezła z niej laska. Nie dziwię się, że ją zaprosiłeś.
            - Niby kogo? – Blondyn schował ręce do kieszeniach spodni i spojrzał na przyjaciela, który trzymał szklankę z bursztynowym płynem. Ognista Whisky nie była ogólnodostępna w Hogwarcie, więc domyślał się, że ktoś musiał ją po prostu przemycić.
            - Jak to kogo? Granger. Chętnie bym sobie z nią zatańczył.
            - Łapy precz od niej. Masz pełno dziewczyn dookoła. – Zabini zaśmiał się krótko i upił łyk ze swojej szklanki. Draco natomiast od razu zaczął się zastanawiać nad swoimi słowami. Zabrzmiało, jakby był zazdrosny o dziewczynę, z którą nic go nie łączy. Ale prawdę mówiąc szlag go jasny trafiał, gdy pomyślał jakimś chłopaku, który będzie obmacywał Gryfonkę i dotykał jej nagich pleców. Miała delikatną i miękką skórę i wolał nie myśleć o swojej reakcji, gdy zobaczy kogoś, jak się do niej przystawia. Granger przyszła tutaj z nim i nie będzie tańczyła z nikim innym.
            - Ktoś tu jest zazdrosny.
            - Ja? Nie rozśmieszaj mnie. Przyszedłem z nią tylko dlatego, że McGonagall nam kazała, bo leży to w obowiązkach głównych prefektów i co ona robi na środku parkietu z Nottem?! – Draco patrzył się w uśmiechniętą twarz dziewczyny, która tańczyła właśnie z kumplem z jego domu i poczuł, jak zaczyna się w nim gotować z wściekłości. Ruszył między tańczące pary, zostawiając Zabiniego ze szklanką whisky, który uśmiechał się szeroko na ten widok.
            - Nie, wcale nie jest zazdrosny.
            Nott okręcił Hermionę wokół jej osi i przyciągnął dziewczynę do siebie. Nagle poczuł, że ktoś puka go w ramię, a po chwili dostrzegł za sobą rozwścieczonego Dracona, który jednocześnie uśmiechał się do niego złośliwie. Od razu puścił kasztanowłosą, kłaniając się jej delikatnie i zniknął między ludźmi na parkiecie. Hermiona wyminęła zgrabnie blondyna, ale ten chwycił ją za nadgarstek i stanowczo do siebie przyciągnął, zamykając w swoich ramionach. Posłała mu mordercze spojrzenie, jednak nie wyrywała się i tak samo jak na początku balu, tak i teraz dała mu się prowadzić. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie skomentowała jego zachowania.
            - Nie przepuścisz okazji, żeby zepsuć mi ten wieczór?
            - Czy to źle, że chcę tańczyć z moją partnerką?
            - Udław się tą swoją grzecznością. I przestań mnie obmacywać. – Podciągnęła rękę chłopaka, która zsunęła się nad jej pośladki i umieściła ją z powrotem na plecach. Draco okręcił ją subtelnie i ponownie zamknął swoich ramionach, trzymając stanowczo za dłonie. Dostrzegł kątem oka przez wycięcie w dekolcie piersi dziewczyny i uśmiechnął się do siebie w duchu. Ma czym oddychać, a on na pewno nie pozwoli teraz żadnemu facetowi się do niej zbliżyć. Nie w takim wydaniu.
            - Chciałabyś, Granger. W końcu, która by nie chciała? Ale to twoja wina.
            - Moja? – Hermiona zrobiła zdziwioną minę, a Draco ponownie ją okręcił.
            - Ta sukienka podkreśla twoje kobiece atuty i cała męska część sali gapi się na ciebie rozmarzonym wzrokiem. Nie chcesz wiedzieć, co siedzi im w głowach.
            - Cała? Wliczyłeś w to siebie samego? – Obdarzyła go cynicznym uśmiechem i pozwoliła się przyciągnąć, tak że praktycznie całą powierzchnią ciała stykała się z Draconem. Z jednej strony nie poznawała się w ogóle, ale z drugiej jej zachowanie sprawiało jej niewymowną radość.
            - A chciałabyś?
            - Chciałabym się dowiedzieć, co całej męskiej części sali siedzi w głowach, bo ty jako jej element doskonale powinieneś to wiedzieć. – Zarzuciła mu ręce na szyję, a on objął ją w talii. Oczami wyobraźni widziała jego szyderczy uśmiech triumfu. Chciała się z nim podroczyć i zamierzała doprowadzić go do granicy wytrzymałości. Nawet nie zauważyła, że tańczyli już do trzeciej piosenki. Draco pochylił się w jej stronę i poczuła jego ciepły oddech na swoim policzku.
            - Jako przedstawiciel męskiego grona mogę ci oświadczyć, że wyglądasz nad wyraz seksownie i pociągająco. A w głowach im siedzi, jak wygląda twoja bielizna pod spodem, jeśli nie coś więcej. – Hermiona zarumieniła się mocno i odwróciła głowę w prawą stronę, trącając nosem o policzek chłopaka. Nie zrobiła tego celowo, a już tym bardziej nie chciała, aby jej usta znalazły się tak blisko niego. Draco wpatrywał się w jej oczy od czasu do czasu schodząc na wargi. Były lekko rozchylone, a ich malinowy kolor kusił niczym zakazany owoc. Pochylił się odrobinę, a ku jego zdziwieniu kasztanowłosa nie zabrała głowy. Powstrzymał się niemal w ostatnim momencie, i aby wybrnąć jakoś z sytuacji okręcił ją ponownie wokół jej osi.
            - Dobra, zejdź na ziemię, Granger. Nie jesteśmy tu, aby się bawić, ale po to, aby zrealizować ostatnią część planu. – Dziewczyna czuła, że cała się spina i przygryzła z nerwów wargę. Nie uszło to uwadze Dracona, który korzystając z okazji wsadził jej kosmyk włosów za ucho.
