niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział XVIII

Witajcie!
Powiem szczerze, że bałam się, iż rozdział 18 nie zostanie dziś opublikowany, głównie za sprawą trzech powodów. Po pierwsze, do środy jestem odcięta od internetu, a dodawanie notek przez telefon nie jest moją mocną stroną. Jakoś udało mi się jednak przestawić i tablet pierwszy raz w życiu okazał się na prawdę pomocny. Po drugie, dopadła mnie jakaś wirusówka i czułam się, jakby ktoś jeździł po mnie walcem drogowym. Domyślacie się, że pisanie czegokolwiek w takim stanie graniczy z cudem. I oczywiście powód numer trzy, wczoraj moja szkoła świętowała sto dni, które zostały do matury, innymi słowy miałam studniówkę ;) Dla tych szybciej orientujących się w matematyce odpowiadam: tak, to nie jest pełne sto dni tylko przeszło 80. Ale takie uroki mojego liceum...

Na koniec powiem tylko, że wybawiłam się jak nigdy dotąd, a chodzić nie będę mogła jeszcze przez kolejne dwa dni :D Mam nadzieję, że Wam walentynki minęły w równie radosnej atmosferze, co mnie i żeby nie przedłużać zapraszam wszystkich gorąco do czytania.

                                                                                         * * * * *
      Narcyza siedziała w dużym fotelu z nogami przewieszonymi przez jego poręcz i czytała jedną ze swoich ulubionych książek, a właściwie jedną z całej kolekcji jej ukochanej autorki, Agathy Christie. Nie wiedziała, kiedy narodziła się w niej taka fascynacja powieściami kryminalnymi. Pamiętała jedynie, że jak jej syn był mały to dużo czytała, gdy kołysała go do snu. Zazwyczaj sięgała po różne gatunki, ale w pewnym momencie kryminał stał się jej niekwestionowanym numerem jeden. Lubiła w takie wieczory jak ten dzisiejszy usadowić się wygodnie w fotelu z kubkiem melisy na stoliczku i zagłębić się w jedną z powieści pani Christie, które stały w biblioteczce. Była w połowie książki, gdy do jej uszu doleciał dźwięk zamykanych drzwi, a po chwili usłyszała donośny głos swojego męża.
     - Narcyzo to ja! Twój wspaniały mąż wrócił do domu! – I niesamowicie skromny… Narcyza wywróciła swoimi oczami, ale nie pofatygowała się, aby przywitać swojego męża. Miał jakiś wyjątkowo dobry humor, więc pewnie zaraz wpadnie do pokoju jak burza i będzie zawracał jej dupę jakimiś nowinkami ze świata ogrodnictwa. W przeciągu dwóch minut, tak jak przewidziała pani Malfoy, do biblioteki wpadł uśmiechnięty od ucha do ucha Lucjusz z butelką wina w ręku. Narcyza spojrzała na niego jak na wariata i pokręciła z dezaprobatą głową. Jak nic kupił jakieś nowe sadzonki i teraz będzie się cieszył jak murzyn blaszką. Lucjusz powolnym, aczkolwiek wyjątkowo zgrabnym i można by rzec tanecznym krokiem zbliżał się w kierunku swojej żony, uśmiechając się do niej niczym szaleniec. Narcyza odłożyła książkę na stoliczek i popukała się z politowaniem w głowę. Malfoy senior jednak uśmiechnął się jeszcze szerzej i w jednym momencie odstawił trzymaną butelkę wina na stolik, a kobietę podniósł z fotela i wziął ją na ręce, okręcając się wokół własnej osi.
      - Stary, a głupi. Lucjuszu puść mnie! – Jednak mężczyzna nie zamierzał postawić swojej żony, a jedynie skradł jej krótkiego całusa i cieszył się do niej jak małe dziecko z lizaka. Narcyza nie za bardzo przepadała za taką spontanicznością, ale mimo wszystko uwielbiała, gdy jej mąż był w tak dobrym humorze i nie potrafiła zabronić mu tej radości. Roześmiała się perliście i objęła swojego męża za szyję.
      - Co dziś świętujemy?
      - Pierwszą randkę naszego drogiego przyjaciela Severusa. – Narcyzie omal oczy nie wyszły z orbit, a szczęka nie upadła z łoskotem na ziemię. Zdawała sobie sprawę, że nie wygląda jak dama, ale teraz kodeks arystokratyczny miał dla niej zerowe znaczenie.
      - Że co proszę? Raczysz żartować Lucjuszu, prawda?
      - Kochanie wiesz, że mam słabe poczucie humoru. – Pani Malfoy czuła jak zaczyna jej brakować powietrza. Po chwili jednak roześmiała się głośno aż łzy zaczęły spływać jej po policzkach.
      - Co cię tak bawi Narcyziu? Nie cieszysz się ze szczęścia Severusa?
      - Cieszę się ogromnie, ale nie jestem w stanie sobie tego zwizualizować. Severus z kobietą? – Narcyza śmiała się do rozpuku i nie mogła przestać. Nie, ona już się nie śmiała, ona wręcz darła się na całą posiadłość trzymając się za bolący brzuch i wycierając łzy z oczu. Lucjusz również nie krył swojego rozbawienia, ale z pewnością nie okazywał go w taki sposób jak jego małżonka. Gdy Narcyza nieco się uspokoiła złożyła na policzku męża delikatny pocałunek.
      - Niczym prawdziwa dama kochanie.
      - Ja jestem damą Lucjuszu, nie zapominaj o tym. A czy można wiedzieć cóż to za kobieta, co biednemu nietoperkowi zawróciła aż tak bardzo w głowie? – Lucjusz postawił swoją małżonkę na podłodze i ściągnął z siebie swoją czarną pelerynę, a następnie usiadł w fotelu zajmowanym przed chwilą przez Narcyzę i posadził ją sobie na kolanach.
      - Damy nie rżą jak koń w stajni. – Kobieta uderzyła delikatnie swojego męża w ramię i zrobiła obrażoną minę, na co w odpowiedzi Lucjusz uśmiechnął się szeroko.
      - No już moja rasowa klaczko. Masz najpiękniejszy śmiech na całym świecie.
      - Wazeliniarz. – Narcyza uśmiechnęła się serdecznie do męża i położyła swoja głowę na jego ramieniu. Była wykończona dzisiejszym dniem, a przecież oprócz pójścia na zakupy nie zrobiła niczego innego. – Ale nie powiedziałeś mi, co to za kobieta. Znamy ją?
      - Zdziwisz się, bo tak, ale w życiu byśmy o niej nie pomyśleli. – Narcyzę ciekawość wprost zżerała od środka. W głowie pałętało jej się pełno nazwisk jej znajomych i koleżanek, ale żadna jakoś jej nie pasowała. Wszystkie były, jak to powiedzieć, ze zbyt wysokiej półki, jak na Severusa.
      - I Draco również ją zna, nawet bardzo dobrze.
      - Chyba nie mówisz o McGonagall. – Lucjusz pokręcił przecząco głową i uśmiechnął się tajemniczo.
      - Nie. To Rolanda. Rolanda Hooch. – Pani Malfoy rozszerzyła oczy ze zdziwienia i miała wrażenie, jakby ktoś odciął ją od dostępu do tlenu. Informacja była nie tyle wstrząsająca, co zaskakująca, gdyż emerytowana profesor latania była uważana za jedną z najrozsądniejszych kobiet, jakie chodzą po ziemi, zaraz po Minervie McGonagall. Narcyza poczuła nagłą chęć wypicia całej butelki wina przyniesionej przez jej męża. Nie pałała jakąś specjalną sympatią do alkoholu, a już tym bardziej stroniła od upijania się, ale dzisiejszego wieczoru po prostu nie ma wyjścia. Spojrzała na swojego rozradowanego męża i szukała w głowie jakiejś w miarę inteligentnej odpowiedzi.
      - To… to wyśmienicie. Może Severus zacznie wychodzić do ludzi. – Lucjusz uśmiechnął się jeszcze szerzej i sięgnął po butelkę wina, którą postawił wcześniej na stoliczku. Narcyzie omal serce nie stanęło, gdy zobaczyła jaki trunek jej mąż trzyma w rękach.
      - No teraz to przeszedłeś samego siebie. Chateau d’Yquem? – W głosie kobiety wyraźnie dało się słyszeć wzbierającą w niej złość. Za to wino trzeba było zapłacić średnio siedem tysięcy funtów, a jej mąż wyciągnął je z piwniczki, jakby świętowali co najmniej pięćdziesiątą rocznicę ślubu.
      - Rocznik 1893. Pomyślałem, że wezmę starszy, bo taka okazja może się nigdy już nie trafić. – Narcyza omal nie zakrztusiła się powietrzem na dźwięk roku produkcji. To było jedno z najstarszych win, jakie przechowywali w swoim domu, a on wziął je sobie, jak gdyby nigdy nic! Lucjusz widząc reakcję swojej małżonki odstawił butelkę na stoliczek i pogładził ją delikatnie po plecach.
      - Skarbie wszystko dobrze?
      - Nie, nic nie jest dobrze. Skąd ci przyszło do głowy, żeby brać akurat TĘ butelkę? Zdajesz sobie sprawę, że wypilibyśmy prawie dwustuletnie wino za coś, co można by świętować nad kieliszkiem szampana? Lucjuszu masz minutę, aby odstawić je z powrotem na miejsce, czy ci się to podoba, czy też nie.
      - Ale…
      - Czy ja mówię niewyraźnie? Minuta i już cię tu nie widzę. – Lucjusz wstał niechętnie z fotela odstawiając swoją rozjuszoną żonę na podłogę, a następnie wyszedł z butelką w ręku i ze zwieszoną głową. Stałem się pantoflarzem. Własna żona trzyma mnie pod butem. I pomyśleć, że kiedyś byłem takim brutalem… Tak, bez wątpienia Lucjusz Malfoy spokorniał niczym baranek, który teraz wyglądał, jakby szedł na rzeź.

