niedziela, 15 marca 2015

Rozdział XX

¡Hola amigos!

Estas dos semanas han sido muy exhaustivas, pero escribí un nuevo capítulo. A tak po "polskiemu" to jakimś cudem napisałam nowy rozdział, gdyż ostatnie dwa tygodnie były wyczerpujące. Trochę teraz pomarudzę i nie koniecznie wszystkim będzie się to podobało. Otóż zastanawiam się od dłuższego czasu, czy pisanie bloga w okresie przygotowawczym do matury ma jakiś większy sens. Nie chcę pisać na tak zwany odpierdziel, bo taką osobą nie jestem, ale coraz ciężej udaje mi się godzić pisanie z nauką. Jeszcze nie mówię, że zawieszam bloga aż do napisania ostatniego egzaminu, ale obawiam się, że w maju notki mogą przestać się pojawiać. Przynajmniej przez ten jeden miesiąc. Proszę Was z góry o wyrozumiałość, bo wiem, że na niektórych z Was w tym roku również czekają większe lub mniejsze egzaminy.

A na osłodę zapraszam na rozdział 20, Dramionowiczom powinien jak najbardziej przypaść do gustu.
Realistka

* * * * *

            Dzisiejszy dzień zapowiadał się wyjątkowo przyjaźnie. Na dworze świeciło słońce, a przynajmniej prześwitywało przez ciążące nad Londynem chmury. Wiatr ustał, co Draco przyjął z niekłamaną satysfakcją, gdyż jego włosy będą wyglądały tak, jak je uczesał, a nie będą rozwiane we wszystkie możliwe kierunki świata. Puszka kawy w kuchni była zapełniona, więc młodemu Malfoy’owi nic więcej na dobrą sprawę do szczęścia nie było potrzebne. No może poza dobrą maszynką do golenia. Z tą myślą Draco studiował swoją dość gęstą brodę, która jakimś cudem wyrosła na jego twarzy w przeciągu ostatniego tygodnia. Nie za bardzo rozumiał co się stało, że to diabelstwo tak bardzo urosło. Zazwyczaj skrzętnie pilnował długości swojego zarostu, ewentualnie golił się do zera, ale dzisiejszy poranny widok niemile go zaskoczył. Wyglądam jak drwal. Drwal bez ani jednego knuta, za którego mógłby sobie kupić maszynkę do golenia. Albo chociaż żyletkę. Mężczyzna jeszcze raz przeczesał rękami swój zarost i leniwym ruchem sięgnął po przyrządy do golenia. Nałożył piankę, dzięki której w tym momencie wyglądał jak święty Mikołaj i przystąpił do pozbywania się nadmiaru owłosienia ze swojej brody. Szło mu to dość opornie, gdyż z tak dużym zarostem nie miał nigdy do czynienia, ale po jakichś dwudziestu minutach jego twarz przypominała pupcię niemowlęcia. Blondyn uśmiechnął się do swojego odbicia w lustrze i na koniec wklepał odrobinę wody po goleniu. Miejsce nieco zapiekło, ale z pewnością nieporównywalnie do złamanego przez Blaisa nosa. Draco obejrzał go dokładnie z każdej strony i musiał stwierdzić, że jest dokładnie taki sam jak przed uderzeniem. Zupełnie jakby do bójki nigdy nie doszło. W tym momencie w głowie mężczyzny zamajaczyła postać kasztanowłosej kobiety. Draco zamknął swoje oczy i odetchnął głęboko, aby móc przypomnieć sobie choć na chwilę konwaliowy zapach Granger. Zamarł, gdy po spojrzeniu w lustro zobaczył swoje usta rozciągnięte w delikatnym i błogim uśmiechu. Nie czekając długo sam siebie spoliczkował za ponowne zaprzątanie sobie głowy upartą Gryfonicą. Cholerne konwalie… Z tą myślą Draco opuścił łazienkę i jak najszybciej ulotnił się z domu prosto do gabinetu doktora Spinnera. Im szybciej przestanie roztrząsać sytuację z Granger na balkonie, tym prędzej jego mózg wróci do normalnego postrzegania rzeczywistości. To babsko jest dla niego niczym i przy odrobinie szczęścia nie zobaczy jej już nigdy w życiu. A przynajmniej nie w tym.
            Szpitale od małego przerażały Dracona. Nie podobało mu się w nich, a najbardziej wkurzająca była wszechobecna sterylna czystość i nieznośny, drażniący nos zapach. Przesiąknięty środkami czystości i sprzętów medycznych. Zupełnie jak w umieralni. Do tego chłód bijący od każdej strony. Zupełnie jakby celowo ze szpitali robili chłodnie, aby ludzie rzadko do nich zaglądali. Malfoy siedział na krzesełku przed gabinetem psychiatrycznym i podziwiał fakturę ściany przed sobą. Czekał już dobre piętnaście minut, a  drzwi nadal były zamknięte. Nagle zza rogu wyszła wysoka blondynka, która posłała mu leniwe spojrzenie. Draco uśmiechnął się przeciągle, ale nie poczuł żadnej ochoty zamienienia z nią choćby jednego słowa. Wydawała mu się jakaś taka nijaka. Przerysowana i sztuczna. Kolor jej włosów przypominał jego samego, więc z pewnością musiały być farbowane.  Gdyby były trochę cieplejsze, na przykład jak karmel, albo chociaż złociste wyglądałaby o wiele lepiej. I długość. Tak, zdecydowanie należałoby je skrócić. Na przykład do ramion. Do tego twarz pokryta toną gładzi szpachlowej, która nagle zaczęła mu wybitnie przeszkadzać u większości kobiet. Ostatnio wolał jakby naturę, brak wszelkich oznak makijażu na kobiecej twarzy. I te oczy. Ten aspekt wyglądu zaważył w tym momencie o wszystkim. Nie lubił niebieskiego koloru. Zdał sobie o tym sprawę dopiero, gdy owa kobieta przeszła obok niego. Preferował raczej…
            - Pan Draco Malfoy? - …bursztyn. Z głębokiego zamyślenia wyrwał Dracona głos doktora Spinnera. Mężczyzna stał w progu i przyglądał mu się znad grubych okularów. Malfoy podniósł się szybko ze swojego miejsca i uścisnął doktorowi rękę na przywitanie.
            - Tak. Przepraszam, jakoś się zamyśliłem. – Starszy mężczyzna poprawił spadające z nosa okulary i uśmiechnął się szeroko w kierunku Dracona. Ręką wskazał mu swój gabinet, a po chwili obaj panowie siedzieli naprzeciwko siebie. Doktor Spinner otworzył czerwony notes i przekartkował go na ostatnia wizytę Dracona w jego gabinecie. Pogrążył się na chwilę w lekturze, pozostawiając blondyna ze swoimi myślami. Tyle że Malfoy miał powyżej uszu mętliku panującego w jego głowie. Odchrząknął nieznacznie, czym zwrócił uwagę siedzącego naprzeciwko niego doktora, który odłożył trzymany w ręku długopis i splótł swoje palce na kajecie.
            - No więc pan Draco Malfoy. Nerwica histeryczna, wyjątkowo drażliwa dla pacjenta jak również dla jego otoczenia. Tydzień wypoczynku i wolne od pracy. Jak się pan czuje? – Draco skrzyżował swoje ręce na klatce piersiowej i ułożył się nieco wygodniej na krześle. Miał dziwne przeczucie, że dzisiejsza wizyta również nie będzie należała do najkrótszych.
            - Tak szczerze to nienajlepiej. Wolałbym wrócić do pracy. – Doktor Spinner uśmiechnął się szeroko i przyjrzał się blondynowi znad spadających okularów.
            - Proszę mi krótko opowiedzieć, co pan robił w trakcie tych siedmiu dni. Może znalazł pan jakieś zajęcie, które pozwoliłoby panu zapomnieć chociaż na chwilę o pracy?
            - Pierwsze dwa dni były wyjątkowo trudne, a potem poszło z górki. Dużo wychodziłem i spacerowałem po Londynie. Starałem się trzymać jak najdalej od pracy, nie wiem, czy we wszystkich aspektach mi się to udało, ale przestałem unosić się niepotrzebnie, gdy coś nie wyszło, albo poszło wbrew mojej woli. – Starszy mężczyzna zapisał parę uwag w czerwonym notesie, a następnie sięgnął do organizera, który stał na jego biurku i wyciągnął z niego jeden spinacz do kartek. Podał go Draconowi, który spoglądał nieufnie w stronę przedmiotu.