            - A mówiąc o ostatniej części masz na myśli…
            - Zdradę Diabła. Zabini już gdzieś tu jest. Brakuje tylko Weasleyówny. – Hermiona przystanęła i spojrzała z niezrozumieniem na chłopaka. Czy on właśnie powiedział, że Blaise jest na sali? Przecież miał nie iść na bal i zostać razem z Ginny, aby mogli porozmawiać o ich związku. Pociągnęła blondyna za rękaw i wyciągnęła z parkietu, prowadząc w odległy róg sali, aby nikt ich nie mógł zobaczyć i usłyszeć ich rozmowy.
            - Jak to Zabini już tu jest? Co on tutaj robi?
            - Przyszedł na bal tak jak wszyscy. Co w tym dziwnego? – Kasztanowłosa złapała się za biodra i wypuściła głośno powietrze z płuc. Draco czekał na jakieś wyjaśnienia, ale Hermiona chodziła jedynie w kółko, mrucząc coś do siebie pod nosem. Po jakiejś minucie złapał ją za rękę i stanowczo do siebie przyciągnął.
            - Cholera jasna, Granger! Uspokój się i mów, o co chodzi.
            - Zabini miał nie iść na bal, tak samo, jak Ginny. Mieli zostać w dormitorium i porozmawiać ze sobą, ale jak widać coś im nie wyszło. – W trakcie, gdy Hermiona mówiła dostrzegła, że Malfoy patrzy się na coś za jej plecami, a jego czy zaczynają się rozszerzać z każdym jej kolejnym słowem.
            - Malfoy?
            - Eee… Przypomnij jaka była ostatnia faza naszego planu?
            - Zabini miał pocałować dziewczynę podobną do Ginny, a ona miała to zobaczyć.
            - Życie chyba nas wyprzedziło.
            - Co? O czym ty… - Draco obrócił Hermionę w stronę, w którą sam patrzył z niedowierzaniem. Jego najlepszy kumpel siedział na krześle przy jednym ze stolików, a na jego kolanach okrakiem siedziała jakaś blondynka, która wpijała się w jego wargi, jakby chciała wyssać z niego całe powietrze. Oczy kasztanowłosej rozszerzyły się do granic możliwości, a szczęka zjechała do dołu.
            - Co do jasnej… Zabiję tego gnojka. – Ruszyła w stronę Zabiniego, ale Draco złapał ją w talii w ostatnim momencie, zamykając w swoich ramionach. Wyrywała mu się przez chwilę, ale wtedy usłyszała donośny głos swojej przyjaciółki i razem z blondynem spojrzeli w kierunku wejścia do sali.
- Blaise?! - W progu stał nie kto inny jak Ginny, której oczy zapewne były przepełnione po brzegi łzami. Dalej sytuacja potoczyła się jak w jakimś filmie. Muzyka ustała, wszyscy zgromadzeni w pomieszczeniu wpatrywali się w Zabiniego i w Ginny, a ruda podeszła do swojego chłopaka i wymierzyła mu siarczysty policzek. Następnie wybiegła z sali z ręką przytkaną do ust. Po policzkach ciekły jej łzy rozpaczy. Hermiona patrzyła na tę sytuację i czuła jak serce jej się kraje na ten okropny widok. Zapragnęła wygarnąć Zabiniemu, jakim jest podłym i nieczułym chamem, a następnie pobiec za przyjaciółką i pozwolić jej się wypłakać na swoim ramieniu. Niestety wszystkie te czynności uniemożliwiały jej silne ramiona Malfoya, który również patrzył się na to wszystko z niemałym szokiem.
- Czy myśmy właśnie…
- Nie, nic z tego, co się przed chwilą stało nie było z naszej winy. Nie podsunęliśmy mu żadnej dziewczyny. – Kasztanowłosa pokiwała twierdząco głową i poczuła, że uścisk chłopaka na jej ramionach zelżał. Korzystając z okazji wyrwała mu się i podbiegła do Zabiniego, a następnie uderzyła go pięścią prosto w szczękę. Brunet pod wpływem ciosu spadł z krzesła na ziemię, a Hermiona nie czekając na jego reakcję spojrzała na blondynkę, która przed chwilą siedziała mu na kolanach i chwyciła ją za rozpuszczone włosy. Dziewczyna krzyczała wniebogłosy, ale kasztanowłosa nie przestawała tarmosić ją za głowę i szarpać niczym szmacianą lalkę.
- Ty wywłoko! To żmijo! To podstępna ladacznico! – Wokół dwójki dziewcząt zgromadził się tłum gapiów, a Draco z wielkim trudem się przez niego przedostał. To co zobaczył sprawiło, że od razu ruszył do Gryfonki, aby odciągnąć ją od dziewczyny. W takim stanie Granger mogła nie tylko mocno ją poturbować, co z resztą już zrobiła, ale nawet pozbawić życia. Tymczasem bójka dziewcząt zeszła do parteru i walały się po całej podłodze, próbując wyrządzić sobie nawzajem jak największą krzywdę.
- Ty wstrętna małpo! Jak śmiałaś położyć na nim swoje ręce! Zaraz wybiję ci te twoje białe zęby!
- Granger! – Draco cudem uniknął mocnego kopnięcia kasztanowłosej i złapał ją w talii. Próbował odciągnąć ją od i tak poturbowanej dziewczyny, ale Gryfonka była tak wściekła, że obudziły się w niej ukrywane pokłady siły. Zaparł się nogami i pociągnął ją z całych sił do tyłu, aż Hermiona upadła razem z nim na podłogę. Blondynka korzystając z okazji uciekła jak najdalej od kasztanowłosej, która rwała się, aby ją dogonić. Niestety mocny chwyt Dracona uniemożliwiał jej wszelkie ruchy, więc mogła tylko krzyczeć w jej stronę niewybredne komentarze.