                                                                                      * * * * *

      Całą noc nie zmrużył oka. Ciągle czuł pocałunek Rolandy na swoich ustach, a gdy sobie o nim przypomniał czuł jak czerwienieje cały na twarzy, a jego twarz wykrzywia się w jakimś dziwnym grymasie, który większość ludzi nazywa uśmiechem. Ta kobieta naprawdę mu się podobała. Czuł się przy niej inaczej, jakby był z powrotem nastolatkiem. Zapewne zachowywał się dziwnie, ale nic nie potrafił na to poradzić. Radość wprost rozsadzała go od środka! Niesiony tą radością Severus niemalże wyskoczył z łóżka i popędził do łazienki. Chwycił butelkę szamponu, który kupił wczorajszego dnia i wycisnął jej zawartość na dłoń. Mężczyzna zaczął wcierać maź we włosy, ale po kilku minutach zdał sobie sprawę, że coś robi źle. Z dzieciństwa pamiętał, że szampon miał tendencję do pienienia się, a to dziadostwo jak na złość nie chciało. Może w przeciągu tych kilkunastu lat zmienił się proces używania? Severus sięgnął po stojącą buteleczkę i zaczął czytać sposób użytkowania. ,,Nanieść niewielką ilość szamponu na lekko wilgotne włosy i wcierać, aż do momentu uzyskania konsystencji piany.” Tak, tu zdecydowanie chodziło o to, że włosy musiały zostać wcześniej zmoczone, więc zapewne to było przyczyną braku efektu na jego głowie. Z ta myślą mężczyzna wszedł do kabiny prysznicowej i odkręcił kurek z ciepła wodą. Jednak gdy miał już zamoczyć głowę w jego umyśle zapaliła się czerwona lampka. Przypomniał sobie swoje traumatyczne przeżycia z dzieciństwa, gdy szampon dostał mu się do oczu. Dziadostwo piekło niemiłosiernie i miał wrażenie, jakby gałki oczne miały mu odpaść. Severus zakręcił pospiesznie wodę i oparł się o ścianę kabiny. Taki głupi to ja już nie będę, o nie! Snape wyszedł spod prysznica i wrócił do sypialni, gdzie zostawił swoją różdżkę. Po chwili na jego twarzy znalazły się okulary do nurkowania. Mężczyzna zadowolony ze swojej przebiegłości i sprytu wrócił z powrotem do łazienki. Teraz mógł spokojnie zmoczyć głowę nie bojąc się, że żrąca substancja dostanie mu się do oczu. Po chwili dało się słyszeć szum wody, a kabina prysznicowa zapełniła się ogromną ilością piany. Gdy mężczyzna skończył wyszedł na kafelki, a w ślad za nim wytoczyła się powstała w trakcie mycia piana, i która rozłożyła się na całej powierzchni łazienki. Severus spojrzał na powstałe pobojowisko i jedynie wzruszył ramionami, ściągając przy tym z twarzy google. Mogło być znacznie gorzej. Machnął swoją różdżką i łazienka z powrotem była taka jak przed godziną. Snape spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Okey, włosy umyte, ale co dalej? Wziął jeden kosmyk do ręki i zaczął mu się uważnie przyglądać. Bez wątpienia coś musiał z tymi włosami zrobić. Tylko co? Jak Lucjusz to robi, że są takie lśniące? Mężczyzna wyszedł z łazienki wycierając się ręcznikiem i włożył na siebie swoją czarną szatę. Przejrzał się ponownie w dużym lustrze wiszącym na korytarzu i okręcił się wokół własnej osi. Może Draco faktycznie ma rację, że wyglądam jak w sukience?
      - Dosyć tego. Czas pokazać wszystkim męskie oblicze Severusa! – Z tą myślą były nauczyciel eliksirów opuścił swoje mieszkanie i udał się prosto na ulicę Pokątną, na której miał nadzieję znaleźć odpowiednie instytucje, które pozwoliłyby mu odnaleźć w sobie jego bardziej atrakcyjną stronę.

