niedziela, 12 października 2014

Rozdział X

Kochani,
za każdym razem, gdy wchodzę na bloga i widzę Wasze komentarze robi mi się cieplej na duszy. Wiem, że zabrzmi to pewnie trywialnie, ale one na prawdę potrafią zdziałać cuda . W szczególności, gdy są w nich cenne uwagi dla autora. Tak na przykład po ostatnim rozdziale nauczyłam się, że bogate opisy pomieszczeń nie dla każdego są równie istotne, co dla mnie. Cóż, będę zatem musiała powstrzymać swe zapędy architektoniczne i dekoracyjne :D

Ale piszcie! Piszcie jak najwięcej uwag dotyczących tekstu, bo pomagają one dostrzec defekty w dotychczasowym stylu. Oczywiście jeśli komuś uzbiera się cała litania spostrzeżeń i wskazówek, to nie zabraniam umieszczać tego w komentarzu, ale wolałabym jednak takie wiadomości otrzymywać osobiście. Najlepiej na maila, podanego po prawej stronie bloga.

Rozdział 11 przewiduję na 26 października. Będę mieć teraz sporo wolnego, więc możliwe, że będzie nieco dłuższy niż dotychczasowe.

Ode mnie byłoby jak na razie tyle, oczywiście bardzo dziękuję za każdy komentarz i mam nadzieję, że z biegiem czasu zacznie się pojawiać ich więcej, ale marzenia pozostawmy na razie marzeniami ;)

Zapraszam do czytania.

Z dedykacją dla ukochanej Nox - będziesz wiedziała dlaczego ;)

* * * * * 
            Przy niewielkim małym grobie siedziała kasztanowłosa kobieta. W jej głowie myśli przewijały się wolno niczym sunący wyciąg górski. Zdecydowała się tu przyjść, aby zmierzyć się sama ze sobą. Nie mogła zapomnieć, tego nie wolno jej było uczynić, ale chciała zaznać w końcu spokój. Miejsce, od którego wszystko się zaczęło wydawało jej się na osiągnięcie tego celu najlepsze. Pod rozłożystym dębem znajdował się biały nagrobek niewielkich rozmiarów, a na jego płycie umieszczone zostały czarne imię i nazwiska dziecka.

