Ufff... Nie było to łatwe, zważywszy na fakt, iż przygotowuję się na egzamin z prawa jazdy, ale udało się! Przed Wami część trzecia mojego opowiadania i jedyne co mogę powiedzieć to to, że serdecznie zapraszam do czytania i komentowania.
Odnośnie rozdziału czwartego to mam nadzieję, że wyrobię się na 14 sierpnia, ale jak nie to błagam nie bijcie, a przynajmniej nie za mocno :P
*****
Draco pokonał resztę schodów z
prędkością światła i wpadł do mieszkania Snape’a cały zdyszany z walącym
sercem, jednak to co zobaczył pozwoliło mu nieco ochłonąć i uspokoić swoje
zszargane nerwy. Mieszkanie jego chrzestnego było całe siwe od dymu, który w
tym momencie dało się kroić nożem, natomiast po środku tej mgły znajdował się
jego wuj, który kaszlał, klął i próbował wywietrzyć pomieszczenie jednocześnie.
Draco stanął w drzwiach ze skrzyżowanymi rękami na piersiach, próbując nie
zadusić się smrodem, jaki wywołał wybuch. Gdy w mieszkaniu było już w miarę
jasno młody Malfoy wszedł do środka i obrzucił wzrokiem miejsce zamieszkania
swojego chrzestnego. Niewiele się w nim zmieniło od jego ostatniego pobytu
tutaj, ściany nadal były ciemne i brudne, a zamiast tapety pokrywała je pleśń i
najróżniejszego kształtu zacieki. Wszelkie szkła i sprzęt laboratoryjny, który
udało się Snape’owi przemycić z Hogwartu stały porozmieszczane na wszystkich
komodach i krzesłach, a nawet na podłodze. Teraz już nie szkła a pozostałe po
eksplozji ich resztki. Stary i wysłużony dywan, który pamiętał jeszcze
poprzedniego właściciela był cały podziurawiony i wytarty w miejscu, gdzie
Snape trzymał nogi, siedząc w swoim ulubionym ciemnozielonym fotelu. Draco
często zastanawiał się czy kolor mebla jest naturalny i przemyślany przez
producenta, czy też tak jak reszta sprzętu został dotknięty przez czas i
lenistwo swojego pana. Patrząc ogółem na mieszkanie skłaniał się nieco bardziej
ku tej drugiej opcji. W podobnym stanie znajdowały się okna, jeśli można je
jeszcze było tak nazywać. Stare, zjedzone już dawno przez korniki ramy oraz
szare, przygniecione warstwą kurzu i brudu szyby nadawały im wygląd jakby
zostały wyniesione z Wrzeszczącej Chaty. Ale na dobrą sprawę Snape przy takich
oknach nie musiał się martwić o żaluzje czy chociażby zasłony i był wolny od
wścibskich spojrzeń przechodniów i sąsiadów.
W czasie gdy Draco dokonywał
oględzin mieszkania jego wuj uporał się do końca z duszącym dymem. Teraz jak na
dłoni dało się dostrzec stan miejsca zamieszkania owego osobnika. On był już
bardzo, bardzo daleko za krytycznym. Malfoy wszedł głębiej i zaryzykował swoim
ulubionym płaszczem, siadając na wysłużonym krześle, które o dziwo było wolne. Severus
w tym czasie dorzucił na stertę gazet znajdującą się w prawym rogu pokoju
kolejne, zapewne same nieprzeczytane Proroki Codzienne.
- Nie myślałeś o remoncie? – Snape
odwrócił się w kierunku swojego chrześniaka i zmusił się na blady uśmiech,
który w tej samej sekundzie wykrzywił się w kwaśny grymas twarzy. Prawdę mówiąc
zjedzenie cytryny wydawało się przyjemniejsze niż wpatrywanie się w twarz
byłego mistrza eliksirów. Następnie rozsiadł się w swoim ulubionym fotelu i
poprawił czarną szatę.
- Draco, mam do ciebie sprawę. – Ton
głosu jego wuja nie sprzyjał nic dobrego, więc Malfoy ułożył się wygodniej,
jednocześnie uważając, aby nie złamać krzesła, na którym siedział.
- Nie pożyczę ci pieniędzy na nic,
co byłoby związane z tym wybuchem. – Snape zmroził swojego byłego ucznia
wzrokiem, ale zaraz potem potarł swoje zbolałe skronie.
- Nie, nie, to już sprawa zamknięta,
jeśli zdążyłeś zauważyć. – Wskazał ręką na pomieszczenie i splótł swoje ręce
pod brodą, opierając je na kolanach. Draco spoglądał na niego z nieufnością.