      Siedział na fotelu fryzjerskim przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. Już dawno nie był u fryzjera, więc stwierdził, że może tutaj znajdą się ludzie, którzy będą wiedzieli jak obchodzić się z jego włosami. Kątem oka zerkał na młodego chłopaka, który rozmawiał z klientką, którą przed chwilą skończył czesać. Wydawał się być wyjątkowo miły, ale za nic w świecie nie chciałby być wciśnięty w ubrania, które chłopak miał na sobie. Ciasne spodnie, może nie na tyle, żeby opinały nogi wydawały mu się po prostu straszne. Jak w tym można chodzić? Do tego jakoś były tak dziwnie opuszczone, jakby młodzieniec nie zdążył do toalety. Po chwili owy chłopak pożegnał się z wychodzącą klientką i podszedł do siedzącego na fotelu Severusa.
      - Słucham pana. Co robimy? – Snape spojrzał na niego szukając w nim zaufania, ale po krótkiej chwili stwierdził, że i tak nie ma nic do stracenia. Na łyso go chyba nie ogoli?
      - Cokolwiek. Niech mi pan coś doradzi. – Chłopak zaśmiał się krótko i sięgnął po parę nożyczek. Następnie przystąpił do oględzin ,,fryzury” Severusa unosząc pojedyncze pasma włosów do góry.
      - Jakaś drastyczna zmiana? Ścinamy o połowę? Może farbujemy? – Mężczyzna spojrzał na fryzjera z przerażeniem w oczach, ale ten tylko zaśmiał się krótko i uniósł ręce w geście obronnym.
      - Spokojnie. Z tym farbowaniem tylko żartowałem. Ale podcięcie to by się przydało. Rozdwojone końcówki i otwarte łuski włosów są u pana wyjątkowo widoczne.
      - Tak pan mówi? – Severus przyjrzał się swoim włosom w lustrze i podrapał się po brodzie. Fryzjer przytaknął mu jedynie głową. – Ale nie obetnie mnie pan na gładko?
      - Nie zrobię niczego, co byłoby wbrew panu. Sugerowałbym jedynie obcięcie zniszczonych końcówek. Reszta będzie wyglądała tak jak teraz, ale będzie kilka centymetrów krótsza. Chyba, że chciałby pan coś nowoczesnego?
      - To znaczy?
      - Ścięcie na krótko obok uszu i karku, podcięcie góry i wymodelowanie na coś ala irokez. Tak jak u mnie. – Snape spojrzał na fryzjera i ocenił szybko jego uczesanie. Skrzywił się jedynie, co nie uszło uwadze młodego chłopaka.
      - Proszę się nie obrazić, ale czy to jak dla mnie nie będzie zbyt młodzieżowe?
      - Zapewniam pana, że nawet łysiejący mężczyźni się tak ścinają. A proszę mi uwierzyć, że wyjątkowo zabawnie to wygląda z łysym plackiem z tyłu głowy. U pana takiego efektu nie przewiduję, ma pan moje słowo. – Były mistrz eliksirów spoglądał w lustrze to na siebie, to na stojącego obok niego fryzjera i głęboko się zastanawiał. Już dawno nie pamiętał, aby miał krótkie włosy. Czy na pewno będzie wyglądał przyzwoicie? Po dłuższej chwili namysłu machnął od niechcenia ręką i spróbował się uśmiechnąć w kierunku fryzjera. Chyba mu się to udało, gdyż chłopak nie wzdrygnął się na ten widok, ani nie patrzył na niego jak na szaleńca.
      - A tnij pan! – Dla ciebie, Rolando zrobię wszystko!