Frederic Granger Weasley

Hermiona nie chciała, aby znalazła się tam żadna data. Ani narodzin, ani śmierci, mimo że był to ten sam dzień. Jej te osiem cyfr na zawsze zostało wyryte w pamięci. Obecnie na nagrobku leżały świeże niezapominajki, które dziewczyna przyniosła ze sobą. Takie trywialne, mógłby pomyśleć ktoś z boku, ale właśnie ta prostota przemawiała do kasztanowłosej najbardziej. Ona nie zapomni swojego dziecka nigdy, mimo że maluch na pewno to wiedział, to chciała mu w jakiś sposób to przekazać.
            - Fredy zobacz jak czas szybko płynie. Miałbyś dziś dwa latka. – Hermiona mówiła cicho, uśmiechając się blado do czarnych liter na nagrobku. Właśnie takiego spokoju potrzebowała i bycia sam na sam ze swoim małym aniołkiem. Aby mogła wszystko wyjaśnić. Nie chciała, aby ktoś z nią szedł, potrzebowała tej samotności.
            - To co ci obiecałam jest trudne synku, uwierz mi proszę. – Kasztanowłosa sama nie wiedziała czy mówi prawdę, czy też kłamie. Nowe dni wciąż ją zaskakiwały, od kiedy kupiła dom na New Cavendish Street. Czuła się w pewnym sensie wolna i napełniona olbrzymią energią. Wiedziała jednak, że życie to nie jest słodka wata cukrowa i kiedyś przyjdzie czas na upadki i to być może bolesne. Bała się tej rzeczywistości, ale chciała otworzyć swoją kawiarnię mimo tego. Pragnęła jej w obecnym momencie tak bardzo jak kiedyś narodzin synka.
            - Wiem, że masz nadzieję, że sobie poradzę, ale to nie jest proste. – Hermiona wierzyła swoim słowom. Gdyby wszystko na świecie było łatwe i przyjemne, to po co istniałyby ból i przygnębienie? Ona bardzo długo się nimi otaczała i wciąż czuje tę więź, ale ufała sobie i swojej hardości ducha, że w końcu pożegna się z nimi raz na zawsze. Droga przed nią była długa i wyboista, ale nie takimi ścieżkami się w życiu chodziło. Kobieta wykrzywiła swoją twarz w lekkim uśmiechu i pochyliła się bardziej w stronę grobu jej dziecka.
            - Gdybyś mógł mnie wczoraj zobaczyć. Śmiałam się od bardzo dawna. – Na wspomnienie zeszłego dnia uśmiech kasztanowłosej poszerzył się jeszcze bardziej.
            - Opowiedziałabym ci o tym, ale ty wszystko przecież wiesz, bo cały czas przy mnie jesteś. – W trakcie wymawiania tych słów Hermiona przyłożyła swoją rękę do serca, miejsca, gdzie na zawsze zamieszkało jej jedyne i ukochane dzieciątko. Poczuła jego szybsze bicie, gdy go dotknęła. W tym samym czasie zerwał się porywisty wiatr, który przeszywał jej cienki niebieski sweter i płaszcz na wskroś. Kobieta otuliła się nim szczelniej i poprawiła swoje rozwiane w każdą możliwą stronę włosy.
            - Tatuś na pewno cię dzisiaj odwiedzi. – Na wspomnienie Rona coś ukłuło Hermionę mocno w serce. Dziewczyna zamknęła oczy, aby móc się uspokoić. Nie chciała płakać z powodu swoich wyrzutów sumienia. Musiała go zostawić, inaczej wróciłaby do swojego łóżka i pogrążyła się na zawsze w czarnej rozpaczy. Ale fakt, że nie wiedziała jak chłopak sobie z tym wszystkim radzi mocno ją przygnębiał. Nagle nie wiadomo skąd do jej uszu doleciał bardzo znajomy głos.
            - Panno Granger, co pani tutaj robi? – Kobieta otworzyła z przestrachem swoje oczy i skrzyżowała je z szarym spojrzeniem Lucjusza Malfoya. Blond arystokrata stał nad nią, trzymając w jednej ręce białe róże, a w drugiej swoją ukochaną czarną laskę. Hermiona nienawidziła go jeszcze bardziej niż Dracona, ale w obecnym mężczyźnie było coś, co bardzo interesowało Gryfonkę. Dziwnym trafem nie wyglądał na dawnego sadystę z zawyżonym ego. Kasztanowłosa spojrzała nieufnie i hardo w jego tęczówki, wstając z ławki, na której siedziała.
            - Nie pański interes panie Malfoy. – Chciała zabrzmieć ostro, aby Lucjusz darował sobie wszelką rozmowę i odszedł w tylko sobie znanym kierunku. Malfoy senior jednak spuścił lekko swoją głowę i przełożył do lewej ręki bukiet róż.
            - Przepraszam panno Granger, nie chciałem być nieuprzejmy. Ale czego innego mogła się pani spodziewać, mając w pamięci moje dawne oblicze. – Kobieta z wielkim trudem powstrzymała się, aby nie rozszerzyć swoich oczu ze zdziwienia. To, co mówił arystokrata było stuprocentową prawdą, jednak ona wolała wstrzymać się z nadmierną ufnością. Pamiętała byłego Lucjusza, który ubliżał jej równie dobrze jak jego synalek i nigdy nie zapomni mu tego, iż służył pod władzą Voldemorta.
            - Nazwania mnie szlamą, jak miał to pan w zwyczaju. – Na dźwięk tak bardzo znienawidzonego słowa Hermiona wzdrygnęła się, a i podobnie było z Malfoyem seniorem. Kobieta nie wiedziała za bardzo, co ma na ten temat sądzić. A już tym bardziej zakłopotały ją słowa wypowiedziane po chwili przez Lucjusza.
            - To karygodne określenie, niech go pani do siebie więcej nie przypisuje.
            - To pański syn wyrył mi je na duszy, ja sama sobie tego nie zrobiłam.
            - Draco to egoista, jednak nic nie usprawiedliwia jego postępowania. Mojego z resztą również. – Żołądek aż skręcał się Hermionie z nerwów. Nie lubiła czegoś nie wiedzieć, a tak się akurat składało, że obecne zachowanie Lucjusza kompletnie ją dezorientowało. Usiadła z powrotem na ławce i oparła swoje ręce o kolana. Chciała zostać sama, jednak Malfoy senior nie zamierzał tak szybko się wynieść.
            - Mogę się przysiąść? – Kobieta spojrzała na niego nieco łagodniejszym wzrokiem niż na początku spotkania i przytaknęła lekko głową. Gdy mężczyzna zajął miejsce obok niej do jej nozdrzy doleciał zapach jego perfum. Czuła wyraźną woń ziarenek pieprzu i piżma. Po chwili Lucjusz odezwał się posmutniałym głosem.
            - Czy to było pani dziecko? – Hermiona zwiesiła głowę, przyglądając się swoim kolanom. Czy stary Malfoy naprawdę nie mógł sobie darować swojego dziwnego zachowania i pójść gdzieś w siną dal? Spojrzała na niego z wyraźną wściekłością.
            - Panie Malfoy, jeśli chce pan jak zwykle trochę mi naubliżać to proszę bardzo, ja już i tak bardzo dużo wycierpiałam, więc następne kopnięcia od życia wcale mnie nie zdziwią. – Lucjusz nie przejął się zbytnio wypowiedzią panny Granger, a w odpowiedzi wyjął jedną białą różę z bukietu i złożył ją na nagrobku małego Frederica. W oczach kobiety zalśniły łzy.
            - Nie śmiałbym szydzić z pani krzywdy panno Granger.
            - Doprawdy? – Niedowierzanie w głosie Hermiony było wręcz namacalne, a i rozżalenia u Malfoya seniora nie dało się w żaden sposób ukryć.
            - Jest mi przykro, że tak pani odbiera moją dobrą wolę, ale nie mogę za to pani winić. Sam stworzyłem swój obraz w pani głowie. – Kobieta nie umiała powstrzymać już łez cisnących się pod jej powiekami. Nie wierzyła w tak diametralną zmianę w Lucjuszu, ale jak do tej pory nie uczynił nic, co mogłoby utwierdzić ją w przekonaniu, że jest takim samym bezuczuciowym i podłym chamem jak dawniej. Jego syn przynajmniej na wstępie rozwiał jej nikłe nadzieje o dobrym zachowaniu, dając jej wyraźny dowód w postaci kolejnej ,,szlamy”.
