niedziela, 5 lipca 2015

Rozdział XXV

* * * * *
            - Draco? – Mrugnięcie oczami.
            - Draco? – Podwójne mrugnięcie oczami.
            - Malfoy do jasnej cholery rób coś! Keffler jest w budynku! – Samantha zaczynała tracić grunt pod nogami. Na dodatek jej szef wcale nie ułatwiał jej zadania. Pansy potrząsnęła stojącym obok niej Draconem, który wydawał się być kompletnie nieobecny. Dopiero mocne pociągnięcie za rękaw i szturchnięcie w ramię sprowadziło go jako tako na ziemię.
            - W budynku czy pod nim? Bo to jest zasadnicza różnica. – Samantha wywróciła oczami i pomachała Draconowi telefonem komórkowym. Sam była jedyną pracownicą w jego firmie, która zawsze miała wszystko pod kontrolą. Jeśli jakimś cudem ją traciła, to oznaczało duże kłopoty, a United Architect miało ich już i tak w nadmiarze.
            - Czy ja mówię niewyraźnie? Keffler jest W budynku. Mam powtórzyć wolno i drukowanymi literami? – Do Malfoy’a dotarła powaga sytuacji. Skończyło się głupawe przedstawienie odstawiane przez Rudą i Blaisa, a zaczęły problemy, z którymi musieli zmierzyć się już teraz. Nie zyskali większej ilości czasu, nie mieli nadal inspektora, projekty nie były zatwierdzone, a Keffler pewnie ładował już swoje wielkie, grube cielsko do windy. Draco rozejrzał się po twarzach zgromadzonych. Nie widział na nich ani jednej wskazówki, która mogłaby mu pomóc choć w minimalnym stopniu. Gdy jego wzrok spoczął na Granger poczuł się, jakby jego szare komórki nagle się obudziły. Kasztanowłosa była w tym momencie jego jedynym ratunkiem, a cały plan był uzależniony tylko i wyłącznie od jej zgody. Blondyn zdawał sobie sprawę, że to, co zamierza zrobić graniczy z idiotyzmem, a firmę naraża na duże niebezpieczeństwo, ale nie miał innego wyjścia. Granger była jego jedyną nadzieją.
            - Sam, leć na recepcję. Wyślij Kefflera do mnie. Zanim ta gruba świnia doczłapie się tu minie dobre dziesięć minut. Pansy, na końcu korytarza jest główna skrzynia sterująca windą. Opuść dźwignię w dół i ją zablokuj. Sam, nie waż się nawet odbierać pierwszego telefonu, jaki wykona do ciebie Keffler, żebyś wezwała techników. Gdy ci dam znak, Pan, włączysz windę. Blaise, ty i tak się nam już dziś nie przydasz. Idź do swojej ryżej wiewióry i pogadajcie na spokojnie. Granger. – Gdy Malfoy wymówił nazwisko kasztanowłosej ta wbiła w niego swoje spojrzenie. Nie wiedziała, czego blondyn może od niej chcieć. Przecież ona nie miała niczego wspólnego z architekturą! Nawet nie wiedziała kim jest ten cały Keffler, i czemu postawił całą firmę Malfoy’a na nogi. Czego zatem ten arystokrata od siedmiu boleści od niej chce?- Granger, ty idziesz ze mną.
            - Co? Chyba się przesłyszałam. – Draco liczył na protesty ze strony panny Granger, ale teraz nie było czasu na wymianę argumentów. Podszedł do niej i chwycił ją za nadgarstek, wyciągając z biura Blaisa i ciągnąc po schodach, jakby była workiem ziemniaków. Kasztanowłosa potykała się co chwilę o stopnie, gdyż kozaki na wysokim obcasie wcale nie ułatwiały jej szaleńczej wspinaczki na samą górę budynku. Mniej więcej w połowie drogi Draco zatrzymał się i chwycił ją za rękę. Hermiona nawet nie zdążyła wypowiedzieć słowa, gdy poczuła nagle mocne szarpnięcie w pępku, a po chwili znalazła się w biurze Malfoy’a. Blondyn nie zaszczycił jej choćby najmniejszym wzrokiem, a od razu pobiegł w stronę wielkiego blatu kreślarskiego, na którym leżały sterty papierów i zaczął je gorączkowo przekładać.
            - Malfoy do cholery! Powiedz mi, co się tu dzieje!
            - Nie czas na wyjaśnienia. Siadaj i podpisuj wszystko, co ci dam. – Draco nie spojrzał w kierunku Hermiony ani razu. Kasztanowłosa nie dowierzała własnym oczom i uszom. Że niby ona miała brać udział w tej całej maskaradzie? Przecież nawet Malfoy powinien dobrze wiedzieć, że to szaleństwo! Stała dalej w miejscu i nie ruszyła się z niego choćby na krok. Dopiero, gdy Draco położył na swoim biurku kolejny dokument i dostrzegł, że na poprzednich Hermiona się nie podpisała spojrzał w jej kierunku i rozłożył bezradnie ręce.
            - O co ci chodzi? Przecież poprosiłem, żebyś podpisywała te cholerne papierzyska.
            - A! Więc to była prośba? Przepraszam, nie dosłyszałam. – Hermiona udawała zdziwienie, czym jeszcze bardziej rozjuszyła Dracona. Mężczyzna nie wiedział, co ma robić. Za piętnaście minut będzie tu Keffler, a Granger jak na złość rzuca mu kłody pod nogi i nie zamierza z nim współpracować. Weź się w garść chłopie. Musi być jakiś sposób. Blondyn westchnął głęboko, co pozwoliło mu nieco ochłonąć. Podszedł w kierunku Hermiony z długopisem w jednej ręce i jakimś dokumentem w drugiej. Kobieta spoglądała na niego nieufnie. Nic nie rozumiała z tego, co się wokół niej działo i też nie bardzo chciała rozumieć. Pragnęła znaleźć się jak najdalej od Malfoy’a i nie mieć z nim żadnego kontaktu, jednak blondyn wszystko jej dzisiejszego dnia utrudniał.
            - Granger błagam, podpisz wszystko, co znajdzie się na moim biurku. Te podpisy są mi bardzo potrzebne, bez nich nie ma szans, że ruszymy z budową w Austrii. Muszę je mieć przed przyjściem wielkiego pana biznesmena, który jak ich nie zobaczy to odwoła całe zlecenie, a ślęczałem nad nim ponad rok. Nie chcę, żeby wszystko poszło w cholerę. Więc błagam cię, błagam cię na kolanach, żebyś usiadła w tym fotelu i złożyła swój podpis na każdym papierze, który ci podam. – Hermiona bynajmniej nie była zdumiona. Przemawiało przez nią bardziej niezdecydowanie. Bo niby w jakim celu miała robić cokolwiek dla Malfoy’a? Po tym, co między nimi zaszło? Postanowiła być ostrożna i nie dać się zmanipulować, jak było ostatnim razem, ale do tego musiała zagrać jeszcze blondynowi ostro na nerwach, co może doprowadzić go do zawału. Ewentualnie ostrej wścieklizny, jeśli przegnie strunę, która i tak jest już dość mocno napięta.
            - Mój podpis? A niby kto ja jestem?
            - Od dziś moim tymczasowym inspektorem budowlanym. – Oczy kasztanowłosej rozszerzyły się nieznacznie, a po chwili kobieta parsknęła głośno, co z kolei przeobraziło się w głośny śmiech. Draco czuł opuszczającą go cierpliwość i wściekał się, że nie może zrobić niczego, żeby zmusić Hermionę do podpisania projektów.
            - Uderzyłeś się w głowę, Malfoy? Jak ja mam zatwierdzić ci jakiekolwiek projekty bez jakichkolwiek uprawnień? To działanie wbrew prawu!
            - Nie doszłoby do tego, gdyby Keffler nie pojawił się niespodziewanie w Londynie. Granger błagam, pomóż mi! – Mężczyzna sam siebie nie poznawał. Nigdy w życiu nie słyszał u siebie w głosie takiej rozpaczliwej histerii. A jeszcze bardziej dziwił go fakt, że mówi w ten sposób do samej Hermiony Granger. Nigdy w życiu nie podejrzewał, że będzie ją musiał prosić o pomoc. Tymczasem stoi przed nią i błaga ją, prawie że na kolanach, aby ulitowała się nad nim i pomogła mu w tej diabelnie trudnej sytuacji.
            - Nie mogę, Malfoy. To zbyt ryzykowne. – Hermiona odwróciła się z zamiarem opuszczenia biura szanownego pana arystokraty, gdy ten nagle złapał ją za nadgarstek i przyciągnął mocno do siebie, tak że wpadła na niego całym ciałem. Czuła jego perfumy, od których zakręciło jej się w głowie. Zaczęło robić jej się duszno, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Była stanowczo zbyt blisko mężczyzny, ale nie miała możliwości wyrwania się z jego ścisku, co wcale nie poprawiało sytuacji.
            - Oboje dobrze wiemy, że robiłaś gorsze rzeczy, które były znacznie bardziej ryzykowne. To jest nic w porównaniu z twoimi przekrętami, które robiłaś z Potterem i Weasleyem w Hogwarcie. – Draco przeszywał Hermionę swoimi szarymi oczami i wciąż trzymał ją mocno za ramiona, tak że kobieta miała bardzo ograniczone pole manewru, które skupiało się głównie na twarzy mężczyzny. Przełknęła głośno ślinę, próbując zwilżyć gardło, które w przeciągu kilku sekund wyschło na wiór. Wzrok Dracona tymczasem nieco zelżał, podobnie jak ucisk.
– Granger dobrze wiesz, że gdybym nie musiał, to nie prosiłbym cię o pomoc. A potrzebuję jej teraz niemiłosiernie i nie mam nikogo, kto mógłby to zrobić. Proszę cię ostatni raz, żebyś zatwierdziła wszystkie projekty. – Pod wpływem spojrzenia blondyna Hermiona czuła, że nie ma większego wyboru i musi skapitulować. Nigdy w życiu nie widziała jak rozhisteryzowanego Malfoy’a i wiedziała to samo co on, że gdyby nie był w kropce, to nigdy nie zwróciłby się do niej z prośbą o tak wielką przysługę.
