* * * * *
- Draco? – Mrugnięcie oczami.
- Draco? – Podwójne mrugnięcie
oczami.
- Malfoy do jasnej cholery rób coś! Keffler
jest w budynku! – Samantha zaczynała tracić grunt pod nogami. Na dodatek jej
szef wcale nie ułatwiał jej zadania. Pansy potrząsnęła stojącym obok niej
Draconem, który wydawał się być kompletnie nieobecny. Dopiero mocne
pociągnięcie za rękaw i szturchnięcie w ramię sprowadziło go jako tako na
ziemię.
- W budynku czy pod nim? Bo to jest
zasadnicza różnica. – Samantha wywróciła oczami i pomachała Draconowi telefonem
komórkowym. Sam była jedyną pracownicą w jego firmie, która zawsze miała
wszystko pod kontrolą. Jeśli jakimś cudem ją traciła, to oznaczało duże
kłopoty, a United Architect miało ich już i tak w nadmiarze.
- Czy ja mówię niewyraźnie? Keffler
jest W budynku. Mam powtórzyć wolno i drukowanymi literami? – Do Malfoy’a
dotarła powaga sytuacji. Skończyło się głupawe przedstawienie odstawiane przez
Rudą i Blaisa, a zaczęły problemy, z którymi musieli zmierzyć się już teraz.
Nie zyskali większej ilości czasu, nie mieli nadal inspektora, projekty nie
były zatwierdzone, a Keffler pewnie ładował już swoje wielkie, grube cielsko do
windy. Draco rozejrzał się po twarzach zgromadzonych. Nie widział na nich ani
jednej wskazówki, która mogłaby mu pomóc choć w minimalnym stopniu. Gdy jego
wzrok spoczął na Granger poczuł się, jakby jego szare komórki nagle się
obudziły. Kasztanowłosa była w tym momencie jego jedynym ratunkiem, a cały plan
był uzależniony tylko i wyłącznie od jej zgody. Blondyn zdawał sobie sprawę, że
to, co zamierza zrobić graniczy z idiotyzmem, a firmę naraża na duże
niebezpieczeństwo, ale nie miał innego wyjścia. Granger była jego jedyną
nadzieją.
- Sam, leć na recepcję. Wyślij Kefflera
do mnie. Zanim ta gruba świnia doczłapie się tu minie dobre dziesięć minut.
Pansy, na końcu korytarza jest główna skrzynia sterująca windą. Opuść dźwignię
w dół i ją zablokuj. Sam, nie waż się nawet odbierać pierwszego telefonu, jaki
wykona do ciebie Keffler, żebyś wezwała techników. Gdy ci dam znak, Pan,
włączysz windę. Blaise, ty i tak się nam już dziś nie przydasz. Idź do swojej
ryżej wiewióry i pogadajcie na spokojnie. Granger. – Gdy Malfoy wymówił
nazwisko kasztanowłosej ta wbiła w niego swoje spojrzenie. Nie wiedziała, czego
blondyn może od niej chcieć. Przecież ona nie miała niczego wspólnego z
architekturą! Nawet nie wiedziała kim jest ten cały Keffler, i czemu postawił
całą firmę Malfoy’a na nogi. Czego zatem ten arystokrata od siedmiu boleści od
niej chce?- Granger, ty idziesz ze mną.
- Co? Chyba się przesłyszałam. –
Draco liczył na protesty ze strony panny Granger, ale teraz nie było czasu na
wymianę argumentów. Podszedł do niej i chwycił ją za nadgarstek, wyciągając z
biura Blaisa i ciągnąc po schodach, jakby była workiem ziemniaków. Kasztanowłosa
potykała się co chwilę o stopnie, gdyż kozaki na wysokim obcasie wcale nie
ułatwiały jej szaleńczej wspinaczki na samą górę budynku. Mniej więcej w
połowie drogi Draco zatrzymał się i chwycił ją za rękę. Hermiona nawet nie
zdążyła wypowiedzieć słowa, gdy poczuła nagle mocne szarpnięcie w pępku, a po
chwili znalazła się w biurze Malfoy’a. Blondyn nie zaszczycił jej choćby
najmniejszym wzrokiem, a od razu pobiegł w stronę wielkiego blatu
kreślarskiego, na którym leżały sterty papierów i zaczął je gorączkowo
przekładać.
- Malfoy do cholery! Powiedz mi, co
się tu dzieje!
- Nie czas na wyjaśnienia. Siadaj i
podpisuj wszystko, co ci dam. – Draco nie spojrzał w kierunku Hermiony ani
razu. Kasztanowłosa nie dowierzała własnym oczom i uszom. Że niby ona miała brać
udział w tej całej maskaradzie? Przecież nawet Malfoy powinien dobrze wiedzieć,
że to szaleństwo! Stała dalej w miejscu i nie ruszyła się z niego choćby na
krok. Dopiero, gdy Draco położył na swoim biurku kolejny dokument i dostrzegł,
że na poprzednich Hermiona się nie podpisała spojrzał w jej kierunku i rozłożył
bezradnie ręce.
- O co ci chodzi? Przecież
poprosiłem, żebyś podpisywała te cholerne papierzyska.
- A! Więc to była prośba? Przepraszam,
nie dosłyszałam. – Hermiona udawała zdziwienie, czym jeszcze bardziej
rozjuszyła Dracona. Mężczyzna nie wiedział, co ma robić. Za piętnaście minut
będzie tu Keffler, a Granger jak na złość rzuca mu kłody pod nogi i nie
zamierza z nim współpracować. Weź się w
garść chłopie. Musi być jakiś sposób. Blondyn westchnął głęboko, co
pozwoliło mu nieco ochłonąć. Podszedł w kierunku Hermiony z długopisem w jednej
ręce i jakimś dokumentem w drugiej. Kobieta spoglądała na niego nieufnie. Nic
nie rozumiała z tego, co się wokół niej działo i też nie bardzo chciała rozumieć.
Pragnęła znaleźć się jak najdalej od Malfoy’a i nie mieć z nim żadnego
kontaktu, jednak blondyn wszystko jej dzisiejszego dnia utrudniał.
- Granger błagam, podpisz wszystko,
co znajdzie się na moim biurku. Te podpisy są mi bardzo potrzebne, bez nich nie
ma szans, że ruszymy z budową w Austrii. Muszę je mieć przed przyjściem
wielkiego pana biznesmena, który jak ich nie zobaczy to odwoła całe zlecenie, a
ślęczałem nad nim ponad rok. Nie chcę, żeby wszystko poszło w cholerę. Więc
błagam cię, błagam cię na kolanach, żebyś usiadła w tym fotelu i złożyła swój
podpis na każdym papierze, który ci podam. – Hermiona bynajmniej nie była
zdumiona. Przemawiało przez nią bardziej niezdecydowanie. Bo niby w jakim celu
miała robić cokolwiek dla Malfoy’a? Po tym, co między nimi zaszło? Postanowiła
być ostrożna i nie dać się zmanipulować, jak było ostatnim razem, ale do tego
musiała zagrać jeszcze blondynowi ostro na nerwach, co może doprowadzić go do
zawału. Ewentualnie ostrej wścieklizny, jeśli przegnie strunę, która i tak jest
już dość mocno napięta.
- Mój podpis? A niby kto ja jestem?
- Od dziś moim tymczasowym
inspektorem budowlanym. – Oczy kasztanowłosej rozszerzyły się nieznacznie, a po
chwili kobieta parsknęła głośno, co z kolei przeobraziło się w głośny śmiech.
Draco czuł opuszczającą go cierpliwość i wściekał się, że nie może zrobić
niczego, żeby zmusić Hermionę do podpisania projektów.
- Uderzyłeś się w głowę, Malfoy? Jak
ja mam zatwierdzić ci jakiekolwiek projekty bez jakichkolwiek uprawnień? To
działanie wbrew prawu!
- Nie doszłoby do tego, gdyby Keffler
nie pojawił się niespodziewanie w Londynie. Granger błagam, pomóż mi! –
Mężczyzna sam siebie nie poznawał. Nigdy w życiu nie słyszał u siebie w głosie
takiej rozpaczliwej histerii. A jeszcze bardziej dziwił go fakt, że mówi w ten
sposób do samej Hermiony Granger. Nigdy w życiu nie podejrzewał, że będzie ją
musiał prosić o pomoc. Tymczasem stoi przed nią i błaga ją, prawie że na
kolanach, aby ulitowała się nad nim i pomogła mu w tej diabelnie trudnej
sytuacji.
- Nie mogę, Malfoy. To zbyt
ryzykowne. – Hermiona odwróciła się z zamiarem opuszczenia biura szanownego
pana arystokraty, gdy ten nagle złapał ją za nadgarstek i przyciągnął mocno do
siebie, tak że wpadła na niego całym ciałem. Czuła jego perfumy, od których
zakręciło jej się w głowie. Zaczęło robić jej się duszno, a nogi odmawiały
posłuszeństwa. Była stanowczo zbyt blisko mężczyzny, ale nie miała możliwości
wyrwania się z jego ścisku, co wcale nie poprawiało sytuacji.
- Oboje dobrze wiemy, że robiłaś
gorsze rzeczy, które były znacznie bardziej ryzykowne. To jest nic w porównaniu
z twoimi przekrętami, które robiłaś z Potterem i Weasleyem w Hogwarcie. – Draco
przeszywał Hermionę swoimi szarymi oczami i wciąż trzymał ją mocno za ramiona,
tak że kobieta miała bardzo ograniczone pole manewru, które skupiało się
głównie na twarzy mężczyzny. Przełknęła głośno ślinę, próbując zwilżyć gardło,
które w przeciągu kilku sekund wyschło na wiór. Wzrok Dracona tymczasem nieco
zelżał, podobnie jak ucisk.
– Granger dobrze wiesz, że gdybym nie musiał, to
nie prosiłbym cię o pomoc. A potrzebuję jej teraz niemiłosiernie i nie mam
nikogo, kto mógłby to zrobić. Proszę cię ostatni raz, żebyś zatwierdziła
wszystkie projekty. – Pod wpływem spojrzenia blondyna Hermiona czuła, że nie ma
większego wyboru i musi skapitulować. Nigdy w życiu nie widziała jak
rozhisteryzowanego Malfoy’a i wiedziała to samo co on, że gdyby nie był w
kropce, to nigdy nie zwróciłby się do niej z prośbą o tak wielką przysługę.