            - I co chce mi pan powiedzieć? Że się zmienił? Że jest lepszym człowiekiem? – Żal wyraźnie przemawiał przez dziewczynę. Tyle bólu, którego doświadczyła od całej rodziny Malfoyów nie dało się opisać słowami. Nie jest w stanie tak z dnia na dzień zakodować sobie w pamięci, że Lucjusz jest dobrym człowiekiem, a nie zadufanym w sobie arystokratą, jak jego syn. Blondyn pokręcił przecząco głową i wyciągnął ze swojej kieszeni opakowanie chusteczek higienicznych, podając je Hermionie. Dziewczyna przez moment się wahała, ale w końcu sięgnęła po paczkę.
            - Mógłbym, ale to nie sprawi, że pani mi wybaczy. – Panna Granger wydmuchała swój nos w chusteczkę i otarła swoje mokre od łez oczy. Gardło zaczęło zawiązywać jej się w supeł, czuła się skrępowana postawą arystokraty. Nie za bardzo wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. Malfoy senior spojrzał na nią swoimi srebrnymi tęczówkami, które odziedziczył po nim Dracon. Z resztą chłopak nie tylko to otrzymał od ojca – platynowe włosy, ostre rysy twarzy, wzrost i idealna wręcz sylwetka również czyniły z niego chodzącą kopię swego rodzica. Czego nie można było z kolei powiedzieć o zachowaniu.
            - Panno Granger, nie śmiałbym prosić o pani wybaczenie, ale ośmielam się upraszać o pani uśmiech na twarzy. – Hermiona z niewiadomej przyczyny zaśmiała się krótko, a na jej twarzy zagościł promienny uśmiech, dokładnie taki, o którym mówił Lucjusz. Również wargi mężczyzny wygięły się lekko ku górze.
            - Tak jest o wiele lepiej.
            - Świat staje na głowie, albo ja zwariowałam. – Lucjusz zdziwił się nieco odpowiedzią dziewczyny. Położył bukiet róż obok siebie na ławce, a ręce splótł na czarnej lasce.
            - Niemożliwym jest, aby najmądrzejsza czarownica od wszechczasów straciła zdrowy rozsądek.
            - Czy pan mi właśnie powiedział komplement? – Brwi byłej Gryfonki uniosły się wysoko ku górze. Postanowiła zaryzykować i dać się wciągnąć w konwersację ze starszym mężczyzną. Lucjusz wydawał jej się bardzo dziwny i to do tego stopnia, że mogła odważyć się na stwierdzenie, iż w jakimś sensie zmienił się. I to o dziwo na lepsze. Już na początku spotkania dziewczyna nie dostrzegła na jego twarzy zimnej maski pogardy, którą zawsze przywdziewał przy jej obecności.
            - Skłamałbym, mówiąc nie. – Malfoy senior obdarzył kobietę serdecznym uśmiechem i wbił swój wzrok w biały nagrobek, przy którym siedzieli. Hermiona nie wiedziała dokładnie, co dostrzegła w jego oczach. Być może ciepło i współczucie, ale równocześnie mogła to być litość, której tak bardzo nienawidziła. Wszyscy chcieli się nad nią tylko litować, a nikt nie odważył się ściągnąć jej na ziemię. Może i brutalnie to brzmiało, ale potrzebowała kogoś, kto nie mówiłby cały czas o tym, jaka jest biedna i skrzywdzona przez los. I właśnie za to dziękowała Pansy, że nie obchodziła się z nią jak z porcelanową filiżanką, ale jak ze zwykłą szklanką, która też potrzebuje czasem rozbić się o ziemię. Jej rozmyślania przerwał spokojny głos Lucjusza.
            - Frederic to piękne imię. Razem z młodym Wesleyem je wybrałaś?
            - Jeden z jego braci bliźniaków tak się nazywał, chcieliśmy w pewnym sensie, aby jego cząstka została z nami na zawsze. Niestety nie udało się to za bardzo. – Kobieta spuściła głowę i ponownie poczuła wzbierające w niej potoki łez. Nie chciała płakać kolejny raz. Czuła, że zbyt dużo łez z siebie wylała w przeciągu tych dwóch lat, ale każdo wspomnienie jej ukochanego dziecka wywoływało w niej falę żalu i smutku, a co za tym idzie bezsilny płacz.
            - Nie wolno dusić w sobie smutku panno Granger. Proszę mi wybaczyć to zuchwałe stwierdzenie, ale nie wydaje się pani tą samą szczęśliwą osobą, z którą miałem okazję obcować w przeszłości. – Hermiona otarła swoje oczy i spojrzała na Lucjusza. Nie dostrzegła na jego twarzy cienia drwiny, jedynie czyste zmartwienie i troskę, choć to drugie mogło być zarówno jej urojeniem.
            - Pan też nie jest taki sam jak dawniej. – Uśmiechnęła się delikatnie do swojego rozmówcy, a pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Lucjusz wytarł ją swoją dłonią i odwzajemnił uśmiech. Nie był on w żadnym stopniu serdeczny, a jedynie przepełniony bólem i wstydem, co kobieta wyraźnie dostrzegła.
            - Moja przeszłość splamiona jest krwią niewinnych ludzi, nie chciałbym, żeby kiedykolwiek się powtórzyła. Chcę żeby pani wiedziała, iż nie jestem dumny ze swoich czynów. – Malfoy senior spuścił nieco swoją głowę i oparł ją o czarną laskę. Wiedział, że bycia śmierciożercą nie wymaże ze swojego życia tak samo jak mrocznego znaku z przedramienia. Nie miał żalu do młodej kobiety o to, że jest do niego wrogo nastawiona. Każdy, kto przeszedł podobne katusze z jego strony był dla niego niemiły i ostry. Jednak dziewczyna zdawała się podchodzić do niego z większą ufnością, niż na początku spotkania.
            - Przynajmniej ma pan wyrzuty sumienia. – Wydawać by się mogło, iż Hermiona go ocenia, ale nie starała się tego robić. Może i Lucjusz był podłym chamem, ale nie okazywał już tego w stosunku do niej w żaden sposób. Może faktycznie zrozumiał swoje postępowanie, przeszło jej przez myśl.
            - Cały czas je miałem, ale podczas mojego pobytu w Azkabanie nasiliły się znacznie. Nie mogłem uciekać przed odpowiedzialnością.
            - Czyli uważa pan, że otrzymał zasłużoną karę? – Arystokrata pokręcił przecząco głową, a kasztanowłosa przysunęła się do niego nieco bliżej. Widok skruszałego Lucjusza nie zdarzał się zbyt często.
            - Żadna kara w moim przypadku nie jest wystarczająca panno Granger. Ale zrozumiałem jakim człowiekiem byłem i przeraziło mnie to. – Hermiona wręcz widziała ten strach, który ogarniał mężczyznę. Chciała mu współczuć, ale nie mogła, gdy w jej pamięci wciąż tkwił obraz wyrachowanego sadysty z bryłą lodu zamiast serca. Czuła się podle w tym momencie.
            - Miał pan w sobie tyle odwagi, aby zmienić swoje życie.
            - Strachu panno Granger, nie odwagi. Chciałbym wynagrodzić wszystkie krzywdy, które wyrządziłem, ale niestety, nikomu życia zwrócić nie mogę.
            - Wiem coś o tym. – Lucjusz spojrzał na dziewczynę z niekłamaną troską w oku. Wiedział, że Frederic był jej synem i był ciekaw, jak dziecko umarło, ale nie chciał zadawać kobiecie nieprzyjemnych pytań. Widział jej reakcje na samo wspomnienie o nim, a co dopiero, gdyby musiała mu o tym opowiadać. Zadawanie jej dodatkowych cierpień, by zaspokoić własną ciekawość było niepotrzebne i egoistyczne.
            - Nie musi mi pani o tym mówić. Wiem jaką cenę miałoby przekazanie tych informacji.
            - Dziękuję za wyrozumiałość panie Malfoy. – Hermiona postanowiła odejść od bolesnych tematów i skierować ich rozmowę na nieco przyjemniejsze tory. – A jak praca w Ministerstwie Magii?
            - Skończyłem z tym. I nie ukrywam, że jestem z tego powodu bardzo zadowolony.
            - To czym się pan teraz zajmuje? – Błysk zainteresowania mignął w bursztynowych oczach Hermiony. Nie podejrzewała arystokraty o odejście z Ministerstwa i porzucenia w nim swej ciepłej posady. Była pewna, że miała ona przejść w ręce Dracona, ale młody mężczyzna ze swoją pracą daleki był od tego, co robi się w Ministerstwie Magii.
            - Domem, rodziną, ogrodem, życiem na emeryturze po prostu.
