ostatnio nie mam zbyt dobrego humoru i nie ukrywam, że rozdział również zawiera ślady mojego złego samopoczucia. Najchętniej zaszyłabym się w jakiejś czarnej dziurze i nie wyszła z niej, dopóki mi się nie poprawi. Nie piszę zbyt długo, bo zaraz pewnie polecą jakieś kwasy. Rozdział nie został zedytowany, więc pojawiają się błędy. Zapowiadam z góry. Ponieważ blog 25 lipca (sobota) kończy rok chciałabym to jakoś uczcić, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Może Wy macie jakieś pomysły? Piszcie w komentarzach na co macie ochotę. Rozdział, miniaturka, zamknięcie bloga, co chcecie. Ja jestem otwarta na wszystko.
Jak już się nagadałam to teraz zapraszam na rozdział 26.
* * * * *
- Miona? – Hermiona usłyszała za
sobą znajomy głos należący do jej przyjaciółki. Otworzyła drzwi i zobaczyła
Ginny. Rudowłosa wyglądała jak kupka nieszczęścia. Miała podpuchnięte oczy i
rozmazany makijaż od płaczu, a do tego pociągała żałośnie nosem, próbując
wytrzeć z twarzy ślady łez. Niestety jej poczynani prowadziły jedynie do
jeszcze większych smug na twarzy po tuszu do rzęs. Hermiona wpatrywała się w
przyjaciółkę, która wyszła ze składziku i usiadła na stojącej pod ścianą
kanapie, chowając głowę między kolanami. Panna Granger podeszła do dziewczyny
niepewnym krokiem i kucnęła przed nią, delikatnie łapiąc ją za rękę. Ginny
uniosła głowę i spojrzała w oczy kasztanowłosej, a po chwili gorzko się
rozpłakała.
- Jestem beznadziejna. – Rudowłosa
łkała w ramię przyjaciółki, na którym się uwiesiła i zawodziła cicho,
pociągając przy tym od czasu do czasu nosem. Hermiona próbowała ją jakoś
uspokoić i gładziła ją po plecach, ale Ginny była bardzo daleka od osiągnięcia
nirwany.
- Nie jesteś. Jesteś wspaniała i nie
daj sobie wmówić niczego innego.
- Jestem beznadziejna, Miona. Jak
mogłam posądzić Blaise’a o tak absurdalne rzeczy? – Kasztanowłosa kobieta
usiadła obok przyjaciółki na kanapie i pozwoliła jej się w nią wtulić. Nie tylko
ona miała ciężko w życiu i tym razem to jej przypadła rola pocieszyciela. Nie
ukrywała, że jest z tego powodu szczęśliwa, bowiem pierwszy raz od kilku
tygodni to nie ją ktoś podnosi na duchu, ale właśnie ona musi być wsparciem dla
przyjaciółki. Gładziła Ginny po włosach i plecach do momentu, aż rudowłosa
nieco się uspokoiła, choć jej ciałem od czasu do czasu targały dreszcze. Miała
jedynie nadzieję, że zza drzwi biura Malfoya nie wyłoni się nagle jego klient,
ani tym bardziej on sam. Na dziś miała już dość wrażeń z udziałem blondyna w roli
głównej. Pragnęła o tym wszystkim jedynie zapomnieć.
- Każdy może się pomylić, Ginny.
- Pomylić? Merlinie! Ja nazwałam
Blaise’a homoseksualistą, a przecież dokładnie wiedziałam, że on mnie nie
zdradza, ani z kobietą, ani tym bardziej z mężczyzną. Co mi strzeliło do głowy?
- Byłaś wycieńczona i prawdopodobnie
zaczęłaś sobie wmawiać najgorsze kłamstwa. Rozmawiałaś po tym wszystkim z
Blaise’em? – Ginny pokręciła przecząco głową. Hermiona zdała sobie sprawę, że
poucza przyjaciółkę radami, które powinna udzielać sama sobie. Bo czy ona też
nie wmawiała sobie kłamstw i nie zaczęła w nie wierzyć? Tak przynajmniej
twierdził Malfoy.
- Uciekłam przed nim i schowałam się
tutaj. Nie chciałam słuchać tego, co ma mi do powiedzenia. Teraz wiem, jak
głupio postąpiłam.
- Powinnaś z nim porozmawiać,
powiedzieć mu, że zawsze może na ciebie liczyć. Myślę, że Blaise nie chciał cię
po prostu niczym martwić i dlatego zachowywał się tak wobec ciebie. Był bardzo
zestresowany.
- Miona kocham go, ale czuję, że nie
ufamy sobie bezgranicznie. – Ginny zwiesiła swoja głowę i wytarła nos w rękaw
swetra. Hermiona wyciągnęła z kieszeni spodni paczkę chusteczek i podała ją
przyjaciółce, co rudowłosa skwitowała nieśmiałym uśmiechem, który panna Granger
odwzajemniła. Czuła, że Ginny przeanalizowała sobie wszystkie dzisiejsze
wydarzenia i w końcu zaczęła logicznie myśleć, czego z kolei Hermiona nie mogła
powiedzieć o sobie. Co chwilę zerkała nerwowo w kierunku drzwi do gabinetu
Malfoya sprawdzając, czy nikt z nich nie wychodzi, co nie uszło uwadze
rudowłosej.
- Na co tak ciągle zerkasz? –
Kasztanowłosa kobieta spojrzała na siedzącą obok niej przyjaciółkę i nie
wiedziała, co ma jej odpowiedzieć. Powiedzieć prawdę? To nie byłoby dobre
posunięcie, gdyż Ginny odsunęłaby swój problem na bok, a zajęła się nią, do
czego Hermiona nie chciała dopuścić. Wrażeń z Malfoyem miała aż nadto, nie
chciała przywoływać ich ponownie.
- Na nic. Nie zmieniaj tematu,
Ginny. Według mnie, Blaise cię kocha i darzy ogromnym zaufaniem. To wasza
pierwsza próba i dużo zależy w niej od waszej współpracy, dlatego uważam, że
powinnaś iść do niego i z nim porozmawiać.
- Sądzisz, że będzie chciał się ze
mną widzieć?
- Oczywiście, że tak! Wypadł z biura
jak poparzony i zaczął cię szukać. Gdyby nie zależało mu na tobie tak bardzo,
to siedziałby pewnie teraz u Malfoya i razem z nim rozmawiałby z tym Kefflerem.
– Ginny czuła się strasznie głupio. Ukryła się przed mężczyzną, którego kocha,
bo nie potrafiła mu spojrzeć w oczy po
tym zamieszaniu. To wymagałoby ponadto przyznania się do błędu, a ona najgorzej
na świecie znosiła urażoną dumę. Ale czy warto zachowywać się jak księżniczka i
uważać na koronę, aby nie spadła z głowy? Oczywiście, że nie. Kocha Blaise’a i
chce z nim spędzić całe życie, więc nie powinna zachowywać się jak chorobliwie
zazdrosna histeryczka. Hermiona miała świętą rację i muszą ze sobą porozmawiać.
- Mówisz? – Ruda spojrzała
czerwonymi od płaczu oczami na przyjaciółkę, która uśmiechnęła się do niej
pocieszająco. Kasztanowłosa nigdy się nie myliła, zawsze wiedziała wszystko, a
poza tym były dla siebie jak siostry, więc nie było powodu, dla którego miała
jej nie wierzyć.
- Ginny, przecież wiesz, że w życiu
bym cię nie okłamała. – Na dźwięk wypowiedzianych przed chwilą przez siebie
słów Hermiona nieco zesztywniała. Znowu myślała o tym wszystkim, co powiedział
jej Malfoy. Nie chciała uwierzyć w to, że oszukuje wszystkich swoich bliskich,
ani tym bardziej siebie. Coś w blondynie jednak jej mówiło, że miał
stuprocentową rację. Bo właściwie w jakim celu miałby kłamać?
- W takim razie powiedz mi, co ty
tutaj robiłaś? – Serce kasztanowłosej nieco przyspieszyło, a ona czuła
narastającą w jej gardle olbrzymią gulę. Mogła się domyślić, że Ginny prędzej
czy później będzie ją o to pytać, ale nie sądziła, że aż tak szybko.
Pozostawało jej teraz jedynie pytanie, czy chce przyjaciółce o wszystkim
powiedzieć. Czuła wzrok rudowłosej na sobie, który nagle zaczął ją jakby palić.
Miała wrażenie, że przypomina pięcioletnie dziecko, które ma przed rodzicami
coś do ukrycia i boi im się o tym czymś powiedzieć. Przełknęła najciszej jak
umiała ślinę i z wielkim trudem spojrzała na Ginny.
- Szukałam cię. – Rudowłosa
wywróciła z dezaprobatą oczami i wsadziła za ucho błąkający się po jej twarzy
kosmyk włosów. Hermiona czuła, że Ginny nie dała się na tę króciutką bajeczkę
nabrać, a ona napytała tym sobie jedynie biedy. Jakby jej dzisiaj miała za
mało.
- Wiesz, dlaczego wiem, że byś mnie
nie okłamała? Bo ty, Miona po prostu tego nie umiesz. A teraz powiedz mi
prawdę. – Hermiona wahała się przez moment, ale doszło do niej, że nie ma sensu
ukrywać spotkania z Malfoyem. Przyjaciółka i tak by to z niej wyciągnęła, a
jeśli nie, to zapytałaby Blaise’a albo Pansy. Panna Granger zebrała się w sobie
i usiadła bliżej Ginny. Do okazania odwagi było jej daleko, ale przy rudej
czuła się odrobinę pewniej. Mocno wierzyła w to, że po wygadaniu się
przyjaciółce zejdą z niej w końcu nerwy i stres. Ponadto, Ginny mogła pomóc jej
posprzątać bałagan w głowie, którego narobił jej Malfoy, a przynajmniej nieco
poukładać rozszalałe myśli.
- Okazało się, że Malfoy nie ma
zatwierdzonych jakichś dokumentów, które są mu bardzo potrzebne na tym
spotkaniu. Mógł je zatwierdzić tylko inspektor budowlany, ale nie miał żadnego
pod ręką. Poprosił mnie, abym ja to zrobiła.
- Ty? A przepraszam bardzo, niby
jak? Nie masz uprawnień.
- Mówiłam mu to samo, ale
powiedział, że to tymczasowe i weźmie winę na siebie, jeśli coś pójdzie nie
tak. Poza tym on mnie błagał, a sama wiesz, że ta tchórzofretka musi się
znaleźć między młotem, a kowadłem, żeby to zrobić. Zgodziłam się mu pomóc. –
Ginny słuchała uważnie tego, co mówiła jej Hermiona i w głowie analizowała
sytuację. Była ona dla niej dość… nietypowa. Żeby nie powiedzieć dziwna. Na
myśl nasuwało jej się pytanie, dlaczego Miona? Przecież w biurze znajdowała się
również Pansy. Czemu w takim razie nie poprosił jej o pomoc? Przyjaźnią się
ponoć od pieluchy, a Hermiona jest dla niego zwykłą znajomą ze szkoły, do
której dodatkowo nie pała sympatią. Coś jej w tym wszystkim nie pasowało. Spojrzała
podejrzliwie na przyjaciółkę, co kasztanowłosa od razu wychwyciła.
- Tak po prostu? A czemu nie mogła
zrobić tego Pansy?
- Właściwie to nie wiem. – Panna
Granger spuściła wzrok i wbiła go w swoje kolana. Nie przyglądała się sprawie
od tej strony i po pytaniu Ginny również zaczęła się nad tym faktem
zastanawiać. Przecież to ona mogła stać przy windzie oraz ją włączać i
wyłączać. Malfoy jednak wybrał do tego Pansy, a ją zaciągnął do swojego biura.
Nie wierzyła, że chciał z nią pobyć sam na sam, ale również nie przyjmowała do
wiadomości, że mężczyzna zrobił to przypadkowo. Niczym bumerang powróciły do
niej wydarzenia z biura blondyna. Jego bliskość, spojrzenie, głos, najmniejszy
dotyk, a do tego ten intrygujący zapach. Nie rozpoznawała najważniejszej nuty w
jego perfumach, które działy na nią zbyt wyraziście. Ginny zauważyła zamyślenie
Hermiony i aby zwrócić jej uwagę położyła jej rękę na kolanie. Kasztanowłosa
niemal natychmiast uniosła głowę i skrzyżowała swój wzrok ze wzrokiem
przyjaciółki.
- Co jest Miona? Co ci jest?
- Nic. Zupełnie nic. – Nawet
kasztanowłosa słyszała w swoim głosie niepewność. Znowu jej myśli latały po
głowie niczym wolne elektrony, a ona nie mogła uczepić się ani jednej, żeby móc
ją w spokoju przeanalizować. Zaczynała mieć tego pomału dość.
- Przecież widzę, że jednak tak.
Pokłóciliście się o coś? – Hermiona pokręciła przecząco głową, ale po chwili
zmieniła zdanie.
- Właściwie to tak.
- Wyzwał cię od szlamy?
- Wolałabym to, aniżeli prawdy
życiowe odnośnie mojego zachowania. – Ginny zmarszczyła brwi i podrapała się
delikatnie po nosie. Nie rozumiała, co przyjaciółka miała na myśli. Słyszała od
Pan, że po spotkaniach z Malfoyem Hermiona zachowuje się dziwnie, ale nie
myślała, że aż tak. Jest rozkojarzona i jakaś nieswoja. Zupełnie, jakby nie
mogła się na niczym skupić.
- Czekaj Miona, bo się zaczynam
gubić. Jakie prawdy życiowe? O czym wyście tam rozmawiali? – Hermiona
westchnęła głęboko i oparła głowę na rękach. Jutro będzie pewnie żałować, że
powiedziała o wszystkim Ginny, ale potrzebowała się komuś wygadać. Wieczorem
zapewne przerobi to samo z Pansy, ale do tego czasu powinna być już
spokojniejsza, a przynajmniej taką miała nadzieję.
- Malfoy powiedział, że uciekam i
zastrzegłam sobie prawo do litości nade mną. Ponoć twierdzę, że tylko mnie może
dziać się krzywda i specjalnie zachowuję się, jak zaszczute zwierzę, aby ciągle
znajdować się w centrum uwagi.
- Co?! – Ginny omal nie krzyknęła na
cały korytarz, a jej oczy znacznie się rozszerzyły. Kasztanowłosa pokiwała
twierdząco głowa i objęła się ramionami, spuszczając przy tym wzrok na podłogę.
Po chwili poczuła na kolanie dłoń przyjaciółki, a kątem oka udało jej się
dostrzec delikatny uśmiech na jej twarzy.
- Miona obie dobrze wiemy, że Malfoy
to dupek. Nie ma sensu przejmować się jego zdaniem. Tym bardziej, że ten idiota
chyba nie wie, co powiedział. Ty się nigdy nie użalasz i nie szukasz
współczucia. Nie dawaj sobie wmawiać takich kłamstw. – Panna Granger
uśmiechnęła się lekko, a po chwili wtuliła się w siedzącą obok niej przyjaciółkę.
Na Ginny zawsze mogła liczyć i wiedziała, że ruda nigdy jej nie okłamie. Bez
ogródek powie jej zawsze prawdę, choćby najgorszą i najboleśniejszą. Dzięki jej
słowom niepokój zaczął powoli w niej zanikać, ale wciąż było w niej coś, co nie
dawało jej spokoju. Problem w tym, że nie bardzo wiedziała, czym jest ta rzecz.
Niestety panna Weasley wychwyciła z jej twarzy, że nie wszystko jest w pełni w
porządku.
- Widzę, że jednak jest coś jeszcze.
– Kasztanowłosa pokiwała twierdząco głową, ale nie spieszyła się z odpowiedzią.
Dopiero ponaglające spojrzenie Ginny zmusiło ją do zebrania się w sobie.
- On jest dziwny. Najpierw się na
mnie wyżywa, potem przeprasza, mówi, że mam ładne perfumy, ale mam ich nie
używać. Zaprasza mnie do siebie z powodu psa, pociesza, prosi mnie o pomoc,
zachowuje się, jakbyśmy byli normalnymi ludźmi, mówi, że chce spędzić ze mną
więcej czasu, a na koniec nazywa tchórzem i kłamcą. Ja kompletnie nie rozumiem
tego człowieka. Czemu się tak na mnie uwziął? – Hermiona z początku mówiła
spokojnie, ale z każdym kolejnym słowem jej frustracja wzrastała, a na końcu
mówiła z żalem i zagubieniem. Ginny siedziała obok niej i wsłuchiwała się w
każde słowo, nie kryjąc swojego zaciekawienia. To, co usłyszała od przyjaciółki
zaintrygowało ją, gdyż nigdy nie słyszała od niej, żeby Malfoy tak się wobec
niej zachowywał. Zawsze był chamski, złośliwy i bezczelny, czego często dawał
jej dowody. Ale przeprosiny? Rozmowy? Więcej czasu? I perfumy? To wszystko kupy
się nie trzymało.
- Nie rozumiem to ja twojego
bełkotu. Od początku, Miona. O jakie perfumy chodzi?
- Po przyjęciu u Pansy, gdy się
posprzeczaliśmy znaleźliśmy się oboje na balkonie. To była dziwna rozmowa, ale
nie taka zła. A na koniec, gdy wychodził powiedział, że mam przestać używać
moich ulubionych perfum o zapachu konwalii. A dlaczego? Bo stwierdził, że mu
się podobają. To chore i nielogiczne. – Rudowłosa otwierała swoje usta, aby
odpowiedzieć przyjaciółce, ale w tym samym momencie obie usłyszały dźwięki
pożegnań za drzwiami do gabinetu mężczyzny, o którym rozmawiały. Hermiona nieco
pobladła, ale wystarczyło ujrzeć opadająca w dół klamkę, aby szare komórki
zaczęły właściwie funkcjonować. Pociągnęła Ginny za rękę i niemal w ostatnim
momencie zamknęły się najciszej jak umiały w składziku, w którym się spotkały. Po
chwili do ich uszu dochodziły strzępki rozmów z korytarza.
- Miona? Co jest o co… -
Kasztanowłosa uciszyła przyjaciółkę gestem ręki. Nie chciała, aby klienci
Malfoya dowiedzieli się o ich obecności. Przystawiła ucho do drzwi, opierając
się o nie dłońmi i przysłuchiwała się krokom dwóch osób. Gdy w miarę możliwości
ucichły otworzyła drzwi i wyszła razem z Ginny do holu. Ulżyło jej, gdy nie
dostrzegła na nim nikogo, włączając w to osobę blondyna.
- To pewnie był ten Keffler, o
którym wszyscy mówili. – Hermiona spojrzała na rudą, jednak nie odpowiedziała
jej, a następnie skierowała się w stronę schodów. Panna Weasley dogoniła ją w
okamgnieniu.
- Słuchaj, Hermiono. Uważam, że
Malfoy… - Ginny omal nie przewróciła się, gdy kasztanowłosa zatrzymała się w
miejscu. Przyłożyła swój palec wskazujący do ust i nakazała przyjaciółce
milczeć. Dopiero po chwili ruda zorientowała się, co stało za zachowaniem
Hermiony. Stały przy ścianie przysłuchując się rozmowie dwójki osób, która
kilka minut temu opuściła biuro Malfoya.
- Du bist leichtfertig?! Mieliśmy
tam zostać, abyś znalazła jakieś niedociągnięcia, a ty wychodzisz i jeszcze go
do mnie zapraszasz?! – Mężczyzna był zbulwersowany i mówił z wyraźną irytacją w
głosie, żeby nie powiedzieć z wściekłością. Po chwili usłyszały spokojny głos,
który należał do kobiety.
- Andrè, ja już znalazłam to, co
mnie interesowało.
- Jesteś tu po to, aby tego
gówniarza zrównać z ziemią, a nie po to, aby się do niego mizdrzyć i dawać mu
dupy! Myślisz, że nie widziałem, co wyprawiałaś pod tym biurkiem? – Hermiona
spojrzała na Ginny, która prawie wybałuszyła oczy ze zdumienia. Jej z kolei
żołądek podszedł do gardła, gdy pomyślała, jakie zaloty odbywały się pod biurkiem
Malfoya. Jednak, co do jednego nie miała wątpliwości. Draco nie kłamał, kiedy
mówił o Kefflerze i jego stosunku do firmy.
- Uwierz mi, że seks z nim to będzie
urocze zwieńczenie twojego planu.
- Zaczęłaś myśleć cipą? Nie płacę ci
za klęczenie przy jego kroczu.
- A kto powiedział, że to ja będę
klęczała przy jego kroczu? Zapominasz się, Keffler. Beze mnie jesteś nikim. Czy
się mylę? A o ten cały kontrakt możesz być spokojny. Gdy przyjedzie do Austrii
nie tylko wypowiesz mu umowę, ale również oskarżysz o fałszerstwo. – Panna
Granger poczuła, jak całe jej ciało zaczyna sztywnieć, a krew odchodzi jej z
twarzy. Przytrzymała się mocniej ściany, aby nie upaść. Malfoy będzie miał
problemy przez to, że prosił ją o pomoc. Z tego co słyszała niemałe. Ale jak ta
kobieta, kimkolwiek jest, domyśliła się, że podpisy na dokumentach są
nieprawdziwe? Nie mogła mieć spisu wszystkich inspektorów w głowie. Liczyła, że
dowie się tego z dalszej rozmowy, ale przeliczyła się ze swoją nadzieją.
- Fälschung? Na jakiej podstawie?
- Jestem prawie pewna, że ktoś o
nazwisku Granger nie istnieje, nie mówiąc już o tym, że nie może być
inspektorem budowlanym. A za fałszowanie tak ważnych dokumentów w najlepszym
wypadku będzie musiał ci zapłacić olbrzymie pieniądze.
- W najgorszym?
- Cóż… Obawiam się, że pan Malfoy
będzie mógł dokładnie przyjrzeć się celom więziennym przez kilka lat i
zaprojektować je na nowo. – Para zaniosła się krótkim i cichym śmiechem, a
następnie słychać było odgłosy schodzenia po schodach. Gdy Ginny uznała, że są
wystarczająco daleko odezwała się do Hermiony.
- Oj, nie jest dobrze. – Ruda
spojrzała na przyjaciółkę i dostrzegła na jej twarzy przerażenie. Panna Granger
wyglądała, jakby oberwała przed chwilą drętwotą. O tym, że żyje świadczyło
jedynie nierówne unoszenie się jej klatki piersiowej. Ginny wzięła ją pod ramię
i zaczęła prowadzić z powrotem na górę. Kasztanowłosa jednak po dwóch stopniach
zaparła się nogami, by po chwili puścić się biegiem w dół. Usłyszała jeszcze za
sobą krzyk przyjaciółki.
- Miona! – Nie zatrzymała się.
Starała się jak najszybciej dotrzeć na sam dół i wyjść z tego przeklętego
budynku. Ilekroć w nim przebywała przytrafiały jej się same kłopoty, głównie z
udziałem Malfoya. Tak było i tym razem. Przez to, że blondyn był tak pewny
tego, że nie wyda się sfałszowanie dokumentów ona mu zaufała i podpisała je.
Teraz ten arogancki arystokrata znajdzie się w niezłym bagnie. A wszystko przez
to, że się ugięła i mu pomogła.
Gdy dotarła na piętro, na którym
znajdowały się windy wpadła na kogoś z hukiem, licząc, że tym razem los nie
rzucił jej kłód pod nogi i nie był to Draco. Uniosła nieco wyżej głowę i
skrzyżowała swoje oczy z brązowymi tęczówkami Blaise’a.
- Hermiona! Dobrze, że jesteś.
Widziałaś gdzieś Ninny? Nigdzie jej nie ma!
- Jak poczekasz minutę to sama cię
znajdzie. Gdzie Pansy?
- Chyba na recepcji z Sam. Czemu mam
czekać? – Hermiona wcisnęła guzik od windy, a ta otworzyła się przed nią.
Weszła do niej bez żadnego wyjaśnienia i wybrała na klawiaturze przycisk z
napisem parter. Gdy drzwi za kasztanowłosą się zamykały zdążyła usłyszeć jeszcze
krzyk rudowłosej przyjaciółki, która biegła za nią. Na jej szczęście Ginny nie
zdążyła jej dogonić, a ona mogła nareszcie zostać sama. Oparła się o ścianę i
rozmasowała pobolewającą głowę. Zdała sobie sprawę, że właśnie zrobiła
najgłupszą rzecz w życiu. Powinna pójść do Malfoya i powiedzieć mu to, co
usłyszała. Blondyn powinien o tym wiedzieć. Nie, on musiał się tego dowiedzieć.
Tylko jak ona miałaby mu to przekazać po tym wszystkim, co między nimi zaszło?
Nie potrafiła wejść do jego biura i rozmawiać z nim, jak gdyby nigdy nic. Z
drugiej strony, jeśli mężczyzna dowie się, że ona od początku o wszystkim
wiedziała wpadnie w szał. Ale jej to akurat nie powinno dotyczyć. Sam
powiedział, że weźmie winę na siebie. To był jego pomysł, więc ona nie powinna
przejmować się jego konsekwencjami. To dlaczego dręczy ją sumienie? Czuła, że
ten plan to od początku był zły pomysł, ale nie spodziewała się, że aż tak.
Chciała pomóc Malfoyowi, ale nie była w stanie. Z takimi problemami nigdy się
nie mierzyła, nie miała pojęcia, co może zrobić. Nawet jeśli powie mu, co
usłyszała, to co blondyn miałby zrobić z tą garstką informacji? Po prostu by
wiedział, że fałszerstwo zostało wykryte, ale również miałby związane ręce.
Jedno było pewne. United Architect prędzej czy później znajdzie się w
tarapatach. A przez kogo? Właśnie przez nią.
O zatrzymaniu się windy i dotarciu
do celu poinformował Hermionę dźwięk dzwoneczka, a następnie otworzyły się
przed nią drzwi. Gdy wyszła skierowała swoje kroki prosto do recepcji, gdzie
stała Pansy razem z Samanthą. Uśmiechnęła się dla niepoznaki, żeby przyjaciółka
nie zasypała ją setką pytań. Wewnątrz niestety żołądek wprost skręcał się z
poczucia winy, że po części za jej zasługą firma Malfoya legnie w gruzach.
- Cześć, Hermiono. Domyślam się, że
Draco już skończył, skoro Keffler wyszedł z budynku. – Kasztanowłosa spojrzała
na recepcjonistkę i obdarzyła ją lekkim uśmiechem. Nie myślała, że ukrywanie
prawdy jest tak ciężkie. A jeszcze ciężej będzie, gdy Malfoy się o wszystkim
dowie.
- Tak. Chyba tak.
- A właściwie, to kim była ta
blondyna, co szła obok Kefflera? – Pansy zwróciła się do Sam, która właśnie
porządkowała swoje biurko i wkładała duży segregator do szafki. Brunetka
machnęła jedynie ręką i oparła się o blat biurka. Minę miała raczej cierpką.
Hermiona domyśliła się, że Samantha raczej nie pałała sympatią do blondynki.
- Pani Hagen. Menda i szuja
społeczna. A przy okazji inspektor nadzoru inwestorskiego Kefflera. Same
problemy są z tą kobietą. – Na dźwięk słowa „problemy” Hermiona uniosła nieco
zbyt gwałtownie głowę. Czuła się potwornie z wiedzą, którą nabyła przez
przypadek na schodach. Miała wrażenie, że na jej czole widnieje duży napis
„winna” i wszyscy mogą go przeczytać. Weź
się w garść Hermiono. Łatwo powiedzieć. Już widziała oczami wyobraźni,
jakie męki będzie przechodzić, gdy ujrzy w styczniu gazety z nagłówkami „Koniec
United Architect – prezes oszustem i fałszerzem”.
- Wyglądała na sukę. – Pansy
spojrzała odruchowo na zegarek. Nie spodobała jej się godzina, którą na nim
zobaczyła. Zmarszczyła nieco nos i zabrała torebkę leżącą na kontuarze.
Hermiona widząc zbierającą się do wyjścia przyjaciółkę zapięła swój płaszcz i
owinęła się szalikiem. Od czasu do czasu zerkała w stronę windy. Miała
nadzieję, że Blaise zatrzymał Ginny i nie wypadnie z niej za chwilę niczym
tajfun.
- Bo nią jest. Nawet nie masz
pojęcia, ile firm przez nią splajtowało. Nie podoba mi się jej obecność tutaj.
– I masz rację. Kasztanowłosa
wsadziła ręce do kieszeni w poszukiwaniu rękawiczek. Na szczęście obie znajdowały
się na właściwych miejscach. Spojrzała ostatni raz w stronę windy, a następnie
przeniosła swój wzrok na Pansy.
- Zrobiliśmy, co mogliśmy. Reszta
należała do Draco. Do następnego, Sam. Musimy wracać z Hermioną do domu. –
Brunetka uśmiechnęła się ciepło i pomachała kobietom opuszczającym budynek na
pożegnanie. Gdy wyszły na dwór Hermionę uderzyło w twarz ziemne powietrze.
Kiedy stała na balkonie razem z Malfoyem nie odczuwała tego przeraźliwego chłodu.
Pansy otworzyła samochód i starła z szyb warstwę śniegu, który zdążył oblepić
cały pojazd. Wsiadły do niego obie, a pani Potter wyjechała z parkingu,
kierując się Agdon Street. Nie odzywały się do siebie przez dłuższą chwilę, aż
zatrzymały je światła na skrzyżowaniu. Wtedy czarnowłosa zdecydowała się zabrać
głos.
- Wszystko w porządku? – Hermiona
oderwała zamyślone spojrzenie od szyby i przeniosła je na przyjaciółkę. Starała
się nie dać po sobie poznać, że czuje się wprost potwornie. Obdarzyła Pansy
serdecznym uśmiechem i ściągnęła z siebie gruby zielony szalik.
- Tak. Jak najbardziej. Czemu
pytasz?
- Sama nie wiem. Mam wrażenie, że
jesteś jakaś markotna. Draco znowu coś…
- Nie. Tym razem obyło się bez
sprzeczki. – Pani Potter uniosła nieco brwi i ruszyła, gdy zapaliło się zielone
światło. Coś jej mówiło, że kasztanowłosa nie mówi prawdy. Nie chciała jej
jednak bezpodstawnie osądzać. Coś mimo wszystko nie dawało jej spokoju i była
niemalże pewna, że Draco znowu wywinął jakiś numer, a Hermiona nie chce jej o
tym powiedzieć.
- To do was niepodobne. Czego on od
ciebie w ogóle chciał?
- Błahostki. Miałam pomóc mu
przyszykować odpowiednie dokumenty na spotkanie. – Panna Granger dokładnie
wiedziała, że kłamstwo się prędzej czy później wyda. Nie chciała jednak
opowiadać Pansy o kolejnej nieciekawej historii z Malfoyem w roli głównej, więc
z tego powodu zrezygnowała z mówienia prawdy. Szczerze mówiąc to praktycznie
nie kłamała. Ominęła po prostu fragment, gdzie podpisywała ważne dokumenty bez
jakichkolwiek uprawnień, przez co mężczyzna może pójść siedzieć za kratki. Super… Reszta drogi minęła im w
milczeniu. Obie nie odczuwały potrzeby mówienia. Pansy głównie dlatego, że
myślała nad zachowaniem przyjaciółki, które jej do niej nie pasowało. Hermiona
zaś biła się z własnym sumieniem i próbowała załagodzić w sobie poczucie winy.
* * * * *
Był późny wieczór, gdy Draco pojawił
się w swoim domu. Liczył na ciepłe powitanie ze strony Dulce, ale maluch nie
przybiegł do niego jak zawsze miał w zwyczaju. Odwiesił płaszcz i udał się
prosto do salonu, zahaczając po drodze o barek. To nie jego wina, że pierwszą
butelką, jaka rzuciła mu się w oczy była Ognista Whiskey. Sama weszła mu w
dłoń. Podobnie z resztą jak szklanka. Rozsiadł się wygodnie w fotelu i nalał
bursztynowego płynu do naczynia. Przy pomocy różdżki wyczarował w niej
dodatkowo kilka kostek lodu. Alkohol przyjemnie łaskotał go w gardło i pozwalał
na odrobinę relaksu oraz rozluźnienia. Czuł się zmarnowany i kompletnie bez
życia. Ten dzień go niemal dosłownie przeżuł i wypluł. A to był dopiero
pierwszy dzień grudnia. Draco wolał nie myśleć, jak będą wyglądały kolejne.
Przymknął oczy i oparł głowę o wezgłowie fotela, zaciągając się zapachem skóry.
W takie dni jak dzisiejszy ten zapach go uspokajał, ale teraz kompletnie nie
mógł się odprężyć. Coś mu nie dawało spokoju. Opcji swojego samopoczucia miał
wiele. Mógł wybierać od terapii, Granger, spotkania z Kefflerem, aż po cyrk
Blaise’a i Ginny. Przy ostatnim jego myśli zatrzymały się na dłużej. Wyciągnął
telefon z kieszeni spodni i wybrał numer do przyjaciela. Zazwyczaj nie
interesowały go sprawy związkowe kumpla, ale teraz było inaczej. Diabeł był w
Weasleyównie zakochany na zabój, a na dodatek będzie się z nią żenił. Strach
myśleć, co by się z nim stało, gdyby przez głupie nieporozumienie ich drogi się
rozeszły. Oczami wyobraźni Draco widział Zabiniego zapijającego u niego w domu
smutki i przeliczał horrendalne sumy pieniędzy, które poszłyby w tym czasie na
alkohol. Po pięciu sygnałach do uszu
blondyna doszedł krótki dźwięk oznaczający uruchomienie poczty głosowej.
Rozłączył się i ponownie wybrał ten sam numer. Niestety tym razem ponownie
powitała go sekretarka. Zrezygnowany odłożył telefon na stoliczek i wyciągnął z
paczki papierosa, odpalając go przy pomocy różdżki. Zaciągnął się kilka razy, a
w między czasie opróżnił trzymaną w dłoni szklankę z Ognistą. Właśnie sięgał po
butelkę, aby ponownie napełnić naczynie, gdy zadzwonił jego telefon. Na
wyświetlaczu dostrzegł numer Blaise’a. Odłożył niedokończonego papierosa i
sięgnął po komórkę.
- Smoku to nie jest dobry moment na
rozmowę.
- Ale to ty do mnie teraz dzwonisz.
Tak wiem, pewnie rozmawiasz z Weasleyówną o zaufaniu, miłości i innych
pierdach. – Draco usłyszał westchnięcie przyjaciela, na które wzruszył
ramionami i nalał do szklanki alkoholu.
- Niekoniecznie.
- Nie? A! No to dobrze. Bądź u mnie
za piętnaście minut. Mamy kilka ważnych rzeczy do omówienia.
- Odpada. – Blondyn aż wyprostował
się w fotelu. Sięgnął po niedokończonego papierosa i zaciągnął się nim głęboko.
- Że co? Już ci założyła kaganiec?
Daj mi ją do telefonu. – Malfoy ponownie usłyszał westchnienie, a po chwili po
drugiej stronie telefonu odezwała się panna Weasley.
- Streszczaj się Malfoy.
- Ginny, najcudowniejsza kobieto pod
słońcem. Czy byłabyś tak uprzejma i dosłownie na pół godziny spuściła Blaise’a
ze smyczy? Muszę z nim pilnie porozmawiać.
- Malfoy, największy arogancie
świata. Porozmawiaj z nim przez komórkę.
- Gdybym mógł, to bym to zrobił. Ja
mu nie zajmę dużo czasu, a gdy wróci będziecie mogli skończyć to, co zapewne
wam przerwałem. Masz moje słowo.
- Twoje? To tak jak byś powiedział,
że nie mam żadnej gwarancji. Ale niech ci będzie. Godzina i ani minuty dłużej.
– Draco uśmiechnął się z satysfakcją i odłożył telefon na stoliczek, sięgając
po szklankę z whiskey. Nie zdążył jej nawet z powrotem odstawić, gdy
zmaterializował się przed nim Blaise w samych spodniach od dresu. Malfoy uniósł
brwi i zagwizdał na widok kumpla.
- Nie, Diable. Nie zostanę twoim
kochankiem. Nawet z takim kaloryferem nic nie wskórasz. – Blaise wywrócił z
politowaniem oczami i usiadł na kanapie.
- Ta… Chyba bojlerem. O co chodzi
Smoku? O czym chcesz rozmawiać o jedenastej w nocy? – Blondyn upił łyk alkoholu
ze swojej szklanki, a następnie wstał i wyciągnął z barku drugie naczynie, do
którego nalał bursztynowego płynu. Tak samo jak sobie, tak i Blaise’owi
wyczarował kostki lodu, a następnie podał przyjacielowi trunek. Brunet
podziękował mu skinieniem głowy, a Draco ponownie rozsiadł się w zajmowanym
wcześniej fotelu.
- Jesteśmy proszeni przez Kefflera
na styczeń do Austrii. – Zabini uniósł lekko brwi i upił trochę alkoholu ze
szklanki. – Co więcej, jego inspektor nie miał zastrzeżeń do projektów i
dokumentów.
- To chyba dobrze.
- No właśnie nie do końca. – Draco
wyciągnął kolejnego papierosa i zapalił go, a po chwili w pomieszczeniu czuć
było woń unoszącego się dymu, który gryzł w płuca. Blaise odstawił trzymaną w
ręku szklankę i podszedł do okna, aby je otworzyć, kaszląc przy tym parę razy.
- Co masz na myśli? Projekty są,
papiery też. Wszystko zatwier… - Zabini urwał w połowie zdania, patrząc na
kiwającego przecząco głową blondyna. Zapomnieli o inspektorze budowlanym. – O
rzesz w dupę.
- To mało powiedziane. – Blaise
skrzyżował ręce na klatce piersiowej i oparł się o parapet. Po chwili
zmarszczył brwi i podrapał się po głowie. Wcześniej Draco powiedział, że
inspektor nadzoru Kefflera nie miał zastrzeżeń, co do ich dokumentów. Jak mógł
się nie przyczepić do niezatwierdzonych projektów?
- Chwila. To jak on mógł nas
zaprosić do Austrii, jeśli nie dopełniliśmy formalności? To jest sprzeczne z
tym, co powiedziałeś na początku.
- A właśnie, że nie. Słuchaj,
Blaise. Projekty są zatwierdzone i dopuszczone do użytku. Problemem jest
jedynie fakt, że osoba, która je podpisała nie miała do tego uprawnień.
- Sfałszowałeś dokumenty?! – Brunet
nie dowierzał własnym uszom. Bał się kolejny nowości, których Draco zapewne mu
nie oszczędzi, jeśli chodzi o ich zlecenie. Blondyn natomiast siedział wciąż w
fotelu, paląc spokojnie papierosa i wydmuchując kółeczka z dymu. Blaise’owi
zaczynało to pomału działać na nerwy. Usiadł na kanapie i opróżnił całą
szklankę whiskey, którą napełnił mu przyjaciel.
- Smoku, czy ty wiesz, coś ty
zrobił? Jak Keffler się dowie, a dowie się na pewno, to on nie będzie bawił się
w ugodowe rozwiązania. Postawi cię przed sądem. – Draco uśmiechnął się
złośliwie i kolejny raz zaciągnął papierosem. Zgasił niedopałek w popielniczce,
a następnie splótł palce swoich dłoni, układając na nich podbródek.
- Może tak, może nie. To już zależy
od nas, jak to rozegramy.
- Dobra, tłumacz się. I mów ze
szczegółami.
- Papiery podpisała Granger, gdyż ją
o to poprosiłem. – Blaise wybałuszył oczy z szoku, a po chwili zaczął się
gorzko śmiać. Nalał sobie do pustej szklanki porcję alkoholu i wypił go, nie
bawiąc się w żadne delektowanie. Oparł łokcie na kolanach i pochylił w stronę
przyjaciela, który palił już trzeciego papierosa. Draco jedynie z zewnątrz
próbował stwarzać pozory, że jest spokojny o ich zlecenie. Jedynie kurcząca się
w zastraszająco szybkim tempie ilość papierosów w paczce świadczyła o tym, że
przejmuje się tą sprawą i nie jest wszystkiego pewny w stu procentach. Blaise
miał bez wątpienia rację, że sfałszowanie dokumentów to ocieranie się jednym
bokiem o kraty więzienia. Ale z drugiej strony, jakie miał wyjście? Mogli
stracić najlepszego inwestora, a do tego nie mógł dopuścić. Jednak przez ten
swój ośli upór miał teraz jedynie kilka tygodni, żeby wykombinować odpowiednie
rozwiązanie. A do tego wszystkiego potrzebował pomocy Blaise’a.
- No to cudownie! Fantastycznie!
Tylko nie wiem czy ty wiesz, ale Hermiona nie posiada żadnych kwalifikacji
zawodowych, żeby zatwierdzać cokolwiek i gdziekolwiek. Nie mówiąc już o
poważnych projektach budowlanych. Smoku, przecież to wszystko się wyda!
- Mówiłem ci Diable, że to już
zależy tylko i wyłącznie od nas. Musimy teraz jedynie wprowadzić poprawki,
których nie zdążyliśmy nanieść na projekty, a następnie znaleźć inspektora,
który je zatwierdzi. W Austrii, Keffler nie będzie miał żadnych dowodów na to,
że sfałszowaliśmy cokolwiek.
- Jesteś tego takie pewien? – Draco
uśmiechnął się złośliwie, ale również z satysfakcją i wypił swój alkohol do
końca. Blaise jedynie pokręcił w odpowiedzi głową. Nie podobała mu się ta cała
sytuacja. Działali wbrew prawu i dziwił się, że Hermiona się na coś takiego
zgodziła. Spodziewał się raczej, że chciała wyperswadować mu ten pomysł z
głowy, ale nie jej udziału w nim. Z drugiej strony, do stycznia mieli cały
miesiąc. Zdążą wszystko dokończyć i wyciszyć sprawę, a gdy przyjadą do Austrii
spokojnie podpiszą umowę z wykonawcą budowlanym. Zabini mimo wszystko martwił
się tak długim odstępem czasu. Trzydzieści dni to i mało, i dużo, zależy z
jakiej perspektywy patrzeć. Obawiał się, że do stycznia Keffler zdąży połapać
się w ich przekręcie i nie będą mieli żadnego pola do popisu. A tego, że
biznesmen będzie węszył był pewien prawie w stu procentach, gdyż od samego
początku chciał przejąć kontrolę nad United Architect i pozbawić Dracona
wszystkiego, co było dla niego cenne. Blaise przeczuwał, że w tym roku święta i
sylwester nie będą miały tej samej magii, co zawsze, o spokoju nawet nie
wspominając.
- Szykuje się ciężki miesiąc.
- Większa część roboty za nami.
Musimy się tylko skupić na tym, żeby Keffler wiedział jak najmniej do czasu
naszego przyjazdu. Może to być trudne ze względu na jego inspektora. Babsztyl
jest niczym pies tropiący. – Na samo wspomnienie Mirandy Draco skrzywił się
cierpko. Od samego początku był do niej uprzedzony i przeczuwał, że mogą z nią
być niemałe problemy. Wystarczyło mu te pół godziny, aby przyjrzeć się nieco
kobiecie i stwierdzić, że ma do czynienia z wyrachowaną suką.
- Kobieta? – Blondyn przytaknął w
odpowiedzi przyjacielowi i zgasił kolejnego papierosa.
- Na dodatek strasznie wścibska i
ciekawska.
- To trafił swój na swego. Może nam
w jakiś sposób zaszkodzić?
- Może i to bardzo. Wystarczy, że
popyta kogo trzeba, aby dowiedzieć się, że nie istnieje inspektor o nazwisku
Granger, a wtedy będzie pozamiatane. Do tego wsadziła mi swój numer do ręki,
gdy wychodziła. – Blaise zaśmiał się krótko, co Draco skwitował złośliwym
uśmiechem. Podniósł się ze swojego fotela, wsadził ręce do kieszeni i zaczął
krążyć po pokoju ze wzrokiem utkwionym w podłogę. Zabini wodził za nim oczami i
obserwował go z uśmiechem na ustach.
- Ja bym się na twoim miejscu
cieszył z tego powodu. Jakby coś zaczęli podejrzewać to przenocujesz ją na
drugą stronę i będzie po sprawie.
- Zwariowałeś?!
- Jest aż tak brzydka? – Draco
zmrużył oczy i zatrzymał się przed Blaise’em, który uniósł ręce w geście poddania.
Po chwili blondyn powrócił do swojego spaceru po salonie, który zaczynał pomału
wyprowadzać bruneta z równowagi.
- Blondynka, długie nogi, spore
piersi, twarz niczego sobie.
- No to w czym problem?
- Jakby to delikatnie ująć. Jest
suką. – Zabini zaśmiał się w odpowiedzi na komentarz przyjaciela. Dokładnie
wiedział, że Draco nie sypia z kobietami, które są większymi zołzami niż on
sam. Nie było ich co prawda zbyt wiele, ale blondyn trzymał się od nich z
daleka mimo wszystko. Dla niego oznaczały one kłopoty typu wkręcona ciąża, a on
nie miał ochoty łazić po sądach, robić testy na ojcostwo i tłumaczyć się, że to
nie jego dziecko. Nagle w pomieszczeniu dało się słyszeć dość głośne
szczeknięcie. Draco obrócił się w kierunku schodów, a wzrok Blaise’a powędrował
za nim. Brunet prawie otworzył usta ze zdziwienia, gdy ujrzał małego dobermana
stojącego na stopniach merdającego wesoło ogonem. Pies pokonał resztę drogi
dzielącą go od swojego pana i zaczął skakać Malfoyowi wokół nóg.
- Smoku? Od kiedy ty masz psa? –
Draco spojrzał na przyjaciela i wzruszył ramionami, a następnie powrócił do
zabawy z Dulce, który zaabsorbowany był gryzieniem paska od zegarka blondyna.
Blaise spoglądał na rozgrywającą się przed nim sytuację i nie wierzył własnym
oczom, że jego najlepszy kumpel kupił zwierzę i nic mu o tym nie powiedział.
- No to pochwal się, ile cię taki
rasowy drobiazg kosztował?
- Zupełnie nic. – Zabini zamrugał
parę razy ze zdziwienia i podszedł do Dracona. Dulce, gdy tylko zobaczył
nieznaną mu jeszcze osobę schował się za nogami swojego pana i położył się na
przednich łapach. Blaise uśmiechnął się i wyciągnął w kierunku psa dłoń, którą
to zwierzę zaraz obwąchało. Więcej szczenięciu nie trzeba było. Szczeniak
podniósł się z podłogi i opierając łapy na kolanie Zabiniego zaczął merdać z
powrotem ogonem i dopraszać się pieszczot w postaci głaskania po łbie.
- A jak ten twój nowy przyjaciel się
wabi?
- Dulce. – Blaise wywrócił w
odpowiedzi oczami i podniósł psa z podłogi. Maluch rozglądał się dookoła z
wystawionym językiem, od czasu do czasu szczekając i wciąż machając w powietrzu
ogonem. Draco tymczasem usiadł z powrotem w fotelu i przyglądał się poczynaniom
przyjaciela. Wiedział, że Dulce to nie jest zwykły pies, ale nie miał bladego
pojęcia, że jest aż tak bardzo towarzyski.
- Skąd ty w ogóle go masz?
- Długa historia. – Draco starał się
wymigać od tłumaczenia, skąd Dulce wziął się u niego w domu. To oznaczałoby
opowiedzenie Blaise’owi o spotkaniu z Granger, a jakoś nie spieszyło mu się do
streszczania tej historii. Głównie dlatego, że nie chciał wracać pamięcią do
zapachu kobiety, miękkości jej skóry i melodyjnego głosu, który dźwięczał mu w
uszach od dobrych dwóch tygodni. Zabini jednak nie dawał za wygraną i nie
zniechęciły go protesty przyjaciela.
- Jeżeli go nie kupiłeś to jest ze
schroniska?
- Nie.
- Dostałeś od kogoś?
- Można tak powiedzieć. – Draco nie
musiał czekać długo na oczywiste pytanie od Blaise’a. Przeliczył się z
nadzieją, że przyjaciel zrezygnuje z tego przesłuchania.
- Od kogo? – Blondyn potarł ręką
skronie i sięgnął po paczkę papierosów. Wysunął jednego ze środka i zapalił go
różdżką. Ponaglający wzrok przyjaciela oznaczał, że nie jest mu dane
przedłużanie odpowiedzi jeszcze dłużej. Blaise usiadł na kanapie, a po chwili
obok niego rozsiadł się wygodnie Dulce, układając się na jednej z poduszek.
Draco wywrócił jedynie oczami i zaciągnął się dymem.
- Znalazłem go razem z Granger.
Dulce złaź. – Pies uniósł łeb i przekręcił go lekko w prawą stronę, ale nie
zrobił tego, co kazał mu Draco. Przysunął się jeszcze bliżej Blaise’a,
układając jedną łapę na jego kolanie. Brunet pogłaskał szczeniaka po łbie i
podrapał go za uchem, co wprawiło zwierzaka w stan zadowolenia.
- Chyba ma cię w nosie. Zupełnie jak
ty, gdy coś się do ciebie mówi. Gdzie go znaleźliście? I tak w ogóle, czemu
akurat z Hermioną? – Lewa brew Blaise’a uniosła się nieznacząco ku górze, a na
ustach błąkał mu się złośliwy uśmieszek. Draco skwitował go wzruszeniem ramion
i strzepnięciem zgromadzonego na papierosie popiołu do popielniczki. – Smoku?
Czy ja o czymś nie wiem?
- A o czym miałbyś nie wiedzieć? –
Brunet poruszał sugestywnie brwiami, na co Malfoy skrzywił się nieznacznie.
Wiedział, że to zły pomysł mówić o wszystkim Blaise’owi, ale nie potrafił mu
odmówić z racji wieloletniej przyjaźni. Z resztą na dobrą sprawę nie miał nic
do ukrycia. Znalezienie Dulce na cmentarzu z Granger było tak samo przypadkowe,
jak ich spotkanie w tym miejscu.
- No wiesz, może nie mówisz mi
wszystkiego. Kiedyś mi powiedziałeś, że z nią rozmawiałeś i się nie
pozabijaliście. To było wtedy, gdy byłeś umazany farbą. Dziś pomogła ci w
ratowaniu dupy firmie, z czego wyjdą jeszcze problemy. A teraz mi mówisz, że
znalazłeś z nią psa i na dodatek jest u ciebie w domu?
- A co w tym dziwnego?
- Może jeszcze do ciebie przychodzi
w odwiedziny? Co, Smoku? – Draco uśmiechnął się lekko i zaciągnął papierosem.
Kątem oka dostrzegł, że Dulce zdążył już przewrócić się na grzbiet i z łapami
rozłożonymi na wszystkie strony spał jak zabity. Jemu też przydałby się
odpoczynek, ale najpierw musi pozbyć się Diabła, a to do najprostszych zadań
nie należało. Gdy Blaise podchwyci jakiś temat, a najgorzej, kiedy jest to
jakaś plotka, to nie wyjdzie póki nie dowie się tyle, żeby zaspokoić swoją
ciekawość. Jest jak starsze kobiety, które siedzą na ławce w parku i obrabiają
dupę wszystkim przechodniom.
- Myślę, że nie skorzystałaby z
zaproszenia. O co ci chodzi Diable?
- Mnie? O nic! Zupełnie o nic! Ja po
prostu myślę czysto hipotetycznie. W końcu Dulce jakby nie patrzeć jest waszym
pierwszym, wspólnym dzieckiem. – Blondyn omal nie wypluł whisky, którą akurat
pił. Połknął alkohol i odkaszlnął głośno, gdyż trunek zaczął go mocno drapać w
gardło. Sięgnął odruchowo po papierosa, ale gdy go zapalił i zaciągnął się
dymem zaniósł się jeszcze mocniejszym kaszlem. Blaise natomiast przyglądał się
przyjacielowi z niekłamaną satysfakcją, śmiejąc się cicho z jego reakcji, jak
również głupoty. Bo kto normalny, gdy coś drapie go w gardło sięga po jeszcze
gorszy środek podrażniający?
- Co ty powiedziałeś?
- Mówiłem, że Dulce…
- Wiem, co powiedziałeś! – Draco
odkaszlnął jeszcze parę razy, a Blaise zaniósł się śmiechem. Gdy blondyn się
uspokoił Zabini wstał z kanapy i klepnął go po plecach. Malfoy spojrzał na
przyjaciela spod byka i odłożył papierosa do popielniczki. Miał dość wrażeń,
jak na jeden dzień i palenia chyba również.
- Ochłoń trochę stary i do jutra.
Będziesz w firmie, prawda? – Malfoy pokręcił przecząco głową i podniósł się z
fotela.
- Mam wizytę u doktora Spinnera. Nie
wiem, czy dzięki tej jego terapii w ogóle wrócę do pracy.
- Dasz radę. Tobie zawsze się udaje.
A jak nie, to zawsze możesz poprosić o pomoc Granger, co nie? – Blaise
uśmiechnął się złośliwie, a Draco pokręcił z politowaniem głową. Jeszcze
chwila, a Diabeł wyprowadzi go z równowagi. Jego cierpliwość w końcu też miała
swoje granice, a on miał dość głupich insynuacji ze strony przyjaciela. Między
nim, a Granger nigdy niczego nie było, nie ma i nie będzie.
- Bardzo zabawne. Wiewióra
przypadkiem na ciebie nie czeka?
- Jak kocha to poczeka.
- Od kiedy to taki wyluzowany
jesteś? Robisz się takim samym pantoflem jak Potter.
- Możliwe, ale ja przynajmniej nie
wzdycham do perfum Hermiony. Do zobaczenia Smoku. – Draco miał odpowiedzieć
Blaise’owi, żeby przestał wpychać nos w nieswoje sprawy, ale gdy tylko otworzył
usta brunet teleportował się z głośnym trzaskiem do swojego domu.
Charakterystyczny dźwięk obudził śpiącego na kanapie Dulce, który podniósł
gwałtownie łeb i zeskoczył na podłogę. Malfoy spojrzał na szczeniaka, który wlepiał
w niego swoje czekoladowe ślepia i merdał wesoło ogonem, opierając się o jego
nogę.
- Jeszcze jeden taki numer, a
przywiążę cię do kaloryfera. – Dulce zaszczekał dwa razy, a następnie usiadł na
panelach. Draco westchnął głośno, drapiąc się po policzku, by po chwili
podnieść zwierzę z podłogi i umieścić go pod pachą, trzymając szczeniaka pod
brzuchem. Przez ten zdawałoby się krótki okres czasu doberman podrósł i nie
przypominał już czarnej kulki chwiejącej się na łapach, co nie oznaczało, że
pies był ciężki. Blondyn udał się razem z Dulce do sypialni, gdzie zostawił zwierzaka
w fotelu, a sam udał się do łazienki. Kiedy ciepła woda dotknęła jego skóry
poczuł jak rozluźniają się wszystkie mięśnie i schodzi z niego nagromadzony
dzisiejszego dnia stres. Miał wszystkiego powyżej uszu – terapii, Kefflera,
projektów, Blaise’a, ale przede wszystkim Granger. Nie ukrywał swojego
zaskoczenia jej dzisiejszym zachowaniem, ale był również mocno wkurzony. Nie
sądził, że kobieta uważała, iż chciał się z nią przespać dla własnej
satysfakcji. Mogła mieć go za chama, egoistę, ignoranta i dupka, ale mimo tych
wszystkich superlatyw, które mu przypisywała on nie byłby w stanie wykorzystać
jej w tak perfidny sposób. Nie spożytkowałby jej cierpienia spowodowanego
utratą dziecka do własnych celów. Nie pałali do siebie sympatią, to prawda, ale
udaje im się normalnie rozmawiać. Czemu więc miałby chcieć to zrujnować?
Granger nie zasługiwała na takie traktowanie. Kilka miesięcy temu pewnie
wyśmiałby to stwierdzenie, ale wystarczyło kilka rozmów z kasztanowłosą, aby
zrozumieć jakim był dla niej okrutnym agresorem. Nawet gdy dowiedział się, że
straciła dziecko wmawiał sobie, że po prostu na to zasłużyła. Teraz było jednak
inaczej. Widział, jak dużo trudu i pracy wkłada w ułożenie swojego życia i
powrót do normalnego funkcjonowania. Z jednej strony dziwiło go to, a z drugiej
imponowało, gdyż nie sądził, że taka wątła kobieta jest w stanie uporać się z
tak bolesną przeszłością. Za nic w świecie nie pozbawiłby jej tego, co zdążyła
już odbudować. Z tą myślą zakręcił wodę i wyszedł spod prysznica, wycierając
się ręcznikiem. Włożył spodnie od piżamy trzymające się luźno na biodrach i
leniwym krokiem wrócił do sypialni, gdzie Dulce zdążył przetransportować się
już na łóżko i czekał na niego, wpatrując się w drzwi łazienki. Draco westchnął
głęboko i pokręcił z dezaprobatą głową, ale nie wygonił szczeniaka z powrotem
na fotel. Wślizgnął się pod kołdrę, opadając powoli na poduszki i gasząc lampy.
Po chwili poczuł lekki ciężar na swojej klatce piersiowej i charakterystyczny
zapach, który niewątpliwie należał do dobermana. Pies ułożył łeb między jego
obojczykiem, a ramieniem, co wywołało na ustach Dracona delikatny uśmiech.
- Faktycznie jest z ciebie włochata
dzidzia. Dobranoc, Dulce. – Pies odpowiedział cichym mruknięciem i wtulił się
jeszcze bardziej w swojego pana. Malfoy pogłaskał go parę razy po grzbiecie, a
po chwili poczuł, że jego powieki opadają nieznośnie w dół. Zanim zdążył się
zorientować, spał razem z Dulce na swojej klatce piersiowej niczym niemowlę.
*
* * * *
Dzisiejsza pogoda w Londynie
niewiele różniła się od wczorajszej. Padał śnieg, ulice były białe, a do tego
wiał porywisty i zimny wiatr. Hermiona stała przy oknie z kubkiem herbaty w
dłoni, wpatrując się w zasypane samochody przed budynkiem. Nie miała dziś
ochoty na pracę. Najchętniej w ogóle nie wyszłaby z ciepłej pościeli, ale
kawiarnia potrzebowała jeszcze paru poprawek, a bez wątpienia do porządku
musiały zostać doprowadzone schody. Udało jej się wymienić je na nowe, ale Pansy
uparła się, że trzeba zmienić ich kolor, gdyż nie komponuje się z resztą
wystroju. Nie miała siły sprzeczać się dziś z przyjaciółką. Tym bardziej, że po
południu zapewne wpadnie do nich Ginny i też dołoży swoje pięć groszy. Upiła
trochę ciepłego napoju z kubka i zamknęła go w dłoniach, opierając głowę o
ścianę. Jej wyciszenie nie trwało jednak zbyt długo, gdyż po chwili z toalety
wyszła Pansy, która pewnie zagoni ją zaraz z powrotem do roboty.
- Na dworze zimno jak diabli. –
Hermiona przytaknęła przyjaciółce głową i odstawiła kubek z herbatą na
najbliższy stolik. Podciągnęła rękawy swetra i podeszła do Pansy. Po drodze
niestety potknęła się o wiadro z wodą, wylewając całą jego zawartość na
podłogę. Czarnowłosa uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco i odłożyła pędzel,
który trzymała w dłoni do pojemnika z farbą.
- Nie, ja się do tego dzisiaj nie
nadaję. – Kasztanowłosa westchnęła ciężko na zakończenie i opadła bezsilnie na
pobliskie krzesło, chowając twarz w dłoniach. Poczuła na swoim ramieniu dłoń
Pansy, a po chwili ujrzała jej delikatny uśmiech.
- Każdy ma gorsze dni, ale ciebie
ten stan trzyma od wczoraj. Co się dzieje?
- Nic. – Pani Potter jednak nie dała
za wygraną i nie zniechęciła się. Wiedziała dokładnie, kiedy coś trapi jej
przyjaciółkę. Usiadła naprzeciwko niej na krześle i szturchnęła ją lekko w
ramię. Hermiona niechętnie uniosła głowę i spojrzała na Pansy.
- Nie chcesz, nie mów. Ja cię nie
zmuszę. Ale wiesz, że tak byłoby lepiej?
- Wszystko gra, Pan. Jestem po
prostu tym wszystkim zmęczona. – Czarnowłosa zamyśliła się chwilę, podobnie jak
panna Granger. Wiedziała, że z kasztanowłosej dziś raczej pożytku nie będzie,
więc nie zmusi jej do malowania, czy chociażby zamiatania podłogi. Chciała, aby
Hermiona powiedziała jej, co ją tak gnębi, ale przyjaciółka szła w zaparte, że
nie ma żadnego problemu. Postanowiła na razie odpuścić, gdyż prędzej czy
później i tak się dowie, o co chodzi. Jeśli nie od Miony, to z pewnością
znajdzie odpowiednią osobę, która jej o wszystkim powie.
- A dałabyś radę skoczyć po kawę?
Może to cię trochę obudzi, a mnie z pewnością pomoże w dalszej pracy. – Pansy
uśmiechnęła się ciepło do Hermiony, która odwzajemniła uśmiech i podniosła się
powoli z krzesła. Podeszła do wieszaka i włożyła na siebie płaszcz, rękawiczki
i jej ulubiony zielony szalik, owijając się nim szczelnie.
- O! I jakbyś mogła to weź rogaliki
z piekarni. Coś słodkiego do tej kawy by się przydało. – Panna Granger
wywróciła oczami i po chwili zniknęła za dużymi drzwiami kawiarni. Od razu
uderzyło ją zimne powietrze i pożałowała, że nie wzięła dziś ze sobą czapki.
Rozejrzała się uważnie dookoła i przeszła na drugą stronę ulicy, skąd miała
bliżej do piekarni. Cieszyła się, że ubrała dziś kozaki na płaskim obcasie i
nie wywróci się na środku chodnika, co miało miejsce wczoraj. Na wspomnienie
upadku jej wspomnienia jakby ożyły i powróciły do niej wydarzenia z firmy
Malfoya. Chciała wymazać swój udział w tej koszmarnej maskaradzie, ale nie
mogła. Na wszystko było już dziś za późno. Nie mogła cofnąć czasu, za co wiele
by oddała. Nie chciała pamiętać słów blondyna, jego dotyku i zachowania. Nazwał
ją tchórzem, a co najgorsze, powiedział, że za wszelką cenę chce się znajdować
w centrum uwagi i wzbudza swoją postawą litość w ludziach. Wszystko w niej
dosłownie krzyczało, że to wierutne kłamstwo, ale nie potrafiła się do tego
przekonać. Malfoy zasiał w niej ziarno zwątpienia, a ona nie potrafiła go z
siebie wyciągnąć.
Rozmyślania kasztanowłosej przerwało
krótkie szczeknięcie. Uniosła swój wzrok z chodnika i kilka metrów przed sobą
ujrzała niewielkich rozmiarów dobermana z zieloną obrożą, do której
przyczepiona była smycz. Zamrugała parę raz ze zdziwienia i bez namysłu
podbiegła do psa, kucając przy nim. Zwierzak oparł się przednimi łapami o jej
kolana i zaczął lizać ją po twarzy, co wywołało ja jej ustach szeroki uśmiech.
Pogłaskała go po łbie i sięgnęła po znaczek przyczepiony do jego obroży. Oczy
omal nie wyszły jej z orbit, gdy ujrzała na nim nazwisko blondyna, a nad nim
napis „Dulce”.
- Dulce? Co ty tu robisz sam? – Szczeniak
zaszczekał parę razy i wskoczył
Hermionie na kolana, wtulając się w jej płaszcz. Kasztanowłosa wzięła do ręki
leżącą na ziemi smycz, aby przypadkiem i jej zwierzę nie uciekło i pogładziła
psa kolejny raz po łbie. Jak dorwie Malfoya to nie tylko wygarnie mu wszystko
za to, co wczoraj do niej powiedział, ale oberwie również na swój brak
odpowiedzialności i wrodzoną głupotę.
*
* * * *
Draco chodził wściekły od samego
rana. Nie tylko z powodu złego samopoczucia spowodowanego sprawą Kefflera, ale
również dzięki pogodzie, braku kawy w domu oraz Dulce, który był dziś wyjątkowo
nieznośny. Pomijał oczywisty fakt nasikania na podłogę w kuchni, gdyż psu
często to się z rana zdarzało, ale pogryzienia firmowych papierów, rozsypania
całego worka karmy, zbicia drogiego jak diabli wazonu oraz zakopanych jakimś
cudem w doniczce kluczyków od samochodu przeżyć już nie potrafił. Wściekły
niczym osa przypiął szczeniakowi do obroży smycz i wpakował go do samochodu.
Nie chciał go zabierać ze sobą do lekarza, ale w dzisiejszej sytuacji nie miał
wyjścia. Dulce z resztą nie wydawał się być przygnębiony z tego powodu. Jazda
samochodem dawała mu więcej możliwości do wyprowadzenia swojego pana z
równowagi, jak na przykład chowanie się pod fotelem na zmianę z wchodzeniem na
niego.
Siedział na krześle przed gabinetem
doktora Spinnera i z utęsknieniem wyczekiwał momentu wejścia do środka. Dulce
zajęty był w tym czasie gryzieniem drewnianej nogi od stoliczka stojącego na
korytarzu. I mimo, że trzymał go mocno za smycz, to maluchowi udawało się
dostać do niego w jakiś sposób. Powstrzymywał się od krzyczenia na zwierzaka,
ale przy każdym spojrzeniu pies zaprzestawał swoich poczynań i patrzył się na
niego miną niewiniątka. Draco liczył, że w gabinecie doktora szczeniak nieco się
uspokoi, a przynajmniej nie będzie sprawiał takiego problemu jak od samego
rana. Poklepał wolne miejsce po swojej lewej stronie, a Dulce wskoczył na nie,
opierając się przednimi łapami o jego rękę i liżąc go po policzku. Pogłaskał go
po łbie, co zwierzę skwitowało głośnym szczeknięciem i wystawieniem języka.
Tyle wystarczyło, żeby w okamgnieniu na korytarzu pojawiła się starsza kobieta,
która podeszła do niego z surowym wyrazem twarzy.
- To pański pies? – Malfoy spojrzał
na nią równie nieprzyjaźnie i posadził Dulce na swoich kolanach. Kobieta
wyglądała na mocno oburzoną jego zachowaniem. Skrzyżowała ręce na piersiach i
zaczęła stukać drewnianym butem o posadzkę.
- Oczywiście, że mój.
- W takim razie proszę go
natychmiast stąd zabrać. W klinice przebywanie zwierząt jest absolutnie
zabronione.
- Doprawdy? Nie widziałem żadnego
znaku informującego o tym. – Pracownica kliniki jeszcze bardziej się
zbulwersowała i wyciągnęła w kierunku Dulce swoją dłoń, łapiąc go za sierść na
karku. Pies najeżył się, zaczął na nią warczeć i wyrywać się, co spowodowało
natychmiastowe zabranie ręki przez kobietę.
- To zwierzę jest chore! Zaraz dzwonię
po hycla, a pan będzie miał olbrzymie kłopoty! – Draco chwycił Dulce za obrożę
dokładnie w tym samym momencie, gdy szczeniak wyrwał się, aby ugryźć stojącą
przed nim kobietę. Na całym korytarzu słychać było jego szczekanie i warczenie
oraz histerię pracownicy kliniki. Na dźwięk panującego zgiełku z gabinetu
wyszedł doktor Spinner.
- Co tu się do jasnej, ciasnej
wyprawia?! – Kobieta, Malfoy i Dulce spojrzeli na lekarza. Doktor Rob nie
wyglądał na zadowolonego z panującej sytuacji. Stał oparty o drzwi do swojego
gabinetu, przyglądając się całej trójce z naganą wymalowaną na jego twarzy.
Pierwsza odezwała się starsza kobieta, która doprowadziła do niezręcznego
spotkania.
- Panie doktorze, ten pan wprowadził
na teren kliniki psa, który ma wściekliznę. To zwierzę rzuciło się na mnie! –
Draco wstał gwałtownie z krzesła, a Dulce schował się za jego nogami. Zwierzę
nigdy wcześniej nie znalazło się w takim położeniu i bało się konsekwencji
swojego zachowania.
- Gdyby go pani nie szarpała za
sierść siedziałby spokojnie!
- Wariat! Nie dość, że pies z
wścieklizną to jeszcze właściciel agresywny!
- Pani jest niepoważna! To jest
tylko szczeniak! I nie ma żadnej wścieklizny!
- To się leczy proszę pana! On mógł
mnie śmiertelnie pogryźć doktorze! Rzucił się na mnie z szaleństwem w oczach!
Dobrze, że w porę się odsunęłam, bo źle by się to wszystko skończyło! – Doktor
Spinner przetarł swoje okulary i przysłuchiwał się wymianie zdań bez większego
zainteresowania. Kucnął przy krześle i wyciągnął do Dulce swoją dłoń. Szczeniak
powąchał ją niepewnie i wysunął się nieco zza nóg Dracona. Lekarz delikatnie
wyciągnął go spod krzesła i uniósł na wysokość swojej twarzy. Dulce wyglądał,
jakby z jego ciemnych ślepek zaraz miał wypłynąć potok łez.
- Pani Banks! – Kobieta na dźwięk
swojego nazwiska zaprzestała słownego ataku na Dracona i spojrzała na doktora,
który trzymał na rękach małego Dulce i uśmiechał się w jego kierunku.
- Niech doktor uważa! To zwierzę
jest…
- Zupełnie niegroźne, a jedynie
przerażone pani impertynenckim zachowaniem. Ta kruszyna nie zrobiłaby pani
żadnej krzywdy, a stanęła jedynie w obronie swojego pana. – Pracownica
wybałuszyła swoje oczy, a Draco uśmiechnął się do niej złośliwie. Doktor
Spinner ruchem głowy wskazał blondynowi swój gabinet i oddał mu trzymanego psa.
Malfoy pogłaskał Dulce po grzbiecie i wszedł z nim do środka, zostawiając
osłupiałą kobietę na korytarzu.
- Ale… To… Ja… Przecież…
- Pani Banks, mam dziś wolny termin
popołudniu. Zapraszam na konsultację w sprawie błędnego interpretowania
sygnałów wysyłanych przez zwierzęta i ich właścicieli. Może się to pani
przydać. I na przyszłość proszę o odrobinę właściwsze zachowanie w stosunku do
pacjenta. – Doktor Rob zamknął drzwi od swojego gabinetu i usiadł na fotelu po
drugiej stronie biurka. Uśmiechnął się do Dracona i otworzył duży czerwony
zeszyt, który blondyn znał niemal bezbłędnie. Przekartkował go kilka razy, aż
otworzył na pustej stronie i zapisał na niej dzisiejszą datę, godzinę oraz
nazwisko Dracona.
- Proszę się nie przejmować, panie
Malfoy. Pani Banks jest odrobinę rozdrażniona. W końcu nie każdy mąż po
trzydziestu latach małżeństwa sprowadza do domu młodszą kochankę i wyjeżdża z
nią na Malediwy. – Malfoy zdziwił się nieco usłyszaną informacją, ale
postanowił jej nie skomentować. Doktor spojrzał na blondyna zza okularów i
uśmiechnął się do niego serdecznie, głaskając przy tym Dulce po łbie. Szczeniak
zamerdał ogonem i usadowił się wygodniej na kolanach swojego pana.
- Uroczy maluch. To kaprys czy
prezent?
- Dulce? Raczej nieplanowana
adopcja. Ze znajomą znaleźliśmy go na cmentarzu. Umarłby, gdybyśmy nie
wyciągnęli go z worka i nie zabrali do domu. – Lekarz zmarszczył swoje
krzaczaste brwi i poprawił spadające z nosa okulary.
- Niektórzy ludzie są potworni. Miał
duże szczęście, że go pan przygarnął. Ale wracając do naszego ostatniego
spotkania, które zostało niechybnie przerwane. Znalazł już pan sobie zajęcie na
przerwę zimową? – Draco pokręcił przecząco głową i postawił Dulce na podłodze.
Szczeniak położył się obok jego nóg i przymknął ślepia. Najprawdopodobniej był
zmęczony i postanowił uciąć sobie drzemkę, gdyż wyczuwał, że wizyta jego pana w
tym nieznanym mu dotąd miejscu nieco się przedłuży. Malfoy natomiast
zastanawiał się, jak ma zapytać doktora o sprawę Granger. Ciekawiło go, co może
na ten temat powiedzieć specjalista, a przede wszystkim liczył, że lekarz
wyjaśni mu pewne rzeczy i pomoże zrozumieć zachowanie kasztanowłosej.
- Cóż, z jednej strony jest pan
bardzo zawzięty, panie Malfoy, ale z drugiej szybko pan odpuszcza. Nie
frustruje to pana?
- Nie bardzo. Doktorze mam dość
istotne pytanie. – Mężczyzna zapisał coś w zeszycie i spojrzał na Dracona z
lekkim uśmiechem. Odłożył trzymany w dłoni długopis i sięgnął po stojącą na
brzegu biurka filiżankę zimnej już herbaty. Nie wydawał się być zaskoczony
faktem, że tym razem to Malfoy go o coś pyta. Patrzył na niego ze spokojem
wymalowanym na twarzy.
- Zatem słucham pana.
- Moja znajoma jest w dość trudnej
sytuacji i nie wiem, jak można jej pomóc.
- To zależy od tego, co wprawiło ją
w owy stan. Zna pan przyczynę? – Draco zamyślił się przez chwilę, spoglądając
na leżącego obok niego Dulce. Nie wiedział, czy robi dobrze, rozmawiając o
sytuacji Granger z psychiatrą. W pewnym sensie wchodził z butami w jej życie, a
nic nie dawało mu do tego prawa. Chciał jednak trochę zrozumieć jej położenie i
dowiedzieć się, jak można kasztanowłosej pomóc poradzić sobie z towarzyszącą jej
wciąż traumą.
- Straciła dziecko. – Blondyn poczuł
gęsią skórkę na plecach na dźwięk wypowiedzianych słów. Brzmiały one potwornie
i nawet nie zdawał sobie sprawy, ile cierpienia jest w nich zawarte. Doktor
jednak nie wydawał się być przejęty jego wypowiedzią. Upił łyk herbaty z
filiżanki i z powrotem odstawił ją na spodeczek.
- Jej zachowanie i proces
rekonwalescencji jest w dużej mierze zależny od etapu ciąży, w którym do tego
doszło. Musi pan wiedzieć, że na tego typu depresję ma wpływ wiele czynników.
Okres starania się o dziecko, metoda zapłodnienia, wsparcie partnera bądź
rodziny oraz moment, w którym doszło do straty. Może mi pan powiedzieć coś
więcej na ten temat? – Malfoy podrapał się po brodzie i zwiesił nieco głowę.
Próbował sobie przypomnieć, co mówiła mu Granger, Blaise oraz ojciec, ale ze
wspomnień udawało mu się wyciągnąć jedynie strzępki informacji, z których sam
niewiele rozumiał. Postanowił jednak zaryzykować i powiedzieć lekarzowi to, co
sam wiedział.
- Dziecko zmarło w krótkim czasie po
porodzie. Nie wiem, czy było na świecie nawet przez godzinę. Trzymała je na
rękach, gdy uchodziło z niego życie. Tyle mi wiadomo. – Doktor zamyślił się nieco i ściągnął z nosa
okulary, przecierając zmęczone oczy. Odłożył je na bok i zamknął czerwony zeszyt
rozłożony na biurku, odkładając go do szuflady. Draco obserwował z niezwykłą
dokładnością jego poczynania, czekając tym samym na odpowiedź. Może i doktor
Rob miał dziwne sposoby leczenia, ale z pewnością posiadał ogromną wiedzę
psychologiczną i mógł powiedzieć mu znacznie więcej o depresji Granger niż ona
sama. Z resztą rozmowa z kasztanowłosą o dziecku byłaby kolejnym ciosem zadanym
przez życie, a on za nic w świecie nie chciał rujnować tego, co udało jej się z
trudem odbudować.
- To niewiele. Z pewnością duże
znaczenie ma fakt, że czuła się wtedy bezradna i nie mogła nic zrobić, aby je
uratować. Zna pan jej partnera?
- Niezbyt dobrze, ale sądzę, że nie
obwiniał jej za to, co się stało. Wiem jeszcze, że ponad rok nie wychodziła z
pokoju. Nie chciała nic jeść i pić, a przy życiu trzymały ją jedynie podawane
na siłę lekarstwa. Kiedy ją zobaczyłem po ponad dwuletniej przerwie nie
przypominała tej samej kobiety, którą znałem ze szkoły. Była wychudzona, blada
i wyglądała, jakby nawet oddychanie sprawiało jej ból. – Lekarz podrapał się po
brodzie, słuchając uważnie Dracona. Blondyn starał się opowiadać o stanie
kobiety spokojnie, ale zdał sobie sprawę, że w trakcie wypowiedzi jego głos
zawierał śladowe ilości smutku. Nie potrafił nad tym zapanować i nie wiedział,
skąd wziął się u niego taki ton. Doktor Spinner wyczuł tę zmianę niemal
natychmiast, co go mocno zaintrygowało.
- Proszę mi wybaczyć, ale pański
stosunek do tej kobiety wydaje się być nieco głębszy niż do zwykłej znajomej. –
Malfoy zmarszczył brwi i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, co wywołało na
twarzy lekarza delikatny uśmiech.
- Nie pałamy do siebie sympatią.
- Czyżby? – Doktor Rob spojrzał na
mężczyznę zza okularów, a jego uśmiech poszerzył się nieznacznie. – Sposób
pańskiej wypowiedzi nie współgra z podawanymi informacjami. Mówiąc jaśniej,
podane przez pana fakty na poziomie pańskiej znajomości z tą kobietą nie
powinny wywołać w pańskim głosie melancholii.
- Współczucie raczej nie jest
zabronione. Nawet, jeśli się jakiejś osoby nie lubi.
- Owszem. Jednak wtedy ubolewanie przybiera nieco inną postać.
Bardziej jest to zobojętnienie, aniżeli zasmucenie. Dlaczego zainteresowała
pana jej sytuacja? – Draco zamyślił się nieco i spojrzał na uchylone okno. Jego
umysł przetwarzał pytanie lekarza i próbował znaleźć satysfakcjonującą
odpowiedź dla nich obu. Problem był już jednak na samym początku, gdyż nie
wiedział skąd u niego taka ciekawość o stan Granger. Nawet gdyby chciał jej
pomóc, to nie za bardzo miał jak, gdyż kobieta uciekała od niego i wzbraniała
się na wszelkie możliwe sposoby. Po głębszym zastanowieniu postanowił udzielić
odpowiedzi najbliższej prawdzie.
- Chciałbym zrozumieć położenie, w
którym się znalazła. W szkole często się kłóciliśmy. Czasami jedno uszkodziło
poważnie drugie, powodując jego pobyt w szpitalu, ale nigdy nie wpadła w
depresję. – Doktor zaśmiał się krótko i
dokończył swoją zimną herbatę. Następnie wyciągnął z szuflady swój czerwony
notes i otworzył go na ostatniej stronie, jednak niczego w nim nie zapisał.
Draco przyglądał się jego poczynaniom, ale nie potrafił niczego z nich
wywnioskować.
- Wiem, że to co powiem będzie
bolesne, ale niestety prawdziwe. W odróżnieniu do dziecka pan nie ma dla niej
żadnej wartości emocjonalnej. Nie popada się w depresję z powodu utraty
znienawidzonej osoby, a przez śmierć człowieka, którego się kocha. Dziecko jest
spoiwem związku, panie Malfoy. Jego strata może zacieśnić więzy małżeńskie lub
je rozerwać. – Blondyn pokiwał głową na znak, że rozumie i zerknął na Dulce.
Pies leżał nieruchomo, więc zapewne spał. Jemu zaś do głowy przychodziła tylko
jedna myśl. Związek Granger i Weasleya nie przetrwał tej ciężkiej próby, a
zatem nie kochali się wystarczająco.
- Z jakiego powodu ludzie rozstają
się po śmierci dziecka? – Draco czuł się nieco niezręcznie siedząc w gabinecie
psychiatry i rozmawiając z nim o prywatnych problemach Granger. To ona powinna
znaleźć się na takiej sesji zadawać te niewygodne pytania, a nie on. Coś go
jednak ciągnęło do poznania prawdy, ale przede wszystkim pragnął zrozumieć
zachowanie kobiety. Może wtedy łatwiej mu będzie porozmawiać z nią dłużej niż
półgodziny i zbliżyć się do niej choć odrobinę.
- Czasami dlatego, że uczucie
wygasa. Nie czują już do siebie tego samego, co przed ciążą lub w jej trakcie.
Innym powodem może być bezsilność. Takie rozstania przechodzą najczęściej pary,
w których jeden z partnerów jest bezpłodny. Nie chcą zatrzymywać przy swoim
boku ukochanej osoby, gdyż nie są w stanie obdarzyć jej potomstwem. Argumentów
może być wiele, na przykład agresja partnera i obarczenie winą, głosy rodziny,
a nawet strach przed kolejną ciążą, że tym razem również może dojść do straty.
- A reakcja na otoczenie? – Doktor
Rob spojrzał z niezrozumieniem na rozmówcę i poprawił swój biały fartuch.
- To znaczy?
- Jak duży problem ma kobieta w
kontakcie z mężczyznami po utracie dziecka? Nie pozwala się dotykać, jest
agresywna, albo wystraszona? – Lekarz ściągnął z nosa okulary i przetarł
zmęczone oczy, a następnie ponownie umieścił je na poprzednim miejscu. W tym
samym czasie Dulce obudził się i przeciągał się pod biurkiem, by następnie
zacząć skomleć i szturchać łapką nogę Dracona, czym zwrócił na siebie jego
uwagę.
- Te symptomy przejawiają częściej
ofiary gwałtu. Kobieta po śmierci dziecka jest ostrożna. Niechętnie wchodzi w
głębsze relacje z jakimkolwiek mężczyzną i nie chce zbyt szybko ponownie się
wiązać. Jeśli w ogóle chce. To jest jak w uproszczonym schemacie. Nowy partner
to dla takiej kobiety nowy potencjalny mąż. Mąż to ślub i wspólne życie, a to z
kolei oznacza dziecko bądź dzieci. Niewiele kobiet rozumie, że nie wszyscy
mężczyźni chcą się wiązać i od razu posiadać potomstwo.
- A popadanie ze skrajności w
skrajność? Najpierw przestraszenie, a potem złość?
- Stosunkowo rzadko, ale zdarzają
się takie przypadki. Agresja najczęściej wynika z bezradności, gdyż nie są w
stanie poradzić sobie z nowo-poznanym mężczyzną, który chciałby od nich czegoś głębszego, a im w zupełności wystarczy konwersacja przy kawie. A tak a propos
rozmowy. Myślę, że na dziś skończymy wizytę, a na następną moglibyśmy się
umówić po świętach. Pasuje panu taki termin? – Dulce zdążył już wspiąć się po
nodze Dracona na jego kolana i oparł się o jego klatkę piersiową, liżąc
właściciela po twarzy. Malfoy zrozumiał oczekiwania szczeniaka i doktor Spinner
najwyraźniej również, więc było mu na rękę zakończenie dzisiejszej wizyty.
Przytaknął lekarzowi głową i ściągnął Dulce ze swoich kolan z powrotem na
podłogę. Psu jednak nie spodobało się to położenie i zaczął ponownie skomleć
przy nodze blondyna.
- Oczywiście. Postaram się tym razem
przyjść sam.
- Pański pupil jest u mnie mile
widziany. Może pan namówić znajomą, aby umówiła się na konsultację ze mną.
Myślę, że w jej przypadku terapia również by się przydała. – Draco podniósł się
z zajmowanego miejsca uścisnął lekarzowi
dłoń na pożegnanie. Jego uwagę przykuło mocne zaakcentowanie słowa „znajoma”
przez doktora. Czuł w nim niewidzialną szpilkę złośliwości, którą psychiatra
wbił z pewnością celowo.
- Nie jestem w stanie niczego panu
obiecać. Dziękuję i do widzenia doktorze.
- Ja również dziękuję. Radzę wyjść
bocznym wyjściem po prawej stronie. Chyba, że chce pan znowu wpaść na panią
Banks. Do zobaczenia po świętach. –
Malfoy zdążył jeszcze dostrzec szeroki uśmiech na twarzy lekarza zanim zamknął
drzwi od jego gabinetu. Wypuścił głośno powietrze z płuc i ruszył razem z Dulce
zapiętym na smyczy w stronę bocznego wyjścia, o którym wspominał doktor. Jego
umysł pracował na najwyższych niemal obrotach, przetwarzając usłyszane od
psychiatry informacje. Nie ułatwiły mu zrozumienia stanu Granger, ale
minimalnie pomogły mu wywnioskować, skąd takie, a nie inne jej zachowanie w
stosunku do niego. Nie mógł jej naciskać. Jeśli chce móc z nią chociaż
normalnie rozmawiać musi zacząć panować nad sobą w jej obecności. O wiele
łatwiej by mu było, gdyby kobieta nie używała konwaliowych perfum, gdyż to
właśnie one działały na niego jak lep na muchy. Miał ochotę przykleić się nosem
do jej szyi i wyssać cały cudowny zapach z jej skóry. Myśląc o perfumach
kasztanowłosej nawet nie zauważył, jak razem z Dulce znaleźli się na zewnątrz
kliniki i owionął ich lodowaty wiatr. Draco zawinął szczelniej swój szalik i
ruszył z psem w stronę samochodu, który zostawił na parkingu. Kiedy miał już
otworzyć maluchowi drzwi ten zerwał się mu ze smyczy i puścił się biegiem w
stronę ulicy. Blondyn działał jak w transie. Trzasnął drzwiami od auta i ruszył
za dobermanem, który był już dobre kilkadziesiąt metrów od niego. Malfoy nie
miał pojęcia, że ten z pozoru mizernie wyglądający pies ma w łapach tyle siły.
Skręcił w boczną ulicę, gdzie w oddali zamajaczyła mu sylwetka szczeniaka, ale
nigdzie nie mógł go dostrzec. Serce waliło mu w piersi, jakby chciało się w
niej wyrwać, a on czuł, jak zaczyna go ogarniać panika. Dobermana nigdzie nie
było, a Draco był pewny, że zwierzę wbiegło właśnie tutaj. Rozglądał się na
boki, ale oprócz wyjścia z ulicy nie dostrzegł żadnego zakamarka, w którym pies
mógłby się schować. Pobiegł w tym kierunku i skręcił w prawo, a nogi niemal
wmurowało mu w ziemię na widok tego, co zobaczył. Na środku chodnika kucała
Granger, a przy niej stał Dulce, opierający się o nią łapami. Kasztanowłosa
głaskała go po łbie, a maluch od czasu do czasu poszczekiwał. W końcu skoczył
kobiecie na kolana, chowając się w jej płaszczu. Draco podszedł do niej powoli,
przysłuchując się umoralniającemu wykładowi, który prowadziła zwierzęciu na
jego temat.
- A gdzie twój zapatrzony w siebie
bez reszty, pozbawiony najwidoczniej szarych komórek pan?
- Stoi za tobą. – Hermiona odwróciła
się gwałtownie, przewracając się razem z Dulce prosto na chodnik i upadając na
śnieg. Przed nią stał nie kto inny, jak Draco z rozwianymi w każdą możliwą
stronę włosami.
Pierwsza...?
OdpowiedzUsuńPierwsza!
No więc tak : rozdział niesamowity czekałam na niego 2 tyg. i nie rozczarowałam się!
Pomysł z ucieczką Dulce wyśmienity!
Mam nadzieję że nie wsadzą Dracona do więcienia :D
Z.
Hej,hej,hej,hej !!
OdpowiedzUsuńOczywiście rozdział jak zwykle idealny, dopracowany itp., itd. :D
Ale jedno mnie niepokoi ----- powiedz proszę, że nic nie stanie się firmie Malfoya !!!!
A tak wgl to jestem nieuleczoną optistką w przeciwieństwie do ciebie realistko i myślę, że jeśli napiszę, abyś z okazji urodzin bloga pisała rozdziały raz na tydzień to się zgodzisz :D
Wieczna optymistka
Świetny rozdział! Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy po przeczytaniu.
OdpowiedzUsuńZacznę od końca, bo cały czas myślę o ostatnim akapicie.
Podoba mi się przyczyna ich spotkania. Dulce jest super!
Przechodząc do wizyty u doktora Spinnera. Cieszę się, że Draco wreszcie poznał powód zachowania Hermiony. Mam nadzieję, że będzie się starał zmienić to podejście i zaciągnie ją do kliniki. Btw, coś czuję, że nie będzie się chciała na to zgodzić.
Nareszcie Granger zwierzyła się Ginny! I pannę Weasley (niedługo Zabini), i Pansy uwielbiam. Obie są świetnymi przyjaciółkami dla Hermiony, a wszystkie tworzą naprawdę fajne trio.
Co do Mirandy, strasznie mnie denerwuje i mam nadzieję, że Draco nie trafi do więzienia, bo podejrzewam, że nie uda mu się zatuszować tego fałszerstwa.
To chyba tyle, pozdrawiam i czekam na następny :)
silence-guides-our-minds.blogspot.com
P.S. Strasznie się wkręciłam w twoje opowiadanie i myślę, że najlepszym prezentem byłby kolejny rozdział. :D Nie mogę się doczekać!
Jaki będzie prezent z okazji urodzin bloga ? :)
OdpowiedzUsuńS.S.S.
Mirand to wredna szuja. Ta kobieta jest potworna i brak mi słów, aby opisać jej zachowanie. Straszny babsztyl.
OdpowiedzUsuńHermiona nie powinna ukrywać prawdy. Ta informacja może się okazać ważna, więc lepiej niech się przełamie i wszystko powie.
Dulce to miłość mego życia <3 Uwielbiam tego szkraba, tym bardziej, że ładnie doprowadził Dracona do Hermiony. Pędzę czytać następny rozdział, bo już mnie skręca z ciekawości, co dalej :D
http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Blog inny niż zwykłam czytać, ale jest świetny! Rozdział na wysokim poziomie, miło sie czyta, a trzeba zaznaczyć, że jest 3:30 a ja zamiast spać, ślęczę nad tą notką. Gratuluję, kawał dobrej roboty ;)
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaaaaa CUDOWNE ! *,*
OdpowiedzUsuńCudny rozdział
OdpowiedzUsuńSuper, wchlonelam kolejny rozdział i zaraz przeczytam kolejny xD nie mogę sie doczekać co będzie, więc nie rozpisuje sie tylko biegne dalej ^^
OdpowiedzUsuń