            - Jeśli przyłapią cię na fałszowaniu podpisów…
            - Nikt się nie dowie. Masz moje słowo. To tylko na kilka tygodni, aż projekt będzie gotowy do realizacji. Pomożesz mi?
            - Daj te dokumenty. – Szczęście, które panna Granger dostrzegła na twarzy mężczyzny było nie do opisania. Malfoy puścił ją niemalże natychmiast i podbiegł do blatu, na którym leżały projekty i zaczął je przynosić Hermionie na biurko. Kasztanowłosa wygrzebała z organizera jeden z długopisów i zaczęła składać na każdej karcie papieru swój schludny podpis. Normalnie serce waliłoby jej jak po szaleńczym biegu. Ono natomiast było bardzo spokojne i nie czuła żadnej winy, że pomaga w fałszowaniu jakby nie patrzeć ważnych dokumentów. Ręka nie drgnęła jej przy żadnym podpisie. Tymczasem telefon Malfoy’a zadzwonił w momencie, gdy blondyn kładł przed kasztanowłosą kolejną kartkę papieru. Hermiona mimo woli słuchała rozmowy, choć wolałaby nie uczestniczyć w całej tej farsie.
            - Rozumiem. Zadzwoń do niego, że technicy zaraz przyjdą i to naprawią. Naściemniaj mu, Sam. Za pół godziny zadzwonię do Pansy, że ma wznowić działanie windy. – Malfoy rozłączył się, ale nie zdążył nawet schować telefonu z powrotem do kieszeni, gdy zadzwonił ponownie, a blondyn zaklął siarczyście. Hermiona domyśliła się, że najprawdopodobniej dzwonił do niego ten cały Keffler, który wprowadził niezły chaos do firmy. – Witam, panie Keffler. Tak, moja recepcjonistka już do mnie dzwoniła i o wszystkim mnie poinformowała. To pierwsza taka sytuacja, jest mi strasznie wstyd, proszę pana. Technicy już jadą, za dziesięć minut powinni być na miejscu. Tak, oczywiście wszystko jest gotowe. Czekam w takim razie w moim biurze. A żeby cię kurwa sprzątaczka wózkiem z miotłą rozjechała.
            - Nie powiedziałeś mu chyba tego ostatniego? – Draco spojrzał na Hermionę, która czekała na kolejny dokument do podpisu. Uśmiechnął się do niej i podał jej projekt, jednak nie zabrał tak szybko dłoni. Panna Granger po zetknięciu ze skórą mężczyzny poczuła dziwne ciepło. Zabrała szybko papier i złożyła na nim swój podpis, jednak nie spojrzała ponownie na blondyna. Miała wrażenie, że Malfoy otaksuje ją wzrokiem przy każdej najmniejszej sposobności. Ona sama postanowiła unikać z nim większego kontaktu wzrokowego, jak również nie dopuścić do dotyku, a przynajmniej nie takiego, który wprawiał ją w dziwny stan.
            - Raz powiedziałem mu parę słów za dużo. Na szczęście uratował mnie Blaise. Czemu tak właściwie młoda Weasley podejrzewała go o zdradę?
            - Blaise prawdopodobnie tak mocno przejął się tym projektem, wokół którego jest dzisiaj tyle zamieszania, że zaczął ją zaniedbywać. Ginny, jak większość kobiet w takiej sytuacji, zaczęła podejrzewać, że ma romans. Potem sam widziałeś, co z tego wyszło. – Hermiona nie patrzyła na Dracona. Miała wtedy nad sobą większą kontrolę i nie wracały do niej wspomnienia z ich ostatniego spotkania. Ciągle nie rozumiała, co kierowało wtedy mężczyzną i w jakim celu chciał ją pocałować. Wciąż obstawała przy wersji, że chciał ją po prostu zaliczyć, ale dzisiejszy dzień nieco zaburzył jej koncepcję. Malfoy zachował się dziwnie w obecności Ethana, który przecież na dobrą sprawę nie robił niczego złego. Owszem, trochę zbyt nachalnie jej się przyglądał, co z resztą sama zauważyła, ale to nie dawało blondynowi żadnych powodów, aby tak na niego naskakiwać. Niemniej jednak wolała trzymać się od Malfoy’a z daleka i nie wchodzić z nim w jakiekolwiek relacje. Tak będzie najlepiej dla wszystkich.
            - Diabeł będzie się musiał jej ostro wytłumaczyć.
            - W szczególności, że Ginny pomyślała, że jesteś jego partnerem życiowym, i że to z tobą ma ten romans.
            - Ty chyba nie uwierzyłaś w to, że mogę być gejem?
            - Cóż… - Draco wstrzymał się z podawaniem Hermionie kolejnych projektów i spojrzał na nią z niemałym przerażeniem. Kasztanowłosa jednak nie zaszczyciła go najmniejszym spojrzeniem i z uporczywością maniaka wpatrywała się w podpisane projekty, czekając na kolejny. Dopiero po dłuższej chwili odłożyła długopis i odważyła się skrzyżować swój wzrok z szarymi oczami blondyna. Uśmiechnęła się delikatnie, widząc  wyraz jego twarzy. – Blaise mówił bardzo przekonywająco, ale wydało mi się to idiotyczne. Ostatecznie wierzę, że nie jesteś homoseksualistą, i że nie pociągają cię mężczyźni.
            - Uważasz, że mógłbym być gejem?
            - Gdy przypomnę sobie lata szkolne to tak. – Niespodziewanie Draco przybliżył się do Hermiony, opierając swoje ręce na poręczach fotela i ograniczając jej pole widzenia do swojej osoby. Panna Granger odruchowo wbiła głowę w oparcie i szukała drogi ucieczki, ale szybko zdała sobie sprawę, że takiego wyjścia scenariusz nie przewiduje. Poczuła, jak zasycha jej kolejny raz w gardle, a serce przyspiesza swój rytm. Malfoy był niebezpiecznie blisko, a ona obiecała trzymać się od niego z daleka. Niestety blondyn najwyraźniej miał głęboko w swoich czterech literach jej plan i postanowił utrudniać jej za wszelką cenę jego realizację.
            - Co masz na myśli, mówiąc lata szkolne? – Hermiona czuła bardzo wyraźnie perfumy Dracona. Rozpoznała w nich bardzo charakterystyczną trawę cytrynową, cedr, pieprz i… Tego ostatniego nie mogła odgadnąć. Nie przypominała sobie tego zapachu. Z początku wydawał jej się delikatny i słodki, zaś teraz uderzał swoją intensywnie gorzką, lekko palącą nutą. Intrygowało ją to i omal nie pochyliła się w stronę szyi mężczyzny, żeby dokładniej wyczuć niezidentyfikowaną woń. Na jaj szczęście w porę ocknęła się z perfumowego snu i obróciła głowę lekko w prawą stronę.
            - Dobrze wiesz, co mam na myśli. Podaj mi następny projekt. – Draco wyczuwał zdenerwowanie Hermiony. Była niespokojna i zapewne chciała w spokoju dokończyć powierzoną jej pracę, a następnie zniknąć z jego pola widzenia. I pozwoliłby jej na to wszystko, gdyby nie odwróciła głowy, a do jego nozdrzy nie doszedł zapach jej konwaliowych perfum. Blondyn zaciągnął się delikatnie i w miarę możliwości dyskretnie. To był jego ulubiony zapach, który od ich ostatniego spotkania męczył go  niemiłosiernie i przypominał o obecności kasztanowłosej kobiety u niego w domu. Dla niego Granger była właśnie jak konwalie – drobne, delikatne, niewinne i subtelne. To właśnie do niej pasowały mu najbardziej te kwiaty. Jego ulubiony zapach z dzieciństwa, który pozostał jego niekwestionowanym faworytem do dzisiaj.
            - Chyba nie do końca. Według mnie byłem bardzo męski. – Hermiona usilnie próbowała nie patrzeć na Malfoy’a. Jego szare oczy jednak wywiercały jej w brzuchu wielką dziurę, która wprost paliła żywym ogniem. Ścisnęła mocniej kolana i zacisnęła rękę na długopisie. Grunt osuwał jej się spod nóg, zupełnie jak podczas ich ostatniego spotkania. Nie zamierzała jednak dopuścić do powtórki z nieciekawej jak dla niej rozrywki, dlatego starała się skupić na czymś innym niż na bliskości mężczyzny. Jej umysł jednak uczepił się perfum blondyna i za nic w świecie nie mogła go zmusić do myślenia o czymś innym. Mimo, że Malfoy był tak blisko niej wciąż nie mogła rozpoznać tej jednej nuty. Znała ją, co do tego nie miała wątpliwości, ale choćby poddano ją torturom, to nie była w stanie jej sobie przypomnieć. Przełknęła ślinę i zdecydowała się przestać uciekać przed szarymi oczami blondyna. Obróciła się w jego kierunku, a serce momentalnie włączyło wyższy bieg i zachowywało się, jakby chciało wyrwać się z jej piersi. Malfoy był za blisko, stanowczo za blisko, gdyż jakby poruszyła jeszcze głową choćby o centymetr, to zetknęłaby się z nim nosem. Coraz mniej podobała jej się ta cała sytuacja, ale nie miała praktycznie żadnej drogi ucieczki.
