Estas dos semanas han sido muy exhaustivas, pero escribí un nuevo capítulo. A tak po "polskiemu" to jakimś cudem napisałam nowy rozdział, gdyż ostatnie dwa tygodnie były wyczerpujące. Trochę teraz pomarudzę i nie koniecznie wszystkim będzie się to podobało. Otóż zastanawiam się od dłuższego czasu, czy pisanie bloga w okresie przygotowawczym do matury ma jakiś większy sens. Nie chcę pisać na tak zwany odpierdziel, bo taką osobą nie jestem, ale coraz ciężej udaje mi się godzić pisanie z nauką. Jeszcze nie mówię, że zawieszam bloga aż do napisania ostatniego egzaminu, ale obawiam się, że w maju notki mogą przestać się pojawiać. Przynajmniej przez ten jeden miesiąc. Proszę Was z góry o wyrozumiałość, bo wiem, że na niektórych z Was w tym roku również czekają większe lub mniejsze egzaminy.
A na osłodę zapraszam na rozdział 20, Dramionowiczom powinien jak najbardziej przypaść do gustu.
Realistka
* * * * *
Dzisiejszy dzień zapowiadał się
wyjątkowo przyjaźnie. Na dworze świeciło słońce, a przynajmniej prześwitywało
przez ciążące nad Londynem chmury. Wiatr ustał, co Draco przyjął z niekłamaną
satysfakcją, gdyż jego włosy będą wyglądały tak, jak je uczesał, a nie będą
rozwiane we wszystkie możliwe kierunki świata. Puszka kawy w kuchni była
zapełniona, więc młodemu Malfoy’owi nic więcej na dobrą sprawę do szczęścia nie
było potrzebne. No może poza dobrą maszynką do golenia. Z tą myślą Draco
studiował swoją dość gęstą brodę, która jakimś cudem wyrosła na jego twarzy w
przeciągu ostatniego tygodnia. Nie za bardzo rozumiał co się stało, że to
diabelstwo tak bardzo urosło. Zazwyczaj skrzętnie pilnował długości swojego
zarostu, ewentualnie golił się do zera, ale dzisiejszy poranny widok niemile go
zaskoczył. Wyglądam jak drwal. Drwal bez
ani jednego knuta, za którego mógłby sobie kupić maszynkę do golenia. Albo
chociaż żyletkę. Mężczyzna jeszcze raz przeczesał rękami swój zarost i
leniwym ruchem sięgnął po przyrządy do golenia. Nałożył piankę, dzięki której w
tym momencie wyglądał jak święty Mikołaj i przystąpił do pozbywania się
nadmiaru owłosienia ze swojej brody. Szło mu to dość opornie, gdyż z tak dużym
zarostem nie miał nigdy do czynienia, ale po jakichś dwudziestu minutach jego
twarz przypominała pupcię niemowlęcia. Blondyn uśmiechnął się do swojego
odbicia w lustrze i na koniec wklepał odrobinę wody po goleniu. Miejsce nieco zapiekło,
ale z pewnością nieporównywalnie do złamanego przez Blaisa nosa. Draco obejrzał
go dokładnie z każdej strony i musiał stwierdzić, że jest dokładnie taki sam
jak przed uderzeniem. Zupełnie jakby do bójki nigdy nie doszło. W tym momencie
w głowie mężczyzny zamajaczyła postać kasztanowłosej kobiety. Draco zamknął
swoje oczy i odetchnął głęboko, aby móc przypomnieć sobie choć na chwilę
konwaliowy zapach Granger. Zamarł, gdy po spojrzeniu w lustro zobaczył swoje
usta rozciągnięte w delikatnym i błogim uśmiechu. Nie czekając długo sam siebie
spoliczkował za ponowne zaprzątanie sobie głowy upartą Gryfonicą. Cholerne konwalie… Z tą myślą Draco
opuścił łazienkę i jak najszybciej ulotnił się z domu prosto do gabinetu
doktora Spinnera. Im szybciej przestanie roztrząsać sytuację z Granger na
balkonie, tym prędzej jego mózg wróci do normalnego postrzegania
rzeczywistości. To babsko jest dla niego niczym i przy odrobinie szczęścia nie
zobaczy jej już nigdy w życiu. A przynajmniej nie w tym.
Szpitale od małego przerażały
Dracona. Nie podobało mu się w nich, a najbardziej wkurzająca była wszechobecna
sterylna czystość i nieznośny, drażniący nos zapach. Przesiąknięty środkami
czystości i sprzętów medycznych. Zupełnie jak w umieralni. Do tego chłód bijący
od każdej strony. Zupełnie jakby celowo ze szpitali robili chłodnie, aby ludzie
rzadko do nich zaglądali. Malfoy siedział na krzesełku przed gabinetem
psychiatrycznym i podziwiał fakturę ściany przed sobą. Czekał już dobre
piętnaście minut, a drzwi nadal były
zamknięte. Nagle zza rogu wyszła wysoka blondynka, która posłała mu leniwe
spojrzenie. Draco uśmiechnął się przeciągle, ale nie poczuł żadnej ochoty
zamienienia z nią choćby jednego słowa. Wydawała mu się jakaś taka nijaka.
Przerysowana i sztuczna. Kolor jej włosów przypominał jego samego, więc z
pewnością musiały być farbowane. Gdyby
były trochę cieplejsze, na przykład jak karmel, albo chociaż złociste
wyglądałaby o wiele lepiej. I długość. Tak, zdecydowanie należałoby je skrócić.
Na przykład do ramion. Do tego twarz pokryta toną gładzi szpachlowej, która
nagle zaczęła mu wybitnie przeszkadzać u większości kobiet. Ostatnio wolał
jakby naturę, brak wszelkich oznak makijażu na kobiecej twarzy. I te oczy. Ten
aspekt wyglądu zaważył w tym momencie o wszystkim. Nie lubił niebieskiego
koloru. Zdał sobie o tym sprawę dopiero, gdy owa kobieta przeszła obok niego.
Preferował raczej…
- Pan Draco Malfoy? - …bursztyn. Z
głębokiego zamyślenia wyrwał Dracona głos doktora Spinnera. Mężczyzna stał w
progu i przyglądał mu się znad grubych okularów. Malfoy podniósł się szybko ze
swojego miejsca i uścisnął doktorowi rękę na przywitanie.
- Tak. Przepraszam, jakoś się
zamyśliłem. – Starszy mężczyzna poprawił spadające z nosa okulary i uśmiechnął
się szeroko w kierunku Dracona. Ręką wskazał mu swój gabinet, a po chwili obaj
panowie siedzieli naprzeciwko siebie. Doktor Spinner otworzył czerwony notes i
przekartkował go na ostatnia wizytę Dracona w jego gabinecie. Pogrążył się na
chwilę w lekturze, pozostawiając blondyna ze swoimi myślami. Tyle że Malfoy
miał powyżej uszu mętliku panującego w jego głowie. Odchrząknął nieznacznie,
czym zwrócił uwagę siedzącego naprzeciwko niego doktora, który odłożył trzymany
w ręku długopis i splótł swoje palce na kajecie.
- No więc pan Draco Malfoy. Nerwica histeryczna,
wyjątkowo drażliwa dla pacjenta jak również dla jego otoczenia. Tydzień
wypoczynku i wolne od pracy. Jak się pan czuje? – Draco skrzyżował swoje ręce
na klatce piersiowej i ułożył się nieco wygodniej na krześle. Miał dziwne
przeczucie, że dzisiejsza wizyta również nie będzie należała do najkrótszych.
- Tak szczerze to nienajlepiej.
Wolałbym wrócić do pracy. – Doktor Spinner uśmiechnął się szeroko i przyjrzał
się blondynowi znad spadających okularów.
- Proszę mi krótko opowiedzieć, co
pan robił w trakcie tych siedmiu dni. Może znalazł pan jakieś zajęcie, które
pozwoliłoby panu zapomnieć chociaż na chwilę o pracy?
- Pierwsze dwa dni były wyjątkowo
trudne, a potem poszło z górki. Dużo wychodziłem i spacerowałem po Londynie.
Starałem się trzymać jak najdalej od pracy, nie wiem, czy we wszystkich
aspektach mi się to udało, ale przestałem unosić się niepotrzebnie, gdy coś nie
wyszło, albo poszło wbrew mojej woli. – Starszy mężczyzna zapisał parę uwag w
czerwonym notesie, a następnie sięgnął do organizera, który stał na jego biurku
i wyciągnął z niego jeden spinacz do kartek. Podał go Draconowi, który
spoglądał nieufnie w stronę przedmiotu.