Zazwyczaj wuj nie kazał mu fatygować się do niego, jeśli nie chodziło o
pieniądze. Blondyn po dwóch nieudanych inwestycjach chrzestnego nauczył się
odmawiać mu wszelkich pożyczek. Na pierwszej stracił trzydzieści tysięcy
galeonów, gdy Snape chciał otwierać fabrykę wywaru żywej śmierci, twierdząc, że
będzie ona zarabiała miliony, bo kto nie chciałby w szybki i łatwy sposób
pozbyć się swojej teściowej czy upierdliwych sąsiadów, a poza tym zmniejszy się
wyż demograficzny, co całej Anglii będzie na rękę. Jednak pomysł nie wypalił, a
Draco próbował przeanalizować po kolei dlaczego. Podejrzewał, że fiasko tegoż
przedsięwzięcia było związane z hasłem reklamowym: Żyj i pozwól innym umierać
za Ciebie. Natomiast druga inwestycja wiązała się z otworzeniem fabryki
szamponu do włosów. Wszystko poszłoby genialnie, gdyby nie dość istotne dwie
rzeczy. Po pierwsze, Snape nie miał pojęcia w jaki sposób wyprodukować środek,
z którym nigdy w życiu nie miał do czynienia. Próbował wszelakich sposobów od
destylacji zakupionego produktu do jego wysuszenia na wiór, ale nie było to ani
trochę bliskie właściwej konsystencji produktu i jego zasadniczego działania.
Gdy w końcu udało mu się stworzyć maź, która w pewnym stopniu przypominała
szampon wypuścił go na rynek. Było dobrze do pierwszego tygodnia, po którym
ludzie, którzy zakupili jego produkt zaczęli przychodzić do niego z łysymi
plackami na głowie, domagając się odszkodowania. I to była druga ważna rzecz,
która pozbawiła Malfoy’a osiemdziesięciu tysięcy galeonów z konta. Głupota
kosztuje, a tępota jego wuja była wyjątkowo droga. Po tych dwóch biznesach
życia, jak to Snape zawsze o nich mawiał, Draco przysiągł sobie, żejuż nigdy
nie pożyczy swojemu chrzestnemu ani knuta na żadne kolejne inwestycje. Na życie
wystarczała mu emerytura hogwardzka, więc mógł sobie spokojnie poradzić. Ale
jeśli tym razem jego wuj nie chciał prosić o pieniądze, to po jaką cholerę tak
bardzo mu zależało, aby przyjechał do niego? Malfoy’owi coraz mniej podobała
się ta wizyta.
- A co to była za sprawa, jeśli mogę
zapytać? – Draco próbował ostrożnie. W głębi duszy modlił się, aby Severus
przygotowywał sobie po prostu obiad, a nie wpadł na kolejny zwariowany pomysł.
- Chciałem wyprodukować bimber, ale
coś chyba w pewnym momencie poszło nie tak i jak na złość rurka nie chciała się
odessać. – Z każdym kolejnym słowem oczy Malfoy’a rozszerzały się do rozmiaru
talerzy a on zaczynał bać się o swoje zdrowie. Przebywał w jednym pokoju z
szaleńcem, którego kiedyś cały Hogwart nazywał mistrzem eliksirów. Tyle, że
gdzieś po drodze jego mistrzostwo uleciało w powietrze.
- A… czym próbowałeś ją odessać? –
Blondyn postanowił zaryzykować, ale już po chwili pożałował swojego pytania,
klepiąc się głośno w czoło.
- No, włożyłem w nią taką długą,
cienką wykałaczkę i podpaliłem ją. Nie wiem, co mogło pójść nie tak. – Severus
wydawał się rzeczywiście nie rozumieć, co zrobił źle. Draco czuł narastającą w
nim wściekłość. Uspokój się, tylko spokój może cię uratować, powtarzał w
myślach sam do siebie. Jednak zamiast się wyciszyć, czuł jakby miał zaraz
wybuchnąć niczym aparatura alkoholowa jego wuja.
- Nie będę ci tego tłumaczył. Jeśli
kolejny wspaniały interes wyleciał w powietrze i to dosłownie, to w jakim celu
chciałeś się ze mną widzieć? – Mężczyzna syczał wręcz przez zaciśnięte zęby,
próbując nie wrzeszczeć na idiotę, którego nazywał chrzestnym. Snape
momentalnie skulił się jak małe dziecko, a Draco dostrzegł na jego wysuszonym,
bladym i zapadniętym policzku coś czerwonego. Czy Severus się rumienił? Nie,
Merlinie, błagam, niech to będzie zwykły pryszcz!
- Draco, bo ja… mam problem.
- O co chodzi? – Pewność z głosu
Malfoy’a wyparowała niewiadomo kiedy i gdzie, podobnie jak u Severusa.
- Jak porozmawiać z… kobietą? –
Szczęka Dracona opadła w dół i gdyby podłoga była trochę bliżej na pewno
uderzyłaby w nią z wielkim hukiem. Blondyn próbował za wszelką cenę nie
wybuchnąć śmiechem, krztusił się i dławił, chcąc zachować powagę, ale w końcu
nie wytrzymał i z jego gardła wyszedł krótki rechot. Rozbawienie minęło
natychmiastowo, gdy spojrzał na smutnego Severusa.
- Ty tak na poważnie? – Zapytał go,
a on pokiwał lekko głową. Draco nachylił się w jego stronę i położył rękę na
jego barku. – Co to za kobieta?