- Jeśli przyłapią cię na fałszowaniu
podpisów…
- Nikt się nie dowie. Masz moje
słowo. To tylko na kilka tygodni, aż projekt będzie gotowy do realizacji.
Pomożesz mi?
- Daj te dokumenty. – Szczęście,
które panna Granger dostrzegła na twarzy mężczyzny było nie do opisania. Malfoy
puścił ją niemalże natychmiast i podbiegł do blatu, na którym leżały projekty i
zaczął je przynosić Hermionie na biurko. Kasztanowłosa wygrzebała z organizera
jeden z długopisów i zaczęła składać na każdej karcie papieru swój schludny
podpis. Normalnie serce waliłoby jej jak po szaleńczym biegu. Ono natomiast
było bardzo spokojne i nie czuła żadnej winy, że pomaga w fałszowaniu jakby nie
patrzeć ważnych dokumentów. Ręka nie drgnęła jej przy żadnym podpisie.
Tymczasem telefon Malfoy’a zadzwonił w momencie, gdy blondyn kładł przed
kasztanowłosą kolejną kartkę papieru. Hermiona mimo woli słuchała rozmowy, choć
wolałaby nie uczestniczyć w całej tej farsie.
- Rozumiem. Zadzwoń do niego, że
technicy zaraz przyjdą i to naprawią. Naściemniaj mu, Sam. Za pół godziny
zadzwonię do Pansy, że ma wznowić działanie windy. – Malfoy rozłączył się, ale
nie zdążył nawet schować telefonu z powrotem do kieszeni, gdy zadzwonił
ponownie, a blondyn zaklął siarczyście. Hermiona domyśliła się, że
najprawdopodobniej dzwonił do niego ten cały Keffler, który wprowadził niezły
chaos do firmy. – Witam, panie Keffler. Tak, moja recepcjonistka już do mnie
dzwoniła i o wszystkim mnie poinformowała. To pierwsza taka sytuacja, jest mi
strasznie wstyd, proszę pana. Technicy już jadą, za dziesięć minut powinni być
na miejscu. Tak, oczywiście wszystko jest gotowe. Czekam w takim razie w moim
biurze. A żeby cię kurwa sprzątaczka wózkiem z miotłą rozjechała.
- Nie powiedziałeś mu chyba tego
ostatniego? – Draco spojrzał na Hermionę, która czekała na kolejny dokument do
podpisu. Uśmiechnął się do niej i podał jej projekt, jednak nie zabrał tak
szybko dłoni. Panna Granger po zetknięciu ze skórą mężczyzny poczuła dziwne
ciepło. Zabrała szybko papier i złożyła na nim swój podpis, jednak nie
spojrzała ponownie na blondyna. Miała wrażenie, że Malfoy otaksuje ją wzrokiem
przy każdej najmniejszej sposobności. Ona sama postanowiła unikać z nim
większego kontaktu wzrokowego, jak również nie dopuścić do dotyku, a
przynajmniej nie takiego, który wprawiał ją w dziwny stan.
- Raz powiedziałem mu parę słów za
dużo. Na szczęście uratował mnie Blaise. Czemu tak właściwie młoda Weasley
podejrzewała go o zdradę?
- Blaise prawdopodobnie tak mocno
przejął się tym projektem, wokół którego jest dzisiaj tyle zamieszania, że
zaczął ją zaniedbywać. Ginny, jak większość kobiet w takiej sytuacji, zaczęła
podejrzewać, że ma romans. Potem sam widziałeś, co z tego wyszło. – Hermiona nie
patrzyła na Dracona. Miała wtedy nad sobą większą kontrolę i nie wracały do
niej wspomnienia z ich ostatniego spotkania. Ciągle nie rozumiała, co kierowało
wtedy mężczyzną i w jakim celu chciał ją pocałować. Wciąż obstawała przy
wersji, że chciał ją po prostu zaliczyć, ale dzisiejszy dzień nieco zaburzył
jej koncepcję. Malfoy zachował się dziwnie w obecności Ethana, który przecież
na dobrą sprawę nie robił niczego złego. Owszem, trochę zbyt nachalnie jej się
przyglądał, co z resztą sama zauważyła, ale to nie dawało blondynowi żadnych
powodów, aby tak na niego naskakiwać. Niemniej jednak wolała trzymać się od Malfoy’a
z daleka i nie wchodzić z nim w jakiekolwiek relacje. Tak będzie najlepiej dla
wszystkich.
- Diabeł będzie się musiał jej ostro
wytłumaczyć.
- W szczególności, że Ginny
pomyślała, że jesteś jego partnerem życiowym, i że to z tobą ma ten romans.
- Ty chyba nie uwierzyłaś w to, że
mogę być gejem?
- Cóż… - Draco wstrzymał się z
podawaniem Hermionie kolejnych projektów i spojrzał na nią z niemałym
przerażeniem. Kasztanowłosa jednak nie zaszczyciła go najmniejszym spojrzeniem
i z uporczywością maniaka wpatrywała się w podpisane projekty, czekając na
kolejny. Dopiero po dłuższej chwili odłożyła długopis i odważyła się skrzyżować
swój wzrok z szarymi oczami blondyna. Uśmiechnęła się delikatnie, widząc wyraz jego twarzy. – Blaise mówił bardzo przekonywająco, ale wydało mi się to idiotyczne. Ostatecznie wierzę, że nie
jesteś homoseksualistą, i że nie pociągają cię mężczyźni.
- Uważasz, że mógłbym być gejem?
- Gdy przypomnę sobie lata szkolne
to tak. – Niespodziewanie Draco przybliżył się do Hermiony, opierając swoje
ręce na poręczach fotela i ograniczając jej pole widzenia do swojej osoby.
Panna Granger odruchowo wbiła głowę w oparcie i szukała drogi ucieczki, ale
szybko zdała sobie sprawę, że takiego wyjścia scenariusz nie przewiduje.
Poczuła, jak zasycha jej kolejny raz w gardle, a serce przyspiesza swój rytm. Malfoy
był niebezpiecznie blisko, a ona obiecała trzymać się od niego z daleka.
Niestety blondyn najwyraźniej miał głęboko w swoich czterech literach jej plan
i postanowił utrudniać jej za wszelką cenę jego realizację.
- Co masz na myśli, mówiąc lata
szkolne? – Hermiona czuła bardzo wyraźnie perfumy Dracona. Rozpoznała w nich
bardzo charakterystyczną trawę cytrynową, cedr, pieprz i… Tego ostatniego nie
mogła odgadnąć. Nie przypominała sobie tego zapachu. Z początku wydawał jej się
delikatny i słodki, zaś teraz uderzał swoją intensywnie gorzką, lekko palącą
nutą. Intrygowało ją to i omal nie pochyliła się w stronę szyi mężczyzny, żeby
dokładniej wyczuć niezidentyfikowaną woń. Na jaj szczęście w porę ocknęła się z
perfumowego snu i obróciła głowę lekko w prawą stronę.
- Dobrze wiesz, co mam na myśli.
Podaj mi następny projekt. – Draco wyczuwał zdenerwowanie Hermiony. Była
niespokojna i zapewne chciała w spokoju dokończyć powierzoną jej pracę, a następnie
zniknąć z jego pola widzenia. I pozwoliłby jej na to wszystko, gdyby nie
odwróciła głowy, a do jego nozdrzy nie doszedł zapach jej konwaliowych perfum.
Blondyn zaciągnął się delikatnie i w miarę możliwości dyskretnie. To był jego
ulubiony zapach, który od ich ostatniego spotkania męczył go niemiłosiernie i przypominał o obecności
kasztanowłosej kobiety u niego w domu. Dla niego Granger była właśnie jak
konwalie – drobne, delikatne, niewinne i subtelne. To właśnie do niej pasowały
mu najbardziej te kwiaty. Jego ulubiony zapach z dzieciństwa, który pozostał
jego niekwestionowanym faworytem do dzisiaj.
- Chyba nie do końca. Według mnie
byłem bardzo męski. – Hermiona usilnie próbowała nie patrzeć na Malfoy’a. Jego
szare oczy jednak wywiercały jej w brzuchu wielką dziurę, która wprost paliła
żywym ogniem. Ścisnęła mocniej kolana i zacisnęła rękę na długopisie. Grunt
osuwał jej się spod nóg, zupełnie jak podczas ich ostatniego spotkania. Nie
zamierzała jednak dopuścić do powtórki z nieciekawej jak dla niej rozrywki,
dlatego starała się skupić na czymś innym niż na bliskości mężczyzny. Jej umysł
jednak uczepił się perfum blondyna i za nic w świecie nie mogła go zmusić do
myślenia o czymś innym. Mimo, że Malfoy był tak blisko niej wciąż nie mogła
rozpoznać tej jednej nuty. Znała ją, co do tego nie miała wątpliwości, ale
choćby poddano ją torturom, to nie była w stanie jej sobie przypomnieć.
Przełknęła ślinę i zdecydowała się przestać uciekać przed szarymi oczami
blondyna. Obróciła się w jego kierunku, a serce momentalnie włączyło wyższy
bieg i zachowywało się, jakby chciało wyrwać się z jej piersi. Malfoy był za
blisko, stanowczo za blisko, gdyż jakby poruszyła jeszcze głową choćby o centymetr,
to zetknęłaby się z nim nosem. Coraz mniej podobała jej się ta cała sytuacja,
ale nie miała praktycznie żadnej drogi ucieczki.