- To bardzo dobrze. Proszę opisać
spinacz, który panu podałem. – Malfoy spojrzał na doktora i uniósł wysoko brwi.
Co to za durna zabawa? Dzieciaki w przedszkolu grają w ,,to co widzę”, w jaki
sposób ma ona mu pomóc pozbyć się nerwicy? Draco podrapał się po kolanie i
zaczął oglądać uważnie z każdej strony wręczony mu spinacz do papieru. Doktor
Spinner wpatrywał się leniwym wzrokiem w blondyna, czekając na jego odpowiedź.
- Jest mały, na oko jakieś trzy
centymetry. Niebieskiego koloru. – Mężczyzna odłożył przedmiot na biurko przed
sobą i ponownie skrzyżował ręce pa klatce piersiowej. Doktor Spinner uśmiechnął
się serdecznie i ponownie wyciągnął w jego kierunku rękę, w której trzymał
odłożony przed chwilą przez Dracona spinacz. Malfoy spojrzał na niego z
niezrozumieniem, ale ponownie sięgnął po mały przedmiot i zaczął go obracać w
rękach.
- To wszystko, co może pan o nim
powiedzieć?
- A co mam jeszcze powiedzieć? Że
jest wykonany z metalu? Doktorze, czemu ma służyć ta zabawa? – Starszy
mężczyzna zaśmiał się krótko i ściągnął swoje okulary, aby móc przetrzeć oczy.
Po chwili z powrotem spoglądał na Dracona zza grubych szkieł.
- Mam dla pana dwie wiadomości panie
Malfoy. – Draco nieco zaskoczony nagłą zmianą tematu odłożył ponownie spinacz
na biurko i wbił w siedzącego naprzeciwko niego mężczyznę swój wzrok. Nie
lubił, gdy ktoś używał skrótów w komunikacji, ale w tym wypadku był bardziej
zaabsorbowany tym, co ten starszy dziadek ma mu do powiedzenia.
- A która z nich jest dobra?
- Właściwie to żadna. – Doktor
zaśmiał się krótko i przekartkował swój czerwony notes, by po chwili utkwić w
blondynie swoje spojrzenie. Twarz Dracona wyrażała jedynie zdziwienie. A może
to był szok? Rozszerzone oczy i lekko uchylone usta nie były raczej oznaką
euforii.
- Pierwsza z nich jest taka, że
nerwica nieco się uspokoiła, ale nie oznacza to niczego dobrego, to dopiero
cisza przed burzą. Nie wróci pan teraz do biura, gdyż po dwudziestu czterech
godzinach pozbędzie się pan z firmy całego personelu. Druga z kolei to jawne
rozkojarzenie, jeszcze zbyt słabe, aby nazwać je nerwicą anankastyczną. Nie
wiem jedynie, czy jest ono wywołane opadającym stanem znerwicowania, czy też
jest to skutek jakiegoś bodźca zewnętrznego. – Draco skrzywił się na dźwięk
nieznanej mu dotąd nazwy psychologicznej. Nie lubił terminologii medycznej,
gdyż niewiele z niej rozumiał i każde dziwnie brzmiące pojęcie wydawało mu się
poważną chorobą. Na przykład tak jak teraz.
- Nerwica jaka?
- Anankastyczna, inaczej nazywana
nerwicą natręctw. Cechują ją nachalne, obsesyjne wręcz myśli, często nie
związane z niczym konkretnym. U pana na razie widzę jedynie rozkojarzenie, to
nic groźnego panie Malfoy. Przynajmniej na razie.
- Rozkojarzony? I stwierdził to pan
na podstawie opisu spinacza? – Malfoy nawet nie próbował ukryć drwiny w swoim
głosie. Siedzi w gabinecie jakiegoś starego, wyjątkowo dowcipnego doktorka,
który na podstawie jego umiarkowanej odpowiedzi dotyczącej wyglądu pozwijanego
kawałka drutu stwierdził, iż nie jest skoncentrowany. Draco zaczął się obawiać,
że nie tylko on ma problemy psychiczne, ale starszy jegomość również. Mężczyzna
siedzący naprzeciwko jednak nie zwrócił uwagi na wypowiedź Malfoy’a, a jedynie
sięgnął po paczkę karmelków leżącą na jego biurku. Wyciągnął w stronę Dracona
opakowanie, ale blondyn grzecznie odmówił. Po ostatnim ekscesie z czekoladą
jakoś odrzucało go od wszystkiego co słodkie.
- Nie spinacz jest tu kluczowy, ale
pańskie podejście do zleconego zadania. Mogłem panu wręczyć każdy przedmiot i
poprosić o jego opis, ale pan i tak zwróciłby uwagę jedynie na jego najbardziej
widoczne aspekty. Nie zagłębił się pan w nic innego poza wyglądem zewnętrznym.
Z tego wniosek, że jest pan nieskoncentrowany. No może jeszcze fakt, iż wołałem
pana od pięciu minut do mojego gabinetu, ale był pan tak daleko myślami od
kliniki, że nie zwrócił pan na to nawet najmniejszej uwagi. – Dziadek
uśmiechnął się promiennie i powrócił do rozpakowywania karmelka z opakowania.
Malfoy w tym czasie próbował sobie przypomnieć o czym myślał, gdy jak twierdzi
doktor Spinner wołał go do swojego gabinetu. Dywagował wtedy nad wyglądem blond
włosej kobiety, która jakimś dziwnym trafem nie przypadła mu do gustu. Niczego
na dobrą sprawę jej nie brakowało – długie nogi, szczupłe ciało, pełne piersi,
czego chcieć więcej? Ale dla Dracona była ona bezpłciowa. Nie miała w sobie
niczego, co przykułoby jego uwagę tak jak u… O zgrozo! Malfoy zdał sobie
sprawę, że porównywał nieznajomą blondynkę do Granger. Tej samej Granger,
której tak bardzo nienawidził. Klepnął się głośno w czoło, co odwróciło
zainteresowanie doktora od cukierka, a przeniosło się na jego osobę.
- Ma pan skłonności masochistyczne,
panie Malfoy? – Draco spojrzał na lekarza, który właśnie włożył sobie karmelka
do ust i zaczął go niespiesznie ssać. Pokręcił przecząco głową i wstał
gwałtownie z zajmowanego krzesła. Doktor Spinner nie przejął się tym zbytnio, a
jedynie rozłożył się wygodnie w swoim fotelu.
- Doktorze błagam, niech mi pan
przepisze jakieś środki uspokajające, bo oszaleję. Ja muszę wrócić do pracy, a
przynajmniej na tydzień w styczniu. Od mojej obecności w tym czasie naprawdę
będzie zależało bardzo dużo. Być albo nie być doktorze!
- Być albo nie być ten tylko się
dowie, gdy Hamlet książę duński przyjedzie na krowie. Nic z tego panie Malfoy.
Żadnych tabletek, żadnych roztworów, w pana przypadku jedynie natura i silna
wola. Czy się aby na pewno rozumiemy? – Doktor Spinner patrzył na Malfoy’a z
taką hardością w oczach, że mężczyzna musiał niechętnie przyznać się do
kapitulacji. Opadł bezsilnie na krzesło i pomasował swoje zbolałe skronie.
- To niech mi pan da chociaż
gwarancję, że do stycznia mój stan ulegnie znacznej poprawie. – Draco czuł się
jak tonący, który chwycił się brzytwy. Nie pozostawało mu nic innego jak płonna
nadzieja od lekarza, który był uparty jak osioł i usilnie nie chciał mu dać
żadnych proszków. Doktor uśmiechnął się ciepło i pochylił nad czerwonym
notesem.
- Mogę pana jedynie zapewnić, że do
stycznia pański stan emocjonalny ulegnie znacznej poprawie. O ile ta kobieta
nie znajdzie sobie innego partnera. – Starszy mężczyzna mrugnął okiem w
kierunku Dracona, ale ten jedynie zmarszczył swoje brwi i spojrzał na lekarza z
jawnym niezrozumieniem. Doktor w tym czasie zaśmiał się krótko i zaczął pisać
coś w swoim czerwonym kajecie. Po chwili zamknął go i wyciągnął w stronę
Malfoy’a swoją rękę. Mężczyzna uścisnął ją i podniósł się z zajmowanego miejsca.
- Widzimy się za tydzień panie
Malfoy i życzę powodzenia z partnerką.