- Madam Hooch. – Były nauczyciel
poczerwieniał niczym burak a oczy Malfoy’a po raz kolejny opuściły jego
oczodoły. Przełknął ślinę i odchrząknął. Profesor Hooch była jedną z jego
znienawidzonych nauczycielek, i gdyby nie uwielbiał latania na miotle już dawno
by ją przeklął. Z czasów szkolnych nie pamiętał, aby Severus był chociaż w
najmniejszym stopniu nią zainteresowany. Niespecjalnie za sobą przepadali, a
ich rozmowy ograniczały się do wymownego ,,dzień dobry” i ,,do widzenia” na
korytarzu, boisku i pokoju nauczycielskim. Co się w takim razie zmieniło?
- Rolanda Hooch? – Zapytał, aby być
stuprocentowo pewnym.
- A znasz jakąś inną Rolandę Hooch,
która uczyła latania na miotle w Hogwarcie i sędziowała ci podczas gry
Quidditcha? – Odpowiedział oburzony Snape i odwrócił swoją twarz w kierunku
brudnego okna. Wydawało się, że czegoś za nim szuka, ale żaden człowiek, nawet
ze wzrokiem jastrzębia niebyły w stanie dopatrzyć się czegoś po jego drugiej
stronie. Ewentualnie grubej połaci kurzu i brudu. Draco westchnął głęboko i
próbował się nie załamywać. Ewidentnym był fakt, że jego wuj prosi go o jakieś
wskazówki w sprawie randkowania, tyle że jak z czarnego stracha na wróble
zrobić prowizorycznego księcia?
- Dobra, to co ja mam zrobić? –
Snape odwrócił się w jego stronę i spojrzał w oczy. Blondyn dostrzegł w nich
niemą prośbę i błaganie o pomoc. Okej, był nieczuły i arogancki, ale to nie
znaczyło, że jego serce nie bije w lewej piersi.
- Mógłbyś może pójść do niej i… -
Niestety mężczyźnie niedane było skończyć, gdyż jego rozmówca wciął się bardzo
nieelegancko mu w zdanie, wymachując przy tym palcem wskazującym przed jego
oczami.
- Wybij to sobie z tej siwej,
tłustej łepetyny! Czy ja wyglądam jak mały, utuczony bobas w pielusze z
kołczanem strzał i łukiem w ręce?! Czy ta eksplozja uszkodziła ci szare
komórki?! Nie będę za ciebie latał do emerytowanej nauczycielki latania z
czekoladkami i kwiatami! – Machanie palcem zamieniło się w wymachiwanie obiema
rękami i głośnymi krzykami na całą kamienicę. Po kilku sekundach dało się
słyszeć pukanie po drugiej stronie jednej ze ścian.
- Ciszej tam!
- Tu mieszkają ludzie!
- Zamknąć się, bo nie ręczę za
siebie! – Uprzejmości Dracona przeszły również na sąsiadów Snape’a, którzy nie
próbowali więcej interweniować. Gdy zapadła na moment cisza Severus spróbował
jeszcze raz pogadać z chrześniakiem. Bo kto jak nie on mógł mu pomóc w zdobyciu
serca Rolandy?
- Draco, posłuchaj… - Młody Malfoy
przerwał mu w połowie zdania gestem ręki, unosząc ją do góry, jakby chciał
powiedzieć ,,stop”, jednak nie powstrzymało to mężczyzny. – Jesteś młody, masz
dużo doświadczenia, myślałem, że mógłbyś coś mi poradzić w tych sprawach.
- Owszem jestem doświadczony, ale
nie w tej dziedzinie, o którą ci chodzi. – Draco uśmiechnął się perfidnie do
Severusa, a ten w odpowiedzi zganił go wzrokiem. Synowi Lucjusza tylko jedno
było w głowie. Czasami Snape miał wrażenie, że młody Malfoy pójdzie do łóżka ze
wszystkim, co się rusza, a jak wypije o parę łyków Ognistej za dużo to nawet i
na tym jakoś specjalnie mu nie zależy. Mężczyzna odgonił od siebie myśli, od
których aż mdło mu się robiło i powrócił do rozmowy z młodym blond arystokratą.
- To może kiedyś, ale co ja mam
zrobić? Jak się z nią umówić? – Były mistrz eliksirów rozłożył bezradnie ręce i
zapadł się w swoim fotelu. Draco milczał przez chwilę, próbując nie zwracać
uwagi na dąsy wuja. Swoim dziecinnym zachowaniem przypominał mu ojca, gdy
zaczynał z nim temat wnuka. Dokładnie tak samo jak Snape krzyżował ręce na
piersi i wpatrywał się w niego jak w dzieciaka, który zabrał mu ulubione
wiaderko z piaskownicy. Potem przychodziła mina zbitego psa, czyli zrobienie
kaczego dziubka i wytrzeszczenie gałek ocznych na tyle, ile pozwalały
możliwości ludzkiego ciała. Patent zazwyczaj działał i tym razem również
błagalny wzrok Snape’a w końcu przemówił do chłopaka i z jęknięciem na ustach
wyraził swoją zgodę.