- I tak cię znajdę! Znajdę, a potem wyrwę ci te blond kłaki z głowy i powierzę za nie na gałęzi! A wcześniej wycisnę ci ten cały silikon z cycków! 
            - Granger uspokój się!
            - Puść mnie, Malfoy! Puść mnie do tej zdziry! Puszczaj w tej chwili, bo ty też oberwiesz! – Chłopak puścił na chwilę dziewczynę, a gdy ta zerwała się na równe nogi i ruszyła w kierunku, z którym zniknęła blondynka pobiegł za nią i złapał ją ponownie w talii przewieszając sobie przez ramię. Następnie z rozwścieczoną Granger na ramieniu opuścił salę i udał się z nią prosto do Wieży Gryffindoru. Kasztanowłosa utrudniała mu trochę drogę, gdyż waliła w jego plecy pięściami i wymachiwała na prawo i lewo nogami. Draco dostrzegł, że zgubiła gdzieś po drodze prawy but, ale zdecydował się, że wróci po niego dopiero w drodze powrotnej. W przeciwnym razie wyrwie mu się i znowu zacznie okładać blondynkę pięściami po twarzy.
            - Puść mnie debilu! Chcę ją udusić jej własnymi majtkami! Malfoy do cholery postaw mnie! – Draco podrzucił kasztanowłosą, tak że obiła się o jego bark klatką piersiową. Skrzyżowała więc ręce za jego plecami i z miną obrażonego dziecka pozwoliła się taszczyć po schodach niczym przysłowiowy worek ziemniaków.
            - Uspokoiłaś się już trochę?
            - Powiedzmy, że tak.
            - Co w ciebie wstąpiło? I skąd w tobie tyle siły? – Od obrazu Grubej Damy dzieliło go jeszcze kilka stopni. Nie żeby Granger była jakoś specjalnie ciężka, ale przez to jej wyrywanie się i wierzganie nogami stracił na ten marsz o wiele więcej siły. Gdy w końcu wszedł na samą górę postawił ją przy ścianie i odetchnął z ulgą. Hermiona widząc w jakim jest stanie wyrwała w kierunku schodów, aby ostatecznie policzyć się z dziewczyną, z którą całował się Zabini. Niestety nie zdążyła nawet postawić nogi na stopniu, gdyż Malfoy chwycił ją w talii, a następnie łapiąc ją za nadgarstki przygwoździł do ściany i uniósł jej ręce nad głowę. Kasztanowłosa oddychała szybko i serce biło jej w szaleńczym rytmie. Nie tylko adrenalina miała na nią taki wpływ, ale również obecność i dotyk chłopaka, który parzył ją w skórę.
            - Uspokój się, Granger! Ta dziewczyna dostała już za swoje.
            - Zapomnij! Kiedy wyrwę jej wszystkie organy dopiero wtedy będzie mogła mówić o wybaczeniu!
            - Nie będzie miała jak. Ochłoń trochę i idź do Wiewióry. Źle się to wszystko potoczyło.
            - Źle?! – Draco puścił ręce Hermiony i dostrzegł w oczach kasztanowłosej gromadzące się łzy. Poczuł dziwne ukłucie w lewej piersi na ten widok. – Tylko źle?! Ty masz pojęcie, co Ginny teraz przeżywa?! I jak ja się z tym faktem czuję?!
            - Nie przyłożyliśmy ręki do tego, co stało się przed chwilą na balu. Nie obwiniaj się za to. – Po prawym policzku Hermiony potoczyła się pierwsza łza. Nie trzeba było długo czekać, żeby kolejne opuściły jej oczy. Widząc stan, w którym znalazła się dziewczyna, Draco zapragnął ją przytulić. Chciał otrzeć jej łzy i obiecać, że wszystko będzie dobrze. Nie potrafił jednak zdobyć się na choćby najmniejszy gest. Stał więc i po prostu na nią patrzył, a ukłucie w lewej piersi przybrało znacznie na sile. Nie odzywali się do siebie w ogóle. Oboje nie wiedzieli, co mieliby powiedzieć. Dla chłopaka było tego zdecydowanie za dużo. Miotał się wewnętrznie, nie wiedział kompletnie, co ma zrobić. W końcu odwrócił się na pięcie i z rękami w kieszeniach odszedł od kasztanowłosej. Słyszał jak dziewczyna pociąga żałośnie nosem, ale nie odwrócił się. Dopiero w połowie schodów, gdy do jego uszu dotarł zduszony szloch, zatrzymał się i spojrzał na stopnie. Nie wiedział jakim cudem znalazł się z powrotem przy Granger, ale gdy tylko do niej dotarł zagarnął ją w ramiona i mocno do siebie przytulił, a dziewczyna zaniosła się głośnym płaczem wtulona w jego klatkę piersiową. Gładził ją po włosach i delikatnie kołysał jak małym dzieckiem. To zadziwiające, że takie drobne gesty zatrzymały bolesne kłucie w sercu, a jednocześnie przyspieszyły jego bieg. Stali tak przez dłuższą chwilę, aż kasztanowłosa uspokoiła się i tylko od czasu do czasu pociągała nosem. Draco jednak jej nie puścił. Wciąż trzymał ją w swoich ramionach i uniósł delikatnie jej podbródek do góry, aby móc spojrzeć w jej bursztynowe oczy. Mimo rozmazanego makijażu, który spływał po twarzy dziewczyny wydała mu się jeszcze piękniejsza, niż gdy zobaczył ją na samym początku balu. Była teraz krucha i delikatna, zupełnie nie przypominała Granger, która ciągnęła za włosy blondynkę na oczach całej szkoły. Starł z jej policzków resztki łez i tuszu i uśmiechnął się ciepło. Hermiona trzęsła się cała, ale nie odeszła od niego, a jedynie rozchyliła lekko swoje wargi. Wiedział, że jutro będzie tego bardzo żałował, ale nie potrafił się powstrzymać. Przejechał kciukiem po jej dolnej wardze, a potem nieśmiało zbliżył swoje usta do jej. Czuł przyspieszone bicie serca kasztanowłosej, która zarzuciła mu ręce na szyję i patrzyła wyczekująco w jego oczy. To był ostatni moment, żeby się wycofać. On jednak nie widział nic poza bursztynowymi tęczówkami dziewczyny i jej malinowymi ustami. Pochylił się jeszcze bardziej i złączył swoje usta z jej w czułym pocałunku. Ku jego zdziwieniu Hermiona nie oponowała, a oddała pocałunek i wplotła palce w jego włosy. Jej usta smakowały niesamowicie. Były miękkie, delikatne i słodkie, mimo że przed chwilą wylała morze łez. Nie potrafił się powstrzymać. Wpijał się w jej wargi, a dziewczyna oddawała każdą jego pieszczotę. Przeniósł dłonie z jej twarzy na talię i przygwoździł ją do ściany. Z trudem znalazł na jej plecach haftki od sukienki. Gdy udało mu się rozpiąć dwie poczuł, że Hermiona drżącymi rękami próbuje się uporać z guzikami jego koszuli. Kiedy jej rozgrzane dłonie dotknęły jego klatki piersiowej oderwał się od dziewczyny i złapał za nadgarstki. Przez moment widział w jej oczach pożądanie, które po chwili przeobraziło się w przerażenie. Wyrwała mu się z uścisku i z nadzwyczajną prędkością zniknęła za obrazem Grubej Damy, zostawiając go osłupiałego na korytarzu. Wpatrywał się w wejście do Wieży Gryffindoru i miał wrażenie, że jego nogi złączyły się z posadzką. W głowie zaś kotłowały mu się myśli odnośnie swojego zachowania. Co ja najlepszego zrobiłem?