- Jaką partnerką?
- Ooo, tą, która wyprostowała
wszystkie zwoje na pańskim mózgu. Do zobaczenia panie Malfoy. – Draco nie miał
siły ciągnąć za język starego doktora i zdecydował się opuścić jego gabinet. O
jakiej kobiecie on mówił? Jak do tej pory w głowie siedziała mu jedynie
Granger, której również chciał się stamtąd jak najszybciej pozbyć. To nie jest
miejsce dla kujonicy hogwardzkiej. To nie jest miejsce dla żadnej kobiety. Więc
co tam u licha ciężkiego nadal robi ta uparta kasztanowłosa Gryfonka?
Szedł prosto przed siebie tam, gdzie
nogi go poniosły. Nie zważał kompletnie na nic, ani na potrącających go ludzi,
ani na to, że na dworze zaczynało robić się coraz ciemniej. Po prostu szedł
próbując uwolnić się od wszystkiego, co go otaczało. W głowie miał natłok
myśli, a wszystkie jak na złość krążyły wokół kasztanowłosej kobiety. Nie mógł
uwolnić się od nieznośnego poczucia winy, które wywiercało mu dziurę w brzuchu
i paliło od wewnątrz żywym ogniem. Nie potrafił zapomnieć widoku jej oczu,
które ciskały w niego gromami i jawnie dawały mu do zrozumienia, że ich
właścicielka pała do niego czystą nienawiścią. Zachował się wobec niej jak
skończony gnojek. I zapewne za takiego go uważała. Ale nie umiał pohamować się
od nazwania jej owego wieczoru szlamą. To było jak wrodzony odruch
bezwarunkowy. Nie potrafił się go pozbyć. Z perspektywy tych kilku dni zaczęły
do niego docierać skutki jego zachowania wobec panny Granger. Ten żal malujący
się na jej delikatnej twarzy, oczy pełne zawiści, wszystko to pozostawiało na
jego psychice ślady tak głębokie, że nie widział sposobu, aby się ich pozbyć
raz na zawsze. Do tego te cholerne konwalie. Być może byłoby mu znacznie
łatwiej zapomnieć o tym wszystkich, gdyby nie zapach jego ulubionych kwiatów.
Od dziecka uwielbiał ich woń. Była subtelna i delikatna, przypominała mu
najszczęśliwsze chwile z życia, których nawiasem mówiąc zbyt wiele nie było.
Konwalie odzwierciedlały Granger – ona również była niewinna jak te kwiaty i
nad wyraz delikatna. Kiedyś nie było mu tak łatwo ją skrzywdzić, kiedyś Granger
potrafiła mu odpyskować, teraz jest inaczej, a przynajmniej Draco miał takie
wrażenie. Zmieniła się, po części na lepsze, po części na gorsze. Tylko jakoś
nie umiał zdefiniować jakie cechy uległy jakiemu kierunkowi.
Nim się spostrzegł dotarł pod bramę
cmentarza. Było już ciemno, a w oddali majaczyły jedynie ogniki zniczy i
pojedyncze sylwetki ludzi, którzy przyszli odwiedzić swoich zmarłych bliskich.
Draco zawahał się przez chwilę, ale mimo wszystko przeszedł przez bramę i w milczeniu
mijał kolejne nagrobki. Czasami zwracał uwagę na dane osobowe zmarłych, czasem
po prostu przechodził obok. Miał to szczęście, że nigdy nikogo aż tak ważnego w
swoim życiu nie stracił. Ludzie podczas wojny utracili wielu bliskich i
krewnych. On był sam na tym świecie, nie licząc rodziców, wobec których los
okazał się niezwykle łaskawy. Słyszał, że jego ojciec czasem przychodzi na ten
cmentarz, gdyż tu została pochowana jego matka. To było jedyne życzenie babki
Dracona, zostać pogrzebaną na mugolskim cmentarzu. Nikt z rodziny tego nie
rozumiał, on sam był zbyt mały, aby cokolwiek pamiętać. Nigdy jej nie poznał,
dzidka z resztą również. Od małego był izolowany od całego świata. Ale woli
zmarłych i tego, co zostało zawarte w testamencie podważyć nie wolno i jego
ojciec musiał się pogodzić z faktem, iż jego matka, arystokratka czystej krwi,
została pochowana między ludźmi, którzy z magią nie mieli nic wspólnego. Malfoy
mijał w zamyśleniu kolejne nagrobki, gdy nagle pod jednym z drzew zamajaczyła
mu kobieca postać. Nie miał pojęcia, kim owa osoba może być, ale nogi same go
pchały w tym kierunku. Gdy doszedł wystarczająco blisko zacisnął ręce w pięści
i stanął jakby mu ktoś nogi przyczepił do ziemi. Ta cholerna wrodzona ciekawość
kiedyś go zgubi. Dlaczego to musiała być akurat przeklęta Granger? Draco miał
już obrócić się na pięcie, gdy nagle dostrzegł parę bursztynowych tęczówek
utkwionych w jego osobie. Twarz kasztanowłosej wyrażała głębokie zdziwienie,
albo raczej zszokowanie. Nie odezwała się do niego ani słowem, a jedynie
odwróciła swoją głowę ponownie w kierunku małego nagrobka, przy którym
siedziała. Draco domyślił się, że było to miejsce spoczynku jej zmarłego syna.
Mógł odejść, chciał odejść, ale wbrew samemu sobie usiadł obok niej na ławce i
w milczeniu studiował litery na nagrobku, które układały się w imię i nazwisko
dziecka, a raczej dwa nazwiska. Hermiona nie odzywała się ani słowem. Była zbyt
zszokowana, aby móc cokolwiek powiedzieć. Chciała być dzisiejszego wieczoru
sama wraz z Frederickiem. Pech chciał, że zawsze musiał jej ktoś przeszkadzać,
gdy szła odwiedzić swojego synka. I jak na złość musiała to być rodzina
Malfoy’ów. Najpierw Lucjusz, dzisiaj ta wypłowiała fretka. Co ona takiego złego
światu zrobiła, że nie może przebywać sam na sam z Fredym? Po chwili do jej
uszu doleciał cichy głos Malfoy’a.
- Co się stało z Weasley’em? –
Hermiona nie odwróciła swojego wzroku od tablicy nagrobka. Wolała trzymać się z
dala od srebrnych oczu Malfoy’a, które i tak wystarczająco męczyły ją po
nocach. Po krótkiej chwili zdobyła się na lakoniczną odpowiedź, modląc się w
duszy, aby mężczyzna odszedł i zostawił ją w świętym spokoju. Najlepiej raz na
zawsze.
- Nie wiem. – Draco zaśmiał się
krótko, co jedynie jeszcze bardziej rozjuszyło Hermionę. Miała ochotę mu przywalić,
ale na miłość boską, ile razy można go bić za wrodzoną głupotę i bezczelność?
- No proszę, panna Wiem To Wszystko
Granger jednak nie wie wszystkiego.
- Po coś tu przylazł? Nie masz
lepszego zajęcia tylko łazisz za mną i uprzykrzasz mi życie? – Uśmiech z twarzy
Dracona wyparował prosto w powietrze. Nigdy nie pałali do siebie jakimiś
ciepłymi uczuciami, ale mężczyzna nie spodziewał się, że kasztanowłosa tak
szybko wyskoczy do niego z pazurami. Zwiesił lekko głowę i wbił wzrok w czubki
swoich świeżo wypastowanych czarnych butów.
- Akurat dzisiaj to zbieg
okoliczności. Myślisz, że nie mam ciekawszych rzeczy do roboty?
- Wygląda na to, że nie. Cmentarz
nie wydaje mi się najlepszym miejscem na wieczorne spacery. Chyba, że zostałeś
nekromantą, to zmienia postać rzeczy. – Draco poczuł nagle nieodpartą chęć
wygadania się na temat swojej terapii. Nie wiedział czemu tak bardzo zależało
mu na tym, aby jego słuchaczem została Granger. Być może wierzył w częściowe
odkupienie swojej winy, a być może po prostu za bardzo mu to wszystko ciążyło i
potrzebował od kogoś rady? Zanim jednak zagłębił się w przyczyny swojego czynu
zaczął opowiadać Granger o swojej dzisiejszej wizycie u doktora Spinnera.