            - Granger. – Draco przeciągnął samogłoski w jej nazwisku. Hermiona rozpaczliwie szukała w głowie wyjścia awaryjnego, ale pech chciał, że jej umysł nie chciał z nią współpracować. Czuła coraz mocniejsze bicie serca i swój nierówny oddech. Pozostawało jej tylko jedno, żeby pozbyć się Dracona. Odwróciła się gwałtownie i podniosła się z fotela. Poczuła, że zakręciło jej się w głowie, ale jednocześnie jej serce zwolniło bieg, co bardzo ją ucieszyło. Nie wiedziała, co dokładnie chodziło po głowie Malfoy’owi, ale wolała nie uczestniczyć w jego zamiarach i tak jak obiecała, zamierzała trzymać się od niego z daleka. Odchrząknęła nieznacznie i odwróciła się w kierunku blondyna, który zdążył już położyć na biurku kolejne dokumenty, a sam stał odwrócony do niej plecami, tak że nie widziała jego twarzy. Hermiona podejrzewała, że Malfoy jedynie wzruszył ramionami w odpowiedzi na jej zachowanie i zagłębił się ponownie w pracy, nie zwracając na nią żadnej uwagi. Jednak w rzeczywistości Draco czuł się dziwnie. Nie rozumiał swojego postępowania i zachowania, które przypominało mu nastoletnie lata szkolne, kiedy całował się z dziewczynami po kryjomu na korytarzach w nocy. Miał wrażenie, że coś go pchało ku Granger, a on jedynie w duchu się przyznawał, że poczuł się urażony, gdy kobieta uciekła. Z drugiej strony nie mógł oczekiwać niczego innego. Potter wytłumaczył mu dość dobitnie, jak kasztanowłosa zinterpretowała jego ostatnie zbliżenie się do niej. Prawdopodobnie robiła wszystko, aby nie dopuścić do jakiegokolwiek kontaktu z nim, co w gruncie rzeczy nie podobało się Draconowi, ale było mu na rękę. Dzięki jej zdystansowaniu jest duże przypuszczenie, że jej konwaliowe perfumy przestaną go nękać w nocy, a on zapomni w ogóle o jej istnieniu i przy dobrych lotach powrócą do swoich normalnych zajęć. Draco odwrócił się niespiesznie  w stronę Hermiony, która skrupulatnie podpisywała powierzone jej dokumenty. Mężczyzna położył przed nią kolejne kartki i powrócił do szukania reszty potrzebnych mu papierów. Gdy wyciągał duży segregator z szafki do jego uszu dotarł głos Hermiony.
            - Jak ci idzie opieka nad Dulce? – Panna Granger starała się przywrócić sytuację do normalności. Rozmowa z Malfoy’em nie była problemem i nie stanowiła z jej punktu widzenia żadnego zagrożenia. O ile dotyczyła przyziemnych tematów. W ostatnim momencie uratowało ją wspomnienie małego psiaka, który obecnie przebywał u blondyna w domu. Kobieta nie kryła się również z ciekawością o zwierzaka. Naprawdę interesowało ją to, co się dzieje ze szczeniakiem, i czy otrzymuje od Malfoy’a należytą opiekę.
            - Dobrze. – Draco nie panował nad oschłością w swoim głosie. Nie robił tego umyślnie, ale wyszło to jakoś odruchowo. Kątem oka spojrzał na Hermionę, która nie była zaskoczona tonem jego głosu. Nawet na niego nie patrzyła. Mężczyzna zamyślił się chwilę. Nie chciał wyjść na obrażonego dzieciaka, który zapuścił focha, bo nie dostał tego, czego chciał, więc postanowił pociągnąć rozmowę o Dulce. Policzył w myślach do siedmiu i podał kobiecie kolejną kartkę. Kasztanowłosa przyjęła ją bez słowa i złożyła na niej kolejny podpis.
            - Chyba się już zadomowił i przyzwyczaił do nowego miejsca. Nie mogę go jedynie oduczyć spania ze mną w łóżku. Kładzie się wieczorem w fotelu, a rano budzę się z nim w pościeli. – Mężczyzna dostrzegł na ustach kobiety delikatny uśmiech i sam również uniósł swoje wargi lekko ku górze. Hermiona była bardzo ciekawa, jak Draco opiekuje się psiakiem. Bardzo chciała go również zobaczyć, ale to oznaczałoby ponowne wejście do domu blondyna, a na to przystać nie mogła. Będą musiały wystarczyć jej same suche fakty.
            - Jest jeszcze mały, więc teraz najlepiej go uczyć, co mu wolno, a co nie.
            - W pierwszych dniach lubił nasikać mi do butów. Teraz już tego nie robi, a przynajmniej rzadziej.
            - Byłeś z nim u weterynarza? Nie był na nic chory?
            - Byłem zaraz następnego dnia, powiedział, że nic mu nie jest, ale trzeba się nim dobrze zająć. Wszczepiłem mu jeszcze system namierzający, gdyby uciekł i wróciliśmy do domu, gdzie czekał już na mnie rozwścieczony Potter. – Gdy Draco mówił, Hermiona przypominała sobie mimo woli ich minione spotkanie i czuła, że zaczynają drżeć jej ręce, co nie uszło uwadze blondyna. Przymknęła na moment oczy i zacisnęła mocniej palce na długopisie, a następnie odruchowo złożyła podpis na podanym przez mężczyźnie dokumencie. Draco przyglądał się kasztanowłosej i miał ochotę sam siebie uderzyć. Nie powinien mówić o Potterze, nie powinien jej przypominać tego felernego dnia i sobie samemu. Powinien ugryźć się w język, albo prowadzić jałową rozmowę jak do tej pory. Niestety kolejny raz jego język był szybszy niż umysł. Blondyn spojrzał na Hermionę i poluźnił kołnierzyk od swojej koszuli. Kobieta zdecydowanie walczyła ze wspomnieniami, a on nie wiedział jak ma teraz załagodzić sytuację. Koniec końców obrał najgorszy możliwy wariant, na który mógł się zdecydować.
            - Dlaczego nie powiedziałaś Potterowi jak było naprawdę? – Podświadomość Dracona zaczęła walić głową o ścianę, a on miał ochotę się do niej przyłączyć. Zdecydowanie nie nadawał się do takich rozmów, a już z pewnością nie z Granger, która robiła wszystko, co w jej mocy, aby na niego nie patrzeć.
            - Przepraszam, nie było pytania.
            - Harry mylnie zinterpretował moje wspomnienia. – Młody Malfoy spojrzał przez ramię na kobietę, a następnie podszedł do niej i usiadł na krawędzi biurka. Hermiona odruchowo odsunęła się nieco od blatu, krzyżując ręce na piersiach i wbiła wzrok w szybę po swojej prawej stronie. Walczyła z emocjami, których zebrało się w niej dzisiaj za dużo, a najlepszą drogą ich ujścia wydawał się płacz. Jednak z jej oczu nie uleciała ani jedna łza, co dawało Hermionie powody do dumy. Ona mimo wszystko nie zwróciła na to uwagi, a modliła się, aby wystarczyło jej sił na walkę ze swoimi rozchwianymi uczuciami.
            - To wydedukowałem sam, ale dlaczego mu ich nie wyjaśniłaś?
            - Nie mogłam.
            - Dlaczego? – Hermiona odwróciła nagle swoją głowę i wbiła w Dracona rozwścieczone spojrzenie. Straciła cierpliwość w momencie, gdy mężczyzna kolejny raz zapytał ją „dlaczego”. Miała nadzieję, że fakt jej braku wytłumaczenia był dla niego oczywistą oczywistością, natomiast Malfoy zachowywał się niczym pięciolatek pytający swoją mamę dosłownie o wszystko. W kasztanowłosej wrzało i czuła rosnącą w niej adrenalinę. Nie pamiętała, kiedy była ostatni raz równie wściekła, a jej złość potęgował wyraz twarzy siedzącego naprzeciwko niej mężczyzny.
            - Jesteś w przedszkolu, Malfoy? Uważasz, że zadawanie takich pytań jest zabawne?
            - Nie uważam, chcę tylko wiedzieć, czym była podyktowana twoja reakcja.
            - A jak myślisz? – Panna Granger zmrużyła gniewnie oczy, nie odwracając wzroku od Malfoy’a. Draco czuł, że wszedł na grząski grunt, ale nie spodziewał się takiej agresji po kasztanowłosej. Oczekiwał raczej płaczu, albo nawet i ucieczki, ale nie przyszło mu do głowy, że kobieta może nagle stać się tak oschła i wściekła jednocześnie.
            - Nie wiem i liczę, że mi to wyjaśnisz.
            - Nie mam ci nic do wyjaśnienia.
            - Owszem masz. Potter posądził mnie wtedy o gwałt na tobie, a ja chciałem tylko… - Draconowi nie dane było jednak dokończyć zdania, gdyż Hermiona przerwała mu je krótkim, aczkolwiek przepełnionym po brzegi ironią śmiechem. Blondyn nie poznawał siedzącej przed nim kobiety i nie wiedział, czego może się jeszcze po niej spodziewać.
            - Co chciałeś? No co? Przyznaj się, że postanowiłeś wykorzystać sytuację i udowodnić sobie, że żadna kobieta nie jest dla ciebie wyzwaniem i nawet taka brudną szlamę jak ja jesteś w stanie okręcić sobie wokół palca, a potem bezkarnie… - Wywód Hermiony przerwał dźwięk dzwoniącego telefonu spoczywającego na dnie kieszeni Dracona., który podziałał na kasztanowłosą niczym kubeł lodowatej wody. Podniosła się gwałtownie z zajmowanego miejsca, wychodząc szybko na balkon i trzaskając głośno drzwiami. Blondyn w pierwszym momencie chciał za nią pobiec i bez wątpienia by to zrobił, gdyby nie spojrzał wcześniej na wyświetlacz telefonu, na którym ukazał mu się numer Samanthy.
            - Kurwa jebana mać. – Draco zaklął siarczyście i odebrał połączenie. Usłyszał cichy, acz zdecydowany głos Sam po drugiej stronie.
            - Co ty tam wyczyniasz tak długo? Keffler dzwoni już siódmy raz do mnie. Włączcie w końcu tę cholerną windę.
            - Daj mi jeszcze dziesięć minut. Granger kończy podpisywać papiery.
            - Co? Jak to? Przecież ona…
            - Sam nie panikuj. Wszystko się uda. Cześć.