- Już dobra, dobra! Nie gap się tak!
– Oczy Severusa rozbłysły, a on sam wyprostował się niczym struna i wybąkał
ciche ,,dziękuję”. Draco westchnął i przysunął się bliżej swojego rozmówcy. Miał
nadzieję, że jednak uda mu się w jakiś sposób zniechęcić wuja do tego szalonego
pomysłu. Postanowił zacząć od dość drażliwego tematu, jakim była higiena
osobista, w szczególności głowy. – Nie chcę cię zmartwić, ale będziesz musiał
użyć szamponu, jeśli chcesz zrobić dobre wrażenie.
Snape
skrzywił się i jęknął głośno, nigdy nie lubił tego środka higieny. Nie używał
go, od kiedy jego matka powiedziała, że to wcale nie szczypie w oczy, a gdy owa
substancja się do nich dostała zaczęły boleć jak diabli! Wtedy obiecał sobie,
że nigdy więcej nie dotknie tym swoich włosów. Obietnicy solennie jak dotąd udawało
mu się dotrzymać, co z resztą było dosyć widoczne…
- Czy to konieczne? – Odraza i
wewnętrzna niechęć biła wręcz z twarzy dawnego profesora Hogwartu. Na Draconie
nie robiło to specjalnego wrażenia.
- Obawiam się, że tak. I będziesz
musiał się zacząć uśmiechać. – Severus pobladł na twarzy jeszcze bardziej.
Dlaczego zdobycie kobiety wymagało takiego zachodu?
- A nie można by obejść jakoś tych
głupstw?
- A chcesz zrobić na niej wrażenie?
– Były nauczyciel chłopaka pokiwał w odpowiedzi głową. – To nie rób z siebie
męczennika na Merlina! Kiedy z nią ostatnio rozmawiałeś?
- Jakieś trzy dni temu. Spotkaliśmy
się w sklepie na zakupach. – Oczy Dracona po raz kolejny zaczęły się
rozszerzać. Jego wuj wyszedł na dwór? I to na zakupy? Do ludzi? Przecież on swoją
czarną spowitą gęstym kurzem dziuplę opuszcza tylko wtedy, gdy na ulicy nie ma
żywej duszy! A najlepiej, jakby i duszy przy tym nie było. Młody Malfoy
zanotował w pamięci, że musi sobie gdzieś to zapisać i powiesić, a najlepiej na
lodówce, żeby wszyscy widzieli.
- I o czym rozmawialiście?
- Opowiadałem jej jak się pędzi
bimber. – Blondyn klepnął się w czoło, a potem załamał ręce. Usłyszał jeszcze
,,czy powiedziałem coś nie tak?” od swojego chrzestnego i zaczął czuć, że jego
miłosne podboje tak czy siak będą jedną wielką porażką.
- Wyjątkowo romantyczne, nie ma co.
Dobra, zrobimy tak. Pójdziesz jutro rano do marketu i kupisz szampon do włosów.
– Na sam dźwięk znienawidzonego środka twarz Snape’a wykrzywiła się w grymasie.
– Jak już będą umyte i suche wysil się na najszczerszy i najbardziej czarujący
uśmiech na jaki cię stać i kup bukiet kwiatów. Pójdź do niej i zaproś ją na
kawę, ale błagam, jeśli się zgodzi nie opowiadaj jej o pędzeniu jakiegokolwiek
alkoholu. I przy okazji, masz w swojej szafie coś innego niż kupiona na
wyprzedaży w sklepie z dewocjonaliami sutanna po wikarym?
- Co jest z moją szatą nie tak? –
Snape spojrzał na swoje ubranie i otrzepał je z kurzu. Natomiast Draco patrzył
się na niego z lekkim niesmakiem na twarzy.
- Wiesz, że na pytania retoryczne
się nie odpowiada? – Severus wydawał się nie za bardzo rozumieć wypowiedź
chrześniaka. To była jego ulubiona szata, którą nosił od siódmej klasy w
Hogwarcie. Może i miała trochę ponaszywanych łat, ale była unikatowa.
- Jest w bardzo dobrym stanie, nie
rozumiem w czym problem.
- W dobrym stanie to może i była
jakieś pięćdziesiąt lat temu. Człowieku czy ty nie masz koszuli i spodni? – Na
dwa ostatnie słowa oczy byłego nauczyciela eliksirów nieznacznie się
rozszerzyły. Coś takiego kiedyś posiadał, ale kiedyś nie znaczyło teraz. Młody
Malfoy pokręcił z politowaniem głową i machnął ręką.
- Dobra, mój stary ci pożyczy, a jak
się dowie o twoim pomyśle to jeszcze ci pewnie ją zostawi. – Draco nie za
bardzo rozumiał, po co to wszystko robi. Przecież to i tak nie ma sensu, bo
profesor Hooch może i stara, ale głupia nie jest, a już na pewno nie
zdesperowana. Mimo wszystko postanowił wysilić swe szare komórki i przypomnieć
sobie trochę z lekcji romantyzmu, o których gadała mu matka.