- Byłem dziś u psychiatry, mam
nerwicę i Blaise doradził mi leczenie, kolejny tydzień kazał mi zostać w domu,
ale ja nie umiem nie pracować, boję się, że terapia nie przyniesie żadnych
skutków. Poszedłem gdziekolwiek, byle jak najdalej od jego gabinetu,
wylądowałem tutaj, ale sam nie wiem dlaczego ci to wszystko mówię. Śmiało Granger,
możesz napluć mi w twarz, jeśli ci po tym wszystkim ulży, ewentualnie możesz
też mnie wyśmiać. – Hermiona nie przerwała mu ani jednym słowem. Wpatrywała się
w niego ze stoickim spokojem, próbując zachować nerwy na wodzy. Nie kryła
zaskoczenia tym, co powiedział Malfoy, ale nie jest jej przyjacielem, aby miała
mu z całego serca współczuć. Poza tym, on dokładnie wiedział, że straciła
dziecko i nie powstrzymał się przed szydzeniem z niej, dlaczego w takim razie
ona miałaby okazać mu litość? Odpowiedź była bardzo prosta. Hermiona była zbyt
dobrą i wrażliwą osobą, aby nie okazać choćby cienia współczucia nad losem
nawet takiego człowieka, jakim jest Malfoy. Przysunęła się do niego nieco
bliżej i skrzyżowała ręce na piersiach w geście obronnym.
- Po co miałabym to robić? Nie
jestem tobą Malfoy, nie cieszę się z cudzego nieszczęścia, nawet jeśli dotyka
ono ciebie. – Draco uniósł swoją głowę i napotkał na swojej drodze parę
bursztynowych tęczówek. Nie odnalazł w nich ani cienia złośliwości, co przyjął z
wyraźną ulgą. Spodziewał się kpiny i szyderstwa. W końcu on nie oszczędził jej
wyzwisk, mimo iż dokładnie wiedział jak wiele kobieta przeszła. Zaskoczyła go
postawa Granger.
- Czyli tylko ja jestem zepsuty do
szpiku kości? – Hermiona nie odpowiedziała, jedynie odwróciła swoją głowę i
ponownie utkwiła wzrok w czarnych literach nagrobka. Nie podobała jej się ta
cała sytuacja. Miała nadzieję, ba, ona nią wręcz żyła, że po urodzinach Pansy
już nigdy nie będzie musiała oglądać Malfoy’a. Życie jednak jest przewrotne, a
jak to mówią mugole: chcesz rozśmieszyć Boga? Opowiedz mu o swoich planach na
przyszłość. Nie dość, że musiała użerać się z nim u Pan, to jeszcze wczoraj i
do tego dzisiaj, jakby mało kłód pod nogi rzucał jej los. Osobiście czuła się
jak błazen na dworze u Boga, który czegokolwiek by nie zrobił i tak przyprawi
Stwórcę o niepohamowane napady śmiechu. Tyle, że ona nie widziała niczego
zabawnego w stawianiu akurat tego osobnika na swojej drodze. A może to była
specyficzna odmiana kary za grzechy? Towarzystwo Malfoy’a akurat do
najprzyjemniejszych nie należało, przynajmniej w jej mniemaniu. Z głębokiej
zadumy nad własnym okrutnym losem wyrwał Hermionę głos Malfoy’a. Wywróciła z
konsternacją swoimi oczami i przeniosła je na twarz blondyna.
- Frederick to od Freda? Tego
jednego z bliźniaków?
- Tak.
- Ładne imię. Zapewne ty je
wybrałaś, po Weasley’u nie spodziewałbym się takiej elokwencji. – Panna Granger
zamrugała parę razy swoimi bursztynowymi oczami, a następnie wypuściła głośno
powietrze z płuc. Jednak zanim zdążyła otworzyć usta, aby wyrazić swoją opinię
na temat wypowiedzi Malfoy’a odnośnie Rona blondyn ubiegł ją, kręcąc swoją
głową w prawą i lewą stronę i machając rękami. – Dobra, dobra. Rozumiem. Mam
się zamknąć.
- Jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia
to i owszem. – Kasztanowłosa skrzyżowała ręce na piersiach i zanurzyła swoją
twarz w grubym szaliku w kolorze ciemnej zieleni. Bardzo jej się podobał i nie
potrafiła odmówić sobie jego zakupu, gdy razem z Pansy wymieniały całą jej
garderobę. Malfoy w tym czasie kątem oka obserwował siedzącą obok niego kobietę
i nie mógł się powstrzymać od stwierdzenia, że wyjątkowo ładnie jej w zielonym
kolorze.
- Często przychodzisz, aby go
odwiedzić? – Mężczyzna sam był zdziwiony swoim pytaniem, a co dopiero kobieta,
do której było ono skierowane. Hermiona postanowiła zaryzykować kolejny raz i
wdrążyć się w rozmowę z blondynem, choć wiedziała, że dużo cierpliwości i
nerwów będzie ją ta konwersacja kosztowała.
- Kiedy bardzo za nim tęsknię, jak
dzisiaj na przykład. – Malfoy prychnął jedynie w odpowiedzi. Hermiona
wiedziała, że mężczyzna nie jest sentymentalny, ale on nie zamierzała kryć się
ze swoją wrażliwością. Frederick był całym jej życiem, mimo iż nie przeżył na
nim nawet jednego dnia. Kochała go i kocha nadal i nie pozwoli, aby zadowolony
z siebie bufon z przerośniętym ego zabraniał jej tego.
- Ty nigdy za nikim nie tęskniłeś? –
Panna Granger sama nie wiedziała, co skłoniło ją do zadania tego pytania. Ale
jej niewiedza była nieporównywalna do zaskoczenia po odpowiedzi mężczyzny.
- Raz. Na pierwszym roku w
Hogwarcie. Nie mogłem się przyzwyczaić do braku matki i ojca, mimo że nie
miałem z nimi jakichś ciepłych stosunków.
- Niespecjalnie to okazywałeś.
- Miałem siedzieć w kącie i płakać?
Owszem, robiłem to, ale najczęściej wtedy, gdy miałem pewność, że nikt mnie nie
zobaczy. – Kasztanowłosej przypomniała się sytuacja z szóstego roku nauki,
kiedy to Harry mocno zranił Malfoy’a w związku z czym ten drugi wylądował w
skrzydle szpitalnym. Długo nie mogła wydobyć z przyjaciela, co takiego zrobił
blondynowi, ale gdy opowiedział jej o całym wydarzeniu najbardziej nie mogła
uwierzyć w fakt, iż Malfoy wtedy najzwyczajniej w świecie płakał. To było do
niego niepodobne, ale z perspektywy czasu Hermiona była go w stanie zrozumieć.
- Płaczący Malfoy, a to ci muszą być
widoki. – Panna Granger nie mogła sobie darować odrobiny kpiny w swoim głosie.
Wiedziała, że to nieludzkie, ale tłumaczyła się tym, iż blondyn szydził z niej
na każdym kroku, więc odrobina złośliwości jej nie zaszkodzi. Malfoy jednak
uśmiechnął się delikatnie i oparł ręce na swoich kolanach, przysuwając się
nieco bliżej kasztanowłosej. Z tej odległości mógł wyraźniej poczuć woń jej
konwaliowych perfum.
- Mówiłem już ci raz Granger. –
Hermiona spojrzała na blondyna z niezrozumieniem w oczach.
- O czym?
- Przestań pachnieć konwaliami. –
Kasztanowłosa w tym momencie dziękowała wszystkim bóstwom na świecie, że na
dworze było ciemno, gdyż za dnia Malfoy wyraźnie ujrzałby jej zaczerwienione
policzki. Nie chciała się rumienić, nie przy nim i nie z takiego błahego
powodu. Ale z jakiejś dziwnej przyczyny jej ciało nie chciało się pohamować.
- Uwierz, że nie robię tego celowo.
Po prostu… bardzo lubię te kwiaty i ich zapach.
- Problem w tym, że ja również, ale
TEN zapach na TOBIE niczego nie ułatwia, a wręcz przeciwnie. – Mężczyzna mówił
z lekkim zabarwieniem złości w swoim głosie. Bo tak naprawdę to Draconowi nie
przeszkadzała woń konwalii na Granger, ale sama Granger. Gdyby to była jakaś
inna kobieta, a nie pani mądralińska zapewne byłoby mu łatwiej, ale żadna z
jego dotychczasowych kochanek nie używała perfum o zapachu konwalii. Do żadnej
nie był w stanie się przywiązać, bo nie miały niczego w sobie, co mogłoby je
zatrzymać u jego boku na dłużej. Hermiona miała w sobie coś takiego, że nie
potrafił odejść, nie odzywając się do niej ani jednym słowem. Nie potrafił tego
nazwać, to po prostu było ,,coś”. I właśnie to go w tym wszystkim drażniło. Że
nie potrafi traktować jej jak dawniej, od kiedy do jego nozdrzy doleciał jej
subtelny zapach przesiąknięty konwaliami.