            - Jak cię złapią to cię posadzą. Cześć. – Mężczyzna schował telefon z powrotem do kieszeni spodni i bez większego namysłu udał się na balkon, gdzie przed chwilą zniknęła Hermiona. Nie miał problemów, aby ją odnaleźć, bo kobieta nie myślała również, aby się przed nim chować. Stała przy barierce opierając się o nią dłońmi i wpatrując się w panoramę Londynu. Draco podszedł do niej niepewnie i położył jej rękę na ramieniu. Kobieta strzepnęła ją i odwróciła się do niego plecami.
            - Zostaw mnie w świętym spokoju.
            - Posłuchaj mnie, Granger.
            - Nie. Idź stąd po prostu. – Draco nie był zaskoczony hardością w głosie kobiety, zważywszy na fakt, że przed chwilą omal nie przegryzła mu krtani. Jeszcze niedawno była krucha i delikatna, mógł ją złamać choćby najmniejszy podmuch wiatru niczym trzcinę. Teraz była stanowcza i niedostępna. Nie chciała go słuchać i uciekała przed jego wzrokiem, nie mówiąc już nawet o dotyku. Malfoy jednak nie zamierzał odpuścić tak łatwo.
            - Spójrz na mnie. – Hermiona walczyła z całych sił ze sobą, aby nie ulec uczuciom, które nią targały. Czuła złość, rozgoryczenie, ale przede wszystkim żal do samej siebie, że tak łatwo dała się podejść i wszystkie jej postanowienia legły w gruzach jak domek z kart. A wystarczył tylko maleńki podmuch wiatru, aby przywołać te ciężkie wspomnienia i rozpalić ją do czerwoności niczym przegrzewacz pozostawiony zbyt długo w ogniu. Malfoy był pierwszą osobą, która w tak krótkim czasie od pogodzenia się z depresją była w stanie wyprowadzić ją z równowagi. W porę zdążyła nad sobą zapanować i zwiać od niego, jak wtedy u niego w mieszkaniu. Zamknęła z bezradności oczy i zaczerpnęła głęboko powietrza, jednak nie odwróciła się. Nie miała w sobie wystarczającej siły, aby spojrzeć na Malfoy’a i powiedzieć mu w twarz, żeby ją zostawił.
            - Spójrz na mnie, Granger. Proszę. – Jego głos jednocześnie ją drażnił i uspokajał. Potrzebowała jednak pobyć trochę sama i pomyśleć nad tym wszystkim. Już drugi raz w jego obecności dała się ponieść emocjom. Zareagowała na niego wbrew swoim oczekiwaniom i kolejny raz zapomniała o swoich obietnicach. Ale jeśli teraz tego nie skończy, to już zawsze będzie się miotać w pajęczynie uczuć, którą sobie uplotła. Obróciła się niepewnie w stronę Malfoy’a i wbiła w niego swój wzrok. To co jednak zobaczyła nieco złagodziło jej złość. Mężczyzna wyglądał, jakby czuł się winny. Nie widać było na jego twarzy choćby cienia ironii czy też satysfakcji.
            - Dlaczego tak się zachowujesz?
            - Jak?
            - Właśnie tak! Nie pozwalasz kompletnie na nic, jakby coś cię blokowało. Czemu kolejny raz uciekasz? – Draco był rozgoryczony i zagubiony. Granger bawiła się nim jak kukiełką, pociągając dowolnie za jego sznurki. Najpierw rozbudzała w nim uczucia, których nigdy do tej pory nie czuł. Później przyciągała go ku sobie jeszcze silniej, sprawiając, że pragnienie zżerało wprost jego ciało. A gdy już był blisko, bardzo blisko, żeby przekonać ją do siebie i sprawić, żeby ona również poczuła do samo co on, uciekała niczym przestraszone zwierzę i wzbraniała się przed nim na wszelkie możliwe sposoby. Z początku go to fascynowało, teraz doprowadzało wprost do szaleństwa. Nie mógł znieść zachowania tej kobiety, a tym bardziej nie potrafił odgadnąć, co dokładnie było przyczyną jej postępowania.
            - Uciekam? A jak myślisz, czemu?
            - Staram się tego dowiedzieć, ale ty wszystko komplikujesz. – Hermiona zacisnęła ze złości wargi w cienką linię. Miała ochotę wykrzyczeć mu prosto w twarz, że nie jest jak wszystkie jego dotychczasowe panienki i nie jest zabawką na jedną noc. Ewentualnie na dwie. Nie zostanie jego kolejnym trofeum seksualnym, aby gazety rozpisywały się o kolejnej kobiecie omamionej przez jego diabelski urok osobisty. Ona taka nie jest i nigdy nie będzie. I nie da Malfoy’owi satysfakcji.
            - Nie mam ci czego wyjaśniać. A teraz zostaw mnie w świętym spokoju. Podpisałam wszystko, co chciałeś, choć nadal uważam, że to głupota. Zajmij się swoim klientem. – Kobieta ponownie odwróciła się do mężczyzny plecami, opierając się o barierkę balkonu. Liczyła, że Malfoy zostawi ją tak jak prosiła w spokoju i nie będzie drążył więcej tematu. Jednak blondyn nie zamierzał tak szybko rezygnować. Spojrzał odruchowo na zegarek i wykalkulował, że ma jeszcze jakieś pięć minut na rozmowę z Granger, co wcale nie będzie takie łatwe. Kasztanowłosa kolejny raz przed nim uciekła i zamknęła się w sobie. Podszedł ostrożnie do barierki i również się o nią oparł. Hermiona nie zwróciła jednak na niego najmniejszej uwagi. Wciąż wpatrywała się przed siebie, udając, że nie widzi stojącego obok niej Dracona. Mężczyzna natomiast nigdzie się nie wybierał i zamierzał zmusić ją do rozmowy. Frustracja nieco z niego opadła, ale nadal był zły na zachowanie kobiety.
            - Ja nie rezygnuję tak łatwo.
            - Ja też nie.
            - Nie? A ucieczka to nie przypadkiem to samo, co rezygnacja? – Hermiona zacisnęła mocniej rękę na barierce. Niech on stąd idzie do jasnej cholery. Czuła, że opuszczają ją siły na walkę z Malfoy’em. Im dłużej ona idzie w zaparte, tym dłużej on ją męczy. – Porozmawiaj ze mną, Granger.
            - Raczej wyczerpaliśmy limit normalnych rozmów. Idź stąd.
            - To mój balkon, więc mogę na nim być tyle, ile mi się podoba. Nie pójdę stąd, dopóki ze mną nie porozmawiasz.
            - Jak chcesz. W takim razie ja wychodzę. – Kasztanowłosa ruszyła w stronę drzwi, ale Draco złapał ją za ramię i przyciągnął w swoją stronę. W tym samym momencie ponownie zadzwonił jego telefon komórkowy. Miał ochotę zatłuc osobę, która wisiała mu na linii i zawracała dupę Kefflerem. A niech was wszystkich piekło pochłonie!
            - Puść mnie.
            - Nie puszczę, dopóki nie powiesz mi, o co chodzi.
            - Odbierz ten telefon i puść mnie.
            - Granger nie udawaj głuchej.
            - Odbierz. – Draco czuł wzrastającą w nim ponownie frustrację. Czuł się jak między młotem, a kowadłem. Jeśli odbierze telefon, Granger ucieknie i najprawdopodobniej nie znajdzie jej już nigdy. Będzie musiał czekać na kolejne przypadkowe spotkanie, do którego prędko nie dojdzie. Jeśli z kolei nie odbierze telefonu, Keffler wścieknie się, jak tylko dotrze do jego biura i w najgorszym i jednocześnie najbardziej prawdopodobnym wypadku odwoła całe zlecenie. Dodatkowo Sam ukręcił mu łeb przy samej dupie. Zastanów się, co jest mniejszym złem? Draco próbował przeanalizować, która opcja jest dogodniejsza. Obie jednak były równie ważne i nie mógł zrezygnować ani z pierwszej, ani z drugiej. Jego podświadomość jednak nie dawała za wygraną. Na czym ci bardziej zależy? To pytanie ruszyło szare komórki Malfoy’a. Spojrzał w oczy stojącej przed nim Hermiony i chwycił ją mocniej za nadgarstek jedną ręką. Drugą wyciągnął komórkę z kieszeni, która ucichła na moment. Draco zdziwił się, że kobieta nie próbuje się wyrwać, a stoi przy nim jak skarcone dziecko. Nie miał jednak czasu, żeby dłużej zastanawiać się nad zachowaniem Granger. Wybrał szybko numer Pansy, która przed chwilą do niego dzwoniła.
            - Draco ile jeszcze?
            - Włączaj. – Po tej krótkiej komendzie rozłączył się i schował telefon w kieszeni spodni, jednocześnie rozluźniając ucisk na ręce Hermiony. Kasztanowłosa była wściekła i manifestowała to całym swoim ciałem. Jej oczy były zmrużone, wargi mocno ściśnięte, a kłykcie pobielały jej od ściskania dłoni w pięści. Taką Granger Draco widział ostatni raz w trzeciej klasie, gdy razem z Potterem i Weasley’em ratowała Hardodzioba, a jemu udowodniła, że kobiety również potrafią mieć mocny prawy sierpowy.
            - Co ty sobie do cholery wyobrażasz? Myślisz, że jak znajdujemy się w twojej firmie to możesz robić ze mną, co ci się tylko podoba? – Hermiona starała się zachowywać spokój. Było to bardzo trudne, ale udało jej się powstrzymać chęć wydarcia się na Malfoy’a. W tym momencie myślała jedynie o tym, żeby wyjść z tego przeklętego budynku i już nigdy nie zobaczyć twarzy tego arystokratycznego ignoranta. Nie była wściekła na siebie, choć wiedziała, że powinna, bo gdyby nie zgodziła się na pomoc Malfoy’owi, to nie musiałaby brać udziału w tej całej sytuacji. Była wkurzona właśnie na stojącego obok niej mężczyznę, gdyż jego zachowanie doprowadzało ją do szewskiej pasji. Nienawidziła, gdy ludzie udawali inne osoby niż są w rzeczywistości, a ona nie wierzyła, że Malfoy może odczuwać coś takiego jak skrucha, jednak jego twarz nie wyrażała niczego innego w owym momencie.