                                                                                            * * * * *
      Dla ciebie, Rolando zrobię wszystko. Chyba jednak trochę przesadziłem… Severus od jakichś piętnastu minut stał przed witryną jednego ze sklepów w galerii handlowej i przyglądał się swojemu odbiciu, przeczesując co jakiś czas swoje znacznie krótsze włosy. Wyglądam, jakbym wpadł pod rozpędzoną kosiarkę. Z tą myślą mężczyzna złapał kilka dłuższych kosmyków z czubka głowy i uniósł je wysoko. Nie do końca był przekonany do metamorfozy. Być może była to fryzura nowoczesna. Być może w ten sposób czesało się wielu mężczyzn. Być może był to jeden z najnowszych trendów. Ale do niego nie przemawiały żadne argumenty. To nie było do końca w jego stylu. Za dużo aspektów jego ,,urody” znajdowało się obecnie na widoku publicznym. Uszy, kości policzkowe, kark, wszystko, co do tej pory udawało mu się zakrywać. Nagle w szybie sklepu, przed którym stał od dłuższego czasu spostrzegł dwie kobiety, które patrzyły na niego, zapewne nieświadome, że on również je widzi i wprost obłapiały go wzrokiem. Severus uśmiechnął się do siebie i poczuł nagły przypływ pewności. Jeśli jakieś dwie kobiety, do tego nawet niebrzydkie, wpatrują się w niego jak w obrazek, to raczej metamorfoza wyszła mu na dobre. Pozostaje jedynie czekać, jak zareaguje jego wybranka serca.
      Były mistrz eliksirów wszedł do jednego ze sklepów i przyglądał się wiszącym na wieszakach koszulom. Było parę egzemplarzy, które nawet mu się spodobały, ale nie miał bladego pojęcia, czy dobrze w nich będzie wyglądał. Kraciaste wzory jakoś do niego nie przemawiały, a od ekscentrycznych kolorów wolał się jednak trzymać z daleka. W pewnym momencie podeszła do niego ekspedientka z szerokim uśmiechem na twarzy.
      - Czy mogę w czymś panu pomóc? – Severus zmieszał się i odwrócił wzrok, aby nie musieć patrzyć na stojącą przed nim kobietę. Wydawało mu się dość głupie prosić obcą osobę o pomoc w wyborze ubrań.
      - Nie, nie, bardzo dziękuję.
      - Jakby się pan jednak zdecydował to proszę podejść. – Ekspedientka już miała udać się w tylko sobie znanym kierunku, gdy nagle zatrzymał ją głos Severusa, który teraz w duchu przeklinał się za swoją głupotę.
      - Choć właściwie może mi pani pomóc. – Kobieta odwróciła się w stronę mężczyzny i kolejny raz obdarzyła go serdecznym uśmiechem.
      - W takim razie, jakiego fasonu koszuli pan szuka? – Snape zamrugał parę razy ze zdziwienia swoimi czarnymi oczami i podrapał się po świeżo przystrzyżonej głowie. Sam nie bardzo wiedział, czego tak właściwie szuka. Wiedział jedynie, że potrzebuje koszuli i spodni, ale jakiego kroju? Z drugiej strony, czy to miało jakieś znaczenie?
      - Nie wiem, dawno nie byłem na zakupach. Może pani mi w czymś doradzi?
      - Bardzo chętnie. A na jaką okazję ma to być koszula? – Kobieta nadal uśmiechała się do Severusa i wydawała się być w ogóle nie zniechęcona jego postawą i podejściem do sprawy. Prawdopodobnie spotykała wielu mężczyzn jego pokroju, którzy wchodzili do sklepu i nie wiedzieli, po co dokładnie tutaj przyszli.
      - Powiem szczerze, że wymieniam praktycznie całą garderobę, więc na każdą okazję by się przydała jakaś odpowiednia.
      - W takim razie zapraszam za mną. – Severus człapał za ekspedientką jak na ścięcie, ale nie ukrywał, że ta kobieta być może jest w stanie mu pomóc, z czego cieszył się niepomiernie. Po chwili został wepchnięty do dosyć sporych rozmiarów przymierzalni, a następnie otrzymał kilka zestawów, w które rzeczona kobieta kazała mu się ubrać. Potem dostał następne, i następne, aż w przymierzalni zrobiło się naprawdę mało miejsca, a ekspedientka nie przestawała przynosić mu nowych ubrań, oceniać ich fason na jego sylwetce i wynosić tych, które jej zdaniem nie pasowały do niego. Severus spojrzał kątem oka na zegarek i aż się przeraził, gdy uświadomił sobie, że siedzi w tym sklepie już dobre trzy godziny. Aktualnie wciskał się w zwężane w nogawkach spodnie i błagał w myślach Merlina, aby ten zakupowy koszmar w końcu się skończył. Gdy spodnie jakimś cudem w końcu znalazły się na właściwym miejscu przystąpił do zapinania guzików od bordowej koszuli. Była gładka i beż żadnych wymyślnych wzorów, za co dziękował ekspedientce, która próbowała przekonać go do zakupu białej koszuli w duże grochy. Po chwili usłyszał głos owej kobiety za drzwiami przymierzalni.
      - I jak? Pasuje? – Severus wyszedł na zewnątrz z miną cierpiętnika i próbował udawać, że spodnie, które miał na sobie wcale nie uciskały go w strategicznym miejscu jego męskiego ciała.
      - Odnoszę wrażenie, że nie bardzo. – Kobieta obeszła Snape’a dookoła i wydawała się być głęboko zamyślona. Stanęła przed nim stukając się palcem wskazującym w podbródek, a po chwili odezwała się stanowczym głosem.
      - Nie. Rurki to stanowczo nie pański fason. – Severus ucieszył się w duchu z usłyszanego stwierdzenia i odetchnął z ulgą. Ekspedientka uśmiechnęła się ciepło i otworzyła przed nim drzwi do przymierzalni.
      - Nie ma pani pojęcia, jak mi ulżyło.
      - Widziałam po pańskim wyrazie twarzy. A reszta rzeczy jak? Zabrać do kasy czy chciałby pan może coś jeszcze przymierzyć? – Na sam dźwięk słowa ,,przymierzyć” Severus wzdrygnął się i podał kobiecie stertę ubrań, w których, jak sama stwierdziła, wyglądał męsko i pociągająco. Obdarzył ją jeszcze wymuszonym uśmiechem, a następnie zamknął się w przymierzalni, aby móc ściągnąć z siebie te okropnie ściskające spodnie, które na dobrą sprawę mogły służyć jako narzędzie tortur.