- Bez niego łatwiej jest ci nazywać
mnie ,,szlamą”? – Draco wzdrygnął się na dźwięk ostatniego słowa, co nie uszło
uwadze Hermiony. Przyznawał się przed sobą niechętnie, że nie sprawiało mu już
ono żadnej satysfakcji. Przeciwnie, czuł do siebie wstręt, gdy przypomniał
sobie w jakich okolicznościach uraczył Granger tym określeniem.
- A mam się do ciebie tak zwracać?
- Kiedyś nie stanowiło to dla ciebie
problemu. Jeszcze dwa dni temu również. Czyżby coś się zmieniło panie Malfoy? –
Złośliwość aż biła od Hermiony i Draco nie mógł uwierzyć, że właśnie dwa dni
temu ta sama kobieta płakała przez niego na tym felernym balkonie, od którego wszystko
się zaczęło. Nie poznawał jej i nie mógł zrozumieć, w jakim właściwie celu
Granger używa sarkazmu. Może chciała w nim wzbudzić poczucie winy? Na dobrą
sprawę nie musiała, bo czuł się jak skończona świnia, gdy przypomniał sobie jej
zaszklone od łez oczy.
- Uznaj to za objaw człowieczeństwa
Granger. Nieczęsto zdarza mi się je okazywać.
- Raczej w ogóle.
- Od kiedy zrobiłaś się taka mściwa,
co? – Kasztanowłosa uśmiechnęła się z niekłamaną satysfakcją, unosząc przy tym
wysoko swój podbródek. Nie wiedziała skąd w niej taka chęć szydzenia z
Malfoy’a. Nigdy taka nie była, zawsze stawała w obronie wszystkiego i
wszystkich. Przy nim nagle stawała się inną osobą. Bardziej odważną i jak się
okazało z niewyparzoną gębą i za długim językiem. Nie podobała jej się taka
Hermiona, ale gdzieś tam w środku czuła potrzebę pokazania jej światu. Pech
chciał, że ta druga ona wychodziła właśnie przy Malfoy’u.
- Od kiedy odkryłam jaką satysfakcję
może dawać mieszanie ludzi z błotem. Miałeś ze mnie dobrą zabawę przez siedem
lat szkoły, po niej z resztą również. Myślisz, że tylko tobie przysługuje prawo
do szydzenia z innych ludzi? Aż takich wpływów nawet arystokracja nie ma. –
Kasztanowłosa z perspektywy blondyna wyjątkowo dobrze się bawiła wbijając mu z
każdym kolejnym zdaniem nową i bardziej bolesną przysłowiową szpilę. Nie
przewidziała jedynie, że Malfoy nie jest typem potulnej trusi, która zwiesi
swoją głowę i potulnie pójdzie do kąta. Albo najzwyczajniej w świecie o tym
zapomniała i dała się ponieść swojej wewnętrznej złośliwości.
- Dobrze, że pamiętasz, iż jestem
arystokratą, bo o szacunku do lepszych od siebie wyraźnie zapomniałaś. –
Hermionie aż zapłonęły ogniki z wściekłości w oczach. Wiedziała, że Draco za
wszelką cenę chce ją sprowokować, ale nie sądziła, że uda mu się to zrobić tak
szybko. Był wyjątkowo ohydną i obślizgłą gadziną, nawet jak na Malfoy’a. A
jeszcze dwie minuty temu użalał się nad swoim losem, no kto by pomyślał, że tak
szybko odzyska dawny fason.
- Raczej wolałbyś abym nie okazywała
ci żadnego szacunku, niż taki, jaki mam ci do zaoferowania. – Kasztanowłosa
zmrużyła swoje oczy, tak że w tym momencie wyglądała jak żmija szykująca się do
ataku. Na Draconie jednak nie zrobiło to żadnego wrażenia, jedynie zaśmiał się
krótko i z wyraźną kpiną, krzyżując swoje ręce na piersiach.
- A przed chwilą mówiłaś, że nie
jesteś taka jak ja. Widzisz Granger? Każdy z nas ma w sobie małego egoistę.
- Małego to ty masz, ale na pewno
nie egoistę. – Panna Granger aż przytknęła dłonie do swoich ust, gdy skończyła
wypowiadać swoją kąśliwą uwagę. Merlinie!
Jaka ja jestem głupia! W duchu modliła się, aby Malfoy okazał się
niedorozwiniętym tłukiem, który nie wyłapał kontekstu jej wypowiedzi.
Powątpiewający wzrok blondyna jednak nie świadczył bynajmniej o braku
inteligencji.
- Czy ja o czymś nie wiem Granger?
Skąd ty masz takie, że tak to ujmę dane statystyczne? – Draco dostrzegł
czerwoną od zażenowania twarz Hermiony i roześmiał się na ten widok. Wyglądała
wyjątkowo zabawnie przygryzając nerwowo wargę i unikając jego wzroku, a do tego
była czerwona niczym burak. Tak, widok skrępowanej panny Granger wyraźnie
poprawił mu humor.
- Cieszysz się Malfoy jak małpa
dynamitem, wiesz? – Jednak po chwili i kąciki ust Hermiony uniosły się
delikatnie ku górze i dołączyła do płaczącego niemalże ze śmiechu mężczyzny.
Poczuła się nagle jakoś dziwnie, mniej skrępowana i taka jakby rozluźniona.
Towarzystwo Malfoy’a może do najprzyjemniejszych nie należało, ale przy nim nie
powracały czarne i depresyjne myśli, a jedynie chęć utopienia go w łyżce wody.
Gdy Draco w końcu się uspokoił wytarł swoje mokre oczy, a na jego ustach
wykwitł szeroki i niczym niewymuszony uśmiech. Hermiona niechętnie musiała
przyznać, że gdy chłopak się szczerze uśmiecha wygląda jeszcze przystojniej,
niż jak spogląda na wszystkich z góry chłodnym wzrokiem.
- Przestań się gapić Granger, jakbym
ci cukierka obiecał. Z pewnością nie pokażę ci mojego, jak go nazwałaś, małego.
– No i cały urok szlag trafił…
Hermiona skrzywiła się z niesmakiem i odsunęła nieco od Malfoy’a. Blondyn
poruszył sugestywnie brwiami, na co kobieta postukała się palcem wskazującym w
czoło.
- Ty chyba nie tylko masz nerwicę,
ale z pewnością jeszcze jakieś zaburzenia psychiczne. – Draco wzruszył jedynie ramionami i
wyciągnął paczkę papierosów z wewnętrznej kieszeni swojego płaszcza. Zapalił
jednego przy pomocy różdżki, gdyż przy tak porywistym wietrze posługiwanie się
zapalniczką graniczyło z cudem i zaciągnął się głęboko, by za chwilę wypuścić
kłęby dymu. Hermiona skrzywiła się i zakasłała. Nie lubiła, gdy ktoś dmuchał
jej dymem w twarz.
- Malfoy to jest cmentarz i tu się
nie pali, a jeśli już musisz to zaoszczędź mi wdychania tego świństwa. –
Blondyn ponownie wzruszył ramionami i wyciągnął w kierunku kobiety paczkę
papierosów. Panna Granger spojrzała na niego jak na wariata, ale mimo wszystko
sięgnęła po używkę i po chwili oboje siedzieli obok siebie, wydmuchując dym
przez usta. Draco kątem oka obserwował kasztanowłosą i musiał przyznać, że z
papierosem wyglądała o wiele… starzej. Seksownie bez wątpienia, ale nikotynowa
używka w jej ustach dodała jej co najmniej cztery lata.
- Paląca Granger, niecodzienny
widok. – Mężczyzna mówił spokojnym i bez wyraźnej kpiny głosem. Hermiona nie
odebrała tego jako atak, raczej jako zaczepkę do kontynuacji i tak bezsensownej
rozmowy.
- Malfoy nie protestujący, że ma
małego, zadziwiające. – Blondyn zaśmiał się krótko i zaciągnął papierosem. Nie
spodziewał się, że przy tej upartej imitacji czarownicy zapomni choć na chwilę
o dręczących go problemach. A jednak! Pomocy najmniej możesz się spodziewać po
swoim wrogu. Tylko czy Granger nadal była jego wrogiem?