- Mam jej kupić róże? – Malfoy
pobladł na twarzy. Na gacie Merlina, po jaką cholerę on się produkuje, jeśli ten
człowiek nie ma nic wspólnego z romantyzmem!
- Na brodę Merlina, nie! – Snape
wzdrygnął się i patrzył z niezrozumieniem w oczach na chrześniaka. Draco wstał
i zaczął krążyć po pokoju. Wydawał się być wyjątkowo na czymś skupiony. Po
dłuższej chwili stanął i z zaciekawieniem w głosie zapytał Severusa.
- Chcesz ją przelecieć na pierwszym
spotkaniu? – Na jego ustach wykwitł złośliwy uśmieszek, którym bardzo lubił
obdarowywać konkurencję. Snape momentalnie spoważniał, wstał ze swojego fotela
i podwinął rękaw swojej czarnej szaty, a następnie uderzył Malfoy’a niezbyt
delikatnie w głowę, na co chłopak odpowiedział głośnym ,,ała”.
- Ty wiecznie napalony mały
gówniarzu! Za kogo ty mnie masz? Kobieta nie jest od grzania ci łóżka ty
młokosie! Jesteś zepsuty do szpiku kości gałganie! Odejmuję Slitherinowi
trzydzieści punktów za perwersyjne myśli pana Malfoya! – Mistrz eliksirów
ciskał gromami w swojego byłego ucznia. Nigdy nie pochwalał on jego sposobu
bycia i musiałby być głupim, aby o nim nie wiedzieć. Lucjusz wiele razy
próbował przemówić mu do rozsądku, ale jak widać mało skutecznie. Draco nie
zmienił się pod względem powodzenia u płci przeciwnej w najmniejszym stopniu od
czasu ukończenia Hogwartu, a wręcz przeciwnie. Kobiety lgnęły do niego, jakby
spędzenie jednej nocy w jego łóżku stanowiło klucz do raju. Niestety z upływem
wieczoru i witającymi je promieniami słońca zdawały sobie sprawę, że ten
wytrych nie działa i zostały potraktowane jak panie do towarzystwa w kusych
wdziankach i nie dostaną za wykonaną pracę ani knuta. No cóż, jak powiedział
kiedyś jeden z mugoli, jakie życie taki rap, jaka świnia taki schab. Draco nie
wyglądał na bardzo przejętego, gdyż wzruszył tylko ramionami na wywód Snape’a i
ponownie rozsiadł się na krześle.
- Chyba cię wujaszku poniosło.
Odejmować punkty swojemu domowi? – Blondyn uśmiechnął się cynicznie, na co
Severus zmroził go swoim spojrzeniem.
- Nadrabiam z Hogwartu. A ty jeszcze
raz wyskoczysz mi z czymś tak obrzydliwym i z czymś tak ohydnym… - Mężczyzna
zaczął się nakręcać jak kolorowy bączek dla dzieci, ale chłopak uciął mu
moralizatorską orację w połowie zdania.
- Daruj sobie wujku, ojciec już
próbował tą drogą i zabłądził jak widzisz. – Młody Malfoy uśmiechnął się
łobuzersko i założył ręce za głowę, wyciągając przy tym swoje długie nogi.
Severus stał i spoglądał na niego w milczeniu. Nie wierzył, że tego młodego
człowieka prosił o pomoc w zdobyciu serca ukochanej kobiety. Wydawało mu się
jakby jeszcze niedawno trzymał go na rękach w kościele podczas chrztu. Wyglądał
wtedy bardzo niewinnie, jak na chłopca z arystokratycznego domu przystało.
Jednak człowiek, który siedział przed nim tylko z wyglądu przypominał to
malutkie dziecko. Był przesiąknięty testosteronem, arogancją i egoizmem, ot co,
a to wszystko kumulowało się w dość istotnej jak dla tego chłopaka części
ciała. Draco po dłuższej chwili spojrzał na wuja i zmienił swój uśmiech ze
złośliwego na bardziej przyjacielski.
- Jeśli chcesz jej podarować kwiaty
to kup bukiet z frezji, konwalii i… - Blondyn myślał nad czymś głęboko i
rozglądał się po pomieszczeniu. – i niezapominajek.
Severus
spojrzał na chłopaka z niezrozumieniem i już miał zadać mu pytanie, dlaczego
taki a nie inny zestaw florystyczny, ale Malfoy uprzedził jego pytanie.
- Konwalie to wyraz twojej
nieśmiałości i tego, że jest po prostu śliczna. Niezapominajkami powiesz jej,
że chcesz żeby nigdy o tobie nie zapomniała, równocześnie dając jej do
zrozumienia, że masz nadzieję na coś głębszego. A frezje to taki mały dodatek w
postaci zaproszenia do flirtu. – Draco swoją wypowiedź zwieńczył mrugnięciem
okiem do mężczyzny, następnie wstał i poklepał swojego wuja po ramieniu i
zaczął zbierać się do wyjścia.
- I myślisz, że to coś da?