- Granger. – Draco przeciągnął
samogłoski w jej nazwisku. Hermiona rozpaczliwie szukała w głowie wyjścia
awaryjnego, ale pech chciał, że jej umysł nie chciał z nią współpracować. Czuła
coraz mocniejsze bicie serca i swój nierówny oddech. Pozostawało jej tylko
jedno, żeby pozbyć się Dracona. Odwróciła się gwałtownie i podniosła się z
fotela. Poczuła, że zakręciło jej się w głowie, ale jednocześnie jej serce
zwolniło bieg, co bardzo ją ucieszyło. Nie wiedziała, co dokładnie chodziło po
głowie Malfoy’owi, ale wolała nie uczestniczyć w jego zamiarach i tak jak
obiecała, zamierzała trzymać się od niego z daleka. Odchrząknęła nieznacznie i
odwróciła się w kierunku blondyna, który zdążył już położyć na biurku kolejne
dokumenty, a sam stał odwrócony do niej plecami, tak że nie widziała jego
twarzy. Hermiona podejrzewała, że Malfoy jedynie wzruszył ramionami w
odpowiedzi na jej zachowanie i zagłębił się ponownie w pracy, nie zwracając na
nią żadnej uwagi. Jednak w rzeczywistości Draco czuł się dziwnie. Nie rozumiał
swojego postępowania i zachowania, które przypominało mu nastoletnie lata
szkolne, kiedy całował się z dziewczynami po kryjomu na korytarzach w nocy. Miał
wrażenie, że coś go pchało ku Granger, a on jedynie w duchu się przyznawał, że
poczuł się urażony, gdy kobieta uciekła. Z drugiej strony nie mógł oczekiwać
niczego innego. Potter wytłumaczył mu dość dobitnie, jak kasztanowłosa
zinterpretowała jego ostatnie zbliżenie się do niej. Prawdopodobnie robiła
wszystko, aby nie dopuścić do jakiegokolwiek kontaktu z nim, co w gruncie
rzeczy nie podobało się Draconowi, ale było mu na rękę. Dzięki jej
zdystansowaniu jest duże przypuszczenie, że jej konwaliowe perfumy przestaną go
nękać w nocy, a on zapomni w ogóle o jej istnieniu i przy dobrych lotach
powrócą do swoich normalnych zajęć. Draco odwrócił się niespiesznie w stronę Hermiony, która skrupulatnie
podpisywała powierzone jej dokumenty. Mężczyzna położył przed nią kolejne kartki
i powrócił do szukania reszty potrzebnych mu papierów. Gdy wyciągał duży
segregator z szafki do jego uszu dotarł głos Hermiony.
- Jak ci idzie opieka nad Dulce? –
Panna Granger starała się przywrócić sytuację do normalności. Rozmowa z
Malfoy’em nie była problemem i nie stanowiła z jej punktu widzenia żadnego
zagrożenia. O ile dotyczyła przyziemnych tematów. W ostatnim momencie uratowało
ją wspomnienie małego psiaka, który obecnie przebywał u blondyna w domu.
Kobieta nie kryła się również z ciekawością o zwierzaka. Naprawdę interesowało
ją to, co się dzieje ze szczeniakiem, i czy otrzymuje od Malfoy’a należytą
opiekę.
- Dobrze. – Draco nie panował nad
oschłością w swoim głosie. Nie robił tego umyślnie, ale wyszło to jakoś
odruchowo. Kątem oka spojrzał na Hermionę, która nie była zaskoczona tonem jego
głosu. Nawet na niego nie patrzyła. Mężczyzna zamyślił się chwilę. Nie chciał
wyjść na obrażonego dzieciaka, który zapuścił focha, bo nie dostał tego, czego
chciał, więc postanowił pociągnąć rozmowę o Dulce. Policzył w myślach do siedmiu
i podał kobiecie kolejną kartkę. Kasztanowłosa przyjęła ją bez słowa i złożyła
na niej kolejny podpis.
- Chyba się już zadomowił i
przyzwyczaił do nowego miejsca. Nie mogę go jedynie oduczyć spania ze mną w
łóżku. Kładzie się wieczorem w fotelu, a rano budzę się z nim w pościeli. –
Mężczyzna dostrzegł na ustach kobiety delikatny uśmiech i sam również uniósł
swoje wargi lekko ku górze. Hermiona była bardzo ciekawa, jak Draco opiekuje
się psiakiem. Bardzo chciała go również zobaczyć, ale to oznaczałoby ponowne
wejście do domu blondyna, a na to przystać nie mogła. Będą musiały wystarczyć
jej same suche fakty.
- Jest jeszcze mały, więc teraz
najlepiej go uczyć, co mu wolno, a co nie.
- W pierwszych dniach lubił nasikać
mi do butów. Teraz już tego nie robi, a przynajmniej rzadziej.
- Byłeś z nim u weterynarza? Nie był
na nic chory?
- Byłem zaraz następnego dnia,
powiedział, że nic mu nie jest, ale trzeba się nim dobrze zająć. Wszczepiłem mu
jeszcze system namierzający, gdyby uciekł i wróciliśmy do domu, gdzie czekał
już na mnie rozwścieczony Potter. – Gdy Draco mówił, Hermiona przypominała
sobie mimo woli ich minione spotkanie i czuła, że zaczynają drżeć jej ręce, co
nie uszło uwadze blondyna. Przymknęła na moment oczy i zacisnęła mocniej palce
na długopisie, a następnie odruchowo złożyła podpis na podanym przez mężczyźnie
dokumencie. Draco przyglądał się kasztanowłosej i miał ochotę sam siebie
uderzyć. Nie powinien mówić o Potterze, nie powinien jej przypominać tego
felernego dnia i sobie samemu. Powinien ugryźć się w język, albo prowadzić
jałową rozmowę jak do tej pory. Niestety kolejny raz jego język był szybszy niż
umysł. Blondyn spojrzał na Hermionę i poluźnił kołnierzyk od swojej koszuli.
Kobieta zdecydowanie walczyła ze wspomnieniami, a on nie wiedział jak ma teraz
załagodzić sytuację. Koniec końców obrał najgorszy możliwy wariant, na który
mógł się zdecydować.
- Dlaczego nie powiedziałaś
Potterowi jak było naprawdę? – Podświadomość Dracona zaczęła walić głową o
ścianę, a on miał ochotę się do niej przyłączyć. Zdecydowanie nie nadawał się
do takich rozmów, a już z pewnością nie z Granger, która robiła wszystko, co w
jej mocy, aby na niego nie patrzeć.
- Przepraszam, nie było pytania.
- Harry mylnie zinterpretował moje
wspomnienia. – Młody Malfoy spojrzał przez ramię na kobietę, a następnie
podszedł do niej i usiadł na krawędzi biurka. Hermiona odruchowo odsunęła się
nieco od blatu, krzyżując ręce na piersiach i wbiła wzrok w szybę po swojej
prawej stronie. Walczyła z emocjami, których zebrało się w niej dzisiaj za
dużo, a najlepszą drogą ich ujścia wydawał się płacz. Jednak z jej oczu nie
uleciała ani jedna łza, co dawało Hermionie powody do dumy. Ona mimo wszystko
nie zwróciła na to uwagi, a modliła się, aby wystarczyło jej sił na walkę ze
swoimi rozchwianymi uczuciami.
- To wydedukowałem sam, ale dlaczego
mu ich nie wyjaśniłaś?
- Nie mogłam.
- Dlaczego? – Hermiona odwróciła
nagle swoją głowę i wbiła w Dracona rozwścieczone spojrzenie. Straciła
cierpliwość w momencie, gdy mężczyzna kolejny raz zapytał ją „dlaczego”. Miała
nadzieję, że fakt jej braku wytłumaczenia był dla niego oczywistą
oczywistością, natomiast Malfoy zachowywał się niczym pięciolatek pytający
swoją mamę dosłownie o wszystko. W kasztanowłosej wrzało i czuła rosnącą w niej
adrenalinę. Nie pamiętała, kiedy była ostatni raz równie wściekła, a jej złość
potęgował wyraz twarzy siedzącego naprzeciwko niej mężczyzny.
- Jesteś w przedszkolu, Malfoy? Uważasz,
że zadawanie takich pytań jest zabawne?
- Nie uważam, chcę tylko wiedzieć,
czym była podyktowana twoja reakcja.
- A jak myślisz? – Panna Granger
zmrużyła gniewnie oczy, nie odwracając wzroku od Malfoy’a. Draco czuł, że
wszedł na grząski grunt, ale nie spodziewał się takiej agresji po
kasztanowłosej. Oczekiwał raczej płaczu, albo nawet i ucieczki, ale nie
przyszło mu do głowy, że kobieta może nagle stać się tak oschła i wściekła
jednocześnie.
- Nie wiem i liczę, że mi to
wyjaśnisz.
- Nie mam ci nic do wyjaśnienia.
- Owszem masz. Potter posądził mnie
wtedy o gwałt na tobie, a ja chciałem tylko… - Draconowi nie dane było jednak
dokończyć zdania, gdyż Hermiona przerwała mu je krótkim, aczkolwiek
przepełnionym po brzegi ironią śmiechem. Blondyn nie poznawał siedzącej przed
nim kobiety i nie wiedział, czego może się jeszcze po niej spodziewać.
- Co chciałeś? No co? Przyznaj się,
że postanowiłeś wykorzystać sytuację i udowodnić sobie, że żadna kobieta nie
jest dla ciebie wyzwaniem i nawet taka brudną szlamę jak ja jesteś w stanie
okręcić sobie wokół palca, a potem bezkarnie… - Wywód Hermiony przerwał dźwięk
dzwoniącego telefonu spoczywającego na dnie kieszeni Dracona., który podziałał
na kasztanowłosą niczym kubeł lodowatej wody. Podniosła się gwałtownie z
zajmowanego miejsca, wychodząc szybko na balkon i trzaskając głośno drzwiami.
Blondyn w pierwszym momencie chciał za nią pobiec i bez wątpienia by to zrobił,
gdyby nie spojrzał wcześniej na wyświetlacz telefonu, na którym ukazał mu się
numer Samanthy.
- Kurwa jebana mać. – Draco zaklął
siarczyście i odebrał połączenie. Usłyszał cichy, acz zdecydowany głos Sam po
drugiej stronie.
- Co ty tam wyczyniasz tak długo? Keffler
dzwoni już siódmy raz do mnie. Włączcie w końcu tę cholerną windę.
- Daj mi jeszcze dziesięć minut.
Granger kończy podpisywać papiery.
- Co? Jak to? Przecież ona…
- Sam nie panikuj. Wszystko się uda.
Cześć.
- Jak cię złapią to cię posadzą.
Cześć. – Mężczyzna schował telefon z powrotem do kieszeni spodni i bez
większego namysłu udał się na balkon, gdzie przed chwilą zniknęła Hermiona. Nie
miał problemów, aby ją odnaleźć, bo kobieta nie myślała również, aby się przed
nim chować. Stała przy barierce opierając się o nią dłońmi i wpatrując się w
panoramę Londynu. Draco podszedł do niej niepewnie i położył jej rękę na
ramieniu. Kobieta strzepnęła ją i odwróciła się do niego plecami.
- Zostaw mnie w świętym spokoju.
- Posłuchaj mnie, Granger.
- Nie. Idź stąd po prostu. – Draco nie
był zaskoczony hardością w głosie kobiety, zważywszy na fakt, że przed chwilą
omal nie przegryzła mu krtani. Jeszcze niedawno była krucha i delikatna, mógł
ją złamać choćby najmniejszy podmuch wiatru niczym trzcinę. Teraz była
stanowcza i niedostępna. Nie chciała go słuchać i uciekała przed jego wzrokiem,
nie mówiąc już nawet o dotyku. Malfoy jednak nie zamierzał odpuścić tak łatwo.
- Spójrz na mnie. – Hermiona
walczyła z całych sił ze sobą, aby nie ulec uczuciom, które nią targały. Czuła
złość, rozgoryczenie, ale przede wszystkim żal do samej siebie, że tak łatwo
dała się podejść i wszystkie jej postanowienia legły w gruzach jak domek z
kart. A wystarczył tylko maleńki podmuch wiatru, aby przywołać te ciężkie
wspomnienia i rozpalić ją do czerwoności niczym przegrzewacz pozostawiony zbyt
długo w ogniu. Malfoy był pierwszą osobą, która w tak krótkim czasie od
pogodzenia się z depresją była w stanie wyprowadzić ją z równowagi. W porę
zdążyła nad sobą zapanować i zwiać od niego, jak wtedy u niego w mieszkaniu. Zamknęła
z bezradności oczy i zaczerpnęła głęboko powietrza, jednak nie odwróciła się.
Nie miała w sobie wystarczającej siły, aby spojrzeć na Malfoy’a i powiedzieć mu
w twarz, żeby ją zostawił.
- Spójrz na mnie, Granger. Proszę. –
Jego głos jednocześnie ją drażnił i uspokajał. Potrzebowała jednak pobyć trochę
sama i pomyśleć nad tym wszystkim. Już drugi raz w jego obecności dała się
ponieść emocjom. Zareagowała na niego wbrew swoim oczekiwaniom i kolejny raz
zapomniała o swoich obietnicach. Ale jeśli teraz tego nie skończy, to już
zawsze będzie się miotać w pajęczynie uczuć, którą sobie uplotła. Obróciła się
niepewnie w stronę Malfoy’a i wbiła w niego swój wzrok. To co jednak zobaczyła
nieco złagodziło jej złość. Mężczyzna wyglądał, jakby czuł się winny. Nie widać
było na jego twarzy choćby cienia ironii czy też satysfakcji.
- Dlaczego tak się zachowujesz?
- Jak?
- Właśnie tak! Nie pozwalasz kompletnie
na nic, jakby coś cię blokowało. Czemu kolejny raz uciekasz? – Draco był
rozgoryczony i zagubiony. Granger bawiła się nim jak kukiełką, pociągając
dowolnie za jego sznurki. Najpierw rozbudzała w nim uczucia, których nigdy do
tej pory nie czuł. Później przyciągała go ku sobie jeszcze silniej, sprawiając,
że pragnienie zżerało wprost jego ciało. A gdy już był blisko, bardzo blisko,
żeby przekonać ją do siebie i sprawić, żeby ona również poczuła do samo co on,
uciekała niczym przestraszone zwierzę i wzbraniała się przed nim na wszelkie
możliwe sposoby. Z początku go to fascynowało, teraz doprowadzało wprost do
szaleństwa. Nie mógł znieść zachowania tej kobiety, a tym bardziej nie potrafił
odgadnąć, co dokładnie było przyczyną jej postępowania.
- Uciekam? A jak myślisz, czemu?
- Staram się tego dowiedzieć, ale ty
wszystko komplikujesz. – Hermiona zacisnęła ze złości wargi w cienką linię.
Miała ochotę wykrzyczeć mu prosto w twarz, że nie jest jak wszystkie jego
dotychczasowe panienki i nie jest zabawką na jedną noc. Ewentualnie na dwie.
Nie zostanie jego kolejnym trofeum seksualnym, aby gazety rozpisywały się o
kolejnej kobiecie omamionej przez jego diabelski urok osobisty. Ona taka nie
jest i nigdy nie będzie. I nie da Malfoy’owi satysfakcji.
- Nie mam ci czego wyjaśniać. A
teraz zostaw mnie w świętym spokoju. Podpisałam wszystko, co chciałeś, choć
nadal uważam, że to głupota. Zajmij się swoim klientem. – Kobieta ponownie
odwróciła się do mężczyzny plecami, opierając się o barierkę balkonu. Liczyła,
że Malfoy zostawi ją tak jak prosiła w spokoju i nie będzie drążył więcej
tematu. Jednak blondyn nie zamierzał tak szybko rezygnować. Spojrzał odruchowo
na zegarek i wykalkulował, że ma jeszcze jakieś pięć minut na rozmowę z
Granger, co wcale nie będzie takie łatwe. Kasztanowłosa kolejny raz przed nim
uciekła i zamknęła się w sobie. Podszedł ostrożnie do barierki i również się o
nią oparł. Hermiona nie zwróciła jednak na niego najmniejszej uwagi. Wciąż
wpatrywała się przed siebie, udając, że nie widzi stojącego obok niej Dracona.
Mężczyzna natomiast nigdzie się nie wybierał i zamierzał zmusić ją do rozmowy.
Frustracja nieco z niego opadła, ale nadal był zły na zachowanie kobiety.
- Ja nie rezygnuję tak łatwo.
- Ja też nie.
- Nie? A ucieczka to nie przypadkiem
to samo, co rezygnacja? – Hermiona zacisnęła mocniej rękę na barierce. Niech on stąd idzie do jasnej cholery.
Czuła, że opuszczają ją siły na walkę z Malfoy’em. Im dłużej ona idzie w
zaparte, tym dłużej on ją męczy. – Porozmawiaj ze mną, Granger.
- Raczej wyczerpaliśmy limit
normalnych rozmów. Idź stąd.
- To mój balkon, więc mogę na nim
być tyle, ile mi się podoba. Nie pójdę stąd, dopóki ze mną nie porozmawiasz.
- Jak chcesz. W takim razie ja
wychodzę. – Kasztanowłosa ruszyła w stronę drzwi, ale Draco złapał ją za ramię
i przyciągnął w swoją stronę. W tym samym momencie ponownie zadzwonił jego
telefon komórkowy. Miał ochotę zatłuc osobę, która wisiała mu na linii i
zawracała dupę Kefflerem. A niech was
wszystkich piekło pochłonie!
- Puść mnie.
- Nie puszczę, dopóki nie powiesz
mi, o co chodzi.
- Odbierz ten telefon i puść mnie.
- Granger nie udawaj głuchej.
- Odbierz. – Draco czuł wzrastającą
w nim ponownie frustrację. Czuł się jak między młotem, a kowadłem. Jeśli
odbierze telefon, Granger ucieknie i najprawdopodobniej nie znajdzie jej już
nigdy. Będzie musiał czekać na kolejne przypadkowe spotkanie, do którego prędko
nie dojdzie. Jeśli z kolei nie odbierze telefonu, Keffler wścieknie się, jak
tylko dotrze do jego biura i w najgorszym i jednocześnie najbardziej
prawdopodobnym wypadku odwoła całe zlecenie. Dodatkowo Sam ukręcił mu łeb przy
samej dupie. Zastanów się, co jest
mniejszym złem? Draco próbował przeanalizować, która opcja jest
dogodniejsza. Obie jednak były równie ważne i nie mógł zrezygnować ani z
pierwszej, ani z drugiej. Jego podświadomość jednak nie dawała za wygraną. Na czym ci bardziej zależy? To pytanie
ruszyło szare komórki Malfoy’a. Spojrzał w oczy stojącej przed nim Hermiony i
chwycił ją mocniej za nadgarstek jedną ręką. Drugą wyciągnął komórkę z
kieszeni, która ucichła na moment. Draco zdziwił się, że kobieta nie próbuje
się wyrwać, a stoi przy nim jak skarcone dziecko. Nie miał jednak czasu, żeby
dłużej zastanawiać się nad zachowaniem Granger. Wybrał szybko numer Pansy, która
przed chwilą do niego dzwoniła.
- Draco ile jeszcze?
- Włączaj. – Po tej krótkiej
komendzie rozłączył się i schował telefon w kieszeni spodni, jednocześnie
rozluźniając ucisk na ręce Hermiony. Kasztanowłosa była wściekła i
manifestowała to całym swoim ciałem. Jej oczy były zmrużone, wargi mocno
ściśnięte, a kłykcie pobielały jej od ściskania dłoni w pięści. Taką Granger
Draco widział ostatni raz w trzeciej klasie, gdy razem z Potterem i Weasley’em
ratowała Hardodzioba, a jemu udowodniła, że kobiety również potrafią mieć mocny
prawy sierpowy.
- Co ty sobie do cholery wyobrażasz?
Myślisz, że jak znajdujemy się w twojej firmie to możesz robić ze mną, co ci
się tylko podoba? – Hermiona starała się zachowywać spokój. Było to bardzo
trudne, ale udało jej się powstrzymać chęć wydarcia się na Malfoy’a. W tym
momencie myślała jedynie o tym, żeby wyjść z tego przeklętego budynku i już
nigdy nie zobaczyć twarzy tego arystokratycznego ignoranta. Nie była wściekła
na siebie, choć wiedziała, że powinna, bo gdyby nie zgodziła się na pomoc
Malfoy’owi, to nie musiałaby brać udziału w tej całej sytuacji. Była wkurzona
właśnie na stojącego obok niej mężczyznę, gdyż jego zachowanie doprowadzało ją
do szewskiej pasji. Nienawidziła, gdy ludzie udawali inne osoby niż są w rzeczywistości,
a ona nie wierzyła, że Malfoy może odczuwać coś takiego jak skrucha, jednak
jego twarz nie wyrażała niczego innego w owym momencie.
- Chciałem tylko… - Zanim blondyn
zdążył dojść do głosu zalał go potok słów z ust Hermiony, o który nawet kasztanowłosa
siebie nie podejrzewała.
- Zamknij się. Ty nic nie chciałeś.
Pierwszy raz nie dostałeś tego, czego chciałeś, więc postanowiłeś zdobyć to za
wszelką cenę. I wiesz co? Z jednej strony ci się nie dziwię, bo egoiści mają to
do siebie, że widzą tylko czubek własnego nosa, ale z drugiej strony zadziwiasz
mnie Malfoy. Nie wiem, jak nisko trzeba upaść, bądź jak wysokie mieć mniemanie
o sobie, aby myśleć, że wskoczę ci do łóżka i pozwolę zostać twoją jedno-nocną damą do towarzystwa.
- Co? Przecież… - Tym razem Hermiona
również była szybsza i kolejny raz nie dała dojść Draconowi do słowa. Jej
cierpliwość już dawno się wyczerpała i nie zamierzała siedzieć cicho,
przyzwalając mężczyźnie wypowiadać wymyślone na poczekaniu kłamstwa. Chciała
wygarnąć mu wszystko i nie zamierzała przy tym przebierać w słowach.
- Powiedziałam zamknij się! Mało ci
w życiu rozrywki? Nie dość, że przez siedem lat szkoły starałeś się uprzykrzać
mi życie na każdym kroku, to jeszcze teraz musisz wpieprzać się w nie z butami?
Zostaw mnie w końcu i wydoroślej, bo ja nie będę całe twoje życie pod ręką,
abyś mógł mieć kogo gnoić i mieszać z błotem. – Hermiona wyrwała się z ręki
Dracona, który na dobrą sprawę już jej nie trzymał, tylko delikatnie dotykał
jej dłoni. Wyminęła go szybko i wyszła z balkonu, trzaskając przy tym szklanymi
drzwiami i zostawiając osłupiałego blondyna samego. Czuła, że jeszcze kilka
sekund, a straci nad sobą panowanie i w najlepszym wypadku uderzy Malfoy’a
prosto w twarz, a w najgorszym rozpłacze się przed nim ponownie jak małe
dziecko. Nie chciała tego i niemalże w ostatnim momencie udało jej się wybiec z
biura mężczyzny. Nie doszła jednak za daleko, gdy poczuła mocne i stanowcze
szarpnięcie za łokieć, a po chwili wylądowała prosto na Draconie, który
wciągnął ją z powrotem do gabinetu.
- Co ty… - Hermiona chciała ponownie
naskoczyć na blondyna, jednak tym razem to on ją ubiegł.
- Teraz ty mnie posłuchasz, Granger.
- Ani mi się śni!
- A właśnie, że będziesz. – Draco
przygwoździł Hermionę do najbliższej ściany, krzyżując jej ręce za plecami i
zamykając w silnym uścisku. Kasztanowłosa nie miała jak się ruszyć i po
bezcelowej chwili szamotania oparła głowę o ścianę, zamykając oczy i dysząc
ciężko. Malfoy był wściekły i czuła to każdym centymetrem swojego ciała. A
blondyn nie zamierzał odpuścić. Starał się zachowywać spokój, ale jego
cierpliwość również ma granice, a kasztanowłosa przekroczyła je stanowczo za
bardzo. Znosił jej dziwne zachowanie i napady płaczu, ale teraz się to
skończyło i wyjaśni mu wszystko od samego początku, czy jej się to podoba, czy
też nie.
- Jesteś uparta jak osioł, Granger.
Zawsze z resztą byłaś. Ostatnie zdanie zawsze musiało należeć do ciebie. Sorry,
ale nie wyglądam na Pottera, ani tym bardziej na Weasley’a, więc nie powinno
cię dziwić, że również mam własne zdanie. Jesteś tchórzem, Granger.
- Ja?!
- Tak, właśnie ty. Zachowujesz się
jak zaszczute zwierzę, a po chwili jak pies z wścieklizną. Rozumiem, że
początki naszej znajomości po szkole jak również w niej nie należały do
najprzyjemniejszych, ale staram się nad tym panować i moje nastawienie do
ciebie jakimś cudem się zmieniło. A wiesz, co mnie najbardziej wkurza? Że
myślisz, że tylko tobie może dziać się krzywda i ludzie mają wokół ciebie
skakać. Więc teraz, żeby wszystko było jasne. Nigdy nie miałem zamiaru się z
tobą przespać. – Panna Granger patrzyła hardo w szare oczy Dracona i próbowała
doszukać się w nich choćby najmniejszych śladów kłamstwa. Nie mogła jednak
znaleźć jego śladowych ilości i czuła, jak sumienie zaczyna wywiercać jej dziurę
w brzuchu. Zdała sobie sprawę, że zachowała się w stosunku do Malfoy’a podle i
posądziła go o coś, na co nigdy nie miała dowodów. Nie zamierzała jednak
odpuścić tak łatwo i pozwolić zdaniu blondyna być na wierzchu.
- Łżesz.
- Zmartwię cię, ale niestety nie. –
Kasztanowłosa zaśmiała się gorzko, a po chwili na prawym policzku poczuła
samotną łzę. W tym momencie puściły wszystkie hamulce, jednak nie zwiesiła
głowy, a wciąż patrzyła się prosto w oczy Dracona. Kiedyś nie byłaby do tego
zdolna. Rozpłakałaby się niczym dziecko i pozwoliła się poniżać. Teraz mimo
kilu łez nie rezygnowała. Uniosła nieco wyżej głowę, nie spuszczając wzroku ze
stojącego przed nią mężczyzny.
- No tak, jak szanowny pan
arystokrata mógłby chcieć przespać się ze szlamą? Co też mi do głowy przyszło!
- Sama sobie wmawiasz kłamstwa.
- Ta? To podaj mi choć jeden
konkretny powód, dlaczego nie zaciągnąłbyś mnie do łóżka. – Draco wypuścił
głośno powietrze. Jeszcze w całym swoim życiu nie przeszedł równie trudnej
rozmowy, jak dzisiejsza z Granger. A najgorsze było w niej to, że musiał mówić
tylko prawdę. Nie to, że nie mógł kłamać. On po prostu tego nie chciał. Nie
potrafił spoglądać w bursztynowe tęczówki kasztanowłosej i wymyślać na
poczekaniu wierutne kłamstwa. Ta kobieta na to nie zasługiwała. Ostatkami sił
zdecydował się powiedzieć całą prawdę, która mu ciążyła. Z każdym słowem
poluźniał ucisk na rękach Hermiony, a w jej oczach dostrzegał coraz to większe
ilości łez.
- Nawet ja, jako największy dupek w
historii świata nie posunąłbym się do czegoś tak ohydnego w stosunku do
kobiety, która przechodzi piekło po stracie dziecka. Już ci mówiłem, że nie
jestem w stanie wyobrazić sobie twojego bólu, ale nawet do mnie dociera, jak
wiele w życiu straciłaś i jak ciężko było ci stanąć z powrotem na nogi. I nie
jestem egoistą, bo myślę w tym momencie tylko o twoim dobru, a nie o tym, że
chciałbym cię lepiej poznać i spędzać z tobą więcej czasu. A teraz idź już, bo
mam ważne rzeczy do załatwienia. – Hermiona przełknęła gorzkie łzy i wytarła
oczy w rękaw swetra. Następnie wyminęła Dracona i na drżących nogach udała się
prosto w kierunku drzwi wyjściowych. W jej głowie dudniły wypowiedziane przed
chwilą słowa mężczyzny, a ona nie potrafiła ich w żaden sposób zagłuszyć. Gdyby
Malfoy kłamał, to wyszłaby z wysoko uniesioną głową, a to, co przed chwilą
powiedział nie miałoby żadnego znaczenia. Jednak jej reakcja nie była skutkiem
usłyszanego kłamstwa, a najprawdziwszej prawdy, przed którą wzbraniała się
rękami i nogami. Oparła się o najbliższą ścianę, próbując nieco ochłonąć i się
uspokoić. Zamknęła oczy i objęła się ramionami. To zawsze pomagało jej w
oczyszczeniu umysłu i skupieniu się. Tym razem jednak jej myśli nie były w
stanie wymazać z jej głowy słów Dracona. Bała się, że mężczyzna mówił prawdę i
ona faktycznie oczekuje, że wszyscy będą się nią interesować. Ale to nie
miałoby sensu. Przecież ona nie chce pomocy i nie chce, aby ludzie się nad nią
użalali. Czy na pewno? Hermiona
przeanalizowała w głowie swoje ostatnie tygodnie życia. Było w nich dużo radości,
ale również smutku, najczęściej przysporzonego bolesnymi powrotami w myślach do
Frederica. Wtedy to płakała, najczęściej z bezsilności i żalu. Czy możliwe, aby
nieświadomie próbowała wzbudzić w przyjaciołach współczucie i usilnie chciała
znajdować się w centrum uwagi? Otworzyła oczy i spojrzała w stronę biura
Malfoy’a. Jeśli mężczyzna miał rację, to prawdopodobnie nigdy nie uwolni się od
swojej tragicznej przeszłości i zawsze będzie roztrzęsioną kobietą szukającą
choćby odrobiny litości nad swoim losem w ludziach. A jeśli nie? Co jeśli Malfoy się myli? Te dwa pytania bombardowały
umysł Hermiony niczym niemieckie samoloty w trakcie wojny tereny
nieprzyjaciela. Chciała móc sama udzielić sobie na nie odpowiedzi, ale pech
chciał, że nie potrafiła. Ale jeśli chce się tego dowiedzieć, to gdzie? Stanęła
przed schodami i patrzyła się na nie, jakby chciała, aby nagle ruszyły z
miejsca. Wahała się między prawdą, a kłamstwem. Między teorią Malfoy’a, a
dotychczasowym życiem. Biła się z myślami dłuższą chwilę, gdy usłyszała na
schodach kroki. Jedne były ciężkie i towarzyszyło im głośne sapanie. Drugie z
kolei z pewnością należały do kobiety, gdyż słychać było stukanie obcasów o
posadzkę. Nie czekając długo i jednocześnie najciszej jak umiała schowała się
za najbliższymi drzwiami, jakie zauważyła na korytarzu, prócz tych prowadzących
do biura Dracona. Dopiero gdy kroki ustały zorientowała się, że jest
najprawdopodobniej w składziku dla pań sprzątających, gdzie chowały swoje
miotły, mopy i ścierki, a gdy się obróciła usłyszała tak dobrze znany jej głos.
- Miona?
Po wyjściu Hermiony Draco czuł
narastającą w nim wściekłość. Miał ochotę rozwalić cokolwiek, ale powstrzymywał
go przed tym fakt, że za chwilę pojawi się tutaj Keffler, a on nie może sobie
pozwolić na to, aby jego biuro wyglądało jakby przeszedł przez nie huragan.
Opadł bezsilnie na fotel i załamał ręce. Czuł się gorzej niż jak po rozmowie z
ojcem, gdy ten wpadł do jego firmy i urządził mu awanturę z powodu Granger. Z
tą różnicą, że wtedy wyrzuty sumienia po prostu mu się należały. Teraz miał je
z niewiadomych przyczyn. Przecież nie wyzywał jej, nie ubliżał, mówił tylko
prawdę. Dlaczego w takim razie czuje się jak skończony cham? Draco zaczął
podejrzewać, że jego samopoczucie jest skutkiem zbyt długiego siedzenia w domu
i brakiem kontroli nad firmą, a co najważniejsze nad zleceniem dla Austriaków.
Dzisiejszego dnia przerosło go dosłownie wszystko, a jako prezes United
Architect nie mógł sobie na to pozwolić. Nerwica czy też nie, musi pracować.
Bez kontaktu z firmą wariuje i zajmuje się sprawami, które nie powinny go
dotyczyć. I musiał się w tym wypadku zgodzić z Granger – powinien zostawić ją w
świętym spokoju i przestać wściubiać nos w jej życie prywatne. Nic nie powinno
go obchodzić, czemu kasztanowłosa ucieka przed kontaktem z mężczyzną, nie
powinien się interesować jej sprawami, jego najnormalniej to nie dotyczy. Z tą
myślą Draco wyciągnął komórkę z kieszeni spodni i wybrał numer do kliniki,
gdzie pracował doktor Spinner. Powinien zrezygnować z jego usług już po
pierwszej wizycie, ale ślepo wierzył, że obrana przez lekarza terapia da jakieś
lepsze skutki niż proszki uspokajające. Po dwóch sygnałach telefon odebrała
starsza kobieta.
- Klinika lekarska ,,Zdrowie”, dzień
dobry, w czym mogę pomóc?
- Mówi Draco Malfoy. Chciałbym
rozmawiać z doktorem Spinnerem.
- W tym momencie jest zajęty. Czy
umówić pana na wizytę?
- Dziękuję, ale nie skorzystam. To
dość pilna sprawa, proszę pani.
- Rozumiem. Proszę poczekać i się
nie rozłączać. Za chwilę przekieruję pana na prywatną linię doktora.
- Dziękuję. – Draco pomasował zbolałe skronie i
wyciągnął się w zajmowanym fotelu. Miał nadzieję, że doktor Rob nieco ochłonął
po jego porannej wizycie i nie będzie taki oschły i formalny. Wbrew pozorom
lubił tego staruszka, mimo że jego metody uważał za dziwaczne i kompletnie ich
nie rozumiał. Nieczęsto spotykał się z lekarzami, którzy z takim zaangażowaniem
prowadzili leczenie swoich pacjentów. Po chwili mężczyzna usłyszał głos doktora
w telefonie. Czuł, jak zawartość żołądka ruszyła się w nim nieznacznie. Czy z
powodu swojego zachowania w trakcie porannej wizyty u lekarza również miał
wyrzuty sumienia?
- Doktor Rob Spinner. Z kim mam przyjemność?
- Witam doktorze, z tej strony Draco Malfoy.
Byłem dziś rano u pana w gabinecie.
- A! Nasz nerwusek! Witam, witam, co pana do
mnie sprowadza drogą telefoniczną, panie Malfoy? Firma nie legła w gruzach? –
Blondyn spodziewał się zupełnie innej reakcji po doktorze, jednak ten
zachowywał się, jakby incydent z ich porannej wizyty w ogóle nie miał miejsca.
A może mu się przewidziało i doktor Spinner wcale nie był na niego zły?
- Jeszcze nie doktorze. Dzwonię, gdyż chciałbym
przerwać leczenie. Ja się po prostu do tego nie nadaję. Nie potrafię żyć bez
pracy, to jest… - Zanim Draco zdążył się rozgadać, ile w jego życiu znaczy
United Architect i jak bliski jest obłędu siedząc w domu, doktor Rob wszedł mu
w zdanie, co bynajmniej nie spodobało się młodemu Malfoy’owi.
- Panie Malfoy, czy pytałem już pana o pańskie
plany na przerwę zimową?
- Że co?
- To proste pytanie, które zadałem panu na
naszym dzisiejszym spotkaniu. O ile pamięć mnie nie myli. – Draco ścisnął
mocniej telefon i wypuścił głośno powietrze z płuc. Doktor Rob zachowywał się,
jakby nie słyszał, co do niego powiedział.
- I powiedziałem panu, że nie mam planów. O ile
mnie pamięć nie myli.
- Ooo… Przekomarzamy się. Ale nich panu będzie i
zrobię wyjątek. Dlaczego chce pan przerwać leczenie?
- Bo się do tego nie nadaję. Nie potrafię żyć
bez pracy.
- A jak pan traktuje swoją pracę? Proszę mi
opisać jednym słowem, z jakim kojarzy się panu wyrażenie „nowy projekt”. –
Blondyn zamyślił się chwilę. Przez moment nie miał bladego pojęcia, co
odpowiedzieć doktorowi. Próbował przypomnieć sobie uczucia, które towarzyszyły
mu w trakcie realizacji nowego zlecenia. Radość z pewnością, strach, że może
się nie udać, ale również determinacja, żeby udowodnić, iż United Architect nie
bez kozery jest najlepsza firmą architektoniczną. To wszystko kojarzyło mu się
tylko z jednym słowem.
- Wyzwanie.
- Doskonale. Mam dla pana propozycję i chyba nie
muszę dodawać, że jest ona nie do odrzucenia. Proszę potraktować naszą terapię
właśnie jako wyzwanie, jako taki nowy projekt w pańskim życiu architekta. Jeśli
po świętach nie zauważę żadnych zmian wtedy pozwolę panu zakończyć leczenie.
Podkreślam, że to JA mam zauważyć zmiany, a nie pan ich brak. Rozumiemy się? –
Draco trawił słowa doktora, obserwując jednocześnie drzwi od swojego gabinetu.
Za chwilę przyjdzie tu Keffler, a on nie chce, aby przysłuchiwał się jego
rozmowie z psychiatrą. Nie chciał przystawać na propozycję lekarza, ale w
obecnym momencie nie miał za bardzo wyboru.
- Tak, oczywiście. Kiedy kolejna wizyta?
- Jutro panu pasuje? Dokończymy dzisiejszą
rozmowę, bo chyba się panu spieszy. Mam rację?
- Niezaprzeczalną. – W tym momencie do głowy
Dracona wpadł pomysł, który na dobrą sprawę nigdy nie powinien się w niej
pojawić. Kolejny raz wejdzie z butami w życie Granger, ale miał nadzieję, że
znalazł w końcu osobę, która pomoże jej uporać się z bolesną przeszłością, a
tym samym pomoże jemu zrozumieć jej zachowanie. Po dzisiejszym wybuchu już sam
nie wiedział, czego może się spodziewać po kasztanowłosej, której samopoczucie
zmieniało się niczym w kalejdoskopie.
- W takim razie zapraszam jutro do mojego
gabinetu na 9.00, dziękuję i do zobaczenia.
- Do widzenia. – W momencie, gdy blondyn chował
swoją komórkę do kieszeni spodni do biura wszedł niewysoki, ale za to wyjątkowo
otyły mężczyzna, a za nim szczupła blondynka o ostrych rysach twarzy. Jak tę
pierwszą osobę Draco rozpoznał bezbłędnie, tak kobiety nie znał w ogóle i nie
mógł sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widział ją na oczy. Wstał z fotela,
poprawiając swoją koszulę i przywitał się z Kefflerem, wymieniając uścisk
dłoni.
-Grüß Gott, panie Malfoy! A cóż to się stało, że
dziś takie zamieszanie w United?
- Witam, panie Keffler. Cóż, wymienialiśmy
ostatnio system kierujący windą i chyba nie działa jak należy. Proszę przyjąć z
mojej strony najszczersze przeprosiny.
- Że też akurat dzisiaj. Cóż za zrządzenie losu.
– Wzrok Dracona i Kefflera powędrował na niewysoką blondynkę stojącą obok
biznesmena. Uśmiechała się wręcz złośliwie w kierunku Malfoy’a, a po chwili
wyciągnęła w jego stronę swoją dłoń, którą mężczyzna uścisnął niepewnie. Nie
miał bladego pojęcia, kim jest ta kobieta, ale z pewnością jest bardziej
domyślna niż Keffler i mogą z nią być niemałe kłopoty.
- Miranda Hagen. Inspektor nadzoru
inwestorskiego pana Kefflera.
- Miło mi panią poznać. – Draco zachowywał się
ostrożnie. Nie podobała mu się ta kobieta. Nie mówił o aspekcie wizualnym, ale
o charakterze, który bynajmniej do najprzyjemniejszych nie należał. Od samego
wejścia wydawała mu się chłodna i wyniosła, a teraz jedynie potwierdzała jego
przypuszczenia swoją postawą. Keffler uśmiechnął się, a raczej wykrzywił swoje
usta w czymś na kształt uśmiechu, a następnie podszedł do biurka Dracona, na
którym leżały dokumenty podpisane przez Hermionę. Blondyn czuł, że w
pomieszczeniu robi się nieznośnie duszno i to bynajmniej nie za sprawą
klimatyzacji. Wskazał Mirandzie krzesło przy swoim biurku, a następnie udał się
za nią i stanął przy Kefflerze, który swoimi małymi świńskimi oczkami świdrował
leżące dokumenty.
- No, no, panie Malfoy. Muszę przyznać, że
jestem niepomiernie erschrocken. Wygląda na to, że wszystkie projekty są w
normie i będziemy mogli przystąpić w przyszłym roku do budowy. – Malfoy czuł,
jak kamień spada mu z serca. Nie nacieszył się jednak tym stanem długo, gdyż po
Kefflerze odezwała się Miranda. Ona również zaczęła przyglądać się papierom,
jednak z większą dokładnością, niż stary biznesmen.
- Kto jest pańskim inspektorem budowlanym, jeśli
mogę zapytać? – Lodowaty głos blondynki wwiercał się Draconowi w głowę. Ta
kobieta za dużo węszyła, a on balansował na cienkiej linii kłamstwa, która w
każdym momencie mogła zostać przerwana, a on zdemaskowany.
- Hermiona Granger. Na wszystkich projektach i
potrzebnych do rozpoczęcia budowy dokumentach są jej podpisy. – Miranda
zmarszczyła nieznacznie brwi i przekręciła delikatnie głowę, wbijając wzrok w
stojącego naprzeciwko niej Dracona.
- Granger? Pierwsze słyszę. Czy do tej pory
pańskim inspektorem nie był pan Morey?
- Pan Morey już niestety nie pracuje.
Przynajmniej nie dla mnie. – Mężczyzna wolał nie nawiązywać kontaktu wzrokowego
z kobietą. Wzbudzała w nim dość pejoratywne uczucia, a w obecności Kefflera
wolał się z nimi nie obnażać. Inspektorzy to wyjątkowe szuje, a pani Hagen
wydawała mu się największą mendą w swojej branży. Już sam fakt, że pracuje dla
Kefflera, który jest równie wielkim cwaniakiem, co jego brzuch, pozwalał mu
twierdzić, że kobieta jest wyjątkowo złośliwa i sprytna, a przy okazji
niesamowicie inteligentna. Keffler miał to do siebie, że zatrudniał ludzi z o
wiele większym ilorazem inteligencji niż jego samego, a przy okazji wyjątkowo
wyrachowanych, żeby nie powiedzieć mistrzów w swoim zawodzie.
- Rozumiem. Wielka szkoda. Nowi inspektorzy nie
zawsze przyglądają się wszystkiemu dokładnie.
- Ależ Mirando, pan Malfoy nie zatrudnia byle
kogo! To są zawsze wykwalifikowani specjaliści i pani… jak jej tam… Granger z
pewnością również zna się na rzeczy. – Draco nie wiedział czy dziękować
Kefflerowi, czy przyjrzeć się tej dwójce jeszcze dokładniej. Biznesmen raczej
nie miał w zwyczaju ratowania mu dupy. Tu zachowuje się, jakby dokładnie
wiedział o jego przekręcie i starał się zataić przed tą całą Mirandą fakt jego
istnienia. Coś tu jest nie tak, grubo nie tak, a on musi się jak najszybciej
dowiedzieć co.
- Nie wątpię, jednak dziwi mnie fakt, że
zrezygnował pan z usług sprawdzonego inspektora.
- Pan Morey niestety sam zrezygnował ze
współpracy ze mną. – Miranda uniosła brew znacząco ku górze, a następnie
usiadła na krześle, zakładając nogę na nogę. Po chwili dołączył do niej
Keffler, choć ten miał małe problemy z usadowieniem w wygodnym, aczkolwiek
wąskim meblu. Draco usiadł spokojnie w swoim fotelu i zaczął wyciągać
odpowiednie dokumenty, które z pewnością oboje chcieli zobaczyć, a najlepiej
jeszcze znaleźć w nich jakieś braki lub niedociągnięcia. Kątem oka przyglądał
się Mirandzie, która nie spuszczała z niego wzroku, uśmiechając się do niego
delikatnie.
- Dobrze. Widzę, że projekt
architektoniczno-budowlany jest w porządku, wydrukowany w czterech
egzemplarzach i jest również projekt zagospodarowania sporządzony na aktualnej
mapie. Czy wykonano już wytyczenie geodezyjne obiektu w terenie i wykonano
niwelację terenu? – Malfoy wyciągnął odpowiednie dokumenty i podał je
Mirandzie. Kobieta spojrzała na niego znacząco, a następnie przeniosła wzrok na
kartki papieru, które podał jej mężczyzna. Przełożyła kilka stron i odłożyła je
z powrotem na biurko. Keffler zdążył wyciągnąć się na krześle na tyle, na ile
pozwalała mu jego tusza i zapalił papierosa. Draco poczuł, że jemu również
przydałby się nikotynowy zastrzyk. Wolał jednak skupić się na kobiecie, która
przejęła całą inicjatywę w rozmowie, wyręczając przy tym swojego pracodawcę,
któremu ten fakt najwyraźniej bardzo się podobał.
- Zagospodarowanie terenu budowy
wraz z budową tymczasowych obiektów?
- Proszę. – Draco podał kobiecie
kolejny dokument, przyglądając się uważnie jej poczynaniom. Wyglądała na
zaabsorbowaną swoją pracą, jednak mężczyzna wiedział, że robi to tylko ze
względu na obecność Kefflera. Gdyby go tu nie było ich rozmowa przebiegałaby
zupełnie innymi torami, z pewnością z wykorzystaniem niejednej aluzji ze strony
Mirandy. Draco nie zaprzeczał, że kobieta była wyjątkowo urodziwa, ale nie
wyglądała mu na słodką idiotkę, która wlepia w niego wzrok tylko ze względów
wizualnych. Kokietowała go dyskretnie, aczkolwiek wyjątkowo skutecznie, co nie
podobało się blondynowi. Od takich kobiet wolał trzymać się z daleka, gdyż ich
paskudny charakter potrafił narobić w życiu wiele trudności.
- Przedmiot umowy, czyli w tym
wypadku hospicjum, powinien być szczegółowo opisany z zastrzeżeniem, że roboty
budowlane muszą być prowadzone zgodnie z dokumentacją techniczną, która stanowi
integralną część umowy. Czy mogę zobaczyć sporządzony harmonogram robót oraz
sankcje, za ich niewykonanie?
- Ja, ja, natürlich. Harmonogram
jest bardzo ważny. – Draco zerknął na Kefflera, który strącił popiół z
papierosa na podłogę. Czuł jak zaczyna mu drgać prawa powieka. Biznesmen chciał
go wyprowadzić z równowagi, dążył do takiego samego wybuchu, jak w trakcie ich
rozmowy telefonicznej miesiąc temu. Malfoy zaczynał dopasowywać do siebie
elementy układanki. Miranda była Kefflerowi potrzebna, aby znaleźć
niedociągnięcia w dokumentacji budowlanej, by mógł zerwać z nim współpracę, a
ponieważ najwyraźniej szło jej to dość słabo, Austriak postanowił wziąć się sam
do roboty. Otyły mężczyzna musiał domyślić się, że drażnią go małe rzeczy, jak
na przykład wyciąganie nóg pod jego biurkiem, czy też palenie w biurze bez jego
pozwolenia. Strącenie popiołu na czystą i świeżo wypastowaną podłogę było
kolejną kroplą wlaną do czary jego cierpliwości, a która była już i tak wypełniona
po brzegi.
- Oprócz tego prosiłabym jeszcze o
audyt efektywności energetycznej oraz bezpieczeństwa ruchu drogowego. – Kobieta
uśmiechnęła się słodko, a następnie przeniosła swój wzrok na podane jej przez
Dracona kartki papieru. Blondyn zastanawiał się, czy Miranda rzeczywiście tak
dokładnie studiuje każdy dokument, czy też po prostu przelatuje po nich
wzrokiem. Oprócz tego interesował go również fakt, czy Keffler dostrzega jej
zaloty pod biurkiem. Czuł przesuwający się czubek buta po swojej nodze, ale nie
za bardzo miał co zrobić. Miejsca nie miał dużo, mógł co najwyżej odsunąć się
razem z fotelem. Pani Hagen bez wątpienia wiedziała, które karty wyciągnąć, aby
gra toczyła się na jej korzyść.
- Cóż, muszę panu pogratulować. –
Draco przeniósł swój wzrok ze ściany na siedzącą naprzeciwko niego kobietę,
która odłożyła wszystkie dokumenty na jego biurko. Kątem oka zerkał na
Kefflera, który wyglądał, jakby opuścił go dobry humor.
- Wszystkie dokumenty są w porządku.
Resztą zajmie się mój pracodawca. Niestety, ale nie mamy dziś zbyt dużo czasu,
wobec w celu ustalenia dalszych działań zapraszam do biura pana Kefflera na
początku stycznia. – Biznesmen był równie zdumiony słowami blondynki, co młody
Malfoy. Draco widział to wyraźnie na jego twarzy i domyślał się, że Miranda
podjęła tę decyzję bez jego zgody i wiedzy. Teraz tym bardziej sprawa wyglądała
mu podejrzanie i nie zamierzał zamieść jej pod dywan po wyjściu gości. Dowie
się, co Keffler kombinuje, ale na to potrzebuje czasu, i co najważniejsze sposobu,
a tak się składało, że tego pierwszego nie miał, zaś na to drugie nie miał
pomysłu. Miranda podniosła się ze swojego miejsca, a w ślad za nią poszedł
Draco. Uścisnęli sobie dłonie, a blondyn poczuł kawałek papieru, który kobieta
wepchnęła mu do ręki. Odruchowo wsadził go do kieszeni i uśmiechnął się do
niej, a ona odpowiedziała mu, mrugając jednym okiem. Keffler zaś wciąż siedział
w fotelu i palił niespiesznie swojego papierosa.
- To wszystko, panie Malfoy. Dziękujemy za
spotkanie i oczkujemy pańskiego przybycia do Austrii w przyszłym roku. – Na
dźwięk słów kobiety biznesmen zgasił niedopałek, depcząc go butem na podłodze,
a następnie podniósł się z wielkim trudem z fotela. Wyraz jego twarzy daleki
był od tego, którym obdarzył Malfoy’a na początku ich spotkania. Teraz bardziej
dało się na niej dostrzec irytację z zaistniałej sytuacji.
- Selbstredend. Przypomnę panu,
gdyby pan zapomniał. Z mojej strony na dziś to wszystko und danke. Do widzenia.
- Panowie wymienili uścisk dłoni, obdarzając się wzajemnie wymuszonymi i
bynajmniej nieprzyjemnymi uśmiechami. Zarówno pierwszy jak i drugi nie miał
ochoty na ponowne spotkanie, ale zobowiązywały ich do tego interesy. Draco
spojrzał jeszcze na Mirandę, która zdążyła już spakować potrzebne jej rzeczy z
jego biurka.
- Ja również bardzo dziękuję i życzę
miłej podróży. Do widzenia. –
Odprowadził gości wzrokiem do drzwi, a gdy tylko wyszli szybkim krokiem udał
się na balkon. Potrzebował świeżego powietrza i odetchnąć odrobinę. Oparł się o
barierkę, gdzie pół godziny temu stał razem z Granger i schował ręce do
kieszeni spodni. W jednej z nich wyczuł kawałek papieru, przypominając sobie,
skąd on się tam wziął. Wyciągnął go i rozwinął, a jego oczom ukazało się
dziewięć liczb, zapewne prywatnego telefonu Mirandy. Uśmiechnął się do małej
karteczki, a następnie podarł ją na kawałki i wyrzucił przez balkon. Liczył, że
blondynka nie jest tak przewidywalna, ale najwidoczniej się mylił. Odetchnął głęboko
i przymknął oczy, pozwalając, aby chłodny wiatr owiewał mu twarz. Jeszcze nigdy
nie czuł takiego stresu, jak przed chwilą. Nie to go jednak martwiło, a fakt,
że ma zaledwie miesiąc czasu, aby odkręcić jakoś sfałszowane podpisy na dokumentach.
Granger nie ma żadnych uprawnień i to, co zrobili, to łamanie prawa. Musiał
istnieć sposób, aby Keffler nie domyślił się prawdy. Chociaż biznesmenem nie
powinien się przejmować, a bardziej jego inspektorem. Miranda to konkretna
kobieta i wygląda na taką, która zawsze dostaje to, czego chce. Jeśli ona
odkryje jego przekręt to może się pożegnać z dalszą karierą w branży architektonicznej.
Draco oparł głowę na ręce i otworzył oczy. Dzisiejszy dzień wymęczył go do
reszty i marzył, aby znaleźć się w domu, położyć się do łóżka razem z Dulce i
zasnąć. Niestety na dziś to nie koniec problemów. Sam nie wymyśli, jak pozbyć
się Kefflera i potrzebuje kogoś, kto zna się na przekrętach i wie, na ile mogą
sobie pozwolić w świetle prawa. Potrzebował kogoś, kto zawsze myśli logicznie i
ma głowę na karku, a tą osobą był jedynie Blaise Zabini.
Wow świetny rozdział! :D to jest mój pierwszy komentarz jaki u Ciebie zostawiam, ale obiecuję że skomentuję poprzednie rozdziały ;) kilka dni temu znalazłam Twoje opowiadanie i wciągnęło mnie bez reszty :D jest po prostu zajebiste, z ciekawą fabułą, zabawnymi momentami i dialogami. Przy każdym rozdziale śmieję się jak opętana, serio XD czekam z niecierpliwością na następny rozdział i wiedz że zyskałaś nową fankę :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Olix
Świetne. Tak samo jak Draco, mnie też.zaczęło irytowac zachowanie Granger. Coś mi mówi że on pójdzie do pana Roba z Hermioną :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, na prawdę ciekawie opisałaś spotkanie z Keffler'em oraz rozmowę Draco i Hermiony. Oczywiście musiało pojawić się coś zabawnego jak: ,,A żeby cię kurwa sprzątaczka wózkiem z miotłą rozjechała" czy Giny - chyba ona - w schowku na sprzęt. Z pewnością towarzyszył jej Blaise :D No nic. Czekam na następny rozdział ze zniecierpliwieniem.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :D
OdpowiedzUsuńFajna akcja i nie mogę się doczekać kontynuacji. Weny życzę i powodzenia :*
O, w końcu znalazłam dostęp do internetu.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny ♡
To mnie rozwaliło XD
A żeby cię kurwa sprzątaczka wózkiem z miotłą rozjechała.-Po prostu padłam :D
Czekam na więcej! :d ♡♡♡♡
Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że Draco wciągnie w to Hermionę. Najbardziej jednak cieszy mnie fakt, że Malfoy w końcu się otworzył i nasza panna Granger poznała prawdę. Zawsze to jakiś krok do przodu, chociaż czuję, że przed nimi jeszcze daleka droga.
OdpowiedzUsuńCo do Mirandy, to już po opisie w zakładce "Bohaterowie" nie przypadła mi do gustu, a teraz tylko się w tym utwierdziłam. Od razu widać, że z tą babą jest coś nie tak i lubi mieszać. Idealnie się dobrali z tym chamowatym Kefflerem. Że też Malfoy musiał się wplatać w interesy z takimi kanaliami.
http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Kocham tego bloga <3
OdpowiedzUsuńKolejny świetny rozdział, czekam na następne :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się <3
OdpowiedzUsuńNa twojego bloga trafiłam już jakoś dwa/trzy tygodnie temu, ale dopiero teraz komentuję. No więc zakochałam się w twoim opowiadaniu bezgranicznie i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie kupiłaś mnie tym, że jest inne niż wszystkie, fabuła jest naprawdę ciekawa, a dialogi przyjemnie się czyta. Jest to też typ opowiadania o którym potrafię myśleć przez parę kolejnych dni. Co będzie dalej? Czy będą ze sobą rozmawiać? Jak to się skończy? Uwierz, że te pytania nie dają mi spokoju, a w mojej głowie pojawiają się przeróżne scenariusze.
Uwielbiam też twoich bohaterów, świetnie ich wykreowałaś. Kocham takiego Dracona. Jest śmieszny, sarkastyczny i cyniczny, czyli taki, jaki być powinien. Hermiona, mimo ciężkich przeżyć, stara się być silną kobietą. Dobrze, że pogodziła się ze śmiercią małego Frederica. Teraz mam tylko nadzieję, że znowu będzie tą samą odważną Gryfonką. Cieszę się, że Ron zachował u ciebie twarz i to nie on zerwał z Granger.
Zazwyczaj jest tak, że Blinny i Hansy wydają się przesłodzone, ale w twoim przypadku Harry i Pansy tworzą świetne małżeństwo, a Blaise i Ginny naprawdę do siebie pasują.
Lucjusza wprost pokochałam. W niektórych momentach płakałam ze śmiechu... Scena, w której Malfoy Senior pokazał Narcyzie napis "On" na pilocie mnie uwiodła i za każdym razem wspominając ją, nie potrafię się uspokoić, bo tak się śmieję.
To samo tyczy się Severusa. Wątek "Snooch" bardzo mi odpowiada, jest niesamowicie ciekawy i zabawny.
Czytając sceny o emerytowanych Ślizgonach można nieźle się pośmiać, czytając o żałobie i depresji Hermiony wpada się w lekkiego dołka, a czytając o relacji Granger i Malfoya czuje się motylki w brzuchu i wszystko przeżywa się razem z nimi. I chyba właśnie za to tak kocham to opowiadanie.
Przechodząc jeszcze szybko do rozdziału - bardzo mi się podobała rozmowa głównych bohaterów (zresztą jak zawsze). Przypomniało mi się jeszcze o Mirandzie, której bardzo nie lubię i mam nadzieję, że nie namiesza aż tak. :/ +uwielbiam zazdrosnego Draco :D
_____
Chciałam jeszcze teraz napisać o paru błędach w nazwach.
Malfoya, Malfoyowie, Malfoyom* Bez apostrofa! Slytherin*, nie Slitherin. Blaise'a*, nie Blaisa, Harrym*, nie Harry'm i to chyba wszystko :) Mimo wszystko, są to drobne błędy i mam nadzieję, że zwrócisz na to uwagę. :D
Pozdrawiam :)
silence-guides-our-minds.blogspot.com
Odnośnie nazwiska Malfoy nie wszystko jest wiadome. Ogólnie przyjęta zasada wręcz nakazuje użycie apostrofu, gdy nazwisko kończy się samogłoską. Nie stosuje się go natomiast w przypadku spółgłosek. Dywagować można nad tym, czy nazwisko Dracona jest typowo angielskie, czy też nie, gdyż powyższa zasada właśnie takich dotyczy. Slytherin to drobna literówka, zaś imiona są winą programu komputerowego, wystarczy raz wprowadzić nazwę, która zostaje zapamiętana, a potem automatycznie wskakuje na miejsce napisanej. Czasem udaje mi się to wychwycić, czasem nie, zależy jak długo robię korektę.
UsuńApostrof daje się po samogłoskach, ale jeśli "y" wymawia się jako "j", ta zasada nie obowiązuje. http://www.yaoifan.fora.pl/pseudoporadnik-pisarski,17/odmiana-imion-nazwisk-i-nazw-wlasnych,72.html
UsuńDlatego podkreśliłam, że są to drobne błędy i nie zmieniają tego, że opowiadanie naprawdę jest świetne.
Strona interesującą i warta uwagi. Być może zgubił mnie fakt wymowy, choć nie wiem czemu, zawsze była płynna i typowo angielska. Muszę powrócić zatem do podstaw językowych, żeby uniknąć podobnych błędów
UsuńJa też niedawno odkryłam to opowiadanie i bardzo mi się podoba. Jestem tylko ciekawa czy wiesz może ile rozdziałów będzie miało? Pozdrawiam, świetnie piszesz ;)
OdpowiedzUsuńNiech coś się stanie Draco jakiś wypadek czy coś żeby Hermiona w końcu się do niego przekonała :3
OdpowiedzUsuńBlog niesamowity ;) mam nadzieję że będzie miał mnóstwo rozdziałów :D
~Czarnooka~
*,*
OdpowiedzUsuńczekam na rozwinięcie sie akcji.
OdpowiedzUsuń