            - Ogrodem? – Hermiona nie wiedziała czy odpowiedź Lucjusza bardziej ją zaskoczyła czy zszokowała. Nie była w stanie wyobrazić sobie tego mężczyzny przekopującego grządki i sadzącego kwiaty na rabatkach. Natomiast arystokracie na dźwięk swojego hobby aż zaświeciły się oczy.
            - Uwielbiam to panno Granger. To jest niesamowite, że wystarczy chęć i ciężka praca, aby ziemia zaczęła owocować. Poza tym te wszystkie kolory! One są wprost cudowne! – W Lucjuszu widać było ogromne podekscytowanie. Kasztanowłosa nie kryła za to swojego zdziwienia, nigdy w życiu nie posądzałaby starego Malfoya o fascynację ogrodnictwem!
            - Dużo posiada pan odmian?
            - Wszystko, co tylko się da i z czym potrafię obcować. W przyszłym roku wygrana w konkursie na najbardziej zadbany ogród z pewnością trafi w moje ręce, a ja pokażę staremu Nottowi, kto jest mistrzem w tej dziedzinie! – Hermiona nie wiedziała czy siedzący obok niej mężczyzna przypadkiem nie uciekł ze szpitala psychiatrycznego. Jego zachowanie już nie tyle ją dziwiło, co bawiło. Chciałaby zobaczyć jak Lucjusz biega z konewką po całej posesji i jak strzyże trawnik. Ten widok miałaby przed oczami na całe życie. Postanowiła jednak zachować się w miarę możliwości kulturalnie i nie wybuchnąć śmiechem.
            - Mam nadzieję, że się to panu uda i na pewno będę trzymać kciuki. Dużo czasu trzeba poświęcić, aby ogród był zadbany?
- Potrzeba wiele cierpliwości i codziennej pracy. Choć najwięcej czasu poświęcam na wlewanie synowi oleju do głowy. – Lucjusz zaśmiał się na wspomnienie o Draconie. Ich wczorajsze spotkanie przysporzyło mu wiele powodów do radości. Jednak martwił się o niego, a najbardziej o to, że nigdy nie skończy ze swoim hulaszczym zachowaniem. Oczy Hermiony posmutniały, w jej głowie również pojawiło się ostatnie spotkanie młodego arystokraty, które nie należało do najprzyjemniejszych.
            - Proszę nie mieć mi tego za złe, ale to chyba daremne panie Malfoy.
            - Wiem, co pani myśli o Draconie, ale on po prostu ma o sobie za duże mniemanie. Nie jest wyrachowany, ale brakuje mu piątej klepki. – Hermiona zdziwiła się wypowiedzią Malfoya seniora. Myślała, że będzie zażarcie bronił swojego jedynego podopiecznego, ale słowa mężczyzny dalekie były od pochwał i uświadamiania jej, że jest chodzącym ideałem.
            - Czterech poprzednich chyba również. – Lucjusz zaśmiał się i uśmiechnął do niej pogodnie.
            - Mimo, że Draco to mój syn to przyznam pani rację. Chłopakowi przydałoby się mocne uderzenie o ziemię, ale nie ma nikogo, kto chciałby go na nią sprowadzić. Podobnie jak ja kiedyś widzi tylko czubek własnego nosa, ale śmiem prosić Merlina o łaskę, aby się to w przyszłości zmieniło.
            - Powinien być pan z niego dumny. Usamodzielnił się wreszcie i nie chowa za pańskimi nogami. – Hermiona chciała jakoś podpuścić arystokratę, aby jednak skierował jakąś pochwałę w kierunku swojego syna. Ale mężczyzna nic takiego nie zrobił czym zaczął ją do siebie coraz bardziej przekonywać.
            - Dumny? Z tego, że sypia z całą żeńską populacją Londynu? Wiem, że to podłe i nie przystoi mówić takich rzeczy ojcu, ale chciałbym, aby któregoś dnia prezerwatywa okazała się dziurawa. – Oczy kasztanowłosej wyszły niemal na wierzch. Jednak po chwili śmiała się głośno razem z blond mężczyzną, siedzącym obok niej.
            - Panie Malfoy to faktycznie podłe, ale może i by pomogło.
            - Sam bym mu ją kiedyś przedziurawił, gdybym nie miał w sobie resztek przyzwoitości. Tak pozostaje mi tylko czekać, aż znajdzie sam jakąś kobietę. Moje wysiłki idą niestety w odstawkę.
            - Chyba nie chce pan powiedzieć, że umawia syna na randki w ciemno? – Kobiecie przed oczami stanął młody Malfoy, który wybiera jedną z trzech par drzwi, za którymi stoją dziewczyny wybrane przez Lucjusza, a potem zabiera jedną z nich na kolację, by grzecznie jej uświadomić, iż nie jest w jego typie. Czerwone rumieńce na policzkach Malfoya seniora utwierdziły ją w przekonaniach i ponownie wybuchła głośnym śmiechem.
            - Panno Granger proszę się nie śmiać. To jest poważna sytuacja. Co ja mam niby zrobić? Jego wentyl prowadzi przez życie! – Hermiona uspokoiła się nieco, trzymając się za bolący brzuch. Już dawno nie miała okazji do tak beztroskiego śmiechu. A najbardziej szokowało ją to, że doprowadził ją do niego Lucjusz.
            - Niestety ja panu nie doradzę w jego przypadku. Może spróbować zatkać?
            - To bardzo dobry pomysł, ale za późno na niego jakieś dwadzieścia lat. A co u Ronalda, jeśli wolno mi spytać? Czytałem, że Pomarańczowi znowu zwyciężyli na mistrzostwach w Hiszpanii. – Dziewczyna posępniała na wieść o swoim byłym narzeczonym. Nie chciała jednak zamykać się w sobie. Ron w pewnym sensie należał do przeszłości, a to właśnie z nią przecież się mierzyła.
            - Nie mam już z nim kontaktu. Rozstaliśmy się parę dni temu. – Lucjusz nie wydawał się być zaskoczony informacją, której udzieliła mu Hermiona. Ku uciesze kobiety nie ciągnął dalej tematu jej związku z młodym Wesleyem.
            - Rozumiem. A jak pani sobie radzi?
            - Całkiem dobrze w ostatnich dniach, nie wliczając w to spotkania z pańskim synem. – Malfoy senior zaciekawił się tym, co powiedziała była Gryfonka. Nie przypominał sobie, aby Draco wspominał o ich spotkaniu. Tym bardziej był zainteresowany jego przebiegiem.
            - A czegóż to on od pani chciał?
            - Chyba jak zwykle pokazać swoją lepszość nad moim gatunkiem, jak się wyraził.
            - Pieprzony gówniarz. O! Przepraszam panno Granger za te słowa w pani obecności. – Lucjusz przez moment zakrył swoje usta dłonią, jakby epitet przypisany jego synowi wymsknął mu się przez przypadek. Jednak złość malująca się na twarzy mężczyzny pozwalała rozwiać hipotezę, jakoby przekleństwo było niezamierzone.
            - Nie gniewam się.
            - A powinna pani! – Arystokrata uderzył swoją czarną laską o ziemię i zerwał się gwałtownie z ławki, na której siedział. Hermiona spoglądała na niego z szokiem wymalowanym na twarzy. Nie spodziewała się takiej reakcji u mężczyzny.
            - Niech ja tylko dorwę smarkacza w swoje ręce, a mur beton pokażę mu gdzie jest jego miejsce i nogi z dupy powyrywam, wcześniej ukręcając mu przy niej łeb! Do widzenia panno Granger, miło było panią zobaczyć. – Lucjusz ukłonił się Hermionie nisko i łopocząc swą czarną peleryną szybkim krokiem udał się w kierunku wyjścia z cmentarza. Kasztanowłosa siedziała na ławce wpatrując się w oddalającą postać mężczyzny z wybałuszonymi oczami. Nie wiedziała za bardzo czy ma przewidzenia, czy może kompletnie zwariowała. W końcu widok wściekłego Lucjusza na syna za to, że nazwał ją szlamą należał do scen niemalże na wymarciu! Jednak jakaś cząstka jej duszy szeptała jej, że Malfoy senior jest kompletnie innym człowiekiem. Mogłaby to powiedzieć już teraz, po spotkaniu z nim, ale nie potrafiła sobie do końca zaufać. W jej głowie wciąż siedziały mroczne wydarzenia z jego rezydencji, gdy Bellatrix wyrzynała jej na skórze słowo ,,szlama”. Nigdy nie zapomni tego zimna i braku choćby cienia współczucia na jego twarzy.