            - To bardzo dobrze. Proszę opisać spinacz, który panu podałem. – Malfoy spojrzał na doktora i uniósł wysoko brwi. Co to za durna zabawa? Dzieciaki w przedszkolu grają w ,,to co widzę”, w jaki sposób ma ona mu pomóc pozbyć się nerwicy? Draco podrapał się po kolanie i zaczął oglądać uważnie z każdej strony wręczony mu spinacz do papieru. Doktor Spinner wpatrywał się leniwym wzrokiem w blondyna, czekając na jego odpowiedź.
            - Jest mały, na oko jakieś trzy centymetry. Niebieskiego koloru. – Mężczyzna odłożył przedmiot na biurko przed sobą i ponownie skrzyżował ręce pa klatce piersiowej. Doktor Spinner uśmiechnął się serdecznie i ponownie wyciągnął w jego kierunku rękę, w której trzymał odłożony przed chwilą przez Dracona spinacz. Malfoy spojrzał na niego z niezrozumieniem, ale ponownie sięgnął po mały przedmiot i zaczął go obracać w rękach.
            - To wszystko, co może pan o nim powiedzieć?
            - A co mam jeszcze powiedzieć? Że jest wykonany z metalu? Doktorze, czemu ma służyć ta zabawa? – Starszy mężczyzna zaśmiał się krótko i ściągnął swoje okulary, aby móc przetrzeć oczy. Po chwili z powrotem spoglądał na Dracona zza grubych szkieł.
            - Mam dla pana dwie wiadomości panie Malfoy. – Draco nieco zaskoczony nagłą zmianą tematu odłożył ponownie spinacz na biurko i wbił w siedzącego naprzeciwko niego mężczyznę swój wzrok. Nie lubił, gdy ktoś używał skrótów w komunikacji, ale w tym wypadku był bardziej zaabsorbowany tym, co ten starszy dziadek ma mu do powiedzenia.
            - A która z nich jest dobra?
            - Właściwie to żadna. – Doktor zaśmiał się krótko i przekartkował swój czerwony notes, by po chwili utkwić w blondynie swoje spojrzenie. Twarz Dracona wyrażała jedynie zdziwienie. A może to był szok? Rozszerzone oczy i lekko uchylone usta nie były raczej oznaką euforii.
            - Pierwsza z nich jest taka, że nerwica nieco się uspokoiła, ale nie oznacza to niczego dobrego, to dopiero cisza przed burzą. Nie wróci pan teraz do biura, gdyż po dwudziestu czterech godzinach pozbędzie się pan z firmy całego personelu. Druga z kolei to jawne rozkojarzenie, jeszcze zbyt słabe, aby nazwać je nerwicą anankastyczną. Nie wiem jedynie, czy jest ono wywołane opadającym stanem znerwicowania, czy też jest to skutek jakiegoś bodźca zewnętrznego. – Draco skrzywił się na dźwięk nieznanej mu dotąd nazwy psychologicznej. Nie lubił terminologii medycznej, gdyż niewiele z niej rozumiał i każde dziwnie brzmiące pojęcie wydawało mu się poważną chorobą. Na przykład tak jak teraz.
            - Nerwica jaka?
            - Anankastyczna, inaczej nazywana nerwicą natręctw. Cechują ją nachalne, obsesyjne wręcz myśli, często nie związane z niczym konkretnym. U pana na razie widzę jedynie rozkojarzenie, to nic groźnego panie Malfoy. Przynajmniej na razie.
            - Rozkojarzony? I stwierdził to pan na podstawie opisu spinacza? – Malfoy nawet nie próbował ukryć drwiny w swoim głosie. Siedzi w gabinecie jakiegoś starego, wyjątkowo dowcipnego doktorka, który na podstawie jego umiarkowanej odpowiedzi dotyczącej wyglądu pozwijanego kawałka drutu stwierdził, iż nie jest skoncentrowany. Draco zaczął się obawiać, że nie tylko on ma problemy psychiczne, ale starszy jegomość również. Mężczyzna siedzący naprzeciwko jednak nie zwrócił uwagi na wypowiedź Malfoy’a, a jedynie sięgnął po paczkę karmelków leżącą na jego biurku. Wyciągnął w stronę Dracona opakowanie, ale blondyn grzecznie odmówił. Po ostatnim ekscesie z czekoladą jakoś odrzucało go od wszystkiego co słodkie.
            - Nie spinacz jest tu kluczowy, ale pańskie podejście do zleconego zadania. Mogłem panu wręczyć każdy przedmiot i poprosić o jego opis, ale pan i tak zwróciłby uwagę jedynie na jego najbardziej widoczne aspekty. Nie zagłębił się pan w nic innego poza wyglądem zewnętrznym. Z tego wniosek, że jest pan nieskoncentrowany. No może jeszcze fakt, iż wołałem pana od pięciu minut do mojego gabinetu, ale był pan tak daleko myślami od kliniki, że nie zwrócił pan na to nawet najmniejszej uwagi. – Dziadek uśmiechnął się promiennie i powrócił do rozpakowywania karmelka z opakowania. Malfoy w tym czasie próbował sobie przypomnieć o czym myślał, gdy jak twierdzi doktor Spinner wołał go do swojego gabinetu. Dywagował wtedy nad wyglądem blond włosej kobiety, która jakimś dziwnym trafem nie przypadła mu do gustu. Niczego na dobrą sprawę jej nie brakowało – długie nogi, szczupłe ciało, pełne piersi, czego chcieć więcej? Ale dla Dracona była ona bezpłciowa. Nie miała w sobie niczego, co przykułoby jego uwagę tak jak u… O zgrozo! Malfoy zdał sobie sprawę, że porównywał nieznajomą blondynkę do Granger. Tej samej Granger, której tak bardzo nienawidził. Klepnął się głośno w czoło, co odwróciło zainteresowanie doktora od cukierka, a przeniosło się na jego osobę.
            - Ma pan skłonności masochistyczne, panie Malfoy? – Draco spojrzał na lekarza, który właśnie włożył sobie karmelka do ust i zaczął go niespiesznie ssać. Pokręcił przecząco głową i wstał gwałtownie z zajmowanego krzesła. Doktor Spinner nie przejął się tym zbytnio, a jedynie rozłożył się wygodnie w swoim fotelu.
            - Doktorze błagam, niech mi pan przepisze jakieś środki uspokajające, bo oszaleję. Ja muszę wrócić do pracy, a przynajmniej na tydzień w styczniu. Od mojej obecności w tym czasie naprawdę będzie zależało bardzo dużo. Być albo nie być doktorze!
            - Być albo nie być ten tylko się dowie, gdy Hamlet książę duński przyjedzie na krowie. Nic z tego panie Malfoy. Żadnych tabletek, żadnych roztworów, w pana przypadku jedynie natura i silna wola. Czy się aby na pewno rozumiemy? – Doktor Spinner patrzył na Malfoy’a z taką hardością w oczach, że mężczyzna musiał niechętnie przyznać się do kapitulacji. Opadł bezsilnie na krzesło i pomasował swoje zbolałe skronie.
            - To niech mi pan da chociaż gwarancję, że do stycznia mój stan ulegnie znacznej poprawie. – Draco czuł się jak tonący, który chwycił się brzytwy. Nie pozostawało mu nic innego jak płonna nadzieja od lekarza, który był uparty jak osioł i usilnie nie chciał mu dać żadnych proszków. Doktor uśmiechnął się ciepło i pochylił nad czerwonym notesem.
            - Mogę pana jedynie zapewnić, że do stycznia pański stan emocjonalny ulegnie znacznej poprawie. O ile ta kobieta nie znajdzie sobie innego partnera. – Starszy mężczyzna mrugnął okiem w kierunku Dracona, ale ten jedynie zmarszczył swoje brwi i spojrzał na lekarza z jawnym niezrozumieniem. Doktor w tym czasie zaśmiał się krótko i zaczął pisać coś w swoim czerwonym kajecie. Po chwili zamknął go i wyciągnął w stronę Malfoy’a swoją rękę. Mężczyzna uścisnął ją i podniósł się z zajmowanego miejsca.
            - Widzimy się za tydzień panie Malfoy i życzę powodzenia z partnerką.
            - Jaką partnerką?
            - Ooo, tą, która wyprostowała wszystkie zwoje na pańskim mózgu. Do zobaczenia panie Malfoy. – Draco nie miał siły ciągnąć za język starego doktora i zdecydował się opuścić jego gabinet. O jakiej kobiecie on mówił? Jak do tej pory w głowie siedziała mu jedynie Granger, której również chciał się stamtąd jak najszybciej pozbyć. To nie jest miejsce dla kujonicy hogwardzkiej. To nie jest miejsce dla żadnej kobiety. Więc co tam u licha ciężkiego nadal robi ta uparta kasztanowłosa Gryfonka?
           
