czwartek, 4 września 2014

Rozdział VII

Kochani!
Po długich oczekiwaniach w końcu dobrnęliśmy wspólnie do kluczowego momentu naszej historii! Jeśli nie wiecie, o czym jest mowa polecam przeczytanie rozdziału, ale oczywiście wszystkim, którzy wiedzą również ;)

Mam również dla Was smutną wiadomość. Otóż w związku z tym, iż rozpoczęłam przygotowania do najważniejszego egzaminu życia, którego wynik ma otworzyć mi drzwi na Uniwersytet Wrocławski (lub Warszawski, który preferuję), a konkretniej odrzwia na iberystykę, jestem zmuszona publikować rozdziały z dużym opóźnieniem. Dla mnie również nie jest to pokrzepiająca wiadomość, ale jakoś muszę między zwykłymi zajęciami, a dodatkowymi godzinami z hiszpańskiego, angielskiego, polskiego i historii oraz WOSu znaleźć czas na pisanie dla Was nowych notek. W związku z tym dzień publikacji z czwartku przenosi się na niedzielę, a rozdziały będą dodawane niestety co dwa tygodnie. Z góry proszę o wybaczenie, ale nie chcę zawieszać bądź zamykać bloga, chciałabym to jakoś wszystko ze sobą pogodzić.

Na koniec nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić Was do czytania i zaznaczyć, że rozdział 8 pojawi się dopiero 14 września.