            W oddali kasztanowłosa wciąż widziała sylwetkę Lucjusza Malfoya, a raczej jego czarną pelerynę, ale dostrzegła również rudowłosą drobną kobietę, która stanęła jak wryta, gdy blond arystokrata mijał ją w bramie i ukłonił się nisko w jej kierunku. Hermiona bez trudu rozpoznała w niej Ginny. Po kilku minutach jej najlepsza przyjaciółka dotarła do grobu, w którym spoczywał mały Frederic. Była zszokowana, gdy ujrzała siedzącą na ławce Hermionę. Kasztanowłosa przesunęła się nieco i poklepała miejsce obok siebie. Ruda niepewnie spoczęła obok niej, wpatrując się w nią swymi bystrymi oczyma.
            - Jak się czujesz Hermiono? – Ginny miała cichy i smutny głos przepełniony troską. Panna Granger nie mogła mieć o to do niej żalu, gdyż od dnia, gdy odeszła od Rona nie odezwała się do niej ani słowem. Rudowłosa kobieta również nie chciała kontaktować się z przyjaciółką, gdyż nie chciała przysparzać jej ponownego cierpienia.
            - Lepiej. Pansy mi trochę pomogła.
            - Jeśli nazwanie cię gorszym gatunkiem pomaga… - Hermiona czuła złość, która narastała w przyjaciółce. Nie wiedziała, czy Ginny tak po prostu reaguje na małżonkę Harrego, czy w pewnym sensie bolało ją to, że wolała pomoc osoby niezbyt przychylnie do niej nastawionej niż najlepszej przyjaciółki. Mogły to być również obie rzeczy naraz.
            - Pansy nie jest taka, uwierz mi Ginny. Wiem co mówię.
            - Czyli nie szydziła z ciebie? – Niedowierzanie i ulgę było wyraźnie słychać w głosie młodej Wesley. Rudowłosa kobieta nie ukrywała tego, iż bała się o Hermionę, gdy ta postanowiła zamieszkać u Harrego. Niespecjalnie pałała serdecznością do Pansy i vice versa, przerażała ją myśl o tym, że będzie chciała zadać bliskiej jej osobie jeszcze więcej bólu niż do tej pory miała. Jednak widok uśmiechniętej Hermiony rozwiał jej obawy, a przywiał w ich miejsce zaciekawienie.
            - Wiem, że wydaje się to nieprawdopodobne, ale znalazłyśmy nić porozumienia.
            - I naprawdę czujesz się lepiej, czy starasz się coś przede mną ukryć? – Ginny chciała być pewna, że samopoczucie jej przyjaciółki zmierza ku lepszemu. Myślała, że nie zobaczy jej zbyt szybko, a już kompletnie nie spodziewała się spotkać ją na cmentarzu. Jednak błyszczące oczy kasztanowłosej napełniały ją radością i widziała, że dziewczyna naprawdę nic przed nią nie kryje.
            - Nie umiałabym cię okłamać. Z resztą sama być to dostrzegła. – Ginewra niespodziewanie przytuliła mocno Hermionę, tak że obie kobiety omal nie zleciały z ławki, na której siedziały.
            - Tak się cieszę Miona, nawet nie wiesz jak bardzo. Martwię się o ciebie dniami i nocami. Nie wiedziałam co się z tobą dzieje. Myślałam, że znowu uciekasz od nas, jak przez ostatni czas. – Ginny nie próbowała nawet zatrzymać łez, które spływały po jej policzkach. Czuła dłoń swojej przyjaciółki, która gładziła ją ciepło po plecach. Gdy się od niej oderwała Hermiona uśmiechała się do niej swym pięknym uśmiechem, jak miała kiedyś w zwyczaju.
            - Przepraszam cię Ginny, nie chciałam abyś tak myślała. Potrzebuję trochę czasu i musicie to zrozumieć. Ale nie ma rzeczy niemożliwych jak się przekonałam.
            - Co chcesz przez to powiedzieć? – Ciekawość była wyraźnie słyszalna w głosie rudowłosej. Przez moment Hermiona wahała się, czy aby na pewno chce jej mówić o spotkaniu z Lucjuszem Malfoyem, ale wiedziała, że przyjaciółka i tak by to z niej wyciągnęła prędzej czy później.
            - Zanim przyszłaś rozmawiałam z Lucjuszem Malfoyem. – Oczy młodej Wesley zaczynały się niebezpiecznie rozszerzać.
            - Z tym podłym… - Kasztanowłosa weszła jej w zdanie, zanim padnie o kilka niepotrzebnych słów za dużo.
            - Właśnie o takich rzeczach niemożliwych mówię Ginny. Lucjusz jest inny, kompletnie go nie poznaję. Ani razu nie dał mi powodu, abym czuła się od niego gorsza. Zachowywał się jak normalny człowiek, a co więcej, przeprosił mnie. – Oczy Ginewry omal nie wyleciały z oczodołów. Hermiona na ten widok zaśmiała się krótko.
            - Nawet nie wiesz, ile się dzisiaj przy nim śmiałam.
            - Miona może ty zwariowałaś? – Kasztanowłosa roześmiała się jeszcze głośniej i pokręciła przecząco głową.
            - Też tak myślałam na początku, ale gdybyś słyszała Lucjusza, który mówi, że umawia swojego syna na randki w ciemno, też byś nie wytrzymała. – W myślach rudowłosej pojawił się ten sam obraz, co wcześniej u panny Granger. Stojący Draco przed drzwiami, za którymi czekają kandydatki wybrane przez jego ojca, a jedną z nich młody arystokrata zabiera na romantyczną kolację przy świecach. Po chwili i ona zanosiła się śmiechem razem ze swoją przyjaciółką.
            - Chciałabym to kiedyś zobaczyć, tę tlenioną tchórzofretkę, która spotyka się z dziewczyną wybraną przez jego rodziców.
            - Uwierz mi, że ja też. – Dziewczyny chwilę się jeszcze pośmiały, a potem zapanowała między nimi cisza. Hermiona  nie wiedziała czy jej przyjaciółka kiedykolwiek jej wybaczy. Giny była wyrozumiała, ale nawet dla niej fakt, iż wolała pomoc Pansy mógł wydawać się nie do przejścia. Kasztanowłosa nie miała wyrzutów sumienia. Postąpiła tak przede wszystkim dla własnego dobra, ale również by chronić bliskie jej osoby. Nie chciała, aby Ginny wyręczała ją we wszystkim i patrzyła, jak próbuje walczyć ze swoim bólem i cierpieniem. Ona i tak za wiele dla niej robiła. Była przy niej przez ten cały czas, ani razu nie dała jej powodu, aby mogła ją za coś znienawidzić. I właśnie dlatego odeszła, aby odciążyć przyjaciółkę z nękającej ją depresji. Mogło się to wydawać brutalne, ale Hermiona wiedziała, że tylko to pomoże jej stanąć na nogi, a przynajmniej podnieść się z podłogi na kolana. Ginny nie kryła żalu do przyjaciółki, że zostawiła ich tak z dnia na dzień. Chciała być przy niej, móc ją wspierać, ale dokładnie wiedziała, że na razie to niemożliwe. Uderzyło ją zostawienie Rona. Jej brat nigdy nie pogodzi się z jej stratą, była  jego jedyną i prawdziwą miłością. Wierzyła głęboko, że uda im się pozostać przyjaciółmi, ale nie widziała za bardzo choćby maleńkiego płomyka w tym ciemnym tunelu nadziei. Zdecydowała się poruszyć jakiś mało drastyczny temat dla nich obu.
            - Zamieszkałam u Blaisa, nie wiem czy Harry ci o tym wspominał. – Hermiona spojrzała na rudowłosą z niekłamaną satysfakcją i radością w bursztynowych oczach.
            - Zabiniego? – Ruda przytaknęła w odpowiedzi głową. – To bardzo dobry pomysł, w szczególności, że bardzo się kochacie. – Kasztanowłosa strzelała w ciemno. Nie miała bladego pojęcia o uczuciu łączącym jej przyjaciółkę z Blaisem, ale nie pomyliła się w swoich domysłach. Rumieńce, które oblały twarz Ginny były na to najlepszym dowodem.
            - W przyszłym roku planujemy wziąć ślub. – Hermiona uściskała mocno swoją przyjaciółkę. Nie potrafiła nie cieszyć się z jej szczęścia.
            - To wspaniałe Ginny. Chciałabym zobaczyć cię w bieli.
            - Ja ciebie kiedyś również. – Kasztanowłosa nieco posmutniała i założyła kosmyk swoich rozwianych włosów za ucho. Ginny uśmiechnęła się do niej blado.