            Szedł prosto przed siebie tam, gdzie nogi go poniosły. Nie zważał kompletnie na nic, ani na potrącających go ludzi, ani na to, że na dworze zaczynało robić się coraz ciemniej. Po prostu szedł próbując uwolnić się od wszystkiego, co go otaczało. W głowie miał natłok myśli, a wszystkie jak na złość krążyły wokół kasztanowłosej kobiety. Nie mógł uwolnić się od nieznośnego poczucia winy, które wywiercało mu dziurę w brzuchu i paliło od wewnątrz żywym ogniem. Nie potrafił zapomnieć widoku jej oczu, które ciskały w niego gromami i jawnie dawały mu do zrozumienia, że ich właścicielka pała do niego czystą nienawiścią. Zachował się wobec niej jak skończony gnojek. I zapewne za takiego go uważała. Ale nie umiał pohamować się od nazwania jej owego wieczoru szlamą. To było jak wrodzony odruch bezwarunkowy. Nie potrafił się go pozbyć. Z perspektywy tych kilku dni zaczęły do niego docierać skutki jego zachowania wobec panny Granger. Ten żal malujący się na jej delikatnej twarzy, oczy pełne zawiści, wszystko to pozostawiało na jego psychice ślady tak głębokie, że nie widział sposobu, aby się ich pozbyć raz na zawsze. Do tego te cholerne konwalie. Być może byłoby mu znacznie łatwiej zapomnieć o tym wszystkich, gdyby nie zapach jego ulubionych kwiatów. Od dziecka uwielbiał ich woń. Była subtelna i delikatna, przypominała mu najszczęśliwsze chwile z życia, których nawiasem mówiąc zbyt wiele nie było. Konwalie odzwierciedlały Granger – ona również była niewinna jak te kwiaty i nad wyraz delikatna. Kiedyś nie było mu tak łatwo ją skrzywdzić, kiedyś Granger potrafiła mu odpyskować, teraz jest inaczej, a przynajmniej Draco miał takie wrażenie. Zmieniła się, po części na lepsze, po części na gorsze. Tylko jakoś nie umiał zdefiniować jakie cechy uległy jakiemu kierunkowi.
            Nim się spostrzegł dotarł pod bramę cmentarza. Było już ciemno, a w oddali majaczyły jedynie ogniki zniczy i pojedyncze sylwetki ludzi, którzy przyszli odwiedzić swoich zmarłych bliskich. Draco zawahał się przez chwilę, ale mimo wszystko przeszedł przez bramę i w milczeniu mijał kolejne nagrobki. Czasami zwracał uwagę na dane osobowe zmarłych, czasem po prostu przechodził obok. Miał to szczęście, że nigdy nikogo aż tak ważnego w swoim życiu nie stracił. Ludzie podczas wojny utracili wielu bliskich i krewnych. On był sam na tym świecie, nie licząc rodziców, wobec których los okazał się niezwykle łaskawy. Słyszał, że jego ojciec czasem przychodzi na ten cmentarz, gdyż tu została pochowana jego matka. To było jedyne życzenie babki Dracona, zostać pogrzebaną na mugolskim cmentarzu. Nikt z rodziny tego nie rozumiał, on sam był zbyt mały, aby cokolwiek pamiętać. Nigdy jej nie poznał, dzidka z resztą również. Od małego był izolowany od całego świata. Ale woli zmarłych i tego, co zostało zawarte w testamencie podważyć nie wolno i jego ojciec musiał się pogodzić z faktem, iż jego matka, arystokratka czystej krwi, została pochowana między ludźmi, którzy z magią nie mieli nic wspólnego. Malfoy mijał w zamyśleniu kolejne nagrobki, gdy nagle pod jednym z drzew zamajaczyła mu kobieca postać. Nie miał pojęcia, kim owa osoba może być, ale nogi same go pchały w tym kierunku. Gdy doszedł wystarczająco blisko zacisnął ręce w pięści i stanął jakby mu ktoś nogi przyczepił do ziemi. Ta cholerna wrodzona ciekawość kiedyś go zgubi. Dlaczego to musiała być akurat przeklęta Granger? Draco miał już obrócić się na pięcie, gdy nagle dostrzegł parę bursztynowych tęczówek utkwionych w jego osobie. Twarz kasztanowłosej wyrażała głębokie zdziwienie, albo raczej zszokowanie. Nie odezwała się do niego ani słowem, a jedynie odwróciła swoją głowę ponownie w kierunku małego nagrobka, przy którym siedziała. Draco domyślił się, że było to miejsce spoczynku jej zmarłego syna. Mógł odejść, chciał odejść, ale wbrew samemu sobie usiadł obok niej na ławce i w milczeniu studiował litery na nagrobku, które układały się w imię i nazwisko dziecka, a raczej dwa nazwiska. Hermiona nie odzywała się ani słowem. Była zbyt zszokowana, aby móc cokolwiek powiedzieć. Chciała być dzisiejszego wieczoru sama wraz z Frederickiem. Pech chciał, że zawsze musiał jej ktoś przeszkadzać, gdy szła odwiedzić swojego synka. I jak na złość musiała to być rodzina Malfoy’ów. Najpierw Lucjusz, dzisiaj ta wypłowiała fretka. Co ona takiego złego światu zrobiła, że nie może przebywać sam na sam z Fredym? Po chwili do jej uszu doleciał cichy głos Malfoy’a.
            - Co się stało z Weasley’em? – Hermiona nie odwróciła swojego wzroku od tablicy nagrobka. Wolała trzymać się z dala od srebrnych oczu Malfoy’a, które i tak wystarczająco męczyły ją po nocach. Po krótkiej chwili zdobyła się na lakoniczną odpowiedź, modląc się w duszy, aby mężczyzna odszedł i zostawił ją w świętym spokoju. Najlepiej raz na zawsze.
            - Nie wiem. – Draco zaśmiał się krótko, co jedynie jeszcze bardziej rozjuszyło Hermionę. Miała ochotę mu przywalić, ale na miłość boską, ile razy można go bić za wrodzoną głupotę i bezczelność?
            - No proszę, panna Wiem To Wszystko Granger jednak nie wie wszystkiego.
            - Po coś tu przylazł? Nie masz lepszego zajęcia tylko łazisz za mną i uprzykrzasz mi życie? – Uśmiech z twarzy Dracona wyparował prosto w powietrze. Nigdy nie pałali do siebie jakimiś ciepłymi uczuciami, ale mężczyzna nie spodziewał się, że kasztanowłosa tak szybko wyskoczy do niego z pazurami. Zwiesił lekko głowę i wbił wzrok w czubki swoich świeżo wypastowanych czarnych butów.
            - Akurat dzisiaj to zbieg okoliczności. Myślisz, że nie mam ciekawszych rzeczy do roboty?
            - Wygląda na to, że nie. Cmentarz nie wydaje mi się najlepszym miejscem na wieczorne spacery. Chyba, że zostałeś nekromantą, to zmienia postać rzeczy. – Draco poczuł nagle nieodpartą chęć wygadania się na temat swojej terapii. Nie wiedział czemu tak bardzo zależało mu na tym, aby jego słuchaczem została Granger. Być może wierzył w częściowe odkupienie swojej winy, a być może po prostu za bardzo mu to wszystko ciążyło i potrzebował od kogoś rady? Zanim jednak zagłębił się w przyczyny swojego czynu zaczął opowiadać Granger o swojej dzisiejszej wizycie u doktora Spinnera.
            - Byłem dziś u psychiatry, mam nerwicę i Blaise doradził mi leczenie, kolejny tydzień kazał mi zostać w domu, ale ja nie umiem nie pracować, boję się, że terapia nie przyniesie żadnych skutków. Poszedłem gdziekolwiek, byle jak najdalej od jego gabinetu, wylądowałem tutaj, ale sam nie wiem dlaczego ci to wszystko mówię. Śmiało Granger, możesz napluć mi w twarz, jeśli ci po tym wszystkim ulży, ewentualnie możesz też mnie wyśmiać. – Hermiona nie przerwała mu ani jednym słowem. Wpatrywała się w niego ze stoickim spokojem, próbując zachować nerwy na wodzy. Nie kryła zaskoczenia tym, co powiedział Malfoy, ale nie jest jej przyjacielem, aby miała mu z całego serca współczuć. Poza tym, on dokładnie wiedział, że straciła dziecko i nie powstrzymał się przed szydzeniem z niej, dlaczego w takim razie ona miałaby okazać mu litość? Odpowiedź była bardzo prosta. Hermiona była zbyt dobrą i wrażliwą osobą, aby nie okazać choćby cienia współczucia nad losem nawet takiego człowieka, jakim jest Malfoy. Przysunęła się do niego nieco bliżej i skrzyżowała ręce na piersiach w geście obronnym.
            - Po co miałabym to robić? Nie jestem tobą Malfoy, nie cieszę się z cudzego nieszczęścia, nawet jeśli dotyka ono ciebie. – Draco uniósł swoją głowę i napotkał na swojej drodze parę bursztynowych tęczówek. Nie odnalazł w nich ani cienia złośliwości, co przyjął z wyraźną ulgą. Spodziewał się kpiny i szyderstwa. W końcu on nie oszczędził jej wyzwisk, mimo iż dokładnie wiedział jak wiele kobieta przeszła. Zaskoczyła go postawa Granger.
            - Czyli tylko ja jestem zepsuty do szpiku kości? – Hermiona nie odpowiedziała, jedynie odwróciła swoją głowę i ponownie utkwiła wzrok w czarnych literach nagrobka. Nie podobała jej się ta cała sytuacja. Miała nadzieję, ba, ona nią wręcz żyła, że po urodzinach Pansy już nigdy nie będzie musiała oglądać Malfoy’a. Życie jednak jest przewrotne, a jak to mówią mugole: chcesz rozśmieszyć Boga? Opowiedz mu o swoich planach na przyszłość. Nie dość, że musiała użerać się z nim u Pan, to jeszcze wczoraj i do tego dzisiaj, jakby mało kłód pod nogi rzucał jej los. Osobiście czuła się jak błazen na dworze u Boga, który czegokolwiek by nie zrobił i tak przyprawi Stwórcę o niepohamowane napady śmiechu. Tyle, że ona nie widziała niczego zabawnego w stawianiu akurat tego osobnika na swojej drodze. A może to była specyficzna odmiana kary za grzechy? Towarzystwo Malfoy’a akurat do najprzyjemniejszych nie należało, przynajmniej w jej mniemaniu. Z głębokiej zadumy nad własnym okrutnym losem wyrwał Hermionę głos Malfoy’a. Wywróciła z konsternacją swoimi oczami i przeniosła je na twarz blondyna.