      Było po godzinie 16.00, gdy Lucjusz Malfoy wchodził po schodach jednej z kamienic do mieszkania swojego przyjaciela. Stanął przed obdartymi z farby drzwiami i zapukał w nie parę razy swoją laską. Odpowiedziała mu niestety głucha cisza. Nie zniechęciło to jednak mężczyzny i zapukał ponownie, tym razem jednak trochę mocniej. Odpowiedziało mu głośne ,,otwarte”, po czym nacisnął klamkę i wszedł do środka. Mieszkanie nic się nie zmieniło, ale zdziwił go brak Severusa w jego starym i wysłużonym fotelu, żeby nie powiedzieć przesłużonym. Nieaktualne wydania Proroka Codziennego walały się z kąta w kąt, podobnie najrozmaitsze fiolki i naczynia chemiczne. Lucjusz przeszedł z gracją przez środek pokoju i wszedł do pomieszczenia, które służyło przyjacielowi za sypialnię. To co zobaczył nie tyle go zaskoczyło, co wręcz zszokowało, bowiem Severus stał na środku pokoju i ubrany w białą koszulę dobierał do niej… krawat. Starszy Malfoy nie był w stanie ruszyć się z miejsca, a jedyne, co mógł zrobić to rozdziawić usta niczym karp i pilnować, aby gałki oczne nie wyleciały mu z orbit. Severus dopiero po dłuższej chwili spostrzegł, że jego przyjaciel stoi w drzwiach. Gestem ręki zaprosił go do środka, a Lucjusz na ciężkich nogach próbował przemieszczać się w głąb sypialni. W końcu usiadł na stojącym w rogu krześle, zakładając nogę na nogę i przyglądając się poczynaniom mężczyzny.
      - Witaj Lucjuszu! Już myślałem, że nie przyjdziesz. – Lucjusz próbował nie wyglądać na zszokowanego, ale zdawał sobie sprawę, że jego poczynania są niewiele warte. Jeszcze wczorajszego popołudnia Severus wyglądał jak Severus, a stojący przed nim mężczyzna nie przypominał wyglądem jego dobrego przyjaciela.
      - Severusie, co się stało z twoimi włosami? – Malfoy senior nie potrafił powstrzymać się przed zadaniem nurtującego go pytania. Owszem, wierzył w to, że miłość potrafi czynić cuda, ale na brodę Merlina chyba nie aż takie! Severus spojrzał na siedzącego na krześle Lucjusza i przeczesał swoje znacznie krótsze włosy.
      - Poszedłem do fryzjera i zaproponował mi coś takiego. Sam nie wiem jeszcze czy to w moim stylu, ale chyba nie wyglądam najgorzej? – Lucjusz ponownie zlustrował przyjaciela wzrokiem i sam przed sobą musiał przyznać, że zmiana do najgorszych nie należała. Nawet było mu do twarzy w takim uczesaniu. Tylko jak to się stało, że ktoś go do tego namówił? Malfoy oderwał wzrok od głowy czarnowłosego i przeniósł go na ubranie, które również było dla niego niemałym zaskoczeniem.
      - A koszula? I spodnie? I do czego tak właściwie jestem ci potrzebny ja?
      - Sam przyznaj, że w tej starej szacie, którą nosiłem przez kilkanaście dekad nie wyglądałem stosownie. To pomysł twojego syna. – Lucjusza w ogóle nie zdziwił fakt maczania w tej dziwnej sprawie palców przez Dracona. Jakby nie patrzeć jego syn znał się na kobietach. Być może nie od tej właściwej strony, ale potrafił stwarzać pozory romantyka.
      - Z grzeczności nie zaprzeczę. A ja?
      - Co ty?
      - Do czego tak pilnie byłem ci potrzebny ja? – Severus zrobił minę, jakby nagle przypomniał sobie o czymś bardzo istotnym i podniósł z łóżka trzy krawaty, a następnie podszedł z nimi do siedzącego Lucjusza.
      - Jestem umówiony z Rolandą, a nie wiem, który mam założyć. Jak myślisz, który będzie pasował? – Lucjusz zamrugał parę razy oczami i próbował uśmiechnąć się szczerze, ale niewiele mu z tego wychodziło. Spojrzał na trzymane przez Severusa rzeczone krawaty i zamyślił się głęboko. Jeden był czarny, drugi czerwony, a trzeci… w sumie to miał bliżej nieokreślony kolor. Niby niebieski, ale jakby spojrzeć pod innym kątem to wydawał się być nagle granatowy. Lucjusz podrapał się nerwowo po podbródku. Nie bardzo się znał na krawatach. Preferował raczej muchy, które zakładał tylko na wielkie bankiety, na które był zapraszany, bądź na uroczystości organizowane przez Narcyzę.
      - Czerwonego to ja bym nie brał. Jakiś taki za bardzo gryfoński mi się wydaje. W czarnym będziesz wyglądał jak małolat idący na pierwszą w życiu randkę. Ten ostatni wydaje mi się najlepszy. – Severus spojrzał jeszcze raz na trzymane w rękach krawaty, a następnie odłożył odrzucone przez przyjaciela dwa i przystąpił do wiązania na szyi ostatniego. Problem był w tym, że nie bardzo wiedział, w jaki sposób należy wiązać to ustrojstwo. Spojrzał z niemą prośbą na Lucjusza, który obracał w rękach swoją laskę.
      - Lucjuszu, nie wiesz może przypadkiem, jak się wiąże krawat? – Mężczyzna oderwał się od swojego zajęcia i spojrzał na Severusa, który stał przed lustrem z przewieszonym kawałkiem materiału na szyi.
      - A ty nie wiesz?
      - Gdybym wiedział, to bym się nie pytał. – Malfoy senior zdał sobie sprawę z głupoty swojego pytania. Chciał pomóc przyjacielowi, ale aż wstyd było mu się przyznać, że nie potrafi zawiązać tego kawałka wstążki. Z muchą było znacznie łatwiej. Tu przytrzymał, tu przełożył, nieco ścisnął i przeciągnął, a po kilku sekundach mucha na szyi leżała jak malowana! Ale do licha ciężkiego, krawat to nie mucha, a on nigdy w całym swoim dotychczasowym życiu nie miał sposobności do założenia tego dziadostwa. Oczywiste więc było to, że nie wiedział, jak zawiązać to ustrojstwo.