- Moja matka zawsze mówi, że kwiaty
to najprostsza droga do serca kobiety. Myślisz, że dlaczego katowała mnie
zajęciami z florystyki, gdy wracałem do domu?
- Chyba na niewiele się owe praktyki
przydały. A jeżeli to nic nie pomoże? – Draco westchnął tylko głęboko i wsadził
ręce głęboko do kieszeni czarnego płaszcza.
- To znaczy, że jest materialistką i
chce twoich pieniędzy. Na twoim miejscu bym się jednak nie martwił o coś, czego
nie masz. Ale profesor Hooch nie wydaje mi się taka, prędzej stara Mcgonagall.
– Snape podał mu rękę i panowie wymienili się uściskami dłoni na pożegnanie.
Później Severus został sam w swoim pustym i ciemnym mieszkaniu z natłokiem
myśli w swojej tłustej głowie.
Z momentem ukończenia przez Dracona
i reszty uczniów z jego roku nauki w Hogwarcie Severus Snape zdecydował się
przejść na emeryturę. Znudziło mu się mieszanie uczniów domu Lwa z błotem, w
szczególności, że nie było ani Pottera, ani Wesleya ani tym bardziej Longbottoma
lub kogoś do nich podobnego. Aż wstyd było się przyznać, ale na swój własny,
sadystyczny sposób lubił tych dzieciaków. Nawet nadgorliwej Granger z łapą
wiecznie uniesioną w górze mu brakowało. Poza tym miał już dość niańczenia
kolejnej partii małolatów, którzy dostaliby się do Slitherinu. Czuł się już za
stary i nawet docinanie Mcgonagall go nie bawiło. Choć gdy przemieniała się w
kota lubił ją jeszcze od czasu do czasu zamknąć w składziku na miotły. Poza tym
szkoła nie przypominała tej sprzed Wielkiej Bitwy, zmiany jakie w niej zaszły
utwierdzały starego mistrza eliksirów w przekonaniu, że pora odpuścić i udać
się na zasłużony odpoczynek. Gdy uczniowie siódmego roku opuścili na stałe
szkolne mury on złożył na biurku dyrektorskim swoje wymówienie. Minerwa
spoglądała na niego znad okularów i nie mogła uwierzyć w to, co od niego
dostała. Severus pożegnał się z gronem pedagogicznym i resztą pracowników,
jednak zanim opuścił szkołę zabrał ze swojego składzika tyle ingrediencji i
szkła laboratoryjnego ile zdołał pomieścić pod czarną szatą i w torbie, w
efekcie czego Mcgonagall musiała zakupić praktycznie cały sprzęt do sali
eliksirów na nowo.
Tak, trzeba było w końcu coś zmienić
w swoim życiu i nawet Snape to odczuwał. A z momentem ujrzenia Rolandy Hooch na
ulicy Pokątnej zaczął odczuwać jeszcze bardziej od niepamiętnych czasów. Już
dawno nie czuł czegoś podobnego do kobiety, od kiedy Lilly Potter umarła.
Kochał ją do szaleństwa i był gotów zrobić dla niej dosłownie wszystko, nawet
chronić tego smarkacza z rozgwiazdą na czole. Kiedy stanęło jej serce on miał
wrażenie, że jego również. Cząstka jego całego na zawsze pozostanie przy Lilly.
Jednak czas płynie nieubłaganie, co poskutkowało niemałą zmianą w nim samym.
Rolanda od zawsze była piękną kobietą, ale on jakoś nigdy specjalnie na to
uwagi nie zwracał. Dopiero kiedy wpadł na nią w sklepie osiedlowym, gdy pędził
niczym Ekspres Hogwart do półki z serem
dostrzegł jej niecodzienną urodę. Cóż, ciężko powiedzieć, że dostrzegł,
bo wylądował z twarzą pomiędzy jej piersiami, ale kobieta była na tyle wyrozumiała,
że pomogła mu odkleić się od nich bez zbędnych komentarzy typu ,,zbok”. Na
wspomnienie jej uśmiechu i błyszczących oczach koloru cymofanu czuł jak robi mu
się gorąco. Zdecydował, pójdzie do sklepu i kupi ten zakichany od siedmiu
boleści szampon do włosów! A nóż poproszą go, aby zagrał w reklamie tegoż
produktu?
*****
Draco prowadził swój ukochany
samochód szybko i bardzo płynnie. Był doskonałym kierowcą i jego sposobowi
jazdy nie można było niczego zarzucić. No, może poza skłonnością do przekraczania
sto pięćdziesiątki na liczniku, ale to wszystko! Najbardziej był jednak
zszokowany dzisiejszą wizytą u Snape’a. Do głowy by mu nawet nie przyszło, że
jego chrzestny będzie się go prosił o poradę sercową! Kto jak kto, ale Severus
zakochany? Nie, to nie może się udać, Draco myślał gorączkowo. Przecież Rolanda
Hooch musiałaby być ślepa i oberwać Obliviate, żeby dać się zaprosić mu na
kolację! Poza tym ta biedna kobieta po tym spotkaniu trafi na oddział chorób
nieuleczalnych do Munga!