            - Frederick to od Freda? Tego jednego z bliźniaków?
            - Tak.
            - Ładne imię. Zapewne ty je wybrałaś, po Weasley’u nie spodziewałbym się takiej elokwencji. – Panna Granger zamrugała parę razy swoimi bursztynowymi oczami, a następnie wypuściła głośno powietrze z płuc. Jednak zanim zdążyła otworzyć usta, aby wyrazić swoją opinię na temat wypowiedzi Malfoy’a odnośnie Rona blondyn ubiegł ją, kręcąc swoją głową w prawą i lewą stronę i machając rękami. – Dobra, dobra. Rozumiem. Mam się zamknąć.
            - Jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia to i owszem. – Kasztanowłosa skrzyżowała ręce na piersiach i zanurzyła swoją twarz w grubym szaliku w kolorze ciemnej zieleni. Bardzo jej się podobał i nie potrafiła odmówić sobie jego zakupu, gdy razem z Pansy wymieniały całą jej garderobę. Malfoy w tym czasie kątem oka obserwował siedzącą obok niego kobietę i nie mógł się powstrzymać od stwierdzenia, że wyjątkowo ładnie jej w zielonym kolorze.
            - Często przychodzisz, aby go odwiedzić? – Mężczyzna sam był zdziwiony swoim pytaniem, a co dopiero kobieta, do której było ono skierowane. Hermiona postanowiła zaryzykować kolejny raz i wdrążyć się w rozmowę z blondynem, choć wiedziała, że dużo cierpliwości i nerwów będzie ją ta konwersacja kosztowała.
            - Kiedy bardzo za nim tęsknię, jak dzisiaj na przykład. – Malfoy prychnął jedynie w odpowiedzi. Hermiona wiedziała, że mężczyzna nie jest sentymentalny, ale on nie zamierzała kryć się ze swoją wrażliwością. Frederick był całym jej życiem, mimo iż nie przeżył na nim nawet jednego dnia. Kochała go i kocha nadal i nie pozwoli, aby zadowolony z siebie bufon z przerośniętym ego zabraniał jej tego.
            - Ty nigdy za nikim nie tęskniłeś? – Panna Granger sama nie wiedziała, co skłoniło ją do zadania tego pytania. Ale jej niewiedza była nieporównywalna do zaskoczenia po odpowiedzi mężczyzny.
            - Raz. Na pierwszym roku w Hogwarcie. Nie mogłem się przyzwyczaić do braku matki i ojca, mimo że nie miałem z nimi jakichś ciepłych stosunków.
            - Niespecjalnie to okazywałeś.
            - Miałem siedzieć w kącie i płakać? Owszem, robiłem to, ale najczęściej wtedy, gdy miałem pewność, że nikt mnie nie zobaczy. – Kasztanowłosej przypomniała się sytuacja z szóstego roku nauki, kiedy to Harry mocno zranił Malfoy’a w związku z czym ten drugi wylądował w skrzydle szpitalnym. Długo nie mogła wydobyć z przyjaciela, co takiego zrobił blondynowi, ale gdy opowiedział jej o całym wydarzeniu najbardziej nie mogła uwierzyć w fakt, iż Malfoy wtedy najzwyczajniej w świecie płakał. To było do niego niepodobne, ale z perspektywy czasu Hermiona była go w stanie zrozumieć.
            - Płaczący Malfoy, a to ci muszą być widoki. – Panna Granger nie mogła sobie darować odrobiny kpiny w swoim głosie. Wiedziała, że to nieludzkie, ale tłumaczyła się tym, iż blondyn szydził z niej na każdym kroku, więc odrobina złośliwości jej nie zaszkodzi. Malfoy jednak uśmiechnął się delikatnie i oparł ręce na swoich kolanach, przysuwając się nieco bliżej kasztanowłosej. Z tej odległości mógł wyraźniej poczuć woń jej konwaliowych perfum.
            - Mówiłem już ci raz Granger. – Hermiona spojrzała na blondyna z niezrozumieniem w oczach.
            - O czym?
            - Przestań pachnieć konwaliami. – Kasztanowłosa w tym momencie dziękowała wszystkim bóstwom na świecie, że na dworze było ciemno, gdyż za dnia Malfoy wyraźnie ujrzałby jej zaczerwienione policzki. Nie chciała się rumienić, nie przy nim i nie z takiego błahego powodu. Ale z jakiejś dziwnej przyczyny jej ciało nie chciało się pohamować.
            - Uwierz, że nie robię tego celowo. Po prostu… bardzo lubię te kwiaty i ich zapach.
            - Problem w tym, że ja również, ale TEN zapach na TOBIE niczego nie ułatwia, a wręcz przeciwnie. – Mężczyzna mówił z lekkim zabarwieniem złości w swoim głosie. Bo tak naprawdę to Draconowi nie przeszkadzała woń konwalii na Granger, ale sama Granger. Gdyby to była jakaś inna kobieta, a nie pani mądralińska zapewne byłoby mu łatwiej, ale żadna z jego dotychczasowych kochanek nie używała perfum o zapachu konwalii. Do żadnej nie był w stanie się przywiązać, bo nie miały niczego w sobie, co mogłoby je zatrzymać u jego boku na dłużej. Hermiona miała w sobie coś takiego, że nie potrafił odejść, nie odzywając się do niej ani jednym słowem. Nie potrafił tego nazwać, to po prostu było ,,coś”. I właśnie to go w tym wszystkim drażniło. Że nie potrafi traktować jej jak dawniej, od kiedy do jego nozdrzy doleciał jej subtelny zapach przesiąknięty konwaliami.
            - Bez niego łatwiej jest ci nazywać mnie ,,szlamą”? – Draco wzdrygnął się na dźwięk ostatniego słowa, co nie uszło uwadze Hermiony. Przyznawał się przed sobą niechętnie, że nie sprawiało mu już ono żadnej satysfakcji. Przeciwnie, czuł do siebie wstręt, gdy przypomniał sobie w jakich okolicznościach uraczył Granger tym określeniem.
            - A mam się do ciebie tak zwracać?
            - Kiedyś nie stanowiło to dla ciebie problemu. Jeszcze dwa dni temu również. Czyżby coś się zmieniło panie Malfoy? – Złośliwość aż biła od Hermiony i Draco nie mógł uwierzyć, że właśnie dwa dni temu ta sama kobieta płakała przez niego na tym felernym balkonie, od którego wszystko się zaczęło. Nie poznawał jej i nie mógł zrozumieć, w jakim właściwie celu Granger używa sarkazmu. Może chciała w nim wzbudzić poczucie winy? Na dobrą sprawę nie musiała, bo czuł się jak skończona świnia, gdy przypomniał sobie jej zaszklone od łez oczy.
            - Uznaj to za objaw człowieczeństwa Granger. Nieczęsto zdarza mi się je okazywać.
            - Raczej w ogóle.
            - Od kiedy zrobiłaś się taka mściwa, co? – Kasztanowłosa uśmiechnęła się z niekłamaną satysfakcją, unosząc przy tym wysoko swój podbródek. Nie wiedziała skąd w niej taka chęć szydzenia z Malfoy’a. Nigdy taka nie była, zawsze stawała w obronie wszystkiego i wszystkich. Przy nim nagle stawała się inną osobą. Bardziej odważną i jak się okazało z niewyparzoną gębą i za długim językiem. Nie podobała jej się taka Hermiona, ale gdzieś tam w środku czuła potrzebę pokazania jej światu. Pech chciał, że ta druga ona wychodziła właśnie przy Malfoy’u.
            - Od kiedy odkryłam jaką satysfakcję może dawać mieszanie ludzi z błotem. Miałeś ze mnie dobrą zabawę przez siedem lat szkoły, po niej z resztą również. Myślisz, że tylko tobie przysługuje prawo do szydzenia z innych ludzi? Aż takich wpływów nawet arystokracja nie ma. – Kasztanowłosa z perspektywy blondyna wyjątkowo dobrze się bawiła wbijając mu z każdym kolejnym zdaniem nową i bardziej bolesną przysłowiową szpilę. Nie przewidziała jedynie, że Malfoy nie jest typem potulnej trusi, która zwiesi swoją głowę i potulnie pójdzie do kąta. Albo najzwyczajniej w świecie o tym zapomniała i dała się ponieść swojej wewnętrznej złośliwości.
            - Dobrze, że pamiętasz, iż jestem arystokratą, bo o szacunku do lepszych od siebie wyraźnie zapomniałaś. – Hermionie aż zapłonęły ogniki z wściekłości w oczach. Wiedziała, że Draco za wszelką cenę chce ją sprowokować, ale nie sądziła, że uda mu się to zrobić tak szybko. Był wyjątkowo ohydną i obślizgłą gadziną, nawet jak na Malfoy’a. A jeszcze dwie minuty temu użalał się nad swoim losem, no kto by pomyślał, że tak szybko odzyska dawny fason.
            - Raczej wolałbyś abym nie okazywała ci żadnego szacunku, niż taki, jaki mam ci do zaoferowania. – Kasztanowłosa zmrużyła swoje oczy, tak że w tym momencie wyglądała jak żmija szykująca się do ataku. Na Draconie jednak nie zrobiło to żadnego wrażenia, jedynie zaśmiał się krótko i z wyraźną kpiną, krzyżując swoje ręce na piersiach.
            - A przed chwilą mówiłaś, że nie jesteś taka jak ja. Widzisz Granger? Każdy z nas ma w sobie małego egoistę.