            - Chciałem tylko… - Zanim blondyn zdążył dojść do głosu zalał go potok słów z ust Hermiony, o który nawet kasztanowłosa siebie nie podejrzewała.
            - Zamknij się. Ty nic nie chciałeś. Pierwszy raz nie dostałeś tego, czego chciałeś, więc postanowiłeś zdobyć to za wszelką cenę. I wiesz co? Z jednej strony ci się nie dziwię, bo egoiści mają to do siebie, że widzą tylko czubek własnego nosa, ale z drugiej strony zadziwiasz mnie Malfoy. Nie wiem, jak nisko trzeba upaść, bądź jak wysokie mieć mniemanie o sobie, aby myśleć, że wskoczę ci do łóżka i pozwolę zostać twoją jedno-nocną damą do towarzystwa.
            - Co? Przecież… - Tym razem Hermiona również była szybsza i kolejny raz nie dała dojść Draconowi do słowa. Jej cierpliwość już dawno się wyczerpała i nie zamierzała siedzieć cicho, przyzwalając mężczyźnie wypowiadać wymyślone na poczekaniu kłamstwa. Chciała wygarnąć mu wszystko i nie zamierzała przy tym przebierać w słowach.
            - Powiedziałam zamknij się! Mało ci w życiu rozrywki? Nie dość, że przez siedem lat szkoły starałeś się uprzykrzać mi życie na każdym kroku, to jeszcze teraz musisz wpieprzać się w nie z butami? Zostaw mnie w końcu i wydoroślej, bo ja nie będę całe twoje życie pod ręką, abyś mógł mieć kogo gnoić i mieszać z błotem. – Hermiona wyrwała się z ręki Dracona, który na dobrą sprawę już jej nie trzymał, tylko delikatnie dotykał jej dłoni. Wyminęła go szybko i wyszła z balkonu, trzaskając przy tym szklanymi drzwiami i zostawiając osłupiałego blondyna samego. Czuła, że jeszcze kilka sekund, a straci nad sobą panowanie i w najlepszym wypadku uderzy Malfoy’a prosto w twarz, a w najgorszym rozpłacze się przed nim ponownie jak małe dziecko. Nie chciała tego i niemalże w ostatnim momencie udało jej się wybiec z biura mężczyzny. Nie doszła jednak za daleko, gdy poczuła mocne i stanowcze szarpnięcie za łokieć, a po chwili wylądowała prosto na Draconie, który wciągnął ją z powrotem do gabinetu.
            - Co ty… - Hermiona chciała ponownie naskoczyć na blondyna, jednak tym razem to on ją ubiegł.
            - Teraz ty mnie posłuchasz, Granger.
            - Ani mi się śni!
            - A właśnie, że będziesz. – Draco przygwoździł Hermionę do najbliższej ściany, krzyżując jej ręce za plecami i zamykając w silnym uścisku. Kasztanowłosa nie miała jak się ruszyć i po bezcelowej chwili szamotania oparła głowę o ścianę, zamykając oczy i dysząc ciężko. Malfoy był wściekły i czuła to każdym centymetrem swojego ciała. A blondyn nie zamierzał odpuścić. Starał się zachowywać spokój, ale jego cierpliwość również ma granice, a kasztanowłosa przekroczyła je stanowczo za bardzo. Znosił jej dziwne zachowanie i napady płaczu, ale teraz się to skończyło i wyjaśni mu wszystko od samego początku, czy jej się to podoba, czy też nie.
            - Jesteś uparta jak osioł, Granger. Zawsze z resztą byłaś. Ostatnie zdanie zawsze musiało należeć do ciebie. Sorry, ale nie wyglądam na Pottera, ani tym bardziej na Weasley’a, więc nie powinno cię dziwić, że również mam własne zdanie. Jesteś tchórzem, Granger.
            - Ja?!
            - Tak, właśnie ty. Zachowujesz się jak zaszczute zwierzę, a po chwili jak pies z wścieklizną. Rozumiem, że początki naszej znajomości po szkole jak również w niej nie należały do najprzyjemniejszych, ale staram się nad tym panować i moje nastawienie do ciebie jakimś cudem się zmieniło. A wiesz, co mnie najbardziej wkurza? Że myślisz, że tylko tobie może dziać się krzywda i ludzie mają wokół ciebie skakać. Więc teraz, żeby wszystko było jasne. Nigdy nie miałem zamiaru się z tobą przespać. – Panna Granger patrzyła hardo w szare oczy Dracona i próbowała doszukać się w nich choćby najmniejszych śladów kłamstwa. Nie mogła jednak znaleźć jego śladowych ilości i czuła, jak sumienie zaczyna wywiercać jej dziurę w brzuchu. Zdała sobie sprawę, że zachowała się w stosunku do Malfoy’a podle i posądziła go o coś, na co nigdy nie miała dowodów. Nie zamierzała jednak odpuścić tak łatwo i pozwolić zdaniu blondyna być na wierzchu.
            - Łżesz.
            - Zmartwię cię, ale niestety nie. – Kasztanowłosa zaśmiała się gorzko, a po chwili na prawym policzku poczuła samotną łzę. W tym momencie puściły wszystkie hamulce, jednak nie zwiesiła głowy, a wciąż patrzyła się prosto w oczy Dracona. Kiedyś nie byłaby do tego zdolna. Rozpłakałaby się niczym dziecko i pozwoliła się poniżać. Teraz mimo kilu łez nie rezygnowała. Uniosła nieco wyżej głowę, nie spuszczając wzroku ze stojącego przed nią mężczyzny.
            - No tak, jak szanowny pan arystokrata mógłby chcieć przespać się ze szlamą? Co też mi do głowy przyszło!
            - Sama sobie wmawiasz kłamstwa.
            - Ta? To podaj mi choć jeden konkretny powód, dlaczego nie zaciągnąłbyś mnie do łóżka. – Draco wypuścił głośno powietrze. Jeszcze w całym swoim życiu nie przeszedł równie trudnej rozmowy, jak dzisiejsza z Granger. A najgorsze było w niej to, że musiał mówić tylko prawdę. Nie to, że nie mógł kłamać. On po prostu tego nie chciał. Nie potrafił spoglądać w bursztynowe tęczówki kasztanowłosej i wymyślać na poczekaniu wierutne kłamstwa. Ta kobieta na to nie zasługiwała. Ostatkami sił zdecydował się powiedzieć całą prawdę, która mu ciążyła. Z każdym słowem poluźniał ucisk na rękach Hermiony, a w jej oczach dostrzegał coraz to większe ilości łez.
            - Nawet ja, jako największy dupek w historii świata nie posunąłbym się do czegoś tak ohydnego w stosunku do kobiety, która przechodzi piekło po stracie dziecka. Już ci mówiłem, że nie jestem w stanie wyobrazić sobie twojego bólu, ale nawet do mnie dociera, jak wiele w życiu straciłaś i jak ciężko było ci stanąć z powrotem na nogi. I nie jestem egoistą, bo myślę w tym momencie tylko o twoim dobru, a nie o tym, że chciałbym cię lepiej poznać i spędzać z tobą więcej czasu. A teraz idź już, bo mam ważne rzeczy do załatwienia. – Hermiona przełknęła gorzkie łzy i wytarła oczy w rękaw swetra. Następnie wyminęła Dracona i na drżących nogach udała się prosto w kierunku drzwi wyjściowych. W jej głowie dudniły wypowiedziane przed chwilą słowa mężczyzny, a ona nie potrafiła ich w żaden sposób zagłuszyć. Gdyby Malfoy kłamał, to wyszłaby z wysoko uniesioną głową, a to, co przed chwilą powiedział nie miałoby żadnego znaczenia. Jednak jej reakcja nie była skutkiem usłyszanego kłamstwa, a najprawdziwszej prawdy, przed którą wzbraniała się rękami i nogami. Oparła się o najbliższą ścianę, próbując nieco ochłonąć i się uspokoić. Zamknęła oczy i objęła się ramionami. To zawsze pomagało jej w oczyszczeniu umysłu i skupieniu się. Tym razem jednak jej myśli nie były w stanie wymazać z jej głowy słów Dracona. Bała się, że mężczyzna mówił prawdę i ona faktycznie oczekuje, że wszyscy będą się nią interesować. Ale to nie miałoby sensu. Przecież ona nie chce pomocy i nie chce, aby ludzie się nad nią użalali. Czy na pewno? Hermiona przeanalizowała w głowie swoje ostatnie tygodnie życia. Było w nich dużo radości, ale również smutku, najczęściej przysporzonego bolesnymi powrotami w myślach do Frederica. Wtedy to płakała, najczęściej z bezsilności i żalu. Czy możliwe, aby nieświadomie próbowała wzbudzić w przyjaciołach współczucie i usilnie chciała znajdować się w centrum uwagi? Otworzyła oczy i spojrzała w stronę biura Malfoy’a. Jeśli mężczyzna miał rację, to prawdopodobnie nigdy nie uwolni się od swojej tragicznej przeszłości i zawsze będzie roztrzęsioną kobietą szukającą choćby odrobiny litości nad swoim losem w ludziach. A jeśli nie? Co jeśli Malfoy się myli? Te dwa pytania bombardowały umysł Hermiony niczym niemieckie samoloty w trakcie wojny tereny nieprzyjaciela. Chciała móc sama udzielić sobie na nie odpowiedzi, ale pech chciał, że nie potrafiła. Ale jeśli chce się tego dowiedzieć, to gdzie? Stanęła przed schodami i patrzyła się na nie, jakby chciała, aby nagle ruszyły z miejsca. Wahała się między prawdą, a kłamstwem. Między teorią Malfoy’a, a dotychczasowym życiem. Biła się z myślami dłuższą chwilę, gdy usłyszała na schodach kroki. Jedne były ciężkie i towarzyszyło im głośne sapanie. Drugie z kolei z pewnością należały do kobiety, gdyż słychać było stukanie obcasów o posadzkę. Nie czekając długo i jednocześnie najciszej jak umiała schowała się za najbliższymi drzwiami, jakie zauważyła na korytarzu, prócz tych prowadzących do biura Dracona. Dopiero gdy kroki ustały zorientowała się, że jest najprawdopodobniej w składziku dla pań sprzątających, gdzie chowały swoje miotły, mopy i ścierki, a gdy się obróciła usłyszała tak dobrze znany jej głos.