*  *  *  *  *

            Minęły prawie dwa miesiące od feralnego balu bożonarodzeniowego. Przez cały ten czas Hermiona i Draco unikali się jak ognia. Nie rozmawiali ze sobą w ogóle, a gdy ich spojrzenia spotykały się na korytarzu potrafili jedynie zdobyć się na lekkie skinienie głowami. Nie kłócili się, nie wyzywali i każdy w szkole wiedział, że coś zaszło między tą dwójką na tyle poważnego, że oboje zachowują się jak cienie. Ani kasztanowłosa, ani blondyn nie byli zbyt wyrywni na lekcjach, a rozmowy z przyjaciółmi również ograniczali do minimum. Sunęli po korytarzach niczym duchy, starając się jak najmniej rzucać w oczy. Jednak żadne z nich nie przyznałoby się, że to co zaszło między nimi pod wejściem do Wieży Gryffindoru wpłynęło na nich oboje. Draco myślał o ich pocałunku każdego dnia, a Hermiona nie potrafiła pozbyć się dotyku warg chłopaka ze swoich. Z każdym razem, gdy go mijała sięgała dyskretnie do swoich ust i przejeżdżała po nich palcami, a przed oczami od razu stawał jej całujący ją Malfoy. Nie umiała pozbyć się go z głowy, tak samo jak swoich odczuć po ich pocałunku. Chłopak był tak czuły i delikatny, a zarazem gwałtowny i namiętny, że od samych wspomnień kręciło jej się w głowie. Draco również odczuwał przyspieszone bicie serca na myśl o ustach i ciele Gryfonki. Jeszcze nigdy nie myślał o żadnej dziewczynie tak intensywnie i żadna nie budziła w nim tyle sprzecznych uczuć. Chciał mieć ją blisko siebie, dotykać jej twarzy, mieć jej usta pod swoimi, a jednocześnie pragnął, aby opuściła jego głowę i dała mu wrócić do starego życia. Jednak im bardziej wmawiał sobie, że nie potrzebuje Granger, tym częściej dziewczyna nawiedzała go w myślach. Widział jej słodki uśmiech i błyszczące oczy w kolorze bursztynu. Nie potrafił się od niej uwolnić. Wtedy jego podświadomość zadawała mu nurtujące go od dłuższego czasu pytanie: nie możesz, czy nie chcesz się od niej uwolnić? I za każdym razem odpowiedź brzmiała identycznie, a on nawet nie próbował z tym walczyć. Nie chcę.

            Hermiona leżała w swoim łóżku w dormitorium i wpatrywała się tępo w sufit. Nie miała ochoty zupełnie na nic, nie mówiąc już o opuszczeniu ciepłej pościeli. Dziś wybitnie nie chciała opuszczać Wieży Gryffindoru, gdyż po całym zamku, błoniach i zapewne Hogsmeade wałęsały się szczęśliwe pary zakochanych. Był 14 dzień lutego powszechnie znany jako walentynki. Robiło jej się niedobrze na samą myśl o serduszkach, kwiatkach i czekoladkach, nie wspominając o pocałunkach i romantycznych uściskach. Jednocześnie w jej sercu pojawiało się ukłucie żalu. Ona nigdy nie doświadczy magii prawdziwej miłości. Może kiedyś obdarzy jakiegoś mężczyznę podobnym uczuciem, ale kogo próbowała oszukać? Część jej duszy i serca wraz z dniem balu bożonarodzeniowego została wyrwana przez blondwłosego Ślizgona o srebrnym spojrzeniu. Walczyła z tym faktem długo, ale dopiero dziś dostrzegła bolesną prawdę, która raniła ją na każdym kroku. Zakochała się w największym dupku na świecie. Przewróciła się na bok i poczuła łzę spływającą po jej policzku. Wytarła ją szybko wierzchem dłoni, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili w progu dormitorium stanęła jej ukochana przyjaciółka. Ginny widząc, że kasztanowłosa nie zamierza opuścić dziś swojego łóżka usidłana jego brzegu i uśmiechnęła się do niej promiennie.
            - Jak się czujesz? – Hermiona nie wiedziała, co ma odpowiedzieć rudej. Że serce jej pęka z rozpaczy? Ona nie mogła się dowiedzieć prawdy. Nie powinny mieć przed sobą tajemnic, ale nie była w stanie powiedzieć jej, że zakochała się w chłopaku, który zdeptał jej uczucia butem i jeszcze na nie napluł. Podniosła się więc do pozycji siedzącej i obdarzyła przyjaciółkę wymuszonym uśmiechem.
            - Ostatnio nie najlepiej. Chyba jakaś choroba mnie rozkłada. – Dla potwierdzenia swoich słów kaszlnęła parę razy, a następnie związała swoje kasztanowe włosy w niestaranny kucyk. Nie umiała rozmawiać z Ginny w pełni swobodnie. Z myślą, że przyczyniła się do rozpadu jej związku z Zabinim nie potrafiła być z nią zupełnie szczera. Jej przyjaciółka zerwała wszelkie kontakty ze Ślizgonem. Blaise wiele razy przychodził do Wieży Gryffindoru i błagał ją o wybaczenie, ale ruda była nieugięta. Nie chciał słuchać jego słów i za każdym razem wyrzucała go sprzed obrazu Grubej Damy. Hermionie ciężko było na to patrzeć, ale wiedziała, że nie powinna mieć wyrzutów sumienia. W końcu nie spełnili z Malfoyem ostatniej części planu, a Zabini sam znalazł sobie panienkę do zabawy.
            - Lepiej zostań dziś i jutro w łóżku, a ja przyniosę ci jakieś lekarstwa. Gorąca herbata z miodem i cytryną na początek może być? – Hermiona uśmiechnęła się ciepło, a Ginny cmoknęła ją w policzek i podniosła się z jej łóżka. W tym samym momencie w okno dormitorium zastukała popielata sowa, trzymająca w dziobie białą kopertę. Panna Weasley spojrzała na kasztanowłosą, ale sądząc po wyrazie jej twarzy nie spodziewała się żadnej poczty. Podeszła więc do okna i wpuściła ptaka, odbierając od niego kopertę. Podała ją kasztanowłosej z szerokim uśmiechem na twarzy.
            - To do ciebie.
            - Do mnie? – Dziewczyna sięgnęła po kopertę i ujrzała na niej pochyłe litery „H” oraz „G”. Obejrzała list dookoła, ale nie dostrzegła niczego więcej. Ginny w tym czasie usiadła z powrotem obok niej i z niecierpliwością czekała, aż przyjaciółka otworzy otrzymaną pocztę. Widząc jednak brak zapału u kasztanowłosej postanowiła ją pospieszyć.
            - No otwórz ją. Nie chcesz wiedzieć, kto do ciebie napisał?
            - To jakiś głupi kawał. W końcu mamy walentynki.
            - No właśnie! A skąd wiesz, że nie masz cichego wielbiciela? – Hermiona spojrzała na rozpromienioną twarz Ginny i zaczęła pomału otwierać kopertę. Wyciągnęła ze środka małą karteczkę, na której schludnym pismem było napisane: Życie bez ciebie to życie w ciemności i wiecznej samotności;  16.00 - wieża zegarowa. Podała przyjaciółce karteczkę i dostrzegła na jej twarzy pogłębiający się uśmiech.
            - Nigdzie nie pójdę i informuję cie o tym zawczasu.
            - Nie chcesz się nawet dowiedzieć, kto to? Może jest przystojny, inteligentny i zaiskrzy między wami?
            - Szczerze wątpię. – Panna Granger była sceptycznie nastawiona do randek w ciemno. W końcu jacy chłopcy wysyłają takie anonimy? Najczęściej są nieśmiali, pełni obaw, nie wspominając o częstym braku aparycji. Jak już kiedyś mówiła, nie zależało jej na księciu z bajki. W końcu te fantazje nigdy nie przenoszą się na prawdziwe życie. Pragnęła tylko jednej osoby, która nie była nawet w stanie zdobyć się na krótką rozmowę z nią. A nie był to liścik od Malfoya. Doskonale zapamiętała jego pismo, a to, które miała przed sobą z pewnością do niego nie należało. Włożyła karteczkę z powrotem do koperty i odłożyła ją na szafkę nocną. Nigdzie nie pójdzie i nie ma takiej siły, która by ją do tego przekonała.