Draco był wyraźnie rozbawiony. Bardzo chciał być
przy randce jego wuja z byłą nauczycielką latania. Wierzył, że miałby ubaw
lepszy niż przy jakiejkolwiek komedii. W końcu nieczęsto się zdarza, aby Snape
się uśmiechał, a co dopiero prawił komuś komplementy. Z drugiej strony jego
były nauczyciel eliksirów był od bardzo dawna samotny. Od czasu, gdy zakochał
się w Lilly Potter żadna kobieta nie była w stanie zainteresować go na tyle,
aby mógł rozważyć zaproszenie jej w jakieś romantyczne miejsce. Być może przyda
mu się taka odmiana. Ale zaraz przed jego oczami stawała profesor Hooch. I że
ona ma niby rozpalić jego zamrożone do szpiku kości serce?! Przecież ta kobieta
jest równie walnięta co on! Z tą myślą Draco przycisnął pedał gazu, a wskazówka
na jego liczniku gwałtownie podskoczyła do 120. Potrzebował chwili prywatności,
spokoju, aby mógł sobie to wszystko poukładać. Najbardziej dręczyło go pytanie,
dlaczego Snape radził się właśnie u niego. On mógł mu pomóc co najwyżej
przerobić cały podręcznik Kamasutry z jego cennymi uwagami. W temacie miłości
romantycznej specem był jego ojciec, dlaczego w takim razie nie spotkał się z
nim lub chociaż do niego nie zadzwonił? Prawdopodobnie zrobił to, ale jego
stary ocenił sytuację i dokładnie wiedział, że nic z tego nie wyjdzie, a
biednemu wujaszkowi pozostało zawracanie dupy swojemu chrześniakowi.
Draco Malfoy nie lubił, a nawet wręcz nie znosił
takich tematów. Miłość była czymś, co wydawało mu się śmieszne. Dwójka ludzi,
która chce zostać ze sobą na zawsze aż do śmierci. Przecież to nonsens! Nie
istnieje coś takiego jak prawdziwa i jedyna miłość, a przynajmniej nie ma na to
dowodów. Mężczyźnie osobiście nie śpieszyło się do zakładania rodziny, bo i po
co? Aby mógł każdego dnia popadać w rutynę? Przecież to już jest praktycznie
jedenaste przykazanie, że po ślubie w każdej kobiecie odzywa się instynkt
macierzyński! Potem przez dziewięć miesięcy trzeba się użerać z ich humorkami i
biegać o trzeciej w nocy do sklepu po ogórki i bitą śmietanę tylko po to, by
dostać w łeb, bo w międzyczasie ochota na ogórki przeszła i zastąpiło ją
pragnienie śledzia w oleju. Następny w kolejności jest poród i kompletny post
seksualny. Nie ma nawet opcji, żeby zrobić szybki numerek, bo pada
niezastąpiony argument ,,dziecko”. Z kolei ty, jako mężczyzna nie możesz powiedzieć
,,walić dziecko”, bo twoje walizki znajdą się przed domem szybciej niż zdążysz
o tym pomyśleć. Gdy smarkacz jako tako wyrośnie to też nie ma opcji na seks, bo
argument ,,dziecko” zostaje zastąpiony przez ,,jestem zmęczona” zamiennie z
,,boli mnie głowa”. I znowu! Ty jako mężczyzna nie możesz jej powiedzieć, że
nie masz ochoty, bo zamieni się mózgami z Sherlockiem Holmesem i nawet
osmarkana chusteczka będzie dla niej dowodem zdrady! Potem są wywody, że za
mało interesujesz się dzieckiem, za dużo pracujesz, za późno wracasz, za dużo
pijesz z kumplami i tak dalej, i tak dalej. W międzyczasie jej poziom własnej
wartości drastycznie jest przez nią samą zaniżany, a ty w kółko słyszysz: ty
już mnie nie kochasz, jestem już dla ciebie za brzydka, przestałam ci się
podobać bo dostałam kształtów, nie patrzysz się na mnie tak jak kiedyś, jestem
gruba. A jakby tego wszystkiego było
mało za drzwiami wręcz czyha na faceta teściowa, aby móc dowalić mu jeszcze
bardziej mówiąc, że nie jest on wart jej córci, i że mogła sobie znaleźć kogoś
lepszego.
Dracona rozbolała głowa od tego chorego natłoku
myśli. Jego obecny styl życia bardzo mu odpowiadał, co z kolei nie
satysfakcjonowało nikogo z kim się zadawał. Blaise wyrzucał mu, że traktuje
kobiety przedmiotowo, podobnie jak Snape. Rodzice nawet nie chcieli słuchać o
jego dziewczynach, a i on nie za bardzo miał im o czym opowiadać. Spowiadanie
się matce i ojcu ile razy w ciągu nocy miało się orgazm nie wydawało się zbyt
taktowne, ani tym bardziej podawanie liczby dotychczasowych kochanek. Tym
ostatnim na dobrą sprawę nie musiał się z nimi dzielić, gdyż prasa mugolska i
czarodziejska trąbiła o jego podbojach średnio raz w tygodniu, więc mogli sobie
wszystko przeczytać z najdrobniejszymi szczegółami. On sam chętnie sięgał po
owe gazety i śmiał się w niebogłosy, czytając relacje dziewczyn, które
przenocował w swoim łóżku na drugą stronę. Tak czy inaczej młody Malfoy nie
czuł presji społeczeństwa i nie widział potrzeby stawania na ślubnym kobiercu.