            - Miona?

            Po wyjściu Hermiony Draco czuł narastającą w nim wściekłość. Miał ochotę rozwalić cokolwiek, ale powstrzymywał go przed tym fakt, że za chwilę pojawi się tutaj Keffler, a on nie może sobie pozwolić na to, aby jego biuro wyglądało jakby przeszedł przez nie huragan. Opadł bezsilnie na fotel i załamał ręce. Czuł się gorzej niż jak po rozmowie z ojcem, gdy ten wpadł do jego firmy i urządził mu awanturę z powodu Granger. Z tą różnicą, że wtedy wyrzuty sumienia po prostu mu się należały. Teraz miał je z niewiadomych przyczyn. Przecież nie wyzywał jej, nie ubliżał, mówił tylko prawdę. Dlaczego w takim razie czuje się jak skończony cham? Draco zaczął podejrzewać, że jego samopoczucie jest skutkiem zbyt długiego siedzenia w domu i brakiem kontroli nad firmą, a co najważniejsze nad zleceniem dla Austriaków. Dzisiejszego dnia przerosło go dosłownie wszystko, a jako prezes United Architect nie mógł sobie na to pozwolić. Nerwica czy też nie, musi pracować. Bez kontaktu z firmą wariuje i zajmuje się sprawami, które nie powinny go dotyczyć. I musiał się w tym wypadku zgodzić z Granger – powinien zostawić ją w świętym spokoju i przestać wściubiać nos w jej życie prywatne. Nic nie powinno go obchodzić, czemu kasztanowłosa ucieka przed kontaktem z mężczyzną, nie powinien się interesować jej sprawami, jego najnormalniej to nie dotyczy. Z tą myślą Draco wyciągnął komórkę z kieszeni spodni i wybrał numer do kliniki, gdzie pracował doktor Spinner. Powinien zrezygnować z jego usług już po pierwszej wizycie, ale ślepo wierzył, że obrana przez lekarza terapia da jakieś lepsze skutki niż proszki uspokajające. Po dwóch sygnałach telefon odebrała starsza kobieta.
            - Klinika lekarska ,,Zdrowie”, dzień dobry, w czym mogę pomóc?
            - Mówi Draco Malfoy. Chciałbym rozmawiać z doktorem Spinnerem.
            - W tym momencie jest zajęty. Czy umówić pana na wizytę?
            - Dziękuję, ale nie skorzystam. To dość pilna sprawa, proszę pani.
            - Rozumiem. Proszę poczekać i się nie rozłączać. Za chwilę przekieruję pana na prywatną linię doktora.
- Dziękuję. – Draco pomasował zbolałe skronie i wyciągnął się w zajmowanym fotelu. Miał nadzieję, że doktor Rob nieco ochłonął po jego porannej wizycie i nie będzie taki oschły i formalny. Wbrew pozorom lubił tego staruszka, mimo że jego metody uważał za dziwaczne i kompletnie ich nie rozumiał. Nieczęsto spotykał się z lekarzami, którzy z takim zaangażowaniem prowadzili leczenie swoich pacjentów. Po chwili mężczyzna usłyszał głos doktora w telefonie. Czuł, jak zawartość żołądka ruszyła się w nim nieznacznie. Czy z powodu swojego zachowania w trakcie porannej wizyty u lekarza również miał wyrzuty sumienia?
- Doktor Rob Spinner. Z kim mam przyjemność?
- Witam doktorze, z tej strony Draco Malfoy. Byłem dziś rano u pana w gabinecie.
- A! Nasz nerwusek! Witam, witam, co pana do mnie sprowadza drogą telefoniczną, panie Malfoy? Firma nie legła w gruzach? – Blondyn spodziewał się zupełnie innej reakcji po doktorze, jednak ten zachowywał się, jakby incydent z ich porannej wizyty w ogóle nie miał miejsca. A może mu się przewidziało i doktor Spinner wcale nie był na niego zły?
- Jeszcze nie doktorze. Dzwonię, gdyż chciałbym przerwać leczenie. Ja się po prostu do tego nie nadaję. Nie potrafię żyć bez pracy, to jest… - Zanim Draco zdążył się rozgadać, ile w jego życiu znaczy United Architect i jak bliski jest obłędu siedząc w domu, doktor Rob wszedł mu w zdanie, co bynajmniej nie spodobało się młodemu Malfoy’owi.
- Panie Malfoy, czy pytałem już pana o pańskie plany na przerwę zimową?
- Że co?
- To proste pytanie, które zadałem panu na naszym dzisiejszym spotkaniu. O ile pamięć mnie nie myli. – Draco ścisnął mocniej telefon i wypuścił głośno powietrze z płuc. Doktor Rob zachowywał się, jakby nie słyszał, co do niego powiedział.
- I powiedziałem panu, że nie mam planów. O ile mnie pamięć nie myli.
- Ooo… Przekomarzamy się. Ale nich panu będzie i zrobię wyjątek. Dlaczego chce pan przerwać leczenie?
- Bo się do tego nie nadaję. Nie potrafię żyć bez pracy.
- A jak pan traktuje swoją pracę? Proszę mi opisać jednym słowem, z jakim kojarzy się panu wyrażenie „nowy projekt”. – Blondyn zamyślił się chwilę. Przez moment nie miał bladego pojęcia, co odpowiedzieć doktorowi. Próbował przypomnieć sobie uczucia, które towarzyszyły mu w trakcie realizacji nowego zlecenia. Radość z pewnością, strach, że może się nie udać, ale również determinacja, żeby udowodnić, iż United Architect nie bez kozery jest najlepsza firmą architektoniczną. To wszystko kojarzyło mu się tylko z jednym słowem.
- Wyzwanie.
- Doskonale. Mam dla pana propozycję i chyba nie muszę dodawać, że jest ona nie do odrzucenia. Proszę potraktować naszą terapię właśnie jako wyzwanie, jako taki nowy projekt w pańskim życiu architekta. Jeśli po świętach nie zauważę żadnych zmian wtedy pozwolę panu zakończyć leczenie. Podkreślam, że to JA mam zauważyć zmiany, a nie pan ich brak. Rozumiemy się? – Draco trawił słowa doktora, obserwując jednocześnie drzwi od swojego gabinetu. Za chwilę przyjdzie tu Keffler, a on nie chce, aby przysłuchiwał się jego rozmowie z psychiatrą. Nie chciał przystawać na propozycję lekarza, ale w obecnym momencie nie miał za bardzo wyboru.
- Tak, oczywiście. Kiedy kolejna wizyta?
- Jutro panu pasuje? Dokończymy dzisiejszą rozmowę, bo chyba się panu spieszy. Mam rację?
- Niezaprzeczalną. – W tym momencie do głowy Dracona wpadł pomysł, który na dobrą sprawę nigdy nie powinien się w niej pojawić. Kolejny raz wejdzie z butami w życie Granger, ale miał nadzieję, że znalazł w końcu osobę, która pomoże jej uporać się z bolesną przeszłością, a tym samym pomoże jemu zrozumieć jej zachowanie. Po dzisiejszym wybuchu już sam nie wiedział, czego może się spodziewać po kasztanowłosej, której samopoczucie zmieniało się niczym w kalejdoskopie.
- W takim razie zapraszam jutro do mojego gabinetu na 9.00, dziękuję i do zobaczenia.
- Do widzenia. – W momencie, gdy blondyn chował swoją komórkę do kieszeni spodni do biura wszedł niewysoki, ale za to wyjątkowo otyły mężczyzna, a za nim szczupła blondynka o ostrych rysach twarzy. Jak tę pierwszą osobę Draco rozpoznał bezbłędnie, tak kobiety nie znał w ogóle i nie mógł sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widział ją na oczy. Wstał z fotela, poprawiając swoją koszulę i przywitał się z Kefflerem, wymieniając uścisk dłoni.
-Grüß Gott, panie Malfoy! A cóż to się stało, że dziś takie zamieszanie w United?
- Witam, panie Keffler. Cóż, wymienialiśmy ostatnio system kierujący windą i chyba nie działa jak należy. Proszę przyjąć z mojej strony najszczersze przeprosiny.
- Że też akurat dzisiaj. Cóż za zrządzenie losu. – Wzrok Dracona i Kefflera powędrował na niewysoką blondynkę stojącą obok biznesmena. Uśmiechała się wręcz złośliwie w kierunku Malfoy’a, a po chwili wyciągnęła w jego stronę swoją dłoń, którą mężczyzna uścisnął niepewnie. Nie miał bladego pojęcia, kim jest ta kobieta, ale z pewnością jest bardziej domyślna niż Keffler i mogą z nią być niemałe kłopoty.
- Miranda Hagen. Inspektor nadzoru inwestorskiego pana Kefflera.
- Miło mi panią poznać. – Draco zachowywał się ostrożnie. Nie podobała mu się ta kobieta. Nie mówił o aspekcie wizualnym, ale o charakterze, który bynajmniej do najprzyjemniejszych nie należał. Od samego wejścia wydawała mu się chłodna i wyniosła, a teraz jedynie potwierdzała jego przypuszczenia swoją postawą. Keffler uśmiechnął się, a raczej wykrzywił swoje usta w czymś na kształt uśmiechu, a następnie podszedł do biurka Dracona, na którym leżały dokumenty podpisane przez Hermionę. Blondyn czuł, że w pomieszczeniu robi się nieznośnie duszno i to bynajmniej nie za sprawą klimatyzacji. Wskazał Mirandzie krzesło przy swoim biurku, a następnie udał się za nią i stanął przy Kefflerze, który swoimi małymi świńskimi oczkami świdrował leżące dokumenty.
- No, no, panie Malfoy. Muszę przyznać, że jestem niepomiernie erschrocken. Wygląda na to, że wszystkie projekty są w normie i będziemy mogli przystąpić w przyszłym roku do budowy. – Malfoy czuł, jak kamień spada mu z serca. Nie nacieszył się jednak tym stanem długo, gdyż po Kefflerze odezwała się Miranda. Ona również zaczęła przyglądać się papierom, jednak z większą dokładnością, niż stary biznesmen.
- Kto jest pańskim inspektorem budowlanym, jeśli mogę zapytać? – Lodowaty głos blondynki wwiercał się Draconowi w głowę. Ta kobieta za dużo węszyła, a on balansował na cienkiej linii kłamstwa, która w każdym momencie mogła zostać przerwana, a on zdemaskowany.
- Hermiona Granger. Na wszystkich projektach i potrzebnych do rozpoczęcia budowy dokumentach są jej podpisy. – Miranda zmarszczyła nieznacznie brwi i przekręciła delikatnie głowę, wbijając wzrok w stojącego naprzeciwko niej Dracona.
- Granger? Pierwsze słyszę. Czy do tej pory pańskim inspektorem nie był pan Morey?
- Pan Morey już niestety nie pracuje. Przynajmniej nie dla mnie. – Mężczyzna wolał nie nawiązywać kontaktu wzrokowego z kobietą. Wzbudzała w nim dość pejoratywne uczucia, a w obecności Kefflera wolał się z nimi nie obnażać. Inspektorzy to wyjątkowe szuje, a pani Hagen wydawała mu się największą mendą w swojej branży. Już sam fakt, że pracuje dla Kefflera, który jest równie wielkim cwaniakiem, co jego brzuch, pozwalał mu twierdzić, że kobieta jest wyjątkowo złośliwa i sprytna, a przy okazji niesamowicie inteligentna. Keffler miał to do siebie, że zatrudniał ludzi z o wiele większym ilorazem inteligencji niż jego samego, a przy okazji wyjątkowo wyrachowanych, żeby nie powiedzieć mistrzów w swoim zawodzie.
- Rozumiem. Wielka szkoda. Nowi inspektorzy nie zawsze przyglądają się wszystkiemu dokładnie.
- Ależ Mirando, pan Malfoy nie zatrudnia byle kogo! To są zawsze wykwalifikowani specjaliści i pani… jak jej tam… Granger z pewnością również zna się na rzeczy. – Draco nie wiedział czy dziękować Kefflerowi, czy przyjrzeć się tej dwójce jeszcze dokładniej. Biznesmen raczej nie miał w zwyczaju ratowania mu dupy. Tu zachowuje się, jakby dokładnie wiedział o jego przekręcie i starał się zataić przed tą całą Mirandą fakt jego istnienia. Coś tu jest nie tak, grubo nie tak, a on musi się jak najszybciej dowiedzieć co.
- Nie wątpię, jednak dziwi mnie fakt, że zrezygnował pan z usług sprawdzonego inspektora.
- Pan Morey niestety sam zrezygnował ze współpracy ze mną. – Miranda uniosła brew znacząco ku górze, a następnie usiadła na krześle, zakładając nogę na nogę. Po chwili dołączył do niej Keffler, choć ten miał małe problemy z usadowieniem w wygodnym, aczkolwiek wąskim meblu. Draco usiadł spokojnie w swoim fotelu i zaczął wyciągać odpowiednie dokumenty, które z pewnością oboje chcieli zobaczyć, a najlepiej jeszcze znaleźć w nich jakieś braki lub niedociągnięcia. Kątem oka przyglądał się Mirandzie, która nie spuszczała z niego wzroku, uśmiechając się do niego delikatnie.
- Dobrze. Widzę, że projekt architektoniczno-budowlany jest w porządku, wydrukowany w czterech egzemplarzach i jest również projekt zagospodarowania sporządzony na aktualnej mapie. Czy wykonano już wytyczenie geodezyjne obiektu w terenie i wykonano niwelację terenu? – Malfoy wyciągnął odpowiednie dokumenty i podał je Mirandzie. Kobieta spojrzała na niego znacząco, a następnie przeniosła wzrok na kartki papieru, które podał jej mężczyzna. Przełożyła kilka stron i odłożyła je z powrotem na biurko. Keffler zdążył wyciągnąć się na krześle na tyle, na ile pozwalała mu jego tusza i zapalił papierosa. Draco poczuł, że jemu również przydałby się nikotynowy zastrzyk. Wolał jednak skupić się na kobiecie, która przejęła całą inicjatywę w rozmowie, wyręczając przy tym swojego pracodawcę, któremu ten fakt najwyraźniej bardzo się podobał.
            - Zagospodarowanie terenu budowy wraz z budową tymczasowych obiektów?
            - Proszę. – Draco podał kobiecie kolejny dokument, przyglądając się uważnie jej poczynaniom. Wyglądała na zaabsorbowaną swoją pracą, jednak mężczyzna wiedział, że robi to tylko ze względu na obecność Kefflera. Gdyby go tu nie było ich rozmowa przebiegałaby zupełnie innymi torami, z pewnością z wykorzystaniem niejednej aluzji ze strony Mirandy. Draco nie zaprzeczał, że kobieta była wyjątkowo urodziwa, ale nie wyglądała mu na słodką idiotkę, która wlepia w niego wzrok tylko ze względów wizualnych. Kokietowała go dyskretnie, aczkolwiek wyjątkowo skutecznie, co nie podobało się blondynowi. Od takich kobiet wolał trzymać się z daleka, gdyż ich paskudny charakter potrafił narobić w życiu wiele trudności.
            - Przedmiot umowy, czyli w tym wypadku hospicjum, powinien być szczegółowo opisany z zastrzeżeniem, że roboty budowlane muszą być prowadzone zgodnie z dokumentacją techniczną, która stanowi integralną część umowy. Czy mogę zobaczyć sporządzony harmonogram robót oraz sankcje, za ich niewykonanie?
            - Ja, ja, natürlich. Harmonogram jest bardzo ważny. – Draco zerknął na Kefflera, który strącił popiół z papierosa na podłogę. Czuł jak zaczyna mu drgać prawa powieka. Biznesmen chciał go wyprowadzić z równowagi, dążył do takiego samego wybuchu, jak w trakcie ich rozmowy telefonicznej miesiąc temu. Malfoy zaczynał dopasowywać do siebie elementy układanki. Miranda była Kefflerowi potrzebna, aby znaleźć niedociągnięcia w dokumentacji budowlanej, by mógł zerwać z nim współpracę, a ponieważ najwyraźniej szło jej to dość słabo, Austriak postanowił wziąć się sam do roboty. Otyły mężczyzna musiał domyślić się, że drażnią go małe rzeczy, jak na przykład wyciąganie nóg pod jego biurkiem, czy też palenie w biurze bez jego pozwolenia. Strącenie popiołu na czystą i świeżo wypastowaną podłogę było kolejną kroplą wlaną do czary jego cierpliwości, a która była już i tak wypełniona po brzegi.
            - Oprócz tego prosiłabym jeszcze o audyt efektywności energetycznej oraz bezpieczeństwa ruchu drogowego. – Kobieta uśmiechnęła się słodko, a następnie przeniosła swój wzrok na podane jej przez Dracona kartki papieru. Blondyn zastanawiał się, czy Miranda rzeczywiście tak dokładnie studiuje każdy dokument, czy też po prostu przelatuje po nich wzrokiem. Oprócz tego interesował go również fakt, czy Keffler dostrzega jej zaloty pod biurkiem. Czuł przesuwający się czubek buta po swojej nodze, ale nie za bardzo miał co zrobić. Miejsca nie miał dużo, mógł co najwyżej odsunąć się razem z fotelem. Pani Hagen bez wątpienia wiedziała, które karty wyciągnąć, aby gra toczyła się na jej korzyść.
            - Cóż, muszę panu pogratulować. – Draco przeniósł swój wzrok ze ściany na siedzącą naprzeciwko niego kobietę, która odłożyła wszystkie dokumenty na jego biurko. Kątem oka zerkał na Kefflera, który wyglądał, jakby opuścił go dobry humor.
            - Wszystkie dokumenty są w porządku. Resztą zajmie się mój pracodawca. Niestety, ale nie mamy dziś zbyt dużo czasu, wobec w celu ustalenia dalszych działań zapraszam do biura pana Kefflera na początku stycznia. – Biznesmen był równie zdumiony słowami blondynki, co młody Malfoy. Draco widział to wyraźnie na jego twarzy i domyślał się, że Miranda podjęła tę decyzję bez jego zgody i wiedzy. Teraz tym bardziej sprawa wyglądała mu podejrzanie i nie zamierzał zamieść jej pod dywan po wyjściu gości. Dowie się, co Keffler kombinuje, ale na to potrzebuje czasu, i co najważniejsze sposobu, a tak się składało, że tego pierwszego nie miał, zaś na to drugie nie miał pomysłu. Miranda podniosła się ze swojego miejsca, a w ślad za nią poszedł Draco. Uścisnęli sobie dłonie, a blondyn poczuł kawałek papieru, który kobieta wepchnęła mu do ręki. Odruchowo wsadził go do kieszeni i uśmiechnął się do niej, a ona odpowiedziała mu, mrugając jednym okiem. Keffler zaś wciąż siedział w fotelu i palił niespiesznie swojego papierosa.
            -  To wszystko, panie Malfoy. Dziękujemy za spotkanie i oczkujemy pańskiego przybycia do Austrii w przyszłym roku. – Na dźwięk słów kobiety biznesmen zgasił niedopałek, depcząc go butem na podłodze, a następnie podniósł się z wielkim trudem z fotela. Wyraz jego twarzy daleki był od tego, którym obdarzył Malfoy’a na początku ich spotkania. Teraz bardziej dało się na niej dostrzec irytację z zaistniałej sytuacji.
            - Selbstredend. Przypomnę panu, gdyby pan zapomniał. Z mojej strony na dziś to wszystko und danke. Do widzenia. - Panowie wymienili uścisk dłoni, obdarzając się wzajemnie wymuszonymi i bynajmniej nieprzyjemnymi uśmiechami. Zarówno pierwszy jak i drugi nie miał ochoty na ponowne spotkanie, ale zobowiązywały ich do tego interesy. Draco spojrzał jeszcze na Mirandę, która zdążyła już spakować potrzebne jej rzeczy z jego biurka.
            - Ja również bardzo dziękuję i życzę miłej podróży. Do widzenia.  – Odprowadził gości wzrokiem do drzwi, a gdy tylko wyszli szybkim krokiem udał się na balkon. Potrzebował świeżego powietrza i odetchnąć odrobinę. Oparł się o barierkę, gdzie pół godziny temu stał razem z Granger i schował ręce do kieszeni spodni. W jednej z nich wyczuł kawałek papieru, przypominając sobie, skąd on się tam wziął. Wyciągnął go i rozwinął, a jego oczom ukazało się dziewięć liczb, zapewne prywatnego telefonu Mirandy. Uśmiechnął się do małej karteczki, a następnie podarł ją na kawałki i wyrzucił przez balkon. Liczył, że blondynka nie jest tak przewidywalna, ale najwidoczniej się mylił. Odetchnął głęboko i przymknął oczy, pozwalając, aby chłodny wiatr owiewał mu twarz. Jeszcze nigdy nie czuł takiego stresu, jak przed chwilą. Nie to go jednak martwiło, a fakt, że ma zaledwie miesiąc czasu, aby odkręcić jakoś sfałszowane podpisy na dokumentach. Granger nie ma żadnych uprawnień i to, co zrobili, to łamanie prawa. Musiał istnieć sposób, aby Keffler nie domyślił się prawdy. Chociaż biznesmenem nie powinien się przejmować, a bardziej jego inspektorem. Miranda to konkretna kobieta i wygląda na taką, która zawsze dostaje to, czego chce. Jeśli ona odkryje jego przekręt to może się pożegnać z dalszą karierą w branży architektonicznej. Draco oparł głowę na ręce i otworzył oczy. Dzisiejszy dzień wymęczył go do reszty i marzył, aby znaleźć się w domu, położyć się do łóżka razem z Dulce i zasnąć. Niestety na dziś to nie koniec problemów. Sam nie wymyśli, jak pozbyć się Kefflera i potrzebuje kogoś, kto zna się na przekrętach i wie, na ile mogą sobie pozwolić w świetle prawa. Potrzebował kogoś, kto zawsze myśli logicznie i ma głowę na karku, a tą osobą był jedynie Blaise Zabini. 

17 komentarzy:

  1. Wow świetny rozdział! :D to jest mój pierwszy komentarz jaki u Ciebie zostawiam, ale obiecuję że skomentuję poprzednie rozdziały ;) kilka dni temu znalazłam Twoje opowiadanie i wciągnęło mnie bez reszty :D jest po prostu zajebiste, z ciekawą fabułą, zabawnymi momentami i dialogami. Przy każdym rozdziale śmieję się jak opętana, serio XD czekam z niecierpliwością na następny rozdział i wiedz że zyskałaś nową fankę :D
    Pozdrawiam

    Olix

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne. Tak samo jak Draco, mnie też.zaczęło irytowac zachowanie Granger. Coś mi mówi że on pójdzie do pana Roba z Hermioną :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział, na prawdę ciekawie opisałaś spotkanie z Keffler'em oraz rozmowę Draco i Hermiony. Oczywiście musiało pojawić się coś zabawnego jak: ,,A żeby cię kurwa sprzątaczka wózkiem z miotłą rozjechała" czy Giny - chyba ona - w schowku na sprzęt. Z pewnością towarzyszył jej Blaise :D No nic. Czekam na następny rozdział ze zniecierpliwieniem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział :D
    Fajna akcja i nie mogę się doczekać kontynuacji. Weny życzę i powodzenia :*

    OdpowiedzUsuń
  5. O, w końcu znalazłam dostęp do internetu.
    Rozdział cudowny ♡

    To mnie rozwaliło XD
    A żeby cię kurwa sprzątaczka wózkiem z miotłą rozjechała.-Po prostu padłam :D
    Czekam na więcej! :d ♡♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że Draco wciągnie w to Hermionę. Najbardziej jednak cieszy mnie fakt, że Malfoy w końcu się otworzył i nasza panna Granger poznała prawdę. Zawsze to jakiś krok do przodu, chociaż czuję, że przed nimi jeszcze daleka droga.
    Co do Mirandy, to już po opisie w zakładce "Bohaterowie" nie przypadła mi do gustu, a teraz tylko się w tym utwierdziłam. Od razu widać, że z tą babą jest coś nie tak i lubi mieszać. Idealnie się dobrali z tym chamowatym Kefflerem. Że też Malfoy musiał się wplatać w interesy z takimi kanaliami.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Kolejny świetny rozdział, czekam na następne :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Na twojego bloga trafiłam już jakoś dwa/trzy tygodnie temu, ale dopiero teraz komentuję. No więc zakochałam się w twoim opowiadaniu bezgranicznie i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
    Zdecydowanie kupiłaś mnie tym, że jest inne niż wszystkie, fabuła jest naprawdę ciekawa, a dialogi przyjemnie się czyta. Jest to też typ opowiadania o którym potrafię myśleć przez parę kolejnych dni. Co będzie dalej? Czy będą ze sobą rozmawiać? Jak to się skończy? Uwierz, że te pytania nie dają mi spokoju, a w mojej głowie pojawiają się przeróżne scenariusze.
    Uwielbiam też twoich bohaterów, świetnie ich wykreowałaś. Kocham takiego Dracona. Jest śmieszny, sarkastyczny i cyniczny, czyli taki, jaki być powinien. Hermiona, mimo ciężkich przeżyć, stara się być silną kobietą. Dobrze, że pogodziła się ze śmiercią małego Frederica. Teraz mam tylko nadzieję, że znowu będzie tą samą odważną Gryfonką. Cieszę się, że Ron zachował u ciebie twarz i to nie on zerwał z Granger.
    Zazwyczaj jest tak, że Blinny i Hansy wydają się przesłodzone, ale w twoim przypadku Harry i Pansy tworzą świetne małżeństwo, a Blaise i Ginny naprawdę do siebie pasują.
    Lucjusza wprost pokochałam. W niektórych momentach płakałam ze śmiechu... Scena, w której Malfoy Senior pokazał Narcyzie napis "On" na pilocie mnie uwiodła i za każdym razem wspominając ją, nie potrafię się uspokoić, bo tak się śmieję.
    To samo tyczy się Severusa. Wątek "Snooch" bardzo mi odpowiada, jest niesamowicie ciekawy i zabawny.
    Czytając sceny o emerytowanych Ślizgonach można nieźle się pośmiać, czytając o żałobie i depresji Hermiony wpada się w lekkiego dołka, a czytając o relacji Granger i Malfoya czuje się motylki w brzuchu i wszystko przeżywa się razem z nimi. I chyba właśnie za to tak kocham to opowiadanie.
    Przechodząc jeszcze szybko do rozdziału - bardzo mi się podobała rozmowa głównych bohaterów (zresztą jak zawsze). Przypomniało mi się jeszcze o Mirandzie, której bardzo nie lubię i mam nadzieję, że nie namiesza aż tak. :/ +uwielbiam zazdrosnego Draco :D
    _____
    Chciałam jeszcze teraz napisać o paru błędach w nazwach.
    Malfoya, Malfoyowie, Malfoyom* Bez apostrofa! Slytherin*, nie Slitherin. Blaise'a*, nie Blaisa, Harrym*, nie Harry'm i to chyba wszystko :) Mimo wszystko, są to drobne błędy i mam nadzieję, że zwrócisz na to uwagę. :D
    Pozdrawiam :)
    silence-guides-our-minds.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnośnie nazwiska Malfoy nie wszystko jest wiadome. Ogólnie przyjęta zasada wręcz nakazuje użycie apostrofu, gdy nazwisko kończy się samogłoską. Nie stosuje się go natomiast w przypadku spółgłosek. Dywagować można nad tym, czy nazwisko Dracona jest typowo angielskie, czy też nie, gdyż powyższa zasada właśnie takich dotyczy. Slytherin to drobna literówka, zaś imiona są winą programu komputerowego, wystarczy raz wprowadzić nazwę, która zostaje zapamiętana, a potem automatycznie wskakuje na miejsce napisanej. Czasem udaje mi się to wychwycić, czasem nie, zależy jak długo robię korektę.

      Usuń
    2. Apostrof daje się po samogłoskach, ale jeśli "y" wymawia się jako "j", ta zasada nie obowiązuje. http://www.yaoifan.fora.pl/pseudoporadnik-pisarski,17/odmiana-imion-nazwisk-i-nazw-wlasnych,72.html
      Dlatego podkreśliłam, że są to drobne błędy i nie zmieniają tego, że opowiadanie naprawdę jest świetne.

      Usuń
    3. Strona interesującą i warta uwagi. Być może zgubił mnie fakt wymowy, choć nie wiem czemu, zawsze była płynna i typowo angielska. Muszę powrócić zatem do podstaw językowych, żeby uniknąć podobnych błędów

      Usuń
  9. Ja też niedawno odkryłam to opowiadanie i bardzo mi się podoba. Jestem tylko ciekawa czy wiesz może ile rozdziałów będzie miało? Pozdrawiam, świetnie piszesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Niech coś się stanie Draco jakiś wypadek czy coś żeby Hermiona w końcu się do niego przekonała :3
    Blog niesamowity ;) mam nadzieję że będzie miał mnóstwo rozdziałów :D
    ~Czarnooka~

    OdpowiedzUsuń
  11. czekam na rozwinięcie sie akcji.

    OdpowiedzUsuń