            Draco szukał po całym dormitorium swojego szalika zimowego, ale nigdzie nie mógł go znaleźć. Sprawdził dosłownie wszędzie, nawet pod łóżkiem, ale ten długi kawałek materiału schował się przed nim w jakąś mysią dziurę. Gdy kolejny raz wywracał swoją szafę do góry nogami usłyszał pukanie do drzwi.
            - Otwarte. – Przerzucił kilka rzeczy, a następnie zamknął szafę z łoskotem i usiadł zrezygnowany na łóżku. Po drugiej stronie pokoju dostrzegł Blaise’a, stojącego przy oknie i wpatrującego się w niego z widocznym niezrozumieniem.
            - Szalik mi gdzieś zginął. – Zabini pokiwał głową i podszedł do przyjaciela, a następnie usiadł obok niego na łóżku. Draco nie był dziś w szampańskim humorze. Wszędzie widział obściskujące się pary, a on nie dość, że był wściekły to jeszcze rozżalony, bo jedyna dziewczyna, z którą chciałby spędzić ten dzień ucieka przed nim i nie jest w stanie odbyć z nim chociaż krótkiej rozmowy. Westchnął głęboko i poczuł rękę Diabła poklepującą go po plecach.
            - Rozumiem stary. Ty też nie możesz znieść tych amorów. A co powiesz na męski wypad i wlanie w siebie hektolitrów Ognistej? – Draco uśmiechnął się lekko i podniósł się z łóżka. W tym samym czasie do jego okna zapukała sowa. Wpuścił ją do środka i odebrał od niej list, na którym znajdowało się jego nazwisko. Przyjrzał się uważnie kopercie, ale nie rozpoznał pisma. Rzucił pocztę na pobliski fotel, a następnie podszedł do barku i wyciągnął z niego dwie szklanki, które napełnił bursztynowym płynem. Podał jedną z nich Zabiniemu, a sam wpatrywał się w swoje naczynie. Kolor płynu od razu przypomniał mu o ślicznej Gryfonce, a jednocześnie posiadaczce najpiękniejszych oczu w całym Hogwarcie, jeśli nie świecie.
            - Od kogo to?
            - Nie wiem. Nawet nie otwieram tego dziadostwa. Zapewne kolejna panna z niemoralną propozycją na dzisiejszy wieczór i noc. – Prychnął pod nosem i upił łyk alkoholu ze szklanki. Blaise odstawił trzymane naczynie na stolik i podniósł z fotela białą kopertę. Przyjrzał jej się tak samo, jak blondyn, ale nie dostrzegł w niej nic podejrzanego.
            - A mogę otworzyć za ciebie? – Draco wzruszył w odpowiedzi ramionami i obserwował przyjaciela, który otwierał jego pocztę. Zabini wyciągnął z koperty niewielką kartkę i zaczął studiować jej treść. Po chwili uśmiechnął się szeroko i wręczył blondynowi papier. Ten jednak obrzucił kartkę wzrokiem i wbił spojrzenie w okno po prawej stronie.
            - Szkoda mi czasu na takie bzdety.
            - Jesteś pewien? A nie zachęcają cię słowa: Pod osłoną grudniowej nocy zabrałeś to, co dla mnie najcenniejsze – moje serce. 16.00 – wieża zegarowa.? – Blondyn oderwał wzrok od wirujących płatków śniegu za oknem i spojrzał na Blaise’a. W mgnieniu oka znalazł się przy nim i wyrwał mu z ręki list, a następnie sam przeczytał jego treść. Jego serce przyspieszało z każdym kolejnym słowem. Czy możliwe, żeby była to wiadomość od Granger? Uśmiechnął się delikatnie do trzymanej kartki, a następnie spojrzał na Zabiniego, który patrzył na niego z szerokim uśmiechem na twarzy.
            - Idź. Nie pierwszy raz zostaję sam na sam z Ognistą Whisky. – Brunet dostrzegł błysk w oczach przyjaciela i zaśmiał się pod nosem. Draco zaczął gorączkowo szukać czegoś w szafie, a po chwili wyciągnął z niej białą koszulę i szybko ją na siebie założył, podwijając jednocześnie rękawy do łokci. Stanął przed Zabinim, który nawet nie próbował powstrzymać cisnącego mu się na usta uśmiechu szczęścia.
            - Jak wyglądam?
            - Jak syn Żwirka i Muchomorka. A teraz biegnij, bo zostało ci niecałe dziesięć minut. – Blondyn chwycił w pośpiechu swój czarny płaszcz i wypadł z dormitorium jak poparzony. Blaise zdążył jeszcze wyjść za nim na korytarz i krzyknąć w stronę jego oddalającej się sylwetki. – Nie schrzań tego Smoku!

            Jaka ja jestem głupia… Kasztanowłosa szła przed siebie z otrzymanym listem w dłoni i wyrzucała sobie brak stanowczości. Ginny udało się w końcu namówić ją na tę randkę w ciemno, a teraz przemierzała szkolne korytarze z pełnym naręczem obaw. Tak bardzo chciała, żeby to był list od Malfoya. Niestety życie to nie cudowna bajka, a ona musiała przełknąć gorzkie łzy smutku. Nic w otrzymanej wiadomości nie świadczyło o tym, że to blondyn mógł być jej nadawcą. Sowa nie była jego, tak samo jak pismo i papier. Wszędzie by poznała kartki, których używa chłopak. Nie wspominając o charakterze pisma, które od czasu wspólnego szlabanu zapadło jej w pamięci. Odgoniła od siebie nieprzyjemne myśli i wspomnienia związane z blondynem. Przyszła tu, aby przekonać się, kto wysłał do niej tę wiadomość. Wyszła na zewnątrz i owiało ją mroźne powietrze. Nie przejęła się tym jednak i od razu ruszyła w stronę wierzy zegarowej. Przystanęła za kolumną, aby na razie z daleka przyjrzeć się osobie, która chciała się z nią spotkać. Jakież było jej zdziwienie, gdy zobaczyła biegnącego Malfoya, który również trzymał kartkę w dłoni. Nie, to niemożliwe. Powtarzała to sobie w głowie jak jakąś mantrę, ale nie była w stanie zapanować nad reakcją swojego ciała. Serce znów kołatało jej w piersi ze zdwojoną siłą, brakowało jej oddechu, ręce trzęsły jej się, a nogi miała jak z waty. Z trudem trzymała się kamiennej kolumny, aby nie upaść i obserwowała z ukrycia Ślizgona. Blondyn kręcił się przy wieży i co chwilę spoglądał na zegarek. Od czasu do czasu unosił głowę w stronę wyjścia z zamku i szukał kogoś wzrokiem w oddali. Hermiona przygryzła z nerwów dolną wargę. Nie wierzyła, że chłopak czekał właśnie na nią. Spojrzała na otrzymany rano list i przebiegła po nim wzrokiem. „Życie bez ciebie to życie w ciemności i wiecznej samotności;  16.00 - wieża zegarowa.” Złożyła kartkę i schowała ją do kieszeni. Nie powinna karmić się złudną nadzieją. Jeśli nikt nie pojawi się w ciągu dziesięciu minut wyjdzie do niego. Jeśli tak, odejdzie i pozwoli swojemu sercu krwawić w samotności. Patrzyła wciąż z ukrycia na blondyna, który coraz bardziej zaczął się niecierpliwić. Nawet podenerwowany wyglądał niesamowicie dostojnie i męsko, czego zdecydowanie brakowało chłopcom w Hogwarcie. Śnieg mieszał się z jego platynowymi włosami, a zimny wiatr rozwiewał je od czasu do czasu. W takim wydaniu najbardziej jej się podobał. Naturalny, bez wiecznej maski pogardy i złośliwości. Takiego go zapamiętała pamiętnej nocy balu bożonarodzeniowego. Jej ręka machinalnie powędrowała w stronę ust i przesunęła po nich palcami. Od razu przypomniała sobie smak warg chłopaka, a to wspomnienie przesądziło o wszystkim. Wyszła zza kolumny i podeszła powoli w stronę Malfoya, który stał osłupiały w miejscu i patrzył się na nią z niedowierzaniem. Zdobyła się na delikatny uśmiech i wsadziła kosmyk rozwianych włosów za ucho.
            - Cześć, Malfoy. – Chłopak spojrzał w jej bursztynowe oczy, a następnie na kartkę papieru, którą trzymał w dłoni. Po chwili zgniótł ją i wyrzucił za siebie, a na jego ustach pojawił się blady uśmiech. Podszedł bliżej do kasztanowłosej i położył dłonie na jej policzkach.
            - Zanim coś powiesz, Granger, chciałbym cię przeprosić. Przeprosić za to, że stchórzyłem i pierwszy nie wysłałem do ciebie wiadomości. – Hermiona spojrzała z niezrozumieniem na Dracona. Jeśli nie on wysłał do niej ten list to kto? Nie zadręczała się jednak dłużej myślami, gdyż chłopak przyciągnął ją do siebie i zamknął w swoich ramionach. Wtuliła się w niego całym ciałem i schowała twarz w jego klatce piersiowej. Do jej uszu dochodziły dalsze słowa Malfoya, którego głos trząsł się jak nigdy dotąd.
            - Nie wybaczę sobie nigdy, że straciłem prawie dwa miesiące na życiu bez ciebie. I nie mam prawa oczekiwać wybaczenia od ciebie. Chcę jedynie oglądać cię szczęśliwą, widzieć uśmiech na twej pięknej twarzy i myśleć, że mogłaś być moja, a ja cię straciłem. Przepraszam, naprawdę przepraszam. – Kasztanowłosa poczuła, że po policzku spływa jej pojedyncza łza. Wyswobodziła się z objęć chłopaka i starła ją wierzchem dłoni. Jeszcze nigdy nie słyszała tyle uczucia w głosie Malfoya i nigdy nie widziała go w takim stanie. Jego oczy były przepełnione bólem, a na twarzy dostrzegła jedynie smutek.
            - To ja cię straciłam, bo pozwoliłam ci odejść razem z częścią mojego serca.
            -  Nie chcę jego części, chcę go całego, chcę całej ciebie. Nie umiem normalnie żyć bez ciebie, bez twojego uśmiechu, głosu, dotyku. Nie potrafię… Nie chcę… - Hermiona nie umiała stać w bezruchu i słuchać tego, co Draco do niej mówi. Wspięła się na palce i obejmując jego twarz wpiła się w wargi chłopaka. Blondyn z początku był zdezorientowany, ale po chwili zagarnął ją w swoje ramiona i oddał pocałunek, wlewając w niego wszystkie swoje uczucia, które żywił do kasztanowłosej. Ta chwila nie miała dla nich końca i trwaliby tak z pewnością znacznie dłużej, gdyby nie zabrakło im powietrza w płucach. Oderwali się od siebie, jednak Draco nie wypuścił Hermiony ze swoich objęć.
            - Wiem, że to oklepane Hermiono, ale czy zgodzisz się zostać moją walentynką? Nie na dziś, nie na jutro i nie na miesiąc, ale na…
            - Ale na ile? – Uśmiechnęła się do niego, gdy weszła mu w zdanie. Widząc malującą się radość na twarzy blondyna złożyła na jego ustach kolejny pocałunek. Nareszcie czuła się szczęśliwa. Czuła, że odzyskała spokój, a jej serce odnalazło osobę, która darzy ją taką samą bezgraniczną miłością.
            - Na zawsze. – Draco ponownie sięgnął do ust Hermiony i złączył swoje wargi z jej w czułym pocałunku. Od dawna czuł, że czegoś mu w życiu brakuje, ale nie miał pojęcia, że rozwiązanie było tak blisko niego. Musiał czekać prawie siedem lat, żeby uświadomić sobie, że życie bez miłości jest nic niewarte, a życie bez kasztanowłosej Gryfonki jest największą torturą. Ale nareszcie ją odnalazł. Odnalazł dziewczynę, która uzmysłowiła mu, jak wiele mógł zaprzepaścić, ale dzięki niej podążył właściwą ścieżką i otworzył swoje serce, które teraz biło tylko dla niej. Teraz i na zawsze. Z tą myślą tulił ją do siebie, jakby była największym skarbem jego życia. I była nim, bo nikogo nie obdarzył tak szczerym i pięknym uczuciem, jakim była miłość.

            Tymczasem kilka metrów dalej w rosnących nieopodal wierzy krzakach siedziała trójka Gryfonów i jeden Ślizgon. Harry i Ron wyglądali, jakby potrzebowali dużej ilości chusteczek do otarcia łez, zaś Ginny i Blaise przyglądali się całej sytuacji z niekłamaną satysfakcją, obejmując się czule i uśmiechając ze szczęścia.
            - Lubię takie chwile jak ta! – Czarnowłosy mówił przez łzy, próbując jednocześnie zatrzymać ich wyciek z oczu. Na nic jednak zdały się jego wysiłki. Podobnie z resztą u Rona.
            - A ja…
            - Nie lubię! Kocham! – Dwójka Gryfonów zaniosła się najciszej jak umiała płaczem i padli sobie w ramiona. Obaj nie wierzyli, że ich najlepsza, najdroższa i najcenniejsza przyjaciółka odnalazła miłość w osobie Malfoya. Ale jak to mówią? Co miłość złączy, człowiek niech nie rozdziela. Rudowłosa dziewczyna spojrzała na nich z niemałym zdziwieniem i pokręciła z politowaniem głową. Jak dzieci…
            - Nieźle nam to wyszło. – Blaise złożył na ustach Ginny krótki pocałunek, a ruda położyła głowę na jego ramieniu.
            - Nasz plan był znacznie lepszy niż ich. – Panna Weasley patrzyła na swoją najlepszą przyjaciółkę i cieszyła się jej szczęściem z całych sił. Wiedziała od samego początku, że ona i Malfoy są sobie pisani, tylko sami o tym nie wiedzą. Dzięki pomocy swojego ukochanego, brata i Harry’ego udało im się otworzyć obojgu oczy i serce na miłość. Nigdy nie było żadnej zdrady, nigdy Hermiona i Draco nie realizowali swojego planu. To oni ukartowali wszystko, żeby tę dwójkę do siebie zbliżyć. Cała czwórka maczała w tym podstępie palce i każdy miał w nim swój udział. I mimo wielu trudności, jak  przesadzanie z publicznym okazywaniem uczuć przez Ginny i Blaise’a, czy przemiana rudej Gryfonki w seksowną blondynkę i transformacja Rona w nią samą, udało im się osiągnąć zamierzony cel. Co prawda nie było jej łatwo namówić brata do wypicia eliksiru wielosokowego, ale zgodził się jej pomóc i poświęcił się dla niej. Podobnie Harry, który rozpowiadał w całej szkole, że widział Blaise’a z jakąś dziewczyną i zadbał o to, żeby plotka doszła nawet do nauczycieli, choć ich plan nie obejmował. Wszystko, co zrobili i poświęcili było warte oglądania szczęścia tej dwójki, którą połączyła najprawdziwsza miłość. Nawet wyrwane jej na balu przez Hermionę włosy. Bo jeśli kogoś kochasz, jesteś w stanie zrobić dla niego wszystko, nie martwiąc się o siebie samego.
                                                                                                                                                                 Koniec

20 komentarzy:

  1. o kurde *0* w połowie czytania wiedziałam że to się tak skończy! Że Ginny to wszystko zaplanowała, ale nie pomyślałam że Harry i Ron też maczali w tym palce xD czytając końcówkę prawie się popłakałam :')