- Mógłbym, ale ponoć jesteś
najmądrzejszą czarownicą jaka stąpa po ziemi, więc już pewnie masz własna
teorię i żadne argumenty do ciebie nie dotrą.
- Spróbuj. – Hermiona była równie
zdziwiona swoją odwagą co Draco. Mężczyzna nie spodziewał się, że w przeciągu
kilku minut uda mu się zawiązać nikłą nić porozumienia z kasztanowłosą. Z
początku był pewien, że go zwymyśla i pośle do diabła, ale z każdą kolejną
minutą jego nienawiść do kobiety jakby słabła. Nie mógł co prawda nazwać jej
dobrą koleżanką, ale z pewnością nie była już jego wrogiem, raczej
impertynencką znajomą, jeśli już miał ją jakoś nazywać.
- Ciekawość to pierwszy stopień do
piekieł, wiesz o tym Granger? – Nagle wzrok Dracona przeniósł się z
bursztynowych tęczówek dziewczyny na sam koniec cmentarza, który znajdował się
za jej plecami. Zamajaczyła mu przed oczami ciemna postać przerzucająca coś
przez ogrodzenie i uciekająca w przeciwnym kierunku. Hermiona dostrzegła grymas
na twarzy chłopaka i odwróciła głowę w celu zlokalizowania miejsca bądź
obiektu, w który tak intensywnie wpatrywał się mężczyzna.
- Na co tak patrzysz Malfoy? – Z
twarzy blondyna uleciało wszelkie rozbawienie czy chociażby złośliwość, a
zastąpiło je zaniepokojenie. Wstał powoli z zajmowanego miejsca i zaczął iść w
kierunku, w który tak uporczywie się wpatrywał. Nie doszedł zbyt daleko, gdy u
jego boku zmaterializowała się postać kasztanowłosej dziewczyny. Mężczyzna
jednak nie zawrócił, a uparcie szedł przed siebie. Ta część cmentarza była w
ogóle nieoświetlona, a o tym, że wciąż jest to miejsce pochówku wielu ludzi
świadczył jedynie mur znajdujący się na samym jego końcu. Hermiona szła obok
Malfoy’a nie odzywając się. Miała złe przeczucie, co do zamiarów blondyna, ale
wrodzona ciekawość nie pozwoliła jej pozostać na swoim miejscu i ruszyła za
nim. Gdy doszli w końcu do niezbyt wysokiego muru Draco przystanął i zaczął się
nerwowo rozglądać po okolicy.
- Czego ty tu szukasz Malfoy? Masz
omamy wzrokowe?
- Ktoś tu był Granger i przerzucił
coś przez ten mur. – Kasztanowłosa rozszerzyła swoje oczy ze zdziwienia, jednak
nie ruszyła się ani o centymetr. Malfoy w tym czasie chodził przy murze i
szukał owego przedmiotu, o którym mówił. Pannie Granger nie spodobała się cała
ta sytuacja. Było ciemno, ponownie wiał przeraźliwie mroźny wiatr, a oni
znajdowali się na środku pola, gdzie nie było ani jednej żywej duszy. Martwej
również, gdyż na tej części cmentarza jeszcze nikogo nie pochowano. Nagle
kasztanowłosą ogarnął przeraźliwy strach, a ona sama czuła się, jakby nogi
przyrosły jej do ziemi. W jej kierunku coś się poruszało. Coś małego i o
niewyraźnych kształtach.
- Ma…Malfoy? – Głos jej się łamał i
drżał od przerażenia, ale nie potrafiła ruszyć się z miejsca. Niestety
mężczyzna w ogóle nie zareagował i dalej uparcie szukał czegoś pod murem.
Hermiona postanowiła ponownie zwrócić jego uwagę, tym razem mówiąc nieco
głośniej i wyraźniej. – Malfoy, chyba znalazłam to, czego szukasz.
- Nie przeszkadzaj mi Granger. –
Blondyn nie odwrócił się w jej kierunku, a Hermiona czuła coraz większy
paraliżujący ją od wewnątrz strach. Bała się, a obronić mogła się sama lub
liczyć na tego aroganckiego dupka, który teraz miał ją głęboko w poważaniu.
- Malfoy to się rusza! Od kiedy
jutowy worek sam się rusza?! – Panna Granger zaczynała tracić grunt pod nogami,
a tym samym swój stoicki spokój. Draco wywrócił swoimi szarymi oczami i
podszedł do niej, a jego wzrok spoczął na małym zawiniątku, które w tym
momencie wskazywał palec kobiety, i które poruszało się, a raczej sunęło
niespiesznie w ich kierunku. Spojrzał na przerażoną Granger i uśmiechnął się
mimo woli. W tym momencie wydała mu się kompletnie bezbronna i zdana na jego
łaskę. Nie spodziewał się jednak, że kobieta chwyci go za poły płaszcza i
zacznie nim telepać na prawo i lewo.
- No ruszże się kretynie i zrób z
tym coś! To ty chciałeś tutaj leźć!
- Nikt ci nie kazał za mną iść
Granger!
- Jak zginiemy to cię zabiję. –
Hermiona przestała tarmosić Malfoy’em na wszystkie strony i wbiła w niego swoje
mordercze spojrzenie. Draco przełknął głośno ślinę i uniósł obie ręce w geście
obronnym.
- Uspokój się wariatko. I nie jak
zginiemy, a jak przeżyjemy. – Panna Granger zignorowała pierwszą jak i drugą
część wypowiedzi mężczyzny i przeniosła swój wzrok z powrotem na worek, który
nagle znieruchomiał. Widząc to Draco podszedł powoli do zawiniątka i przy
pomocy różdżki rozwiązał węzeł na worku. Kucnął przy tobołku, a to co zobaczył
wprawiło go w kompletne osłupienie. Ze środka zawiniątka niezdarnie próbował
wygramolić się mały szczeniak, którego ślepka nie były jeszcze do końca
otwarte. Sądząc po wielkości i szukaniu na oślep zwierzę musiało niedawno przyjść na świat.
Blondyn wziął ostrożnie szczeniaka na ręce i podszedł z nim do Granger.
- Masz tu swoją krwiożerczą bestię,
co czyhała na twoje życie. – Hermiona aż oniemiała, gdy zobaczyła małego
czarnego pieska w dłoniach Malfoy’a. Maluch trząsł się z zimna i zaczął cicho
skomleć. Pannie Granger aż serce pękło z rozżalenia. Wzięła z rąk blondyna
szczeniaka i przytuliła go do swojej piersi, chowając w odmętach zielonego
szalika.
- Mój ty maluszku. Jak można być
takim potworem i porzucać biedne, ledwo narodzone zwierzę na pastwę losu? – W
Draconie coś się ruszyło na ten widok. Nie było to bynajmniej przyjemne
uczucie, gdyż poczuł wyraźne ukłucie żalu. Urazy do samego siebie i swojego
zachowania do kasztanowłosej. Jeśli ona z taką miłością podchodzi do porzuconego
psa, to jak bardzo musiała cierpieć po utracie dziecka? Malfoy poczuł odrazę do
samego siebie. Zachował się wobec niej podle, wypominając jej zmarłego syna. Mógł
użyć każdego argumentu, a on zdecydował się na ten najgorszy i najbardziej
bolesny. Zbliżył się do kasztanowłosej i spojrzał na trzęsącego się jak osika
szczeniaka.
- Jest przerażony. Trzeba go ogrzać
i nakarmić, a jutro iść z nim do weterynarza, żeby go obejrzał. – Hermiona
spojrzała w srebrne oczy Malfoy’a i zalała ją fala przyjemnego ciepła. Może ten
zakochany w sobie arystokrata jednak miał serce? Uśmiechnęła się do niego
delikatnie i ku swojemu zdziwieniu mężczyzna odwzajemnił uśmiech. Następnie
pogłaskał szczeniaka po czarnym łepku, a mały wyciągał w jego kierunku swój
łepek, czując wyraźne ciepło bijące od dłoni blondyna. Panna Granger nie mogła
opanować uśmiechu na swojej twarzy. Widok Malfoy’a z tym małym psiakiem po
prostu ją rozczulił.
- To co z nim zrobimy Granger? –
Hermiona przeniosła swój wzrok na twarz mężczyzny, który wpatrywał się w nią
swoimi szarymi oczami.
- Na pewno go tu nie zostawimy. Nie
wiem tylko czy Pansy się zgodzi, abym go przyniosła do mieszkania. – Dracona
nieco zdziwiła informacja od kobiety. Co do tego biednego zwierzęcia miała
Pansy?
- Mieszkasz u Potterów?
- Tymczasowo. – Szczeniak wtulał się
w szalik kasztanowłosej szukając jak najwięcej ilości ciepła. Hermiona
przytuliła go do swojej klatki piersiowej i głaskała po wychudzonym ciele.
- Pan ma już chyba wystarczająco
dużo zmartwień na głowie.
- Więc co proponujesz? – Do głowy
Dracona wpadł wręcz irracjonalny pomysł, o którego skutkach miał się przekonać
dopiero w przyszłości, jednak blondyn miał przykry zwyczaj najpierw robić, a
potem myśleć.
- Wezmę go do siebie. – Hermionie
oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, a szczęka delikatnie opadła w dół. Miała
wrażenie, że się przesłyszała, ale Malfoy stał wystarczająco blisko i mówił aż
nad wyraz wyraźnie, że nie mogła mieć omamów słuchowych.
- Że co proszę? Chyba sobie ze mnie
żartujesz.
- A masz lepszy pomysł? Pan się nie
zgodzi, będzie się bała, że Lilly ma alergię, do schroniska go nie oddamy, a
też nie zostawimy go tutaj, żeby zdechł na mrozie. Moje mieszkanie wydaje mi
się jak na razie najlepszą opcją. – Kasztanowłosa nie mogła nie przyznać mu
racji. W tym momencie jedyne co mogli zrobić to zanieść malucha do domu
mężczyzny i zaopiekować się nim. Panna Granger jednak nie ukrywała swojego
sceptycznego nastawienia do tego pomysłu. Obawiała się, że Malfoy nie ma
zielonego pojęcia co do opieki nad zwierzętami.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz
Malfoy. To wciąż jest żywe stworzenie, a ja jakoś nie wyobrażam sobie ciebie w
roli jego opiekuna. – Blondyn poczuł się wyraźnie urażony wypowiedzią panny
wszechwiedzącej. Może i nie miał zbyt często do czynienia ze zwierzakami, ale
Granger chyba nie uważała go za zwyrodnialca, który wyrzuci tego szczeniaka,
gdy już będzie w pełni zdrowy. Nie wyobrażał sobie takiego scenariusza.
- Co masz na myśli?
- Mam na myśli to, że zwierzę to
odpowiedzialność. Nie będzie z tobą przez tydzień, miesiąc czy pół roku. To
towarzysz na nieco dłuższy okres czasu. – Malfoy prychnął pod nosem i wsadził
ręce do kieszeni płaszcza. Czy Granger naprawdę miała go za takiego idiotę?
- Mówisz do mnie jak do dziecka.
Myślisz, że nie wiem z czym wiąże się opieka nad psem?
- No nie wiem Malfoy. Czasami jak na
ciebie patrzę to odnoszę wrażenie, że twoja twarz tęskni za rozumem. – Na
ustach Hermiony czaił się kpiący uśmieszek. Draco już miał wygłosić jakąś
kąśliwą uwagę, ale niemal w ostatnim momencie się powstrzymał i uniósł ręce w
geście kapitulacji, co panna Granger przyjęła z niekłamaną satysfakcją, a
uśmiech na jej twarzy znacznie się poszerzył.
- Dobra, niech będzie po twojemu.
Zabierz go do Potterów.
- No oczywiście! Teraz zwal
wszystkie obowiązki na mnie. – Draco pokręcił swoja głową i głośno westchnął. I
tak źle i tak niedobrze. Czegokolwiek teraz nie powie ta uparta imitacja
czarownicy będzie to odbierała jako atak skierowany w jej stronę.
- To co mam niby zrobić? Słucham cie
Granger, bo ty zawsze wiesz wszystko najlepiej. – Malfoy wpatrywał się z
niecierpliwością w bursztynowe tęczówki panny wszechwiedzącej. Nie mógł się
opanować przed stwierdzeniem, że gdy kobieta jest podenerwowana wygląda
wyjątkowo uroczo. Ma delikatnie zaczerwienione policzki i marszczy nos, jakby
się czymś brzydziła, a oczy błyszczą jej z powodu nadmiaru zebranej w niej
złości. Ten wygląd bardzo mu się podobał, mimo że należał do najbardziej
upartej kobiety jaka stąpa po świecie. W końcu Hermiona wyprostowała się, obróciła
zgrabnie na pięcie i niespiesznym krokiem ruszyła przed siebie, wciąż trzymając
małego szczeniaka przy swoich piersiach. Malfoy’owi nie potrzeba było dużo
czasu, aby ją dogonić. Gdy na niego spojrzała miała nieco łagodniejszy wyraz
twarzy, ale w jej oczach wciąż czaiły się małe ogniki.
- Czy mogę wiedzieć dokąd ty leziesz
Granger?
- Prosto, nie widać? – Draco
zaczynał tracić swoją wyjątkowo dzisiejszego dnia świętą cierpliwość. Złapał
kasztanowłosą za przedramię i przyciągnął stanowczo do siebie. Nie było to zbyt
mądre posunięcie, gdyż został odurzony jej słodkim konwaliowym zapachem, od
którego aż zakręciło mu się w głowie, a spotkanie z jej ciałem wywołało
wyjątkowo przyjemne dreszcze, które rozeszły się po nim od stóp do głów. Gdy
dziewczyna stanęła w miejscu blondyn puścił ją szybko i wsadził ręce do
kieszeni płaszcza. Czuł się nieco skonsternowany w tym momencie.
-
Co znowu? – Hermiona nawet nie starała się zabrzmieć przyjemnie.
Wiedziała, że warczy na Malfoy’a jak głodny pies pod budą, ale ten blond idiota
wyjątkowo działał jej na nerwy.
- Przestań zachowywać się jak
rozwydrzony dzieciak. Pytam, dokąd idziesz?
- Przed siebie. – Malfoy wywrócił z
dezaprobatą swoimi oczami. Zaczynał mieć dość tego upartego babska. Spróbował
tym razem użyć innej argumentacji w stosunku do kasztanowłosej, bo
dotychczasowa ,,rozmowa” nie dawała żadnych skutków.
- Zaczynasz mnie drażnić Granger, a
to do niczego dobrego nie prowadzi. Tak samo jak stanie na tej pizgawicy i
debatowanie, u kogo znajdzie się ten szczeniak. Jemu zimno jeśli nie zauważyłaś
nie służy. – Hermiona poczuła się zażenowana swoim zachowaniem. W tym wypadku
mężczyzna miał rację. Rodząca się między nimi scysja nie wpływała dobrze na
trzymanego przez kasztanowłosą psiaka, który trząsł się z minuty na minutę
coraz bardziej. Kobieta pogłaskała zwierzę po wychudzonym grzbiecie i spojrzała
hardo w oczy blondyna, które teraz ciskały w nią gromami. Jej gryfońska duma
mocno ucierpi, ale ceniła życie tego zwierzęcia bardziej i musiała przeprosić
tego arystokratycznego blond dupka.
- Naciesz się tym, co teraz powiem,
bo więcej możesz tego ode mnie nie usłyszeć. Przepraszam cię Malfoy, miałeś
rację i musimy go zabrać do twojego mieszkania, a ja zachowałam się
nieodpowiedzialnie. – Draco uśmiechnął się z wyższością i wyraźną satysfakcją,
ale w duszy nie mógł uwierzyć, że Granger tak łatwo skapitulowała. Z drugiej
strony nie było czym się tak bardzo cieszyć. Dziewczyna przeprosiła go tylko
dlatego, że chciała ratować życie tego biednego psa. W innych okolicznościach
obróciłaby się dumnie na pięcie i odeszła w tylko sobie znanym kierunku. Ni
mniej ni więcej blondynowi ulżyło, że w końcu jakaś argumentacja do niej
trafiła.
- Aż żałuję, że sobie tego nie
nagrałem. – Hermiona zmrużyła gniewnie swoje oczy.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia?
- Tak, dawaj rękę i teleportujemy
się do mojego domu. – Blondyn spodziewał się protestu ze strony kasztanowłosej,
ale panna Granger wyciągnęła w jego kierunku swoją dłoń, co mężczyzna przyjął z
szokiem, ale również z wyraźną ulgą, a już po chwili stali na środku salonu w
jego domu. Gdy kobieta rozejrzała się po pomieszczeniu niechętnie musiała
przyznać, że było urządzone z wyjątkowo dobrym gustem, co jedynie jeszcze
bardziej ją rozjuszyło. Przeklęty dupek
ma talent architektoniczny.
"Być albo nie być ten tylko się dowie, gdy Hamlet książę duński przyjedzie na krowie." - Ty to sama wymyśliłaś??? Jak ja wytrzymam okres oczekiwania na kolejny rozdział...naprawdę niesamowicie piszesz. Potrafisz od razu człowiekowi polepszyć nastrój taką dawką humoru :) Fantastyczny rozdział a akcja rozwija się bardzo, bardzo interesująco.
OdpowiedzUsuńCóż, niestety nie ja, ale mam zdolność do zapamiętywania głupich tekstów, a ten jest akurat z 13 posterunku ;)
Usuńhttps://youtu.be/EYVPBZbCMt8 ❤
OdpowiedzUsuńCudeńko <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Cassie :)
O.M.G ja chce więcej super piszęsz teraz idę po krople żołądkowe znowu za dużo się smiałam i mnie boli czekam z utesknieniem na kolejny rozdział i teraz pierwszy raz mam gdzies czy to będzie o Potterach,dramionie czy o Snejpie.
OdpowiedzUsuńMasz wielki talent pisarski! Twoje opowiadanie niewątpliwie należy do moich ulubionych ;* Jak czytałam dzisiaj ten rozdział, to w pewnych momentach szczerzyłam się jak głupia do sera. Wszyscy ludzie na korytarzu w szkole dziwnie się na mnie patrzyli xD Świetny pomysł z tym szczeniakiem. Nie mogę się doczekać nexta.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Qeiko
dramione-i-think-i-love-you.blogspot.com
Świetnie piszesz! Czekam na następny rozdział :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Twisted
http://love-story-dramione.blogspot.com
zapraszam do pozostawienia opinii ;)
Zdecydowanie potrafisz poprawić humor :D Rozumiem przygotowania do matury, ja dopiero trzecia gimnazjum, czyli też czekają mnie egzaminy, jednak nie są aż takie ważne :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńRozdział jest jak najbardziej genialny. Draco po prostu rozwala mnie na łopatki, a raczej jego malutka obsesja i to jak już sam nie wie, co ze sobą zrobić. Nie mniej jednak moje serce i tak zostało skradzione przez czarne cudo znalezione na cmentarzu. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wprowadziłaś psa do opowiadania. Ja je po prostu wielbię, a tym bardziej, że ten tak czysto teoretycznie jest Dracona i Hermiony. Swoją drogą ciekawa jestem jak to dalej będzie wyglądało, bo na tym cmentarzu udało im się obyć bez większych awantura, a to już jest coś i to duże :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Świetny rozdział, chociaż miałam nadzieję, że o otrzymaniu informacji od doktora o przyprowadzeniu Granger Draco zrobi kilka kroków k zemdleje biednemu lekarzowi w progu gabinetu. Ale nawet bez tego jst suuuuuuper!!! Kochm twojego bloga. Komentuję dopiero teraz, bo tak mnie twoje opowiadanie wciągnęło, że nie miałam czasu na pisanie opinii.
OdpowiedzUsuńZrób w następnym rozdziale jakąś śmieszną akcję z Lucjuszem, albo nagły napad nerwicy u Draco. Najlepiej na oczach rodziców. Ja wręcz ubóstwiam take sceny!!!!!!! A ty je opisujesz wręcz bosko!!!!!!!
Z niecierpliwością czekająca na kolejny rozdział:
E.L.
PS-zapraszam też na mojego bloga: dramione-hogwarckie-opowiesci.blogspot.com
Chciałabym móc zadowolić każdego, ale prawda jest taka, że spełniając każdą prośbę to opowiadanie przestałoby być moją historią. Dlatego niestety ( a dla niektórych stety ), ale rozdział 21 w całości będzie poświęcony Draco i Hermionie bez udziału osób trzecich. Ale bez obaw! To nie koniec nerwicy naszego głównego bohatera i z pewnością jeszcze da się mu ona ostro we znaki. Lucjusza brak, ale niedługo powinien się pojawić z nową dawką humoru ;)
UsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz,
Realistka
Super! Zaczyna się dziać xd mam do Ciebie pytanie. Ile rozdziałów będzie miał ten blog? :) czekam na next
OdpowiedzUsuńBlog jest czystym spontanem. Nigdy nie wiem, co mi wpadnie do głowy i jak do końca potoczy się dalsza akcja. Jest to równoznaczne z tym, iż sama nie wiem ile rozdziałów będzie miało to opowiadanie. Jesteśmy na 20, a nasi główni bohaterowie jeszcze nie są w pełni do siebie przekonani. Szacuję jednak, że zmieszczę się w magicznej pięćdziesiątce ;) Dziękuję za komentarz i zapraszam 29 marca na dalszą część.
UsuńPozdrawiam,
Realistka
Rozdział jest niesamowity ,taki Dramionowy :3
OdpowiedzUsuńI ten wątek z pieskiem :3
Ciekawe co bd dalej już nie mogę sie doczekac :3
Haha i ta wizyta u psychiatry była świetna :P Troche przypomina mi on Dumbledore'a :D
Pozdrawiam :*
Wow! Ten psychiatra rzeczywiście podobny jest do Dumbledore'a.
OdpowiedzUsuńRozdział ten jest chyba jednym z najlepszych, taki bardzo Dramionowy! <3
Pozdrawiam :*
Zapraszam do siebie: http://thetwilightsaga-forever.blogspot.com/2015/03/wampirzyca-z-forks.html
Nominowałam Cię do Libster Blog Award. Szczegóły nq moim blogu: dramione-hogwarckie-opowiesci.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNareście znalazłam! Kobieto, miałam resetowany telefon i nie mogłam znaleść tego cudownego opowiadania =(
OdpowiedzUsuńNadrobiłam wszystkooo i wow ^^ Cudo! Kocham postać Dracona, o Severusie nie wspominajac XD
Weny :*
Zostałaś nominowana do Liebster Award. Więcej tu----> http://the-book-of-my-life-zabookowana.blogspot.com/ Mam nadzieję, że znajdziesz trochę czasu i odpowiesz :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOstatnimi czasy wzięłam się za ponowną lekturę HP, a jako że wszystkie części pochłonęłam w czasie tak krótkim, że moja dusza czytelnika nie została nakarmiona do syta, postanowiłam poczytać "coś innego", ale nadal w tematyce. Pierwszym strzałem był Twój blog. Nie żałuję, że tu zajrzałam i cieszę się, że jeszcze trochę czytania mam. Masz świetny pomysł, widać, że Twoja wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach, choć czasem odnoszę wrażenie, że jesteś troszeczkę niekonsekwentna co do postaci (ale traktuję to z przymrużeniem oka). Jeszcze sporo przede mną rozdziałów, więc nie mogę określić, czy nadal zachowałaś taki sam styl jak dotąd, czy "poszedł" w stronę doskonalenia, a nawiązuję do tego, bo zdążyłam nałapać trochę błędów styl i interpunkcyjnych, ale to "przeciera się" w miarę pisania. Nie będę strzelać ekspertki w dziedzinie literatury, bo nią nie jestem, a to są tylko drobne uwagi. Podobają mi się opisy, czy to uczuć,czy pomieszczeń. Pilnuj żeby pewne opisy się nie powtarzały, bo kilka razy odnosiłam wrażenie, że czytam to samo.
OdpowiedzUsuńZaryzykuję stwierdzeniem, że Twoje opowiadanie ma rodzaj delikatnej groteski, bo z jednej strony jest ukazane cierpienie człowieka, jego problemy i trud życia codziennego, a z drugiej natomiast jest tu tyle humoru, że chyba tylko ktoś głupi mógłby stwierdzić, że nie masz talentu. Momentami śmiałam się jak głupia, piszesz świetne teksty, bardzo przemyślane.
Jestem stety niestety wybredną czytelniczką i niewiele blogów mnie zadowala, a Twój z pewnością będzie jednym z moich ulubionych. Kończę ględzić y me voy a leer, besos!
To było świetne!!! Znakomicie potrafisz poprawić nawet beznadziejny humor. Momentami było przezabawnej a momentami przeuroczo! A moją perełką jest:
OdpowiedzUsuń„Być albo nie być ten tylko się dowie, gdy Hamlet książę duński przyjedzie na krowie.“ po prostu świetne!!!
~Dziurkacz