      - Nie mam bladego pojęcia, jak to się robi. Nigdy nie musiałem się tego uczyć.
      - A jakiś pomysł masz? – Lucjusz zamyślił się głęboko, a po chwili wstał i podszedł do Severusa, chwytając za dwie zwisające końcówki krawatu. Chwilę majstrował coś przy jego szyi, a gdy skończył kazał przyjacielowi przejrzeć się w lustrze. Snape wpatrywał się w swoje odbicie i podrapał się po głowie.
      - To chyba jednak nie tak.
      - Co jest złego w tak zawiązanym krawacie?
      - Bo wyglądam, jakbym się miał wieszać na gałęzi. – Lucjusz wywrócił swoimi oczami, a Severus rozwiązał pętlę, którą miał na szyi. Postanowił sam spróbować, ale jego poczynania miały jeszcze gorszy skutek niż starszego Malfoy’a, który teraz siedział na krześle i kręcił z powątpiewaniem głową.
      - Severusie to krawat, a nie mucha. Nie zawiążesz tego na kokardkę.
      - A dlaczego nie?
      - Bo z obserwacji wiem, że tak się krawatu nie nosi. – Zrezygnowany Severus usiadł na łóżku i ściągnął krawat, kładąc go obok reszty ubrań. Nie wiedział, co ma teraz zrobić. Chciał wyglądać elegancko, męsko, a przerósł go kawałek wstążki. Spojrzał na zegarek na nadgarstku i westchnął głęboko, co nie uszło uwadze Lucjusza.
      - Na którą godzinę się z nią umówiłeś?
      - Tak właściwie to się nie umówiłem, ale chciałem być u niej o 18.00. – Malfoy senior klepnął się otwartą ręką w czoło i pokręcił z politowaniem głową.
      - Zamierzałem kupić wcześniej kwiaty i zaprosić ją na kolację jutro wieczorem.
      - Znowu chryzantemy? – Severus spojrzał z niezrozumieniem w oczach na przyjaciela.
      - A co było w nich złego?
      - Bo nie daje się kwiatów kobiecie, które stawia się na grobach. – Lucjusz wstał z zajmowanego miejsca i okrążył w zadumie pokój przyjaciela. Severus tymczasem siedział ciągle na łóżku i myślał, co ma dalej zrobić. Było już po piątej, a on zamiast wychodzić z domu, to siedzi w tym samym miejscu i męczy się z wiązaniem krawata. Mugole to mają dobrze. Zapewne w szkołach mają specjalny przedmiot, na którym uczą ich takich trudnych rzeczy. W Hogwarcie co prawda uczniowie również noszą krawaty, ale on tak dawno miał go na sobie, że nie miał bladego pojęcia, od której strony ma się do niego zabrać. Zwykle wkładał już zawiązany. Poprawka, od kiedy matka mu go zawiązała pierwszego dnia szkoły nie rozwiązał go przez całe siedem lat swojej edukacji. Być może dlatego nie miał wtedy żadnych problemów i kłopotów z tą częścią ubioru.
      Rozmyślania Severusa przerwał nieco podniesiony głos Lucjusza.
      - Idź bez krawatu! – Snape spojrzał na przyjaciela i zamrugał parę razy oczami.
      - A tak wypada?
      - Nie wiem, czy wypada, ale taka błahostka nie powinna ci przeszkodzić w zdobyciu tej kobiety! – Severus zamyślił się chwilę nad słowami Malfoy’a seniora. Lucjusz po części miał rację. Już tak dużo zrobił dla Rolandy, że brak krawatu powinna mu wybaczyć. Z tą myślą wstał gwałtownie z łóżka, czym zwrócił uwagę przyjaciela.
      - Masz rację! Pójdę do niej bez tego kawałka szmaty! Zaproszę ją na tę kolację! Nie! Ja jej nie dam wyboru i pójdzie ze mną na tę kolację, czy będzie chciała czy też nie! Albo nie nazywam się Severus Snape! – Lucjusz stał w miejscu i miał wrażenie, że ktoś przykleił mu nogi do podłogi. Nie poznawał przyjaciela. Nigdy nie był aż tak zdeterminowany, jeśli chodziło o spotkanie z jakąś kobietą. Zazwyczaj był nieśmiały, snuł się po katach i podziwiał z ukrycia ich wdzięki. Pomińmy fakt, iż jedyną kobietą, którą do tej pory był zainteresowany była Lilly Potter. Teraz zachowywał się inaczej. Jakby ktoś dosypał mu amfetaminy do herbaty. Lucjusz nadal stał pod oknem wpatrując się w Severusa, który teraz zniknął z sypialni, a po chwili wrócił do niej i okręcił się wokół własnej osi z rękami uniesionymi nieco do góry.
      - Jak wyglądam?
      - Nie katuj się, jesteś jaki jesteś. – Lucjusz nie potrafił jednak mimo wszystko odmówić sobie choć odrobiny złośliwości. Owszem, cieszył się, że Severus w końcu znalazł sobie jakiś obiekt westchnień, którym nie były szklane fiolki i kociołki do przyrządzania eliksirów, ale nie wierzył, żeby Rolanda była nim równie zainteresowana, co on nią. Nie wiedział jednak, że emerytowana profesor latania już od dawna ma słabość do byłego mistrza eliksirów.
      - Lucjuszu błagam cię. Jest dobrze? Jak wyglądam?
      - Jak syn Żwirka i Muchomorka. Idź do niej, bo się jeszcze rozmyślisz. – Severus wywrócił z politowaniem oczami i skrzyżował ręce na piersiach.
      - Ależ z ciebie przyjaciel. Ja cię zawsze wspieram w potrzebie.
      - A kiedy ty mnie wsparłeś? Idź już lepiej. Tylko nie zapomnij o kwiatach! – Snape wypadł z domu jak oparzony zabierając ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy i zostawiając Lucjusza na środku sypialni, który wpatrywał się w otwarte drzwi i kręcił z politowaniem głową. To się nie ma prawa udać.

      Severus stał przed drzwiami jednego z domów w środku Londynu i wpatrywał się w złotą kołatkę, umieszczoną centralnie na ich środku. Ręce zaczęły mu się pocić ze zdenerwowania, a nogi miał jak z waty. Przełykał co jakiś czas nerwowo ślinę i przekładał bukiet kwiatów z ręki do ręki. Już trzeci raz zabierał się do zapukania w drzwi, ale za każdym razem coś go powstrzymywało. A to szczekanie psa, a to zamykanie furtki przez sąsiada. Czuł jak plącze mu się język, a jeśli by cos teraz powiedział z pewnością wyszedłby z tego niezrozumiały bełkot. Już miał się obrócić i uciec, gdzie pieprz rośnie, gdy nagle otworzyły się przed nim drzwi, a jego oczy ujrzały Rolandę, która stała przed nim z równie zdziwionym wyrazem twarzy, co jego samego.
      - Se… Severus? A co ty tutaj robisz? – Kobieta starała się zachować opanowanie, ale na samą myśl o swoim wczorajszym wybryku czerwieniła się po same cebulki włosów, co nie uszło uwadze stojącego przed nią mężczyzny. Severus uśmiechnął się delikatnie i nerwowo i wręczył jej zakupiony bukiet kwiatów.
      - Witaj Rolando. Wyglądasz wprost przecudownie. To dla ciebie. – Rolanda patrzyła raz na kwiaty, raz na Snape’a i nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Była zszokowana tym, co zobaczyła i nie wiedziała, w jaki sposób powinna się zachować. Po dłuższej chwili przyjęła bukiet i gestem ręki zaprosiła Severusa do środka. Dopiero teraz dostrzegła, że jej kolega po fachu ściął swoje przydługie włosy.
      - Severusie, co się stało z twoimi włosami? – Gdy mężczyzny usłyszał pytanie aż się zaczerwienił. Nie mógł jej powiedzieć, że zrobił to z myślą o niej, a przynajmniej nie od razu. Odwrócił się w kierunku kobiety, licząc na to, że nie wygląda jak przysłowiowy burak i uśmiechnął się do niej serdecznie, a Rolanda odwdzięczyła mu się równie ciepłym uśmiechem.
      - Pomyślałem, że przyda mi się jakaś odmiana. Chyba nie jest tak źle? – Rolanda pokręciła przecząco głową i zaprowadziła Severusa do salonu. Wstawiła kwiaty do wazonu napełniając go przy użyciu różdżki wodą, a następnie usiadła na kanapie, a w jej ślady poszedł mężczyzna.
      - Oczywiście, że nie! Teraz wyglądasz… lepiej. – Kobieta zarumieniła się delikatnie i spuściła wzrok, aby nie patrzeć w czarne oczy Snape’a. Ten dziwny mężczyzna działał na nią bardzo wyraźnie od wczoraj, ale nie chciała dać tego po sobie poznać już na drugim spotkaniu. Choć w sumie powinno być jej wszystko jedno skoro wczoraj przykleiła się do niego jak glonojad do szyby.
      - Z początku nie byłem do tego przekonany, ale już się przyzwyczaiłem. Co u ciebie? – Severus starał się prowadzić normalną konwersację, ale nie mógł oderwać oczu od długich nóg kobiety, która siedziała na przeciw niego. W szkole Rolanda nosiła długie szaty, które zakrywały praktycznie całą jej figurę. Teraz jak na dłoni mógł podziwiać jej piękne kobiece kształty, a najbardziej fascynowały go właśnie jej długie nogi przyobleczone w przylegające czarne spodnie. Nie należała do drobnych osób, ale jej figura była nienaganna i idealnie podkreślona ubiorem.
      - Wyjątkowo dobrze. Od kiedy nie pracuję w Hogwarcie mam więcej czasu dla siebie. A ty, Severusie? Nadal siejesz postrach wśród uczniów? – Rolanda uśmiechnęła się szeroko i poprawiła błękitny sweter, który miała na sobie. Snape śledził każdy jej ruch i nie mógł oderwać oczu od jej ciała. Wczoraj był zbyt zestresowany, aby myśleć o czymś inny niż o tym, aby nie wypaść na kompletnego durnia, co mu się z resztą nie udało.
      - Nie, ja również nie pracuję już w Hogwarcie. Znudziło mi się to prawdę powiedziawszy. Nie ma tych samych dzieciaków, co kiedyś. Nikt nie chce łamać tak nagminnie regulaminu jak Potter, Weasley i Granger. – Kobieta uśmiechnęła się szerzej na samo wspomnienie Złotej Trójcy Hogwartu. Wszyscy wiedzieli, że Snape ich wprost nienawidzi, ale jak się okazało nawet wrogów może człowiekowi brakować, a były nauczyciel eliksirów był tego najlepszym przykładem.
      - Faktycznie, Hogwart bez nich to nie to samo. A wiesz może, co się z nimi stało?
      - Potter z tego co wiem zrezygnował z bycia aurorem. Prowadzi klinikę i pracuje w Mungu, Weasley gra w narodowej drużynie quidditcha, a o Granger nic mi nie wiadomo. Jakby zapadła się pod ziemię. – Rolanda pokiwała głowa na znak, że rozumie i założyła nogę na nogę, licząc, że poczuje się choć odrobinę swobodniej. Niestety, zamiast się odprężyć zaczęło robić jej się niesamowicie duszno, a ciśnienie na pewno wzrosło o kilka jednostek. Co się ze mną dzieje?
      - To zdolna dziewczyna, choć bez talentu do latania. Mam nadzieję, że nie zmarnowała sobie życia. Ale nie przyszedłeś do mnie chyba tylko po to, aby pogadać o czasach szkolnych? – Severus spojrzał w bystre uczy kobiety i walczył ze sobą z całych sił, aby się nie zaczerwienić, co wcale nie było takie łatwe. Rolanda nie była zwykłą kobietą. Zapewne miała wielu adoratorów, a on był kolejnym, który jej się napatoczył. Ale z taką urodą wcale jej się nie dziwił. Była wyjątkowo piękna, jak na swój wiek. Może i była od niego starsza, ale jak mówią mugole: miłości się nie wybiera. A skoro się nie wybiera, to co mu szkodzi spróbować swoich sił? Z tą myślą Severus odkaszlnął delikatnie, a następnie pochylił się w kierunku kobiety.
      - Oczywiście, że nie. Rolando, chciałbym cię zaprosić na jutrzejszy wieczór do L’Atelier de Joel Robuchon na kolację. Zgodzisz się pójść ze mną? – Rolandzie omal oczy nie wyszły z orbit. To była jedna z najdroższych restauracji w całym Londynie, a na rezerwację ludzie potrafią czekać miesiącami! Zastanawiało ją jedynie, jak to możliwe, że Severus dostał stoli w takim miejscu? Nie chciała wyjść na hipokrytkę, więc postanowiła w porę zagłuszyć swoją wewnętrzną ciekawość. Zamrugała parę razy oczami i uśmiechnęła się nerwowo.
      - To… bardzo miłe z twojej strony. Ale nie musiałeś wybierać aż tak wygórowanego lokalu.
      - Taka kobieta zasługuje na wszystko, co najlepsze. – Rolanda omal nie zemdlała z wrażenia i przegrzania. Było jej niesamowicie duszno i czuła, jak zaczynają ją oblewać zimne poty. Nie znała dotychczas takiego uczucia, ale połączone z szaleńczo bijącym sercem nagle zaczęło jej się wydawać niesamowicie przyjemne. Przysunęła się do Severusa i poprawiła rękawy od sweterka. Miała ochotę go ściągnąć i rzucić gdzieś w kąt. Koszulkę i spodnie również.
      - Jesteś taki czarujący Severusie. Czy to, co wczoraj mówiłeś… - Mężczyzna nie dał dokończyć zdania kobiecie, gdyż chwycił jej dłonie w swoje i spojrzał głęboko w oczy. Błagał w duszy Merlina, aby nagle cała odwaga nie wyparowała z niego jak kamfora i nie zbłaźnił się przed Rolandą.
      - Było najszczerszą prawdą Rolando. Jesteś piękną i cudowną kobietą, a jeśli nie pójdziesz ze mną na tę kolację, to przysięgam, że rzucę się smokom na pożarcie.
      - Ale czy ty jesteś tego wszystkiego pewny? – Jak ona by chciała, żeby był bardziej pewny od niej! Miała ochotę wejść mu na kolana, ale ostatkami sił przywoływała się do porządku, że na tym etapie to po prostu nie wypada. Dodatkowo próbowała się skupić na jego słowach, a nie na tym, że ma taki niski i pociągający głos, a w połączeniu z jego zabójczym wręcz wyglądem stanowił zapewne obiekt westchnień niejednej kobiety w tym mieście.
Severus gładził dłonie Rolandy i starał się zebrać wszystkie rozszalałe myśli w jedną całość. Jego podświadomość wprost krzyczała, żeby nie kazał więcej czekać tej kobiecie, bo jeszcze trochę, a uschnie z braku pieszczot. Ale cichy głosik w głowie również się do niego dobijał radząc, aby jednak trochę się wstrzymał. Nie wszystkie kobiety lubią nachalność, a jeśli się na nią rzuci jak głody na obiad po pół roku postu, to zapewne pomyśli, że jest niewyżyty i zboczony. Spojrzał w jej bystre i przenikliwe oczy i już wiedział, co powinien zrobić. Pochylił się w jej kierunku i delikatnie pocałował. Rolanda z początku była zdziwiona i nie wiedziała, czy ma odpowiedzieć pocałunkiem, ale po chwili, wiedziona kobiecym instynktem, zarzuciła mu ręce za szyję i bez zbędnych ceregieli władowała mu się na kolana. Czuła dłonie Severusa na swoich plecach, a gdy zjechały na pośladki nieco mocniej przygryzła jego dolną wargę, a po chwili oderwali się od siebie. Rolanda przymknęła oczy i zeszła z kolan mężczyzny, który wstał z zajmowanego miejsca i nerwowo majstrował przy kołnierzyku od koszuli. Oboje nie wiedzieli, co mają ze sobą w tym momencie zrobić. Z jednej strony wszystko działo się nagle i za szybko, ale w całym tym wariactwie chyba właśnie to było najlepsze. Po dłuższej chwili Rolanda odchrząknęła nieznacznie, czym zwróciła uwagę Severusa.
      - Ja… - Kobieta zaczęła się jąkać i nie bardzo wiedziała, co miała powiedzieć. Snape z resztą nie wyglądał lepiej, gdyż jak się odezwał brzmiał podobnie, co Harry Potter odpowiadający z całego materiału eliksirów.
      - Trochę… tak jakby…
      - To było… - Severus spojrzał w oczy Rolandy i nie wytrzymał. Chwycił ją w ramiona, przyciągnął do siebie i ponownie, ale tym razem z większą zachłannością wpił się w jej wargi. Kobieta odpowiedziała natychmiastowo, wplatając mu palce we włosy i pociągając za jego czarne kosmyki, a po chwili zmieniła ich położenie, przenosząc je coraz niżej . Dopiero pod wpływem braku powietrza oderwali się od siebie i dostrzegli, że ich ręce również znalazły sobie interesujące zajęcie, gdyż sweter Rolandy zwisał jej z ramion, a koszula Severusa była do połowy rozpięta. Gdy na siebie spojrzeli pozwoliło im to nieco ochłonąć. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie i przepraszająco i poprawiła swój ubiór, podobnie uczynił Snape.
      - Chyba nie odmówisz mi teraz kolacji? – Błyszczące oczy i nieco spuchnięte wargi kobiety były dla Severusa wystarczającą i jasną odpowiedzią, a jego rozbrajający uśmiech działał na Rolandę jak magnes. Byłaby skończoną wariatką i sama udałaby się do Munga na oddział zamknięty, gdyby mu odmówiła, albo by się chociaż zawahała z odpowiedzią.
      - Udam się na nią z największą przyjemnością.



12 komentarzy:

  1. Świetny rozdział ! ^^ Choć trudno mi jest wyobrazić Severusa ...... o Takiego ! ;3
    Życzę Weny i czekam na Next'a ;3 /Klaudia ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak czytałam ten rozdział to..........krawat Lucjusz wino okulary no nurkowania szampon.........Severusie ty debilu.Ale notka wręcz boska.

    OdpowiedzUsuń
  3. Snape jest mym mistrzem. Co za facet, normalnie nie wierzę. Naprawę się postarał i to bardzo. Ukłon dla Cienie za tak genialne opisanie tego wszystkiego. Lepiej bym sobie tego nie wyobraziła. Całość jest absolutnie perfekcyjna i idealnie pasuję do twojego Severusa :)
    Pozostaje mi tylko życzyć Ci weny i z utęsknieniem czekać na kolejny rozdział :D
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny! Czytając jak Sev idzie do fryzjera a potem wciska na siebie rurki po prostu śmiałam się do łez. A mycie włosów w jego wykonaniu? Bomba! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Snape całujacy się.. ugh.. :D Dobrze że chociaż wygląda już jak człowiek xD
    Btw GDZIE JEST DRACO I HERMIONA?!
    I tak ogólnie to dodawaj to szybciej :D <3
    Czekam na kolejny, wyczuwam że umre przez te dwa tygodnie!
    zapraszam!
    http://dramionemiedzymilocia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahahaha, boski rozdział ;D A po opisie metamorfozy Severusa...
    Pozdro z podłogi xD Sorki, że komentarz taki krótki, ale jeszcze nadal śmieję się z miłosnych perypetii naszego kochanego Nietoperza.
    Zdrowiej ;*

    P.S. Zapraszam na spóźnioną Walentynkową miniaturkę

    dramione-i-think-i-love-you.blogspot.com

    P.S.S. Nie mogę się doczekać reakcji Dracona... Oj będzie się działo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak przy okazji, to zostałaś nominowana do Liebster Award!
      Szczegóły znajdziesz tutaj:

      dramione-wybacz-mi.blogspot.com

      Pozdrawiam, Qeiko

      Usuń
  7. Świetny rozdział! Nie mogę się doczekać następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam rozdział w telefonie, przez co moja mama uważa mnie za nienormalną. Czemu? Bo szczerzyłam się jak głupia. Pisz dalej. Ja za to będę się starać Cię motywować. Zatem... Uwie... Nie, kocham, tak KOCHAM to opowiadane. Za co? Za humor, za pomysł, za styl... Uch! Nie cierpię tego, że robię się taka... Uczuciowa? Wylewna? Mniejsza. Czekam z niecierpliwością!
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja chce więcej,dziękuję ci ze dałas ten rozdział,oby tak dalej a kiedy planowany jest 19 rozdział?!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie mogę no, siedzę i śmieję się ja głupia :) Romeo i Julia rodem z Hogwartu...nie ma to jak dawka porządnego, dobrego humoru na skopany nastrój. Nie wiedziałam, że szampon potrafi być tak niebezpieczny :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Severus jest komiczny xD
    Wysmialam sie za wszystkie czasy xD

    OdpowiedzUsuń