* * * * *
            Pansy zaparkowała samochód przed dużym oszklonym budynkiem i wyjęła małą Lily z fotelika. Hermiona stała już na dworze, a lodowaty wiatr smagał ją po twarzy. Nie miała pojęcia, po co przyjechały w to miejsce, ale Pansy mówiła, że ma tu do załatwienia ważną sprawę. Czarnowłosa podeszła do niej z dziewczynką na rękach i poprawiła kołnierzyk od jej koszuli.
            - Granger wyglądasz cudnie i zostaw ten sweter w spokoju! – Panna Granger nie była w pełni przekonana do dzisiejszych zakupów, gdyż wszystko tak naprawdę wybierała za nią Pansy. Zasypywała ją stosami ubrań w przymierzalniach, zapominając, że poszły na zakupy, aby to ona mogła kupić parę rzeczy. Jednak wszelkie odwiedzenie pani Potter od pomysłu było daremne, a jej głównym celem zdawało się wyczyszczenie konta w banku Gringota Hermiony. Dziewczyna przymierzyła chyba z tysiąc par spodni, bluzek, sukienek i spódnic, aby mogła zakupić z tego co najmniej setkę. Z każdego sklepu kobiety wychodziły z naręczami toreb, a potem zaczęły się buty. Najgorszy koszmar Hermiony. Nienawidziła chodzenia na obcasach, po całym dniu niemiłosiernie bolało ją podbicie i miała ochotę wyrzucić wszystkie szpilki, które Pansy zapakowała do samochodu. Jakby tego było mało kobieta kazała jej pozbyć się szarego swetra, który miała na sobie i siłą wcisnęła ją w obcisłe ciemne dżinsy, białą koszulę i musztardowy sweter w nieco większym rozmiarze, który cały czas próbowała wygładzić. Nie spodziewała się jednak kompletnie podczas dzisiejszego dnia wizyty u fryzjera. Dziewczyna nie ukrywała, że wolałaby zostać w domu z dobrą książką i kubkiem herbaty, ale obiecała wczoraj czarnowłosej, że pójdzie z nią do sklepu i nie chciała robić jej przykrości. Kobieta, która zajęła się jej włosami była dobrą koleżanką Pansy, co nieco poprawiło Hermionie humor, gdyż włosy pani Potter były przystrzyżone wręcz idealnie, a do tego bardzo zadbane. Efekt końcowy, który kasztanowłosa ujrzała w lustrze odebrał jej wręcz mowę. Jej długie loki zostały skrócone do ramion i rozjaśnione o jeden ton, tak że teraz bardziej przypominały karmel niż kasztan. Lekko potargane, aby tworzyły naturalny efekt a nie hełmu na głowie. Pansy bardzo spodobała się metamorfoza i chodziła dumna jak paw, że to jej zasługa. Lily dzisiaj również była wyjątkowo rozpromieniona. Śmiała się do koleżanki swojej mamy i bardzo spodobało jej się, że podczas jazdy w samochodzie siedzi obok niej.
            Pansy poprawiła sobie Lily w ramionach i ruszyła razem z Hermioną w kierunku budynku, w którym znajdowała się firma jej przyjaciela. Kobieta nie było do końca przekonana czy powinna prowadzić koleżankę w to miejsce, ale skoro szanowny pan arystokrata nie odbiera od trzech dni telefonu postanowiła złożyć mu wizytę osobiście. Przeszły przez szklane drzwi i skierowały swoje kroki w kierunku recepcji. Za kontuarem siedziała drobna brunetka z krwistoczerwoną szminką na ustach. Dużo jej co prawda brakowało do sylwetki Hermiony, ale i tak była wystarczająco szczupła. Gdy obie panie przed nią stanęły uśmiechnęła się do nich lekko, aczkolwiek bardzo przyjemnie. Na plakietce dało się dostrzec imię kobiety: Samantha.
          - W czym mogę pomóc?
          - Ja do znajomego. – Hermiona zabrała Lily z rąk Pansy i zaczęła łaskotać ją po brzuszku. Mała chichotała, przykuwając uwagę zebranych w budynku. Brunetka uśmiechnęła się nieco szerzej, tak że można było dostrzec rząd jej idealnie białych i prostych zębów.
         - A konkretnie do kogo? – Pansy spojrzała na Hermionę, ale zaraz ponownie przeniosła swój wzrok na recepcjonistkę.
     - Zadowolony z siebie egoista, prawdziwy bałwan. – Brunetka wcisnęła przycisk na telefonie i odezwała się do głośnika.
         - Szefie ktoś do pana. – Pansy podziękowała uprzejmie kobiecie i z uśmiechem na ustach razem z Hermioną udały się do windy. Mała Lily rozglądała się z ciekawością po pomieszczeniu. Próbowała dosięgnąć panelu sterującego na ścianie, ale w ostatnim momencie panna Granger odsunęła jej rączkę i przeniosła na drugie ramię, tak aby nie mogła dotknąć żadnego z przycisków. Po chwili winda zatrzymała się i kobiety z niej wysiadły.
        - Dalej po schodach. Projektant się znalazł, do połowy budynku winda. – Pansy wskazała rzeczone stopnie i powolnym krokiem zaczęły wspinać się ku górze. Nie spotkały nikogo poza wysokim chłopakiem w okularach, który z dużym papierowym rulonem zbiegał w przeciwnym kierunku. Po kilkunastu minutach dotarły na miejsce, a przed oczami Hermiony zamajaczyły czarne litery, układające się w napis: Prezes Dracon Malfoy. Spojrzała ze strachem w oczach na swoją towarzyszkę.
         - Co?
         - Pan, ja tam nie wejdę.
       - Ale dl… - W połowie zdania Pansy zamilkła i spojrzała na szklane drzwi w miejsce, w które wpatrywała się Hermiona. Szybko zrozumiała dlaczego kobieta nie chce tam wejść. W sumie to nie dziwiła jej się. Przytaknęła twierdząco głową i wskazała jej szarą wygodną kanapę znajdującą się pół metra dalej pod ścianą. Dziewczyna usiadła na niej razem z małą Lily na rękach, a Pansy tymczasem bez pukania weszła do gabinetu Malfoya.
            Draco stał na balkonie i palił papierosa. Myślał gorączkowo nad tym jak wykończyć dach hospicjum, chociaż nie miał jeszcze pomysłu na drugie piętro. Czas go gonił niemiłosiernie depcząc po piętach, co doprowadzało go do istnej furii. Zazwyczaj skupienie się na pracy przychodziło mu bardzo łatwo. Kilka tygodni i projekt był gotowy do wysyłki, ale obecne zlecenie uwierało go jak kamyk w bucie. Nie miał pomysłów, kompletny brak chęci, a do tego wszystkiego brak czasu i ta cholerna nerwica. Blondyn zgasił papierosa i wyrzucił go przed siebie, a następnie wrócił do biura, aby tępo gapić się na papier i udawać, że jest bardzo pochłonięty pracą. Ledwo zamknął drzwi, a usłyszał głos swojej najlepszej przyjaciółki.
       - Śmierdzisz z kilometra jak popielniczka. – Pansy siedziała w jego ulubionym czarnym skórzanym fotelu, a swoje nogi położyła na biurku. Draco podszedł do niej i zepchnął je jedną ręką, zrzucając przy tym przybornik z długopisami.
       - Też się cieszę, że cię widzę Pan. – Kobieta wstała z zachmurzoną miną i uściskała go lekko, a następnie powróciła na swoje miejsce, co było jednoznaczne z tym, że chłopak musiał stać lub usiąść naprzeciwko niej. Po chwili namysłu zdecydował się na pierwszą opcję, wsadzając ręce do kieszeni granatowych spodni.
         - Ponieważ nie raczyłeś odebrać telefonu postanowiłam sama się do Ciebie pofatygować. – Draco prychnął pod nosem i już otwierał usta z zamiarem zaprzeczenia, ale morderczy wzrok Pansy mówił, aby lepiej się zamknął i siedział cicho. Przyjaciółka mężczyzny nie była dziś w dobrym humorze.
      - W przyszły piątek jak wiesz, a jak nie pamiętasz to się nawet nie przyznawaj, są moje urodziny, więc oczekuję, że się pojawisz z uśmiechem na ustach i będziesz udawał, że Harry wcale cię nie denerwuje. Czy wyraziłam się wystarczająco jasno?
       - Jak mogłaś sądzić, że zapomniałbym o tak ważnym dniu? – Prawa brew Pansy uniosła się wysoko do góry i spojrzała na Dracona z kpiną w oczach.
       - Zapomniałeś o urodzinach Lily. A miała wtedy roczek! – Pani Potter była wściekła jak osa na mężczyznę. Choć jej obecna złość była o wiele słabsza od tej, gdy blondyn nie pojawił się na urodzinach jej córeczki. Nigdy nie uwierzyła w jego dziecinne bajki, że był na bardzo ważnym wyjeździe i nigdy mu tego nie zapomni. Była pewna więcej niż w stu procentach, że chłopak zachlał pałę i wylądował tego dnia z kolejną panienką w łóżku. Lily była mała i miała to wszystko pewnie w głębokim poważaniu, ale ona przeżywała to święto bardziej niż Boże Narodzenie czy rocznicę ślubu. Przyrzekła sobie, że jeśli Draco zapomni kolejny raz o jakichkolwiek urodzinach w jej rodzinie to wykastruje go tępymi nożyczkami.
       - Byłem w Barcelonie, aby omówić szczegóły projektu. – Młody Malfoy szedł w zaparte w kłamstwo. O przyjęciu z okazji ukończenia przez małą smarkulę roku zapomniał kompletnie, a takie wytłumaczenie nie wchodziło nawet w grę. Co więcej to było świadome samobójstwo! Ale nie oszukujmy się, spędzenie kilku godzin w towarzystwie Pottera było ostatnią i najgorszą z możliwych rzeczy, o jakiej by pomyślał. Wolał pójść do baru i świętować to wydarzenie w samotności. Okej, może wypił o jakieś trzy kieliszki za dużo, no może o pół butelki i wylądował w łóżku z jakąś francuską, której imienia nawet nie pamiętał za to seks z nią był wprost okropny, ale to nie znaczyło, że Pansy miała robić mu z tego powodu wyrzuty! Dokładnie wiedziała, że on za dziećmi nie przepada, ale usilnie wpychała mu na ręce tę małą Lilianę, jakby od tego kontaktu miało się coś zmienić. Nie! Od kiedy zsikała mu się na koszulę w wieku trzech miesięcy znienawidził dzieci kompletnie.
     - Gaudi z Bożej łaski się znalazł. Ty mi tu oczu nie mydl taką bajeczką, stać cię na coś lepszego. – Draco potarł swoje zbolałe skronie. Przecież przyniósł jej córce później prezent, więc czego ona od niego oczekiwała? Mężczyzna spróbował skierować ich rozmowę na inne tory.
        - Widzę, że Potter ostatnio nie zaspokaja twoich potrzeb. – Pansy szczęka opadła do samej ziemi, a jej oczy opuściły oczodoły. Blondyn za to uśmiechnął się w perfidny sposób i usiadł na brzegu swojego biurka.
        - Jesteś bezczelny, ale śmiem twierdzić, że jeszcze się kiedyś zmienisz. Choć nadzieja matką głupich.– Draco zaśmiał się krótko i skrzyżował swoje ręce na klatce piersiowej.
      - Każda matka kocha dzieci swoje. A tak na marginesie z kim zostawiłaś dziecko? Potter robi za niańkę dzisiaj? – Pansy wyprostowała się nagle, co nie uszło uwadze chłopaka. Nie chciała mu mówić, że Lily jest z Hermioną. Chciała oszczędzić jej drwin i przykrości od strony przyjaciela, który z pewnością nie omieszkałby wyjść z biura i rzucić w jej kierunku parę złośliwych komentarzy.
     - U rodziców, Harry ma pełne ręce roboty w klinice. – Draco wywrócił z dezaprobatą oczami. Szlag go jasny trafiał, gdy widział nagłówki w gazetach, które krzyczały na cały Londyn o wspaniałości jego szpitala i jego cudownych dokonaniach. Prędzej umarłby w męczarniach niż dał się zaprowadzić do bliznowatego na diagnozę.
        - I tak jest pantoflarzem, ale przy tobie to nic dziwnego.
    - Przynajmniej jego GPS  w samochodzie nie oprowadza po wszystkich burdelach w Londynie i Wielkiej Brytanii i nie ma automatycznej funkcji namierzania prostytutek na drodze. – Kobieta uśmiechnęła się złośliwie, a następnie spojrzała na blondyna z wyraźną wyższością. Nienawidziła tego, że jej przyjaciel każdą noc spędzał z inną dziewczyną. Owszem, wiedziała o śmiesznym zakładzie chłopaków o to, który później się ustatkuje, ale uważała go od początku za żałosny i dziecinny. Z drugiej jednak strony, patrząc na Dracona nie wierzyła, że jakaś przy zdrowych zmysłach kobieta zechce go z własnej nieprzymuszonej woli. Idiotek z dziurą między uszami miał na pęczki, a takiej na całe życie nie potrzebował.
        - Nie jeżdżę na GPSie, jeśli chcesz wiedzieć.
      - Ah, no tak. Twój mały przyjaciel sam naprowadza cię na punkty, gdzie stacjonują panie lekkich obyczajów, zapomniałam. – Draco uśmiechnął się tylko do niej, mimo że poczuł, iż jego duma została mocno urażona. On nie chodził do klubów gogo, nie miał takiej potrzeby. Wystarczyło, że wszedł do jakiejś restauracji, a wszystkie kobiece spojrzenia rozbierały go wzrokiem i nie przeczył, że mu się to nie podoba. Pansy wstała z jego fotela i poprawiła swoją szarą marynarkę. Następnie podeszła do niego i wbiła mu palec wskazujący w klatkę piersiową.
       - Spróbuj tylko nie przyjść w piątek, a obiecuję i Merlin mi świadkiem, że żadna viagra ci już nie pomoże. – Draco patrzył w jej zmrużone z gniewu oczy i przełknął głośno ślinę. Z Pansy nie było żartów, poza tym już raz jej się naraził a impotentem nie chciał zostać w tak młodym wieku.
       - Dziękuję za ostrzeżenie, teraz na pewno się pojawię. – Czarnowłosa wyprostowała się i uniosła wysoko swój podbródek, a następnie skierowała swoje kroki w kierunku drzwi wyjściowych. Nie zauważyła, że Draco podążył za nią. Gdy znalazła się na korytarzu pierwsze co to podeszła do Hermiony i ucałowała małą Lily w policzek.
      - Jak ja nie znoszę tego tlenionego ignoranta! – Kasztanowłosa potarła swoim nosem o nosek małej i uśmiechnęła się do niej szeroko. Następnie spojrzała na Pansy swoimi bursztynowymi oczami i zamrugała parę razy.
        - Malfoya?
        - A kogo innego?! Zadufany w sobie dupek z kupą siana zamiast mózgu! – Lily roześmiała się głośno a Hermiona połaskotała ją w podbródek. Dziecko nakryło swoją rozbawioną twarz rączkami i przez drobne paluszki zerkało na kobietę. W krótkim czasie panna Granger bardzo zżyła się z córką Potterów. Odnajdowała w niej szczęście i radość po stracie Frediego. Choć jej serce wciąż było rozdarte i mocno bolało to nie umiała nie uśmiechać się do tak słodkiego malucha jakim jest Lily.
     - Zawsze taki był. – Pansy spojrzała na Hermionę z wyrzutem, a ta się tylko zdziwiła. Czarnowłosa opadła bezsilnie na poduszki i potarła ręką swoje czoło.
         - Nie zawsze Granger, ale teraz wybitnie. Nogi mu z dupy kiedyś powyrywam, przysięgam na własną matkę. – W tym momencie drzwi od gabinetu Malfoya się otwarły i stanął przed nimi jego właściciel we własnej osobie. Hermiona zamarła z małą Lily na rękach, a i dziecko nie kryło swojego zdziwienia. Uśmiech z jej twarzy przekształcił się w grymas i nieufnie łypała oczkami na mężczyznę. Draco natomiast oparł się z nonszalancją o ścianę i przybrał swój perfidny uśmieszek.
     - No, no, no. Granger we własnej osobie. Będę musiał teraz kanapę wymienić, bo wymazałaś mi ją wzdłuż i wszerz szlamem.
    - Draco! – Pansy podniosła się gwałtownie z sofy i stanęła naprzeciwko blondyna. Miała ochotę strzelić go w twarz, ale z niewiadomej przyczyny powstrzymała się. Hermiona również wstała i poprawiła małej Lily gruby szalik pod szyją. Malfoy czekał na jakąś ciętą ripostę z jej ust, ale zdziwił się niepomiernie, gdy usłyszał, co z nich wyszło.
     - Przepraszam Malfoy. – Pansy wytrzeszczyła ze zdziwienia swoje oczy, a Hermiona spuściła lekko głowę. Wiedziała, że mężczyzna nie powstrzyma się przed rzucaniem w jej stronę złośliwości. Ale ona nie miała siły na kłótnie z nim. On zawsze będzie taki sam, więc po co ma się produkować? Była już dorosła i nie chciała wyzywać się z nim jak w Hogwarcie. Za dużo ,,komplementów” jej prawił przez te siedem lat nauki, żeby nie zdążyła się na nie uodpornić. A przynajmniej tak sądziła. I mimo, że duma bolała ją jak cholera to nie zamierzała zniżać się do jego poziomu i ubliżać mu w ten sposób. Natomiast Draco był nie tyle, co zdziwiony, ale zaintrygowany postawą panny Granger. Dziewczyna miała cięty język, którym raczyła go wiele razy w Hogwarcie przez co równie często czuł się przez nią upokorzony. Podszedł do kasztanowłosej bliżej i spojrzał na nią z wyższością. Nie da jej tym razem żadnej satysfakcji.
     - Przepraszam nie sprawi, że przestaniesz być szlamą Granger. – Hermiona czuła ukłucie żalu w swoim sercu. Ludzie się zmieniają, ale to był Malfoy. Zakochany w sobie po uszy egoista i dyletant bez cienia szans na jakąkolwiek poprawę. Draco natomiast był w jeszcze większym szoku, gdy spojrzał w oczy dziewczyny. Pamiętał ich brązową głębię ze szkoły. Tryskał z nich wiecznie optymizm, za który również bardzo ją nienawidził. Wiecznie były czymś podekscytowane i świeciły się jak świeczki w mroku. Jednak te obecne przypominały dwa wypalone węgle. Przeraziła go w nich ta pustka i obojętność. Czuł, że osoba, która przed nim stoi nie ma nic wspólnego z Granger, którą znał z czasów Hogwartu.
      - Nic nie sprawi, że przestanę nią być. Zbyt dobrze mi to zakodowałeś Malfoy.
      - Hermiona przestań! – Pansy wydarła się na cały korytarz, jednak dziewczyna nie zwróciła na nią uwagi. Miała już dość poniżania jej przez przyjaciela i nie mogła na to patrzeć. Mała Lily kręciła się niespokojnie w ramionach Hermiony i wydawała z siebie dźwięki, które zwiastowały nadejście płaczu. Wyraźnie nie podobał jej się mężczyzna, który stał koło niej tak blisko. Blondyn podszedł do kobiety jeszcze bliżej, tak aby stykali się prawie ze sobą ciałami. Zmrużył gniewnie oczy i pochylił się w jej kierunku.
       - Wolałem cię dawniej Granger. Teraz dokuczanie ci nie sprawia mi żadnej przyjemności. – Mężczyzna odwrócił się na pięcie i zniknął za szklanymi drzwiami swojego gabinetu. Gdy tylko opuścił obie kobiety Hermiona oddała małą Lily w ręce Pansy i z dłonią przytkniętą do ust zbiegła czym prędzej po schodach. Usłyszała za sobą tylko głos przyjaciółki.
     - Hermiona czekaj! – Jednak ona nie zatrzymała się. Wysokie obcasy utrudniały bieg, ale uparcie pokonywała wszystkie stopnie, a łzy bólu spływały po jej policzkach. Nienawidziła Malfoya z całego serca i za nic w świecie nie chciała się z nim więcej spotkać. Wreszcie schody się skończyły a ona pędem ruszyła w kierunku windy, słysząc przez cały czas wołanie Pansy. Gdy drzwi się w końcu otworzyły wleciała do niej niczym pocisk, wpadając na czarnoskórego mężczyznę.
       - Rzesz ku… Granger?! – Blaise Zabini, który wysiadał z windy, aby dojść do swojego biura nie krył zdziwienia, widząc przyjaciółkę swojej narzeczonej w firmie. Niestety nie zdążył zamienić z nią ani słowa, bo dziewczyna zjeżdżała już w dół. Jedyne co zdążył zauważyć to jej pełne łez oczy i przyciśnięta do ust dłoń. Nagle na korytarzu pojawiła się Pansy z małą Lily na rękach i puściła się biegiem w kierunku windy, w której przed chwilą zniknęła Hermiona.
   - Pansy? Co ty tutaj robisz? – Czarnowłosa kurczowo wciskała przycisk przywołujący maszynę, ale ona jak na złość nie pojawiała się. Odwróciła się w kierunku Blaisa i wbiła w niego swoje spojrzenie.
      - Przyszłam do Dracona, aby przypomnieć mu o urodzinach, ale on jak zwykle zachował się jak trep! – Kobieta powróciła do wciskania przycisku, a Blaise zebrał papiery, które upuścił, gdy wpadła na niego Hermiona.
      - A co tu robiła Granger?
   - Była ze mną, a Draco jak zwykle wyzywał ją od szlam! Pieprzony idiota! – Zabini wytrzeszczył swoje ciemne oczy i puścił się biegiem w kierunku biura swojego przyjaciela. Zamierzał przemówić mu do rozsądku.

            Winda pomału sunęła w dół, a kasztanowłosa dziewczyna czuła jak jej ciałem targają dreszcze spowodowane wybuchem płaczu. Jej oczy były już popuchnięte a na dodatek paliły niczym żywy ogień. Nie mogła sobie pozwolić na taką reakcję w obecności Malfoya. Miała w sobie resztki godności i nie chciała dawać mu kompletnej satysfakcji. Gdy na drugim roku nauki w Hogwarcie po raz pierwszy wyzwał ją od szlamy gorzko płakała w poduszkę całą noc. Nie chciała, aby ktokolwiek to widział. Nieważne, że Harry i Ron byli jej przyjaciółmi, ona wolała przecierpieć to samotnie i w ciszy. Łzy paliły ją niemal tak samo jak w obecnym momencie. Przysięgła sobie tamtego dnia, że już nigdy nie uroni z oczu ani jednej, a już na pewno nie z powodu tego zadufanego w sobie arystokraty. Niestety identyczne obietnice składała każdej nocy, gdy w ciągu dnia Malfoy raczył ją tym wyszukanym komplementem i nigdy nie potrafiła ich spełnić. Mogła się z nim wyzywać na korytarzach, mogła ciskać w niego najrozmaitszymi zaklęciami i klątwami, ale ból był zawsze i nie potrafiła się go pozbyć. Tak samo było i teraz. Czuła się co najmniej bezsilnie i jak idiotka, która liczyła, że chłopak daruje sobie szydzenie z niej. Myślała, że młody Malfoy choć trochę się zmienił i znalazł w sobie odrobinę sumienia. Jak bardzo się pomyliła! Jak miał się zmienić, skoro on nawet nie posiada czegoś takiego jak sumienie? Kobieta oparła swoją głowę o ścianę windy i pozwoliła łzom skapywać na podłogę. Wyrzucała sobie głupotę, że kolejny raz dała się temu mężczyźnie poniżyć. Ale nie umiała, nie miała w sobie tyle siły, aby chociaż mu odpyskować, a co dopiero, żeby uderzyć go w twarz. Jego zachowanie bolało ją za każdym razem i jak bardzo była szczęśliwa, że nie ujrzy już więcej po szkole jego dumnej twarzy. Że nie będzie musiała słuchać jego jadowitego głosu. Cała jej radość prysła niczym bańka mydlana, a ona mogła tylko błagać los, aby to był ostatni raz, kiedy się spotkali. Nie miała żalu do Pansy, że przyprowadziła ją w to miejsce, chociaż powinna. Ale dziewczyna nie wiedziała, że blondyn po raz kolejny zachowa się jak dupek. Hermiona widziała reakcję pani Potter i była nią mile zaskoczona. Nie podejrzewała, że kobieta stanie w jej obronie przed przyjacielem. Mimo, że nie powiedziała niczego, co mogło choć trochę podnieść ją na duchu to czuła, że czarnowłosa była wściekła na mężczyznę.
            Winda w końcu zjechała na sam dół, a Hermiona jak najszybciej chciała opuścić mury królestwa tego blond ignoranta. Ręką wytarła resztki łez z oczu, ale one uparcie się do nich cisnęły. Gdy wychodziła zdążyła jeszcze dostrzec zdziwienie na twarzy recepcjonistki, która przekładała stosy papierów na swoim biurku. Dziewczyna wychyliła się za nią zza stołu, ale Hermiona była już dawno na zimnym dworze.

            Blaise wrzucił naręcza papierów do swojego biura i z trzaskiem teleportował się do gabinetu swojego przyjaciela i prezesa w jednym. Nie miał czasu, aby biec po schodach. Był wściekły i najchętniej złamałby mu nos po raz kolejny, ale tak, żeby nawet najlepszy magochirurg w Anglii nie był mu w stanie pomóc. Gdy pojawił się w pokoju Malfoy siedział rozwalony przy swoim biurku z nogami wywalonymi na stole i rękami założonymi za głowę. Zdawało się, że nawet nie zauważył przybycia czarnoskórego. Blaise podszedł do niego i dość mocno uderzył go w lewy policzek. Blondyn złapał się za niego niemal natychmiastowo i podniósł się gwałtownie z fotela.
           - Pojebało cię?! – Zabini wytrzeszczył swoje oczy ze zdziwienia i popatrzył na swoją prawą dłoń. Następnie zamachnął się nią ponownie i uderzył przyjaciela w prawy policzek. Malfoy odwrócił się w jego stronę z białą gorączką w oczach. Mógł mu oddać, ale nie wiedział za co sam dostał.
            - Diable o co ci kurwa chodzi?
          - O co? O co?! Ty się jeszcze pytasz o co?! – Blaise ciskał w stronę blondyna błyskawicami z oczu. Poluźnił swój bordowy krawat i spróbował się uspokoić. Draco natomiast patrzył się na niego jak na wariata i zaczął podejrzewać, że oboje będą musieli zapisać się na terapie uspokajającą. Bardziej jednak był zaciekawiony z jakiego powodu dostał w twarz. Diabeł zazwyczaj nie bił go bez winy. Zazwyczaj, to dobre słowo.
      - Bez urazy, ale bijesz jak baba. – Draco rozłożył swoje usta w perfidnym uśmiechu. Pogorszył tym jednak tylko swoja i tak nieciekawą sytuację.
         - Bo biję za kobietę. – Zabini warczał na blondyna, a jemu złośliwy uśmieszek zszedł z ust. Czyżby znowu powiedział coś nie tak na temat młodej Wesley?
     - Jeśli wyraziłem się kiedyś nieodpowiednio o twojej narzeczonej to przepraszam, ale zapewne zrobiłem to nieświadomie. – Blaise załamał ręce i zaśmiał się, kręcąc głową z ironią.
        - Jesteś bystry jak woda w klozecie.
     - Kolejne mugolskie powiedzonko, którego nie znam, ale warte zapamiętania. Dzięki. – Blondyn próbował rozmasować bolące miejsca, ale czarnoskóry mężczyzna uderzył dość mocno i zaczerwienienia nie chciały zejść z jego policzków. Na dodatek paliły jak cholera. Blaise postanowił przejść do rzeczy i nie owijać w bawełnę. Dawniej pewnie nie przejąłby się zachowaniem przyjaciela, ale od kiedy znał historię Hermiony, którą wczoraj opowiedziała mu Ginny nie umiał być obojętnym na jej krzywdę. Poza tym już dawno Malfoyowi należało przetłumaczyć jego krytyczne  zachowanie i przemówić jako tako do rozsądku.
    - Coś ty znowu narobił Granger? – Malfoy wytrzeszczył swoje oczy ze zdziwienia, a następnie uśmiechnął się sardonicznie. Chłopak był wyraźnie dumny ze swojego zachowania.
       - A co cię ona obchodzi? To przecież zwykła… - Mężczyzna nie dokończył jednak swojego zdania, gdyż Blaise wszedł mu w wypowiedź, wbijając w niego swoje wściekłe niczym oczy rozjuszonego byka spojrzenie.
      - Spróbuj to tylko powiedzieć, a obiecuję, że twoja gęba będzie wyglądała gorzej niż Crabba i Goyla razem. – Blondyn był w szoku i to niemałym. Od kiedy Zabiniego obchodziło, co on mówił o tej szlamie? Przecież to było jedyny trafny epitet, którym można ją było dobitnie określić bez żadnych tłumaczeń.
    - O co ci chodzi, co? Miałem może paść przed nią z kwiatami i dziękować, że się tu przewałęsała jak bezdomny pies? Chociaż nie, nie obrażajmy czworonogów.
    - Twoje zachowanie jest poniżej dobrego smaku, wiesz o tym? – Blaise był wyraźnie rozjuszony postawą przyjaciela. Wiedział, że jest ignorantem z przerośniętym ego, ale sądził, że skończył z dziecinnym zachowaniem i nawet w obecności Granger będzie umiał pokazać się z lepszej strony. Niestety jak zawsze to były tylko idiotyczne modły o cud, bo Malfoy w jej obecności nie mógł wykazać się niczym innym jak czystym chamstwem i bezczelnością, których wydawał się nawet nie zauważać.
   - Znowu raczyłeś ją wyszukanymi komplementami i tłumaczyłeś wyższość twojej arystokratycznej dupy nad nią samą?
        - Wielkie mi rzeczy, powiedziałem to co zawsze, nie widzę w tym nic złego.
      - Ty w ogóle nie widzisz w sobie nic złego! Mógłbyś okazać jej choć czasem szacunek? – Draco prychnął pod nosem i rozsiadł się w swoim skórzanym fotelu, wywalając swe długie nogi ponownie na biurko.
    - Szacunek? Jej? Ty się chyba na mózgi z kimś wymieniłeś. – To przesądziło sprawę całkowicie, a Blaise zepchnął brutalnie nogi Malfoya na podłogę, tak że i on sam również się na niej znalazł.
       - Granger miała dość przykrości przez ostatnie dwa lata, więc nie potrzeba jej dodatkowo takiego wrzodu na tyłku jakim jest twoja osoba. Męczyła się z tobą przez całą szkołę i jeszcze nie zdążyła się dobrze ciebie pozbyć, a ty znowu zatruwasz jej życie, mimo że ona dopiero co stanęła na nogi. Jesteś pieprzonym egoistą Smoku. – Z każdym kolejnym słowem oczy blondyna rozszerzały się coraz bardziej, a cyniczny uśmiech na jego twarzy gasnął niczym świeca z przykrótkim knotem. Nie rozumiał za bardzo wypowiedzi przyjaciela i nie ukrywał, że godziła ona w jego arystokratyczną dumę, ale był bardzo ciekawy, dlaczego mężczyzna tak bardzo broni tej pomyłki czarownicy.
       - Urzekła mnie jej historia. Czyżby przebywanie z Ginewrą dało ci się we znaki?
       - Jeszcze słowo na jej temat, a sam sobie poskładasz trumnę z Ikei.
       - Słuchaj Diable. Mam w nosie Granger i to, co ona czuje. Nie mój cyrk, nie moje małpy, ale powiem ci, że nabijanie się z niej nie sprawia mi już takiej przyjemności jak dawniej. – Blaise popatrzył na Dracona, który wciąż siedział na podłodze z zainteresowaniem w oczach.
       - I że niby co, to jest ta twoja skrucha? Wysil się na coś lepszego.
      - Po prostu to nie jest ta sama wkurwiająca baba, którą znam z Hogwartu. – Draco do tej pory próbował przeanalizować dzisiejsze zachowanie panny wiem wszystko. Jej wystraszona postawa powinna być dla niego jak miód na serce, ale nie była, a wrodzona ciekawość wprost zżerała go od środka dlaczego.
       - Bo to nie jest ta sama dziewczyna. Jeśli chcesz wiedzieć, choć wątpię, aby jakoś specjalnie takiego palanta to interesowało, to Granger straciła dziecko i nie mogła się po tej utracie podnieść przez ostatni czas. Ale takiego zakochanego w sobie arystokratę z wyższych sfer przyziemne sprawy przecież nie obchodzą. – Furia Blaisa nieco osłabła, a jego głos pełen był rozgoryczenia i melancholii. Współczuł Hermionie i to bardzo, bo wiedział, że jemu również ciężko by było podnieść się po takim wydarzeniu. Miał nadzieję, że nigdy w życiu czegoś takiego nie doświadczy. Strata kogoś bliskiego zawsze boli, ale kiedy dziecko umiera w ramionach matki rozdzierające serce cierpienie jest nie do opisania żadnymi słowami. Zabini miał dość na dzisiejszy dzień oglądania twarzy Malfoya. On i tak niczego nie rozumiał, więc mógł się produkować i gadać ile miał śliny w ustach, ale blondyn i tak wciąż żyłby nienawiścią do kasztanowłosej dziewczyny. Wyszedł z gabinetu szanownego pana prezesa i powolnym krokiem ruszył w kierunku schodów, aby znaleźć się w swoim biurze i zatopić w pracy.


            Draco Malfoy siedział przy swoim biurku z rękami splecionymi pod brodą i myślał gorączkowo nad słowami przyjaciela. Skąd miał wiedzieć, że Granger umierała z boleść po stracie dziecka? I skąd on miał wiedzieć, że miała w ogóle dziecko! Ale czy to zmieniłoby coś w jego postawie? Pewnie nie i tak czy siak nazwałby ją brudną i nic nie wartą szlamą. Nie powinno go obchodzić to co czuje panna wszechwiedząca, ale jakaś mała i cholernie cienka igła wbijała mu się w lewą pierś. Czy możliwe, aby tam znajdowało się sumienie?

14 komentarzy:

  1. Rozdział cudo *.*
    naturalnie rozumiem ze chcesz więcej czasu poświęcić na inne rzeczy, dlatego cieszę się że nie masz zamiaru zawieszac bloga tylko prowadzić go dalej :) nie mogę się doczekać kolejnej notki :) weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż... Malfoy to dupek i nic więcej powiedzieć nie można :)
    Mam nadzieję, że Malfoy nie zmieni się tak nagle, tylko akcja będzie się toczyć powoli (i co najważniejsze, żeby nie było za bardzo cukierkowo, co oczywiście nie oznacza braku happy-endu)
    Szkoda mi tylko Hermiony, ale spodobało mi się to, jak Pansy i Blaise naskoczyli nad Malfoy'a (nic nie poradzę, nie lubię go) ;3
    Nie martw się, poczekamy na kolejne rozdziały (w końcu blog, to tylko sposób na przekazanie swojej twórczości, zainteresowania, hobby, a szkoła daje Ci szansę na przyszłość)
    Życzę duużo weny i pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. nie wiem na co narzekasz :p jest genialnie, postawa Blaise'a... jestem dumna z niego i z Ciebie.
    Hermiona nie potrafi odpyskowac Draconowi, bo jest rozbita, ale mam nadzieje, ze z czasem pokaze pazurki, Realistko, tak samo jak Ty ^^
    Brakuje mi tu Harry'ego, choc mam przeczucie, ze to Pansy na razie bedzie grala glowna role zaraz po dramione.
    Draco to cham i prostak, ale na takich zawsze jest sposob. Znajdziesz go.
    Na rozdzialy poczekam, bo jest na co.
    Pozdrowienia,
    N.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne <3! Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niesamowity rozdział. <3333 Jakie napięcie ^_^

    OdpowiedzUsuń
  6. ojej jaki smutny ;( ale fajny ;) kiedy Draco zmądrzeje? Super napisane

    OdpowiedzUsuń
  7. ojej jaki smutny ;( ale fajny ;) kiedy Draco zmądrzeje? Super napisane

    OdpowiedzUsuń
  8. Na wstępie muszę Ci powiedzieć, że uwielbiam twoją Pansy. Ma dziewczyna charakterek i to nie byle jaki :D
    Draco przeszedł samego siebie. Nie dziwi się Blaise'owi, że go zdzielił po mordzie. Tu nawet słowo cham jest niewystarczające. No ale, czuję, że jest jeszcze dla niego nadzieja.
    Fajnie, że Hermiona czuję się choć trochę lepiej, chociaż po spotkaniu z Panem-Jestem-Skończonym-Dupkiem, to może być różnie. Strasznie podobały mi się momenty, gdy trzymała na rękach małą Lily albo się z nią bawiła <3
    Czyli podsumowując rozdział fenomenalny i oby tak dalej :)
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Genialny! Czekam na kolejny i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  10. jezu czekam na next nie mogę się doczekać

    OdpowiedzUsuń
  11. To co wydarzyło się w biurze Malfoy'a po prostu mną wstrząsnęło.
    Płakałam razem z Hermioną.
    Rozdział świetny :3

    OdpowiedzUsuń
  12. nie no..muszę skomentować! Nie dawno znalazłam to opowiadanie, a już od kilku rozdziałów czuję gulę w gardle i parę łez na policzku. Tak mocno wczułam się historie Miony, przez to jak to opisujesz. A teraz jeszcze ryczałam i śmiałam się na raz! Trumna z ikei xDD Dysharmionizujesz moje uczucia! <3

    OdpowiedzUsuń