            - Małego to ty masz, ale na pewno nie egoistę. – Panna Granger aż przytknęła dłonie do swoich ust, gdy skończyła wypowiadać swoją kąśliwą uwagę. Merlinie! Jaka ja jestem głupia! W duchu modliła się, aby Malfoy okazał się niedorozwiniętym tłukiem, który nie wyłapał kontekstu jej wypowiedzi. Powątpiewający wzrok blondyna jednak nie świadczył bynajmniej o braku inteligencji.
            - Czy ja o czymś nie wiem Granger? Skąd ty masz takie, że tak to ujmę dane statystyczne? – Draco dostrzegł czerwoną od zażenowania twarz Hermiony i roześmiał się na ten widok. Wyglądała wyjątkowo zabawnie przygryzając nerwowo wargę i unikając jego wzroku, a do tego była czerwona niczym burak. Tak, widok skrępowanej panny Granger wyraźnie poprawił mu humor.
            - Cieszysz się Malfoy jak małpa dynamitem, wiesz? – Jednak po chwili i kąciki ust Hermiony uniosły się delikatnie ku górze i dołączyła do płaczącego niemalże ze śmiechu mężczyzny. Poczuła się nagle jakoś dziwnie, mniej skrępowana i taka jakby rozluźniona. Towarzystwo Malfoy’a może do najprzyjemniejszych nie należało, ale przy nim nie powracały czarne i depresyjne myśli, a jedynie chęć utopienia go w łyżce wody. Gdy Draco w końcu się uspokoił wytarł swoje mokre oczy, a na jego ustach wykwitł szeroki i niczym niewymuszony uśmiech. Hermiona niechętnie musiała przyznać, że gdy chłopak się szczerze uśmiecha wygląda jeszcze przystojniej, niż jak spogląda na wszystkich z góry chłodnym wzrokiem.
            - Przestań się gapić Granger, jakbym ci cukierka obiecał. Z pewnością nie pokażę ci mojego, jak go nazwałaś, małego. – No i cały urok szlag trafił… Hermiona skrzywiła się z niesmakiem i odsunęła nieco od Malfoy’a. Blondyn poruszył sugestywnie brwiami, na co kobieta postukała się palcem wskazującym w czoło.
            - Ty chyba nie tylko masz nerwicę, ale z pewnością jeszcze jakieś zaburzenia psychiczne.  – Draco wzruszył jedynie ramionami i wyciągnął paczkę papierosów z wewnętrznej kieszeni swojego płaszcza. Zapalił jednego przy pomocy różdżki, gdyż przy tak porywistym wietrze posługiwanie się zapalniczką graniczyło z cudem i zaciągnął się głęboko, by za chwilę wypuścić kłęby dymu. Hermiona skrzywiła się i zakasłała. Nie lubiła, gdy ktoś dmuchał jej dymem w twarz.
            - Malfoy to jest cmentarz i tu się nie pali, a jeśli już musisz to zaoszczędź mi wdychania tego świństwa. – Blondyn ponownie wzruszył ramionami i wyciągnął w kierunku kobiety paczkę papierosów. Panna Granger spojrzała na niego jak na wariata, ale mimo wszystko sięgnęła po używkę i po chwili oboje siedzieli obok siebie, wydmuchując dym przez usta. Draco kątem oka obserwował kasztanowłosą i musiał przyznać, że z papierosem wyglądała o wiele… starzej. Seksownie bez wątpienia, ale nikotynowa używka w jej ustach dodała jej co najmniej cztery lata.
            - Paląca Granger, niecodzienny widok. – Mężczyzna mówił spokojnym i bez wyraźnej kpiny głosem. Hermiona nie odebrała tego jako atak, raczej jako zaczepkę do kontynuacji i tak bezsensownej rozmowy.
            - Malfoy nie protestujący, że ma małego, zadziwiające. – Blondyn zaśmiał się krótko i zaciągnął papierosem. Nie spodziewał się, że przy tej upartej imitacji czarownicy zapomni choć na chwilę o dręczących go problemach. A jednak! Pomocy najmniej możesz się spodziewać po swoim wrogu. Tylko czy Granger nadal była jego wrogiem?
            - Mógłbym, ale ponoć jesteś najmądrzejszą czarownicą jaka stąpa po ziemi, więc już pewnie masz własna teorię i żadne argumenty do ciebie nie dotrą.
            - Spróbuj. – Hermiona była równie zdziwiona swoją odwagą co Draco. Mężczyzna nie spodziewał się, że w przeciągu kilku minut uda mu się zawiązać nikłą nić porozumienia z kasztanowłosą. Z początku był pewien, że go zwymyśla i pośle do diabła, ale z każdą kolejną minutą jego nienawiść do kobiety jakby słabła. Nie mógł co prawda nazwać jej dobrą koleżanką, ale z pewnością nie była już jego wrogiem, raczej impertynencką znajomą, jeśli już miał ją jakoś nazywać.
            - Ciekawość to pierwszy stopień do piekieł, wiesz o tym Granger? – Nagle wzrok Dracona przeniósł się z bursztynowych tęczówek dziewczyny na sam koniec cmentarza, który znajdował się za jej plecami. Zamajaczyła mu przed oczami ciemna postać przerzucająca coś przez ogrodzenie i uciekająca w przeciwnym kierunku. Hermiona dostrzegła grymas na twarzy chłopaka i odwróciła głowę w celu zlokalizowania miejsca bądź obiektu, w który tak intensywnie wpatrywał się mężczyzna.
            - Na co tak patrzysz Malfoy? – Z twarzy blondyna uleciało wszelkie rozbawienie czy chociażby złośliwość, a zastąpiło je zaniepokojenie. Wstał powoli z zajmowanego miejsca i zaczął iść w kierunku, w który tak uporczywie się wpatrywał. Nie doszedł zbyt daleko, gdy u jego boku zmaterializowała się postać kasztanowłosej dziewczyny. Mężczyzna jednak nie zawrócił, a uparcie szedł przed siebie. Ta część cmentarza była w ogóle nieoświetlona, a o tym, że wciąż jest to miejsce pochówku wielu ludzi świadczył jedynie mur znajdujący się na samym jego końcu. Hermiona szła obok Malfoy’a nie odzywając się. Miała złe przeczucie, co do zamiarów blondyna, ale wrodzona ciekawość nie pozwoliła jej pozostać na swoim miejscu i ruszyła za nim. Gdy doszli w końcu do niezbyt wysokiego muru Draco przystanął i zaczął się nerwowo rozglądać po okolicy.
            - Czego ty tu szukasz Malfoy? Masz omamy wzrokowe?
            - Ktoś tu był Granger i przerzucił coś przez ten mur. – Kasztanowłosa rozszerzyła swoje oczy ze zdziwienia, jednak nie ruszyła się ani o centymetr. Malfoy w tym czasie chodził przy murze i szukał owego przedmiotu, o którym mówił. Pannie Granger nie spodobała się cała ta sytuacja. Było ciemno, ponownie wiał przeraźliwie mroźny wiatr, a oni znajdowali się na środku pola, gdzie nie było ani jednej żywej duszy. Martwej również, gdyż na tej części cmentarza jeszcze nikogo nie pochowano. Nagle kasztanowłosą ogarnął przeraźliwy strach, a ona sama czuła się, jakby nogi przyrosły jej do ziemi. W jej kierunku coś się poruszało. Coś małego i o niewyraźnych kształtach.
            - Ma…Malfoy? – Głos jej się łamał i drżał od przerażenia, ale nie potrafiła ruszyć się z miejsca. Niestety mężczyzna w ogóle nie zareagował i dalej uparcie szukał czegoś pod murem. Hermiona postanowiła ponownie zwrócić jego uwagę, tym razem mówiąc nieco głośniej i wyraźniej. – Malfoy, chyba znalazłam to, czego szukasz.
            - Nie przeszkadzaj mi Granger. – Blondyn nie odwrócił się w jej kierunku, a Hermiona czuła coraz większy paraliżujący ją od wewnątrz strach. Bała się, a obronić mogła się sama lub liczyć na tego aroganckiego dupka, który teraz miał ją głęboko w poważaniu.
            - Malfoy to się rusza! Od kiedy jutowy worek sam się rusza?! – Panna Granger zaczynała tracić grunt pod nogami, a tym samym swój stoicki spokój. Draco wywrócił swoimi szarymi oczami i podszedł do niej, a jego wzrok spoczął na małym zawiniątku, które w tym momencie wskazywał palec kobiety, i które poruszało się, a raczej sunęło niespiesznie w ich kierunku. Spojrzał na przerażoną Granger i uśmiechnął się mimo woli. W tym momencie wydała mu się kompletnie bezbronna i zdana na jego łaskę. Nie spodziewał się jednak, że kobieta chwyci go za poły płaszcza i zacznie nim telepać na prawo i lewo.
            - No ruszże się kretynie i zrób z tym coś! To ty chciałeś tutaj leźć!
            - Nikt ci nie kazał za mną iść Granger!
            - Jak zginiemy to cię zabiję. – Hermiona przestała tarmosić Malfoy’em na wszystkie strony i wbiła w niego swoje mordercze spojrzenie. Draco przełknął głośno ślinę i uniósł obie ręce w geście obronnym.
            - Uspokój się wariatko. I nie jak zginiemy, a jak przeżyjemy. – Panna Granger zignorowała pierwszą jak i drugą część wypowiedzi mężczyzny i przeniosła swój wzrok z powrotem na worek, który nagle znieruchomiał. Widząc to Draco podszedł powoli do zawiniątka i przy pomocy różdżki rozwiązał węzeł na worku. Kucnął przy tobołku, a to co zobaczył wprawiło go w kompletne osłupienie. Ze środka zawiniątka niezdarnie próbował wygramolić się mały szczeniak, którego ślepka nie były jeszcze do końca otwarte. Sądząc po wielkości i szukaniu na oślep  zwierzę musiało niedawno przyjść na świat. Blondyn wziął ostrożnie szczeniaka na ręce i podszedł z nim do Granger.
            - Masz tu swoją krwiożerczą bestię, co czyhała na twoje życie. – Hermiona aż oniemiała, gdy zobaczyła małego czarnego pieska w dłoniach Malfoy’a. Maluch trząsł się z zimna i zaczął cicho skomleć. Pannie Granger aż serce pękło z rozżalenia. Wzięła z rąk blondyna szczeniaka i przytuliła go do swojej piersi, chowając w odmętach zielonego szalika.
            - Mój ty maluszku. Jak można być takim potworem i porzucać biedne, ledwo narodzone zwierzę na pastwę losu? – W Draconie coś się ruszyło na ten widok. Nie było to bynajmniej przyjemne uczucie, gdyż poczuł wyraźne ukłucie żalu. Urazy do samego siebie i swojego zachowania do kasztanowłosej. Jeśli ona z taką miłością podchodzi do porzuconego psa, to jak bardzo musiała cierpieć po utracie dziecka? Malfoy poczuł odrazę do samego siebie. Zachował się wobec niej podle, wypominając jej zmarłego syna. Mógł użyć każdego argumentu, a on zdecydował się na ten najgorszy i najbardziej bolesny. Zbliżył się do kasztanowłosej i spojrzał na trzęsącego się jak osika szczeniaka.
            - Jest przerażony. Trzeba go ogrzać i nakarmić, a jutro iść z nim do weterynarza, żeby go obejrzał. – Hermiona spojrzała w srebrne oczy Malfoy’a i zalała ją fala przyjemnego ciepła. Może ten zakochany w sobie arystokrata jednak miał serce? Uśmiechnęła się do niego delikatnie i ku swojemu zdziwieniu mężczyzna odwzajemnił uśmiech. Następnie pogłaskał szczeniaka po czarnym łepku, a mały wyciągał w jego kierunku swój łepek, czując wyraźne ciepło bijące od dłoni blondyna. Panna Granger nie mogła opanować uśmiechu na swojej twarzy. Widok Malfoy’a z tym małym psiakiem po prostu ją rozczulił.
            - To co z nim zrobimy Granger? – Hermiona przeniosła swój wzrok na twarz mężczyzny, który wpatrywał się w nią swoimi szarymi oczami.
            - Na pewno go tu nie zostawimy. Nie wiem tylko czy Pansy się zgodzi, abym go przyniosła do mieszkania. – Dracona nieco zdziwiła informacja od kobiety. Co do tego biednego zwierzęcia miała Pansy?
            - Mieszkasz u Potterów?
            - Tymczasowo. – Szczeniak wtulał się w szalik kasztanowłosej szukając jak najwięcej ilości ciepła. Hermiona przytuliła go do swojej klatki piersiowej i głaskała po wychudzonym ciele.
            - Pan ma już chyba wystarczająco dużo zmartwień na głowie.
            - Więc co proponujesz? – Do głowy Dracona wpadł wręcz irracjonalny pomysł, o którego skutkach miał się przekonać dopiero w przyszłości, jednak blondyn miał przykry zwyczaj najpierw robić, a potem myśleć.
            - Wezmę go do siebie. – Hermionie oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, a szczęka delikatnie opadła w dół. Miała wrażenie, że się przesłyszała, ale Malfoy stał wystarczająco blisko i mówił aż nad wyraz wyraźnie, że nie mogła mieć omamów słuchowych.
            - Że co proszę? Chyba sobie ze mnie żartujesz.
            - A masz lepszy pomysł? Pan się nie zgodzi, będzie się bała, że Lilly ma alergię, do schroniska go nie oddamy, a też nie zostawimy go tutaj, żeby zdechł na mrozie. Moje mieszkanie wydaje mi się jak na razie najlepszą opcją. – Kasztanowłosa nie mogła nie przyznać mu racji. W tym momencie jedyne co mogli zrobić to zanieść malucha do domu mężczyzny i zaopiekować się nim. Panna Granger jednak nie ukrywała swojego sceptycznego nastawienia do tego pomysłu. Obawiała się, że Malfoy nie ma zielonego pojęcia co do opieki nad zwierzętami.
            - Mam nadzieję, że wiesz co robisz Malfoy. To wciąż jest żywe stworzenie, a ja jakoś nie wyobrażam sobie ciebie w roli jego opiekuna. – Blondyn poczuł się wyraźnie urażony wypowiedzią panny wszechwiedzącej. Może i nie miał zbyt często do czynienia ze zwierzakami, ale Granger chyba nie uważała go za zwyrodnialca, który wyrzuci tego szczeniaka, gdy już będzie w pełni zdrowy. Nie wyobrażał sobie takiego scenariusza.
            - Co masz na myśli?
            - Mam na myśli to, że zwierzę to odpowiedzialność. Nie będzie z tobą przez tydzień, miesiąc czy pół roku. To towarzysz na nieco dłuższy okres czasu. – Malfoy prychnął pod nosem i wsadził ręce do kieszeni płaszcza. Czy Granger naprawdę miała go za takiego idiotę?
            - Mówisz do mnie jak do dziecka. Myślisz, że nie wiem z czym wiąże się opieka nad psem?
            - No nie wiem Malfoy. Czasami jak na ciebie patrzę to odnoszę wrażenie, że twoja twarz tęskni za rozumem. – Na ustach Hermiony czaił się kpiący uśmieszek. Draco już miał wygłosić jakąś kąśliwą uwagę, ale niemal w ostatnim momencie się powstrzymał i uniósł ręce w geście kapitulacji, co panna Granger przyjęła z niekłamaną satysfakcją, a uśmiech na jej twarzy znacznie się poszerzył.
            - Dobra, niech będzie po twojemu. Zabierz go do Potterów.
            - No oczywiście! Teraz zwal wszystkie obowiązki na mnie. – Draco pokręcił swoja głową i głośno westchnął. I tak źle i tak niedobrze. Czegokolwiek teraz nie powie ta uparta imitacja czarownicy będzie to odbierała jako atak skierowany w jej stronę.
            - To co mam niby zrobić? Słucham cie Granger, bo ty zawsze wiesz wszystko najlepiej. – Malfoy wpatrywał się z niecierpliwością w bursztynowe tęczówki panny wszechwiedzącej. Nie mógł się opanować przed stwierdzeniem, że gdy kobieta jest podenerwowana wygląda wyjątkowo uroczo. Ma delikatnie zaczerwienione policzki i marszczy nos, jakby się czymś brzydziła, a oczy błyszczą jej z powodu nadmiaru zebranej w niej złości. Ten wygląd bardzo mu się podobał, mimo że należał do najbardziej upartej kobiety jaka stąpa po świecie. W końcu Hermiona wyprostowała się, obróciła zgrabnie na pięcie i niespiesznym krokiem ruszyła przed siebie, wciąż trzymając małego szczeniaka przy swoich piersiach. Malfoy’owi nie potrzeba było dużo czasu, aby ją dogonić. Gdy na niego spojrzała miała nieco łagodniejszy wyraz twarzy, ale w jej oczach wciąż czaiły się małe ogniki.
            - Czy mogę wiedzieć dokąd ty leziesz Granger?
            - Prosto, nie widać? – Draco zaczynał tracić swoją wyjątkowo dzisiejszego dnia świętą cierpliwość. Złapał kasztanowłosą za przedramię i przyciągnął stanowczo do siebie. Nie było to zbyt mądre posunięcie, gdyż został odurzony jej słodkim konwaliowym zapachem, od którego aż zakręciło mu się w głowie, a spotkanie z jej ciałem wywołało wyjątkowo przyjemne dreszcze, które rozeszły się po nim od stóp do głów. Gdy dziewczyna stanęła w miejscu blondyn puścił ją szybko i wsadził ręce do kieszeni płaszcza. Czuł się nieco skonsternowany w tym momencie.
            -  Co znowu? – Hermiona nawet nie starała się zabrzmieć przyjemnie. Wiedziała, że warczy na Malfoy’a jak głodny pies pod budą, ale ten blond idiota wyjątkowo działał jej na nerwy.
            - Przestań zachowywać się jak rozwydrzony dzieciak. Pytam, dokąd idziesz?
            - Przed siebie. – Malfoy wywrócił z dezaprobatą swoimi oczami. Zaczynał mieć dość tego upartego babska. Spróbował tym razem użyć innej argumentacji w stosunku do kasztanowłosej, bo dotychczasowa ,,rozmowa” nie dawała żadnych skutków.
            - Zaczynasz mnie drażnić Granger, a to do niczego dobrego nie prowadzi. Tak samo jak stanie na tej pizgawicy i debatowanie, u kogo znajdzie się ten szczeniak. Jemu zimno jeśli nie zauważyłaś nie służy. – Hermiona poczuła się zażenowana swoim zachowaniem. W tym wypadku mężczyzna miał rację. Rodząca się między nimi scysja nie wpływała dobrze na trzymanego przez kasztanowłosą psiaka, który trząsł się z minuty na minutę coraz bardziej. Kobieta pogłaskała zwierzę po wychudzonym grzbiecie i spojrzała hardo w oczy blondyna, które teraz ciskały w nią gromami. Jej gryfońska duma mocno ucierpi, ale ceniła życie tego zwierzęcia bardziej i musiała przeprosić tego arystokratycznego blond dupka.
            - Naciesz się tym, co teraz powiem, bo więcej możesz tego ode mnie nie usłyszeć. Przepraszam cię Malfoy, miałeś rację i musimy go zabrać do twojego mieszkania, a ja zachowałam się nieodpowiedzialnie. – Draco uśmiechnął się z wyższością i wyraźną satysfakcją, ale w duszy nie mógł uwierzyć, że Granger tak łatwo skapitulowała. Z drugiej strony nie było czym się tak bardzo cieszyć. Dziewczyna przeprosiła go tylko dlatego, że chciała ratować życie tego biednego psa. W innych okolicznościach obróciłaby się dumnie na pięcie i odeszła w tylko sobie znanym kierunku. Ni mniej ni więcej blondynowi ulżyło, że w końcu jakaś argumentacja do niej trafiła.
            - Aż żałuję, że sobie tego nie nagrałem. – Hermiona zmrużyła gniewnie swoje oczy.
            - Masz coś jeszcze do powiedzenia?

            - Tak, dawaj rękę i teleportujemy się do mojego domu. – Blondyn spodziewał się protestu ze strony kasztanowłosej, ale panna Granger wyciągnęła w jego kierunku swoją dłoń, co mężczyzna przyjął z szokiem, ale również z wyraźną ulgą, a już po chwili stali na środku salonu w jego domu. Gdy kobieta rozejrzała się po pomieszczeniu niechętnie musiała przyznać, że było urządzone z wyjątkowo dobrym gustem, co jedynie jeszcze bardziej ją rozjuszyło. Przeklęty dupek ma talent architektoniczny. 

20 komentarzy:

  1. "Być albo nie być ten tylko się dowie, gdy Hamlet książę duński przyjedzie na krowie." - Ty to sama wymyśliłaś??? Jak ja wytrzymam okres oczekiwania na kolejny rozdział...naprawdę niesamowicie piszesz. Potrafisz od razu człowiekowi polepszyć nastrój taką dawką humoru :) Fantastyczny rozdział a akcja rozwija się bardzo, bardzo interesująco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, niestety nie ja, ale mam zdolność do zapamiętywania głupich tekstów, a ten jest akurat z 13 posterunku ;)

      Usuń
  2. https://youtu.be/EYVPBZbCMt8 ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudeńko <3
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O.M.G ja chce więcej super piszęsz teraz idę po krople żołądkowe znowu za dużo się smiałam i mnie boli czekam z utesknieniem na kolejny rozdział i teraz pierwszy raz mam gdzies czy to będzie o Potterach,dramionie czy o Snejpie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz wielki talent pisarski! Twoje opowiadanie niewątpliwie należy do moich ulubionych ;* Jak czytałam dzisiaj ten rozdział, to w pewnych momentach szczerzyłam się jak głupia do sera. Wszyscy ludzie na korytarzu w szkole dziwnie się na mnie patrzyli xD Świetny pomysł z tym szczeniakiem. Nie mogę się doczekać nexta.

    Pozdrawiam, Qeiko

    dramione-i-think-i-love-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie piszesz! Czekam na następny rozdział :D
    Pozdrawiam,
    Twisted

    http://love-story-dramione.blogspot.com
    zapraszam do pozostawienia opinii ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdecydowanie potrafisz poprawić humor :D Rozumiem przygotowania do matury, ja dopiero trzecia gimnazjum, czyli też czekają mnie egzaminy, jednak nie są aż takie ważne :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział jest jak najbardziej genialny. Draco po prostu rozwala mnie na łopatki, a raczej jego malutka obsesja i to jak już sam nie wie, co ze sobą zrobić. Nie mniej jednak moje serce i tak zostało skradzione przez czarne cudo znalezione na cmentarzu. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wprowadziłaś psa do opowiadania. Ja je po prostu wielbię, a tym bardziej, że ten tak czysto teoretycznie jest Dracona i Hermiony. Swoją drogą ciekawa jestem jak to dalej będzie wyglądało, bo na tym cmentarzu udało im się obyć bez większych awantura, a to już jest coś i to duże :)
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział, chociaż miałam nadzieję, że o otrzymaniu informacji od doktora o przyprowadzeniu Granger Draco zrobi kilka kroków k zemdleje biednemu lekarzowi w progu gabinetu. Ale nawet bez tego jst suuuuuuper!!! Kochm twojego bloga. Komentuję dopiero teraz, bo tak mnie twoje opowiadanie wciągnęło, że nie miałam czasu na pisanie opinii.
    Zrób w następnym rozdziale jakąś śmieszną akcję z Lucjuszem, albo nagły napad nerwicy u Draco. Najlepiej na oczach rodziców. Ja wręcz ubóstwiam take sceny!!!!!!! A ty je opisujesz wręcz bosko!!!!!!!

    Z niecierpliwością czekająca na kolejny rozdział:
    E.L.

    PS-zapraszam też na mojego bloga: dramione-hogwarckie-opowiesci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym móc zadowolić każdego, ale prawda jest taka, że spełniając każdą prośbę to opowiadanie przestałoby być moją historią. Dlatego niestety ( a dla niektórych stety ), ale rozdział 21 w całości będzie poświęcony Draco i Hermionie bez udziału osób trzecich. Ale bez obaw! To nie koniec nerwicy naszego głównego bohatera i z pewnością jeszcze da się mu ona ostro we znaki. Lucjusza brak, ale niedługo powinien się pojawić z nową dawką humoru ;)

      Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz,
      Realistka

      Usuń
  10. Super! Zaczyna się dziać xd mam do Ciebie pytanie. Ile rozdziałów będzie miał ten blog? :) czekam na next

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blog jest czystym spontanem. Nigdy nie wiem, co mi wpadnie do głowy i jak do końca potoczy się dalsza akcja. Jest to równoznaczne z tym, iż sama nie wiem ile rozdziałów będzie miało to opowiadanie. Jesteśmy na 20, a nasi główni bohaterowie jeszcze nie są w pełni do siebie przekonani. Szacuję jednak, że zmieszczę się w magicznej pięćdziesiątce ;) Dziękuję za komentarz i zapraszam 29 marca na dalszą część.

      Pozdrawiam,
      Realistka

      Usuń
  11. Rozdział jest niesamowity ,taki Dramionowy :3
    I ten wątek z pieskiem :3
    Ciekawe co bd dalej już nie mogę sie doczekac :3
    Haha i ta wizyta u psychiatry była świetna :P Troche przypomina mi on Dumbledore'a :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Wow! Ten psychiatra rzeczywiście podobny jest do Dumbledore'a.
    Rozdział ten jest chyba jednym z najlepszych, taki bardzo Dramionowy! <3
    Pozdrawiam :*

    Zapraszam do siebie: http://thetwilightsaga-forever.blogspot.com/2015/03/wampirzyca-z-forks.html

    OdpowiedzUsuń
  13. Nominowałam Cię do Libster Blog Award. Szczegóły nq moim blogu: dramione-hogwarckie-opowiesci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Nareście znalazłam! Kobieto, miałam resetowany telefon i nie mogłam znaleść tego cudownego opowiadania =(
    Nadrobiłam wszystkooo i wow ^^ Cudo! Kocham postać Dracona, o Severusie nie wspominajac XD
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Zostałaś nominowana do Liebster Award. Więcej tu----> http://the-book-of-my-life-zabookowana.blogspot.com/ Mam nadzieję, że znajdziesz trochę czasu i odpowiesz :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  16. Ostatnimi czasy wzięłam się za ponowną lekturę HP, a jako że wszystkie części pochłonęłam w czasie tak krótkim, że moja dusza czytelnika nie została nakarmiona do syta, postanowiłam poczytać "coś innego", ale nadal w tematyce. Pierwszym strzałem był Twój blog. Nie żałuję, że tu zajrzałam i cieszę się, że jeszcze trochę czytania mam. Masz świetny pomysł, widać, że Twoja wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach, choć czasem odnoszę wrażenie, że jesteś troszeczkę niekonsekwentna co do postaci (ale traktuję to z przymrużeniem oka). Jeszcze sporo przede mną rozdziałów, więc nie mogę określić, czy nadal zachowałaś taki sam styl jak dotąd, czy "poszedł" w stronę doskonalenia, a nawiązuję do tego, bo zdążyłam nałapać trochę błędów styl i interpunkcyjnych, ale to "przeciera się" w miarę pisania. Nie będę strzelać ekspertki w dziedzinie literatury, bo nią nie jestem, a to są tylko drobne uwagi. Podobają mi się opisy, czy to uczuć,czy pomieszczeń. Pilnuj żeby pewne opisy się nie powtarzały, bo kilka razy odnosiłam wrażenie, że czytam to samo.
    Zaryzykuję stwierdzeniem, że Twoje opowiadanie ma rodzaj delikatnej groteski, bo z jednej strony jest ukazane cierpienie człowieka, jego problemy i trud życia codziennego, a z drugiej natomiast jest tu tyle humoru, że chyba tylko ktoś głupi mógłby stwierdzić, że nie masz talentu. Momentami śmiałam się jak głupia, piszesz świetne teksty, bardzo przemyślane.
    Jestem stety niestety wybredną czytelniczką i niewiele blogów mnie zadowala, a Twój z pewnością będzie jednym z moich ulubionych. Kończę ględzić y me voy a leer, besos!

    OdpowiedzUsuń
  17. To było świetne!!! Znakomicie potrafisz poprawić nawet beznadziejny humor. Momentami było przezabawnej a momentami przeuroczo! A moją perełką jest:
    „Być albo nie być ten tylko się dowie, gdy Hamlet książę duński przyjedzie na krowie.“ po prostu świetne!!!
    ~Dziurkacz

    OdpowiedzUsuń