Nie wykluczał całkowicie tej możliwości, ale wydawała się ona wręcz szalona i
nierealna. Mężczyzna sam twierdził, że kobieta, która chciałaby z nim zostać do
śmierci musiałaby być nieźle stuknięta, a i on musiałby postradać resztki
rozumu. Chyba, że trafiłby na taką, która gustowałaby w otwartych związkach, a
to rzucało całkiem nowe światło na tę sprawę.
Mężczyzna niemal natychmiast przypomniał sobie o
słodkiej kelnerce z kawiarni i z piskiem opon zawrócił samochód przy wtórze
klaksonów pozostałych kierowców. Na jego twarzy wykwitał cwany uśmiech niczym u
lisa, który skrada się do kurnika. On zawsze dostaje to, czego chce, a chce
właśnie tej dziewczyny, aby zagościła w jego łóżku na jedną noc. Kolejna tylko
na jedną noc.
Hahhaah !
OdpowiedzUsuńLeżę, leżę i nie wstaję...
Snape kocha Rolandę ?
OMG *.*
Hahahah xD
Bimber, wywar żywej śmierci...jprdl nie mogę xD
Nic więcej nie napiszę po za tym, że bekowe to jest xD
Szkoda, że rozdział dopiero czternastego, ale zdążę go przeczytać przed wyjazdem ;p
Pozdrawiam,
Andromeda
Ps.: Wyłączyłaś weryfikację obrazkową ? Jeśli nie, to wyłącz bo to strasznie utrudnia dodawanie komentarzy ;c
Fantastyczny rozdział, taki lekki. Przyjemnie się go czytało z wielkim uśmiechem na ustach :D Czekam na kolejny i życzę weny :*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział szczególnie wątek ze Snapem :) czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Agata
Genialny rozdział :D Bardzo szybko się go czytało, uwielbiam twoich bohaterów i twój sposób pisania :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cookie
motyw Snape'a rewelacyjny, innowacyjny i oryginalny. podoba mi sie. widzialam kilka literowek, ale teraz mi uciekly :p chaos jest, ale przez to blog wydaje sie wyciagniety z zycia codziennego za co duzy plus.
OdpowiedzUsuńczekam co dalej ^^
pozdrowienia :*
Nox
Zakochany Snape - normalnie czytam to, ale nie wierzę. Z tego musi wyjść niezła beka :D Rozdział super, chociaż Draco to straszny dupek, co ma w sumie swój urok :) Prawdę powiedziawszy mam nadzieję, że w czwartym rozdziale wrócisz do wątku Hermiony, bo normalnie ciekawość mnie zżera, o co tam chodzi :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Draco jeszcze długo będzie dupkiem, ale mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Po prostu taki do mnie najbardziej przemawia i łatwiej jest mi pisać jego spostrzeżenia. Rozdział czwarty to jedna wielka niewiadoma, sama jeszcze nie wiem, co się w nim znajdzie, ale chcę wrócić do wątku Hermiony.
UsuńPozdrawiam,
Realistka
Jeestem! :D
OdpowiedzUsuńJak zwykle rozdział napisany delikatnie, umiejętnie i lekko. Twój Snape nie jest kanoniczny, ale wykreowałaś go świetnie i bardzo go polubiłam. Taka ,,twarz'' Severusa mi odpowiada i już zostaję jego fanką( jakbym wcześniej nią nie była :P). Żałuję, że nie było w tym rozdziale Hermiony i może innych postaci, ale nic nie szkodzi. Myślę, że takie wprowadzenie też jest ważne. Co tu więcej pisać? Jestem ciekawa dalszych losów i wierze, że w następnym rozdziale również zaprezentujesz coś intrygującego i interesującego.
Życzę weny i gorąco pozdrawiam,
http://precious-fondness.blogspot.com/
Cieszę się niezmiernie, że wykreowany przeze mnie Severus spodobał Ci się, ja osobiście uwielbiam postaci, które są kompletną odwrotnością tych, które już znamy. 14 sierpnia planuję rozdział czwarty i powrót w nim Hermiony, ale czy dam radę to jedna wielka niewiadoma :D Mimo wszystko zapraszam w czwartek, mam nadzieję, że nie zawiodę.
UsuńPozdrawiam,
Realistka
Haha genialny Snape XD Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńZrobiłaś z severusa jakiegoś starego dziada! To parodia
OdpowiedzUsuńUznam to za komplement ;)
Usuńsuper
OdpowiedzUsuńZajebiste xDDD Pozdrawiam farbująca włosy na miedziany xDD
OdpowiedzUsuń