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty się popłakałas ja się posmiałam.Życzę ci dużo weny na kolejnę mininiatórki i bys nieskończyła jeszcze historii Draco i Hermiony,a złasza Snejpa :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna miniaturka :D
    Koniec był dla mnie naprawdę zaskakujący, nigdy nie pomyślałabym, że maczać w tym palce mogliby również Harry i Ron.
    Hahha Ron ucharakteryzowany na Ginny xD
    Chciałabym to zobaczyć :D
    Miłego wypoczynku, mam nadzieję, że pogoda Ci dopisze ;)
    Elinor

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojeju! Zupełnie się tego nie spodziewałam... Gdzieś wpołowie domyśliłam się, że Ginny i Blaise nadal są razem i że maczają palce w połączeniu tej dwójki..., ale że Ron i Harry pomagali ekstra :) Cudowna miniaturka :D
    Teraz czekam na kolejny rozdział ;)
    Pozdrowienia i udanych wakacji, niech humor i pogoda dopiszą...
    ~Madzik

    OdpowiedzUsuń
  5. Tej wersji wogóle się nie spodziewałam zaskoczyłaś mnie ale pozytywnie :D
    Pod koniec dopiero się skapłam że coś jest nie tak ale ta blondyna mnie zmyliła patrze Blaise i Ginny maczają w tym palce. Tak myślałam :D
    Patrze, ciach Ron i Harry no tego wogóle w żadnej wersji się nie spodziewałam.
    Ale nie spodziewana scena zrobiła na mnie wrażenie.
    Skończyłam czytaj i cały czas uśmiecham się i myśle jaka ja byłam głupia że na to nie wpadłam.
    ***
    Szkoda że nie będzie rozdziału za tydzień ale rozumiem każdy musi odpocząć ;D
    Życzę weny miech odpoczywa razem z tobą a później powróci ze zdwojoną siłą.

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialne!
    Popłakałam, się na końcu... cudowne.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowna miniaturka! :)
    Jak każdy, domyślałam się większego planu Ginny i Blaise'a, ale zmyliłaś mnie sytuacją na balu (eliksir wielosokowy waży się miesiąc! Niemożliwe, by odkryli spisek Hermiony i Draco tyle przed...). Dodatkowo Ginny nie odzywała się do Blaise'a. Wydawało się niemożliwe, żeby był prawdziwy happy-end! A tu proszę; nie dość, że uczestniczyli w tym Harry i Ron, to jeszcze zaplanowali WSZYSTKO (aż trudno uwierzyć, że pomogła w tym trójka Gryfonów - oczywiście bez obrazy dla tych, którzy się nimi czują :D).
    Wypoczywaj i przyjedź tutaj z masą weny i nowych, świeżych pomysłów! :)
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    http://wieczne-pioro-cassie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak naprawdę nie wiadomo, kiedy Blaise i Ginny uknuli swój plan, nie jest to wspomniane w miniaturce. Z pewnością jednak dużo wcześniej niż Malfoy i Granger. Podobnie nie wiadomo, kiedy wciągnęli do planu Harry'ego i Rona. Główne założenie było takie, że Ruda i Diabeł specjalnie przesadzali w związku, aby Hermiona i Draco chcieli ich rozdzielić, a tym samym zbliżyli się do siebie. Główni bohaterowie myśleli, że realizują swój plan, a tak naprawdę byli częścią intrygi Blaise'a i Ginny. Uwarzenie eliksiru wielosokowego można zatem umieścić w wybranej przestrzeni czasowej. Wszystko zależy od wyobraźni czytelnika ;)

      Wena jest jak nigdy, ale obiecałam sobie i przede wszystkim partnerowi, że nie będę pisać, kiedy jesteśmy na wakacjach i mamy cieszyć się swoim towarzystwem. A jest ciężko, bo głowę mi rozsadza od nadmiaru inwencji twórczej :)

      Również pozdrawiam,
      Realistka

      Usuń
  8. Hahahaha! Wiedziałam! Wiedziałam, że Diabełki są bardziej przebiegłe. Oj uśmiałam się konkretnie :) Dziękuję! Było super. I jako nowa czytelniczka witam Szanowną Autorkę i rzucam się na resztę Twoich prac. Dzięki takim opowiadaniom mam wenę, żeby w końcu pisać swoje (o tematyce zupełnie innej, ale czy to ważne? ;D)
    Pozdrawiam,
    Yoru

    OdpowiedzUsuń
  9. Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award, po więcej informacji zapraszam na dramione-nowa-historia.blogspot.com
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetne i na prawdę umie poprawić humor :D gratuluję genialnego pomysłu !

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny pomysł, nietuzinkowy. Takiej ślizgońsko-gryfońskiej intrygi nigdy bym się nie spodziewała. Wspaniała miniaturka. Życzę Ci dużo weny i pozdrawiam!
    Ps.Pisz więcej!

    OdpowiedzUsuń
  12. Przecudne. Nigdy nie czytałam takiej wzruszającej miniaturki. Pobiłaś samą siebie! :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Popłakałam się! Przepiękne, ogromne gratulacje dla ciebie! Rzadko się wzruszam;)
    whoreadsbooks-livestwice.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Mam nadzieje,że wybaczysz mój komentarz dopiero pod drugą częściom ale nie mogłam się doczekać końca historii. Miniaturka jest cudna. Pozdrawiam i dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  15. To była najlepsza miniaturka jaką czytałam ♥♥ A na końcówce się popłakałam.

    OdpowiedzUsuń
  16. Śliczne,śliczne,śliczne <3 Wiedziałam że Ginny coś knuje, ale żeby Harry i Ron!!?? Nie spodziewałam się tego po nich ;)A tak w ogóle to na koniec prawie się popłakałam <3
    Pozdrawiam i życzę weny
    ~Gosia
    P.S. Mam nadzieję że wydasz kiedyś książkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Cudne opowiadanie. A końcówka to już w ogóle :-)

    OdpowiedzUsuń
  18. Cudnowna miniaturka. Az plakalam ze smiechu. Zwlaszcza przy tym zdaniu "Jeszcze chwila, a zaszlachtuje tego przerośniętego bufona krzesłem." Myslalam ze spadne z krzesla. Chciala go zaszlachtpwac krzeslem a myslalam ze tylko lstrzem mozna. Chyba sie mylilam.
    Zycze weny.
    Pozdrawiam

    http://miloscDramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń