niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział XXVI

Witajcie,
ostatnio nie mam zbyt dobrego humoru i nie ukrywam, że rozdział również zawiera ślady mojego złego samopoczucia. Najchętniej zaszyłabym się w jakiejś czarnej dziurze i nie wyszła z niej, dopóki mi się nie poprawi. Nie piszę zbyt długo, bo zaraz pewnie polecą jakieś kwasy. Rozdział nie został zedytowany, więc pojawiają się błędy. Zapowiadam z góry. Ponieważ blog 25 lipca (sobota) kończy rok chciałabym to jakoś uczcić, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Może Wy macie jakieś pomysły? Piszcie w komentarzach na co macie ochotę. Rozdział, miniaturka, zamknięcie bloga, co chcecie. Ja jestem otwarta na wszystko.

Jak już się nagadałam to teraz zapraszam na rozdział 26.

* * * * *
            - Miona? – Hermiona usłyszała za sobą znajomy głos należący do jej przyjaciółki. Otworzyła drzwi i zobaczyła Ginny. Rudowłosa wyglądała jak kupka nieszczęścia. Miała podpuchnięte oczy i rozmazany makijaż od płaczu, a do tego pociągała żałośnie nosem, próbując wytrzeć z twarzy ślady łez. Niestety jej poczynani prowadziły jedynie do jeszcze większych smug na twarzy po tuszu do rzęs. Hermiona wpatrywała się w przyjaciółkę, która wyszła ze składziku i usiadła na stojącej pod ścianą kanapie, chowając głowę między kolanami. Panna Granger podeszła do dziewczyny niepewnym krokiem i kucnęła przed nią, delikatnie łapiąc ją za rękę. Ginny uniosła głowę i spojrzała w oczy kasztanowłosej, a po chwili gorzko się rozpłakała.
            - Jestem beznadziejna. – Rudowłosa łkała w ramię przyjaciółki, na którym się uwiesiła i zawodziła cicho, pociągając przy tym od czasu do czasu nosem. Hermiona próbowała ją jakoś uspokoić i gładziła ją po plecach, ale Ginny była bardzo daleka od osiągnięcia nirwany.
            - Nie jesteś. Jesteś wspaniała i nie daj sobie wmówić niczego innego.
            - Jestem beznadziejna, Miona. Jak mogłam posądzić Blaise’a o tak absurdalne rzeczy? – Kasztanowłosa kobieta usiadła obok przyjaciółki na kanapie i pozwoliła jej się w nią wtulić. Nie tylko ona miała ciężko w życiu i tym razem to jej przypadła rola pocieszyciela. Nie ukrywała, że jest z tego powodu szczęśliwa, bowiem pierwszy raz od kilku tygodni to nie ją ktoś podnosi na duchu, ale właśnie ona musi być wsparciem dla przyjaciółki. Gładziła Ginny po włosach i plecach do momentu, aż rudowłosa nieco się uspokoiła, choć jej ciałem od czasu do czasu targały dreszcze. Miała jedynie nadzieję, że zza drzwi biura Malfoya nie wyłoni się nagle jego klient, ani tym bardziej on sam. Na dziś miała już dość wrażeń z udziałem blondyna w roli głównej. Pragnęła o tym wszystkim jedynie zapomnieć.
            - Każdy może się pomylić, Ginny.
            - Pomylić? Merlinie! Ja nazwałam Blaise’a homoseksualistą, a przecież dokładnie wiedziałam, że on mnie nie zdradza, ani z kobietą, ani tym bardziej z mężczyzną. Co mi strzeliło do głowy?
            - Byłaś wycieńczona i prawdopodobnie zaczęłaś sobie wmawiać najgorsze kłamstwa. Rozmawiałaś po tym wszystkim z Blaise’em? – Ginny pokręciła przecząco głową. Hermiona zdała sobie sprawę, że poucza przyjaciółkę radami, które powinna udzielać sama sobie. Bo czy ona też nie wmawiała sobie kłamstw i nie zaczęła w nie wierzyć? Tak przynajmniej twierdził Malfoy.
            - Uciekłam przed nim i schowałam się tutaj. Nie chciałam słuchać tego, co ma mi do powiedzenia. Teraz wiem, jak głupio postąpiłam.
            - Powinnaś z nim porozmawiać, powiedzieć mu, że zawsze może na ciebie liczyć. Myślę, że Blaise nie chciał cię po prostu niczym martwić i dlatego zachowywał się tak wobec ciebie. Był bardzo zestresowany.
            - Miona kocham go, ale czuję, że nie ufamy sobie bezgranicznie. – Ginny zwiesiła swoja głowę i wytarła nos w rękaw swetra. Hermiona wyciągnęła z kieszeni spodni paczkę chusteczek i podała ją przyjaciółce, co rudowłosa skwitowała nieśmiałym uśmiechem, który panna Granger odwzajemniła. Czuła, że Ginny przeanalizowała sobie wszystkie dzisiejsze wydarzenia i w końcu zaczęła logicznie myśleć, czego z kolei Hermiona nie mogła powiedzieć o sobie. Co chwilę zerkała nerwowo w kierunku drzwi do gabinetu Malfoya sprawdzając, czy nikt z nich nie wychodzi, co nie uszło uwadze rudowłosej.
            - Na co tak ciągle zerkasz? – Kasztanowłosa kobieta spojrzała na siedzącą obok niej przyjaciółkę i nie wiedziała, co ma jej odpowiedzieć. Powiedzieć prawdę? To nie byłoby dobre posunięcie, gdyż Ginny odsunęłaby swój problem na bok, a zajęła się nią, do czego Hermiona nie chciała dopuścić. Wrażeń z Malfoyem miała aż nadto, nie chciała przywoływać ich ponownie.
            - Na nic. Nie zmieniaj tematu, Ginny. Według mnie, Blaise cię kocha i darzy ogromnym zaufaniem. To wasza pierwsza próba i dużo zależy w niej od waszej współpracy, dlatego uważam, że powinnaś iść do niego i z nim porozmawiać.
            - Sądzisz, że będzie chciał się ze mną widzieć?
            - Oczywiście, że tak! Wypadł z biura jak poparzony i zaczął cię szukać. Gdyby nie zależało mu na tobie tak bardzo, to siedziałby pewnie teraz u Malfoya i razem z nim rozmawiałby z tym Kefflerem. – Ginny czuła się strasznie głupio. Ukryła się przed mężczyzną, którego kocha, bo nie potrafiła mu spojrzeć w  oczy po tym zamieszaniu. To wymagałoby ponadto przyznania się do błędu, a ona najgorzej na świecie znosiła urażoną dumę. Ale czy warto zachowywać się jak księżniczka i uważać na koronę, aby nie spadła z głowy? Oczywiście, że nie. Kocha Blaise’a i chce z nim spędzić całe życie, więc nie powinna zachowywać się jak chorobliwie zazdrosna histeryczka. Hermiona miała świętą rację i muszą ze sobą porozmawiać.
            - Mówisz? – Ruda spojrzała czerwonymi od płaczu oczami na przyjaciółkę, która uśmiechnęła się do niej pocieszająco. Kasztanowłosa nigdy się nie myliła, zawsze wiedziała wszystko, a poza tym były dla siebie jak siostry, więc nie było powodu, dla którego miała jej nie wierzyć.
            - Ginny, przecież wiesz, że w życiu bym cię nie okłamała. – Na dźwięk wypowiedzianych przed chwilą przez siebie słów Hermiona nieco zesztywniała. Znowu myślała o tym wszystkim, co powiedział jej Malfoy. Nie chciała uwierzyć w to, że oszukuje wszystkich swoich bliskich, ani tym bardziej siebie. Coś w blondynie jednak jej mówiło, że miał stuprocentową rację. Bo właściwie w jakim celu miałby kłamać?
            - W takim razie powiedz mi, co ty tutaj robiłaś? – Serce kasztanowłosej nieco przyspieszyło, a ona czuła narastającą w jej gardle olbrzymią gulę. Mogła się domyślić, że Ginny prędzej czy później będzie ją o to pytać, ale nie sądziła, że aż tak szybko. Pozostawało jej teraz jedynie pytanie, czy chce przyjaciółce o wszystkim powiedzieć. Czuła wzrok rudowłosej na sobie, który nagle zaczął ją jakby palić. Miała wrażenie, że przypomina pięcioletnie dziecko, które ma przed rodzicami coś do ukrycia i boi im się o tym czymś powiedzieć. Przełknęła najciszej jak umiała ślinę i z wielkim trudem spojrzała na Ginny.
            - Szukałam cię. – Rudowłosa wywróciła z dezaprobatą oczami i wsadziła za ucho błąkający się po jej twarzy kosmyk włosów. Hermiona czuła, że Ginny nie dała się na tę króciutką bajeczkę nabrać, a ona napytała tym sobie jedynie biedy. Jakby jej dzisiaj miała za mało.
            - Wiesz, dlaczego wiem, że byś mnie nie okłamała? Bo ty, Miona po prostu tego nie umiesz. A teraz powiedz mi prawdę. – Hermiona wahała się przez moment, ale doszło do niej, że nie ma sensu ukrywać spotkania z Malfoyem. Przyjaciółka i tak by to z niej wyciągnęła, a jeśli nie, to zapytałaby Blaise’a albo Pansy. Panna Granger zebrała się w sobie i usiadła bliżej Ginny. Do okazania odwagi było jej daleko, ale przy rudej czuła się odrobinę pewniej. Mocno wierzyła w to, że po wygadaniu się przyjaciółce zejdą z niej w końcu nerwy i stres. Ponadto, Ginny mogła pomóc jej posprzątać bałagan w głowie, którego narobił jej Malfoy, a przynajmniej nieco poukładać rozszalałe myśli.
            - Okazało się, że Malfoy nie ma zatwierdzonych jakichś dokumentów, które są mu bardzo potrzebne na tym spotkaniu. Mógł je zatwierdzić tylko inspektor budowlany, ale nie miał żadnego pod ręką. Poprosił mnie, abym ja to zrobiła.
            - Ty? A przepraszam bardzo, niby jak? Nie masz uprawnień.
            - Mówiłam mu to samo, ale powiedział, że to tymczasowe i weźmie winę na siebie, jeśli coś pójdzie nie tak. Poza tym on mnie błagał, a sama wiesz, że ta tchórzofretka musi się znaleźć między młotem, a kowadłem, żeby to zrobić. Zgodziłam się mu pomóc. – Ginny słuchała uważnie tego, co mówiła jej Hermiona i w głowie analizowała sytuację. Była ona dla niej dość… nietypowa. Żeby nie powiedzieć dziwna. Na myśl nasuwało jej się pytanie, dlaczego Miona? Przecież w biurze znajdowała się również Pansy. Czemu w takim razie nie poprosił jej o pomoc? Przyjaźnią się ponoć od pieluchy, a Hermiona jest dla niego zwykłą znajomą ze szkoły, do której dodatkowo nie pała sympatią. Coś jej w tym wszystkim nie pasowało. Spojrzała podejrzliwie na przyjaciółkę, co kasztanowłosa od razu wychwyciła.
            - Tak po prostu? A czemu nie mogła zrobić tego Pansy?
            - Właściwie to nie wiem. – Panna Granger spuściła wzrok i wbiła go w swoje kolana. Nie przyglądała się sprawie od tej strony i po pytaniu Ginny również zaczęła się nad tym faktem zastanawiać. Przecież to ona mogła stać przy windzie oraz ją włączać i wyłączać. Malfoy jednak wybrał do tego Pansy, a ją zaciągnął do swojego biura. Nie wierzyła, że chciał z nią pobyć sam na sam, ale również nie przyjmowała do wiadomości, że mężczyzna zrobił to przypadkowo. Niczym bumerang powróciły do niej wydarzenia z biura blondyna. Jego bliskość, spojrzenie, głos, najmniejszy dotyk, a do tego ten intrygujący zapach. Nie rozpoznawała najważniejszej nuty w jego perfumach, które działy na nią zbyt wyraziście. Ginny zauważyła zamyślenie Hermiony i aby zwrócić jej uwagę położyła jej rękę na kolanie. Kasztanowłosa niemal natychmiast uniosła głowę i skrzyżowała swój wzrok ze wzrokiem przyjaciółki.
            - Co jest Miona? Co ci jest?
            - Nic. Zupełnie nic. – Nawet kasztanowłosa słyszała w swoim głosie niepewność. Znowu jej myśli latały po głowie niczym wolne elektrony, a ona nie mogła uczepić się ani jednej, żeby móc ją w spokoju przeanalizować. Zaczynała mieć tego pomału dość.
            - Przecież widzę, że jednak tak. Pokłóciliście się o coś? – Hermiona pokręciła przecząco głową, ale po chwili zmieniła zdanie.
            - Właściwie to tak.
            - Wyzwał cię od szlamy?
            - Wolałabym to, aniżeli prawdy życiowe odnośnie mojego zachowania. – Ginny zmarszczyła brwi i podrapała się delikatnie po nosie. Nie rozumiała, co przyjaciółka miała na myśli. Słyszała od Pan, że po spotkaniach z Malfoyem Hermiona zachowuje się dziwnie, ale nie myślała, że aż tak. Jest rozkojarzona i jakaś nieswoja. Zupełnie, jakby nie mogła się na niczym skupić.
            - Czekaj Miona, bo się zaczynam gubić. Jakie prawdy życiowe? O czym wyście tam rozmawiali? – Hermiona westchnęła głęboko i oparła głowę na rękach. Jutro będzie pewnie żałować, że powiedziała o wszystkim Ginny, ale potrzebowała się komuś wygadać. Wieczorem zapewne przerobi to samo z Pansy, ale do tego czasu powinna być już spokojniejsza, a przynajmniej taką miała nadzieję.
            - Malfoy powiedział, że uciekam i zastrzegłam sobie prawo do litości nade mną. Ponoć twierdzę, że tylko mnie może dziać się krzywda i specjalnie zachowuję się, jak zaszczute zwierzę, aby ciągle znajdować się w centrum uwagi.
            - Co?! – Ginny omal nie krzyknęła na cały korytarz, a jej oczy znacznie się rozszerzyły. Kasztanowłosa pokiwała twierdząco głowa i objęła się ramionami, spuszczając przy tym wzrok na podłogę. Po chwili poczuła na kolanie dłoń przyjaciółki, a kątem oka udało jej się dostrzec delikatny uśmiech na jej twarzy.
            - Miona obie dobrze wiemy, że Malfoy to dupek. Nie ma sensu przejmować się jego zdaniem. Tym bardziej, że ten idiota chyba nie wie, co powiedział. Ty się nigdy nie użalasz i nie szukasz współczucia. Nie dawaj sobie wmawiać takich kłamstw. – Panna Granger uśmiechnęła się lekko, a po chwili wtuliła się w siedzącą obok niej przyjaciółkę. Na Ginny zawsze mogła liczyć i wiedziała, że ruda nigdy jej nie okłamie. Bez ogródek powie jej zawsze prawdę, choćby najgorszą i najboleśniejszą. Dzięki jej słowom niepokój zaczął powoli w niej zanikać, ale wciąż było w niej coś, co nie dawało jej spokoju. Problem w tym, że nie bardzo wiedziała, czym jest ta rzecz. Niestety panna Weasley wychwyciła z jej twarzy, że nie wszystko jest w pełni w porządku.
            - Widzę, że jednak jest coś jeszcze. – Kasztanowłosa pokiwała twierdząco głową, ale nie spieszyła się z odpowiedzią. Dopiero ponaglające spojrzenie Ginny zmusiło ją do zebrania się w sobie.
            - On jest dziwny. Najpierw się na mnie wyżywa, potem przeprasza, mówi, że mam ładne perfumy, ale mam ich nie używać. Zaprasza mnie do siebie z powodu psa, pociesza, prosi mnie o pomoc, zachowuje się, jakbyśmy byli normalnymi ludźmi, mówi, że chce spędzić ze mną więcej czasu, a na koniec nazywa tchórzem i kłamcą. Ja kompletnie nie rozumiem tego człowieka. Czemu się tak na mnie uwziął? – Hermiona z początku mówiła spokojnie, ale z każdym kolejnym słowem jej frustracja wzrastała, a na końcu mówiła z żalem i zagubieniem. Ginny siedziała obok niej i wsłuchiwała się w każde słowo, nie kryjąc swojego zaciekawienia. To, co usłyszała od przyjaciółki zaintrygowało ją, gdyż nigdy nie słyszała od niej, żeby Malfoy tak się wobec niej zachowywał. Zawsze był chamski, złośliwy i bezczelny, czego często dawał jej dowody. Ale przeprosiny? Rozmowy? Więcej czasu? I perfumy? To wszystko kupy się nie trzymało.
            - Nie rozumiem to ja twojego bełkotu. Od początku, Miona. O jakie perfumy chodzi?
            - Po przyjęciu u Pansy, gdy się posprzeczaliśmy znaleźliśmy się oboje na balkonie. To była dziwna rozmowa, ale nie taka zła. A na koniec, gdy wychodził powiedział, że mam przestać używać moich ulubionych perfum o zapachu konwalii. A dlaczego? Bo stwierdził, że mu się podobają. To chore i nielogiczne. – Rudowłosa otwierała swoje usta, aby odpowiedzieć przyjaciółce, ale w tym samym momencie obie usłyszały dźwięki pożegnań za drzwiami do gabinetu mężczyzny, o którym rozmawiały. Hermiona nieco pobladła, ale wystarczyło ujrzeć opadająca w dół klamkę, aby szare komórki zaczęły właściwie funkcjonować. Pociągnęła Ginny za rękę i niemal w ostatnim momencie zamknęły się najciszej jak umiały w składziku, w którym się spotkały. Po chwili do ich uszu dochodziły strzępki rozmów z korytarza.
            - Miona? Co jest o co… - Kasztanowłosa uciszyła przyjaciółkę gestem ręki. Nie chciała, aby klienci Malfoya dowiedzieli się o ich obecności. Przystawiła ucho do drzwi, opierając się o nie dłońmi i przysłuchiwała się krokom dwóch osób. Gdy w miarę możliwości ucichły otworzyła drzwi i wyszła razem z Ginny do holu. Ulżyło jej, gdy nie dostrzegła na nim nikogo, włączając w to osobę blondyna.
            - To pewnie był ten Keffler, o którym wszyscy mówili. – Hermiona spojrzała na rudą, jednak nie odpowiedziała jej, a następnie skierowała się w stronę schodów. Panna Weasley dogoniła ją w okamgnieniu.
            - Słuchaj, Hermiono. Uważam, że Malfoy… - Ginny omal nie przewróciła się, gdy kasztanowłosa zatrzymała się w miejscu. Przyłożyła swój palec wskazujący do ust i nakazała przyjaciółce milczeć. Dopiero po chwili ruda zorientowała się, co stało za zachowaniem Hermiony. Stały przy ścianie przysłuchując się rozmowie dwójki osób, która kilka minut temu opuściła biuro Malfoya.
            - Du bist leichtfertig?! Mieliśmy tam zostać, abyś znalazła jakieś niedociągnięcia, a ty wychodzisz i jeszcze go do mnie zapraszasz?! – Mężczyzna był zbulwersowany i mówił z wyraźną irytacją w głosie, żeby nie powiedzieć z wściekłością. Po chwili usłyszały spokojny głos, który należał do kobiety.
            - Andrè, ja już znalazłam to, co mnie interesowało.
            - Jesteś tu po to, aby tego gówniarza zrównać z ziemią, a nie po to, aby się do niego mizdrzyć i dawać mu dupy! Myślisz, że nie widziałem, co wyprawiałaś pod tym biurkiem? – Hermiona spojrzała na Ginny, która prawie wybałuszyła oczy ze zdumienia. Jej z kolei żołądek podszedł do gardła, gdy pomyślała, jakie zaloty odbywały się pod biurkiem Malfoya. Jednak, co do jednego nie miała wątpliwości. Draco nie kłamał, kiedy mówił o Kefflerze i jego stosunku do firmy.
            - Uwierz mi, że seks z nim to będzie urocze zwieńczenie twojego planu.
            - Zaczęłaś myśleć cipą? Nie płacę ci za klęczenie przy jego kroczu.
            - A kto powiedział, że to ja będę klęczała przy jego kroczu? Zapominasz się, Keffler. Beze mnie jesteś nikim. Czy się mylę? A o ten cały kontrakt możesz być spokojny. Gdy przyjedzie do Austrii nie tylko wypowiesz mu umowę, ale również oskarżysz o fałszerstwo. – Panna Granger poczuła, jak całe jej ciało zaczyna sztywnieć, a krew odchodzi jej z twarzy. Przytrzymała się mocniej ściany, aby nie upaść. Malfoy będzie miał problemy przez to, że prosił ją o pomoc. Z tego co słyszała niemałe. Ale jak ta kobieta, kimkolwiek jest, domyśliła się, że podpisy na dokumentach są nieprawdziwe? Nie mogła mieć spisu wszystkich inspektorów w głowie. Liczyła, że dowie się tego z dalszej rozmowy, ale przeliczyła się ze swoją nadzieją.
            - Fälschung? Na jakiej podstawie?
            - Jestem prawie pewna, że ktoś o nazwisku Granger nie istnieje, nie mówiąc już o tym, że nie może być inspektorem budowlanym. A za fałszowanie tak ważnych dokumentów w najlepszym wypadku będzie musiał ci zapłacić olbrzymie pieniądze.
            - W najgorszym?
            - Cóż… Obawiam się, że pan Malfoy będzie mógł dokładnie przyjrzeć się celom więziennym przez kilka lat i zaprojektować je na nowo. – Para zaniosła się krótkim i cichym śmiechem, a następnie słychać było odgłosy schodzenia po schodach. Gdy Ginny uznała, że są wystarczająco daleko odezwała się do Hermiony.
            - Oj, nie jest dobrze. – Ruda spojrzała na przyjaciółkę i dostrzegła na jej twarzy przerażenie. Panna Granger wyglądała, jakby oberwała przed chwilą drętwotą. O tym, że żyje świadczyło jedynie nierówne unoszenie się jej klatki piersiowej. Ginny wzięła ją pod ramię i zaczęła prowadzić z powrotem na górę. Kasztanowłosa jednak po dwóch stopniach zaparła się nogami, by po chwili puścić się biegiem w dół. Usłyszała jeszcze za sobą krzyk przyjaciółki.
            - Miona! – Nie zatrzymała się. Starała się jak najszybciej dotrzeć na sam dół i wyjść z tego przeklętego budynku. Ilekroć w nim przebywała przytrafiały jej się same kłopoty, głównie z udziałem Malfoya. Tak było i tym razem. Przez to, że blondyn był tak pewny tego, że nie wyda się sfałszowanie dokumentów ona mu zaufała i podpisała je. Teraz ten arogancki arystokrata znajdzie się w niezłym bagnie. A wszystko przez to, że się ugięła i mu pomogła.
            Gdy dotarła na piętro, na którym znajdowały się windy wpadła na kogoś z hukiem, licząc, że tym razem los nie rzucił jej kłód pod nogi i nie był to Draco. Uniosła nieco wyżej głowę i skrzyżowała swoje oczy z brązowymi tęczówkami Blaise’a.
            - Hermiona! Dobrze, że jesteś. Widziałaś gdzieś Ninny? Nigdzie jej nie ma!
            - Jak poczekasz minutę to sama cię znajdzie. Gdzie Pansy?
            - Chyba na recepcji z Sam. Czemu mam czekać? – Hermiona wcisnęła guzik od windy, a ta otworzyła się przed nią. Weszła do niej bez żadnego wyjaśnienia i wybrała na klawiaturze przycisk z napisem parter. Gdy drzwi za kasztanowłosą się zamykały zdążyła usłyszeć jeszcze krzyk rudowłosej przyjaciółki, która biegła za nią. Na jej szczęście Ginny nie zdążyła jej dogonić, a ona mogła nareszcie zostać sama. Oparła się o ścianę i rozmasowała pobolewającą głowę. Zdała sobie sprawę, że właśnie zrobiła najgłupszą rzecz w życiu. Powinna pójść do Malfoya i powiedzieć mu to, co usłyszała. Blondyn powinien o tym wiedzieć. Nie, on musiał się tego dowiedzieć. Tylko jak ona miałaby mu to przekazać po tym wszystkim, co między nimi zaszło? Nie potrafiła wejść do jego biura i rozmawiać z nim, jak gdyby nigdy nic. Z drugiej strony, jeśli mężczyzna dowie się, że ona od początku o wszystkim wiedziała wpadnie w szał. Ale jej to akurat nie powinno dotyczyć. Sam powiedział, że weźmie winę na siebie. To był jego pomysł, więc ona nie powinna przejmować się jego konsekwencjami. To dlaczego dręczy ją sumienie? Czuła, że ten plan to od początku był zły pomysł, ale nie spodziewała się, że aż tak. Chciała pomóc Malfoyowi, ale nie była w stanie. Z takimi problemami nigdy się nie mierzyła, nie miała pojęcia, co może zrobić. Nawet jeśli powie mu, co usłyszała, to co blondyn miałby zrobić z tą garstką informacji? Po prostu by wiedział, że fałszerstwo zostało wykryte, ale również miałby związane ręce. Jedno było pewne. United Architect prędzej czy później znajdzie się w tarapatach. A przez kogo? Właśnie przez nią.
            O zatrzymaniu się windy i dotarciu do celu poinformował Hermionę dźwięk dzwoneczka, a następnie otworzyły się przed nią drzwi. Gdy wyszła skierowała swoje kroki prosto do recepcji, gdzie stała Pansy razem z Samanthą. Uśmiechnęła się dla niepoznaki, żeby przyjaciółka nie zasypała ją setką pytań. Wewnątrz niestety żołądek wprost skręcał się z poczucia winy, że po części za jej zasługą firma Malfoya legnie w gruzach.
            - Cześć, Hermiono. Domyślam się, że Draco już skończył, skoro Keffler wyszedł z budynku. – Kasztanowłosa spojrzała na recepcjonistkę i obdarzyła ją lekkim uśmiechem. Nie myślała, że ukrywanie prawdy jest tak ciężkie. A jeszcze ciężej będzie, gdy Malfoy się o wszystkim dowie.
            - Tak. Chyba tak.
            - A właściwie, to kim była ta blondyna, co szła obok Kefflera? – Pansy zwróciła się do Sam, która właśnie porządkowała swoje biurko i wkładała duży segregator do szafki. Brunetka machnęła jedynie ręką i oparła się o blat biurka. Minę miała raczej cierpką. Hermiona domyśliła się, że Samantha raczej nie pałała sympatią do blondynki.
            - Pani Hagen. Menda i szuja społeczna. A przy okazji inspektor nadzoru inwestorskiego Kefflera. Same problemy są z tą kobietą. – Na dźwięk słowa „problemy” Hermiona uniosła nieco zbyt gwałtownie głowę. Czuła się potwornie z wiedzą, którą nabyła przez przypadek na schodach. Miała wrażenie, że na jej czole widnieje duży napis „winna” i wszyscy mogą go przeczytać. Weź się w garść Hermiono. Łatwo powiedzieć. Już widziała oczami wyobraźni, jakie męki będzie przechodzić, gdy ujrzy w styczniu gazety z nagłówkami „Koniec United Architect – prezes oszustem i fałszerzem”.
            - Wyglądała na sukę. – Pansy spojrzała odruchowo na zegarek. Nie spodobała jej się godzina, którą na nim zobaczyła. Zmarszczyła nieco nos i zabrała torebkę leżącą na kontuarze. Hermiona widząc zbierającą się do wyjścia przyjaciółkę zapięła swój płaszcz i owinęła się szalikiem. Od czasu do czasu zerkała w stronę windy. Miała nadzieję, że Blaise zatrzymał Ginny i nie wypadnie z niej za chwilę niczym tajfun.
            - Bo nią jest. Nawet nie masz pojęcia, ile firm przez nią splajtowało. Nie podoba mi się jej obecność tutaj. – I masz rację. Kasztanowłosa wsadziła ręce do kieszeni w poszukiwaniu rękawiczek. Na szczęście obie znajdowały się na właściwych miejscach. Spojrzała ostatni raz w stronę windy, a następnie przeniosła swój wzrok na Pansy.
            - Zrobiliśmy, co mogliśmy. Reszta należała do Draco. Do następnego, Sam. Musimy wracać z Hermioną do domu. – Brunetka uśmiechnęła się ciepło i pomachała kobietom opuszczającym budynek na pożegnanie. Gdy wyszły na dwór Hermionę uderzyło w twarz ziemne powietrze. Kiedy stała na balkonie razem z Malfoyem nie odczuwała tego przeraźliwego chłodu. Pansy otworzyła samochód i starła z szyb warstwę śniegu, który zdążył oblepić cały pojazd. Wsiadły do niego obie, a pani Potter wyjechała z parkingu, kierując się Agdon Street. Nie odzywały się do siebie przez dłuższą chwilę, aż zatrzymały je światła na skrzyżowaniu. Wtedy czarnowłosa zdecydowała się zabrać głos.
            - Wszystko w porządku? – Hermiona oderwała zamyślone spojrzenie od szyby i przeniosła je na przyjaciółkę. Starała się nie dać po sobie poznać, że czuje się wprost potwornie. Obdarzyła Pansy serdecznym uśmiechem i ściągnęła z siebie gruby zielony szalik.
            - Tak. Jak najbardziej. Czemu pytasz?
            - Sama nie wiem. Mam wrażenie, że jesteś jakaś markotna. Draco znowu coś…
            - Nie. Tym razem obyło się bez sprzeczki. – Pani Potter uniosła nieco brwi i ruszyła, gdy zapaliło się zielone światło. Coś jej mówiło, że kasztanowłosa nie mówi prawdy. Nie chciała jej jednak bezpodstawnie osądzać. Coś mimo wszystko nie dawało jej spokoju i była niemalże pewna, że Draco znowu wywinął jakiś numer, a Hermiona nie chce jej o tym powiedzieć.
            - To do was niepodobne. Czego on od ciebie w ogóle chciał?
            - Błahostki. Miałam pomóc mu przyszykować odpowiednie dokumenty na spotkanie. – Panna Granger dokładnie wiedziała, że kłamstwo się prędzej czy później wyda. Nie chciała jednak opowiadać Pansy o kolejnej nieciekawej historii z Malfoyem w roli głównej, więc z tego powodu zrezygnowała z mówienia prawdy. Szczerze mówiąc to praktycznie nie kłamała. Ominęła po prostu fragment, gdzie podpisywała ważne dokumenty bez jakichkolwiek uprawnień, przez co mężczyzna może pójść siedzieć za kratki. Super… Reszta drogi minęła im w milczeniu. Obie nie odczuwały potrzeby mówienia. Pansy głównie dlatego, że myślała nad zachowaniem przyjaciółki, które jej do niej nie pasowało. Hermiona zaś biła się z własnym sumieniem i próbowała załagodzić w sobie poczucie winy.

*  *  *  *  *
            Był późny wieczór, gdy Draco pojawił się w swoim domu. Liczył na ciepłe powitanie ze strony Dulce, ale maluch nie przybiegł do niego jak zawsze miał w zwyczaju. Odwiesił płaszcz i udał się prosto do salonu, zahaczając po drodze o barek. To nie jego wina, że pierwszą butelką, jaka rzuciła mu się w oczy była Ognista Whiskey. Sama weszła mu w dłoń. Podobnie z resztą jak szklanka. Rozsiadł się wygodnie w fotelu i nalał bursztynowego płynu do naczynia. Przy pomocy różdżki wyczarował w niej dodatkowo kilka kostek lodu. Alkohol przyjemnie łaskotał go w gardło i pozwalał na odrobinę relaksu oraz rozluźnienia. Czuł się zmarnowany i kompletnie bez życia. Ten dzień go niemal dosłownie przeżuł i wypluł. A to był dopiero pierwszy dzień grudnia. Draco wolał nie myśleć, jak będą wyglądały kolejne. Przymknął oczy i oparł głowę o wezgłowie fotela, zaciągając się zapachem skóry. W takie dni jak dzisiejszy ten zapach go uspokajał, ale teraz kompletnie nie mógł się odprężyć. Coś mu nie dawało spokoju. Opcji swojego samopoczucia miał wiele. Mógł wybierać od terapii, Granger, spotkania z Kefflerem, aż po cyrk Blaise’a i Ginny. Przy ostatnim jego myśli zatrzymały się na dłużej. Wyciągnął telefon z kieszeni spodni i wybrał numer do przyjaciela. Zazwyczaj nie interesowały go sprawy związkowe kumpla, ale teraz było inaczej. Diabeł był w Weasleyównie zakochany na zabój, a na dodatek będzie się z nią żenił. Strach myśleć, co by się z nim stało, gdyby przez głupie nieporozumienie ich drogi się rozeszły. Oczami wyobraźni Draco widział Zabiniego zapijającego u niego w domu smutki i przeliczał horrendalne sumy pieniędzy, które poszłyby w tym czasie na alkohol. Po pięciu sygnałach  do uszu blondyna doszedł krótki dźwięk oznaczający uruchomienie poczty głosowej. Rozłączył się i ponownie wybrał ten sam numer. Niestety tym razem ponownie powitała go sekretarka. Zrezygnowany odłożył telefon na stoliczek i wyciągnął z paczki papierosa, odpalając go przy pomocy różdżki. Zaciągnął się kilka razy, a w między czasie opróżnił trzymaną w dłoni szklankę z Ognistą. Właśnie sięgał po butelkę, aby ponownie napełnić naczynie, gdy zadzwonił jego telefon. Na wyświetlaczu dostrzegł numer Blaise’a. Odłożył niedokończonego papierosa i sięgnął po komórkę.
            - Smoku to nie jest dobry moment na rozmowę.
            - Ale to ty do mnie teraz dzwonisz. Tak wiem, pewnie rozmawiasz z Weasleyówną o zaufaniu, miłości i innych pierdach. – Draco usłyszał westchnięcie przyjaciela, na które wzruszył ramionami i nalał do szklanki alkoholu.
            - Niekoniecznie.
            - Nie? A! No to dobrze. Bądź u mnie za piętnaście minut. Mamy kilka ważnych rzeczy do omówienia.
            - Odpada. – Blondyn aż wyprostował się w fotelu. Sięgnął po niedokończonego papierosa i zaciągnął się nim głęboko.
            - Że co? Już ci założyła kaganiec? Daj mi ją do telefonu. – Malfoy ponownie usłyszał westchnienie, a po chwili po drugiej stronie telefonu odezwała się panna Weasley.
            - Streszczaj się Malfoy.
            - Ginny, najcudowniejsza kobieto pod słońcem. Czy byłabyś tak uprzejma i dosłownie na pół godziny spuściła Blaise’a ze smyczy? Muszę z nim pilnie porozmawiać.
            - Malfoy, największy arogancie świata. Porozmawiaj z nim przez komórkę.
            - Gdybym mógł, to bym to zrobił. Ja mu nie zajmę dużo czasu, a gdy wróci będziecie mogli skończyć to, co zapewne wam przerwałem. Masz moje słowo.
            - Twoje? To tak jak byś powiedział, że nie mam żadnej gwarancji. Ale niech ci będzie. Godzina i ani minuty dłużej. – Draco uśmiechnął się z satysfakcją i odłożył telefon na stoliczek, sięgając po szklankę z whiskey. Nie zdążył jej nawet z powrotem odstawić, gdy zmaterializował się przed nim Blaise w samych spodniach od dresu. Malfoy uniósł brwi i zagwizdał na widok kumpla.
            - Nie, Diable. Nie zostanę twoim kochankiem. Nawet z takim kaloryferem nic nie wskórasz. – Blaise wywrócił z politowaniem oczami i usiadł na kanapie.
            - Ta… Chyba bojlerem. O co chodzi Smoku? O czym chcesz rozmawiać o jedenastej w nocy? – Blondyn upił łyk alkoholu ze swojej szklanki, a następnie wstał i wyciągnął z barku drugie naczynie, do którego nalał bursztynowego płynu. Tak samo jak sobie, tak i Blaise’owi wyczarował kostki lodu, a następnie podał przyjacielowi trunek. Brunet podziękował mu skinieniem głowy, a Draco ponownie rozsiadł się w zajmowanym wcześniej fotelu.
            - Jesteśmy proszeni przez Kefflera na styczeń do Austrii. – Zabini uniósł lekko brwi i upił trochę alkoholu ze szklanki. – Co więcej, jego inspektor nie miał zastrzeżeń do projektów i dokumentów.
            - To chyba dobrze.
            - No właśnie nie do końca. – Draco wyciągnął kolejnego papierosa i zapalił go, a po chwili w pomieszczeniu czuć było woń unoszącego się dymu, który gryzł w płuca. Blaise odstawił trzymaną w ręku szklankę i podszedł do okna, aby je otworzyć, kaszląc przy tym parę razy.
            - Co masz na myśli? Projekty są, papiery też. Wszystko zatwier… - Zabini urwał w połowie zdania, patrząc na kiwającego przecząco głową blondyna. Zapomnieli o inspektorze budowlanym. – O rzesz w dupę.
            - To mało powiedziane. – Blaise skrzyżował ręce na klatce piersiowej i oparł się o parapet. Po chwili zmarszczył brwi i podrapał się po głowie. Wcześniej Draco powiedział, że inspektor nadzoru Kefflera nie miał zastrzeżeń, co do ich dokumentów. Jak mógł się nie przyczepić do niezatwierdzonych projektów?
            - Chwila. To jak on mógł nas zaprosić do Austrii, jeśli nie dopełniliśmy formalności? To jest sprzeczne z tym, co powiedziałeś na początku.
            - A właśnie, że nie. Słuchaj, Blaise. Projekty są zatwierdzone i dopuszczone do użytku. Problemem jest jedynie fakt, że osoba, która je podpisała nie miała do tego uprawnień.
            - Sfałszowałeś dokumenty?! – Brunet nie dowierzał własnym uszom. Bał się kolejny nowości, których Draco zapewne mu nie oszczędzi, jeśli chodzi o ich zlecenie. Blondyn natomiast siedział wciąż w fotelu, paląc spokojnie papierosa i wydmuchując kółeczka z dymu. Blaise’owi zaczynało to pomału działać na nerwy. Usiadł na kanapie i opróżnił całą szklankę whiskey, którą napełnił mu przyjaciel.
            - Smoku, czy ty wiesz, coś ty zrobił? Jak Keffler się dowie, a dowie się na pewno, to on nie będzie bawił się w ugodowe rozwiązania. Postawi cię przed sądem. – Draco uśmiechnął się złośliwie i kolejny raz zaciągnął papierosem. Zgasił niedopałek w popielniczce, a następnie splótł palce swoich dłoni, układając na nich podbródek.
            - Może tak, może nie. To już zależy od nas, jak to rozegramy.
            - Dobra, tłumacz się. I mów ze szczegółami.
            - Papiery podpisała Granger, gdyż ją o to poprosiłem. – Blaise wybałuszył oczy z szoku, a po chwili zaczął się gorzko śmiać. Nalał sobie do pustej szklanki porcję alkoholu i wypił go, nie bawiąc się w żadne delektowanie. Oparł łokcie na kolanach i pochylił w stronę przyjaciela, który palił już trzeciego papierosa. Draco jedynie z zewnątrz próbował stwarzać pozory, że jest spokojny o ich zlecenie. Jedynie kurcząca się w zastraszająco szybkim tempie ilość papierosów w paczce świadczyła o tym, że przejmuje się tą sprawą i nie jest wszystkiego pewny w stu procentach. Blaise miał bez wątpienia rację, że sfałszowanie dokumentów to ocieranie się jednym bokiem o kraty więzienia. Ale z drugiej strony, jakie miał wyjście? Mogli stracić najlepszego inwestora, a do tego nie mógł dopuścić. Jednak przez ten swój ośli upór miał teraz jedynie kilka tygodni, żeby wykombinować odpowiednie rozwiązanie. A do tego wszystkiego potrzebował pomocy Blaise’a.
            - No to cudownie! Fantastycznie! Tylko nie wiem czy ty wiesz, ale Hermiona nie posiada żadnych kwalifikacji zawodowych, żeby zatwierdzać cokolwiek i gdziekolwiek. Nie mówiąc już o poważnych projektach budowlanych. Smoku, przecież to wszystko się wyda!
            - Mówiłem ci Diable, że to już zależy tylko i wyłącznie od nas. Musimy teraz jedynie wprowadzić poprawki, których nie zdążyliśmy nanieść na projekty, a następnie znaleźć inspektora, który je zatwierdzi. W Austrii, Keffler nie będzie miał żadnych dowodów na to, że sfałszowaliśmy cokolwiek.
            - Jesteś tego takie pewien? – Draco uśmiechnął się złośliwie, ale również z satysfakcją i wypił swój alkohol do końca. Blaise jedynie pokręcił w odpowiedzi głową. Nie podobała mu się ta cała sytuacja. Działali wbrew prawu i dziwił się, że Hermiona się na coś takiego zgodziła. Spodziewał się raczej, że chciała wyperswadować mu ten pomysł z głowy, ale nie jej udziału w nim. Z drugiej strony, do stycznia mieli cały miesiąc. Zdążą wszystko dokończyć i wyciszyć sprawę, a gdy przyjadą do Austrii spokojnie podpiszą umowę z wykonawcą budowlanym. Zabini mimo wszystko martwił się tak długim odstępem czasu. Trzydzieści dni to i mało, i dużo, zależy z jakiej perspektywy patrzeć. Obawiał się, że do stycznia Keffler zdąży połapać się w ich przekręcie i nie będą mieli żadnego pola do popisu. A tego, że biznesmen będzie węszył był pewien prawie w stu procentach, gdyż od samego początku chciał przejąć kontrolę nad United Architect i pozbawić Dracona wszystkiego, co było dla niego cenne. Blaise przeczuwał, że w tym roku święta i sylwester nie będą miały tej samej magii, co zawsze, o spokoju nawet nie wspominając.
            - Szykuje się ciężki miesiąc.
            - Większa część roboty za nami. Musimy się tylko skupić na tym, żeby Keffler wiedział jak najmniej do czasu naszego przyjazdu. Może to być trudne ze względu na jego inspektora. Babsztyl jest niczym pies tropiący. – Na samo wspomnienie Mirandy Draco skrzywił się cierpko. Od samego początku był do niej uprzedzony i przeczuwał, że mogą z nią być niemałe problemy. Wystarczyło mu te pół godziny, aby przyjrzeć się nieco kobiecie i stwierdzić, że ma do czynienia z wyrachowaną suką.
            - Kobieta? – Blondyn przytaknął w odpowiedzi przyjacielowi i zgasił kolejnego papierosa.
            - Na dodatek strasznie wścibska i ciekawska.
            - To trafił swój na swego. Może nam w jakiś sposób zaszkodzić?
            - Może i to bardzo. Wystarczy, że popyta kogo trzeba, aby dowiedzieć się, że nie istnieje inspektor o nazwisku Granger, a wtedy będzie pozamiatane. Do tego wsadziła mi swój numer do ręki, gdy wychodziła. – Blaise zaśmiał się krótko, co Draco skwitował złośliwym uśmiechem. Podniósł się ze swojego fotela, wsadził ręce do kieszeni i zaczął krążyć po pokoju ze wzrokiem utkwionym w podłogę. Zabini wodził za nim oczami i obserwował go z uśmiechem na ustach.
            - Ja bym się na twoim miejscu cieszył z tego powodu. Jakby coś zaczęli podejrzewać to przenocujesz ją na drugą stronę i będzie po sprawie.
            - Zwariowałeś?!
            - Jest aż tak brzydka? – Draco zmrużył oczy i zatrzymał się przed Blaise’em, który uniósł ręce w geście poddania. Po chwili blondyn powrócił do swojego spaceru po salonie, który zaczynał pomału wyprowadzać bruneta z równowagi.
            - Blondynka, długie nogi, spore piersi, twarz niczego sobie.
            - No to w czym problem?
            - Jakby to delikatnie ująć. Jest suką. – Zabini zaśmiał się w odpowiedzi na komentarz przyjaciela. Dokładnie wiedział, że Draco nie sypia z kobietami, które są większymi zołzami niż on sam. Nie było ich co prawda zbyt wiele, ale blondyn trzymał się od nich z daleka mimo wszystko. Dla niego oznaczały one kłopoty typu wkręcona ciąża, a on nie miał ochoty łazić po sądach, robić testy na ojcostwo i tłumaczyć się, że to nie jego dziecko. Nagle w pomieszczeniu dało się słyszeć dość głośne szczeknięcie. Draco obrócił się w kierunku schodów, a wzrok Blaise’a powędrował za nim. Brunet prawie otworzył usta ze zdziwienia, gdy ujrzał małego dobermana stojącego na stopniach merdającego wesoło ogonem. Pies pokonał resztę drogi dzielącą go od swojego pana i zaczął skakać Malfoyowi wokół nóg.
            - Smoku? Od kiedy ty masz psa? – Draco spojrzał na przyjaciela i wzruszył ramionami, a następnie powrócił do zabawy z Dulce, który zaabsorbowany był gryzieniem paska od zegarka blondyna. Blaise spoglądał na rozgrywającą się przed nim sytuację i nie wierzył własnym oczom, że jego najlepszy kumpel kupił zwierzę i nic mu o tym nie powiedział.
            - No to pochwal się, ile cię taki rasowy drobiazg kosztował?
            - Zupełnie nic. – Zabini zamrugał parę razy ze zdziwienia i podszedł do Dracona. Dulce, gdy tylko zobaczył nieznaną mu jeszcze osobę schował się za nogami swojego pana i położył się na przednich łapach. Blaise uśmiechnął się i wyciągnął w kierunku psa dłoń, którą to zwierzę zaraz obwąchało. Więcej szczenięciu nie trzeba było. Szczeniak podniósł się z podłogi i opierając łapy na kolanie Zabiniego zaczął merdać z powrotem ogonem i dopraszać się pieszczot w postaci głaskania po łbie.
            - A jak ten twój nowy przyjaciel się wabi?
            - Dulce. – Blaise wywrócił w odpowiedzi oczami i podniósł psa z podłogi. Maluch rozglądał się dookoła z wystawionym językiem, od czasu do czasu szczekając i wciąż machając w powietrzu ogonem. Draco tymczasem usiadł z powrotem w fotelu i przyglądał się poczynaniom przyjaciela. Wiedział, że Dulce to nie jest zwykły pies, ale nie miał bladego pojęcia, że jest aż tak bardzo towarzyski.
            - Skąd ty w ogóle go masz?
            - Długa historia. – Draco starał się wymigać od tłumaczenia, skąd Dulce wziął się u niego w domu. To oznaczałoby opowiedzenie Blaise’owi o spotkaniu z Granger, a jakoś nie spieszyło mu się do streszczania tej historii. Głównie dlatego, że nie chciał wracać pamięcią do zapachu kobiety, miękkości jej skóry i melodyjnego głosu, który dźwięczał mu w uszach od dobrych dwóch tygodni. Zabini jednak nie dawał za wygraną i nie zniechęciły go protesty przyjaciela.
            - Jeżeli go nie kupiłeś to jest ze schroniska?
            - Nie.
            - Dostałeś od kogoś?
            - Można tak powiedzieć. – Draco nie musiał czekać długo na oczywiste pytanie od Blaise’a. Przeliczył się z nadzieją, że przyjaciel zrezygnuje z tego przesłuchania.
            - Od kogo? – Blondyn potarł ręką skronie i sięgnął po paczkę papierosów. Wysunął jednego ze środka i zapalił go różdżką. Ponaglający wzrok przyjaciela oznaczał, że nie jest mu dane przedłużanie odpowiedzi jeszcze dłużej. Blaise usiadł na kanapie, a po chwili obok niego rozsiadł się wygodnie Dulce, układając się na jednej z poduszek. Draco wywrócił jedynie oczami i zaciągnął się dymem.
            - Znalazłem go razem z Granger. Dulce złaź. – Pies uniósł łeb i przekręcił go lekko w prawą stronę, ale nie zrobił tego, co kazał mu Draco. Przysunął się jeszcze bliżej Blaise’a, układając jedną łapę na jego kolanie. Brunet pogłaskał szczeniaka po łbie i podrapał go za uchem, co wprawiło zwierzaka w stan zadowolenia.
            - Chyba ma cię w nosie. Zupełnie jak ty, gdy coś się do ciebie mówi. Gdzie go znaleźliście? I tak w ogóle, czemu akurat z Hermioną? – Lewa brew Blaise’a uniosła się nieznacząco ku górze, a na ustach błąkał mu się złośliwy uśmieszek. Draco skwitował go wzruszeniem ramion i strzepnięciem zgromadzonego na papierosie popiołu do popielniczki. – Smoku? Czy ja o czymś nie wiem?
            - A o czym miałbyś nie wiedzieć? – Brunet poruszał sugestywnie brwiami, na co Malfoy skrzywił się nieznacznie. Wiedział, że to zły pomysł mówić o wszystkim Blaise’owi, ale nie potrafił mu odmówić z racji wieloletniej przyjaźni. Z resztą na dobrą sprawę nie miał nic do ukrycia. Znalezienie Dulce na cmentarzu z Granger było tak samo przypadkowe, jak ich spotkanie w tym miejscu.
            - No wiesz, może nie mówisz mi wszystkiego. Kiedyś mi powiedziałeś, że z nią rozmawiałeś i się nie pozabijaliście. To było wtedy, gdy byłeś umazany farbą. Dziś pomogła ci w ratowaniu dupy firmie, z czego wyjdą jeszcze problemy. A teraz mi mówisz, że znalazłeś z nią psa i na dodatek jest u ciebie w domu?
            - A co w tym dziwnego?
            - Może jeszcze do ciebie przychodzi w odwiedziny? Co, Smoku? – Draco uśmiechnął się lekko i zaciągnął papierosem. Kątem oka dostrzegł, że Dulce zdążył już przewrócić się na grzbiet i z łapami rozłożonymi na wszystkie strony spał jak zabity. Jemu też przydałby się odpoczynek, ale najpierw musi pozbyć się Diabła, a to do najprostszych zadań nie należało. Gdy Blaise podchwyci jakiś temat, a najgorzej, kiedy jest to jakaś plotka, to nie wyjdzie póki nie dowie się tyle, żeby zaspokoić swoją ciekawość. Jest jak starsze kobiety, które siedzą na ławce w parku i obrabiają dupę wszystkim przechodniom.
            - Myślę, że nie skorzystałaby z zaproszenia. O co ci chodzi Diable?
            - Mnie? O nic! Zupełnie o nic! Ja po prostu myślę czysto hipotetycznie. W końcu Dulce jakby nie patrzeć jest waszym pierwszym, wspólnym dzieckiem. – Blondyn omal nie wypluł whisky, którą akurat pił. Połknął alkohol i odkaszlnął głośno, gdyż trunek zaczął go mocno drapać w gardło. Sięgnął odruchowo po papierosa, ale gdy go zapalił i zaciągnął się dymem zaniósł się jeszcze mocniejszym kaszlem. Blaise natomiast przyglądał się przyjacielowi z niekłamaną satysfakcją, śmiejąc się cicho z jego reakcji, jak również głupoty. Bo kto normalny, gdy coś drapie go w gardło sięga po jeszcze gorszy środek podrażniający?
            - Co ty powiedziałeś?
            - Mówiłem, że Dulce…
            - Wiem, co powiedziałeś! – Draco odkaszlnął jeszcze parę razy, a Blaise zaniósł się śmiechem. Gdy blondyn się uspokoił Zabini wstał z kanapy i klepnął go po plecach. Malfoy spojrzał na przyjaciela spod byka i odłożył papierosa do popielniczki. Miał dość wrażeń, jak na jeden dzień i palenia chyba również.
            - Ochłoń trochę stary i do jutra. Będziesz w firmie, prawda? – Malfoy pokręcił przecząco głową i podniósł się z fotela.
            - Mam wizytę u doktora Spinnera. Nie wiem, czy dzięki tej jego terapii w ogóle wrócę do pracy.
            - Dasz radę. Tobie zawsze się udaje. A jak nie, to zawsze możesz poprosić o pomoc Granger, co nie? – Blaise uśmiechnął się złośliwie, a Draco pokręcił z politowaniem głową. Jeszcze chwila, a Diabeł wyprowadzi go z równowagi. Jego cierpliwość w końcu też miała swoje granice, a on miał dość głupich insynuacji ze strony przyjaciela. Między nim, a Granger nigdy niczego nie było, nie ma i nie będzie.
            - Bardzo zabawne. Wiewióra przypadkiem na ciebie nie czeka?
            - Jak kocha to poczeka.
            - Od kiedy to taki wyluzowany jesteś? Robisz się takim samym pantoflem jak Potter.
            - Możliwe, ale ja przynajmniej nie wzdycham do perfum Hermiony. Do zobaczenia Smoku. – Draco miał odpowiedzieć Blaise’owi, żeby przestał wpychać nos w nieswoje sprawy, ale gdy tylko otworzył usta brunet teleportował się z głośnym trzaskiem do swojego domu. Charakterystyczny dźwięk obudził śpiącego na kanapie Dulce, który podniósł gwałtownie łeb i zeskoczył na podłogę. Malfoy spojrzał na szczeniaka, który wlepiał w niego swoje czekoladowe ślepia i merdał wesoło ogonem, opierając się o jego nogę.
            - Jeszcze jeden taki numer, a przywiążę cię do kaloryfera. – Dulce zaszczekał dwa razy, a następnie usiadł na panelach. Draco westchnął głośno, drapiąc się po policzku, by po chwili podnieść zwierzę z podłogi i umieścić go pod pachą, trzymając szczeniaka pod brzuchem. Przez ten zdawałoby się krótki okres czasu doberman podrósł i nie przypominał już czarnej kulki chwiejącej się na łapach, co nie oznaczało, że pies był ciężki. Blondyn udał się razem z Dulce do sypialni, gdzie zostawił zwierzaka w fotelu, a sam udał się do łazienki. Kiedy ciepła woda dotknęła jego skóry poczuł jak rozluźniają się wszystkie mięśnie i schodzi z niego nagromadzony dzisiejszego dnia stres. Miał wszystkiego powyżej uszu – terapii, Kefflera, projektów, Blaise’a, ale przede wszystkim Granger. Nie ukrywał swojego zaskoczenia jej dzisiejszym zachowaniem, ale był również mocno wkurzony. Nie sądził, że kobieta uważała, iż chciał się z nią przespać dla własnej satysfakcji. Mogła mieć go za chama, egoistę, ignoranta i dupka, ale mimo tych wszystkich superlatyw, które mu przypisywała on nie byłby w stanie wykorzystać jej w tak perfidny sposób. Nie spożytkowałby jej cierpienia spowodowanego utratą dziecka do własnych celów. Nie pałali do siebie sympatią, to prawda, ale udaje im się normalnie rozmawiać. Czemu więc miałby chcieć to zrujnować? Granger nie zasługiwała na takie traktowanie. Kilka miesięcy temu pewnie wyśmiałby to stwierdzenie, ale wystarczyło kilka rozmów z kasztanowłosą, aby zrozumieć jakim był dla niej okrutnym agresorem. Nawet gdy dowiedział się, że straciła dziecko wmawiał sobie, że po prostu na to zasłużyła. Teraz było jednak inaczej. Widział, jak dużo trudu i pracy wkłada w ułożenie swojego życia i powrót do normalnego funkcjonowania. Z jednej strony dziwiło go to, a z drugiej imponowało, gdyż nie sądził, że taka wątła kobieta jest w stanie uporać się z tak bolesną przeszłością. Za nic w świecie nie pozbawiłby jej tego, co zdążyła już odbudować. Z tą myślą zakręcił wodę i wyszedł spod prysznica, wycierając się ręcznikiem. Włożył spodnie od piżamy trzymające się luźno na biodrach i leniwym krokiem wrócił do sypialni, gdzie Dulce zdążył przetransportować się już na łóżko i czekał na niego, wpatrując się w drzwi łazienki. Draco westchnął głęboko i pokręcił z dezaprobatą głową, ale nie wygonił szczeniaka z powrotem na fotel. Wślizgnął się pod kołdrę, opadając powoli na poduszki i gasząc lampy. Po chwili poczuł lekki ciężar na swojej klatce piersiowej i charakterystyczny zapach, który niewątpliwie należał do dobermana. Pies ułożył łeb między jego obojczykiem, a ramieniem, co wywołało na ustach Dracona delikatny uśmiech.
            - Faktycznie jest z ciebie włochata dzidzia. Dobranoc, Dulce. – Pies odpowiedział cichym mruknięciem i wtulił się jeszcze bardziej w swojego pana. Malfoy pogłaskał go parę razy po grzbiecie, a po chwili poczuł, że jego powieki opadają nieznośnie w dół. Zanim zdążył się zorientować, spał razem z Dulce na swojej klatce piersiowej niczym niemowlę.

*  *  *  *  *
            Dzisiejsza pogoda w Londynie niewiele różniła się od wczorajszej. Padał śnieg, ulice były białe, a do tego wiał porywisty i zimny wiatr. Hermiona stała przy oknie z kubkiem herbaty w dłoni, wpatrując się w zasypane samochody przed budynkiem. Nie miała dziś ochoty na pracę. Najchętniej w ogóle nie wyszłaby z ciepłej pościeli, ale kawiarnia potrzebowała jeszcze paru poprawek, a bez wątpienia do porządku musiały zostać doprowadzone schody. Udało jej się wymienić je na nowe, ale Pansy uparła się, że trzeba zmienić ich kolor, gdyż nie komponuje się z resztą wystroju. Nie miała siły sprzeczać się dziś z przyjaciółką. Tym bardziej, że po południu zapewne wpadnie do nich Ginny i też dołoży swoje pięć groszy. Upiła trochę ciepłego napoju z kubka i zamknęła go w dłoniach, opierając głowę o ścianę. Jej wyciszenie nie trwało jednak zbyt długo, gdyż po chwili z toalety wyszła Pansy, która pewnie zagoni ją zaraz z powrotem do roboty.
            - Na dworze zimno jak diabli. – Hermiona przytaknęła przyjaciółce głową i odstawiła kubek z herbatą na najbliższy stolik. Podciągnęła rękawy swetra i podeszła do Pansy. Po drodze niestety potknęła się o wiadro z wodą, wylewając całą jego zawartość na podłogę. Czarnowłosa uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco i odłożyła pędzel, który trzymała w dłoni do pojemnika z farbą.
            - Nie, ja się do tego dzisiaj nie nadaję. – Kasztanowłosa westchnęła ciężko na zakończenie i opadła bezsilnie na pobliskie krzesło, chowając twarz w dłoniach. Poczuła na swoim ramieniu dłoń Pansy, a po chwili ujrzała jej delikatny uśmiech.
            - Każdy ma gorsze dni, ale ciebie ten stan trzyma od wczoraj. Co się dzieje?
            - Nic. – Pani Potter jednak nie dała za wygraną i nie zniechęciła się. Wiedziała dokładnie, kiedy coś trapi jej przyjaciółkę. Usiadła naprzeciwko niej na krześle i szturchnęła ją lekko w ramię. Hermiona niechętnie uniosła głowę i spojrzała na Pansy.
            - Nie chcesz, nie mów. Ja cię nie zmuszę. Ale wiesz, że tak byłoby lepiej?
            - Wszystko gra, Pan. Jestem po prostu tym wszystkim zmęczona. – Czarnowłosa zamyśliła się chwilę, podobnie jak panna Granger. Wiedziała, że z kasztanowłosej dziś raczej pożytku nie będzie, więc nie zmusi jej do malowania, czy chociażby zamiatania podłogi. Chciała, aby Hermiona powiedziała jej, co ją tak gnębi, ale przyjaciółka szła w zaparte, że nie ma żadnego problemu. Postanowiła na razie odpuścić, gdyż prędzej czy później i tak się dowie, o co chodzi. Jeśli nie od Miony, to z pewnością znajdzie odpowiednią osobę, która jej o wszystkim powie.
            - A dałabyś radę skoczyć po kawę? Może to cię trochę obudzi, a mnie z pewnością pomoże w dalszej pracy. – Pansy uśmiechnęła się ciepło do Hermiony, która odwzajemniła uśmiech i podniosła się powoli z krzesła. Podeszła do wieszaka i włożyła na siebie płaszcz, rękawiczki i jej ulubiony zielony szalik, owijając się nim szczelnie.
            - O! I jakbyś mogła to weź rogaliki z piekarni. Coś słodkiego do tej kawy by się przydało. – Panna Granger wywróciła oczami i po chwili zniknęła za dużymi drzwiami kawiarni. Od razu uderzyło ją zimne powietrze i pożałowała, że nie wzięła dziś ze sobą czapki. Rozejrzała się uważnie dookoła i przeszła na drugą stronę ulicy, skąd miała bliżej do piekarni. Cieszyła się, że ubrała dziś kozaki na płaskim obcasie i nie wywróci się na środku chodnika, co miało miejsce wczoraj. Na wspomnienie upadku jej wspomnienia jakby ożyły i powróciły do niej wydarzenia z firmy Malfoya. Chciała wymazać swój udział w tej koszmarnej maskaradzie, ale nie mogła. Na wszystko było już dziś za późno. Nie mogła cofnąć czasu, za co wiele by oddała. Nie chciała pamiętać słów blondyna, jego dotyku i zachowania. Nazwał ją tchórzem, a co najgorsze, powiedział, że za wszelką cenę chce się znajdować w centrum uwagi i wzbudza swoją postawą litość w ludziach. Wszystko w niej dosłownie krzyczało, że to wierutne kłamstwo, ale nie potrafiła się do tego przekonać. Malfoy zasiał w niej ziarno zwątpienia, a ona nie potrafiła go z siebie wyciągnąć.
            Rozmyślania kasztanowłosej przerwało krótkie szczeknięcie. Uniosła swój wzrok z chodnika i kilka metrów przed sobą ujrzała niewielkich rozmiarów dobermana z zieloną obrożą, do której przyczepiona była smycz. Zamrugała parę raz ze zdziwienia i bez namysłu podbiegła do psa, kucając przy nim. Zwierzak oparł się przednimi łapami o jej kolana i zaczął lizać ją po twarzy, co wywołało ja jej ustach szeroki uśmiech. Pogłaskała go po łbie i sięgnęła po znaczek przyczepiony do jego obroży. Oczy omal nie wyszły jej z orbit, gdy ujrzała na nim nazwisko blondyna, a nad nim napis „Dulce”.
            - Dulce? Co ty tu robisz sam? – Szczeniak zaszczekał parę razy  i wskoczył Hermionie na kolana, wtulając się w jej płaszcz. Kasztanowłosa wzięła do ręki leżącą na ziemi smycz, aby przypadkiem i jej zwierzę nie uciekło i pogładziła psa kolejny raz po łbie. Jak dorwie Malfoya to nie tylko wygarnie mu wszystko za to, co wczoraj do niej powiedział, ale oberwie również na swój brak odpowiedzialności i wrodzoną głupotę.

*  *  *  *  *

            Draco chodził wściekły od samego rana. Nie tylko z powodu złego samopoczucia spowodowanego sprawą Kefflera, ale również dzięki pogodzie, braku kawy w domu oraz Dulce, który był dziś wyjątkowo nieznośny. Pomijał oczywisty fakt nasikania na podłogę w kuchni, gdyż psu często to się z rana zdarzało, ale pogryzienia firmowych papierów, rozsypania całego worka karmy, zbicia drogiego jak diabli wazonu oraz zakopanych jakimś cudem w doniczce kluczyków od samochodu przeżyć już nie potrafił. Wściekły niczym osa przypiął szczeniakowi do obroży smycz i wpakował go do samochodu. Nie chciał go zabierać ze sobą do lekarza, ale w dzisiejszej sytuacji nie miał wyjścia. Dulce z resztą nie wydawał się być przygnębiony z tego powodu. Jazda samochodem dawała mu więcej możliwości do wyprowadzenia swojego pana z równowagi, jak na przykład chowanie się pod fotelem na zmianę z wchodzeniem na niego.
            Siedział na krześle przed gabinetem doktora Spinnera i z utęsknieniem wyczekiwał momentu wejścia do środka. Dulce zajęty był w tym czasie gryzieniem drewnianej nogi od stoliczka stojącego na korytarzu. I mimo, że trzymał go mocno za smycz, to maluchowi udawało się dostać do niego w jakiś sposób. Powstrzymywał się od krzyczenia na zwierzaka, ale przy każdym spojrzeniu pies zaprzestawał swoich poczynań i patrzył się na niego miną niewiniątka. Draco liczył, że w gabinecie doktora szczeniak nieco się uspokoi, a przynajmniej nie będzie sprawiał takiego problemu jak od samego rana. Poklepał wolne miejsce po swojej lewej stronie, a Dulce wskoczył na nie, opierając się przednimi łapami o jego rękę i liżąc go po policzku. Pogłaskał go po łbie, co zwierzę skwitowało głośnym szczeknięciem i wystawieniem języka. Tyle wystarczyło, żeby w okamgnieniu na korytarzu pojawiła się starsza kobieta, która podeszła do niego z surowym wyrazem twarzy.
            - To pański pies? – Malfoy spojrzał na nią równie nieprzyjaźnie i posadził Dulce na swoich kolanach. Kobieta wyglądała na mocno oburzoną jego zachowaniem. Skrzyżowała ręce na piersiach i zaczęła stukać drewnianym butem o posadzkę.
            - Oczywiście, że mój.
            - W takim razie proszę go natychmiast stąd zabrać. W klinice przebywanie zwierząt jest absolutnie zabronione.
            - Doprawdy? Nie widziałem żadnego znaku informującego o tym. – Pracownica kliniki jeszcze bardziej się zbulwersowała i wyciągnęła w kierunku Dulce swoją dłoń, łapiąc go za sierść na karku. Pies najeżył się, zaczął na nią warczeć i wyrywać się, co spowodowało natychmiastowe zabranie ręki przez kobietę.
            - To zwierzę jest chore! Zaraz dzwonię po hycla, a pan będzie miał olbrzymie kłopoty! – Draco chwycił Dulce za obrożę dokładnie w tym samym momencie, gdy szczeniak wyrwał się, aby ugryźć stojącą przed nim kobietę. Na całym korytarzu słychać było jego szczekanie i warczenie oraz histerię pracownicy kliniki. Na dźwięk panującego zgiełku z gabinetu wyszedł doktor Spinner.
            - Co tu się do jasnej, ciasnej wyprawia?! – Kobieta, Malfoy i Dulce spojrzeli na lekarza. Doktor Rob nie wyglądał na zadowolonego z panującej sytuacji. Stał oparty o drzwi do swojego gabinetu, przyglądając się całej trójce z naganą wymalowaną na jego twarzy. Pierwsza odezwała się starsza kobieta, która doprowadziła do niezręcznego spotkania.
            - Panie doktorze, ten pan wprowadził na teren kliniki psa, który ma wściekliznę. To zwierzę rzuciło się na mnie! – Draco wstał gwałtownie z krzesła, a Dulce schował się za jego nogami. Zwierzę nigdy wcześniej nie znalazło się w takim położeniu i bało się konsekwencji swojego zachowania.
            - Gdyby go pani nie szarpała za sierść siedziałby spokojnie!
            - Wariat! Nie dość, że pies z wścieklizną to jeszcze właściciel agresywny!
            - Pani jest niepoważna! To jest tylko szczeniak! I nie ma żadnej wścieklizny!
            - To się leczy proszę pana! On mógł mnie śmiertelnie pogryźć doktorze! Rzucił się na mnie z szaleństwem w oczach! Dobrze, że w porę się odsunęłam, bo źle by się to wszystko skończyło! – Doktor Spinner przetarł swoje okulary i przysłuchiwał się wymianie zdań bez większego zainteresowania. Kucnął przy krześle i wyciągnął do Dulce swoją dłoń. Szczeniak powąchał ją niepewnie i wysunął się nieco zza nóg Dracona. Lekarz delikatnie wyciągnął go spod krzesła i uniósł na wysokość swojej twarzy. Dulce wyglądał, jakby z jego ciemnych ślepek zaraz miał wypłynąć potok łez.
            - Pani Banks! – Kobieta na dźwięk swojego nazwiska zaprzestała słownego ataku na Dracona i spojrzała na doktora, który trzymał na rękach małego Dulce i uśmiechał się w jego kierunku.
            - Niech doktor uważa! To zwierzę jest…
            - Zupełnie niegroźne, a jedynie przerażone pani impertynenckim zachowaniem. Ta kruszyna nie zrobiłaby pani żadnej krzywdy, a stanęła jedynie w obronie swojego pana. – Pracownica wybałuszyła swoje oczy, a Draco uśmiechnął się do niej złośliwie. Doktor Spinner ruchem głowy wskazał blondynowi swój gabinet i oddał mu trzymanego psa. Malfoy pogłaskał Dulce po grzbiecie i wszedł z nim do środka, zostawiając osłupiałą kobietę na korytarzu.
            - Ale… To… Ja… Przecież…
            - Pani Banks, mam dziś wolny termin popołudniu. Zapraszam na konsultację w sprawie błędnego interpretowania sygnałów wysyłanych przez zwierzęta i ich właścicieli. Może się to pani przydać. I na przyszłość proszę o odrobinę właściwsze zachowanie w stosunku do pacjenta. – Doktor Rob zamknął drzwi od swojego gabinetu i usiadł na fotelu po drugiej stronie biurka. Uśmiechnął się do Dracona i otworzył duży czerwony zeszyt, który blondyn znał niemal bezbłędnie. Przekartkował go kilka razy, aż otworzył na pustej stronie i zapisał na niej dzisiejszą datę, godzinę oraz nazwisko Dracona.
            - Proszę się nie przejmować, panie Malfoy. Pani Banks jest odrobinę rozdrażniona. W końcu nie każdy mąż po trzydziestu latach małżeństwa sprowadza do domu młodszą kochankę i wyjeżdża z nią na Malediwy. – Malfoy zdziwił się nieco usłyszaną informacją, ale postanowił jej nie skomentować. Doktor spojrzał na blondyna zza okularów i uśmiechnął się do niego serdecznie, głaskając przy tym Dulce po łbie. Szczeniak zamerdał ogonem i usadowił się wygodniej na kolanach swojego pana.
            - Uroczy maluch. To kaprys czy prezent?
            - Dulce? Raczej nieplanowana adopcja. Ze znajomą znaleźliśmy go na cmentarzu. Umarłby, gdybyśmy nie wyciągnęli go z worka i nie zabrali do domu. – Lekarz zmarszczył swoje krzaczaste brwi i poprawił spadające z nosa okulary.
            - Niektórzy ludzie są potworni. Miał duże szczęście, że go pan przygarnął. Ale wracając do naszego ostatniego spotkania, które zostało niechybnie przerwane. Znalazł już pan sobie zajęcie na przerwę zimową? – Draco pokręcił przecząco głową i postawił Dulce na podłodze. Szczeniak położył się obok jego nóg i przymknął ślepia. Najprawdopodobniej był zmęczony i postanowił uciąć sobie drzemkę, gdyż wyczuwał, że wizyta jego pana w tym nieznanym mu dotąd miejscu nieco się przedłuży. Malfoy natomiast zastanawiał się, jak ma zapytać doktora o sprawę Granger. Ciekawiło go, co może na ten temat powiedzieć specjalista, a przede wszystkim liczył, że lekarz wyjaśni mu pewne rzeczy i pomoże zrozumieć zachowanie kasztanowłosej.
            - Cóż, z jednej strony jest pan bardzo zawzięty, panie Malfoy, ale z drugiej szybko pan odpuszcza. Nie frustruje to pana?
            - Nie bardzo. Doktorze mam dość istotne pytanie. – Mężczyzna zapisał coś w zeszycie i spojrzał na Dracona z lekkim uśmiechem. Odłożył trzymany w dłoni długopis i sięgnął po stojącą na brzegu biurka filiżankę zimnej już herbaty. Nie wydawał się być zaskoczony faktem, że tym razem to Malfoy go o coś pyta. Patrzył na niego ze spokojem wymalowanym na twarzy.
            - Zatem słucham pana.
            - Moja znajoma jest w dość trudnej sytuacji i nie wiem, jak można jej pomóc.
            - To zależy od tego, co wprawiło ją w owy stan. Zna pan przyczynę? – Draco zamyślił się przez chwilę, spoglądając na leżącego obok niego Dulce. Nie wiedział, czy robi dobrze, rozmawiając o sytuacji Granger z psychiatrą. W pewnym sensie wchodził z butami w jej życie, a nic nie dawało mu do tego prawa. Chciał jednak trochę zrozumieć jej położenie i dowiedzieć się, jak można kasztanowłosej pomóc poradzić sobie z towarzyszącą jej wciąż traumą.
            - Straciła dziecko. – Blondyn poczuł gęsią skórkę na plecach na dźwięk wypowiedzianych słów. Brzmiały one potwornie i nawet nie zdawał sobie sprawy, ile cierpienia jest w nich zawarte. Doktor jednak nie wydawał się być przejęty jego wypowiedzią. Upił łyk herbaty z filiżanki i z powrotem odstawił ją na spodeczek.
            - Jej zachowanie i proces rekonwalescencji jest w dużej mierze zależny od etapu ciąży, w którym do tego doszło. Musi pan wiedzieć, że na tego typu depresję ma wpływ wiele czynników. Okres starania się o dziecko, metoda zapłodnienia, wsparcie partnera bądź rodziny oraz moment, w którym doszło do straty. Może mi pan powiedzieć coś więcej na ten temat? – Malfoy podrapał się po brodzie i zwiesił nieco głowę. Próbował sobie przypomnieć, co mówiła mu Granger, Blaise oraz ojciec, ale ze wspomnień udawało mu się wyciągnąć jedynie strzępki informacji, z których sam niewiele rozumiał. Postanowił jednak zaryzykować i powiedzieć lekarzowi to, co sam wiedział.
            - Dziecko zmarło w krótkim czasie po porodzie. Nie wiem, czy było na świecie nawet przez godzinę. Trzymała je na rękach, gdy uchodziło z niego życie. Tyle mi wiadomo.  – Doktor zamyślił się nieco i ściągnął z nosa okulary, przecierając zmęczone oczy. Odłożył je na bok i zamknął czerwony zeszyt rozłożony na biurku, odkładając go do szuflady. Draco obserwował z niezwykłą dokładnością jego poczynania, czekając tym samym na odpowiedź. Może i doktor Rob miał dziwne sposoby leczenia, ale z pewnością posiadał ogromną wiedzę psychologiczną i mógł powiedzieć mu znacznie więcej o depresji Granger niż ona sama. Z resztą rozmowa z kasztanowłosą o dziecku byłaby kolejnym ciosem zadanym przez życie, a on za nic w świecie nie chciał rujnować tego, co udało jej się z trudem odbudować.
            - To niewiele. Z pewnością duże znaczenie ma fakt, że czuła się wtedy bezradna i nie mogła nic zrobić, aby je uratować. Zna pan jej partnera?
            - Niezbyt dobrze, ale sądzę, że nie obwiniał jej za to, co się stało. Wiem jeszcze, że ponad rok nie wychodziła z pokoju. Nie chciała nic jeść i pić, a przy życiu trzymały ją jedynie podawane na siłę lekarstwa. Kiedy ją zobaczyłem po ponad dwuletniej przerwie nie przypominała tej samej kobiety, którą znałem ze szkoły. Była wychudzona, blada i wyglądała, jakby nawet oddychanie sprawiało jej ból. – Lekarz podrapał się po brodzie, słuchając uważnie Dracona. Blondyn starał się opowiadać o stanie kobiety spokojnie, ale zdał sobie sprawę, że w trakcie wypowiedzi jego głos zawierał śladowe ilości smutku. Nie potrafił nad tym zapanować i nie wiedział, skąd wziął się u niego taki ton. Doktor Spinner wyczuł tę zmianę niemal natychmiast, co go mocno zaintrygowało.
            - Proszę mi wybaczyć, ale pański stosunek do tej kobiety wydaje się być nieco głębszy niż do zwykłej znajomej. – Malfoy zmarszczył brwi i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, co wywołało na twarzy lekarza delikatny uśmiech.
            - Nie pałamy do siebie sympatią.
            - Czyżby? – Doktor Rob spojrzał na mężczyznę zza okularów, a jego uśmiech poszerzył się nieznacznie. – Sposób pańskiej wypowiedzi nie współgra z podawanymi informacjami. Mówiąc jaśniej, podane przez pana fakty na poziomie pańskiej znajomości z tą kobietą nie powinny wywołać w pańskim głosie melancholii.
            - Współczucie raczej nie jest zabronione. Nawet, jeśli się jakiejś osoby nie lubi.
            - Owszem. Jednak  wtedy ubolewanie przybiera nieco inną postać. Bardziej jest to zobojętnienie, aniżeli zasmucenie. Dlaczego zainteresowała pana jej sytuacja? – Draco zamyślił się nieco i spojrzał na uchylone okno. Jego umysł przetwarzał pytanie lekarza i próbował znaleźć satysfakcjonującą odpowiedź dla nich obu. Problem był już jednak na samym początku, gdyż nie wiedział skąd u niego taka ciekawość o stan Granger. Nawet gdyby chciał jej pomóc, to nie za bardzo miał jak, gdyż kobieta uciekała od niego i wzbraniała się na wszelkie możliwe sposoby. Po głębszym zastanowieniu postanowił udzielić odpowiedzi najbliższej prawdzie.
            - Chciałbym zrozumieć położenie, w którym się znalazła. W szkole często się kłóciliśmy. Czasami jedno uszkodziło poważnie drugie, powodując jego pobyt w szpitalu, ale nigdy nie wpadła w depresję.  – Doktor zaśmiał się krótko i dokończył swoją zimną herbatę. Następnie wyciągnął z szuflady swój czerwony notes i otworzył go na ostatniej stronie, jednak niczego w nim nie zapisał. Draco przyglądał się jego poczynaniom, ale nie potrafił niczego z nich wywnioskować.
            - Wiem, że to co powiem będzie bolesne, ale niestety prawdziwe. W odróżnieniu do dziecka pan nie ma dla niej żadnej wartości emocjonalnej. Nie popada się w depresję z powodu utraty znienawidzonej osoby, a przez śmierć człowieka, którego się kocha. Dziecko jest spoiwem związku, panie Malfoy. Jego strata może zacieśnić więzy małżeńskie lub je rozerwać. – Blondyn pokiwał głową na znak, że rozumie i zerknął na Dulce. Pies leżał nieruchomo, więc zapewne spał. Jemu zaś do głowy przychodziła tylko jedna myśl. Związek Granger i Weasleya nie przetrwał tej ciężkiej próby, a zatem nie kochali się wystarczająco.
            - Z jakiego powodu ludzie rozstają się po śmierci dziecka? – Draco czuł się nieco niezręcznie siedząc w gabinecie psychiatry i rozmawiając z nim o prywatnych problemach Granger. To ona powinna znaleźć się na takiej sesji zadawać te niewygodne pytania, a nie on. Coś go jednak ciągnęło do poznania prawdy, ale przede wszystkim pragnął zrozumieć zachowanie kobiety. Może wtedy łatwiej mu będzie porozmawiać z nią dłużej niż półgodziny i zbliżyć się do niej choć odrobinę.
            - Czasami dlatego, że uczucie wygasa. Nie czują już do siebie tego samego, co przed ciążą lub w jej trakcie. Innym powodem może być bezsilność. Takie rozstania przechodzą najczęściej pary, w których jeden z partnerów jest bezpłodny. Nie chcą zatrzymywać przy swoim boku ukochanej osoby, gdyż nie są w stanie obdarzyć jej potomstwem. Argumentów może być wiele, na przykład agresja partnera i obarczenie winą, głosy rodziny, a nawet strach przed kolejną ciążą, że tym razem również może dojść do straty.
            - A reakcja na otoczenie? – Doktor Rob spojrzał z niezrozumieniem na rozmówcę i poprawił swój biały fartuch.
            - To znaczy?
            - Jak duży problem ma kobieta w kontakcie z mężczyznami po utracie dziecka? Nie pozwala się dotykać, jest agresywna, albo wystraszona? – Lekarz ściągnął z nosa okulary i przetarł zmęczone oczy, a następnie ponownie umieścił je na poprzednim miejscu. W tym samym czasie Dulce obudził się i przeciągał się pod biurkiem, by następnie zacząć skomleć i szturchać łapką nogę Dracona, czym zwrócił na siebie jego uwagę.
            - Te symptomy przejawiają częściej ofiary gwałtu. Kobieta po śmierci dziecka jest ostrożna. Niechętnie wchodzi w głębsze relacje z jakimkolwiek mężczyzną i nie chce zbyt szybko ponownie się wiązać. Jeśli w ogóle chce. To jest jak w uproszczonym schemacie. Nowy partner to dla takiej kobiety nowy potencjalny mąż. Mąż to ślub i wspólne życie, a to z kolei oznacza dziecko bądź dzieci. Niewiele kobiet rozumie, że nie wszyscy mężczyźni chcą się wiązać i od razu posiadać potomstwo.
            - A popadanie ze skrajności w skrajność? Najpierw przestraszenie, a potem złość?
            - Stosunkowo rzadko, ale zdarzają się takie przypadki. Agresja najczęściej wynika z bezradności, gdyż nie są w stanie poradzić sobie z nowo-poznanym mężczyzną, który chciałby od nich czegoś głębszego, a im w zupełności wystarczy konwersacja przy kawie. A tak a propos rozmowy. Myślę, że na dziś skończymy wizytę, a na następną moglibyśmy się umówić po świętach. Pasuje panu taki termin? – Dulce zdążył już wspiąć się po nodze Dracona na jego kolana i oparł się o jego klatkę piersiową, liżąc właściciela po twarzy. Malfoy zrozumiał oczekiwania szczeniaka i doktor Spinner najwyraźniej również, więc było mu na rękę zakończenie dzisiejszej wizyty. Przytaknął lekarzowi głową i ściągnął Dulce ze swoich kolan z powrotem na podłogę. Psu jednak nie spodobało się to położenie i zaczął ponownie skomleć przy nodze blondyna.
            - Oczywiście. Postaram się tym razem przyjść sam.
            - Pański pupil jest u mnie mile widziany. Może pan namówić znajomą, aby umówiła się na konsultację ze mną. Myślę, że w jej przypadku terapia również by się przydała. – Draco podniósł się z zajmowanego miejsca  uścisnął lekarzowi dłoń na pożegnanie. Jego uwagę przykuło mocne zaakcentowanie słowa „znajoma” przez doktora. Czuł w nim niewidzialną szpilkę złośliwości, którą psychiatra wbił z pewnością celowo.
            - Nie jestem w stanie niczego panu obiecać. Dziękuję i do widzenia doktorze.
            - Ja również dziękuję. Radzę wyjść bocznym wyjściem po prawej stronie. Chyba, że chce pan znowu wpaść na panią Banks. Do zobaczenia po świętach.  – Malfoy zdążył jeszcze dostrzec szeroki uśmiech na twarzy lekarza zanim zamknął drzwi od jego gabinetu. Wypuścił głośno powietrze z płuc i ruszył razem z Dulce zapiętym na smyczy w stronę bocznego wyjścia, o którym wspominał doktor. Jego umysł pracował na najwyższych niemal obrotach, przetwarzając usłyszane od psychiatry informacje. Nie ułatwiły mu zrozumienia stanu Granger, ale minimalnie pomogły mu wywnioskować, skąd takie, a nie inne jej zachowanie w stosunku do niego. Nie mógł jej naciskać. Jeśli chce móc z nią chociaż normalnie rozmawiać musi zacząć panować nad sobą w jej obecności. O wiele łatwiej by mu było, gdyby kobieta nie używała konwaliowych perfum, gdyż to właśnie one działały na niego jak lep na muchy. Miał ochotę przykleić się nosem do jej szyi i wyssać cały cudowny zapach z jej skóry. Myśląc o perfumach kasztanowłosej nawet nie zauważył, jak razem z Dulce znaleźli się na zewnątrz kliniki i owionął ich lodowaty wiatr. Draco zawinął szczelniej swój szalik i ruszył z psem w stronę samochodu, który zostawił na parkingu. Kiedy miał już otworzyć maluchowi drzwi ten zerwał się mu ze smyczy i puścił się biegiem w stronę ulicy. Blondyn działał jak w transie. Trzasnął drzwiami od auta i ruszył za dobermanem, który był już dobre kilkadziesiąt metrów od niego. Malfoy nie miał pojęcia, że ten z pozoru mizernie wyglądający pies ma w łapach tyle siły. Skręcił w boczną ulicę, gdzie w oddali zamajaczyła mu sylwetka szczeniaka, ale nigdzie nie mógł go dostrzec. Serce waliło mu w piersi, jakby chciało się w niej wyrwać, a on czuł, jak zaczyna go ogarniać panika. Dobermana nigdzie nie było, a Draco był pewny, że zwierzę wbiegło właśnie tutaj. Rozglądał się na boki, ale oprócz wyjścia z ulicy nie dostrzegł żadnego zakamarka, w którym pies mógłby się schować. Pobiegł w tym kierunku i skręcił w prawo, a nogi niemal wmurowało mu w ziemię na widok tego, co zobaczył. Na środku chodnika kucała Granger, a przy niej stał Dulce, opierający się o nią łapami. Kasztanowłosa głaskała go po łbie, a maluch od czasu do czasu poszczekiwał. W końcu skoczył kobiecie na kolana, chowając się w jej płaszczu. Draco podszedł do niej powoli, przysłuchując się umoralniającemu wykładowi, który prowadziła zwierzęciu na jego temat.
            - A gdzie twój zapatrzony w siebie bez reszty, pozbawiony najwidoczniej szarych komórek pan?

            - Stoi za tobą. – Hermiona odwróciła się gwałtownie, przewracając się razem z Dulce prosto na chodnik i upadając na śnieg. Przed nią stał nie kto inny, jak Draco z rozwianymi w każdą możliwą stronę włosami.

9 komentarzy:

  1. Pierwsza...?
    Pierwsza!
    No więc tak : rozdział niesamowity czekałam na niego 2 tyg. i nie rozczarowałam się!
    Pomysł z ucieczką Dulce wyśmienity!
    Mam nadzieję że nie wsadzą Dracona do więcienia :D
    Z.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,hej,hej,hej !!
    Oczywiście rozdział jak zwykle idealny, dopracowany itp., itd. :D
    Ale jedno mnie niepokoi ----- powiedz proszę, że nic nie stanie się firmie Malfoya !!!!
    A tak wgl to jestem nieuleczoną optistką w przeciwieństwie do ciebie realistko i myślę, że jeśli napiszę, abyś z okazji urodzin bloga pisała rozdziały raz na tydzień to się zgodzisz :D
    Wieczna optymistka

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy po przeczytaniu.
    Zacznę od końca, bo cały czas myślę o ostatnim akapicie.
    Podoba mi się przyczyna ich spotkania. Dulce jest super!
    Przechodząc do wizyty u doktora Spinnera. Cieszę się, że Draco wreszcie poznał powód zachowania Hermiony. Mam nadzieję, że będzie się starał zmienić to podejście i zaciągnie ją do kliniki. Btw, coś czuję, że nie będzie się chciała na to zgodzić.
    Nareszcie Granger zwierzyła się Ginny! I pannę Weasley (niedługo Zabini), i Pansy uwielbiam. Obie są świetnymi przyjaciółkami dla Hermiony, a wszystkie tworzą naprawdę fajne trio.
    Co do Mirandy, strasznie mnie denerwuje i mam nadzieję, że Draco nie trafi do więzienia, bo podejrzewam, że nie uda mu się zatuszować tego fałszerstwa.
    To chyba tyle, pozdrawiam i czekam na następny :)
    silence-guides-our-minds.blogspot.com
    P.S. Strasznie się wkręciłam w twoje opowiadanie i myślę, że najlepszym prezentem byłby kolejny rozdział. :D Nie mogę się doczekać!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaki będzie prezent z okazji urodzin bloga ? :)
    S.S.S.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mirand to wredna szuja. Ta kobieta jest potworna i brak mi słów, aby opisać jej zachowanie. Straszny babsztyl.
    Hermiona nie powinna ukrywać prawdy. Ta informacja może się okazać ważna, więc lepiej niech się przełamie i wszystko powie.
    Dulce to miłość mego życia <3 Uwielbiam tego szkraba, tym bardziej, że ładnie doprowadził Dracona do Hermiony. Pędzę czytać następny rozdział, bo już mnie skręca z ciekawości, co dalej :D
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Blog inny niż zwykłam czytać, ale jest świetny! Rozdział na wysokim poziomie, miło sie czyta, a trzeba zaznaczyć, że jest 3:30 a ja zamiast spać, ślęczę nad tą notką. Gratuluję, kawał dobrej roboty ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Aaaaaaaaaaaaaaaa CUDOWNE ! *,*

    OdpowiedzUsuń
  8. Super, wchlonelam kolejny rozdział i zaraz przeczytam kolejny xD nie mogę sie doczekać co będzie, więc nie rozpisuje sie tylko biegne dalej ^^

    OdpowiedzUsuń