            - Przepraszam Herm, nie chciałam tego mówić.
            - Nie masz za co przepraszać. Każdy oczekiwał, że wyjdę za Ronalda, ale… sama rozumiesz, dlaczego nie mogę. Wiem, że mnie za to nienawidzi, ale mam nadzieję, że to zrozumie i kiedyś mi wybaczy. – Rudowłosa objęła swoją przyjaciółkę. Wiedziała, że odejście od jej brata stanowiło dla kobiety duży cios, ale również bardzo dobrze rozumiała, dlaczego tak postąpiła.
            - On nie ma czego ci wybaczać, kiedyś na pewno to zrozumie, ale Miona, on cię nie nienawidzi. On nadal mocno cię kocha.
            - Wiem i naprawdę nie umiem znieść tego, że ja niestety jego już nie. Czuję się z tym podle. Ale nie umiem go okłamywać. – Dla Hermiony Ron był kimś więcej niż przyjacielem. Znał ją najlepiej ze wszystkich i dlatego darzyła go głębszym uczuciem. Jednak nie potrafiła żyć dalej u jego boku. W szczególności, że całą swoją miłość do niego przelała na Frederica. Teraz nie umiała kochać go inaczej niż brata. Jest dla niej bardzo ważny, ale nigdy nie przełamie bariery miłości platonicznej, która po śmierci ich dziecka utworzyła się między nimi. Nie potrafiła karmić go nadzieją, że nadal jest jej drugą połówką. A prawda była taka, że nigdy nią nie był. Czasami miała wrażenie, że będące między nimi uczucie wynikało z tego, że wszyscy, którzy ich otaczali oczekiwali od nich tej miłości. A ona dała się temu ponieść i zakochała się w Ronie, mimo że to nie był partner, jakiego potrzebowała.
            - Dobrze zrobiłaś, że mu o tym powiedziałaś.
            - Jeśli dobrze, to dlaczego czuję się z tym potwornie?
            - Bo czujesz, że go zraniłaś. Prawda boli, ale lepsza dotkliwa uczciwość niż każde, nawet najdoskonalsze kłamstwo. A Ron w końcu to zaakceptuje. Jestem jego siostrą, znam go przecież i wiem co mówię. – Ginny uśmiechnęła się lekko do Hermiony. Żal miała do niej nadal, że zostawiła jej brata, ale wiedziała, że musiała tak postąpić. Młoda Wesley nie ukrywała również swoich przypuszczeń, iż prędzej czy później oni i tak by się rozstali. Z przyjaciela, choćby i najlepszego pod słońcem nie zrobisz męża, a nawet jeśli to po jego odejściu utracisz coś o wiele cenniejszego niż miłość.
            - Wierzę ci Ginny, ale nie potrafię się sama do tego przekonać.
            - Zaufanie przychodzi z czasem i nie czuj się podle. Ronowi z pewnością jest ciężko, ale jak już mówiłam to duży chłopak i w końcu sobie z tym poradzi. – Między kobietami zapanowała cisza przerywana mocnymi i świszczącymi podmuchami wiatru, które zrzucały resztki wysuszonych liści z drzew. Zima w tym roku zapowiadała się na wyjątkowo srogą, mimo iż śnieg jeszcze nie dał o sobie znać. Hermiona wpatrywała się w ziemię pod jej stopami, na której znajdowały się warstwy brązowych i pomarańczowych liści. Nie mogła uwierzyć, że przegapiła w swoim życiu tak wiele. Nie chodziło tutaj o zmieniające się pory roku, ale najważniejsze wydarzenia, jakie miały miejsce w życiu jej przyjaciół. Nie było jej na ślubie Harrego ani na chrzcinach jego ukochanej córeczki, nie widziała jak Ginny zakochuje się Blaisie, przegapiła zdobycie pucharu świata przez jej byłego narzeczonego, a nawet nie wiedziała, że zadufany w sobie bufon Malfoy otworzył firmę architektoniczną. Wszystko to, co powinna pamiętać i w czym powinna uczestniczyć przesmyknęło się przez jej wątłe palce niczym powietrze, a ona nawet tego nie zauważyła. I właśnie o to miała do siebie największy żal. Bo oni wszyscy, mimo iż mieli własne życie to poświęcali się dla niej i byli przy niej przez cały ten czas, a ona nie zrobiła kompletnie nic. Odsunęła się od nich, tak jakby mieli jej zrobić krzywdę, a nie chcieli jej w jakiś sposób pomóc. Tak bardzo pragnęła móc to zmienić, pragnęła ich wybaczenia i swojego samego również, a z tym było najgorzej.
            Po dłuższej chwili milczenia Ginny odezwała się do Hermiony, która myślami była daleko od swojej przyjaciółki.
            - Hermiono, ale ty nadal mieszkasz u Harrego, prawda? – Kobieta spojrzała na rudowłosą i przytaknęła jej głową.
            - Tak, choć nie długo to się raczej zmieni. – Ginny wbiła w nią swój wzrok, jednak kasztanowłosa nie oderwała swoich oczu od płyty nagrobka jej synka.
            - O czym ty mówisz Herm? Wyjeżdżasz? – Na ostatnie słowo Hermiona uniosła lekko swoją głowę i uśmiechnęła się delikatnie. Przyjaciółka wyczekiwała jej odpowiedzi z ogromną niecierpliwością. Nie kryła swojego strachu przed tym, że panna Granger będzie chciała ich wszystkich zostawić. Jednak to co kasztanowłosa odpowiedziała sprawiło, iż dziewczynie kamień spadł z serca.
            - Nie, nie wyjeżdżam. Kupiłam dom na New Cavendish Street. – Oczy Hermiony rozbłysły na myśl o swoim przyszłym miejscu zamieszkania, a jednocześnie miejscu pracy. Nie była do końca pewna, czy Ginny będzie chciała pomóc jej i Pansy w pracach remontowych, ale cichy głosik w jej głowie podpowiadał, iż nie ma o co się bać.
            - Kupiłaś? – Niedowierzanie w głosie rudowłosej było bardzo słyszalne, co również było widoczne na jej twarzy. Hermiona uśmiechnęła się do niej ciepło i pogodnie, a przynajmniej miała nadzieję, że tak wygląda.
            - Tak, wczoraj. Ginny mam prośbę do ciebie, ale nie obraź się za to na mnie, proszę. – Kobieta złapała dłoń swojej przyjaciółki i przytuliła się do niej delikatnie. Dodało to Hermionie odrobinę odwagi.
            - Mnie nie tak łatwo urazić. W czym mam ci pomóc Miona?
            - Wiem, że to szalony i głupi pomysł, ale chciałabym otworzyć coś na kształt kawiarni w tym miejscu. Tyle, że jest ono dość mocno dotknięte przez czas i potrzebuje odświeżenia i renowacji. Pansy zgodziła się mi pomóc, ale nikt nie zna się lepiej na malowaniu od ciebie. – Ginny zamrugała parę razy swoimi dużymi oczami, odsuwając się od Hermiony, aby widzieć całą jej twarz.
            - Kawiarnia? Matko, Miona ja… - Rudowłosa próbowała jakoś zebrać swoje myśli w całość. Było to dość trudne jak się okazało i słowa, które wychodziły z jej ust były strasznie zaplątane. – Przecież… Na Merlina to jest…
            - Ginny nie musisz tego robić jak nie chcesz, ja to przecież zrozumiem. – Ginewra pokręciła stanowczo i przecząco głową, przyjmując poważny wyraz twarzy. Hermiona była mocno zdezorientowana zachowaniem przyjaciółki, jednak to co usłyszała od niej sprawiło, że padła jej w ramiona ze łzami szczęścia w oczach.
            - Herm nawet tak nie myśl. To cudowny pomysł i naprawdę z wielką chęcią ci pomogę, we wszystkim.
            - Merlinie! Dziękuję ci Ginny! Dziękuję!
            - Co nie zmienia faktu, że jest on dalej szalony. – Kobiety już razem płakały i śmiały się do siebie. Ich przyjaźń była nierozerwalną nicią, której żadne nożyce ani siła we wszechświecie nie były w stanie przeciąć czy załamać. Ludzie przechodzący obok nich byli wyjątkowo zdziwieni, gdyż nie wiedzieli z czego im dwóm tak wesoło i to w dodatku na cmentarzu. Ale one wiedziały i cieszyły się niepomiernie, że mogą na sobie polegać. Bo tym jest właśnie prawdziwa przyjaźń – bezgranicznym zaufaniem drugiej osobie z niesieniem jej pomocy i bez oczekiwania niczego w zamian. 




26 komentarzy:

  1. J-Jestem pierwsza?! Oh, nie wierzę!
    Muszę szybko napisać, zanim kto inny to zrobi.
    Rozdział byl niesamowity, tak jak poprzednie.
    Taki radosny, bez żadnych poważnym zmartwień.
    Ogólnie strasznie podoba mi się Twoja fabuła.
    Dramione będzie miało dużo do przejścia, a nie tak jak w innych opowiadaniach.
    Szkoda tylko, że tak krótki.
    Teraz pewnie będę czekać niecierpliwie na następny!
    Umiesz torturować, kobitko.
    Czekam bardzo, bardzo niecierpliwie na następny rozdział!

    Na koniec chciałabym dodać, że te opowiadanie czytam od początku, ale jakoś nie zdarzyło mi się wcześniej napisać.

    Pozdrowienia, Berry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Korzystając z wolnego czasu odpowiadam :)
      Cieszę się, że czytasz opowiadanie od początku. Mam nadzieję, że będziesz częściej dodawać teraz komentarze, bo lubię, gdy czytelnicy zostawiają po sobie choćby najmniejszą cząstkę.
      To dosyć nietypowe Dramione, sama z resztą to widzę. Bohaterowie nie będą mieli łatwo, a przed nimi długa droga do odkrycia wzajemnej miłości.
      Czy ja wiem? Torturować? Ale fakt, ma się ten dar do denerwowania ludzi :D
      Rozdziały niestety dosyć krótkie, bo nie często mam wolny czas, aby coś napisać, ale postaram się to zmienić, przynajmniej przyszłą notkę.

      Jeszcze raz dzięki za komentarz i również gorąco pozdrawiam :)
      Realistka

      Usuń
  2. Niesamowity, fenomenalny, po prostu kocham. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. nie mogę się doczekać notki <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Oesuu *.*
    Nie mogę, przy rozmowie z Lucjuszem ryłam po podłodze już przy prezerwatywach xD
    Bardzo cieszę się, że Hermiona wychodzi na prostą i uśmiecha się, i wgl.
    Nie za długi komentarz bo z telefonu go dodać to masakra jakaś, więc
    Pozdrawiam,
    Andromeda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Telefon to zmora i coś o tym wiem ;)
      Lucjusz jeszcze nie raz da Ci okazję do rycia po podłodze, taki jego urok w tym opowiadaniu :D Po części także i mój (ah, ta wrodzona skromność...)
      Chyba wszyscy są zadowoleni ze zmiany w Hermionie, postaram się tego nie zepsuć w najbliższych rozdziałach, ale przy naszym Draconie i jego, że tak się wyrażę trudnym charakterku nie będzie to łatwe.

      Dawno Cię tutaj nie było Kochana, także niezmiernie dziękuję za komentarz i również pozdrawiam :)
      Realistka

      Usuń
  5. Genialny! Kocham Lucjusza w twoim opowiadaniu <3 Ginny mnie trochę denerwuje tą swoją nadopiekuńczością, ale nie wszystkich bohaterów trzeba lubić :) Czekam na kolejny rozdział i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny! Czytałam na jednym wdechu :) czekam na next xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawaj do następnego rozdziału Dracona! <3

      Usuń
    2. Będzie i Draco, i Lucjusz, ale musisz uzbroić się w cierpliwość ;) Trochę się podzieje jak wena dopisze :D

      Usuń
  7. Aż wstyd się przyznać... Wiesz co? Zapomniałam, że w niedzielę wstawisz nowy rozdział. Nie no, po prostu brak słów...
    Ale może przejdźmy do rozdziału:
    -chyba już wspominałam, że nie potrafię wyobrazić sobie Lucjusza Malfoy'a, tego wyniosłego arystokraty z książki, jako takiego dobrego wujka (ma dziwne hobby, bo jakby nie patrzeć, ogrodnictwo dla byłego śmierciożercy? I ta dobrotliwa aura, która nawiasem mówiąc, strasznie kojarzy mi się z Dumbledore'm), ALE tutaj, na tym blogu, nie wyobrażam sobie opowiadania bez niego, jest czymś bez czego TO już by nie było to samo (mam głupie przeczucie, że będzie miał jakąś super-extra ważną rolę, pośrednio lub bezpośrednio)
    Trochę się rozpisałam na temat Lucjusza, więc teraz pomęczę Hermionę i Ginny:
    -Ginny... Nawet nie wiem co napisać. Na razie nie widzę, aby zbytnio odbiegała od kanonu (emocjonalna Gryfonka, postawi na swoim, choćby nie wiem co, a za przyjaciół mogłaby wylądować w Azkabanie, chociaż trochę mnie martwi ta... Delikatność, Ginny jest twarda, nie płacze, a nawet jeśli, to rzadko... Chociaż wiesz co? Mniejsza z tym, możesz puścić wodze fantazji, tylko jeżeli Snape będzie pomagał w ogrodzie Malfoy'owi, to mnie szlag trafi)
    -nieźle się rozpisałam, więc o Hermionie napiszę tylko tyle, że... Żeby nie cierpiała, dobrze? Pomysł z kawiarnią jest według mnie cudowny i sądzę, że idealny dla niej (nie będę tutaj przytaczać argumentów, ale... Stop! Za dużą piszę, zdecydowanie)
    Tradycyjnie życzę weny i czekam na ciąg dalszy
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Przyznam się bez bicia, że po pierwszych zdaniach zaczęłam płakać i długo mi to nie mijało. Co najlepsze zaraz potem zaczęłam się śmiać, szczególnie na jednym, bardzo konkretnym momencie: "- Niech ja tylko dorwę smarkacza w swoje ręce, a mur beton pokażę mu gdzie jest jego miejsce i nogi z dupy powyrywam, wcześniej ukręcając mu przy niej łeb! Do widzenia panno Granger, miło było panią zobaczyć. " - przez tą jedną wypowiedź oplułam się herbatą, ale mniejsza :D Rozdział wyszedł świetny. Te wszystkie emocje: radość, smutek, nadzieja - bajka. Z każdą kolejną notką wciągam się coraz bardziej i myślę, że tak już zostanie:) A i bym zapomniała, coraz bardziej przyzwyczajam się do takiego miłego i szarmanckiego Lucjusza - no może poza małymi wyjątkami: "- Pieprzony gówniarz. O! Przepraszam panno Granger za te słowa w pani obecności.". Naprawdę czarujesz dziewczyno i oby tak dalej! :)
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. nie mogę się doczekąć Hermiona wreszcie wraca do żywych

    OdpowiedzUsuń
  10. chyba co pięć minut sprawdzam czy nie ma posta uzależniłam się od tego bloga !!!

    OdpowiedzUsuń
  11. dziekuje, kochana :*
    rozdzial dalej wiele do myslenia, ma przekaz, ktory znalazlam i zrozumialam. Dziekuje za niego.
    Bardzo podoba mi sie postac Lucjusza, jest swietny. Poczucie humoru jakie mu dajesz, widze w nim Ciebie :)
    wiesz jakie mam zdanie na temat Pansy, nie zmienie go.
    Hermiona przeszla duzo, Realistko, daj jej troche szczescia, zasluguje na nie.
    Brakuje mi tutaj Blaise i Harry'ego. Mam nadzieje,ze nadrobisz to w przyszlym rozdziale.
    Czekam na Ciebie,
    pozdrowienia
    N. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jestem za gdzie nasz diabełek ?? ale Malfoy dostanie opieprz od Lucjusza oj nagrabił sobie

      Usuń
  12. nie myślałaś żeby dodać spis treści bo trochę długo trzeba szukać konkretnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  13. nie mogę się doczekać rozdziału wszystkie są super

    OdpowiedzUsuń
  14. Jestem na siebie zła że dopiero teraz trafiłam na twojego bloga! Masz niewobrażalny talent! Uwielbiam czytać twoje opowiadania oraz miniaturki. Co do rozdziału ..... JEST PO PROSTU DOSKONAŁY! :D

    Pozdrawiam i rzyczę weny! PIsz ile się da bo jesteś w tym naprawdę dobra.

    PS: zapraszam do mnie : http://miloscwieleznaczen.blogspot.com/ ( blog z recenzjami i opowiadaniami, dopiero zaczynam )

    OdpowiedzUsuń
  15. Ostatnio weszłam na twojego bloga i tak patrzę nic ciekawego , spadam. Kiedyś tak mi się okropnie nudziło , skończyłam czytać inny blog z dramione wiec postanowiłam przeczytać jeden twój rozdział i zawiodłam się....na sobie XD Że nie zobaczyłam wcześniej twojego bloga jest genialny i mam nadzieje ze szybko dogonie cię :) Bo chce cię czytać na bierząco a jestem daleko w tyle :/ Jestem na telefonie wiec przepraszam ze czasami no po prostu nie komentuje :) No ale co? Twoje opowiadania zawsze są M E G A !

    OdpowiedzUsuń
  16. Obłędne! !!! 😍😍😍

    OdpowiedzUsuń
  17. Lucjusz zadziwia mnie coraz bardziej xD

    OdpowiedzUsuń
  18. Bloga znalazłam 15 min temu a przeczytałam już do 10 rozdziału do jutra napewno przeczytam Bloga
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń